• Nie Znaleziono Wyników

Korwin Kochanowski, Marian (1847-1868)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Korwin Kochanowski, Marian (1847-1868)"

Copied!
122
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)
(6)

I

Marjan Korwin Kochanowski

u ro d ził się d. 25 lu teg o 1847 r., u m a rł d. 17 w rześn ia 1868 r.

I %

(7)

PIEŚNI IPOBMATOW

Mapjana Korwina Kochanowskiego.

KRAKÓW.

Nakładem Stanisława Gralichowskiego.

C Z C IO N K A M r K A R O L A B U D W E IS E R A .

1869.

(8)

/ . p I S A

(9)

KORNELOWI UJEJSKIEMU

T>0 HOŁD Ó W , K TÓ RE O D BIER A OD ŻYJĄCYCH, JA K O U C ZC ZE N IE Z A G R O B O W E, IM IE ­ N IE M ZGASŁEGO SYNA

poświęca

(10)
(11)

A u t o r niniejszego zbioru, pełnych młodzień­

czego ognia i zapału utworów, Marjan Korwin Ko­

chanowski urodził się w Królestwie kongresowym, w dobrach dziedzicznych Mianów, z rodziny pocho­

dzącej od Jana Kochanowskiego. Nauki pobierał w Warszawie i w Lublinie.

Nieszczęśliwa okoliczności pozbawiły go zna­

komitego majątku, należącego do jego dziada i ojca.

Obdarzony rzadkiemi zdolnościami Marjan od lat dziecinnych z zapałem oddawał się piśmien­

nictwu. Prawie obcy realnym czynnościom życia, wznosił rzewny swój śpiew w górne krainy; ztamtąd czerpał natchnienia, tam przesyłał pienia swój duszy.

Nadewszystko kochając ojczyznę, ale nie mogąc w niój swobodnie wdrażać swych uczuć, porzucił byt jaki miał w Królestwie, zwalczył prze­

ciwności, poniósł ofiary, ażeby przenieść się pod niebo łagodniejsze dla polotów ducha. Zwiedziwszy zachód i południe Europy, przybył do Galicji, gdzie po kilkodniowej chorobie, Bóg powołał duszę jego przed siebie.

Zwłoki jego złożono w Krasiczynie.

(12)

W uczuciu najwyższej czci dla skarbów naszej literatury krajowej, dla genjuszu naszych najwięk­

szych poetów, nie odważyłabym się nigdy podać po ich pieśniach, tych pierwszych, młodzieńczych, słabych utworów. Sądzę jednak, że mi to przeba­

czonym będzie, gdy powiem, że ten, który tak tęsknie śpiewał uczucia swej duszy, był dzieckiem, a potem ledwie dziewiętnastoletnim młodzieńcem, i nie mógł niestety na tćm Szczytnem polu kształcić się dalej i pracować, bo w dwudziestej wiośnie zakończył krótką wędrówkę na ziem i, unosząc z sobą najsłodsze nadzieje i pociechy, życie całe najświętszym uczuciem kochającej go matki.

Chcąc uczcić pamięć zgasłego młodzieńca, ośmielam się ogłosić jego próby, nie jako utwory skończone, ale jako dowód świętych uczuć zgasłego, dla wszystkich braci, których tak ukochał i dla drogiej naszej ojczyzny.

(13)

Do W ieszczów Polskich.

MI ł l i s t r z e ! z pokłonem niosę wam — ten drobnych W ianuszek kwiatów, — garstkę łez żałobnych, Bo wypłakanych u narodu trumny.

Nie by się równać Mistrzom nawet łzami, Lecz tylko cicho poskarżyć przed W am i — Lutni słowiańskich sieroce piastuny!

Oto się będę skarżył wam, ja k owy Prorok się skarżył przed tronem Jehow y — P a n i e ! T w ó j n a r ó d w i e r n y , j e s t w n i e w o l i !

(14)

10

Do Czytelników.

*J ak żniwiarz po roli, Kłos złoty po świecie, I wszystko co boli Zbierałem, by przecie

Nie płonny mieć wątek dla pieśni.

To wszystko co boli! — Bo jakże inaczej Zaśpiewa w niewoli, W pielgrzymce tułaczej W am dusza — o moi rówicśni!

W ięc chociaż wypowie J ę k tylko stłumiony, Przyjmijcie grosz wdowi Do serca skarbony,

J a k Chrystus na krzyżu rozpięty.

A za to , gdy może N adzieja zaświta, Gdy błysną nam zorze, Pierś smutkiem spowita Wolności zanuci hymn święty.

1

(15)

11

L u t n i a .

Hf

i-'-»-iałeni ja kiedyś lutnię maleńką.

M arzenia dziecka — czucia młodzieńcze Drgały w jej stru n ach cudną piosenką, Złotej nadziei tkanki pajęcze,

Co zwykły serce młode oplatać, Zanim się w piersiach marnie spopieli, Zanim przestaną strzedz go — i bratać Z niem się niebieską myślą anieli. — Takie urocze sny kładłem w duszę O tej lutence. — Gdy myśl dojrzeje, To lutni struny napoić muszę

Modlitwą kwiatów, — tchnieniem, co wieje Z krwi bohaterów — z ojczystych łanów, Z przeszłości naszej sławy kurchanów.

K o n w a l i a .

PJL iękny był wieczór wiosny majowy, Słoneczko złote w zwój koralowy Chmur dawno skryło promienne lica —■

P rzy mnie przecudna sta ła dziewica.

Sami byliśmy — drżący oboje...

Ona w szat białych ukryta zwoje — W koło nas — kwiatów wonne kielichy N ad nami gwiazdy — ziemia pod nami, Srebrna wieczornej rosy perłam i — I tchnienia nocy, szept wonny — cichy.

(16)

Ona do ust mych usta tuliła —

„Odjeżdżasz luby?11 — Jadę o miła, Ale łzy po co — po co westchnienia?

My wiecznie razem będziem oboje — J a k jednej lutni dźwięków nastroje, J a k duszy jednej słodkie marzenia, liozdzieliż dusze ziemia lnb morze?

Za rok o luba — tu o tej porze Znowu nas serca połączy bicie. — I rok się przem knął ja k błyskawica Dla mnie ja k w ręku tru p a gromnica. — I znowu cudna noc księżycowa

Też same kw iaty wieczór kołysze — Też same znaki gwiazdami pisze — Tylko ja nie ten — sam bez Omfalii. — W pałacu świateł iskrzą miliony, N a druchen głowach z m yrtu korony.

J a sam zostałem — z kwiatem konwalii.

— —

Co k o c k a m .

IV o ch am dziewczę, gdy jej serca kwiecie Pierwszych uczuć promienie rozwiną — J a k łzę czystą — niewinną ja k dziecię, — I tych braci, co na stryczku giną, I rodzinny dworek mój ubogi, I żołnierza honorowe blizny, — I mych ojców opiekuńcze bogi;

Lecz nad wszystko •— wolność mej ojczyzny 1. . .

(17)

Wianeczek.

PVJhciałbym róży do wianeczka, Ona szczęście wróży;

IJaj mi dziewczę twe usteczka Piękniejsze od róży.

Chcę fijołka, co uroczy W trawie listki kryje — Wezmę sobie twoje oczy, K tóre rosa myje.

Za lilię wonną, — białą Dasz twarzyczkę swoją całą Do wianeczka mego.

Ju ż uwity — ach jedyna ! Czemże go przystroję?

Niczem złoto — blask rubina, Daj mi serce swoje.

Luba, pytasz mnie nieśmiele, Co z bukietem zrobię?

Oto złożę go, aniele!

N a ojczyzny grobie.

— ■

Szkic do poematu.

G

zenni H anna tak a niewesoła, P iękną główkę tuli w dłonie obie, Chmura smutku wieje od jej czoła, J a k cień lampy płonącej na grobie.

(18)

14

Dawniej była swobodna i płocha, Samo szczęście z pięknej biło twarzy, Dziś poważna — spokojna, — bo kocha — A teskliw a, żałosna — bo m arzy...

Dni nie wiele, pewnego wieczoru Księżyc w okna zaglądał komnaty, Pod ścianami białego jej dworu, H asło zgonu zagrały armaty.

Bój się stoczył zawzięty — i w chwale Powiał sztandar Korony i Litwy, T rąby grały zw ycięztwo; — Moskale Trupem swoich zasłali plac bitwy.

Słońce w stało po nad walki błonie — Twarz ma krwawą, ja k lice upiora; — Bracię ranną na zwycięzkiej stronie Sługi niosą do białego dworu.

W pośród rannych był jeden — zeń szaty Świętokradcze oberwały dłonie,

J a k car w k resty, tak w rany bogaty, A ta k piękny •— ja k dusza przy zgonie.

Miesiąc ubiegł — choć łoże boleści Rzucił zdrowy — w białym dworku gości H anna myślą i sercem go pieści — On jej śpiewa piosenkę miłości...

J a k lilia w białych szat obsłonie, Blada H anna w oknie dworca stoi, Głośno serce w drżącem bije łonie, Młodzian klęczy u kolan dziewoi.

Księżyc w chmury blade ukrył lica, Kwiaty wonne zamknęły kielichy — Gdy je zbudził kochanków szept cichy, On coś mówił: p o d stę p ... tajem nica...

