• Nie Znaleziono Wyników

Wieś, 1949.02.13 nr 07

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieś, 1949.02.13 nr 07"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Stron 12 Cena 25 zł

Oplata pocztowa «tezcto m ry a m lte m .

T Y G O D N I K S P O Ł E C Z N O - L ] [ T E R A C K I

Rok VI Łódź, 13 lutego 1949 r. N r 7 (186)

---W N U M E R Z E ---

m ię d z y in n y m i:

A. Kamieńska — Pam iętnik realistyczny małorolnego K . Oleksik, Z. Sawko, J. M ille r — Wiersze

L. Budrecki — O Nałkowskiej, Borowskim, Sandauerze

B. Bychowski — Ucieczka od wolności

E. Martuszewski — Dwa bieguny sztuki film ow ej R. Garaudy — Kom uniści i katolicy we F ra n cji M . Kowalska — T rzy m iesięczniki literackie W. Strzemiński — Współcześni robotnicy?

E. Niziurski — Słówko o p ro w in cji P. Pigwa — Działam y za rogatkami

J

Leonard Sobierajski

C Z Y TAK O KLASIE R O B O T N IC Z E J ? 1

W

naszej p o w o je n n e j pro zie lit e ­ ra c k ie j „F u n d a m e n ty “ Jerzego P y tla k o w s k ie g o są p ie rw szą p o ­ w ieścią o klasiie ro b o tn ic z e j, o dzisiejszej k la s ie ro b o tn ic z e j, i to o je j czło nie przede w szyst­

k im g w a ra n tu ją c y m n o w y u s tró j, bo prole­

tariacie w ielkoprzem ysłowym .

P y tla k o w s k i tr a fn ie w y b r a ł pozycję, z k tó ­ r e j n a jw y g o d n ie j m ożna b y ło obserw ow a ć naszą współczesną historię. T ą po zycją b y ła odbu do w a gospodarcza k r a ju , tą po z y c ją b y ­ ły fa b ry k i, k tó re na le żało u ru c h o m ić i za w sze lką cenę zacząć p ro d u k o w a ć , b y re w o lu ­ c ja po osiąg nię ciu w ła d z y , po o p an ow a niu a p a ra tu pa ństw o w eg o n ie za ła m a ła się w tru d n o ś c ia c h gospodarczych, b y zdo była p o d­

s ta w y ekonom iczne, bez k tó ry c h n ie m a szans n a bu d o w a n ie now ego u s tro ju , n ie m a szans n a ostateczne p o ko n a n ie s ił k a p ita li­

stycznych. K la s a ro b o tn ic z a stanęła tu do w a lk i na p o z y c ji k lu c z o w e j, tu m ożna b y ło d o jrze ć je j ro lę his to ry c z n ą . P y tla k o w s k i w y b ie ra je de n ze „s z ta n d a ro w y c h o b ie k tó w “ odbudo w ująceg o się p rz e m y s łu na Z ie m ia c h O dzyska nych — P a ń s tw o w ą F a b ry k ę W ago­

n ó w w e W ro c ła w iu (P afaw ag). M ó w i, że je ­ go pow ieść je s t „h is to rią czynó w za ło g i“ te ­ go zakładu. Czas a k c ji p o w ie ś c io w e j o b e j­

m u je u nieg o od cin ek od lip c a 1945 do c z e rw ­ ca 1946 r. Będą to m iesiące o d b u d o w y fa b ­ r y k i, je j u z b ro je n ia technicznego org an izo­

w a n ia •: •'.ig i > o b o lr r - . . oni,' S :;’ yzybko w -ra s ia jc ce-i" p r o d u k c ji, p ra w a , roze gra się w ta k ic h etapach: zburzone hale fa b ryczn e , poniszczone- urządzenia, b ra k m aszyn i na­

rzę d zi to lip ie c 1945, w c ze rw cu 1946 — wyprodukow ana tysiączna w ęglarka! Czy ksią żka o d p o w ia d a n a m na p y ta n ie , ja k to m o g ło się dokonać, czy po ka zu je w ła ś c iw y c h spra w có w tego zdarzenia, czy od sła nia s iły , k tó re tu m u s ia ły w e jść w grę? P rz y p a trz m y -się n a jp ie rw , na czyich b a rk a c h spoczywa w po w ie ści dokonanie. Ja c y są te j h is to r ii bo ha te row ie?

Załoga w ie lk ie g o z a k ła d u prze m ysłow eg o w tra k c ie je go s ta w a n ia się a na stępnie w p o rz ą d k u je go d z ia ła n ia to s iła k o o rd y n u ją c a i p la n u ją c a — d y re k c ja , to s iły w y k o n a w c z e

— ro b o tn ic y i w reszcie elem ent, z a p e w n ia ją ­ cy p ra w id ło w e fu n k c jo n o w a n ie całego ap a ra ­ tu — a d m in is tra c ja . J a k ic h b o h a te ró w w

„F u n d a m e n ta c h “ w y s u w a a u to r w g ru p ie czołow e j k a d ry ro b o tn ik ó w ? Boczar^vG a w lik , K u r e k — to ro b o tn ic y z b io g ra fią zapisaną kla sow o . D w ó c h p ie rw s z y c h p ra c o w a ło przed w o jn ą w w ie lk ic h zakład ach w a rs z a w s k ic h

„ L ilp o p a “ . B io rą on i w ów czas u d z ia ł w s tr a j-

* ) J e rz y P y tla k o w s k i — „F u n d a m e n ty “ , w y d a w n . „P rasa W o js k o w a “ , 1948 r.

M ontowanie ru r wlotowych w parowozach Fot. W. Kondracki F ilm Polski

kach, przechodzą przez w ię z ie n ia , w alczą w , szeregach p ro le ta ria tu z w y z y s k ie m k a p i­

ta lis ty c z n y m , w alczą, ju ż w te d y m a ją c w iz ję now ego p o rz ą d k u społecznego. P o g łę b ia ją s w o je socjalistyczn e w y c h o w a n ie w czasie o k u p a c ji. O Boczarze w ie m y , że na le żał do p a r tii. K u r k a w o jc z y ź n ie p rz e d w o je n n e j u s tró j k a p ita lis ty c z n y p o z b a w ił p ra c y , rz u c ił go n a e m ig ra c ję do F ra n c ji, W czasie w o jn y K u r e k w a lc z y w e fra n c u s k im R u ch u O poru, m u s i się ta m ocierać o k o m u n is tó w . T rzech ty c h lu d z i przeszło w ię c przez szkołę socja­

liz m u , w y c h o w y w a ło się w św iadom ości i d z ia ła n iu w a lk i k la s o w e j. R o b o tn ic y z ta k ą b io g ra fią ru s z y li p ie rw s i na zakład y, p o szli do fa b ry k w n a jtru d n ie js z y c h w a ru n k a c h , s ta n ę li od ra z u tam , gdzie stoczenie w a lk i b y ło najcięższe. C i trz e j zn a le ź li się w e w r o ­ c ła w s k ie j fa b ry c e w ago nów , zgodnie z ic h r e ­ w o lu c y jn ą przeszłością, z n a le ź li się w o ­ bec określonego zadania. W ład za i ś ro d k i p r o d u k c ji są w rę k a c h k la s y ro b o tn ic z e j, p ro ­ le ta ria t. w ra m a c h zastanych w a ru n k ó w tech­

n icznych , ja k ie k o lw ie k b y one b y ły , musi za­

cząć w ytw arzać, m u s i zaspokoić pierw sze po­

trz e b y p a ństw a ludow ego. Jest to s y tu a c ja w a lk i na p ie rw s z e j l i n i i fro n tu , je s t to s y tu ­ acja p ra k ty c z n e g o d z ia ła n ia , ona w yznacza porządek zachow ań, m y ś li i przeżyć, ona w in n a okre ślić- po staw ę w y m ie n io n y c h p o ­ staci w pow ieści. A tym czasem czegóż d o w ia ­ d u je m y się o Boczarze, d o s k o n a ły m m a js trz e m o n ta ż o w y m od „ L ilp o p a “ : „C a ły te n k r a j, jego p rze og rom na ru in a , w y z ie ra ją c a z k a ż ­ dego zaką tka, z każdego m iejsca, była ponad jego siły“, (str. 24, nasze podkreślenie). „ R u i­

n y b y ły wszędzie, bezład i g łu c h a cisza. P u ­ s ty n ia m ie js k a c a ły m cię żare nr m in io n e j po­

tę g i k ła d ła się na n im . F a b ry k a , do k tó r e j z m ie rz a ł, i z k tó r e j p o w ra c a ł, nie ró ż n iła się w ie le od tego, co b y ło doszczętnie zniszczone.

