• Nie Znaleziono Wyników

Kamena : dwutygodnik społeczno-kulturalny, R. 33 nr 5 (338), 15.III.1966

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kamena : dwutygodnik społeczno-kulturalny, R. 33 nr 5 (338), 15.III.1966"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

LUBLIN 15.111.1966 Nr 5 (338) R. XXXIII D W U T Y G O D N I K S P O Ł E C Z N O - K U L T U R A L N Y Wychodzi od 1933 r.

HENRYKA KOS

Kwiatek dla Ewy

A my mamy pocałunek kasztana — roi chyl* w a r g i drapieżne,

kolcami do rąk się łasi — jeż zielony

oswojone zwierzę.

N a m nie zrobi k r z y w d y cierń ukryty,

brązowe żądło Jesieni.

Jesteśmy z nią umówieni w znajomym zakątku alei, gdzie pocisk zawisa nad g ł o w ą 1 łuską bezpieczną mości drogę.

N a sslaku smutku 1 nadziei U i i plęclopalcy przywiera do dłoni pożegnania żagiel.

A na i n i e i n e j pośclólce dwie główki kasztanowych łudzi Jacuśla i Agatki —

Jesiennego pokolenia.

Radom

Od Kopciuszka do Noego

J E R Z Y D O S T A T N I

HENRYK Z1NS Lublin

w Tysiąclecia MIROSŁAW DERECKI

Ko-operacja

„Termos**

EDWARD REDLINSKI

Kartki

z białostockiej Północy

MARIA LUDWIKA MAZUROWA

Rejent i poeta JERZY SZPUNAR

Wielki szczupak BOHDAN

DZIEMIDOK Naukowcy

czy dzienni karze?

N

I E w i e m , czy pani Helena Martini, dyrektorka teatru paryskiego Bouffes - P a r l - siens, była całkiem szczera w s w o j e j ostatniej w y p o - w i e d z i dla prasy. W k a ż - d y m razie kitka dzienników z g o d - nie przekazało w połowie lutego taką j e j w y p o w i e d ź : „ Z k o i d y m rękopisem nowej sztuki Madę tlę do lóźka —- Jeżeli to trakcie czy- tania zatnę, autor nie zobaczy swego dzielą na mojej scenie, j e - icli mimo największego zmęczenia doczytam do końca — autor m a m u r o w a n ą premierę".

A któż z nas nie zna uroczo n a i w n e j opowieści o Kopciuszku?

J u t niedługo przyjdzie m l Ją o p o - w i a d a ć w n u k o m . A jednak...

T e g o dnia, w którym pani M a r - tini udzielała s w e g o w y w i a d u , p r z e - jechałem samochodem ok. 300 k m , przeleciałem samolotem p r a w i e 2 tys. km. G d y jechaliśmy . . W o ł g ą "

na K r e m l , a b y w P a ł a c u Z j a z d ó w zobaczyć balet P r o k o f i e w a „ K o p - ciuszek", oczy skleiły mi się k i l k a - krotnie. A l e g d y tylko pod krytymi p r a w d z i w y m zlotem kopułami s t a - rego K r e m l a wystrzeliła s u p e r n o - woczesna b r y ł a szklano-betonowego P a ł a c u — zmęczenie uciekło b e z śladu.

KSIĄŻKA ma format d u -

• l e g o albumu. N a zielonej

• okładce ani śladu znlsz-

• czcnia. Widać, te przecho- Ją z pietyzmem, chociaż w r a z z ludźmi, których dzieje opowiada, przemie- rzyła szmat Europy. N a karcio t y - t u ł o w e j starannie w y k a l i g r a f o w a n y

napis: „Książka pamiątkowa Po- ciągu Sanitarnego nr I Okręgu Po- morskiego — Bydgoszcz". A pod datą 22.IV.m-17 r. pierwszy w p i s :

„W dwudziestym trzecim miesią- cu Istnienia pociągu, po trzymie- sięcznej przerwie zimowej, n a j l e p - sze życzenia pomyślnych „wiatrów"

i wykonania szczytnych zadań re- patriacji Rodaków z Zachodu oraz wypełnienia • sumiennie obowiąz- ków Polaka-Obywatela" składa

JERZY TURSKI Pełnomocnik Zarz. Ol ł p C K na okręg Pomorski".