(19)

15

Coś rzekł jeszcze — coś mówiła ona, Jeden wyraz słyszałem — Moskale — I dziewica upadła zemdlona,

A ust świeżych pobladły korale.

W białym dworcu katafalek stoi — Wieniec z m yrtu i szat białych fala Tulą serce przeczystej dziewoi — Co wolała zgon — niźli Moskala.

---- —

Pamięci H . ..

idziałem, gdy ją wiedli w całunów żałobie Bladą — bielą posągów mistrzowskiego dłuta, Jasn ą — jasnością lampy płonącej na grobie.

W śród szeregu bagnetów w kajdany okuta Szła — ja k bohater idzie na wzniesienie tronu,

T ak ona — dumna — wielka — mężna — szła do z g o n u ...

W idziałem ru r dwanaście — ona stała Sama jedna i rękę podnosiła dumnie, J a k Samson na bóżniczej oparty kolumnie.

W idziałem rękę drobną, białą — i ta biała Ręka, stercząca groźnie — wielkie krzyża znamię N akreśliła w powietrzu, jakby zgonu ramie.

Ostatni pocałunek oddawało krwawy

Murom we śnie drzemiącej — rodzinnej W arszawy.

I huk w ystrzału zatrząsł mury cytadeli — I cichość nocy znowu nastąpiła głucha — W idziałem ach! sam jeden, ja k Pańscy anieli Ponieśli w niebo — męczennicy d u c h a . . .

— —

(20)

L u b i ę : N a łąk naszych zielonym kobiercu Słuchać tęsknych pieśni przy jej sercu; — Lub o szczęściu dni minionych śnić;

W gronie smutnej towarzyszów doli, By zapomnieć wygnania — niewoli, B ratni toast dobrem winem pić;

Śpiewać hymny narodu żałoby;

Lecz nad wszystko, jedne lubię groby — Bo w nich tylko mogę wolnym być.

N a m o g i l e .

B r a c i e m ój! kwiatów siać tobie nie trzeba — By grób w ieńczyły. . . . już na twoim grobie

"Wyrosły tak ie, które Pan siał z nieba, Łzy to boleśne narodu w żałobie.

I łza już moja wiele nie przysporzy — Ni ten cyprysu wieniec — który w darze Twojej pamięci przyniosłem. — Duch Boży W ieniec dla ciebie na ofiar ołtarze Męczeński złożył. — A więc cóż j a tobie Mam przynieść bracie? co godnego ciebie?

Nawet nie mogę modlić się na grobie, — Bo się tam modlą ju ż anieli w niebie.

W ięc oto chyba przyszłe pokolenia Na tw ą mogiłę sprowadzę i w księdze Czynów twych będę kreślił im zbawienia Drogę — i kiedy życia całą przędzę

(21)

ł

P rzed młodej duszy okiem już wysnuję, .Tak kapłan potem na zgonu popiele Skończę naukę; — to może rozkuje Bielmo ich oka — i w staną: mściciele!

— —

P a m i ę c i L.

P

-1. łącze m atka łzą Bogarodzicy U stóp krzyża — u stóp szubienicy, Bo tam syn jej — jedyne pachole Z hańby piętnem wyrytem na czole W najpiękniejszym dni swoich rozkwicie, N a katowskim stryczku kończy życie.

Czemże był on? czem duszę upodlił?

Za co hańba? Ze za kraj się modlił — Że miecz podniósł na praw swych obronę — Samozwańcy chciał zedrzeć koronę.

Oto winy — i oto k a ra n ie !...

Nie płacz matko, syn twój zmartwychwstanie, Jego serce serc tysiąc wylęże —

Z prochów — tacy ja k on w staną męże.

---- —

B a l l a d y .

I.

W

kwiaty się ubrał Niemen ja k dziewica, Po zielonym kobiercu litewskich niknie łanów, A oświeca mu drogę jasność z nad kurchanów, Co brzegi Niemna stroją — ja k blaski księżyca.

(22)

1?

Słychać w dali dźwięk rogów, co po siołach Litwy Z tchnieniem nocy obiega —■ tw ardy — drżący — głuchy, J a k gdyby go wydały nie ludzie — lecz duchy

Zniszczenia — hasło mordu, zgonu, hasło bitw y...

Znają go, ten dźwięk rogów, litewscy młodzieńcy, Znają, m atki Litwinów — sępy ostrzą dzioby — W ilki po górach nucą dziki hymn żałoby — Przy blasku księżycowym płaczą, oblubieńcy.

Tysiąc łodzi po Niemna ślizga się błękicie, W święconym gaju tysiąc zabłysło pochodni N a dębach starych, że są ja k gdyby w rozkwicie Tych ogni krwawych — krwawą światłością urodni.

Przy ołtarzu ofiarnym pieją wajdeloty,

Dym kadzideł obłokiem nad drzew płynie szczyty, Z stosów ofiarnych ogień bucha krwawo-złoty, I ołtarz, ja k trup, stoi' sztyletem rozryty;

Ogień ja k rana, którą wydobyło serce.

K apłani wróżyć będą przyszłe losu bitwy Z ognia i dymu — czoła chylą na kobierce Murawy — usta drgają słowami modlitw y...

A rycerstwo w milczeniu słucha natchnień świętych, I czeka słów wyroku tych dusz wniebowziętych.

I powstał arcykapłan ja k zwiędły wawrzynów Listek — i krwawe stosu rozniecił płomienie — W skazał na nie: kto umrze za Litwy zbawienie?

Nie skończył — już na stosie gore wódz Litwinów'__

A bardy w pieśniach głoszą bohatera męztwo Krwawy wyrok P erknna — i Litwy zw ycięztwo!__

(23)

19

II.

I I e t kędyś — daleko — Za borem nad rzeką.

J a k cacko śliczniuchne jest sioło.

Po stronach makaty Pól złotych i kwiaty I słowik tam śpiewa wesoło.

W tym kątku szczęśliwym, W tym raju prawdziwym

Po ojcach tam mieszkał staruszek, Spokojny ja k dziecię,

W esoły ja k kwiecie,

Gdy wyjźrzy z pod śniegu pieluszek.

Nie pragnie już wiele — Mszę jednę w kościele

1 ziemi na grzeszne garść ciało.

Czyliżby kościoła, K apłana i sioła

i ziemi pod niebem nie stało?

N ie, starcze — nadzieje W róg rychło rozchwieje, Nas szczęście nie łudzi obrazem.

Ot czernią się szlaki I w sotnią kozaki

Za carskim przybyli rozkazem:

„N a Litwie i Busi“

Pisano „być musi I język mongolski i wiara.

Nie dla was więc syny Buntownej krainy

Te ziemie — dla wiernych są cara.

Lecz starcze — chcesz wiary Się wyrzec — a cary

(24)

20

Czyn dobry nagrodzą sowicie."

— W przód cofną bieg rzeki — I lata i wieki —

W przód wezmę całunów pokrycie!.

Patrzyły niebiosy J a k starca za włosy

Dzicz podła ciągnęła z komnaty — J a k krw aw i, zbroczeni,

W e dworskiej przedsieni Za cara spełniali wiwaty.

A starzec w kajdany Okuty - oplwany,

W kibitkę rzucony — szczęśliwy!

(Jak polak ocenia) Bo do bram więzienia

Już został przywiezion — nieżywy!

— « < iM * —

Nie Komedya.

O h ó r mnichów „requiem “ zaśpiewał nade mną, Dwie łzy upadły na trum nę z jej oka,

A potem pusto stało się i c ie m n o ...

Proch został w prochu — duch pomiędzy duchy P łynął po niebios błękitnym przestworze, W (kodze gwiazd złotych dotykał skrzydłam i. . . Noc była cudna — tchnienie woniejące,

Jakby aniołów oddech — biegło z nami.

Srebrzysty księżyc p łynął w nasze ślady — Niby pochodnia w drodze nieskończonej — Aż gmach z marmurów zatrzym ał nas blady — Staliśmy właśnie pod bram ą W alhalli.

(25)

21

Piękny! ach piękny! był ten raj Giermanów!

Blade marmury światłem lamp iskrzące — I stutysięcznych dźwięki teorbanów — I woń rozkoszna i chłód wodotrysków Z Letejskich źródeł. W głębi srebrne stoły,

Za niemi zbrojni zasiedli rycerze —

Tysiąc słońc zda się - ta k od lamp pobłysku Ich się stalowe świeciły puklerze,

I miejsc tam jeszcze próżnych było wiele — W ięc wszedł tam duch m ó j... wstali biesiadnicy, Schyleniem czoła w itają przybysza

Z rąk do rąk poszedł puchar złotolity I głos wiwatów zatrząsł ścian marmury.

Gdy pow stał Odyn •— głosem ja k stu gromów Zaw ołał — (piekło jęczało w tym krzyku:)

„ T u wolnych miejsce! idź precz niewolniku!“ ...

W ygnani szliśmy znów dalej bez końca, Zda się powietrzem pędzeni, ja k liście Opadłe z drzewa — i aż gdzie wschód słońca, W ogrodzie rajskim upadli zmęczeni.

Było to siódme niebo Machom eta:

Wschodzące słońce złociło go blaskiem I ogród cały ja k rajska kobieta,

W brylanty rosy strojny był i w kwiaty.

