• Nie Znaleziono Wyników

NA OKŁADCE: Ołtarz w kościele Sw. Trójcy w Warszawie.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "NA OKŁADCE: Ołtarz w kościele Sw. Trójcy w Warszawie."

Copied!
33
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

NA OKŁADCE: Ołtarz w kościele Sw. Trójcy w Warszawie.

S P I S T R E Ś C I

1. N a d z ie ja — Ks. J. K ...1 2. W s p o m n ie n ia m a tk i o je d y n y m sy n u — W ł a ­

d y s ł a w a M a r z ...2 3. Z g ru z ó w — o d ro d z ił się. R e fle k s je n a t e m a t

u ro c z y s to ś c i p o św ię c e n ia k o śc io ła św . T r ó jc y

— X. R. T ... 4 4. T eo lo g ia w d o b ie w s p ó łc z e sn y c h p r z e w ro tó w —

Ks. D r E m i l J e l i n e k ... 6 5. N ow e s p o jrz e n ie n a p ro b le m e s c h a to lo g ii —

M gr W a c ł a w I w a s z k i e w i c z ...10 6. Z h is to r ii U n iw e r s y te tu W a rs z a w sk ie g o

Ks. Dr W i t o l d B e n e d y k t o w i c z ...11 7. W tro sc e o n a sz ą m ło d zież — S t e f a n B a u m 14 8. L a to n a s z e j m ło d z ie ż y M g r S t a n i s ł a w

B r o t n i c k i ...16 9. E ty k a św ie c k a czy c h rz e ś c ija ń s k a ? — Ks. O.

K r e n z ...„ ... 18 10. S o n e ty do C h ry s tu s a — F r a n c i s z e k L i p i ń s k i 20 11. Ś w ią ty n ie p e k iń s k ie — Doc. D r J e r z y S l i z i ń s k i 21 12. D ział B ib lijn y . W a lk a o d o b ro — Ks . B o g d a n

T r a n d a ...22 13. K o m e n ta rz e b i b l i j n e ...* . ...24 14. Co piszą in n i ,.P ie lg rz y m P o ls k i” o T y s ią c ­

le c iu ... 25 15. B is k u p w ro c ła w sk i o t o l e r a n c j i ...26 16. Z k r a j u i ze ś w i a t a ... 27

WYDAWCA: Konsystorz Kościoła Ewangelicko-Refonmowego w PRL.

REDAKCJA I ADMINISTRACJA: Warszawa, ul. Świerczew skiego 74, tel. 64246.

REDAGUJE KOLEGIUM: Redaktor N aczelny — Ks. Jan Nie wieczerzał.

PRENUMERATA: rocznie 36 zł, półrocznie 18 zł, kw artalnie 9 zł, numer pojedynczy 3 zł. Konto PKO Warszawa — 1-7-110.097

Do nabycia również w e w szystkich placówkach Kościoła.

Stł. 2. Zam. 471. Nakł. 2.000 — A-55

(3)

ROK II (XVI) NR 7 - 8

W ARSZAW A 1 9 58 r. LIPIEC - SIERPIEŃ

1 Ml t S I t t l H I K /? f LI 6 U N O - S P O ł t C l t m

N A D Z I E J A

Ks. J. K.

„W żdy m a jeszcze nadzieję Iz ra e l”...

Ezdr. 10 : 2.

K im że je s t ów Izrael, k tó ry „w żd y” może m ieć nadzieję? W słow ie ty m u p a tr u je ­ m y zazw yczaj oznaczenie pew nego n a - r o d u, ale w P iśm ie św. oznacza ono przede w szystkim n aró d Boży, lu d p rz y m ie ­ rza, lud, k tó ry sam Bóg pow ołał i pośw ięcił.

„Z m iłuję się, n a d kim się zm iłu ję a z litu ję się n ad k im się z litu ję ” (Ex. 33: 19) — po ­ wiada P an zastępów . Bóg te n lu d w y b ra ł i poświęcił po to, aby w nim przeby w ało S ł o- w o. L ud w y b ra n y słyszy to Słow o i je s t Mu posłuszny; ono dom aga się p o słuszeństw a tych, k tórzy jego słuchają: Słowo Boże dom aga się życia słuchacza. A społeczność tego Słowa to je s t w łaśn ie Izrael; je s t to lud n ie tylko S tarego T estam en tu , ale w szystkich w ieków . Bóg m iał sw ój lud nie tylko w czasach M ojżeszowych, On go m a jeszcze i dzisiaj. Społeczność Słow a Bożego czyni z lu d u Słow a duchow ego Iz ra e ­ la, lud Boży, Kościół. Je d y n ie i w yłącznie dla tej społeczności Słowa „w żdy m a jeszcze n a ­ dzieję Iz ra e l”.

T y l k o Izrael, a nie k to inny, m a Słow o Boże; nie posiada go ani Egipt, ani B a­

bilon. A E gipt i B abilon to nie tylko h is­

to ria i przeszłość, to w iecznie żywa, a k tu a ln a teraźniejszość, to św iat w okół nas i w nas.

Ś w iat jest nie tylko tam , gdzie — ja k po w ia­

da P salm ista — „głupi rzekł w sercu swoim:

nie masz Boga” (Ps. 14 : 1) i gdzie „się poga­

nie buntują a narody przemyślają próżne rze­

czy” (Ps. 2 : 1), ale to są w szyscy ci, którzy są „oddaleni od społeczności Izraelskiej, i ob­

cym i od um ów obietnicy, nadziei nie m ający i bez Boga na św iecie” (Efez 2: 12). Ten E gipt i Babilon, ów św iat bez Boga, jest n aw et i w naszych w idzialnych K ościołach i zborach, jest w naszych rodzinach, w naszym życiu osobis­

ty m i w życiu całych narodów , je st po prostu człow iek bez Słowa Bożego. A w łaśnie dlatego, że św iat, E g ip t i B abilon, nie m a ją Słowa Bożego, dlatego też n i g d y n i e

m o g ą m ieć nadziei. T ylko Izrael — Kościół m a Słowo, Słowo Boga żywego i dlatego „w żdy m a jeszcze nad zieję Iz ra e l” .

Czasy E zdrasza w cale n ie b y ły ła tw e dla historycznego i duchow ego Izraela. Ja k że tu było mało' d a n y c h dla jak ich k o lw iek nadziei!

Izrael w rócił w łaśnie z niew oli babilońskiej.

Jak iż zresztą Izrael! Przecież to by ły pod w zględem liczebnym i m o raln y m tylko żałos­

ne szczątki niegdyś królew skiego narodu. S y ­ tuacja m a te ria ln a była kiepska, a o duchow ej i m oralnej lepiej nie m ów m y. To b y ła ru in a naro d u pod k ażdy m w zględem . N ehem iasz (4:2) nazyw a ją w ręcz „grom adą g ru zów ”. I jak że tu jeszcze o takiej „grom adzie gru zó w ” , jak ą była Je ro zo lim a dosłownie, a Izrael w p rz e ­ nośni, m ożna żywić jak ieko lw iek nadzieje?

„W szystko stw o rzen ie w espół w zdycha i w es­

pół boleje..., oczekując objawienia Synów Bo­

żych” (Rzym. 8: 22. 19). Bez nadziei żyć nie można. Gdzie je s t płacz i boleść, m usi być i nadzieja, inaczej b y łab y to czarna rozpacz.

Ale ileż to naszy ch najlepszy ch nadziei zaw io­

dło! O czekiw aliśm y czegoś lepszego dla sie­

bie, dla sw ych bliskich, dla św iata, a ty m cza­

sem... Ja k że często jesteśm y w sw ych n adzie­

jach naiw ni, ja k dzieci, k tó re nie p o jm u ją szarej rzeczyw istości życia. I nasze nad zieje są ja k nadzieje dzieci, szalone. „Po części zn a­

m y i po części p ro ro k u je m y ” (I Kor. 13: 9).

Nie rozum iem y życia ani sam ych siebie, nie znam y teg o ”, co jest ku pokojow i naszem u, albow iem to z a k ry te je s t od oczów n aszy ch”

(Łuk. 19: 42). D opiero po niew ezasie poz­

najem y, ja k byliśm y n aiw ni i szaleni w sw ych nadziejach. Dzięki Ci, Boże, za w iele zaw ie­

dzionych nadziei! Co by się stało, gdyby się urzeczyw istniły; przecież nasza boleść i c ie r­

pienia św ia ta b y ły b y jeszcze większe!

A cóż m oże zrobić człow iek taki, jakim je ­ stem ja i Ty? Człowiek skażony grzechem ? Chęć leży we m nie, ale w ykonania tego co dobre, nie zn ajduję. Bo nie czynię dobrego, którego chcę, ale złe, którego nie chcę, to czy­

n ię ”. (Rzym. 17: 18— 19). G dyby człowiek żył n a w e t w raju , zrobiłby z niego' w k ró tce n a j­

gorsze piekło, co m u się zresztą już udało.

