Jerzy W. Gałkowski
Osoba jako dar w nauczaniu Jana
Pawła II
Studia Philosophiae Christianae 25/2, 29-41
1989
Studia Philosophiae Christianae ATK
25(1989)2
JERZY W. GAŁKOWSKI
OSOBA JAKO DAR W NAUCZANIU JANA PAWŁA II Człowiek będąc jed yn ym na ziem i stworzeniem , którego Bóg chciał dla niego samego, nie m oże odnaleźć się w pełni inaczej jak ty lko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego
(KDK 24)
M iłość-dar. Podstaw ow ym zadaniem człow ieka, a także w pew nym sensie p rzy w ilejem jest m iłość — „będziesz m iło w ał P an a Boga swego, ... będziesz m iłow ał sw ego bliźniego” (Mt 22,37— 39).
M ożna pow iedzieć, że cała etyka i antropologia K arola W oj ty ły — J a n a P a w ła II jest d ążeniem do pełnego zrozum ienia oraz uzasadnienia m iłości. U koronow aniem jego analiz filozo ficznych oraz teologicznych jest tzw. n o rm a ipersonalistyczna, będąca „bezpośrednim uzasadnieniem p rzy k azan ia E w an gelii” , p rzykazan ia m iłości, k tó ra to n o rm a brzm i tak : „Osoba jest tak im bytem , że w łaściw e i pełnow artościow e odniesienie do n iej stanow i m iłość” \
T u ta j jednakże chciałbym się sk oncentrow ać m niej n a odpo w iedzi n -а p y tan ie „dlaczego k o ch ać”, a raczej n a odpowiedzi na p y tan ie „jak ko ch ać”.
D la K aro la W o jty ły ety k a nie jest, a p rz y n a jm n ie j nie jest ty lk o czystą teorią. L udzka p r a x i s , - ludzkie działanie bo w iem , będąc przedm iotem jego analiz filozoficznych jest z a ra zem ukazy w ana jako życiowe i egzystencjalne, a nie ty lk o te o rety c zn e zadanie człowieka. W iedza bow iem o n ie j nie pozo sta je ty lk o treścią zdeponow aną w lud zk iej świadom ości, lecz porusza człow ieka do działania a przez to do tw orzenia osoby lu dzk iej, do tw orzenia siebie i do tw orzenia d rugich. J e st więc p ew n y m przeżyciem d ynam icznym i tw órczym .
W ypracow ana w książce Miłość i odpowiedzialność n o rm a personalistyczna, m ów iąca, że jed y n ie w łaściw ym sposobem
odniesienia się osoby do osoby jest m iłość, staw ia od razu
przed u zn ający m ow ą n o rm ę p y tan ie: oo to znaczy m iłow ać? i: jak m iłow ać iw codzienności życia? „Oprócz w cielenia w czyn, a raczej poprzez nie, istn ieje oczywiście p roblem w cielenia ludzkiej m iłości w różnorodne w aru n k i i sytu acje zew nętrzn e, stud ia, pracę, m ieszkanie, zarobki, w odpoczynek i rozryw kę, w Ikażde „razem ”, a także i ew en tualn ie w każde „z osobna” ” 2. P y ta n ie „jak m iłow ać” jest ty m bardziej w ażne, iż człow iek jest co p ra w d a z n a tu r y sw ojej zdolny do miłości, ale nie jest przez to sam o zaw sze gotow y do n iej. J a k pisze w tym że a rty k u le 'dalej K aro l W ojty ła — „Trzeba się pogodzić z fak tem , że tak ą d o jrzałą nie jest o n a od początku, „od p ierw szego w e jrz e n ia ” i tak ą być n a w e t nie m oże. B yłoby to sprzeczne z ogólnym c h a ra k te re m ludzkiego bytow an ia w k tó ry m obow iązują p ra w a rozw oju i stopniow ej aktualizacji. D la tego te ż m iłość n ie jest od początku d o jrz a ła i p ełn o w arto ś ciowa, ale stopniow o dopiero może stać się ta k ą ” 3. W ty m w łaśnie k ontekście pojaw ia się zagadnienie daru, k tó ry z jed n ej stro n y jest p rzejaw em i w y razem m iło ś c i4, z drugiej
jest „sposobem ” tw orzenia miłości. Trzebią też w ty m m iejscu dodać, że analiza m iłości i analiza d aru jest przeprow adzona przez K aro la W ojtyłę i przez J a n a P aw ła II przede w szystkim w k ontekście m iłości m iędzy m ężczyzną a kobietą, m a jednakże znaczenie szersze, to znaczy dotyczy w szelkich zw iązków m ię dzyosobowych i sta ra m się to w łaśnie n a tę szerszą płaszczyznę przełożyć.