T y le ty lk o , że o ż y w ia li ją lu dzie , k tó r y m B o - czar nie m ó g ł się n a d z iw ić . N ie k tó rz y , ja k na p rz y k ła d Z ie liń s k i czy K u re k , zdum iew ali go swoim spokojem i tupetem. Ś le d z ił ic h uw aż­

nie i n ie m ó g ł zrozum ieć w żaden sposób, o co im chodzi, W edług niego należało p lu ­ nąć i iść sobie gdziekolwiek (podkreślenie nasze), b y le w in n e m iejsce. Sam nie c z y n ił tego ty lk o przez w z g lą d na nich. Z n a ł ich, w ie d z ia ł, że ja k o fa c h o w c y , lu d z ie są coś

w a rc i, b y n a jm n ie j n ie m ożna uw ażać ic h za w a ria tó w w ś c is ły m tego sło w a znaczeniu.

I B oczar b y ł ciekaw tego, co nastąpi. W p ra w ­ dzie p rzew idyw ał najgorsze i w g ru n c ie rz e ­ czy lic z y ł na sw ó j ostateczny, tr iu m fu ją c y choć g o rz k i śm iech, je d n a k w stu procentach n ie b y ł p e w ie n, ja k się skończy to w szystko.

Stał się sceptykiem, przyw iązanym do swego sceptycyzmu“ (str. 62).

B ocza r p r z y jm u je po staw ę sceptycznego o b serw atora. N a z a rz u t k o le g i, że to „w y g o d ­ na p o z y c ja “ — o d po w ia da — „ale z pewnoś­

cią nie ła tw a “. Iz o lu je się od to w a rz y s z y p ra c y . M a ło go in te re s u ją m aszyny, k tó ry c h sprow adzenie d a je p ie rw s z ą nadzieję, że p ro ­ d u k c ja ru szy. S w o je o b o w ią z k i zaw odow e spe łn ia ja k z m usu. W id z im y go k ilk a ra z y w za kła d zie „ ja k coś d łu b ie p rz y o b ra b ia r­

ce“ . Je ż e li się do czegoś zabierze, to w p o je ­ d y n k ę : „ N a jb a rd z ie j lu b ił sam odzielną p ra ­ cę, n ie w y m a g a ją c ą stykania się z innym i.

N ie c h c ia ł b o w ie m p a trze ć n a nieudolność i le n is tw o świeżo up ie czonych ro b o tn ik ó w , z d ru g ie j zaś s tro n y nie czuł się na siłach, aby nakłaniać ich do p iln o ś c i i staranności. To była właśnie choroba, na któ rą cierpiał“, (str. 125).

K a ż d ą p o w ie rz o n ą fu n k c ję , p r z y jm u je ja k dopust boży, do p a rtii wciąga się za usilną namową K u rk o w ej. G d y G rabisz p ro p o n u je m u s ta n o w isko d y re k to ra technicznego, zga­

dza się po d łu g ic h naleganiach, p rz y jm u ją c to ja k o ostateczność, spow odow aną o k o lic z ­ no ścia m i z e w n ę trz n y m i. Będzie na stępnie do­

b r y m d y re k to re m , ale do jego prze ła m a n ia się trz e b a b y ło aż n a pa du na fa b ry k ę n ie ­ m ie c k ie j b a n d y sabotażystów , trze b a b y ło aż ś m ie rc i G a w lik a . O je go n o w y m stosu nku do p ra c y zadecyd ow a ły te d w a w ła ś n ie m om e n­

ty , one k a z a ły p rz e p ro w a d z ić m u t a k i ro z ra ­ c hu ne k w e w n ę trz n y : „W ła ś n ie dlatego, że ta k w ie le b y ło do zrob ie nia , że ta k trudno osią­

gało się cośkolwiek i drogo płaciło za wszyst­

ko, każde w a ha nie , ka żd y n a jd ro b n ie js z y o d ru c h stałości należało d ła w ić w sobie, w ię ­ cej, n ie prz y z n a w a ć się do niego wobec sa­

mego siebie T akie go p o jm o w a n ia na uczył go w ie c z ó r ś m ie rc i G a w lik a “ .

A u to r każe n a m w ie rz y ć , że B oczar staje

się od tąd duszą zakładu, że p ro d u k c ja w c ią g ­ n ie go bez reszty, że całą a m b ic ję w ło ż y w to, b y p la n został w y k o n a n y na te rm in . N ie je ­ steśm y je d n a k p rz e k o n a n i o ra p to w n e j prze­

m ia n ie Boczara, dow ó d o p a rty na ps y c h o lo . gicznych prze sła nkach n a m n ie w ystarcza.

Z niechęcenie, lib e ra lis ty c z n ę . c h ę tk i („p lu n ą ć, iś ć sobie g d z ie k o lw ie k “ ), odsuw anie się od fachow ego podciągania i a k ty w iz o w a n ia świeżego elem e ntu rob otniczego („n ie czuł się na siłach, aby n a k ła n ia ć ich do p iln o ś c i i staran no ści“ ). — w szystko to nie da w y t łu ­ m aczyć się p rz e jś c ia m i oso bistym i. T u m am y do .czynienia z postaw ą po lity c z n ą . B oczar to ty p p ra w ic o w e g o s o c ja lis ty ja k b y spod zna­

k u Ż u ła w skie g o . Jako delegat fabrycznego z w ią zku , zaw odowego będzie rz u c a ł o k rz y k i:

„J a k a płaca ta k a praca. R o b o tn ik je s t ro b o t­

n ik ie m . Z w ią z e k nie pom oże d y re k c ji w n a d­

m ie r n y m e k s p lo a to w a n iu ro b o tn ik a “ . N ie r o ­ zu m ia ł, czy niie c h c ia ł ro zu m ie ć ówczesnej s y tu a c ji? A k ie d y ju ż ja k o d y re k to r ch cia ł się zająć m ło d y m i ro b o tn ik a m i: Grzesiem (lu m p e n p ro le ta riu s z e m z P o w iśla ) i B rzo zo w ­ s k im (p rz e c ią g n ię ty m do podziem ia), s tw ie r­

d z ił k o n ie c końcem , że b ra k m u te m a tu do ro z m ó w i to w te d y , k ie d y k a ż d y dzień n a ­ s u w a ł m n ó stw o p ro b le m ó w dó ro z w ią z a n ia g d y tr w a ła zacięta w a lk a m ię d z y k la s ą ro ­ b o tn iczą a w ro g a m i nowego u s tro ju , gd y re ­ a k c ja in filt r o w a ła zdecydow anie do PPS, gdy w y d a w a n o usta w ę o n a c jo n a liz a c ji p rz e m y ­ słu, gd y p a rtie rob otnicze p o d e jm o w a ły w y ­ s iłe k w k ie r u n k u stw orze nia w spólnego b lo k u w yborczego.

Jeże li się w te d y ro z m a w ia ło o ty c h spra w a ch, to trzeba b y ło zająć wówczas zde­

cydow ane stanow isko. T a k ie g o s tan ow iska nie m ó g ł zająć w ą tp ią c y , n ie p rz e k o n a n y B o­

czar, w ię c i ro z m ó w n ie p o d e jm o w a ł z lu d ź ­ m i, k tó ry c h należało w y c h o w y w a ć do no w e­

go u s tro ju . G d y p rze pro w ad za ostrą ro z m o ­ w ę z d y re k to re m W o liń s k im w s p ra w ie n ie ­ p o rz ą d k ó w a d m in is tra c y jn y c h , kończy ją w e­

w n ę trz n y m w y rz u te m : „N ie w ie m , co się dzieje ze m ną. Ze w s z y s tk im i kłó cę się.

Z pewnością go nie przekonałem . A przecież to porządny i wartościowy człowiek. Trudno znaleźć wspólny język naw et nie z wrogiem.

