• Nie Znaleziono Wyników

Przekleństwo formalizmu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przekleństwo formalizmu"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Wojciech Suchoń

przekleńStwo formalizmu

1

Język, którym zwykliśmy się posługiwać, powstawał niechlujnie i dosyć przypadko- wo; kla syczny przykład – wykorzystywany aż do znudzenia – to nazewnictwo poszcze- gólnych części naszego przyodziewku: spodnie są na wierzchu, a nie pod spodem, a kolo- rowa bielizna to contradictio in adiecto, twór pokrewny znanemu i wyszydzanemu kwa- dratowemu kołu. Brak tu konsekwencji, której wyrazem byłoby stosowanie jednolitych formantów: jeśli ręka wiczka – to nogawiczka (a nie skar petka), jeśli rękaw – to nogaw (a nie nogawka). W two rzeniu w tej dziedzinie nazw nie ma żadnej „myśli strukturalnej”, żadnej jednolitości formal nej. Z taką jednolitością miewa my zresztą do czy nienia raczej rzadko, z potocznych przyk ładów bodaj jedynym jest nazewnictwo liczb. Takie jest to po- toczne doświadczenie z języ kiem, które każe „zawołanemu humaniście” kwestionować użyteczność narzędzi formalnych do analiz języka potocznego, ze szczególnym nacis- kiem na bezużyteczność lo giki do badania zasadności jego własnych wnioskowań, któ- rych poprawność jest niewątpliwa, choć nie każdy to dostrze że. Ale – niejako równolegle – istnieje wśród użytkowników języka swoisty „kult formy”: powoły wanie się na logikę w wypadku każdej argumentacji odwołującej się do zależności struktu ralnych po między przesłankami a wnioskiem. Chętnie wykrzykiwane przez podnieco nych dy skusją adwersa- rzy hasełko: „Przecież to logiczne!” niezwykle rzadko jest rzetelnym przy woła niem logi- ki, prawdziwej logiki, rozumianej jako rachunek, jako teoria formalna, która na podstawie analizy zależności prawdziwościo wych stwier dzonych w funkcjonowaniu pojawia jących się w rozumowaniu stałych logicznych (zwro tów organizu ją cych w charakterystyczny sposób konstrukcję wypowiedzi) uprawnia do uznania wyni ku wnioskowania.

Co więc zdaje się zna czyć to wykrzyknienie? Co mają na myśli ci, którzy się tak, nie- jako na wyrost, na logi kę po wołują? Z jednej strony, jest to niewątpliwy wyraz szacunku dla – mało znanej szerszej publi cz ności – nauki o poprawnej i niezawodnej argumenta- cji, sui generis argument ad vere cun diam, a zarazem – niestety – także ad ignorantiam.

Z drugiej jednak, tkwi w nim pewne racjo nalne jądro, odwoływanie się – jak to czyni lo- gika – do struktury obecnej w rozumowa niu, stwarza jącej automatyczną (w mniemaniu dyskutantów) gwaran cję poprawności przeds tawianego do akcep tacji wniosku.

Temu właśnie zjawisku poświęcony jest niniejszy tekst – formie jako podstawie wnioskowa nia, a dok ładniej nadużyciom w tym względzie, które okrzykiem: „Przecież to logiczne!” bywają pokrywane; często skutecznie.

1 Tekst ten jest zapisem wystąpienia autora na konferencji pt. „Argumentacja i racjonalna zmiana prze konań”, która odbywała się w Ustroniu w dniach od 1 do 3 kwietnia 2009 roku. Korzystając z oka- zji, autor dziękuje Zakładowi logiki i Metodologii Uniwersytetu śląskiego za sponsorowanie jego udziału w konferencji.