Owocem zgięte drzew sadu gałęzie, Białe się nimfy kąpią w wód krzystale, Słudzy proroka w niemem upojeniu

Dumni — wśród kwiatów przechodzą wspaniale.

A który spotka, wita nas uściskiem;

Jeden za sobą wiedzie w głąb ogrodu, Gdzie sam Machomet w gronie odalisek Rankiem uścisków używa — i chłodu.

(26)

Spojrzał — a potem blade skrzywił usta — Gniew gromowładny wydobył się w krzyku, Jakby na czole naszem hańbę czytał:

„ T u miejsce wolnych — pójdź precz niewolniku!“

W ygnani szliśmy znów dalej — tułacze — W przestworze wielkim dla nas miejsca niem a, Jakby na czole świeciło nam bladem

Przekleństwo Boże i zbrodnia Kaima.

Kiedyż, ach! kiedyż staniemy u kresu, Kiedyż usłyszym przedwiecznej litości Głos, co ukróci hańby krwawe brzemię:

„Koniec mąk waszych — synowie wolności!“

— —

Nasza Historya.

C h c e sz się dziecię nauczyć narodu historji —- Idź na pola Baszyna, Grochowa, Złotorji, Idź łanów Ostrołęckich zapytaj, gdzie leży Mogiła bohaterów — grób polskich rycerzy.

Idź — a stąpaj ostrożnie, — żeby pod naciskiem Ziemia stóp nie zbroczyła krwawym wodotryskiem;

Bacz na każdą garść prochu, co się marnie tera, Bo każdy szczątek tak i — szczątkiem bohatera.

Rzuć księgi, dziecię moje — to m arna spuścizna Przeszłości — z niej się nie ucz — co to jest ojczyzna.

W eź szablę pradziadowską — jej o przeszłość spytaj — N a szczerbach, ja k na kartach dzieje P olski czytaj.

Przerzucić księgę starą — nie wielka ofiara — Nie badaj jakie winy narodu i kara,

J a ci je powiem krótko, zwięźle i treściwie:

Modlił się Bogu szczerze — i bił nie leniwie.

(27)

Przeszłość to wieczność, dziecię — na co ci w popiele Grzebać — z niego nie wstaną twoich krzywd mściciele.

Było złe, było dobre; ale to, co będzie,

Niech ręka tw oja, dziecię, z przyszłości wyprzędzie.

Przyłóż do ziemi ucho, — ona ci wygwarzy, Gdzie się bili za wolność, i ja k bili starzy — Naucz się od nich dziecię tylko poświęcenia — A będziesz znał historyą — dla Polski zbawienia.

* * *

Mówią że dzisiaj źle być poetą!

Inne nastały zwyczaje;

Ze jużby lepiej zostać kobietą K tóra swe wdzięki sprzedaje!

Że ta k na święcie pusto i nudno;

Że się marzenia rozprysły,

Miłości nie ma — w sercu nie ludno...

To Bajronowskie pomysły!

Żółć swą wylewać nie jest zaletą.

J a bym powiedział inaczej...

Jeśli się rodzić dziś — to p o e tą...

W sukience rodzić śpiewaczej!

Alboż to braknie wątku na pieśnie, Albo słów do ich ozdoby?__

Kto pragnie śpiewać — smutno — boleśnie — Niech śpiewa kraju żałoby.

Czyja pieśń dźwięczy, ja k szabel szczęki.

W słowie ma krwawy pot znoju — Niech przypomina las Ostrołęki, Niechaj zagrzewa do b o ju !

(28)

24

Kto w słowie ,,kocham" pogrzebał życie, W lutni ma szmery ruczaju,

Słowicze śpiewy — kwiatów rozwicie — Niech śpiewa miłość — dla kraju.

A komu znowu piosnka wesoła W duszy ja k zorza rozdnieje - Niech ją w świat puści lotem sokoła — 1 niech wyśpiewa — nadzieję!

Dajcie mi ta k ą lutnię — co będzie Te wszystkie dźwięki mieć w sobie — A dusza ta k ą piosnkę wyprzędzie Że zmarli pow staną - - w g ro b ie!...

— S i V?5-—

Pożegnanie.

(m azur)

D a l e j grajku — idę w koło, Masz rzępolić! — to m azura!

Alboż mi to nie wesoło — Idę wrogów bić! hej! hura!

M atko! Ojcze! po co troski, Nie zejdzie się z górą góra — A człek wróci do swej wioski!

Lecz nie wróci wróg! hej! hura!

Błogosławcie mi gromada,

Po mnie w siele — taj nie dziura!

Chociaż jestem chłop nie lada - Co zobaczy w ró g ! h e j! hura!

(29)

Sftichaj dziewczę, rozmarszcz czoło — Bo dalibóg będzie bura!

Alboż ci to nie wesoło — Idę wrogów b ić ! h e j! h u r a ! Gdybym zginął, Boża wola, Nie wieczysta na mnie skóra!

Lepszać to śmierć ja k niewola! — Lecz pobijem wrogów — h u r a ! ....

Rży w stodółce konik siwy, Orzeł w strząsa czarne pióro!

Czas — bo rzekną, żem leniwy — Iść na wroga! hejże! hura!

Ju ż raz tylko pójdę w koło, Rzępol grajku — lecz m azura!

Alboż mi to nie wesoło — Idę wrogów b ić ! h e j! h u ra !

Ani Chrystusem na drzewie rozpiętym, 2) Ani plugawym nie je st — ani świętym,

A że nie skonał — więc nie zmartwychwstanie!

D o B o g a .

naród Łazarzem , o Panie! '

’) T. Lenartowicz.

2) Krasiński.

(30)

N aród mój żywy jest — i jest potężny!

Nie paralityk u Betsaidu wody! 3) Czyż mu nie dałeś uczynków swobody, Czy nie je st wiarą i sercem orężny!?

Czy nie ma świętej miłości ojczyzny?

Czy mu nie dałeś chwały — poświęcenia? — Czyś go nie u b ra ł w męczennika blizny?

1 czyś nie w ytknął mu — drogi z b a w ie n ia ? !...

„W szystko nam dałeś 1“ w łask twoich rozkwicie, I na serc próbę zesłałeś nam carów; —

W ięc ja Cię proszę Panie — Twoich darów D a j n a m już tylko r o z u m n e u ży cie !...

est ptak, który dla siebie sam przez długie życie Stos układa — by potem spłonąć na tym stosie, I wyjść z popiołów żywym — w pełnych sił rozkwicie. — T ak Grecy snuli powieść o Feniksa losie.

Moskwo! tyś jest Feniksem : — na zaborów stosie Swoich — ty sama spłoniesz — choć śmiercią powolną, I zmartwychwstaniesz z prochów — tylko że już w olną!...

F e n i k s .

3) B. Zaleski.

(31)

Chór niewolników.

K ^rwawo słońce zaszło, krwawo N ad ty ran a pałacami,

Nawet kwiaty p atrzą łzawo — Nawet ptaszę śpiewa — łz a m i!. . . Kwiaty! ptaszę! dziś wesele, Dziś powstaną krzywd mściciele! . . . Już nie straszny bat przystawa, Już nie straszne kajdan szczęki — Ni męczonych braci jęk i; — N a zachodzie łuna krw aw a — Słońce! bracia! dziś wesele!

Dziś powstaną krzywd mściciele!

Piekło nie Dantejskie.

J e s t piekło — po tem piekle nie wodził Dantego Ani duch Beatryczy — ni cień Wirgilego — O! bo gdyby w to piekło na chwilę wkroczyli — Pewno jużby nie wrócił Dante, ni Wirgili.

Nie wiedział o niem sławny podróżnik, gdy kreślił

„Boską“ — bo szatan nawet tych mąk nie wymyślił W potędze swej mądrości, ni w katusz zapale — Jakie w czasu postępie stworzyli m o s k a le !...

(32)

Kto czytał piekło D anta — i na każdej karcie Nie zostawił łzy trwogi — bólu — ten (otwarcie Powiem) łez nie m iał; — przecie żeby w wyobraźni Mieć to piekło moskiewskie — trzaby wszystkie kaźni D anta zebrać — i w jednym pomieścić obrazie, A jeszcze obraz będzie słaby w danym razie.

---- —

P rzy grobie Adama.

ieczór b y ł; — drzew gałązki tchnieniem nocy drżące Coś szepczą — cicho, jakby tęskny śpiew modlitwy.

N ad grobem wieszcza wkoło kw iaty woniejące

Zapachem, który przyniósł w iatr — z nad brzegów Litwy;

I spokój — ja k spokojny sen piewcy narodu, J a k spokój duszy — zgonem dzielonej od świata, — Bolesny •— ja k duch m istrza w godzinie porodu — J a k piersi, które obcej garść ziemi przygniata.

O! zazdroszczę ci m istrzu — zg o n u ...

H i s t o r y c z n e .

- N a niebie słoneczko płonęło złociste, W kościółku lud korny ze łzami Pieśń nuci: na krzyżu rozpięty o Chryste 0 zlituj się, zlituj nad nami.

Kościelny dzwon dzwoni — a kapłan objat.y Tajem nic rozpoczął ju ż święte,

Zbawiciel wstępuje w kościelne komnaty, 1 w serca modlitwą przejęte.

