6 ( 1242 ).
W arszawa, dnia 4 lutego 1906 r.Tom XXV.
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NA UK OM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
P R E N U M E R A T A „W SZEC H ŚW IATA **. j Pron„ me r„wad można w Redakcyi W szechśw iata W W a r s z a w ie : rocznie m b . 8 , kw artalnie m b . 2 .
Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : rocznie rob. 10, półrocznie r o k » . j ' we wsz>'stkich księgarniach w kraju i z a g ra n ic ,.
R edaktor W szechśw iata przyjm uje ze spraw ami redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118. — T e l e f o n u 8 3 1 4 .
Z D Z IED ZIN Y
PLAZM OLOGU D O ŚW IA D C ZA LN EJ.
Świat organiczny wyłonił się z m ateryi nie"
organicznej. Myśl ta, spotykana już u n a j
dawniejszych filozofów, coraz szerzej zapu
szcza swe korzenie. Mimo jednak wiekowych liadaii i starań, przejście i przemiana substan- cyi m artwej w żywą aż do obecnej chwili wymyka się z pod więzów rozumu człowie
ka. Zagadki życia dotąd nie rozwiązano, nie dziw więc, że wiele umysłów przesuwa ją poza granice poznania, w yprowadzając ją z sił odrębnych, nie w ystępujących w pozostałej przyrodzie. Tu tkw i zasada wszelkich po
glądów witalistycznych. Tymczasem me
chanizm cicho i bez rozgłosu toruje drogę prawdzie, gromadzi fak ty drobne, ja k cegieł
ki, z których ma powstać w spaniały gmach wiedzy.
W ięc przedewszystkiem stwierdzono, że życie organiczne jest związane z m ateryą żywą, zwaną zarodzią albo plazmą. Oczywiś
cie zupełne poznanie jej istoty i zjawisk, ja kie w niej zachodzą byłoby rozwiązaniem kwesty i, a już teraz badania prowadzone w tym kierunku doprowadziły do tak rozle
głych wyników, że można ju ż mówić o osob
nej nauce, którą H enryk Pieron proponuje
nazwać „plazmologią“. A wszystkie jej zdo
bycze przem aw iają na korzyść poglądu me- chanistycznego, ewolucyjnego i zacierają co
raz bardziej granicę, jak a istnieje między światem istot uorganizowanych, a światem m artwym i nieorganicznym.
Szczegółowa analiza chemiczna nie w yk a
zała w plazmie odmiennych pierwiastków ani pr.iw, a jakkolw iek nadzwyczaj skompli
kowany skład nie dał się dotąd laboratoryj
nie odtworzyć, mimo to, je s t to niewątpliwie tylko kwestya czasu od chwili, kiedy W óhler swą epokową syntezą mocznika rozbił chiń
ski mur, jak i otaczał dotąd zjawiska chemii organicznej. Lecz w italiści nie ustąpili z po
la walki. Tw ierdzą oni, że naw et sztuczne odtworzenie plazmy nie byłoby rozwiąza
niem kwestyi, bo otrzym ane w ten sposób połączenie byłoby m ateryą m artw ą, bez tej budowy i tych właściwości, jakie cechują isto
ty żywe. Ale i ta trudność powoli się usuwa.
Szereg badaczów obok szczegółowych ba
dań zarodzi samej przeprowadza nadto licz
ne doświadczenia, wykazując, że zjawiska charakterystyczne dla życia dadzą się sztucz
nie naśladować i mogą wystąpić i na nieor
ganicznym materyale.
Ju ż w roku 1886 Maurycy Traube, han dlarz wina we W rocławiu, uzyskał z roztwo
ru siarczanu miedzi i żelazicyanku potasu
82 W S Z E C H Ś W IA T JM® 6 form y niby-ustrój owe (organ oid owe), mające
zdolność powiększania się kosztem swego środowiska. Od tego czasu liczba doświadczeń znacznie wzrosła. Z jednej strony usiłow a
no odtworzyć pewne czynności fizyologicz- ne - o dążnościach n a te m polu pisał „W szech
św iat1' przed kilku laty 1), z drugiej starano się wykazać charakterystyczną dla plazm y
•budowę także w ciałach nieorganicznych.
Zestawienie prac z obecnej chwili podają w niedaw nych N-rach „Revue scientifiqufe“
pp. M aurycy Benedikt i H enryk Pieron, opi
sując zdobycze Leduca i H errery. P rzed sta
wię najważniejsze w yniki ich badań, a dla zaokrąglenia dodam doświadczenia kilku in nych badaczów pom inięte we wspom nianych artykułach.
W iadomo, że tw órca piankow atej stru k tu ry plazmy, Biitschli, naśladował jej budowę, mieszając oliwę z roztworem wodnym soli, w tedy oliwa tw orzy przegródki przecinające ! się praw idłow o po trzy w jednym punkcie i zam yka niem i roztw ór solny. Również ruchy, jakie w skutek napięcia pow ierzchnio
wego w tej sztucznej komórce w ystępują, są łudząco podobne do ruchów ameb. Podob
ne ruchy uzyskał też Quincke wpuszczając kroplę oliwy do roztw oru sody. N a podsta
wie tego dośw iadczenia w nioskuje on, że skoro pianka i plazm a m ają taką samę budo
wę, to skoro ruchy będą jednakie to zapew ne i przyczyny ruch u będą te same. Zatem zdaniem Quinckego ruchy plazm y można w yjaśnić zm ianą napięcia powierzchniowego.
W niosek nie zupełnie ścisły, bo nie uw zglę
dniono wcale odmiennej budowy chemi
cznej obu ciał, która przecie nie je s t bez z n a czenia. N iew ątpliw ie m a tu w pływ nadto i powinowactwo chemiczne plazm y do tlenu, zjaw iska jonizacyi, praw a dyfuzyi i osmozy.
Otóż wiele tych zjaw isk w ystępuje norm al
nie wśród ciał i połączeń nieorganicznych, są one tylko bardzo efemeryczne, ale w zna
cznej mierze podlegają tym sam ym p ra wom, co zjawiska św iata ustrojowego.
W roku 1904 A. W ieler zupełnie przypad
kowo w trakcie badań z zakresu fizyologii roślin otrzym ał tw ory nieorganiczne, a je dnak łudząco podobne dojednokom órkow ych
K az. C zerw iński, E n e rg ia w św iecie o rg a n i
cznym. „ W sz e c h ś w ia t1* 1 9 0 1 .
roślin. Działając mianowicie roztworem so
dy na siarczan miedzi, otrzym ał mikroskopo
we 2 —13 fj. średnicy mające kuleczki zielone
go Avęglanu miedzi. R ozpatryw ane pod mi
kroskopem wykazały na swej powierzchni wyraźną błonę gładką, albo rzeźbioną, pod nią znajduje się w arstw a odpowiadająca cia
łu komórki, wprawdzie bez charakterystycz
nej budowy, ale barw iąca się alkalicznym błękitem m etylenowym tak samo, ja k plaz
ma, wreszcie środek zajm uje przestrzeń wy
pełniona sferokryształem węglanu. Że jed
n ak nie był to utw ór organiczny wykazała analiza chemiczna i fakt, że nie niszczyła go tem peratura naw et 200°, zabójcza dla wszel
kich istot żywych. Zachęcony tem, W ieler w ykrył podobną budowę i w in n y c h osadach, a w niektórych naw et postaci jak b y pącz
kujące lub dzielące się (węglan magnezu).
Przyczyny tych zjaw isk jednak nie wyjaś- nia.
