• Nie Znaleziono Wyników

Charakter i miasto : doświadczenie miasta i nowoczesności, czyli kilka uwag o pisarstwie Saula Bellowa

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Charakter i miasto : doświadczenie miasta i nowoczesności, czyli kilka uwag o pisarstwie Saula Bellowa"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Arkadiusz Górnisiewicz

Charakter i miasto : doświadczenie

miasta i nowoczesności, czyli kilka

uwag o pisarstwie Saula Bellowa

Kultura i Polityka : zeszyty naukowe Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie nr 4, 119-130

(2)

CHARAKTER I MIASTO

Doświadczenie miasta i nowoczesności, czyli kilka uwag

o pisarstwie Saula Bellowa

Streszczenie

Esej je st p ośw iecony w y b ra n y m z a g a d n ie n io m z tw ó rc z o śc i S a u la B ellow a, w ybitnego w spółczesnego p o w ieścio p isarza am erykańskiego. U rodzony w K an a­ dzie w 1915 ro k u , B ellów w y ch o w ał się i w ięk szo ść ży cia sp ęd ził w C hicago, stając się d la tego m ia sta kim ś ta k im ja k C harles D ickens dla L ondynu czy Jam es Joyce dla D ublina. B ellów je st znan y nie tylko jak o a u to r p ow ieści zajm ujących się „ su b teln ą a n a liz ą now oczesnego d u c h a ” - ja k o k reśliła jego tw ó rczo ść Aka­ d e m ia S zw edzka, p rzy z n a ją c m u lite ra c k ą N a g ro d ę N o b la w 1976 ro k u - lecz ta k ż e ja k o u w a ż n y o b s e rw a to r rzeczyw istości sp o łecz n ej i krytyk kultury. Wy­ sta rc z y w sp o m n ieć, że w y k ład ał p rz e z w iele la t w p re stiż o w y m C om m ittee on S o cial T h o u g h t n a U n iw ersy tecie w C hicago, p rz y ja ź n ią c się blisko z A llanem Bloom em .

W ielokrotnie tłu m aczo n y n a język polski, je st B ellów in teresu jący m k ro n ik a ­ rz e m zjaw isk n o w o cze sn o ści. D o św ia d czen ie m ia s ta ja k o p u n k tu w yjątkow ej k o n d e n sa c ji e k sp e ry m e n tu , ja k im je s t n o w o c z e sn o ść , p rz e n ik a p o w ieścio w y św iat B ellow a, w k tó ry m m iesza ją się fikcja literack a, osobiste w sp o m n ien ia i fi­ lozoficzne ro z w a ż a n ia n a d sta n e m w spółczesnej kultury. Ś w iat litera ck i B ellow a je st w ypełniony p ro b le m a ty k ą d o św iad c zan ia m iasta. M iasto jak o eksperym ent, jako pole bitwy, ale głów nie jako obszar, w k tó ry m kształtuje się osobow ość. M ia­ sto je st u B ellow a zaw sze tłe m zm ag ań o w ła s n ą w olność, p o zw ala w olności ro z ­ błysnąć, ale też sta n o w i d la niej śm ierteln e zagrożenie. A utor tek stu podejm uje p ró b ę p rz e d sta w ie n ia ew o lu cji sto su n k u B ellow a do sam ej now oczesn o ści: od bardziej afirm ującej n a w czesnym etap ie tw ó rczo ści po b ard zo krytyczną w o k re ­ sie p ó źn iejszy m . Teza t a z o sta n ie z ilu s tro w a n a b a rd z ie j sz c z e g ó ło w ą a n a liz ą dw óch w ielkich pow ieści: Przypadków Augie’'ego Marcha i Planety Pana Sammlera.

+ A r k a d iu s z G ó r n is ie w ic z (ur. 1 9 8 3 ), d o k t o r a n t n a W y d z ia le S tu d ió w M ię d z y n a ro d o w y c h i P o lity c z n y c h U J, w ie lo le tn i d z ia ła c z K o ła N a u k P o lity c z n y c h U J, w s p ó łz a ło ż y c ie l S e k c ji N ie z a ­ le ż n e j R e flek sji P o lity c z n e j, s ty p e n d y s ta T h e I n s titu te o f I n te r n a tio n a l E d u c a tio n (N e w York). P a­ s jo n u je się h i s t o r i ą id e i, filo z o fią p o lity k i, m u z y k ą M a h le r a i B r u c k n e r a . W y b ra n e p u b lik a c je :

Wokół liberalizmu agonistycznego (w: Pytania współczesnej filozofii polityki, K r a k ó w 2 0 0 7 ), Leo Strauss i A le­ xandre Kojive. Wprowadzenie do debaty myślicieli (w ra z z P A rm a d ą , „P o liteja”, 2 (8), 20 0 7 ). W sp ó łtłu m a c z

k s ią ż k i On Tyranny L e o S t r a u s s a ( u k a ż e się w i o s n ą 2 0 0 9 n a k ła d e m W y d a w n ic tw a U n iw e r s y te tu J a g ie llo ń s k ie g o ). E -m a il: a r e k .g o r n is ie w ic z @ g m a il.c o m

(3)

120

+

„D usza chce, czego chce. M a w ła s n ą p rz y ro d z o n ą w iedzę. S ied zi n ie sz c z ę śliw a n a ru s z to w a n ia c h w y jaśn ień , b ied n y ptak, który nie w ie, dokąd p o lecieć”.

S a u l B e lló w , P laneta Pana Sam m lera

1

.

K ażdy z nas m iew a ta k ie m om enty. P ojaw iają się one znien ack a, n ach o d z ąc nas niczym n ie p ro szen i goście, i d o m a g ają się d o trzy m a­ n ia w aru n k ó w czegoś, co z b ra k u lepszych słów m o żna określić w e ­ w n ętrzn ą pow innością. S ą to chwile, gdy uśw iadam iam y sobie, w jakim sto p n iu jesteśm y d łu żn ik am i - ja k w iele zaw d zięczam y in n y m - n a ­ szym bliskim , przy jacio ło m , ale ró w n ież naszy m w ro g o m , n aszem u otoczeniu, w reszcie najrozm aitszym sygnałom z rejonów ludzkiego d u ­ cha. To, że tak rzadko zdajem y sobie sp raw ę z naszego długu w dzięcz­ ności, je s t chyba czym ś sym ptom atycznym . W ydaje się, że m y - ta k zw ani ludzie now ocześni, którzy bynajm niej nie m ają najlepszej p rasy - nie lubim y m yśleć w katego riach długu intelektualnego - a nuż n a ra ­ zim y się n a zarz u t n ieau tentyczności lub bycia passe, a czyż m ożna nie d rżeć p rz e d tym straszliw ym oskarżeniem ?