(2)

W świeżo wydanej monografii Argument z podobieństwa au torstwa Krzysztofa Szy- manka znajdu je my wszechstronne analizy uniwersalnej strategii do wodowej, wyko- rzystywanej od pradziejów, ok re ślanej łacińskimi na zwami: argumentum a simile bądź per analogiam. Jest tam także zrelacjonowany rozdziera jący spo łeczność logików-za- wodowców spór o wartość tego środka przekonywania. Od nihi listycznego comparatio nulla ratio aż po uznanie takiej argumentacji za peł nowartościową – chociaż pod pew- nymi warunkami. Aby uzyskać wyważony pogląd w tej kontro wersyjnej kwestii, warto posłużyć się narzędziem przedstawionym w innej fundamentalnej dla logiki praktycz- nej pracy, książce Ma rka Toka rza Argumentacja – perswazja – manipulacja. Mówiąc o na rzędziu, mam na myśli sy tuacje, czyli wypowiedzi zorganizowane wedle stan dardu opisywalnego jako wypeł nie nie stosow nego formularza o wstęp nie wyzna czo nych rubry kach wskazują cych te spośród aspek tów stanu rzeczy bę dącego przedmiotem owej wy powiedzi, które wypowiadający zechciał uwzg lęd nić. Tokarz stwierdza, że użytkow- nicy języ ka traktują każdy akt mo wy, z któ rym się sty kają, jako sy tuację, automatycznie rekon struują najpierw – stanowiący jej szkielet – formularz sytuacyjny, który rozwijają – w razie wy stąpienia w nim luk – z użyciem dopełniaczy sytuacyjnych, by następnie wprowadzić kon kretne wartości do tych rubryk, które wypowiadający się pozostawił niewypełnione. Taki spo sób patrze nia na wypowiedzi tłu ma czy nadzwyczaj skutecznie, a przy tym jednolicie, mecha nizmy fun kcjo nujące w co dziennym posługiwaniu się języ- kiem naturalnym, w szczególności zrozu mia łość wypowie dzi ułom nych czy podtekstów (aluzji, metafor itp.). Wydaje się też znakomitym środkiem do analizowania technik per- swadowania, zarówno w odniesieniu do rozmaitych pararo zumo wań, jak i klasycznie logicz nych struktur wnioskowania niezawodnego. W szczególnoś ci spróbujmy zastoso- wać to narzędzie do rozumowań a similitudine rozumia nych zgodnie z de finicją takich argu mentacji, którą znajdujemy w monografii Szymanka:

Argument z podobieństwa jest to argument, w którym na podstawie wskazanego w prze- słankach podo bieństwa między jakimiś obiektami czy strukturami orzeka się w konkluzji o ist nieniu kolejnego rysu podobień stwa pomiędzy tymi obiektami czy strukturami.

Przebieg realizacji rozumowania tego typu bywa zapisywany w spo sób, w jaki po- jawia się w rozdziale III monografii – przyjmując postać sche matu [S3] ze strony 104, określanego mianem „sche mat ar gumentu z analogii”:

a1, a2, …, an, an + 1 mają wspólne cechy C1, C2, …, Ck a1, a2, …, an mają wspólną cechę Ck + 1

an + 1 także ma cechę Ck + 1

Pojawienie się takiego schematu jest czytelnym świadectwem wspomnianego przeze mnie na początku pow szechnego parcia do wykazywania obecności struktury organizu- jącej wypowiedzi w ar gumenta cję, swoiście namaszczającego powiązany ciąg zdań na uzasadnienie: skoro istnieją więzi formalne, to rozumowanie jest prawomocne… Prze- cież to logiczne! Mówienie w tym wypadku o sche macie jest jednak mylące o tyle, że sugeruje, iż za wskazaną regularnością kształtu wypowiedzi kryje się „gwarantowana”

więź prawdziwościowa; tymczasem differentia specifica, wyodrębniająca rozu mowania a simile – jak stwierdza w komentarzu do cytowanej definicji Szymanek – to nie sposób

(3)

ich wypowiadania, lecz ich zależ ność od wybra nej materii rozumowania. Ze zróżnico- waniem materii wią że się wielość sposo bów rozpoznawania/ustanawiania podobieństw, stąd też zapewne (wedle opinii Szyman ka, z którą zresztą trudno się nie zgodzić) do- tychczasowe próby wykrycia istotnie logicznej więzi charakterystycz nej dla rozumo wań per analogiam spełzły na ni czym.

Tymczasem mechanizm kryjący się we wnios kowaniach z podobieństwa wydaje się kolejnym wciele niem operacji rozwijania formularzy sytuacyjnych korzys tającej z do- pełniaczy sytuacyjnych oraz przenoszenia wartości mię dzy rubrykami tych formularzy.