P rzytoczo n y jako m otto cy ta t z soborow ej K o n sty tu c ji dusz p astersk iej O Kościele w św iecie w sp ó łczesn ym m ów iący o „odnalezieniu człow ieka przez b ezinteresow ny d a r”, n a k tó ry to tek st Ja n P aw eł II pow ołuje się bardzo często, jest wielce znam ienny. Jeśli człow iek m usi poszukiw ać i odnajdyw ać sie bie sam ego, to znaczy, że się zagubił, że zabłądził. Zagubił się m ianow icie w grzechu p ierw orodnym , w u padku. Odnaleźć się może, jeśli pójdzie w sp lą ta n y ch ścieżkach sw ojego życia za przew odnikiem , jeśli zechce posłużyć się w zorem , p rzykładem . Bow iem poprzez up ad ek n aru szo n a została jego w ew n ętrzn a busola. Człowiek jako osoba, swój w zór m a w życiu i działaniu
2 W ychowanie do miłości, w: A by Chrystus się nami posługiwał, K raków 1979, 92.
3 Tamże, 89.
4 Por. Ja n Paweł II, M ężczyzną i niewiastą stw orzył ich, C itta del Vaticano 1980, 53; Karol Wojtyła, Znak sprzeciwu, Paris 1980, rozdz. VII.
Osób Boskich, zaś odnalezienie siebie, to p o w ró t do początku. Te pojęcia „początek” , „w zór” i inne stopniow o w yjaśnię.
W zór. W K siędze R odzaju czytam y, iż „na początku stw o rzy ł Bóg niebo i ziem ię” oraz „stw orzył człow ieka n a obraz B oży” a stw orzyw szy zobaczył, że to w szystko jest dobre, że to w szystko jest bardzo dobre. C zynienie i tw orzenie dobra w y n ik a z m iłości, bo „Bóg jest m iłością” (1J 4,8,16). M am y w ięc uw idoczniony i p o d kreślon y zw iązek dobra i miłości.
„C ały św iat, jak m ów i J a n P aw eł II, nosi w sobie głęboko s tru k tu rę d a ru . Być stw orzonym — to znaczy: być obdarow a n y m i s ta łe obdarow yw anym istnieniem , a w raz z istn ie n iem — n a tu r ą ” 5. P e łn y sens d a ru (a zarazem i pełn y sens stw orzenia, czy pełn ia stw orzenia) u jaw n ia się dopiero, gdy m oże zajść szczególna re la c ja m iędzy o bd arow ującym a odda w anym , a to zjaw ia się dopiero w ra z ze stw orzeniem człowieka, k tó ry może zrozum ieć i przy jąć ów dar. Człowiek przez stw o rzenie zostaje obdarow any istnien iem i człow ieczeństw em , ale rów nież zostaje obdarow any św iatem . Co w ięcej, stw orzenie całe, cała rzeczyw istość jest d a re m ty lk o ze w zględu n a czło w ieka. J a k m ówi Ja n P aw eł II „stw orzenie jest obdarow a niem , poniew aż znalazł się w nim człowiek, k tó ry jako „obraz B oży” zdolny jest id entyfikow ać sam sens d a ru w pow ołaniu z nicości ido istnienia. I zdolny jest odpow iedzieć S tw órcy ję zykiem tej id e n ty fik a c ji” 6, czyli tego d a ru . Z całego w ięc stw o rzen ia ty lk o człow iek — jako osoba — zdolny jest zrozum ieć, że to jest d a r i zdolny jest do p rzy jęcia i czynienia d aru . Człow iek— stw orzenie i