• Nie Znaleziono Wyników

Literatura okresu Romantyzmu i Pozytywizmu w wydaniach "Naszej Biblioteki"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Literatura okresu Romantyzmu i Pozytywizmu w wydaniach "Naszej Biblioteki""

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Alina Witkowska

Literatura okresu Romantyzmu i

Pozytywizmu w wydaniach "Naszej

Biblioteki"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 45/3, 345-355

(2)

skiej teorii literatury... A le antologia jest tak pobudzająca i ciekaw a, że w jakim ś

stopniu roszczenia recenzenta uspraw iedliw ia. I skoro już m ow a o „idealnym modelu" m onografii dokum entarnej, trzeba w spom nieć dwa jeszcze drobiazgi: po pierw sze — nie w im ię utopijnej, „pełnej" dokum entacji, ale w im ię su gestyw n o- ści w ykładu warto postu low ać u w zględnienie w takiej antologii m ateriałów pa­ m iętnikarskich i ep istolograficznych; po drugie — żałow ać można, że książka, dość szeroko inform ująca o ep oce, n ie została opatrzona indeksem nazwisk.

N a tle p ow yższego om ów ienia w yk rystalizow u je się w reszcie sprawa prze­ znaczenia publikacji. Praca jest z całą pew nością za trudna dla przeciętnego ucznia szk oły średniej, pow inna jednak stać się pom ocą dla nauczyciela. M oże też zainteresow ać w sp ó łczesn eg o pisarza, ale przede w szystkim stanow i św ietn y materiał sem inaryjny z zakresu poetyki. W sytuacji, k ied y o gół studentów dosyć bezradnie poszukuje literatury w prow adzającej stopniow o w praktykę m arksi­ stow skiej interpretacji dzieła literackiego, książka M arkiew icza ma szanse oddania znakom itych usług. N ie darmo podręczniki dobrych dydaktyków , Chrza­ n ow skiego czy Kom arnickiego, w yład ow an e są rozm aitego rodzaju materiałami. Mimo w spom nianych n iedopow iedzeń praca o Przedwiośniu przekonyw ająco udo­ w adnia w ielk ość pow ieści, przytacza odw ażnie odm ienne w szczegółach w y p o ­ w iedzi o autorze, informuje na ogół bez frazeologicznej łatw izny o słabościach i błędach tw órcy, w stosunku do którego n ajpełniejsze bodaj zastosow anie znaj­ duje nadużyw ane gdzie indziej przez krytyk ę określenie „dramat pisarza". Praca M arkiewicza jest książką, która zmusza do rzeczow ej dyskusji, m oże zaś stać się szkołą inw encji i naukow ej sam odzielności.

Miro sława Puchalska

LITERATURA OKRESU ROMANTYZMU I POZYTYWIZMU W W YDANIACH „NASZEJ BIBLIOTEKI"

J u l i u s z S ł o w a c k i , FANTAZY. O pracow ał S t a n i s ł a w J e r s c h i - n a. W yd. 3. W rocław 1954. Zakład im. O ssolińskich, s. 158, 2 nlb. — J u l i u s z S ł o w a c k i , BENIOWSKI. O pracow ał E u g e n i u s z S a w r y m o w i c z . W yd. 2. W rocław 1952. Zakład im. O ssolińskich, s. 186, 2 nlb. — A d a m M i c ­ k i e w i c z , GRAŻYNA. O pracow ała A l i n a N o f e r . W yd. 3 popraw ione. W rocław 1953. Zakład im. O ssolińskich, s. 88. — J ó z e f I g n a c y K r a s z e w ­ s k i , ULANA. O pracow ał J u l i u s z K i j a s . W rocław 1951. Zakład im. O sso ­ lińskich, s. 1 1 9 .— J ó z e f K o r z e n i o w s k i , KOLLOKACJA. Opracow ał S t e ­ f a n P a p é e . W rocław 1952. Zakład im. O ssolińskich, s. 244. — A l e k s a n d e r F r e d r o , PAN JOWIALSKI. O pracow ał W ł a d y s ł a w S z y s z k o w s k i . W ro­ cław 1953. Zakład im. O ssolińskich, s. 208. — A l e k s a n d e r F r e d r o , ŚLU­ BY PANIEŃSKIE. O pracował W ł a d y s ł a w S z y s z k o w s k i . W rocław 1953. Zakład im. O ssolińskich, s. 215, 1 nlb. — Z y g m u n t K r a s i ń s k i , NIE-BOSKA KOMEDIA. O pracow ali Z d z i s ł a w L i b e r a i E u g e n i u s z S a w r y m o ­ w i c z . W rocław 1952. W ydaw nictw o Zakładu N arodow ego im. O ssolińskich, s. 136. — A d a m M i c k i e w i c z , SONETY KRYMSKIE. O pracow ał R o m a n T a b o r s k i . W yd. 2. W rocław 1953. Zakład N arodow y im. O ssolińskich, s. 48. — POLSKA PUBLICYSTYKA POSTĘPOWA W KRAJU. 1831— 1836. (W ybór tekstów ). O pracow ał S t e f a n K a w y n . W rocław 1953. Zakład N arodow y im. O sso liń ­ skich, s. 154, 2 nlb. — C y p r i a n N o r w i d , WIERSZE WYBRANE. O pracow ał

(3)

346

R E C E N Z JE

J a n Z y g m u n t J a k u b o w s k i . W rocław 1953. Zakład im. O ssolińskich, s. 74, 2 nlb. . ,

N a s z a B i b l i o t e k a oddała dotąd w ręce m łod zieży szkolnej przeszło 30 p ozycji k siążkow ych z zakresu k lasyk i polskiej i obcej i jest w tej chw ili, obok podręczników szkolnych, najpow ażniej zaangażow ana w procesie nauczania historii literatury w szkole. W czasie niedaw nej burzy polem icznej, jaka prze­ toczyła się nad podręcznikam i szkolnym i, dziw nym trafem ani jeden grom nie zaw adził o tak bliskie im w zakresie tem atyki i funkcji społecznej w ydaw nictw o jak N a s z a B i b l i o t e k a . A w ielk a szkoda, bo je st o czym m ów ić i w tym „społecznym w ym ierzaniu spraw iedliw ości" N a s z a B i b l i o t e k a pom inięta być n ie pow inna. N ie chodzi zresztą o form ułow anie oskarżeń, lecz o życzliw e przem yślenie dorobku w ydaw nictw a, które pracuje na tak w ażnym odcinku frontu ideologiczn ego. ,