W tych latach, gdy upojenie w o l - nością jeszcze trwało, a ruiny i zgliszcza w y z w a l a ł y niezwykłą e n e r - gię, nie b y ł o zbyt trudno o zapał i szczytne wypełnianie zadań. A l e ci młodzi ludzie — kierownik p o - ciągu Józef Włsznlowski. sanitariu- sze Włodzimierz Mróz. Edmund R u t - kowski, E d w a r d Ronkiewicz I inni- z obsługi sanitarnej I technicznej, na których uwiecznienie nie star- czyło już czasu domorosłemu r y - sownikowi z albumu — mieli z a - . dania nietypowe. T k w i l i bowiem w samym centrum nie tylko repatria- cji P o l a k ó w z zachodu, ale i w a k - cji przesiedlania ludności niemiec- kiej z ziem polskich. Pociąg p r z e - woził do Niemiec transporty p r z e - siedlonych Niemców, w drodze powrotnej zabierał do k r a j u P o l a - k ó w — więźniów obozów koncen- tracyjnych, ciężko chorych fizycznie I psychicznie, sieroty, których rodzi- ce zginęli na obcej ziemi, dzieci, któ- re urodziły się lub spędzały nieraz lata w obozach I więzieniach.

Niełatwo było w czasie tych smut- nych podróży przez wyniszczoną w o j n ą Europą zapomnieć o k r z y w -

W dzień można dyskutować, czy ten budynek p a s u j e do szacownych, starych m u r ó w Kremla. W z i m o w y wieczór, gdy termometr w s k a z u j e p r a w i e 30 stopni mrozu, z ulgą przechodzi się u w e j ś c i a przez ciepl- ną kurtynę, a b y zaraz potem jak w i e l o r y b zanurzyć się w ten ocean ś w i a t ł a i przestrzeni, w y ł o ż o n e j d y - w a n a m i I mozaikami, ruchomymi schodami w ę d r o w a ć z jednego foyer do drugiego, nasycając oczy dosko- nałą harmonią b a r w 1 kształtów, bogatą prostotą i funkcjonalnością każdego szczegółu.

A l e b a j k a , ta na scenie 1 rzeczy- wista — b a j k a dla dzieci 1 d o r o s - łych, dla m e l o m a n ó w I g r u b o s k ó r - nych — zaczyna się natychmiast p o podniesieniu kurtyny. I to nie ze w z g l ę d u n a n i e z w y k ł e efekty tech- niczne. na które pozwala ta b a r d z o 'nowoczesna scena. P o d o b a n a m się p r a w d z i w a fontanna na scenie, chmury i błyskawice w ę d r u j ą c e po niebie, aż przytłacza autentycznym b o g a c t w e m wnętrze bojarskiego zamku, w którym umieszczono cześć akcjL A l e od rozpoczynające- g o spektakl p o j a w i e n i a się macochy d o kończącego g o w y b u c h u radości księcła-bojara p o r y w a nas, z a c h w y - ca feeria ruchu — solistów, k i l k u -

.... IOUcońcsieuir na i i ' . 41

dach, jakich doznał naród polski w latach okupacji. N i e ł a t w o było^ s p o - glądać na transportowanych N i e m - c ó w jedynie Jako na ludzi potrze- bujących pomocy. T y m bardziej, że p r a w i e każdy z obsługi pociągu miał jakieś osobiste, tragiczne w s p o m - nienia, s w o j e własne, zapiekłe p o - rachunki. D r Mieczysław Kulesza zgłosił się do pracy w pociągu ze szpitala dla plucno chorych w

jęcie i takt, jakiego doznaliśmy pod- czas podróży na trasie W r o c ł a w — Wlltenberga od całego frez wyjątku pereonelu polskiego pociągu sani- tarnego. Proboszcz Meyer Friedrich, W U t e n b e r g a t f f . V I . M 7 " .

A bezpośrednio /po tym wpisie;

.Podobnie Jak proboszcz Meyer Friedrich i ja mogłem stwierdzić podczas przesiedlenia, że opieka nad chorymi w polskim pociągu sani-

Prawda o przesiedlaniu Niemców z Polski

GlOckstadt nad Elbą, w którym zetknął się bezpośrednio z tragedią b. jeńców obozów koncentracyjnych.

D r Stefan Piotrowski, który na p o - stojach dopełniał odmę gruźlikom, sam był więźniem obozu. K i e r o w - nik pociągu. Józef Wiszniewski, w czasie okupacji u k r y w a ł się na L u - belszczyźnle, gdzie napatrzył sią na

tragedię pacyfikowanych w s i z a - mojskich.