I-

(33)

29

1 s ta ła się cisza — a w dymie kadzideł O bjata dopełnia się cudu —

J a k gdyby anielskich słyszano brzęk skrzydeł;

W tem kapłan się zwrócił do ludu.

R zekł: rozkaz od cara — a krwawy ja k cary Te słowa na karcie wyżłobił:

Byś, ludu, praojców odstąpił swych wiary, 1 kościół na cerkiew przerobił.

Lud słucha — a potem kościelne sklepienia Z atrząsnął boleści ję k długi:

„Nie chcemy krwi ceną zaprzedać sumienia, W przód Boże, nim carskie my sługi.“

I dzieci i starce ja k woda w ezbrana Z okrzykiem „Nie chcemy! nie chcemy!”

Do nóg się czołgają młodego kapłana.

„My Ojcze za wiarę pomrzemy.11 W ięc lica kapłana radością spłonęły

„Przez Chrysta na krzyżu katusze11 — Rzekł „dzieci11 — i ręce krucyfiks podjęły

„ Ja z grzechów oczyszczam wam dusze.11 A potem gromnicę z ołtarza w sklepienia Słomiane kościoła porzucił •—

I w dymie duszącym — i w żarze płomienia Ostatni hymn Bogu zanucił.

1 Anioł do P an a niósł słowa modlitwy K apłana i starców i dzieci —

A słonko na zgliszczach kościoła, na Litwy Niebiosach — świeciło i świeci.

— —

(34)

Nagroda Lucyfera.

N a tronie piekielnym siadł władca ciemności, M inistry stanęli w krąg długi;

M onarcha dziś będzie zwyczajem dawności Ich wierne nagradzał usługi.

W ięc pierwszy wystąpił w ukłonów pokorze;

On z rzymskich niósł krain nowiny,

Że książąt kościoła tron chwiejny — a może Się całkiem rozpadnie w ruiny.

Oklaskiem m onarcha nagrodził podanie, Oklaski pow tórzył chór grzmiące.

A drugi dusz wziętych w piekielne otchłanie W yliczył tysiąców tysiące.

A trzeci wygłosił dobitnie, powoli — J a k echo brzęczących kajdanów:

M onarcho! jam ziarna zasiewał niewoli, N a tronach sadzając — tyranów!

Ku niemu wyciągnął dłoń władca ciemności, A w dłoni orderu m iał wstęgę:

Dla ciebie nagroda — bo św iatła wolności Skończyłyby naszą potęgę.

Do Cz.

D o b r z e śpiewakiem być — przyznajcie sami!

I lutnię ta k ą mieć — ja k wieszcze nasi sławni, I tak ą ja k ci łzą — takiemi płakać łzami, I takie cnoty mieć, ja k oni mieli dawni,

(35)

Co po kurchanach śpią; — i z ową cnotą ich P obratać pieśnią was — gdy śpiewak może Nadziei piosnkę wić — nie szydu płochy śmiech!

To roskosz mówię w am !. ..

Przecz lutni strony

Nie każda może dłoń — w owe nastroić akordy, Nie każda może dłoń — jednakie z nich dobyć tony, Nie wszystkie ręce pradziadowskie noszą kordy, Jedne za słabe są — dźwigać ojcowskiej puścizny Żelazny dar — więc pierś nie każda wysnuje T e wszystkie bóle wam, tej mordowanej ojczyzny,

1 niepodzielny ból śpiewaka pierś otruje

A nie wypłynie pieśń — jakby ją śpiewak chciał, I będzie p ła k a ł sam — nad śmiercią ciał I nad niewolą dusz.

Bo trzeba lutnię mieć Od Boga w cel ten już nadaną sobie; —

A kto nie dostał jej — ten jest śpiewaczy śmieć — 1 ledwie może kto porzuci kwiat n a grobie,

Gdy pęknie dusza mu od bólów, co ma w sobie.

W ięc ja nie mając lutni smętnej Kornelowej, Nie mogąc ta k ja k on — wyśpiewać wam żałoby, Co w sercu mam — u stóp „Królewskiej wdowy“ . Ubogi wieniec ten położyć się poważę —

1 tak i ja k on jest — ubogi w słów ozdoby — Przyjmijcie go — i wy wielcy pieśniarze

Królowie serc narodu — i na mym grobie

Choć jeden rzućcie kw iat — choć jednę łzę w żałobie, Bom cierpiał jako wy - i takież miałem łzy 1 jeno pieśni snuć nie mogę, jako w y !...

(36)

32

Ostatni wódz.

w

izdebce ubogiej, na ławie drewnianej, Wódz blady znużeniem, w kajdany opięty Legł, niby kw iat kosą bieluchny podcięty — W śród zgrai morderstwem pijanej.

Legł; — anioł snu błogo mu zaw arł powieki, I m arzy o białej swych ojców gdzieś chatce, Rodzinie sierocej — i m arzy o matce, Bez losu, bez doli, opieki.

I jeszcze coś więcej, bo lice się żarzy Nadziei niebiańskiej płomieniem,

Pogardą dla zgonu, łask bożych strumieniem, 0 wieńcu męczeńskim on marzy.

W tem lekko dłoń wodza ktoś trącił; — to wierny Był sługa — „uciekaj o panie!

Koń raźny pod bram ą — i sztuciec twój w sianie U kryty — las w koło bezmierny.

„Nie długo granicy dosięgniesz — a wroga G orzałka uśpiła i trudy,

To Boże zrządzenie, a może i cudy — Lecz spiesz się o Panie! na Boga11! ...

Wódz pow stał i sługę przycisnął do łona —

„Mój bracie — kto winny, ucieka;

Choć sądu odbieży — to sądu doczeka, 1 w obcej tam ziemi gdzieś skona11.

(37)

„ Ja m bronił praw swoich i bronił ojczyzny, I gdy ta pod mordem upada,

J a będę u c ie k a ł? ... to sługo mój zdrada!

To hańba la t moich siwizny! . . .

„A może ta m iarka krw i mojej Jehowę P rzebłaga ostatnia, nie pójdzie na m a r n e ...

Czyż cały nasz naród to kozły o fia rn e ? ...

A może ostatni dam głow ę! . . .

„T u żyłem ■— tu pragnę i spocząć po zgonie, Uchylić się ofiar nie cnotą,

Mamże być tułaczem — mamże być sierotą — Gdy mogę na m atki spać łonie? “ . . .

I sługa zapłakał boleścią przejęty, I straszną powagą tej chwili — I do nóg się wodza pokornie nachyli:

„Błogosław mi Panie — Tyś święty11! . . .

-

Moskal w konkurach.

N asz pan m ajor, szlachcic starej daty, M ałą wioskę po praojcach miał, J a k sum zdrowy i ja k sum wąsaty, Chwalił Boga i pszeniczkę siał.

W legionach Dąbrowskiego służył, Rękę stracił przy wzięciu W arszawy, W ięc krajowi niczem się nie zdłużył — Był żołnierzem z czynu, nie dla sławy.

(38)

34

Lubił dumać wieczorem w gaiku, Zwłaszcza kiedy bez kw itł rozwinięty, Nosił wstążkę legii przy guziku, Czarny surdut pod szyję zapięty.

Lubił p tak i jałowcem nadziane, W gospodarce żołnierski porządek, M iał dwór biały, bluszczową altanę, Córkę H annę i chłopski rozsądek.

H ania śliczne dziewczątko i młode,

W pośród kwiatów wzrosła, ja k kw iat biała, Szary słowik wielbił jej urodę —

N a gałązkach brzozy, co p łak ała W oknach dworka. Lubiła poezje, Bohaterem jej marzeń był Sawa, Dla powstańców dzierzgała ferezje 1 kochała — pana Stanisława.

Więc też bardzo H ania niewesoła, Dworek nawet posm utniał jej biały, Często m arzy — na skrzydłach anioła, Duch odbiega — ztąd porządek cały W gospodarce rozprzągł się powoli:

Majorowi w porę brak śniadania, W sadzie uwiądł gaj młodych topoli, Bo Stanisław poszedł do powstania.

Coś i stary szlachcic nie w humorze, Potłukł fajkę, nie zapiął surduta — Sługi szepczą po cichu we dworze, Że go moskal weźmie — na rekruta.

Bo ta k mówił kozak, co dziś rano Przywiózł P anu z miasteczka pisanie:

„Gdy mu córki nie odda i w wiano Całej wioski11 — a ciszej — „strzeż panie.“

Więcej jeszcze — słyszano majora Gromkie słowa do córki rzeczone:

„Bądź spokojną i nie płacz mi wasze, Pierwej dzionek zaświta z wieczora,

(39)

35

I popłyną na wstecz rzeki nasze, Niż cię moskal dostanie za żonę“ . . . Z chmur pościeli ranne wstało zorze, Za górami słonko się zapala,

Już dzień czw arty n astał ja k moskala M ajor w białym podejmuje dworze.

On mu grozi Sybirem, gra w karty, Więc ta k smutno czas biegnie powoli.

W dworku straszno, zwyczajnie w niewoli — W szak i w piekło raj zamienią czarty.

A w cienistej ogrodu altanie Piękna H anna zadumana, łzawa, Z głębi serca się modli: „o Panie Łaski pełen — powróć Stanisław a!“ . . . ] szmer liści przerw ał jej westchnienia, Coś ja k postać przem knęło w drzew chłodzie.