Pow ażna część pńblikacji N a s z e j B i b l i o t e k i (około 15) d otyczy epoki romantyzmu. Oznacza to śm iałe zaatakow anie n ajw yb itn iejszego i najbardziej skom plikow anego okresu naszej tradycji narodow ej, stw arzającego szczególne trudności interpretacyjne i w ym agającego n ow atorsk iego w ypracow ania form popularyzacyjnych, prostych, przystępnych, ale unikających łatw izn y i slogan o­ w eg o „zbywania" problem atyki naukow ej. W tej sy tu a cji szczególn ie dobrze się stało, że N a s z a B i b l i o t e k a postarała się o w sp ółp racę polonistów -dydak- tyk ów , spośród których zw łaszcza w stęp y Eugeniusza S a w r y m o w i c z a w y ­ dają się być najbliższe słusznych rozwiązań m etodycznych. N a m niejszy aplauz zasłu gu je fakt w yraźnego om ijania tw órczości M ickiew icza, który jak do tej pory sk w itow an y został trzema pozycjam i, i to dotyczącym i tylko w czesn ego okresu tw órczości poety. O ile w zakresie dorobku S łow ack iego N a s z a B i b l i o t e k a potrafiła w ydać w szy stk ie n ajw ybitniejsze utw ory, i to — o czym będzie jeszcze m ow a niżej — w starannym opracow aniu naukow ym , o ty le przy M ickiew iczu uparcie nie chce być przysłow iow ym „pierw szym odważnym". W yd aje się zresztą, że w dwa lata po ukazaniu s ię pionierskiej książki Stefana Ż ółk iew sk iego o M ic­ k iew iczu i w rok po dokonanej w podręczniku W yki sy n tezie epoki m ożna było, n aw et bez sp ecjaln ego ryzyka, w ydać w reszcie D z ia d y drezdeńskie i Pana

Tadeusza.

Mimo tych m ickiew iczow skich niedoborów , p opularyzacyjny dorobek N a- s z e j B i b l i o t e k i w zakresie romantyzmu jest pow ażny, daje bogaty m ate­ riał do dyskusji i w niosków . W okresie trzech lat d ziałalności w ydaw nictw a w idać przede w szystkim cią g ły i szybki w zrost n au k ow ego poziom u w stępów . Coraz mniej w nich pseudom arksizm u, w szelkiej m aści w ulgaryzm ów , coraz lep iej są one przygotow ane do roli komentarza, który ma zb liżyć czytelnikow i utw ór literacki. Stąd w znaw iane w ydania tych sam ych p ozycji w N a s z e j B i ­ b l i o t e c e to nie tylko sprawa porządkowa — praw ie każde z nich jest popra­ w ion e, ulepszone w stosunku do poprzedniego, w prow adza trafną, naukow ą i m e­ todologiczną korektę. O statnie np., trzecie już, w y d a n ie Fantazego w opracow aniu S tanisław a J e r s c h i n y zaw iera przynajm niej o p o ło w ę m niej błędów , wul- garyzacji i fałszów interpretacyjnych niż w ydanie drugie, pochodzące zaledw ie sprzed roku. Podobnie jest z B enio wskim czy Grażyną. O czy w iście ten pom yślny stan rzeczy odpow iada w jakiejś mierze ogólnem u rozw ojow i naszej w iedzy o literaturze, zasługą N a s z e j B i b l i o t e k i jest chęć dotrzym ania kroku tem u rozw ojow i.

(4)

Okres, w którym w yd aw n ictw o w yprzedzało w ypracow aną przez IBL sy n ­ tezę epoki, charakteryzuje się szczególn ie silnym i obciążeniam i w ulgarnego so- cjologizm u, dość dow olnym żonglow aniem kryteriam i postęp ow ości lub w steczn ic- tw a, pow tarzając często całą nieporadność — nie zaw sze w latach 1951— 1952 uspraw iedliw ioną — początków m arksistow skiego literaturoznaw stw a. Jak w sk a ­ zu je jednak dotych czasow y dorobek N a s z e j B i b l i o t e k i w dziedzinie ro­ mantyzmu, pew ne, charakterystyczne dla pierw szego okresu, błędy ciągle jeszcze odżyw ają w n ajn ow szych n aw et opracow aniach, a c o gorsza, takie k lasyczn e okazy w ulgaryzacji marksizmu, jak w stęp Juliusza K i j a s a do Ulan y K raszew ­ sk iego czy Stefana P a p é e g o do K ollokacji K orzeniow skiego, są nadal rozpow szechniane, a na okładce zaw ierających je książek można w y czy ta ć komprom itującą klauzulę: „K siążkę zatw ierdzono do użytku szkolnego pism em M inisterstw a O św iaty". W arto o tych błędach pom ów ić.

W stępy N a s z e j B i b l i o t e k i potw ierdzają tezę, form ułowaną już w cza­ sie dyskusji nad podręcznikam i, że głów ną wadą naszej w iedzy o literaturze jest n ieum iejętność głęb ok iego, ży w eg o , w szechstronnego odczytania i zinterpretow a­ nia ideologii utworu. K iedy przegląda się w ie le w stęp ów N a s z e j B i b l i o t e k i , odnosi się nieodparte w rażenie, że n ie są im w stanie pom óc analizy artystyczne, choćby zostały napisane, że analiza typu narracji nie upraw dopodobni w n iosk ów naukow ych na tem at Ulan y ani analiza typu dialogu Pana Jow ialskiego nie ożyw i m artw oty w stępu do tej — jak dla ironii — komedii.

Mało i źle o id eo lo g ii — to zasadniczy i ciągle aktualny błąd pow ażnej części w stęp ów N a s z e j B i b l i o t e k i . Zbyt w ie le spośród w stęp ów odsłania nadal ubóstw o pojęć, języka, typ u rozważań, przy pom ocy których usiłuje się tam m ów ić o ideologii. Bo nie m iejm y złudzeń, że sprawa d otyczy tylko tzw. roz­ ważań ekonom icznych, które w postaci dość prym ityw nych syntez epoki poja­ w iają się w w ielu w stępach, często zresztą zupełnie nie w kom ponow ane w całość rozważań. Jeśli np. czytelnik w e w stęp ie do Pana Jow ia lsk ieg o znajdzie rys d zie­ jów G alicji od czasów reform józefińskich, a w opracow aniu Grażyny — losów K rólestw a K ongresow ego, w oln o mu te rozw ażania opuścić i w ielk iej b ied y nie będzie. Kłopot rozpoczyna się dopiero tam, gdzie te „zarysy" i „syntezy" dziejów zastępują ideow ą interpretację utworu.