Dziś, kiedy w N R F podnosi się n o w ą antypolską w r z a w ę , gdy p o - litycy bońscy. tamtejsza prasa oraz różne ośrodki propagnndy antypol- skie) — zachęceni słowami listu pol-

skich biskupów ,jo w z a j e m n y m przebaczaniu w i n " — d o m a g a j ą się zadośćuczynienia za rzekome k r z y w - dy wyrządzone ludności niemiec- kiej w czasie akcji przesiedlania, niech przemówią dokumenty sprzed lat 20. W p i s y d o księgi pamiątko- w e j pociągu sanitarnego P C K O k r ę - gu Pomorskiego nr 1, raporty i oświadczenia n i ocznych świadków.

Oto Jeden z w p i s ó w w Języku nie- mieckim:

„Srrdecrne podziękowania zało- dze pociągu sanitarnego PCK nr 1 ta znakomite przeprowadzenie transportu nerwowo chorych. W imieniu wszystkich uczestników — dr dr habit. St. Weiscr".

Oto Inny wpis również w języku niemieckim:

JiaJserdectnlejsse dzięki ta przy-

tarnym w każdym przypadku była wzorowa, za co chciałbym tą dro- gą wyrazić najserdeczniejsze po- dziękowanie. 2ff.Vl.4t" — i nieczy- telny podpis.

Naczelny lekarz obozu przejścio- w e g o Hnsag-Altenberg-ThUrlngen, dr Bernhard, taką wyraził opinię, którą poparli swoimi podpisami S.

łUein i R Pelsert:

Jako goicie polskiego pociągu sanftarnego- nr l dziękujemy za przyjacielskie, gościnne przyjęcie I Jednocześnie życzymy polskim ko-

legom Jak najlepszych rezultatów przy pełnieniu ich przyszłych za- dań".

Niejaka EIse Oold Nedrste w p i - sała m. In. po polsku „delonkuie bardzotir. lekarz naczelny Y R O Okręgu Stuttgart, dr Bernardo S a n - tamarino. zakończył s w o j e serdecz- na uwagi słowami .1 V l o a P o l o - nia/", n Dunka Brigitte Drewsen, wspominając „piękną podróż" z W a r -

szawy do Gdyni w y k a l i g r a f o w a ł a p o polsku „ R A T U J C I E D Z I E C I " . Wśród Innych w p i s ó w w Językach angielskim, francuskim, rosyjskim czy włoskim widnieją m. In. podpi- sy naczelnych lekarzy Komisji K o n - trolnej na Niemcy dr Wheatly.

Okręgu Rannower d r Morphy, obozu przeiściowego w W o ł b b u r g u dr Synketa.

(Dokończenie aa itr. Si

H A L I K A C H A B R O S

Fot. A. Polakowski

(2)

P

O Górnej Wolcie 1 Nigerii armia objęta władze w Ghanie. Przed- tem przewroty wojskowe nastąpi- ły w Kongu (listopad ub. r.). w Dahomeju i w Republice Środko- w e j Afryki (grudzień ub. roku).

Sześć przewrotów w ciągu czterech miesię- cy — nawet Jak na Afryką liczba niepoko- jąca.

Sytuacja na tym kontynencie Jest* szcze- gilnie skomplikowana, nie każdy też zamach wojskowy można oceniać jednakowo. Nigeria np. uwalana była przez Zachód za bastion demokracji, oezywiśde w b urżuazy jny m * po- jęciu. W rzeczywistości szerzyła się w tym kraju anarchia i korupcja. Rządząca partia więcej dbała o własne interesy niż o rozwój gospodarczy Nigerii. Wszelkie przejawy po- stępowej myśli tępiono bezlitośnie. Przewrót wojskowy został entuzjastycznie poparty przez cały naród. Tego entuzjazmu zabrakło jednak w Londynie czy Waszyngtonie...

Inaczej Jest w wypadku Ghany. Prezy- dent Nkrumah należał do grona tych przy- wódców A f r j ki. którzy Mwsio zdecydowanie występowali przeciwko imperializmowi 1 do- kładali wszelkich wysiłków mających na ce- lu dobro swoich narodów. Nkrumah szcze- gólnie troi uczył się o rozbudowę gospodarki narodowej pragnąc uniezależnić Ją od ka- kaowej monokultury. Kakao mn dla Ghany szczególnie ważne znaczenie, gdyż ciągło sta- nowi dwie trzecie eksportu tego kraju. Gdy w ub. roku w wyniku nadprodukcji i róż- nego rodzaju machinacji światowe ceny ka- kao gwałtownie spadły, sytuacja gospodarcza Ghany znacznie się pogorszyła. Elementy prawicowe podniosły głowę, uważając, że nadszedł dogodny moment do rozwinięcia antyrządowej działalności.

Przewrót wojskowy nastąpił w chwili, gdy

•rezydent Nkrumah przebywał z oficjalną wizytą w Pekinie. Zamachowcy najwyraźniej woleli postawić prezydenta i naród wobec faktu dokonanego. Termin przewrotu nls został więc wybrany przypadkowo.

