• Nie Znaleziono Wyników

GRUDZIEŃ 1964ZESZYT 12PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "GRUDZIEŃ 1964ZESZYT 12PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM . K O P E R N I K A P O L S K I E G O

O R GA N

• * * .? £

GRUDZIEŃ 1964 ZESZYT 12

P A Ń S T W O W E W Y D A W N I C T W O N A U K O W E

(2)

Zalecono do bibliotek nauczycielskich i licealnych pismem M inisterstw a O ś w ia ty nr IV/Oc-2734/47

T R E Ś Ć Z E S Z Y T U 12 (1960)

M a ś l a n k i e w i c z K ., K a ro l B ohdan ow icz (1864— 1947) . . 25T M y c i e l s k i S., C zy d zik ie zw ierzęta w A fr y c e są niebezpieczne . . . 260 G r o d z i c k i A., P ia sk i złotonośne okolic L w ó w k a ... 263 M a s t y ń s k i Z., In w a z ja dużych zw ie rzą t na w o je w ó d ztw o bydgoskie . 266 B o g d a ń s k i K „ D yskusja o zakresie b io fiz y k i . ... 268 K u c h o w i c z B., 25 lat od o d k rycia rozszczepienia ją d er atom ow ych . 270 K a r p o w i c z o w a L., Jakub W a g a ... 2731 D rob iazgi p rzyrodn icze

Bąk (B ota u ru s ste lla ris ) L . (J. Ż ó ł t o w s k i ) ... . .

2 7 1

S zk o d liw e skutki sztucznych od d ziaływ ań na górną atm osferę i p rze­

strzeń okołoziem ską (J. W a lc z e w s k i)... 274 C zy K o p e rn ik b ył księdzem (J. P a g a c z e w s k i)... 275- A k w a riu m i terrariu m

P ro to p te ru s d o llo i B oulen^er (1900) (O. 0 1 i v a '...

2 7 '

R o z m a i t o ś c i ...

27C>

R ecen zje

H .

B a u e r : Z psem p rzez stulecia (J. D yakow ska) . . . . . .

27.9

I g n a c y D o m e y k o : M o je podróże (K . M aślan k iew icz) . . . . 27^

B o r y s R o ż e n : R odzin a ch lorow ców (K. M aślan kiew icz) . . . . 280 S praw ozdania

S praw ozdan ie z działalności O ddziału Szczecińskiego P T P im. M ik o ła ja K o p ern ik a za 1962 r o k ...281 X I I M ięd zy n a ro d o w y K on gres E n tom ologiczn y (J. R azow sk i) . . 28?

Co piszą inni

P rzy ro d a polska (K . M . ) ... 283 L is ty do R e d a k c ji

P a len ie papierosów n ieszk od liw ą przyjem nością? (M. N o w iń sk i' . . . 284:

S p i s p l a n s z

I. T K W I A Ł , Sagartia trog lod y tes (M orze Północne). — Fot. S. K u ja w a Ha. S Z K IE L E T K O R A L A , M eandra sp. — Fot. J. Skibiński

Jlb. H A L I S I T E S sp. (sylur, narzutniak). — Fot. J. M ałecki III. U S C H N IĘ T Y Ś W IE R K . — Fot. Z. J. Z ieliń sk i

IV . „ M A K A R O N Y ” — długie, ru rk ow ate sta la k tyty są n ajb ard ziej cha­

rakterystyczn ą fo rm ą n aciek ów w Jaskini G om baseckiej (K ras S ło­

w a ck i). — I ot. R. G radziński

O k ł a d k a : „L O D O W E B A B Y ” (O blodzone pale w G d yn i-O rło w ie). — Fot. W . W ę ­

grzyn

(3)

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W I M. K O P E R N I K A

G R U D Z IE Ń 1964 Z E S Z Y T 12 (1960)

K A Z IM IE R Z M A Ś L A N K IE W IC Z (K ra k ó w )

K A R O L BO H D ANO W IC Z (1864— 1947)

(W S E T N Ą R O C Z N IC Ę U R O D Z IN )

Sto lat minęło od urodzin jednego z n a jw y­

bitniejszych polskich geologów, którego bada­

nia geologiczne i odkrycia geograficzne w róż­

nych częściach rozległego kontynentu A z ji oraz prace w dziedzinie geologii złóż przyniosły mu sławę światową.

K a ro l B o h d a n o w i c z , urodzony 29 listo­

pada 1864 r. w Lucynie na W itebszczyźnie, uczęszczał do gimnazjum w ojskow ego w Niżnim Now gorodzie, po ukończeniu którego (1881 r.) wstąpił do Instytutu Górniczego w Petersburgu.

Już w czasie studiów pracował na Uralu jako kolektor, biorąc udział w badaniach w ybitnego rosyjskiego geologa T. C z e r n y s z e w a . W y ­ nikiem tych badań była praca o złożach żela- ziaka brunatnego w Okręgu Złotoustowskim, ogłoszona w 1885 r. w G ornom Żurnale. Była to pierwsza praca K arola Bohdanowicza.

W 1886 r. ukończył Bohdanowicz Instytut Górniczy, uzyskując stopień inżyniera górni­

czego. P o ukończeniu studiów m łody 21-letni inżynier, k tóry przeszedł dobrą szkołę tereno­

w ej pracy geologicznej u Czernyszewa, mógł rozpocząć samodzielne badania geologiczne w różnych częściach lądu azjatyckiego. T rw a ły one piętnaście lat, dając w iele poważnych w y ­ ników naukowych, i przyniosły młodemu bada­

czow i zasłużone uznanie w świecie geologicz­

nym i geograficznym . I

W latach 1886— 1891 Bohdanowicz brał udział w ekspedycjach lub kierow ał nimi na różnych obszarach A z ji środkowej. M iały one charakter nie tylk o geologiczny, przyniosły rów nież w iele ważnych osiągnięć i odkryć w zakresie geografii na mało znanych lub zupełnie nie badanych obszarach.

W latach 1886— 1888 pracował jako geolog p rzy budowie kolei zakaspijskiej i złotoustow- skiej. Badania jego objęły Bałchan, Kapet-D ag i ich przedłużenie w -północnej P ers ji (obszar Chorosań), niemal zupełnie nieznane. Badania jego ob jęły także złoża turkusów i m iedzi w po­

bliżu Niszapuru.

W 1888 r. prow adził badania h ydrogeolo­

giczne w ód mineralnych w Starej Rusi (gub. nowgorodzka) i pracował jako geolog p rzy budowie kolei Samara— Złotoust.

W latach 1889— 1890 brał udział w ekspedycji pułkownika M. P i e w c o w a do Tybetu i do górskiego obszaru Kuen-Luń, zorganizo­

wanej przez Tow arzystw o Geograficzne w P e ­ tersburgu. Badania geologiczne objęły głównie Kuen-Luń, ze szczególnym uwzględnieniem złóż złota i nefrytu.

W czasie tych badań osiągnął Bohdanowicz ówczesny polski rekord wysokości. W lecie 1890 r. przeszedł przez przełęcz K o k Dawan (5142 m) i przenocował na południowym zboczu

34

(4)

258

P ro f. K a ro l B ohdanow icz

K uen-Luń na wysokości 5887 m, osiągając na­

stępnie wysokość 6327 m. W czasie tej w y p ra w y dwukrotnie p rzekroczył G ó ry Kaszgarskie w Pamirze. W obszarze Mustag A ta odkrył kilka lodowców, z których jeden z najdłuższych, spły­

w ających ze zboczy zachodnich, nazwał L o d o w ­ cem Przewalskiego.

Za osiągnięcia naukowe, obejm ujące w ie le zu­

pełnie nowych danych dotyczących o rografii i geologii grzbietu K uen-Luń, a częściowo i gór Tian-Szań, został nagrodzony przez Rosyjskie Tow arzystw o G eograficzne W ielk im M edalem im. Przewalskiego.

Rok 1892 stanowi początek badań Bohdano­

w icza na obszarze Syberii. W latach 1892— 1894 kierow ał pracami geologicznym i p rz y budowie kolei syberyjsk iej od Uralu do Bajkału. O b ej­

m ow ały one badania hydrogeologiczne i bogactw kopalnych nie tylk o w bezpośrednim sąsiedz­

tw ie projektow anej kolei, ale niejednokrotnie na obszarach odległych o setki kilom etrów.

Zasługą Bohdanowicza było odk rycie nowego zagłębia w ęglow ego w ieku jurajskiego w gu­

berni irkuckiej. Zagłębie to, nazwane później Czeremchowskim, stało się już w k ilka lat p óź­

niej przedm iotem pow ażnej eksploatacji.

Ówczesne badania Bohdanowicza o b jęły ró w ­ nież złoża rud żelaznych w guberni irkuckiej i w ystępow anie solanek w U solii pod Irkuckiem.

N a podstawie p rzew id yw ań Bohdanowicza p rze­

prowadzono później poszukiwania soli kam ien­

nej, uwieńczone p ozytyw n ym i rezultatami.

W latach 1895— 1900 stanął Bohdanowicz na

czele ekspedycji poszukujących złota na w y ­ brzeżach M orza Ochockiego i na Kamczatce, na półw yspie Lao-dun, na wybrzeżach M orza B e­

ringa i na P ółw yspie Czukowskim.

