• Nie Znaleziono Wyników

tM 2.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "tM 2."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

tM 2. Warszawa, d. 10 Stycznia 1886 r. T o m V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA , , W S ZE C H Ś W IA TA .“

W W a rs z a w ie : rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą p o c zto w ą : rocznie „ 10 półrocznie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata i we w szystkich k sięg arn iach w k ra ju i zagranicą.

K om itet R ed a k cy jn y stanow ią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J . A leksandrow icz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, WŁ K wietniew ski, J . N atanson,

D r J. Siem iradzki i mag. A. Ślósarski.

„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch tre ść m a jakikolw iek zw iązek z n auką n a następu jących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 '/i,

za sześć następnych razy kop. 0, za dalsze kop. 5.

iLdres ZRed-siłscyi: Podwale USTr ■€= no w y.

Ptasznik zabijający kolibra. Wielkość naturalna.

(W edług szkicu p. Ed. Andre i okazu przywiezionego z Nowej Grenady).

(2)

18 W SZECHŚW IAT. N r 2.

P A J Ą K

K A R M IĄ C Y S IĘ P T A S Z K A M I

P R Z E Z

Augusta Wrześniowskiego.

P a ją k i należą do zw ierząt najm niej dla nas pociągających. Pospolicie nie lubim y ich, niezdając sobie spraw y ze swój nie­

chęci, a osoby nerw ow e z zupełną nieśw ia­

domością powodów, bardzo naw et obaw iają się tych drobnych zw ierzątek i na ich w i­

dok oddają się niczem niew ytłum aczonem u przerażeniu. T ru d n o praw dziw ie pojąć j a ­ kim sposobem p ająk i m ogły sobie zjednać tak pow szechną nieprzychylność; w praw dzie nie są one piękne, w praw dzie mogą p o p la­

mić kałem rozm aite przedm ioty, ale z d ru - giój strony, w yjąw szy najw iększe g atu n k i zw rotnikow e, nigdy nam krzy w d y nie w y­

rząd zają, a natom iast tępieniem rozm aitych owadów szkodliw ych lub uprzy k rzo n y ch praw dziw ą przynoszą nam korzyść. Jed n o tylko można pająkom zarzucić, .że są nieto- w arzyskie i chętnie ho łd u ją kanibalizm ow i, pożerając się wzajem nie. Jestto szp etn a w a­

da, dosyć je d n a k pospolita pom iędzy dzikie- mi ludam i. B ądźcobądź, zam iast bezw ie­

dnie p ająki nienaw idzić lu b u p a try w a ć w nich przedm iot obaw y i p rzerażenia, ros- sądniej uczynim y, bliżej nieco zapoznając się z ich budow ą, a zw łaszcza obyczajam i.

P a ją k i właściwe, t. j . p ająki zw ykle ozna­

czane tem mianem , m ają ciało złożone tylko z dw u części: przedniej czyli głow otu łow ia i tylnój czyli odw łoka. G łow o tułów o trz y ­ m ał nazw ę z powodu, że sk ład a się z p ier­

ścieni głowy i pierścieni tu ło w ia połączo­

nych w jed n ę całość, której skład p o zn a je­

my z przyczepionych do niej przysadek.

T ych ostatnich głow otułów posiada sześć p ar. P ierw szą p arę tw orzą szczękorożki, osadzone na przodzie głow otułow ia; każdy szczękorożek składa się z grubego członka podstaw ow ego i osadzonego na nim ru c h o ­ mego, zaostrzonego i zgiętego szpona. P rz y w ierzchołku szpona znajduje się otw orek będący ujściem g ru czo ła jadow ego m iesz-

j czącego się częścią w głowotułowTiu, częścią w członku nasadow ym szczękorożków. T ak

J więc są to przyrząd y jado w e; zapomocą nich

| p ająk i ranią zdobycz i za tru w ają ranę kro­

p elk ą jad u . W ten sposób zabijają one zw ierzęta służące im za pokarm . Jed nem słowem pająki są jadow ite, lecz pospieszam

j dodać, że w szystkie nasze g atu n k i zbyt są

| m ałe, aby m ogły chociażby skórę naszą przebić, zatem nie mogą nam szkodzić i swój ja d zużyw ają je d y n ie na zabijanie owadów i inn ych pająków . N a dolnój stronie gło ­ w otułow ia, po bokach gęby, znajd u ją się dw ie szczęki, każda z głaszczką, t. j. ze sta- w owatym wyrostkiem podobnym do m ałej nóżki. Dalej ku tyłow i, także na dolnej pow ierzchni głow otułow ia, są osadzone czte­

ry p a ry nóg, każda zakończona pazurkam i.

G ó rn ą pow ierzchnię głow otułow ia pokryw a jed n o ciąg ła tarcza, na której są osadzone trz y do czterech p ar oczów. Liczba, stosun-

j kow a wielkość i sposób rozłożenia oczów w ażną odegryw ają rolę w klasytikacyi pa­

jąk ó w .

O d w łok pająków je s t m niej więcej g r u ­ by, p rzy nasadzie znacznie zwężony, szy- pułkow aty. N a tylnym jego końcu, koło odbytu znajd u ją się wyrostki brodaw kow a- te zw ane brodaw kam i przędnem i. K ażda bro d aw k a je s t n a w ierzchołku przed ziu ra­

w iona licznemi otw orkam i o brzegach r u r ­ kow ato wyciągniętych. N a w szystkich bro­

daw kach znaj duje się niekiedy do 1 000 ru rek, (u k rzyżaka czasami zaledw ie 100). W ierz­

chołkow e te ru rk i są ujściam i licznych g ru ­ czołów przędnych, położonych w odw łoku i w ydzielających lepką ciecz, która na po­

w ietrzu bardzo szybko tężeje na cieniutkie niteczki pajęczynow e. Zapom ocą grzeby- kow atych pazurków p ająk skręca niteczki w je d n ę nić pajęczyny, lecz stosownie do p otrzeb y skręca niteczki wychodzące ze w szystkich lub z niektórych tylko ru rek;

tym sposobem pow stają nitki pajęczyny ro- zm aitój grubości.

P a ją k i używ ają nitek pajęczynow ych na tkaniny rozm aitego przeznaczenia. B ardzo często tk an in a służy za sieć do łowienia owadów, k tóre więzną w pajęczynie i tym sposobem stają się łatw ą zdobyczą pająka cierpliw ie czekającego na zdobycz. Tego

| rod zaju pajęczyny m ają się składać z nitek

(3)

N rj2.

dwojakiego rodzaju: suchych, po których paj.ąk biega i lepkich, zatrzym ujących zdo­

bycz. K ształty sieci bardzo są rozmaite.

Do najlepiej znanych należą sieci pionowe, złożone z prom ienisto roschodzących się ni­

tek, połączonych nitkam i spiralnie obiegają- cemi koło środka tkaniny. P a ją k siedzi po­

środku sieci, trzym ając pazurkam i prom ie­

nisto roschodzące się nitki. P rzy k ład u ta ­ ki ćj pajęczyny dostarcza powszechnie znany krzyżak, będący najw iększym naszym pają­

kiem. P a ją k domowy, rospościerający swe pajęczyny w rogach pokoi, po sieniach, w oknach lub drzw iach, snuje sieć gęstą, mni^j więcej pionow ą, złożoną z licznych, nieregularnie pokrzyżow anych nitek, a sam czatuje w rurce pajęczynow ej, utkanej na brzegu sieci. Sieci innych jeszcze pająków mniej są regularne. W iele bardzo pająków sieci wcale nie snuje, lecz zdobycz napada i siłą pokonyw a, pom imoto nie są one po­

zbawione przyrządów przędnych, lecz p aję­

czyny używ ają tylko do wyściełania i wogó- le urządzania gniazd oraz do tkania w ore­

czków, w k tóre sam ica składa ja jk a i często z sobą nosi. W ten ostatni sposób pajęczyny używają także p ająki snujące sieć do łow ie­

nia owadów. W reszcie niektóre p ająk i w cie­

płe dnie jesienne obficie snują pajęczynę, na k tórej unoszą się w pow ietrzu i tym sposo­

bem w ytw arzają t. z w. babie lato.

Ciało pająków pospolicie je s t włochate, niekiedy w wysokim n aw et stopniu, co nie przyczynia się do n adania im m iłej pow ierz­

chowności.

J a k powyżej nadm ieniono, p ająki są d ra ­ pieżne i karm ią się owadam i, k tóre w ten lub inny sposób chw ytają. Podobnie ja k drapieżne zw ierzęta wogóle, pająki żyją sa- [ motnie, aby sobie wzajem nie nie przeszka­

dzać i naw et rzucają się na swych braci, nie­

rozważnie w kraczających na cudze teryto- ryjum . W y jątek stanow ią tylko niektóre pająki tow arzyskie, zauważone przez L i- vingstonea w A fryce południow ej i przez D arw ina w S tanach L a P la ta . W ielka obfi­

tość owadów w tych k ra ja ch tłum aczy nam towarzyskość pająków , które u nas, przy da­

leko skąpszem pożyw ieniu, są skazane na sa­

motność i nietow arzyskość.

Obecnie znam y p arę tysięcy pająków , któ­

re głównie m ieszkają w k rajach gorących,

19 gdzie ro zw ijają całą rozmaitość pięknych barw i dziw nych nieraz kształtów , oraz n a j­

większego dochodzą wzrostu.

Najw iększem i pająkam i są ptaszniki, za­

m ieszkujące gorące k raje wschodniej i za­

chodniej półkuli. P taszn ik i odznaczają się czterem a brodaw kam i przędnem i, szponami szczękorożków w prost nadół skierow anem i i ciałem gęsto oraz długo włochatem , gd y tymczasem większość pająków posiada sześć brodaw ek przędnych, a szpony szczękoroż­

ków są skierow ane poziomo ku linii środko­

wej ciała.

P taszn ik i m ieszkają na drzew ach, w n o ­ rach ziem nych, albo pod kam ieniam i; zdaje się, że g atun ki nadrzew ne mniej są liczne.

W razie niebespieczeństwa z wielką szybko­

ścią uciekają i skaczą chcąc ujść przed n a ­ pastnikiem , lecz zawsze gotowe są bronić się potężnemi szponami szczękorożkóvv, którem i mogą dotkliw e zadaw ać rany, ja k to poniżej zobaczymy.

Do najroślejszych należy ptasznik właści­

wy (M ygale avicularia; T h eraph osa ayicula- ria). D ługość ciała bez nóg wynosi do dw u cali, a długość w raz z w yciągniętem inogam i dorów nyw a siedmiu calom. C ałe ciało p o ­ kryte długiem i włosam i rudobrunatnem i.

W łosy łatw o w ypadają i w edług H . W . Batesa, słynnego podróżnika nad A m azonką, dostawszy się do skóry, przez k ilk a dni sp ra­

wiają straszne boleści. Na małem w zniesie­

niu głow otułow ia osiem oczów. Szczęko- rożki są silne, czarne, błyszczące; każdy z nich uzbrojony potężnym czarnym szpo­

nem błyszczącym, w którym znajduje się niebezpieczny jad . P taszn ik właściwy m ie­

szka na drzewach, żyje w A m eryce p ołu­

dniowej.

P ierw szą wiadomość o ptasznikach podał sas Jerzy M aregrave, k tó ry 1636 roku odbył podróż do B razylii, towarzysząc księciu J a ­ nowi M aurycem u Nassau-Siegen, który się tam udał z licznem wojskiem holenderskiem celem zaw ojow ania tego k ra ju d la llo la n d y i.

M aregrave opisuje ptaszniki bardzo dobrze;

wspom ina on, że je długo trzym ał w n ie­

woli i k arm ił rozm aitem i owadami. W k o ń ­

W S Z E C H Ś W IA T .

(4)

20 N r 2.

cu tego samego w ieku obyczaje ptasznika właściwego opisała M aryja Sybilla M erian.

S. M erian, niem ka, urodziła się w B razylii 1647 roku. Jćj ojciec był m alarzem i szty- charzem ; była też biegłą artystką. W roku 1665 wyszła zamąż za h o len d ra G raffa, m a­

larz a w N orym berdze, lecz w krótce wraz z mężem uciekła do H olandyi, poczem stale używ ała swego pierw otnego nazw iska, pod którem jest też w zoologii znana. P odczas pobytu w H olandyi, M erian m iała sposo­

bność poznania bogatego zbioru zoologiczne­

go, założonego w Leydzie, przez W itsena.

W idok w spaniałych ow adów n atch n ą ł j ą myślą zw iedzenia krajów zw rotnikow ych i w rzeczy samej w latach 1696—1701 odby­

ła ona podróż po S urynam ie, gdzie m iała sposobność poznania ptasznika, któ ry , we­

dług nićj, pożera drobne ptaszki. P rzeszło w sto la t później tw ierd z en iu Sybilli M erian stanowczo zaprzeczył J . L angsdorff, tow a­

rzysz podróży K ru se n ste rn a naokoło ziemi (1803-—1806), a następnie konsul rosyjski w B razylii, k tó rą zw iedził w latach 1825—

1829. T ym sposobem pow stała w ątpliw ość, czy ptasznik w rzeczy samej rzuca się na ptaszki, a zatem czy słusznie nosi sw ą n a­

zwę. W zoologijach spotykam y pod tym względem dużo sprzeczności i niepew ności;

w jed n y ch z całą stanow czością p rz y zn ają słuszność Sybilli M erian, w innych z ró w n ą stanowczością nazyw ają je j opis bajką, w in ­ nych wreszcie oględnie uznają możliwość faktu. D la rosstrzygnięcia w ątpliw ości po­

trzeba było now ych spostrzeżeń.

P o Langsdorfie nowe spostrzeżenia nad ptasznikiem zaw dzięczam y II . W . B atesow i, k tó ry 11 lat (1848— 1859) pośw ięcił p o d ró ­ żom w zdłuż Am azonki. W pobliżu m iasta Gameta, nad rzek ą T okantinem , w padającą do A m azonki, zw rócił on uw agę na p tasz­

nika, poruszającego się na p n iu d rz ew n y m poniżej głębokiej szpary. P o d ciałem p a­

ją k a znajdow ał się zdychający ptaszek m niej więcej wielkości czyżyka, cały p o w alany b ru d n ą cieczą w ydzieloną p rz ez potw ornego p ająk a. Obok leżał dru g i ta k i sam ptaszek zdechły. Po odpędzeniu p ająk a w krótce zdechł ptaszek w ydobyty z pod niego. S po­

strzeżenie B atesa nie jest, ja k widzim y, sta­

nowcze i dlatego nie mogło przekonać p o ­ w ątpiew ających, zw łaszcza, że w edłu g słów

j samego Batesa, było ono d la miejscowych 1 m ieszkańców zupełną nowością.

D rapieżność i żarłoczność ptasznika w ła­

ściwego spraw dzono przed 20 przeszło laty, gdy 1862 ro k u na okręcie przybyłym z A n ­ glii do G dańska znaleziono tego pająka, oczywiście przypadkiem z A m eryki p rz y ­ wiezionego. P a ją k a oddano nauczycielowi M enge, znanem u badaczow i tych zw ierząt, vi którego blisko ro k przeżył. P taszn ik chętnie pożerał miejscowe pająki, stonogi i karalu chy . T rzy razy dano mu rzekotkę czyli żabkę drzew ną. Na jed n ę z nich rz u ­ cił się w obecności patrzących, pochw ycił

! pom iędzy szczęki i zatopił je j w grzbiet szpony szczękorożków, poczem rospoczął pow olne żucie żabki, które trw a ło od ran a do w ieczora pi*zez całe 12 godzin. P ta s z ­ nik żu ł zdobycz na papkę, k tó rą następnie p ołykał, czasami w raz z kośćmi, które po­

tem z kałem oddaw ał. Pom im o takiej chci­

wości na mięso rzekotki nie zw racał on u wa­

gi ani na młode żaby jad aln e , ani na ro p u ­ chy, ani na trytony. M ałą ropuchę zieloną, k tó ra mu się widocznie n aprzy k rzy ła, p rzy ­ w iązał pajęczyną do kaw ałka k ory i zabił, poraniw szy szponami szczękorożków. P ta sz ­ nik najadłszy się rospościerał nogi, leżał na brzuchu i w tem położeniu dnie całe pozo­

staw ał, ja k o b y w głębokim śnie pogrążony.

W początkach 1863 r. rozerw ał sobie m ię­

śnie zginające szpon praw ego szczękorożka, przynajm niej szpon nieruchom o sterczał ku przodow i i nie m ógł być używ any. O d te­

go czasu ptasznik p rzestał jeść i nie zw racał uw agi na w rzucane mu pająki. D opiero w tym czasie dano mu pięć piskląt cierkota, których, podobnie ja k innego pokarm u, wca­

le nie ruszył. Zato ru d e ra k czyli p ająk do­

m owy rzu cił się na jed n o z piskląt, uk ąsił je w k a rk i nassał się krw i do syta, pozo­

staw iając ranę przeszło na linij ą długą.

Z przedstaw ionych szczegółów okazuje się, że ptaszn ik wcale nie pogardza mięsem zw ierząt kręgow ych, k tóre szczękorożkam i zabija; okazuje się dalej, że ziemne żaby i ropuchy pogardliw e pom ija, poprzestając na drzew ny ch żabkach, co pozw ala w nio­

skować, że się żywi zw ierzętam i n ad rze- wnemi. W reszcie, co do ptaków, z pow y­

żej przytoczonych spostrzeżeń nic nie mo­

żna wnosić, gdyż pisklęta dano okalecza-

(5)

N r 2. WSZECHŚW IAT. 21 łem u ptasznikow i, k tó ry żadnego nie b ra ł [

pokarm u. |

O stateczne potw ierdzenie zdania Sybil­

li M erian, t. j. potw ierdzenie faktu, że j ptasznik rzuca się na drobne ptak i, n a­

stąpiło w ostatnich dopiero czasach, dzię­

ki spostrzeżeniom p. E d. A ndre, znanego entom ologa, k tó ry w następujący sposób i opisuje ptasznika właściw ego (M ygalc avi- cularia).

P o raz pierw szy p. A . w idział go na M artynice, w pobliżu S ain t-P ie rre , na drze-

wach koło drogi prow adzącej z M orne- | R ouge. G niazdo p ająk a było zawieszone n a gałęzi pięknego k rz ak a P alico u rea na­

leżącego do rodziny roślin m arzanow atycli. ; Składało się ono z tkan ki jedw abisto-bia- lej, ułożonej w kilk a w arstw i wzmocnio­

nej bardzo silnem i nitkam i, zdolnem i za­

trzym ać małego ptaszka. W ew nątrz gnia­

zda znajdow ało się 1500 do 2000 jajek . G dy m łode pajączki w yjdą z torebkow a- | tego gniazda, natychm iast stają się pastw ą w ielkich, czerw onych m rów ek z rodzaju M yrm iea, k tóre k arm ią się ich biaław em ciałem, pozbaw ionem jeszcze włosów. To tępienie m łodego potom stw a ptasznika szczę­

śliwie rów now aży zb y tn ią jeg o mnożność, a tem samem ogranicza zrządzane przez niego spustoszenia.

Oprócz potężnych szczękorożków , za­

w ierających jak nam wiadomo silny jad, ptasznik je s t jeszcze u zbrojony dwoma po- dlużnem i gruczołam i, umieszczonemi w koń­

cu odw łoka, w ydzielaj ącemi obfitą ciecz | m leczystą i gryzącą, k tó rą p ająk może do- j wolnie try sk ać na nieprzyjaciela, aby go oślepić lub znieczulić. (B ru d n a ciecz, k tó - ! r ą by ł p o k ry ty ptaszek, w ydobyty przez Batesa z pod pająka, praw dopodobnie by­

ła tą wydzieliną). D odajm y do tego po­

tężną siłę m ięśniową, dla której z tru d n o ­ ścią można mu zdobycz odebrać, a będzie­

my mieli obraz u zbrojenia tego straszne­

go pająka.

P taszn ik rzadko kiedy poluje w dzień, | wyjąwszy tylko w pobliżu gniazda i głó­

wnie w ciem nych m iejscach, ale z zapa­

dnięciem nocy opuszcza swroje schronienie. | J e st on nadzw yczaj rączy, podobnie ja k inne tułające się p ająk i, a oprócz tego odznacza się dziw ną śmiałością i męstwem.

N apastuje duże jaszczu rk i i węże, ja k u trzy ­ m ują miejscowi mieszkańcy; rzuca się na zdobycz z szybkością błyskaw icy i chw yta j ą za k ark , aby opór uczynić niemożebnym.

G dy podejdzie kolibra na gnieździe, pospo­

licie zapuszcza mu swe straszne szpony po­

między podstaw ę czaszki i pierw szy k rąg szyjowy, poczem jad em za tru w a ranę, przez co zdobycz ubezw ładnia i swobodnie ją w y­

sysa.

P . A ndró opisuje następujące zdarzenie, którego był świadkiem w Q uebrada de T ul- pas, w A n dach Nowej G renady.

Obchodząc pień ogrom nej figi spostrzegł on pięknego kolibra L esbia A m aryllis spo­

czywającego na gałązce pieprzu, w pobliżu swego gniazda. P . A n d re począł się pow o­

li wciągać na pień pieprzu, lecz w chwili, gdy w yciągał rękę, olbrzym i ptasznik rzucił się na ko lib ra i pochw ycił go za gardło.

W m gnieniu oka pan A. skierow ał się ku ptasznikow i, który puścił zdobycz, lecz sko­

czył mu do tw arzy i ukąsił w szyję z lewój strony. Pom im o to ptasznik został schw y­

tany i wcielony do zbioru, a następnie po ­ służył za w zór do załączonego ry sunk u, przedstaw iającego opisany epizod napadu ptasznika na kolibra. Pomim o natychm ia­

stowego niem al przyłożenia wody fenolowej z ukąszenia pow stał w rzód, którego ślad po­

zostanie na całe życie. U kąszenie je s t b a r­

dzo bolesne, lecz niesłusznie uchodzi za nie- bespieczne. Jedynem i przypadłościam i, któ­

rych się można obawiać, je s t gorączka trw a ­ ją c a do 24 godzin, mniej więcój silna, stoso­

wnie do tem peratury otaczającego pow ie­

trza, oraz kilkodniow a ociężałość.

DWUTLENEK WĘGLA

W A T M O S F E R Z E

przez

S ta n isła w a K ram sztyk a.

Jakkolw iek niedaw no dopiero zamieści­

liśmy w piśmie naszem streszczenie broszu­

ry E berm ayera o d w utlenku w ęgla w go-

(6)

22 w s z e c h ś w i a t. N r 2.

spodarstw ie p rzy ro d y '), w racam y dziś zno­

w u do tego przedm iotu, a to z powodu świe­

żo ogłoszonej rospraw y pp. S pringa i R o lan ­ da, uw ieńczonej przez akadem iją belgijską;

p raca ta zaw iera ciekaw e szczegóły, na które chcem y zw rócić uw agę czytelnika.

W b rew daw niejszym poglądom, że ilość kw asu węglanego w atm osferze ulega zm ia­

nom w granicach dosyć szerokich, od dw u do sześciu dziesięciotysięcznych części na objętość, w ykazały nowsze badania, ja k to w idzim y z p ra cy E b erm a y era , zarazem i m niejszą objętość tego gazu i większą, jego stateczność; z oznaczeń mianowicie, dokona­

nych w ostatnich czasach, w ypływ a, że ilość dw utlenku węgla wynosi 2,942 na dziesięć tysięcy części pow ietrza na objętość, chw iej- ność zaś nic przechodzi 0,3 jed n ej dziesię- cio tysięcznej.

Jakkolw iek tedy w ostatnich czasach przew ażać zaczął pogląd o jed n o stajn ej ilo­

ści kw asu węglanego w atm osferze, to za­

wsze trudno lekceważyć re zu ltaty poszuki­

wań badaczy takich ja k D um as, B oussin- | gau lt i inni, którzy przyjm ow ali znaczną chw iejność w obfitości tego gazu; rzecz ta więc stanowczo dotąd rozjaśnioną nie je s t i wymaga dalszych badań.

Z tego właśnie w zględu podjęli swą. p ra - | cę wspom niani badacze belgijscy, k tó rzy za miejsce poszukiw ań obrali L iege, a to z te­

go względu, że leży ono w sąsiedztw ie b ar­

dzo ożywionego p u n k tu fabrycznego, gdy d ru g a strona okolicy je s t w yłącznie ro ln i­

czą; w ten sposób w pływ y m iejscow e na skład pow ietrza w ystępują bardzo w yraźnie i łatw o zbadane być mogą. W ciągu roku dokonali oni 266 rozbiorów , zw raca jąc z a ra ­ zem uw agę na współczesny stan pogody. Co do m etody przez nich użytej zaznaczyć n a­

leży, że nie suszyli oni pow ietrza poddaw a­

nego rozbiorowi, ja k to w ostatnich czasach powszechnie robiono; przekonali się bowiem , że kw as siarczany, używ any do p o ch łan ia­

nia wilgoci, pochłania też w yraźną ilość dw u­

tlenku węgla.

R ezu ltat średni tych 266 analiz ok azał, że

') 01). W szechśw. z r. z. str. VII, 732.

10000 części pow ietrza n a wagę zaw iera

| 5,1258, a na objętość 3,3526 części d w u tlen ­ k u węgla. P ow ietrze zatem w Liege bo­

gatsze je st w kw as w ęglany aniżeli w P a ry ­ żu naw et, gdzie średnio zaw iera ono 4,83 na wagę, a 3,168 na objętość. P rzy czyn ą tej różnicy je st po części znaczna ilość kw asu węglanego, w yw iązująca się z licznych pie­

ców fabrycznych, zużyw ających rocznie mi- lijony centnarów węgla; a jak k o lw iek dy- fuzyja produktów spalenia szybko zachodzi, nie niszczy wszakże zupełnie w pływ u tego na pow ietrze m iejskie.

D ru gie źródło kw asu węglanego w Liege, stanow i niew ątpliw ie gru n t, należący do form acyi węglowój i bogaty w węgiel. Nie­

kiedy rozgrzew a się on tak silnie, że rośliny w nim usychają; kom isyja wyznaczona do zbadania zjaw iska ta k niezw ykłego, uznała, że pochodzi ono z palenia się gazów w ydzie­

lanych przez pokłady węglowe; a chociaż podziem ne te pożary niezawsze z je d n a - kiem w ystępują natężeniem , stanow ią je d n a k bezustanne źródło kw asu węglanego.

Z badań pp. S pringa i R o lan da okazuje się dalej, że ilość kw asu węglanego zgoła nie je s t stateczną, że owszem chwiej ność j<5j je s t dosyć znaczną, wynosi bowiem + 0,7 na 10000 części; dw a dni po sobie następ u­

ją c e w yjątkow o tylko daw ały ilość jed nak ą.

| Zestaw ienie rezultatów otrzym anych w cią­

gu różnych miesięcy wykazało, że w czasie miesięcy zimowych zaw artość kw asu w ęgla­

nego w pow ietrzu je s t większa, aniżeli w czasie miesięcy letnich. N atom iast zgoła się nie u jaw n ił w pływ dnia i nocy; rozbiory nocne dokonyw ane je d n a k były tylko w L u ­ tym ,— w lecie, w czasie roskw itu życia ro ­ ślinnego, wpływ ten okazałby się może wy­

raźniej. W p ływ natom iast w iatru u jaw nił się w ybitnie, a to zależnie od okolic, z k tó ­ ry ch przybyw ał; p rz y w ietrze w iejącym z okolic fabrycznych ilość kw asu w ęglanc- go dochodziła do 3,525; w iatr zaś, sprow a­

dzający pow ietrze ze stron rolniczych, obni­

żał tę ilość do 3,030.

J a k i zw iązek zachodzi m iędzy większą lub m niejszą ilością kw asu węglanego w po­

w ietrzu a objaw am i m eteorologicznem i a t­

m osfery, je s t rzeczą zagadkow ą. M ohn w swym w ykładzie m eteorologii poprzestaje

| n a ogólnikowej wzmiance, że znaczenie me-

(7)

N r 2. W SZECHŚW IAT. 23 teorologiczne tój części składowej pow ietrza

nie je s t znane. Nie inożna wszakże znacze­

nia tego uw ażać za żadne, choćby ju ż z tego względu, że kw as w ęglany, podobnie ja k pa­

ra wodna, silnie pochłania prom ienie cie­

plikowe, a tem samem osłabia prom ieniow a­

nie nocne ziemi. P p . S pring i R oland po­

wołują się też na większą obfitość kw asu węglanego w pow ietrzu Liege, dla w yja­

śnienia skonstatow anego faktu, że w m iej­

scowości tćj tem p eratu ra znacznie je st wyż­

szą aniżeli w okolicy. B ardziej wątpliwem w ydaje się ich przypuszczenie, że drogą tą możnaby w ytłum aczyć i obniżanie tem pera­

tu ry w pierw szej połow ie M aja; liście bo­

wiem żyw o rozw ijające się w początkach wiosny, n araz w yw ołują znaczne zm niejsze­

nie się ilości kw asu węglanego w pow ietrzu, a tem samem nocne prom ieniow anie spro­

wadzić może silne oziębienie pow ietrza.

D la rosstrzygnięcia tćj hypotezy należa­

łoby w czasie okresu chłodów m ajowych przeprow adzić rozbiory pow ietrza w róż­

nych okolicach, m ających położenie bardziej lądow e aniżeli Liege. Zjawisko to zresztą daje się też tłum aczyć ogólnym roskładem ciśnienia pow ietrza, ja k ie w tym czasie ma miejsce n ad lądem europejskim ').

W dw u innych jeszcze okolicznościach d ał się dopatrzyć zw iązek m iędzy obfitością kw asu w ęglanego a objaw am i m eteorologi- cznemi,— mianowicie w pływ śniegu i mgły.

S padek śniegu był zaw sze połączony ze zna- cznem podw yższeniem się ilości tego gazu:

średni w ypadek ośmiu dni śnieżnych wydał 3,761 części kw asu węglanego na objętość;

m gła, lubo nie tak silnie, działa podobnież, podczas m gły m ianowicie średnia ilość k w a­

su węglanego wynosiła 3,571. S padek na­

tom iast deszczu nie okazał żadnego w pływ u wyraźnego; w czasie b u rz tylko w ystępow a­

ła nieco większa ilość tego gazu, co zresztą ju ż i poprzednio zaznaczyli niektórzy ba­

dacze.

*) 01). d ra Jędrzejew icza „P rzym rozki w połowie M aja“ Wszechśw. 1884 r., str. 305.

W Y B R Z E l A OCEANU SPOKOJNEGO

A M E R Y K I P Ó Ł N O C N E J pod względem geograficznym i gieologicznym

P R Z E Z

p ro f. G erh ard a vom R a tlia i)

(odczyt m iany na posiedzeniu Berlińskiego to w arzy ­ stw a gieograficznego w d. 3 P aździernika 1885 r.),

spolszczył

D r J ó z e f S iem irad zk i.

O d czasu, ja k sześć linij kolei żelaznych połączyło A tlan ty k z w ybrzeżam i Oceanu Spokojnego, wybrzeża te, tak niegdyś nam obce, zaczęły budzić pewne zajęcie w E u ro ­ pie. U w ażam y w tem m iejscu za konie­

czne przypom nieć czytelnikom niektóre szczegóły z dziejów odkrycia obszernych tych k rain.

C ortez by ł pierw szym , któ ry po odbiciu jednego z najw iększych i najbogatszych krajów ku li ziemskiej, p rz ep ły n ął m orze C orteza i w ylądow ał w r. 1536 na w ybrze­

żach K alifornii. W r. 1540 C oronado w yru­

szył z C uliacan w C inaloa i o dk ry ł A rizo­

nę, Nowy M eksyk, C olorado, N ebraskę. D o­

piero rzeka M issuri, której dla brak u środ­

ków p rzep raw y przebyć nie b y ł w stanie, położyła w okolicy dzisiejszej O m ahy kres zwycięskiemu pochodow i niestrudzonego conquistadora. W tym samym ro k u 1540 inny tow arzysz C orteza nazw iskiem A lar- chon do tarł do ujścia rzeki C olorado (Rio de buena G uia) i do płyn ął w górę rzek i aż do okolic „N eedles“ , gdzie dzisiejsza kolój Oceanu Spokojnego przecina Colorado. Od owego czasu upłynęło wszakże jeszcze prze?

*) G erhard vom U ath, prof. m ineralogii na u n i ­ w ersytecie w Bonn je s t jed n y m z najznakom itszych znawców gieologii am erykańskiej; odczyt niniejszy je st rezultatem kilkoletnićj podróży po górach Ska­

listych.

(8)

2 4 WSZECHŚW IAT. N r 2.

szło 150 lat, zanim dzisiejsza dolna K alifo r- n ija za półw ysep uznaną, została. Poniew aż o dk ry cie to je s t zasługą mniej znanego hi- sto ry i niem ieckiego m isyjonarza, niecli mi będzie dozw olonem tutaj j ą podnieść.

E uzebijusz F ran c isz ek K ino (K iihn), n ie­

gdyś profesor m atem atyki na uniw ersytecie Ingo lstadzkim , apostoł Pim asów (um arł w 1710 r. po 30-letniej działalności misyjo- narski(5j w Sonorze i P im e ria alta, dzisiej­

szej południow ej A rizonie), przedsięw ziął pod koniec X V I I i na początku X V I I I wie­

ku cztery podróże z Sonory w podw ójnym celu: szerzenia chrześcijaństw a pom iędzy in- dyjanam i, oraz przekonan ia się, czy K a li­

forn ij a je st w yspą czy też półwyspem . Za czasów K ina i jego w spółpracow nika, J a k ó - ba Sedelm ayera, S onora i P im e ria a lta p rz ed ­ staw iały obraz pełen nadziei na przyszłość.

K ra j był podówczas ludny: liczono w nim 97 osad indyjskich chrześcijan, z plem ion P im a, E udebe, O pata, Guaym a. N aw et dzi­

cy Apacze garn ęli się podówTczas do ch rze­

ścijaństw a.

O północnych w ybrzeżach Spokojnego O ceanu rów nież ju ż w X V I w ieku pierw szą spotykam y wiadomość. W ro k u 1582 m iał w ylądow ać F ran c isz ek G ali w A lasce; p rz y ­ w iózł on wiadomość o tam ecznych wysokich górach śnieżnych. D o r. 1592 odnoszą ró­

wnież cokolw iek m ityczną podróż J a n a de la F u ca (greka, A postolos Y alerianos). N a­

pę wno je d n a k dopiero w ro k u 1787 o d k ry ł w ybrzeża tam eczne B erkely, a w ro k u 1797 V ancouver opłynął w ielką w yspę, noszącą dzisiaj jego nazwisko.

Z gorączkow ym zapałem , z podziw u g o ­ dn ą en erg iją rosszerzali H iszp an ie w po­

czątkach swego panow ania g ran ice sw ych nowych posiadłości, wreszcie posiadłości te stały się tak wielkiem i, że do u trzy m an ia ich narodow i hiszpańskiem u potęgi z a b ra ­ kło. M iejsce pierw otnej en erg ii i zapału po niejakim czasie n a tych kresach św iata hiszpańsko-m eksykańskiego w Sonorze, N o­

w ym M eksyku, A rizonie, K alifo rn ii, zajęły a p a ty ja i bezw ładność zupełna. O derw an ie się M eksyku od m etropolii, u padek m isyj, przerw ały w szelką łączność tych kresów ze światem cyw ilizow anym , dopóki, z p ocząt­

kiem wojny m eksykańskiej (184G),nie zosta­

ły one w ciągnięte w sferę dążności i in tere­

sów U nii północno-am erykańskiej.

Połączenie wschodnich stanów z dalekim Zachodem w jed n ę polityczną całość stano­

wi bezzaprzeczenia jed n ę z najw ażniejszych k a r t w dziejach Unii.

P rzyczyny i dźw igni życia społeczno-eko­

nomicznego k rajó w pobrzeża Spokojnego O ceanu szukać należy w przyrodzonych w łasnościach tych krajó w , zapoznanie też czytelników z tsm i własnościami je s t celem niniejszego zarysu.

K ra je pom orzą Pacyfiku różnią się zna­

cznie nietylko od wschodnich i środkow ych S tanów U nii, ale i pom iędzy sobą. R óżni­

ce te są naw et w rozw inięciu linii brzego­

wej bardzo wybitne. Podczas bowiem gdy K a lifo rn ija i O regon posiadają brzegi ró ­ w ne, m ało wystrzępione,-—od cieśniny F u ca

| rospoczyna się szereg fijordów, tak dalece charak terysty czn ych dla stre f podbieguno­

w ych zarówno północnej, ja k południowej półkuli. Nie ulega najm niejszej w ątpliw o­

ści, że ten dziw ny k ształt w ybrzeży, sp rzy ­ ja ją c y rozw ojow i żeglugi w północnej czę­

ści pom orzą O ceanu Spokojnego, należy do zjaw isk lodowcowych, tam bowiem, gdzie się zaczyna obfitość zatok i roje drobnych wysepek, ja k np. w okolicy W ik to ry i na w yspie V ancouvera, skały okoliczne są wy­

gładzone i porysow ane przez daw niejsze lo­

dowce. G łazy narzutow e spotykam y tam n a każdym kroku. N ietylko same skały (g ran it, gnejs i łupk i krystaliczne) z p ory­

sow aną przez lodowce pow ierzchnią, lecz rów nież i pok ład y napływ ow e piasków i glin przyp om in ają do złudzenia N orw egiją. Tam więc, gdzie dzisiaj przeciętna tem p eratu ra roczna wynosi 7— 9° C, a przeciętna tem pe­

ra tu r a lata 20°, rospościerała się niegdyś j e ­ d n o lita masa lodowca, podobna do tej, któ­

rą dzisiaj w głębi G ren lan d y i oglądać mo­

żna. P y tanie, czy ta olbrzym ia m asa r u ­ chomego lodu utw orzyła, czy też tylko po­

głębiła i u k ształtow ała ju ż istniejące fijor- dy, nie zostało dotychczas stanowczo ros- strzygniętem . N adzw yczajna zmienność w a­

(9)

Nl- 2. W SZECHŚWIAT. 25 runków fizycznych w tym k ra ju , d aje się

szczególniej w yraźnie w idzieć w A n g iel­

skiej Kolum bii: skały noszą na sobie ślady lodowców od brzegów m orza aż do wysoko­

ści tysiąca m etrów ; daw ne linije brzegowe w idnieją dzisiaj daleko w głębi k raju , wznie­

sione n a kilkaset m etrów ponad poziom dzi­

siejszego m orza; najw yraźniejsze tarasy nadbrzeżne ciągną się na przestrzeni setek kilom etrów w zdłuż stoków dolin rzek F ra - zer, Thom son i innych. Zdaje się, że je sz ­ cze w najśw ieższych epokach gieologicz- nycli morze sięgało nierów nie dalój w głąb k ra ju , aniżeli dzisiaj.

Jed en z najistotniejszych w arunkó w wszel­

kiego życia organicznego, klim at, przedsta­

wia niezm ierną rozm aitość na w ybrzeżach O ceanu Spokojnego, naw et jeżeli pojęcie to ograniczym y do obrębu Stanów Zjednoczo­

nych. T ru d n o w yobrazić sobie, ażeby dwie miejscowości, położone nad brzegiem j e ­ dnego m orza i oddalone od siebie zale­

dw ie o 17 stopni szerokości, przedstaw iały większe różnice klim atyczne, ja k ujście Co­

lorado i w ybrzeża cieśniny Fuca. P rzecię­

tn a tem peratura roczna nad dolnem C olora­

do wynosi 22° C, na wybrzeżach cieśniny F u ca i P u g e t •— nie przewyższa 8— 10° C.

Jeszcze silniejszy niż tem p eratu ra roczna w pływ na życie organiczne w yw iera ilość osadów atm osferycznych: w Yuma, polożo- nem p rz y u jśc iu rz e k iG ila do Colorado spada rocznie zaledwie dw a cale deszczu (zdarza­

j ą się lata absolutnej suszy); w pasie zaś O regonu i tery to ryj um W ashingtona — 60 cali.

Nie potrzebuję mówić, ja k , w skutek różnic powyższych, różnym je st zew nętrzny w y- gląd tych okolic. Podczas gdy cieśninę F u - ca 1 j ł'j rozgałęzienia ocieniają najw spanial­

sze lasy, ja k ie ziem ia posiada, toczy dolny Colorado swoje rdzaw e, m ętne wody wśród najw strętniejszej pustyni. Tam tylko, gdzie irygacyja sztuczna była możliwą-— nad Co­

lorado w doł do \ nmy, a i to tylko na wą- skiem pasemku nadbrzeżnem , k ra j ten je st upraw nym . O kolice te mogły bezw ątpienia zabespieczyć istnienie licznych pokoleń nie­

w ybrednych in dyjan, lecz po w yczerpaniu ich skarbów m ineralnych, nie odpow iadają ju ż wym aganiom rasy białej. Jeszcze gor­

szą od upałów słonecznych i nieznośnej su­

szy w pow ietrzu plagą są w pustyni Colo­

rado zaw ieje piaskowe. T um any piasku p ę­

dzone przez w ichry w szczególniejszy spo­

sób w yżłabiają i szlifują skały, dziwaczne nadając im kształty. O lbrzym ie zawieje kurzu i piasku w pozbaw ionych deszczu pu­

styniach u jaw niają swą siłę* jak o potężny czynnik gieologiczny.

W daleko szczęśliwszych w arunkach niż brzegi dolnego Colorado i G ila (t. z w. P a- pagueria lub P im e ria alta), znajduje się są­

siednia Sonora, posiadająca, j a k większość Stanów M eksykańskich, trzy letnie miesią­

ce deszczów. P as deszczów pozbaw iony obejm uje oprócz południow o - zachodniej A rizony południow schód K alifornii, więcej nic, ’/ 3 „Złotego S ta n u “. Z naną je s t rzeczą, że dla przyszłości K alifo rn ii ważniejszą nie-

| rów nie od złota je s t up raw a zboża, a zw ła-

| szcza pszenicy. P rze strzeń zdatna pod jój upraw ę obejm uje w ielką nizinę K a lifo rn ij­

ską, d ług ą na 128, szeroką 21 m il gieografi- cznych, od 35—40° szer. półn. P rzestrzeń

j ta jednak że nie wszędzie przedstaw ia w a­

ru n k i dla upraw y korzystne. W n ajb ar-

! dziej na północ w ysuniętój części tój rów ni­

ny, pod 40° szer. spada rocznie 24 cale ang.

(600 m m ) wody, pod 38°—ju ż tylko 16 cali

| (400 m m ), pod 3 7 y 2 w okolicy M erced—

250 mm (10 c. a.), pod 363/ 4, koło F resn o — 180 mm (7 c. a.). Dal^j ku południow i zni­

ża się ilość wody atm osferycznej szybko do 100 m m (4 c. a.). Z powyższych danych widzieć można w yraźnie, że w znacznej czę- I ści dolnej K alifornii ilość deszczów nie je s t do upraw y zbóż w ystarczającą, z innych znowuż względów, w wielu m iejscach iry ­ gacyja również nie odpow iada celow i, a to z powodów’ następujących:

Do b ra k u deszczów dodać należy w wie­

lu w ypadkach inną, w samej n atu rze g ru n ­ tu leżącą przeszkodę, a tą je s t obfitość w zie­

mi soli alkalicznych (w ęglanu i siarczanu sodu oraz ch lorku sodu). G dy wiosenne deszcze zw ilżyły rolę, a wzm agające się cie­

pło w yw ołuje parow anie wilgoci z ziemi—- zaczynają się pojaw iać białe w ykw ity solne, groźne dla w zrostu i dojrzenia zboża. Na podobnym gruncie w yrasta w praw dzie po silnem unaw ożeniu b ujn a słoma, zam iera j e ­ dnak gdy pszenica kłosować zaczyna. P la ­ gę tę znosić musi rolnik na południe od sto­

(10)

26 W SZECH ŚW IAT. N r licy Sacram ento i to w stosunku prostym do

ilości suchych dni w roku.

P oniew aż obie przyczy ny powyższe po­

zostają. ze sobą w ścisłym zw iązku, dośw iad­

czenie nauczyło rolników , że sztuczna iry - gacyja i głębokie przem oczenie g ru n tu szko­

dzi upraw ie, ‘sprzy jając tylko silniejszem u rozw ojow i w ykw itów alkalicznych. P rof.

d r E. W . H ilg ard donosi, że w południow ej części W ielkiej K alifornijskiej n iziny w ogól­

ności skargi na zw iększenie się ilości wy­

kw itów solnych w zrastają w m iarę postę­

pów irygacyi. Szkodliw e sole bowiem, nagrom adzone w większej ilości w głębszych w arstw ach ziemi, w skutek iryg acyi w ydo­

byw ają się na zew nątrz. F e rm e rz y n ad j e ­ ziorem T u lare przekonali się z w łasną szko­

dą, że najżyzniejsze ich g ru n ty , po k ilk u la ­ tach irygacyi wodą tego je z io ra (n ajw ię­

kszego w K alifornii, 82 m ile kw adratow e obszaru, zupełnie rodzić p rzestały. B ada­

nia prof. H ilg a rd a w yjaśniły to sm utne zja­

wisko, okazało się bowiem , że w oda jezio ra, na której rolnicy nadzieje swoje opierali, z pow odu wysokiej zaw artości sody i soli glauberskiój całkow icie do irygacyi je st niezdatną, toż samo wody j ezior B uenavista i K ern-L ake.

C hw ilkę jeszcze zatrzy m ać się m usim y na niezw ykłych różnicach klim atycznych w K a ­ lifornii. Podczas gdy w ra jsk im okręgu w innym doliny N apa p rzeciętna tem p eratu ­ ra w L ipcu wynosi 25° C, ledw ie 9— 10 mil k u P d P d Z od tój błogosław ionej doliny, w San F rancisco tem p eratu ra Lipcow a

= 14° C n a szerokości C atanii je s t bądźco- bądź faktem zaznaczenia godnym . W San F rancisco podczas miesięcy letnich rankam i słońce świeci rów nie pięknie j a k i gdziein­

dziej, około p o łudnia je d n a k zaczyna się przez złotą, bram ę wciskać od strony m orza strum ień zim nej m gły, g ru b y na 2— 500 m.

Jak k o lw iek w iatr m orski pędzi m głę z szyb­

kością 10—-13 mil n a godzinę, posuw a się ona bardzo wolno, poniew aż suche pow ie­

trze lądow e chciwie j ą pochłania. W resz­

cie, około godziny 3— 4 p o p o łu d n iu m gła przesuw a się ponad w zgórzam i m iasta i ros- pościera n ad całą zatoką. T em się tłu m a ­ czy, dlaczego n a półw yspie San Francisco nie dojrzew ają ani w inogrona ani figi. P o d ­ czas gdy na rów ninach S acram ento i S. Jo a-

q a in upały nierzadko przew yższają 40° C, w iele lat może upłynąć, zanim w S. F ra n c i­

sco tem p eratu ra raz dosięgnie wysokości 27° C.

W ielka przeszkoda dla roskw itu „Złotego k r a ju “ leży w niezw ykłej zmienności wa­

ru nk ów klim atycznych w pojedynczych la ­ tach. Jak k o lw iek spostrzeżenia m eteorolo­

giczne nie obejm ują naw et lat 40, przedsta­

w iają one ju ż teraz takie np. różnice ja k przeskok od 198 m m (7,4 c. a.) do 838 m m (33 c. a.) rocznych osadów atm osferycznych.

N ietylko p rod u k cy ja górnicza, lecz i u ro ­ dzaje przedstaw iają w K alifornii cyfry nad­

zwyczaj zmienne, co w prow adza zgubną dla rozw oju k ra ju niepew ność we w szystkie sto­

sunki handlow e i ekonomiczne. W ciągu la t 20 naliczono w dolinie Sacram ento 7 lat zupełnego nieurodzaju, w dolinie S. Jo a- qu in jeszcze więcej. Straszliw ą, niekiedy nawiedzającą, ten kraj klęską, są gox-ące wia­

try , pod któ ry ch płom iennem tchnieniem w jed n ej chw ili znika wszelka zieloność, schną owoce i naw et ptastw o m artw e z drzew spada. Zważywszy powyższe w aru n k i kli­

m atyczne, dziw ić się nie można, że wszelkie nadzieje ja k ie pokładano w szybkim rozw o­

j u „Złotego S ta n u “ dotychczas się wcale nie ziściły.

Szczęśliwsze od K aliforn ii w arunk i k li­

m atyczne posiada zachodni O regon a naw et W ashin gton territo ry . P rzedew szystkiein dolina W illam ete należy do najlepiej jn-zez n atu rę uposażonych części Unii. Obfite deszcze i bardziej jed n o stajn y podział cie­

p ła są przyczyną, że nadzieje rolników ni­

gdy tam nie zawodzą. N a wschodniej stro ­ nie gór K askadow ych ilość deszczu spada w praw dzie do 300 m m (12 c. a.) z tem wszy- stkiem i tam je d n a k istnieją jeszcze znaczne obszary urodzajnej gleby.

W m iarę postępów nauki coraz częściej d ają się słyszeć głosy, przy pisu jące rzekom pierw szorzędne znaczenie p rzy u kształto­

w aniu pow ierzchni lądów. O ddaw na ju ż znaną je st rzeczą, j a k m ały w pływ w yw ie­

ra ją góry n a kierun ek rzek. Zdaw ałoby się, że łańcuchy górskie um yślnie się rosstę- p ują, ażeby nie staw iać tam y rzekom . K sz ta łt pow ierzchni środkowej i zachodniej E u ro p y , posiadającej wszędzie spadek ku m orzu nie je st, rzecz prosta, pierw otnym ,

(11)

N r 2. w s z e c h ś w i a t . 27 lecz pow stał z biegiem wieków, pod w pły­

wem działania płynącej wody. W naszej części św iata rzeki ukończyły ju ż w głó ­ wnych zarysach swoją pracę, gdy tym cza­

sem wielkie lądy A zyi i A m eryki posiadają jeszcze znaczne obszary niem ające odpły- [ wu. D rugą wielką czynnością płynącej wo­

dy je s t w yługow anie soli z nieurodzajnego, słonego g ru n tu . W szystkie albow iem p ra ­ wie lądy były niegdyś dnem m orskiem, a więc m usiały być solą przesiąknięte.

P a trz ą c na pobrzeże O ceanu Spokojnego z tego p unktu w idzenia, przekonam y się, że od 32° szer. półn. (ujście C olorado) do 4 0 '/ 4°

szer. półn. (ujście K olum bii), nie posiada o n o a n ije d n ó j rzeki lądowój, dającej o d ­ pływ wodom z w nętrza kraju. Pom iędzy basenami dw u rzek wspom nianych leży prze­

strzeń 18000 m il kw adratow ych nie posia­

dająca odpływ u; a obejm ują one praw ie ca­

łą Nevadę, znaczną część stanu U tah, K ali­

fornii i O regonu. W ielki ten obszar, poło­

żony w śród najprzyjaźniejszych w arunków klim atycznych, oddalony od m orza zaledwie | 300— 400 km , należy do najniegościnniej- [ szych k rain kuli ziem skiej, tw orząc wysoką na 1300— 1 800 m rów ninę, najeżoną skała­

mi i usianą licznemi słonem i jezioram i, ba­

gnami. Ów „Grreat B assin“ przedstaw ia zadziw iające bogactw a barw i św iatła, słoń­

ce przecudne, b łęk it je z io r zachw ycający.

P iękne, dziwacznie postrzępione góry S ka­

liste w idnieją ja k okiem zajrzeć. Zw odni­

czo pięknym je st ten niezm ierzony obszar pustyni.

Zaledw ie w k ilku szczęśli wiej uposażo­

nych dolinach rolnictw o je st tutaj możli- wem. A jed n ak , j a k dalece innym byłby w ygląd tego k ra ju , gd yby rzeka H um bold­

ta, po przebyciu p rzestrzeni 600 km w pa­

dała do morza, zam iast ginąć w śród słonych bagien. O bszerny kraj od w ybrzeży Ocea­

n u Spokojnego, ciągnący się przez Sierrę Nevadę, oddzielony od A tlan ty k u górami skalistem i i całą szerokością lądu, posiada bardzo nieznaczną ilość deszczów, tak, że rolnictw o bez sztucznej irygacyi nie je s t możliwem. W wielu m iejscach tćj pustyni znajdują się bogate żyły srebra. P rze z sze­

reg lat w re w tak ich okolicach gorączkow e życie. Z niesłychaną szybkością, przy po­

m ocy najdoskonalszych m aszyn w ydzierają

się ziemi je j u kryte skarby. Po w yczerpa­

niu kopalni, okolica znow u zam ienia się w bezludną pustynię. Los ten spotyka po­

między innem i niegdyś najbogatszą na zie­

mi w szlachetne kruszce okolicę Y irginia ci­

ty. A ja k ie k o n trasty przedstaw iało życie ludzkie w „ G re a t B assin“ : u stóp gó r W ah- satchi nad wielkiem słonem jeziorem — nie­

zm ordow ani, skrom ni pracow nicy roli, ko­

ściół, k tó ry wolę jed n o stk i podporządkow ał interesom ogółu; na stoku S ie rry Nevady, nad rzeką C arson, gdzie w ciągu niespełna la t 20, z łona ziemi wydobyto 315m ilijonów dolarów —gw ałtow ne, niepoham owane uży­

wanie życia.

(d. c. n.)

PRACE PASTEURA

N A D

OCHRONNE i SZCZEPIENIEM WŚCIEKLIZNY

oriSAŁ Józef Natanson.

(Dokończenie).

Do doświadczeń w tym kierunku popchnę­

ły P asteura, o ile z przedstaw ień, czynio­

nych A kadem ii n au k wnosić m ożna, nietyl­

ko uprzednie próby i dośw iadczenia nad własnością zarazków k a rb u n k u łu (w ąglika) i cholery kurzej, ale nadto spostrzeżenia, nieco przypadkow e, nad odpornem zacho­

waniem się psów n iek tó ry ch przeciw n atu ­ ralnie lub sztucznie im udzielanej wściekli­

źnie. Trafiał on niekiedy na psy, k tó re m i­

mo pokąsań lub trepanacy j, ze szczepieniem połączonych, nie dostaw ały wścieklizny, co wzbudziło podejrzenie w P asteurze, żcprzy- czyną odporności co do owych szczególnych psów są uprzednie dośw iadczenia, ze zbyt słabemi przedsiębrane zarazkam i.

M e w dając się tu w bliższą ocenę rozu­

mowań, które poprow adziły znakom itego badacza na tę drogę, podajem y tylko, na czem się zasadzały doświadczenia ostatniej, zupełnem powodzeniem zakończonej seryi.

(12)

28 N r 2.

C odziennie przygotow yw ano i składano do flaszki szczelnśj świeżo w yjęty i odpre- parow any rdzeń pacierzow y kró lik a, do­

tkniętego objawam i siln(?j, przez siedem dni tylko utajonej wścieklizny. K aw ałek rdzenia, oddaw na ju ż przechow yw anego, a o k tó ry m doświadczenie uczy, że nie je s t ju ż zabój­

czym ani naw et w yraźnie zdrow em u zw ie­

rzęciu szkodliwym , w prow adzano na czas kró tk i do w yjałow ionego b u lijo n u (naparu mięsnego) i zastrzykiw ano danem u psu pod sl*órę pełną strzykaw kę P rav a za takiego rostw oru. N astępnego dnia poddaje się te ­ goż psa podobnej zupełnie operacyi, lecz bierze się ju ż rdzeń m niej dawno p reparo- j w any, nie tak stary. K olejno przechodzi j się do coraz świeższych p reparatów , aż w re­

szcie używ a się do zastrzykiw ań rdzeni zu ­ pełnie świeżych, k tó re przed dwoma dniam i lub poprzedniego d n ia z wściekłego k ró lik a w yjętem i dopiero zostały. P ies, k tó ry sto ­ pniowo przeszedł przez podobny szereg za- strzy k ań i otrzym ał w końcu daw kę z rd z e­

nia jed n o lub dw udniow ego, zabespieczonym je s t skutecznie przeciw chorobie i niezdol­

nym do p rzy jęcia wścieklizny- N ietylko w strzykiw ać m u można beskarnie n a jb a r­

dziej zjadliw e ja d y z psów, śm iertelnie w ścieklizną rażonych, lecz n aw et trep an a- cyja i w prow adzenie najsilniejszego ja d u w prost do mózgowia, nie prow adzą b y n aj­

mniej do rozw inięcia się w ścieklizny. P ie s taki posiada, ja k m ówi P asteu r, b ezw aru n ­ kową przeciw tej chorobie odporność.

Jeszcze w M aju 1884 ro k u zapropon ow ał P a ste u r A kadem ii ustanow ienie kom isyi ce­

lem zbadania m etody ochronnego szczepie­

nia i zapew nienia odporności psom. Lecz m etoda, wówczas znacznie dłuższa i żm u­

dniejsza od tój, j a k opisana powyżej w k ró t- kiem naszkicow aniu, nie była jeszcze dosta­

tecznie w ypróbow aną; zdarzało się więc, że na dwadzieścia operow anych d la spraw d ze­

n ia psów, zam ierzona do osiągnięcia o d p o r­

ność na czterech lub pięciu zaw odziła. D o ­ piero w ciągu ro k u 1885 zd o łał P a ste u r otrzym ać czyste i dobre p re p ara ty z rd z e­

ni króliczych i obecnie, w edług w łasnych jego słów przynajm niej, m etoda je s t nieza­

w odną i niew zruszoną.

M etoda ta stosowaną była z pow odzeniem nietylko u psów zdrow ych ja k o środek za-

bespieczenia przeciw chorobie, ale i u psów pokąsanych, u k tó ry ch w strzykiw anie sto­

pniowo coraz to silniejszych jad ó w z rd z e­

nia króliczego, sprow adzało błogie skutki i zapobiegało przyjęciu sie choroby, wszcze­

pionej przez pokąsanie.

G d y ju ż tak daleko posuniętem i były do­

św iadczenia nad ochronnem zabespieczeniem psów od w odow strętu, nadarzyła się P a ste u ­ row i niebaw em sposobność do w ykonania p ró b szczepienia nad pokąsanym i ludźm i, któ rzy się do niego o pomoc zwrócili. P ie r ­ wszym, przez P asteu ra do leczenia przy ję­

tym człowiekiem , był dziewięcioletni Józef M eister z Alzacyi, któ ry pokąsanym będąc przez mocno wściekłego psa w dniu 4 L ip ­ ca r. z., rano, opatrzony na m iejscu przez lek arzy po upływ ie godzin 12-tu od chw ili ukąszenia, przyw iezionym został do praco­

wni P a ste u ra w dniu 6 L ip ca z licznemi na ciele (14-tu) ranam i. J a k zeznaw ała m atka dziecka, pies rzu cił je na ziemię, gdy zaś zdołano je z pod zw ierzęcia wydobyć, ciało pokrytem było pianą i broczyło we krw i.

W ieczorem , w d n iu 6 L ipca, chorego Mei- stera oglądali łącznie z P asteurem słynni klinicyści ja k d r Y ulpian i G rancher; przy oględzinach tych skonstatow ano stopień p o ­ kąsania dziecka i uznano rodzaj zadanych ran jak o też w ścieklizny psa, k tó ry pokąsał, za tak niebespieczne, że P asteu r, biorąc pod uwagę praw dopodobną śmierć chłopaczka, zdecydow ał się przystąpić nad tem biednein dzieckiem do p ró b w tym samym k ierun ku , w ja k im poprzednio z powodzeniem w yko­

nyw ał w ielokrotne dośw iadczenia i próby na psach, tak zdrow ych ja k i pokąsanych.

Szóstego L ip ca tedy, wieczorem o 8-ćj, po sześćdziesięciu godzinach od ukąszenia, zastrzyknięto m ałem u M eisterow i podskór­

nie niew ielką stosunkowo ilość (bo połowę 1 pry sk aw k i P ray aza), bu lijo nu , zapraw ione­

go wysuszonym rdzeniem króliczym , k tó ry w dniu 21 C zerw ca, a więc przed 15 dniam i został o dpreparow any z rażonego mocną w ścieklizną k ró lika. N astępnie, do dnia 16 pow tarzano zastrzykiw ania z coraz m ocniej- szemi p rep aratam i zarazkowem i, najpierw po dw a razy dziennie, późniój raz na dobę, przechodząc od piętnastodniow ych rdzeni do świeżych, w przeddzień dopiero w ydo­

by tych .

(13)

N r 2. WSZECHŚWIAT.

Razem w dziesięciu dniach dokonano trzy ­ nastu zastrzyknięć, po pół Pravazow skiej pryskaw ki za każdym razem. Za każdą operacyją zastrzykiw ania, z każdego p repa­

ratu , jakiego użyto, w strzykiw ano jednocze­

śnie odpowiednią, porcyją. królikom , celem kontroli i należytego prześw iadczenia się, czy zastrzyknięty chłopcu płyn był i do j a- kiego stopnia mianowicie był zjadliwym , wzbudzającym wściekliznę. W ciągu pier­

wszych pięciu dni p re p a ra ty były nieszko­

dliwe, bo k ró lik i pozostaw ały zdrowem i;

następnie jed n ak króliki, brane do p o ró ­ wnawczych dośw iadczeń, ulegały wodo- w strętow i, a widocznie zjadliw ość w strzyki­

w anych płynów zw iększała się ciągle, gdyż objaw y wścieklizny w królikach, kolejno do kontroli służących, w coraz krótszych te r­

m inach występowały. N astępująca tablicz­

ka, w edług kalen darza doświadczeń ułożo­

na, wykaże najlepiej rezultaty:

Lipiec 6 wiecz. o godz. 6-ej rdzeń z d. 21 Czerwca, 15-todniowy: k ró lik chorobie nie uległ

55 7 rano 9-<$j ,, 33 23 35 14-to

n 7 wiecz. n » 33 25 55 12-to 5)

55 8 rano 5) 5) 3) 27 55 11-to 99

33 8 wiecz. 33 33 3) 29 5) 9-cio n

» 9 o 11-ej rano „ 55 1 L ipca 8-mio 55

35 10 99 55 3 91 7-mio

» 11 99 )> 35 5 33 6-cio „ królik zapadł na wściekliznę

po 15 dniach

n 12 99 55 35 7 35 5-cio 91 99 8

n 13 99 55 5) 9 35 4-ro J? 99 8 99

n 14 91 33 55 11 35 3- 91 99 . & J9

n 15 99 35 55 13 55 2- 15 99 71 99

» 16 9t 35 35 15 35 1- 91 99 7' 99

W szystkie te w strzyknięcia przetrzym ał I Jozef M eister znakom icie, bez żadnych | oznak w ścieklizny, czyto w czasie doświad- j czeń, czy też później, w ciągu najbliższych j miesięcy (do d. 26 P aźd ziern ik a r. z.). Nie- tylko więc nie w ystąpiła wcale choroba, udzielona mu w edług w szelkich uzasadnio­

nych przypuszczeń przez pokąsanie pierw o- ' tne z d. 4 Lij)ca, lecz nadto zniósł on bes- karnie, silne i mocno zj adliw e p re p ara ty sztucznej wścieklizny, które u królika w znie­

cały najsilniejszą, ju ż po siedm iu dniach ujaw niającą się, chorobę, a które P asteu r uw aża z tego pow odu za bardziej zjadliw e od naturalnego, przez pokąsanie psa wście­

kłego wszczepionego w odow strętu. W edług tw ierdzeń P asteu ra , M eister, skoro przeniósł bez uszczerbku dla siebie w strzykiw ania ko­

lejno coraz zjadliw szych, aż do najm ocniej­

szych jadów wścieklizny, może staw ić czoło wszelkiej— bez względu na ilość i n a j a ­ kość—wściekliźnie.

Na tój odosobnionej próbie z dziew ięcio­

letnim chłopcem, k tóry zwycięsko wyszedł z podwójnego, bo naturalnego i sztucznego niebespieczeństwa wścieklizny, ograniczają się dotąd fakty naukow e z dziedziny lecze­

nia wścieklizny u ludzi, o ile one do p u b li­

cznej wiadomości przez uczonego członka A kadem ii P ary sk iej podanem i dotychczas zostały. W ed ług dziennikarskich wiadom o­

ści, posiada P a ste u r obecnie bardzo znaczną liczbę pokąsanych i leczących się w jeg o pracow ni ludzi. F aktów tych je d n a k bez

(14)

30 W SZECHŚW IAT. N r 2.

zastrzeżeń przyjm ow ać niepodobna; w każ­

dym zaś razie nic zupełnie w iarogodnego ponad powyższe, Józefa M eistera dotyczące dane, niewiadom o.

Jeśli zaś kryty czn ie zastanow ić się ze­

chcem y nad doniosłością doświadczeń, ta- kiem uw ieńczonych powodzeniem , lecz odo­

sobnionych jeszcze i-—■ zastrzedz należy—

bynajm niej nie zam kniętych, to rozm aite nasuw ają się tu w ątpliw ości i możliwe za­

rzuty. N ietylko bowiem faktem je st, że u niebespiecznie pokąsanych ludzi w ściekli­

zna— bez wszelkich środków ra tu n k o w y ch naw et— niekiedy się nie p rzy jm u je i nie ro z ­ wija, nietylko możliwość podobnego w y p a d ­ ku może być przypuszczoną i dla sztucznej, dla k ró lik a naw et bezw zględnie zabójczej zarazy wodo w stręto w ej, lecz nadto, okres utajenia przy w ściekliźnie u ludzi może być niekiedy niesłychanie długim ; la ta c a łe trw a ć może. Zawcześnie przeto w yrokow ać osta­

tecznie i przesądzać, że m łody Jó z e f M ei- ster je s t uratow any. Dziś pow iedzieć tylko możemy, że ogrom ne je s t praw d o p o d o b ień ­ stwo w ygranej, że więc w edług wszelkiego praw dopodobieństw a i inni ludzie, t r a k to ­ w ani w w ypadku pokąsania w ten sam spo­

sób, j a k wyżej opisany, zostaną w yleczony­

mi i— co więcej —skutecznie przed wście­

klizną zabespieczonym i. O ile p ra w d ą jest, że za m łodym M eisterein tłum cały znalazł się naśladow ców, w krótce zapew ne wriado- mem będzie, o ile w yniki P asteurow skió j m etody noszą c h a ra k te r niew ątpliw y i n a j­

bardziej ogólny. N ależy m ieć w szakże na­

dzieję, że w pierw szym sw ym pacyjencie, P a ste u r nie natrafił właśnie na w yjątek.

Jak k o lw iek zresztą rzecz się m a z dalszą prak ty k ą i z zastosow aniem zabespieczają- cego szczepienia większej liczbie pokąsa­

nych przez psy w ściekłe ludzi, niew ątpli- wem je st i wielce dla postępu n au k i waż- nem , że zachęcony przez pow odzenie nie­

strudzon y P a ste u r p racu je w dalszym ciągu nad zgłębieniem przyczy ny w yw ołującej stopniow e słabnięcie przechow yw anych w odosobnieniu, zarażonych mózgów. J a k się zdaje, p rzyczyną stopniow ej u tra ty z ja d li- wości je s t nie j a k o ś c i o w a zm iana w za­

raźliwej istocie choroby, lecz bądź zm iana co d o jó j i l o ś c i , bądźteż w ystępow anie fi- zyjologicznych przem ian i w pływ ów , tam u -

jących pom yślny rozwój owój specyficznej istoty chorobow ej. D ziś zawcześnie jesz­

cze w daw ać się w rozbiór nastręczających

| się co do tego przypuszczeń. W ostatniem

| swem spraw ozdaniu obiecał P asteu r A k a ­ dem ii nauk szczegółowe w tym k ieru n k u b a ­ dania i należy czekać, do jak ieg o rezultatu

j prz y jd z ie ten uczony w tej tak ważnej teo-

j retycznie i tak doniosłej praktycznie kwe- styi, t. j . we względzie s ł a b n i ę c i a z j a - d l i w o ś c i o r g a n i z o w a n y c h z a r a z ­ k ó w , które w najściślejszym pozostawać się zdają zw iązku z kw estyją ochronnego szczepienia chorób zaraźliw ych.

KBONJKA NAUKOWA*

(F izyka).

— P i e c e l e k t r y c z n y . Zastosow anie p rą- du galw anicznego do celów m etalurgicznych ogra­

niczało się dotąd przew ażnie do red u k cy i tlenków m etalicznych z rostw orów ; obecnie pp. Eugenijusz Cowles i A lfred Cowles w Cleveland zdołali osiągnąć i red u k cy ją drogą suchą, a to przez zużytkow anie ciepła wywiązującego się działaniem p rądu. W y­

soką te m p e ra tu rę o trzym ują oni m ianowicie przez w prow adzenie w obieg p rą d u substancyi będącej złym przew odnikiem , a najkorzystniejszym do tego celu okazał się proszek węglowy, k tó ry nietylko przedstaw ia opór zmienny, ale zarazem stanow i sub- sta n c y ją red u k u jącą dla tlenków . Gdy m atery jał ten , zm ieszany z danym tlenkiem , poddany został w reto rcie z g lin y palonej działaniu p rąd u silnej m aszyny dynam oelektrycznej, niety lk o n astąp iła re- dukcyja, ale i nadto cała m asa uległa stopieniu.

W in n y ch dośw iadczeniach stopiono tą drogą w a­

pień, piasek i korund; po ostygnięciu k o ru n d utw o­

rz y ł piękne, sześciokątne k ryształy. D otychczaso­

we b ad an ia w ykazały, że glin, krzem , bor, m angan, m agnez, sod i potas łatw o sig ze swych tlenków re ­ dukują, a węgiel drzew ny w znacznej części zam ie­

n ia się w grafit. Obecnie w ynalascy zajm ują się przygotow yw aniem w swych piecach elek try czn y ch różnych stopów glinow ych. (N aturforscher).

S. K.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zadanie 3: Neuronu z dyskretną unipolarną funkcją aktywacji użyto do klasyfikacji wyorców na rysunku:. b) Wyznacz sygnały wyjściowe sieci dla wzorców uczących po jednym

Żeby w informatyce wykorzystać potencjał funkcjonalny neuronu oraz całej ich sieci (grafu), zwanych często sieciami neuronowymi, trzeba opracować uproszczony model działania

Przy p wektorach w warstwie pierwszej pojemność pamieci Hamminga jest równa p, gdyż każdy neuron..

Zadanie programisyczne (zalążek) Napisz program pozwalający wygenerować, wczytać lub wylosować sieć bayesowską, a następnie generujący instancje wyników dla tej sieci

AOS poradni POZ szpitali uniwersyteckich szpitali będących własnością województw szpitali będących własnością powiatów lub miast na prawach powiatów szpitali

Stworzenie mechanizmu przenoszącego wąskospecjalistyczne profile do szpitali specjalistycznych wielo- profilowych – podział świadczeń zgodnie z klasyfikacją świadczeń wg

Projekt ustawy oraz załączo- ny do niego projekt rozporządzenia wykonawczego nie dają w istocie odpowiedzi na wszystkie pytania, bo wiele będzie zależało od zarządzeń prezesa

Jednak warto tu zauważyć, że obecnie banki (operatorzy franczyzy) wydają się podążać w dwóch kierunkach: jedne banki oczekują otwierania nowych placówek przede