Władysław Floryan
Nad autografem "Poety i
natchnienia" Juliusza Słoowackiego
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 48/4, 409-422
W ŁADYSŁAW FLORYAN
NAD AUTOGRAFEM „POETY I NATCHNIENIA“ JU LIU SZA SŁOWACKIEGO
Niedokończony poem at dialogowany, którem u A ntoni M ałecki nadał ty tu ł u trw alo n y przez późniejszą tradycję, budzi zaintereso w anie historyka lite ra tu ry przede w szystkim jako zapowiedź no wego etapu rozw oju. Pisał go Słowacki w pierw szej poł. 1843 r. już jako b ra t Juliusz, świeżo inkorporowainy do K oła Tow iańczy- ków. W praw dzie gorliw y początkowo w spółwyznawca rychło zna lazł się w obozie secesjonistów i w gw ałtow nych protestacjach roz ryw ał niedaw ne związki z ugrupow aniem M istrza, w praw ione je d nak w ruch w k ręg u m istycznych spekulacji tow ianizm u bodźce m yślowe wyznaczyły na długie lata zasadniczy kieru nek pisarstw u Słowackiego. Rozw ijało się ono kolejno jako ap ro baty w n a in te r pretacja nauki Towiańskiego, jako przeciw staw ienie się tej nauce, w końcu jako dążność do uform ow ania własnego system u filozo ficznego.
Z innych powodów Poeta i natchnienie budzi zainteresow anie tekstologa. In try g u je n ajp ierw samo źródło tekstu. W zachow anej spuściźnie rękopiśm iennej Słowackiego uratow ała się jed y n ie b ru lionow a redakcja poem atu; jedynie, poniew aż istn iał z pewnością czystopis. Na każdej z 5 k a rt zdefektow anego już dziś brulionu widoczna jest uwaga: „przepisane“ . O tym czystopisie, zaświadczo nym w łasnoręczną n o tą poety, nic do czasów dzisiejszych nie w ia domo. Może zniszczył go sam Słowacki, a może stał się łupem ja kiegoś kolekcjonera p am iątek z grona bliskich przyjaciół poety.
Ja k o jedyne źródło tek stu Poety i natchnienia pozostała więc redakcja brulionow a. Ale n aw et to opracow anie pierw otne nie do chowało się do naszych czasów w całości. Z pliku 3 luźnych a r kuszy (6 kartek) ktoś oddarł pierw szą k artk ę trzeciego arkusza (5 w zespole). Czy je st to jedyne m iejsce zdefektow ania m an u sk ry p tu? W ątpliw ość w tym w zględzie uzasadnia kom pozycyjnie nie
410 W Ł A D Y S Ł A W FL O R Y A N
jasn a sy tu acja w początkow ej części u tw oru i w yraźny ju ż brak . zakończenia. A uto g raf d aje ty lk o w pew ny m stopniu odpowiedź na pytanie, czy luźne arkusze w obecnym stanie p ok ry w ają granicę początkow ą i końcow ą a k tu twórczego.
Tekst notow any u sam ej góry na pierw szej stronie spraw ia w ra żenie kon ty n uacji: n ie m a tu konw encjonalnego dla początków ob niżenia kolum ny ani m iejsca na ty tu ł. Gdy się jed n ak przypom ni, że w red ak cjach brulionow ych czasem notow ał Słowacki w podobny sposób m otyw y pom yślane jak o niew ątpliw e początki, snucie jak ich kolw iek w niosków z sam ej tech nik i pisania m ogłoby się okazać zawodne. Nie rozstrzy g ają tego p roblem u w sposób zdecydow any także elem enty treściow e. Początkow e zdania na pierw szej stronie nie fo rm u ją w y raźnej sy tu acji introd uk cyjn ej. Czy zatem zaginął początek?
W próbie rozw ikłania tej w ątpliw ości odw ołajm y się do zdania n ajw ybitniejszego znaw cy sekretów sztuki Słowackiego. W n api sanym n a k ró tk o p rzed śm iercią szkicu1 o układzie tek stu Poety
i natchnienia w yjaśn ia on, że do zrozum ienia sy tu acji początkowej
w au tografie nie je s t konieczne jakieś dodatkow e w prow adzenie. W słow ach A tessy: „Jestem ... alem uciekła, Bo m ię ta d z i w n a p i e ś ń . . . w otchłanie niosła“ 2 — owa „dziw na pieśń“ nie m usiała być tw órczo rozw inięta, „mogła ona — jak przypuszcza R edaktor
Dzieł w szy stk ic h — być napisana, m ogła jedn ak rów nież być tylko
pom y ślana“ :J.