Również meksykański badacz H errera do
szedł do podobnych a naw et większych re
zultatów , bo potrafił podać rozwiązanie swych zdobyczy. Oparł się on na dośw iad
czeniach Renaudeta, k tóry przekonał się, że pewne krzem iany tw orzą piankow ate pęche
rzyki o stałych ściankach. Otóż w tej myśli utw orzył sztuczną komórkę z krzem ianu so
du, która przypom inała amebę i w ykonyw a
ła ruchy pełzakowate. Przyczyną tych ru chów je s t zdaniem H errery ciśnienie osmo- tyczne. Załączony rysunek 1 daje pojęcie
Fig. 1.
o tej sztucznej amebie. A len ie dość na tem:
działając chlorkiem wapnia otrzym ał on ją dro a nawet figury mitotyczne. Używ ając znów rozm aitych substancyj i odm iennych sił fizycznych, uzyskał rozm aite form y tk a nek, naw et tak skomplikowanych jak tk an k a mięsna lub nerwowa. Odpowiednie fo to g ra
my w raz z rękopismem przesłał prof. M. Bene- diktow i do W iednia, z jego też artykułu
JMÓ fi W S Z E C H Ś W IA T 8 B
w Rew scient. zaczerpnąłem wiadomości i na rycinach stam tąd się oparłem. Rysunek 2 da
je obraz sztucznej tkanki grzyba uzyskanej
F ig . 2.
działaniem chlorku glinu na krzem ian sodo- wo-potasowy.
Współcześnie St. Leduc za pośrednictwem praw dyfuzyi naśladował w swych prostych doświadczeniach również rozm aite rodzaje zjawisk ustrojowych. Oto na wolną powierz
chnię roztworu soli wpuszcza on kroplę wo
dy: w ystępuje zjawisko dyfuzyi soli do wo
dy, i na odwrót. Dla lepszego uwidocznie
nia tych ruchów Leduc zabarwia wodę tu szem albo krw ią tak , że całe zjawisko można utrw alić na płycie fotograficznej. Tworzy się tu pole siły dyfuzyi podobne do pola magnetycznego lub elektrycznego. O dy zno
wu włożymy m ały kryształ soli do wody, zja
wisko przebiega w odw rotnym kierunku.
W myśl tego Leduc zwie centrum pierwsze t. j. kroplę wody biegunem odjemnym dy fu zyi, kryształ przeciwnie będzie oznaczał bie
gun dodatni. I jak w m agnetyzm ie bieguny równoimienne odpychają się a różnoimien- ne przyciągają. W zajem ne działanie kilku równoimiennych biegunów da obraz tkanki utworzonej z kom órek obłonionych i opa
trzonych jądrem . P rzy brzegu tkan ki pow
staną w ten sposób jak b y długie wici. I znów klisza utrw aliła ten obraz 3, który załącza
my czytelnikom. Przytem w ykrył on pewne praw idła dla dyfuzyi, które przypom inają prawo Ohma. Mianowicie szybkość rozcho
dzenia się dyfuzyi odpowiada natężeniu, ró
żnicę potencyałów reprezentuje różnica ciś
nienia osmotycznego, wreszcie wprowadze
nie nowego pojęcia oporu środka uzupełnia analogię.
Fig. 3.
Ale największy try u m f,to uzyskanie zapo- mocą czysto fizycznych sił dyfuzyi figur karyokinetycznych i zjawisk podziału. Ten sztuczny podział m ogą wywołać ta k dobrze dwa śródciałka pozytywne, jak i negatyw ne w stosunku do jądra. Rysunek 4 przed
staw ia tak ą sztuczną figurę karyokinetyczną,
Fig. 4.
w której wrzeciono jest dodatnie, a śródciał
ka odjemne. F a k t ten może rzucić pewne światło na sztuczną partenogenezę z takiem i wynikami upraw ianą przez J. Loeba i Yves
| Delagea.
Podobne zjawiska zachodzą i w przyrodzie.
I tam powstają takie efemeryczne formy, któ- j re jednak, ja k senne m ary rodzą się i znikają,
j Ale w pokoju laboratoryjnym łatwiej je po
znać, bo można drogą eksperym entu badać w okolicznościach prostszych, można odtwa-
j rzać warunki takie, jakie nam w danej chwi- i li odpowiadają. Obserwacya sama nie daje i tak jasnych wyników: ile takich niby orga- j nicznych postaci powstało i powstaje w ma-
! łej odnodze morskiej, ale natura — powiada p. Benedikt - nie odsłania ich naszym oczom przez dodanie tuszu. A tam właśnie w tych przybrzeżnych zbiornikach wód morskich, gdzie panuje tak wielka rozmaitość stosun
ków, gdzie, niesione przez rzeki i powietrze, stykają się wszelakie pierw iastki i połączenia, tam n a granicy trzech żywiołów była zape
wne kolebka życia. Nie dziw też, że praw a tam panujące wycisnęły niestarte piętno na tworzących się formach życia.
Niewątpliwie odkrycia powyższe przy
czynią się do wyjaśnienia niejednej zagadki
84 W S Z E C H Ś W IA T JMa 6 jakkolw iek nie można przesądzać, jak nie
którzy entuzyaści, dotychczasow ych zdoby
czy, nie m ożna sądzić, by one był}' już roz
wiązaniem tego doniosłego zagadnienia, ja kiem jest powstanie życia.
L . Bykowski.
Au g u s t S f k b e k g .
K IL K A UW AG O ŚN IE G U J).
» W naszym kraju śniegi zdarzają się p rze
ważnie w dnie z tem peraturą, zbliżoną do punktu m arznięcia wody; niemniej przeto obserwowowano spadek śniegu w tem p era
turach, bardzo od p u n k tu tego oddalonych.
Tak np. 9 czerwca 1829 w górnym E nga- dynie spadł śnieg w tem peraturze f-10,°9 C.
w Moskwie obserwowano go niejednokrotnie w tem peratui’ze —20° C. i niżej, a w Jak u c- ku naw et w tem peraturze —46° C. Skoro tylko n astąp i ski’oplenie pary wodnej w tem peraturze niższej od 0° C. woda ta wydziela się w postaci stałej. W dnie bardzo zimne powietrze pełne je s t pyłu lodowego, który lśni i połyskuje w blasku słońca; w razie wyższej zaw artości pary wodnej w pow ie
trzu, pył ten skupia się w gw iazdki sześcio- promienne(woda, uw ażana jak o m in erał—lód krystalizuje się w układzie heksagonalnym ), których cudną rozm aitość w ykazały g ru n towne poszukiw ania G. H ellm anna. Śred
nica płatków śniegowych rzadko przekracza 3 lub 4 cm, przyczem prędkość spadku w y
nosi 0,25 do 0,35 m na sekundę. W razie średnicy, równej jednem u tylko cen tym etro wi, prędkość w zrasta do 0,8 m na sekundę.
Na równinach, z w yjątkiem kilku miejsco
wości, położonych w pobliżu bieguna połud
niowego, powłoka śniegowa nigdzie nie po
zostaje przez rok cały w postaci nieprzerw a
nego pokrycia. G dy jednak w naszych oko
licach, śnieg związany je s t niejako z zimą
J) D as W e tte r. L isto p a d 1 9 0 5 .
właściwą, to poi’a jego a również i obszar rozszerza się i na dalsze miesiące, w miarę jak zbliżamy się do biegunów; ju ż na kole biegunowem północnem trzeba liczyć się z możliwością śniegu naw et w miesiącach czysto letnich. Znacznie jeszcze mniej po
myślnie układają się te stosunki na wyspach antarktycznych. W idzimy to przedewszyst- kiem na przykładzie wyspy Bouveta, o dkry
tej na nowo w dniu 25 listopada 1898 przez niemiecki okręt ekspedycyjny Valdiwia. Na wyspie tej klim atyczna granica śniegowa odległa je s t zaledwie o kilka m etrów od po
ziomu morza; przytem należy pam iętać o tem, że wyspa Bouveta leży pod 53° 50,5' szerokości południowej (4° 30' długości wschodniej), że więc położeniu jej odpowia
da na półkuli północnej położenie wyspy Rugii. Przyczyny tego uderzającego faktu szukać należy w stosunkach m orskich:
prawdopodobnie wyspę obiega jakiś bardzo chłodny prąd wody z pod bieguna południo
wego. I przeciwnie, zimna woda znajdują
ca się w głębi zamkniętej kotliny bieguno- wej północnej nie może wydostać się z tej kotliny, ponieważ dostęp do oceanu A tlan tyckiego zam knięty jest przed nią przez grzbiet wyżyn odkryty przez N ansena w głębokości 600 m pod powierzchnią morza (Grenlandya — wyspy Szetlandz
kie - ląd Europy); dlatego to w tym ostat
nim przypadku ciepły golfstrem może ujaw nić swe działanie łagodzące, skutkiem które
go naw et wybrzeża JGrenlandyi i Islandyi wolne są latem od śniegu.