Ach! to tylko widziadło, m a rz e n ia ...

Zbiegła ogród — nikogo w ogrodzie.

A we dworku moskal ostatecznie 0 dłoń Hanny nagaba majora.

„W iesz że ze mną igrać niebezpiecznie Wezmę H annę — lub ty weźmiesz b a ty !“ .._.

Major zbywa milczeniem potwora, 1 dolewa rumu do herbaty,

A pod wąsem uśmiecha nieznacznie — I tak dobrze dolewał, wesoły, Ze gdy zeszły w świat nocy anioły, Na kw aterze moskal chrapał smacznie.

M arzył wTłaśnie, że nową maszynę Do ścinania głów polskich on zrobił, A w użytku przeszła gilotynę, — Car orderem za to go o z d o b ił.. . W raz ze słonkiem do H ani komnaty

W szedł major uśmiechnięty — w ręku trzym ał kwiaty I fajkę — mówił, śmiechem przeplatając słowa:

(40)

.16

„Dzielny pomysł, dalibóg, wygraliśmy, sława“ ! W skazał kwiaty. „W eź aśćka, to od Stanisław a

P odarek.11 — „Czy przyjechał11? „Nie wiem — bywaj zdrowa, Nie mam czasu dziewczyno, czekaj do w ieczora!11

I wybiegł — i dzień cały nie było majora.

Darmo H anna ciekawa porannej zagadki B adała sługi, ściany, powietrze i kwiatki, W szystko jakby na przekór serduszku dziewczęcia Słuchało pytań tylko uchem niem ow lęcia.. . N adszedł wieczór — pod dworkiem stały oficyny, W nich moskal m iał kw aterę. P rzyjętym zwyczajem Poszedł spać zakropiony winem, grą i czajem, U snął z przygasłą fajką, ja k na K artaginy

G ruzach M aryusz... gdy nagle płomienny, ponury, Żywy mówię wyraźnie, straszny majestatem,

W szedł car M ikołaj — praw ą wzniósł do góry Rękę zbrojną, już nie wiem czy berłem czy batem I grożąc praw ił: „Słuchaj co mówię Sukinie!

Co ja Car każę: dzisiaj zanim północ minie,

Dwór ten, pana, i wszystko co w nim jest, porzucisz, I nigdy już nie wrócisz — czy słyszysz? nie wrócisz — .Ta Car pan tobie każę!!11 zdjął kołpak soboli

W powietrzu krzyż nakreślił i wyszedł pow oli. . . Moskal padł na kolana i długo w pokorze Bił pokłony, gdzie carska dotknęła się stopa, Potem wóz z a tu rk o ta ł i u kołow rota

Pies zaszczekał — i cisza nastała we dworze.

Tylko w jednej komnacie żywe światło płonie, U stóp m ajora klęczy w sobolej koronie Car Mikołaj, na stole rzucona buława Z fajki majora, który wesoły ja k dziecię, Żywy ja k pierwsza miłość zrodzona w kobiecie, Łączy dłoń pięknej Hanny — z cara — Stanisława.

(41)

Niewolnicy.

I.

N1* a dobrowolne tułactwo skazany,

Duchem umarły, wśród wolnych - w niewoli, Byłem ja k z obcych krajów p tak zbłąkany, Lecz po co mówić o tem — kiedy b o li...

Dosyć żem tu ła ł się, ot ta k po święcie, J a k nędzny co swej ojczyzny nie w id z i...

Jam nic nie widział, — gdym patrzał, to przecie Zdawało mi się, że wszystko się brzydzi Mną, ja k robakiem, co pełza wśród cieni, J a k on ludzkiego unika spojrzenia, J a k on słonecznych unika promieni, J a k on dźwigałem piętno ohydzenia, Bo niewolnikiem byłem — na Alp szczycie

Lub oceanu prułem wód głębiny.

Ach! czy wy wiecie Co to je st tułać się na obcym świecie, Co to z rąk cudzych wyglądać jałm użny, Pow tarzać sobie — jam każdemu dłużny!

Czy wiecie ja k i ten chleb gorzki? i łez wiele N a chleb ten z oczu upadnie? to pewno Płaczący Hijob, w trądach, na popiele, Nie p łak ał bólem takim — i ta k rzewno!

A jam łez takich miał w sobie bez końca.

II.

Była noc cudna, majowego słońca

Pierwszym promieniem gór draśnięte szczyty, Gór Apenińskich, stanęły w purpurze.

Spodem szły chmury, a niebios błękity

(42)

J a k oceanu fala były w górze.

P atrząc, zda ci się, tuman niknie pod tobą, A oceanu głąb dźwigasz nad sobą,

I ja k ptak wisisz w przestworach bez k o ń ca...

III.

Dwóch nas co ziemię rzucili ro d zin n ą!...

W styd wyznać — m atki odbieżali oba — I poszli aby ssać pierś życia inną, A poszedł z nami ję k i serc ż a ło b a .. . I my w Apenin tych stali przestworze Dwoje sierocych serc i sług Twych Boże, Takich maluczkich, a ta k wiernych Tobie, W boleści takiej, i w takiej żałobie!...

1Y.

Znałem ja dawno Stacha — dziecię było Z jasnem i włosy i błękitnem okiem, A w oku była myśl, a serce śniło O świecie bożym pięknym i szerokim, O ptakach, które świergoczą radośnie,

A przecz im pętów na pierś nikt nie włoży — 0 kwiatach, które w słońce p atrzają miłośnie, 1 wolna miłość im, a tylko Boży

Bożego ducha płód, człek jeden marny W pętach, ja k kozioł przykuty ofiarny, W niewoli grzeszy miłości uśmiechem — I myśl i ptasza pieśń dla niego grzechem !...

I ta k mój Stacho rósł, i ta k potężniał, I takich myśli snem dziecięcym zmężniał.

Y.

Bywało, m atka zapłacze przede mną:

„Biedny mój Stacho, biedna światłość moja!

Ach! ja k bez niego stanie mi się ciemno I smutno — przecież jeśli wola Twoja

(43)

Panie, niech stare oślepną me oczy

Weź go“ . --- I duch był w tej matce proroczy...

W tej chwili, kiedy tuląc go przed bojem, Mówiła wielkiej miłości pokojem:

„Ojczyzno! dajęć go, przyjmij o fia rę !...

Me oczy — już go nie zobaczą stare — . . . Już go me oczy nie zobaczą s t a r e ...

Ojczyzno — przyjmij z dziecięcia ofiarę“ . . . VI.

Matko, gdybyś ty teraz w stała z grobu I zobaczyła nas tu m atko obu,

Tobyś pytała się kto są ci obcy,

Lub w żalu wielkim rzekła — biedni chłopcy I. . . A gdybyś ręce na pierś położyła

Swojego Stacha — i serca ci bicie Rzekło, że to je st biedne twoje dziecie, Tobyś o m atko do grobu w ró c iła !...

0 prorokini! jeśli duch twój w dobie Tej porankowej pobiegł w syna ślady, 1 ty ujrzałaś go w przyszłości grobie I powiedziała, że ten strasznie blady, Ten martwieć, z okiem czerwonem upiora, Ten niemy, w chmurach zawisły, kościany, Chłodem owiany — to Stach twój kochany, To syn twój, człowiek, albo raczej zmora, Z której krew wyssał ból, ten ból żywota, Nad wszystkie gorszy bóle — ból — tę s k n o ta !...

Choć ty ojczyźnie żadnej nie skąpa ofiary — Nazwałabyś ją zb ó jczy n ią.. . tej m a r y ...

V II.

I jam w tej dobie miał twe matko oczy, Bo on mi bratem był, boleści bratem, A cóżem ja m iał mówić, j a patrzący N a ten kwiat woni pełen — ja k więdnący

(44)

4(1

W bólach i niemy nie m iał skargi słowa.

W tej swojej strasznej ponurej tęsknocie, Czasami westchnął tylko — a Jehowa Jedno westchnienie za skarg liczył krocie.

Gdym go chciał bawić widokiem obczyzny, Z gór malownicze wskazywał widoki —

To on mnie jednem słowem zbił: — „św iat ta k szeroki, Ale w nim drugiej nie znajdę ojczyzny11.

I znowu milczał — ale w tem milczeniu Znać było straszny ból piersi łamiący, Widmo tam śmierci stało w tych słów cieniu.

V III.

Dzisiaj rozmowny był S ta c h ... ja k gasnący Promyczek lampy, błysł świetlanym kręgiem, W dychał powietrze gór, nad widnokręgiem Pogodnym długie rozwodził pochwały, A już i ja ś n ia ł dzień i rozchylały Kwiaty, kielichy wonne. Siadł zmęczony, W te kwiaty strojny, i tak ustrojony Z dał mi się sam ja k blady kielich kw iatu — O! chciałbym go był wtedy takim wskazać światu.

IX.

„P atrz bracie, jakie dziś niebo świetlane — W idzisz ten róży k rz a k i te murawy Tam w dali górskim promieniem oblane, Co od czerwieni kwiatów, taki krwawy.