I m p u lse m do n a p is a n ia teg o te k s tu był ro d z a j ta k iej w ła ś n ie w d zięczności. W m o im w y p ad ku k o n ta k t z p isa rstw e m B ellow a był doznaniem inspirującym . Zbliżamy się do książek, postaci czy idei z cie­ kaw ością. Jest tak, ja k gdyby p ew n e książki i zaw arte w n ich idee cze­ kały n a w łaściw ego czytelnika, n a w łaściw y m o m ent, a kiedy ju ż go odnajdują, to nie sposób odm ów ić im siły oddziaływ ania, in sp iro w a­ nia czy pobudzania. Pod tym w zględem książki Bellow a p rzypom inają jego sam ego. W sw oim dłu gim życiu a u to r Przypadków Augie’ego M ar-

cha n ie n ależ ał do p o staci, obok k tó ry ch p rz e c h o d z i się o b o jętn ie -

p rzez w ielu był uw ielbiany, ale też budził gw ałto w n e o b urzen ie fem i­ nistek, czarn y ch A m erykanów czy w szelkiego ro d zaju o b ro ń có w p o ­ p raw n o ści politycznej. P am iętam mój pierw szy k o n tak t z p isarstw em B ellow a. Ciepłe, czerw co w e p o p o łu d n ie , tu ż po m a tu rz e , kiedy to z niezw ykłym przejęciem śledziłem rozpaczliw e p rób y M osesa H erzo ­ ga, p rób u jąceg o o dn aleźć spokój i n ad ać sens sw em u do św iad czen iu bycia w tym a nie innym m iejscu, bycia ty m a nie innym człow iekiem . H erzog je st człow iekiem ekscentrycznym o bogatym w nętrzu, a także n a swój sposób zupełnie pozbaw ionym zm ysłu praktycznego, co w ta ­ kim k ra ju ja k A m eryka n ie m oże n ie w yw oływ ać w sp ó łczu cia i d o ­

(4)

brotliw ego, a je d n a k o d ro b in ę szyderczego uśm iech u. W łaściw ie w e w szystkich sw ych po w ieściach Bellów pozostał w iern y b u d o w an iu fa­ bu ły w o kó ł w e w n ę trz n ie złożonych, nieco n arcy sty c zn y ch p o staci, skłóconych ze św iatem , żonam i, có rk am i czy adw okatam i, nieu stęp li­ w ych i w łaściw ie nigdy n iezn ajdujących ostatecznego rozstrzygnięcia poszukiw aczy w św iecie ducha.

Ale czy ta k a pow ieść, zaw ierając a głów nie stru m ień św iadom ości głów nego b o h a te ra , n ie je st n a m aż n azb y t d o b rze z n a n a - czy nie po dlega o n a w szelkim o g ran iczen iom pow ieści m odernistycznej? Czy nie je st ju ż skończona? Z p ew n o ścią nie, przynajm niej nie w w y p ad ­ ku B ellow a. Jak to m ożliw e, aby kilkaset stro n m onologów i a u to re ­ fleksji p ro tag o n istó w B ellow a nie znużyło w k o ń cu czytelnika? A je st przecież w tych pow ieściach dynam izm , k tó rem u n a d w yraz sk ro m n a fab u ła zdaje się przeczyć. Ten zadziw iający efekt dy nam izm u i w art- kości o siąg a B ellów niejako niechcący, w sp o só b niezam ierzony, by n ie rzec - w ręcz naturalny. A osiąga go dlatego, że w ro zw ażan iach sw ych b o h aterów , w ich n iekończących się m on o lo g ach i w e w n ę trz ­ nych rozterk ach , z którym i zostaje sko n fron tow an y czytelnik, p ra w ie nigdy n ie m am y do czy n ien ia z k w estiam i b łah y m i. M ożna p o w ie ­ dzieć, że p o staci z pow ieści B ellow a w zb u d zają n asze głębokie zain ­ tereso w an ie dzięki zadziw iającej zdolności do p rzed sta w ian ia sw ych pro b lem ó w rodzinnych, duchow ych czy in telektualnych jak o p ro b le ­ mów, p rz e d k tó ry m i ż a d n a m y śląca i czu jąca isto ta lu d zk a n ie je st w stanie uciec. Jest bow iem tak, że problemy, z którym i m ierzą się pro- tag o n iści B ellow a, w reszcie p y tan ia, ja k ie sobie staw iają, są rów nież po części nasze. „Po co się tutaj znaleźliśmy, sp o śró d w szystkich dziw ­ nych istot i stw o rzeń najdziw niejsi” (Bellów 1984: 184; przeł. A G .).

2

.

Jed n a z najw ażniejszych pow ieści B ellow a rozpoczyna się od w y­ zn a n ia głów nego b o h a te ra Augie’ego M archa:

Je ste m A m erykaninem , z C hicago ro d e m - Chicago, tego p o n u re g o m ia sta - i p o d ch o d zę do sp ra w tak, ja k sa m n a u czy łem się po dchodzić, sw obodnie, z ro z ­ m ach em , w ięc b ę d ę p ro w a d ził te zapiski n a swój w łasn y sposób: co pierw sze z a ­ kołacze, p ierw sz e zo sta n ie w p u szczo n e. C zasem b ęd zie to n ie w in n e k o łatan ie, c z asem nie ta k znów niew inne. Ale c h a ra k te r człow ieka je st jego losem , p o w iad a H erak lit, i w k o ń cu n ie d a się zak am u flo w ać n a tu ry ty ch k o ła ta ń b ę b n ie n ie m w drzw i lub p rzy o b lek a n iem knykci w rękaw iczki. K ażdy w ie, że w z a tajen iu nie m a an i piękna, an i dokładności, jeśli b o w iem stłu m ić je d n ą rzecz, tłu m i się ró w ­ nież p rzy le g łą (Bellów 1990: 7).

