Czego nie wiemy o przekładzie
artystycznym?
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (24), 140-146
Czego nie wiemy o przekładzie artystycznym?
P rzekła d artystyczn y. O sztuce tłumaczenia. Księga druga. Praca zbiorowa pod red. S. Pollaka. W rocław 1975 Ossolineum, ss. 407.
K siążkę, za k tó rą w dzięczni jesteśm y Ossoli neum , znam io nuje osobliw a różnokształtn ość, ta sam a, z ja k ą zetk n ęliśm y się już w O sztuce tłu m a czen ia (O ssolineum 1955). Za m ieszczone tu szkice należą, w sposób m n ie j lu b bardziej p rz y k ła d ny, do różny ch poetyk: ro zp ra w y teo re ty c z n e j (J. E tkind, B. Ilek, R. Jakobson, W. Szor, O. A. W ojtasiew icz), stu d iu m h isto ry czn o lite rackiego (ks. J. F rankow ski, J. K rzyżanow ski, Z. N ajder, Z S zm y d- towa), eseju (P. H ertz, H. K rzeczkow ski), w reszcie najliczn iej rep re z en to w a n y c h tzw . re fle k sji w arsztato w y ch . A u toram i o sta tn ic h są zarów no poeci i tłu m acze obcy (R. B ailly, K . D edecius, A. F o d orr J. P ilar, E. O rdon, D. Żivanović), ja k i polscy: R. B ra n d sta e tte r, Z. K ubiak, M. K urecka, A. M iędzyrzecki, N. M odzelewska, W. N a - tanson, S. P ollak, A. P rzedpełsk a-T rzeciak ow ska, A. W ażyk, J. Z a górski i inn i. To, co n azy w am y „p rzek ład em a rty sty c z n y m ” , jest p rzed m iotem w ieloaspektow ego, w isto tn y ch ry sa c h dopełniającego się oglądu. Co tłum aczym y? czym jest te k st, n a k tó reg o „w iern y m ” p rzek azan iu każdem u tłu m aczow i zależy? ek sp on entem obcej k u ltu ry i języka? zaszyfrow anym zam y słem in d y w id u aln y m tw órcy ? ogniw em w rozw oju lite r a tu r y czy „jed n o stk ą procesu historyczno literack ieg o ” ? m an ifestem politycznym ? T ak zróżnicow any stosun ek do te k s tu dzieła tłum aczonego, zrozum iały w pracach a u to ró w o n ie uzgodnionych poglądach n a tę spraw ę, p rzy n o si czytelnikow i isto tn ą i w y m iern ą korzyść! Za k ażd y m razem bow iem k o m petencje tłu m a cza u jm o w an e są od in n e j strony; nie m a tu ta j p refero w an ia ja k ie jś jed n ej w y b ra n e j roli, n a k tó rą b y łb y on n ieu ch ro n n ie skazany. Przeciw nie, tłu m acz je st tu o g ląd an y i oceniany z p u n k tu w idzenia szeregu różnych, k o m p le m e n ta rn y c h w obec siebie ról.
Pow iedzm y otw arcie: o przekład zie a rty sty c z n y m w iem y tyle, ile udało się w ysłow ić w języ k u k ry ty c z n y m . P rz eto p y tan ie, w jak im języ ku k ry ty k a ta k o n cep tu alizu je w łasn e w yobrażenia n a te m a t tłum aczeń, w y p raco w u je sw oiste k r y te r ia ich oceny, u sta la skom plikow ane zależności m iędzy dziełem tłum aczonym a o ry g in aln y m itd., n ależy do pow inności, w obec k tó ry c h rec e n z en t om aw ianej książki n ie m oże przejść o b o jętn ie. Ję z y k te n o sta tn io d ąży do w y raźn ej specjalizacji, n ie ty lk o socjologia i te o ria in fo rm acji, o p e ru jące p ojęciam i róż tłum acza (w k ażdej k u ltu rz e litera c k ie j istn ie je in n y „scen ariu sz” ty c h ról), „ stra te g ii k o m u n ik a c y jn e j” itp., sta n o w ią dziś bazę pojęciow ą d la te o rii i k r y ty k i przek ład u . C oraz siln iej zaznacza się udział lin g w isty k i ogólnej i etnologii (E. A. Nida), se
m io tyk i, p o ety k i s tru k tu ra ln e j i g en eraty w n ej, teo rii tekstu... Ten d e n c ję do m aksym alnego uściślenia języka k ry ty k i i teorii p rzek ła du, k tó re — n ieu fn e wobec w łasnych procederów nazew niczych — coraz częściej, ja k w spom nieliśm y, p rzerzu cają tru d definiow ania „pojęć bazow ych” n a dyscypliny bardziej od n ich w yspecjalizow ane, re p re z e n tu ją w księdze w spom niane ro zp raw y E tkin da, Jakobsona i in n y ch . Z nakom itą większość stanow ią tu jed n a k szkice, k tó ry m z w ielu pow odów obcy je s t w ysiłek definiow ania tw órczości p rze kład ow ej w te rm in a c h ścisłych i jednoznacznych, liczących n a u zn a nie tzw . ekspertów . Szkice idące tro p e m tra d y c y jn e j reflek sji przekłado w ej, u jm u jącej tłum aczenie zawsze jako b y t niesam o- istn y , pow iązany ze sposobem istnien ia dzieła oryginalnego, k tó re d ało m u początek, dzieła, k tó re stanow i nie kw estion ow aną norm ę d la tłum acza.
