• Nie Znaleziono Wyników

Kilka uwag o "Krzyżakach" Sienkiewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kilka uwag o "Krzyżakach" Sienkiewicza"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Zygmunt Szweykowski

Kilka uwag o "Krzyżakach"

Sienkiewicza

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 48/4, 299-314

(2)

ZYG M UNT SZW EYKOW SKI

K ILK A UWAG O „KRZYŻA KA CH“ SIENK IEW ICZA Fenom en, którego imię: H enryk Sienkiew icz jest chyba n a j­ dziw niejszym fenom enem , jakiego w ydała lite ra tu ra polska drugiej poł. X IX w ieku. P isarz to n a pozór ta k prosty, tak jasny, tak klarow ny, że — zdaw ałoby się — opracow anie jego twórczości bę­ dzie jed n y m z n ajłatw iejszy ch zadań historyka lite ra tu ry , a w isto­ cie je s t on ta k tru d n y do ujęcia, ta k pełen zaskakujących niespodzia­ nek, że do dziś dnia nie tylko nie doczekał się naukow ej m onografii, lecz w ogóle — m im o bogatych m ateriałów dowodow ych u jaw nio­ nych ostatnio — histo ria lite ra tu ry wie bardzo m ało zarów no o jego sztuce pisarskiej, jak i o jego indyw idualności. P isarz ten — dalej idąc — m iał (co nb. pow szechnie wiadomo) chw alców n ie zn ają­ cych granic w kulcie dla niego i apoteozie, a jednocześnie m iał su­ row ych, zresztą pow ażnych krytyków , którzy na nice obracali jego twórczość i n a w e t uw ażali go za narodow ego szkodnika oraz zakałę naszej litera tu ry . Głosy kryty czn e odzyw ały się nie tylk o w Polsce: Sienkiewicz, k tó ry znalazł w ielu gloryfikatorów także za granicą, doczekał się i tego, że jed en z k ry tyk ów francuskich, Leon D audet, próbując zorganizow ać an k ietę książek o niezasłużonym powodzeniu, jak o p rzy k ład najbardziej go uderzający wziął Quo vadis i zjadliw ie w yśm iał tę powieść h A ponad tą w alką krytyków , czy w łaściw ie poza nią, zdobył Sienkiew icz m iliony rzesz czytelniczych, idące przez k ilk a pokoleń, rzesz rek ru tu ją c y ch się z różnych w arstw , środo­ w isk i narodów .

Nie, to pisarz n iełatw y do rozgryzienia! Jego twórczość tak peł­ n a je st — ja k zaznaczyłem — kon trow ersji i nieoczekiw anych zmian, że historykow i lite ra tu ry tru d n o je opanować, skupić w jed n ą ca­ łość zarów no jego pionierskie, znakom ite posunięcia, jak i m ie­ lizn y zalegające w jego dorobku, tru d n o zdobyć się na w łaściwą

1 Zob. M. N., Polonica u obcych. P r z e g l ą d W a r s z a w s k i , IV, 1924, nr 33.

(3)

300 Z Y G M U N T S Z W E Y K O W S K I

syntezę. Do dziś dnia niew iadom e je st n aw et dokładnie m iejsce Sien­ kiew icza w pozytyw izm ie polskim i stosunek p isarza do czasów, w k tó ry ch żył. K oledzy po piórze nazy w ali go p e s y m is tą 2. I nie bez pew nej racji. Twórczość pisarza o tem aty ce współczesnej, od pierw szej pow ieści N a m arne aż do B ez dogm atu (same ty tu ły są wysoce charakterystyczne!), to z m ałym i w y ją tk a m i w łaściw ie p ra ­ wie bezu stan n y ciąg „szkiców w ęglem “, m alow ania współczesności w barw ie czarnej, p o n u rej, p rzy u d erzający m b rak u zaufania do n a j­ bardziej — zdaw ałoby się — pew nych, niezaw odnych atu tó w pozy­ tyw istycznego p ro g ram u . A le znów ten sam autor, gdy podjął te ­ m aty historyczne, u d erzy ł w ton optym izm u, zaczął pisać w im ię hasła: k u pokrzep ieniu serc in n y ch i serca własnego, głosząc głębo­ k ą w iarę w przeszłość.

Ju ż ten ton w ia ry zdziw ił pew ną g ru pę pozytyw istów , którzy chcieli nie apoteozy, lecz k ry ty k i przeszłych pokoleń, by bez reszty odpowiedzieć n a p y ta n ie postaw ione jeszcze niegdyś przez K rasiń ­ skiego:

Za co życie w życia chw ili Z taką pychą roztrwonili?

P rzy ty m w ia ra w w iek X V II — ja k to się stało w Trylog ii? To dla pozytyw istów było w ręcz gorszące, było grzechem nie do przebaczenia. Sienkiew icz zresztą sam doskonale zdaw ał sobie sp ra ­ wę, że to ju ż okres zaczynającego się rozkładu Rzeczypospolitej, an arch ii szlacheckiej i nadużyć społecznych czy narodow ościowych, ale w w. X V II dostrzegał jednocześnie analogię m iędzy przeszło­ ścią n aro d u i teraźniejszością: „potop“ albo m ożliwość „potopu“ , przezw yciężone naów czas m ęstw em polskiego ry cerstw a. Sienkie­ wicz chciał obudzić przekonanie, że i d ra m a t współczesności — niew ola, m usi zakończyć się zw ycięstw em s.

Oto fra g m e n t to astu Z agłoby z ostatniego rozdziału Potopu:

Mości panowie! na cześć onych przyszłych pokoleń! Niechże im Bóg błogosławi i pozwoli ustrzec tej spuścizny, którą im odrestaurowaną na­ szym trudem, naszym potem i naszą krw ią zostawujem. Niech, gdy ciężkie czasy nadejdą, wspom ną na nas i nie desperują nigdy, bacząc 2 Zob. np. Echa w a rsza w sk ie ( P r z e g l ą d T y g o d n i o w y , 1877, nr 4) lub P r u s a K ron ikę tygodn iow ą ( K u r i e r W a r s z a w s k i , 1880, nr 41).

3 Oczyw iście nie b ył to konkretny program działania (bo Sienkiew icz chyba nie zdawał sobie dokładnie sprawy, jak w spółczesne mu społeczeństwo ma w yw alczyć wolność), lecz próba obudzenia w iary i ukształtowania odpo­ wiedniej postaw y w obec rzeczywistości.

(4)

U W A G I O „ K R Z Y Ż A K A C H “ S IE N K IE W IC Z A

301

na to, że nie masz takowych terminów, z których by się viribu s unitis przy boskich auxiliach podnieść nie można [D 16, 232]4.