(4)

T ylko niepopraw ni, k tó ry c h a n i h isto ria ani w łasne, bolesne dośw iadczenia d o tąd jeszcze niczego nie nauczyły, ciągle jeszcze chcą b u d o ­ wać, reform ow ać, p o p raw iać i odnaw iać św iat bez Boga; ciągle jeszcze m ają nadzieję i w ia ­ rę w dobrego człow ieka, k tórego sobie sam i w ychow am y. Ja k ąż g o rzk ą p raw d ę rzekł M ak­

sym G orki: Ł atw iej zbudow ać dziesięć D niep- rostrojów , niż w ychow ać now ego człow ieka.

A bez n o w e g o - c z ł o w i e k a nie m oże być nadziei i w ia ry w lepszą p rzy sz ­ łość. P o ją ł to ju ż sta ro te stam e n to w y P sa lm i­

sta, k ied y prosił: ,,S erce czyste stw ó rz w e m nie, 0 Boże, a d u ch a praw eg o odnów w e w n ę trz ­ nościach m oich,, (Psalm 51: 12).

S ta ro te sta m e n to w y Izrael, m im o rozpaczli­

w ej sy tu acji, m iał n ad zieję w sp raw ach do­

czesnych i to nie dlatego, żeby w ierzy ł w do­

brego człow ieka, lecz dlatego, że m iał Słowo, w k tó ry m Bóg m u się zjaw ił, jako litościw y P an . T ak m ów i P a n zastępów :” Dam wam serce nowe, a ducha nowego dam do wnętrznoś- ści waszych, i odejmę serce kamienne z ciała waszego, a dam wam serce m ięsiste. Ducha m ego, m ówię, dam do wnętrzności waszej, a uczynię, że w ustawach moich chodzić i sądów moich przestrzegać i czynić je będziecie...

1 będziecie ludem moim, a ja będą Bogiem w a­

szym ” (Ezech 36: 26— 28). T ak i w sp raw ach tego św iata rozstrzyga słowo Jezusow e: ,,Beze m n ie nic uczynić nie m ożecie” (Jan 15: 5). A le nie chodzi ty lk o o życie doczesne „Szukajcie naprzód K rólestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydane”

(Mat. 6: 33). „Grzech pozbawia nas wszystkiego, a wzam ian daje w doczesnym życiu boleść i n ę­

dzę, utrapienie ciała i ducha, a w onym życiu — w ieczne zatracenie.” Zapłatą za grzech jest śm ierć” (Rzym. 6: 23).

W n ajokro pn iejszej nędzy ludzkiej, w k tó ­ re j nie m asz — po ludzku biorąc — żadnej nadziei, Izrael może m ieć „w żdy” jeszcze n a ­

dzieję w Bogu litościw ym . On sam pociesza sw ego Izraela: „Nie bój się, bom cię odkupił, a w ezw ałem cię im ieniem twoim; moim jes­

teś” (Iz. 43: 1). „Ja ,ja sam gładzę przestępstwa twoje dla siebie, a grzechów twoich nie wspom ­ nę” (Iz. 43: 25). „Albowiem tak Bóg um iłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto w eń wierzy, nie zginął, ale m iał ży­

w ot w ieczny”. (Ja n 3: 16).

Ł aska Boża, objaw iona w Słowie, k tó re c ia ­ łem się stało' i przeb yw ało m iędzy nam i, ła s ­ ka, k tó ra n ajw yższy w y ra z znalazła w krzy żu C h rystu sow ym na Golgocie i w p u sty m g ro ­ b ie Józefa z A ry m atei, je s t rękojm ią, że grzech i śm ierć zostały przezw yciężone, a zwycięzcą je s t Jezu s C hrystus, S yn Boży i S y n człow ie­

czy. W tej łasce tkw i i n a s z a n ad z ie ja w yzw olenia z k lą tw y i przem ocy grzechu. To są w łaśnie ow e „naczynia srebrne i naczynia złote” (Ex. 12: 35), k tó re posiada jed y n ie Izrael, a n ie św iat — E gipt i Babilon — a k tó ry c h n ik t Izraelow i nie weźm ie, albow iem „nic nas nie m oże odłączyć od m iłości Bożej, k tó ra je s t w Jezusie C hrystusie, P a n u naszym ” (Rzym 8:

39). A gdyby n aw et Cię twój w łasny grzech i grzech Tw ego otoczenia ograbił i złupił ze w szystkiego tak, że n ie pozostaw ałoby Ci nic in ­ nego, prócz grzechu i nędzy, posiadasz jeszcze coś, z czego Cię n ik t n ie ograbi, a na czym możesz polegać z całą pew nością. Lecz posia­

dasz to tylko wówczas, jeśli Słowo Pisma św.

stało Ci się Słowem żywego Pana, Słowem , w którym przebywa miłość Boga Ojca, łaska Jezusa Chrystusa, dar i społeczność Ducha Św iętego (3 K or.: 13 : 13) i jeśli znasz ta je m n i­

cę p raw dziw ej pobożności, że Bóg objaw iony je s t w ciele (2 Tym 3: 16). W ówczas i dla Cie­

bie, now oczesny człowiecze, sta re Słowo b ib lij­

ne s ta je się żyw ą i a k tu a ln ą rzeczyw istością.

„W żdy m a jeszcze nadzieję Iz ra e l”. D latego to w łaśnie w E vanston m ów iło się o tym , że C h ry ­ stus je s t n ad z ie ją św iata.

Wspomnienia matki o jedynym synu

W ŁAD YSŁAW A M ARX

W szędzie Cię w idzę I ciągle Cię słyszę, Choć ju ż odszedłeś

Na w ieki.

Z a w sze jesteś ze m n ą Z a w sze je ste ś p r z y m nie N ig d y nie będziesz

Daleki.

D

ZIEŃ Twojego urodzenia był jednym z najszczę­

śliw szych dni m ojego życia. Przyszedłeś na św iat duży, silny i zdrów. Zapisali Cię też do najw ięk­

szych noworodków Warszawy.

Dziecina mała w poduszce N ieśw ia d o m a jeszcze

S w ojego życia;

Rozjaśniła życie rodzinne, J a k zorza poranna

Z ukrycia.

K

IEDY zaczynałeś już rozumieć i m yśleć, to często czułam, że w łaśnie Ty, choć jeszcze m aleńki, ale najbardziej m nie rozumiesz. Kiedy np. m iałam w ie­

czorem jakąś pilną pracę, a Was dzieci trzeba było spać ułożyć, to Ty, choć taki jeszcze m aleńki i choć Ci nic nie m ówiłam , prosiłeś kładąc się do łóżeczka:

„Mamuś, tylko tę jedną piosenkę co to “mamuś nie m a ciasiu“, m usi zasiąść (do ;„loboty“ <w <ciszy bez

„hałasiu“ i już „będem“ spal.

T r u d n o odgadnąć, C z em u to mówiłeś, Ułatw ić chciałeś m e życie,

Czy ta k bardzo lubiłeś?

W

IDZĘ CIĘ w Inowrocławiu jako 2-letnie dziecko.

Już w tedy umiałeś Sobie jednać sym patię ludzi obcych. Dla Ciebie dyrygent orkiestry grał mazura, gdy go prosiłeś, że chcesz tańczyć i tańczyłeś napraw­

dę na deptaku, zbierając oklaski i zjednując sobie

(5)

tą naturalną swobodą wszystkich, którzy na Cię pa­

trzyli. Widzę Twoje bardzo jasne w łoski równo ob­

cięte i słyszę jak Cię nazywają: „polskim pacholę­

ciem “.

Mało kto umiał, ta k ja k T y Za serce c h w yta ć ludzi.

Widać miałeś spojrzenie i uśm ie ch Co sy m p a tię lu dzką budzi.

P AMIĘTAM Twój pierwszy bunt przeciwko Bogu:

Gdy m iałeś 3 lata zmarł nagle mój Ojciec, a Twój Dziaduś, z którym się bardzo kochaliście. Nie mogłeś pojąć, co się stało; w ołałeś Go, płakałeś ciągle, w ięc powiedziałam Ci, że nie wróci, bo Go „Bozia“ za­

brała. W kilka dni po pogrzebie, kiedy stanęłam w ie­

czorem, jak zwykle przy Tw ym łóżeczku, abyś od­

mówił wieczorną m odlitwę, Ty spojrzałeś na mnie wzrokiem dorosłego człow ieka i oznajmiłeś mi: „Nie

„będem“ się modlił, mie kocham Bozi, bo zabrała mi mojego Dziadziusia“. Dornowi radzili dać klapsa na takie mędrkowanie, ja jednak uszanowałam ten Twój pierwszy „bunt“ i czekałam, co będzie dalej. Minęło 3 tygodnie, w przeciągu których nie m odliłeś się ani razu, aż pewnego wieczora, widzę Cię, jak klękasz i słyszę, gdy m ówisz z powagą: „Będem się modlił:

Ocia, Sina i Ducha“.