N ie zaw sze oznacza to św iadom e hołdow anie socjologizm ow i, częściej jest w ynikiem braku głębszej św iadom ości m etodologicznej, najczęściej w yraża b ez­ silną nieum iejętność pisania o id eologii utworu. Stąd szczególn e oprym ow anie przez w ielu piszących w szelk ieg o rodzaju terenów słu żących za u cieczkę przed k on iecznością interpretacji tekstu. T ereny te to niek on ieczn ie traktaty ek on o­ m iczne. Tak jest w e w stępach najgorszych i — przyznać trzeba — najstarszych, istn ieje jednak w ie le innych sposobów om ijania tekstu. W eźm y niedaw no w y­ dane Ś lu by panieńskie w opracow aniu W ładysław a S z y s z k o w s k i e g o . Trudno o tym w stęp ie pow iedzieć, że jest zły: inform uje o w ielu zjaw iskach, sporo w nim w iadom ości, na p ew n o będzie p ożyteczny, mimo że napisany dość n iedbale i bez troski o to, aby zainteresow ać czytelnika. Sam jednak układ roz- działków w ew nątrz opracowania, jego kom pozycja jest tak pom yślana, że m o­ żliw ie jak najdłużej izoluje od tekstu. Będziem y w ięc m ieli G alicję w okresie tw órczości Fredry (tym razem bez am bicji syn tezy ekonom icznej), ży cie i tw ór­ czo ść Fredry (streszczeniow e om ów ienie dorobku poprzedzającego Śluby), dzieje p ow stania Ślubów panieńskich, w reszcie sądy w sp ółczesn ych i potom nych, a tylko jed en rozdział, pt. Realistyczna w a rto ś ć komedii, m ów i w prost o tekście, próbuje

(5)

348

R E C E N Z JE

go interpretować. C okolw iek byśm y p ow ied zieli na uzasadnienie takiej zaw artości treściow ej w stępu, w ydaje się, że u jego podstaw leży ciągle ta sama n ieu m iejęt­ ność w n ik liw ego odczytania utworu. N iestety, w w ielu opracow aniach partie interpretacyjne są nadal n iew ielk ie i nieporadne.

N ajczęstszym chyba i ciągle jeszcze żyw otn ym błędem w stęp ów N a s z e j B i b l i o t e k i jest socjologizm i nieodłącznie z nim zw iązan y dem askatorski, napastliw y, stosunek do utworu i pisarza. D ość dobre p o jęcie o tego typu m eto­ dach badaw czych dać m oże duży w stęp do znanej i ch ętnie czytanej przez m ło­ dzież Kollokacji K orzeniow skiego. Trudno p ow iedzieć, co w rozw ażaniach Pa- péego zdum iewa bardziej: w ulgarne p osługiw anie się schem atam i ekonom icznym i, często wydum anym i, niezgodnym i z prawdą historyczną (mają one na celu z e ­ rwanie z pisarza w szystk ich m asek, pod którym i ukryw a on sw e ohydne oblicze gnijącego feùdala), czy ubóstw o i m ętniactw o w n iosk ów naukow ych, potw ierdza­ jących dobitnie zupełną nieporadność m etodologiczną autora. Trzeba przyznać, że p ozycje badaw cze Papéego nie n ależały do najdogodniejszych. Jego w łasn e dem askatorskie am bicje popadały w tragiczną k olizję z obow iązkiem autora w stępu, który pow inien w yjaśn ić m łodzieży, po co, u licha, ma ona czytać utwór pisarza „stojącego na pozycjach gnijącego feudalizmu" i przynoszący pochw ałę staroszlacheckiego w stecznictw a. Toteż jako w ynik o stateczn ego zagubienia się autora w stępu i jako ow oc tej nieszczęsnej, tragicznej k olizji m ożem y potrakto­ wać podsum ow ującą ocenę Kollokacji: ,,Kollokacja nie jest p ow ieścią w steczną, pochw alającą feudalizm. K orzeniow ski stanął w praw dzie na klasow ej pozycji szlacheckiej, uczynił to w szakże w sposób zasadniczo postępow y" (s. 24). Taką szaradą kończą się w ielostron icow e rozważania, w których w odzono czytelnika po całym piekle „klasowych" dociekań na tem at pisarza i dzieła, aby mu w re­ zultacie nie p ow iedzieć nic o realizm ie utworu, jego ładunku krytycznym , war­ tości pow ieści, a w ięc przede w szystkim — o p odstaw ie w szelk ich w niosków , o id eologii pisarza.

Zbyt często także, i to nie tylko w opracow aniach chronologicznie n a jw cze­ śniejszych, spotkać można niepokojącą skłonność do traktow ania utworu literac­ kiego jako dokumentu publicystycznego, operującego ex p lic ite w yłożonym i sfor­ m ułowaniam i ideologicznym i. U krytyków najbardziej niefrasobliw ych metoda ta prowadzi do sp ecyficzn ego odczytania utworu, który bez w zględu na to, czemu b yłb y pośw ięcon y, okazyw ał się w yłącznie ilustracją jak iegoś etapu rozw oju sto­ sunków społecznych. W zruszająca, hum anistyczna p o w ieść K raszew skiego o w ie l­ kiej m iłości poleskiej chłopki potraktowana została w interpretacji Kijasa jako zbeletryzow any przyczynek do stosunków w zajem nych m iędzy w sią a dworem. Patrząc na utwór K orzeniow skiego przez w ulgaryzatorskie okulary, Papée nie zauw ażył w ogóle arcyrealistycznej satyry na czaplinieckich kollokatorów . Te zagadnienia okazały się detalami, które można spokojnie lek cew ażyć. W opraco­ waniach Papéego czy Kijasa błędy socjologizm u i w szelk ieg o rodzaju w ulgaryza- torstwa w ystąp iły w szczególnym zagęszczeniu, ale n ie p rzezw yciężone do końca relikty tego typu spojrzenia na dzieło literackie znaleźć można w bardzo w ielu w stępach, n iek ied y ciek aw ych i w artościow ych.

W spom inaliśm y już, że trzecie w ydanie Fantazego w opracow aniu Jerschiny pod w zględem popraw ności m etodologicznej przedstaw ia się znacznie korzystniej niż poprzednie, ale i tu autorow i trudno się pozbyć so cjologizu jących „pogłębień" interpretacyjnych. Zupełnie w m yśl zasady „kw iatek do kożucha" z w ypow iedzi Idalii w sc. 3 a. II, zaczynającej się od słów:

(6)

Bo że ojczyzna ta mre... to się zdaje, Że w szy stk ie kw iaty w iędną na tym grobie...

w yciąga się w niosek, że ,.Słow acki n ie był jeszcze zdolny do analizy w ew nętrz­ n ych praw kapitalizm u ani p ełnego zrozum ienia istoty procesu, który przedsta­ wia" (s. 6). M arzenie w ulgarnych so cjologów o istnieniu utw orów literackich zb liżonych do podręczników ekonom ii jest, jak widać, dość żyw otne, skoro n ie ­ pokoi naw et autora obdarzonego dużą subtelnością analityczną. C ytow any sąd jest zresztą podw ójnie fałszyw y, gdyż Fanłazy, pod w zględem drapieżności k ry ­ tyk i m oralności burżuazyjnej i n iesłych an ie głęb ok iego zrozumienia istoty sto ­ sunków w sp ołeczeń stw ie rządzonym przez ,,najw yższy pien iężn y interes", jest utw orem o rzadko spotykanej dojrzałości i trudno byłob y znaleźć dla niego e k w i­ w alen t artystyczny n aw et w literaturze o tak przenikliw ym w idzeniu konfliktów epoki, jak nasza literatura rom antyczna. Podobnie w sposób niepełny, w ąski i so cjo lo g isty czn y sform ułow ana została w e w stęp ie zasada typow ości. N aw et traktując problem skrótow o i na użytek szkoły, nie można za typow e uznać ty lk o tego, co reprezentuje daną k la sę czy grupę społeczną. Sam autor zresztą ma w yraźne trudności z zastosow aniem tej definicji do postaci D ianny, a Jana — posługując się jego kryteriam i — określić by chyba należało jako reprezentanta grupy w ysferzon ych szlachciców .