W ezw anie to zrozum iał ogół społeczeństwa będącego w niewoli, ogół, k tó ry nie tam ow ał k ry ty k i przeszłości, ale insty nk to w n ie czuł, że tylko w iara w w artościow e tra d y c je narodow e stanow ić może najsilniejszą podstaw ę, głów ny fundam ent, w prost opokę, na której może oprzeć się w alka o nowe życie, n aw et o now e życie społecz^ ne, a przede w szystkim w alka z zaborcam i o wyzw olenie. K olosalny sukces czytelniczy Trylogii stanow ił dowód poparcia Sienkiew icza przez ogół.

Z astrzeżenia pozytyw istów nic nie pomogły, choć zaatakow ali oni rów nież i stro n ę arty sty czną T rylogii — b ra k sty lu realistycz­ nego. A le i z tego zdaw ał sobie Sienkiew icz spraw ę, bo celowo — w m oim przekonaniu — przekom ponow ał rzeczywistość historycz­ ną w sty lu baśni i legendy, sięgając zdum iew ającą in tu icją do wiecznie ożywczych, wiecznie płodnych źródeł poezji ludow ej, źró­ deł niezaw odnych, jeśli chodzi o sukces oddziaływ ania, i najbardziej powszechnych.

Jeszcze bodaj w iększą niespodzianką niż Trylogia by li K rzy ża ­

cy — i to zarów no dla pozytyw istów , jak i dla w yznaw ców mo­

dernizm u w Polsce. Oczywiście nie ze w zględu — ty m razem — na tem at, którego aktualności nie trzeba dowodzić. N u rt analogii ze współczesnością n arzucał się w szystkim sam orzutnie wobec po­ lity k i Niemiec w stosunku do zaboru pruskiego, a pośrednio do polskości w ogóle; także i analogia z postępow aniem Krzyżaków , k tó ­ ry ch P ru sy m ieniły się dziedzicami, dostrzegana była powszechnie. G ru nw ald p rzew ijał się ciągle w publicystyce ostatniej ćw ierci ubiegłego stulecia i pierw szego dziesięciolecia w. XX, jeśli n ato­ m iast chodzi o sztukę, to plastyka, m alarstw o i rzeźba — jakb y w k lam ry ram ow e u jęły tem at od G runw aldu M atejki (1877) do pom nika ufundow anego w K rakow ie przez Paderew skiego (1910). Nie to więc było rzeczą uderzającą, że i Sienkiew icz p od jął tem at K rzyżaków , lecz sposób, w jak i go u ją ł i naśw ietlił.

P rzed e w szystkim pisarz znów całą uw agę skupi n a apoteozie oręża polskiego; zw ycięstw o pod G runw aldem nap aw a Sienkiew icza dum ą, czcią i upojeniem :

4 W ten sposób oznaczamy cytaty z wyd.: H. S i e n k i e w i c z , Dzieła. Wydanie zbiorowe pod redakcją Juliana K r z y ż a n o w s k i e g o . T. 1—60. Warszawa 1948—1955. Pierw sza liczba określa tom, druga — stronę.

(5)

302 Z Y G M U N T S Z W E Y K O W SK I

„Więc tobie, w ielka, św ięta przeszłości, i tobie, k rw i ofiarna, niech będzie chw ała i cześć po w szystkie czasy!“ (D 26, 246) — oto syn teza powieści, sy nteza w sw ej koturnow ości n iew ątpliw ie n aw et n ad m iern a w sto sun ku do ty ch sugestii, k tó re daje cały utw ór.

Co do znaczenia G ru n w ald u w dziejach naszych, i roli, ja k ą ta bitw a w n astęp stw ie odegrała, b y ły naówczas — zarów no przed, ja k i po n apisaniu K rzy ża k ó w — pow ażne zastrzeżenia. Podam y dwa z nich. W roku 1909 ta k w tej spraw ie pisał Bolesław Prus:

N ie n ależę do naj ostatniej szych patriotów, lecz — Bóg mi św iad­ kiem — że tej uroczystości [święcenia rocznicy bitwy pod Grunwaldem, której p ięćsetleeie przypadało w r. 1910], tej uciechy n ie jestem w stanie zrozumieć. Bo tylko przypatrzmy się, jak sprawa wygląda. Pięćset lat temu połączeni w ojow nicy polscy, litew scy i ruscy zmiażdżyli armię bandytów m ianujących się „rycerzami M arii“ i zapew nili bezpieczeń­ stw o wschodniej Europie na czas dłuższy. Dobrze w ów czas zrobili sprzy­ mierzeni, cześć ich pamięci! Cóż jednak dziś widzimy? Na miejscu za­ konu Krzyżaków w yrosły Prusy, których biurokracja n ie tylko przyswoiła sobie głów ne ideały krzyżackie, ale jeszcze odegrywa pierwszorzędną rolę w Europie i dusi wolność, zatruwa cyw ilizację, gdzie może. Zwycięzcy przed pięciom aset laty, Polacy, są dziś w pewnej części niewolnikami sw oich niegdyś hołdowników, a sprzymierzeni z nim i Litwini i Rusini nienawidzą nas z całej duszy [...].

I taki przebieg w ypadków ma nas cieszyć?... Należałoby raczej odziać się w wory, posypać głow ę popiołem i wołać: Panie, Panie... za coś nas opuścił?... A Pan zapew ne odpowiedziałby: Ja wiem, za c o 5.

W spraw ie G ru n w ald u zab rał głos i sta ry K raszew ski. P isarz ten, czuły ja k sejsm ograf n a n u rtu ją c e w społeczeństw ie sugestie, już w r. 1881, a w ięc niem al na dw adzieścia lat p rzed Sienkiew i­ czem napisał powieść, także pod ty tu łe m K rzy ża cy , w któ rej znów sceptycznie odniósł się do bezpośrednich rezu ltató w zw ycięstw a pod G runw aldem . U tw o ru swego nie kończy jak Sienkiew icz opisem bitw y, lecz daje go w połow ie powieści, aby w ykazać, że z pow o­ du w adliw ych cech psychiki polskiej (braku w ytrw ałości, d eterm i­ nacji i rozum u politycznego) korzyści ze zw ycięstw a w ym ykają się z rąk Jagielle. K rzyżacy ry ch ło odzyskują pew ność siebie, opano­ w u ją na p o w ró t u traco n e zamki, panoszą się od now a, tak że czytel­ n ik z tej w łaściw ie sm utn ej pow ieści odnosi w rażenie, jakoby G ru n ­ w ald spraw y w niczym nie rozstrzygnął, a zło krzyżackie nie zostało zlikw idow ane.

5 B. P r u s , N asze obecne położenie. W rubryce: K ronika tygodniow a. T y g o d n i k I l u s t r o w a n y , 1909, nr 47.

(6)

U W A G I O „ K R Z Y Ż A K A C H “' S IE N K IE W IC Z A 303

Sienkiew icz tych zastrzeżeń nie podziela zupełnie: G runw ald stanow i dla p isarza pełną gw arancję w artości czasów Jagiełły, nie budzącą żadnych zastrzeżeń: jest sam dla siebie, sam przez się czynem w ielkim , w k tó ry m bez reszty, w spaniale zatryum fow ała siła ram ienia polskiego, siła rycerskiego czynu, k tó ry zadecydował naówczas o naszym istn ien iu i m ożliwościach rozw ojow ych.