Czy duch mojego Ojca Naw rócił Cię do Boga, Czy S a m zgiąłeś kolanka U Bożego proga?

S

ŁYSZĘ Twój m iły glos dziecięcy, kiedy wracasz z siostrzyczką i tatusiem ze ślizgaw ki i zaraz od proga ubolewasz nade mną: „Tatuś na ślizgawce fryltuje (flirtuje), horenduje (holendruje) z pannami, a mamusia siedzi i pracuje „pracuje“. W ymawiać słów jeszcze nie umiałeś dobrze, a już na każdym kroku czułam Twą miłość i troskę o mnie.

Choć kochałeś Ojca Sw e go I starałeś Go się naśladow ać,

Nie bałeś się j e d n a k po d zie cin n em u Ś m iesznie Go czasem sk r y ty k o w a ć .

IDZĘ Twą radość, gdy dowiedziałeś się, że po-

” edziesz nad morze na lato i słyszę, jak przyrze­

kasz, że będziesz pomagał mamusi, bo już jesteś du­

ży (miałeś 6 lat). Obiecałeś, że będziesz się mną' i siostrzyczką opiekował, bo Tatuś nie mógł poje­

chać.

Mieszkaliśmy u rybaka. Na obiady chodziliśmy do pensjonatu, a resztę jadaliśm y w domu, w ięc robo­

tę domową trzeba było rozdzielić m iędzy nas — tro­

je. Ty w ziąłeś na Siebie obowiązek czyszczenia w szystkich bucików i przynoszenia rano prowian­

tów ze sklepiku. Dotrzym ywałeś tego solennie, obu­

w ie było w yczyszczone i prowianty rano w koszycz­

ku przyniesione. Po 2 m iesiącach rozkosznego poby­

tu w „Chałupach“ wracaliśm y nocnym pociągiem do Warszawy. Pociąg na m ałych przystankach zatrzy­

m ywał się bardzo krótko i rybak, który nas odpro­

wadzał nie m iał czasu ułożyć nam rzeczy w w ago­

nie, to Ty pierwszy zwróciłeś się do konduktora pro­

sząc go, aby walizki ułożył na półce, bo mamusi nie wolno dźwigać, a Ty choć jesteś jej opiekunem, ale nie poradzisz. Konduktor zrobił o co go prosiłeś, a potem w inszow ał mi, że mam takiego „zucha“, a m o­

je serce rosło.

Czy była to miłość dla m a tki,

Czy ju ż obowiązkow ość ta k opanowana Że sama z siebie i n n y m dawana?

TĄ/" IDZĘ CIĘ w Piwnicznej, jak pomagasz gospo-

* * darzowi, staremu góralowi, zwozić i zbierać plo­

ny w górach. Powoziłeś krowami (konie tam dojść nie mogły), podawałeś snopki, traktow ałeś sw ą pracę

tak poważnie i uczciwie, że na odjezdnym przynieśli nam gospodarze całą ćwiartkę ślicznych gruszek za Twą pracę. Miałeś wtedy zaledwie dziesięć lat. W i­

dzę Cię w tejże Piwnicznej, jak tańczysz na depta­

ku oberka z dorosłymi panienkami i biją Ci brawo za Twą zręczność.

Pomagałeś w pracy polnej, A b y robić coś dobrego, A bawiłeś się, tańczyłeś, Bo w a k a cje są od tego.

O

BLĘŻENIE Warszawy 1939 rok. Byłeś Harce­

rzem, zrobili Cię w ięc „gońcem“. Na rowerze rozwoziłeś rozkazy. Przed każdym wyjazdem wpa­

dałeś do piwnicy, gdzie się ukrywaliśm y i „meldo­

w ałeś“ mi, że jedziesz i na jak długo. Raz obiecałeś Swój powrót za pól godziny, a wróciłeś po trzech godzinach, zmęczony, zziajany, ale rozpromieniony.

Słyszę Cię jak opowiadasz, że otrzymałeś „rozkaz w ojskow y“ odwiezienia klatki z pocztowymi gołębia­

mi na krańce Warszawy. Spełniłeś to solennie, choć droga była bardzo niebezpieczna, zdałeś „raport“

z dokonanego rozkazu i byłeś szczęśliwy, że Ty, 15- letnie chłopię, dokonałeś naprawdę poważnego czy­

nu, dla Swej ukochanej Warszawy.

Czy to zasługa czarow nej W arszaw y , Że pędziłeś pod b o m bam i

Dla własnego zadowolenia Nie dla jakiejś s ła w y ”.

P RZEZ czas „okupacji“ byłeś „rozklejaczem“ po-

* drabianych rozkazów podziemnych. Robiłeś to po godzinach dozwolonych na chodzenie po ulicach.

Drżałam zawsze, gdy oznaczona godzina m ijała, a Ciebie nie było. Widzę Cię, jak wpadasz spóźniony, ale rozpromieniony, a w ięc zrobiłeś coś chciał. K ie­

dy się już kładłeś spać, to słyszę, jak m ówisz do mnie: „Mamiś (tak m nie w tedy nazywałeś) pocałuj sw ego syneczka, bo udało mu się znów zrobić coś dla sw ej W arszawy“.

Mało z takim, pracowało Z aparciem się siebie Dla Ciebie — W arszawo

Dla Ciebie.

P RZYSZŁO powstanie. Ty w ierzyłeś św ięcie w

* zw ycięstw o Warszawy. Szedłeś, jak na gody.

Przez pierwszy m iesiąc nic o Tobie nie w ied zieliś­

my. Nareszcie pierwszego września oddział Twój trafił do środka miasta i przyszedłeś do nas. Brałeś udział w walkach na Woli, Ogrodowej, na Starym M ieście itd. Przez cały m iesiąc sypiałeś na kam ie­

niach nie zdejmując ubrania i butów i uważałeś to wszystko za zupełnie naturalne, a nie żadne pośw ię­

cenie. Twój pseudonim „Miś“ zdziwił nas, bo t^ do Twoich zwinnych ruchów nie pasowało, ale w ytłu ­ m aczyłeś mi, że ja byłam „Mamiś“, w ięc „Ma“ zo­

stała w demu, a „Miś“ poszedł w alczyć i zdobywać Warszawę.

Dnia 10 września 1944 roku padłeś przy baryka­

dach. Pochowany zostałeś w ogrodzie Głuchoniemych na placu Trzech Krzyży skąd 30 marca 1945 r. prze­

nieśliśm y Cię na cmentarz Wojskowy.

T yle było życia w Tobie T y le pieśni na T w y c h ustach Że tru d n o w yobrazić sobie Ciebie leżącego cicho, spokojnie Po te j m orderczej wojnie.

Dla W a rszaw y

Cześć Ci za bohaterstwo.

Dla m a t k i

Cześć Ci za miłość i rycerstwo.

(6)

Z G R U Z Ó W - O D R O D Z IŁ SIĘ

Refleksje na femaf uroczystości poświęcenia kościoła św. Trójcy X.R.T.

Po nabożeństwie, przed w ejściem do kościoła, stoją od lew ej: ks. dr Wilm z NRF, ks. dr Franklin Clark Fry, prezydent Federacji Luterańskiej, oraz ks. dr Karol E. Lund-Quist, generalny Sekretarz Federacji.

P

arafia ew angelicko-augsburska św. Trójcy w W a r­

szawie była przez dziesiątki lat najw iększym zbo­

rem ew angelickim w kraju, bo liczącym około dw udziestu tysięcy dusz. Ale nie liczba była jego chlu­

bą w przeszłości. Jeżeli ku niemu zwrócone były oczy całego protestantyzm u, a w w ielkiej mierze także ogółu społeczeństw a polskiego, to powodem tego była jego postaw a narodow a, a w jeszcze w iększej m ierze w spa­

niała praca społeczna i charytatyw na. Bodaj żadna inna parafia w kraju, bez względu na w yznanie, nie m ogła się poszczycić tylu zakładami, będącym i wzorem dla tego rodzaju pracy. W ystarczy wym ienić gim na­

zjum męskie im. Mikołaja Reja, znane na całą Polskę, gimnazjum żeńskie im. A n n y W azów ny, Szpital Ewan­

gelicki, jeden z najstarszych i najlepiej prowadzonych w W arszaw ie, Dom Sierot, Dom Starców i wiele, w iele innych. Symbolem całokształtu tej działalności była w spaniała św iątynia, wzniesiona w tr. 1778. Słowo Boże, głoszone w niej przez takich znakom itych kaznodziei, jak ks. Otto, ks. Machlejd, ks. Bursche i w ielu innych, nie było pustym dźwiękiem, lecz przybierało realne kształty w postaci wielu zakładów charytatyw nych i naukow ych, będących świadectw em żywotności idei reform acyjnych.