Konkretne wnioskowania na podsta wie podobieństwa można zasadnie opisać jako wy- korzystanie formularza sy tuacji ujmującego bazę podobieństwa, stwierdze nie, że formu- larz ten w pewnej swej części może być poprawnie wypeł niony elementa mi celu i przed- stawienie – jako konkluzji – sy tuacji, która powstaje przez kompletne wy pełnienie wyj- ściowego formularza. Posłużę się trzema (pochodzącymi z pracy [1]) przykładami:

Pierwsze rozumowanie jest zbitką standardowych metafor, z których pierwsza (doty- cząca koloru włosów) odwołuje się do barwy lisiego futra, a druga – do przysło wiowego sprytu lisów; trudno to uz nać za rzetelne uzasad nienie wniosku, ale niejeden z podejrzli- wie nastawionych do rudowłosych w po dobny sposób będzie tłumaczył swe irracjonalne uprzedzenie…

Iksiński to chytrus! Rudy jak lis, to i chytry

Status: prawda <Baza Cel> prawda Wniosek prawda (???)

obiekt: lis Iksiński Iksiński

cecha 1: rudowłosy <rozpoznane podobieństwo> rudowłosy

cecha 2: chytry <podobieństwo dodane> chytry

Drugie rozumowanie, podobne do poprzedniego w swej strukturze, dotyczy kolo- ru oczu pewnej Małgosi i też odwołuje się do podobieństwa, ale tym razem tłem, do którego się odwołujemy, nie są metafory, lecz pewne prawidłowości występujące przy dziedziczeniu cech fizycznych, które – choć nie gwarantują wnioskowi prawdzi wości – czynią go jednak znacząco bardziej prawdopodobnym.

Małgosia jest błękitnooka! Będąc blondynką, jak jej mama, oczy też będzie mieć ta- kie, jak ona…

Status: prawda <Baza Cel> prawda Wniosek prawda (?)

obiekt: Mama M. Małgosia Małgosia

cecha 1: blondynka <rozpoznane podobieństwo> blondynka

cecha 2: błękitnooka <podobieństwo dodane> błękitnooka Ostatnie rozumowanie, ciągle o tym samym co poprzednie formularzu sytuacyjnym, nie wzbu dza żadnych wątpliwości co do prawdziwości swego wniosku, a to wobec powszechnie znanej paraleli pomiędzy mechaniką ruchu płynów a przepływem prądu elektrycznego.

(4)

Napięcie w bateryjce spadło, skoro latarka słabo świeci!

To tak, jak z trąb ką: słabo dmuchasz, to cicho gra…

Status: prawda <Baza Cel> prawda Wniosek Prawda

obiekt: Trąbka latarka latarka

cecha 1: cichy głos <rozpoznane podobieństwo> nikłe światło

cecha 2: niskie ciśnienie <podobieństwo dodane> niskie napięcie Przytoczone wyżej przykłady pokazują, że suk ces wnioskowania a similitudine zale- ży w głów nej mierze od więzi pomiędzy parametrami, dla których podo bieństwo stwier- dzono, a para metrem, na który się je „rozciąga”. Ponieważ charak ter tych związków nie jest a priori usta lony, dopuszcza to po jawianie się argumen tacji typu perswazji retorycz- nej – jak pierwsza z podanych – co skłania część lo gików do traktowania uzasadniania podobieństwem po prostu jako błąd. Pozostali gotowi są przyznać takim uzasadnieniom pewną wartość, za leżną wszak że od istnienia kryteriów pozwalających – możli wie mało zawodnie – przewidywać z góry, czy podo bieństwo pod kolejnym wskazanym względem wystąpi, czy też nie. Otóż w moim pojęciu takie po stawienie sprawy, przyznające pewną racjonalność posługiwaniu się analogia mi w zależno ści od ekstrakryteriów, jest po prostu wyprowadzeniem sprawy poza logikę. Z dyskusji toczącej się wokół „właściwego” stoso- wania ar gumentu z podo bieństwa nie dwu znacznie wynika bo wiem, że owe kryteria mają merytoryczny, pozajęzykowy charakter, czyli że o „sku teczności” argumentacji decyduje nie sposób jej wypowiedzenia, lecz zależ ności właściwe sa mej materii rozumowania.

