• Nie Znaleziono Wyników

Dialektyka a myśl słaba

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dialektyka a myśl słaba"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Maciej Sosnowski

Dialektyka a myśl słaba

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (129), 83-97

2011

(2)

Roztrząsania

i rozbiory

Dialektyka a myśl słaba

Aby zrozum ieć, na czym polega specyfika „m yśli słabej” zgodnie z heidegge- row ską - a w k ręgu jego filozofii b ędziem y się w szak tu ta j n ie u sta n n ie poruszać - w ykładnią „ro z u m ien ia”, konieczny jest otw ierający nas na zagad n ien ie Stimmung.

Jak zatem odpow iednio n astroić się p rze d le k tu rą k siążki A ndrzeja Zaw adz­ kiego Literatura a myśl słaba1?

D obrym , niezw ykle p rostym i n ierzadko b ardzo satysfakcjonującym estetycz­ nie ćw iczeniem będzie oglądanie filmów, w których gra kom ediow y aktor am ery­ k ań sk i - Bill M urray. F enom en tego artysty, jego licentia poetica czy raczej modus operandi, pow ielany w każdym film ie, prosto uchwycić. Otóż swoim scenicznym zachow aniem , dykcją, sp o jrzen iem sugeruje tylko jedno - dużo w ażniejsze niż psychologiczne n iu a n se kreow anej p ostaci - że on, Bill M urray, jest b ardzo zm ę­ czonym , apatycznym , acz n ie p o d u p ad a jąc y m na zdrow iu i ataraktycznie zadow o­ lonym , ko m p letn ie w yluzow anym „gościem ”, który z olbrzym im dystansem , cza­ sem wręcz iry tu jącą nonszalancją, tra k tu je swe aktorskie obow iązki. C iężko n ie ­ kiedy odróżnić, czy M u rra y jeszcze gra zblazow aną postać, czy też gra siebie jako zblazow anego aktora grającego jakąś ta m postać, czy też nic nie gra, bo po p ro stu m u się ju ż n ie chce. Owo „w yluzow anie”, jak notabene tłu m a c z y się n ie k ie d y przew odni u późnego H eideggera te rm in Gelassenheit, wytw arza nak ład ające się dystanse, nadgryzające sztywne określoności p o d m io tu grającego i granego, niw e­ lując tym sam ym w ogóle m ożliw ość referencyjnego o dniesienia znaczącego do znaczonego. I, co w ażne, n ie m a w tym żadnej łzawej „biograficzności” czy p o m ­

(3)

8

4

patycznej w alki z m a terią artystyczną, żadnych ta n ich chwytów w stylu: „bo on m a p roblem y w życiu osobistym ” czy silenia się i przem agania, aby ukazać praw ­ dę sztuki jako „naśladow ania”; wręcz przeciw nie - jest jakby przygaszone, choć jed n ak nieodw ołalne schodzenie z drogi przytaczającej m asie im peratyw ów ak­ torskiego w arsztatu. Tak więc zarówno subtelna dialektyka, jak i czarująca finezja takiego podejścia polega na tym , że ostatecznie to, co percypuje w idz, jest p rze­ dziw ną, p arad o k saln ie je dnorodną m ieszaniną totalnego, „nicościującego” luzu aktora, k tó ry gra o d n i e c h c e n i a , i tym w yraźniej rysującego się na tym tle k onceptu, zaw artego w scenariuszu, a dotyczącego „esencji” granej postaci. Za jed­ nym zam achem b ezpośrednio dośw iadczam y dw óch sprzecznych k o m unikatów - k reacji aktorskiej i k rea cji aktora. In n y m i słowy - każda grana przez M urraya postać (a, co ak u ra t w tym kontekście istotne, b ardzo często są to postacie archety- p icznie ojcowskie) jest o raz u „o słab ian a” w sensie ściśle filozoficznym . Staje się ona ro zlatującym się, luźnym strzęp k iem pom ysłu na postać, któ ra w „wyluzowu- jącej” m a estrii „M elancholika z W ilm ette (Illin o is)” zatraca swą sztywność, w yra­ zistość i jędrność na rzecz płynności, n iem alże eteryczności, aż do kom pletnego ro zlu źn ien ia i zaniku. A jed n ak naw et wtedy, kiedy owa postać staje się dla nas jedynie tra n sp a re n tn y m p re te k ste m dla niem raw ych, au to iro n icz n y ch popisów M u rray a, on wciąż ją nek ro m an ty czn y m i praw ie m ocam i ożywia i w idzim y oto widmowy, osłabiony, trag ik o m iczn y p ó łp ro d u k t aktorski, który jed n ak p o trafi na tyle się jeszcze skupić, aby prow adzić - co praw da, lekko h alucynacyjną - n arrację o w łasnym życiu, przekazując sm u tn ą praw dę o człow ieku późnej now oczesności.

Jednym słowem - k o m e d ian t Bill M u rra y to m istrz „słabego” aktorstw a, a rty ­ sta k resu m etafizyki. Ciężko jed n ak sobie w yobrazić, aby m ógł zagrać głów ną rolę w film ow ej bio g rafii - gdyby się ktoś o tak ą p o kusił - H eideggera, z tej prostej przyczyny, że w d zieła ch n ie m ie ck ie g o filozofa, w prze ciw ie ń stw ie do film ów M u rra y a, b ra k u je tego, co zabaw ne, iro n iczn e, ta k b ard z o są one oczyszczone z wszelkiej „niepow agi” .

Za tą „nieśm iesznością” kryje się być m oże pew ien zasadniczy p ro b lem z „m y­ ślą słab ą”, odw ołującą się do heideggeryzm u jako do źródłowej m atrycy. W ydaje się bow iem , że owa deklaratyw na słabość jedynie m askuje - i to niezbyt szczelnie - powagę czystej przem ocy, zd radzającą pow inow actw o z te n d en c jam i tzw. teorii m etafizycznych, owe, jak pisała A gata B ielik-R obson, „jałowe wygasanie: pozor­ n ie afirm atyw na Gelassenheit, w której ukrywa się bierno-agresyw ne N ie ”2?

2

.

Specyfiką książki Literatura a myśl słaba jest to, że bez p ro b lem u daje asum pt do postaw ienia tego ty p u pytań. By bliżej je rozważyć, p rzyjrzyjm y się reko n stru k cji „m yśli słabej”, jakiej dokonuje A ndrzej Zaw adzki w pierw szej z czterech części

A. B ie lik -R o b s o n , „Na p u sty n i”. Kryptoteologie p ó źn e j nowoczesności, U n iv e rsita s , K ra k ó w 2008, s. 416.

(4)

swojej książki, części najb ard ziej „filozoficznej”, i - czego nie ukryw am , w zw iąz­ k u z tym najbardziej interesującej.

W edle Zaw adzkiego, k tóry podąża tu ta j w iernie za uw agam i V attim o (choćby z eseju Dialektyka, różnica, myśl słaba3), kluczow ym pojęciem m yśli słabej jest Ver­ windung. M ożliwość zrozum ienia jego bogatej treści o parta jest na polem icznym kontekście, w jakim słowo to się pojawia u autora Końca nowoczesności - chodzi o rzekom o defin iu jące m yśl d ialektyczną pojęcie Überverwindung. Z atem „myśl słab a” k sz tałtu je się poprzez pew ien agon, na który w stępuje, aby „przeboleć” spe­ kulację.

