• Nie Znaleziono Wyników

Mały Posłaniec, 1909, R.2, nr 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Mały Posłaniec, 1909, R.2, nr 4"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Dodatek bezpłatny do ,,Dziennika Bydgoskiego" Wychodzi co 2 tygodnie.

Nr. 4. Bydgoszcz, niedziela 21 lutego 1909. Rok Ii.

Nieudana wyprawa.

Dokończenie.

Zwrócili się Niemcy najprzód w stronę Krakowa, Bolesławo wej stolicy. Po drodze próbowali oblegać to jeden gród, to drugi, lecz, im się nie udawało. A już pod Głogowem

na Śląsku nałykali się niemało wstydu.

Głogów było to niewielkie miasto opasa­

ne murem.

Zdobędziemy je jak nie

-

m ówili Niem­

cy. Właśnie że stało się inaczej.

Mieszkańcy Głogowa bronili się niby lwy

i choć im napastnicy nadokuczaii porządnie, odpędzili ich w końcu.

Wielka to była chwała dla Głogowa,

a w ielki wstyd dla cesarza Henryka.

Im dalej szło wojsko najezdnicze, tem by­

ło gorzej.

I głód i choroby męczyły żołnierzy.

--

Ach żeby to już raz przyszło do bitwy I wzdychali wszyscy. Niech już będzie albo zwycięstwo, albo zguba. Wszystko lepsze, niż

to^co teraz ponosimy. A toć nas ten niewi­

dzialny Bolesław do szczętu wygubi.

Podobno nawet Czesi ułożyli na cześć Bo­

lesławowi śpiewkę, która tak się zaczynała:

Bolesławie! Sławny panie, Daj ei Boże panowanie.

Nie śpisz wednie ani^w nocy I nam nie dasz zmrużyć oka, Sam z gromadką bez pomocy.

Gnasz nas ja k ziemia szeroka, Bolesławie sławny panie

Daj ci Boże królowanie.

A co ro bił cesarz niemiecki? Nic. Ce­

sarz z ły był strasznie i na siebie, że wojnę roz­

począł i na Bolesława, że mu dokuczał. Rad- by był wrócić do swego kraju, lecz wstyd nie pozwalał na to. W ysłał więc jednego swego

w ojownika do obozu Bolesława i kazał powie­

dzieć królowi, że jeżeli mu dadzą okup, to

w róci do siebie, a jeżeli nie, pójdzie prosto na Kraków.

Roześmiał się tylko k ról Bolesław z tych

słów ifnawzajem posła od siebie z odpowiedzią wyprawił.

A wybrał męża mądrego, który wojować

i mówić rozumnie potrafił. Był to niejaki

Skarbek.

Skoro dowiedział się Henryk, że poseł kn

niemu dąży, zawołał swoich dworzan i po­

wiada,

-

Wystąpmy wspaniale. Pokażmy im, jakie nasze bogactwa!

Przybrało się więc rycerstwo w stroje świecące, w pasy nabijane, przywdziało na głowę szyszaki z czubami pawiemi, przypasy­

wało miecze, iskrzące od rubinów i szmara gdów.

Lecz Skarbek na te wspaniałości ani nie spojrzał.

Wprowadzono go do namiotu cesarza.

A tam to już wszędzie jeno złoto, jeno szkarłat, jeno drogie kamienie świeciły.

Pow tórzył Skarbek odpowiedź królewską.

Brzmiała ona tak: Okupu nie złożę. Idźcie

sobie na Kraków jeżeli chcecie!

Spróbował cesarz H e n ry k jeszcze jednego sposobu; oto powiódł Skarbka w głąb namiotu

i wskazując na skrzynie pełne złota i srebra

rzekł.

-

Patrz, mamy czem pobić twego Pana, A ciszej dodał.

-

I mamy czem nagrodzić tych, którzy

są dla nas przychylni.