Jeśli zgodzić się z tym, co właśnie powiedziano, można pokusić się o wyjaśnienie innej ważnej kwestii: jaki jest mechanizm wyprowadzania wniosku, w szczególności czy słuszna jest opcja przypi sująca argumentacji a simile charakter rozumowania enty- mematycznego, niejawnie powołującego się na pewną generalizację. Zgodnie z opinią zwolenników „ukrytej generalizacji” rozumo wanie per ana logiam przebiega de facto w dwóch etapach:

a1, a2, …, an, an + 1 mają wspólne cechy C1, C2, …, Ck Indukcja a1, a2, …, an mają wspólną cechę Ck + 1 enumeracyjna każdy przedmiot o cechach c1, c2, …, ck ma też cechę ck + 1

an + 1 także ma cechę Ck + 1 Dictum de omni

Pierwsza część to znane – i od dawna rozważane przez logików – rozumowa nie induk cyjne, na tomiast druga to klasyczne wnioskowanie dedukcyjne. Przesłanki jawne (ustanawia jące podobieńst wo) nie są więc niczym innym jak tylko egzemplifikacjami proponowanej generalizacji (w podanej rekonstrukcji „zdemaskowanej” jako łącznik eta- pów). Porady udziela ne w podręcznikach co do trybu postę powania mającego „wzmoc- nić i uprawomocnić” wnio skowanie per analo giam są przy tym – bardziej lub mniej zakamuflowanymi – odesłaniami do klasycznych ka nonów Milla (zasad in dukcji eli- minacyjnej). Prze ciwnicy t akiego wytłuma czenia mieli w zwyczaju podnosić, że osoby

(5)

rozumujące przez analo gię najczęściej wy pierają się ja kiejkolwiek intencji generalizowa- nia, a przymusza ne żadnego sensownego uo gólnienia wręcz nie są w stanie przedstawić.

I nie bez powodu: w przypadku rozu mowania przeprowadzanego bardziej rzetelnie mają niejasne tylko poczucie, że roz patrywany przy padek stanowi uszczegó łowienie prze- czuwanej regularności, co wystarczy, by in tuicyjnie usprawiedli wić argumenta cję, lecz nie wystarczy, by nadać tej (domniemywanej) re gularności kon kretny kształt języko wy.

W razie mniej rzetelnego podejścia zamiast merytorycznie motywowanej regular no ści występuje tylko podobieństwo struktur, które po jawnym sformułowaniu uogólnienia zos tałoby zdemaskowane jako powierzchowne.

Proponuję zatem korzystać z tego wyjaśnienia „natury” rozumowania z podobień- stwa nie jako wytłumaczenia przebiegu procesu wnioskowania (bo z komentarza wy- nikło, że rzad ko kiedy przebiega w opisany sposób), ale potraktować je jako test, jako dodatkowe kryterium – tym razem logiczne – poprawności konkretnego rozumowania.

Jeśli rekonstrukcja do „ukry tej generalizacji” (tj. wskazanie generalizacji entymema- tycznie obecnej) się powie dzie, to ro zumowanie jest poprawne, jeśli nie – jest tylko sofistycznym paralogizmem.

Wydaje się więc, że przedstawiając studentom wnioskowania a simile, należy nie tyle dysku tować ich wartość, ile wprost pouczać, że jest ona zależna od materii, wy- znaczalna ad ca sum, nato miast że wykrywanie i zestawianie podobieństw jest nie do przecenienia w roli ilustra cyjno-ekspla nacyjnej, a także jako naturalne źródło hipotez naukowych, zwłaszcza gdy w da nej dziedzinie brak ugruntowanej teorii. Sukces ta- kiego wnioskowania (czyli trafność tak zbu dowanej hipotezy) wskazuje kie runek po- szukiwania zależności między parametrami, z któ rych i na które udało się rozciągnąć po dobieństwo, głęb szych wszakże niż współwystąpienie. Wy krycie istotnych zależno- ści przyczyno wo-skutkowych legitymi zuje argumentację z podo bień stwa, a w dalszej konsek wencji pozwala to niepewne uzasadnienie wyeliminować. Taka jest bowiem na- tura rzeczy – jak stwierdza Szymanek – że mocne argumenty z podo bieństwa same się niejako unicestwiają.