W m iarę zbliżania się do rów nika opad w tej postaci stałej staje się coraz to rzad
szym. W Rzymie przypada na rok śre
dnio zaledwie 1,4 dnia ze śniegiem; poniżej 45° szerokości śnieg zdarza się bardzo rzad
ko, a w obrębie zwrotników jest zjawiskiem nieznanem.
Ponieważ góry wskutek wzniesienia sw e
go nad poziom m orza posiadają klim at, od
powiadający skądinąd szerokościom wyż
szym, przeto i co do śniegu stosunki układa
ją tu inaczej niż na równinach. N astępują
ce liczby dają pojęcie o tak zwanej klim aty
cznej granicy śniegowej t. j. o owej linii, po
niżej której ciepło słoneczne ju ż nie w ystar
cza do stopienia śniegu, spadłego w ciągu ro
ku na powierzchnię poziomą.
JM® 6 W SZ EC H ŚW IA T 85 Wysokości „klim atycznej1' granicy śniegu.
P ó ł k u l a p ó ł n o c n a .
M i e j s c o w o ś ć Szer. geogr. i W zniesienie
H im alaya . 27" 41)00— 5 6 0 0 m
K a u k a z . 43° 2 9 0 0 — 3 6 0 0 „ A lpy . . . . 4 6 " — 48" 2 5 0 0 — 2 9 0 0 „ N orw egia (wy br/.eże) 60° 1 2 0 0 „
n r 70° 8 0 0 „
S zp ic b erg . 77° 4 0 0 — 5 0 0 „
P ó ł k u l a p o ł u d n i o w a
M i e j s c o w o ś ć Szer. geogi'. W zniesienie
K ilim andżaro . 3° 4 0 0 0 — 5 6 0 0 m
A ndy P eruw iańskie 18° 5 0 0 0 — 6 0 0 0 „ A n d y C hilijskie . 28° 5 2 0 0 „
ń n 36° 2 6 0 0 „
» n 47" 1 3 0 0 „
Ziem ia O gnista 54° 9 5 0 ,,
V ictoria 78° 0 (?)
Atoli „wieczny śnieg11 wysokich gór różni się zasadniczo od tego, co rozumiemy zwy
kle przez wyraz „śnieg11. Śnieg, padający w górach, pierwotnie suchy i proszkowaty, topiąc się w dnie słoneczne i zam arzając z a raz potem w ciągu chłodnej nocy, utraca wskutek tych szybkich zmian kolejnych k ry staliczną swą budowę i nabiera konsystencyi krupow ato-ziarnistej, oolityczriej. Śnieg ta- : ki, zwany „firnem 11, zawiera teraz mniej pę
cherzyków i jest przezroczystszy skutkiem tego, że okrągłe ziarnka są w nim pospaja- j ne zamarzłą wodą; jednocześnie barwa jego nabrała odcienia brudno szarego. W miej
scach niżej położonych śnieg ten pod ciśnie
niem własnej swej masy przechodzi w lód.
W ypełnione firnem muldeny są żywicielami j gleczerów czyli lodowców t. j., owych stru mieni lodowych, które spływają w doliny wszędzie, we wszystkich strefach, gdzie tyl
ko spójna a rozczłonkowana wypukłość gru n tu sięga granicy śniegów. Nie możemy zajmować się tu ta j rozm aitemi postaciami śniegu i lodu, stanowiącemi właściwość gór i
wysokich, ani też rozpatryw ać ruchów tych mas, ponieważ musielibyśmy wkroczyć w dzie
dzinę umiejętności specyalnej, pół-geograficz- nej, pół-geologieznej, jak ą jest nauka o lo
dowcach. Poprzestaniem y na rozważeniu punktów widzenia ogólnych, przyczem uwzględnimy głównie nasze płaszczyzny
| oraz góry średniej wysokości.
Powłoka śniegowa wpływa w sposób ściś
le określony na klim at danej miejscowości, znosi bowiem wpływ ciepła gruntow ego na tem peraturę powietrza, odbija silnie prom ie
nie słoneczne (skutkiem właściwości utw o
rzonej powierzchni) i potęguje wypromienio- 1 wywanie nocne. Z przyczyn powyższych powłoka ta wywiera na w arstw y powietrza, nad nią położone, działanie silnie oziębiające, i dlatego to dłuższe okresy silnego mrozu możliwe są jedynie w razie istnienia spójnej w arstw y śniegu. Z drugiej strony powło
ka śniegowa, zwłaszcza jeśli stanowi ją śnieg świeżo spadły, chroni powierzchnię ziemi od silnego oziębienia. Geograficznie ujaw nia się to np. w ten sposób, że pokrycie gru n tu śniegiem odchyla znacznie granicę południo
wą g ru n tu wiecznie zmarzłego, która mniej więcej biegnie razem z izotermą — 2° : gdzie pokrycie to jest obfite, tam g ru n t lodowy występuje dopiero razem ze średnią tem pe
raturą powietrza rów ną — 5° C; natom iast w północnej części Mongolii, suchej i w śnieg ubogiej, g ru n t lodowy sięga miejscowości o tem peraturze rocznej powietrza, dochodzą
cej do 0° a nawet do -j- 2°.
Z tej właściwości powłoki śniegowej ko
rzystam y w życiu praktycznem . Chętnie widzi ją rolnik, który wie dobrze z doświad
czenia, że nawet silne mrozy nie stanowią niebezpieczeństwa dla zasiewów, jeżeli uprze
dnio pokryła rolę dostatecznie gruba w arst
wa śniegu. Większość badaczów zajm ują
cych się fizyologią roślin, wyobraża sobie proces ten w sposób następujący: Wobec za
wartości soli w komórce roślinnej oraz wło- skowatości kanałów, będącej wynikiem m a
łych wymiarów komórki, zamarzanie roślin następuje dopiero w tem peraturze, wynoszą
cej kilka stopni poniżej zera, przyczem, jak stw ierdzają badania miskroskopowe wydzie
la się w postaci krystalicznej woda protopla- zmy. Jeżeli takie powstanie lodu zachodzi w ilości zbyt wielkiej, natenczas tkanki roz
86 W S Z E C H Ś W IA T Ns 6 ryw ają się, i tw orzą się miejsca próżne. Do j
tego dołącza się niekiedy okoliczność, że w procesie krystalizacyi tworzą się roztwo- { ry, których protoplazm a nie znosi. N adm ier
n a ilość wody w roślinie łatw o stać się może powodem jej zmarznięcia; daje się to zaob- ! serwować na nasionach, które łatw o ulegają j zmarznięciu, jeśli uprzednio rozpęczniały ! w wodzie, lecz w stanie suchym ujaw niają ! odporność olbrzymią. Otóż przyroda złoży- j ła ochronę roślin w ich w łasne ręce, jeśli się tak wyrazić wolno, albowiem w m iarę zbliża- | nia się zimy, zawartość wody w roślinach zmniejsza się stopniowo. N a wiosnę ilość ta zwiększa się, i dlatego to w tym okresie ta k zgubny wpływ wywuerają przym rozki nocne.