Jed n ak Z aw adzki zaczyna swą rek o n stru k c ję od skrótow ego om ów ienia m yśli ru m u ń sk ie g o filozofa C o n sta n tin a N o ik i i dopiero później zajm u je się sam ym V attim o i Verwindung. Jak się wszakże okazuje, w u jęciu badacza, sam N oika ma rów nież pew ien fu n d a m e n ta ln y p ro b lem z dialek ty k ą. Z asad n iczo „K oncepcje N o ik i oraz V attim o w yrastają z tych sam ych źródeł: dialek ty k i i filozofii H eideg­ gera” (s. 51). W pływ H eideggera sam w sobie jest już w pływ em „m yśli słabej” . N ato m iast p rze d p o p ad n ięc iem w „siln e” kategorie dialektyczne ontologię b y tu osłabionego - su b te ln ie ro zp isan ą na sześć m odalności - c h ro n i p rzede w szystkim

k o liste r o z u m ie n ie d ia le k ty k i, p o sz e rz a ją c e ją o zd o b y c z e h e r m e n e u ty k i, d a le j, a u to n o ­ m ic z n e tra k to w a n ie sła b o śc i i w y b ra k o w a n ia b y tu , k tó re n ie je s t ty lk o e ta p e m n a d ro d z e d o ja k ie g o ś o sta te c z n e g o sp e łn ie n ia , a ta k ż e w y d o b y c ie m y ślo w e g o p o te n c ja łu în tru , u k a ­ z u ją c e g o b o g a tą o n to lo g ic z n ą s y tu a c ję , k tó ra m ie śc i w so b ie s ta ty k ę i d y n a m ik ę b y tu , z a m k n ię c ie i o tw a rc ie , ja s n ą i m r o c z n ą s tro n ę ja k o jego in te g r a ln e s k ła d n ik i. (s. 56)

Z atem trzy strategie - koło herm eneutyczne, spostponow anie „ostatecznego speł­ n ie n ia” oraz kategoria întru - ratu ją filozofię N oiki, niczym siatka bezpieczeństw a, przed stoczeniem się w dialektyczność. Problem polega na tym , że wszystkie je m ożna interpretow ać jako przynależne do m echanizm ów samej m yśli dialektycznej. O „ko- listości” rozum ienia pisał już F ichte, autonom ię fragm entaryczności postulow ał K ierkegaard, wieloznaczność întru jako „w bycie” i „ku bytow i” łatwo oddać h e­ glowskim i te rm in am i „w sobie” i „dla siebie”, organizującym i wywód Fenomenologii ducha. Czyżby zatem myśl słaba była wobec dialektyczności bezbronna?

Sens takiego podejścia uw idacznia się jed n ak pełn iej, kied y przejd ziem y na g ru n t koncepcji Vattim o i zajm iem y się w spom inaną już kluczow ą kategorią. Zresz­ tą, sam Zaw adzki pośw ięca te m u o sta tn ie m u znacznie więcej uw agi niż ru m u ń ­ skiem u heideggeryście.

Czym jest zatem Verwindung? O m aw iając kryzys h u m a n iz m u w Końcu nowo­ czesności4, V attim o p o w o łu je się n a z b ió r fra g m e n tó w z la t 1936-1946, k tó re H eidegger zebrał w rozpraw ce Przezwyciężenie metafizyki i opublikow ał w zbiorze

3 G. V a ttim o D ialektyka, różnica, myśl słaba, p rz e l. A. Z a w a d z k i, M . S u rm a , „T eksty D r u g ie ” 2003 n r 5.

4 Por. G. V a ttim o Koniec nowoczesnos'ci, p rz e ł. M . S u rm a -G a w ło w s k a , w s tę p

(5)

8

6

Odczyty i rozprawy5 w 1954 roku. Pisze tam : „m etafizyka wydarza się z samego bycia, a jej przezw yciężenie [Überverwindung] w ydarza się jako zw inięcie [Verwindung] bycia”6. „S łaba” in te rp re tac ja tego fra g m en tu odchodzi od oryginalnego sensu na rzecz nieco innego, m n iej, jak się zdaje, konfrontacyjnego m yślenia o „przezw y­ c ię ż a n iu ” czegokolwiek. Rów nież in ten cja polskiego tłu m acza, oddającego Ver­ windung przez „zw inięcie”, n ie pokrywa się z in tu icja m i Vattimo. Jak pisze w zw iąz­ k u z tym Zaw adzki:

M y ś le n ie w k a te g o ria c h Verwindung p o z o sta je w ięc z p rz e sz ło ś c ią , tr a d y c ją filo z o fic z n ą i k u ltu ro w ą w d w u z n a c z n y c h re la c ja c h p rz y n a le ż n o ś c i i n ie p rz y n a le ż n o ś c i, c ią g ło śc i i z e ­ r w a n ia czy te ż , ja k m ów i sa m V a ttim o , p o d ję c ia i z n ie k s z ta łc e n ia . Z a k ła d a p e w ie n sp e c y ­ fic z n y s to s u n e k d o teg o , co z a s ta n e , p o le g a ją c y n a n ie u c h r o n n y m u w ik ła n iu w to, co p o ­ z o sta w ia się za so b ą , i n a g o d z e n iu się z tą k o n d y c ją . (s. 9 9 )7

Tak ro zu m ian e Verwindung to „przeb o len ie” tego, co d a n e w tym sensie, że nie m a w n im uw olnienia, a raczej, jak pisze Zaw adzki, „p ogłębienie” go, ze św iado­ m ością, że nic innego nie m am y8. Oczywiście, na poziom ie d ek laracji Verwindung jest w edług badacza silnie przeciw staw ione rzekom o dialektycznem u m e ch a n i­ zm owi Überverwindung9. W tym d rugim m am y do czynienia z „form ą dialektyki, n aw o łu ją c ą do p rz e k ro c z e n ia zd eg en e ro w a n ej k o n d y c ji w im ię m ająceg o się dokonać w przyszłości zniesienia alien a cji” (s. 106-107), tzn. z an ih ila cją tego, co dane, n a rzecz w ypracow ania nowej, autonom icznej form uły, w ram ach której stop­ n ie p o p rzed n ie są odrzucane jako m artw e i „n ie-isto tn e” . Takie odczytanie m yśli d ia lek ty cz n ej (in sp iro w an e - jak su g e ru je Z aw adzki - ^uasi-m ark sisto w sk im i p opraw kam i S artre’a), które zawęża ją do przyw oływ anego rozum ienia Überver­ windung, niew iele m a jed n ak w spólnego z rzeczyw istym r u c h e m d ialektycz­ n y m . P rz e d e w sz y stk im w d ia le k ty c e k lu c zo w y m p o ję c ie m n ie je st p o ję c ie Überverwindung, tylko oczywiście Aufhebung. I w tej sytuacji nie trzeba powoływać

5 Por. M . H e id e g g e r P rzezw yciężenie m eta fizy ki, w: O dczyty i rozpraw y, p rz e l. J. M iz e ra , W y d a w n ic tw o A le th e ia , W a rsz a w a 2007, s. 65-93.

6 T am że, s. 66.

7 J a k d o d a je d a le j, „ta g ra p rz y n a le ż n o ś c i i n ie p rz y n a le ż n o ś c i, to ż sa m o śc i i ró ż n ic y z n a m ie n n a d la Verwindung,j e s t d o b rz e w id o c z n a w d w u z n a c z n y m s ta tu s ie w sp ó łc z e sn e g o d z ie ła s z tu k i, k tó ry , ja k p isz e V a ttim o , p o le g a n a n ie u s ta n n y m , a u to iro n ic z n y m k w e s tio n o w a n iu w ła s n y c h re g u ł i p ro b le m a ty z o w a n iu w ła sn e g o s ta tu s u , n a c y to w a n iu , p a ro d io w a n iu , p a s tis z o w a n iu , p rz e -p is y w a n iu tr a d y c ji” . W a rto w c ią ż m ie ć z ty łu g łow y s tw ie rd z e n ie , że „ a u to ir o n ia , p a r o d ia i p a s tis z ” to c e c h y c h a ra k te ry s ty c z n e d la m y śli, w yw o d ząc ej się z n a m y s łu H e id e g g e ra n a d m e ta f iz y k ą ...