człowiek— osoba m ieści się pom iędzy św iatem p rzy ro d y a Bogiem — jest stw o rzon y i w ty m jest łączność z całym św iatem , ale jest zarazem pon ad w szelkim in n y m stw orzeniem . M ożna by w ięc pow iedzieć, że człowiek jest sam, sam otny. Je st to n ie tylko stw ierdzenie obiektyw nego sta n u rzeczy, ale rów nież pew nego w ew n ętrzn ego poczucia i przeżycia osobowego. Ta sam otność o b iek ty w nie i su b iek tyw nie nie jest dobra, Bóg — Dobro i Miłość — tw o rzy w ięc m u,
jak m ów i J a n P a w e ł II w katech ezach środow ych, tw o rzy więc człowiekowi „odpow iednią pom oc” — drugiego człowieka. Ową pomoc m ożna zrozum ieć n ie ty lko jako pom oc w e współbycdu i w e w spółdziałaniu, ale trzeb a to u jąć w p ersp ek ty w ie daru. A ni bow iem Bóg, ani stw orzenie n ie d aje człow iekowi podstaw , nie stw a rz a „możliwości byto w an ia w rela cji w zajem nego
5 Z nak sprzeciwu, dz. cyt., 61. Por. także M ężczyzną i niewiastą stw o
rzył ich, dz. cyt., 50.
i rów nego d a ru ” \ to znaczy d aru rów nego i „odpow iedniego” . Bow iem Bóg, jako pełn ia do bra nie m oże „istnieć w ię c ej” , n ie może „być w ię c ej”, a więc n ie m oże być obd aro w an y niczym przez człow ieka. A p rzy ro d a z drug iej stro n y nie może dać człow iekowi nic, co było b y „odpow iedniego” czyli oso bowego) -człowiekowi. Na rów ni więc z człow iekiem jest ty lk o d ru g i człowiek.
O bdarow anie człow ieka przez Boga stw orzeniem , istn ieniem i n a tu rą , św iatem o raz d ru g im człow iekiem , nie jest jeszcze całością Bożego d aru. „Bóg nie oipuścił też ludzi po ich up adku w Adam ie, dając im n ieu sta n n ie pomoce do zbaw ienia przez w zgląd n a C hrystusa, O dkupiciela”, a n astęp n ie „K iedy zaś dopełniło się dzieło, któ reg o w ykonanie Ojciec pow ierzył Sy now i n a ziem i (por. J 17, 4) zesłany został w Dzień Zielonych Ś w iąt D uch Św ięty, aby Kościół ustaw icznie uśw ięcał”. Tak w ięc ostatecznie człow iek jest obdarow any n ie tylk o stw orze niem , ale rów nież C h ry stu se m i D uchem Św iętym . Przez J e zusa C h ry stu sa i D ucha Św iętego m a się urzeczyw istnić P rz y m ierze — „to now e i ostateczne P rzy m ierze m a przyw rócić i sta le p rzyw racać św iatu i człow iekowi zniw eczony u sam ego początku sen s obdarow ania w szystkich, każd ym stw orzeniem , k ażd y m dobrem m ate ria ln y m , każdym ta le n te m serca i u m y słu — a n ade w szystko obdaro w an ia człow ieczeństw em , god nością osoby oraz tą jeszcze n iepom iernie w yższą, jaka się na godności człow ieka— osoby u g ru n tu je : godnością dziecka— Syna Bożego, aby ludzie staw ali się „synam i z S y n a ” ” 8, czyli synam i przez C hrystusa, czy z C hrystusem .