W iele nie p rzezw yciężon ych do końca tego typu błędów i obciążeń m etodo­ logiczn ych zaw ażyło dość istotnie na opracow aniu N ie-b o s k iej komedii. A rcy- dramat K rasińskiego jest utworem szczególn ie trudnym do interpretacji i dlatego w ym aga w yb itn ie su b teln ych narzędzi badaw czych. Trzeba go odczytyw ać nie ty lk o jako w yzn an ie reakcjonisty, ale i jako w ielk ie, realistyczne dzieło sztuki, pełn e n iesłych an ie ostrego w idzenia konfliktów epoki i kapitalnych u ogólnień politycznych; trzeba dostrzegać te strony utworu, które kazały D em bow skiem u ocen ić N ie -boską jako najw yższą k lasę dramatu rom antycznego. A utorzy recen ­ zow an ego w stępu — Zdzisław L i b e r a i Eugeniusz S a w r y m o w i c z p o ­ traktow ali utw ór w y łą czn ie niem al jak polityczn y testam ent Hrabiego, w y ta cza ­ jąc mu przy okazji proces o to, że testam ent ten krzyw dzi rew olucjonistów . W ogniu tych dem askatorskich zab iegów spłonęła niem al doszczętnie w ielk o ść i rzetelny realizm N ie -boskie j. N ic w ię c dziw nego, że ostateczna konkluzja za­ m ykająca analizę utw oru w ypadła tak surow o i, pow iedzm y szczerze, niesłusznie:

,,N ie-b oska kom edia stan ow i typ ow y przejaw reakcyjnego nurtu w rom antyzm ie

europejskim . K rytyczny stosunek do feudalizmu, n iech ęć do postępu burżuazyj- nego i n ien aw iść do rew olucji jednocześnie — to znam ienny rys dramatu, którego w ym ow a jest w yraźnie w steczn a i charakteryzuje konserw atyzm p oety oraz jego szlach eck ie przekonania" (s. 17). W yd aje się, że N a s z a B i b l i o t e k a p o ­ w inna jak najszyb ciej postarać się o now e, obszerniejsze i słuszniejsze opraco­ w an ie tego praw dziw ego arcydzieła dramatu rom antycznego.

Skłonność do przesadnego dem askatorstw a pisarzy sąsiaduje w opracow a­ niach N a s z e j B i b l i o t e k i z dość żyw otną tendencją do w ybielania, tu szo­ w ania spraw uznanych przez autorów za drażliwe. Być m oże, działa tu troska o czy sto ść moralną m łodzieży. N ie w ypow iadam y się za depraw ow aniem m łodych zetem pow ców , ale ma się ochotę zaprotestow ać przeciw ko takiej interpretacji okresu od esk iego w życiu M ickiew icza, w jaką każe nam w ierzyć Roman T a- b o r s к i — autor w stęp u do S o n e tó w kry m sk ic h: „O czyw iście odeski tryb życia M ickiew icza i jego ch w ilow e zerw anie kontaktów z przedstaw icielam i p ostęp o­

(7)

350

R E C E N Z J E

w ego św iata p olitycznego i literack iego n ie b yło w yn ik iem jak iegoś załam ania d u ch ow ego w życiu p oety czy od ejścia od d otych czas zajm ow anej postaw y id eo­ logiczn ej. Fakty te n ależy raczej tłum aczyć ch ęcią zm ylenia czujności żandar­ merii carskiej, która n iew ątp liw ie zw racała baczną u w agę na rew olu cyjn ego p oetę p olsk iego, zaprzyjaźnionego z petersburskim i spiskow cam i" (s. 8). Można o czy w iście dyskutow ać, czy okres odeski, p rzyn oszący niew ątpliw ą „kąpiel real­ ności" i „powrót zainteresow ań dla m aterialnej treści życia" *, b y ł zdecydow anym postępem w rozw oju p oety czy też, spełniając w zasadzie p ozytyw n ą rolę, ozna­ czał jednak pew ne osłabienie ak tyw n ości id eow ej, odw rót od zagadnień czynnej w alki politycznej, rew olucyjnej. A le żeby bujna erotyka odeska była tylko za­ słoną dymną chroniącą przed szpiclam i z carskiej ochrany, w to chyba nie w ie ­ rzy pow ażnie autor w stępu, a nie uw ierzy także czytelnik, jeśli w eźm ie do ręki przepiękne odeskie liryki m iłosne. P ozostanie mu g łęb o k ie przekonanie, że son ety na „dobranoc" i „dzień dobry" nie są jednak d ed yk ow an e tajnej p olicji hra­ b iego W itta.

W yd aje się także, iż licząc się z m łodzieżow ym odbiorcą n ieco przesadnie uproszczono problem atykę So n e tó w k rym skich . D oceniając w pełni niecodzienną trudność, przed jaką staje popularyzator tej p oezji, szalenie trudnej do przeło­ żenia na język kom unikatyw nych formuł interpretacyjnych, n ie w olno jednak pogodzić się z tak całkow itym pom inięciem problem atyki filozoficznej sonetów , głębi i różnorodności zaw artych tam przem yśleń stosunku do św iata, jaką sp o­ tykam y w e w stępie. N ie w oln o chyba budow ać uogóln iających rozważań na tem at id eologii son etów w oparciu o niektóre tylk o w iersze, z pom inięciem niem al w szystk ich w ierszy m ów iących język iem szczeg ó ln ie skom plikow anych metafor, a zw łaszcza z pom inięciem kapitalnego dla zrozum ienia id eow ego sensu cyklu — sonetu Droga nad prz ep aścią w Czuiut-Kale. Tak niesłuszna selek cja utw orów i problem ów pozw oliła autorow i niep ok ojąco za w ęzić ideow ą problem atykę So­

n e tó w do dojrzalszej niż w Dziadach krytyki tyranii, pozw oliła na w yd ob yw an ie

i akceptow anie pozytyw n ych rzekom o założeń programu p oety. S o n e ty przygoto­ w ują Konrada W alle nroda „nie przez sw oje nieudane próby p ozytyw n ych roz­ w iązań konfliktu m iędzy św iatem i człow iekiem , lecz przez ukazanie jego głębi i przez zerw anie z idealistycznym , ograniczonym , schem atycznym rozumieniem isto ty tego konfliktu jako m etafizycznego »bólu świata«" 2. W Sonetach nie ma optym izm u, a upatryw anie go w tych fragm entach Ajudahu, które próbują szukać 'p ozytyw u nie w w alce, lecz w w ieczn ym ideale sztuki, trzeba uznać za jedną

z w ięk szy ch pom yłek interpretacyjnych w stępu.