N asuw a się z kolei pytanie, czy b rak zakończenia należy tra k tow ać jak o przy p adek p rzerw an ia zam iaru twórczego, czy też jako konsekw encję z a tra ty dalszego ciągu m anu skry p tu. O bserw acja o statniej stro n y a u to g rafu zdaje się potw ierdzać przypuszczenie pierw sze. Oszczędny zazwyczaj w gospodarzeniu papierem , Sło w acki nie dopełnił kolum n y n a tej stronie — pozostało jeszcze m iejsce u dołu na 4 wiersze. M ożna n a tej podstaw ie przypuścić, że na w. 502 p rze rw a ł pracę n a d poem atem i — być m oże — wię cej do niej nie powrócił. Przypuszczenie tak ie w ydaje się ty m b ar dziej praw dopodobne, że czas pisania P oety i natchnienia przypada
1 Mowa o szkicu Juliusza K l e i n e r a . Będzie on drukowany w t. 12 D zieł w szystk ich S ł o w a c k i e g o .
2 J. S ł o w a c k i , Dzieła. Pierwsze krytyczne wydanie zbiorowe. Wydał Bronisław G u b r y n o w i c z i Wiktor H a h n . T. 1. Lwów 1909, s. 223— 241 i 349—355 (Odmiany tekstu). W dalszych rozważaniach wydanie to ozna czono literą L.
N A D A U T O G R A F E M ,,PO ETY I N A T C H N IE N IA ' 411
już przecie na początek owego okresu chorobliwej u poety niechęci do kończenia.
D yskusję n ad problem em początku i końca u tw oru w oparciu 0 dostępne dla badań źródło zam ykają zatem znaki zapytania. Czy znaków takich nie w ypadnie postawić także przy niektórych szcze gółach tekstu w tej postaci, w jakiej został on udostępniony nauce w w yniku badań dotychczasowych? A utograf jest trudny. N agro m adzenie oboczności redakcyjnych, m ające odbicie w koniecznej do wydzielenia z k o n stru k cji zasadniczej grupie 10 fragm entów prze kreślonych lub zaniechanych, liczne kreślenia, piętrzące się nieraz w k ilku kondygnacjach w a ria n ty i ko rektury całych fraz lub zwrotów poetyckich dowodzą, że pom ysł nie rozw ijał się organicz nie, nie snuł się „jednym ciągiem p ió ra “ . Ten pokreślony obficie auto graf przekazuje równocześnie świadectwo o w ytrw ałym dąże niu poety do artystycznego opanowania pom ysłu, do osiągnięć ostatecznych ju ż na k a rta ch redakcji brulionow ej.
Trudności recepcji au to g rafu pogłębiają jeszcze jego cechy fi zyczne. Do opracow ania pom ysłu w ybrał poeta p apier bibułkow y form atu listowego, o jednolitym w ym iarze k a rte k 28,4X20,9 cm. Na w szystkich 10 stronach rękopisu tek st notow any jest o b u s t r o n n i e w dw u kolum nach. P ap ier bibułkow y, którym tak chętnie posługiw ał się Słowacki, p rzy opornym procesie tw órczym okazał się szczególnie niefo rtun n ym m ateriałem utrw alającym . P raw dziw ą u d ręk ą dla w zroku są n ajp ierw silnie przenikające odbicia negatyw ow e treści graficznej ze stro n przeciw nych, stw a rzające zwłaszcza w m iejscach przekreśleń lub popraw ek praw dzi we p ułap ki dla czytelnika. Nie najw iększy to jednak kłopot przy odczytyw aniu rękopisu. Gdzie zawodzą norm alne w arun ki lektu ry , położenie k a rt na szklanym ekranie dostatecznie chro ni przed nie bezpieczeństwem łączenia zlew ających się znaków ze stro n p rzy ległych. Gorzej jest tam , gdzie delikatny papier nie w ytrzy m ał naporu pióra względnie nie oparł się niszczącemu działaniu czasu. W niektóry ch m iejscach b ib u łk a uległa przedarciu w czasie k reśle nia ujęć zarzuconych, w in n ych chem iczne działanie atram en tu, stężonego zwłaszcza w m iejscach kreśleń i popraw ek, doprowadziło do rozpadu tk an k i delikatnego m ateriału. L e k tu ra brulio n u P oety
1 natchnienia w ym aga skupionej uw agi i w ytrzym ałego oka. Nie
powód to jednak do utysków . Te negatyw ne okoliczności kom pensuje p onętna dla filologa zapowiedź nie uproszczonego p rze wodu badawczego.^
412 W Ł A D Y S Ł A W F L O R Y A N
N iełatw y au tograf był w łaściw ie dotąd tylko ra z przedm iotem szczegółowej analizy filologicznej, połączonej z system atycznym opracow aniem w ariantów . T rudno w praw dzie przeoczyć zasługę M ałeckiego, jako pierw szego w ydaw cy poem atu, w sam ym jednak opracow aniu tek stu w Pism ach pośm iertn ych 4 swobodne parafrazy literackie w zbyt w ielu m iejscach w y p arły au tenty czn ą poezję Sło wackiego. N aukow ą tra d y c ję tek stu zapoczątkow ał w łaściw ie dopiero B ronisław G ubrynow icz w L. Za jego opracow aniem poszły zasadni czo późniejsze w ydania utw oru, odw ołując się do a u to g rafu co n a j wyżej w sytuacjach, )które poszczególni w ydaw cy uw ażali za w ąt pliwe.