T ak a k ry ty k a p rzek ład u zabezpiecza niepew ne p ro ced ery nazew ni- cze zw róceniem uw agi n a pojęcia i k ateg orie tra n sla to rsk ie, w y stę p u ją c e w jakim ś jednym , historycznie p rz y ję ty m znaczeniu. „ P ro b lem dokładności dla ro m a n ty k a m iał w łasną specyfikę w poró w n an iu z n o rm am i dokładności p rzek ład u w poetyce klasy cy sty czn ej” (W. O gniew , s. 225). Podobnie J a s tru n pisze, że Słow acki jak o tłu m acz Ilia d y „nie dbał o ścisłość zw yczajem innych ro m a n ty k ó w ” , i n a te j podstaw ie ocenia, już z w łasnego p u n k tu w idzenia, jego p ra c ę jak o p a ra fra z ę p e łn ą „w ielu dowolności” (s. 120). Lecz p rzy znacznie ograniczonym re p e rtu a rz e pojęć historyczn ych , k ry ty k zd an y je s t przew ażn ie n a w łasn ą inw encję, ob racając się w sferze pojęciow o n ie w y k laro w an ej, u stan aw ia za każdym razem precedens in n eg o sty lu term inologicznego. Znaczną rolę odg ry w ają w nim n a z w a n ia pery frasty czn e, n ig d y n e u tra ln e , z re g u ły obciążone ele m e n te m oceny. Słow acki „dodaw ał eposowi H om era rum ieńców , b a rw i blaskó w ” , tak ja k M ickiewicz „ożyw iał’ ’tłu m aczen ia z Szek sp ira i S ch illera „w łasną to n acją uczuciow ą” (s. 123). O bserw ujem y tu sta le zam ącaną jednoznaczność określeń.
Co n a p rzy k ła d m a oznaczać „ścisłość filologiczna” , jako znam ię tłu m acza „naszych czasów ” , o k tó rą rzekom o „m niej db ali pisarze ub ieg ły ch w ieków ” (s. 122)? Taka „dosłow ność” , jak ą k ry ty k m ógłby i chciałby zaakceptow ać, n ie m a przecież nic w spólnego z potocznym ro zum ien iem dokładności filologicznej. Je d y n a „dosłow ność” , na ja k ą J a s tr u n z entu zjazm em się zgadza w H olderlinow skich tłu m a czeniach z Sofoklesa, w ogóle n ie m ieści się d lań w pojęciu tłu m a czeń: „to n ie są tłum aczenia, m im o n ie je d n o k ro tn ie dosłow nego
zbliżenia do oryginałów , to są n apisane w niem ieckiej m ow ie tek sty greckiego tra g ik a ” (s. 126). N ow et c y ta t poetycki m oże aw ansow ać do ran g i term in u ! „T u zaszła zm iana w scen ach m ojego w idzenia” , przypom ina J a s tru n fra g m e n t M ickiewiczowskiego tłum aczenia S n u B y ro n a i — zdum iew ające! — pisze dalej n a jz u p e łn ie j serio: „Zm ia n a w scenach w idzenia n a stę p u je , m usi n astą p ić w tłum aczeniach
p o ety (...)” (s. 123), „n ie m a tu, w p a ra fra z a ch P salm ów i w p rzek ła dach H om era, całkow itej zm ian y w idzenia (...)” (s. 125).