C hęć polem iki historycznoliterackiej wzbudza także w stęp A lin y N o f e r do G r a ż y n y M ickiew icza, zw łaszcza w partiach p o św ięco n y ch interpretacji po­ staci bohaterki tytułow ej i określenia przynależności gatunkow ej utworu. Czy istotn ie Grażyna jest pow ieścią poetycką? Lektura M ick iew iczow sk iego poem atu nie daje pod tym w zględem zd ecyd ow an ie rozstrzygających argum entów, w ręcz przeciw nie, wzbudza szereg zasadniczych w ątpliw ości. N iesły ch a n ie trudno tę optym istyczną op ow ieść o m ężnym czyn ie pięknej księżn y litew sk iej um ieścić w sąsied ztw ie Marii M alczew skiego, czy Konrada Wallenroda. Różnice m iędzy tym i utworam i m usiała dostrzegać także autorka w stępu, pisze bow iem : „...Konrad W allenrod, uw ikłany w sprzecznościach i pełen w ew nętrznych rozterek, inaczej

1 S. Ż ó ł k i e w s k i , Spór o M ickie w ic za. W rocław 1952, s, 84, 85. 2 Tamże, s. 94.

(8)

już przeżyje sw oje lo sy niż G rażyna“ (s. 23). Porównując utw ór M ick iew iczow sk i z p ow ieścią poetyck ą zachodnio-europejską autorka jest zm uszona w y d o b y ć d al­ sze punkty — naw et tak w ażkie, jak typ bohatera i konstrukcja utw oru — róż­ n ią ce G rażynę od p o w ieści p oetyck ich Byrona. Do różnic tych nie m usiała jednak przyw iązyw ać zasadniczej roli, skoro kilka w ierszy dalej w sposób jednoznaczny m ogła stwierdzić, że Grażyna „realizuje po raz p ierw szy na polskim gruncie z a ­ łożenia rom antycznej p o w ie śc i poetyckiej". W yd aje się, iż jest to w n io sek p ochopny i nieum otyw ow any, tak dalece nieum otyw ow any, że w e w stę p ie n ie znajdziem y ani jednego argum entu w spierającego tę tezę, zaczerpniętą zresztą z tradycyjnej historii literatury. Sąd ten nie byłby istotny, odgryw a on zresztą w e w stęp ie m arginalną rolę, gd yb y nie fakt, że jest on w ynikiem innych w ą tp li­ w y ch założeń interpretacyjnych. W ydaje się w ięc, że przeakcentow ano rom an­ ty czn y charakter G ra ży n y , n ie dostrzeżono liczn ych elem entów , zarów no id eow ych , jak i form alnych, które w iążą ją z tw órczością poprzedzającą przełom rom antyczny. Pochopnie podciągając G rażynę do w ym agań utw oru rom antyczne­ go, niesłu szn ie, jak się w yd aje, określono id eow y typ jej bohatera jako rew o lu cjo ­ n istę szlacheckiego, m otyw ując ten sąd w yłączn ie stylem sam otniczej — bez ludu — w alki G rażyny o szczęście ojczyzny. Technika w alki n ie pokryw a się, jak wiadom o, z ideologią i na tej podstaw ie, że ktoś w a lczy w pojedynkę, n iesp osób uw ażać go za rew olu cjon istę szlach eck iego.

Literatura rom antyczna d ziesięcio lecia 1820— 1830 przekazała nam typ boha­ tera, który ze w zględu na sw e w ła ściw o ści id eow e, norm y krytyki św iata, rodzaj przeżyw anych konfliktów — m etaforycznie byw a n azyw an y rew olucjonistą szla­ checkim . Te cech y dopiero determ inują indyw id u alistyczn y, sam otniczy charakter buntu i w alki. G dybyśm y ch cieli na podstaw ie jednej tylko cechy, i to tak nieza- sadniczej jak technika w alki, określać id eow y typ bohatera, okazałoby się, że ra­ sow ym szlacheckim rew olucjonistą jest Ilia M uromiec czy Dobrynia N ik itycz, w a l­ czący sam otnie, dla ludu, ale bez jego czynnej pom ocy. M ateriału do m nożenia paradoksów dostarczyć m oże cała galeria postaci z tzw. ep ik i bohaterskiej. Przy ep ice, już nie dla dow cipnej pointy, w arto się zatrzym ać dłużej, gdyż słuszna w yd aje s ię teza — zup ełn ie n ie notow ana w e w stęp ie — upatrująca w G ra ży n ie n ie p ow ieść poetycką, lecz próbę stw orzenia n ow ego typu epiki, zu p ełn ie różnej od pseudoklasycznej, o realistycznym stosunku do historii, przesyconej patrio­ tyzm em i propagandą ideału bohatera — obrońcy ojczyzny. W zak resie k on ­ strukcji typu bohatera G rażyn a w ykorzystuje najlep sze tradycje p o stęp o w eg o nurtu sentym entalizm u przechow ującego id eały w alk i o w oln ość, in ten sy fik u je je i pogłębia, ujmuje problem niem al w kategoriach p olitycznych. To jest w niej now e, n ajcenniejsze, odcinające ją od organicznikow stw a liberałów , to je s t w niej rom antyczne. N ie ma natom iast w G ra ży nie całego skom plikow ania id eo w eg o i filozoficznego p ow ieści p o etyck iej, nie ma bohatera w m asce sam otnego bun­ tow nika, n ie ma nam iętnej krytyki św iata. O drębny etap rozw oju ruchu rew olu ­ cyjn eg o i w yzw oleń czego w yd ał G rażynę i W alle nro da. M ożna je porów nyw ać, utożsam iać n ie wolno.

Brak um iejętności badania form ideologicznych, jako zasadniczych dla okre­ ślen ia św iatopoglądu pisarza, znajduje w yraz nie tylk o w w ulgaryzatorskich i so- cjologistyczn ych obciążeniach interpretacji tekstów literackich, ale d o ty czy rów ­ n ież w ielu innych zjaw isk społecznych, pod staw ow ych dla w ła ściw eg o rozum ienia om aw ianego okresu h istorycznego. A utorzy w stęp ó w w ykazują często zu pełny brak orientacji w zakresie pod staw ow ych pojęć historyczn ych epoki, n ie znają

(9)

352

R E C E N Z JE

ich, rozum ieją błędnie albo tworzą „dzikie" term iny dom orosłego chow u na w łasną, pryw atną odpow iedzialność.