Pom im o tru d n e j form y źródła badania dotychczasow e z dużą skru p u latno ścią popraw iły u tru d n ia ją c e rozum ienie tek stu omyłki pisarskie, k tó ry ch w pokreślonym rękopisie nie dostrzegło oko poety. K o re k tu ry te w prow adzano najczęściej milcząco, jak b y w m an u skrypcie pom yłek n ie było. Poniew aż uległy w ten sposób zatarciu brulionow e elem enty źródła, m oże jed n a k podlegające dyskusji, w arto dokonać krótkiego przeglądu w prow adzonych em endacji.
Nie m a p o trzeby wyliczać szczegółowo popraw ionych takich u sterek technicznych, ja k np.: „ T ry g a“ zam iast „F ry g a “ (w. 22), „m iłości“ zam iast „m iłości“ (w. 101); w VI fragm encie zaniecha n ym „Lez“ zam iast „Łez“ (w. 6), „szk arłatem “ zam iast „szkarła te m “ (w. 47).
Czasem jed n ak pośpiech w pisaniu pow odow ał pow ażniejsze zniekształcenia w yrazów . W w ierszu 55 np. pozostało w autografie na pierw szy rz u t oka zagadkow e „sztand “, ale z ko n tek stu łatw o odgadnąć, że poeta m iał na m yśli słowo „ szta n d ar“ i w takiej for m ie za M ałeckim w yraz drukow ano dotychczas, z pom inięciem um ow nego w tak ich przy pad kach w yróżnienia elem entów dopełnio nych; drukow ać zatem należy: s z t a n d [a r].
Znacznie tru d n ie j było rozw iązać in ny w yraz niedokończony. W iersz 39 F ragm entu zaniechanego po w . 3 1 2 5 zaczął Słowacki słow em „S w ięteg “, ale zaraz je przem azał, dał z kolei dw a w yrazy rów nież niepełne: „Jan ó w w idok“, p rzek reślił następn ie „w idok“
* J. S ł o w a c k i , Pism a pośm iertne. Wyd. 1. Lwów 1866, s. 253—270. 5 Cytaty z Fragm entów zaniechanych, z Anhellego i Fantazego podaję według wyd.: J. S ł o w a c k i , Dzieła. Wyd. 2. Wrocław 1952, t. 2, s. 264; t. 4, s. 97—115, 251—257 (Najważniejsze odmiany tekstu); t. 8, s. 264. Tom 4 opra cow ał Jerzy P e l c .
N A D A U T O G R A F E M „PO ET Y I N A T C H N IE N IA “ 413
i u góry dopisał „w idzeń“ , zakończył wiersz słowami: „ozłaca zapałem “, ale do urw anego „Jan ów “ już nie powrócił.
Gdy Małecki w łasną inw encją zatarł trudności ustalenia nie jasno napisanego w yrazu, w brew bowiem autografow i w ydrukow ał:
Złoci widzenia Janowe zapałem
— G ubrynow icz w L odgadł zam ierzenie poety i niedokończone słowo trafn ie dopełnił:
Janowych widzeń ozłaca zapałem,
I w tym p rzypadku została z atarta sytuacja w autografie, lek cja L w ym aga zatem drobnej korektury: J a n o w [ y < c h ] .
W iersze 29— 30 Małecki, a za nim L i zgodnie następni wydaw cy drukow ali:
harfa, chociaż zagra strojnie,
Chociaż w e s o ł o 6, nie będzie uciechą,
Słowacki napraw dę napisał „w esołą“. Budzi się jedn ak w ątpli wość, czy należy pozostać p rzy form ie rękopisu, czy przyjąć po p raw kę ustaloną już w trad y cji w ydaw niczej. Otóż przym iotnikow a form a autografu w tym układzie znaczeniowym w ydaje się niew ąt pliw ą omyłką, to k bowiem: „harfa, chociaż zagra strojnie, Chociaż w e s o ł o “ — w ydaje się bardziej praw dopodobny niż układ: „h ar fa, chociaż zagra strojnie, Chociaż [będzie] w e s ó ł ą... nie będzie uciechą“. Przypuścić można, że form a „w esołą“ pow stała jako je den z nierzadkich w pisarstw ie Słowackiego przypadków an ty cy pacji końcówki najbliższego słowa, w tym miejscu „uciechą“ .
W w ierszu 225 poeta napisał:
Tak p o ł ą c z e n i przez biały dyjament Stało nade mną w niebie biedne stadło...
Om yłka w budowie zdania jest tak oczywista, że w szystkie w y dania tek stu bez w ahania poszły za em endacją M ałeckiego i im ie słów przystosow ały do rzeczownika, dając form ę „połączone“.