8 Por. też. G . V a ttim o K oniec nowoczesności, s. 160-161, g d z ie w ło sk i filo z o f o d n o s i się ju ż d o Identyczności i różnicy H e id e g g e ra , a le w c ią ż p o d k re ś la p o ś re d n i c h a r a k te r Verwindung.

9 W id z ie liśm y , że u sa m eg o H e id e g g e ra ic h s to s u n e k n ie b y ł ta k k la ro w n ie a n ta g o n is ty c z n y .

(6)

się na A dorno czy choćby K ierkegaarda, w ystarczy sam H egel, kiedy w Nauce logi­ ki pisze w yraźne, że:

Z n ie s ie n ie m a w ję z y k u n ie m ie c k im p o d w ó jn e z n a c z e n ie ; z n a c z y o n o ty le co zach o w ać, u trz y m a ć , ale z a ra z e m ta k ż e ty le, co k a z a ć c z e m u ś p rz e sta ć b yć, p o ło ż y ć c z e m u ś k res. [...] M y ś le n ie s p e k u la ty w n e z ra d o ś c ią z n a jd u je w ję z y k u słow a, k tó re w so b ie sa m y ch m a ją sp e k u la ty w n e z n a c z e n ie .10

Z niesienie, znosząc, neguje bezpośredniość, czyli silną, bezzałożeniow ą obecność tego, co negow ane, w tłaczając to coś, czym kolw iek by było, w kon tek st licznych, głów nie dziejow ych, zapośredniczeń Bildung. W tym sensie naw et heglowska d ia­ lektyka, jak p isał N ancy, „rozw iązuje w szelką su b stan cjaln o ść” 11, tzn. w szelki, m ocno m etafizycznie pojm ow any hypokeimenon (rozw iązuje, czyli osłabia, a nie niszczy). W zn iesien iu n ie m a śladów „przezw yciężenia” - sam o zn iesienie jest zapracow aną, tzn. negatyw nie określoną afirm acją tego, co skończone. Oczywi­ ście, u sam ego H egla (a jak w spom inaliśm y, także u H eideggera - stąd b ra k u n ie­ go „au to iro n ii, p aro d ii i p a s tisz u ”) m etafizyczne Überverwindung rów nież fu n k ­ cjonuje, jako m om ent m e ch a n ik i p o je d n an ia (Versöhnung)12, ale trzeba napraw dę nieżyczliw ej, s i l n e j in te rp re tac ji, aby całą dialektykę - niezw ykle dw uznaczną i problem atyczną, tzn. „osłabioną” - zredukow ać w łaśnie do jej puryfikacyjno- -pojednaw czych aspektów.

W niosek zatem nasuw a się sam. Jak pisze Zaw adzki, „m yśl słaba jawi się tu jako swoista via media, łagodząca «mocną» opozycję pom iędzy dyskursem now o­ czesności i ponow oczesności” (s. 100). Tak ro zu m ian a m yśl słaba jest ściśle d ia ­ lektycznym zapośredniczeniem , w któ ry m opalizuje przeszłość i aktualność jako nierozerw alny splot, chiazm w yznaczający „rzuceniow ą”, skończoną, śm iertelną, n ie ab so lu tn ą w b ezp o śred n im sensie, kondycję ludzką. Verwindung, pom im o całej otaczającej go elegijno-nostalgicznej reto ry k i zm ierzch u m etafizyki nie jest te r ­ m in em , k tó ry pozw alałby „wyzwolić się” od s tru k tu r m yślenia dialektycznego, raczej - a jak pokazuje Zaw adzki, w u jęciu V attim o zu p e łn ie św iadom ie - utw ier­ dzałby zależność przez swą naw et zbyt p ro stą synonim iczność z pojęciem Aufhe­ bung.

Cała m etaforyka heglowska nastaw iona jest na „zm iękczenie” klasycznych pojęć m etafizyki, na ich „ro z b u jan ie”, „rozpłynięcie”, „ro z ru sz an ie”. D latego też epi- gońska m yśl słaba m usi n ie u sta n n ie się z n ią konfrontow ać. Tak jest w p rzy p ad k u

10 G .W .F. H e g e l N a u k a logiki, t. 1, p rz e k l. A. L a n d m a n , P W N , W a rsz a w a 1967, s. 135.

11 J.-L . N a n c y Hegel. The restlessness o f the N eg a tive, tra n s . J. S m ith , S. M ille r, U n iv e r s ity o f M in n e s o ta P re ss , M in n e a p o lis - L o n d o n , 2002, s. 5.

12 Por. n a p rz y k ła d se n s z a n ik a n ia teg o , co je d n o s tk o w e , w P rzedm ow ie d o „ w c z e sn e j” Fenomenologii ducha (G.W .F. H e g e l Fenomenologia ducha, p rz e ł. S.F. N o w ic k i, F u n d a c ja A le th e ia , W a rsz a w a 2002, s. 40) i w e w s tę p ie d o „ p ó ź n y c h ” W ykładów z filo zo fii dziejów (te g o ż W ykłady z filo zo fii dziejów , t. 1, p rz e ł. J. G ra b o w sk i,

(7)

8

8

nie tylko Verwindung, ale i jej dwóch pozostałych, kluczow ych - w edle Z aw adzkie­ go, referującego poglądy V attim o - term inów : Andenken i pietas.

Andenken jest kolejnym pojęciem ze słow nika H eideggera. To, jak pisze autor, m yślenie jako „rozpam iętyw anie”, „przekonanie, że skoro w szelkie w artości i sys­ tem y sensu są tw orem lu d z k im , to są n am blisk ie i drogie jako p am iątk a, ślad z przeszłości, nie należy ich więc odrzucać jako błęd n y ch i n iep o trzeb n y c h już dłużej «przeżytków», lecz dbać o nie, pam iętać o nich, zachowywać je, traktow ać z troską i pieczołow itością” (s. 108-109). Takie podejście do jedynego dostępnego jednostce „ m a te ria łu ” m yślenia - do tradycji, przeszłości - które n ie uniew ażnia w niej niczego w im ię doskonalszej teraźniejszości czy triu m fu jącej przyszłości, tra k tu ją c ją jako rozległą sferę rów now ażnych sensów, z których każdy zasługuje na uwagę, na swą m ałą, perspektyw iczną „praw dę”. Oczywiście, tu ta j znow u po ja­ wia się negatyw ne odw ołanie do heglow skiego pojęcia Errinerung: „To ostatnie ma ch a rak te r m etafizyczny, poniew aż jego istotą jest uw ew nętrznianie, czyli zaw łasz­ czanie tego, co zew nętrzne wobec p o d m io tu w procesie dochodzenia przez ducha do absolutnej sam ow iedzy” (s. 112). Jasne jest, że taka in te rp re tac ja m yśli d ialek ­ tycznej pozw ala na przeciw staw ienie Andenken i Errinerung. P roblem polega na tym , że znow u jest to in te rp re tac ja pow ierzchow na i tendencyjna. Jak pisze dalej Zaw adzki, jej istotą jest traktow anie h eglizm u (via m arksizm ) jako „porenesanso- wego n u r tu klasycyzującego, dążącego do id e ału ludzkości pogodzonej ze sobą totalności, p ełn i, i w yrażający się najpełniej w H eglow skim ideale sztuki klasycz­ nej, godzącej całkow icie treść i form ę, to, co w ew nętrzne i to co zew n ętrzn e” (tam ­ że). Jeśli jed n ak ro zp a m iętu jem y heglow ską estetykę, to pow inno n am przyjść na m yśl przeciw staw ienie utraconej u to p ii sztuki starożytnej i tego, co n am dane tu i teraz - sztuki rom antycznej, której sp e łn ie n iem jest d ram atyczne niepogodzenie form y i treści jako w yraz kondycji człowieka już now oczesnego13. Heglow ska to ­ talność nie jest zn iesien iem alienacji człow ieka, lecz jedynie p rzy stan iem na nią na w aru n k ach dyktow anych przez ro zu m (innym i słowy - H egel to jed n ak nie M arks). W spom inanie tej zasadniczej alienacji, Entfremdung tożsam ej z sam ą przed- m iotow ością, Entäusserung14, wyznacza słabo dialektyczna kategorię Andenken, k tó ­ ra, w edle Zaw adzkiego, jest, p odobnie jak Verwindung, „płaszczyzną p o ro zu m ie­ n ia i m e d iac ji” (s. 109). P ośredniość zarów no Verwindung, jak i Andenken, ich k o n ­ tekstow e osadzenie w horyzoncie Aufhebung i Errinerung, spraw ia, że niejasna staje się treściow a kateksja fo rm u ły „m yśl m o cn a” (por. s. 234). Co „osłabia” m yśl sła­ ba? Jeśli stru k tu ra ln ie przynależy ona do d ialektyki - naw et jeśli ak centuje w niej m onet negatyw ności - to gdzie szukać tego, co m ocne, tzn. zu p e łn ie niedialek- tyczne? P aradoksem samej spekulatyw ności jest w łaśnie to, że w łasnego w roga ma