A w ięc przede w szystkim spraw a liberalizm u. W ielu z autorów p iszących w stęp y n ie zna w ogóle tej formy id eologii, inni — stosunkow o n ieliczn i — w sposób zupełnie w yraźny ulegają jej n acisk ow i w sw ojej praktyce badaw czej. Papée, charakteryzując stosunki sp ołeczno-ekonom iczne w pierw szej poł. XIX w., dostrzega tylko w alk ę bogatego ziem iaństw a i „elem entów d orobkiew iczow skich, prokapitalistycznych z zacofaną masą szlachecką i magnaterią". Stwarza w ten sposób schem at sztuczny, nie od pow iadający istotnej praw dzie historycz­ nej. Zgodnie z jego rozumowaniem , w jednym obozie reakcji i w steczn ictw a znaleźć się pow inny m asy szlacheckie plus R zew uscy, Lubeccy, Czartoryscy, w drugim — ludzie pokroju N iem ojow skich i G eldhabów. Takie proste to, n ie ­ stety, n ie było i kryteria przynależności k la so w ej okazują się znow u m ocno niew ystarczające. W spółczesna nauka siln ie podkreśla te elem en ty id eo lo g ii Czartoryskiego, które różniły go od feudalnej reakcji, a to przede w szystkim : aprobow anie p ew nych reform burżuazyjnych n ie naruszających isto ty szlach ec­ kiego folwarku, akceptacja tzw. pruskiej drogi k apitalizacji kraju. Ten typ pro­ gramu id eow o-politycznego, zw any przez h istoryk ów liberalizm em , jest jedną z podstaw ow ych form ideologicznych, bez których niesp osób zrozum ieć literatury okresu romantyzmu. Czartoryski jest uw ażany za jednego z czołow ych reprezen­ tantów liberalizm u i niesłu szn ie w w iększej części w stęp ó w określa się go jako rzecznika zdecydow anej k onserw y arystokratycznej. Takie rozum ienie id eologii przyw ódcy H otelu Lambert przedostało się n aw et do św ietn eg o skądinąd opraco­ w ania Beniowsk iego. C zytam y tam o czartoryszczykach, że program ich był kon- serw atyw no-feudalny. Jest to ocena, którą by można zaryzykow ać w odniesieniu do koterii petersburskiej, ale która pow ażnie mija się z prawdą, gdy jest zasto­ sow ana do id eologów T r z e c i e g o M a j a .

Zgoła innego rodzaju nieporozum ienia zw iązane z liberalizm em przynoszą te w stępy, których autorow ie pod postacią marksizmu propagują typ ocen zjaw isk kulturalnych przypom inających starą pozytyw istyczn ą szk ołę burżuazyjnych liberałów . Na czoło w ybija się pod tym w zględem w stęp Juliusza Kijasa do

Ulany, gdzie w yobrażenia o tym, co w steczne i p ostępow e, n ie w ykraczają w ielce

poza św iadom ość ideow ą Piotra C hm ielow skiego. Tak np. do pozytyw n ej oceny G a z e t y C o d z i e n n e j w ydaw anej przez Leopolda Kronenberga w ystarczy autorowi fakt, że „gazeta ta w alczyła o p od n iesien ie dobrobytu K rólestw a Kon­ gresow ego oraz o spraw ę uznania Żydów za obyw ateli" (s. 11). Podobnie p o zy ­ tyw istyczn e, „ośw iecicielskie" pojm ow anie ośw iaty ludow ej p ojaw ia się raz po raz w rozważaniach autora, dopełniając miary eklektyzm u m etodologicznego, jaki obserw ow ać można w tym chyba najm niej w artościow ym w stęp ie N a s z e j

B i b l i o t e k i .

Jeszcze p ow ażniejszy niepokój w zbudzają rozrzucone tu i ów dzie w kilku w stępach uw agi na temat rew olucjonizm u szlacheckiego, pozw alające dom yślać się głębszego, so cjologistyczn ego w ypaczenia tego pojęcia, p od staw ow ego bądź co bądź dla rozum ienia p oczątkow ego etapu rew olucji burżuazyjno-dem okratycz- nej w Polsce. W opracow aniu Fantazego, przy okazji w ątpliw ych m ocno uwag na temat Kordiana, spotykam y niedw uznaczną sugestię, która każe dopatryw ać się klęski pow stania listopadow ego w składzie socjalnym jego uczestników , tej — jak pisze autor — „szlachecko-inteligenckiej rewolucji" (s. 14). Jeszcze bardziej obow iązujące w ydają się rozważania na ten temat poczyn ion e z okazji analizy

(10)

postaci majora. Interpretując piękną, ocen iającą ży cie i rew olucyjną przeszłość, „spowiedź" majora autor w stęp u pisze: „M iędzy w ierszam i tego w yznania k on a­ jącego starca jest w y p isa n a m y śl polityczna: n ie obalą caratu ci, których p sy ­ chikę uk ształtow ała k lasow a przynależność do feudalizm u i tronu. N ie m ożna dokonać rew olu cji bez ludu" (s. 15). Z w ażyw szy, że z czyn ion ych uprzednio tu i ów d zie en uncjacji w yn ik ało, iż autor traktuje majora jako typ ow ego reprezen­ tanta ludzi „14 grudnia", m am y prawo tę w ypow iedź pojm ow ać szerzej jako dotyczącą isto ty szlach eck iej rew olucji. I jako taka jest ona fałszyw a. Zamiast id eo w y ch ograniczeń ruchu eksponuje p sych ologiczn y kom pleks jednostek w y ­ tw orzony przez p ochodzenie i typ w ychow ania. O czyw iście, w indyw idualnych przypadkach m ogły te m o ty w y odgryw ać pew ną, naw et dość dużą rolę, ale nie cne zd ecy d o w a ły o k lęsce ruchu d ekabrystow skiego, a naw et n ie pokryw ały się z praktyką, z tym, co nam m ów i historia o osob istej odw adze w ięk szości u czestn i­ ków ruchu, z których w ie lu n ie zaw ahałoby s ię przed strzałem do cara. Postać majora, bogata i trafna jako obraz jednej z w ielu m ożliw ości załam ania się rew olucjonisty, n ie m oże być traktowana jako pełna metafora dekabryzmu i n ie pow inna służyć do w y cią g a n ia so cjologiczno-p sych ologistycznych w niosków 0 przyczynach k lęsk i szlach eck ich rew olucji.