Aż pobladł rycerz słysząc te słowa,

-

bo wydało mu się, że cesarz jego przekupić pra­

gnie. Ale iż był człowiek rozumny i sprytny, więc mu zaraz odpowiedź na m yśl przyszła.

M iał on na palcu sygnet t. j

.

pierścień kosz­

towny z wielkim czerwonym kamieniem.

Szybko zdjął go z palca, rzucił do onej skrzy­

n i ze złotem i zawołał:

-

Idź złoto do złota! My żołnierze wię­

cej ostre żelazo kochamy.

Zaniemówił na chwilę cesarz z wielkiego zdumienia, szybko jednak pohamował gniew

i powiedział spokojnie:

-

Habe Dank!

-

co znaczy.

-

Dziękuję.

W duszy zaś w nim kipiało od złości.

Od tej pory Skarbkowie przydomek Hab-

dank mają.

IV.

Ciągnęła się więc ta szczególna wojna je­

szcze czas jakiś. Wojska H e n ry ko wego coraz

ubywało, wreszcie gdy opuścili go sprzy­

mierzeńcy, czyli przyjaciele Czesi, zdecydował się Bolesław Krzywousty na bitwę. Było to

niedaleko miasta W rocławia na Śląsku.

Jaka zaś to bitw a była, opisywać nie będę,

Przytoczę tylko słowa poety:

(2)

Blisko Wrocławia bój się krwawy wszczyna,

Brzmią w powietrzu trąb odgłosy,

Uderza książę, w pień Niemców wycina, Poległy trupów ich stosy.

Tłu m psów żarłocznych, pokrwawiono szczątki Okropnie wyjąc rozrywa,

A lud to miejsce dla srogiej pamiątki

Psiem polem dotąd nazywa.

W tym czasie również powstało takie przysłowie:

,,Bolesław Krzywousty narobił z Niemców kapusty!4 To znaczy, że ich nazabijał mnóstwo

niezliczone.

Całe życie Bolesława Krzywoustego prze­

szło w ciągłych wojnach, choć on ich nigdy

sam nie wywoływał.

Umierając Bolesław Krzywousty podzielił Polskę między czterech synów. T y lko najmłod­

szy Kazimierz, który miał wówczas rok zale­

dwie, nic nie dostał.

A temu synowi co zostawiasz panie?

spytał ktoś z przybocznych.

Na to k ró l ledwie dosłyszalnym głosem odpowiedział:

On i tak skrzywdzon nie będzie.

Wóz ma cztery koła, a jednego tylko woźnicę, który niemi kieruje.

Sprawdziły się słowa umierającego króla.

Najmłodszy Kazimierz wszystkie dzielnice, czyli

ziemie braciom oddane, znowu w jedną całość połączył.

Ogn iem i mieczem.

Powieść z la t dawnych Henryka Sienkiewicza,

(Ciąg dalszy).

-

Złodzieje, krzyknął, tak to szlachcie

stawa cie?

Skoczył między nich, bijąc i siekąc, wtem

zarzucono mu jakąś rzecz ciężką na głowę.

Był pewien, że jest w niewoli i wołał o ra­

tunek. Nożem pchnął po za siebie

-

ale n i­

kogo nie było. Wtedy obu rękoma porwał za głowę i zerwał ową zasłonę, co mu ją obwijała.

Hajdamaków nie było, tylko z dala przelaty­

wali kraśni dragoni Wołodyjowskiego, a dalej migocą husarzy goniący niedobitków.

Natomiast u nóg pana Zagłoby leży puł­

kowa chorągiew zaporoska. W ucieczcew

dać porzucono.

-

Aha, rzecze Zagłoba, zdobyłem chorą­

giew.

A tam dalej jeszcze wrzała bitwa, zda­

wało się, że Krzywonos własnych ludzi wygu­

bić postanowił. Z jednego końca czerniały

masy uciekających, z drugiego masy idących naprzód, w środku góry i wały trupów, jęki, krzyk, pozbawiony dźwięków ludzkich, szał strachu, chaos. Gały staw zapełnił się trupa­

mi ludzi i koni. Wody wystąpiły z brzegów.