P rzecież W o liń s k i napraw dę jest szczerze

***..

F ot. J. Jara czew ski Rok 1946 — W arszawa

(2)

S tr. 2 „W I E S“ N r 7 (186)

p rz y w ią z a n y do fa b r y k i i szczerze p ra g n ie je j d o b ra “ . B oczar to m o ra lis ta , k tó re m u t r u ­ dno dogadać się z sam ym sobą. P ozn ajem y go w przeżyciach, n ie w k o n k re tn y m d z ia ła ­ n iu . A u to r od cią ł go od jego k la s o w e j b io ­ g ra fii,. zaczął na n im e ksp erym e ntow a ć, chcąc ud o w o d n ić, że w ą tp ią c y B oczar w koń cu p rz e ta p ia się w e w n ę trz n ie , staje się re a liz a ­

to re m w spólnego zadania. A le dlatego nie w ie rz y m y , ab y to on i jego tow arzysze Ga­

w l ik f K u r e k s ta n o w ili na fa b ry c e a w a n ­ gardę k la s y ro b o tn ic z e j. T o je s t je j druga, trzecia , c z w a rta lin ia ... N ie w ie rz y m y , że to przede w s z y s tk im B oczar o d b u d o w a ł P a fa - w ag, że to B oczar p rz y c z y n ił się do po dn ie­

sie nia p ro d u k c ji, ze ro z b u d z ił ducha w s p ó ł­

za w o d n ic tw a , po niew a ż cechy, ja k ie w b re w in te n c ji a u to ra u ja w n ił na k a rta c h k s ią ż -

■ l i , w łą c z a ją go do lu d z i, k tó rz y za m ało m ie ­ l i k la s o w e j św iadom ości i p ro le ta ria c k ie j d y s c y p lin y , bo u o d p o rn ić się dostatecznie n a „ — w ro g ie , p rż e filtro w a n e z po dziem ia gospodarczego na p o w ie rz c h n ię naszej p ra ­ sy le g a ln e j po glądy, zw alczające u p rz e m y ­ s ło w ie n ie k r a ju i ro z w ó j ciężkiego p rz e m y ­ s łu pod hasłem k r z y w d y c z ło w ie k a przez duże „ C ‘‘ (m im o , że f a k ty życia codzienne­

go zadają te m u o c z y w is ty k ła m )“ .*).

S z u k a im y in n y c h z te j k a d ro w e j g ru p y bo­

h a te ró w ! G a w lik , p rz y ja c ie l B oczara. w ię z io ­ n y w 1938 r. za u d z ia ł w s tr a jk u u „ L ilp o p a 1*.

P o zn a je m y go z in fo r m a c ji a u to ra ja k o m iło ­ ś n ik a k w ia tó w , lu b ią c e g o „ m iłe w o n ie , ciszę i spo kojne a n a w e t m roczne b a r w y “ . Na fa ­ b ry c e w id z im y go rzad ko. P y tla k o w s k i n ie p ro w a d z i nas do jego w a rs z ta tu , ra z ty lk o zauważa, że G a w lik p ra c o w a ł n a w ie rta rc e , p o n a d to p o k a z u je na m go n a zeb ran iach , a le G a w lik n ie p rz e m a w ia , n ie u ra b ia to w a rz y ­ szy, n ie podciąga ic h w zawodzie. T rz y m a się n a boku. N ie chce rozstrzyga ć, pouczać, w y ­ c h o w y w a ć . A u to r tłu m a c z y nam , że G a w lik lu b ił sam otność, bo „d o d a w a ła m u ona sił, d o z w a la ła p rz e trw a ć sp o tk a n ia z lu d ź m i“ . P rz y c z y n ą tego o d lu d z tw a m ia ła b yć śm ierć syna. C zy starego b o jo w ca m ogła odciąć od lu d z i s w o je j k la s y k a ta s tro fa rod zin n a ? Czyż n ie ż y ł p rz e d te m w tra d y c ja c h szerszej, k la ­ sow ej W ięzi, scem entow anej w sp ó ln ą w a lk ą ? W te j w a lce chyb a z ro d z iła się u nieg o m y ś l, że „c z ło w ie k lic z y się do czasu, g d y pozo­

s ta je w ś ró d in n y c h . S a m o tn y staje się k im ś n o w y m i najczęściej n a w e t d la sie bie n ie ­ p o trz e b n y m “ . Skąd w ię c dzisiejsza niechęć do lu d z i, c zyżby n ie w ia ra , czyżby b ra k za u fa ­ nia? Może znó w reze rw a? A może w id z e n ie G a w lik a w schem acie d ro bn om ie szczań skie- go s o c ja lis ty z d o m k ie m na K o le , to n ą c y m w różach? T a k i G a w lik nie założy na fa b ry c e k u rs ó w p o d k s z ta łc a ją c y c h w fach u, gd y a k c ja ta p o w in n a o b ją ć t r z y c z w a rte załogi, gdy trz e b a ślusarzy, fre z e ró w , spawaczy, m o n te ­ ró w .

A K u re k , jeszcze je d e n z k a d ro w e j grupy?...

C zyżb y nie w ie d z ia ł, w ja k ie j rz e c z y w is to ­ ści się zna jd uje ? „ Z n a m i w s z y s tk im i je s t podobnie. N ie w ie m y , czego się trz y m a ć “ . A u to r o k re ś la ta k b o h a te ra : „W aga prze d­

sięw zięcia, ja k ie p o łą c z y ło K u r k a z n ie z n a jo ­ m y m i d a w n ie j lu d ź m i, u ja w n iła m u się w ca­

łe j okazałości. N ie k ie d y p rz e ż y w a ł przecież

* ) E ugeniusz S z y r: „W ę z ło w e zagadnienia naszej p o lit y k i gospodarczej“ , N o w e D ro g i N r. 9.

O dbudow a

F ot. M . N o w a k o w s k i

c h w ile słabości. Z a g u b io n y w ś ró d n a w a łu d ro b n y c h , m ęczących czynności, po zorn ie nie posia dających głębszego znaczenia, w m ia rę u t r a t y tchu , pogrążania się w chaosie uste­

re k , nied okon ań , w y m a g a n y c h osiągnięć, d u ­ s ił się ju ż i s z u k a ł d la siebie ja k ic h ś n o w ych , p o tę żn ie jszych p o d n ie t“ (str. 86).

P ra ca go początkow o p o ry w a , je s t p rz o d o w ­ n ik ie m , p o d b ija n o rm y dzienne. F a b ry k a je st je d n a k d la niego ty lk o po le m doznań i em o­

c ji. P rę d k o się n u ż y i odpada. Dlaczego? P o­

s łu c h a jm y jego zw ierzeń : „T ę s k n ię za d a w ­ ną robotą... a w ię c w ożenie b ib u ły , p a r ty ­ z a n tk a — je d n y m sło w em w a lk a . R y z y k a n ­ ctw o , s ta rt. W id z i się przyszłość (nasze pod­

kreślen ie). A m y tu ta j szara ro b o ta , jeszcze n a jp ie rw m ia łe m ja k ie ś p e rs p e k ty w y . Ż le o b lic z y łe m . Z d a w a ło m i się, że czas m ie rz y się ta k samo, ja k w te d y , napięciem ... R w a łe m się do te j ro b o ty . A teraz w id z ę przed sobą t y lk o lin ię szare j pra cy. C h c ia ło b y się od razu zarzu cić c a ły k r a j w a g o n a m i — ja k d a w n ie j h a s ła m i czy salw ą peemu. O bojętne. O d w y k ł c z ło w ie k i tęskni... O d w y k ł c z ło w ie k od fa c h u . Lufo raczej z n u d z ił się n im . Za w ie le się przeszło i w id z ia ło ...“

T a k m ó w i p a rty z a n t A K , w id z ia n y po in te - lig e n c k u .

K u re k , po s z u k iw a c z doznań, s iln y c h e m o c ji, rz u c a ją c y S'ię w fa b ry k ę ja k w przyg od ę; Bo­

czar, p rz e ż u w a ją c y rzeczyw istość przez p r y ­ zm at w a h a ń p ra w ic o w e g o s o c ja lis ty ; G a­

w lik , szuka ją cy r a tu n k u w sam otności, p rz y p o m in a ją c y in te lig e n ta od w racającego się od n o w e j rz e czyw isto ści — czyż to są k a d ro w c y , k tó r z y o d b u d o w a li P afaw ag?