W ielce nieprecyzyjne, dow oln e posługiw anie się term inami historycznym i cechuje zw łaszcza w stęp Stefana K a w y n a do w yboru Polskiej p u b li c y s t y k i

p o s t ę p o w e j w kraju. Liberałów określa się tam jako „elem enty szlachecko-bur-

żuazyjne" (s. 3), rew olu cyjn ych dem okratów, idąc za tradycją m arksistow skiej historiografii z lat 1947— 1948, jako „elem enty ludow o-plebejskie" (s. 3), a przy­ kładów podobnego zastępow ania ogóln ie przyjętych pojęć term inologią om ow ną 1 nie obow iązującą m ożna b y w tym w stęp ie d oliczyć się sporo. Lektura opra­ cow ania Kaw yna dow odzi, jak d alece w alka o precyzyjną term inologię nie jest w ynikiem zbędnej pedanterii zbiurokratyzow anych um ysłów , ale stanow i w ła ś­ ciw ie apel o głębokie, m arksistow skie rozum ienie epoki. A pod tym w zględem w stęp, n iestety, ma pow ażne braki, co odbiło się na niesłusznym nakreśleniu linii rozw ojow ej ruchu rew olu cyjn ego w kraju w latach 1831— 1846. Autor zagubił najistotniejszą treść historyczną procesu — narastanie rew olucji burżuazyjno- dem okratycznej w ścisłej łączn ości z w ypracow yw aniem now ego, dojrzałego pro­ gramu w alki n arodow o-w yzw oleńczej.

W ob ec tej problem atyki cenne i jak najbardziej godne w ydobycia karty naszej postępow ej p u b licystyk i p o św ięco n e sprawom proletariatu nie odgryw ają zasadniczej roli, nie zm ieniają proporcji historycznych okresu i przesadą jest dopatryw anie się w recenzji M azurkiew icza z Położenia k la s y ro botnic zej w A n ­

glii Engelsa zasadniczego zw rotu w zainteresow aniach id eow ych postępow ej

pu b licystyk i w kraju. Takie u jęcie zagadnienia w y p ły w a z przedw czesnej m o­ dernizacji problem atyki h istorycznej, jest w ynikiem przeniesienia konfliktów okresu w alk proletariatu na stosunki o w ie le w cześn iejsze. N ie m ożna zapominać, że przez długi okres czasu w alka o rew olucję ludow ą i w y zw o len ie narodow e będzie jeszcze zasadniczą bazą id eow ą w szystkich p o stęp ow ych ugrupowań w kraju.

W spom inaliśm y już w yżej, że błędne, w ulgaryzatorskie traktow anie id eo­ logii nie jest jedyną słabą stroną opracow ań N a s z e j B i b l i o t e k i . Podob­ nie n ie najlepiej prezentują się analizy artystyczne, chociaż tutaj polem izow ać jest dosyć trudno z tego prostego w zględu, że w stęp y praw ie w cale nie dostar­ czają materiału dla jakichś bardziej obow iązujących uw ag krytycznych. Opraco-P a m ię t n ik L ite r a c k i, 1954, z. 3. 23

(11)

354

R E C E N Z J E

w ania cierpią bowiem na chroniczny brak analiz artystycznych. N ie m ożna się zresztą dziw ić temu stanow i rzeczy. M ocno niezadow alająca sytuacja w zakresie interpretacji id eologii utworu utrudniała, a w w ielu w ypadkach w yk lu czała zu­ pełnie jak iek olw iek sen sow n e rozważania na tem at artyzmu. D ziało się tak naw et w ów czas, gdy autor uśw iadam iał sobie k on ieczn ość napisania kilku uw ag o tzw. stronie form alnej utworu. Papée analizując K o llo k a c ją p o św ięcił n aw et odrębny rozdział om ów ieniu realizm u tej p ow ieści. N iestety , w yobrażenia autora o isto cie realizmu — w yrażające się zresztą dostateczn ie jasno w p om yśle zam knięcia tej problem atyki w odrębnym rozdziale, nie m ającym żadnego w p ływ u na analizę pow ieści — b yły tak żenująco ubogie, iż w praktyce sprow adziły się do p o w tó ­ rzenia raz jeszcze uprzednio p o czyn ion ych rozw ażań ekonom icznych. W w ielu w stępach — szczególnie jaskrawo zjaw isko to w ystąp iło w opracow aniu Ula ny — jako rozważania artystyczne traktuje się dość m echanicznie przeprow adzoną analizę kom pozycji, przypom inającą sły n n e analizy Kridla z jego podręcznika historii literatury. A zgodzim y się chyba, że n ie są to w zory najlepsze.

P ow ażniejsze osiągn ięcia w dziedzinie interpretacji artystycznej tekstu sta ­ now ią w ła ściw ie dwa tylko w stępy: Saw rym ow icza do B en iow skiego i Jerschiny do Fantazego. Są one przykładem dwu różnych sp osob ów rozw iązania tego pro­ blemu w ramach popularnego i niezbyt obszern ego w ykładu. Jerschina próbuje w rozdziale końcow ym , uogólniającym i teoretyzującym , zam knąć w nioskam i artystycznym i rozważania na tem at id eo lo g ii utworu. Inaczej robi Saw rym owicz. U n iego analiza artystyczna w spiera w n io sk i p olityczne, jest bezpośrednio zaan­ gażow ana w problem ideow ej interpretacji poem atu. K iedy m ow a o fypie dygresji w Beniowskim, o języku czy charakterze ironii — w szy stk ie te rozw ażania są w kom ponow ane w żyw ą, interesującą, id eow ą interpretację tego p ełn ego pasji politycznej utworu. I w yd aje się, że jest to rozw iązanie najsłuszniejsze. O czyw i­ ście, chciałoby się w ięcej u słyszeć o isto cie poem atu d y g resy jn eg o czy ironii rom antycznej. Dobrze byłoby dow iedzieć się czegoś o in n ych polskich realiza­ cjach tego typu poem atu (ciekaw e b yłob y porów nanie chociażby z Don Juanem Berw ińskiego), ale w zasadzie autor w ybrał drogę w w arunkach popularnego w ykładu najsłuszniejszą, drogę żyw ej, zabarw ionej realiam i historycznym i i aneg­ dotą, interpretacji politycznej, w spieranej przez analizę artystyczną. W rezultacie w stęp do B enio w skiego jest n ie tylko kształcącą, a le także n iesłych an ie intere­ sującą lekturą, co — jak do tej pory — w śród w stęp ó w N a s z e j B i b l i o t e k i n ie jest zjaw iskiem częstym .

Słuszna, m ożliw ie w szechstronna analiza tekstu przyczyni się z pew nością do likw idacji nużącej m artwoty w stęp ów , uatrakcyjni je, zach ęci do lektury utworu. W w alce o ciek aw y i dobry w stęp w tak popularnym typie w ydaw nictw a sprawą niebagatelną jest forma podaw cza, sty l i języ k opracow ań. W tym za­ kresie N a s z a B i b l i o t e k a posiada bogate dośw iadczenie, chociaż nie pozbaw ione braków i błędów będących często w yn ik iem po prostu n ie dość czujnej korekty stylistyczn ej.