D rugim środkiem zabezpieczającym jest, jak zaznaczyliśmy, pow łoka śniegowa, której ro la przypom ina pod pew nym względem rolę okien podwójnych w m ieszkaniach naszych.
W następującej tablicy zestawione są nie- | które tem peratury (w Akw izgranie) w dniu 15 lutego w roku, w którym ziemię pokryw a
ła gruba powłoka śniegowa, oraz w roku, w którym powłoki tej nie było wcale.
W roku, w k tó rym ziemię po
W roku, w k tó rym n ie było kryw ała pow ło pow łoki śn ie
ka śniegowa. gowej.
T e m p e ra tu ra pow ietrza . —8°,6 C. - f 11°,1 c.
„ n a pow ierz
chni ś n i e g u . . . - 2 , 4 —
Tem p. w ew n ątrz pow ło
k i w głębokości 5 cm 0°,0 —
T em p. w ew n ątrz pow ło
k i w głębokości 10 cm — 0°,5 —
T em p. w ew n ątrz pow ło
k i w głębokości 15 cm - 0 ° ,7 —
Tem p. w ew n ątrz pow ło
k i w głębokości 20 cm — 0°,6 —
T em p. tu ż pod pow łoką
śniegow ą . . . . 0 ° , 0 —
T. pod pow ierzchnią g ru n
tu w głębokości 2 5 cm 4-00,7 + 6°, 7
T . pod pow ierzchnią g ru n
tu w głębokości 55 cm + 1 °,8 + 6 0 ,3
T. pod pow ierzchnią g r u n
tu w głębokości 8 5 cm + 2 °,8 —)—6 ° , 0 T. pod pow ierzchnią g ru n
tu w g łębokości 115 cm + 3 ° , 8 + 6 ° , 2 Czyli różnica pom iędzy
te m p e ra tu rą pow ietrza a te m p e ra tu rą g ru n tu na głębokości 115 cm
w ynosiła . . . . -(-1 2 °,4 — 4°.9
Liczby te nie w ym agają kom entarzy.
R ozpatrzm y teraz nieco dokładniej, w ja ki mianowicie sposób powłoka śniegowa w y
w iera wpływ swój na tem peratury gruntu.
W przedmiocie tym B iihrer wypowiada twierdzenie: „Ochrona, której powłoka śnie
gowa udziela grantow i, znajdującem u się pod nią, potęguje się z jej grubością i to w sto
sunku takim , że ochrona, której udziela gruba w arstw a śniegu jest bezpośrednio sku
teczniejsza od ochrony, której udziela w ar
stw a średniej grubości". Do wniosku tego B iihrer doszedł drogą bezpośrednich pom ia
rów tem peratury na dolnej powierzchni po
włoki a więc tuż przy powierzchni ziemi.
W rzeczywistości jed n ak twierdzenie powyż
sze nie posiada tak ogólnego znaczenia, do jakiego rości sobie prawo. Albowiem, gdy chodzi o ochronę od zimna, to trzeba wziąć w rachubę nie tylko samę wysokość powło
ki lecz także w ew nętrzną jej budowę, jej gę
stość, której B iihrer wcale nie uwzględnia, pomimo że znaczenie tego czynnika jest mu dobrze znane, jak o tem świadczą inne jego wywody. T ak np. w arstw a śniegu świeżo spadłego zapew nia gruntow i ochronę dale
ko skuteczniejszą, aniżeli tejże grubości w ar
stw a śniegu starego, który zdołał ju ż zamie
nić się na firn.
Oto wyjaśnienie tego punktu. Przew od
nictwo cieplne śniegu zależy od ilości zaw ar
tego w nim powietrza, które jest ja k wiado
mo, bardzo złym przewodnikiem. Skutkiem tego śnieg świeżo spadły, którego płatki leżą luźno jeden na drugim , najlepiej zabezpie
czyć może g ru n t pod nim położony, a ochro
na ta traci na wartości tem bardziej, im b ar
dziej śnieg ten się stłacza pod własnym cię
żarem oraz im zupełniej w skutek topienia : się i ponownego zam arzania przechodzi w firn, stając się tem samem coraz to uboż
szym w powietrze. W edług badań Abela przewodnictwo cieplne śniegu jest proporcyo- nalne do k w adratu jego gęstości.
Opierając się na wynikach, otrzym anych w A kw izgranie w czasie śnieżnej bardzo zi
m y 1894/5, Polis znalazł następującą zależ
ność pomiędzy gęstością a przewodnictwem cieplnem powłoki śniegowej w różnych głę- i bokościach (ob. tablicę na str. 87, szp. 1).
Pozornie, według tej tablicy, przyrost cie-
^ pła, począwszy od powierzchni śniegu w dół,
; zachodzi nie zawsze proporcyonalnie do gę-
! stości. Z początku silne oziębienie zarówno i powietrza ja k i powierzchni śniegu spraw ia
Nk 6 W S Z E C H Ś W IA T 87
G łębokość śniegu cm
R óżnice
tem perat. G ęstość K alorye
0 — 5 1,4° 0 ,9 4 0 ,0 1 1 1 5
5 — 10 0 ,5° 1,73 0 ,0 0 6 7 4
1 0 — 15 1,4° 1,84 0 ,0 1 5 8 7
1 5 — 20 1 1 ° 2 ,1 2 0 ,0 2 0 4 0
2 0 — 26 1,3° 2,14 0 ,0 2 5 7 4
to, że pomimo niezmiernie małej gęstości górnej w arstw y śniegowej, warstw a ta musi utracić większą ilość ciepła. Z astanaw ia tu raptow ny przyrost ciepła na głębokości 10—15 cm , pomimo że gęstość śniegu osiąga swe m inim um dopiero w w arstw ach najniż
szych. P rzyrost ten tłum aczy się w sposób następujący. W arstw a druga posiada gę
stość względnie nieznaczną. W arstw ę tę od silnie oziębionego pow ietrza zewnętrznego przedzielają górne m asy śniegowe o gęsto- stości jeszcze mniejszej. Otóż ta warstw a druga, jako źle przewodząca, nie może we- brać w siebie, ani też oddać drogą prze
wodnictwa tego całego quantum ciepła, jakie w arstw y najniższe, lepiej przewodzące do
prow adzają z ziemi do w arstw y trzeciej, ' i dlatego też w tej ostatniej musi nastąpić
nagrom adzenie ciepła. '
O ile rolnik z radością w ita powłokę śnie
gową, o tyle znowu mieszkaniec miasta, zwłaszcza m iasta wielkiego przemysłowego spogląda na nią okiem niezbyt przyjaznem.
Przyczyną tej niechęci są liczne -utrudnienia a naw et przerw y w kom unikacyi, które czę
sto sprowadza śnieg, szczególnie, jeżeli odra- zu spadnie w większej ilości w nocy. Do tych niedogodności, które same przez się mo
gą dać się we znaki w sposób bardzo dotkli
wy, dołączają się nieraz bezpośrednie straty m ateryalne. Wobec tego powłoka śniego
wa w większości wypadków tylko przez czas krótki przyozdabia ulice m iasta, z których staram y się ją usunąć możliwie szybko.
W A kw izgranie usuwaniem śniegu zajm u
je się zarząd m iasta. K oszt tych robót ule
ga oczywiście wielkim wahaniom, które za
leżą nie tylko od ilości śniegu, lecz także od obranej m etody usuw ania go oraz od wyso
kości płacy roboczej.
K o s z t u s u w a n i a ś n ie g u w A k w i z g r a n i e .
L a ta
Marki
L a ta
Marki
L a ta 13 5 1889 - 90 326 1894 - 95 9149 1898 - 99 273 18 9 0 - 91 3835 1895—96 837 1899-1900 4791 1891—92 2310 1896-97 6425 1900-1901 18391 1892-93 4638 1897 - 98 1558 1901—1902 4814 1893-94 1179
W idzimy więc, że gdy w zimie 1898/99 zużyto na cel powyższy tylko 273 a w zimie 1899/90 tylko 326 marek, to w śnieżne zimy 1894/95 i 1900/01 w ydtki, związane z usu
waniem śniegu, dosięgły 9149 i 18391 m arek a więc sum, które poważnie obciążają budżet miejski.
Co dotyczę metody usuwania śniegu, to dawnemi czasy w Akwizgranie postępowano w ten sposób, że śnieg wywożono za miasto i tem wysypywano go na nieuprawne kaw ał
ki gruntu a także wrzucano do koryta rzeki.
Od czasu gdy przed laty 10 przystąpiono do całkowitej przebudowy kanałów miejskich, zaczęto, w miarę posuwania się tych robót, wrzucać śnieg z najbliżej położonych ulic wprost do nowego kanału. Rzecz jasna, że
| tej prostej a wybornej m etody użyć można jedynie tam , gdzie się ma do rozporządzenia kanały obszerne oraz w ystarczającą ilość j wody do topienia i unoszenia wrzucanego śniegu. W Akwizgranie, gdzie jed na sieć
! kanałów wbiera w siebie wodę z okolicznych strum ieni, druga zaś—nieczystości miejskie, do spławiania śniegu służą głównie kanały pierwszej kategoryi, aczkolwiek w pewnej mierze funkcyę te pełnią i niektóre większe I kanały drugiej kategoryi.
Ilość wody, otrzym ana jednorazowo ze stopionego śniegu, ulega tak wielkim w aha
niom, że sumienne uwzględnienie jej w obli
czaniu przekrojów kanałowych przedstaw ia zadanie bardzo trudne. Na szczęście p rak tyka wykazuje, że obliczenie takie nie jest bynajm niej niezbędne. W rzeczy samej, przez cały czas stosowania tej metody usuw ania śniegu w Akwizgranie nie zdarzyło się, by woda, otrzym ana ze stopionego śniegu wy
wołała zalanie piw nic—z. wyjątkiem paru przypadków, w których stwierdzono jaw ne
88 W SZ E C H ŚW IA T JMe 6 pogwałcenie ogólnych przepisów policyjnych
dotyczących kanalizacyi.
W ogóle w bardzo wielu zagadnieniach te c h nicznych powłoka śnieżna j e s t czynnikiem , w ym agającym gruntow nego bardzo uw zglę
dnienia. J a k wiadomo, śniegi w górach są głównemi dostawcami, rzek i strum ieni.
Nadto, powłoka śniegowa nagrom adza w sta nie skupienia stałym ogrom ne ilości wody, które w razie nagłej odwilży szybko m uszą znaleść sobie ujście, jeżeli nie m ają sprow a
dzić powodzi. T ak np. w dniu 25 lutego 1901 r. w kotlinie A kw izgrańskiej, mającej około 49 Jem2 powierzchni, znajdow ało się około 28 milionów m etrów sześciennych wo
dy w postaci śniegu, k tó ry w razie rap to w nej odwilży wywołałby niechybnie wielką powódź w dolinie miejscowej rzeki.
Że wszystkie te wielkości starannie uw zglę
dniać należy, gdy chodzi o regulacyę rzek i tem u podobne prace, nad tem szeroko roz
wodzić się nie potrzeba. Poniew aż w w ięk
szych przedsiębiorstwach, opartych na u ż y t
kow aniu z wody, um iejętne wyzyskanie is t
niejących jej zapasów m a znaczenie pierwszo
rzędne, większe zaś ilości wody spływ ają w doliny właśnie w czasie roztopów, przeto należy starać się o to, żeby zapasy powyższe | były o ile możności wyczerpane przed n a stą pieniem tego okresu, a więc w lutym i m ar
cu, czyli żeby poziom wody w zbiornikach był o tej porze nizki. W ten sposób z je d nej strony zapobiega się niepotrzebnem u przelew aniu się wody przez brzegi zbiorni
ków, a z drugiej strony um ożliwia się w yzy
skanie wszystkiej wody, jak a znajduje się w naszem rozporządzeniu. N adto, n apeł
niwszy zbiorniki w czasie właściwym, bę
dziemy m ogli bez obawy stra ty przetrzym ać okres od czerwca do sierpnia, w którym m o
żna liczyć na skrom ny tylko dopływ. W o
da, napływ ająca w okresie od marca do czerwca, starczy ledwie na pokrycie s tra t j norm alnych codziennych i nie może wpłynąć w sposób znaczniejszy na poziom w zbiorni
ku, t. j. nie może wytw orzyć zapasu, n :e- zbędnie potrzebnego w czerwcu i lipcu.
Głów ną rolę odgryw a tu woda, zebrana w czasie roztopów; ulewy letnie m ają znacze
nie drugorzędne.
Z przyczyn powyższych inżynierowi-spe- cyaliście wtedy dopiero wolno jest przy stą
pić do w ypracowania projektu, gdy może ju ż wprowadzić do swych obliczeń (najlepiej na podstaw ie uprzedniego obrazu k a rto g ra
ficznego)— zarówno za epoki większe, jak i za m niejsze okresy— wyniki liczebne, doty
czące nie tylko deszczów wogóle i ulew let
nich w szczególności, ale także trwałości, wysokości i gęstości powłoki śnieżnej—to wszystko na podstawie spostrzeżeń gęstej sieci stacyj meteorologicznych. J a k wiado
mo, przez gęstość śniegu rozumiemy odw rot
ność jego głębokości właściwej; ta ostatnia [ przedstaw ia wysokość takiej w arstw y śnie- j gowej, z której woda daje wysokość rów ną 1.
| T u należy zauważyć, że według licznych po- j m iarów, dokonanych w różnych miejscowoś
ciach, średnia gęstość śniegu wynosi 0,10 do 0,08; to znaczy, że w arstw a śniegu, świeżo spadłego, gruba na 10 - 12 cm, daje warstw ę wody wysoką na 1 cm. Zresztą, jak to łatw o przewidzieć można, w poszczególnych przy
padkach otrzym ujem y wartości bardzo I różne.
Pierwszym , który pom iary powłoki śnie
gowej włączył w szereg obowiązkowych ob- serwacyj sieci meteorologicznej, był baw ai- czyk C. Lang. Niebawem te same prace podjął Królewski In sty tu t M eteorologiczny Pruski, przyczem metoda pom iarów została rozszerzona i udoskonalona. Do mierzenia grubości warstwy śnieżnej służy, obok zwy
kłej m iarki centym etrowej, próżny cylinder Hellm annowski, który w razie znacznej g ru bości warstw y jest przyrządem wprost nie
zbędnym. Dawniejsze przyrządy nierucho
me zarzucono dziś zupełnie i to nie bez po
wodu. Do oznaczania gęstości używa się bądź zwykłego deszczomierza H ellm anna, bądź też tak zwanego wycinacza śniegu po
m ysłu tegoż badacza. Jednym lub drugim z tych przyrządów wycina się z powłoki w a
lec śniegowy, którego wysokość została zmie
rzona zawczasu. Po stopieniu tego śniegu oznacza się wysokość wody zapomocą zwy
kłej m iarki deszczowej, przyczem zachodzi równanie: (a mm wysokości w o dy ): (b cm wy
sokości śniegu)r=x mm wody na centym etr wysokości śniegu.
Do oznaczania gęstości poszczególnych w arstw danej powłoki śnieżnej użyć można przyrządu Polisa; w przyrządzie tym przez I wetknięcie kilku poziomych zasuw czyli szy-
JM 6 W S Z E C H ŚW IA T 89 brów można rozdzielić całą wysokość powło- !
ki na w arstw y o grubości 5 cm.
Tłum . S. B.
PRZYCZYN EK
D O M A P Y A R C H E O L O G I C Z N E J GUB. R A D O M SK IEJ.
W ykaz stanow isk archeologicznych (przedhisto
rycznych), nad rzeką Radomką.
W latach 1902, 1903 i 1904 wraz z reda
ktorem Szczęsnym Jastrzębow skim (częściowo z zapomogi kasy Mianowskiego, przeważnie jednak kosztem własnym) prowadziłem po
szukiwania archeologiczne wzdłuż brzegów rz. Radomki.
R ezultaty drukowałem w M ateryałach Komisyi Antropol. archeolog, i etnograf Aka
demii Umiejętności w Krakowie T. V II i T.
V III, Dz. I.
Obecnie zestawiłem spis alfabetyczny sta
nowisk.
1) Bartodzieje gub. Radom., pow. Radom., gm. Jedlińsk, paraf. Lisów — kurhany (zniszczone ze szkieletami) oraz ceramika przedhistoryczna, lewy brzeg rz.
2) Brudnów , gub. Radom., pow. Radom., gm. i paraf. W ieniawa, stacya krzemienna i osada przedhist. —ceram ika ty p u bronz-żela- zo, lewy brzeg rz.
3) Brzoza, gub. Radom., pow. Kozienicki, gm. Brzoza, paraf. Brzoza, pola urn grzebal
nych, stacya krzem ienna, osada przedhist., bursztyn, praw y brzeg rz.
4) Gackowice, gub. Radom., pow. Radom., gm. Wolanów, paraf. Jarosław ice, stacya krzemienna i osada przedhistoryczna, pra
wy brzeg rz.
5) Głowaczów, gub. Radom sk., pow. K o
zienicki, gm. M aryampol, paraf. Głowaczów, pole urn grzebalnych i bronzy, lewy brzeg rzeki.
6) Goryńska Wola, gub. Radom., pow.
Radom., gm. Jedlińsk, paraf. Goryń stary, okrzoski, lewy brzeg rz.
7) Goryń stary, gub. Radom., pow. Radom., gm. Jedlińsk, paraf. Goryń, stacya krze
mienna, osada przedhistoryczna, lewy brzeg rzeki.
8) Gózdek, gub. Radom., pow. Radom, gm. Wielogóra, paraf. Wsola, ceram ika — żużle, praw y brzeg rz.
9) Gulin, gub. Radom., pow. Radom., gm.
i paraf. Zakrzew Kościelny, ornam. ceram.
pasow y—okrzoski, praw y brzeg rz.
10) Gulin i Gulinek, gub. Radom., pow.
Radom., gm. i paraf. Zakrzów Kościelny.
Wielkie cmentarzysko żarowe, pole urn grze
balnych z okresu żelaza, stacya krzemienna, narzędzia neolityczne kamień., praw y brzeg rzeki.
11) Jastrzębia, gub. Radom., pow. R a
domski, gm. Kozłów, paraf. Jedlnia, stacya krzemienna, praw y brzeg rz.
12) Jastrzębia stara, gub. Radom., pow.
Radom., gm. Kozłów, paraf. Jedlnia, cera-
| m ika i okrzoski, praw y brzeg rz.
13) Kamińsko, gub. Radom., pow. Rad., I ceram ika typu bronz-żelazo, okrzoski, strza- I ły kamienne, ślad żelaza, praw y brzeg rz.
14) K lw aty, gub. Radom., pow. Radom.,
| gm. Kuczki, paraf. Wsola, stacya krzem ien
na, praw y brzeg rz.
15) Kochanów, gub. Radom., pow. Rad.,
; gm. i paraf. W ieniawa, lewy brzeg Radom ki, stacya krzemienna i ceramika przedhist.
— nieco bronzu.
16) Konary, gub. Radom., pow. Radom., gm. W ieniawa, paraf.M niszek. Skarb bronzo- wy w 1899 roku (niewiadomo gdzie umiesz
czony), ceramika typu grodziskowego, prawy brzeg rz.
17) Maryanowice, gub. Radom., pow. R a
domski, ceramika typu bronz-żelazo — na
rzędzia neolityczne, prawy brzeg rz.
18) Mleczków, gub. Radom., pow. Radom., gm. Zakrzew Kościelny, paraf. Cerekiew, stacya krzemienna, praw y brzeg rz.
19) Mniszek, gub. Radom., pow. Radom., gm. Wolanów, paraf. Mniszek, praw y brzeg Radomki, stacya krzemienna i pole urn grze
balnych, praw y brzeg rz.
20) Monkosy Stare, gub. Radom. pow.
Kozienicki, gm. i paraf. Jedlnia — k u rh a
ny (2 zrujnowane a 2 w lesie nienaruszone), ceramika typu grodziskowego—okrzoski, pra
wy brzeg rzeki.
21) Monkosy Nowe, gub. Radom., pow.
Kozienicki, gm. i paraf. Jedlnia, ceramika typu bronz-żelazo, prawy brzeg rz.
90 W S Z E C H Ś W IA T JMe 6 22) Oblass, gub. Radom , pow. Radom.,
gm . W olanów, paraf. P rzyty k . Miecz żela
zny rytualnie zgięty, nożyk żelazny, g ro t od dzidy żelazny, urna i przystaw ki typu żela
zo, cm entarzysko epoki L a Tene — ważne ze względu na to, że stanowi jedno z ogniw linii wskazującej posuwanie się grobów tego ty p u ku wschodowi od północo-zachodu.
Dom niem any szlak Gotów z nad B ałty k u ku Dunajowi, praw y brzeg rz.
23) Ossów, gub. Radom., pow. Radom ., gm. i paraf. Błotnica, okrzoski, lewy brzeg rzeki.
24) Owadów, gub. Radom ., pow. Radom ., gm. Kozłów, paraf. W sola, stacya krzem ien
na i osada przedhistoryczna, praw y brzeg rzeki.
25) P rzytyk, gub. Radom ., pow. Radom ., gm. i paraf. P rzytyk, ceramika ty p u bronz- żelazo, praw y brzeg rzeki (cmentarz żydow ski).
26) Rogowa, gub. Radom ., pow. Radom ., gm. W olanów, paraf. Mniszek, pole urn grze
balnych, ceram ika ty p u bronz-żelazo, praw y brzeg rz.
27) Rogózki, gub. Radom ., pow. K ozienic
ki, gm. M aryam pol, paraf. Głowaczów, pole u rn grzebalnych typu bronz-żelazo, stacya krzem ienna, lewy brzeg rzeki.
28) Ryczywół, gub. Radom ., pow. Kozie
nicki, gm. Świerze-Górne, stacya krzem ien
na, ceram ika ty p u bronz-żelazo, bronzy—
frag. żelazne, praw y brzeg rzeki.
29) Skrzyńsko (stare), gub. Radom ., pow.
Opoczyński, gm. i paraf. Skrzyńsko, ceram i
ka przedhist., ślady grodziska „dworca D u nina", lewy brzeg rzeki.
30) Skrzynno, gub. Radom ., pow. Opo
czyński, gm. i paraf. Skrzynno, ceram ika przedhistoryczna, lewy brzeg rz.
31) Sokolniki Suche, gub. Radom ., pow.
Radom ., gm. W ieniaw a, paraf. Skrzynno.
Stacya krzem ienna i osada przedhist., lewy brzeg rzeki.
32) Staw ki, gub. Radom ., pow. Kozienic
ki, gm .: Bobrowniki, paraf. Głowaczów, ce
ram ika przedhistoryczna, lewy brzeg rzeki.
33) W ielogóra, gub. Radom ., pow. R a domski, gm ina W ielogóra, paraf. Wsola.
Okroszki, ceramika bez w ybit. typu, praw y brzeg rzeki.
34) W ilczkowice, gub. Radom., pow. K o zienicki, gm . Świerze-Górne, (zobacz Ryczy
wół), praw y brzeg rz.
35) Zameczek, gub. Radom ska, pow. Opo
czyński, gm. i paraf. P rzytyk , okrzoski i ce
ram ika przedhistoryczna, lewy brzeg rz.
36) Zakrzów Kościelny, gub. Radom ska, pow. Radom ., gm. i paraf. Zakrzów Kościel
ny, ceram ika przedhistoryczna, praw y brzeg rzeki.
37) Zbożenna, gub. Radom., pow. Opo
czyński, gm. i paraf. Skrzyńsko, ceram. ty pu grodziskowego, lewy brzeg rzeki.
Rzeka Radom ka (Radomierza, Radomierz, I Radom ica, Jedlińska woda, P rzytycka rzeka,
K alina) m a długości 73 wiorsty.
Zbadałem z tego 66 wriorst, na której to przestrzeni ustanowiliśm y 37 stanow isk
i przedhistorycznych na 45 wydm ach piasz-
J czystych. Świadczy to o gęstości zaludnie
nia (jedno stanowisko na 733 sążnie) w epo
kach przedhistorycznych.
Pod względem epoki większość stanow isk odnieść można do czasów bronz-żelazo i do późno-grodziskowych.
W ażnem jest tu istnienie rozległych pól u rn grzebalnych (champs d ’urnes, Urnenfel- der) np. Gulin-Gulinek, Brzoza, co np. Dr.
L ubor Niderle, Lidstvo v dobe pfedhisto- ricke,P raha, 1893, uważa za właściwość ściśle słowiańską.
Ma też znaczenie znalezisko miecza żelaz- nego rytualnie zgiętego w Oblasie. W yko
palisko to wiąże się z wykopaliskiem ś. p. Ja- gm ina w Łęgonicach nad Pilicą, mojem w K o
morowie pod Rawą, z wykopaliskiem w Kę- blinie pow. Brzeziński, gub. Piotrkow ska, (opracował prof. Dr. W łodzimierz Demetry- kiewicz) oraz z wykopaliskiem w Paruszewi- cach pod W łocławkiem, badał Stołyhwo.
Można wykopalisko to powiązać i ze znale
ziskiem z pod W ierzbnika (nieopracowane
i naukowo).
Jeżeli jed n a stosunkowo niewielka rzeczka zbadana dała niezły m ateryał archeologicz
ny, to ośmielę się twierdzić, że badanie rzek innych, np. w opoczyńskiem może dać bar
dzo doniosły m ateryał. N aturalnie, że wszel
kie prace tego rodzaju u nas rozbijały się
i o zupełny brak m oralnego i m ateryalnego
JMŚ 6 W SZ E C H ŚW IA T . 91 poparcia, a przecież tylko dokładna i wszech
stronna znajomość w łasnego kraju może być potężnym czynnikiem ukochania tego szma
tu zamieszkałej przez nas prasłowiańskiej ziemicy.
Afaryan W mor jeniecki.
W PŁYW PR O M IEN I ŚW IETLN YCH NA PO DZIAŁ KOMÓRKI.
Okulista Hertel z Jeny, lecząc procesy ropne w rogówce królika zapomocą promie
ni świetlnych, zauważył, że zagojone w ten sposób ropienia pozostawiały po sobie bardzo nieznaczne blizny. Te same wyniki dawała terapia promieniami pozafioletowemi w przy
padku procesu ropnego w rogówce człowie
ka (Ulcus serpens). Badanie anatomiczne tego zjawiska wykazało silne pomnożenie figur podziału w nabłonku i znaczne rozrastanie się ciałek rogówkowych substancyi zasadni
czej. T aka proliferacya komórek tk an k o wych powodowała właśnie w danym przy
padku powstawanie nieznacznych blizn po procesach ropnych.
K orzystny w pływ prom ieni świetlnych na proces podziału komórek, jaki tu należało przypuścić, nasuw ał się przez analogię z wpływem prom ieni cieplnych. W celu sprawdzenia, czy istotnie i ja k promienie świetlne działają w danym razie, H ertel przedsięwziął szereg badań nad takiemi ob- jektam i, które dawały mu możność oświet
lania oddzielnych kom órek i bezpośredniego porów nyw ania zachodzących zjawisk z ogól
nie znanym norm alnym przebiegiem podzia
łu. Do tego rodzaju objektów należą sztu
cznie zapłodnione jaja jeżowców, z których badacz w ybrał gatun ek E chinus m icrotuber- culatus.
W pierwszym szeregu doświadczeń H ertel badał wpływ widma rozszczepionego, a m ia
nowicie 1) jego części poza fioletowej i 2) pro
mieni widocznych. Źródłem części pozafio- letowej były promieni 280 jajj. z widma iskry magnezowej, dla doświadczeń z częścią wi
doczną widm a badacz używał t. zw. lampy Dermo z ochładzanem i elektrodam i żelazne- mi. W idmo (bardzo niewielkich rozmiarów)
rzucano w ten sposób na naczynie z jajkam i, że tylko część ich znajdow ała się w obrębie jego działania,, a reszta—nieoświetlona—słu
żyła w celach kontroli (pozatem była w tych samych w arunkach, w jakich część oświetlo
na). Drogą drobiazgowego umiejscowiania obudwu grup jajek uniemożliwione zosta
ło zmieszanie części oświetlonej z nieoświe
tloną.
Doświadczenia ze światłem pozafioleto- wym H ertel rozpoczął od zastosowania pro
m i e n i m a g n e z o w y c h 280 jajj. o bardzo W y s o
kiem natężeniu (prąd pierw otny 2,5 amp., in- duktoryum o iskrze 20 cm, 2 butelki lejdej
skie w prądzie wtórnym, długość iskry po
między elektrodam i magnezowemi^=:3 mm).
A utor oświetlał tem i promieniami jajka za
płodnione w przeciągu 7 m inut. Po upły
wie przeszło godziny ja jk a nieoświetlone znajdow ały się w stadyum dw u kul podzia
łu, oświetlone zaś jeszcze się nie zaczęły dzie
lić. Po 17 godzinach od czasu zapłodnienia jajk a nieoświetlone w ytorzyły już blastulę z rozpoczynającą się w niej gastrulacyą — oświetlone zaś leżały na dnie w stanie zupeł
nego zwyrodnienia — okazało się więc, że światło tego natężenia zabija zupełnie komór
ki jajow e (analogicznie ze zbyt wysoką tem peraturą). W dalszym więc ciągu doświad
czeń autor używał św iatła mniej intensyw nego. K iedy zastosowano promienie m agne- zyowe 270 [j.|i o dwa razy słabszem niż poprzednio natężeniu, po oświetlaniu trw a- jącem 5 minut, okazało się, że gdy jajka nie
oświetlone znajdowały się w stadyum dwu kul podziału, jajk a oświetlone w tym czasie nie zdradzały ani śladu brózdkowania — do
piero po upływie przeszło dwu godzin nie
które z nich okazywały pewną skłoność do podziału, który jednak postępował bardzo powoli i nie doszedł dalej jak do sta
dyum 2 kul przewężnych, część zaś ko
mórek jajow ych wcale nie rozpoczęła brózd
kowania. A więc promienie pozafioletowe tego natężenia działają h a m u j ą c o i szkodli
wie na proces podziału komórkowego. P ro mienie magnezowe 280 o natężeniu trzy razy słabszem niż w pierwszem doświadcze
niu wykazały również działanie hamujące chociaż w miejszym stopniu, gdyż niektóre z jajek dochodziły do s t a d y u m 4 kul prze- w ężnyth. Dalsze doświadczenia ze świa
92 W S Z E C H ŚW IA T
tłem jeszcze słabszego natężenia Hertel przed
siębrał z jajkam i, które już przedtem w stąpi
ły w stadyum brózdkowania. Okazało się, że promienie 280 p.p. o natężeniu, ja k w o stat- niem z poprzednich doświadczeń zastosowane w przeciągu 5 m inut, po upływ ie l 'l/ 4 godz.
od czasu zapłodnienia, a 1/i od czasu pierw
szego podziału—podziałały na część kom ó
rek zabój czo (um arły po upływ ie l x/2 godz.
od czasu oświetlenia), u niektórych opóźniły stadyum 4 kul przewężnych o 43 m inuty, u innych zaś naw et stadyum 2 kul podziału o 47—71 min. Dwa ja jk a zachow ywały się oryginalnie, gdyż ich połowy oświetlone obum arły i rozpłynęły się, gdy tymczasem połowy nieoświetlone rozw ijały się dalej choć bardzo powoli.'
Dalsze doświadczenia ze światłem pozafio- letowem, dokonane w różnych w arunkach co do natężenia św iatła, czasu rozpoczęcia oświetlania i jego trw ania w ykazały zgod
nie, że światło pozafioletowe działa ham ują
co na podział jajka, bez względu na to, czy znajdowało się w stadyum je d n o —czy wielo- komórkowem; bardzo intensyw ne i długo
trw ałe oświetlanie działa na ja jk o zabójczo—
pod tym względem jajko, które ju ż rozpoczę
ło brózdkowanie, je s t mniej w ytrzym ałe od ja jk a jednokom órkowego. Doświadczenia, z częścią widma widoczną, a mianowicie z promieniami niebieskiemi (440 p.p.), zielone- mi (523 |j.;j.) i żółtem i (558) w ykazały rów nież ich działanie ham ujące, chociaż pomimo intensywności oświetlania stadya podziału opóźniały się stosunkowo bardzo nieznacz
nie— przy tem okres zarysowy wania się wcię
cia protoplazm atycziiego następow ał dosyć szybko, opóźniał się jedjuiie proces zupełne
go przew ężania się zaród zi. A ni razu nie skonstatow ano śmierci jajk a lub zupełnej u tra ty brózdkowania. Doświadczenia z j a jam i uczulonemi zapoinocą eozyny w y k aza
ły, że eozyna sama przez się nie działa szko
dliwie na proces brózdkowania, w przypadku zaś ośw ietlania wzm aga ham ujące działanie światła.
Drugi szereg doświadczeń H ertel przedsię
wziął z wpływem św iatła słonecznego i św ia
tła rozproszonego. J a jk a zapłodnione, w y
staw ione na bezpośrednie działanie prom ieni słonecznych, rozw ijały się powolniej, niż ja j
ka normalne. Przeciwnie, pod wpływem :
św iatła rozproszonego (izolowane od bezpo
średnich promieni słonecznych) jajka nie ulegały żadnym zmianom widocznym i roz
w ijały się zupełnie tak samo, jak jajk a pozo
staw ione w ciemności. Inaczej rzecz się m ia
ła z jajkam i uczulonemi zapomocą eozyny:
na nie naw et św iatło rozproszone działało szkodliwie i opóźniało w nich proces brózd
kowania (eozyna sama przez się, ja k w ia
domo z poprzednich doświadczeń, nie działa szkodliwie na proces podziału).
Z całego szeregu doświadczeń okazało się więc, że promienie świetlne (przynajm niej w razie pewnej ich intensywności, która w każdym poszczególnym przypadku trudno daje się określić) działają ujem nie na po
dział komórek. Póki nie okaże się więc, że w innych kom órkach (poza jajkam i jeżow ców) zachodzi zjawisko wręcz przeciwne, na
leży przypuszczać, że proliferacya tkanek, któ
rą H ertel zauw ażył w przypadku terapii świe
tlnej Ulcus serpens—nie jest zależna od bez
pośredniego korzystnego wpływu św iatła na proces podziału komórkowego, lecz od in nych dotąd nieznanych, pośrednio działają
cych czynników. A. E.
(Z eitschr. f. allg. P hysiologie).
P R Z Y C Z Y N E K DO
K W E S T Y I W P Ł Y W U K L IM A T U NA P O S T A Ć I B Y T O W A N I E R O Ś L I N 1).
W m aju ro k u 1897 w okolicach P o łtaw y zna
leziono osobniki z rodzaju zw ykle jednorocznej b a b k i, m ianow icie P la n ta g o ten u ifo ra W . K . z d w ojakiego rodzaju kłosam i. J e d n e z ty c h o statnich b y ły przeżytkiem poprzedniego okresu rostow ego roku m inionego, g d y inne b y ły w ytw o
rem now ym , d obytkiem chw ili przeżyw anej. O ba rodzaje kłosów z łatw ością odróżnić było można, gdyż te, k tó re przezim ow ały, w yróżniała krótkość osady i szypułki a nad to i szerokość przy k w iat- ków (rys. 1). Pow yższe cechy zarówno ja k i p rzekształcenie się zw ykle jednorocznej rośliny w w ieloletnią zdaniem prof. C yngera, k tó ry się zajm ow ał zbadaniem przyczyn zjaw iska tego, b y ły w ynikiem chłodów w iosennych w ro k u 1896 i zimnego, a stosunkow o dość d żystego lata. P ie rw sze w płynęły decydująco na w ym iary k ró tk ic h kło-
*j Rzecz ogłoszona przez N. C yngera w pracach U n iw ersytetu K ijow skiego w roku 1905.
93
sów, k tó re w niskiej te m p eratu rz e nie m ogły się należycie rozw inąć, d ru g ie zaś zm usiły roślinę pozbaw ioną możności w ysiania nasion na sk u te k nieprzyjaznych po tem u w arunków m eteorologicz
nych, do przezim ow ania i w yczekania lepszych czasów.
C y n g e r zw raca w reszcie uw agę na szczególne podobieństw o w yrosłej w 1905 roku P lan ta g o ten u iflo ra do b y tu jącej na w yspie O land w S k an dynaw ii w podobnych zupełnie w arunkach, ja k ie wówczas panow ały naokół P ołtaw y , P la n ta g o mi
nor F r (rys 3). Z daniem je g o różnice pomiędzy obu tem i gatunkam i należy przypisać w yłącznie tylk o w arunkom , w jak ich one w chw ili obecnej b y tu ją .
Z powyższego przeto w ynika, że 1) P la n ta g o tenuiflora W . K. (rys. 2 ) nie należy bynajm niej
do roślin raz ty lk o kw itnących; jeśli w arunki b ytu pozwolą żyć je j, zdolna je s t ona kw itnąć pow tórnie i owocować poraź d rugi, 2 ) że na jej jednoroczność w płynęły bezpośrednio susze letnie panujące, zw ykle w miejscach endem icznego jej w R ossyi w ystępow ania; 3) ze w reszcie zimę na
w et dość ostrą, w y trzy m ać może, a rozw ijając się w tem peraturze niskiej tw orzy kłosj- krótkie, pę
kate z szerokiem i p rzykw iatkam i i inałą ilością nasion w toreb k ach . P odał Z. W.
— 0 kata lazach różnych gatunków k rę g o w ców. J a k wiadomo od czasu T h en a rd a i Schon- beina, w w łóniku krw i i we k rw i defibrynow anej I znajduje się enzym, rozkładający w odę utlenioną:
enzym ten przez L oeba nazw any został katalazą.
Otóż pierw szy S en te r dow iódł, że katalaza nie- k tó r3’ch kręgow ców , ogrzew ana w przeciągu pół godziny do te m p e ra tu ry 63°, trac i sw ą w łas
ność katalityczną, gdy natom iast katalaza ludzka zachowuje ją w tych sam ych w arunkach. Van Ita lie z U trec h tu b ad ał zachowanie się całego sze
regu katalaz w zględem te m p e r a t u r , aby tą d ro gą znaleść sposób odróżniania oddzielnych ich
Fig. 3.
KRONI KA NAUKOWA.