(5)

122

Tak oto w p ierw szych zd an iach swej wielkiej pow ieści B ellów w y­ p o w ia d a się w p ro s t n a te m a t in te re su ją c e g o n as tu ta j szczeg ó ln ie zw iązk u m iędzy o so b o w o ścią a m iastem . Jego n azw isk o n a trw a le przylgnęło do Chicago, ta k ja k nazw isko Jam esa Joyce’a do D ublina, a C h arlesa D ickensa do Londynu. W p rzec iw ień stw ie do sw ego p o ­ w ieściow ego alter ego - Augie’ego M arch a - S aul Bellów nie u ro d ził się w Chicago. Przyszedł n a św iat w 1915 ro k u w L ach in e n a p rzed m ieś­ ciach M o n trealu w ro d zin ie rosyjskich Żydów, którzy w yem igrow ali z Rosji zaledw ie kilka m iesięcy w cześniej. N ie m iał zbyt łatw ego dzie­ ciństw a: śm ierteln ie g ro źn a ch o ro b a płuc, w alk a o ekonom iczne p rz e ­ trw a n ie ro d zin y w w ielo n arod o w o ścio w y m śro d o w isk u im igrantów , w reszcie zm ag an ia sam ego B ellow a z n iesp rzy jającą jego am b icjo m rodziną. W 1924 ro k u ro d zin a Bielo - z p o w od u pom yłki kanadyjskie­ go u rzęd n ik a im igracyjnego nosząca ju ż nazw isko B ellów - p rzen o si się do C hicago. P ierw sze sp o strz eże n ia B ellow a zw iązan e z now ym m ie jscem z a m ie sz k a n ia m o ż n a z n aleźć w jeg o n ie p u b lik o w a n y c h w sp o m n ien iach The Chicago Book. M iasto ze sw oim i w ieżow cam i, k o ­ lejką n aziem n ą , w ielk ą d zieln icą b izn eso w ą i po tężny m p rzem y słem w yw arło n a ch ło p cu n ie z a ta rte w rażenie: „Wszystko było głośniejsze, bardziej surow e, zgrzebne, hałaśliw e, g o rące i w iększe niż cokolwiek, co w id ziałem w K an ad zie” (Atlas 2006: 34).

Już od w czesnego dzieciństw a w idoczne było u Bellow a p rag n ien ie sta n ia się kim ś sam o d zielny m i w y rastający m p o n a d otoczenie. Z d e­ rzen ie z rzeczyw istością w ielkiego, groźnego, złożonego z n a jro z m a ­ itszych w sp ó ln o t im igracyjnych m iasta w yw ołało u B ellow a reak c ją oporu. Z czasem zaczął m arzyć o zo stan iu p isarzem , co p rak ty czn ie nastaw ion ej ro d zin ie zabiegającej o p o p ra w ę sw ojego s ta tu su m a te ­ rialn eg o i społecznego - zw łaszcza zaś ojcu i p rzed się b io rczy m b r a ­ ciom - m usiało się w y daw ać czym ś g ran iczący m z szaleństw em . Oto syn skrom nych żydow skich im igrantów p rag n ie pójść śladam i tytanów lite ra tu ry języka angielskiego. K ilkadziesiąt lat później p isa rz w sp o ­ m in ał o ty m w p rzed m o w ie do głośnej książki Umysł zamknięty swego przyjaciela z U niw ersytetu w Chicago A llana Bloom a:

Ja k o m iesz k an ie c Ś ro d k o w eg o Z achodu, syn im ig ra n tó w z Europy, w m ło ­ d y m w ieku zro zu m iałem , że m a m obow iązek s a m zdecydow ać, do jakiego sto p ­ n ia m o je żydow skie p o c h o d z e n ie , m o je śro d o w isk o (fakt p rzy p ad k o w eg o z a ­ m ieszk an ia w Chicago) i w ykształcenie m a ją p rzesąd zić o m o im przyszłym życiu. N ie z a m ie rz a łe m być n iew o ln ik iem h isto rii i kultury. C ałkow ita zależn o ść tego ro d z a ju o zn aczałab y klęskę [...]. T ym czasem nie zam ie rz ałe m dop u ścić do tego, by Chicago, za zg o d ą m ojej gorliw ie am eiy k an izu jącej się rodziny, uczyniło m nie n a swój o b raz i podobieństw o. Z an im sta łe m się zdolny do jasn eg o i sam o d ziel­ nego m yślenia, m ój o p ó r w obec p resji tego m ia sta p rzejaw iał się ch ło p ię c ą

(6)

prze-ko rą. N ie p o tra fiłe m pow iedzieć, dlaczego n ie c h c ę sta ć się w y tw o re m m ojego środow iska. W iedziałem jed n ak , że nie p o ciąg a m n ie skrzętność, g ospodarność, o szczęd n o ść i ro b ie n ie interesów . M oja m a tk a p ra g n ę ła , żeb y m zo stał sk rz y p ­ kiem , ew en tu aln ie rab in e m . M iałem do w yboru: przygryw ać n a kolacjach w Pal- m e r H ouse albo p rzew odniczyć w synagodze (B loom 1999: 12).