Do najcięższych z nich należała niew ątpliwie, trzy lata bez p rzerw y trwająca, ekspedycja na w ybrzeże M orza Ochockiego i na Kamczatkę.

W okresach surowych zim temperatura spadała nieraz do — 45°C. W mało zaludnionych tere­

nach uczestnicy w y p ra w y musieli nocować w brezentow ych namiotach. Na Kamczatce w czasie jednej długotrw ałej i straszliwej za­

mieci Bohdanowicz wraz z paroma uczestnikami spędził trzydzieści godzin w namiocie. Pod na- porem padającego śniegu namiot uginał się, zmniejszając swą objętość i zagrażając wszyst­

kim uduszeniem. G dy huragan szczęśliwie ustał, odkopano namiot i w ydobyto znajdujących się w ew nątrz towarzyszy, na wpół już żywych.

T ylk o żelazne zdrow ie i n iezw yk ły hart po­

zw o liły Bohdanowiczowi na kierowanie ekspe­

dycją i prowadzenie badań w tak w yjątk ow o ciężkich warunkach.

R ezultaty tej ekspedycji o b jęły nie tylko za­

gadnienia związane z w ystępowaniem złota, lecz także dotyczące budow y geologicznej i orografii badanych obszarów.

Z Kam czatki w yru szył Bohdanowicz na P ó ł­

w ysep Laoduński, gdzie głów nym celem badań b y ły rów nież złoża złota.

Ekspedycja na Półw ysep Czukocki, którą Boh­

danowicz kierow ał w 1900 r., zamknęła lata ba­

dań dań syberyjskich, a zarazem okres 5-letniej jego pracy na kontynencie azjatyckim.

Liczn e publikacje z tego okresu świadczą o ta­

lencie i zm yśle obserwacyjnym młodego, lecz już doświadczonego geologa terenowego, o nie­

zm iernej pracowitości i żelaznej sile w oli, dzięki której m ógł uzyskać także w y n ik i pracy nauko­

w ej. Bohdanowicz stał się najlepszym znawcą geologii olbrzym ich obszarów A z ji, a na jego ba­

daniach oparło się w ie le koncepcji tektonicz­

nych wiedeńskiego geologa Edwarda S u e s s a, k tóry w swej w ielk iej syntezie geologicznej

„Das A n tlitz der Erde” cytuje 66 razy polskiego badacza.

W uznaniu w ielkich zasług na polu odkryć geograficznych został Bohdanowicz mianowany w 1895 r. honorowym członkiem Holenderskiego T ow arzystw a Geograficznego. W 1900 r. o trzy­

mał złoty m edal na W ystaw ie Powszechnej w Paryżu za m apy topograficzne i geologiczne w y b rzeży M orza Ochockiego. W 1902 r. został w yróżn ion y najw yższą nagrodą Rosyjskiego T o ­ w arzystw a G eograficznego — Złotym M edalem

„Konstantinow skim ’ ’.

W 1901 r. Bohdanowicz został pow ołany do K om itetu Geologicznego w Petersburgu w cha­

rakterze geologa. W rok później, po śmierci Muszkietowa, objął kierow nictw o katedry geo­

logii w Instytucie Górniczym, prowadząc ró w ­ nież w yk ład y geologii w Instytucie Inżynierów Kom unikacji. Stanowiska te zajm ował do roku 1914.

W 1901 r. K om itet G eologiczny przystąpił do

badań geologicznych na kaukaskich terenach

(5)

259

naftowych. Brał w nich udział Bohdanowicz, prowadząc je z przerwami do roku 1911.

W 1905 r., po śmierci polskiego geologa A le k ­ sandra Michalskiego, objął Bohdanowicz k ierow ­ nictwo badań w Zagłębiu Dąbrowskim. W yniki swych badań publikował Bohdanowicz w języku polskim w pracy „W apień m uszlowy w Zagłębiu Dąbrowskim ” . W tym roku otrzymał nagrodę Rosyjskiej Akadem ii Nauk za prace geologiczne.

Chociaż zagadnienia naftowe b yły w tym okresie głów nym przedmiotem badań Bohdano­

wicza, zajm uje się on również i innymi zagad­

nieniami. M. in. bada w o d y mineralne Kaukazu i prowadzi badania geologiczne wzdłuż projek­

towanej przybrzeżnej czarnomorskiej kolei. In­

teresują go trzęsienia ziemi. W roku 1908 jedzie do Messyny, którą nawiedziło jedno z najstrasz­

niejszych trzęsień, aby na miejscu bezpośrednio po katastrofie przeprowadzić obserwacje.

W 1911 r. kieruje ekspedycją w obszarze Tian- Szań dla zbadania trzęsienia ziemi, które w tym roku dotknęło północną część tego grzbietu gór­

skiego.

Na propozycję Kom itetu Organizacyjnego X I m iędzynarodowego Kongresu Geologicznego dokonał obliczenia zasobów rud żelaznych Rosji.

Praca ta stanowiła część składową obliczenia przez Kongres w Sztokholmie (1910 r.) świato­

w ych zasobów rud żelaza.

W 1903 r. Bohdanowicz został mianowany profesorem nadzwyczajnym, a w sześć lat póź­

niej profesorem zw yczajnym w Petersburgu w Instytucie Górniczym. Obok w ykładów ge­

ologii wprowadził, now y w ykład o złożach m i­

nerałów użytecznych. Prócz wydanych podręcz­

ników geologii ogólnej i dynamicznej oraz o skałach budowlanych, opracował i wydał duże dwutom owe dzieło (liczące ponad 900 stron) 0 złożach rud.

W 1913 r. Bohdanowicz powołany został na w i­

cedyrektora Kom itetu Geologicznego, a w roku następnym, po śmierci Czernyszewa, miano­

w an y został dyrektorem Komitetu.

Na now ym stanowisku, mimo trudnych w a­

runków spowodowanych okresem wojny, roz­

winął Bohdanowicz żyw ą działalność naukowo- organizacyjną, wykazując w ielką energię i ta­

lent organizacyjny. Po wybuchu rewolucji październikowej, mimo propozycji pozostania na zajm owanym stanowisku, rezygnuje z niego, wracając na katedrę geologii w Instytucie G ór­

niczym. W 1917 r. bierze udział w pracach pol­

skiego przedstawicielstwa w Petersburgu tzw. „N a ra d y Ekonomicznej” , opracowując re­

fera ty o złożach polskich surowców mineral­

nych, a następnie plan organizacji przyszłej służby geologicznej w Polsce. Na zaproszenie władz polskich decyduje się na przyjazd do kraju i objęcie kierow nictw a tworzącego się Państwowego Instytutu Geologicznego. Latem 1919 r. przedziera się przez ówczesny front 1 p rzyb yw a do W arszawy, gdzie jednak stano­

wisko dyrektora Instytutu Geologicznego zo­

stało już obsadzone.

Po przybyciu do kraju początkowo pracuje jako doradca przemysłu naftowego, a następnie

(1921) mianowany zostaje profesorem zw yczaj­

nym Akadem ii Górniczej w K rakow ie i k ierow ­ nikiem katedry geologii stosowanej; na stano­

wisku tym pozostał do 1936 r., tj do przejścia na emeryturę.

W tym okresie Bohdanowicz pisze szereg pod­

ręczników i rozpraw naukowych z różnych dzie­

dzin geologii stosowanej. W yb itn y fachowiec, bywa zapraszany niejednokrotnie nie tylko w kraju, lecz i za granicę jako ekspert złóż róż­

nych surowców, np. do Francji (celem m ożliw o­

ści odkrycia złóż ropy), Hiszpanii (złoża w o l­

framu), A fr y k i północnej (złoża fosforytów i ropy), Rumunii (złoża ropy) i in.

Bohdanowicz bierze również ż y w y udział w organizacji i pracach Polskiego Tow arzystw a Geologicznego, którego jest pierwszym preze­

sem. W latach 1920— 1924 był prezesem P o l­

skiego Tow. Geograficznego. W uznaniu w ie l­

kich osiągnięć naukowych i pracy w tych tow a­

rzystwach zostaje powołany na ich członka ho­

norowego. Prof. Bohdanowicz był również członkiem w ielu zagranicznych tow arzystw na­

ukowych m. in. wiceprezesem Societe G eologi- que de France.

W uznaniu w ybitnych zasług naukowych prof. Bohdanowicz został powołany na członka Tow arzystwa Naukowego Warszawskiego, członka Polskiej Akadem ii Umiejętności i A k a­

demii Nauk Technicznych. Akademia Górnicza w K rakow ie mianowała go profesorem honoro­

w ym i nadała mu stopień doktora honoris causa.

0 zasługach na terenie współpracy z przem y­

słem świadczy powołanie prof. Bohdanowicza na członka honorowego Stowarzyszenia P o l­

skich In żynierów Górniczych i Hutniczych 1 Stowarzyszenia Polskich In żynierów P rze ­ mysłu Naftow ego. W 1936 r. udekorowany zo­

stał Kom andorią orderu Polonia Restituta, po w ojn ie (1947 r.) otrzym ał Kom andorię Polski Odrodzonej z Gwiazdą.

W 1938 r. w wieku 74 lat został powołany Bohdanowicz na odpowiedzialne stanowisko d y­

rektora Państwowego Instytutu Geologicznego.