P o ruszając się po n iep ew ny m obszarze języ k a k ry ty k i przekładu, b y lib yśm y jed n a k d alecy od p rzy p isy w an ia m u w yłącznie sam ych dowolności, nielogiczności i niek on sek w encji. D y sku rs k ry ty czn y m a sw oje głęboko u k r y te zasady, w cale k o n sek w en tn ie p rzestrzeg a ne, nigdy i nigdzie w y ra ź n ie n ie skodyfikow ane, d ające się przecież w p rzy b liżen iu zrek o n stru o w ać w drodze analizy sem antycznej. D yskurs ten m a w „ stru k tu rz e głębo kiej” elem en t gry ze znanym rozw iązaniem : p oeta je s t zwycięzcą, tłu m ac z — zaw sze pokonanym , nigd y pew nym słuszności p o d jęty c h decyzji, k aż d y w yb ór okazuje się nie n a m ia rę o ry g in ału . To, co z dzieła zo staje „doniesione” w przekładzie, dotyczy jed y n ie s tr u k tu r y zw ierzchniej, ko m petencje tłum acza n igdy n ie s te ty n ie się g a ją głębiej. S tą d w w ypow iedzi tłu m ac z a -k ry ty k a (Z. K ubiaka) ty le zapytań, n ieja sn y ch dom ysłów, kłopotliw ych do uzasad nien ia hipotez. „ J a k to w yrazić po pol sku (...)” , „jak pow in n a dźw ięczeć (...)” , „ ja k to p ow inno brzm ieć (...)” , „m ożna sta ra ć się (...)” , „m ożna b y zapytać, czy n ap raw d ę dobrze w iem y (...)” , „skoro n ie w iem y, jak pow inna (...)” , „jak dotrzeć do ty ch dzieł (...)” , „m ożna b y pow iedzieć (...)” . Przekład, ten u ło m n y efek t p ra c y tłum acza, m oże być p o tra k to w a n y jed y n ie jako „p ró b a ” , „ tra n sp o zy c ja ” , k tó ra „ślizga się po pow ierzchni” dzieła. T ak i d la M. K u reck iej tłu m aczen ia litera c k ie są to „wielo kroć ponaw iane p ró b y ” , sam ą istotę p ra c y przekładow ej u jm u je au to rk a w języ ku „ró w n ań z n - tą n iew iad o m ą” , w konw encji „za gadk i” i „ ta je m n ic y ” . T łum acz je s t p red e sty n o w a n y do przeżyw ania „coraz to now ych niesp od zian ek i p rzyg ód ” , w kracza s ta le „na n o we, częstokroć n ie znane d o tą d te r e n y ” , je st zm uszany do „podej m ow ania uciążliw ych n ieraz, a p rzecie zawsze pon ętny ch, «odkryw czych» ek sp ed y cji” (s. 168). P rzy p o m n ijm y , że o ty c h „odkryw czych eksped ycjach” w łasn y ch p isała K u re c k a w osobliw ej, n a d e r cieka w ej książeczce D iabelne ta ra p a ty (Poznań 1970).
W ty m języ ku k ry ty c z n y m zo stają form u łow ane p o s tu la ty pod adresem dobrego tłum acza: „ n a jcen n iejszą k w a lifik ac ją będzie n ie ty le w ierność wobec pow ierzchn i w e rb a ln e j dzieła, co zrozum ienie m o ty w acji i k lim atu psychicznego a u to ra ” (M. K uncew iczow a, s. 161). Języ k , o jak im m owa, zbudow any je st bow iem n a opozycjach sem antycznych: niezn an e — znane, ciem nia — jasność, głębia — pow ierzchnia, skom plikow anie — p ro sto ta, p raw d a — fałsz. N iepo dobna dlatego w yrazić w n im żadnej regu ły, n a m ocy k tó re j dw a ró żn e język i ja w iły b y się n a m jak o odpow iednie pod p ew nym i w zględam i, n ie m ożna u sta lić żadnych reg u ł tra n sfo rm ac y jn y ch . „G dybyż istn iał zn ak ró w n a n ia m iędzy język am i ró żn ych sło w n i ków! Takiego znaku n ie m a ” (Kuncew iczow a, s. 162). N iep o ró w n y w a ln y je s t „m echanizm p sy ch iczn y” języków , niepokonalne k ło p o ty
sp ra w ia ją tłu m aczo w i idiom y, zaim ki, rodzajniki, sy nonim y — w szystko!