Zaciszno tutaj i snu nie przerwie nikt przecie, Chyba ptaszę lub dzikie, ja k te góry, dziecie Góralskie przyjdzie, aby kwiatów garść uszczyknąć, W ieniec upleść z nich i z wieńcem zniknąć.11 T ak mówił i był dziwnie piękny, blady, J a k posąg p a trz a ł we mnie — a mnie gady Jakieś straszne szarpały bólu, ja k ukłucia Śmierci, te gady były — gadami przeczucia.

(45)

X.

„A ten na piersi krzyżyk, to od matki Ostatni dar, i p atrzaj jeszcze łez ostatki Świecą na n im ... to jedne będą łzy na grobie.

A zwitek włosów ten dam tobie — To moje włosy, jeśli kiedy w chatce,

W tej naszej biednej chatce, ujrzysz ją w żałobie Czekającą na syna, powiedz, że on w grobie, Lecz nawet w nim o k raju myśli i o m atce11. . .

XI.

I nic więcej, nic więcej nie słyszałem. Słupem Stanęły oczy moje i strupiało

Serce. Stach zamilkł, z a m ilk ł— już był tr u p e m ...

S n y ż y c i a .

I.

K u c h w cichym dworku szlacheckiej wdowy, W podwórzach ludzie stoją orężni,

A wszystko młodzi, a wszystko mężni, Że miło s p o jrz e ć !... Dworskie alkowy Ciche ja k życie polskiej matrony, I nieme zdawna, ja k lutni strony, Co kędyś w kącie drzemie spokojna, Dziś rozwidniały blaskiem oręży, Poweselały obliczem męży,

Z dają się szeptać strwożone — w o jn a !...

(46)

42

II.

W ojna! w tem słowie ileż się mieści Nadziei, głupstwa, dumy, b o le ś c i? ...

Iluż to ludzi drży, gdy to słowo Z ust im despoty zabrzm i nad głową.

Ileż to m atek grzebie w niem synów?

Ileż dusz zacnycb i zacnych czynów Ten jeden wyraz pogrzebał w sobie?

0 tem nam rzekną ci, co śpią w grobie.

A ileż znowu dusz się rozśmieje, Gdy im ten wyraz głosi — n a d z ie ję !.. .

HI.

Więc dworzec wdowi dziwnie wesoły, W odze w krąg białe zasiedli stoły:

1 gwarzą. Cudne słowa myśl przędzie, J a k gdy moskali z kraju przegonią, Gdy się znów orzeł złączy z pogonią, J a k to rozkosznie, ja k dobrze b ę d z ie ...

Toć Bóg jest w niebie, szabla przy boku, Odwaga w sercu, i młodość w o k u ! ...

IV.

A w tej rycerskiej drużyny kole Najpierwsze miejsce zab rał przy stole

Najmłodszy wiekiem — S ta c h ! . . . Cóż, że młody, Lecz w oczy pojrzyj — święci anieli!

Żarem się oko dziecka spopieli.

Cóż, gdy moskalom wyprawi gody, Toż będzie u c z ta ! ... N a krew przelaną N a trupie ciała wrogów ojczyzny I na obrońców zaszczytne blizny Popatrzyć z grobów umarli wstaną!

Takie tam będzie żniwo i p lo n y ! ...

(47)

43

Y.

Stach, ulubieniec wdowy m atrony — B a ! nie je j ty lk o ! . . . Toć piękna Mania, Co się ta k trwożnie wśród gości słania, Ja k kwiat, oddechem w iatru miotany, J a k lilia kosą bólu podcięta,

Wciąż się w Stachowe p atrzy oczęta.

J a k nie ma patrzeć, toż Stach kochany, Ten jej obrazek duszy dziecięcej, Dzisiaj na krwawe pogoni ta n y . . . 0 jej boleści — cóż mówić w ię c e j..;

VI.

Zagrzmiała trąb k a — na k o ń ! . . . dziewczęcia Zadrżało serce, blada m atrona

Stachową głowę tuli do łona, 1 błogosławi czyny chłopięcia.

„Ojczyznie daję w ofiarę zięcia1'

Mówi — „wszak Stachu Mania dla ciebie;

Nie tu ją weźmiesz, to weźmiesz w niebie, Lecz najprzód pomnij, żeś jest od młodu Synem ojczyzny, bratem narodu".

A Mania, ona bez słów, w milczeniu Żegna kochanka, bo wszystkie słowa Już popłynęły w jej łez strumieniu, A łzy te w niebie liczył Jehowa.

Stach cichym szeptem w uszka szeleszcze:

„Będziem szczęśliwi, powrócę jeszcze11! . . . VII.

I smutno, cicho znów w wdowim dworze, Tylko czasami trąb k a po borze

Zabrzm i rozgłośnie, co kręgiem koło Oplótł zielonym, tylko gdzieś zdała W iatr niesie odgłos arm at moskala, I szabel szczęki, i bitew wrzawę,

(48)

44

I same wieści biegają krwawe 0 doli naszych; więc nie wesoło W s e rc a c h !... i całą kobiet roskoszą, Jeżeli mogą rankiem w niedziele W parafialnym klęknąć kościele, 1 za ojczyznę gdy Boga proszą.

A M ania do słów doda modlitwy:

„Chroń mego Stacha, Panie, wśród bitw y!“ . . . VIII.

A tu o Stachu śladu ni w ieści! . . . A M ania kw iatek blady, więdnący, W cichej tęsknocie. J a k się tam mieści W dziewiczem sercu ten ból sierocy. . . Cudny to kw iatek, miłość dziewicza! . . . To pierwsza zorza wiosny poranka, Ten blask, co szczęściem bije z oblicza.

Jeszcze gdy m ożna w oczy kochanka Patrzeć ja k w tęczę, roić nadzieje, O! ja k się wtedy szczęście uśmiecha, J a k się rozkosznie Boży świat śmieje, Ja k a to w sercu Boska p o c ie c h a ...

I gdy znów jedno losu westchnienie To nam zamąci szczęście, i w duszę W leje tęsknoty długiej katusze, I przeszłość stanie nam, ja k złudzenie, Biedne to s e r c e ! ... bo nie zagości Już w niem ni jeden uśmiech radości, Biedne to serce w uczuć topieli Lub bić przestanie, lub się sp o p ie li...

IX.

1 Mania cudne m iała sny życia, A tłem uboga była jej chatka;

Toć Stach ją kocha, zezwala m atka!

Ja k się to życie cudnie przesnuje

(49)

45

W tej zaciszności wiejskiego sioła, Jak b y pod skrzydłem stróża anioła.

W szak kochających sam l ’an m iłu je ...

I matce w serca wdowiej żałobie Jakże się cudnie życie ukwieci:

N a stare lata gdy spocznie sobie, Przy kochających serduszkach d z ie c i...

O! dziewczę, z szczęściem igraj powoli, Nie wolno duszy marzyć w niew oli! . . .

X.

Znów ruch we dworku, w podwórzach stali Znów ludzie zbrojni, białe alkowy

Cichego dworku ubogiej wdowy

Znów goszczą wodzów, ale — m o s k a li...

To też inaczej wygląda w koło, Ani śmiejąco, ani wesoło,

Bo miasto karmić chlebem ojczyzny, Iladziby gościom podać — trucizny.

Choć wódz moskali grzecznie poczyna, A wciąż za Manią spojrzeniem goni, Chociaż widocznie, że ona stroni, Jem u coś w sercu stoi dziewczyna, Aż po śniadaniu żegnając pyta:

Czy gospodyni miła wizyta, I na półsłówkiem odpowiedź daną Obiecał wrócić pojutrze rano.

XI.

1 przybył, tylko już sama wdowa Przyjm uje gościa, pierwszy skłam ała Raz, że jej córka zachorowała, Że niedomaga, że boli głowa.

(50)

Ale z słów pozna trwożnej osnowy, Ze kłamstwo obce jest ustom wdowy,

I że, choć musi bronić niem córy, To cierpi w duszy straszne to r tu r y ...

XII.

A gość, ja k gdyby wierzył w jej słowa, Na inny przedm iot zwraca rozmowę, I pyta drżącą ze wstydu wdowrę, Czy nie zna Stacha, z pobliskiej wioski?

„Chwycony w boju, i jego głowa Nie długo pójdzie na stryk katowski.

W ielki buntow nik!“ kończył z uśmiechem,

„Jemu przebaczyć byłoby grzechem41. . . I spojrzał na tw arz bladej matrony, Co skam ieniała od tej powieści, I jak b y wszystkie pękły w niej strony, Taki z u st wybiegł okrzyk boleści, I na kolana padła z tym krzykiem Prosić o litość nad buntow nikiem ! . . .

X III.

Gdy na Florencyi ulicach m atka Do lwa żebrzące niosła spojrzenie, To jej boleści dzikie stworzenie Rozbroił wykrzyk. Piękna to g a d k a ! . . . O! z węża paszczy łatwiej ofiara M ąk się wyprosi, niż z paszczy cara.

Tu się inaczej przecie rzecz miała, Choć w większej trwodze została wdowa, Moskal obietnic w yszeptał słowa, Byle go Mania pojąć z e c h c ia ła ...

(51)

47

XIV.

Rozkrajcie teraz serce kobiety, 1 spójrzcie, jakich mąk tam sztylety, Z jakich się cierpień pieści zagadką, Poświęcić wrogu jedyne dziecie, Lub tego czyją zw ała się matką.