Zauw ażm y p rzy tym , że pisarz — co szczególnie będzie u d erza­ jące — pom ija cały szereg niezm iernie w ażnych atu tó w ideow ych (uznaw anych i podkreślanych n aw et przez pozytyw istów ), który m i mógł poza G runw aldem , czy obok niego, przeprow adzić aprobatę ówczesnych czasów. A więc n ajp ierw — podkreślana nieraz idea b rate rstw a ludów, k tó ra tak zachw ycała Prusa:

N ie bitw y [...] i nie zwycięstwa stanowią chw ałę epoki jagiellońskiej, lecz coś zupełnie innego, coś wprost przeciwnego bitwom, mianowicie: w olne i dobrowolne związki narodów. Litwa poślubiła Polskę nie na mocy jakiegoś podboju, lecz w imię „miłości braterskiej“ i „dla dobra obu narodów“. Nie narzucano narodowości [...]. N ie narzucano rządów [...]. N ie zaszczepiano gw ałtem języka [...]. Wyznawcom Cerkwi wschodniej n ie tylko nadano w szelkie prawa, lecz wyraźnie zastrzeżono, iż nie wolno nikogo zmuszać do katolicyzmu ani przerabiać cerkwi na łacińskie ko­ ścioły. Co więcej: na soborze konstancjeńskim P aw eł z Brudzewa, rek­ tor uniwersytetu krakowskiego, ze wspaniałą odwagą oświadczył, że na­ w et poganie są naszym i bliźnimi i n ie wolno nawracać ich siłą ani za­ grabiać im ziemi.

Możnaż się dziwić, że pod opiekę takiego państwa i takiej dynastii garnęli się nawet niem ieccy poddani Krzyżaków, ba! Czechy, Węgry, a później Inflanty, Kurlandia, Wołochy?...

[...] Z dumą m ielibyśm y prawo zawołać: „słuchajcie, ludy!“... ale ze sm utkiem m usimy dodać, że głosy te nieprędko zostaną zrozum iane6.

O spraw ach ty ch — poza ogólnikow ym i w zm iankam i — nie m a właściw ie m ow y w powieści Sienkiewicza. Nie zajm ują go także w ybitni m ężowie stanu, ówcześni politycy, statyści, nie in te resu je zbliżający się św it odrodzenia, a więc nie in te resu ją Sienkiew icza s z c z y ty 7, lecz m asa, ówczesne rycerstw o, nie um iejące ani czytać, ani pisać, rycerstw o, k tórego głów ną legitym acją jest siła ram ienia.

6 B. P r u s , W czoraj — dziś — jutro. T a m ż e , 1910, nr 1.

7 Recenzując K rzyża k ó w K r a s z e w s k i e g o Henryk S i e n k i e w i c z ( G a z e t a P o l s k a , 1891, nr 246) postaw ił swem u poprzednikowi zarzut, że w jego powieści w ielkie wypadki dziejowe zagłuszają działalność postaci fikcyjnych: „Nie historia jest tłem, na którym autor m aluje ich [bohaterów powieściow ych] losy, ale oni to w łaśnie są tylko jakby dorzuceni — w duchu konieczności powieściowej — do wypadków niezmiernie od nich ogrom niej- szych- Jest to jedyna uwaga krytyczna, jaką można uczynić [...]“.

(7)

304 Z Y G M U N T S Z W E Y K O W S K I

K rzy ża c y są pow ieścią o tężyźnie fizycznej naszych przodków .

D em o nstru je się ona z siłą żyw iołu, try sk a, pieni się, rozlew a potężną falą, sta ją c się głów nym k ry te riu m w artości w ty m środow isku, podstaw ą chluby, sław y, rozgłosu, uw ielbienia, szacunku. „W owych czasach żelazną rę k ę ceniono n a d w szystkie in n e p rzy m io ty “ — pow iada w y raźn ie Sienkiew icz i sam w obcow aniu z ty m zjaw i­ skiem z n a jd u je p ełn ię w yżycia estetycznego, jak ąś bezpośrednią r a ­ dość, zadow olenie, poczucie w arto ści i w iarę. Sienkiew icz wie, że ów cześni s tra te g ic y polscy, polscy wodzowie, do w alnej rozpraw y z K rzyżakam i p rzygotow yw ali się z w ielką przezornością, sta ra n ie m i rozum em , wie, że pracow ały tu tęgie głowy. A le zjaw iska te m niej go zajm ow ały, w ięc w spom ina o nieb tylko p o k ró tc e 8.

N ato m iast słow a M aćka z Bogdańca:

Tak też i m yślę, m iłościw a pani, że przyjdzie-li do w ielkiej wojny, to chociażby w szystkie Niem cy pomagały Krzyżakom, zbijem ich na pował, bo w iększy jest nasz naród i Pan Jezus większą moc spuścił nam w kości [D 23, 47—48].

— są ja k b y re fre n e m p rzew ijający m się przez cały utw ór. Z K r z y ­

żaków jeszcze silniej niż z T rylo gii bije prześw iadczenie S ienkie­

wicza, że w życiu n a ro d u zdolność do w alki orężnej i gotowość do niej, 8 'ly zajdzie potrzeba, je s t n ajb ardziej podstaw ow ą, biologiczną siłą, bez k tó rej w szystko inne, chociażby najw znioślejsze, zaw ala się, m arn u je, p ry sk a, i pozostaje tylko klęska. J e s t to więc w osta­ tecznych, najw ięk szy ch trudno ściach głów ne źródło obrony, decydu­ jące o życiu. P odkreślam : obrony, gdyż Sienkiew icz nigdy nie

poka-8 N aw et — rzecz znamienna — rozmowa o polityce krzyżackiej prowa­ dzona pom iędzy nie b yle kim, bo Zyndramem z Maszkowic i Powałą z Ta- czewa a W ielkim M istrzem Konradem von Jungingen, kończy się dem onstra­ cją polskiej siły fizycznej i ten mom ent wybija się na plan pierwszy. Wielki Mistrz mówi: „— W idziałeś, Wasza cześć, na Przedzamczu płatnerskie m aj- stem ie. Kują tam m łoty noc i dzień, i takich pancerzy, rów nie jak mieczów, na św iecie n ie masz.

„Lecz na to znów Powała z Taczewa w yciągnął rękę ku środkowi stołu, wziął długi na łokieć i szeroki w ięcej niż na pół piędzi tasak służący do rą­ bania m ięsa, zw inął go lekko w trąbkę jak pergamin, podniósł w górę, tak aby w szyscy mogli go widzieć, a potem podał Mistrzowi.