J e s t rzeczą oczyw istą, że n a wyższe u znanie m oże budzić jed y n ie tłu m acz-p oeta, p raw d ziw e p a rtn e rstw o zakłada bow iem jak ą ś ekw i w alen cję, ró w n o w arto ść talen tó w . Je d e n n ie zam ierza podporząd kow ać się d ru g iem u, n ie re z y g n u je z w ypow iadania się w sposób, jak i ty lk o jem u je s t w łaściw y. A. M iędzyrzecki n ie je st w swej opinii odosobniony tw ierdząc, że „nie m a dobrego przek ład u bez dobrego tłum acza — i że w dziedzinie poezji pozostaje n im p o e ta ” (s. 177). M argines n iew ied zy (czy m oże raczej: praw d ziw ej wiedzy?) takiego tłu m acza s ta le w zrasta, m im o pomocy, jak ą w tru d n y c h i n iep e w n y ch po szukiw aniach o fe ru ją m u dyscyp liny naukow e. M iędzyrzecki pow o łu jąc się na nazw iska G. D u ran da, C. L evi- S tra u ssa , R. B enedict, O. W ojtasiew icza, Z. K lem ensiew icza, E. B ai- cerzana n ie u k ry w a , że cała uczona w iedza przynosi tłum aczow i n a d e r w ą tp liw e korzyści. W jego u p orczyw ych i niep ew n y ch co do końcow ego re z u lta tu zm aganiach z tek stem liczy się jed y n ie i n a p raw d ę go fasc y n u je ow a tajem n ica i niespodzianka, rzeczy, k tó ry c h niepodobna nazw ać, b y w y siłek tłu m acza uczynić w ym iern y m , m ie rzaln y m . K ry ty k w y znaje zresztą bez ogródek, że tłum acze-poeci „niczego nie zaw dzięczają teorii p rze k ład u ” (s. 179). Je d y n ie p o e ta - -tłu m a c z żyw i w ątpliw ości, jak ie zw ykle nie n aw iedzają filologa; im b ard ziej w iedza p ierw szego je s t głębsza, n iekonw encjonalna, ty m bardziej p ro b lem aty czn e o k azu ją się kom peten cje drugiego. „B y n ajm n iej n ie je s t pew ne, że rozum iem y n ajd a w n ie jsz ą sztukę grecką, tę, k tó ra p o w stała w w iekach V III—V ” , w ą tp i su b te ln y znaw ca i tłu m acz a n ty k u Z. K u b iak (s. 155).
Co w t y m języ k u da się pow iedzieć o dziele tłum aczonym ? Z agadką dla tłu m ac z a m oże być tylko dzieło całe, w cale n ie sprow adzone d o sum y sw y ch elem entów , skład n ik ó w o różnym sto p n iu złożoności. I n te rp re ta c ji tra n sla to rsk ie j p odlega cały u tw ó r w sw ym jed y n y m i — ja k to się m ów i — n iep o w ta rza ln y m kształcie. „U tw ór poetycki je s t całością. L in ijk a N e rv a la «Ou so n t nos am oureuses» je st ta k ą całością, k tó rą przełożyć m ożna albo kom pletnie, z jej w ib ru ją c y m w zruszeniem i szczelnie w yp ełn io ną p rze strz e n ią sem antyczną, albo też nie m ożna przełożyć w ogóle” (M iędzyrzecki, s. 179). „Nie za siada się do tłu m ac z e n ia fonem ów ani m orfem ów . Zasiada się do tłum aczenia w iersza jak o całości (...)” (idem, s. 180). Przełożyć k om pletn ie albo n ie przełożyć w cale — to jed n a jed y n a a lte rn a ty w a , przed ja k ą stoi tłu m acz poezji. W y n ik jego p rac y m ierzy się stop niem opanow ania „języ k a stw orzonego ty lk o na u ż y te k nap isan y ch przez n ich (tzn. poetów ) w ierszy ” , je s t to, ja k dodaje J a s tru n , „język w p ew nym sensie n iep rz etłu m a c za ln y i tłum acz m usi w iedzę o ty m łączyć z zuchw ałością i n ieu stę p liw y m u p o rem ” (s. 130). N aw iasem m ówiąc, aw angard o w e ro zu m ien ie poezji, odcinając ją od w szelkich fo rm tzw . d y sk u rsy w n eg o m ów ienia, w zm ocniło jeszcze b ardziej
przek o n an ie o n ie a lte rn a ty w n y m c h a ra k te rz e tłum aczenia poetyc kiego. „Tam, gdzie nie m a m yśli d y sk u rsy w nej, nie m a w arian tó w ” (A. W ażyk, s. 331).