Z nie spotykaną energią i praw dziw ie m łodzień­

czym zapałem rozpoczął n ow y dyrektor reorga­

nizację instytucji, która znajdowała się, zw ła­

szcza po licznych redukcjach personelu nauko­

wego, jakie ją w ielokrotn ie dotknęły, w stanie upadku. Rozpoczęte prace organizacyjne p rzer­

w ał wybuch w o jn y i okupacja.

Opuściwszy W arszawę w e wrześniu 1939 r.

wraca niebawem dyrektor Bohdanowicz, b y w zaciszu dom owym oddać się pracy naukowej, rozpoczynając swe największe dzieło poświę­

cone geologii złóż surowców mineralnych.

Nadeszły tragiczne dni powstania warszaw­

skiego. Osłabiony chorobą serca prof. Bohda­

nowicz opuszcza w raz z małżonką płonący dom, udając się w nieznane. W niesionym przez niego plecaku znajduje się rękopis jednego z dwóch tomów napisanego dzieła o złożach surowców mineralnych i prace kolegów, oddane mu na przechowanie. Do sił i zdrowia wraca w Czę­

stochowie, a następnie w K rakow ie, gdzie za­

mieszkał w zrujnow anym domu u pp. Jaskól­

34*

(6)

260

skich. I tu jeszcze raz przeżył, grożące bezpo­

średnim niebezpieczeństwem życia, bombardo­

wanie w dniach uwalniania K rak ow a przez wojska radzieckie.

Dzięki niew yczerpanym wprost siłom może w niedługim czasie przystąpić prof. Bohda­

nowicz do odbudowy Państw ow ego Instytutu Geologicznego, obejm ując jego kierow nictw o.

Nadmierna praca w yczerpać musiała i żelazny organizm liczącego ju ż 83 lat K arola Bohdano­

wicza. P o krótkiej chorobie zm arł w W arszawie 5 czerwca 1947 r. Pogrzeb odbył się na koszt

państwa, a prochy zmarłego spoczęły na cmen­

tarzu Pow ązkowskim w alei zasłużonych.

Szczery żal tow arzyszył odejściu na zawsze jednego z największych polskich geologów, któ­

rego imię zapisało się trw ale w nauce światowej.

Pracow ite i bogate w osiągnięcia było życie K a ­ rola Bohdanowicza, zwłaszcza na polu geologii złóż kruszcowych i geologii naftowej. Dobrze zapisał się w pamięci setek uczniów jako w y ­ traw n y pedagog, którego całe życie cechowała w yjątk ow a wprost skromność.

S T A N IS Ł A W M Y C IE L S K I (K ra k ó w )

CZY D Z IK IE Z W IE R Z Ę T A W AFRYC E SĄ NIEBEZPIECZNE

N ależałob y w ła ściw ie stw ierdzić, że duża część l i ­ teratu ry o tem atyce p o d ró żn iczo-m yśliw sk iej, ja k rów n ież i szereg film ó w , dotyczących A fr y k i, a przede w szystkim ustosunkowania się d zik iego zw ierza do człow ieka, jest n ajczęściej błędnie u jęta — o ile nie mocno przesadzona. M a się trochę tak ie w rażen ie, że podróżnik p rzem ierza ją cy ro zległe stepy i lasy p od­

zw rotn ik ow e niem al stale jest w niebezpieczeństw ie, że za każdym kopcem term itó w , pagórk iem czy z ja ­ kiegoś gęstszego buszu — czai się w ie lk i a k rw io ż e r­

czy zw ierz — k tó ry n iczego innego n ie pragnie, jak skoczyć na biednego człow ieka, zabić go i z apetytem skonsumować.

Zagadnieniu niebezpieczeństw a, tego stosunku a fr y ­ kańskiego zw ierza do człow iek a, pośw ięciłem szereg m iesięcy w łasn ej o b serw acji — ja k ró w n ież zasięga­

łem op in ii osób, przede w szystkim przyrod n ik ów , którzy od la t w A fr y c e m ieszk ali i z ż y li się z tą cu­

downą p od zw rotn ik ow ą krainą, w k tó rej k ró lu je tak zw an y „ w ie lk i zw ie rz a fry k a ń sk i” , to jest — słoń, bawół, nosorożec, le w i lam part. P oza tym bardzo w n ik liw ie trak tu je to zagadnienie litera tu ra a n g iel­

ska.

W dużym streszczeniu pragnąłbym zan alizow ać reak cję afrykańskich zw ie rzą t w spotkaniu w takich czy innych warunkach z człow iek iem . Z ach odzi p ie r w ­ sze i zasadnicze p yta n ie: czy w spotkaniu z c zło w ie ­ kiem , zw ierz p ierw szy ataku je? O d p ow ied ź: w 99°/o nie.

Jak z od p ow ied zi na to p ytan ie w yn ik a , to a fr y ­ kańskie zw ierzęta nie są w ca le dla człow iek a n ie­

bezpieczne. D laczego w ię c statystyki tego k ra ju no­

tują ty le setek śm ierteln ych ofia r, k a le c tw i ran — w łaśn ie spow odow anych p rze z zw ierzęta?

K o le jn o rozw a żm y w y ż e j podane tw ierd zen ie. Z o ­ stało ustalone, że zw ierzęta p ra w ie n ig d y nie atakują człow iek a —• o ile:

1 . nie nachodzi się je na bardzo bliską odległość, 2 . nie drażni czy celow o niepokoi,

3 . n a jw ażn iejsze — nie p o w o d u je się ran y postrza­

łow ej.

ad. 1. P o w ie lu latach ścisłej o b serw a cji w iadom o, że te groźne a m ogące b yć dla czło w iek a n iebezpiecz­

ne z\wierzęta nie atakują — o ile jest się od nich oddalonym na pew ną odległość, poza k tórą zw ierzęta

w ogó le nie reagu ją na w id o k człow ieka. Jest to ja ­ koby ustalona „lin ia dem arkacyjna” czy ściślej m ó ­ w ią c „pas bezpieczeństw a” , poza k tórym panuje b ez­

w zględ n e bezpieczeństw o. L e w np. nie reagu je na w id ok człow ieka poza 90 m etram i, w id zi, obserw uje — ale m am w rażenie, że jest za len iw y, by się z m iejsca ruszyć. K ażd e z tych dużych zw ierzą t ma jak b y usta­

loną „p ra w em dżu n gli” odległość, poza którą czło­

w iek ty lk o w w y ją tk o w y c h przypadkach, i to nader rzadko, narażony b y łb y na niebezpieczeństwo.

J eżeli jednak św iadom ie przekracza się tę linię, zb liża ją c się do zw ierza, to on zw y k le odchodzi, u trzy­

m ując m niej w ię c e j stale tę samą odległość. N ie jest też w ykluczone, że zaskoczony szybko zb liżającym się człow iek iem — prędko uchodzi.

Jest ty lk o jedna okoliczność, która m oże być n ie ­ bezpieczna dla roztargnionego czy nieśw iadom ego n ie ­ bezpieczeństw a turysty, to zetkn ięcie się ze zw ierzem na k ilk a kroków . Tu ju ż działają inne kryteria, nie skok w sensie ataku — ale jed yn ie samoobrona. Jest rzeczą ciekawą, że zw ierzęta, szczególnie antylopy, gd y zauważą broń palną u człow ieka, czy też ich n ie ­ o m yln y instynkt uśw iadom i je, że g rozi im bezpo­

średnie niebezpieczeństwo, to „m a rża ” znacznie jest pow iększona, z w y k le na taką odległość, która utrud­

nia albo w ręcz u n iem ożliw ia strzał z broni m yśliw ego.

N aw iasem dodam, że to odczuwanie, naw et na daleką odległość u k rytej broni palnej, obserw ow ałem n ie ­ jed n ok rotn ie w G ran ow ie w w o j. poznańskim, p o w ie ­ cie grodziskim , gdzie trzym a ły się i lę g ły dropie (O tis tarda).

ad 2. T o zalecenie brzm i trochę hum orystycznie, ja k znane przestrogi dla tu rystów zw ied zających P a rk i N arodow e, „n ie w y ry w a ć dębów z korzeniam i i nie drażnić n ied źw ied zi” ! A le proszę m i w ierzyć, że w łaśn ie w afrykańskich parkach czy rezerw atach, rojących się w prost od ja k by zupełnie osw ojonych i dobrodusznych zw ierząt, w yp a d k i tam są n ajczę­

stsze, naturalnie, o ile turysta w pełni nie przestrzega

wskazań, przepisów czy instrukcji, otrzym anych od

zarządów czy od personelu teren ów ochronnych. Duże

te przestrzenie, będące pod ścisłą opieką i kontrolą

człow ieka, poprzecinane są siatką zw y k le dobrych

dróg. S etk i sam ochodów w ęd ru ją po nich, nieraz

w prost ocierają się o takie czy inne zw ierze. To, że

na ogół te zw ierzęta, a przede w szystkim lw y , w ogóle

(7)

261

Ryc. 1. Nosorożec. Ś w ia to w ej sław y nosorożec (samica) z rezerw atu A m b o seli — K en ia — o niew spółm iernie

długim rogu

nie reagu ją na p ojazd y mechaniczne, przypisać na­

leży p rzyzw ycza jen iu i stałemu obcowaniu z samocho­

dami. Jednak człow iek m yln ie interpretu je to zacho­

wanie, sądząc że to rów n ież odnosi się i do niego samego. A tu leży gruby błąd. Jedynie karoseria chroni go przed niebezpieczeństwem , a zapach m a­

szyny, sm arów i benzyny anuluje zapach człow ieka — tę w oń tak znienaw idzoną i odstraszającą wszystkie d zik ie zw ierzęta na całym świecie.