— Jeśli takie i w mieczach żelazo — rzekł — to n iew iela nimi dokażecie. „I uśmiechnął się, rad z siebie, a duchowni i św ieccy aż popodnosili się ze sw ych m iejsc i hurmem zbiegli się do W ielkiego Mistrza, po czym jeden drugiemu podawał zw in ięty w trąbkę tasak, ale m ilczeli wszyscy, mając na widok takiej mocy struchlałe w piersiach serca“ (D 26, 114).

(8)

U W A G I O „ K R Z Y Ż A K A C H “ S IE N K IE W IC Z A 305

zyw al agresji, p rzedstaw iając zawsze te m om enty historii, gdy b y t Rzeczypospolitej był zagrożony.

M amy tu do czynienia ze zjaw iskiem jed yn ym w swoim rodzaju. W twórczości Sienkiew icza widzim y jakiś zupełnie w yjątkow y, pierw otny, pow iedziałbym , in sty n k t sam oobrony, pierw otn y in sty n k t życia i zdrow ia zbiorowego, k tó ry ty m silniej w ydobyw ał się na jaw w jego dziełach, im bardziej otoczenie m u zaprzeczało. W całej lite ­ ra tu rz e europejskiej X IX w. nie znajdziem y nic podobnego i chyba do H om era trzeb a by sięgnąć, aby znaleźć analogię w sztuce.

J a k zaznaczyłem , n u r t ten w dziejach twórczości Sienkiew icza potęg u je się w yraźnie, gdj7ż powieściopisarz czuje, że coraz bardziej zdecydow anie m usi go bronić. Gdy pisał Trylogię, apoteozę czynu rycerskiego przeciw staw ił sugestiom ty ch pozytyw istów , k tó rzy od niej odżegnyw ali się jak n ajsilniej; tw ierdzono z całą stanow czo­ ścią, że postaw a rycerska wobec życia stanow i tylko cechę czasów feudalnych, któ ry ch ślad pow inien zniknąć doszczętnie i raz na zawsze ze społeczeństw a. Teraz dołączyło się jeszcze coś innego: oto ten d en cje m odernistyczne, głoszące erę dekadentyzm u, a razem z nim psychopatologię, neurastenię, gorączkowe ekstazy, zbocze­ nia; tylko to co zdrow e uznane było za w ulgarne, płaskie, niepoe- tyczne. Sienkiew icz p erw ersy jn ej, schyłkow ej, m glistej, nagiej duszy m odernistycznej przeciw staw ia wręcz b ru ta ln ie tężyznę fizyczną, przeciw staw ia z całą nagością, niem al bez żadnych obsłonek.

Bo te obsłonki były w Trylogii. Tam niem al z zasady siłę fi­ zyczną, ry cersk ą moc łączył Sienkiewicz z wzniosłością uczuć reli­ gijnych. P rzypom nijm y sobie Skrzetuskiego, przypom nijm y Longi- nusa, rycerza o nadludzkiej sile, a jednocześnie stylizow anego n a to n legendy chrześcijańskiej, przypom nijm y Z baraż czy obronę Częstochowy. N aw et w Quo vadis (powieści obracającej się zresztą w kręg u zupełnie innych niż T rylogia zagadnień) potężny siłacz U rsus je st łagodny ja k b a ran ek i p ełen ducha chrześcijańskiego.

W K rzyża kach ty ch sugestii nie m a w łaściw ie zupełnie. Poza Ju ra n d e m ze Spychow a — którego ideologia chrześcijańska pojaw iła się od chw ili zupełnego niedołęstw a i kalectw a, w obliczu zbliżającej się śm ierci i niem al obłędu — religijność m asy rycerskiej p rzed ­ staw ia Sienkiew icz (on, k tó ry tylko co skończył Quo vadis) w k a te ­ goriach dobrodusznego hum oru, widząc w tej w ierze całą naiw ność, prostactw o, pozostałości pogańskie czy interesow ność. P isarz często z tej w iary żartu je. G dy Maćko pow ażnie zachorował, bo zadziora z g ro ta krzyżackiego u tk w iła m u m iędzy żebram i, Ja g ie n k a w ytopiła

(9)

306 Z Y G M U N T S Z W E Y K O W SK I

duży g arn ek niedźw iedziego sadła do picia i skrom u bobrow ego do zaty k an ia ran y , a jednocześnie rad zi chorem u:

—■ [...] A le nie w adziłoby także, żebyście jakiem u Świętem u co przy­ obiecali, takiemu, który jest patronem od ran.

— M nie już to przez głow ę przechodziło, tylko że nie w iem dobrze: któremu? Ś w ięty Jerzy jest patronem rycerzów: on ci strzeże w ojenni- ka od przygody i wżdy m ęstw a w e wszelakiej potrzebie mu przydawa, a powiadają, że często osobą w łasną po sprawiedliwej stronie staje i niem iłych Bogu bić pomaga. A le taki, co sam rad bije, rzadko rad sam smaruje, i od tego m oże być inny, któremu on nie będzie chciał wchodzić w drogę. Każdy Ś w ięty ma w niebie swój urząd i swoją gospodarkę — to się wie! A jeden do drugiego nigdy się nie miesza, bo z tego mogłyby niezgody w yniknąć, w niebie zaś nie przystoi się Św iętym wadzić alibo się potykać... Są Kosma i Damian, też w ielcy Święci, do których się m edycy modlą o to, by choróbska na św iecie nie w yginęły, gdyż inaczej nie m ieliby co jeść. Jest także św ięta Apolonia od zębów i św ięty Libo- riusz od kam ienia — ale to w szystko nie to! [...]

— A żebyście samemu Panu Jezusowi ślubowali?

— Pew nie, że On nad w szystkim i. A le to byłoby tak, jakoby mi, nie przymierzając, twój ojciec chłopa pobił, a ja bym do Krakowa do króla na skargę jechał. Co by mi ta król powiedział? Powiedziałby tak: „Jam nad całym królestw em gospodarz, a ty do m nie z twoim chłopem przychodzisz! A to nie masz urzędów! n ie możesz iść do grodu, do m ojego kasztelana i pośrzednika?“ Pan Jezus jest gospodarzem nad całym św ia­ tem — rozumiesz? — a od m niejszych spraw ma Świętych.

— To ja w am pow iem — rzekł Zbyszko [...] — ślubujcie naszej nie­ boszczce królowej, że jeśli się za w am i przyczyni, to pielgrzym kę do Krakowa, do jej grobu odprawicie. [...]

— Ba! Żebym to wiedział, że ona od ran! [D 23, 202—203]

K iedy ksiądz K aleb żegna krzyżem Zbyszka jadącego z orsza­ kiem n a w ojnę i m ówi: „Pod ty m znakiem nie dosięgnie ich zła p rzygoda“ — M aćko zaraz dodaje: „Pew nie, ale i to też dobrze, że konie czyniły p arskanie o k ru tn e “ (D 26, 129).