13 G.W .F. H e g e l W ykłady z estetyki, p rz e ł. J. G ra b o w sk i, A. L a n d m a n , P W N , W a rsz aw a 1964, s. 132-137.

14 Por. M .J. S ie m e k M a rksizm ja k o filo zo fia , w s tę p do: G. L u k a c s H istoria i świadomość klasowa. S tu d ia o m arksistow skiej dialektyce, p rz e k ł. M .J. S ie m e k , P W N , W arsz a w a 1988, s. XXXV.

(8)

ona jedynie w sobie sam ej, zatem , jeśli nasze sugestie są słuszne, m yśl słaba m oże osłabiać jedynie sam ą siebie, nie przyzw alając na ukryte w niej „m ocne”, „nieiro- n ic z n e ” te n d en c je (co sam em u na p rzy k ła d H eideggerow i p rzychodziło - jeśli w ogóle się ziszczało - z tru d em ). B ędziem y jeszcze w racać do tej pro b lem aty k i poniżej.

O sta tn im pojęciem , już nie H eideggerow skim , jest pietas (której, co zn a m ie n ­ ne, zarów no V attim o, jak i Z aw adzki pośw ięcają najm n iej m iejsca). „Jest ono m i­ łością do w szystkiego, co żyje, i do jego śladów, pozostaw ionych i odziedziczonych z przeszłości” (s. 115). Ale jest ona nie tylko p ełnym czułości sto su n k iem do śla­ dów życia, lecz także jedyną płaszczyzną, na której ślady jako ślady w swej „wszyst- kości” m ogą się uobecniać i być podtrzym yw ane w trw an iu - jest to więc płaszczy­ zna słaba, zależna od naszego nastaw ienia, ale też słaba w tym sensie, że jest m ie j­ scem ukazyw ania się tego, co słabe. Jest więc całością splecioną z tego, co zn ik o ­ m e, resztkow e, połow iczne, niedokończone. I zgodnie z zaproponow anym sche­ m a tem odczytania pierw szego ro zd z iału k siążki Zaw adzkiego, pojęcie to m a swój o dpow iednik w trad y cji dialektycznej. Tym czym ś jest - jak p isał G adam er, „dia­ lektyczny h e rm e n e u ta ” 15 - „to, co spekulatyw ne” jako „czysta stru k tu ra samego p rzech o d zen ia” 16, jako „przestrzeń [...], ta k jak język, w sposób aktyw ny obecna we w szystkim , co istn ie je ” 17. S tru k tu ra przechodzenia poszczególnych skończo- ności w siebie, czyli w zajem ność, w yznaczająca „śladow ość” w szystkich elem en­ tów św iata, to nic innego jak m iłość, czyli żywy stosunek owych śladów do nas i do siebie naw zajem , ich w zględem siebie afirm atyw ne p rze p ad an ie i utw ierdzanie się przez to w skończoności. To w łaśnie ta k rozum ianej pietas bliżej do heglow ­ skiej k oncepcji ducha obiektyw nego niż, jak sugeruje za V attim o i G adam erem Z aw adzki, pojęciu Andenken (s. 109). A tym , co, jak się zdaje, przesłan ia „obiek- tyw no-duchow y” aspekt m iłości w zajem nej, pietas, jest um ieszczanie jej w przez autora w kontekście religijnego zw rotu V attim o (na przy k ład s. 115).

W powyższej, dialektycznej rek o n stru k c ji m yśli słabej, opartej na rein terp re - tacji trzech jej kluczow ych term inów , n ie chodziło o to, aby pokazać, jak za sp ra­ wą k ilk u , n iek ied y m arg in aln y ch te rm in ó w 18, da się wyzyskać spekulatyw ność fi­ lozofii końca nowoczesności. Z dużo lepszym sk u tk iem i w sposób zdecydow anie b ardziej dogłębny p roblem atykę tę u jm u je w swojej książce na przy k ład M ałgo­ rzata K ow alska19. Tym, co n am leżało na sercu, była raczej taka próba odczytania

15 H .-G . G a d a m e r R o m a n ty zm , herm eneutyka, dekonstrukcja, w: te g o ż J ę z y k i rozum ienie, w yb., p rz e k ł. i p o sł. P. D e h n e l i B. S ie ro c k a , F u n d a c ja A le th e ia , W a rsz a w a 2003, s. 153.

16 H .-G . G a d a m e r Idea logiki H eglow skiej, w: ta m ż e , s. 60

17 T am że, s. 70.

18 Por. G. V a ttim o Koniec nowoczesności, s. 153.

19 M . K o w alsk a D ia lektyka p o za dialektyką. O d B a ta ille ’a do D erridy, F u n d a c ja A le th e ia ,

(9)

06

n ie k tó ry c h w ywodów A n d rz eja Z aw adzkiego, aby uchw ycić sam ą atm osferę - um iejętn ie, choć m oże nie do końca św iadom ie przez autora podsycaną - tego, co dialektyczne (tego, co słabo-m ocne), a co pozw oli n am z nieco w iększą sam ośw ia­ dom ością odnieść się do kolejnych rozdziałów jego książki.

3

.

Tym, co m yśl słaba m a szczególnie na uw adze i co za pom ocą swych stru k tu r percypuje, jest n ih ilizm . N ih iliz m zaś to „«obecność niczego», to, że byt już więcej n ie jest. D zieje bycia, m etafizyki i now oczesności to w łaśnie - ta k jak u niem iec­ k ich m istrzów V attim o - h isto ria n ih iliz m u jako osłabienia, «rozpuszczenia się» m ocnej w ersji bycia i m ocnych kateg o rii m etafizycznych” (s. 120-121). N ih iliz m jest więc po p ro stu in n ą nazw ą dla ontologicznej słabości, która w epoce późnej now oczesności stała się ew identna. W arto w tym m iejscu przyw ołać pew ną uwagę cytowanej już autorki. K om entując p roblem atykę n ih iliz m u , B ielik-R obson przy­ w ołuje słynną dyskusję m iędzy D e rrid ą a F o u cau ltem dotyczącą historycznego osadzenia pojęcia „szaleństw a”20. K om entuje ją zaś w n astęp u jący sposób:

N ie tz s c h e m ów i, że B óg u m a r ł, ale w y d a je się w ą tp liw e , b y ta k a r y k a tu ra b o sk o śc i, ja k ą m a n a m y śli, m o g ła b y ła k ie d y k o lw ie k z a is tn ie ć : B óg a b s o lu tn ie p e w n y sw ego, k tó ry n ie z n a w ą tp liw o ś c i S z a ta n a , o k r u t n ie w ła d c z y noboddady z w iz ji B la k e ’a. P o d o b n ie ja k i w sz y stk o , co so b ą z b io rc z o sy m b o liz u je : n ie w z ru sz o n e Cogito, d o s k o n a ły R o z u m , w p e ł­ n i sa m o o b m y ś la n y P o d m io t. Tu p r z y p o m in a m i się esej D e r rid y n a te m a t k s ią ż k i M ic h e la F o u c a u lta , „C ogito” i historia szaleństw a, g d z ie D e r rid a p o d a je w w ą tp liw o ść k ry ty c z n ą w a rto ść id e i „ n o w o ż y tn e g o g e s tu w y k lu c z e n ia ”, p o k a z u ją c , że b lisk o ść sz a le ń stw a to w a ­ rz y sz y k a ż d e m u Cogito o d zaw sze i że k a ż d e w y k lu c z e n ie je s t w isto c ie ty lk o a k te m p o ­ tw ie rd z e n ia tego k ło p o tliw e g o są sie d z tw a . N ih iliz m n ie b y łb y w ó w cza s ty lk o h is to ry c z n ą k o n d y c ją p y sz n e g o c z ło w ie k a po u p a d k u jego ś m ia ły c h id eałó w , a le w ie c z n y m z a g ro ż e ­ n ie m , k tó re k ry je się w c ie n iu k a ż d e j k o n s tru k c ji: g ro ź b ą ro z sy p k i w p is a n ą w sa m p r o ­ je k t W ie ż y B a b e l.21

Co w ynika z tego ujęcia? Tak, jak ciężko dostrzec d em arkację m iędzy m yślą słabą a m yślą dialektyczną, jeśli za k ry te riu m w eźm iem y rzeczone pojęcia (Verwindung, Andenken, pietas) ta k też b iorąc za k ry te riu m n ih ilizm , ciężko dostrzec granicę m iędzy now oczesnością a późną now oczesnością, a naw et m iędzy tą o sta tn ią a cza­ sam i, w których pow stały pierw sze p ro jek ty m etafizyczne. M etafizyka jako n ih i­ lizm , co sk ą d in ąd przyznaje sam Z aw adzki, nie jest „siłą d estrukcyjną, zagrażającą

20 Por. J. D e r r id a Cogito i „H istoria szaleństw a”, p rz e ł. K. K ło siń s k i, w: te g o ż Pism o i różnica, W y d a w n ic tw o K R , W a rsz a w a 2004 o ra z M . F o u c a u lt M oje ciało, ten papier, ten ogień, w: teg o ż Filozofia, historia, polityka. Wybór p ism , p rz e k ł. i w s tę p D . L e sz c z y ń sk i i L. R a s iń s k i, W y d a w n ic tw o N a u k o w e P W N , W a rsz a w a -W ro c ła w 2000.

21 A. B ie lik -R o b s o n N a sza m ała destabilizacja. O nietzscheanizm ie nieustraszonym , na marginesie książki M ich a ła P a w ła M arkow skiego „N ietzsche, filo zo fia interpretacji”, w: tejże: R o m a n ty zm , niedokończony projekt. Eseje, U n iv e rs ita s , K ra k ó w 2008, s. 143.

(10)

z zew nątrz porządkow i europejskiej k u ltu ry ”, lecz przeciw nie „cechą im m an en t- ną, k tóra przejaw ia się w jej dziejach i rządzi jej rozw ojem ” (s. 123). Ale jeśli n ih i­ lizm przynależy z istoty w szystkim silnym kategoriom m yślowym Z achodu, to są one już zrazu przezeń „osłabione”, tzn. m etafizyka zawsze była już słaba (dialek­ tycznie słaba).

P om ijając liczne konsekw encje takiego ujęcia, w arto podkreślić jedną, w yni­ kającą z samej le k tu ry książki Zaw adzkiego. N a pierw szy rz u t oka dziwić może bow iem , że rozdział drugi, dotyczący pojęcia „ślad u ” - pojęcia, któ re autor chce w ykorzystać jako p u n k t przecięcia dla w ielu te n d en c ji obecnych w m yśli słabej - ogranicza się głów nie do P latona. D laczego to ojciec założyciel m etafizyki, ten, od którego, w edle H eideggera, w ogóle rozpoczynają się dzieje zap o m n ie n ia bycia i triu m fu „ p rz ed -staw ie n ia”, jest u Z aw adzkiego p a tro n e m „śladow ości”? I jak w ogóle ta słabo ontologiczna kategoria m oże odgrywać jakąkolw iek rolę u jed n e­ go z najsiln iejszy ch m etafizyków? O dpow iedź te ra z jest p rosta - k ażda m etafizyka jest już w yrazem w łasnego kryzysu, schyłkowość jest jej przynależna jako główna cecha. N ih iliz m to nie fenom en nowoczesny, to fenom en ch arakterystyczny dla sam ego m yślenia, któ re od zawsze m iało ch a rak te r „negatyw ności” (potw ierdza to w pew nym sensie sam Zaw adzki pisząc o zaw sze-już-obecnym „kryzysie podm ioto­ wości” - s. 228; por. niżej). P lato n jest w tym sam ym stopniu m yślicielem „osłabio­ nym ” przez sam ą negatywność m yślenia, co K artezjusz, H egel, N ietzsche, H eideg­ ger, Vattim o, F oucault etc. Podważa to oczywiście prostą dziejowość zapom nienia bycia - ale czy jest to idea, na której m yśli słabej m ogłoby „m ocno” zależeć?

W racając do sam ego P latona - w Literaturze a myśli słabej m am y do czynienia z ciekawą, p o dkreślającą złożoność i w ieloznaczność in te rp re ta c ją w ystępującego u niego pojęcia mimesis. I nie pow inno już dziwić, że in te rp re tac ja ta rozgrywa się w tria d ach .

U P latona pierw sze znaczenie mimesis wiąże się z jego koncepcją naśladow a­ nia, przedstaw ioną w Państwie. Zaw adzki nazywa je „m im esis partycypacji” (s. 173). Jak pisze dalej „m im esis to tw orzenie czy też w ytw arzanie rzeczy n ie -n a tu raln y c h [...], które podszywając się p o d fysis, zakryw ają jej obecność, uniem ożliw iając jej p ełn ą m an ifestację” (s. 179). Takie postaw ienie spraw y - naśladow anie jako p o d ­ staw ianie k opii pod oryginał, p rzesłanianie b y tu przez iluzyjne, p odstępne im itacje, jest podstaw ą platońskiej krytyki mimesis i jej całkow itego odrzucenia na gruncie ontologii tego, co obecne i praw dziw e. Ale obok owej „m im esis p arty c y p ac ji” Z a­ w adzki dostrzega jeszcze inne ro zu m ien ie tego te rm in u . W Sofiście bow iem stan o ­ w isko P latona nie jest tak jednoznaczne. Z m ienia się przede w szystkim p ersp e k ­ tywa - z m etafizycznej na epistem ologiczną. N ie chodzi już o ontyczny statu s wy­ tw orów naśladow nictw a, ale o nasz poznaw czy stosunek do nich. I z tego p u n k tu w idzenia naśladow anie zostaje w jakiejś m ierze docenione. Mimesis sk u tk u je osta­ tecznie pow staniem tw oru, k tó ry określony jest m ia n em symploke - splot, połącze­ nie. W symploke na zasadzie agonu zjednoczone są dwa aspekty naśladow nictw a - elem ent zarów no p o d m ie n ia n ia rzeczyw istości, ch arakterystyczny dla mimesis p a r­ tycypacji, jak i odw zorowywania jej na sposób asym ptotycznego zbliżania się do 16

(11)