W dyskusji nad argumentacją na podstawie podobieństwa szczególne znaczenie ma jed nak od różnienie ar gumentacji „indukcyjnej” – którą zajmowaliśmy się dotąd – od argumenta cji a priori. Peł nią one bowiem zasadniczo odmienną funkcję w dyskursie, a ich wystąpienie pod wspólną nazwą jest ko lejną fałszującą „logiczny obraz” argu- mentowania a similitudine wątp liwą „zasługą” naiwnego kla syfikowania rozumowań na podstawie powierzchownego podo bieństwa formy wysłowienia.

Argumentacja, o której dotychczas była mowa, zasadniczo dotyczy kwestii empi- rycznie kontro lowalnych, gdyż jej konkluzja – zawierająca prognozę wyniku potencjal- nie możliwej do przepro wa dze nia obserwacji lub eksperymentu – ma status prawdzi- wościowy (jest ocenial na w kategoriach pra wda/fałsz). Argumentacja z podo bieństwa a priori ma niezmienione zasady konstrukcji oraz me cha nizm funkcjonowa nia (transfer wartości parametru status) – o jej odrębności i odmienności stanowi konkluzja: zda- nie wartościujące (status takiego zdania ok reśla się w kategoriach: dobre/złe, słusz ne/

/ niesłusz ne, pożyteczne/szkodliwe etc.), mające więc nie-prawdziwościowy charakter.

Ar gumentacja, o której teraz mówię, ma podstawowe znaczenie dla dyskursu ocennego.

Rozstrzyga bo wiem o racjonalności działań, jako że osiąga ne wnioski stają się dyrekty- wami dla decyzji o tych działań podjęciu/zaniechaniu; np. wska zy wanie podo bieństwa

(6)

przypadków jest podstawą procesu stoso wa nia prawa, sprzy jając spój no ści ferowa- nych wyroków – skoro dewiza „podobne traktuj podobnie” jest podstawą tradycyj- nej koncepcji sprawiedliwości. Wydaje się też, że systematyczne analizy wielu kon- trowersji na tematy ety czne, również tych bulwersujących szeroką publiczność (typu sporu o eutana zję czy aborcję), ujawniłyby podstawową rolę właśnie rozumowań per analogiam w wariancie a priori jako narzędzia przeprowadzanych w związku z nimi ar- gumentacji. Argumenty tak kon struowane, zwłaszcza w okolicznościach przesyconych emocjami, mają oczywis ty walor perswazyj ny, przemożną siłę przekonywania. Tyle że logikowi wypada podnieść dwie kwestie: skąd wzięła się baza porówna nia, z której dokonujemy transferu oce ny, oraz na jakiej merytorycznej podstawie wiąże my parame- try celu. W pierwszym wypadku rzadko tylko można wskazywać inny sposób doboru niż „pod lanso waną tezę”, a więc w pun kcie wyjścia mamy swoiste petitio principi, z trudem jednak roz poznawane. W drugim – z reguły nikt się nad tym nie zastanawia, tylko – powołując się na podręcz nikowy schemat argumentowania – kwituje problem hasłem: „Przecież to logiczne!”

Powróćmy do tytułowego Prze kleństwa formalizmu. To amfibolia – tym, którzy znają Sztukę argu mentacji, słownik terminologicz ny zestawiony przez Krzysztofa Szymanka, wiadomo, że chodzi konkretnie o „wieloznaczność składni dopełniacza” – ale pojawiła się ona nieprzypadkowo: oba znaczenia, które mo ż na z nim związać, są istotne; to, o czym mówi łem uprzednio, pozwala ów tytuł w obu znaczeniach przedsta wić jako wniosek.