B ezsprzecznie w id o k tych w spaniałych kotów , ba­

raszkujących n iefra sob liw ie o kilka krok ów od wozu, ocierających się w prost o koła samochodu, to ufne, ja k b y p rzyja cielsk ie spojrzenie, jakże m yln ie są za­

zw yczaj rozum iane. D latego przepisy w rezerwatach i parkach — pod groźbą bardzo ostrych kar — nie p o zw alają p rzez ochronne teren y przejeżdżać inaczej, ja k tylk o z góry dozw oloną i wskazaną trasą. N ie w oln o m ieć nabitej broni p rzy sobie, chyba w fu te ­ rałach dobrze zam kniętych. Pod żadnym pozorem nie w oln o w ysiadać z samochodu, chyba tylk o w m ie j­

scach z g ó ry oznaczonych. N a w et uchylanie d rz w i­

czek jest w zbronione.

N atu raln ie n ie m a regu ł bez w y ją tk ó w . N ie można tw ierdzić, że człow iek, k tó ry w ysiada z samochodu w b lisk iej odległości np. od stadka lw ów , musi być p rzez nie zaatakow any, ale może nim być.

Istn ieją osoby, do których zw ierzęta odnoszą się w y ją tk o w o ufn ie i przyjaźnie. M am y typ ow e p rzy ­ kłady, np. w osobie tw ó rcy przepięknych film ó w pt. „S im b a ” i „C o n g o rilla ” M artina J o h n s o n a , k tóry na stepie Serengeti, otoczony przez kilkanaście dorosłych lw ó w , n ajspokojn iej kręcił sw ój w spaniały film , czy też znany nam dobrze w Polsce i z łam ów W szechśw iata dr B. G r z i m e k , który, ileż to razy z aparatem fo to gra ficzn ym — w b re w w szelk iej lo ­ gice — zb liżał się na niebezpieczną odległość do upa­

trzonego celu. Bezsprzecznie osoby te nie działają drażniąco na zw ierzęta, odwaga, opanowanie, sp ok oj­

ne ruchy, w zrok , a przede w szystkim to uczucie ż y ­ czliw ości em anujące z człow ieka na zw ierzę, w szystko to w dużej sk ali pow iększa bezpieczeństwo. A le i tu m usim y zaznaczyć, że taka braw ura udaje się raz, 10 , a m oże i setny raz, ale to sto p ierw sze spotkanie m oże zakończyć się tragicznie — a co gorsze, zw y k le się też tak i dzieje.

Chcąc om ów ić pytanie 3 muszę zaznaczyć, że nie mam zam iaru ujm ow ać tej spraw y z punktu w id z e ­ nia m yślistw a. N ie zapom inajm y, że podróżow anie po A fr y c e p od zw rotn ik ow ej, przez stepy, lasy czy dżun­

gle, to nieubłagana konieczność użycia broni, czy to dla zaspakajania głodu — czy też dla celów nauko­

wych. D latego też analiza zachowania się dużego zw ierza po strzale, m niej lub ciężej rannego, mam w rażenie, jest jak b y dopełnieniem podstaw ow ych w iadom ości o afrykań skiej faunie.

M am w rażenie, że rzeczą bezsporną jest fakt, że zw ierzęta ranne czy naw et dogoryw ające, do ostat­

niej c h w ili życia czy świadom ości boją się człowieka.

Chcą się od niego oddalić za w szelką cenę, w ja k i­

k olw iek sposób. W A fr y c e jest jednak inaczej; duży procent zw ierząt po zranieniu atakuje człow ieka, tak jak by się chciał zemścić za doznany ból czy za od­

czucie nadchodzącego zgonu. Jest rzeczą zrozum iałą, że czym zw ierz jest w iększy, tym bardziej w ataku groźny, ale i te na pozór nieszkodliw e i płochliw e zw ierzęta, jak np. antylopy, m ogą też być niebez­

pieczne. N ie w olno zapominać, że w tym kraju, prze­

siąkniętym m iazm atam i, każde zranienie człow ieka, naw et pow ierzchow ne, pazurem, kłem czy naw et r o ­ giem , najczęściej pow odu je groźne dla życia zaka­

żenia.

Sam byłem świadkiem , i to dwukrotnie, szarż du­

żych antylop, z których jedną była antylopa Roan (H ipotra gu s eąuides), drugą zaś antylopa Gnu (G o n - nochetes taurinus). Prasa afrykańska często donosi 0 tragicznych w ypadkach, w których o fia rą rannej zw ierzy n y padają nieraz i 'w y tra w n i podróżn icy czy m yśliw i.

T a k ja k to zw y k le byw a — w każdej teo rii są 1 w y ją tk i. I na tym odcinku m ożem y tw ierdzić, że od czasu do czasu grasują zw ierzęta, które nie będąc ranne pierw sze atakują człow ieka. Są n im i: nosorożec, słoń i lew . Nosorożec bez żadnego powodu m oże za­

atakować człow ieka, tak, jak p otra fi zaszarżować k o­

piec term itów , drzew o czy inną przeszkodę na jego drodze. M a się w rażen ie, że ten jakby trochę przed­

p otopow y zw ierz nie zawsze zdaje sobie sprawę z tego, co robi. Ot taki w ariatuńcio, którem u takie czy inne niedorzeczne fig le spraw iają przyjem ność.

Co jest jednak niebezpieczne w spotkaniu z nosoroż­

cem, to uczucie niepewności, bo w łaściw ie n igd y się nie w ie, co mu do łba strzeli i jak się w danej ch w ili zachowa. Jeżeli chodzi o słonia, to nie będziem y m ieli tu do czynienia z takim zw y k ły m w stadzie żyją cym zw ierzem , lecz słoniem , zw y k le starszym samcem, k tóry pew nego dnia, ja k b y z w yrok u stada, za takie czy inne przew inienia, został w yklu czon y ze słonio­

w ej społeczności. Zm uszony jest opuścić stado, żyjąc już stale samotnie, skąd je g o nazwa „sam otnik” . Z o ­ stało udowodnione, że biedne to zw ierzę pozbaw ione stadnego życia i braku samic dziw aczeje, a często naw et staje się n ieobliczalnym w ariatem . Z rów n ym zam iłow aniem p ew n ej nocy w targn ie do w si m urzyń­

skiej i z jakąś nieokiełzaną fu rią rozw a li k ilk a dom- ków tubylczych. Z darzają się i trupy lu dzkie po ta ­ k iej w izycie, a zaw sze w ie lu rannych. N iebezpieczn y ten z w ie rz bez pow odu runie na przechodzącą spo­

kojn ie karaw anę lu dzi lub w y p o w ie nieubłaganą w a lk ę nosorożcom, z k tórym i słonie zw y k le żyją w zgodzie. Takich p rzyk ła d ó w można b y p rzytoczyć tuzinam i. A le do ja k ie g o stopnia takie szaleństwo może doprow adzić to samotne zw ierzę ilu stru je zda­

rzenie, które m iało m iejsce k ilk a lat przed w o jn ą n ie­

daleko W odospadów W ik to rii i miasta Livin gston e.

O tóż tak i p rzeb yw a ją cy w tej ok olicy „sam otnik”

postanow ił w yp rób ow a ć sw e siły z pociągiem . N a za ­

(8)

262

kręcie w gęstym lesie stanął na szynach i z ch w ilą ukazania się pociągu fro n ta ln ie go zaatakow ał. R e zu l­

tat: słoń został za b ity na m iejscu — ale pociąg na­

jech aw szy na 8 ton kości i m ięsa w y k o le ił się. Szczę­

śliw ie b ył to pociąg to w a ro w y , w ięc oprócz zresztą lekko tylk o rannego m aszynisty nie zanotow ano ofia r w ludziach.

L w a , k tó ry p ierw szy napada człow iek a zw iem y

„lu dożercą” . Jest to zw y k le stary zw ierz, często z w y ­ kruszonym i kłam i, trochę poreu m atyzow any, którem u w ie k już nie pozw ala na p olow an ie na chyże an ty­

lopy czy zebry. Zak osztow aw szy p rzy tak iej czy in ­ nej sposobności lu dzkiego mięsa, zasm akow aw szy w nim, zaczyna już stale p olow ać na człow iek a jako na stw ór pow oln y, n ieporadn y i słaby. Jest to groźny przeciw nik, gd yż nie ob aw ia się człow iek a i atakuje z zasadzki.

W czasie m o jej bytności w ok olicy źródeł Zam bezi w k raju Barotse w p ob lisk iej w si, znany z odw agi i bezczelności „lu d ożerca ” w szed ł p ew n ej nocy n a j­

spokojn iej do chaty tu b ylczej i w y cią g n ą ł z n iej starą M urzynkę, którą w pobliskich chaszczach — w ra z ze sw oją w iern ą tow arzyszką, dokum entnie skonsumo­

w ali. R y k i tej m iłej p a ry słyszałem p rzez szereg nocy z rzędu. Z w ie rzę ta te siały postrach na d ziesiątk i k i­

lo m etró w dookoła. N ik t po zachodzie słońca nie ośm ielił się w y jś ć poza obręb wsi.