W szystkie te d a ry m ają człow iekowi pomóc w jego odnale zieniu się, m ają m u po-móe w pow rocie do „początku” i przez przyw rócen ie „podstaw ow ej świadom ości daru i obdaro w ania” pom óc w w ejściu n a w łaściw ą drogę” w każd ej sferze lu d z kiego życia i działana, w m ałżeń stw ie i rodzinie, w świecie k u ltu ry , gospodarki i polityki, w po rządku m iędzynarodo w y m ” 9. Gdyż d a r nie jest tylko dodaw aniem d o b ra do już .istniejącego dóbra, nie jest to ty lk o n a d d a te k kochającego dla kochanego, ale rów nież jest to pew n a m ia ra i p raw o istn ie n ia — „D ar bow iem u ja w n ia jak b y szczególną praw idłow ość b y to w an ia osobowego — owszem sam ego osobowego istn ie n ia ” 10. Św iadom ość te j praw idłow ości została zagubiona przez
7 Jak w yżej.
3 Znak sprzeciwu, dz. cyt., 69. 9 Jak wyżej.
up ad ek n a początku ludzkiego istn ien ia i dlatego trzeb a do „początku” pow rócić, aby tę świadom ość n a now o odzyskać i podjąć.
P o w ró t do „początku”. O dw ołanie się do „początku”, to odw ołanie się do „odwiecznego p raw a, k tó re zostało u stan o w ione i sform ułow ane przez Boga „od p o czątk u” w raz ze stw orzeniem człow ieka” u . D la ch rześcijan ina „pow rót do po c zątk u ” dokonuje się przez uczestnictw o w tro iste j w ładzy C hrystusa: k ap łan a, p ro ro k a i k ró la — „Trzeba zaznaczyć, że przez „w ładzę” nie rozum iem y tu ta j przed e w szystkim „praw a rzą d z e n ia ”, jak n a to m ógłby w skazyw ać n a w y k językow y i rodzim e skojarzenia. R ozum iem y n ato m iast po pierw sze „za d a n ie ”, o czym m ów ił łaciński term in m u n u s (tria m unera C hristi) oraz po drugie „m oc” albo zdolność do w ypełnienia odnośnych z a d a ń ” 12.
W ty m kontekście — d aru — m ożna by m ówić o w ładzy, czy o u rzędzie C hrystusa, a więc tak że i o w ładzy i urzędzie ch rześcijan in a jako o służbie, służeniu 13. Posłannictw o k a p ła ń skie po dk reśla dyspozycyjność człow ieka, jego bycie-dła- drugich. D rugi rodzaj słu żb y to posłannictw o prorockie, czyli ja k mówi K aro l W ojtyła, bycie w zajem n ie dla siebie „św iad kam i w ia ry i m iłości C h ry stu sa ” u .
Służba królew ska, czy też królew ska wolność człow ieka to dla ty ch rozw ażań tu ta j określenie fu n d am en taln e. W yznacza bow iem isto tn e w ym agania etyczne człowieka. J e st to stała gotowość służenia innym . Służenie innym , kierow an ie sobą dla dobra in ny ch , a w ięc d aw an ie siebie in n y m w y m aga szczegól n y ch u sp ra w n ie ń m oraln y ch , szczególnych doskonałości m o ral nych. Przez „in n y ch ” w ty m w ym iarze rozum ie się „sobie podobnych”, „odpow iednich” a w ięc osoby ludzkie, każdego człow ieka. K ażdy człow iek, jak w szystko co stw orzone, jest przygodny, jest n iep ełn y i jest n iesam ow ystarczalny. P o trz e b u je jed en drugiego jako „pomoc sobie w łaściw ą”. Nie jest w ięc człow iek stw o rzo n y dla Boga — w ty m sensie, żeby Bóg go po trzebow ał — gdyż Bóg jako P e łn ia n ie p o trz e b u je niczego zew nętrznego wobec siebie. Człowiek jednakże jako p rze jaw ow ej P ełn i, bo jest on sy nem Bożym, jest obrazem Bożym,
11 Jak w yżej, 8,
12 U podstaw odnowy, K raków 1972, 192. 13 Jak w yżej, 226.
14 Rozważania pastoralne o rodzienie. Roeaniki Nauk Spoi. KUL
3*1967), 67.
nosi ją jakoś w swoim łonie, nosi w sobie tęsknotę i dążenie do niej.