Nie zawsze jed n a k m am y p rzy ty m tem acie odcień wesoły. Gdy Zbyszko odbił z rą k krzyżackich D anusię, zap y tyw ał sam siebie:

czym by się w yw dzięczyć [Bogu], czym by się wypłacić, co by jakiemu kościołowi ofiarować z dostatków, z ziarna, ze stad, z wosku albo z in ­ nych podobnych, m iłych Boskiej potędze rzeczy? Byłby nawet zaraz ślu ­ bował i w ym ienił dokładnie, co ofiaruje, ale w olał zaczekać, nie wiedząc bowiem, w jakim zdrowiu Danuśka się rozbudzi i czy się rozbudzi przy­ tomna, n ie m iał jeszcze pewności, czy będzie za co dziękować [D 26, 2].

Takich scen je st pełno w powieści. Nie lepiej rzecz się m a z po­ staciam i duchow nych — choćby wziąć za p rzy k ład k apitalnego opata: gw ałtow nika, despotę, sm akosza, w yjadacza, k tó ry n ie roz­

(10)

U W A G I O „ K R Z Y Ż A K A C H “ S IE N K IE W IC Z A 307

staje się z m ieczem i dobrze nim łby płata. U derzająca jest rów ­ nież inna zupełnie logika akcji, k tóra daw niej, nieraz także zgodnie z duchem legendy, daw ała bezpośrednie zadośćuczynienie relig ijn ej ufności ry cerza w ingerencję boską w sp raw y ludzkie; widać to choć­ by w spełnieniu ślubów przez Longinusa Podbipiętę. I Zbyszko ślu­ bu je zdobycie trzech czubów krzyżackich; gdy po żarliw ej m odlitw ie w Tyńcu spostrzegł n a szosie krakow skiej K rzyżaka, był przek on a­ ny, że Bóg p rzy ją ł jego m odlitw ę i spraw ił cud — ale n atarcie na posła krzyżackiego przypłacił niem al głową z ręki kata. W inicjusz, gdy zobaczył w cyrku Ligię przyw iązaną do głowy tu ra zaczął wo­ łać: „W ierzę! Wierzę!... Chryste! cudu!“ — i „cud“ się stał, Ligia ocalała. K siądz K aleb n a próżno żarliw ie m odli się („oczy m iał [...] jak b y nieprzytom ne i istotnie widać było, iż się poprzednio całkiem w m odlitw ie zap am iętał“) o cud, aby Zbaw iciel św iata w rócił n ie­ szczęsnem u Ju ran d o w i „i oczy, i język, i rę k ę “ (D 25, 154); naiw ną iluzją okazuje się też jego tw ierdzenie:

— Nie po to ją [Danusię] Bóg w ybaw ił [...], aby rozum jej i duszę w ciemnościach i w e władaniu mocy nieczystych m iał pozostawić! Po­ łoży Jurand na niej swoje św ięte r ę c e 9 i jedną m odlitwą przywróci jej rozum i zdrowie [D 26, 19].

Po raz pierw szy w pow ieściach historycznych Sienkiew icza od­ k ry w a ją się zupełnie now e p ersp ek ty w y sty lu realistycznego w tra k ­ tow aniu ludzi. Bo jeśli chodzi o czyny rycerskie przedstaw ione w K rzyżaka ch, to nie m ożna mówić w łaściw ie n aw et o wzniosłości tonów bohaterskich, o św iadom ym pełnieniu jakiejś m isji, ofiarno­ ści czy pośw ięceniu. Ludzi do rzem iosła rycerskiego popycha nad m iar sił żyw otnych, żelazne zdrow ie i zdum iew ająca odporność n erw o ­ wa. W ydaje się, że rycerstw o nie m a w prost nerw ów : krew , m ordo­ wanie, zarzyn anie i ćw iartow anie toporam i ludzi n ie w yw o łu ją w nich żadnych w zruszeń czy w strząsów. Są oni też niesłychanie odporni na w łasne cierpienia fizyczne; możliwość u tra ty życia w cale ich nie przeraża, a ryzyko w alki p rzy jm u ją skw apliw ie nie tylko dla­ tego, że w ygrana przynosi sław ę i rozgłos, lecz i dlatego, że daje duże zyski. W zupełnej zgodzie z praw em rycerskim (a rycerstw o polskie p raw a tego przestrzega gorliwie) po zabitym w pojed y nku

9 Hlawa rzekł:

„— Pow iedzieliście wszelako, wielebny ojcze, że położy ręce na głow ie córki. Zaliby mu prawica odrosła? bo wiem, żeście o to Pana Jezusa prosili.

— Powiedziałem: »ręce«, jako się zwyczajnie mówi — odrzekł ksiądz — ale przy łasce Boskiej i jedna wystarczy“ (!) (D 26, 19).

(11)

308 Z Y G M U N T S Z W E Y K O W S K I

zabierało się w szy stk ie jego ruchom ości: zbroję, wozy, szaty, konie, pieniądze itp., w o jn a zaś przynosiła w spaniałe łupy. S p raw tych Sienkiew icz nie u k ry w a, ja k robi to często w Trylogii, lecz przeciw ­ nie — uzm ysław ia je n a każdym kroku.

C hw ilam i ry cerstw o sp raw ia w rażenie pierw o tn y ch drapieżców: zaciekłych, bezw zględnych i m ściw ych. B iada tem u, k to stanie im na drodze. To „biad a“ odnosi się n ie ty le do stosunków w ew nętrznych, ile głów nie do w rogów zew nętrznych. Jeżeli bow iem chodzi o spraw y w ew nętrzne, to i tu w p raw dzie siła często decydow ała o sukcesie, ale Sienkiew icz podkreśla z naciskiem , że polskie rycerstw o przy całej swej p ierw otności m a w y raźn y zm ysł społeczny, k tó ry jest ham ulcem d la sam ow oli i n a k azu je dobrow olne ugięcie się przed p raw am i obow iązującym i w p aństw ie i norm am i honoru p rzy jęty m i przez środow isko. Z resztą i cel ek sp an sji tego św iata je st w łaściw ie pokojow y: ziem ia i społeczne aw anse. Poniew aż zaś w k ra ju ziemi m ają dosyć, podboju cudzych tery to rió w nie pragną. A le pow tarzam , biada tem u, kto sięga po ich teren y , kto chce ich tu krzyw dzić — p rzeszkadzając nie tylko w potęgow aniu życia, lecz zam ierzając je niszczyć. W tedy czeka w roga o k ru tn a zem sta. „Nie chytrością ja z nim i [K rzyżakam i] w ojow ał, jeno tą rę k ą i tą boleścią, k tó ra we m nie o stała“ (D 24, 190) — m ów i straszliw y J u ra n d ze Spychowa, k tó ry za p o rw an ie ukochanej żony przez la ta będzie bez litości K rzy ­ żaków m ordow ał, w yrzyn ał, głodził w w ięzieniu, łu p ił i palił. Maćko z B ogdańca zaprzysiągł także zem stę w ielkiem u kom turow i K uno- now i L ich ten stein — za to, że w K rakow ie n a sta w a ł na głowę Zbyszka; p rag n ie n ie w alki z K rzyżakiem i zniszczenia go sta je się jed n y m z nakazów życia; n a sam w idok w roga tw a rz jego n ab iera drapieżności w p ro st zw ierzęcej.