0 ileż męztwa Bóg dał kobiecie, Że stojąc takiej m ęczarni łupem, Ten posąg blady nie upadł trupem.

A jakież kary Stworzyciel świata Przeznaczył dla tej niewiasty kata, K ata, co z brudnych uczuć odmętu, By dostać córkę, użył podstępu. . .

XV.

1 roztworzyły się drzwi. Anieli Biegnąż, posłańcy pomsty J e h o w y ? ...

Nie, to M arynia weszła ta k w bieli, A m irtu wieniec stroił wierzch głowy, Oblicze było to, co przeraża.

Matko! patrz, białe wyciągła dłonie Do k a t a . . . „Chodźmy więc do ołtarza, Mówiła, tylko wprzód przyszłej żonie Dasz uwolnienie więźnia, a p o te m ...

Ciszty kończyła. . . obsypiesz złotem Swych pieszczot14. . . Biedna ona w alkowie Bocznej zamknięta, słowo po słowie Rozmów słyszała.

XVI.

I k a t już wiedzie Ofiarę, u drzwi stanęła wdowa, A wyciągnięta dłoń marmurowa

J a k grom, sterczała groźnie na przedzie.

„Zostań, zkąd tobie Maniu myśl płocha,

(52)

48

Dziecko! ja m atka, ja na męczeństwo Nie puszczę ciebie.'1 A Mania cicha, W jakiś potworny wzrost zolbrzymiała, I woń z niej tchnęła, jakby z kielicha Lilii białej. Potem ta biała

R zekła: „Mateczko, ten pan mnie kocha I ja go kocham, to nie ofiara.11

I przeszła cicho, sztywno ja k mara, A za nią, poszło m atki przek leń stw o ...

XVII.

A teraz pójdźmy w inną gdzieś stronę, Pod starych dębów puszczy koronę.

Silne olbrzym y! . . . czy ręk a Boża Tak je pogięła, ja k kłosy zboża?

Nie, bo wyraźnie trupie konary N a niszczycielów w ołają kary, Bo te szkielety drzew w zgonu męce Sterczą ku górze, ja k gdyby ręce W modlitwy, czy też skargi nastroju, A krew pod niemi, to jest plac b o ju ...

A trupy, ale trupy nie nasze,

Moskiewskie w m artw ych dłoniach p a ła s z e ...

To się popisał oddział Stachowy, Potokiem ognia błysł las dębowy, P rzy ogniach siedzi biwakująca Młodzież rycerska, wodza brak tylko, On pobiegł, żeby choć jedną chwilką Pocieszyć, bo tam Mania tęskniąca Płacze we dworku. Zwycięztwa wieścią

Ma rozradować duszę niewieścią, Ma rozradować, wszak zdrów, z obławy W r a c a ... najgorszy pierwszy chrzest k rw aw y !..

(53)

I stanął, serce bije, i w trwodze Zeskoczył z konia, porzucił wodze, W szedł — Chryste! w głębi białej alkowy Stojąca sztywna postać się wdowy Rysuje w cieniu, jakby męczeństwo, Męczeństwa widmo, straszna kobieta, Daremnie pyta, daremnie wita:

„A kędy Mania matko kochana?"

Ona pow tarza jedno — „przekleństwo."

Cóż mówić ma obłąkana?

X V III.

XIX.

I była straszna chwila milczenia, I znowu skrzypły drzwi od przedsienia, I odwrócony Stach na ramieniu

Poczuł dłoń cudzą, spojrzał — to Mania.

Lecz czemu w białem stoi odzieniu?

Czemu ta k chwiejna, blada się słania?

Rzucił p y ta n ie .. . Ona ja k polny Kwiatek w piękności swojej rozkwicie Stojąc''mówiła: „Więc jużeś wolny, Nie prożno dałam więc m atki życie I moje ż y c ie ... Stachu m ęczeństw o"...

A w odpowiedzi brzm iał głos: — „Przekleństwo.

W o ln y ? !.. . w niewoli Albożem kiedy był? biedne dziecie, Ja k a ś się w twoich słowach myśl plecie.

Co tu się s ta ło ! . . . mów! . . . w bólu męce Drżące Maryli zagarnął ręce,

Mów — bo czekanie straszno mnie boli!". ..

(54)

50

XX.

A o n a ... ję ła w ątek rozmowy, Który ją doszedł z za ścian alkowy, Powiadać — taki koniec był mowy:

„(i dyin usłyszała, że twojej głowy“ . . . I jakby tyle

Stało jej żyiia, w Stacha ram iona

P a d ł a ... i z s z e p te m ... „przebacz — męczeństwo K r ó tk ie ... na mojej zapłacz m o g ile...

M atko! ach m atko!“ . . . Już pękła strona Duszy z ostatnim jękiem boleści.

Głos m atki jękom w tó rz y ł... „przekleństwo!11. . . 1 koniec krótkiej życia powieści. . .

XXI.

1 koniec krótkiej życia powieści, A S t a c h ? ... spytajcie drzew Białowieży, W skażą mogiłę wam, gdzie on le ż y ...

Do

j.T_lówisz bracie, że dziś tęskno młodej duszy ja k w więzieniu, \ | T rza się zrodzić niewolnikiem, albo „u/edz przeznaczeniu.“

Płoche m yśli! Kiedy żołnierz w ręce wroga broń swą składa, To na czole jem u świeci wieczne słowo hańby: „zdrada.11 A z nas któryż nie żołnierzem ? kto nie wieńczon w krwawe

blizny?

Jeśli podda kark pod jarzm o, czy nie zdradzi swej ojczyzny?

Chcesz broń złożyć, to się zaprzyj o mój bracie w samym sobie!

Stań się gadem pełzającym na rumowisk wielkim grobie.

(55)

51

Kiedy zejdzie ranna zorza, a i któż wie czy nie blisko Zejścia? Wpełzniesz w grób, wszak w grobach brudne gadów

legowisko.

Przecz nie będzie ta k mój bracie! toż krew w człeku to nie woda,

Nad gnuśności marne życie, czy nie milsza czynów zgoda!?

Lecz ją trzeba o mój bracie! wprzód wywalczyć słowem, czynem.

Kto nie walczy, ten nie zdrajcą, ale gorzej, je st — Kaimem!

Nam nie przyjdzie ku zbawieniu ni aniołów boża siła, Francuz, Anglik, W łoch, ja k świadczy półwiekowa ta mogiła.

P an w „nas“ włożył myśl zbawienia, i w „nas“ jednych ono leży.

Co zacz będzie syn, gdy matkę w chwili nieszczęść swą odbieży.

Porzuć bracie myśli płoche! czyn! czyn! jedna u nas cnota, Bo na grobie twym napisze podłe słowo wróg: „H elota!!!“

---

Na wzgórzach Pauzylipu 1).

N ademną światłość blada płynęła księżyca,

W oń pomarańcz spragniona pierś skwapliwie chwyta, Z fal morskich u stóp moich Neapol wykwita, J a k z turkusów kołyski zbudzona dziewica.

Cudnie tu! a przecz dusza moja jest w żałobie?

Czego me oczy tęskno szukają w przestrzeni?

Ojczyzny! Ach! jej obraz tam z wieczornych cieni Cieniem wykwita, oczy spoczęły na g ro b ie !...

') Miejsce przechadzki publicznej w Neapolu.

i

(56)

52

R o m a n s .

M , Stasieńku, ja k ci ślicznie, kiedy szablę masz przy boku, Ja k tw arz twoja się promieni, ja k i zapał iskrzy w oku.

Kiedyś mówił dzisiaj mamie o tej przodków ojcowiźnie, Której chwały bronić idziesz, zazdrościłam mej ojczyźnie.

Cóż ja winna, mój Stasieńku?... Kiedy pójdziesz, mnie tu przecie Będzie pusto, tęskno, głucho na tym pięknym bożym świecie, Poschną kwiaty me w ogródku i dziewczęcia tw arz uwiędnie, 1 nić życia P ark a moja chcę niech chyżo mi wyprzędzie.

Już i słonko jako dawniej Stachu mnie nie rozweseli, Ni śpiew ptasząt, co mi rankiem świegotają ja k anieli Przebudzenia cichą piosnkę, ni muzyka ani tany, Bo daleko od tancerzy będzie Stacho mój kochany.

Weź ten kwiatek, com dziś rano ja we włosy go w platała, Piękny kwiatek, piękny biały, ja k tw a dusza Stachu biała, I myśl o mnie. Ty powrócisz, wszak mówiłeś, choć po zgonie.

O! ja wierzę, niechaj wówczas kwiat na twojem będzie łonie, N a twem sercu, Stachu luby, łza pamięci niech go rosi, Bo inaczej myśleć będę, żeś zapom niał o twej Z o s i...

Stach powrócił, mamo d ro g a! dziś wieczorem, gdy w altanie Jego głos przypominało rzewne ptasząt mi śpiewanie, A na sercu kw iat m iał mamo, lecz nie biały, purpurowy — Od tej krwi, co ciekła z serca, był podarek ten wiosnowy.

Twarz miał dziwnie piękną, bladą i niebiańskim krasną śmiechem,

Ach! rozpaczać po nim, mamo, toby chyba było grzechem.