T ak ja k idiolekt w ym yka się w szelkim p raw idłom i m iarom , tak i poezja „w ogóle” staw ia opór w szelkim podziałom i typologiom. Z d ania sy n tety czn e m ają w artość hipotez, uogólnień konstru ow a n y c h ad hoc. „W e w łasnej m ojej p ra k ty c e rozróżniam — w dzie dzinie przek ład u poetyckiego — dw a ro d zaje tekstów . Je d n e okreś liłb y m jako rozw inięcie m yśli i stero w an y ch przez nią obrazów. D rugie określiłbym jak o jedn o ro d ne s tru m ie n ie w zruszeń, ich z ry t- m izow ane w ygłosy” (M iędzyrzecki, s. 181). „L iryczne fo rm y Róże w icza są ja k cykliczne u tw o ry m uzyczne, w k tó ry c h każdy dźwięk, każde słow o odpow iada sam o za siebie, gdzie d y n am ik a słów, ich kolejność podlega surow ym p raw om doboru i n a stę p stw ” (A. Fodor,
54). '
D ru g i w yznacznik d y sk u rsu k ry tyczn ego m ożna by sprow adzić do opozycji: swoboda (wolność) — skrępow anie (ograniczenie). Zauw aż m y, że decyzjom a u to ra k ry ty k a p rz y p isu je zawsze c h a ra k te r ro z strzy g nięć a rb itra ln y c h , ja k gdyby całkow icie uniezależnionych od u w aru nk ow ań zew nętrznych, p raw id e ł sztuki poetyckiej itd., gdy tym czasem p raca tłu m acza ujm o w an a je st negatyw nie, jako poko n y w a n ie trudności, szukanie k om prom isu m iędzy w ym aganiam i
necessitas a poetica itd. „T eo retyk czy h isto ry k śledzący zjaw iska
p rzek ład u poetyckiego je s t tym , k tó ry z a jm u je się w łaśn ie tru d n o ś c ia m i i przeszkodam i te j działalności lite ra c k ie j” (A. K am ieńska,
s. 134). P oeta zdaje się nie n apo ty k ać n a żaden opór w szczęśliw ym osiągnięciu celu, jak i przedsięw ziął, tłu m acz n ato m iast je st obłożony restry k c ja m i, piętrzą się przed 1 nim w ciąż now e trudno ści, stale m u si pokonyw ać w sobie opó r i zw ątpienie. „Tylko źli, czyli p rze c ię tn i tłum acze nie m a ją w ah ań i pyszn ią się sw oją straceńczą o d w ag ą” (Jastru n , s. 128). T łum acz (nie autor!) ta k łatw o n a ra ż a się n a n iesław ę i kpiny, jem u tak długo p a m ię ta się lap su sy itd. P rz e k ła d pozw ala k ry ty c e spojrzeć na re g u ły m ow y poetyck iej dość jed n o stro n n ie jako n a gigantyczny sy stem ograniczeń, podczas gdy poeta, ulegając ty m sam y m przym usom , zdaje się z n ich czerpać w ielkie korzyści i przy w ileje. „W p rzek ład ach polskich z ro sy jsk iej p oezji sp ra w y ry m u , m etru m , ry tm u , in to n a c ji n a b ie ra ją szczegól nego i często spornego zn aczenia” (Ja stru n , s. 130). Pisze K am ieńska, że „fu n k cją p rzek ład u poetyckiego je s t p oznaw anie w łasnego języ ka, próbow anie jego m ożliw ości i niem ożliw ości, jego sił, jego g ran ic ” (s. 136).