To w łaśnie zm aganie się je d n o stk i z o to czeniem i n ie u stan n e w ysił­ ki, zm ierzające do tego, by sam em u określić w łasn e m iejsce i udzielić w łaściw ej odpow iedzi n a sw e najgłębsze p rag n ien ia, n a trw ale w pisze się w ro zw ażania Bellow a. S tan ie się ono stopniow o w ażnym elem en­ te m w nasilający m się w raz z upływ em czasem krytycznym sto sunku do niektórych zjaw isk now oczesności. B ędzie też tym , co w in te re su ­ ją cy sposób zbliży go do m yślicieli o k reślany ch często - ch o ć n iek o ­ n ieczn ie słu szn ie - m ia n e m ko n serw aty w n y ch : Leo S tra u ssa i jego u czn ia A llana B loom a. N ie je st m oim celem zasta n aw ian ie się, w j a ­ k im sen sie m o żn a m ów ić tu taj o św iad o m y m c z e rp a n iu z d iagnozy n ow o czesn o ści w sp o m n ian y ch m yślicieli. Chcę jed y n ie zasygnalizo­ w ać p ew n e u d erza jąco p o d o b n e w ątki krytyczne. Tym w spólnym ele­ m e n tem je st sprzeciw w obec najrozm aitszy ch ortodoksji p an u jący ch w n au k ac h społecznych - hip ertro fii pojęć, abstrakcji, żargonów , k tó ­ re zdają się zag rad zać d rogę d o stępu do najgłębszych, ale też niedają- cych się ju ż w y raz ić w najn o w szy m ża rg o n ie n au k o w y m lu d zk ich pragnień, czy też do sam ej m ądrości. „Sztuczna ja sk in ia” Leo S trau ssa (por. S m ith 2006: 161) czy „um ysł zam k nięty” A llana B loom a b ard zo w y raźnie k o resp o n d u ją z d ążen iem B ellow a do o d rzu ce n ia n a d m ia ru abstrak cji. Jego n iech ęć ro d zi się z k o n tra stu m iędzy ro zp o zn a n iem b o g a ctw a ludzkiej n a tu ry i n ie zd o ln o ścią języka n ajn o w szy ch te o rii społecznych czy psychologicznych do rzetelnego zd an ia sp raw y z tego bogactw a. Z d aniem Bellow a, o braz kreślony p rzez te n au k i „przypo­ m in a n as w nie w iększym sto p n iu niż zrek o n stru o w a n e gady i in n e m o n s tra w m u z eu m p a le o n to lo g ii” (1998:109). Je st ta k d lateg o , że w rzeczyw istości jesteśm y „bardziej elastyczni, w szech stro nn i, giętcy, znacznie bogatsi - czujem y to ” (Bellów 1998: 109). Tak w ięc p o d staw o ­ w e zad an ie p olega n a zdolności zrzu c an ia z siebie b a la stu abstrakcji, u m iejętn o ści czynienia się lżejszym.

Co obecn ie zn ajd u je się w c e n tru m ? - p y ta Bellów. - N ie sztuka, nie n au k a, lecz p o g rą ż o n a w z am ęcie i niew iedzy ludzkość, k tó ra p ró b u je u stalić czy p rz e ­ trw a , czy p ó jd zie n a dno. [...] W o k re sie ta k im ja k te n k o n ieczn e jest, abyśm y uczynili się lżejsi, pozbyli się n iep o trz e b n y c h ob ciążeń , łączn ie z o b c ią ż e n iam i e d u k a c ji i w szelk ich in sty tu c jo n a ln y c h frazesów , abyśm y m yśleli i d z ia ła li n a w łasn y rac h u n e k . C o n rad słusznie odw oływ ał się do tej części naszej istoty, k tó ­ r a je st d arem . M usim y sp ró b o w ać od n aleźć te n d a r p o d g ru zam i licznych

(7)

syste-mów. U padek tych system ów m oże przynieść d obroczynne i konieczne w yzw ole­ n ie od form ułek, od zw odniczych ko n cep cji bycia i św iad o m o ści (B ellów 1998: 109-110).

B ellów - ta k ja k to przy sto i zn ak om item u p isarzo w i - nie daje się zaklasyfikow ać p rzy użyciu p ro sty ch politycznych czy ideow ych fo r­ m ułek. Łatwo to dostrzec, gdy czyta się jego teksty publicystyczne czy liczne wywiady. Jed en z najdobitniejszych ideow ych m anifestów Bel- low a m ożem y odnaleźć w jego m ow ie noblow skiej z 1976 roku. Mówi ta m o swojej fascynacji Jo se p h em C o n rad em i p rzy znaje, że w o sta ­ teczny m ro zrach u n k u je st po stro n ie głoszonego p rzez niego p rz e sła ­ nia. W ychodzi ono od u zn an ia faktu, że czująca jed n o stk a je st o sam o t­ niona i rozpoznaje sw ą w łasn ą słabość, osiągając w ten sposób zdolność do so lid arn o ści z innym i - rów n ie ja k ona - o sam otnionym i isto tam i ludzkim i (C o n rad 1972: 10 ). Postaci z pow ieści B ellow a często s ą n a ­ znaczone tego ro d zaju d o św iad czan iem św iata. B ardzo często kluczo­ w e m o m en ty w ich życiu to te, w k tó ry ch u ś w ia d a m ia ją sob ie sw ą w ła sn ą sytuację. D o cierające do n ich przebłyski rzeczyw istości (p rze­ błyski p raw d y ) s ą e lem en tem ich p o w ro tu do p ew nej kru ch ej - ale je d n a k m ożliw ej - rów now agi. Tak się dzieje z M osesem H erzogiem , b o h a te re m pow ieści Herzog, który n a ko ń cu cieszy się z tego, kim jest, i p o śró d ch ao su o taczających go sp ra w i ro zterek znajduje zad ziw ia­ ją c ą m ożliw o ść życia w „z a w ieszen iu ” d rę c z ą c y c h go d o tą d p y ta ń i w ątpliw ości:

M oje oczy s ą zbyt ślepe, m ój um ysł zbyt ciasny, m oje instynkty zbyt tępe. Ale czy ta intensyw ność nic nie znaczy? Czy rad o ść , k tó ra w yciska okrzyk z u st tego zw ierzęcia, tego n ajosobliw szego ze w szystkich zw ierząt, je s t r a d o ś c ią idioty? A je m u się zdaje, że ow a re a k c ja to znak, dow ód w ieczności? I czuje j ą w p ie r­ siach? Ale nie m a m żadnych arg u m e n tó w an i za, a n i przeciw ko te m u [...]. Z u p eł­ n ie m i wystarczy, że jestem , że po p ro stu jestem , ja k m i to los p rzeznaczył, i n a ta k długo, ja k b ęd ę m ógł tu p o zo stać (B ellów 2001a: 452).

Ale chyba jeszcze lepszej ilu stracji odk ry w ania so lid arn o ści z inny­ m i sam o tn ym i ludźm i d o sta rcz a Tom my W ilhelm - b o h a te r o p o w ia­ d an ia Seize the D ay, kiedy to oszukany przez finansow ego szarla tan a, od rzuco ny p rzez w łasnego ojca i zn ienaw idzony p rzez byłą żonę w y­ b u c h a p ła c z e m n a p rzy p ad k o w y m p o g rzeb ie, n a k tó ry zdarzyło m u się trafić, gdy sn u ł się u licam i B roadw ayu: „Wezbrało to w nim , kiedy uk ry ł się w śro d k u tłu m u w sp a n iały m i szczęśliw ym łzaw ym z a p o ­ m nieniem . U słyszał to i zanurzył się głębiej niż sm utek, p o przez p rz e ­ ryw any szloch i płacz k ieru jąc się ku sp ełn ien iu najwyższej p otrzeby sw ego s e rc a ” (B ellów 1996: 118; przeł. A G .).