Jagienka w życiu nie w idziała takiego Maćka: oblicze m iał skurczone jak paszcza złego psa, spod w ąsów błysnęły m u zęby [...] [D 25, 131].

W in ny m m iejscu czytam y:

twarz zm ierzchła mu nagle i nabrała jakiegoś w ilczego wyrazu, gdyż du­ sza w nim była nieużyta i zawzięta [...] [D 25, 213].

L a ta je d n a k m ijają, a M aćko K unona dosięgnąć nie może, m im o że w y b rał się n aw et sp ecjalnie do M alborga, aby dostojnika k rzy ­ żackiego w yzw ać n a pojedynek. D opiero poszczęściło m u się podczas b itw y pod G runw aldem , bo i tera z o sw ym osobistym w rogu n ie za­ pom niał.

(12)

U W A G I O „ K R Z Y Ż A K A C H “ S IE N K IE W IC Z A 309

stary Maćko [miał już około siedemdziesiątki!] szukał wciąż na krwawym pobojowisku Kunona Lichtensteina — i szczęsny w e wszystkim dnia tego los dla Polaków w ydał go wreszcie w jego ręce w zaroślach, w których przytaiła się garść uchodzących ze strasznego pogromu rycerzy. Blask słońca, który odbił się w zbrojach, zdradził ich obecność przed pościgiem. Padli wraz w szyscy na kolana i poddali się natychmiast, lecz Maćko do­ wiedziawszy się, iż w ielki komtur Zakonu znajduje się między jeńcami, kazał go staw ić przed sobą i zdjąwszy hełm z głowy, zapytał:

— Kunonie Lichtensteinie, zali poznajesz mnie?

A on zmarszczył brwi i utkwiwszy oczy w oblicze Maćka rzekł po chwili:

— Widziałem cię na dworze w Płocku.

— Nie — odpowiedział Maćko — widziałeś m nie przedtem! Widzia­ łeś m nie w Krakowie, gdym cię błagał o życie mego bratanka, który za nierozważny napad na ciebie na utratę gardła był skazan. Wówczas to ślubowałem Bogu i zaprzysiągłem na rycerską cześć, iż cię odnajdę i spotkam się z tobą śmiertelnie.

— Wiem — odparł Lichtenstein — i w ydął dumnie usta, chociaż zara­ zem pobladł mocno — ale jeńcem twoim teraz jestem i zhańbiłbyś się, gdybyś miecz na m nie podniósł.

Na to twarz Maćka ściągnęła się złowrogo i stała1 się zupełnie do pa­ szczy wilczej podobna.

— Kunonie Lichtenstein — rzekł — miecza na bezbronnego nie wzniosę, ale to ci powiadam, że jeśli m i w alki odmówisz, tedy cię każę jak psa na powrozie powiesić.

— N ie mam wyboru, sta w a j!— zaw ołał w ielki komtur. — Na śmierć, nie na niew olę — zastrzegł raz jeszcze Maćko. — Na śmierć.

I po chw ili starli się z sobą wobec niem ieckich i polskich rycerzy. Młodszy i zręczniejszy był Kun on, lecz Maćko tak dalece siłą rąk i nóg przeciwnika przewyższał; że w m gnieniu oka obalił go na ziem ię i kola­ nem brzuch mu przycisnął.

Oczy komtura w yszły z przerażenia na wierzch. — Daruj! — jęknął, wyrzucając ślinę i pianę ustami. — Nie! — odpowiedział nieubłagany Maćko.

I przyłożywszy mizerykordię do szyi przeciwnika, pchnął dwukrotnie, a tamten zacharczał okropnie; fala krwi buchnęła m u ustami, drgawki śm iertelne w strząsnęły jego ciałem, po czym wyprężył się i w ielka uspo- koicielka rycerzy uspokoiła go na zawsze [D 26, 242—243].

T akie to strum ienie, tak a atm osfera em ocjonalna i tak i stosunek do znienaw idzonych K rzyżaków złożył się n a czyn całego n a ro d u — bitw ę pod G runw aldem . Całego narodu, gdyż oprócz ry cerstw a w prow adza Sienkiew icz do bitw y i dru gą straszliw ą siłę: km ieci, których udział w w alce przyrów nyw a pisarz do p racy drw ali w al­

(13)

310 Z Y G M U N T SZ W E Y K O W S K I

czących toporem , ile „sił i p a ry w piersiach starczy ło “ . Cóż dziw ne­ go, że b itw a rozszalała z siłą żywiołu, k tó ry zniszczył w spaniale w yćw iczone i uzbrojone szyki krzyżackie, że skończyła się rzezią un icestw iającą potęgę Zakonu.

Ażeby w p ełn i zrozum ieć c h a ra k te r pow ieści Sienkiew icza, na pew ną jeszcze cechę psychiki ry ce rstw a polskiego należy zwrócić uwagę, cechę stanow iącą jed y n ą pozostałość daw nej koturnow ości w tra k to w a n iu tego środow iska przez au to ra T rylogii. Ten b ru ta l­ n y św iat tężyzn y fizycznej m a w y raźn ą skłonność n a tu r pierw otn ych i p ro sty ch do k u ltu isto t różnych od siebie, u derzający ch kontrastem , a n ie podobieństw em , istot, k tó ry c h wyższość duchow ą n a d sobą od­ czuwa. J a k n a p rzy k ła d K m icic w ielbił bez reszty k ró la J a n a K azi­ m ierza, ta k w K rzyża ka ch jesteśm y św iadkam i pow szechnego k u ltu całego n aro d u dla królow ej Jadw igi, a w akcji u tw o ru — k u ltu Zbyszka dla d w u n astoletn iej D anusi Ju ran d ó w n y , k tó rą m łody ry ­ cerz z B ogdańca od pierw szej chw ili n iem al uznał za zjaw isko n ad­ ludzkie: „M yślałem , że zgoła anioł, i odpatrzyć się n ie m ogę“ — m ów i Zbyszko, a Sienkiew icz dodaje:

Zdawało m u się, że już ją niegdyś w idział, ale n ie pamiętał, czy we śnie, czy gdzieś w K rakowie na szybie kościelnej [D 23, 18].