92

prawdy, tzn. tw orzenie w iernych podobizn (w horyzoncie m ożliw ości tw orzenia podobizn zakłam anych, iluzyjnych, fantastycznych). U w idacznia się tu ta j pojęcie „mimesis jako eikastike techné” (s. 190) czyli „rzetelnego naśladow ania, odtw arzania pierw ow zoru” (tam że). W te n sposób in n e rozum ienie mimesis - jako mimesis p o ­ dobieństw a - staje się antynom icznym splotem , w którym obecne są zarów no te n ­ dencje w rogie platońskiej w izji św iata, jak i takie, które P lato n akceptuje. D w u­ znaczność eikastike techné każe Z aw adzkiem u poszukiw ać u P latona takiej form uły mimesis, w której nie byłoby już niejasnej oscylacji m iędzy odrzuceniem a afirm a- cją, a jednocześnie dałoby się un ik n ąć dogm atycznej m etafizyki, ch arakterystycz­ nej dla mimesis partycypacji. Z n ajd u je ją w Teajtecie, w kontekście opisu m e ch a n i­ zm u zapam iętyw ania. O becna tam w edle Zaw adzkiego koncepcja mimesis śladu - trzecia, najb ard ziej p roblem atyczna form a p latońskiej m im etyczności - m a już w p ełn i niem etafizyczny wydźwięk. W niej bow iem nacisk położony jest na zerw a­ nie w śladow ości sam ego śladu z m ożliw ością bezpośredniego uobecnienia tego, co praw dziw e, ab solutne itp. Ślad jest tą resztką, która pozostaje, a jednocześnie - dla nas, jako odbiorców - jest czymś u p rz e d n im wobec tego, co ślad pozostaw ia (por. s. 195), a w ręcz to coś w aru n k u je (przynajm niej w płaszczyźnie poznaw czej). W te n sposób w śladzie uw idacznia się jego niesam oistność (por. s. 194), ale jed­ nocześnie s k o ń c z o n a autonom ia. M a on więc typowo pośred n i, m ediacyjny (dialektyczny) ch a rak te r (obecny rów nież, choć w innych znaczeniach, w p o p rze d ­ nic h k oncepcjach mimesis): „Tkwi to n iejako w samej ontologii procesu n aślad o ­ w ania, w k tóry de iure w pisana jest sytuacja zapośredniczenia i m ediacji, w ynika­ jąca z niem ożliw ej do p o konania bytowej różnicy m iędzy naśladow anym a n aśla­ dującym ” (s. 203). Ślad jest więc obecnością nieobecności i jako ta k i jest w łaśnie tym , co dialektycznie w iąże jałową antynom ię „obecność-nieobecność” w p ro d u k ­ tywny, autonom iczny, idiom atyczny, z n a c z ą c y fenom en (tego „pozytyw nego” m o m e n tu brakow ało w mimesis podobieństw a).

Mimesis śladu, w yraźna antycypacja m yślenia słabego, rozgrywana jest na trzech poziom ach - odcisku (typos), resztki (ichnos) i zn a k u (semeion). W n ic h w szystkich, choć w nieco o dm ienny sposób, m an ifestu je się to, co dla sam ego Zaw adzkiego jest staw ką jego, w dużej m ierze spekulatyw nej, propozycji teoretycznej:

P o p ie rw sz e , w sa m ą s tr u k tu r ę n a ś la d o w a n ia w p is a n a je s t in te r p re ta c ja . P o ś la d a c h n ie ty lk o się k ro c z y czy n a s tę p u je w se n sie fiz y c z n y m i lite ra ln y m , lecz ta k ż e o d c z y tu je się je [...]. Po d ru g ie , n a ś la d o w a n ie m a c h a r a k te r o tw a rty i n ie sk o ń c z o n y , je s t n ie u s ta n n y m s z u k a n ie m i d ą ż e n ie m . W y d a je się w ięc, że ta k p o ję ta k o n c e p c ja n a ś la d o w a n ia p o zw ala w y k ro czy ć p o za o p o zy cję (p e łn e j) o b e c n o śc i i (c a łk o w ite j) n ie o b e c n o śc i, b o w ie m te n , kogo n a ś la d u je m y czy te ż to, co n a ś la d u je m y , zaw sze je s t ja k o ś n a m d a n e , sta n o w i h o ry z o n t n a sz y c h p r a g n ie ń , leczy h o ry z o n t zaw sze w y m y k a ją c y się i sk ry w ając y , n ie m o ż liw y do c a łk o w ite g o o g a rn ię c ia , u o b e c n ie n ia , p r z e d s ta w ie n ia , z a s tą p ie n ia . (s. 204)

Tak koncepcja naśladow ania pozwala Z aw adzkiem u z w ypracow anej w łaśnie perspektyw y „mimesis śla d u ” jako typos, ichnos i semeion opisać podstaw owe św ia­ dectwo osłabienia m etafizyki w m yśli postnow oczesnej, czyli kryzys pojęcia „pod­ m io tu ” . To gw ałtowne przejście od P latona do filozofii X IX i X X w ieku nie p rze­

(12)

szkadza w łaśnie o tyle, o ile zgodzim y się z w cześniejszym i u sta le n iam i co do n a­ tu ry samej m etafizyki jako zawsze uw ikłanej we w łasne zniesienie (Aufhebung/Ver­ windung). Podm iotow ość bow iem , niejako od m o m e n tu w łasnego w ypow iedzenia (s. 228), nie tylko ko n fro n tu je się z rzeczyw istością o ch arak terze śladu, przez co, pozbaw iając się trw ałego oparcia w obecności przed-staw ienia, m u si n ie u sta n n ie afirm ow ać płynność, za n ik a n ie, frag m en tary zację, rozbicie itp. świata. To sam p o dm iot jest niczym in n y m jak śladem , pozostaw ionym przez nie w iadom o kogo i nie w iadom o k iedy - jak u Lévinasa, do którego zresztą Zaw adzki się często od­ w ołuje (por. na przy k ład s. 207). Egoistyczne, wsobne Ja m usi w k ońcu dośw iad­ czyć d esu bstancjalizującej traum y, zw iązanej z an -archiczną i dia-chroniczną In ­ nością, ukazującą się ostatecznie jedynie w śladach, w relacji tw arzą-w-tw arz.

Ślad zatem , od zawsze (tzn. od P latona) obecny w m yśli zachodniej, jest p u n k ­ tem jej załam ania, wyrwą, która n igdy nie pozw oliła żadnej m etafizyce bezpiecz­ nie spocząć, deregulując ją i dom agając się ponow nego p rzem yślenia samej tej myśli.

4

.

Ale opis „świata jako śla d u ” i „p o d m io tu jako śla d u ” m a, oprócz w alorów czy­ sto filozoficznych, służyć za h erm en eu ty czn y p aradygm at przy in te rp re ta c ji lite ­ ra tu ry na sposób „słaby” .

W trzecim rozdziale k siążki poszukiw anie „śladow ości” bąd ź jako m etafory, bądź jako generalnej strateg ii pisarskiej, Zaw adzki ogranicza w zasadzie do tw ór­ czości trzech p olskich artystów - Bolesława L eśm iana, W itolda G om browicza i T a­ deusza Różewicz. Trochę żal, że o innych (Olga T okarczuk, A ndrzej S tasiuk etc.) w spom ina jedynie na m arginesie, a na przy k ład o książkach D oroty M asłowskiej - praw dziw e późnonow oczesnej au to rk i - w któ ry ch śladowość zn a k u (semeion) staje się w ogóle głów nym b o h aterem n arrac ji, nie m ówi nic. N ie należy jednak czynić z tego jakiegoś fu n d am e n taln eg o za rz u tu - cały te n rozdział m a ew identnie ch a ra k te r ilustracyjny, pokazując na k ilk u p rzykładach, jak p rez en tu je się „myśl słaba” w d ziała n iu (choć k ry teriu m d oboru tych przykładów m ożna uważać za dość pow ierzchow ne). W arto więc zatrzym ać się przy n im tylko przez chw ilę, koncen­ tru ją c się jedynie na m om encie, w którym pojaw ia się jakiś in teresu jący aspekt „słabości”.