B ezinteresow ność d aru Bożego jest w yzw aniem dl-a czło w ieka, jest w ezw aniem bezinteresow ności ludzkiej. Spełnianie siebie, czyli dążność do w łaściw ej sobie pełni, k tó ra jest n a j głębszą i najm ocniejszą w ew n ętrzn ą ten d en cją osoby ludzkiej, jako skierow anie do w łasn ej pełni, a przez to do P ełn i Boga, może dokonyw ać się tylko i w yłącznie przez bezinteresow ny d a r z siebie n a rzecz drugiego. Można by w ięc powiedzieć, że pow rót do „początku” to p ow rót do wolności od grzechu, pow rót do „pierw otnej niew inności człow ieka”. Niew inność z bezinteresow nością isto tn ie się łączy.
P rzedm iotow ość i podm iotowość. W ty m m om encie isto tne < jest przyp o m n ien ie jeszcze jednego aspektu antropologicznego m yśli Ja n a P aw ła II, a m ianow icie tego, co on nazyw a pod m iotow ością czy subiektyw nością człow ieka. W szystko co dotąd pow iedziano jest opisem sta n u obiektyw nego. Alby ta rzeczy w istość o b iek ty w n a s ta ła się dla człow ieka w zorem , norm ą i w yzw aniem m usi być przez niego poznana i u zn an a, m usi być w ew n ętrzn ie przez człow ieka p rzeżyta, p rz y ję ta i za akceptow ana. J e st to w ięc w e w n ętrzn a p rzem ian a człowieka, nie tylko jego świadomości, jego wiedzy, ale rów nież em ocjo- nalności, a przede w szystkim te j m ocy człowieka, dzięki k tó re j człowiek po trafi realn ie przetw o rzy ć rzeczyw istość, a w ięc przede w szystkim woli i wolności. Człowiek m usi bow iem owe p raw d y przeżyć p e łn ią sw ojej osoby. D latego też nie w y starcza jedy n ie ow ą p raw d ę ukazyw ać, choć jest to w a ru n e k konieczny jej uznania, ani też nie w y starczy obw arow yw ać te p raw d y in sty tu cjo n aln ie. Bez p rzy jęcia ich do w łasnego serca, bez przek on an ia się do nich, bez w olnego ich uznania, n akłan ian ie, czy ty m bardziej przym uszenie do p rzestrzeg an ia ich będzie łam an iem ludzkiego sum ienia, będzie jedy nie tw orzeniem konform izm u, czyli pozornego i zew n ętrzn eg o ich przyjęcia p rzy jednoczesnym w ew n ętrzn y m głębokim sprzeciw ie. Odnosi się to do każdego ro d zaju praw d. Będzie to po p ro stu nisz czenie ludzkiej osoby i to bez w zględu n a to czy w zo ry p o stę pow ania, do k tó ry c h się n a k ła n ia czy, ,gorzej jeszcze, p rzy m usza, są słuszne, czyli o p a rte n a o b iek tyw n ej praw dzie, czy też nie. Jed y n ie skuteczne, a przede w szystkim w łaściw e spo soby p rzek o n y w an ia to tak ie, k tó re są zgodne z godnością i sam ocelow ością człow ieka, to u zn an ie go za cel, a nie środek działania. P rzek ony w an ie człow ieka m usi być zgodne z tym , co K aro l W ojtyła nazyw a n o rm ą p erso n alistyczn ą — a z nią
U]
O S O B A J A K O D A R 35pozostają w sprzeczności w szelkie tzw. „środki bog ate”, w szel kie sposoby inkw izycyjne. Je d y n ą foirmą przekonyw ania, a więc sposobem prow adzącym do w ew nętrznego u znan ia p raw d y (do uczynienia p raw d y obiektyw nej p raw d ą w e w n ętrzn ą, subiektyw ną) m ogą być jedynie „środki ubogie”, czyli po p ro stu działanie na rzecz dobra drugiego człow ieka m iłością, m iłosierdziem , darem . Od tej s tro n y patrząc, m iłość- -d a r jest nie tylko sposobem sp ełn ien ia siebie, doskonalenia siebie oraz drugiego, a więc p oniekąd celem , ale jest rów nież w łaściw ym postaw ie chrześcijańskiej, „zabiegiem pedagogicz n y m ” zabiegiem jedynie słusznym , w łaściw ym i skutecznym , chociaż ostateczna skuteczność na płaszczyźnie ludzkiej uza leżniona jest od w oli podm iotu p rzy jm u jącego, a n a płasz czyźnie nadprzyrodzonej, od Boga, od Jego laski.