K u lt sp raw ia, że Zbyszko od ra z u decy du je się w alczyć pod zna­ k iem D anusi, że ślu b u je jej trz y czuby K rzyżaków , p rzejm u jąc w ty c h decyzjach i postępow aniu raczej w zór ry ce rstw a zachodnio­ europejskiego, a n ie polskiego. N a gru ncie polskim (poza K rakow em i otoczeniem książąt m azow ieckich, p raw ie jedynym , gdzie panow ała dw om ość Zachodu) zjaw isko to było w łaściw ie w edłu g Sienkiew icza dosyć obce i p isa rz podkreśla n a w e t p ew n ą cechę donlkiszotowską w postępo w an iu Zbyszka: przejeżdżając przez różne m iasta, w y­ w ieszał on n a desce w ypisane zaw iadom ienie, że D anusia je s t n a j­ pięk n iejszą z niew iast, a k to by się te m u sprzeciw iał, zostanie w y­ zw any n a w alkę. N ik t oczywiście n a to w ezw anie n ie staw ał, a ry ce­ rze w Łęczycy w ręcz orzekli:

„głupi to jakiś jedzie, bo jakże mu kto ma przyświadczyć albo się sprzeciwić, skoro onej dziew ki n a oczy n ie w idział!“ [D 24, 54—55]

K u lt d am y serca — zgodnie z obyczajem — zbytnio zresztą rycerza n ie obow iązyw ał. U w olnić się od niego było łatwo.

(14)

U W A G I O „ K R Z Y Ż A K A C H " S IE N K IE W IC Z A 311

'Z byszko przecież m iał przed D anusią inną dam ę serca, pod której znakiem walczył. W ypadki jed n ak tak się złożyły, że teraz m łody rycerz z Bogdańca uczuciowo bardzo zbliżył się do córki Ju ra n d a , k tó ra ra tu ją c m u życie — w y b rała go n a m ęża. Po­ czucie honoru, przeszkody ze stro ny ojca w ybranej, a przede w szyst­ kim porw anie D anusi przez K rzyżaków zw iązały potem ty ch dw oje ludzi jeszcze m ocniej. Dzieje Zbyszka i Danusi, k tó re w dużej m ierze zadecydow ały o popularności utw oru, są n iew ątpliw ie w zruszają­ ce, a le śm iem tw ierdzić m im o w szystko, że w życiu Zbyszka — o czym niejedn o k rotnie w spom ina M aćko — była tu jak a ś pom ył­ ka czy, jak m ów i Sienkiewicz, fatalizm , k tó ry nie m ógł doprow adzić do właściwego rozw iązania. Zbyszko m ógł czcić D anusię ja k św iętą, ale to nie była żona dla niego! Z resztą ze w szystkich postaci po­ w ieściowych najsłabiej rep re z en tu je ona św iat przedstaw iony przez Sienkiew icza i je s t z tego w zględu najm niej wym ow na. P rz y tym a u to r postaw ił się tu w sy tu acji niem al bez w yjścia: bo jak o żona Zbyszka pow inna D anusia m ieć cechy dojrzałej kobiety (co chw ila­ m i a u to r p ró b u je sugerować), z uw agi jednak n a sw oją rolę w po­ w ieści m usiała do końca pozostać dzieckiem, aby w całej pełni zadem onstrow ać bezw zględne okrucieństw o K rzyżaków . D latego uczucia Zbyszka ograniczają się — m im o pozorów — do uw ielbie­ nia dziecka lu b isto ty nieziem skiej; jest to k u lt w łaściw ie bezcie­ lesny. Sugestia ta niejedn o kro tnie narzuca się także sam em u bo­ haterow i powieści. Ba, n a w e t podczas ślubu:

W izbie palił się w ielki ogień w grabie i przy jego obfitym, ale nie­ rów nym św ietle ujrzał Zbyszko Danusię, bladą nieco od bezsenności, białą, z w iankiem nieśm iertelników na skroni, przybraną w sztywną, spadającą aż do ziem i sukienkę. Powieki m iała ze wzruszenia przym knię­ te, rączyny opuszczone wzdłuż sukni — i przypominała tak jakieś malo­ w ania na szybach, było w niej coś tak kościelnego, że Zbyszka zdjęło zdziwienie na jej widok, pom yślał bowiem, że nie dziewczynę ziemską, ale jakąś duszyczkę niebieską ma wziąć za żonę [D 24, 142].

M ałżeństw o „tych dw ojga cudnych i niew innych dzieci“ (jak m ów iła księżna A nna) m iało ty lk o c h a ra k te r wzniosłego sym bolu, nie daw ało n ato m iast możliwości w yżycia się Zbyszkowi, k tó ry może b y ł i „cudny“ , ale nie b y ł dzieckiem. Ładne to i niew in ne dziecko, k tó re m a n a sw y m rozkładzie szereg trupów rycerzy pokonanych w w alkach, chodzi w zdobycznych w spaniałych strojach, a siłę ma

(15)

312 Z Y G M U N T S Z W E Y K O W S K I

tak w ielką, że gdy ściśnie św ieżą gałąź drzew a, sok kroplam i z niej wycieka!

Dopóki D anusia b yła w niew oli krzyżackiej, energię Zbyszka i całą jego stro n ę em ocjonalną do głębi przejm ow ało współczucie dla tej niew innej, bezbronnej, k atow anej ofiary — i pożądanie zem sty n a w rogach. Śm ierć jed n a k D anusi — m im o całego dla niej k u ltu , m im o że Zbyszko spełnia ślub i zdobywa pęk czubów krzyżackich, m im o że staje się bogatym dziedzicem dóbr J u ra n d a — śm ierć ta pozostaw ia w duszy jego dziw ną czczość i p u stk ę g ran i­ czącą z otępieniem .

Toteż niem al od początku powieści Sienkiew icz pokazuje nam od­ pow iednią k a n d y d a tk ę na żonę M aćkowego b ra ta n k a — Jagienkę. Św ietna to postać, jeśli chodzi o rep rezen tację c h a ra k te ru środow i­ ska, do którego należy. Z bliżenie Jag ien k i do Zbyszka zaczęło się od tego, że m łody ry cerz zaim ponow ał jej przede w szystkim swą siłą fizyczną: p rzy pierw szym spotkaniu celnie w ym ierzoną strzałą za­ bił żubra, p rzy czym g ro t „całkiem pochow ał [się] pod ło p atk ą “ zwierzęcia; ba, poza ty m naciągnął Zbyszko kuszę bez korby!

— To w yście żubra zabili? [pyta nieufnie Jagienka, która była prze­ konana, że zw ierzę padło od jej strzał]

— Ja.

— Obejrzym, gdzie tk w i grot.

— N ie obaczycie, bo mu się całkiem pochował pod łopatką.

— Daj spokój, n ie prawuj się — rzekł Zych. — W idzielim wszyscy, jak go ustrzelił, i w idzielim jeszcze coś lepszego, bo kuszę w m ig bez korby naciągnął.

Jagienka spojrzała po raz trzeci na Zbyszka, ale tym razem z po­ dziwem:

— N aciągnęliście kuszę bez korby? — spytała.

Zbyszko odczuł w jej głosie jakby pew ne niedowierzanie, w sparł w ięc o ziem ię kuszę [...], naciągnął ją w m gnieniu oka, aż zaskrzypiała żelaz­ na obręcz, po czym chcąc pokazać, że zna dworski obyczaj, przyklęknął na jedno kolano i podał ją Jagience..

