Nowoczesność w sztuce obrończej
Palestra 3/6(18), 95-96
N r 6 P R Z E G L Ą D P R A S Y P R A W N I C Z E J 95
N o w o czesn o ść w sztuce obrończej
Bardzo rzadko z n a jd u jem y w prasie praw niczej a rty k u ły pośw ięcone tem u in te resu jąc e m u problem ow i. Tym bardziej należy zwrócić uw ag ę na dwie pozycje, jak ie u k azały się ostatnio, a m ianow icie R. Łyczyw ka „Przem ów ienie obrońcy w procesie” („Nowe P ra w o ” n r 2) oraz M. Sze- re ra „W ielki obrońca w czoraj i dziś” („P iŻ ” n r 5).
P ierw sza m a c h a ra k te r p ra k ty c zn o -in stru k ty w n y , d rug a — to re fle k sje na m arginesie le k tu ry autobiografii słynnego obrońcy angielskiego
z początków naszego w iek u M arsh alla H alla. Mimo jed n a k ta k odm ien nego c h a ra k te ru r w nioski obu a rty k u łó w są podobne.
M. S zerer na p rzy k ład ach sły n ny ch obron H alla re k o n s tru u je obraz w ielkiego obrońcy dnia wczorajszego: barok słow a, szerokość i bogac tw o gestu, nacisk na em ocjonalne e fe k ty k u n sz tu oratorskiego. Sam H all m aw iał: „Mój zaw ód i zawód a k to ra są nieco podobne”. T en s ty l obrony, k tó ry wówczas w strząsał salą sądową, dziś na pew no stra c iłb y siłę oddziaływ ania. Może by n a w e t po p ro stu śm ieszył. A u to r u p a tr u je przyczynę tego przede w szystkim w zm ianie aud yto riu m , do któ reg o przem aw ia obrońca. „Ł aw a z siedzącym i na niej d w u n a stu p rzy sięg ły m i to była o statn ia ucieczka krasom ów stw a sądowego w daw ny m p o ję ciu (...). Ja k chcieć do trzech sędziów siedzących dziś za stołem tr y b u nalsk im tra fić u d erzen iem w w ielki dzw on zdobionych oracji? W ielki dzw on w ym aga w ielkich p rze strz e n i” .
Czym się c h a ra k te ry z u je nowoczesny sty l obrony? Czy w yłącza on d efin ity w n ie w szelki a rty z m obrończy, czy też staw ia ty lk o przed n im inn e w ym agania? O bydw aj au to rzy p rzy chy lają się do tego drugiego po glądu, są zgodni w sw ych ocenach: „O dpadła przede w szystkim m ożli wość deklam acji. W ogólności a rc h ite k tu ra przem ów ień obrończych m u si być uproszczona, bardziej surow a. O bow iązuje szlachetna p ro sto ta li nii, oszczędność podyktow ana celowością (...)” (M. Szerer).
„Z daje się nie ulegać w ątpliw ości, że żyjem y w okresie panow ania daleko posuniętej p ro sto ty sty lu i powściągliwości w rozm iarach p rz e m ów ień (...). Z aryzykow ałbym tw ierdzenie, że osiągnięcia w re to ry c e dzisiejszej, k tó ra pozw ala posłużyć się tylk o su b teln y m piórkiem , są tru d n ie jsz e niż w okresach barok u retorycznego, gdy m ówca m ógł obfi cie korzy stać z suto zaopatrzonej palety efektów reto ry cz n y c h ” (R. Ły~ czyw ek).
P R Z E G L Ą D P R A S Y P R A W N IC Z E J Nr 6
Z m iany nie ograniczają się ty lko do odm ienności re to ry k i. W spół czesny obrońca ap elu je n ie do uczuć sędziów, lecz do ich in te le k tu . D aw niej p ragn ął przede w szystkim w zruszyć, dzisiaj m usi przekonać. Czy je s t tu m iejsce na a rty z m obrończy? Z pew nością. „T ylko arty zm to inny, bardziej zdyscyplinow any, m niej sensualistyczny, niż daw niej. N ic w n im nie m oże być św iecidłem ze sk lep u g a lan tery jn eg o . Energia m ów cy m usi być sk ierow an a n ajk ró tszą drogą k u w zm ożeniu p e rsw az ji” (M. Szerer).
A by przekonać, trzeb a m ieć arg u m en ty . D latego now oczesna s z t u k a obrończa w ym aga rozległej w i e d z y , i to nie ty lk o praw n iczej. Dziś nie m oże ju ż w ystarczyć obrońcy sam a ty lk o znajom ość przepisów i s ta nu faktycznego spraw y.
„Gołe fa k ty pozostaną p u ste i niezrozum iale, jeżeli się ich n ie ożywi przeko ny w ającą p ro b lem aty k ą, płynącą z psychologicznego i socjolo gicznego tła ty ch fak tó w (...). Podobne uw agi m ożna odnieść do u m ie jętn o ści w yk o rzy sty w ania w przem ów ieniach w iedzy z zakresu ściślej szych dyscyp lin pom ocniczych praw a: m edycyny sądow ej, p sy chiatrii, k ry m in a listy k i itp . W szelkie zagadnienia fachow e i branżow e w y n ik a jące z p ro cesu m uszą się stać p rzedm iotem sam odzielnej, m ożliw ie nie p ow ierzchow nej oceny o b ro ń cy ” (R. Łyczyw ek).
D latego w spółczesny arty zm sztu k i obrończej je s t o w iele tru d n ie jsz y niż w czasach M arshalla H alla. ,,Co jed n ak — jak pisze M. S z e re r — nie oznacza beznadziejności” .
N a m a rg in e s ie o rz e c z n ic tw a S. N .
K ilka a rty k u łó w zam ieszczonych w k w ietniow ych n u m era ch m iesięcz ników praw niczych porusza spo rne zagadnienia z zakresu stosunków rodzinnych i stosunków p rac y w zw iązku z orzecznictw em Sądu N a j wyższego. B rak m iejsca nie pozw ala na dokładniejsze om ów ienie tych, przew ażnie b. obszernych prac. O graniczym y się więc ty lk o do zasygna lizow ania ich czytelnikom i k ró tk iej c h a ra k te ry sty k i.
B ronisław D obrzański w d w u ko lejn ych num erach „Nowego P ra w a ” (n r 3 i 4) p u b lik u je a rty k u ł p t. „Jeszcze o uznaniu zagranicznych w y roków w sp raw ach rozw odow ych”. J e s t to obrona stano w isk a S.N. w sp raw ie uznania za w iążącą u ch w ały całej Izby C yw ilnej S.N. z 1937 r. w kw estii w a ru n k ó w u zn an ia w Polsce orzeczenia obcego sądu w sp ra w ie rozw odow ej. A u to r polem izuje z k ry ty k a m i tej uchw ały. U znając