Zbór ew angelicko-augsburski w W arszaw ie od daw ­ na dzielił losy całego narodu. Poczuwał się do so­

lidarności z narodem nie tylko w chwilach zw ycięstw i chwały. Przylgnął doń w najciemniejszych chwilach upokorzeń, w czasie rozbiorów. Chociaż wielu w y ­ bitnych księży i działaczy św ieckich nosiło nazw iska o brzm ieniu nie polskim, to jednak umiłowali oni swą przybraną ojczyznę i brali udział we w szystkich zry ­ w ach narodu do wolności, nie w yłączając pow stania w arszaw skiego, i często krw ią pieczętow ali swój p a­

triotyzm . A stali się patriotam i „nie z roli ani z soli, ale z tego co boli."

Nie dziw też, że ich św iątynia, dzieło architekta z czasów króla Stanisław a A ugusta — Zuga, m usiała podzielić los um ęczonej W arszaw y. Dnia 16 w rześnia

1939 r. w czasie oblężenia przez w ojska hitlerow skie spadła na kopułę bomba zapalająca. Świadkowie, któ­

rzy widzieli pikujące samoloty, jednom yślnie stw ier­

dzają że był to świadomy akt ze m sty ze strony tych, którym postawa patriotyczna ew angelików warszaw­

skich była solą w oku, a świątynię ich uważali za symbol tej postawy. Trzeba więc było ją zetrzeć z pow ierzchni ziemi, aby już nigdy nie m ogła się pod­

nieść.

Serca ew angelików w arszaw skich ściskał ból, kiedy patrzeli na m akabryczny obraz kłębów dymu, unoszą­

cych się z gloriety kościoła, ale w ew nętrznie rozpie­

rała ich zaszczytna duma, wprawdzie bolesna, że w ty c h ' gigantycznych zm aganiach się całego narodu d a ­ ne im było złożyć tę w łaśnie ofiarę. Świątynia legła w gruzach, ale zbór żył dalej w niemej determ inacji, otrzym awszy gościnę w ocalałym kościele reform o­

wanym na Lesznie. A w iara, że nadejdzie ten dzień, kiedy znowu zabrzm ią dzwony w zburzonym kościele, a pieśń chw ały znowu uderzy o strop w spaniałej ko­

puły, nigdy nie w ygasła.

I przyszedł ten dzień, choć droga doń nie była ła t­

wa. Odbudowa, trw ająca praw ie 12 lat, obfitowała w dalsze, nie mniej dram atyczne m omenty. Nie bę­

dziem y o tym wspom inać. Przyszedł dzień radości — 22 czerwca 1958 roku, który jest kam ieniem milowym w bogatej historii tego kościoła. Dzień pośw ięcenia odbudow anej św iątyni. To nie było święto tylko w ar­

szaw skiej parafii, ani tylko luteranizm u polskiego.

To było św ięto protestantyzm u w skali św iatow ej.

Świątynia w arszaw ska już ze względu na swą m onu­

m entalność i w artość zabytkow ą budzi zainteresow a­

nie całego protestantyzm u. W yrazem tego zaintereso­

w ania były też niew ątpliw ie ram y uroczystości.

W dziejach protestantyzm u polskiego nie w idzieliśm y podobnego zjazdu tylu dostojników kościelnych z róż­

nych krajów i różnych kościołów. A więc reprezento­

w any był przede w szystkim św iatow y luteranizm , k tó ­ ry coraz w yraźniej, dzięki usilnej pracy m isyjnej, sta­

je się w yznaniem praw dziwie światowym, pow szech­

nym.

Przem awia prezydent Światowej Federacji Luterań-»

skiej, ks. dr F. C. Fry.

(7)

Przem awia ks. dr Emmen, z Kościoła Ew-Reform o- wanego w Holandii.

Pokolenie nasze jest bowiem św iadkiem coraz ściślej­

szego jednoczenia się kościołów luterańskich na całym świecie w jeden duchowy i nie tylko duchow y orga­

nizm, w postaci Światowej Federacji Luterańskiej.

Instytucja ta jest jeszcze w praw dzie młoda, ale w y­

kazująca coraz w iększą aktywność. Reprezentow ał Fe­

derację jej prezydent, ks. biskup dr. Franklin Fry, który jest dziś najwyższym dostojnikiem ogółu lute- ran. Był obecny również jego poprzednik, ks. biskup Lilie z Hannoveru, a poza tym biskupi, super intenden­

ci, prezydenci — i przedstaw iciele kościołów luterań­

skich Szwecji, Danii, Łotwy, Estonii, Niemiec, Cze­

chosłowacji, Austrii i w ielu innych. Każdy z nich w mniej lub w ięcej barw nych szatach liturgicznych, od zw ykłej czarnej togi, aż do bogatych kap i pastorałów .

Świadomość, że rep rezen tu ją oni 70 milionów lute- ran oddziałała na nas, Kościół m ały i w ybitnie diaspo- ralny, ja k balsam. Nasze kom pleksy niższości m usiały się rozwiać w obliczu tak w spaniałej m anifestacji, której św iadkiem była tego dnia W arszaw a. Świado­

mość, że bynajm niej nie jesteśm y tak upośledzeni, ani zapomniani, pow inna być trw ałą korzyścią tej uro ­ czystości. A że nie jest to tylko m oralne zaplecze, którego znaczenia nie chcem y nie doceniać, dow o­

dzą hojne ofiary Luterańskiej F ederacji Światowej, dzięki którym, obok w łasnych ofiar i bardzo w ydatnej pomocy Państw a, kościół św. Trójcy mógł być odbu^

dow any. F ederacja popiera m oralnie i m aterialnie każ­

dy Kościół luterański, choćby najm niejszy, a z pew ­ nością leży jej na sercu Istnienie i rozwój zboru w sto­

licy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Kościół nasz, a wraz z nim i zbór w arszaw ski bardzo zmalał, ale nie jest znów tak mały, abyśm y zwątpić mieli w jego przyszłość. Nie zapom inajm y, że jeszcze dziś liczba ew angelików w samej W arszaw ie jest w iększa od liczby katolików w całej np. Norw egii, lub Finlandii.

To jeszcze nie wszystko. Na pośw ięcenie kościoła św. Trójcy zjechali nie tylko dostojnicy Kościołów luterańskich. Byli też przedstaw iciele innych Kościołów protestanckich, a w szczególności reform owanych, którzy do Kościoła luterańskiego odnoszą się iście po bratersku. Symbolem tego braterstw a . są dla parafii w arszaw skiej obok pomocy finansow ej w odbudowie ze strony O rganizacji Pomocy Kościołów Ew angelic­

kich Szw ajcarii — organy dar Kościoła Refor­

mowanego w Szwajcarii. M inęły te czasy, może jesz­

cze nie zupełnie, kiedv to poszczególne kościoły pro ­ testanckie szły samopas, często jawnie, lub skrycie naw zajem się zwalczając. Jesteśm y bowiem św iadka­

mi jeszcze jednego ,,cudun naszych czasów. Poszczegól­

ne Kościoły protestanckie, konsolidując sw oją w łas­

ną jedność, doszły do przekonania, że ch rześcijań­

stwo nie może dalej trwać w rozbiciu. Powstała Świa­

towa Rada Kościołów, obejm ująca w szystkie w yzna­

nia chrześcijańskie, z w yjątkiem rzym sko-katolickiego, które uważa siebie za jedynie zbaw iające. W idzieliś­

my na uroczystości warszaw skiej generalnego sek re­

tarza Światowej Rad^ Kościołów ks. dr Visser’t HoofTa z Genewy, ks. dr Hellsterna — dyrektora O r­

ganizacji Szw ajcarskich Kościołów Reform owanych i w ielu innych przedstaw icieli bratnich Kościołów pro ­ testanckich. Czy to nic nie mówi? Owszem, to zna­

czy, że za nami stoi nie tylko 70 milionów Luteran.

Jest z nami całe 220 milionów protestantów na św ie­

cie. Ta świadomość krzepi i podnosi na duchu.

W skali krajow ej byliśm y też świadkami, kiedy w prezbiterium odbudowanego kościoła św. Trójcy za­

siedli przedstaw iciele w szystkich Kościołów nie rzym ­ sko-katolickich. A więc ks. Jan N iewieczerzał, Su- perintendent Kościoła, który, jak już wspomnieliśm y, oddał luteranom- w Warszawie do dyspozycji swój pię kny kościół na Lesznie, gdy parafia luterska św.