P ra w dopodobn ie ten lew , krążący stale w p ro m ie­

niu kilku k ilo m etró w od naszego obozu w Anguesi, spłatał nam zabaw nego i, przyznać trzeba, o ry g in a l­

nego fig la . P osta n ow iliśm y opuścić nasz „obóz b azę”

na k ilk a dni. N a m ioty zabraliśm y ze sobą, pozosta­

w ia ją c dużą, otw a rtą szopę. W je j w n ętrzu zn ajdow ał się tak zw an y „ciężk i to w a r” , tj. benzyna, smary, k artofle, kon serw y itp. N a straży pozostaw iliśm y starszego dośw iadczonego M urzyna, członka naszej w yp ra w y. P o pow rocie zastaliśm y naszego tow arzysza w strasznym stanie w yczerp an ia fizy czn eg o i n e rw o ­ wego. A oto jeg o rela cja : „Już w p ierw szą noc od naszego w yjazd u , około północy do opuszczonego obozow iska w szedł n ajsp ok ojn iej duży, stary lew.

Naszem u strażn ikow i n ie pozostało nic innego, jak szybko w drapać się na rozłożyste drzew o, k tóre ro ­ sło p rzy sam ej szopie. Z bezpiecznej w ysok ości straż­

nik dobrze w szystko w id zia ł i obserw ow ał. O tóż le w od razu skierow ał sw e k ro k i do szałasu a w szedłszy, dłuższy czas tam pozostawał. T e nocne w iz y ty po­

w ta rza ły się regularnie, m n iej w ię c e j o tej sam ej g o ­ dzinie przez 5 dni naszej w A n gu esi nieobecności” .

T e kilka dni, a przede w szystkim nocy, dały się dobrze w e znaki naszemu N ’buru, k tó ry słaniał się po prostu na nogach i m im o naszej ju ż obecności, trw o ż liw ie oglądał się na w szystk ie strony, czy jego

„w r ó g ” znow u nie nadchodzi.

A le co b yło n ajciek aw sze w tej sp ra w ie to fakt, że w sam ym środku szopy na w o ln e j p rzestrzen i w i­

dniało w całej okazałości 5 „k a rt w iz y to w y c h ” na­

szego nocnego gościa. M im o żeśm y jeszcze w tym m iejscu przez 2 tygod n ie pozostaw ali, le w się w ięcej nie ty lk o nie p oja w ił, ale w id oczn ie nasze sąsiedztw o na dłuższą m etę mu nie dogadzało, g d y ż naw et już w ię c e j nie słyszeliśm y je g o w sp an iałego nocnego koncertu.

Często ró w n ież się słyszy o nocnych atakach lw ó w na uśpiony obóz. D uży procent nieszczęść w łaśn ie p rzypada na teren ie sam ego obozow iska lub je g o bez­

pośredniego sąsiedztwa. Spraw a p rzedstaw ia się na­

stępująco. „ K r ó l zw ie rzą t” n ależy bezsprzecznie do n ajciekaw szych zw ierząt, zam ieszkujących ten w ie lk i kontynent. Jak w iadom o lw y stosunkowo mało w ę ­ drują i raz obraw szy pew ien dla nich dogodny te­

ren z w y k le już tam pozostają, nieraz i latam i. P r a w ­ dopodobnie na tych przestrzeniach czują się napraw dę

„p an am i” i nie bardzo znoszą, b y np. inne lw y z są­

siedztw a chodziły i p olow ały po ich terenach. N a j­

starszy w iekiem , siłą i pew no rozum em le w jest bez­

w zględ n ym w odzem stada, tak ja k u słoni b yw a n a j­

starsza w stadzie samica.

N a g le pew n ego dnia czy nocy na jego terenie po­

w staje coś nowego, nieznanego. Jakieś now e zapachy, ruchy, krzyki, no i w oń w ro g a nr 1 , tj. człowieka, w szystko to go niepokoi a zarazem i zaciekaw ia. Czeka nocy, a gdy obóz zapadnie w głęb ok i sen i cisza za­

panuje dookoła, stary samiec w yrusza na zw iady.

M usi przekonać się na m iejscu, co to w szystko znaczy.

Sw oim bezszelestnym kocim krokiem w ch odzi w sam środek obozu. O ciera się w prost o nam ioty, w k tó­

rych śpią b ia li ludzie, przesuw a się w śród śpiących M u rzyn ów bezszelestnie ja k mara. N agle, czy ktoś się obudził, czy pies zaszczekał, p ow staje krzyk, w rzaw a, panika. L ew , k tóry nie m iał żadnego zam iaru k om u kolw iek zrobić krzyw d y, chce ty lk o się oddalić, uciec ja k najprędzej, lecz po drodze n atrafia na k łę ­ bow isko rozkrzyczanych i oszalałych ze strachu lu-

Ryc. 2. Słoń. Tak potężnych k łó w — dochodzących do 3 m długości — dziś już się p raw ie nie spotyka.

Fot. E. Schulthess

(9)
(10)

lito. H A L IS IT E S sp. (Sylur, narzutniak) Fot. J. M ałecki

(11)

263

dzi — jeden skok, uderzenie łapą — droga w olna i zw ie rz n iknie w ciemnościach. W obozie lament, człow iek zab ity i dwóch rannych. Oto historia tak często słyszanych nocnych ataków. Ile ż to razy o św i­

cie lu dzie ze zdziw ieniem i dreszczem em ocji spraw ­ dzają, a w ła ściw ie odczytują po tropach, że le w nocą b ył w obozie, obszedł, obwąchał, nikom u k rzyw d y nie zrobił i spokojnie się oddalił.

Dużo jest zw ierzą t ciekaw ych i tę skłonność w y ­ korzystu ją często tubylcy, by przyw abić zw ierzyn ę na bliską odległość, tj. na dystans strzelania z łuku.

D łu gotrw ałe „s a fa ri” (w y p ra w y ) po stepach czy la ­ sach A fr y k i Centralnej, w czasie której musi się ż y ­ w ić nieraz i dziesiątki ludzi m ięsem upolowanych zw ierząt, czy też strzał oddany w obronie życia lub dla celów naukowych, skłania mnie, b y poruszyć j e ­ szcze „tech n ik ę” , tj. zachowanie się zw ierza rannego bezpośrednio po otrzym aniu postrzału.

O tóż każde z dużych zw ierząt afrykańskich ma sw ój specyficzn y sposób atakowania człowieka. R an ­ n y lam part po strzale atakuje natychmiast. N iera z ułam ek sekundy decyduje o życiu czy k alectw ie czło­

w ieka. L e w ranny odchodzi i zaczaja się w pierw szej lepszej k ryjó w ce. Dopuszcza człow ieka idącego jego k rw a w y m i śladam i na kilkanaście kroków , by nagle z ukrycia, dwom a, trzem a susami, dopaść m yśliw ego.

B aw ół szybko po strzale ucieka, i to zw y k le tak d ale­

ko, że człow iek traci go z oczu, po czym zatacza duży krąg i dokładnie wchodzi na jego ślad i w ch w ili n a j­

b ard ziej odpow iedn iej dla zw ierza a najn iekorzyst­

n iejszej dla człow ieka — następuje piorunująca szarża od tyłu, p orw an ie na rogi, stratowanie racicam i i z w y ­ k le kończy się to śm iercią człowieka. N a ogół uważa się, że atak rannego baw ołu jest, po szarży słonia, najniebezpieczniejszy. N a takim w łaśnie polowaniu, po zranieniu bawołu, stracił życie jeden z prekurso­

r ó w lotn ictw a m otorow ego, Francuz Latham .

A le nie ulega żadnej w ątpliw ości, najniebezpiecz­

niejszym przeciw n ikiem człow ieka jest ranny słoń, a to z następujących pow odów . Ranny z w y ją tk o ­ w ą zaw ziętością m ści się na człowieku. A gdy go dopadnie, znęca się nad nim czasami godzinam i. P o r ­ w anie trąbą, trzaśnięcie nim o ziemię, nieraz p rzy ­ gw ożdżenie kłam i do ziem i, a zawsze tratow anie n o­

gam i, to norm alny proceder, gd y niefortunny m yśli­

w y dostanie się w zasięg rozszalałego zw ierza. Zdarza się, że ranny lew, baw ół czy naw et nosorożec, często po stratowaniu i zadaniu m niej lub w ięcej ciężkich ran, opuszcza swą ofiarę pozostaw iając człow ieka z iskierką życia. Znałem osobiście dwóch ludzi, z k tó­

rych jeden uszedł z życiem , straciw szy rękę w p a ­ szczy lwa. Drugi, dziś kaleka, w y ży ł, ściślej m ówiąc, ranny baw ół nie zadał sobie trudu, by go dobić.

Z e słoniem spraw a przedstaw ia się inaczej. Słoń idzie do ataku na człow ieka z w yraźn ym zam iarem zabicia. N ie zdarza się, że b y człow iek opasany m o­

carną trąbą uszedł z życiem.

Ryc. 3. N a tle zachodzącego słońca — potężną masą odbija się rozłożysty baobab (Adansonia d igitata)

A N D R Z E J G R O D Z IC K I (W rocław )

P IA S K I ZŁO TO NO ŚNE O KO LIC L W Ó W K A

Złoto na ziem iach polskich p o ja w iło się stosun­

kow o dawno, gd yż około 3,5 do 4 tysięcy lat temu.