(8)

W w ym iarze ideow ym Bellów b ro n i jed n o stk i p rz e d ekscesam i m y­ śli odm aw iającej jej realności, zarów no w filozofii, ja k i w teo rii litera­ tury. S przeciw ia się tezie, że pow ieść sk up io n a w okół p o staci je st ju ż s k o ń c z o n a - i że m a m y do c z y n ie n ia w y łą c z n ie z b y tam i, ta k ja k u Kafki (Bellów 1998: 104) - staw iając jak że słuszne pytania: „Czy coś takiego ja k p o sta cie z ich [w ielkich m istrzó w lite ra tu ry - A .G .] k sią­ żek m oże być m artw e? Czy to m ożliw e, że istoty ludzkie d o cierają do końca drogi? Czy indyw idualność n ap raw d ę w tak dużym stopniu zale­ ży od u w arunkow ań historycznych i kulturow ych?” (Bellów 1998: 104). B ellów b ęd zie się sk łan iał do u d zielen ia n a każd e z ty ch p y tań p rz e ­ czącej odpow iedzi. Z w raca uw agę, że p u b liczn o ść k ie ru ją c a się ku pow ieścio p isarzow i ch ciałaby usłyszeć to, czego nie słyszy od filozo­ fii, teologii czy n au k społecznych: „W c e n tru m ludzkość w alczy o w ol­ ność z siłam i zbiorow ości, je d n o stk a w alczy z d e h u m a n iz a c ją o sw ą d u sz ę” (B ellów 1998: 110). P rzy g ląd an ie się, w ja k i sposób tę w alkę to c z ą p o s ta c i w p o w ie śc ia c h B ellow a, o k azuje się n ie z m ie rn ie p o ­ uczającym dośw iadczeniem . M usimy jedn ocześn ie p am iętać o tym , co sa m B ellów p o w tó rzy ł za E liza b e th B ow en w swej m ow ie noblow - skiej: p o stacie nie są stw arza n e p rzez pisarzy, lecz istn ieją w cześniej i m u szą zostać odkryte. W łaściw ie wszyscy p ro tag o n iści pow ieści B el­ low a są w zo ro w a n i n a osobach, k tó re zn ał i z k tóry m i m iał okazję - zw łaszcza, jeśli chodziło o kobiety - kon fro n to w ać się w e w łasnym ży­ ciu. Jego w łasne życie dostarczyło m u bogatego m ateriału literackiego i w tym sensie m ożem y pow iedzieć, że jego p o staci zostały raczej od­ kryte, niż stw orzone. Św iat, w którym ro zkw itają te postaci, w którym pró b u ją odnaleźć jakiś sens, zm agając się z życiem, jest św iatem wielkich am ery kańsk ich m iast, głów nie Chicago, ale rów nież N ow ego Jorku.

3.

Tłem w alki o w olność i sens życia w po w ieściach B ellow a je st rze­ czyw istość w ielkiego no w oczesneg o m iasta. Z jed n ej stro n y m iasto uo sab ia siły k ształtu jące jednostkę; z drugiej stro n y je st czymś, czem u n a d ro dze k ształto w an ia swego c h a ra k te ru należy staw ić opór. M iasto je s t je d n o c z e śn ie trw a ły m i n ie o d łącz n y m e lem en tem u m o ż liw iają­

cym tak ie a nie in ne losy, otw ierający m p rz e d je d n o stk ą w iele m ożli­ w ości. Ta specyficzna dialektyka m iasta zn akom icie się ujaw nia, gdy zestaw iam y ze s o b ą szczeg ó ln ie d w ie p o w ieści: Przypadki A ugie’ego

Marcha i Planetę Pana Sammlera. M iasto w p o w ieściach B ellow a zdaje

się w ręcz sy n o n im em d o św iad czen ia n o w oczesności. Jest to o b szar najw iększej k o n d en sacji now oczesności: n ie u stan n eg o ru ch u , p rz e ­

(9)

pływu, zagrożenia, nietrw ałości, b rak u złudzeń, ale jednocześnie jest to zaw sze o b szar m ożliw ości i czegoś niew ypow iedzianego. Kiedy Augie M arch w ra c a do Chicago, rodzi się w n im ta k a oto refleksja:

I oto m ia łe m je p rze d so b ą - okno w ychodziło n a stro n ę z a c h o d n ią - sz a re z a ­ g m atw an e m iasto z cza rn y m i p ask am i szyn, ogrom ne, w rą c e p rzem y słem i d rg a ­ jący m i w p o w ie trz u jego w yziew am i, m iasto p a rtia m i p n ą c e się lub o p ad ające, w ró żn y ch s ta d ia c h b u d o w y i w y b u rzan ia, a n a n ic h p rz y c u p n ię te i czu w ające ja k sfinksy in n e m oce p o d rzęd n e. Zalegało n a n im m ilczenie, ja k osąd, który nie

znajd zie nigdy sfo rm u ło w an ia (Bellow 1990: 563).

N ow oczesność bez m iasta je st nie do pom yślenia. W swoistej grze o p o ru i akceptacji, b u n tu i afirm acji, m iasto je s t o b szarem realn y m i z a ra z e m w yobrażonym , zlepionym z p o trze b i w ym ogów zwykłego życia i p rzetrw an ia , ja k i oczekiw ań, p ra g n ie ń i m arzeń. Pisząc o Chi­ cago, B ellow p o w iad a, że m otto tego m iasta b rzm i „Chcę”. Lecz to, czego c h c ą p o staci B ellow a, je st najczęściej w w yraźnej opozycji do m ia s ta p o jm o w a n eg o ja k o p rz e s trz e ń b ru ta ln e j ry w alizacji, w alk i o p rz e trw a n ie , sa m o tn o śc i i w y o b co w an ia. P ra g n ą o n i n ajczęściej ludzkiej so lid arn o ści oraz w zn iesien ia się n a pew ien p u ła p d u ch o w e­ go spokoju, p rzy zn an ia w łaściw ego m iejsca swej żydowskiej i n ajczęś­ ciej im igracyjnej tożsam ości. Jed no cześn ie p o staci te s ą nie do p o m y ­ ślen ia bez ich w ysiłku zm ag an ia się z siłam i n ow oczesnego m iasta. Jak p o w iad a Augie M arch: „Wszystkie te w pływ y stały do m n ie w k o ­ lejce. Gdy się urodziłem , one ju ż czekały, by m nie kształtow ać” (Bellow 1990: 60).