Trójcy była przez długie lata bez własnego domu Bo­

żego, przedstawiciele innych Kościołów protestanckich, przedstawiciele Kościoła Polsko-Katolickiego, Staro- -Katolickiego Kościoła Mariawitów, a także przedstawi­

ciele Cerkwi Prawosławnej w Polsce.

I cóż z tego, że dzielą poszczególne Kościoły dogm a­

ty, liturgie, szaty, rytuały. Niech i tu kwitnie sto kwiatów! Ale chyba w ażniejsze od tego co nas dzieli jest to, co nas łączy: wiara w tego samego Boga Ojca i jedynego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Nie .chcę przez to powiedzieć, że każde w yznanie jest równie dobre. Każdy z nas ma swoje racje i powody, dlacze­

go jest luteraninem , a nie reform owanym , praw osław ­ nym, a nie m etodystą. To jednak nie powinno prze­

szkadzać, zgodnej współpracy, a nawet w zajem nej po­

m ocy w imię Tego, który się modlił o to, aby w s zy sc y byli jedno. A na pewno nie chodziło Mu o tę jedność zew nętrzna, formalną, kultow ą — lecz tę w ew nętrzną duchową, której na imię Miłość.

Jeżeli z tego punktu widzenia patrzeć będziem y na w ielką uroczystość w arszaw ską, to niechybnie w szyscy protestanci w Polsce i nie tylko protestanci, cieszyć się będą, że dobry Bóg dał nam okazję do zam ani­

festowania ducha jedności. Czy ta jedność i w spółpra­

ca będzie się przejaw iała na codzień, co jest bodaj najw ażniejsze, zależy już od nas samych.

Przedstawiciele Kościołów Mariawickiego i Praw o­

sław nego w drugim rzędzie ks. Sup. Jan N iew iecze- rzal i przedst. Kościoła Metodycznego ks. Dr Bene-

dyktowicz.

(8)

T E O L O G I A

w dobie współczesnych przewrotów

Ks. Dr EMIL JELINEK

i i i.

W

dwukrotnie już w spom nianej broszurze „Pró­

ba zrozumienia R. Bultmanna“ K arl Barth w y­

raża przekonanie, że nad teologią ew angelic­

ką drugiej połowy X X w ieku nie będzie panował Bul.m ann.

W pierw szej połow ie w ieku, panow ał nad nią bez w ą tp ie n ia B a rth , i ja k się w ydaje, nie zanosi się na to, aby w pływ B u ltm a n n a w dobie w spółczesnej był tej m iary, co w p ły w B a rth a w la ta c h ubiegłych.

Nie zanosi się na to po pro stu dlatego, że teologia Bultm anna nie może podołać problemom i zagad­

nieniom, niepokojącym dzisiejszego chrześcijanina.

Teologią B u ltm a n n a zajm ow ał się niem iecki Kościół ew angelicki. P rzed staw iciele jego w ydali w tej m ie­

rze w y raźn e ostrzeżenie. W ydział teologiczny w T ü­

bingen opracow ał n aw e t orzeczenie o nauce B u lt­

m an n a. W dniach 6—9. m a rc a 1956 na zjeździe To­

w arzy stw a teologii ew angelickiej w W u p p ertal u d e ­ rzał w p ro st fak t, ja k m ało zajm ow ały uczestników zjazdu problem y teologii B ultm anna, odm itologizow a­

nie, egzysten cjo n aln a in te rp re ta c ja itp., aczkolw iek w śród m łodszej gen eracji uczestników T ow arzystw a B u ltm a n n m ia ł w ielu zw olenników ; Nie m ylił się chyba Boński sy stem a ty k i dziekan H. Iw and, k ie ­ dy tw ierdził, że problem B u ltm a n n a nie jest pod­

staw ow ym problem em ani pod w zględem teologicz­

nym, ani praktycznym .

E uropejski i św iatow y chaos polityczny i gospo­

darczy w yw ołany obu w ojnam i zmusza człowieka do m yślenia. S ignum tem poris i życia dzisiejszego czło­

w iek a je st b ra k duchow ego ce n tru m se cu rita tis (Ko­

m eński). Nie m a w yraźnej granicy m iędzy tym , co się godzi, a co nie, co je st p raw d ą, a co fałszem . W skazyw ał na to już przed laty p ra sk i dziekan J. L.

H r o m a d k a . N a konferencji duchow nych w Ż ylinie d n ia 28. k w ie tn ia 1950 r. pow iedział m. in.:

,, Zmienia się struktura społeczna i kulturalna świata. N ie chciałbym powtarzać tego, o czym już nieraz mówiłem, ale trzeba stale w skazyw ać na to, że w ostatnich dziesiątkach lat nie chodziło tylko o polityczne kłótnie i nieporozumienia.

Runęły ustroje społeczne i polityczne. Dopiero co pierwsza wojna św iatow a sprzątnęła z w idowni dziejow ej resztki ustroju feudalnego, a w następstw ie klęski Niem iec i Austro-W ęgier zw yciężyła demokracja burżuazyjna, a oto już zarysowują się symptom y upadku i rozkładu społeczeństw a opartego na pryw at­

nej w łasności i na prywatnej inicjatyw ie. Rewolucja październikowa skierow ała atak przeciwko fundamentom społeczeństw a liberal­

nego i kapitalistycznego. Faszyzm lat dw udziestych i trzy­

dziestych usiłow ał powstrzym ać napór rew olucji społecznej, ale w rezultacie przyspieszył tylko kryzys społeczeństw a bur- żuazyjnego, i wprowadził na arenę świata nowe klasy społeczne.

Tym razem nie chodzi o oprawę fasady starego gmachu i o drobne oprawy korytarzy i pokojów, nie chodzi o prze­

grupowanie partyj politycznych, o kryzysy rządowe, o dyplo­

m atyczne intryg«. Tym razem chodzji o zmianę ustrofu społecznego i gospodarczego, o zmianę, która silnie wstrząśnie losem ludzkości i stworzy now e warunki porządku m iędzy­

narodow ego. Bez surowych gw ałtów się nie obejdzie. Są one

następstw em strasznych błędów , których dopuścili się przedstawi­

ciele umierającej epoki" (,,Nasze K ościoły w przewrotach w spółczesnych", Kreetanska revue, Praha 1950, 104—142).

Z naczna część tzw. chrześcijańskich narodów jesz­

cze długo przed d ru g ą w o jn ą św iatow ą p rze stała brać pow ażnie ch rz eśc ija ń sk ą w iarę. Ich w ysiłki i dążenia nie liczyły się z p rzykazaniam i chrześci­

ja ń stw a. D echrystanizacja, se k u lary zacja i ześw iec­

czenie n ad a w ały sw oisty c h a ra k te r tym narodom , k tó re tylko z nazw y były jeszcze ch rześcijań ­ skie. D uchow y i religijiny zam ęt dzisiejszego „chrze­

ścijańskiego“ św ia ta św iadczy może lepiej i w y­

m ow niej o kryzysie d u ch a ludzkiego, niż w szystkie za g m a tw an ia socjalne i polityczne dn i dzisiejszych.

Zaw sze p rak ty c zn i A m erykanie śledzą je z w ięk ­ szą uw agą, niż my, „filozofujący“ Europejczycy, aczkolw iek sta rą E uropę w innoby to interesow ać bardziej niż „now ą ziem ię“.

W A m eryce je st dziś k ilk u byłych liberałów , k tórych o sta tn i k ryzys gospodarczy pozbaw ił resztek iluzyj.

Do nich należy Rinhold Niebuhr. W edług jego prze­

k o n an ia w życiu dzisiejszej ludzkości, m iejsce religii zajęły pro g ram y polityczne, któ re u siłu ją dać dzi­

siejszem u człow iekow i odpow iedź na niepokojące go p y tan ia, dotyczące jego b ytu i egzystencji. Są one zjaw iskam i historycznej rzeczyw istości, k tó ra ostrym i, rew olucyjnym i lem ieszam i n a trw a łe p rze o ra ła głę­

bokim i brózdam i glebę ludzkiego ducha. H a rry E m er­

son Fosdick z podobnym i poglądam i sta n ą ł w sz ere­

gach tych am ery k ań sk ich teologów, którzy w społecz­

nych p rze m ian a ch dzisiejszej Europy i całego św iata, nie w idzę sił d estru k c y jn y c h , lecz w p ro st przeciw nie, w yczuw ają w nich i poza nim i łaskę Bożą, Boże plany i ino w e dzieje ludzkości. Z euro p ejsk ich teologów tego k ie ru n k u bodaj najorg in aln iejszy m i n a jc h a ra k te ry s- tyczniejszym je st p ra sk i dziekan J. L. H rom adka.