Charakterystyczne dla ku ltu ry unietyckiej potężne kurhany za w iera ją często różne złote ozdoby, m iędzy inn ym i berła sztyletow e, będące oznakam i w ła d zy pa­

triarchy, z rękojeściam i bogato inkrustow anym i zło ­ tem i brązem . W edłu g Q u i r i n g a należy p rzypu ­ szczać, że górn ikam i złota na Śląsku dw a tysiące lat p.n.e. b y li K reteń czycy, o czym m ogą św iadczyć w y ­ kopane p rzez archeologów narzędzia, a w w iekach późniejszych C eltow ie, k tórzy pozostaw ili po sobie charakterystyczne zroby górnicze. W okresie średnio­

w iecza na dworach w ła d ców polskich złoto było przedm iotem codziennego użytku i w edłu g św iadec­

tw a G a l l a A n o n i m a b yło w cenie srebra, srebro zaś m iało być tanie jak słoma. W edług kroniki: „n ie tylk o kom esow ie, lecz naw et ogół rycerstw a nosił łańcuchy złote n iezm iernej w a g i” , a dam y dw orskie chodziły tak obciążone koronam i złotym i, n aszyjn i­

kami, naram iennikam i i złotogłow iem , że nie m ogły udźw ignąć tego ciężaru kruszców.

W czasie niszczycielskiego najazdu B r z e t y s ł a - w a I I na Polsk ę w 1038 r., w ed łu g św iadectw a k ro ­ n ik i kanonika praskiego K o s m a s a (1045— 1125), zo ­ stały zrabowane z Gniezna złote tablice wysadzane k lejn otam i i krzyż ze złota (dar M i e c z y s ł a w a I), w ażący trzy razy tyle co osoba księcia, oraz liczne inne przedm ioty ze złota.

Z łoto na terenach P olsk i pochodziło z trzech ró ż­

nych źródeł: 1 ) w chodziło w skład łu pów w ojennych,

2 ) pochodziło z w y m ia n y handlow ej zarówno ze

W schodem (p rzew aga do X w.), ja k i z Zachodem

(od X w ieku). W ten sposób złoto dociera na ziem ie

polskie z kopalń azjatyck ich i z Sudanu. Z łota m o ­

neta bita w państw ie bizantyńskim jak rów n ież złoto

i srebro Sasanidów p o ja w ia ją się także na naszych

terenach. Od X w iek u o ży w ia ją się szlaki handlowe

z Zachodem i zw iązana z tym w ym iana. 3) T rzecim

(12)

264

źródłem było złoto rodzim e, w yd o b yw a n e w polskich kopalniach. G d y w 1000 roku cesarz O t t o I I I p rz y ­ b y ł do P olsk i na słynny zja zd gnieźnieński, został p o­

w ita n y nad Bobrem p rzez B o l e s ł a w a C h r o b r e - g o, którego d w ór w ed łu g św iad ectw a G a lla Anonim a, olśnił im peratora sw ą wspaniałością i k lejn otam i. Do pow stania ow ych b ogactw p rzy czy n ił się p rzypu szczal­

nie, skrom ny w tym czasie gród nad Bobrem , k tóry w przyszłości m iał być p rzez okres stu la t w r a z ze Z ło to ry ją synonim em bogactw a i legen darn ej gorączki złota. H istoria tego średn iow ieczn ego eldorada -—

miasta L w ó w k a , tonie w m rokach d ziejów . O jeg o szybko rosnącym znaczeniu i dochodach m oże św ia d ­ czyć fakt, że już w roku 1158 górn icy (kopacze złota) w yb u d ow a li w m ieście książęcy zam ek, a w 1162 r.

w ieżę ratusza. R o zk w it górn ictw a nastąpił około 1180 roku. P ierw sza w zm ian k a o kopalniach złota p o­

chodzi z 1217 r. W edłu g n iej książę H e n r y k B r o ­ d a t y nadał L w ó w k o w i w szystk ie kopalnie, które le ­ żą m ięd zy P łak ow icam i, D w ork iem , P ieszkow em , B ie- lanką, Z b ylu tow em i Chm ielnem , do u żyw an ia d rze­

w a i traw y. (Cod. dipl. Siles., X X nr 7).

W 1241 roku w k rw a w e j b itw ie na polach leg n ic­

kich w a lczy po stronie p olsk iej obok g ó rn ik ó w zło- toryjsk ich 150 kopaczy złota z L w ó w k a , o czym w sp o ­ m ina X IV -w ie c z n a zapiska w księgach m iejskich lw ó ­ w eckich a pośw iadcza D ługosz w sw ej H is to rii.

W spom niana b itw a na p ew ien p rzeciąg czasu zaha­

m ow ała ro zw ó j górn ictw a złota w okolicach L w ó w k a , co było w y n ik iem w y m o rd o w a n ia p rzez T a ta ró w du­

ż e j części kopaczy lub pognania ich w ja sy r na W schód. O koło roku 1253 dotarł do w ię ź n ió w pracu ­ jących w kopalniach ałtajskich legat papieski mnich R u i s b r o e k , przekazu jąc potom nym sw ą ciekaw ą relację.

P o ch w ilo w ych niepow odzeniach gó rn ictw o złota r o zw ija się jednak nadal. K op acze u zyskują p r z y w i­

le je i praw a. Są one w y n ik ie m ciężk iej pracy poszu­

k iw aczy i zysków , k tóre gó rn ictw o p rzyn osi panu­

jącym . M oże o tym św iadczyć fakt, że jeszcze w X I V w iek u kopalnie w k sięstw ie legn ick im dostarczały około 22,5 kg złota na tydzień. W ed łu g Q u irin ga w la­

tach 1175— 1492 w yd o b yto tu około 30 000 kg złota.

Z 1274 roku pochodzi najstarsze m ie jsk ie p raw o g ó r ­ nicze na Śląsku odnoszące się do L w ó w k a . S potykam y w nim p ierw szą w P olsce w zm ian k ę o gw arectw ach, c zy li stow arzyszeniach górn iczych oraz pozn ajem y przepisy o sposobie zakładania now ych kopalń i inne

R yc. 1. H ia cyn ty (piaski złotonośne okolic Z ło to ry i) pow . około 20 X

zarządzenia dla górników . (Cod. dipl. Siles., X X nr 29).

S zyb y poszu kiw aw cze b y ły przew ażn ie lokalizow an e w odległości 21 ła tró w (łatr — 2,09 m ) jed en od dru­

giego. Szyb m iał średnicę około 1,3 m, obudowany był deskam i sosnowym i i kończył się kom orą, gdzie prow adzono prace eksploatacyjne, a złotonośny p ia ­ sek w yciągan o w ia d ra m i na pow ierzch n ię ziem i.

W ok olicy L w ó w k a w k o p y poszukiw aw cze b yły znacznie płytsze niż w Złotoryi, gdzie nadkład płon­

nych u tw o ró w zalegających nad piaskam i złotonoś­

nym i jest o w ie le grubszy.

P o stuletniej bez m ała intensyw nej eksploatacji złota górn ictw o w ok olicy L w ó w k a p o w o li ch yli się ku upadkowi. N a terenach w pobliżu Z ło to ry i u trzy­

m ało się ono dłużej, przypuszczalnie około 200 lat, po czym zostały odkryte w latach 1340— 1350 nowe, bogatsze pola złotonośne w okolicach Legn ick iego Pola, M ik o ła jo w ie i W ądroża W ielk ieg o (patrz W szech­

św iat z. 1, 1964 r.). W ciągu następnych w ie k ó w złoto nie p ozw ala jednak całkow icie zaniechać eksploata­

cji. R o z w ija się ona w różnych czasach ze zm iennym szczęściem. Ż ó łty m etal jest potężną i groźną bronią w rozgryw k ach m ięd zy dostojnikam i państwa oraz nieraz doprow adza do k rw a w ych tragedii i zbrodni.

W starych kronikach i zapisanych podaniach ludo­

w ych w y tr w a ły szperacz w yd ob ęd zie je na światło dzienne. G órnicy, często n ielitościw ie w yzysk iw an i, zrozpaczeni ch w ytali za broń, okrutnie rozp raw iając się z ciem iężycielam i. Praca w kopalniach złota była n iezm iern ie ciężka i w ed łu g św iadectw a kron iki K a- d ł u b k a traktow ano ją jak o najsurowszą karę za popełnione przestępstwa. Bardzo często dochodziło do rozpraw , w których o b ficie lała się krew . Do p ie rw ­ szych w ielk ich rozru chów n ależy np. pow stanie k o­

paczy złota w p ierw szej p o ło w ie X I I I w. W edłu g K . M a l e c z y ń s k i e g o m iało ono m iejsce na Ś lą­

sku. O o w ych w ypadkach d ow iad u jem y się z kron iki czesk iej: „ W 1220 roku P o la cy pom ordow ani przez kopaczy złota okrutnie p o gin ęli” . W iadom ość ta zo­

stała potw ierdzon a w X I V w iek u w tak zw anym roczniku K rasińskich przez anonim ow ego dom inika­

nina krakow skiego. D alszy p rzeb ieg tego pierw szego znanego w P olsce pow stania gó rn ik ó w tonie w m ro­

kach d ziejów . M usiało być jednak n iezm iernie k rw a ­ w e, je ś li straty poniesione przez rycerstw o polskie p rzyró w n yw a n e b y ły do klęsk odniesionych w w o j­

nie na Rusi, prow adzonej przez Leszk a B iałego o ob­

sadę tronu halickiego.