W obozie polskim rzucano pod nogi księ­

cia zdobyte chorągwie, a było ich ze 40. Rzu­

c ił i Zagłoba swoją z taką mocą i hukiem, że

aż drzewo pękło. Książę nagrodził go dwu­

stu czerwonymi złotymi Ale więcej nie 'miał ochoty do bitwy, chciał, by go Skrzetuski do

swej Heleny do Baru wyprawił. Najbardziej

zaś go straszyły wieści o zbliżającym się Bo-

liunie. Noc zapadła, książę się cofał, a n ie­

przyjacielowi groblę odbudować pozwolił. Ale

to było cofanie się lwa, który potrzebuje m iej­

sca do skoku.

Puścił książę Krzywonosa, aby mu jesz­

cze większą zadać klęskę. Drugiego dnia za

brano Krzywonosowi wszystkie polowe działa

i mnóstwo chorągwi.

Czerń chciała nawet kniaziowi wydać Krzywonosa, ale on im obiecał, że ich do

obozu Chmielą zaprowadzi, i w istocie ruszył

w tę stronę. Wojsko nasze pierwszy raz po

długich mozołach zaznało trochę spoczynku.

Skrzetuskiego posłał książę przeciw czerni pod

Zasław. Tam przybył do niego ulubiony Rzę­

dzian, który się już z ran przez Bohuna wy­

lizał.

m

*

O w ojnie mówiono wszędzie; młodzież śpiewała pieśni o Jeremim, a niewiasty mo­

dliły się przed ołtarzami. Chmielnicki czuł, że

temu buntowi trzeba nadać wyższe hasła niż rozbój i rzeź, niż walka z pańszczyzną.

Zmienił więc walkę na religijną, rozniecił fanatyzm ludowy (choć przedtem nie odzna­

czał się lud na Zaporożu pobożnością i kościo­

łów nawet nie miał) a tak wykopał przepaść

na w ieki nie zapełnioną.

Rozprzężenie jakieś zapanowało w sena­

cie

-

regimentarzy wybrano ladajakich, prze­

zywanych: łacina, dziecina, pierzyna, a głów­

nym wodzem ks. Dominika zasławskiego,

0 którym mówiono, że tyle bitew widział, ile ich ma na kobiercach, holenderską sztuką haf­

towanych. Wojsko w Zbarażu używało wczasu

1 wesela. Sam książę tylko zmienił się do nie- poznania. Oczy mu wpadły, wychudł, zczer-

niał

-

snać ciężką walkę w duszy toczył

-

a im dusza większa, tern męka cięższa,

Straże w zamku zbaraskim północ obwo­

ływ a ły

-

a Jeremi przed krucyfiksem klęcząc,

z Bogiem i z własną duszą wyniosłą rozma­

wiał. Widział jasno, że on jedynie Rzeczpos politą ocalić może, że on sam jeden najpotęż­

niejszy, jego w ielbi wojsko, jego słucha, z nim

na śmierć i życie pójdzie. Zgnieść bunt zupeł­

nie, a oswobodzić Rzeczpospolitą

to w jego

mocy. Kniaź zrywa się, ręce do Chrystusa wyciąga, a na okół jego twarzy płonie jakieś

czerwone światło.

Chryste, Chryste!

-

woła

T y wiesz!

Ty widzisz, ja to uczynić potrafię, rzeknij tylko iżem powinien!

W jego mocy leżało uspokoić Ukrainę,

a nawet na K rym uderzyć i granice Polski

i kościoła do ostatnich krańców ziemi rozcią­

gnąć

(3)

--

Lecz czy nie duma to mówi!

-

pyta nagle kniaź.

-

Uczynić to mogę, lecz tylko wbrew

woli regimentarzów, a tym sposobem pierw­

szy dam p rz yk ład nieposłuszeństwa

wszak

to samo czyni Chmielnicki! Straszna rozpacz

m iota sercem księcia.