J e s t rzeczą oczyw istą, że tłum acz m oże osiągnąć ta k ą spraw ność w rzem iośle, na ja k ą — prócz pew nej w p ra w y i ru ty n y — pozw ala m u a k tu a ln y s ta n rozw o ju języ k a poetyckiego, tłu m aczen ia n ie są .bowiem dom eną działań odizolow aną od ogólnego sta n u lite ra tu ry . W ty m sensie m ożna m ów ić o postępie sztu ki przek ład o w ej. „N ikt
poza p ra k ty k a m i n ie zdaje sobie spraw y, ja k ogrom ną przew agę nad d a w n y m i tłum aczam i, ja k w ielką swobodę m an ew ru d a je w spół czesnym tłu m aczo m przejście od ry m u do asonansu” (W ażyk, s. 332). L ecz w e n u n cjacjach k ry ty c z n y ch n o rm a przek ład ow a je s t zw ykle fo rm u ło w an a w sposób ró żn iący ją od n o rm y litera c k ie j. Czy zauw a żył ktoś, że tw órczość p rzek ład ow a je st dzisiaj jed y n ą form ą tw ó r czości, w k tó re j n a d a l obow iązuje k lasycystyczn y p o stu la t „trzech sty ló w ” ? T w ierdzi się przecież dość pow szechnie, że „lingw istyczna a d ekw atn o ść różnojęzycznych w y razó w n ie pok ry w a się z ich ad ek w atn o ścią sty listy c zn ą ” (N. M odzelewska, s. 188). W tej s y tu a c ji tłu m ac z pow inien pam iętać, że k ażd y w y ra z „m a sw oją stre fę używ alności w m ow ie żyw ej i lite ra c k ie j” , że „oprócz n ajo g ó ln iej szego podziału n a s ty l «wysoki» i «niski» istn ieje m nóstw o stre f o d ręb n y ch , z k tó ry c h sk ład a się rozległy obszar m ow y literackiej: ję z y k gw arow y, środow iskow y, n au ko w y, tech n iczn y itp .?’ i że t łu m acz m a obow iązek ty ch „ s tre f” przestrzegać: „jeżeli n ie dość uw aża n a zabarw ienie, jak ie n a d a je słow om ich p rzynależność do p ew n ej s tre fy , to k ie ru ją c się jed y n ie ich słow nikow ym znaczeniem m oże popełnić niedopuszczalny (!) m elanż sty listy c zn y ” (idem, s. 188). Po ty m w szystkim ob ro n a „now ości” w noszonych przez p rze k ład do „zastanego zasobu m ow y lite ra c k ie j” brzm i m ało prze konująco: „red ak to rzy , k ry ty k a i opinia czytelnicza n ie u d zielają tłum aczom pełnom ocnictw do innow acji stylistyczny ch. Istn ieje pod ty m w zględem głęboko zakorzeniona nieufność: w szystko, co w tek ś cie p rze k ład u fra p u je nowością, zachw ianiem kanonów — uzn aje się zazw yczaj za po tk n ięcia i dowód nieudolności tłu m ac z a ” (s. 190). S k ą d in ąd w iem y, iż u zn an ie w oczach k ry ty k i z je d n u je sobie tłu - m acz-now ator, k tó ry in g e ru je w obszar «petryfikow an y ch „d ialek tó w ” p oetyckich i stylów przek ład o w ych. D ziełem jego je st tw órcza in g ere n cja w obecny k sz ta łt s tr u k tu r y litera c k ie j, przeciw staw ienie się te m u k ształto w i p rzez w ydżw ignięcie n a czoło now ej do m in an ty poety ckiej itd.