Charakterystyczna jest reakcja burzuazyj- ncj prasy zachodniej. Wyraża ona poparcie dla zamachowców, ale między wierszami bez trudu można zauważyć nuty niepokoju. „New York Times" pisał np.: „Nkrumah mote zo- stał odsunięty od władzy, ale „nkrumanirm"

— to jest jego doktryna socjalizmu I rewo- lucji społecznej, jego obsesja na punkcie neo- kolonializmu, jego ambitne koncepcje zjed-

noczenia Al ryki, — pozostanie prz y tyci u.

/.diitu mota .ostanie urok, w którego kręgu cndidowall się jego rodacy, lecz Jego teorlt hę,/(, nadal oddziaływały na Afrykańczyków daleko poza granicami Ghany, szczególnir na inteligencję, studentów i związkowców.

Jest to silą, której nie mogą ignorować ani isi|d|/ w AJryce ani gdzie indziej".

A brytyjski „Guardian** stwierdził: „_/mlf Nkrumaha bidzie czczone w Afryce i nie bez racji. Nkrumah pozostanie' na zawsze pre- kursorem niepodległości afrykańskiej l gło- wę uciskanej rasy walczącej o godność wła- sną i o szacunek ze strony Świata".

Trudno w tej chwili (piszę ten komentarz 28 lutego) przewidzieć, jak rozwiną się dal- sze wypadki. Na razie, Jak informuje prasa, były szef bezpieczeństwa Ghany 1 zażarty wróg prezydenta Nkrumaha — Amlnbya, który od 1061 r. przebywał w Londynie utrzymując stały kontakt z całą opozycją ghanską, odleciał z Londynu do Akry. gdzie

— jak oświadczył — „natychmiast nawiąie kontakt z Narodową Radą Wyzwolenia".

Charakterystyczne jest jednak, że radio w Akrze ani razu nie wymieniło jeszcze jego nazwiska. Dla nikogo nie będzie niespo- dzianką, jeśli nowe władze rozpoczną teraz bój między sobą o najwyższe stanowiska.

Obok Aminhya wymienia się przebywają- cego na emigracji dr Bussła. Ale — podkreś- la „Aurorę" ..oficerowie, którzy zagarnęli władzę, zamierzają dobrze je j strzec".

Kim są ci oficerowie? „Monde" tak pisze na Ich temat: ,Jt<| oni mało znani w Londy- nie, ponieważ Nkrumah w ostatnich lataćS w znacznym stopniu odnowił korpus oficer- ski. Jednakie obecność tego korpusu no ezr- le nowych władz uwatana fest w Londynie za doić obiecującą wskazówkę. Armia ghaĄ- ska Jest buioUrm bardzo brytyjska pod wzglę- dem koncepcji Oficerowie zostali przeszko- leni w wojskowych szkołach brytyjskich, a Ich dawni wykładowcy moją poważny wpiyio na nich. Przewata pogląd, te w kaZdym bądt razie nowa ekipa składa się z łudzi, ioiród których Wielka Brytania powinno znaleźć rozmówców bardziej otwartych nit Nkrumah..."

Można Jeszcze dodać, że wspomniany w y - żej Aminhya został przeszkolony przez...

amerykańską Centralną Agencję Wywiadow- czą.

Zwrot w prawo — tak można lapidarni"

określić to. co zaszło w Ghanie. Ale czy no- wym przywódcom uda się na dłuższą metę zahamować rozwój wydarzeń?

Egipski „Al Ahram" stwierdził: „Organiza- torzy zamachu obarczają Nkrumaha odpo- wiedzialnością za pogorszenie sytuacji eko- nomicznej Ghany, ale samł szybko przekonają się, te problemy ekonomiczne nie są tal-'"

proste. Jak sądzą. Być mote. będzie to skala o którą rozbija tlę pewnego dnia Ich Władza".

m a - j a w

Propaganda kłamstwa

N

iedawno zachodnlonie- miecka telewizja nadała audycję pt. „Przesied- leńcy 1960". Przez ekran przewinęły się dziesiąt- ki ludzi: młodzi i sta- rzy, zwykli obywatele NRF i dzia- łacze, zajmujący eksponowane sta- nowiska. Autorzy programu posta- nowili wyjaśnić, jaka jest obecna sytuacja ludzi, którzy opuścili kie- dyś tereny leżące na wschód od Odry.

Odpowiedź nie przyniosła żadnej niespodzianki. Przesiedleńcy nie od- różniają się już dzisiaj od innych mieszkańców N R F poziomem żyda.