-

Boże bądź miłościwi

-

woła i pyta Chrystusa:

-

Zali ja mam być drugim Chmie­

lnickim !

Ale Chrystus głowę na piersi zwiesił

i milczał tak bolesny, jakby go przed chwilą rozpięto.

*

O świcie wezwał kniaź pułkowników

i rzekł do nich:

-

Mości panowie! dzisiejszej nocy rozma­

wiałem z Bogiem i własnem sumieniem; dla dobra ojczyzny, dla potrzeby, zgody, poddaję się pod komendę regimentarzów.

Głuche milczenie zapanowało w zgroma­

dzeniu.

* *

*

W południe tego dnia odbyła się uczta,

którą żegnano Skrzetuskiego, bo ten zaraz po

gowroeie z podjazdu wyprosił u księcia, do

laru pojedzie, ożeni się i Helenę w bezpieczne przewiezie miejsce.

Zapanowała powszechna wesołość

i książę był w dobrym humorze, bo w ielki cię­

żar spadł mu ze serca.

Gdyjsię tak weselą, w progu sali ukazało

się jakieś posępne widmo i zatrzymało się w

drzwiach.

B y ł to Kuszel z podjazdu wracający.

-

,

Co słychać

-

pyta książę

-

jakie no-

winy!

~ .

-

Bardzo złe, mości książę rzekł dzi­

wnym głosem.

Cisza zapanowała w zgromadzeniu,

-

Co się stało!

--

mów!

Bar... w zięty!

(Ciąg dalszy nastąpi.)

Ludwik Węgierski.

(1370-1382).

Ludwik, siostrzeniec Kaźmierza Wielkiego, potomek Kapetów, rodu panującego we Fra

cy i, według ostatniej woli Kaźmierza został obrany królem Polski. Zaś będąc zarazem k ró­

lem węgierskim, zaniedbywał Polskę. Dwa razy

tylko był w naszym kraju, rządy w Polsce zaś

pow ierzył matce swej Elżbiecie, siostrze Kaź mierzą. Opłakane b y ły te rządy kobiece; nie było w nich ani zdrowej myśli politycznej, ani

ładu i sprawiedliwości. Elżbieta popierając

zawsze W ęgrów, odsuwała Polaków od wszel­

kich urzędów, nawet dobra koronne rozdawano

Węgrom. Mądre zamysły i mozolne prace K a ­ źmierza, sprawiedliwe ustawy, potężny rozwój

handlu i przemysłu, cała praca trzydziestu przeszło lat byłaby zmarnowaną, gdyby dłużej

trw a ły niedbałe rządy Ludwikowe,

Jedna tylko myśl zaprzątała głowę tego obojętnego króla: troska o zachowanie tron u polskiego swym córkom.

W tym celu zwołał szlachtę polską do Koszyc i tam zapewnił jej znaczne przy wilejeŁ)

w zamian za obietnicę, że po jego śmierci jedna

z córek obraną zostanie królow ą.

Przewaga urzędników węgierskich, po

pieranych przez królową Elżbietę, wywołała

tak głęboką i ogólną niechęć, w narodzie, że Ludwik, chcąc ją uśmierzyć zmuszony był po­

słać do polski kilka oddziałów wojska węgier­

skiego.

Wcielił nawet nieprawym sposobem księ­

stwo Kalickie do Węgier.

Umarł Ludwik w r. 1382 nie zdziaławszy niczego dobrego dla Polski.

Tak to zgubnym był zawsze dla naszego narodu w p ły w cudzoziemski.

l) Przywilej (od wyrazu łacińskiego privilegium)

oznaczał prawo wyjątkowe i

zawsze

korzystne. Takiemi przywilejami obdarzali królowie rycerzy i szlachtę

w

na­

grodę

za

zasługi oddane Ojczyźnie. Z

czasem

te przy­

w

ileje stały się tak liczne i znaczące, że podniosły stan

szlachecki do

w

ielkiej potęgi,

ze

szkodą staną kmiecego,

a

tern

samem ze

szkodą całego narodu. i

Kotek.