Ju ż przed dziesięciu la ty H erm a n n Diem (Der A bfall d e r K irche C hristi in die C h ristlichkeit, Z ü­

rich 1947) z a p atry w ał się bardzo krytycznie na K oś­

ciół. W yobraźm y sobie — pow iada — że pew nego d n ia rząd w yda n astęp u jące rozporządzenie: „Po­

nieważ w Piśm ie św. ani w apostolskim wyznaniu wiary, ani w pierwotnym Kościele nie w ystępowało słowo „chrześcijański“, zakazuje się używania tego przymiotnika, co oczywiście w niczym nie naruszy dotychczasowej działalności Kościoła“.

Jak żeb y się sy tu a c ja w y jaśn iła — w zdycha Diem i d odaje: nie byłoby już „chrześcijańskich“ partii politycznych, inie było „chrześcijańskich“ szkół, nie byłoby także „chrześcijańskiej“ wiary, ale byłby n ie­

w ątpliw ie polityk-chrześcijanin, nauczyciel-chrześ- cijanin i wiara w Chrystusa. Istotnie, kryzys nie tkw i w w ierze i w teologii, nie tk w i w sam ym chrześci­

ja ń stw ie ani w jego rzekom ym anachroniźm ie, lecz w „chrześcijańskim “ indywidualizm ie i liberalizmie.

Je śli m ów im y o kryzysie religijnym i teologicznym ,

(9)

to przede w szystkim m am y na m yśli tych, k tórzy z wiary zrobili dziedzictwo, spuściznę, aczkolw iek chodzi o coś, czego w sp a d k u w ziąść nie m ożna, a k tó rzy z czynów Bożych zrobili osobisty interes, a z teologii bezduzne przeżu w an ie dogm atycznych fo r­

m uł. W ynalazek bom by atom ow ej i w odorow ej w y ­ w ołuje w nas poczucie odpow iedzialności p rze d Bo­

giem i ludzkością, a w ierze n astrę cz a o k azję do po­

k az an ia dzisiejszem u człowieikowi jego grzechu w c a ­ łej jego nagości 1 okropności, i n a w o ły w a n ia do m o­

ralności, o p a rte j nie na ludzkiej m ocy i przebiegłości, ale n a posłuszeństw ie Bożym ; w obliczu ostatecznej, kosm icznej zagłady, w ia ra m a głosić, że nad św iatem p an u je i k ró lu je Bóg, a nie d ia b eł w ludzkiej postaci (por. E.L. Long: The S cien tist and th e Bomb, w U nion S em inary Q u arte rly Review , N ew York, 1948—49).

Z dzisiejszego zam ętu i chaosu n ie w ydostaniem y się drogą „św ieckich“ poglądów i n a u k tego św iata, albow iem zasadnicze p y tan ie sta w ia nam dziś nie k o n flik t św iata, lecz sam C hrystus, k tó ry n a krzyżu G olgoty prze k re ślił w szystkie ziem skie granice. R ze­

czyw isty problem je st ludzki, a nie polityczny i spo­

łeczny, chodzi o człow ieka, a nie o ideologię — po­

w iad a słusznie W. A. V isser‘t H ooft w a rty k u le The C h ristian in W orld A ffairs, zam ieszczonym w e w spo­

m nianym przed ch w ilą n ow ojorskim k w a rta ln ik u se m in a ry jn y m z roku 1948/49.

NAWIĄZANIE DO ISTOTY REFORMACJI

T

EOLOGICZNA m yśl ew angelicka, jeśli chce dziś dobrze spełnić sw e zadanie, m usi pow rócić do sw ego p u n k tu w yjścia, do R eform acji, do jej głów nych założeń i zasad, do P ism a św iętego S ta ­ rego i Nowego T estam en tu , do biblijn ej w ia ry w J e ­ zusa C h ry stu sa ukrzyżow anego i zm artw y c h w sta łe ­ go. Reformacją musi się dziś zajm ow ać nie tylko B a rth czy H rom adka, którzy naw oływ ali i ciągle jeszcze n aw o łu ją do n aw ro tu do R efo rm acji; R e­

fo rm a cja m usi przeniknąć i n a nasze am bony, do n a ­ szych kościołów, kaplic i dom ów m odlitw y w m ie ś­

cie i na wsi. Nie w olno nam oczyw iście na sam ej R eform acji poprzestać. W yniki duchow ych zapasów refo rm acy jn y ch ojców nie m ogą stać się d la nas najw yższą n orm ą i ostatecznym au to ry tetem . R e fo r­

m a c ja nie była i nie ch ciała być a u to ry tete m ani d la sam ej siebie, a n i d la przyszłych pokoleń. Ona w iedziała, że K ościół C hry stu so w y m usi być w edług S łow a Bożego zreform ow any i sta le reform ow any (ecclesia verbo d ivini re fo rm a ta et sem p er refo rm a n- da). W łaśnie dlatego R eform acja św iadom ie n a w ią ­ zyw ała do św iad ectw a apostołów i proroków , do pierw otnego Z boru apostalskiego. I m y to dziś ro­

bić m usim y. Nie m ożem y tego zrobić, p rze sk ak u ją c całe stulecia. D roga do pierw otnego Z boru prow adzi przez prace w ielu pokoleń ,któ ry ch om inąć nie w ol­

no.Nawrót do Reformacji nie może być tylko form al­

ny, czysto zew nętrzny i m echaniczny, naw et sama formalna zasada Reformacji, Pismo św ięte, nie może stać się „papierowym papieżem“, ale m usim y podob­

nie ja k reform atorow ie, przyjąć nagą rzeczywistość Biblii, że „tak Bóg um iłow ał św iat, że S yna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto Weń w ierzy nie zginął, ale m iał żyw ot w ieczny“ (Jan 3:16), że Bóg w Jezusie C hrystusie przem aw ia do człow ieka. To je st n aw ró t do b iblijnej p raw d y o grzechu i z a tra ­ ceniu, o odpuszczeniu i odkupieniu.

R efo rm acja szukała, znalazła i poznała, co to je st grzech i b u n t przeciw ko Bogu, poznała głębię u p a d ­ k u A dam a-człow ieka, ale także zw ycięstw o nad grzechem w śm ierci Jezu sa C hrystusa, poznała p o ­ tęgę D ucha św iętego. To jest sław ne dziedzictwo Reformacji, k tó re ze czcią i w dzięcznością p rze jm u ­ jem y, ale n aw e t ono nie może stać się d la nas o sta t­

nim stopniem rozw oju i ostatecznym au to ry tetem . N a w spom nianej już niedaw nej konferen cji w W up­

p e rta l K arol B a rth n ajd o b itn ie j ostrzegał przed nie­

bezpieczeństw em prostego n aw ro tu do ortodoksji re- form acyjnej. Jed y n y m następstw em takiego n aw ro ­ tu, byłby nowy, bardzo n ieprzyjem ny liberalizm . Z d aje się, że nadchodzi chw ila, kiedy trze b a b ę ­ dzie w łaśnie rozbić p ęta sta ry c h konfesyj, kościel­

nych trad y cy j, bezm yślnego zastoju i bezruchu.

W zaw ierusze czasów dzisiejszych zda się na coś ty l­

ko ogień, w k tó ry m w czasie R eform acji topniały s ta re porządki, a rodziły się now e w postaci n o ­ w ych konfesyj, now ych form w y znania w iary, no­

w ej k o n stru k cji liturgicznej, nowego zastosow ania E w angelii w prak ty czn y m życiu. R eform atorow ie w zapasie w iary m usieli na nowo rozw ażyć w szystkie dotychczasow e, tra d y c ją uśw ięcone pojęcia i p rz e ­ ja w y w iary , m usieli za w szelką cenę dostać Się do

istotnego ich sensu, do sam ego rozpalonego ją d ra ; m usieli nieraz z bólem serca odrzucić to, co przez w ieki naniosła lu d zk a trad y c ja, w szystko, co się przeżyło, co straciło w oń i świeżość. M usieli dojść aż do m iejsca, na k tó ry m w ogniu i żarze D ucha św iętego p o w stał Z bór apostolski, gdzie rozbrzm ie­

w ało słow o prorockie, gdzie lud nowego Izrae la zo­

sta ł pow ołany do przym ierza z P an em zastępów ! O R eform acji dużo się już pisało i rozm aicie w a r­

tościow ało. W yniki sądów są zależne nie tylko od k onfesyjnej przynależności autorów , lecz przede w szystkim od w ew n ętrzn ej ich postaw y i św iato p o ­ glądu. R eform ację w yw ołało w iele przyczyn, w iele w ew n ętrzn y ch sił form ow ało jej s tr u k tu r ę i w iele p ie rw ia stk ó w złożyło się na jej budow ę. M ożna do niej podejść z tej, czy innej strony. P o siad a ona ta k ą dynam ikę, że m yśl ludzka, a szczególnie e w a n ­ gelicka jeszcze długo będzie do niej pow racać, uczyć się u niej i czerpać z niej now e zasoby tw órczej si­

ły, fo rm u jącej nowego człow ieka i now ą ludzką spo­

łeczność. Z reform ow ała nie tylko K ościół Ś rednio­

w iecza, oczyściła nie tylko s ta rą n au k ę kościelną, osw obodziła nie tylko Słowo Boże od ludzkich n a ­ leciałości, ale przede w szystkim odnow iła sam o ży­

cie i po staw iła je n a now ych podstaw ach. B yła to rew o lu cja i ew o lu cja jednocześnie: b u rzy ła sta re , tw o rzy ła nowe, złam ała ostatecznie p ęta feudalizm u, zniszczyła s ta re zabobony, położyła podw aliny dla now ej ludzkości, cyw ilizacji, k u ltu ry i w iary. Nie p o w sta ła z p różni; p rzetw orzyła i przysw oiła sobie w iele sta ry c h rzeczy.