A u to r o d g ią ł ic h od w ła s n e j przeszło­

ści, w y p o sa żył w cechy obce kla sow o , pozba­

w i ł zup ełnie św iadom ości walczącego o z w y ­ cię stw o r e w o lu c ji p ro le ta ria tu . A czyż p rz o ­ d u ją c y ro b o tn ic y P a fa w a g u nie w y g r a li w a l­

k i na o d c in k u o d b u d o w y gospodarczej, czyż d z ie s ią tk i z a k ła d ó w p rz e m y s ło w y c h na Z ie ­ m ia ch Z acho dn ich i w c e n tru m k r a ju nie s tw o rz y ło po dstaw m a te ria ln y c h d la nowego u s tro ju ? G dy o g lą d a m y u b ie g łe la ta z pers­

p e k ty w y d n ia dzisiejszego, w id z im y , ile ś w ia ­ dom ości k la s o w e j, ile rozeznania w ówczesnej s y tu a c ji społecznej, p o lity c z n e j i gospodarczej w y k a z a ła k la s a ’ ro b o tn icza . P rzecież a k ty w z a k ła d ó w w ro c ła w s k ic h w ie d z ia ł dobrze, że je d n y m z w ę z ło w y c h zagadnień pa ństw a lu ­ dowego w m iesiącach z im o w y c h 1945/46 b y ł p ro b le m tra n s p o rtu . S ta w a ły fa b ry k i, bo w ę ­ gla n ie b y ło czym dow ieźć, szw a nko w ało za­

o p atrzen ie, bo z b ra k u w a g o n ó w u tru d n io n a b y ła dostaw a ś ro d k ó w żyw ności. •

A przecież a k ty w ro b o tn ic z y P a fa w a g u stał w u k ro p ie r e w o lu c ji i k o n trr e w o lu c ji w la ta ch 45-6. P o w ró t M ik o ła jc z y k a . W y o d rę b n ie n ie prze z nieg o z ru c h u lu do w eg o P S L -u . A z P S L _u u czyn ie nie po nę tn ej „ p a r t ii d la w szy- s tk ic h '1. W a lk a społeczna re w o lu c ji, p ro le ta r­

ia c k ie j z m a n d a ta riu s z a m i „d e m o k ra c ji d ro b - no m ie szczańskiej‘‘ o d b y w a ła sie w b ły s k a w i­

cach odezw C h u rc h illa i B e v in a p rz e c iw Z ie m io m O dzyska nym , w b ły s k a w ic a c h strza­

łó w „z la s u “ , p rz y d e z o rie n ta c ji śred niac- k ic h mas c h ło p s k ic h , p rz y w a h a n ia c h w czę­

ści n u r tu pepesowskiego p r z y „o s z o ło m ie ­ n iu “ in te lig e n c ji, p rz y „m ą c e n iu w o d y “ przez

k l e r . '

P rzecież a k ty w ro b o tn ic z y P a fa w a g u o trz y ­ m a ł świeżego ro b o tn ik a w p ro s t ze w si. Ponad

60 proc. w ty m W ro c ła w iu , gdzie elem e nt c h ło p s k i sięga 48 proc. T rzeba b y ło u ra b ia ć go p o lity c z n ie , uspokajać, um acniać, p rz e k u ­ w a ć w ty go dniach , w m iesiącach na fa b ry c z ­ n y , w a lczą cy i tw ó rc z y p ro le ta ria t. I to Się do kon ało w d n ia ch z pozoru — z a w ie ru c h y —*

n a p ra w d ę — w dn ia ch postępu re w o lu c ji, je j k rz e p n ię c ia i w y ła n ia n ia n o w e j fa z y — b u ­

d o w n ic tw a . P a fa w a g w e W ro c ła w iu , na g ra ­ n ic y P o ls k i, ja k ż e da le ko od W arszaw y a ja k ­ że przecież b y ł wówczas b lis k o W arszaw y.

A le na to trze b a ta k ic h pojęć, ja k : „p la n gos­

p o d a rc z y “ , ja k „s tra te g ia i ta k ty k a " p a r tii, ja k „ r a d y z a kła d o w e “ i Z w ią z k i Zaw odow e, ja k „k o m ó rk a p a ry jn a “ i „a w a n g a rd a p a r tii“ .

T e j św iadom ości i ty c h z w ią z k ó w nie m a a n i u Boczara, an i u G a w lik a a ty m b a rd z ie j u K u rk a , a przecież w y s u n ię ­ ty c h na p la n p ie rw s z y ro b o tn ik ó w . T ym cza­

sem tysiączna w ę g la rk a w czerw cu została wypuszczona. K toś a k ty w iz o w a ł załogę, ktoś p o d c ią g a ł n ie fa c h o w y elem ent, ktoś uczył, n a k ła n ia ł i p rz e k o n y w a ł, ktoś fo rm o w a ł masę rob otniczą. T ego w łaściw eg o bo h a te ra po­

w ieść nam n ie pokazuje, a u to r go przed czy­

te ln ik ie m nie o d k ry w a . Postacie, ■ k tó re w y ­ sun ął na czoło, na k tó ry c h s k o n c e n tro w a ł uw ag ę c z y te ln ik a , nie o d w z o ro w u ją św iado­

m ego sw o ich zadań i s w o je j r o li h is to ry c z n e j a k ty w u robotniczego. Czy a u to r s w o ic h boha­

te ró w nie w y p o sa żył w wiedzę, doświadcze­

n ia i odczucia lu d z i z in n e j g ru p y społecz­

nej? W z ro k o b s e rw a to ra ś liz g a ł się po w y ­ gląd ach w e w n ę trz n y c h - postaci, n o to w a ł ic h o d ru c h y psychologicznie, nie d o ta rł je d n a k d o m o ty w ó w ic h klasow ego, p ro le ta ria c k ie g o , współczesnego postępow ania. J a k iż w a ru n e k tu n ie został spełniony? G dy p ra g n ie się lite r a ­ c k im obrazem dotrzeć do współczesności, gd y się chce w y ra z ić cz ło w ie k a n o w y c h czasów, trze b a przede w s z y s tk im w y ch o d zić z jednego założenia, że będzie się n o w ą rzeczyw istość og lą d a ło i u jm o w a ło z p u n k tu w id z e n ia te j kla sy, k tó ra ją tw o rz y . W y d a je nam się, że te­

go p ro g u a u to ro w i „F u n d a m e n tó w “ nie udało się przekroczyć.

O trz y m a liś m y w iz ję P a fa w a g u w w e ­ w n ę trz n y m , p sych o lo g iczn ym obrazie osób m ech an izm u d z ia ła n ia w ie lk ie g o za kła d u arze- m ysło w eg o nie po zna liśm y, nie po zna liśm y ty c h h is to ry c z n y c h s ił napę do w ych, k tó re z g ru z ó w u c z y n iły fa b ry k ę p ro d u k u ją c ą sześć­

set w ę g la re k na m iesiąc, nie p o zn a liśm y je i bu do w niczego — świadom ego ro b o tn ik a p a r­

ty jn e g o ; czołowe postaci k s ią ż k i są lepione n ie na p ro le ta ria c k ą m ia rę. W ięcej w n ic h z m ieszczańskiej tr a d y c ji lite ra c k ie j, n iż z po­

znania i w ie d z y o k la s ie ro b o tn icze j.

W ięce j w po zn a n iu i w ie d z y o n a ro d o w o - pepesow skiej drodze części p ro le ta ria tu , n iż ja k to b y ło w d n ia c h h is to r ii, k tó ra m ija , a je s t — o peperowcach.

S tą ry m i k a s z a m i lite r a c k im i i starą w iedzą o „S o c ja lis ta c h “ n o w y h is to ry c z n ie ‘ bohater, re w o lu c y jn y i p o re w o lu c y jn y p ro le ta ria t nie został u k a z a n y na k a rta c h k s ią ż k i. Ukazano cud! U kazano cud, k ie d y rz e c z y w is ty b o h a te r b y ł i jest. O n w 46 r. w y p u ś c ił p ie rw s z y c h 1.000 w ę g la re k z P afa w ag u, a n ie cud.

I to je s t groźna sy tu a c ja dla dzisiejszej p ro ­ zy in te lig e n c k ie j.

L e o n a rd S o b ie ra js k i

Anna Kamieńska

REALISTYCZNY MAŁOROLNEGO

K A R O L A M Ł O T A

PAMIĘTNIK

ra g n ie m y p o ka za ć t u t a j je d e n z ty c h

„s a m o ro d n y c h “ u tw o ró w g ry z m o lo - n y c h rę ką , k tó r a sam a pisze o sobie, że p ió ro b a rd z o rz a d k o w n ie j spoczyw a, częściej p łu g i sie kie ra . W naszej p ra k ty c e re d a k c y jn e j s tw ie rd z a m y co ra z na now o z ró w n y m p o d z iw e m , że z ja w is k o p is a n ia w śró d c h ło p ó w n ie je s t w cale ta k rz a d k ie . O trz y m u je m y ra z po ra z d o c z y ta n ia f o ­ lia ły n ie w p ra w n y c h pow ieści, wiersze baz­

grane na ć w ia rtk a c h ze s z y to w y c h , a n a ­ w e t z e s z y ty a fo ry z m ó w częściowo w y m y ­ ślo n y c h , częściowo p rz e p is y w a n y c h z p r z y

-

p a d k o w e j le k tu ry . G ra fo m a n ia . Są je d ­ nakże w śró d tego śm iecia egzem plarze z a ­ sta n a w ia ją ce , ty m b a rd z ie j, g d y N A G L E w z w ią z k u z o fic ja ln ie w y s u w a n y m i w o ­ bec lit e r a tu r y p o s tu la ta m i, W Y D A D Z Ą S IĘ j. Z I A R N E M P R Z Y S Z Ł E G O , R E A ­ L IS T Y C Z N E G O D Z I E Ł A . T a k i w y p a ­ d e k za ch o d zi w te j c h w ili z o trz y m a n y m przez nas p a m ię tn ik ie m m a ło ro ln e g o c h ło ­ pa z P o d h a la , L u d w ik a M ło ta . P a m ię tn ik p is a n y b y l zapewne w okresie o k u p a c ji, część dostępna n a m k o ń c z y się w 1940 ro ­ k u . A u to r p a m ię tn ik a je s t w ła ścicie le m d z ia łk i a ha 75 a g ru n tu górskiego, w ty m ty lk o 1 ha 15 a

ornego p o la . P o ­ le tk o to sk ła d a się z 18 ro z rz u c o n y c h k a ­ w a łkó w . W tejże w si k a w a łk i p ó l d o c h o ­ dzą do a m szerokości i 100 m dłu g ości.