Inne jeszcze dwie om yłki autografu popraw ił Gubrynowicz. W iersz 471 w ydrukow ał w L : „Tak jest zaprawdę, j a k e ś odm a low ał“, gdy w m anuskrypcie jest przez nieuw agę: „ j a k ą ś odm a low ał“ ; podobnie w w. 497 możliwe jest ty lk o jak w L: „O s w e j
6 Wszystkie podkreślenia w tekście cytowanym pochodzą od wydawcy — W. F.
414 W Ł A D Y S Ł A W F L O R Y A N
ojczyźnie“, gdy Słowacki w roztarg n ien iu napisał: „I w e j oj czyźnie“ .
Późniejsze badania au tografu skorygow ały trz y dalsze om yłki. W w ierszu 9 u stę p u II przekreślonego Słowacki nieuw ażnie napisał „gron“ i w takim brzm ieniu w yraz ten p rzetrw ał od pierw odruku M ałeckiego do czasów niedaw nych. Dopiero J e rz y Pelc w w ydaniach w rocław skich dostrzegł om yłkę w sposobie napisania ostatniej litery i tra fn ie w ydrukow ał:
Za g r o [s z] ich kilku dziś jak wróblów tanich Przedają...
Ten sam w ydaw ca w zagadkow ym słowie „uw ieńlili“ w w. 8
F ragm entu przekreślonego po w. 208 pierw szy dostrzegł lapsus ca lam i i w yd ruk o w ał popraw nie: u w i e r [z y] 1 i.
Ja k w ykazał Ju liu sz K le in e r 7, om yłka zakradła się także do w. 19 F ragm entu zaniechanego po w. 312. N apisał tam poeta „zoba czył“, tym czasem tok m yśli w ym aga znaczenia: p r z e o c z y ł , p r z e - ś l e p ił. W brew autografow i, w w ierszu ty m została przyw rócona form a w yrazu odpow iadająca niew ątpliw ej in ten cji poety:
Czym gdzie z a h a c z y ł pleśń, szczątki łańcucha.
Ju ż daw niej M ałecki tra fn ie dostrzegł, że nieuw ażny sposób na pisania w yrazu zniekształcił sens zdania, ale rozw iązał tę niezgod ność na swój sposób: w y rugow ał form ę autografu i z pom ysłu w łasnego w prow adził dow olny rów now ażnik w ym aganego znacze n ia — „om inął“ .
K ilku om yłek poety nie dostrzeżono jed n ak dotychczas. Nie należy w w. 14 pow tarzać biernie za rękopisem m ylnej form y „na ta ń c u “ chociaż — owo u końcow e jest postaw ione w yraźnie. U strój zdania w ym aga dopełniacza w rzeczow niku i tak ą form ę trzeba wprow adzić do tekstu:
Słońce na t a ń c a piryjskiego miecze Wzięte... przez liście cytryn się przeciska
Początek w. 206 L, a za nim późniejsze w ydania drukow ały „U siadli“ i tak je st istotnie w autografie. Gdy się jedn ak uw ażnie prześledzi okoliczności pow stania tej form y, gdzie indziej nie spo tykanej u Słowackiego, budzi się w ątpliw ość, czy należy ją pow tarzać za autografem . W rzucie pierw szym tego w iersza poeta na pisał czasow nik w liczbie pojedynczej „U siadł“ w zględnie nie dokoń
7 J. K l e i n e r , Juliusz Słowacki. Dzieje twórczości. T. 4, cz. 1. Warszawa 1927, s. 43, przypis.
N A D A U TO G R A FE M „РО ЕТ У I N A T C H N IE N IA ' 415
czył zamierzonego „U siadłszy“, zaraz jedn ak końcówkę przerobił na liczbę m nogą „U siadli“, ale do form y zm ienionej nie dostosował już samogłoski rdzennej. Owo a potraktow ać należy jako pozosta łość po niekonsekw entnej przeróbce i zgodnie z nie w ahającym się w ty m względzie poczuciem językow ym poety wprowadzić „U siedli“ : tak też drukow ał Małecki.
W ątpliwość m ógłby budzić na pierw szy rzu t oka układ rym ow y w w. 1—3 w P rzekreślon ym rzucie p ierw o tn ym ustępu po w. 200. Gdy się przypom ni, że dla uzyskania pełnej zgodności fonetycznej w paradygm acie poeta odstępuje nieraz od ogólnie przyjętego zw y czaju ortograficznego (wprowadza np. w w. 227 P oety i natchnie
nia pisow nię: z a m e n t / d y j a m e n t ) , n iestaranny układ: p r a
w i e / c i e k a w i — nasuw a podejrzenie, czy nie przez pom yłkę po zostało zakończenie przym iotnikow e „ciekaw i“ zam iast przysłów ka „ciekaw ie“. Sens zdania popraw ki takiej jednak nie dopuszcza: pozostać m usi zatem rym niestaranny.
W przeglądzie już skorygow anych i nie popraw ionych dotych czas om yłek pisarskich na chwilę zatrzym uje uw agę jeszcze jedno przeoczenie. Oto w świadomości poety utrw aliło się w błędnym brzm ieniu imię bib lijn e „H aceldam a“, napisał je bowiem w w. 366 „halcedam a“. Przeinaczenie to wiąże się jednak z inną jeszcze za wiłością w autografie i będzie omówione na właściwym m iejscu w dalszej części uwag.