Przekleństwem formalizmu – przekleństwem dla formalizmu – jest żywiołowe zeń korzys tanie w praktyce argumentacyjnej, wszakże z pominięciem koniecznej refleksji, czy odwoływa nie się doń jest uprawnione, czy struktura wnioskowania ma logiczną le- gitymację niezawodnoś ci. Punktem wyjścia do rzetelnego zbadania jakości konkretnego rozumowa nia potocznego musi być staranne rozeznanie, czy roz patrywana argumentacja może w ogóle być „środkami logi cznymi” analizowana. Choć w przytłacza jącej więk- szości kon kretnych przypad ków plon tego rozpoznania będzie negatywny, to i tak nie czyni to z logiki margi nalnego narzę dzia kontroli po prawności dyskursu – przeciwnie:

diagnoza o niestosowal ności standardów logi cznych przy oce nie poprawności przed- stawianego uzasadnienia jest co najmniej ostrzeżeniem przed pochopnym uznaniem zapropo nowanych kon kluzji. Jasne zdanie sprawy z wad ana lizo wanego wnioskowa- nia jest nie tylko najskuteczniej szym środkiem uniknięcia błędu, lecz i drogo wskazem wskazują cym sposoby jego poprawienia. Na formalizmie ciąży przekleństwo pow- szechności od woływa nia się do niego per fas et nefas, co – wobec pry mitywnego upa- trywania „logiczności” w obec ności występowania jakiej kolwiek więzi pomiędzy struk- turami przesłanek i wniosku – owocuje w prakty ce podważaniem roli logiki i kultem

„nieważkości słowa”.

Przekleństwem formalizmu – przekleństwem, którym formalizm ciąży na użyt- kownikach języka – jest wszechobecność formy i jej decydująca rola w korzystaniu z języka przy równo czesnym braku uś wiadomienia, że bezrefleksyjne korzysta- nie z języka prowadzi do uwiedzenia słowami. Naiwne zaufanie do powierzchownie stwierdzanego podobieństwa formy jest tu Scyllą, Charybdą zaś hiperpodejrzliwość względem dostarczanych przez logikę narzędzi poprawnego uzasadniania. Stawienie czoła niebezpieczeń stwu wymaga zatem refleksji nad językiem, i to nie dy letanckiej, ale prowadzonej konsekwentnie i ma jącej oparcie w nauce – konkretnie: w logice.

(7)

bibliografia

[1] Suchoń W. (2008), Teoretyczne problemy logiki praktycznej, Wydawnictwo UJ, Kraków.

[2] Szymanek k. (2001), Sztuka argumentacji. Słownik terminologiczny, Wydawnictwo Nauko- we PWN, Warszawa.

[3] Szymanek k. (2008), Argument z podobieństwa, Wydawnictwo Uniwersytetu śląskiego, Katowice.

[4] Tokarz M. (2006), Argumentacja – perswazja – manipulacja, gdańskie Wydawnictwo Psy- chologiczne, gdańsk.

Cytaty

Powiązane dokumenty

przestrzeni (B, R ) funkcji, które mają ciągłą i ograniczoną pierwszą pochodną. Niech X będzie przestrzenią wszystkich wielomianów określonych na [0,

Rozwijająca się dynamicznie w Polsce fonologia rządu (podstawowe założenia teorii przedstawiają A. Buczek-Zawiła w ar- tykule pt. 57-74) neguje funkcję sylaby: „GP does

Dann gehe ich in die Küche, koche mir einen Kaffee und bereite das Frühstück vor.. Ich esse am meisten

Kopia z dokumentu podpisanego elektronicznie wygenerowana dnia 2021.03.04.. Strona 1 z 16 za organ stanowiący

o uchwaleniu miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego obszaru w Bielsku Podlaskim, ograniczonego ulicami: Białowieską, Pogodna i Warzywna oraz granicą miasta na

Równocześnie nie sposób nie zauważyć, że chaos stał się tak stałym elementem naszej rzeczywistości, że wy- daje się, że zarówno zarządzający, personel medyczny, jak

Przypatrując się naszemu prawodawstwu dotyczącemu zawodu leka- rza i praktycznej postawie kolejnych rządów, trudno oprzeć się wrażeniu, że rządzący traktują samorząd

sekwencją zetknięcia się feudalnej Rzeczypospolitej z austriackim absolutyzmem i germanizatorskim centralizmem, to wydana przeszło pół wieku później książka