G o s p o d a rka w ięc nie je s t ła tw a , a w do ­ m u zapewne stan p o g ra n ic z a nędzy. L u ­ d w ik M io t u k o ń c z y ł

7

k la s s z k o ły po ­

w szechnej, m a obecnie la t 30. Część p a ­ m ię tn ik a przesłana n a m o b e jm u je 8 s z k o l­

n y c h ze szytó w za p is a n y c h gęsto a tra m e n ­ tem , p is m e m m a ło w p ra w n y m z w ie lo m a b łę d a m i ję z y k o w y m i i o rto g ra fic z n y m i.

Sam

a u to r n a zyw a s w ó j u tw ó r p a m ię tn i­

k ie m , p o m im o to , że je s t J A K O B O H A ­ T E R

N IE O B E C N Y , je s t ty lk o N A R ­ R A T O R E M , nie u ż y w a a n i ra z u p ie rw ­ szej osoby, nie zaznacza sto s u n k ó w i z w ią z k ó w sw oich z oso b a m i w p ro w a d z o ­ n y m i do o p o w ia d a n ia , z m ie n ia n a z w y m ie jsco w o ści, n a zw iska osób z w y ją tk ie m n ie ż y ją c y c h , a z a s łu g u ją c y c h na w s p o m ­ nienie. A przecież n ie w p ro w a d z a a n i ra z u e le m e n tu k o n s tru k ty w n e g o p o w ie ści

e le m e n tu f i k c j i lite ra c k ie j, p rz e d s ta w ia ty lk o rzeczy, s p ra w y i osoby B Y Ł E i d la ­ tego też m a p ra w o n a z y w a ć s w ó j u tw ó r p a m ię tn ik ie m . Z b e le try z o w a n ie a k c ji i p o ­ p rze z s ty l i po p rze z z o b ie k ty w iz o w a n ie z d a rze ń d z ie ją c y c h się rze ko m o p oza o p o ­ w ia d a ją c y m

je s t n ie ja k o spon ta n iczn e , w y n ik a ono z p e w n ej b a rd z o z n a m ie n n e j p o s ta w y ż y c io w e j. K ie d y p o w ie ści p o w o ­ jen n e o losach i ś ro d o w is k u in te lig e n ta m im o p e łn e j f i k c j i lite ra c k ie j c h w y ta ły się fo r m y p ie rw s z e j osoby, fo r m y p a m ię tn ik a , w y z n a n ia lu b sp o w ie d zi, to c z y n iły to d la te g o , że uw aga a u to ra ześrodkow ana b y ła przede w s z y s tk im i ty lk o N A O S O ­ B I E B O H A T E R A ,^ m o ż e b y ć : ty p u , zna­

k u , m oże b y ć : re p re z e n ta n ta k la s y , ale p o sta ci, w k tó r e j z a ła m y w a ł się w sw o isty sposób

świat

re a ln y i ona te m u ś w ia tu

n a d a w a ła k s z ta łt i barw ę. T u w p ro s t o d ­ w ro tn ie . P ro s ty , b e z p re te n s jo n a ln y pa- m ię tn ik a rz , usuw a

w

cień sw o ją osobę, p o n ie w a ż o b ie k te m je g o u w a g i je s t środo­

w isko , w io ska , a ściśle j b io rą c

Ż Y C I E P O L I T Y C Z N E W S I. D o ść a b s tra k c y jn e ro zw a ż a n ia n a d ro d z a je m lite ra c k im s p ro ­ w o k o w a ła p rz e d ro k ie m k s ią ż k a J u lia n a G a ła ja

„M y s tk o w ic e , w io ska m a ła " , a o s ta tn io n a w e t p a m ię tn ik L u c ja n a R u d ­ n ickie g o . N ie m a w ięc sensu k łó c ić się o ro d z a j lite r a c k i u tw o ru , k t ó r y u tw o re m lite ra c k im jeszcze nie je st, po n iew a ż przez cenzus lite r a c k i p rz e jś ć b y n ie z d o ła ł. M i ­ m o to z a n o tu je m y u d e rz a ją c ą zbieżność te c h n ik i p is a rs k ie j naszego M ło ta i J u lia ­ na G a la ja w jego pow ieści, k tó ra w y w o ­ ła ła ściśle lite ra c k ie d y sku sje . B y ć może, że ro d z a j p o w ie ści G a la ja b y ł po d o b n ie n ie z a m ie rz o n ą i n ie ja k o „s a m o ro d n ą “ fo r ­ m ą lite ra c k ą . P o to k zdarzeń i lu d z i, ja k i m a m y w o b u n ie w s p ó łm ie rn y c h zresztą w y p a d k a c h , p rz y p o m in a k ro n ik a rs k ą te c h ­ n ik ę o p is y w a n ia . Z a rz u c a n y G a la jo w i b ra k k o n s tr u k c ji i w y d z ie lo n e j a k c ji g łó w ­ n e j w y n ik a może w łaśnie z tego, że p is a ł on w ła ściw ie nie pow ieść, a P A M I Ę T ­ N I K Śr o d o w i s k a c z y n k r o n i k ę w s i.

P o w ró ć m y je d n a k do M ło ta . O to ja k zaczyna on sw oją k ro n ik ę . D n ie je . W scho­

d z i słońce. Jego p ro m ie n ie z n iż a ją się z g ó r na zbocza i d o lin ę . S to p rrio w o w y ­ d o b y w a ją z nocy w id o k c a łe j wsi rozto żo n e j na p rze łę czy. I tu zaczyna się

S O C J O L O G IC Z N Y N I E M A L opis w si.

O to co o św ie tla wschodzące słońce, oświe­

tla rze czyw isto ść w si, rzeczyw isto ść, k tó ­ ra m a w p ra w d z ie s w ó j z e w n ę trz n y w y ­ g lą d , ale k tó r a przede w s z y s tk im Z N A ­ C Z Y , zn a czy W S Y S T E M IE G O S P O - D A R C Z Y M I S P O Ł E C Z N Y M Ż Y C I A W S I

,

S icina, w io s k a gó rska skła da jąca się z o k o ­ ło sześciuset d o m k ó w i ro d z in ro zrzu co n ych

o rła m i (osadam i) po 5, po 10. czasem po w ię ­ cej w ku p ie , na p rze strze n i 15 k m z rozm a­

it y m i ro zg a łę zie n ia m i, ja k g d y b y m a c k a m i ch cą cym i resztę sokó w w y c is n ą ć z te j b ie d ­ n e j, s k a lis te j ziem i. C h a łu p y ja k c h a łu p y chłopskie, g o ntam i k ry te , to papą, a gdzie niegdzie c z e rw ie n i się dachów ka, ciasne, bru d n e , połączone w ściśnięte osady, ja k gd y­

b y nie m ia ły się gdzie rozszerzać? A lb o , b y ogień tra w ią c y w nieszczęściu, b ro ń Boże n ie s p a lił je d n e j ty lk o cha łu py? A lb o , b y m ie szkań cy ty c h d o m kó w m ie li w ię c e j o k a ­ z ji do zwad, do procesów do b ija t y k lu b p o - gw a re k? K tó ż w ie? P om ięd zy d o m y sw o­

bodnie p ły n ie g n o jó w k a , nad k tó rą chm a ra u w ija ją się m u c h y w iększe i m ałe, zadowo- lone z po m ysło w ości c h ło p s k ie j, k tó ra ta k dba 0 ic h wygodę, Po ty c h g n o jó w k a c h zatacza­

jące się z uciech y k a c z k i w y b ie ra ją , r y ją , szukają żeru w odchodach, p o g łę b ia ją bagna, k tó re zam iast c h o d n ik ó w , ogrodów , p o d w ó ­ rz y otaczają dom y. Coraz w yże j wschodzące słońce w dalszym zasięgu o ś w ie tla ło d o lin ę 1 c h a tk i. W id z im y ! parę do m ów s c h lu d n ie j­

szych odłączonych od ciżh v do m ów m acie­

rzy s ty c h , ja k g d y b y w y rz u c o n y c h poza na­

w ias społeczności w ie js k ie j. Może z bu ntow a-

(3)