Były ras dwa kotki:

j Filuś i Szarutka.

Coś wam o nich powiem, Bajeczka to krótka.

Filuś był to łobuz,

Jakich bardzo mało.

Ozy kto mleko rozlał, Ozy się gdzie co stało, Napewno Filusia,

Bywało, w tem wina.

Ach, jak też to przykro,

Mieć takiego syna!

To też pani Burka

Tak była strapiona, Że aż osiwiała

Na końcu ogona.

Raz m iał być w gościnie^

Pazurek z kominka.

Burka wystroiła Córeczkę i synka.

Dała im kokardki, Futro wylizała.

Spójrzcie, jak wygląda

Kotków para mała!

Azor kręci łebkiem,

D z iw i się nielada.

Oóż to się dziś stało!

Cóż to za parada!

Filuś zawsze taki

Umazany w błocie, A dziś taki czysty!

Cóż to znaczy kocie f

(4)

Nie minęło jednak

A n i pół godziny, Gdy mamusia patrzy

-

Boże mój jedyny!

Góż się stało z Filkiem!

Wstążka pognieeona,

A kot zabłocony

Z łebka do ogona!

Aeh, a pan Pazurek Nadchodzi z daleka!

Jakiż wstyd za synka Panią Burkę czeka!

Liściki

od naszych małych przyjaciół.

Władysław Łokietek i Fłoryan Szary.

Po świetnem zwycięstwie pod Płowcami,

28 września 1331, król Wł. Łokietek objeżdżał pobojowisko i spotkał tam ciężko rannego r y ­

cerza Floryana Szarego. Bon przebity trze­

ma włóczniami i leżał nierucbomie na ziemi, ale jeszcze tyle m iał siły, że wychodzące mu

z żywota wnętrzności na właściwe miejsce rę­

koma wpychał. K ról, widząc męczarnię ryce­

rza, rzekł:

,,

0 jak wielce ten nieborak musi cierpieć!44 Na to odpowiedział Floryan Szary:

^M iłośeiwy Panie! więcej katuszy sprawia m i zły sąsiad, który wciąż się ze mną kłóci o mie­

dzę44. K r ó l kazał rannego zanieść do swego namiotu i opatrzyć i kupił dla niego włość od złego sąsiada, a do herbu jego ,,Koźlerogi44 do­

dał trzy włócznie. Potomkowie Floryana za­

rzucili znak ,,Koźłerogi44, a przyjęli ,,Jelita44.

Od Floryana Szarego wywodzi się w dziejach polskich" s łyn ny ród Zamoyskich.

Lud wiś z Gniewkowa.

Od Zygmusia z W ud zy na otrzymaliśmy następujący ciekawy liścik, którego treścią chcemy się z naszymi m ałymi czytelnikami podzielić.

Kilka prawd.

Każdy człowiek żyje tylko czas krótki.

Wszystkie rzeczy tego świata, jego chwałę i wspaniałości, wszystko co kochamy, eo nam jest drogie, będziemy m usieli opuścić, każdy

dzień i każda godzina zbliża nas do końca na­

szego życia. Gdy w ybije zegar ostatnią go

dzinę, zrozumiemy dopiero, jak ważną jest

rzeczą być zawsze przygotowanym na śmierć.

Gdy wybije ostatnia nasza godzina, w której staniemy przed sąd Boży, to poznamy dokła­

dnie, że dusza nie zna większego bólu, ja k w y ­

rz u ty sumienia z tego powodu, że nie sprze ci wialiśmy się silniej grzechom i pokusom

i święte przykazania Boże pogwałciliśmy lekko­

myślnie. Gdybyśmy w tej godzinie m ogli prze­

dłużyć życie nasze, to chętnie przyjęlibyśmy wszelką pokutę, aby zgładzić grzechy nasze.