In te re su ją ca okazuje się szczególnie p ew n a ew olucja m yślenia s a ­ m ego B ellow a - zm iany w jego sto su n k u do now oczesności. W m ło ­ dości Bellow był raczej rad y k aln y m czytelnikiem „P artisan R eview ”, zaś z czasem jego pow ieści zostały naznaczone coraz m ocniejszym kry­ tycznym p o d ejściem do now oczesności. M ożna się p ok usić o stw ier­ dzenie, że tę ew olucję dostrzegamy, zestaw iając ze sobą to n w spo m n ia­ nych dw óch w ielkich pow ieści: Przypadków Augie’ego Marcha i Planety

Pana Sammlera. P ierw sza z n ich - w y d an a w 1953 ro k u - op o w iad a

0 okresie d o ra sta n ia i k ształto w an ia, o p ierając się n a w sp o m n ien iach sam ego B ellow a. To m iasto, k tó re m ałem u ch ło p cu p rzybyw ającem u z M on trealu w ydało się tak ie o g ro m n e i groźne, w tej m o nu m entalnej pow ieści jest przede w szystkim polem doświadczeń, zm agań i jako takie m a b ard zo w iele do zao ferow ania. Augie d o strzeg a i s ta ra się zro zu ­ m ieć otaczający go św iat interesów, w alki o przetrw anie, rozbudzonych 1 nie zaw sze dających się zaspokoić p o trzeb erotycznych, brutaln o ści, b ezn adziei m iejskiej egzystencji, a m im o to m łodość zdaje się czynić z tego w szystkiego coś n iezm iern ie fascynującego. Co w ięcej, w szyst­

(10)

ko zdaje się m ieć sw oje m iejsce i znajdyw ać u sp raw iedliw ienie, jako n iezbęd n y sk ładn ik całości. Tak, ja k potyczki m łodego żydow skiego chło p ca z dokuczającym i m u polskim i kolegam i:

Ale ja nigdy nie m ia łe m o to specjalnego żalu czy p reten sji, b ęd ąc zbyt p so t­ ny i niesforny, by b ra ć to sobie do serca, i u w a ż a łe m te rzeczy za ta k sam o u s p ra ­ w iedliw ione ja k zw ykle w alk i b a n d ulicznych n a kije i kam ie n ie lub też w y raja­ n ie się w je sie n n e w iecz o ry w yrostków , aby w yryw ać deski z płotów , p iszczeć i ryczeć n a dziew częta, b ić obcych (B ellów 1990: 19).

Z kolei A rtur Sam m ler, tytułow a p o stać Planety Pana Sammlera (wy­ danej w 1970 roku), k rak o w ian in z u ro d zen ia, „polski oksfordczyk”, u rato w an y p rzez Polaka z H olokaustu, jed n o o k i staru szek m ieszkają­ cy w N ow ym Jo rk u , p a trz y n a m iasto inaczej. N ie ja w i się ju ż ono jako p ole m ożliw ości i ufnej w p rzy szłość egzystencji. Jego sto su n ek do m iasta je st ju ż nazn aczo n y p ew ny m g ran iczn y m dośw iadczeniem . M iasto je s t k o n c e n tra c ją luksusu, u d o g o d n ie ń i niespotykanej w d o ­ tychczasow ych dziejach ludzkich obfitości d ó b r m aterialn ych . Jed n ak S a m m le r d o św iad czy ł innej tw a rz y n o w oczesn o ści: zap lan o w an ej i przep ro w ad zo n e j n a m aso w ą skalę eksterm in acji m ilionów Żydów. D w uzn aczn o ść sto su n k u do now o czesn o ści zo staje p rz e n ie sio n a na p o d o b n ie d w u zn aczn y sto su n ek do w ielkiego m iasta. S a m m le r daje niezró w n an y - choć celow o k ary k atu raln y - obraz tej now oczesności, zab arw io ny w y d arzen iam i i p rz em ia n am i lat 60.

S a m m ler w idział n a ra stający triu m f O św iecenia - W olność, B raterstw o , R ów ­ ność, C udzołóstw o! O św iecenie, p o w szech n e n au czan ie, pow szechne p raw o w y­ b orcze, p ra w a w iększości u z n a w a n e p rzez w szystkie rządy, p ra w a kobiet, p ra w a dzieci, p ra w a p rze stęp có w , p o tw ie rd z e n ie je d n o ś c i o d m ie n n y c h ras, u b e z p ie ­ czen ia społeczne, m edycyna społeczna, godność osoby ludzkiej, p raw o do s p ra ­ w iedliw ości - w alki trz e c h rew olucyjnych stuleci u w ieńczone sukcesem , podczas gdy fe u d a ln e w ięzy K ościoła i ro d z in y ro zlu źn iły się, a przyw ileje a ry sto k ra c ji (bez żadn y ch obow iązków ) u pow szechniły się, udem okratyzow ały, zw łaszcza lu ­ b ie ż n e przyw ileje, p ra w o do z u p ełn e j sw obody, s p o n ta n ic z n o śc i, w y d a la n ia , czk an ia, p a rz e n ia się w e w szystkich pozycjach, w tró jk ę, w e czw oro, w ielopo- staciow e, szlach etn e w n atu raln o ści, prym ityw izm ie, łączące bezczynność i zm y­ sło w ą inw encję W ersalu z p o ro słą h ib isk u sem e ro ty c z n ą b e z tro sk ą S am o a (B el­ lów 1996: 44).