Nie ma między nimi różnic w za- robkach, warunkach mieszkanio- wych. poziomie wykształcenia. Wie- lu jednak ulega propagandzie przy- wódców organizacji rewizjonistycz- nych i żywi złudzenia na temat szans powrotu do — jak oni to n a - zywają — „starej ojczyzny".

Wrócić chcą najczęściej starzy l u - dzie. którzy pamiętają opuszczone tereny, nie brak jednak wśród nich młodzieży. Chcą wródć, ale na określonych warunkach: „Gdyby to było możliwe bez wojny — to tak"

— brzmi charakterystyczna odpo- wiedź syna b. przesiedleńca z W r o - cławia.

Właśnie — bez wojny. W b r e w te- mu, co usiłują opinii publicznej wmówić przywódcy ziomkostw i przedstawiciele bońskiego rządu, większość przesiedleńców nic wyka- zuje ochoty do walki o utracone ziemie. Zadomowili się oni w no- wych mlejscowośdach, stopili się z miejscową ludnością, stali się taki- mi samymi jak d . którzy nad

Komunikat

B W A

B

I U R O Wystaw Artystycz- nych w Lublinie zaprasza do udziału w I Ogólnopol- skiej Wystawie Plastycznej p t ..Sztuka Okresu Okupacji".

Celem wystawy Jest zaprezen- towanie prac plastyków pol- skich, wykonanych wyłącznie w okresie okupacji hitlerowskiej, tj. w latach 1930—1945.

Na wystawę przyjmowań? bę- dą prace z dziedziny malarstwo, rysunku, rzeźby 1 grafiki.. Ze względu na doniosłość i charak- ter wystawy przewiduje się przy- g n i e nagród i dokonaniu za- kupów. Termin nadsyłania pn.c

— " a adres Biura Wystaw Arty- stycznych w Lublinie, ul. N a - rutowicza 4 — upływa z dniem

1 kwietnia 1060 r.

Otwarde wystawy „Sztuka Okresu Okupacji" nastąpi w ma- ju br.. w Dniu Zwycięstwa nad faszyzmem, w przeddzień 22 rocznicy Odrodzenia .Polski, w ostatnim roku obchodów 1000- leda Państwa Polskiego.

Wystawa będzie czynna w ma- ju 1900 r. Uczestnicy wystawy otrzymają katalogi do 30 czerw- ca br. Biuro Wystaw Artystycz- nych zastrzega sobie możliwość powtórzenia ekspozycji w in- nych województwach.

Informacji dotyczących wysta- w y udziela sekretariat B W A w Lublinie, ul. Narutowicza 4, tcl.

259-47.

Renem mieszkają od urodzenia. Nie- którzy istotnie chdełiby wróci i.

Chcieliby, gdyby zaistniały . odpo- wiednie warunki. A l e zdają sobie sprawę z tego, że to jest niemożli- we. Wiedzą, że cena, jaką przyszło- by zapłacić za powrót, jest nie do przyjęcia.

.jCcną mote być tylko wojna, albo 'stworzenie takiej sytuacji. Ja- kiej praktycznie w naszym stule- ciu stworzyć się nic da" — brzmi odpowiedź jednego z zapytanych. —

„ATie mote już być małych wojen, małych konfliktów. Kaidy, kto cho- ciaż trochę myśli, musi sobie z tego zdawać sprawę. Tymczasem słyszy- my ludzi dmących w trąby i pło- szących, iż możliwe jest przywró- cenie dawnego stanu rzeczy. To Jest wielkie kłamstwo".

W propagandzie tego kłamstwa zainteresowanych jest wielu ludzi.

Widzą oni w nim jedyną szansę utrzymania polityki domagającej się rewizji postanowień poczdamskich

i przywrócenia granic z 1937 roku.

W ostatnich latach przywódcy bońscy musieli w tej sprawie przejść na pozycje zdecydowanie defensywne. Jednolita postawa spo- łeczeństwa polskiego 1 negatywny stosunek międzynarodowej opinii do

odwetowych dągot ostudziły w y - raźnie zapały przesiedleńczych f U h - rerów. N a dodatek w samej N R F odezwały się trzeźwe głosy kryty- kujące nierealistyczną politykę rzą- du bońskiego i domagające się uz- nania istniejących faktów.

Odwetowcy spuścili z tonu. Po- częli wycofywać się z twardych żądań. Dostrzegli, że grozi im izo- lacja także we własnym kraju. N a łamy prasy coraz częściej przedo- stawały się głosy tych, którzy obie- ktywnie oceniają sytuację. Spoio- czeństwo zachodnloniemieckie po- częło dowiadywać się, że żadne pra- wo międzynarodowe nie zna po- jęcia „prawa do stron ojczystych".