To życie jest tylko krótkie w stosunku do wie­

czności; jest to ty lk o snem. Nic pewniejszego

nie ma dla nas na świecie, jak godzina śmierci.

Dla tego przygotujmy się na śmierć, bo ani

dnia ani godziny nie wiemy. Jeszcze czas, jeszcze możemy napraw ić nasze życie, nasze

zaniedbania i opuszczenia. A le spieszmy się!

Piosenki dia naszej dziatwy.

Wszystko do celu dąży na świecie.

Wszystko do celu dąży na świecie Drogą przed wieki wskazaną,

Wiosna po zimie, jesień po lecie

Stałą powraca przemianą.

Bracia, bracia, bracia!

Zadaniem życia jest praca, Praca nas tylko zdobi, zbogaea.

Patrz, oto pszczoła z łą k i dalekiej Spieszy do swojej rodziny;

Małe z kwiateczków miodu drobiny

Niesie do wspólnej pasieki.

Bracia, bracia itd.

Patrz, oto m rówki pilne roboty,

Żywność składają na słoty;

I my pracujmy, starość nas czeka, A starość zimą człowieka.

Bracia, bracia itd.

Szarada.

Ah, taka łatwiutka szarada,

Że nic się nie zmęczą wam główki,

I ręczę wam, że nie złamiecie

Przy sylab pisaniu stalówki!

Ot

-

pierwsza

-

przyimek tak zwany, Lub rzeka we Włoszech

-

zgadliście!

A druga

-

do listu rzecz ważna, Szczególniej

-

pieniądze gdy w liście.

A wszystko

to imię, to nisze

I dziada i ojca i brata!...

O, dzieci, wszak znają to imię

Ludzie na dwóch półkulach świata.

Trafne rozwiązanie zagadki otrzymali­

śmy tym razem niestety ty lk o jedno, nadesłała je Hela Ziółkowska z Bydgoszczy, ona też otrzyma nagrodę.

Liściki nadesłali:

***

Zygmuś Świetlik z Wudzyna i

**

L ud wiś Gołaszewski z Gniew­

kowa.

Rozwiązanie zagadki

z ostatniego numeru ,,Małego Posłańca44:

Jan- łan- tan han- pan—Zan.

Na przyszły raz starsze dzieci niech opi­

szą, co wiedzą o poecie naszym Ada m ie Mickiewiczu, młodsze dzieci niech opiszą zimę.

Drukiem i nakładem Jana Teski

w

Bydgoszczy. Redaktor odpowiedzialny Jan Szmańda

w

Bydgoszczy.

Cytaty

Powiązane dokumenty

cały dzień samej, jak żałowała swego ospal- stwa, myśląc, że się w strzelnicy cała jej ro­.. dzina tak

Wołodyjowski z Zagłobą przyczaili się pod drzewami - tymczasem gwałtowny tętent bachmatów tatarskich zbliżał się i huczał, jak burza, aż się cały las echem rozległ. Gdy

chów europejskich. słuchał jaknaj- częściej, klasztory hojnie obdarzał, zakładał pobożne fundaeye n. Sława jego gorliwości rozeszła się po całej Europie. Żadnej jednakże

Schowam mu buty i skryję się za pobliskim krzakiem, abym mógł widzieć potem, co będzie robił, gdy nie znajdzie swoich butów!... Na to nie zezwolę żadną miarą, odparł

miasto Reims, w którem koronowali się królo wie, wpadło w ręce nieprzyjaciół. Joanna nieraz słyszała o niedoli swej ojczyzny i gorąco się modliła, aby Bóg wyba­. w ił

— Bogu umarł — odparł biskup, bo się zepsuł i przyłączył się do bandy zbójców,. a teraz na tej oto górze i w tym lesie z oprysz- kami się kryje i hersztem

Zagłoba ze swej strony wyzwał jeszcze Bohuna, że się po Wołodyjowskim z nim bić

— Mości książę - ośmielił się ozwać Za- ćwilichowski - niechże oni szermierzą języ­. kiem, m y mieczem dalej