Z n a n y je s t sprzeciw k ry ty k i wobec „tłu m aczeń arch aizu jący ch ” . N iedaw no S a n d a u e r w tłu m aczen iach p ió ra K asprow icza i S re b rn e go bezlitośnie tro p ił „chłopom ańską m ask a rad ę sty listy c zn ą ” , „nie jednolitość i rozchw ianie ję z y k a ” , pisał, że tłum aczom przyśw iecał „jak o w sp óln y ideał jak iś język «w iteziów i wojów», polszczyzna h iera ty c z n a i om szała” (Dla każdego coś p rzykrego. K ra k ó w 1966, s. 278— 279). I w edłu g J a s tru n a a rc h a iz a c ja je st zabiegiem „fałszy w y m ” , gdyż um ieszcza przek ład w ja k ie jś „próżni bezjęzykow ej” (s. 118). Nie k w estio n u jem y słuszności tak ie g o rozpoznania stylu, n ie m ożem y jed n ak n ie zauw ażyć u k ry te g o za ta k ą p ostaw ą n o rm a- tyw izm u , ra d y k a ln ie przepędzonego z poezji. Ja k iż k ry ty k ośm ielił b y się dziś ganić „polszczyznę h ie ra ty c z n ą i om szałą” w u tw o rach poety, jeśli ty lk o dostrzeże (?) i odpow iednio uzasadni (?) ra c ję jej użycia? W szak k ry ty k ę poezji n ieo dm iennie in te re su ją dew iacje od
norm y, działan ie jej w p rz y p a d k u poezji zdaje się polegać n a u w y d a tn ie n iu tw órczych in no w acji p isarzy. T łum aczenia n ato m iast u sp ra w ie d liw ia ją działan ie no rm y . Je śli za M ukafovskim przy jm ie my, że o p iera się ona n a „dialektycznej a n ty n o m ii m iędzy bezw y- jątk o w ą w ażnością a d ziałającą reg u la ty w n ie p o ten c jaln ą siłą, k tó ra im p lik u je m ożliw ość jej pogw ałcenia” (W śród zn a k ó w i str u k tu r. W arszaw a 1970, s. 69), to w św ietle w ym agań, ja k ie staw ia tłu m a czom k ry ty k a , b y liby śm y skłonni tw ierd zić, że p rze k ład y p rzem a w iają w łaśn ie na korzyść „bezw y jątk ow ej w ażności n o rm y ” , u tw o ry o ry g in a ln e — jej „pogw ałcenia” .
D y sk u rs k ry ty c z n y m a w reszcie w „ s tru k tu rz e g łębokiej” opozycję m iędzy sa crum a pro fa n u m . Dowodzi to, że w ciąż jeszcze żyw y je st rezo n an s sa k ra ln eg o podejścia do tę k s tu d zieła tłum aczonego (por. stu d iu m ks. J . Frankow skiego). D ziałania tłum acza, n a w e t jeśli re s p e k tu je o n założenia „w ierności” wobec dzieła, m a ją zawsze coś z p rze k ra cz a n ia ustanow ionych zakazów, pogw ałcenia praw , p rze łam y w a n ia uśw ięconej granicy. W języku k ry ty c z n y m J a s tr u n a za sada ta zo staje w ręcz d em o n stra c y jn ie obnażona: „ je st coś ze św ię to k ra d z tw a w zabiegach, w podstępach językow ych, w p rzenoszeniu d o b y tk u cudzego n a w łasn e pole w id zenia” , stąd budzą się ob aw a i lęk, spow odow ane „w ąską granicą dzielącą dob re chęci od zło- czyństw a, to znaczy od w y rząd zan ia zła au torow i tłum aczonego te k s tu ” (s. 127). „P rze k ład je s t jak b y m ierzeniem się z kim ś, k to nie je st przeciw nik iem , a je d n a k staw ia opór, b roni się, b ro n i sw o je j au ton om ii i n iep o w tarzaln o ści” (K am ieńska, s. 135). P o d sk ó rn e istn ien ie te j opozycji, w a ru n k u ją c e j d y sk u rs k ry ty c z n y , u z a sa d n ia jak ż e częste pojaw ien ie się w n im o k reśleń etycznych, ja k „ m o ra l ność” tłum acza, jego „odpow iedzialność” itp.
O pisane tu pobieżnie p ro ce d e ry stosow ane przez k ry ty k ę p rz e k ła d u arty sty czn eg o pokazują, że w yo brażen ia n a tem at isto ty teg o p rz e k ład u k s z ta łtu ją się pod w pływ em re g u ł m ow y, k tó re j w ciąż jeszcze udziela się szczególnych p re ro g a ty w i znaczenia, m ow y, k tó re j się
w ie rzy . M am y p raw o sądzić, że im bardziej m ow a ta będzie się
ro zprzestrzeniać, zdobyw ać dalsze teren y , ty m znaczniej będzie się pow iększać obszar tego, co w dziedzinie przek ład u a rty sty c z n e g o je s t n ieznane, sc n ienazw ane. O bszar ten jest ogrom ny.