Wokół żądań uznania przez N R F granicy na Odrze i Nysie skupiała się coraz większa liczba zachodnlo- niemieckich intelektualistów. Ich droga prowadziła od znanego o - świadczcnia grupy profesorów z T y - bingi, poprzez pełne pasji nawo- ływania Gollo Manna, Klausa Bis- marcka i. Neven du Monta, aż do znanego memorandum działaczy za- chodnioniemieckiego kościoła ewan- gelickiego. Nie ma najmniejszych szans na zmianę obecnej polsko-nie- mieckiej granicy, Polacy nigdy na ten temat nie będą z nikim rozma- wiać — taki był ton tych wystą- pień.

„Orędzie" opolskich biskupów do biskupów niemieckich radykalnie

zmieniło sytuację. Odżyły stare ra- chuby na możliwość zmiany obec- nych granic bez ryzyka nowej w o j - ny.

Do dzieła zabrali się starzy spe- ce. „Spiegel" przyniósł wywiad z nowym ministrem do spraw prze- siedleńców — Gradiem, „Dlo Wolt"

— * przywódcą Śt>D Erlerem. W Akademii Ewangelickiej w Bad Boli wystąpił osławiony Jaksch.

Nicią przewodnią ich wystąpień było przeświadczenie, że istnieje możliwość odzyskania utraconych terenów i w związku z tym trzeba nastawić slą na „rozmowę" z Pola- kami. Oezywiśde nie obejdzie się bez ofiar ze strony NRF. Ofiary te Jednak muszą być atrakcyjne dla

Polaków. Gradl wspomina o rezygna- cji z „pewnego zbrojenia", Erlcr o jakichś gwarancjach. A l o i jeden i drugi główny nacisk kładzie na ofiary materialne. Gradl napomy- ka o markach i kompletnych urzą- dzeniach fabrycznych, Erlcr w y - mienia konkretne propozycje m a - terialne. a Jaksch bez ogródek stwierdza: „Niemieckie terytoria wschodnie można by odzyskać przu pomocy odpowiednich świadczeń materialnych. Plan Marshala dla Europy wschodniej powinien ułat- wić Polakom rezygnację z ich no- wych terenów".

Wymowa tych enucjacji jest j e d - noznaczna. Pod adresem Polski w y - sunięta została zwykła, handlarska oferta sprzedaży Ziem Zachodnich za parę. milionów marek lub po- moc gospodarczą zachodnich Nie- miec. Nie wiadomo, co bardziej po- dziwiać w tych wystąpieniach: bez- czelność czy naiwność.

Kiedyś zacbodnionlemleccy rewi- zjoniści odgrażali się pod naszym adrosem licząc na nową wojnę, myśleli, że wrócą na Wschód wraz z wielką wyprawą krzyżową prze- ciwko obozowi socjalistycznemu.

Dziś proponują zwykły przetarg.

Łudzą się, że ktokolwiek w Polsce zgodziłby się handlować ziemią, w którą wsiąkła krew najlepszych sy- nów Polski, ziemią życia i pracy 9 milionów Polaków.

Wielkie kłamstwo ma na celu udowodnienie, że możliwy Jest po- wrót na Wschód za zgodą Polaków.

Oczywiście, chodzi o przesiedleńczą klientelę. N a użytek wewnętrzny popularyzuje się inne hasła. W je- dnostkach wojskowych Bundesweh- ry rozpowszechniana jest pieśń, któ- ra nie bierze pod uwagę niuansów politycznych. Tu się śpiewa to. co się czuje. I do czego czyni się przy- gotowania.

.Jtiemals Dcutscher, Vergiss, was bllnder Hass dir peraubt hat.

Harre dle Stunde Der SUhne blutcnde Crcnze Selimach.

Danzig

Graudenz. Kiilm Thorn, Dierschau Prcuss Stargard Posen

Bromberg, Gnesen, Kol mar, RauHtsch, Hohensalza, Usta".

(Nigdy Niemcze, Nie zapomnij, co ślepa Zrabowała ci nienawiść.

Czekaj >-o nutUint, Zemsty za hańbę Krwawej granicy.

Gdańsk,

Grudziądz, Chełmno, Toruń, Tczew, Stargard Gdański, Poznań,

Bydgoszcz, Gniezno, Chodzież, Rawicz Inowrocław, Leszno

Wielkopolskie".