Pom im o że badania dotychczasowe z dużym sukcesem odtw o rzyły z pow ikłanego au tografu m yśl poetycką, tek st P o ety i na
tchnienia w daw niejszych ustaleniach edytorskich w niek tóry ch
szczegółach w ym aga uważnego spraw dzenia. Od razu jaw i się p u n k t sporny, gdy się skontroluje sposób potraktow ania postaci dialogu. W opracow aniu brulionow ym poem atu Słowacki nie u jed nolicił nazw y towarzyszącego mu ducha niew iasty; do w. 406 nazy wał go na przem ian „A tessą“ lub „D uchem “, od w. 407 postać ta otrzy m uje konsekw entnie ju ż pow tarzane do końca utw oru okre ślenie sym boliczne „N atchnienie“.
Inaczej trak to w ano ową troistość nazw ania tej. samej kreacji postaciowej w w ydaniach dotychczasowych. Małecki nie zachow ał w ariantów im ienia — w całym utw orze w jego w ydaniu z „Po e tą “ rozm aw ia „D uch“. Tę sam ą m etodę ujednolicania p rzy ją ł Gubrynow icz w L, konsekw entnie bowiem duch kobiety nosi im ię „A tessy“ . Za G ubrynow iczem poszły w szystkie późniejsze w ydania utw oru.
416 W Ł A D Y S Ł A W F L O R Y A N
Czy tę tra d y c ję należy naśladow ać? Skoro Słowacki n ie pozo staw ił żadnych w skazów ek co do ostatecznego brzm ienia nazwy postaci, skoro w skazów ek w ty m k ieru n k u nie daje rów nież (w stop n iu podobnym ja k np. a u to g ra f H orsztyńskiego) kom pozycyjny u strój utw oru, nie w ydaje się w łaściwe w prow adzenie um ow ne ujednoliconego im ienia postaci dialogu. Przypom nijm y, że zacho w any au to g raf przek azu je brulionow ą fazę kształtow ania pom ysłu. Zachodzi wobec tak ich okoliczności pytanie, czy słuszne byłoby sugerow anie red akcji tw órczo jeszcze nie zam kniętej wyższych stopni uorganizow ania tek stu n ad to, co przekazuje dokum ent autentyczny. Jeśli n ad to z utw orem trad y cja zw iązała nie bez pew nych podstaw ty tu ł d obrany Poeta i natchnienie, tru d n o zgodzić się z elim inacją z troistej nazw y określenia „N atchnienie“, do którego przecież ty tu ł naw iązuje.
Ponow na obserw acja au tog rafu pozwoliła dostrzec kilk a błędów w odczytaniu tru d n eg o pism a poety i dodać do daw niejszych ko- re k tu r Ju liu sz a K leinera i Jerzego Pelca nowe popraw ki w sto sun k u do pierw szej k rytycznej edycji tekstu w L. W iersz 64 np. odczytał G ubrynow icz:
I tak m a j ą с у swój zgon, j ak proroki,
Juliusz K lein er w przypuszczeniu, że w L niedokładnie została rozpoznana pierw sza lite ra słowa „m ający“, zaproponow ał popraw kę „zn ający“, tym bardziej teoretycznie uzasadnioną, że w pisowni Słowackiego zaciera się różnica m iędzy literam i z lub i (jeśli przez nieuw agę nie położy p o eta nad nim kropki) a pierw szym i kreskam i lite r m lub n. A naliza autografu doprow adziła jednak do innego odczytania w yrazu. N ie bez w ahań zresztą pisał go poe ta; zaczął n a jp ie rw jakieś słowo, może ,,zn“ , ale zaraz n a tym grubym d u k tem pióra położył „w i“ i na czystym już papierze do kończył „dzący“ . Owa nie budząca zastrzeżeń druga część w yrazu rozjaśnia w szelkie w ątpliw ości; należy go odczytać „w idzący“, tu oczywiście w znaczeniu „przew idujący“. W iersz 64 o trzy m uje zatem u stalenie definityw ne:
I tak w i d z ą c y swój zgon jak proroki.
C hw ila nieuw agi G ubrynow icza w czasie odczytyw ania auto grafu , a może tylko niedostrzeżenie błędu zecerskiego w toku pos piesznego d ru k u L spraw iły, że do czasów ostatnich pow tarzano błędnie tam w ydruk o w an e słowo „ rą k “ w w ierszu 248. Jak iś lapsus
N A D A U T O G R A F E M „PO E T Y I N A T C H N IE N IA1 41?
m usiał zawinić tę omyłkę, bowiem w au tografie pisow nia słowa jest bardzo w yraźna. Słowacki napisał inaczej:
Jakby z ł ą k brała piękne kwiaty polne...