Sam Zaw adzki pisze, że św iadom y jest zarzutów , iż „osadzanie m yśli G om bro­ wicza w kolejnym kontekście filozoficznym czy też kulturow ym [...] jest zabie­ giem jałowym, o w ątpliw ej w artości poznaw czej” (s. 286), a w tw órczości Różewi­ cza śladowość, ro zu m ian a p rzede w szystkim jako resztka i odcisk (s. 307) odgrywa ta k w ielką rolę i to na różnych poziom ach (s. 295-296), że p ełny jej opis, w którym uchwycić by m ożna w szystkie jego n iu an se, w ydaje się, z racji rozproszenia p ro ­ blem u, wręcz niemożliwy. Pozostaje zatem najb ard ziej syntetyczne ujęcie - wy­ k ła d n ia w iersza Śnieg Bolesława L eśm iana. I znowuż, nie chcąc się w ikłać w in te r­ pretacy jn e subtelności, chcem y zwrócić uwagę na jedną tylko rzecz.

9

3

(13)

9

4

W iersz L eśm iana, jak pisze Zaw adzki, jest „kolejnym w aria n tem m otyw u p o ­ w rotu do dzieciństw a czy m łodości, utw orem opow iadającym o [...] próbie odzy­ skania siebie sam ego sprzed w ielu la t” (s. 272), jednakże „pod tą pierw szą i n ie­ w ątpliw ie isto tn ą dla le k tu ry w arstw ą n arrac y jn ą tkw ią znaczenia inne, odnoszące się p rzede w szystkim do kw estii śla d u ” (tam że). Ślad te n jest in terp reto w an y przez autora „jako sposób przejaw iania się nieobecnej Rzeczy na pow ierzchni p rze d ­ m iotów i zjaw isk” (s. 279). Owa Rzecz, L acanow skie das Ding, jest czymś, co skry­ wa się w tajem niczym dom u, do którego, przez p o kryty śniegiem świat, doszedł we w spom nieniach p odm iot liryczny w iersza. Oczywiście, kiedy Z aw adzki chce określić stosunek pom iędzy śladem , jaki Rzecz pozostaw iła na oknie dom u, a sa­ m ym das Ding, wciąż posługuje się m etaforyką pośredniości, m ediacji, oscylacji - ślad to obecność nieobecności Rzeczy:

o to p o d w ó jn y p a r a d o k s śla d u : n ie je s t o n R z e c z ą , lecz ty m , co p o sta je po zaw sze n ie o b e c ­ nej R zeczy; n ie je s t p r z e d s ta w ie n ie m , lecz ty m , co w sz e lk ie p rz e d s ta w ie n ie u m o ż liw ia i co je s t u p r z e d n ie w o b ec ja k ie g o k o lw ie k p o r z ą d k u p rz e d s ta w ie n ia . J e s t o n c z y m ś p o ­ śr e d n im m ię d z y b y te m a n ie b y te m , rz e c z ą a jej re p re z e n ta c ją , c z y s tą to ż s a m o ś c ią a c z y ­ s tą ró ż n ic ą , ty m , co p o d m io to w e , a ty m , co w o b ec p o d m io tu in n e . (s. 280)

Istn ieje jed n ak tu ta j w yczuwalne ryzyko, ryzyko tkw iące w w ew nętrznych n a ­ pięciach „m yśli słab ej”, o których au to r milczy, a przez to m ilczenie w cale nie n e u tra liz u je , a w ręcz eskaluje owe n ap ięcia. C ho d zi o ryzyko su b stan cjaliza cji Rzeczy, substan cjalizacji nieobecności. Przyw ołanie w tym kontekście Lacana jest zn am ienne. Oczywiście, wiele in te rp re ta c ji francuskiego psychoanalityka su g eru ­ je w yraźnie, że „R ealne nie jest tran sc en d e n tn y m pozytyw nym bytem , trw ającym gdzieś p o n ad sym bolicznym p o rząd k iem niczym nied o stęp n e, tw arde jądro [...] sam o w sobie jest ono niczym , jedynie p ró żn ią p u stk ą w sym bolicznej stru k tu rze w yrażająca zasadnicza niem ożność”22. Ale możliwość trak to w an ia Rzeczy w łaśnie jako m istycznego, niew yróżnicow anego, hom ogenicznego jądra, nicości, istn ie ją ­ cej samej przez się p u stk i, poza śladow ością śladu, tzn. m ożliw ość jednostronnej to talizacji jest horyzontem , w k tórym słabość jako słabość się rozgrywa. P rag n ie­ n ie pow rotu, pow tórzenia, realne dośw iadczenia tego, co pozostało w owym dom u, tzn. p rzed arcie się na stronę das Ding i pozostaw ienie skończonych i przez to „nie- satysfakcjonujących” śladów sam ym sobie - w szystko to, o czym r ó w n i e ż pisze L eśm ian, n ie jest m arginesem , tylko m oże naw et sam ą rozedrganą istotą tego w ier­ sza. N ie w olno więc lekceważyć owego rezy d u u m „m etafizycznej” przem ocy, o k tó ­ rym w spom inaliśm y na sam ym początku, a które tkw i jako n ieusuw alny elem ent w m yśleniu w ogóle, w tym , rzecz jasna, w „m yśleniu słabym ” . D eklaratyw ne od­ cięcie się na przy k ład od dialektyki, na zawsze uw ikłanej w m ożliwość totalizacji, niczego tu ta j nie rozw iązuje, co w ięcej, zam azuje problem . M yśl słaba (jako póź- nonow oczesna form a m yślenia dialektycznego) sam a rów nież p ro d u k u je swoje dem ony, ciem ną stronę - ideologię bezpośredniości.

22 S. Z iz e k W zniosły obiekt ideologii, p rz e ł. J. B a to r, P. D y b e l, W y d a w n ic tw o U W r, W ro c ła w 2 001, s. 205.

(14)

Das Ding, bycie bez b ytu , an-archiczna Inność, negatyw na abstrakcja, k o n tin u ­ um , różnia, nieobecność - w szystkie te twory, wyrosłe na g runcie w alki z to talizu- jąca dialektyką, sam e nie są niczym innym , jak przynajmniej m ożliw ością rów nie silnej, hom ogenizującej totalności. Tak jak p am iętn e „I W ould p refer not to ” ko­ p isty B artleby’ego, choć jest w n im bezbronność i słabość, to w idać rów nież tępy u p ó r i a b so lu tn a niew rażliw ość, sprow adzająca ostateczn ie śm ierć (a jak p isał D eleuze, w powyższej form ule chodzi o „negatyw izm w ykraczający poza w szelką n egację”23, czyli wolność od d ialektyki jako takiej; bezkrytyczna krytyka „silnej” kateg o rii negacji sk u tk u je ostatecznie apoteozą absolutnej siły - pozadialektycz- nej, bezpośredniej „n ad-negacji”).

W w yw odach Literatury a myśli słabej, skoro podkreśla się w niej zależność filo­ zofii V attim o od m yśli heglow skiej (szczególnie w jej p rze -p isan iu przez A dorna), b rak u je w łaśnie podk reślen ia n apięcia w obrębie owej m yśli - że pom im o słabości jest ona w stanie n ieustannego agonu z sobą sam ą, z w łasnym i, totalizującym i skłon­ nościam i.

Słabość skrywa w ięc siłę, siłę negacji, która samej sobie nie pozw ala na ro zp o ­ starcie i zaprezentow anie św iatu p ełn i swych m ożliw ości - absolutnej anihilacji.

5

.