W 1274 r. książę legn ick i B o l e s ł a w I I Ł y s y zo­

b ow ią zu je się ku czci sw ej zm arłej m ałżonki A 1 e n t y płacić k lasztorow i w Lubiążu jedn ą m arkę złota rocz­

nie z kopalni w Z łotoryi. Z w yegzek w o w a n iem czyn ­ szu klasztor w Lu biążu m ia ł liczne trudności. Doszło n aw et do zam ordow ania zakonnika klasztoru, kiedy ten pob ierał dziesięcinę. P rzed śm iercią m nich m iał p rzekląć kopalnię i całe górn ictw o złota obłożył ta ­ jem niczą klątw ą. W edłu g podania, które p rze w ija się p rzez w iek i, to m iało zadecydow ać o upadku eksplo­

a tacji złota. P ow ód upadku górn ictw a jest jednak znacznie m niej rom antyczny. Poszu kiw acze w y c ze r­

pali ju ż najbogatsze, p ow ierzch n iow e partie złóż i sta­

n ęli oko w oko z w rogiem , z którym nie u m ieli sobie w ogóle poradzić — z zalew ającą kopalnie wodą. K o n ­ tyn u ow an e w ciągu w ie k ó w próby w zn ow ien ia eks­

p lo a ta cji nie dały rezultatów .

D zisiaj na rozległych, urodzajnych polach otacza­

jących L w ó w e k panuje spokój i cisza. Ludność poi-

(13)

265

Ryc. 2. C h ryzob eryle (piaski złotonośne okolic Z łotoryi) pow. 24 X

ska, która p rzyb yła na te ziem ie z innych stron, w w iększości w yp a d k ó w nie zdaje sobie w ogóle spraw y, że stąpa po miejscach, które przez całe w ie k i b y ły w id o w n ią legendarnej gorączki złota, ścierania się nam iętności i pragnień ludzkich, zbrodni i boga­

ctwa. Jedyn ie prastare m ury miast m ów ią o dawnej ich świetności. Jakże słuszne i prorocze okazały się słow a X II-w ie c z n e g o Złotoryjskiego podania zanoto­

w an ego w kronikach, które p rzew id yw a ło upadek górn ictw a złota w księstw ie legnickim , a następnie po licznych w ojn ach i zniszczeniach rozk w it miast, jak o ośrodków rzem iosł i przemysłu.

Czasy świetności złota przem inęły, pozostała jednak je g o duża w artość dla nauki. M ó w i nam ono o ska­

łach, w których powstało przed m ilion am i lat, o p o­

w oln ych procesach niszczenia, którym te skały u le­

gały, w yzn acza kierunek biegu rzek niosących masy ż w iró w i piasków , w śród których błysnęło p ierw szy raz przed człow iekiem złoto. Osady złotonośne są w ażn ym punktem odniesienia i w arstw am i p rzew od ­ n im i p rzy od cyfrow yw a n iu historii w ycin ka ziem i.

U tw o ry złotonośne w okolicach L w ó w k a zbadane przez autora w K ated rze M in era logii i P e tro g ra fii U n iw ersytetu W rocław sk iego w ystęp u ją w trzech okręgach: a) na północ od miasta, b) na południe od B olesław ca, c) na w schód od L w ó w k a . N a jciek aw szy pod w zględ em geologiczn ym jest okręg pierw szy, gdzie w a rstw y złotonośne znajdują się na pow ierzchni z ie ­ m i lub p rzy k ry te są n iew ielk iej grubości płonnym nadkładem . Seria złotonośna musiała tw orzyć kiedyś jednolitą, rozległą pow ierzchnię, dzisiaj rozciętą przez erozję na pojedyn cze izolow an e płaty.

W re jo n ie na wschód od L w ó w k a piaski złotonośne w ystęp u ją na obszarze, k tóry p ok ryty jest śladami daw nych szyb ów poszukiw aw czych, d zięk i którym górn icy dostaw ali się do w a rstw y złotonośnej. N ie było to w tym terenie zbyt łatw e, gdyż nadkład p łon ­ nych skał w ah ał się w granicach od 5— 10 m. W y d o ­ b yte ż w ir y w trakcie eksploatacji zostały przem iesza­

ne z m ateriałem nadkładu tw orząc rozległe, w tórnie zm ienione p rzez człow ieka, w arstw y. Zaw artość złota jest w nich niew ielka. Ż w ir y i piaski złotonośne spo­

czyw a ją na piaskowcach górnej kredy i m iejscam i utworach triasow ych. P od łoże w yk a zu je budowę fa li­

stą i w zw iązku z tym w zagłębieniach terenu nagro m ad ziły się znaczne ilości szutrów złotonośnych. Ich położenie hipsom etryczne w yn osi ok. 230 260 m. npm.

P o d w zględ em granulom etryęznym są to naprzem ian- le g łe osady piaszczysto-żw irow e, w dolnych partiach w zbogacone w e fra k cję grubszą. D om inuje w ielkość ziarn od 20 cm do 1 mm. Ż w ir y m ają przew ażnie p ó ł­

nocne kierunki uławicenia z nieznacznym i odchylenia­

mi ku zachodowi i wschodowi. Obtoczenie ziarn jest n iezłe i w yraźn ie w zrasta w raz z w ielkością okruchów.

W skład żw iró w w chodzi w głów n ej ilości k w arc ż y ­ ło w y , jak rów nież piaskowce pochodzące z podłoża, łupki łyszczykow e, łupki krzem ionkowe, granity, p o r­

fir y felzy to w e, a także kryształy górskie, jaspiny, kar- neole, chalcedony i agaty. M in erały ciężkie, podobnie jak w Z łotoryi, reprezentow ane są przew ażn ie przez cyrkony (nieraz do 20 % ) oraz ich pom arańczow ej ba rw y odm iany — hiacynty. Spotykane są epidoty, granaty, spinele, dysteny, a także szafiry i rubiny, ru- tyle, topazy, chryzoberyle, anatazy i turm aliny.

W znacznym procencie w ystępu ją m in erały rudne, głów n ie m agnetyt i ilm enit, przechodzący m iejscam i w leukoksen. Z łoto ma b arw ę ciem nozłocistożółtą z lekkim czerw on aw ym odcieniem, rysę żółtą, przełam haczykowaty. Podobnie ja k w okolicach Jelen iej Góry, zaw iera nieznaczną dom ieszkę srebra. W ystępu je pod postacią gałązek, drucików, łuseczek i drobnego zło ­ tego pyłu, grupującego się przew ażnie w e fra k c ji 0,12— 0,06 m m i poniżej 0,06 mm. Spotykane są także sporadycznie w iększe samorodki.

W iek zasadniczych osadów złotonośnych w g n ow ­ szych badań należałoby zaliczyć do pliocenu. Jest to ty p o w y utw ór rzeczny, k tóry powstał p rzez erozję pierw otn ych żył kruszcowych. Złoto zostało p rzyn ie­

sione z południa przez rzeki, które zn aczyły ślad sw ego p rzep ływ u obecnością złotonośnych piasków.

T ego rodzaju w ystąpien ia znane są z okolic D ziw i- szowa, Jeżow a Sudeckiego, Płoszczyny, W lenia, P ła w - na i Soboty. Istn ieją przypuszczenia, że ta sama rzeka usypała złotonośne terasy w okolicach L w ó w k a i Z ło ­ toryi. M acierzyste złoża złota należy w iązać głów n ie z blokiem K arkonoszy, gd zie autor przep row ad ził szczegółow e badania w poszukiwaniu p iask ów złoto­

nośnych. P ierw otn e złoża znane są od czasów średnio­

w iecza z m iejscow ości: Stara Góra, Radom ierz, Jano­

w ice W ie lk ie i Czarnów, gd zie ż y ły k w a rcow e za­

w iera ją ce złotonośny arsenopiryt zw iązane są z serią łu pków łyszczykow ych o k ry w y Karkonoszy. P ierw o tn e złoża złota w ystępu ją także na północ od Jeleniej Góry.

Tutaj sylurskie łupki ilaste są poprzecinane licznym i żyłam i kw arcu za w iera ją cym i srebronośną galenę i złotonośne arsenopiryty i p iryty. Do ciekaw szych w ystąpień należało także polim etaliczne złoże p ie r­

w otn e w W ielisła w iu Z łotoryjskim . Pochodzenie złota w ią że się z intruz ją p o rfiró w w łupki sylurskie.

Ryc. 3. R u tyle (piaski złotonośne okolic Z ło to ry i) pow. 24X

35

(14)

266

Z D Z IS Ł A W M A S T Y Ń S K I (Toruń)

IN W A Z J A D U ŻYC H Z W IE R Z Ą T N A W O J E W Ó D Z T W O BYDGOSKIE

Chodzi tu o trzy gatunki zw ierząt, których m ig ra ­ cję zaobserw ow ano w latach 1945— 1963 na terenie w o je w ó d ztw a bydgoskiego, m ian ow icie łosia, w ilk a i łabędzia. Podane pon iżej in fo rm a cje o trzech g a ­ tunkach m ają bardzo różn y stopień dokładności i ści­

słości. O p iera ją się bądź to na w łasnych obserw a­

cjach, bądź to na obserw acjach ludzi zasługujących na zaufanie.