W arto przypom nieć, że M ałecki w yraz ten odczytał praw idłowo, ale po ukazaniu się L rzadko już zaglądano do P ism pośm iertnych. Tak więc błędna lekcja L na równo 50 lat w yp arła daw niejsze, po praw ne odczytanie słowa.
B ardziej zaw iła droga wiedzie do przyw rócenia autentycznej intencji pisarskiej w w ierszu 277. I w ty m w ypadku w ypadnie podjąć spór o jedną literę, ale litera ta m a znaczenie k o n sty tu ty w ne dla sem antyki obrazu poetyckiego. W iersz w spom niany (drugi w przytoczonym uryw ku) za M ałeckim bez w ahań aż do czasów ostatnich pow tarzano w następującym brzm ieniu:
Grała w ywiódłszy ciebie gdzieś na skałę Kamczatki, kędy jasne r o j e gilów
Latały słuchać,
To logicznie przejrzy ste, nie ham ujące recepcji przedstaw ienie obrazowe, z p u n k tu w idzenia poetyki Słowackiego budzi jed n ak ja kiś opór zasadniczy. Gdy się trady cy jnej lekcji: ,,r o j e gilów L a tały “ — przeciw staw i na razie hipotetycznie odczytanie inne: „ r ó ż e gilów L a ta ły “, sensow nie w yda się z pew nością słuszniejszy w arian t pierw szy, tzn. daw niejsze rozum ienie wiersza. U pieram y się jed n ak przy lekcji drugiej, na pierw szy rzu t oka zaw iłej, za m azującej pozornie w yrazistość obrazu, jak ą daje w a ria n t pierwszy. W próbie konfro n tacji przeciw staw ionych tu dw u stanow isk sięgnijm y n ajp ierw do k ry terió w estetycznych, nieobojętnych dla tekstologa, choć nie posiadających w dowodzeniu filologicznym walorów spraw dzianu obiektywnego. P u nk tem w yjścia dla pod jętej dyskusji będzie dostrzeżenie, że w poetyckim w idzeniu u b a r wienie gila w yobraźnia poety łączyła stale z przedstaw ieniem kolorystycznym róży. M etafora „gil-róża“ należy do ulubionych w y rażeń w języku artystycznym Słowackiego. Czytamy np. w w. 735— 737 rozdziału XI A nh elleg o :
gdzie są gile, które przylatywały ubierać r ó ż girlandami suche drzewa Syberii,
M etaforę o analogicznym zestroju znaczników odnaleźć można w utw orze czasowo bliższym Poecie i natchnieniu, m ianowicie w w. 159— 161 sc. 7 ak tu I Fantazego:
418 W Ł A D Y S Ł A W F L O R Y A N [STELL Al
A moje g ile czerwone?.,.
[MAJOR]
W pustkowiu Świszczą po drzewach i w r ó ż e się puszą
Pow ie ktoś nie bez racji, że arg u m en ty czerpane z zakresu estety ki treści literack ich nie m ogą stanow ić dowodu rozstrzyga jącego dla u staleń tekstologicznych. Pom im o stw ierdzonego upodo bania do m etafo ry „gil-róża“ m ógł przecież Słowacki raz napisać „ r o j e gilów “. L ekcja proponow ana ostoi się zatem , jeśli ją uza sadnią bardziej dow odne arg um en ty. Z pam ięcią o faktach za czerpniętych spoza a u to g ra fu P oety i natchnienia w róćm y jedn ak do źródła.
W słow ie odczytanym przez M ałeckiego jako „ ro je “ druga- lite ra nie m a isto tn ie pochylenia, ale wobec znanej niestaranności po e ty w staw ian iu znaków d iakrytyczny ch m oże ona oznaczać także
ó; trzecia zaś je s t krótka, z kro p k ą u góry. D ru k u jąc tek st u tw oru
w Pism ach po śm iertn ych w ydaw ca drugą literę odczytał jako o, trzecią zaś uznał za i i od razu dopowiedział, że pełn i tu ona fu n k cję j, co je st zresztą m ożliw e w pisow ni Słowackiego. L ekcja „ ro je “ pow stała zatem n a drodze em endacji autografu. Pospieszna in te r w encja zaw iodła jed n a k M ałeckiego w ty m m iejscu na m anowce. Owo i zm ienione p rzez niego n a j czytać należy jako ż. Potw ierdza to rozpoznanie sposób pisania tej lite ry w innych m iejscach rękopi su. A by zaś nie było w ątpliw ości, że poeta n apisał „roże“, a nie „ ro je “, w a rto spojrzeć jeszcze na autog raf przytoczonego poprzednio u ry w k a Fantazego, gdzie ko n tek st w yklucza m ożliwość dwoistej in te rp re ta c ji słowa „ro ża“. C ałkow ita zgodność k sz ta łtu graficznego w yrazu w obydw u a u to g rafach (i w ty m przy p ad k u n ad ó nie m a znaku diakrytycznego) spór z M ałeckim i następnym i w ydaniam i rozstrzyga definityw nie. Tak więc zm iana jednej lite ry rew ind y kuje dla p o ety k i Słow ackiego now ą treść przedstaw ieniow ą. Nie ilościo w e nagrom adzenie („jasne r o j e gilów “), ale k olorystyka zjaw iska stanow i dom inantę tego przedstaw ienia („jasne r ó ż e “). T rudno zresztą przypuścić, aby m alarsk o w rażliw a w yobraźnia poety m ogła postrzegać stad o gilów jak o białą plam ę ( „ j a s n e ro je “).