N r 7 (186) „W I E S“ S tr. 3

ne same się w y ła m a ły z tr a d y c ji ojców , p rz o d k ó w sw oich. K o ło ty c h d o m k ó w _ sie ro t p ło ta m i ogrodzonych m ło d e drze w a ow ocow e rosną, p ę k i puszczając zielone i g o łę b n ik i w szczytach stodół w iszą, w k o ło k tó ry c h fr u w a ją b ia łe i siw e gołębie z m iło ś c i do siebie g ru cha jąc. N a ś ro d k u w io s k i sto i b ia ły w ie js k i kościółe k, k tó re g o w ieże wznoszą się ponad s tu le tn ie lip y o k a la ją c e kościół. Na w ie rz c h u w ie ż czern ią się k rz y ż e ja k g d y b y sym bo le tw a rd e g o ży w o ta m ieszkańców .

Z a ryso w a n e so cjo lo g iczn ie śro d o w is k o za czyn a się s to p n io w o k ru s z y ć na p o ­ szczególne ro d z in y i osoby. P a m ię tn ik nie m a je d n a k b o h a te ra , p o sta cią p o z y ty w n ą je s t lu d o w ie c J a ru g a i m ło d y W ic e k G a j

o rg a n iz a to r „ W ic i“ , ale i ty p y u je m n e : w ó jt P a ją k , k o m e n d a n t p o lic ji C za p la , s o łty s Z A w alacz są o d m a lo w a n e p la s ty c z - rde i w y ra ź n ie , te o s ta tn ie n a w e t z pole- m ic z n o -s a ty ry c z n ą pasją.

W p ro w a d z a ją c now e postacie k ro n ik a rz p rz e d s ta w ia nie t y lk o ic h tw a rze i s y lw e t­

k i, ale przede w s z y s tk im R O D O W Ó D S P O Ł E C Z N Y , P O Z Y C J Ę G O S P O D A R ­ C Z A N A W S I, S T A N O W IS K O P O L I ­ T Y C Z N E . C h o d z iło o to , a b y p a d ło to słow o. N a sz p a m ię tn ik m a ło ro ln e g o je s t k ro n ik ą p o lity c z n ą w si. Ż y c ie g ro m a d y zo­

s ta ło tu u ję te p o p rze z m e c h a n iz m d z ia ła ­ ją c e j na w si a d m in is tra c ji p a ń s tw o w e j, a w ię c w m a c h in ie p a ń stw o w e g o u s tro ju . W ię c e j, w p e rs p e k ty w ic z n y m o b ra zie N A C A Ł Ą P O L I T Y K Ę Ś W IA T O W Ą p rze d d ru g ą w o jn ą . D o jś c ie d o w ła d z y fa s z y z m u w N ie m cze ch , klę s k a s ił d e m o k ra ty c z n y c h w H is z p a n ii, to w y p a d k i, k tó re o b ija ją się o wieś, k tó re s ta n o w ią tło je j ż y c ia , b a r­

d z ie j n iż p o d le g ły w a h a n io m n a tu ry to k p ó r ro k u .

O to ten o b ra z w si na tle w ie d z y p o li­

ty c z n e j a u to ra o święcie, k t ó r y p rze kre śla jeszcze ra z m n ie m a n ie o zaciszrtości w s i:

„n ie c h na c a ły m świecie w o jn a ...“

— B yćcie s p o k o jn i — o d p o w ie d z ia ła g a jó ­ wka — b io rą c się do ła ta n ia spodni, m yślą c 0 ty m , co je j G a ra n d z in a op o w ie d zia ła . A m u c h y brzęcząc p rz e la ty w a ły po k u c h n i, o b sia dając . p o g a rn ka ch , p o ścianach, zna­

cząc je k ro p k a m i. A zając pod łó ż k ie m c h r u ­ s ta ł b u ra k a na d g n iłe g o roznosząc w o ń n ie -

•m iłą po iz b ie . A k o g u t u d e rz a ją c s k rz y d ła m i, s to ją c na p ło cie p i a ł ' p rz c g ib a ją c szyję, na k tó r e j je ż y ły się p ió ra , a szp a ki g w iz d a ły , n a czereśni k o ło d o m u rosn ące j siedząc, k o ­ ło d re w n ia n e j b u d k i prze z W ic k a z ro b io n e j.

A dz ie c i m ałe w koszulach, b ru d n y c h b a w i­

ły się le p ią c p la c k i z b ło ta na drodze.

A c h m u ry ja k pierze rozrzucone na w ia t r p ły n ę ły , u k ła d a ją c się w ro z m a ite w a ch la rze , p o tw o ry . A s to k r o tk i n a łą k a c h w y c h y la ły sw e b ia łe łe b k i z ż ó łty m i o c z k a m i,, śm ie jąc się d o słońca, k tó re grzało. A K a r o l p o c h y lo ­ n y chodząc za p łu g ie m s iln ie tr z y m a ł n o g i p łu g a , k tó r y co c h w ila w y s k a k iw a ł na gęsto leżących k a m ie n ia c h , a p o t s tru m ie n ia m i p ły ­ n ą ł spod c z a p k i po plecach chłodząc gorące c ia ło z w y s iłk u . A k o n ik c ią g n ą ł p łu g po­

m a łu , z a trz y m u ją c się, g ło w ą k iw a ją c ja k g d y b y k a m ie n ie w b ru ź d z ie prze d n im leżą­

ce ra c h o w a ł, a może m a rz y ł o ty m , b y te k a m ie n ie ow sem się sta ły .

A Józek w je d n e j garści trz y m a ją c le jc e 1 ba t, a d ru g ą n a c is k a ją c grzą dziel pług a, skąpą z ie m ię w s k ib k ę b r a ł i ją w y w ra c a ł, p o k r z y k iw a ł co c h w ila : w io,, w iś ta lu b h e tta

— a p rz y ko ń c u zagona m a ły m p ó łk o le m za­

w ra c a ją c w je ż d ż a ł w bruzdę.

A szara z ie m ia p a c h n ia ła Wiosną, a w r o ­ n y b ru z d ą chodzące w y c ią g a ły p ę d ra k i po­

przecinane p łu g ie m , dżdżow nice • usu w a jące się p o m a łu k o n io w i z b ru z d y . A m a ły , sko­

w ro n e k gdzieś w o b ło k a c h ś p ie w a ł i śpiew a ł.

A c h ło p i słysząc te n śp ie w w tru d z ie uśm ie ­ c h a li się w na dziei now ego życia, co szło.

A s e k w e s tra to rz y w asyście p o lic ji, stra ch sie jąc w o k o ło , w y k o n y w a li czynności u rz ę ­ dowe. A n a s z e ro k im św iecie in t r y g i s n u ły pajęczą nić, o m o tu ją c, dusząc w szelką nieza­

leżność.

A m iesiące p ły n ę ły w szarych d n ia c h lu d z i, k tó r z y m ałe s p ra w y r o b ili w ie lk im i, bo w ie l­

k ie bez n ic h zostały za ła tw io n e . A nędza co­

ra z w iększa p rz y c is k a ła , ale coraz m niejsza b y ła bierność chłop ów , coraz to z cie kaw o ści,

a

p o te m z p o trz e b y s c h o d z ili się, _ ra d z ili,

a

m o ż n o w ła d c y z m ie n ia li sz y ld y sw o ich f ir m s k o m p ro m ito w a n y c h . Z B.B .W .R . p o w s ta ­ ły ozony, k tó re nie oczyszczały cuchnącego w k o ło n ic h p o w ie trza . A z d ra jc y , którzy^ po k a rk a c h , po plecach c h ło p s k ic h _ na wyższe szczeble się d o sta w a li, zdra d za li za o p ła ty d ie t poselskich, za m arn e stan ow iska. A p le ­ w y o d la ty w a ły od ziarna, k tó re pęczniało w ypuszczając korze nie w Coraz szersze k r ę ­ g i c h ło p s k ie j gleby, rosnąc w ru c h lu d o w y . A p rz y w ó d c y z W itosem na _ czele m u s ie li u jś ć przed b e z p ra w ie m na em igrację. W ito s w słonecznej O stra w ie sićdząc _ tę s k n ił do pra cy, do czarnej pachnącej ziem i, ła p ią c od­

głosy pęczniejących głosów i n-li Jr,sz_u c h ło p ­ skiego tw a rd y m k ro k ie m do P o ls k i L u d o w e j.