R eform atorow ie czerpali odw agę do sw ych poczy­

nań, przeciw ko potędze ówczesnego Kościoła, z g łę­

bokiego prześw iadczenia, z żyw ej i gorącej w iary, rodzącej się pod bezpośrednim działaniem Słow a p ro ­ roków i apostołów ; tylko ta k a w ia ra posiada dość siły, by prześw iadczyć i przekonać, że w szystko — Kościół i jego potęga, sta ry dogm at i s ta ra tr a d y ­ cja — podlegają sądow i i au to ry teto w i żywego Bo­

ga, i że nie m asz takiego m iejsca, ta k iej sy tu acji, tak ich okoliczności, do któ ry ch tra fić by nie m ogła

(10)

p otęga odpuszczającej łaski Bożej i miłości C h ry stu ­ sow ej. M ieli oni w reszcie żywe, głębokie p rze św iad ­ czenie o pow ołaniu i w yb ran iu , o p red esty n acji, że są narzędziem Boga.

W

EDŁUG (najgłębszego prześw iadczenia refo rm a­

torów , Słowo Boże jest jedyną normą wiary i życia; d uch C hrystusow y m usi p rze n ik n ąć cały św ia t i w szystkie jego spraw y, ziem ia m usi sta ć się te ry to riu m w ładzy Bożej. „P rzyjdź k ró ­ lestw o T w o je“ było nie tylko ich codzienną m o d lit­

w ą, ale i m otyw em , kategorycznym im peratyw em ich życia. Oni n ie tylko prosili, aby królestw o Boże przyszło n a św iat, ale i praktycznie przygotow yw ali drogę d la niego. Byli przekonani, że Kościół św ia ­ tu chce, m oże i pow inien nieść pomoc, k tó ra je st w Jezu sie C h rystusie (por. K. B a rth : C hristus und w ir C hristen, Z iirich 1947). W żywej w ierze w J e ­ zusa C h ry stu sa ukrzyżow anego i zm artw y ch w sta łe­

go zn ajd o w ał p otw ierdzenie swego pow ołania i w y­

b ra n ia ; w tej w ierze n ajw y raźn iej słyszeli apel ryce­

rzy C hrystusow ych do boju ze złymi potęgam i św iata.

Św iadom ość pow ołania i w y b ra n ia , czyniła z nich m ężów opatrznościow ych, w alczących o now ą epokę ludzkości. Tylko ta k a wńara może pokazać św iatu, że grzeszny człow iek p o trzeb u je odpuszczenia i że o sta­

teczne rozw iązanie problem ów , k tó re go niepokoją je st niem ożliw e w ram a ch dziejów , lecz tylko i w y ­ łącznie w krzyżu i zm artw y ch w sta n iu Je zu sa C hry­

stu sa.

C zytając księgę dziejów , widzim y, że ilekroć „bo­

gow ie i ludzie sz ale li“, ilekroć n astaw a ! zm ierzch ja k ie jś epoki, opatrzność Boża pow oływ ała z m roków i ciem ności zam ętu postać w ielkiego m ocarza ducha, p ro ro k a Bożego, k tó ry otw ie ra ł b ram y now ej epo­

ki dziejów o b ja w ien ia p raw d y Bożej, dotąd u k ry tej d la oka i serca ludzkiego. W ielki nasz C ieszkow ski m aw iał, że Bóg zaw sze o b ja w ia się „pod m ia rą “.

W szyscy m ężow ie tego objaw ienia, P aw eł, A ugustyn, L uter, czy K alw in żyli w czasach kryzysu i przełom u, a źródło ich m ocy tkw iło nie w nich sam ych, lecz w n iezachw ianej w ierze oraz pew ności pow ołania i w ybrania.

R

EFORMACJA m ia ła do czynienia oczyw iście z innym i zagadnieniam i, niż przełom y i k ry ­ zysy innych czasów. Kto jest ostatecznym au­

torytetem Kościoła? Na czym polega pewność zba­

w ienia? Jakie porządki odpowiadają wymogom apo­

stolskiego pojęcia Kościoła? To były p y ta n ia, k tó re i w średniow ieczu tu i ta m się pojaw iały ja k b y od niechcenia i m im ochodem , ale całej pow agi niepo­

kojącej aktu aln o ści n a b ra ły dopiero w okresie R e­

form acji. Z tych w yżyn, na k tó ry ch ona w sw ych now ych sfo rm u ło w an iach w iary sta n ęła, nie wolno n am za żad n ą cenę zstąpić. R eform acyjny artykuł wiary o usprawiedliw ieniu z w ia ry nie był niczym innym , tylko p ró b ą uchw ycenia ją d ra biblijnej w ieś­

ci o stw orzeniu, o ra ju , o u p ad k u człow ieka, o p rzy ­ m ierzu, o w cieleniu Słow a, o krzyżu i z m artw y ch ­ w sta n iu , o dziele D ucha św iętego w Kościele. Nie pojm iem y także nigdy naszego sto su n k u do bliźnie­

go 'bez refo rm acy jn ej zasady, że został on postaw iony na drodze naszego życia z łaski Bożej, abyśm y po­

znali, że jesteśm y m u w in n i w szystko jako ci, k tórzy doznali odpuszczenia. K onfesje refo rm acy jn e, A ugus­

ta n a , H elvetica posterior, W yznanie w iary B raci czeskich czy W aldensów , p rzy p o m in ają nam to w szystko, a jednocześnie ro zw alają te m ury, k tó re ludzie sam i w znieśli, rozdzielając to, co sam i u w a ­ ż a ją za św ięte, a co za pospolite.

W dzisiejszym chrześcijań stw ie w Skali św iatow ej p rz e ja w ia ją się d w a naw zajem w yłączające się k ie ­ ru n k i: konfesjonalizm i ekumenizm. N ajsłabszym i najgorszym m otyw em konfesjonalizm u je st chęć u k ry cia się przed b u rzą czasów, przed atak ie m k ry ­ tycznych p y tań , w ątpliw ości i badaw czego du ch a n au k i za p a ra w a n trad y c ji i ko n w en an su kościel­

nego, za k o n fesy jn e form y i form ułki, za dogm aty uśw ięcone stuleciam i. A le uciekać przed zam ętem , zam ykać oczy i zażegnyw ać now e d uchy odziedziczo­

nym i te k sta m i i trad y c jam i, to zaiste k rótkow zroczna p o lity k a stru sia . K iedyś ro b iła to ortodoksja, no i p rzegrała!

Dziś nam ani ortodoksja, ani liberalizm nie pomoże.

P ew n ą dozę konfesjonalizm u, ch rześcijańskiej tro s­

ki o to, aby nasza w ia ra była w iarygodna, m ieć m usim y. P ra w d z iw a w olność i sw oboda teologiczna w y ra sta tylko z uczucia czci i wdzięczności d la r e ­ zu ltató w w a lk i zapasów w iary i teologii przeszłości.

Im lepiej i głębiej poznam y dogm atyczną tw órczość tych, co byli przed nam i, ty m w olniejszy i sw obod­

niejszy je st nasz sto su n ek do dogm atów . A le i n a ­ sze teologiczne b ad a n ia n ie m ogą sta n ą ć w m ie j­

scu, dopóki nie osiągniem y p u n k tu , w k tó ry m ro ­ dziły się te dogm aty, a w k tó ry m w yczuw am y tę t­

no i p uls se rc a w yznającego Kościoła. M usim y p rze­

n iknąć do isto tn ej treści, spow itej zasłoną słów i pojęć sta ry c h w yznań i dogm atów . To, o co R e­

fo rm a cja w alczyła i to, co zdobyła, pozostaje i n a ­ d a l do b rem Kościoła, ale jest to często k am ień przydrożny, zn ak n a drodze, k tó ry głosi: tędy w ra ­ cać nie wolno. W iele z tego, co i ja k form ułow ała R eform acja, pozostaje i n a d a l w Kościele, ale dziś ju ż nie zap ala Z boru płom ieniem , k tó ry b y grzał i roz­

palał.

Czy nie trz e b a będzie dziedzictw u R eform acji n a ­ dać now ych form , na nowo sform ułow ać w yznanie w iary ? Czy nie trze b a baczniej przyjrzeć się czło­

w iekow i, ja k w ygląda przy sw ej pracy zaw odow ej, co robi w dom u, ja k się zachow uje w rodzinie?

P rzecież o tym w szystkim R eform acja nie m ia ła po­

jęcia! In n e było życie, inne stosunki, dziś św iat je st inny. Teologowie długo m itrężyli, u siłu jąc uzgod­

nić w ieść b ib lijn ą z now oczesnym sposobem m yśle­

n ia i dzisiejszym św iatopoglądem . Nie w zgardzili rez u lta ta m i praw d ziw ej teologii bib lijn ej od czasów p a try sty k i poprzez R eform ację do dni dzisiejszych.

S zukali ta k ic h sposobów i form w y ra że n ia w iary, k tó re byłyby zrozum iałe d la dzisiejszego człow ieka, k tó re tra fiły b y m u do przek o n an ia i do serca. Dzi­

siejszy człow iek stoi w obec problem ów , k tórych nie zn ała R eform acja.

Nie u le g a w ątpliw ości, że my, ew angelicy, ko­

cham y sw oje konfesje, A ugustanę, H elvetica p o ste­

rior, Zgodę S andom ierską, W yznanie B raci czeskich itd. Nie m am y pow odu w stydzić się za to. Z ajm u ­ jem y się nim i stale, u siłując lepiej je zrozum ieć, d o k ład n iej i głębiej poznać, ale nie w olno nam dziś

(11)

n a nich poprzestać i n a nich się zatrzym ać. Je steśm y bowiean w ta k iej sy tu acji, że nie w olno nam chodzić z zaw iązanym i oczyma. Nie tylko teologow ie, ale i na te re n ie sw ych zborów m usim y przed y sk u to w ać doniosłe zagadnienia. Nie chodzi o jedno w yznanie, 0 je d n ą denom inację. W szystkie nasze ew angelickie w yzn an ia m uszą p rzew ietrzyć sw oje kościoły, k a p li­

ce i dom y m odlitw , m uszą się zająć zasadniczym i p ro b lem atam i w iary. Rozwój życia i bieg w ypadków zm usza nas do rew izji w łasnych konfesyj i tego w szystkiego, co d o tąd uchodziło za oczyw iste, n ie­

tykalne, za sk a rb w iary.

J a k w iadom o C zeskobraterski Kościół E w angelic­

ki p rzy ją ł za norm ę swego w y znania aż cztery, do­

tą d zdaw ałoby się n aw zajem się w ykluczające kon­

fesje: B raci czeskich, K onfesję czeską, A ug u stan ę 1 H elvetica posterior. Z jaw isko to dotąd w d ziejach p ro testan ty z m u niespotykane. N iew ątpliw ie, że in i­

cjatorom zjednoczenia obu w yznań ew angelickich w Czechosłow acji, augsburskiego i reform ow anego, chodziło przed 40 la ty o o tw arcie drzw i d la zjedno­

czenia i innym jeszcze Kościołom i denom inacjom . A le nie był to m otyw jedyny. Z daje się, że sam ten fa k t m ów i n ajw y ra źn ie j o tym , że sta re zróż­

niczkow anie konfesyjne strac iło sw ój sens i rac ję bytu, że ju ż przebrzm iało i że w obec tego należy przekroczyć m iedze historycznych konfesyj, aby d o ­ trzeć do żyw ego ją d ra R eform acji. J e s t to akt, k tó ­ rego może n a w e t sam i ew angelicy w C zechosłow acji nie bardzo jeszcze są św iadom i. D ziw na rzecz, ten iście rew o lu cy jn y w dziejach p ro te sta n ty z m u a k t

złączenia ta k różnych konfesyj, został w czechosło­

w ackim społeczeństw ie ew angelickim p rzy ję ty bez głębszych w strząsów . M a to być dow odem „d o jrza­

łości“ duchow ej, czy może je st to w pływ historycz­

nej trad y c ji husyckiej i B raci czeskich n a m e n ta l­

ność dzisiejszego ew angelika czechosłow ackiego? T ru ­ dno orzec. W każdym razie nie je st to w yrazem obojętności religijnej. W łaśnie w roku ubiegłym , w którym m inęło 500 la t od założenia Je d n o ty B ra ­ ci czeskich, odezw ały się z w ielu stro n bardzo po­

w ażne głosy, naw ołujące do zjednoczenia w jeden K ościół dalszych denom inacji ew angelickich. Je stem przekonany, że je st to signum tem poris. D otychczas w ynajd y w aliśm y sto i w ięcej przyczyn i powodów, dla których obok siebie w zgodzie i m iłości żyć nie m ożem y, dziś w czasach ekum enizm u, m im o w szystkich różnic w yznaniow ych, p o trafim y zgod­

nie sta n ąć w okół jednego stołu Pańskiego. Nie m niej je d n a k zaw stydzają nas „m łodzi“ chrześcijanie z m i­

sy jn y ch Kościołów środkow ej A fryki, In d ii i C ejlo­

nu.

Żyjem y istotnie na przełom ie, w ciężkiej, ale sław n ej epoce dziejów . Jeśli będziem y pracow ać, z żalem o b racając w zrok do bezpow rotnie m inionej przeszłości, nie czeka nas nic innego, jeno los żo­

ny L ota ^k am ien iejem y , a życie p rzejdzie obok nas obojętnie. Jeśli wszakże stać będziemy wśród zapasów i zmagań, usiłując zrozumieć wszystko, co się wokół nas dzieje, a przy itym ufać będziemy Słowu Boga żywego, możemy bez strachu i z nadzieją patrzeć w przyszłość.

ERRATA

Do dru g iej części niniejszego arty k u łu , zam iesz­

czonej w poprzednim num erze „Jed n o ty “, zak rad ły się błędy, pow odujące niejasność te k stu , za co p rze­

praszam y A u to ra i Czytelników . Błędy te poniżej prostujem y.

N a str. 4 w p raw ej szpalcie po 24 w ierszu od dołu w ypadł cały w iersz: „z roku 1951 bezpośrednich m is­

trzów Bultm anna“, oraz n a str. 6 w lew ej szpalcie, po w ierszu 19 od dołu opuszczono nast. u stę p :“

„Również Karol Barth w broszurze „Rudolf B u lt- mann. Ein Versuch ihn zu verstehen, 1952“ (Pró-

ba zrozumienia R. Bultmanna) zwraca uwagę na fakt zależności Bultmanna od egzystencjalistów.

Jego zdaniem Bultmann powraca do pozycji, które teologia opuściła już 30 lat temu. Robiąc aluzję do IV Mojż. 11:30—35 B arih (powiada, że teologii praw­

dopodobnie przejadła się manna na pustyni dlatego powraca do egipskich garnców m ięsa. Barth w y ­ raźnie przed tym ostrzega i mówi, że jeśli teoliogia w drugiej połowie X X wieku będzie w ślad za Bultmannem wychodzić z założeń egzystencjalis­

tów, wówczas zachodzi obawa, aby z jej w iny lud nie został ukarany nadmiarem przepiórek!“

Cytaty

Powiązane dokumenty

W Aktach miasta Lublina z lat 1809–1874 przechowywa- nych w zasobie Archiwum Państwowego w Lublinie znajduje się projekt pompokrytu dostarczony do Lublina w 1864 roku przez

szafkowa konstrukcja ołtarza, postacie w kontrapoście, neutralne tło, wzrok postaci skierowany głównie na wprost, drewno jako materiał, realizm w przedstawianiu postaci,

– nazywa zmartwychwstanie Chrystusa fundamentem wiary, – wyjaśnia znaczenie zmartwychwstania dla życia chrześcijanina, – uzasadnia, że chrzest jest początkiem życia

Gotycki ołtarz szafowy Książnicach Wielkich jest pentaptykiem, składa się z pięciu części: rzeźbioną częścią środkową ze zwieńczeniem oraz z parą ruchomych i parą

10 There are four diff erent types of university establishments in Spain: (1) University schools (escuelas universitarias), where ‘short-term’ three-year courses are off

Chełmińskiej (Pelplin): Liber nominum et cognominum alumnorum Seminarii Externi Culmensis ab anno 1677 connotatus, w fasc.: Liber conscribendorum Seminarii Culmensis

Do niedawnych czasów grupa składająca się z rzeźb Chrystusa na krzyżu, Matki Boskiej i św.. Jana znajdowała się na zewnątrz wschodniej ściany prezbiterium

Anna Kisiel (teksty angielskie) Agnieszka Plutecka (teksty polskie) Olena Prokhorets (tekst ukraiński) Korektor. Wojciech Szaforz Łamanie