U w ażnego przestu diow ania w ym agają z kolei w iersze 365—367. Nie m a co u kryw ać, M ałecki źle je odczytał:
N A D A U T O G R A F E M „PO ET Y I N A T C H N IE N IA "
419
A idąc anioł ów nadepce nogą
Grób — i wykrzyknie: rola h a l u d a m y ! Tutaj się ludzie n a p a ś ć puchem mogą
Za G ubrynow iczem w L ustaliło się w w ydaniach późniejszych inne odtw orzenie tego trój wiersza:
A idąc anioł ów nadepce nogą
Grób — i wykrzyknie: „Rola h a l c e d a m y ! “ Tutaj się ludzie n a s s a ć duchem mogą
L ekcja ta w ym aga kom entarza. Gubrynow icz nie - dopuścił się przeoczenia; w w. 2 zgodnie z autografem odczytał „halcedam y“. Za zniekształcenie im ienia bierze odpowiedzialność sam poeta, bo tak je istotnie napisał. Na prow eniencję m otyw u wskazać nietrudno. P oeta sięga tu m yślą do rozdziału 28,7 ew angelii św. M ateusza; m owa tam o kupnie, za sreb rn ik i zwrócone kapłanom przez J u dasza, roli garncarzow ej, tj. roli „ H a c e l d a m y “, nazyw anej też rolą krw i, a przeznaczonej na cm entarz do grzebania przybyszów z innych miejscowości, zm arłych w Jerozolim ie. W ym ienione w e- w angelii im ię w łasne utrw aliło się w świadomości poety w błędnym brzm ieniu „H alcedam y“ (do użycia w autografie m ałej lite ry nie należy przyw iązyw ać wagi, bo poeta om yłki takie popełnia często). Zachodzi tu zatem analogiczny przypadek zniekształcenia w yrazu obcego, jaki się p rzy d arzy ł poecie w Genezis z Ducha z „petro- dak ty lem “ 8.
Znacznie tru d n iej będzie odtworzyć zagm atw any w autografie w. 3 przytoczonego poprzednio uryw ka. Ju ż samo porów nanie nie zgodnych lekcji M ałeckiego i Gubrynowicza: n a p a ś ć s i ę / n a s - s a ć s i ę — pozw ala się domyślać pow ikłań w autografie. W yraz rozm aicie rozum iany przez w ydaw ców je st istotnie zagadką. I cho ciaż nie da się go odcyfrować z pew nością absolutną, jed no jest pewne, że racji n ie m iał ani Małecki, ani Gubrynowicz. W słowie tym pierw sza litera to raczej к niż n, drug a bliższa jest k ształtem literom y, ą lub ę w rękopisach poety, trzecią m ożna czytać jako p, s, a n a w e t t, tylko dw ie ostatnie litery „ać“ m ają k sz ta łt w y raźny. Z kom binacji n iestaran n ie napisanych lite r u k ład ają się dwa m ożliwe w a ria n ty słowne: k ą p a ć s i ę , k ą s a ć s i ę . O wyborze, wciąż jednak hipotetycznym , decyduje znaczeniowe otoczenie w ą t pliw ego w yrazu. Jeśli składnikiem m aszkarnego obrazu „grom ad
420 W Ł A D Y S Ł A W F L O R Y A N
tru p ó w “, oczerw ienionych ogniem lam py stosów ciał i kości, jest „k rw i jezioro“, m ożliwe, że p oeta m iał na m yśli:
Tutaj się ludzie к ą p a ć [?] duchem mogą
Na chw ilę zatrzy m u je z kolei uw agę w. 391, drukow any we w szystkich w ydaniach dotychczasow ych w brzm ieniu:
Tak nieraz stojąc s t a r y m ajster cechu —
W yraźny w ty m m iejscu au to graf nie pozostaw ia wątpliwości, że czytać to m iejsce należy:
Tak nieraz stojąc s z a r y majster cechu Z chorągwi jednej sklepienie uczyni
P rzy m iotn ik „szary “ jest niezaw odnie w przytoczonym układzie znaczeniow ym określeniem zam ierzonym , nie m a zatem podstaw do tra k to w a n ia go jak o om yłki.
Zagadką w au to g rafie jest w iersz 445. W popraw ianym uw ażnie i p rzerab ian y m b rulionie w iersz ten uszedł najw idoczniej uw agi poety, pozostał surow cem nie zestrojonych jeszcze zawiązków myśli:
Gdyby im kształtów n a k s z t a ł t i kolorów W ym arlibyście z w idzenia upiorów.