P adają rów nież b ard zo krytyczne słow a p o d ad resem intelek tu ali­ stów, k tórzy być m oże o k ażą się najw iększym i w ro g am i zachodniej cyw ilizacji. M iasto zaś ja w i się jak o m iejsce bezw stydne i zd ające się zag ra ż a ć w szystkiem u, co S a m m le r ceni. S w oistym sym bolem tego o saczen ia je st p rześla d u ją cy S a m m le ra M urzyn-ekshibicjonista. Ale nie tylko on. Z aproszony n a gościnny w ykład n a u n iw ersy tet C olum ­

(11)

128

bia, S am m ler zostanie b ru ta ln ie p o trak to w a n y p rzez jed n eg o z rad y ­ kalnych studentów . Jego w ykład o św iecie m iędzyw ojennym zostaje p rz e rw a n y zaś ty rad a , ja k ą w ygłasza stu d en t, zdaje się n ab ierać sym ­ bolicznego znaczenia: „ - Hej! Starcze! [...] to, co pow iadasz, to gówno. [ ...] - C zem u słuchacie tego starego, zgrzybiałego gów na? Co on m oże w a m pow iedzieć? M a w yschnięte jaja. Jest tru p em . Już m u nie sta je ” (B ellów 1996: 57). W italność i ek sk rem ent jak o kryterium : ostrze k ry ­ tycznego sp o jrzen ia S am m lera n a n o w o czesność nigdzie n ie zostaje ta k m o cno o b n ażo n e ja k w ty m sta rc iu . S a m m le r stw ie rd z a p o te m w duchu, że nie żałuje tego, iż zm ierzył się z faktam i, n aw et ta k b r u ­ talnym i. I p o n o w n ie widzimy, że d o cenien ie k o nfro n tacji je st tym, co łączy postaci Bellowa. Być m oże nie bez znaczenia jest też kw estia m ło­ dości i starości. Augie M arch d o św iad cza m iasta jako p o la m ożliw o­ ści, jak o obietnicy, w alcząc o swój w łasny charakter. S tary A rtur S am ­ m ler nie tyle p rag n ie pogłębiać sw e eksploracje, co - p o d koniec życia - ch ciałby ocalić to, co stało się cen n e w cześniej i czem u najnow sze p rzem ian y k ultu row e i społeczne zd ają się zagrażać. Być m oże zatem je st tak, że m łodość je st p rzed e w szystkim w alk ą o w olność, o w łasny c h a ra k te r i w łasn e m iejsce w św iecie. Ś w iat m usi się w ów czas jaw ić p o d p o sta c ią o tw arteg o nieba i b o g actw a m ożliw ości, ja k ie z każdego z ak a m ark a zd ają się n a nas spoglądać. Augie zdaje się w to w ierzyć, i p o w in ie n w ierzyć każdy, kto ch ce u n ik n ą ć p rzed w czesnej starości. W w ypadku S am m lera chodziłoby ju ż o o ch ro n ę w olności, w yw alczo­ nej p rz e s trz e n i i d o ch o w an ie w ie rn o śc i tem u , do czego jeg o d u sza przylgnęła w m łodości. N iezależnie od tego, jak zm ienia się w arto ścio ­ w an ie now oczesności w p o w ieściach B ellow a, nie sposób przeoczyć faktu, że p o d ogrom nym ciśnieniem now oczesnego m iasta jego postaci - zarów no Augie, ja k i S a m m le r - zaw sze w alczą o sw oją w olność.

S kłonność do dociekania i obserw acji nieustannie tow arzyszy p o sta­ ciom Bellow a. Rów nież S a m m le r - p r z y całej problem atyczności, k tó ­ ra dochodzi u niego do głosu - odnajduje m o m en t afirm acji m iasta:

Ja k o g im n a z ja lista S a m m le r p rz e tłu m a c zy ł kiedyś ze św ięteg o A ugustyna: „D iabeł założył sw e m ia sta n a p ó łn o cy ”. Często o ty m m yślał. W K rakow ie p rzed p ie rw sz ą w o jn ą św ia to w ą dośw iadczył innej tego w ersji - ro zp aczliw a ciem ność, p o n u re, w odniste, żółte błoto, o k ryw ające k ilk u cen ty m etro w ą w a rs tw ą kocie łby żydow skich ulic. Ludzie p o trzeb o w ali sow ich św iec, lam p i m ied zian y ch im bry- ków, p lasterk ó w cytryn)' jak o w izeru n k ó w słońca. W te n sposób o d noszono zw y­ c ięstw o n a d p o sę p n o śc ią , zaw sz e z a p o m o c ą ś ró d z ie m n o m o rs k ic h sym boli. M roczne otoczenie p o k o n an e p rzez im p o rto w an e zn ak i religijne i lokalny, ro d z i­ m y pow ab. Bez potęgi północy, jej kopalń, rzem iosła, św iat nigdy by nie osiągnął swej zdum iew ającej now oczesnej postaci. I nie zw ażając n a Augustyna, S am m ler zaw sze k ochał sw oje p ó łn o cn e m ia sta [...] d o b ro d ziejstw a [...] m ętn eg o św iatła,

(12)

w ęglow ego dym u, szary ch deszczów , a tak że m ożliw ości, jak ie o tw ierało p rzed człow iekiem , p rz e d jego duchem , m ro czn e, p rzytłum ione środow isko. Tak u k ła ­ d an o się z p ó łm ro k iem , z przygaszonym i b a rw a m i, n ie ż ą d a ją c pełnej ja sn o śc i um ysłu czy m otyw u (B ellów 1996: 43).

S am Bellów, w sp o m in ając po la tach p o szu kiw an ia daw nego dom u swej ro dzin y n a Le M oyne S treet, pisał, że ta n ietrw ało ść m iasta była dla niego d o św iad cz e n iem n a stra ja ją c y m filozoficznie: „D okoła je st pu stka, żadnych oznak daw nego życia. Nic, ale m oże to lepiej, że nie m a n ic m a teria ln eg o , czego m o ż n a by się uchw ycić. To zm u sza do w stąpienia w głąb siebie, aby odnaleźć to, co p rzetrw ało ” (Bellów 1998: 261). S p aceru ję śladam i B ellow a w P arku H um boldta, gdzie m ieszkał tuż po przyjeździe do C hicago, z a sta n a w ia m się, co p rzetrw ało z lat 20. i 30. W ydaje się, że - ja k n a Chicago - p rzetrw ało całkiem sporo. Z p arkow ej laguny, po której w lecie m ożna pływ ać n a łódkach, sp u sz­ czono w odę. Wszystko w ydaje się trw a ć w pew nym zaw ieszeniu i n a d ­ m iern ym spokoju, ja k gdyby tu ż p rzed zbliżającą się falą, k tó ra zm ieni to m iejsce nie do poznania. Ludność niegdyś głów nie polska, żydowska i skand yn aw ska ju ż d aw no u stąp iła m iejsca kolorow ej lud n o ści laty­ noskiej. Resztki śniegu dogoryw ają w p ro m ien iac h m arcow ego słońca i tylko d u m n y po m n ik von H u m b o ld ta zdaje się czym ś, co nie p rz e j­ m uje się żadnym i zm ianam i. Myślę, że Bellów d o trzy m ał swej u m o ­ wy. Tak, ja k chciał tego C onrad, w „postaciach m aterii i faktach życia” s ta ra ł się odnaleźć to, co „podstaw ow e, trw ałe, zasad n icze”.