Tak więc hasło brzmi: Danzlng, Bromberg. Kulm. A Inna piosenka Bundeswehry podaje odzew:

„Ja, wir war'u dle Herran der Węlt Und wollan's, beim Teu/el, noch sein/"

(„Tak byliśmy panami świata, t, do diabła, chcemy być nimi

znowu!")

J. B.

P

R Z E K O N A N I E , że praw- dziwa Polska znajduje się poza stolicą utwierdziło się już na dobre, przynaj- , mniej w świadomośd pu- blicystów, nie od dziś czy- tamy bowiem artykuły głoszące żanik prowincji, wybijające dla niej uroczyste podzwonne. Środki maso- wej komunikacji i upowszechnienia kultury robią swoje 1 menu kultu- ralnego człowieka niewiele różni się w stolicy 1 w powiatowym mie- ście. Wiele podstawowych dla gos- podarki inwestycji dokonuje się na nowych terenach (Płock, Turoszów, Puławy) i nawet zwykłe reportaż?, nie mówiąc o pogłębionych bada- niach socjologicznych wskazują Jak bardzo wpływa to na ożywienie ca- łego regionu.

. Nic wszędzie da się lokalizować wielkie zakłady. Ale ożywić gospo- darczo i kulturalnie można każdy Ośrodek, zależy to tylko od mądrej inicjatywy. „ T Y G O D N I K D E M O - K R A T Y C Z N Y . " prowadzi ostatnio cykl publicystyczny „Na szlaku m a - łych miast". W artykule „Inna pro- wincja". Tadeusz Sobociński pisze, jakie warunki powinny być speł- nione:* „Wykorzystanie miejscowych surowców i rezerw siły roboczej może z miasteczek tych uczynić sto- lice otaczających je mikroregionów, filicjscowości te powinny tet speł- niać rolę usługowego zaplecza dla okolicznych wsi, co stanowi giów- iią szansę ich rozwoju. Bo to w nich, małych miastach, muszą być lokowane wszelkiego typu usługi (...) a także różne inne ośrodki go- spodarcze, pełniące swą rolę w sto- sunku do okolicznych wiosek i osad".

Moźliwośd aktywizacji są bardzo wielkie, różne i niespodziewane. O jednej z nich mówi w „ M A G A Z Y - N I E N I E D Z I E L N Y M " (dodatek do i,Słowa Ludu"), R. Makowski w ar- tykule pt. „Szansa dla Sandomie- rza". Oto po artykule na temat perspektywy Sandomierza przyszło do redakcji sporo listów wśród nich od Ireny i Tadeusza Byrskich, zna- nych reżyserów. Nawiązując do przeszłości Sandomierza i jego przy- szłości pisali:

„Niechże Huta Szklą stanie się patronem i symbolem nowego ty- cia. Oby obok ożywionego zamku mógł stanąć najnowocześniejszy bu- dynek z nieznanych jeszcze mate- riałów, w którym prezentowałyby tlę nowe formy, kształty widowi- skowe. Wiemy, że nic tylko my dioojo, ale więcej dobrych zawo- dowców myśli o nowych pionier- skich terenach, które odS wieża ją psychikę twórcy." Chodzi Byrskim o stworzenie eksperymentalnego

teatru, ale „przemawiającego do serca jak najszerszej rzeszy zwyk-

W

D N I A C H 27 i 2ą lutego od- była się w Lublinie sesja po- pularnonaukowa, poświęcona walkom partyzanckim na Lubel- szczyżnle w czerwcu 1 w lipcu 1944 roku. Organizatorami sesji byli: Z a - rząd Okręgu Związku Bojowników o Wolność I Demokrację w Lubli- nie, Lubelskio Towarzystwo Histo- ryczne oraz Muzeum Lubelskie.

Wiceminister, obrony narodowej, gen. dyw. Grzegorz Korczyński, w y - głosił referat „Niektóro aspekty rozwoju dslałań Armii Ludowej w przededniu wyzwolenia", ppłk W a l - demar Tuszyński mówił . O 'sytua- cji operacyjnej partyzantki lubel- skiej po wiosennych przeciwmlcrze- nlach okupanta", mgr Jan Nowak

P R A S Y

łych ludzi. Jak to motna osiągnąć?

Stopniowo, przez przyzwyczajanie widzów do wchłaniania tego, co jest najlepsze. Przez podawanie im treści trudnych sztuk w sposób in- teresujący i przystępny. Chcą stwo- rzyć własny, sandomierski teatr —•

novum na naszym terenie". Wła- dze miejscowe i Huta Szkła chcą udzielić jak najdalej Idącej pomo- cy finansowej. Ochotników na przy- jazd do Sandomierza znalazło się wielu. Warto więc wszystko uczy- nić, aby ciekawy pomysł stał się rzeczywistością. Nie zaszkodziło- by, gdyby Sandomierz spełniał rolę polskiego Dubrownika. Ma po temu wielo danych.