G ubrynow icz przed ru k o w ał w iernie przekaz autografu, nie p ró bował rozw ikłać nie uporządkow anego ostatecznie zdania, ale też nie poszedł za p o p raw k ą M ałeckiego. W ydaw ca P ism po śm iertnych u sunął z tek stu „na k s z ta łt“ i n ie ostrzegając czytelnika, że w brew autografow i w prow adza dopełnienie w łasne, w ydrukow ał:
Gdyby im kształtów w i d n y c h i kolorów
N asuw a się py tan ie, czy należy pozostać przy m odyfikacji w pro wadzonej przez pierw szego w ydaw cę tekstu? Czy jest ona z mo żliw ych dopełnień istotnie najtrafn iejsza?
Nie je st tru d n o zrekonstruow ać tok m yślow y m otyw u, którego końcowe ogniwo stanow i ów w iersz pow ikłany. W dantejskiej opo wieści o biciu tru m n ian y ch żagli „W opiekielnione złym i duchy fale “, k ształtu jącej się już w kręgu m istyki genezyjskiej, dom inantą obrazu są duchy, k tó ry m odjęta została „moc objaw ienia się w k ształcie“ . W izja p rzerażającego losu tych tw orów n a ra sta w o kre ślonym k ieru n k u : „Rozpacz im dano, a skargi nie dano“, pozostały im „po ciał w ładzy gorzkie żale“, ich „czas pow rotu do ciał niew ia
N A D A U T O G R A F E M „PO E T Y I N A T C H N IE N IA "
421
dom y“ . Jeśli duchy te przerażają swym am orficznym bytem , cóż dopiero:
Gdyby im kształtów [d a n o] i kolorów
O glądając je wówczas w ucieleśnionej postaci:
W ymarlibyście z widzenia upiorów.
K oniekturze M ałeckiego „w idnych“ przeciw staw iam y dopełnie nie „[dano]“, w ydaje się ono bowiem spraw niejszym zw ornikiem m yśli aniżeli tam ta propozycja, a przez to może bliższym nie speł nionej in tencji poety.
We Fragmencie przekreślon ym po w. 136 popraw ki w ym aga w. 14, w jedn ym szczególe niew łaściw ie drukow any. Zanotow ane wśród k reśleń i popraw ek słowo przedostatnie czytano dotych czas:
I te m gły krwawe wam o w i ą ż ą nogi...
W m anuskrypcie zam iast „ow iążą“ jest napraw dę „ow iną“ . W ersję taką ty m bardziej należy uznać za ustaloną przez poetę, że jest ona w yrazem decyzji twórczej, do której doszedł po pew nym nam yśle. Początkow o napisał Słowacki istotnie „ow iążą“, ale słowo to widocznie go nie zadowoliło, przem azał je i u góry dopisał w yraz nowy, niełatw y już dzisiaj do odczytania wobec przedarcia w tym m iejscu papieru, ale ocalałe fragm enty lite r początkowych, a p rze de w szystkim niew ątpliw e ,,ną“ na końcu dają podstaw y do uzna nia lekcji proponow anej za zgodną z lite rą autografu.
Błędnie drukow ano dotychczas początek w. 10 w III fragm encie w śród ustępów zaniechanych:
Z a kręgiem swoich skrzydełek obwiedli
W autografie w iersz ten zaczyna się od spójnika I, a nie przy- im ka „Z a“. G ubrynow icza zm yliły najw idoczniej popraw ki doko nyw ane w ty m m iejscu rękopisu. W iersz ten napisał poeta u góry nad przekreślonym innym ujęciem początkowym: „P taszynkę swo ją i po piasku w iedli“ . I pierw otne — w autografie zgodnie z czę stym naw ykiem poety J — w dolnej części zlew a się z górnym członem litery P, zaczynającej ów wiersz przekreślony („P taszyn k ę“). P rzy pobieżnej obserw acji autografu zbitka dw u lite r m ogła od biedy narzucić lekcję „Z a“, uw ażne jed nak zbadanie układ u kresek w rękopisie nie pozostawia wątpliwości, że dw uw iersz końcowy w redakcji ostatecznej należy czytać:
.422 W Ł A D Y S Ł A W F L O R Y A N
A potem z troską obeszli ciekawą I kręgiem sw oich skrzydełek obwiedli
P ropozycja przytoczona w yczerpu je w yniki ponownego zbadania redakcji brulionow ej P oety i natchnienia, gdy chodzi o zasadniczą w arstw ę w iązań treściow ych. W w yniku analizy autografu, p ew n ych m odyfikacji w stosunku do znanych w ydań poem atu w ym agać będzie także pisow nia niek tó ry ch wyrazów , interpun k cja, stosow a nie dużych lite r itp. Te k o re k tu ry drobne, m niej istotne dla lite rackiej ekspresji tek stu, nie będą tu jed n ak zaprzątać uwagi. Z najdą one w łaściw e ośw ietlenie w naukow ym w y daniu D zieł w szystkich .