C iekaw ych spostrzeżeń dotyczących typu popularnego, p rzystępnego ujęcia problem atyki naukow ej dostarcza w stęp A lin y N ofer do G r a ż y n y M ickiew icza. Jest on przykładem zastosow ania tzw. sty lu eseisty czn eg o , przynoszącego zam iast suchego w ykładu coś na kształt zbeletryzow an ej o p o w ieści o d ziele i autorze. Forma ta, kryjąca pow ażne n ieb ezp ieczeń stw o uproszczeń i łatw izn, utopienia rzetelnej informacji naukow ej w e frazesach nieob ow iązu jącej literackiej po- gwarki, w opracow aniu G ra ży n y zaprezentow ała raczej sw e dobre strony. Jest

(12)

to na pew no forma kom unikatyw na, żyw a, ale w brew pozorom niełatw a i pod piórem n ied ośw iad czon ego autora m oże dać efek ty niepożądane. Toteż polecając ją jako jedną z dróg o ży w ien ia i uprzystępnienia w ykładu niesposób sprawę absolutyzow ać i form ułow ać ja k iek o lw iek kategoryczne przepisy i żądania. N a n ajlep szych w zorach przystępnej, żyw ej popularyzacji oparty jest także w stęp Jana Zygm unta J a k u b o w s k i e g o do W i e r s z y w y b r a n y c h N orwida. Cenna jest w nim zw łaszcza u m iejętn ość zbliżenia postaci pisarza, uczuciow ego zaanga­ żow ania czytelnika w problem y norw idow skiej sztuki.

W stęp y typu Jak u b ow sk iego czy w ięk szość opracow ań Saw rym ow icza w ska­ zują, że N a s z a B i b l i o t e k a ma cenne osiągnięcia, które pow inny być kon­ tynuow ane, że w ła ściw ie w dalszej pracy popularyzatorskiej nie potrzebuje do­ p racow yw ać się ca łk o w icie n ow ych rozw iązań dydaktycznych i naukow ych. Jest w ydaw nictw em o p ełn ych persp ek tyw ach rozwoju, m ającym szanse na odegranie pow ażnej i pozytyw n ej roli w upow szechnianiu w ied zy o literaturze i kształto­ w aniu n ow ego typu m łod zieżow ego odbiorcy książki. D otych czasow y dorobek — mimo licznych i pow ażnych błędów — pozw ala w yrazić przekonanie, że w yd aw ­ nictw o d ołoży w szelk ich starań, aby stać się istotnie ulubioną, „naszą" biblio­ teczką m łodzieży.

Alina W i tk o w s k a

PUBLICYSTYKA OKRESU POZYTYWIZMU. W ybór tekstów . Opracował T e o f i l W o j e ń s k i . W rocław 1953. Zakład im. O ssolińskich. W ydaw nictw o PAN, s. 198, 2 nlb. — H e n r y k S i e n k i e w i c z , HUMORESKI Z TEKI WOR- SZYŁŁY. O pracow ała A l i n a N o f e r . W rocław 1953. W ydaw nictw o Zakładu N arodow ego im. O ssolińskich, s. 154, 2 nlb. — H e n r y k S i e n k i e w i c z , SZKICE WĘGLEM. O pracow ała A l i n a N o f e r . W rocław 1952. W ydaw nictw o Zakładu N arodow ego im. O ssolińskich, s. 105, 3 nlb. — M a r i a K o n o p n i c k a , MENDEL GDAŃSKI. O pracow ał T a d e u s z C z a p c z y ń s k i . W yd. 3 uzu­ pełnione. W rocław 1954. Zakład im. O ssolińskich. W ydaw nictw o PAN, s. 34, 2 nlb.

Pierw sza uw aga w zw iązku z w ydaniam i w rocław skiej N a s z e j B i b l i o ­ t e k i nasuw a się recenzentow i, gdy ogląda okładki poszczególn ych tom ików, zaw ierające w yk azy opublikow anych dotychczas pozycji. Są one w ym ow nym dow odem dysproporcji w pracy redakcyjnej, n iedostatków w jej n ależytym roz­ planow aniu. Porównajm y tylko liczbę lektur z literatury rom antycznej z ilością lektur d otyczących literatury lat 1864— 1890, a uderzy nas od razu szczególne uprzyw ilejow anie romantyzm u i n iezw y k le mała liczba p ozycji z epoki następnej. Romantyzm to trzy tom iki M ickiew icza, trzy S łow ackiego, dw ie kom edie Fredry,

Nie bosk a, tom postęp ow ej p u b licystyk i krajow ej, K orzeniow ski i Norwid. Po­

nadto plan w yd aw n iczy O ssolineum na r. 1954 zapow iada cztery dalsze tom y S łow ackiego. T ym czasem z literatury okresu pozytyw izm u i realizmu krytycznego czy teln icy otrzym ali dotychczas zaled w ie cztery tom iki, a tylko jeden tytuł odnajdujem y w tegorocznych zapow iedziach w ydaw nictw a. O czyw iście, to „fron­ talne uderzenie" na okres tak bogaty i trudny, jakim jest romantyzm, poczytać n ależy za zasługę redakcji; szkoda jednak, że dokonało się ono kosztem innych epok. Pow stająca stąd dysproporcja n iep o k o i tym bardziej, że uczeń klasy X — który jest, zgodnie z zam ierzeniam i redakcji, głów nym odbiorcą w ydań N a s z e j

Cytaty

Powiązane dokumenty

Streszczenie: W krajowym przemyœle materia³ów ogniotrwa³ych istotne znaczenie maj¹ surowe boksyty do produkcji cementów, boksyty kalcynowane ogniotrwa³e oraz alumina

Do tych zoono- tycznych zagrożeń należy dodać między innymi szerzenie się chorób wywołanych przez wirus Ebola i wirus Hanta oraz wy- twarzające werotoksynę szczepy Escheri-

W pierwszym przypadku segment na podstawie czegoś kwalifikowałby się jako for- malny wykładnik jedynie części znaczenia predykatu (fragment innej, samodzielnej jednostki), a w

Co więcej, porównanie i zestawienie prac już powstałych wykazuje, że są autorzy i dzieła cieszące się większym zainteresowaniem niż inne (co samo w sobie nie stanowi

Oblicz wartość oczekiwaną liczby osób stojących przed A..

Okazuje się wówczas, że Weber wiąże z pojęciem racjonalności czyste pojęcie działania celowo racjonalnego w ten sposób, że racjonalnym nazywa on działa­ nie oparte

Wojewódzki Konkurs Języka Niemieckiego dla uczniów szkół podstawowych województwa opolskiego Finał 07.02.2020 klucz.. Część I HV ROZUMIENIE ZE SŁUCHU

Stanowi się w nim, że „Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania