• Nie Znaleziono Wyników

Gwiazda Katolicka : czasopismo religijno-naukowe, społeczne i beletrystyczne. 1890, nr 21

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Gwiazda Katolicka : czasopismo religijno-naukowe, społeczne i beletrystyczne. 1890, nr 21"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 21. Lwów dnia 1. Listopada 1890. Rok I

i beletrystyczne

WrAmA/c.

Wł a ś c i c i e l, w y d a w c a i o d p o w i e d z i a l n y r e d a k t o r: k s. Ma r c e l i Dz i u r z y ń s k i.

„ G w ia zd a k a to lick a " w y ch o d zi d n ia 1 i 15 k a ż d e g o m ie s ią c a w o b ję to ś c i 2 — 2 l/2 a rk u szy drn ku i k o s z tu je w A u s t r y i : ca ło r o c z n ie 6 z ł . , p ó łr o cz n ie 3 z ł., k w a r ta ln ie 1 z ł. 50 c t .— W N ie m c ze c h : r o c z n ie 12 m a re k , p ó łro czn ie 6 m ., s k w a r ta ln ie 3 m . — W F r a n c y i, W ło szech , R u m u n i i i T u r c y i : r o czn ie 16 fr., p ó łr o cz n ie 8 fr ., k w a r ta ln ie 4 fr. — W A m e r y c e 4 do la ry ro c zn ie .

P r z e d p ła tę n a d s y ła ć n a le ż y w p ro st do E e d a k c y i (L w ów , u l. O ss o liń - k ic h , 1. 1 1 ).

O g ło szen ia u m ie sz c z a s ię za o p ła tą 6 c t . od je d n e g o w ie r sz a . P rzyfm uj ta k o w e : a d m in istra c y a „G w iazd y k a t o lic k ie j “ i biuro ano n só w p. H ub. F r i e d l a w W ied n iu (V. M a tz le in d o rfe r str a sse Nr. 7 ) .

R e k la m a c y e u w z g lę d n ia ją s ię ty lk o w p r z e cią g u dni 14 po w y jś c iu nru.

O d p o w ie d z i n a s tę p u ją ty lk o n a lis t y , w k tó r y ch z a łą c z o n e s ą m arki p o c z to w e .

R ęk o p isó w n ie z w ra ca " się. — N u m e r ^ p o je d y n c z y k o s z tu je 25 c t.

Czy wszyscy ludzie pochodzą z jednego pierwotnego szczepu?

X I X .

1. P i s m o św. na wielu m ie jsc ac h uczy w y ­ raź nie, że w sz y s c y lu dzie n a całej ziemi pochodzą

z je d n e j p a r y p ie rw s z y c h rodziców. K się ga bowiem E o d z a ju w r. I. w. 2 7 m ó w i : że B ó g jednę tylko p a r ę p ie rw s z y c h rodzic ów stw o r z y ł. S tw o rzy ł B óg człow ieka na w yobrażenie sw oje, na wyobrażenie B oże stw o rzy ł go, m ężczyznę i niem iastę stw o rzy ł ich. I b ło g o sła w ił im Bóg i rzekł', rośn ijcie i m nóżcie się i n a p ełn ia jcie ziem ię a czyńcie j ą so­

bie pod d a n ą , i pan u jcie nad ryb a m i m orskiem i i n a d ptactw em pow ieirzn em i n ad w szystk iem i zw ie- r z ę ty , które się ru sza ją na ziem i. W rozdziale zaś I I. tejże księgi pisze M o jż e s z : D okończone są niebiosa i ziem ia i w szystk a ozdoba ich, ale nie było je szcze człow ieka, k tóryby sp ra w o w a ł ziem ię.

U tw o rzy ł Ban B óg ted y człow ieka z m ułu ziem i i n a tch n ą ł w oblicze jeg o dech żyw o ta i s ta ł się człow iek w duszę ży ją c ą . L ecz A d a m o w i nie zn a j­

d o w a ł się pom ocnik podobny jemu. Z budow ał tedy B ó g z żebra, które w y ją ł z A dam a, n iew ia­

stę i p r z y w ió d ł j ą do A dam a. N a te m ie js c a św.

o d w o łu je się i N ajś w . Zbaw ic iel w E w a n g i e l i i św . M a te u sz a r. 19. w. 4, kie dy m ó w i : N ie czytaliście, iż k tó ry s tw o r z y ł człow ieka od początku, m ężczy­

znę i niew iastę stic o rzy ł ic h } Ś w . zaś P a w e ł A p o ­ sto ł w Dziejach Ap. r. 17. w. 2 6 u c z y : B óg u c zy ­ n ił z jednego człow ieka c a ły ro d za j ludzki, aby m ieszkali p o w szy stk iej ziem i.

N i e ty lko je d n a k w y m ie n io n y j e s t A d a m w P i ­ śm ie św . jako p ie rw o tn y w spólny szczep rodu lu d z ­ kiego, lecz także je g o po to m e k Noe, jako ojciec w s z y s tk ic h po , potopie żyjących ludzi. Opowiada

b o w ie m K się g a B odzaju , że przez potop w szyscy lu dzie z g ł a d z e n i zostali (XVI), prócz N oego i jego tr z e c h sy n ó w , któ rych potm okow ie zaludnili w szyst-

| kie k raje. K on iec wszelkiem u cia łu p rzy sze d ł prze- dcm ną - mówi ta m B óg do N o e g o w r. 6., i&

napełn ion a je s t ziem ia niepraw ością od oblicza ich, i w ytracę icli s ziem ią. W n ijd zie sz do k o ra ­ bia ty i synow ie twoi, żona tw oja i żon y synów twoich z tobą... I w ygładzon e je s t wszelkie ciało, które się ru sza ło na ziem i i w szy sc y ludzie, i zo­

s ta ł sam Noe i ci k tó rzy z nim b y li w korabiu ’).

B y l i tedy synow ie Noego, k tó rzy w y szli z k o ra ­ bia: Sem, Cham i J a fet. Ci trze j są synow ie Noego i od tych r o z s ia ł się w szystek ro d za j ludzki po w szystk iej z ie m i2). Te domy Noego w edług lu ­ d zi i narodów ich, od tych rozdzielone są n arody po p o to p ie 3).

T a n a k o n ie c za sa d a j e d n o ś c i r o d u ludzkiego je s t p o d s ta w ą katolickiego d o g m a tu o p r z e le w ie g r z e c h u p ie rw o r o d n e g o na w s z y s tk ic h ludzi. G d y b y b o w ie m zn a la z ły się p lem iona od A d a m a nie po ­ c h o d z ą c e , a m b y g r z e c h u p ie rw o r o d n e g o , ani je go sk u tk ó w n ie za ciąg n ę ły . Sobór bowiem T ry d e n c k i n a sesyi 5 4) t a k n a u k ę o nim o k r e ś l a : „ G d y b y kto nie w y z n a w a ł, że pierw szy czło w ie k A d a m , kie dy p r z y k a z a n i e Boże w raju z łam a ł, za r a z św ię ­ tość i spraw ie dliw ość , j a k ą posiadał, u tra c ił i ś c ią ­ g n ą ł p r z e z obrazę tego p rz e s tę p s tw a g n ie w Boży i śm ierć, k tó rą m u p rz e d te m Bóg b y ł z a g r o z ił,....

oraz że c a ły A d a m co do duszy i ciała n a g o r s z e się zm ienił, n ie c h będzie w yklęty. — G d y b y kto u t r z y m y w a ł , że p r z e s tę p s tw o A d a m a , je m u tylko s a m e m u szkodziło a nie j e g o p o to m s tw u i otrzy-

') G en. 7. 21. — l ) Gen. 9. 1 8 - 1 9 . - *) Gen.

10. 32. - 4) T rid . Sess. V. 1. 2-

(2)

m a n ą od B o g a św ię tość i spraw ie dliw ość , którą utracił, dla siebie ty lko u tra c ił, a nie dla nas także, albo że sp la m io n y g r z e c h e m n ie p o s łu s z e ń s t w a śm ie rć i k a r y cia ła tylko na c a ły rodzaj lu dzki przelał, nie zaś i g r z e c h , który j e s t śm iercią duszy, niech będzie w y k l ę t y ; alb o w iem s p r z e c iw ia się A p o s to ­ łowi m ó w ią c e m u ( R z y m . 5 ) : przez je d n e g o czło­

w ieka g r z e c h w s z e d ł na ś w ia t, a p rz e z g r z e c h ś m i e r ć , i ta k na w s z y s tk ic h ludzi śm ie rć p rzyszła, bo w nim wszyscy zgrzeszyli. G d y b y kto te n g r z e c h A d a m a , który co do początku je d e n je s t, i p r z e z r o d ze n ie, nie przez n a ś la d o w a n ie n a w s z y s t­

kich się prze lew a, i w każ d y m czło wieku jako jego w ł a s n y się z na jduje , u tr z y m y w a ł, że może być z g ł a d z o n y n a t u ra ln e m i siłam i lu d z k ie m i albo i n n y m środkiem , ja k prze z z a s łu g ę je d n e g o p o ś r e d n ik a P a n a n asze go J e z u s a C hrystusa... , niech będzie w yklęty... G d y b y kto ś powiedzia ł, że dzieci n ie daw no zrodzone..., n ie za ciąga ją z A d a m a g r z e c h u p ie r ­ w o rodne go, n ie c h będzie w yklęty.... alb o w iem tak r o z u m i a ł zaw sze Kościół katolicki i z tra d y c y i A p o ­ stolskiej c h rz ci dzieci, aby o d ro d z e n ie m w nic h było oczyszczone t o , co r o d ze n iem z a c i ą g n ę ły " . B ardzo p rz e to jasno n a u k a o g rz e c h u p ie r w o ­ r o d n y m opiera się na poch o d z en iu ludzi z je d n e j pa r y p ie w s z y c h rodziców, z czego zaś w yraźnie ju ż w y p ły w a , że n a u k a P is m a św . i Kościoła k a ­

tolickiego j e s t : ż e w szy sc y ludzie na zie m i z j e ­ d n eg o w spólne go pochodzą szczepu.

2. J e d n i wszakże ja k : Y oltaire, B u r m e iste r, Y o g t, aby zadać k ła m Mojżesz owi i na u c e K o­

śc io ła katolickiego, d r u d z y z tak zw anej „szkoły a m e r y k a ń s k i e j" , a b y u sp r a w ie d liw ić sw e n ie c n e po­

s tę p o w a n ie

7,

n ie w o ln ik am i, poczęli w imię n a u k i u tr z y m y w a ć , że m u rz y n i nie m ogą pochodzić z tyc h s a m y c h p ie rw s z y c h rodziców, co i inni ludzie, lecz s ta n o w ią c a łkie m o s o b n y g a tu n e k (species) d a ­ leko n i ż s z y , p o d le js z y , do cyw ilizacyi, ani do

p r z y ję c ia religii c h rz eśc iań sk iej n ie zd o ln y . „D u c h pogański, k tóry n ie n a w id z i w szystk ie obce n a ro d o ­ wości ja k o b a r b a rz y ń c ó w — pisze H e t t i n g e r —•

wieje od p r z e w ó d c ó w szkoły am e r y k a ń sk ie j, która w y ch o d z ąc z ró ż n y c h szczepów ro d u ludzkiego, u sliłu je uspraw iedliw ić niewolę M u rz y n ó w , w y k o ­ r z e n ić I n d y a n , k r w a w ą wojnę ich za g ła d y u n i e ­ w in n ić , aby ty m s p o so b e m prze z zniszczenie niż­

s z y c h istot, dano m iejsce rozwoju w y ż s z y m " , t. j.

sobie 6) I n a c z e j tru d n o b y im było takich gw ałtów na d bliźnim i się dopuszczać. J a k ju ż b o w ie m L a k- t a n c y u s z p o w i e d z i a ł 6) : „ J eż eli w szyscy od j e ­ d n e g o cz ło w ie k a pochodz im y, któ rego Bóg s tw o ­ r z y ł, to ś m y z p ew nością wszyscy s p o k r e w n ie n i, i dla tego ta k wielką z b r o d n ią je s t człow ieka n ie n a ­ widzić, chociażby on n aw e t b y ł złoczyńcą,,. Za­

s a d a przeto j e d n o ś c i r o d u lu d z k ie g o j e s t wielkiej w agi i w y d aje przeobficie najbłogodajniejsze owoce.

Z niej pow sta je poczucie b r a t e r s t w a m iędzy n a r o ­ dam i, na niej opie ra się c h r z e ś c ia ń s k a miłość bli­

źniego, obowiązek nie sie nia mu p o m oc y tak m a te -

5) H e ttin g e r. D ogm en des C h risten th u m s I. 234. — j) Div. In s tit. V. 10.

r y a ln e j, ja k o też d u ch o w e j, ro z k r z e w i a n ia wszędzie p r a w d z iw e j religii i o św ia ty , i w sżystkiejej p e łn e p o ś w ię c e n ia czyny, a więc najw a żniejsz e in te r e s a ludzkości.

3. J a k i e ż więc d o w ody m ają p rzeciw nicy n a s i na tw ie rd z e n ie s w o j e ? Oto nap rz ó d , że p o w s z e c h ­ nie przyję to p o d z ia ł r o d u lu dzkiego n a kilka ras.

P r a w d a więc, że w e d łu g B l u m e n b a c h a ( 1 7 5 2 do 1 8 4 0 ) m a m y pięć ras, a m ia n o w ic i e : K a u k a z k ą czyli białą, k tóra o bejm uje wszystkie ludy e u r o p e j­

skie z w y ią k i e m L ap o ń c zy k ó w , F in n ó w i W ę g r ó w , nadto n a l e ż ą do niej m ie s z k a ń c y Azyi za ch o d n ie j, A ra b ii i P ersy i, sk ą d sięga ź ró d e ł r z e k i Obi i d o ­ ch odzi do G a n g e s u ; do niej ta k że zaliczają się ludy A fryki p ó łnoc nej.

D r u g a r a s a j e s t m o n g o ls k a koloru żółtego, do której należą L apońc zyc y, F in n o w ie , W ę g r z y , ludy a z y aty ck ie nie w c h o d z ąc e w sk ła d r a sy kau- kazkiej i m a la jsk ie j, i z A m e r y k a n ó w E s k im o s y . T rz ec ia m a la jsk a koloru b r u n a t n e g o o b e j m u je m i e ­ sz k a ń c ó w M alakki, A ustralii, P o liu ez y i i wyspy M a d a g a s k a r u . — C z w arta a m e r y k a ń s k a kolo ru m i e ­ d z ia n e g o , do której n ależ ą p ie rw o tn i m ie s z k a ń c y A m e r y k i z w yjątkiem Eskim osów . — P i ą t a ra s a m u r z y ń s k a kolo ru c z a rn e g o , do której się zaliczają ludy A fry k i, prócz półn ocnej jej części 7).

M im o to r a s y te nie m o g ą sta n o w ić o s o b n y c h g a t u n k ó w ludzi, tylko w szystkie najoczywiśc-iej n a ­ leżą do je d n e g o g a tu n k u ro du ludzkiego. We w s z y s t ­ k ic h bow iem tych r a s a c h in d y w id u a lu d z k ie są bardzo do siebie podo b n e, ja k żadne d w a gatu n k i z w ie r z ą t ; z a rów no o b d a r z o n e ciałem o rg an ic zn e m i dusz ą r o z u m n ą , j a k się ju ż p o p r z e d n io w ykaz ało ( X V I II ) , w szyscy m a ją mowę, wszyscy pojęcia i teżsam e tr a d y c y e relig ijn e, w s z y s c y są zdolni do p o stę pu i oświaty , u w szystkich je d n a k o w a b u d o w a ciała i k o ń c z y n , je d n a k o w o długie życie, r ó w n a chorobliw ość , j e d n a k o w y p rze cię tn y sto pień ciepłoty ciała, j e d n a k o w e śre d n ie u d e r z e n ie pulsu, zarówno nie p r z y w ią z a n i do klim atu ani oznaczonego po ­ żywienia, w sz y s c y znają użytek ognia i u m ie ją p r z y ­ goto w ać sobie p o k arm . Próez te g o r ó ż n o r o d n e g a ­ tu n k i z w ie r z ą t d o b ro w o ln ie z sobą się n ie parzą, a zm u sz o n e do tego przez cz ło w ie k a albo o k az u ją się n ie p ło d n e m i, albo ich p otom stw o w k ró tc e b e z ­ pło d n ie w y m ie ra . T y m c z a s e m m a ł ż e ń s t w a z r ó ż n o ­ r o d n y c h ra s ludz kich je szc ze z d r o w sz e i p ię k n ie j­

sze w y d a ją dzieci, niż w tej sam ej rasie, j a k o b ­ s z e r n ie d ow odzi W i l d b r a n d 8) B a c h m a n , D u - y e r n o y , S c h e r z e r , Q u a t r e f a g e s , A. Wa ­ g n e r i inni. N a w e t B u r m e i s t e r ś w ia d c z y , że dzieci z r o d r o n e z b ia ły c h i m u r z y n ó w r o z m n a ż a ją się b a r d z o p r ę d k o i odznaczają się pięknością ciała.

W e i t z zaś w ykazuje, że dzieci z ta k ic h mię sza- n y c h m a łż e ń s tw o d zn a cz ają się w ielk iem i z d o ln o ­ ściam i u m y s ł o w e m i i do w y s o k ic h do ch o d z iły s t a ­ no w isk w po łu d n io w e j A m ery c e. N a k o n ie c B a - s t y a n pisze, że w s z y s tk ie narody c y w ilizo w a n e p o ­ chodzą. z n ie z lic z o n y c h m ię s z a n in ró ż n y c h ras.

’) H o lzw arth . llis to r y a p o w szech n a I. str. 40. —

8) S tam m t das M ensehengeschleelit von einem P a a re a b ? S. 11.

(3)

Nr. 21

.

Gwiazda katolicka. 859

W s k u t e k tego s ła w n y H u m b o l d t u z n a je je d e n tylko g a t u n e k ludzi, o drzuc ają c n a w e t w s z e lk ą ró ż n ic ę m ię d zy w yższ em i i niż sz e m i ich r a ­ sa m i. Są zdolniejsze do w y k s z t a łc e n ia — pisze on — więcej w y k sz ta łc o n e , k u ltu rą u sz la c h e tn io n e , ale ż a d n y c h z siebie sz la c h e tn ie js z y c h s z cz ep ó w nie m a. F r a n c u s k i za ś g e n e r a ł F r e i d h e r b e , który długi czas p r z e b y w a ł w S enegalii, św ia d cz y , że z n a la z ł ta m m u r z y n ó w zdolniejszych do oświaty , niż A ra b ó w . „ N a w e t co do w y sokośc i nie m a m ię ­ dzy r a s a m i istotnej różnicy — pisze B u r m e i s t e r 9).

— L u b o b o w ie m p r a w d a , że ludzie p ó łn o c y są w o g ó le m niejsi, niż w strefie u m ia r k o w a n e j, j e ­ d n a k p le m io n k a r ło w a ty c h w łaściw ie niem a. P ięć stóp w ysokości najm nie j, k tó ry c h bardzo m a ło i n ­ d y w id u ó w nie dosięgnie, a fi stóp wysokości n a j­

więcej, k tó r ą m ia rę tr u d n o , a b y cały naród p r z e ­ sz edł, ch o c ia ż w szędzie po je d y n cz e in d y w id u a w i ę ­ k sz e się z n a jd ą " . J a k ż e daleko w ięk sze za ch o d z ą ró żn ic e w ty m sa m y m g a t u n k u m ię d z y różn oro- d n e m i r a s a m i konia, psa i in n y c h z w ie rząt, a p r z e ­ cież n ik o m u nie p rz y sz ło do g ło w y ka ż d ą ich ra s ę za osobny g a t u n e k (speeies) uw ażać.

4. B e z w ą tp ie n i a j e d n a k , że m ię d zy ra sa m i ludzi zachodzi p e w n a r ó ż n ic a w z a b a rw ie n i u skóry, w r o z m a ito ś c i w ło só w , w b u d o w ie czaszki i szczęki, w rozm aitości ję z y k ó w czyli m o w y , ale ta różnica w ca le nie je st tak wielką, j a k j ą p r z e c iw n ic y egza- g e ru ją . E a s y bow iem wcale nie są od siebie tak b a r d z o oddzielone a n i różne, tylko p rz e c iw n ie przez b a rd z o wiele ty p ó w p o ś r e d n i c h z lew ają się w j e d n ę h a r m o n i j n ą całość je d n e g o ty lk o g a t u n k u ludzi.

„ G d y b y r a s y w y ra ź n ie od siebie się r ó ż n ił y i ł a ­ tw o było pociągnąć g r a n ic ę m ie dzy j e d n ą r a s ą a d r u g ą , toby się antropologow ie co do tego podziału ta k b a r d z o nie różnili, że kiedy j e d e n ca ły ród lu dzki dzieli na dw ie rasy, drugi widzi się z m u ­ s z o n y m podzielić go n a 1 5 0 r a s “ , pisze P e s c h e l ’°).

J a k o ż Cuvier i T h . W a itz kła dą ty lko 3 ra s y , Blu- m e n b a c h i B u r m e is te r dzielą n a 5 r a s , P ris z a r d i P e s c h e l widzą się z m u sze n i usta now ić 7, A gassiz 8, F r y d e r y k M u lle r i H a e c k e l 12, M o r to n 2 2 ras.

M alajczyków , k tó r z y w e d ł u g B I u m e n b a ­ c h a s ta n o w ią r a s ę m a la jsk ą , B u r m e i s t e r zalicza do r a s y kaukazkiej, P e s c h e l do m ongolskiej. P o d o ­ bnie ż m a się r z e c z z wielu in n y m i n a r o d a m i, tak iż P e s c h e l dodaje wyraźnie, że „ani je d n e j cechy ż a d n a r a s a nie ma, k tó r a b y całkiem różniła się od in n y c h ras, ale w szystkie lic zn y m i odcieniami zle­

w a ją się w je d n o . Bóżnica ras o p ie ra się n a pe- w n e m złudzeniu, p o n ie w a ż nie prze cię tnego c z ł o ­ w ieka za t y p rasy b ra n o , tylko te go, k tó r y się na jb a rd z ie j od in n y c h o d r ó ż n ia ! 11. Tak, g d y b y ś m y chc ąc okazać typ naszej okolicy, w y b ra li n a to osobę n a jb rz y d sz ą , albo n a j p ię k n i e js z ą , lub ch c ą c okazać d u c h a relig ijn eg o obecnego sp o łe c z e ń stw a u n a s , w ybrali osobę najgorliw szą, albo n a j w y s t ę - pnie jsz ą ; w obu w y p a d k a c h za rów no b łę d n ie b y ś m y postąpili.

9) G esch ich te d e r S ch ó p fu n g S. 506 (7 Aufl. S. 622).

i0) Y ólkerkim de S. 431.

L ecz p r z e jd ź m y ju ż do po je d y cz y ch cech r o z ­ ró żn ia ją c y c h rasy . J e d n ą z ta kich najbardzie j w oko w p a d a ją c y c h ró żn ic j e s t kolor sk ó ry . J e s tż e on j e ­ d n a k w pojedynczych ra s a c h tak bardz o o d r ę b n y ? W cale nie. N a jła tw ie j p r z e k o n a m y się o te m , p o ­ ró w n u j ą c 2 rasy n a js k ra jn ie js z e , białą m ia now icie z cz a r n ą . „U p o łu d n io w y c h narodów rasy białej — pisze B u r m e is te r , — je s t skóra ciem na, a n a w e t do tego sto pnia ciem na , ja k u n ie k tó r y c h plem ion m u r z y ń s k i c h . N a w e t co do koloru w ło sów i oka j e s t podobieństw o z m u rz y n a m i oczywiste®.

B e rb e r o w ie w N ubii m a ją p ię k n ą b u d o w ę ciała, j a k biali, tw a r z owalną, n u s orli, w argi g r u b e ale n a b r z m ia ł e , kolor skóry b ronzow y po śred n i między c z a r n y m a oliw kow ym . A ra b o w ie w c h ł o ­ d nie jsz ych okolicach m ają cerę ja s n ą , w M e ce żół- t o b r u n a t n ą , w N u b ii cz arnolśniąe ą, n a pusty n i m a ją w ło s y jak w e łn a niby m u rzy n i. P o d o b n ie ż Afgań- czycy i i n n i , ja k dowodzi Weitz J1). P róc z tego

„dzieci we w sz y s tk ic h r a s a c h , — m ó w i B u r d a c h 12)

— w ło nie m atk i i po n a ro d z e n iu tnają kolor c z e r ­ w o n aw y żywego ciała, ja ki. w d o jr z a ły m w iek u w żadnej r a s ie się nie z n a jd u je ; dopiero z czasem n a b i e r a dziecko M u r z y n a kolo ru czarnego, E u r o ­ p ejcz yka białego, M o n g o ła żó łteg o " . O p le m io n a c h zaś in d y js k ich pisze G o b i n e a u 13): „ n i e m a ż a ­ dnej o d m ia n y koloru, któ reg o b y u n ic h nie b y ł o “ . P o to m k o w ie b ia ły c h w strefie g o rąc ej d ojrzew ają prędzej, kolor skóry o trz y m u ją oliwkowy, a w A fryce cz a rn y . D o w ody n a to dają kolonie P o r t u g a l c z y ­ k ó w n a w y b rz eż ac h afry k ań sk ich . P o d o b n ież i p o ­ to m k o w ie m u r z y n ó w w klim acie c h ł o d n ie j s z y m j a ­ śniejszej n abierają ce ry 14).

K o lo r w ięc skóry nie m oże być p o d sta w ą r o z r ó ż n ia n ia szczepów ludz kich, te m zaś m nie j p o ­ d ziału n a g a tu n k i. J e d e n bow iem j e s t w łaściw ie k o lo r całego r o d u lu d z k ieg o , w różne prz e c h o d z ą c y tylko odcienia. „A n i 4 ani 5 ra s nie ma — pisze H e r d e r 15) — ani w y łą c z n y c h cech. K olory s k ó r y ludzkiej gubią się na w z a je m i zlew ają się tak, iż n akoniec z tego o tr z y m u je m y j e d n o c ieniow a nie j e d n e g o tylko i tego sa m e g o m a lo w id ła r o d u lu d z ­ kiego, rozpośc ierając ego się po całej ziem i". A P e ­ sc h e l d o d a j e : „ g d y b y ś m y mieli inne d o k ła d n ie j s z e c e c h y ra s ludz kich, z p ew nością nik tb y się nie o d w a ż y ł przy ic h podziale brać w r a c h u b ę kolo ru s k ó r y ludzkiej, a lbow iem w każdej rasie, a n a w e t w pojedynczej h o r d z ie r o z m a ity się z n a jd u je 11.

(Dokończenie n a stąp i).

D U C H M A T K I .

B y ł a to posępna z i m n a noc lutowa. W ś r ó d n ajb ied n iejsz ej i najludnie jsze j części p r z e lu d n io ­ n eg o L o n d y n u , w ubogiem m ie sz kaniu k a p ła ń sk ie m , siedziało r a z e m dwóch księży, z k tó r y c h s ta r s z y

“ ) A n tro g o lo g ie 1. 224. — ” ) B u rd ach . A n tro p o lo g ie S. 702. — u ) E ssai su r l.in eg a lite eta. IV . 243. — ,4) D u ­ r a n d Soyage au S en eg al I. 169. H eb er N a rra tiy e eto. I.

p. 68. — 1B; R eusoh. B ib lia i n a tu ra s tr. 486.

(4)

w y d a w a ł się być n ie s ły c h a n ie zn u ż o n y m . W te m

j

o zw a ł się d z w o n e k i w e d r z w ia c h sta n ę ł a ko b ie ta j c z a rn o u b r a n a , nieopisanie p ię kna i p o w aż n a. T a w łaśnie p ow aga dodawała m a je s ta tu n ie z w y k łe j je j urodzie i obejściu. P r z y s t ę p u j ą c do Ojca W a r r e n a , ode z w a ła się cichym lecz d źw ię cz nym g ł o s e m :

„ W y b a c z mi, Ojcze, jeśli ta k późno i w podobną noc ś m ie m ci narzucać m ą prośbę, ale n ik t i n n y nie potrafiłby lepiej sp ro sta ć zadaniu, które ci po­

w ierzyć prag n ę . Ozy raczysz pójść za m n ą , aby za n ie ś ć pociechę i pomoc zabłąkanej a odchodzącej d u s z y ? czy zechcesz pogodzić ją z B o g iem i ukrze - pić na d r o g ę w ieczności?

— D roga pani — o d p a r ł ks. W a r r e n — od r a n a nic w ustach nie m iałem , p r z e m o k łe m do nitki i bardz o je s te m stru d z o n y . Ozy nie pozwolisz, aby in n y k a p ła n m nie z a s t ą p i ł ?

— B ł a g a m cię Ojcze, racz sam mi t o w a r z y ­ szyć, poniew aż do ciebie p o s ła n ą zostałam . Z a k li­

n a m cię, nie z w le k a j m y dłużej, proszę o to na ca łą m iłość Zbawiciela dla s w y c h b łą d z ą c y c h owieczek, n a imię N ajśw iętszej J e g o Rodzicielki.

P ro s i ł a ta k usilnie, tak rze w nie, że ksiądz nie w y m a w ia ł się dłużej i z a r z u c iw s z y płaszcz na r a ­ mio na, p o spie szył za n ią w zd łu ż d łu g i c h ulic i placów. P r z y s t a n ę ł a nareszcie, a z a pukaw sz y do b r a m y , zw r ó c iła się ku s w e m u to w a r z y s z o w i : „ W i ę ­ cej zrobić nie m ogę i tr z e b a mi iść dalej. W s k a ­ z a ła Ojcu dom, w k tó r y m m ieszka czło wiek p o ­ tr z e b u ją c y wielce r a tu n k u . N iec hże z tobą tu wstąpi b ło g o sł a w ie ń s tw o B oga Ojca, m iło ść B oga Syna, n a tc h n ie n ie D u c h a św.

To r ze kłszy, oddaliła się spiesznie i zn ik n ę ła z p r z e d j e g o oczu. D r z w i o tw o r z y ły się n a ościerz, a w p r o g u u k a z a ł a się postać sc h lu d n ej, s ta rs z e j ju ż sługi.

— P o w o ła n o mię tu do u m ie rają ce g o — tł u ­ m a c z y ł się k a p ł a n — proszę mię n a t y c h m i a s t do je go z a p r o w a d z ić łoża.

K o b ie ta sp o jrza ła ze zdz iw ie n ie m .

— N i k t tu nie u m ie ra , n ik t n a w e t c h o r y m nie jest. Ale niech się dobrodziej sa m o te m p r z e ­ konać rac zy i wstąpi do m e go pana.

Zaczem p o p r o w a d z iła księdza do sali j a d a l ­ nej, gdzie sa m o tn ie sie d z ia ł m ło d z ie n iec przed suto za sta w io n y m stołem . U p rz e jm e po w ita n ie z n ie w o ­ liło Ojca W a r r e n do z a tr z y m a n ia się przez chw ilę, ch o ć b y dla w y tłu m a c z e n i a s w y c h n ie p ro sz o n y c h i n ie p o tr z e b n y c h odwiedzin .

G o s p o d a r z d o m u za frasow ał się d a r e m n e m tr u d z e n ie m sw ego g o śc ia : „ W gotowości p o ś w i ę c e ­ nia s z a n o w n y Ojciec uległ z a p ew n e m ił o s ie r n y m f a n ta z y o m ja kiej litościwej pani, k tó r a p o m y łk ą a d r e s u c a łą s p r a w ę zepsuła. N ie p o d o b n a dziś jej r o z ta rg n i e n ia napra w ie, ale przy n a jm n ie j z tą d do­

b ro d zie ja nie w y p u szc zę , nie o grzaw szy go w p rz ó d y i nie n a k a r m i w s z y “ .

Po chwili rozm aw iali już z sobą s ta rz e c i m ło dzieniec, ja k do b rzy , d a w n i znajom i. T a j e m n i­

czy jakiś prąd zd a w ał się łączyć ich dusze, s k ł a ­ niać ich se rc a w z a je m n ie ku sobie. N ie b y w a łe zwierzenia cisnęły się na u s ta m łode go c z ł o w i e k a :

— J a m n ie gdyś do w asz ego n a le ż a ł Kościoła, a dziś ju ż n ie j e s t e m cz łonkie m ż a d n eg o z g o ł a , o d k ą d m n ie n ajd ro ż sz a od u m a r ł a m a tk a , nic m nie ju ż nie z a jm u je , nie w i ą ż e , a wiecznie mi się zdaje, iż jeżeli rzeczywiś cie p o za g ro b o w e istnieje życie, z na la zła by ona sposób up e w n ie n ia m n ie o te m , bo dla niej niebo nie b y łoby nie bem , g d y b y m z nią w niem kiedyś nie m i a ł uczestniczyć. T ę ­ sk n ię wciąż do niej, do d a w n e g o życia, do s t r a c o ­ nego a pełnego nie g d y ś szczęścia. Nie p o d o b n a , ab y b y ła ' z a p o m n ia ła o sw oim synu, to w a r z y s z u , przyjacielu, je śli rzeczywiś cie d u c h jej zażywa n ie ­ śm ierteln o ści. Ojca w cześnie s tr a c iłe m , b y ł e m w sz y s tk ie m dla m atk i, ona w szy s tk iem dla m n ie . Ż a d n a m yśl nas nie rozdzielała, a teraz u m a r ł a i na wieki j ą p o że g n ałem .

— W róć do Kościoła, do w iary m a tk i, a od­

z yskasz nadz ie ję połączenia się z nią w w iec zn o ś ci

— odezw ał się k a p ł a n — i tak d łu g o , tak w y m o ­ wnie do skołatanej o d zy w a ł się duszy, iż m ł o d z i a n u le g ł jego zaklęciom, i klę kają c z a w o ł a ł : B ł o g o ­ s ła w mi ojcze, pojednaj z Bogiem, p r z y jm ij m n ie n a p o w r ó t n a łono K o ś c i o ł a !

Ksiądz w sze dł do są sied n iej biblioteki, a ż e b y dać m ło d e m u człowiekowi chw ilę cz asu do s k u p i e ­ nia m yśli konieczną. W te m ujrza ł p r z e d s o b ą p o r ­ t r e t osoby, k tó r a go w te progi p r z y w io d ła . S ta ł je szc ze z d u m io n y p r z d o brazem , g d y p rz y b liż y ł się d o ń gosp o d a rz d o m u : „ P a t r z y s z Ojcze na w iz e r u ­ ne k mojej m a tki i rozum iesz, ile mi jej na k a ż d y m kroku b ra k n ą ć m u si! D z iw n a rzecz, o ile dziś b liż ­ sz y m się jej czuję, aniżeli in n y c h dni. D ziś d o p ie r o czuję, ja koby c a łk e m nie b yła u m a rłą , ja k g d y b y m znów m ia ł się z nią s p o tk a ć i zobaczyć. T e ra z i to za raz p r a g n ę się w y sp o w iad a ć, o trzy m ać p r z e d nocą je szc ze r ozgrze sze nie, aby cz em prędzej zw alić mur, k tó ry m n ie z je j pam ięcią, z n a d z ie ją p o łą - czezia się z nią r o z d z ia ł.

— I ow szem mój synu, o d rz e k ł pobożny z a ­ konnik.

Nie tu miejsce opow iadać s z c z e g ó ły tej t a j e ­ m n e j ro z m o w y i donio słej chwili. P ó ź n a była go­

dzina, g d y Ojciec W a rre n opuścił d o m sw eg o n o ­ w ego znajom ego n a z n a c z y w sz y m u sp o tk a n ie na dzień n a s tę p n y o siódm ej g odzinie z r a n a , w k a ­ pliczce m is s y jn e j

J a k i ż b y ł za w ó d g o r liw e g o k a p ła n a , g d y n a ­ b o że ństw o zaczęło się, sk ończyło , a w c z o ra jsz y p e ­ n i t e n t się nie zjaw ił.

Z w ielkim s m u t k ie m po M sz y św . u d a ł się znów do dom u, gdzie w cz o ra jsz y p rz e p ę d z i ł był wieczór. O tw o rz y ła m u ta s a m a s łu g a z m ię s z a n a dziś i z a p ła k a n a . P rz e r y w a n y m ł k a n i e m g ł o s e m z a w o ł a ł a : „ P a n mój u m a r ł tej nocy, znaleźliśm y go m a r t w e g o w łó ż k u , ani ję k n ą ł , leżał sp o k o jn ie ; m ąż mój, którem u r o z k a z a ł , a b y go w c z e ś n i e r a n o z budz ił, z a s ta ł go bez duszy. Nie było lepszego odeń p a n a !

Ojciec Warren w milczeniu udał sję za nią

do pokoju, gdzie spoczywał młodzieniec, biały jak

posąg z marmuru, a z takim wyrazem szczęścia i

(5)

Gwiazda katolicka. 361

pokoju na obliczu, iż w idocznie nie za z n a ł trw ogi ani d r ż e n ia , g d j anioł śm ierci wezwać go p rzy b y ł.

— • Któż w ątp ić zdoła, iż w ła s n a je g o m a tk a wczoraj m n ie z a w o ł a ł a ? — r z e k ł s a m do siebie w z ru s z o n y k a p ł a n . — Boć m a tk a n a w e t w ś r ó d niebieskiej szczęśliwości, n i g d y o sw o je m dziecku na ziemi pozostaw ionem za pom ną ć nie j e s t zdolną*,).

Nowoczesne ' wychowanie.

W cały m n i e m a l świecie sk a rż ą się dziś n a m o r a l n y u p a d e k m ło d e g o pokolenia. L e c z nie ule ga w ątp liw o ści, że g ł ó w n ą p r z y c z y n ą tego u p a d k u j e s t te ra ź n ie js z e w y k s z t a łc e n ie n au k o w e z jednej stro n y , a rodzic e z drugiej. R odz ic e są więcej w in n i dlatego, że m ają więcej w p ły w u .

N a jw ię k s z y i pie rw sz y b łą d po p ełn iają r o ­ dzice, g d y p ozw a lają dzieciom używ a ć w s z e c h ­ stronnej, źle z ro z u m ian e j w o l n o ś c i ; g d y z a m ło d u nie p rzyuczają sw y c h dzieci do p o słu s z e ń s tw a i nie t r z y m a ją ich w k a r n o ś c i. P a n Bóg p o sta w ił ich jako s w y c h n a m i e s t n i k ó w n a d dzieć m i, d a ł im wła­

dzę n a d niem i, i jako sw o ic h n a m ie s tn ik ó w o b d a ­ r z y ł ich s z c z e g ó ln ą godnością. N ie s t e t y ! ilu j e s t ta k ich , którzy nie m a ją w yobra że nia, że im , jako rodzic om , w ła ś c iw ą j e s t j a k a szczególna w ła d z a lub g o d n o ś ć !

R odzice pod p e w n y m w z g lę d e m podziela ją O jcow stw o Boga, o ile p r z y c z y n ia ją się do n a d a ­ n ia życia s tw o r z e n io m r o z u m n y m . D la te g o u zb ro ­ j e n i są w ła d z ą Boską i w sp o łe c z e ń stw ie d o m o w e m rz ą d z ą , tak jak książę rządzi w p aństw ie, albo P a ­ pież w Kościele. Ozem d u ch i se rc e j e s t w każdym cz ło w ie k u , te m j e s t ojciec i m a tk a w rodzin ie. Oj­

ciec rozporzą dza c z ło n k a m i rodziny, m a tk a nadaje im miłości w łaściw ą podnie tę i z a ch ę tę do czynu.

Gdzie rodzice swoją p o w a g ę za c h o w u ją , ta m p a ­ nuje p o rz ą d e k , zgoda, m iłość ; gdzie zaś rodzice pod pozore m w oln ości, albo obecnego zw yc za ju, n a sw oje dzieci sło dkiego j a r z m a rodzic ielskie j p o ­ w agi nie wkładają, t a m j e s t m iłość bez głow y, o kręt bez steru, p a ń s tw o bez r z ą d u ; ta m jest nie­

porządek, nieład, kłó tn ia — j e d n e m sło w e m ta m istnieje piekło w m a ł y c h r o zm iarac h . Rzecz to j a ­ sna , g d y ż d o sk o n a ło ść k a ż d n e j rzeczy skła dającej się z większej części, zaw isła od tego, a b y tę część z e ś r o d k o w a ć i złożyć w j e d n ą całość. P o d s ta w ą łą c z ą c ą rodzin ę j e s t p o w a g a rodzic ielska, która od w sz y s tk ic h cz ło n k ó w w y m a g a uległości dla g ło w y r o d z in y , a c z ynnośc iam i w s z y s tk ic h cz ło n k ó w ta k kieruje, aby d ąż yły do je d n e g o celu t. j. aby w y ­ chodz iły n a dobro całej rodziny.

T a k sta ro -p o g a ń sk ie, j a k n o w o -p o g a ń sk ie s p o ­ łe cz eństw o nie z n a właściw ej is toty w ła d z y r o d z i­

c i e ls k ie j, bo nie zna ź r ó d ła tej w ła d z y t. j. n ie zn a w ła d z y Boskiej.

Z tą d dw ie o s t a t e c z n o ś c i : sta ro - p o g a ń s k ie s p o ł e ­ c z eń s tw o n a d u ż y w a ło w ła d z y r o d z ic ie ls k ie j, nowo- p o g a ń s k ie sp o łe c z e ń stw o z a n ie d b u je ją. P ie rw s z e , p r z y w ła s z c z a sobie p r a w a , k tó r y c h nie m a n a d

*) Zdarzenie to opowiada jedno z pism angielskich : Biachwood Magańne.

d z i e ć m i; d r u g ie , p rzypuszcza dzieci do r o z p o r z ą ­ d z a n ia rodziną . P i e r w s z e ro z p o r z ą d z a r ę k ą córki bez jej w o l i : drugie, pozwala córkom w ychodz ić za maź w e d łu g ich w ła s n e g o k a p ry s u i n a r a ż a je na niebezpieczeństw o n ie ró w n y c h i n ieszczęśliw ych m a łż e ń stw . P ie rw sz e często tr z y m a sw e dzieci w niewoli i s p rze d aje ic h cześć i w o l n o ś ć ; d r u ­ gie, oddaje swoje dzieci ich n a m ię tn o śc io m . R o ­ d z in a więc n o w o c z e sn a j e s t w łaś ciw ie tylko o b r a ­ zem dzisiejszego s p o łe c z e ń s tw a politycznego, gdzie p r a w o je s t często w p onie w ierce , p o r z ą d e k p u b li­

czny z a n ie d b a n y , a spokój i d o b r o b y t p a ń s tw o w y pada ofiarą s a m o lu b s tw a i nam iętności.

Do tego to p rz y jd z ie , jeżeli rodzic e nie p a ­ miętają, że oni są n a m ie s tn ik a m i B oga i rz ą d c a m i w z g lę d e m sw y c h dzieci; do tego to przy jd z ie, j e ­ żeli rodzice nie p a m ię ta ją , że dzieci, lubo nie są niewolnikam i, j e d n a k też rz ą d c a m i być nie m a ją , lecz m ają być p o d d a n y m i, któ rzy przejęci są u s z a ­ n o w a n ie m dla rodzicielskiej w ład z y , p o ch o d z ąc ej od B o g a , i u le g a ją jej.

A ż e b y w ła d z a rodzic ów całą sw oją sił ę w y ­ w a r ła , d o b ry p r z y k ła d musi być z nią połączony.

R odzice m a ją być o ra z p a s te r z a m i i p r z e w o d n i ­ k a m i; m ają n ie ty lk o drogę w skazać, ale m a ją nią p o s tę p o w a ć n a c z e l e ; inaczej s ta n ą się p r z e d m i o ­ t e m p o g a r d y u dzieci, p o n ie w a ż w s k a z u ją d ro g ę dobrą, ale nią nie idą t. j. p okazują dzieciom, że św ia d o m ie g r z e sz ą . W o b e c silnej s k ło n n o ś c i do n a ś la d o w n ic tw a , zd a r z a się rza dko, ab y dzieci n ie w iodły życia na wzór m a tk i lub ojca.

S ta r a pow iastka m ów i o ra k u , k tóry chciał, aż e b y je g o dzieci chodz iły p rzo d k ie m a nie n a wstecz, w tym celu po k az ał im, ja k to się robi.

G dy p o te m je d n a k n a w ste c z ch o d z iły , ła j a ł je a one m u n a to o d p o w i e d z i a ł y : „Ojcze, p r z e c ie ż i ty ciągle n a w stecz ch o d z isz ".

O prócz d obrego p r z y k ła d u p o tr z e b a je sz c z e in n y c h śr o d k ó w p o m o c n icz y ch , a b y dzieci dobrze w y ch o w ać . Kto policzy ro d z ic ó w , którzy n ie w i n ­ ność, i je szcze s ła b ą cnotę s w y c h dzieci n a r a ż a j ą n a rozliczne nie b e z p ie c z e ń stw a p r z e z to, że pro­

w adzą j e n a p rz e d s ta w ie n ia t e a tr a l n e , nie p r z e k o ­ nawszy się poprzednio, czy p rz e d s ta w ie n ie p r z y n a j ­ mniej nie je s t złe m albo p r z e c iw n e m w ie rz e ? D z ie c i podziw iają w szy s tk o ja k c h ł o p i e c , k t ó r y po r a z p ie rw sz y do m ia s ta p r z y b y ł ; dzieci w ie r z ą we w s z y s tk o ; dzieci lu bią się ś m i a ć i d o w c ip y b i o r ą n a s e r y o ; b ogata w y o b ra ź n ia , w o ln e od trosk s e r c e z a tr z y m u j e takie o braz y, s c e n y i uczucia. P r e c z więc z w szelką w y m ó w k ą ! Je że li rodzice c h c ą s w e dzieci d o b r z e w y c h o w a ć , m u s z ą im k o n ie c z n ie w zbronić w id o w is k p u b lic z n y c h i pr z e d sta w ie ń , j e ­ żeli te choć w m a ł y m s to p n i u ubliż ają p r z y z w o i ­ tości lu b wierze.

I n n i r o d z ic e są b a r d z o n ie o s tro ż n i z k s i ą ż ­

k a m i, g a z e t a n i i cz a s o p ism a m i. Dzieci, j a k w s z y s c y

lu d z ie s k ł o n n e są do tego, co z a k a z a n e ! P a r ę lat

te m u g a z e t y p a r y s k i e p r z y n i o s ł y w ieś ć s z k a r a d n ą j

ż e c ó r k a p e w n e j bogatej r o d z in y w nie o b ec n o ści

r odzic ów ś m i e r ć so b ie z a d ała. Obok niej z n a l e ­

ziono k a r tk ę z n a p i s e m : „ D o tą d ż y ła m w n i e w i n .

(6)

nośc i i czystości, k sią żk a z czyte ln i m ego ojca p o ­ u c z y ła m nie , że n ie w in n o ść , wiara, nie śm ie rteln o ść , to są tylko w y m y s ł y . M oje zwło ki nie m ają prze­

s tą p ić progu kościelnego !“

W n ie k tó r y c h r o d z in a c h pozornie z miłości dla sz tuk p ię k n y ch , u t r z y m u ją ^ p e w i e n " rodzaj m a lo w id eł, o b raz ó w i posągów . „ T r z e b a r o d z in ę p r z y z w y c z a ić 11, powiadają, „aby n a takie rzeczy p a t rz a ła z filozoficzną o b o ję tn o śc ią " . Z a p e w n e , t r z e b a tego, aby dzieci ja k n a j p rę d z e j p o z n a ły złe i o tr z y m a ły w r a ż e n ie p o s tę p k u !

N ie je d n i rodzice pozw a lają n a obecność dzieci przy k aż d y ch odw iedz ina ch, przy każdej zabawie.

D zieci uw a ż a ją pilnie, p o w ta r z a ją w szy s tk o , w n a ­ stę p stw ie m ó w ią o p e w n y c h r z e c z a c h ja k ludzie dorośli, tak, że r o d z ic ó w zg ro z a p r z e j m u j e ; a kto te m u w inie n ?

L ic zn i rodzic e p o ru cz ają sw oje dzieci s ł u ż ą ­ cym i d z i e w k o m , n a k tó r e niekoniecznie m oż na się sp u śc ić, w y p u s z c z a ją n a ulicę do w sz y s tk ic h z a b a w i do r ó ż n y c h tow arz yszów , ani m yśląc o te m , ja k ciężka odpow iedzialność ztąd n a nich s p a d a . P o s y ł a j ą córki i sy n ó w do s z k o ły , nie w ie ­ dząc czego ta m się n a u c z ą ; jakiej wiary, ja k ich obyczajów, jakiej filozofii; nie w iedz ą gdzie dzieci p r z e b y w a ją , co czynią , g d y z dom u się oddalają.

E odzice n ie tylko m a ją obow iązek za pobie gać z b o ­ czeniu sw y c h dzieci z d ro g i cn o ty , oni m uszą n adto w y ro b ić w dzieciach uczucie obyczajne i re ligijne i u zb ro ić s w e dzieci w środki p o tr z e b n e n a to, aby z a c h o w a ć w iarę i cnotę.

P i e r w s z e pojęcia o Bogu, które sta n o w ią sam z a ro d e k cn o ty , m u sz ą rodzice za szczepić w se rc e sw ego dziecka. „Ojcze n a s z “ i in n y c h m odlitw w ogóle m a tk a p o w in n a n a u c z y ć . P o z n a n i e obow iązku, bo- j a ź ń Bożą, u s z a n o w a n i e dla wiary, obrzydzenie dla w y s t ę p k u , m u s z ą dzieci nie jako z m le k ie m m a tki w y ssa ć. P o te m d o b r z y nauc zyc ie le ziarno r z u c o n e p r z e z rodziców m u s z ą dalej pie lę g n o w a ć i rozw ijać ; lecz to m u s z ą być dobre szk o ły i do­

b rzy nauczyciele, nie zaś sz koły bez w ia ry i bez Boga. L epiej n ie c h będzie je d e n syn m nie j „ u c z o n y " , aniżeli m a się na u c z y ć B o g iem i rodzicam i p o ­ g ard z ać.

P o n ie w a ż nam iętności p om im o w szystkiego w io dą dzieci do złego, ro d zic e m a ją n a k o n i e c p r a ­ wo karcić je — a to w ła ś n ie d la te g o , że są r o ­ dzicami.

A le tego już c h y b a za wiele ! N o w o cze sn e w y c h o w a n i e n a to nie p o z w a la ! D l a św ia ta, który z a n ie c h a ł Boga, nie m a ją w arto śc i s ło w a D u c h a św., k tó r y w y m a g a , a b y dzieci za g r z e c h y karc o n o . P o n ie w a ż dla bez bożnego św ia ta B ó g nie is tnieje, czło wiek ze sw em i na m ię tn o śc ia m i b y w a u b ó ­ s tw ia n y . B y ło b y ś w ię to k ra d z tw e m b ez cz eln em u d z ie ­ ciakowi r ó z g ą napędzić tr o c h ę w y c h o w a n i a ! a c a ły świat, w szystkie s ła w n e dziennik i, i ty g o ­ dniki t e ż , z w r a c a ł y b y naro d o m u w a g ę n a sińce m ło d e g o „króla s t w o r z e n i a !“ Coby to było za n ie s ły c h a n e za cofanie! co za okrucieństw o u t a ­ k ic h r o d z i c ó w !

A b y se rc a m atk i lub ojca nie u raz ić a dzie­

cku p r z y k ro ś c i za o sz c z ę d z ić , za n ie c h a n o karę na d z i e c i ; a po dziesięciu, d w u d z ie s tu la tac h , co wtedy?!

Je że li twoje dziecko chce tru cizn ę spożyć, czy m u nie w z b ro n isz , choc ia żby m ia ło i p ł a k a ć ? Czyż lekarz nie odejmuje c h o r e m u zatrutej części ciała, p o m im o wszelkich ję k ó w i narz ek ań ? T a fa łsz y w a czułość kosztow ała takich n ie r o z s ą d n y c h rodziców dużo łe z — ktoś płakać m u si.- albo dzieci za m ło d u , albo rodzic e n a s t a r o ś ć !

R o z u m ie się, że k a ra m u s i być r o z s ą d n a i u m ia r k o w a n a , bo inaczej zaszkodzi r o d zic o m i d z ie ­ ciom. P rz ec ież za m a łe p r z e w in ie n ia i p r z y p a d k o ­ w e u ste rki niekoniecznie tr z e b a dzieci c h ł o s t a ć ; ale za g r z e s z n e p r z e s t ę p s t w a k a r a j e s t konie cz ną.

D zie cko m ie rz y stopień sw eg o p r z e w i n ie n ia w e ­ d łu g kary, k tórą o tr z y m a za nie ; jeżeli więc w s z y s t ­ kie w ystępki u ch o d z ą mu b ez karnie , to może n a ­ w e t nie będzie wiedziało, że w y stę p ek je s t czem ś złem , a g d y b y w iedziało , p o rz u c iło b y go.

R odz ic e, którzy karc ą słu s zn ie , d o cz ek a ją się ty lko miłości i w dzię czności od s w y c h d z i e c i ; r o ­ dzice zaś, którzy wcale dzieci nie k arcą, m ogą się s p o ­ d ziew ać tylko n ie n a w iś c i i pog ard y . Za p r z y k ła d może n a m posłuż yć p ew ie n m ło d z ie n iec , k tó r y n a śm ie rć s k a z a n y p o w ie d z ia ł: tylko m o je m u ojcu nie m ogę przebaczyć tego, że za m ło d u m n ie n ie k ara ł. „P ow iedź cie, że w c h w ili ś m i e r c i p r z e k li­

n a m go za t o “ .

R odzice nie m o g ą za często r o z m y ś l a ć o św ię tym obowiązku w y c h o w a n ia dzieci. S a m a m i ­ łość p rz y r o d z o n a z m u s z a ich do tego. J e ż e li b o ­ wiem dobrze życzą s w y m dzieciom, to b ę d ą się s ta ra ć n ie tylko o ich d o b r o b y t doczesny, z m y s ł o ­ wy , lecz daleko więcej o ic h d o b r o b y t n a d p r z y ­ r o d z o n y i w ieczny. J e ż e li s ą prze jęc i m iłością c h r z e ś c ia ń s k ą do sw ego dziecka, to b ę d ą u siłow a ć, aby w niem ro zw in ą ć obraz i p o d o b ie ń stw o Boskie, i b ę d ą p row a dzili je do je g o p rz e z n a c z e n ia w ie ­ cznego, do szczęśliwości n ie bieskiej. Jeżeli p o s i a ­ dają m iłość ojc zyz ny, której p o d w a lin ę stanow i r o ­ dzina, to nie m o g ą sw oim dziecio m dać w y c h o ­ w a n ia b e z b o ż n e g o , bo dzieci s ta n o w ią nadz ie ję i p r z y s z ło ś ć ojc zyz ny; a je ż e li dzieci w y c h o w u ją się bez B o g a i w iary, to n ie z a w o d n i e i n a s z a ojczy­

z n a n a d a l będzie bez B o g a , bez w ia ry , bez ob y ­ czajów c h r z e ś c ia ń s k ic h — a ćo s ta n o w i n a js ro m o - tn ie jszą klęskę, ja k a n a s m oże spotk ać.

W łasn ość i nędza.

(Ciąg dalszy).

P rz e d s ta w c ie sobie, m ó w i pew ien ekonom ista,

m e c h a n ik a , k tó r e m u robi się to p r z e d s t a w i e n i e :

pracuj dwie, tr z y g o d z in dziennie, a w dziesięciu

lu b d w u d z ie s tu l a t a c h , zbogaci się ta k i o ty le

sp o łe c z e ń s t w o n. p. f r a n c u s k ie , agie ls k ie l u b n i e ­

mieckie. N ie p r z y p u s z c z a m y , by taki s k u te k j e g o

p r a c y nie z r o b i ł n a n im ża d n e g o w r a ż e n i a ; u z n a

on to za b a rd z o rze cz p ię k n ą i s łu s z n ą , ale iżby

dla teg o c h c ia ł p rac o w a ć dłu żej n . p. o 2 lub 3

(7)

Nr. 21. Gwiazda katolicka. 863

g o d z in d ziennie , w to nie w ierzym y. L e e z g d y m a c h le b o d a w c a p o w i e : u kończysz tę m a c h in ę w dzie­

sięciu d n ia ch , że dzień płaci się po 5 fra n k ó w , r az em przeto o tr z y m a s z 5 0 f r a n k ó w ; dobrze, daję ci te 5 0 franków, a ty m oż esz j ą w y k o ń cz y ć w cza­

sie, w jakim ci się podoba. Gdy tak do nie go mówi chlebodaw ca, w ówczas u kończ y on s w a pracę w sześciu, sie dm iu lu b ośm iu d n ia c h , by d z i e n n ie zarobić 8 lu b 6 f ra rk ó w . N ie b ędz ie on w t a k i m w y p a d k u o sz cz ędza ł r ą k sw oic h, a w szelki woln y czas, n a w e t część nocy pośw ięci n a to, by więcej za robić, czy to dla s i e b i e , czy dla sw oic h dzieci.

G d y b y tak nie było, n ig d y b y z pew n o śc ią nie b y ł a n ik o m u p r z y s z ła m y ś l r o b o ty od sztuki.

Osobisty in te re s i silny r ó w n i e ż ja k d elik a­

t n y zw iązek, k tó r y se rc e ojca łą c z y z żoną i d z i e ­ ćmi, są n a jsile iejsze m i p o b u d k a m i do p ra c y , a w ł a ­ śnie te nie istnieją w ca le w bratniej te o ry i n i e ­ przyja ciół w łasnośai. S m u t n y m r e z u lta t e m ic h teoryi b y ł o b y z m n ie js z e n ie m a s y p r o d u k c y jn e j może o trzy c z w a r te części, a z n ie m i odpow iednie lecz ko n ie c z n e o bniż enie za pła ty. O sta tn ie m s ło w e m ko­

m u niz m u je s t, j a k po w ie d z ie liśm y wyżej — r ó w ­ ność w n ie m o r a ln o śc i i nędz y.

G d y za sa da w łas n o ści p o sia d a u zn a n ie , w ó w ­ cz as ro b o tn ik sp e łn ia obyczajowe i społe cz ne cnoty, k tó r e s ą p o d s t a w ą je g o godnośc i. N ie r o zp rasz a on sw ej zapłaty na n ie p o tr z e b n e g ł u p s t w a ani u ży w a je j n a za spokoje nie n iż s z y c h nam iętn o ści sw e j n a t u ry , lecz o w sz e m stara się n a g ro d ę tę zw ię k sz y ć większą jeszcze gorliw ością do pracy.

U s iłu je zaoszczędzać i swój m a ły pocz ątk o w o k a ­ p ita ł p om na ża ć, ogra n ic z a ją c ile m ożności w y d atk i n a g o sp o d a rstw o d om ow e i z rz ek ając się ty c h p rz y ­ je m n o śc i, które n ie z g a d za ją się z c iche m i do m o - w e m i radościam i. S ta r a sie on m ieć w y g o d n e m ie­

szkanie, p r a g n ie n a b y ć je n a w ła s n o ś ć i odkłada z a o sz czę d zo n y k ap italik na p ó ź n ie js z e n ie p rz e w i­

d ziane w yp ad k i, by w t e n sposób za p e w n ić sobie sp o k o jn e życie w starości. Wie on o tem, iż w ow ych dzieciach żyje on dalej, u w aż a je swoją c h w a łę i rad o ść dom ow ego o g n isk a a c a łą sw ą d u m ę w te m p o k ła d a, iż p o to m k o m sw oim zostawi ju ż ja ki ta ki spadek, iż d a j e im w y c h o w a n ie , które m o ż e umieścić ich na w yższym stopniu w s p o ł e ­ cz e ń s tw ie , niż je go. — P r a c a , pilność, spokój, po­

r z ą d e k i uczciwość p a n u ją w dom u ta kiego ro- tn i k a a s łu s z n a żądza sław y, w y tr y s k a ją c a z c z y ­ stej, głębokiej miłości, p o d w aja jego siły i dodaje otuchy w każdej niedoli i w k aż dem do m o w em czy p o z a d o m o w e m s tr a p i e n iu *).

*) P ew ien w ybitny ekonom ista społeczny A u d i g a ­ rn e obliezyf, ile to we F ra n c y i s tra c iła k la s a ro b o tn icza w skutek p o lity czn y ch i socy aln y ch przew rotów . S u m a ta n a d e r je s t w ielką, a m im o to ludzie, k tó rzy sp e k u lu ją n a ł a ­ tw ow ierność p o sp ó lstw a , w ysław iają to rew olucye, jako praw d ziw e d o brodziejstw a. P rzy to czy m y tu ty lk o re z u lta ty (t. j- p. A u d ig a m a ) odnoszące się do rew o lu cy i lu d o w ej.

N ie po trzeb u jem y tu w yraźniej zw racać u w a g i n a tę oko­

liczność, że z a p ła ty i cyfry p ro d u k c y i są dziś daleko w yż­

sze n iż daw niej, to bow iem nie zm ienia re z u lta tu . — „ P rz y zestaw ieniu wielkiej ile śe i cy fr i sp raw o zd ań , postaw m y

• I V . .

P r a w o w łas n o ści może być przeto w e d łu g tego, cośmy powiedzieli, uw aż ane za n ie w z r u s z o n e , op ie ra się b o w ie m na n ajp o w a żn iejsz y ch p o d s t a ­ w ac h, k ó r e n ależ ą do r ó ż n y c h pól życia s p o łe ­ cznego.

H is to r y a , g o s p o d a rk a , p rzy r o d a , n i e p r z e z w y ­ ciężony i n s t y n k t człowieka, p ra w a p o trz e b n e do społe cz nego p o r z ą d k u , k r ó tk o m ó w ią c w szystko się łączy, by in sty tu c y ą w ła s n o ś c i pod każ d y m w z g l ę ­ dem uspraw iedliw ić, uzasadnić.

I cóż ch c e P r o u d h o n o b alić?

00 p r z e d e w s z y s tk ie m w p a d a w oczy, je s t u P r o u d h o n a z b y t n ia d u m a w tonie je g o w yw odów i b e z w z g lę d n a n a d z ie ja z w y c ięs tw a w n ic h p o ­ łożona.

„ J a k o o b r o ń c a równości, b ędę m ó w ił bez nie naw iśc i i g n ie w u , z nie zawisłością fiolozofa, ze spokoje m i p r z e k o n a n ie m czło wie ka w olnego. O bym tylko m ó g ł w tej u ro cz y stej w alc e wnieść do w szy s tk ich se rc św iatło, które we m n ie świeci i w s k u te k mojej m o w y p rze d staw ić , że ró w n o ś ć , c h o ­ ciażby nie m o g ła zwyciężyć oręż em , p o w i n n a s ł o ­ w em zw yciężyć.

1 kiedy potem w y ło ż y ł z w y k łe para d o k sy , sofizmy i hipote zy w za jem sobie się sp rze ciw ia ją ce, k tó r e m i m n ie m a , z n iszc zy ł w ła s n o ść n a w e t z jej pojęciem, w końcu d o d a je :

„ S p e ł n i ł e m ju ż dzieło, k t ó r e m sobie p r z e d ­ się w zią ł i w ła s n o ś ć z o s ta ła p o k o n a n ą i nie p o d ­ nie sie się ju ż więcej. W s z ę d z ie , gdzie tra k ta t ten b y w a e z y ta n y i w y k ła d a n y , tam sieje się ś m i e r ­ te ln y z a ro d e k d la w ła s n o śc i, ta m p rę d z e j czy p ó ­ źniej z n ik n ą p rzy w ile je i nie wolnictwo a d e s p o ­ ty zm woli zastąpi p a n o w a n ie ro zu m u . J a k ie ż t e ra z r e f o rm y , ja k ie ż tak głę boko jeszcze za korzenione p rz e są d y m ogą się ostać w obec p rostoty z d a ń moich.

W sz ereg u zaś zdań, usiłuje P ro u d h o n w yka - zać n ie m o żliw o ść własności. J e s t ona nie m o ż liw ą

— gdyż od niczego żą da czegoś i je s t z a bójc zynią ludzi, ona r u j n u j e społeczeństwo, jest m a tk ą t y ­ ranii, j e s t z a p rzec ze n iem równości. Ani praca, ani pr z y w ła sz c z e n ie , ani praw o, ani p r z e d a w n ie n i e nie m o g ą jej u sp ra w ie d liw ić .

sobie p rzed oczy stan p rz e m y słu krajow ego w czasie je g o k rizis. Sądzim y, że nie posądzi nas n ik t o p e ssy m isty czn e z ap a try w an ie , gdy ogólne zm niejszenie p ro d u k c y i o sz a c u ­ jem y n a połow ę n o rm aln y ch cy fr. Otóż p ro d u k cy a w g a łę z i rękodzieluiczej "przynosi około 2 m iliard y . In n y m czterem działom p rzem y słu tkackiego — w ełny, jed w ab iu , b a w e łn y , p łó tn a , p rz y p a d a zrledw ie 1600 m ilionów . S s tra ty n a ro d o - wego p rzem y słu dochodziły więc do 850 m ilionów w czasie lOcio m iesięcznym . J a k iż przeto pożyteu m iały klasy r o ­ botnicze z tej ogrom nej s tra ty ? F ra n c u sk ie fa b ry k i z a tru ­ d n ia ły nie m niej n ie więcej ja k dw a m iliony ro b otników . Ów czesna z a p ła ta w y n o sita m niej więcej, w liczając ko b iety 1 dzieci — 1 fran k i 25 centim ów d ziennie. To w ięc d la 2 m ilionów robotników p racu jący ch przez 250 d n i ro b o ­ czych w ynosi sum ę 615 m ilionów . Je ż e li przeto z red u k u je się robotę n a połow ę, wów ezas i z a p ła ta dozna tego s a ­ m ego zm niejszenia, ro b o tn icy u tra c ą 312,500.000 fra n k ó w .

— B e ch a rd : E ta t du p au p erism e ea F ra n c e . L iv. I. A eap. I I .

(8)

T a k a je s t n a u k a P ro u d h o n a .

P r z y p a t r z y w s z y się atoli bliżej ty m w s z y s t ­ k i m p u n k t o m , widzim y, że ów i p a r o d o k s a ln y du c h b ro n i ró w n o c z e śn ie i p r z e c z y te m u ż s a ­ m e m u tw ie r d z e n iu sw o je m u . Mówi tak i nie, to znaczy, że w raz z uczniami H e g l a zadaje k ł a m z a s a d z ie , k o n tra d y k c y i. T r z e b a czytać P r o u d h o n a , c h c ą c p o z n a ć te k o n tr a d y k c y e .

K rytycy i pisa rz e, k tó rzy bez filozoficznej u w agi czytali dzieła te go s ła w n eg o k o m u n is ty , oto­

czyli go c h w a ł ą d y a le k ty k a , na*co wcale sobie nie za słu ż y ł. W y s t a r c z y b o w ie m prze czy tać tylko jego e k o n o m ic z n e rozpraw y, je g o d zieło o s p r a w i e d l i ­ wości w r e w o l u e y i , o Kościele, je g o o b y d w a p a ­ m ię tn ik i o własności i listy do B la n ą u ise g o , a wszędzie z n a jd z ie m y te sa m e silnie n a c ią g a n e w y ­ r a ż e n ia , ten sam ciem ny brak zw iązłośei w p oję­

ciach, te sa m e p rz e c iw ie ń stw a , które w ykaz ują f o r ­ m a l n ą n ie n aw iść iogiki i n ie w y p o w ie d z ia n e l u b o ­ w a n ie się w k o n tr a d y k c y a c h . Widać w szę d zie te s a m e fa n ta s ty c z n e pojęcia i zboczenia, które każą m u za p o m in a ć o g łó w n y m p rz e d m io c ie w yw odów.

G u b i się on w dziedzim ie h isto ry i, filozofii, religii i traci czas na r o z m y ś l a n ia c h , które nie stoją w ża­

d n y m z w ią z k u z p o sta w ionym do op ra c o w a n ia p rze d m io te m . P rz e c iw ie ń stw a , z a w ik ła n ia , p a r a d o ­ k sy, g w a łt o w n e w y ra że n ia, oto ry s y tego nib y to g łę boko m y śląc eg o d u c h a , k t ó r e m u nie naw iść u ż y ­ c z y ła właściw ej w ym ow y i n a d a ł a r ozgłosu, co p o tr a f i w p ra w d z ie w z b u rz y ć u m y s ł y , ale nie p r z e ­ ko n a ć ro z u m u .

N a d nie ty c h w s z y s t k i c h jego listów, p a m ię ­ tn ik ó w i r o z p r a w zn a jd u je się zaraz ta m y ś l : ..S pra­

w ie d l iw o ś ć po n a d w s z y s t k o " , z a w sze j ą sz a n o w a ć i s ła c h a ć należy. S p ra w ie d liw o ś ć atoli d o m a g a s ię równości. T a k ie są p ie rw s z e sofizma, prze ciw któ­

r y m musi p ow sta ć zdrow y ro zu m ludzki.

M ów i on nie, s p r a w ie d liw o ś ć nie d o m a g a się ż a d n ą m ia r ą bez w z g lę d n e j r ó w n o ś c i w szy s tk ich ludzi, ż ą d a raczej, by oddano k a ż d e m u , co się mu n a l e ż y ; p r a g n ie , by z a p ła tę d a w a n o sto s o w n ie do z a s łu g i , do w yk o n an ia , do in telligencyi, do pracy i sp raw ie d liw o ść r o z łą c z a ją c a je st w ła ś n ie p o r z u c e ­ n ie m ró w n o ś c i i o b r o n ą naszej wolności.

N ig d y — dodaje P r o u d h o n — do zw o lo n e m n ie będzie e z ł o w i e k o # z a b ie ra ć n a w ła s n o ś ć k r a i n y d ro g ą zajęcia, g d y ż w szyscy lu d z ie m ają pr a w o j ą zajm ow ać. Z a p o z w o le n ie m ! W po­

cz ą tk a c h , kiedy ziem ia b y ł a bez p ra w a , m o ż n a b y ło w p r a w d z i e powiedzie ć, iż k a ż d y m i a ł p r a w o zająć ja k ą ś je j część, dzisiaj atoli in n a j e s t kw estyą.

Dzisiaj n ie m a w olnego kraju , k t ó r y b y nie posiadał ż a d n e g o właściciela. „ D z iś k a ż d a część ziemi j e s t u p r a w i a n ą , z a o r y w a n ą i o b sie w an ą p r z e z w ł a ś c i ­ ciela. Czyż p r z e to m a cie p r a w o p r z y w ła s z c z y ć so ­ bie ów k a w a łe k ziemi i w raz z n im i p rac ę, k tó ra osobiście do w łaś cic iela p r z y n a le ż y i orzec, że to w szy s tk o w a m się należy, że właściciel j e s t zło­

d z i e je m ? To wielkie je s z c z e p y ta n ie. Czyż możecie p ow iedzieć, iż każdy, k t ó r y w za sa dzie m a p r a w o zajęcia wolnej ziemi, że i teraz istotnie po sia d a p r a ­

wo do zajęcia ziemi już zajętej i u p r a w ia n e j ? — W tem po m ię sz a n iu pojęć leżą całe sofizma.

S ta r z y S ym onisci i F o u rie rz y ś c i w y rz ek li piękne z d a n i e : każdemu oddać co się m u należy stoso- icnie do jego zdolności, a każdej zdolności według j e j czynów. P ro u d h o n , który z początku h o ł d o w a ł te m u z d a n i u , p rze chodzi w k ro tce od te z y do jej p rz e c iw ie ń stw a a chcąc wykazać, iż n a g r o d a dla w s z y s tk ic h p r a c m usi być ró w n ą , g a n i surow o te n ak s io m a t St. S y m o n i s t ó w . Z d a n ie to m ów i — j e s t fa łsz y w e m , g łu p ie m , n ie s p ra w ie d l iw e in , sp rze - ciwiającem się sobie, wrogiem wolności i s p r z y - ja ją c e m a n tispołe cz nej ty ran ii i postaw ione pod k a ­ te g o ry c z n y m w p ły w em p r z e s ą d u w ła s n o śc io w e g o ".

I dla czego ?

Dlatego, iż r obotnik, k tó ry p ra c u je gorliwiej, by osię gnąć u le p sze n ie, czyni k r z y w d ę ty m, k tó ­ rz y c h c ą pracować. Zabiera część zapła ty , d o s t a r ­ czając ro b o ty , k tó rą b y oni w in n y m czasie , we­

d ł u g upodobania sw eg o w ykończyć byli mogli. P e - wne przeto w zboga ce nie się, m u si przeto być nie- zaleŻDem od in telligencyi, za sługi i gorliwości ro b o tn ik a .

T akim i s łu s z n y m i w y w a d a m i i rozw ija niem so fiz m ó w , m n i e m a P ro u d h o n , że m u się u d a u d o ­ w o d n ić so c y aln ą s w ą tezą.

J e sz c z e większem o b u rz e n ie m n a p a w a go m yto , czynsz, p o d a te k i t. d. W szystko do w s z y s t­

k ic h należy, m ó w i P r o u d h o n — a więc n ik t nie m a p r a w a brać c z y n sz za ziemię, m ie s z k a n ie lu b kapitał.

T y m c z a s e m te u k ła d y są c a łkie m u s p r a w i e ­ dliwione i o dpow iada ją ce zupe łnie lu dzkiej naturz e.

Cos do m n ie należy, a ja m ogę je z a ch o w a ć lu b zniszczyć, zależy to odernuie, m o g ę też n a j a k i ś czas odstąpić je d ru g ie m u , który chce m ieć z te go ja k ą ś przy je m n o ść lub pożytek, m ogę zaś od stą p ić za w y n a g r o d z e n ie ja k ie ś lub i bez tegoż. C z e m u ż - b y m do tego czasow ego u s tę p s tw a nie m ó g ł d o ł ą ­ czyć w ar u n k ó w , a b y o d stą o io n o p e w n ą część osią- g n ione go z y s k u ? Taki przecież u k ła d o d p o w ia d a wszystkim w a r u n k o m sp raw ie d liw o śc i i m im o wszelk ic h żądań soeyali stó w , s k ie ro w a n y c h p rzeciw dzierżawie lub cz ynsz ow i, ludz kość zawsze p r z y ­ z n a w a ć będzie w łaścic ielow i p r a w o w yn a ję c ia sw eg o dom u, sw eg o pola i żądać s łu s z n e g o cz y n sz u od k a pitału, który w ypożyc zył i który do te g o służy, b y w ierzyciela wzbogacić.

D ziw n a , że takie m r z o n k i z n a jd u ją się w p i ­ s m a c h ludzi, k tó r z y c h c ą — ja k m ó w ią , za p e w n ić spokój społeczny. W s z y s tk i e nadto sofizm a P r o u d ­ h o n a zn a jd u ją się w p is m a c h k o m u n is tó w o ś m n a - stego stulecia i p ie rw s z y c h dni rew olue yi f r a n c u ­ skiej. M o w a j e d n a k tych z g a s ł y c h w za p o m n ie n iu so e y a listó w j e s t in n ą . S łow o j e s t u n ic h w y r a z e m m yśli i c h , zbicie nie j e s t w ięc dlatego ciężkiem , g d y ż nie m a ta m ty c h r z a d k i c h p r z e c iw ie ń s tw i nie- p rz e b ite j ciem ności, w ja k ą P r o u d h o n s w e m yśli o k r y w a i j a k się z d a je — ch c e zataić.

T a k sa m o i w d łu g ic h , j a ł o w y c h t r a k t a t a c h

o b e c n y c h soeyalistów, k tó rzy d z ie ło P r o u d h o n a p r o ­

wadzą dalej, n ie m a n o w y c h dow odów , M a r x wy ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rodzi się teraz pytanie: zkąd się wzięli na Kaukazie, łacińscy księża (iruzini, skoro dotąd nie kyło w seminaryum saratowskim ani jednego k le ­ ryka z

czas przynajmniej sprawa się wyjaśni i nie będzie już tej połowiczości, tego strachania się przed liberalizmem, dla którego poświęca się nieraz p r a ­ wa

Jak zresztą mógł Spinoza tak oczywiście błędnych zasad uczyć, jak n p .9). Ale nie tu jeszcze koniec złego. ich system jest najzupełniejszem zaprzeczeniem

nego rodzenia, gdzie dziecko staje się matką, skutek przyczyną, i przez to ciągle się odmładza i przy sile utrzymuje. Nietylko roślina wydaje rośliny swego

„Na nieszczęście o tej okoliczności zawsze zapominano.. Ale i na tem niedośc; powyższe bowiem trudności nauk przyrodniczych powiększa, i na manowce sprowadza

nów wzmogła się niesłychanie. był za to kanclerzowi nietylko bardzo wdzięcznym, ale darzył go też swem nieograni- czonem zaufaniem, chociaż nie zawsze zgadzał

rów przez przesadę pojedynczych rysów".. Sprzeciwiają się bowiem przypuszczeniom Darwinistów po pierwsze: podania narodów, które wieku pierwszych ludzi wcale

ścić ? Niektórzy odpowiadają na to, że zwierzęta instynktem przeczuwając nieszczęście, łatwiej niż my^ same tulą się do człowieka, co w tym w y ­ padku