O sta tn i rozdział książki jest, niestety, najm niej ciekawy. N ie chodzi o oczywi­ ście o jakieś m erytoryczne nadużycia. Pod tym w zględem om aw iana pozycja jest niezw ykle rzetelna. P roblem tkw i w czym ś innym . Oto tok wywodu z filozoficzne­ go i h erm eneutycznego p rze m ien ia się nagle w k o m paratystykę - w „badanie m e­ taforycznych związków zachodzących m iędzy te k sta m i” (s. 371). Samo w sobie takie podejście jest uspraw iedliw ione, co w ięcej, jego obecność w książce Zaw adzkiego to z pew nością zabieg nieprzypadkow y, rozbijający solipsyzm i „arogancję” n a rra ­ cji filozoficznych, pokazując, że obok n ich , czy też w śród n ich, istn ieją inne, wcale nie gorsze, sposoby u praw iania h u m an isty k i. N iem niej jednak b ra k pew nej „tra n s­ ce ndentalnej n ici p rzew odniej” sk u tk u je tym , że ostateczny kształt tego ro zdziału w ydaje się zarządzany przez asocjacyjną przypadkow ość, tzn. że zarzut, który p rze­ czuwa sam Z aw adzki - iż jest to jedynie „erudycyjna igraszka in te le k tu ” (s. 370) - jest zasadny.

Całość dotyczy m etafory tańca, m im iczności i o rn am en ty k i w kontekście m y­ śli słabej i pojęcia „ślad u ” . Zasypyw ani jesteśm y więc in form acjam i, kto przy opi­ syw aniu „taneczności” naw iązyw ał do osłabienia m etafizyki, kto jak ro zu m iał „n a­ śladow nictw o”, zaw arte w sztuce m im icznej etc. W szystko zaś składa się na kolaż uwag i w iadom ości, w którym b ra k jed n ak podskórnej spójności. Co w ięcej, n ie ­ ostre kryteria doboru przykładów (problem w ystępujący już w p o p rze d n im roz­ dziale) spraw ia, że czytelnik m oże, obok poczucia „naw ałnicy” m a teria łu (tak wiele

23 G. D e le u z e B artleby albo fo rm u ła , w: H . M e lv ille K opista Bartleby. H istoria z Wall

(15)

9

6

tytułów i wątków, aby zilustrow ać w cześniej już opisaną opozycję „ten d en cji tota- listy czn ej” i „tendencji d estab ilizu jąc ej” - s. 369), p arad o k saln ie m ieć poczucie nieco powierzchownego, w płaszczyźnie porównawczej, m uśnięcia p roblem u (wszak jednocześnie tyle w ażnych książek pom inięto).

K ontynuując w ątek krytyczny, m ożna jeszcze, w ram a ch podsum ow ania, d o ­ dać jedną rzecz. W spom niałem wyżej, że książka Zaw adzkiego jest ze w szech m iar rzetelna. Ale w osłabionym świecie późnej now oczesności wcale nie m u si to od raz u oznaczać jakiejś pozytyw nej w aloryzacji, w ręcz przeciw nie. R zetelność ta przejaw ia się przede w szystkim od strony form alnej - książka Zaw adzkiego aspi­ ru je, z pow odzeniem , do naukow ości. Ale w łaśnie jako „naukow a” staw ia na so- lenność w ykładu, na m o n o to n n ą „jasność i w yraźność”. W tym też rozm ija się n ie ­ stety z treścią. Jeśli, k om entując uwagi N ietzschego o ta ń cu , Zaw adzki pisze:

T a n e c z n o ść s ta n o w iła b y w ięc s tra te g ię te k s tu filo z o fic z n e g o , w k tó ry m o k re ś lo n y sp o só b m y śle n ia (n iesy stem o w y , n o m a d y c z n y ) z n a jd o w a łb y w y k ła d n ię w o d p o w ie d n im sp o s o ­ b ie p is a n ia ( fra g m e n ta ry c z n o ś ć , a fo ry z m , se n te n c ja ). T e k st ta k i łą c z y łb y c e c h y d y s k u rs u filo z o fic z n e g o z c e c h a m i d y s k u r s u lite ra c k ie g o , logos i m ythos, to, co p o w a ż n e , z ty m , co lu d y c z n e ” (s. 331)

- to n iestety jego książka nie tańczy i tańczyć nie uczy. C zytając ją, n ie m am y poczucia pląsan ia, zabawy, lekkości. N ie jest to więc le k tu ra „słaba”, choć o słabo­ ści trak tu je. H egel czy K ierkegaard z jednej strony, z drugiej N ietzsche, a naw et „ n a tc h n io n y ” H eidegger - wszyscy oni db ali jeszcze o to, aby w samej „poetyce” swych książek daw ała o sobie znać „roztań czo n a”, rozpływ ająca się, ruchom a, od­ pow iednio n astrojona treść. Zaw adzki, idąc tu ta j - co trzeba m u spraw iedliw ie oddać - tro p em V attim o, nie sili się już na tego ty p u „eksperym enty”. D zięk i tem u w zrasta oczywiście kom unikatyw ność jego rozw ażań, niestety, ceną za to jest obni­ żenie ich w iarygodności - bo przecież, jak m aw iał klasyk, „U w ierzyłbym tylko w takiego boga, który p o trafi tańczyć”24.

Maciej SO SN O W SKI

24 F. N ie tz s c h e To rzekł Z a ra tu stra , p rz e ł. S. L is ie c k a i Z . J a s k u ła , p o sł. M .P. M a rk o w s k i, PIW , W a rsz a w a 1999, s. 50.

(16)

Abstract

Maciej SOSNOWSKI

The Institute of Philosophy of the Polish Academy of Sciences (W arszawa)

Dialectics versus a weak thought

Review: Andrzej Zawadzki Literatura a myśl slaba ["Literature and the weak thought"], Universitas, Kraków 2009.

This review attempts at grasping the specificity of the "weak thought" concept in the context of dialectics. Zawadzki refers the Gianni Vattimo work to the speculations of the German idealism, which has set the leading thread for considerations on mutual dependencies between the two formations. The notions of Verwindung, "trace" or "nihilism", being of key importance to Zawadzki, appear to be not so much of "inventions" of the 20th-century philosophy as categories derived from an age-old philosophical tradition. Their attempted application in interpretation of literary texts is, therefore, the weak thought being harnessed in the service of literary science as much as the latter being opened to dialectic thinking.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ćwiczenia stretchingowe ujędrnią sylwetkę, ale warto pamiętać, że nie redukują masy i nie budują nadmiernej ilości tkanki tłuszczowej.. Stretching najwięcej korzyści

Różnią się od plam okrągławych i wytrysków, gdzie krwi jest znacznie więcej, ponieważ pojawia się bezpośrednio ze źródła krwawienia.. Wystąpienie rozprysków krwi

zmian, których zespół albo tworzy jakieś zdarzenie, albo jest z tym zdarzeniem ściśle powiązany..  Ślad to każda zmiana wyglądu lub usytuowania jakiegoś przedmiotu

Ślady fonoskopijne – głos ludzki utrwalony na nośniku, ślad językowy, treściowy, ślady otoczenia, w którym odbywało się nagranie, ślady montażu.. Ślady termiczne

- ślady na elementach naboju (ślady ładowania, odpalania, ślady wystrzału i usuwania łuski),.. - ślady na broni palnej (np. osad powystrzałowy na przewodzie lufy oraz na

W trakcie oględzin miejsca włamania na rozbitej szybie drzwi prowadzących do pomieszczenia kasowego znaleziono ślady krwi.. widział uciekającego z miejsca

Rozsiani po kraju potomko- wie tych, co spoczywają na wzgórzach obok Studzianki i Lebiedziewa zaglądają chy- ba — jak wynika ze stanu mi żarów, rzadko w te strony. Powołani

Nie dziwił się wcale, że narazie uliczna sprzedaż gazety spotkała się z niepowodzeniem, ale jak wiel- kiemi miały być jego straty przy realizowaniu powziętych