A c h ło p i działacze przez k r a ty B erezy i in ­ n y c h w ię z ie ń w y g lą d a li na słonko w olności, na dzień w ie lk i. A w d a le k ie j H is z p a n ii po­

konane le g ły zastępy b o h a te rs k ic h ch ło p o w - B asków w ob ron ie w olności. A ci, K io rz y po­

w in n i n a jw ię c e j się z tego sm ucic, p o w ta rz a li

za propagandą k le r u : w H iszpan ii.

C h ry s tu s z w y c ię ż y ł

P a m ię tn ik M ło ta je s t z lo k a liz o w a n y ja k n a jd o k ła d n ie j w p rz e s trz e n i i w czasie.

P rze d sta w ia okres rz ą d ó w s a n a c ji

,

p o d ­ ziem nego ru c h u lu d o w e g o o ż y w y c h na te ­ renie P o d h a la i bezpośrednich tra d y c ja c h s to ja lo w s z c z y z n y , okres ro z w o ju i d z ia ­ ła ln o ś c i „ W ic i“ w śró d m ło d z ie ż y w ie j­

s k ie j i ry w a liz a c ji ic h z K a to lic k im i S to ­ w a rz y s z e n ia m i M ło d z ie ż y . P o z y ty w n a p o sta ć, d z ia ła cz lu d o w y

J a ru g a je s t z w o le n n ik ie m W ito s a , o czyw iście na s to ­ s u n k i gospodarcze P o d h a la je s t z a m o ż n y m ch ło p em , b ro n ią c y m się z u p o re m p rz e c iw p a u p e ry z a c ji grożącej m u ze s tro n y syste­

m u . „P ra w d a , iż b o h a te ro m m o je g o p a ­ m ię tn ik a

—-

pisze w liście do re d a k c ji L . M ł o t

d a le k o je s t do p o stę p u p o li­

tycznego, ja k i r o z k w itł obecnie. A le m u ­ sicie w iedzieć, iż w ty m czasie, g d y oso­

b y te p ra c o w a ły na terenie skalnego P o d ­ h a la , z ie m ie te p o d w zględem k u ltu r a l­

n y m i g o sp o d a rczym b y ły i dziś są zaco­

fa n e o p a rę d z ie s ią te k ła t o d ż y d a cen­

tr a ln e j P o ls k i“ .

P a m ię tn ik a rz o p is u ją c o kreśloną epo­

k ę s to i na p o z y c ja c h zam ożnego i średnie­

go c h ło p s tw a , k tó re g o w y ra z e m b y ł ru c h ks. S to ja ło w s k ie g o i „ P ia s t“ W ito s a . O c z y ­ w iście, w ten sposób u k a z u je n a m e ta p fa ł­

s z y w e j d ro g i p o lity c z n e j i niesłusznego w ią z a n ia się d ro b n o ro ln y c h , p o n ie w a ż j a ­ k o c h ło p m a ło ro ln y d z ia ła cza i w y id e a li­

zow anego b o h a te ra sw e j p a m ię tn ik a rs k ie j o p o w ie ści obie ra w ś ró d z a m o ż n y c h d z ia ­ ła c z y „P ia s ta “ * ) . N ie to je s t je d n a k d la nas w ażne. W y s ta rc z y n a m , że a u to r p r z y jm u ­ je d ziś d ysta n s d ia le k ty c z n y w s to s u n k u d o o p is y w a n y c h p rze z siebie czasów. N as o b c h o d z i przede w s z y s tk im m e to d a „ p i ­ sarska“ c h ło p a m a ło ro ln e g o , piszącego p a m ię tn ik i w idzącego życie w ła s n e j w s i w k a te g o ria c h p o lity c z n y c h , u s tro jo w y c h .

*

D ro g ą w y b o is tą z k a m ie n i do b a jo ró w , w ó z p o d s k a k iw a ł, a b ło to ro z la ty w a ło się na

*) P a trz — a r t y k u ły M . G ra d a o „w a lc e k la s o w e j na w s i rz e s z o w s k ie j". Jest ta m ró w n ie ż zaobserw ow ane błąd zenie p o lity c z n e m a ło ro ln y c h , w p a d n ie w p u ła p k i s tro n ­

n ic tw , k tó r y c h p o lity k a w y m ie rz o n a b y ła p rz e c iw biedocie. Są ta m pokazane: czas, w a ­ r u n k i i p rz y c z y n y , w k tó ry c h św iadom ość k la s o w a m a ło ro ln y c h d o jrz e w a ła do tr a fn e j id e o lo g ii.

Klemens Oleksik

R O Z M O W A

Andrzejowi Można mieć taki podziw w sercu i stanąć zdumiony

przed kamienną powieką filozofa zapukać w pierś —

będzie milczał. I tylko za murem odezwie się twardy głos kilofów.

Rozsypie się gruz jak nasze spojrzenia po twarzach na ruchliwej ulicy:

w bibliotece

będziemy nazywać książki po imieniu gładząc palcami ich grzbiety:

W papierowym sercu cienkich i grubych tomów liter źrenice

będą myśleć jak my: cześć budowniczym, Od obeliska w muzeum

z biblioteki

wyjdźmy popatrzeć na żywe palce murarza:

oto, Andrzeju, człowiek wznoszący pomniki Przypatrzmy się jego twarzy.-

Zygfryd Sawko

LEGENDA O DŁONI ŻOŁNIERZA

Domy miały wydłubane oczy okien, mury w wyrwach — nieba strzępy, i — jakby z rękawa

łokieć —

z poszarpanego bloku świt wystawał.

Zza ulicznych, podmiejskich rogatek, kurczowo podparty o bruk,

z murów podartych na strzępy — świt ulicami na łokciach się wlókł, a za nim szereg następnych — i obok żołnierze.

Wtedy nie jeden z brawurą zrywał się, wstawał, i tu, wśród rumowisk, z usypanej góry kamieni, gruzu —

ręką dotknął chmur, rozwarł palce...

Na ziemię spłynęła jasność jak z obfitości rękawa.

Żołnierz dłoń na niebie zostawił i odszedł. Powiedzcie —

iluż bezrękich żyje wśród nas. To — krew z ich dłoni; mówią — słońce świeci.

Jerzy M ille r

M y ś lą c e wcześnie tw a rz e dzieci i n ie m yśląca t w a r z dorosłych to z w y k ły w id o k w m o im k r a ju

gorący oddech chłodnym przeczy młodości tej — dojrzałość oschła wzajemnie sobie zaprzeczają.

Która zwycięży w sporze strona?

Przyjrzyjmy się i zaufajmy!

Młodości kiedy się uśmiecha

n ap ew no n ik t je j n ie pokona n a w e t, g dy stanie u ro zsta jn y ch dró g by przepuścić tę «o czeka.

w s z y s tk ie s tro n y . G ło w ił się w m yślach, skąd w z ią ć p ie n ię d z y na te w sz y s tk ie m a n d a ty i k a ry , k tó re ja k p la g i egipskie spadały.

Z je d n ą się n ie u p o ra ł, a dru g a spadała i to ta k lata, P s ia k re w . K o n ie czn ie chcą m n ie dziadem zrobić. J a k się te ra z u w z ię li, to nie m a dn ia . żeby p o lic ja nie zaglądała, to w czas n ie schow ana zap alniczka do zapalania nie uszła uw adze ich b y s try c h oczu, to g n o jó w ­ k a ze z b io rn ik a w porze deszczowej w ycie ka ,

na to 10 zł, na to 20 i ta k stale i stale, a p ie n ię d z y skąd brać? Ż eby chociaż ch ło p i b y li c hłop am i, to b y pó ł b ie d y b y ło , ale to w s z y s tk o zastrachane, bieda ic h do k u p y ze­

brać, na je d n ą drogę pchnąć, a bez je dn ości i bez w a lk i nie m a zw ycięstw a. N ie m a co ro b ić , do koń ca trz a w y trw a ć , niech się ro b i co chce, bo tr u d n o żeby ta k ie szum o w in y, zło dzie je grosza pu bliczne go bez zasad, bez trzeźw o ści, p ija c y o cie m ne j przeszłości, na p rz y k ła d ja k to nasz s ła w n y szewczyna, w ó jt P a ją k , rz ą d z ili, d e c y d o w a li i sądzili. G dzie to s p ra w ie d liw o ś ć ? Jeden to może ta k p ły w a ć od zasad do zasad, od ż ło b u do żłobu, zm ie­

n ia ć ty lk o ozn aki rząd ow e w k la p ie su rd u ta , ta k , b y w czas b y ła p rz y p ję ta , ta, k tó ra rz ą ­ d z i — a d ru g i choćby di a do bra ogółu w szyst­

k o z siebie dał, a je d n e j zasady się trz y m a ł, zg n ie cio n y będzie, z b ło te m zm ieszany, spo­

n ie w ie ra n y ,.