ŁOS

Gatunek ten, w ystęp u ją cy ongiś na teren ie n iem al całej P olsk i n iżow ej, został tu doszczętnie w ytęp ion y.

P o drugiej w o jn ie ś w ia to w ej ocalało b o w iem jed y n ie k ilk a łosi na teren ie C zerw on ego Bagna w nadleśni­

ctw ie R a jg ró d w w o je w ó d z tw ie białostockim oraz, być może, k ilk a łosi na teren ie w o je w ó d z tw a olsztyń sk ie­

go. W latach 1948— 1950 sprow adzono k ilk a łosi ze S zw ecji do B ia ło w ie ży i do Puszczy K am p in osk iej, gd zie hodow ano je początkow o w zam kniętych z w ie ­ rzyńcach, później w h o d o w li o tw a rtej na teren ie r e ­ zerw atów .

Około roku 1960 prasa podała k ilk a k rótkich w z m ia ­ nek o p oja w ien iu się p ojed yn czych łosi w o k o licy K u t ­ na i W łocław ka, a rów nocześnie w śród leśn ik ów k rą ­ ż y ły w iadom ości o zaobserw ow an iu jed n ej klępy, na terenie nadleśnictw a O lek, i o p oja w ien iu się łosi na teren ie N adleśn ictw a Czarne i Jedw abna w ok olicy W łocław ka. Z u w agi na to, że sporadyczne w ę d ró w k i łosi, a zw łaszcza b yków , są zja w isk iem od daw na do­

brze znanym, do w iadom ości tych nie p rzy w ią zy w a n o na ogół w ięk szej w a g i i n ik t n ie przypuszczał, że są to sygnały zajęcia przez łosia n ow ej ostoi, tym razem b ez in geren cji człow ieka.

Latem roku 1962 udało m i się zebrać d ok ła d n iej­

sze in form a cje na ten tem at. O kazało się, że ju ż od roku 1960 łosie osied liły się na stałe w dużym k o m ­ pleksie leśnym ob ejm u jącym teren y nadleśnictw a Czarne i Jedwabna oraz w należącym do nadleśnic­

tw a Czarne uroczysku K łotn o. P rz e b y w a ły tu stale:

2 b y k i kapitalne, 1 b y k „ w d ru giej g ło w ie ” (d w u la ­ tek), 2 k lę p y i jedno cielę. P o n iew a ż w roku b ieżą ­ cym na w iosn ę zaobserw ow ano 2 roczniaki, n ależy przyjąć, że zeszłoroczna ob serw acja b y ła nieścisła i że przeoczono jedn o cielę.

M ożna też przypuszczać, że ju ż w roku 1961, a być m oże naw et 1960, odbyło się norm alne b ekow isko łosi na om aw ianym teren ie i że cała zaobserw ow ana m ło ­ dzież urodziła się tutaj. B ekow isko w roku 1962 od ­ b yło się na teren ie n adleśnictw a Jedwabna. S iln ie j­

szy z dwu starych b y k ó w odpędził ry w a la i sam opa­

n ow ał klępy.

Z ob serw acji w iosennych w yn ik a, że k lę p y i m ło ­ dzież p rzeb y w a ją w uroczysku K łotn o, gd zie silnie ro zw in ię ty podszyt i podrost dostarczają im o b fite j ilości k arm y i tw orzą bezpieczne schronienie dla m ło ­ dzieży, a zw łaszcza dla tegorocznych cieląt, k tóre m atk i chętnie u k ryw a ją w gąszczu. B y k i m ają ostoję na terenie nadleśnictw a Jedwabna. Łoś w ię c zacho­

w u je się podobnie do jelenia. Poza okresem rui obie płcie zajm u ją zupełnie odrębne ostoje.

Tak w ięc po dłu giej nieobecności, łoś pow rócił na K u ja w y .

W IL K

D ru gim gatunkiem dużego ssaka, k tóry po w ojn ie w k ro c zy ł na teren y w o je w ó d ztw a bydgoskiego, jest w ilk . P o w ró t jeg o w y w o ła ł ze zrozum iałych w z g lę ­ dów odm ienną reakcję, niż p o ja w ien ie się łosia. M im o jednak energicznej akcji zw iązku łow ieck iego, w ilk nie ty lk o pow rócił, ale także w niektórych okolicach zad om ow ił się na dobre, stając się w ażn ym składni­

kiem biocenozy leśnej.

K ie d y fa k tyczn ie nastąpiła im igra cja w ilk a na te ­ ren w o je w ó d ztw a bydgoskiego i jak liczne jest p o­

gło w ie w ilcze na tym terenie, trudno ustalić. Rok 1952 b y ł szczytow ym okresem in w a zji w ilc ze j na P o ­ morze. W ilk i grasow ały w ów czas zarów no w okolicy Chojnic, jak i B ydgoszczy. Istotną przyczyną tej in ­ w a z ji b y ł szybki, a naw et g w a łto w n y w zrost pogłow ia w ilc ze g o na wschodzie. P o zb a w ien i broni w p ie rw ­ szych latach po w o jn ie leśnicy nie n iszczyli barłogów w ilczych i zaniechali od daw na praktykow an ego w y ­ bierania m łodych z gniazd. Skutkiem tego p ogłow ie w ilcze zaczęło g w a łto w n ie wzrastać. W zrost pogłow ia w y w o ła ł w ę d ró w k i za żerem , a to tym bardziej, że na terenach od daw na zajętych przez w ilk i n igdy nie zn ajd ow ało się w nadm iarze zw ierzy n y p ło w ej stano­

w ią cej dla w ilk a p od staw ow y pokarm . W ilk i zaczęły się posuwać na zachód i w krótkim stosunkowo cza­

sie, bo już około roku 1952, dotarły do zachodnich granic Polski, a naw et p o ja w iły się na teren ie NRD .

T o szybkie zw ięk szen ie się terenu zajm ow anego przez w ilk i zostało u jaw nione stosunkowo późno. N ie ­ w ą tp liw ie sp rzy ja ły temu następujące okoliczności:

1) zachodnie teren y P o lsk i posiadały stosunkowo dużo zw ierzy n y p łow ej, na skutek czego p rzy b y w a ­ jące ze wschodu w ilk i zn ajd ow ały pod dostatkiem łupu w lesie i nie atak ow ały zw ierząt dom owych.

2) w zachodnich okolicach P olsk i leśnicy znali w ilk a ty lk o z opow iadań i nie um iejąc go tropić, sto­

sunkow o późno zo rien to w a li się o jego przybyciu.

S zary rabuś um ie bow iem m ylić ślady. P on iew aż cała zła ja biegnie gęsiego, ślady ich niedośw iadczeni często biorą za trop jedn ego tylk o w ilk a. Fakt, że w adera z regu ły nie p olu je w pobliżu sw ego le g o ­ w iska i zdobycz przynosi m łodym z daleka, utrudnia w y k ry c ie legow isk a i u niedośw iadczonych w y w o łu je prześw iadczenie, że w ilk i w okresie rozm noży p rze­

b y w a ją poza terenem przez nich obserw ow anym . 3) M usim y ponadto pamiętać, że odróżnienie tropu w ilk a od tropu dużego psa nie jest ła tw y m zadaniem.

W tym okresie w łaśnie ekspansja w ilk ó w osiągnęła

na om aw ian ym teren ie sw ój punkt szczytow y. W ilk i

spotykano i ubito na teren ie nadleśnictw P rzym u -

szewo, Laska, Osusznica, Osie, P rzew od n ik , Szarłata,

Różanna, Leszyce, Zaw iszyn, C ierpiszew o, G n iew ­

kowo, B artod zieje, B ydgoszcz i Jachcice, a także Ruda,

Cytaty

Powiązane dokumenty

The goal of this study is to evaluate the relevance and impact of different design parameters on EE that derive from the design process such as façade typology, the span and

Abstract According to the guidelines for ecological policies of the state regarding collection, storage, utilization and disposal of waste, their rational management should

2. Minister właściwy do spraw wewnętrznych, po uzyskaniu informacji, o której mowa w ust. 1, przeprowadza kontrolę w zakresie spełniania przez Kra-.. jowy System Informatyczny

Głównym celem badań stało się uzyskanie odpowiedzi na pytania: jakie są najważniejsze wyzwania współpracy eurośródziemnomorskiej po 2011 roku, jakie działania podejmuje

Prowadzone są również badania oceniające efekty działania związków bę- dących jednocześnie agonistami PPAR-γ oraz błonowych receptorów typu 1 dla wolnych kwasów

W program ie znalazły się też osobno zaplanow ane bardziej wyspecjalizowane kolokwia (Pwt, Ps, tekst N T, Betsaida). Odbyły się również dwa wykłady publiczne:

Dzisiaj, kiedy uczeń jest i być powinien w centrum uwagi wszystkich szkolnych przed- sięwzięć, przezwyciężanie problemów zagrożeń bezpieczeństwa uczniów, z którymi

19 Dokumentację kontroli operacyjnej stanowią: wniosek Komendanta Głównego Policji lub komendanta wojewódzkiego Policji do sądu okręgowego o zarządzenie lub przedłużenie