Bibliografia

Atlas, Jam es (2006), Bellów. Noblista z Chicago, przeł. Lech Czyżewski, W ydaw ni­ ctw o Twój Styl: W arszaw a.

Bellów, S au l (1984), H irn with H is Foot in H is Mouth and Other Stories, H a rp e r & R ow Publishers: N ew York.

Bellów, S au l (1990), Przypadki Augie’ego Marcha, p rzeł. W acław N iepokólczycki, P aństw ow y In sty tu t W ydawniczy: W arszaw a.

Bellów, S au l (1996), Seize theDay, P enguin Books: N ew York.

Bellów, S au l (1998), Suma po przemyśleniach. O d niewyraźnej przeszłości do niepewnej

przyszłości, przeł. Tomasz B ieroń, W ydaw nictw o Zysk i S-ka: Poznań.

Bellów, S a u l (1999), Planeta Pana Sammlera, p rzeł. L ech Czyżew ski, Czytelnik: W arszaw a.

Bellów, S a u l (2 0 0 la ), Herzog, przeł. K rystyna Tarnow ska, D om W ydaw niczy Re- bis: Poznań.

Bellów, S a u l (200 lb ), Ravelstein, p rzeł. Z bigniew B atko, D om W ydaw niczy Re- bis: P oznań.

Bloom , A llan (1997), Umysł zamknięty, przeł. Tom asz B ieroń, W ydaw nictw o Zysk i S-ka: Poznań.

(13)

130

C onrad, Josep h (1972), M urzyn z załogi Narcyza, przeł. B ro n isław Zieliński, P a ń ­ stw ow y In sty tu t W ydawniczy: W arszaw a.

Jacobs, Ja n e (1993), The Death and Life of Great American Cities, The M o d ern Lib­ rary: N ew York.

S m ith, S teven B. (2006), Reading Leo Strauss. Politics, Philosophy, Judaism, The U ni­ versity of C hicago Press: C hicago-L ondon.

+

A rk ad iu sz G órnisiew icz (1983) is a d o cto ral stu d e n t a t th e D e p a rtm e n t of I n ­ te rn a tio n a l an d Political S tudies a t th e Jag iello n ian U niversity (K rakow ). H e w as a w a rd e d The F erszt - B u y n o sk i S c h o la rsh ip by th e In s titu te of In te rn a tio n a l E d u c a tio n (N ew York). H is ac a d e m ic in te re sts a n d p assio n s include: h isto ry of ideas, p olitical philosophy, th e m usic of M ah ler an d B ruckner. S elected p u b lic a ­ tions: On the Agonistic Liberalism (in: Questions of the Contemporary Political Philosophy, K rakow 2007), Leo Strauss and Alexandre Kojeve. A n Introduction to the Debate of P h i­

losophers (co -w ritten w ith P. A rm ada, “P oliteja”, 2(8)/2007). C o -tran slato r of On Tyranny by Leo S trau ss (forthcom ing). E-m ail: arek.gornisiew icz@ gm ail.com

Abstract

S au l B ellow is a re m a rk a b le c h ro n ic le r of th e m o d e rn changes an d u p h e a v ­ als in c u ltu re, politics an d society. The a rticle focuses o n B ellow ’s view s o n m o ­ d ern ity seen th ro u g h th e u rb a n lens a n d discussed in his g re a t novels: The Adven­

tures ofAugie M arch an d M r. Sammler’s Planet. B ellow ’s co n c e rn w ith th e city of

C hicago is of su ch p e rm a n e n c e in his w ritin g s th a t it m ay be co m p a re d w ith th a t of D ickens’ a ttitu d e to w a rd L ondon, o r Joyce’s fascin atio n w ith D ublin. B ellow ’s w o rk revolves a ro u n d th e e x p erien ce of living in a m o d e rn city. The city is c o n ­ ceived as a n ex p erim en t, a battlefield, b u t m o st of all as a n a re a of stru g g le fo r m a n ’s ch aracter. The p ro b le m of fre e d o m is alm ost alw ays set ag ain st th e b a c k ­ d ro p of a city th a t allow s it to thrive, b u t a t th e sam e tim e m ay becom e its w o rst enemy. The artic le discusses th e evolution of B ellow ’s view s o n m odernity: fro m m ore affirmative in his early w ritings to w ard m uch m ore critical in his later books.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W celu głębszego ujęcia powyższych rozważań, należy po­ stawić pytanie pod adresem roli inform acji w formowaniu się nowych postaw. Jest to sta­ nowisko zbyt

Po pierwsze, przypomnieć można jednak wskazywaną już oko- liczność, iż jedynie część otwartych czasopism pobiera opłaty za opublikowanie tekstu; zasadnicza wątpliwość

Prawosławny teolog stwierdza, że w upadłym człowieku grzech pierworodny ujawnia sw ojąm oc w niemocy natury, która przejawia się w uszkodzeniu całego ludzkiego świata

Ciabacha w ystępuje dla produktu Wackera nazwa Sandsteinverfestiger i Steinfestiger, na­ tom iast ja znam jeszcze Steinverfestiger (por. Cechy te podkreśla także

Zaprezentowano w nim kilka najbardziej interesujących wyników badania eksperymentalnego, ukierunkowanego na to, czy (i jak) odbiorcy postrzegają relacje retoryczne zachodzące

Metody, sposoby i sytuacje artystycznego kreowania Napoleona przez Fredrę m ają często — jak sądzę — kom ediową proweniencję i prowadzą nieraz do źródeł

Bieżące numery można nabyć lub zamówić w księgarniach „Domu Książki” oraz w Ośrodku Rozpowszechniania Wydawnictw Naukowych Polskiej Akademii Nauk —

d u p lik acje, czyli zdw ojenie pew nych genów czy też w iększych odcinków chrom osom