Jem u lepiej tam niż z n a m i... Do klasztoru pójdę, mamo, Prosić Boga, by pozwolił i mnie umrzeć tak ą samą

(57)

Cichą śmiercią, i zobaczyć go w krainie wiecznej życia.

Ach! patrz, mamo, nie chce Stacho klasztornego mi ukrycia, Chmurny stoi, już go niema... W ięc mój Stachu wiem co zrobię, W białej sukni do ołtarza, ale w czarnej też żałobie Mego serca pójdę skoro, i wychowam takie dzieci, Co się pomszczą śmierci tw o jej; gdy mogiłę tw ą ukwieci Krew zwycięzców, gdy zdeptany znów powieje sztandar Lecha, Wówczas Stachu, patrzaj mamo, ja k on cudnie się uśmiecha!...

O s t a t n i a g o d z i n a więźnia stanu.

J a k dziewczyna, gdy jej lica pierwsza miłość zarumieni, T ak prześlicznie tam na wschodzie dzisiaj zorza się promieni.

Złote słonko piękne wstaje z koralowych chmur pościeli, Z nieba schodzą na św iat Boży Stróże ludzkich dusz, anieli.

Moje słonko, spiesz lecz prędzej, spiesz nad góry mi karpackie, Zanim skończę sm u tn e, k ró tk ie , senne życia dni tułackie.

Chciałbym wiedzieć, czy też ona na mym grobie łzę uroni, Ten pamięci kwiat ostatni, więc spiesz słonko, spiesz się do niej.

Poznasz łatwo dworek biały, brzóz płaczących gaj i kwiaty, Strumyk górski, i w mgłach sinych bielejące w krąg K arpaty, P oznasz, w drodze uszczknij jeden mały listek cyprysowy, Niech je j ślubny wianek stroi, albo kamień pogrobowy.

Powiedz, wszakże zwyczaj stary każe krasić piękne lice;

Do ołtarza ja k do trumny, w cyprys stroją się dziewice.

W ięc nie próżny dar mój będzie, bo ten listek dasz odemnie.

Dalej słonko! dalej złote! nie trać czasu nadaremnie.

Jaskółeczko, co świergoczesz u żelaznych k ra t mej celi, W strząsasz piórkiem wykąpanem w kryształowych wód topieli,

(58)

Jaskółeczko! bież, gdzie słonko do snu złotą kładzie głowę, I gdzie wichry przez rok cały jedne tylko dmą zimowe.

Tam wśród ludzi, który będzie wlókł krok drżący, smętny, blady, J a k z m arm uru dłonią m istrza wykowana myśl zagłady I wszechczucia, powiedz, niech się hoże myśli w nim rozwiną,

„Bo ojczyzna żyje jeszcze! za ojczyznę jeszcze giną!“

Gdy powrócisz piękna m oja, zajrzyj w okno, pusto będzie.

A c h ! nić życia tak się marnie, tak powoli, płocho przędzie!

1’atrzeć na świat piękny boży, i w piękności widzieć błoto, Dla wolności być stworzonym, za wolność umrzeć — hellotą!...

Ach! to marnie! Dalej słonko, na błękitne spiesz przestwory, Niech godzina moja przyjdzie, bom tak jakiś sercem chory, T ak mi pilno na świat inny, ta k tu smutno w czarnej celi, Choć tam w dali słonko świeci, uśmiechają się anieli.

Z spowiednikiem j a noc całą rozmawiałem, on w natchnieniu 0 wolności przyszłej mówił i o świata przeznaczeniu.

Przeznaczonoż, gdy ot kwiatów ta k się cudnie śmieją lica, Ptaszę śpiewa, by tam w dali czarna stała szubienica?

W szak jam tylko dziewietnaście razy kwiatów w itał wonie, A raz tylko serce biło przy kochanki śnieżnem łonie, 1 raz tylko, o mój Boże! wiał przed okiem orzeł biały, I raz tylko jam oglądał dzień narodu mego chw ały!

Ach to marnie! Dalej słonko na błękitu spiesz przestwory, Niech godzina moja przyjdzie, bom tak jakiś sercem chory.

T ak mi pilno na świat inny, ta k tu smutno w czarnej celi, Lecz tam dalej słonko świeci, uśmiechają się a n ie li...

----—

(59)

Siedmiodniowy pobyt w Ceucie.

Wspomnienie.

^ ani je s te m ... i noc ze inną gwiaździsta, czarowna, I czterech majtków w ie rn y c h ... Sternik zapatrzony W g w ia z d y ... a w dali mewy żałobne pokrzyki, A za mną, G ibraltaru skalista, warowna Postać, ja k głaz z tytanów ręki uroniony, A przede mną w mgle nocy płowy brzeg Afryki.

1 mknie łódź ja k gazelka c h y ż o ... Jam w kryształy F al morskich usrebrzonych księżyca promieniem W zrok u to p i ł... i w falach sny przeszłości c z y ta ł...

Aż je westchnienia nocy zmąciły, rozwiały,

I ja znowu sam z o s ta ł.. . nie sam, ze wspomnieniem, Któregom się o dzieje chwil minionych pytał.

Z błękitu wód kołyski wstaje słońce krwawe, Trupie, ja k dusza ludzka boleścią otruta, B rak mu św iatła i ciepła. Łódź brzegu dosięga 1 murów granitowych rozwija się wstęga I słyszę ludu w porcie kupczącego wrzawę;

Sternik uchylił czapkę i rzekł mi: ,,Ceuta.“

Szedłem w miasto ta k smętny ja k marmur omszały Wiekiem, co na mnie z cienia cyprysów poglądał Portykam i i wieżyc pyszną kolumnadą.

1 zaszedłem przed pałac z granitów, tw arz bladą W kwiaty fig tunetańskich kryjący, wspaniały Starością. — Czarny sługa pyta: „czegom żąd ał?“

(60)

Więc listy w szm at jedwabnej ukryte makaty .Tam rozwinął i skinął, i poniósł je sługa Kędyś w kręte, dalekie, pałacu krużganki.

Wszedłem w ogród, gdzie siały woń granatów kwiaty 1 wstydem purpurowe kamelie, kochanki

Słońca, i z fontan biała srebrna wody struga.

U stóp fontanny, w kwiatów ukryte bukiecie, Na dłoni wsparte, w białych muślinów zawoju, Z ust koralowych siejąc śpiew stłumiony, dziki, Ognisty namiętnością, ja k słońce Afryki,

Rzewny ja k płacz kochanki, ja k cichy szmer zdroju, Skubiąc listki z kaktusów, spoczywało dziecię.

N a szmer liści co mojej stopy biegnął śladem, Odwrócił tw arz, ze stroju odgadnął narodu Cudzego syna, powstał, wziął dłoń moją w dłonie, A lice ozłocone promieni miryadem

Słońca, co nad drzewami płynęło ogrodu,

Uśmiech krasił, w promieniach stał, niby w koronie.

Mówił do mnie, głos jego słodki był ja k brata, Co kędyś — kędyś — śpiewa. Drżący przypomnieniem, Stałem niemy, i łzy dwie spłynęły po twarzy,

I w piersi jego cichem odżyły westchnieniem.

Usiadłem, i na chwilę przeszłość łzą bogata Znikła, że byłem ja k ten, co o szczęściu marzy.

1 na licach uczułem długie wonne zwoje

Kędziorów czarnych. Drgnąłem, potem k ap tu r z czoła Mego, czerwony zsunął i włosy me g ła d z ił...

O tarł proch, dłonią lekką ja k skrzydło anioła, I podał u s t a ... Jam go pocałunkiem zdradził.

Sługa otworzył jedne pałacu podwoje.

Cytaty

Powiązane dokumenty

1) Jeśli temat wskazuje na teologię miłosierdzia, warto byłoby przynajmniej rozważyć możliwość pojawienia się treści znaczących dla jej Łukaszowego wyrazu w tekstach, któ-

1 l zim- nej wody, posól (1 łyżeczka) i gotuj przez dwie godziny lub do momentu, aż cieciorka będzie miękka. Na patelni rozgrzej olej, dodaj cebulę i przyprawy. Duś danie

Różnorodny kształt pisarstwa Kierkegaarda w okresie 1847-1855 skłania do wskazania węzłowych tekstów oraz zagadnieo, które czy to mogłyby, czy też nawet

Scenariusz przewidziany jest do realizacji w ciągu cztery dni (cztery razy po 30 minut), tak aby wszystkie dzieci mogły podjąć działania w każdej bazie. Aby dzieci nie

Wydaje się, że to jest właśnie granica, wzdłuż której przede wszystkim tworzyła się Europa Wschodnia, lub raczej wschodnia wersja „europejskości”: jest to

Jak groźny jest dzisiejszy świat, skoro Ojciec Święty cieszy się i chwali lekarzy za to, że nie podejmują działań, które prowadziłyby do zniszczenia

„Zachód” tamtych pierwszych, pionierskich lat, owe Ziemie Odzyskane zapełnione tysiącami młodych, prężnych ludzi szukających sobie miejsca w życiu, ale także

Asumpt do opracowania tej ekspozycji dało odkrycie - podczas prac renowacyjnych i konserwatorskich - w pomieszczeniach dawnej słynnej hitlerowskiej katowni kilku napisów i