W innym Jeszcze świetle stawia życie kulturalne Polski powiato- w e j H. Bereza w zamieszczonej w

„ T Y G O D N I K U K U L T U R A L N Y M "

wypowiedzi „Dzięki ZMW poznałem Polskę". Nazwał on Z M W najlep- szym instytucjonalnym mecenasem literatury, z Jakim się zetknął. B e - reza pisze o swoich doświadcze- niach ze spotkań i odczytów wygła- szanych na przestrzeni kliku lat w terenie. Spotkania te, czasem de- waluowane, przynoszą wiele pożyt- ku nie tylko odbiorcom, ale także autorom. Często pisarz odkrywa normalny świat. Oto jedna z przy- gód Berczy: „Nauczyciel, zdaje się agronom z powiatu gorlickiego, za- dawał mi takie pytania, dotyczące twórczości Faulknera, że nie potra- fiłem na nie odpowiadać, a przeciei znam nie najgorzej wszystko, co te- go pisarza dotyczy".

I jeszcze Jeden przykład: „Spot- kanie w Technikum Pszczelarskim w Pszczelej Woli to cale niezapom- niane przeżycie. Tak pięknej szkoły nie tylko nie widziałem w tyci u, ale nawet nie mógłbym sobie wy- obrazić. te taka szkoła mote w ogó- le Istnieć. Ta szkoła to zrealizowane marzenie o szkole. Przez kilka dni nie mogłem o czymkolwiek innym myśleć i mów'ć. Nie znam prawie uczucia zazdrości, ale w Pszczele) Woli zazdrościłem trochę uczniom i naumidclom. Piękno teł szVołu jest właściwie w naszuch warunkach niesprawiedliwością, nie mam iednak za złe teł niesprawiedliwości".

Warto odnotować leszcze wywiad ze Stanisławem Mikulskim, który zamieszcza „STOLICA".

T . K .

przedstawił referat ..Udział BCh w ostatniej fasie walk na Lubelszczyz- nle". dr Zygmunt Mańkowski I mer Ireneusz Caban — „Działania zbroj- ne A K w lipcu 1944 r. na I.ubel- szczyżnlo" 1 red. Leszek Siemion

— „Bilans wysiłku zbrojnego Ru- chu Oporu na Lubelszczyśnle w lipcu 1944 r.".

W sesji wzięło udział ok. 200 b.

partyzantów z wszystkich więk- szych oddziałów. W ożywionej dys- kusji . dorzucono wiele faktów do znanych już akcji. Dr Góra z Za- kładu Historii Partii uzupełnił re- feraty syntetyczną Informacją ° partyzantce radzlockiej.

Do tematów poruszonych na sesji powrócimy w „Kamenie".

Sesja o partyzantce lubelskiej

Cytaty

Powiązane dokumenty

Marek Adam Jawor- ski (redaktor naczelny), Zyg- munt Mańkowski, Zygmunt Mi- kulski. Plao Obrońców Stalin-

Informacji w sprawie prenu- meraty udzielają placAwkl pocz- towo I Ruch. Redakcja nie zwra- ca materiałów nie zamówionych I zastrzega

Informacji w sprawie prenu- meraty udzielają placówki pocz- towe I Ruch. Aleje Racławickie L Druk: Lubelskie Zakłady Gra-

Re- daguje Kolegium: Konrad Biel- ski, Jerzy Dostatni (sekretarz redakcji), Marek Adam Jawor- ski (redaktor naczelny), Zyg- munt Mańkowski, Zygmunt Mi- kulski.

W serii materiałów, związanych z 25-Ieciem powstania Polskiej Partii Robotniczej, za- mieszczamy dzisiaj rozmowę z Kazimierzem Sidorem, twórcą Bojowej Organizacji Ludo- wej

Fot. Marek Barglałowskl, zajął się tea- trem zawodowo. Jest Juz na trzecim ro- ku warszawskiej PWST. Przygotował na zjazd referat na tomat współczesnego kształtu

J ESTEŚMY w gabinecie członka Lubelskiego Oddziału Związku Literałów Polskich doc?. dr Janiny Pliszczyńskiej, kierownika katedry filologii klasyczne]

Istnieje w każdym człowieku Jakiś sza- cunek dla śmierci. Jeśli nawet śmierć na- stąpiła w paroksyzmach bólu, to już po śmierci układamy umarłego w postawie pełnej powagi