Z a m y ś lo n y J a ru g a ja d ą c a n i słońca n ie w id z ia ł, co p ię k n ie św ieciło, an i lu d z i, k tó r z y się m u ż y c z liw ie k ła n ia li. B y ł to c h ło p d a w n ie j dosyć bogaty, m a ją te k jego b y ł z p ie rw s z y c h , a d z ię k i postępow i, ja k i w k ła d a ł w ro ln ic tw o , ś w ie c iło p rz y k ła d e m . D o b ry gospodarz dla sąsiadów, ro z u m n y , je ­ szcze za ' A u s t r ii działacz społeczny, o rg a n i­

z a to r k ó łe k ro ln ic z y c h , kas S tefczyka. Toteż c h ło p i w id z ą c jego be zin te resow ną pracę c h c ie j go i w ó jte m ro b ić , ale on n ig d y na szczeble urzędow e się n ie pchał, zawsze do­

ra d ą s łu ż y ł, w a rk a n a c h p ra w n ic z y c h się z n a ją c y doradcą b y ł nieza stą pio nym , ty m lepszym , iż ra d z ił, re k u rs a pisał, b o ry k a ł się, a zawsze bezinteresow nie.

Po p rz e w ro c ie m a jo w y m w 1926 ro k u za­

ra z zaczął org an izow ać c h ło p ó w w S tro n ­ n ic tw ie L u d o w y m „P ia s t“ . Po zm ia nie rządu i na do ła ch rozpoczęła się czystka. W szyst­

k ic h , k tó r z y b y li p o de jrzan ; p o lity c z n ie u su­

n ię to , w y rz u c o n o , ta k samo w y c o fa n o z ży­

c ia sam orządow ego i jego. A le ty m się w ogóle n ie z ra z ił, z g ru p o w a ł w k o ło siebie tro c h ę ś w ie tle js z y c h ch ło p ó w . P re n u m e ru ją c gazety „P ia s ta 11, k o lp o rtu ją c je , n a ra z ił się doczesnym k a c y k o m s a n a c y jn y m z B ezp ar­

ty jn e g o B lo k u .

M iło ś ć o jczyzn y w yssa ł z książek. Rodzice z a h u k a n i w c ią g ły c h k ło p o ta c h o życie n ie p o z n a w a li je j sami. A w dobie k ie d y coraz b a r­

d z ie j w a rs tw y ch ło p ska spychana b y ła do słu żby d la P o ls k i, a nędza rosła, n ie ra z dało się słyszeć słow a g o rzkie : „n ie b y ło to ja k za A u s t r ii“ . Chęć służenia Polsce pobudzała go do szukania d ró g w książkach. W sąsiedztw ie je go dom u m ie szkał Józef Jaruga, gospodarz o czyta ny, działacz lu d o w y , ale z pow odu, iż z księdzem K u lik ie m p ro w a d z ił w a lk ę ju ż od p a ru la t, m ia ł o p in ię p rze w a żnie po m ię dzy k o b ie ty za su flo w a n ą z k a z a ln ic y ja k o w y ­ w ro to w ie c i k o m u n is ta . O dsu nęli się od n ie ­ go, n ie dlatego, b y w ie r z y li w to, co ksią dz o n im m ó w ił, ale b y nie n a ra zić się księdzu, p o lic ji i w ó jtó w ; g m in y z b io ro w e j w B y ­ s tre j m ie szkają cem u w S icinie . N a w e t po k ry jo m u , po cich u p rz y z n a w a li m u ra cję , ale zastrachanie w n ic h n ie p o tra fiło w y ­ krzesać solidarności. T a k też b y ło i w dom u G aja , k tó r y po k r y jo m u w ie c z o ra m i zachodził do J a ru g i, ro z m a w ia li pożyczając sobie ga­

zety, prze w a żnie „P ia s ta “ , k tó re g o s ta ły m c z y te ln ik ie m b y ł Jaruga. T e pożyczane ga­

z e ty c z y ty w a ł w dom u G aja W icek, po szuki­

w a cz w szystkie go co d ru ko m a n e . P o k ry jo m u , n a s try c h u , czy w stodole c z y ty w a ł „P ia ­ sta“ .

D o p ie ro w te d y p rz e jrz a ł, czego m u b ra k u ­ je, z te j gazety zaczerpnął ' o d po w ie dzi na w s z y s tk ie p ro L le m y , k tó ry c h dociekał, zro­

z u m ia ł, iż godność lu dzka , k tó r a b y ła ta k spo n ie w ie ra n a i odw aga c y w iln a , k tó r e j b ra k b y ło na w si, to są te słu p y, w o k ó ł k tó ry c h m us; stanąć życie chłopskie.

Z a r ty k u łó w gorących, p is a n y c h prze w a ż­

n ie przez W itosa, w y k u w a ło się po ję cie spra­

w y lu d o w e j w sercu m ło d y m . P rz e jrz a ł, cze­

go b ra k na w si, do czego pro w a dzą k a c y k i sanacyjne, a przede w s z y s tk im z ro zu m ia ł, iż n ie t y lk o przez szkoły m ożna służyć Polsce, ale i w ż y c iu szarym , cod zie nnym na w si, w ś ró d ró w ie ś n ik ó w .

P rzew odnicząc na zebraniach K . S. M . za­

b ie ra ją c te ra z n ie ra z głos w obecności k s ię ­ dza, k r y ty k o w a ł tę ob łu dę i zakłam anie, ten fa łs z y w y p a trio ty z m cech ujący m ie js c o w y c h rządców . K s ią d z czuw ając, b y m łodzież nie usu nę ła się spod jego p a tro n a tu w s k u te k d z ia ła ń p ra s y lu d o w e j, celow o źle, fa łs z y w ie o b ja ś n ia ł słow a P ism a św iętego o p o słu ­

szeństw ie, o n a d s ta w ie n iu dru giego policzka, o pokorze, g ro m y rz u c a ją c na lu d o w c ó w , m ie js c o w y c h ojców , b io rą c sobie W ic k a spe­

c ja ln ie na oko, m yśląc o jego w y rz u c e n iu z K . S. M. O s ta tn i r o k szk o ln y się zakończył.

W ice k p rze sta ł chodzić do szkoły, w m ię d z y ­ czasie z k ilk u n a s tu koleg am i, k tó ry c h sw o ją szczerością p rze kon ał, w y s tą p ił z K . S. M.

za kła d a ją c k o ło m ło dzie ży w ie js k ie j „ W ic i“ .

ZawaLacz, k rę p y , n is k i, z w ie lk ą g ło w ą osa­

dzoną na m a ły m tu ło w iu , z w ą s a m i w ie lk i­

m i ja k snopek jęczm ienia, opuszczonym i na usta, k tó re w celu odznaczenia się czym ś o>d

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ambiwalencja w rodzinnych relacjach międzypokoleniowych mgr Dorota Wodnicka – ISNS, Uniwersytet Warszawski. Narracje alternatywne w międzypokoleniowych relacjach polskich

Jakkolwiek tedy nie umiem wytłomaczyć, skąd się tu wzięła Wieniawa i do kogo się odnosi, to nie przeszkadza ona jednakże przypuszczeniu, źe Historya jest

Jej zdaniem, na początku XX wieku dominował pozytywny stereotyp Polaka, ale jedynym Polakiem, o jakim węgierskie dzieci uczyły się w szkołach, był generał

Wszelkie niejasności wyjaśniamy na lekcji online, która odbywa się we środa oraz w piątek o godzinie 11.30 na platformie discord. Jeśli nie masz możliwości uczestniczenia

Sposoby weryfikacji i oceny efektów Zaliczenie semestru VI odbywa się na podstawie prezentacji najważniejszych tez pracy (podczas wystąpień seminaryjnych i spotkań w trakcie

Czy i jaki dokument pracodawca zobowiązany jest wydać pracownikowi w przypadku zagubienia przez pracownika świadectwa

Copyright © 2018 by Wydawnictwo „Armoryka”. Wydawnictwo

Policz ile jest budynków współczesnych, zaznacz kolorem właściwą cyfrę.. 10 Ćwiczenie spostrzegawczości i koordynacji wzrokowo-ruchowej. Połącz w pary wyrazy ZABYTKI i