D ziewczyna zaś, zam iast ją w ziąć z jego rąk, zaczerwieniła się nagle, sama nie wiedząc dlaczego, i poczęła zaciągać pod szyją zgrzebną ko­ szulę, która się była od szybkiej jazdy po lesie otwarła [D 23, 177].

Z resztą Ja g ien k a także im p o n u je ogółowi oraz M aćkowi i Zbysz­ kowi sw ą tężyzną fizyczną. Oto, co pisze Sienkiew icz:

obok bogactwa, urody i dw om ości, czczono także niezm iernie jej czer- stw ość i siłę. I był o tym jeden głos: „że to dopiero niewiasta, co n ie­

(16)

U W A G I O „ K R Z Y Ż A K A C H “ SIE N K IE W IC Z A 313

dźwiedzia oszczepem w boru podeprze, a orzechów nie potrzebuje gryźć, jeno je na ław ie ułoży i z nagła przysiędzie, to ci się wszystkie tak po­ kruszą, jakobyś je m łyńskim kamieniem przycisnął“ [D 26, 167].

Ale Jag ienk a m a coś w ięcej: nie tylko um ie śpiew ać tę sam ą piosenkę („G dybym ci ja m iała Skrzydłeczka jak gąska...“), k tó rą czarow ała D anusia, ale m a także głowę nie od parad y, uderzający zm ysł p rak ty czn y i organizacyjny! Słuchał jej ojciec, słuchał opat, słuchał Maćko, słucha i Zbyszko: m ęża swego w spiera Jag ien k a nie tylko ram ieniem , ale i roztropną radą. Toteż m ałżeństw o ich jest bardzo szczęśliwe, a p rzy ty m — co dla atm osfery powieści m a swą wym ow ę — je s t płodne. Ju ż przed upływ em roku Jag ienk a pow iła bliźnięta, dwóch tęgich chłopaków, i wiadomo było od tej chwili, że „ród G radów nie zaginie, a Tępa Podkow a nieraz jeszcze ubroczy się w e krw i n iep rzy jacielsk iej“ (D 26, 166). Zbyszka i Jag ien kę otacza także pow szechny szacunek sąsiadów. A przyczyna tego sza­ cunku? Znów dochodzim y do źródła ideowej koncepcji powieści:

chełpiła się okolica i była dumna z tych rycerzy z Bogdańca. Byli oni jak­ by oczywistym dowodem, do czego może doprowadzić szlachcica krzepkie ram ię w połączeniu z mężnym sercem i rycerską pożądliwością przy­ gód. Niejeden też na ich widok uczuwał, że mu za ciasno w domowych pieleszach, w rodzimych granicach, i że o ścianę są w e wrażej [krzy­ żackiej] mocy w ielkie bogactwa i obszerne ziem ie [pochodzenia polskie­ go], które można zdobyć z niezmierną dla siebie i dla królestwa korzy­ ścią. A ów nadmiar sił, który odczuwały rody, rozpierał całą społeczność, tak iż była jakby war, który musi z naczynia wykipieć. Mogli mądrzy panowie krakowscy i m iłujący pokój król hamować te siły do czasu i od­ kładać w ojnę z odwiecznym wrogiem na długie lata, ale żadna moc ludzka nie mogła przytłumić ich całkowicie ani też powstrzymać tego pędu, którym idzie ku wielkości dusza powszechna [D 26, 169].

N a zakończenie jeszcze jed n a uwaga. M amy do czynienia z po­ wieścią, k tó ra p rzed staw ia głównie c h arak ter społeczeństw a pol­ skiego czasów Jagiełły. Dlaczego więc Sienkiewicz dał sw em u utw o­ row i ty tu ł K rzy ża c y ? Zakon odgryw a w ażną ro lę w powieści, ale w każdym razie je st to rola drugoplanow a. A p rzy tym przecież — choć plastyka, groza i em ocjonalna w ym ow a ta le n tu Sienkiew icza try u m fu ją w scenach z K rzyżakam i — ogólny pogląd powieścio- p isarza na c h a ra k te r Zakonu zgodny jest z tra d y c ją lite ra tu ry pol­ skiej od G ra żyn y i K onrada W allenroda począwszy. Sienkiew icz w y jask raw ił ty lk o ujem ne ry sy psychiki krzyżackiej, n adając im cechy zbiorowej patologii, k tó ra dochodzi do dem onizm u i satan iz­

(17)

314 Z Y G M U N T S Z W E Y K O W S K I

mu. Ale skąd ty tu ł? Z d aje się, że w ty m jed y n y m pu nkcie Sien­ kiew icz poszedł za poprzednikiem sw ym — K raszew skim . W K r z y ­

żakach K raszew skiego czytam y:

Zakon można znękać, ale go zabić n ie potrafi nikt. Odrodziłby się w innej sukni, z innym znakiem, pod innym h asłem ...10

T y tu ł w ięc m a c h a ra k te r poniekąd sym boliczny i uzm ysław ia jed e n z bolesnych n u rtó w naszego d ram a tu dziejowego: stałe odra­ dzanie się — aż do czasów w spółczesnych Sienkiew iczow i — ducha krzyżackiego „w inn ej sukni, z inn y m znakiem , pod in n y m h a ­ słem ...“

10 J. I. K r a s z e w s k i , K rzyża c y. Obrazy z przeszłości 1410 reku. T. 1. Łódź br., s. 178— 179. W ydawnictwo W ładysława Bąka. S e r i a H i s t o ­ r y c z n a .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Mączki skalne powstające przy cięciu i obróbce postaciowej skał nie zawierają skład­ ników toksycznych w ilościach ponadnormatywnych i mogą być wykorzystywane dla celów

Imiona ze Starego czy Nowego Testamentu i inne zaczerpnięte z Biblii nazwy własne, które w metaforyczny sposób charak­ teryzują postaci w Trylogii husyckiej,

Skład personalny redakcji Słownika pokazuje tendencję przyszłościową dla polskiego Kościoła i może służyć jako wzorzec w realizacji tak istotnego zadania,

N ajpierw w M idraszu eschatologicznym M elchizedek (1 lQ M elch = 11Q13) postać ta jawi się jako wielki, szanow any oraz cieszący się ogrom ną estymą zmarły członek

„Gazeta Pisarzy” pokazuje specyfikę komunikacyjną zawodu dziennikarza – owo zamknięcie w ramach ilości tekstu, specyfiki pracy redakcji, podporządkowania się tematowi

The FTIR spectra of the unmodified and modified LDH are shown in Figure 6 Modified SLDH shows two types of bands: the first one corresponding to the anionic species

miejsca rot (praw, przepisów). Pośrodku tego placu rośnie drzewo. Instruktor włazi na nie i stamtąd wygłasza święte formuły, uchodzące za wielką tajemni­ cę. Malcy

stanawia się nad [czymś J (dalej, w skrócie: zastanawiać się), który pojawia się w zdaniach typu Jan zastanawia się nad tym, dlaczego Zuzia wyjechała.. Cechy