D ar z siebie. Pojęcie d a ru nie jest jednoznaczne z daw aniem czegoś kom uś. D ar nie oznacza tylk o jak iejś zew n ętrzn ej, przedm iotow ej czynności, ale rzeczyw istość głębszą, rzeczy wistość w ew nątrzosobow ą. P rzed e w szystkim d a r łączy się istotnie z ludzką wolnością. D aw anie pod przym usem , czy to zew nętrznym , czy w ew n ętrzny m , daw anie bez wolności, nie jest darem ale k o n try b u cją. Jed n ak że i ten w a ru n e k — w ol ność — nie jest w y starczający, chociaż konieczny dla zaistnie n ia d a ru . D aw anie w olne n a zasadzie do u t des, aby coś o trz y m ać, aby zapłacić za coś, aby w ym ienić coś n a coś, jest co najw y żej aktem spraw iedliw ości — bo się to kom uś należy, bo jesteśm y do tego zobow iązani przez to, co drugi nam udziela, czy to ze w zględu n a jego pozycję społeczną, k w a li fikacje, itd. D ar b y n ajm n iej nie p rze k re śla w artości sp ra w iedliw ości, jednakże ją uszlachetnia, podnosi na w yższy po ziom. P rzenosi bowiem całe zagadnienie z płaszczyzny posiada nia (zew nętrznych lu b w ew n ętrzn y ch w artości), któ ra łączy się z płaszczyzną uti, użyteczności, używ ania, na płaszczyznę bycia, k tó ra zw iązana jest z płaszczyzną fruitio , z miłością, z bezinteresow nością. D ar jest bezinteresow ny, gdyż jeśli daję to nie po to aby coś uzyskać, nie po to, by coś osiągnąć dla siebie, ale dlatego, że ktoś jest, że jest tak ą w artością. Po p ro stu jest k to ś i jem u to daję. To są zupełnie odrębn e p łasz czyzny, tak odrębne jak środek i cel. D ziałanie-darow anie po to, aby coś otrzym ać jest działaniem w obrębie środków , zaś d ziałanie-darow anie dlatego, że k to ś istn ieje, jest działa niem w obrębie samego celu, k tó ry m jest druga osoba. P ra w dziw y d ar p rze k re śla płaszczyznę u ty lita ry sty c z n ą i egoistyczną, n a k tó re j to „ ja ” ten k tó ry daje, jestem celem owega działania.
D ar tw o rzy płaszczyzną fru itio , płaszczyznę m iłości i szacunku dla w artości dru g iej osoby, gdzie celem nie jestem ja, k tó ry daję, a le celem jest drugi, k tó rem u daję, k tó ry jest przedm io tem m ojego działania, osoba będąca w artością sam ą w sobie, drugie „ ja ”. M oje „ ja ” wówczas w ty m d ziałaniu su b iekty w nie z a traca się jak b y w owym darze, zatraca, ale jed n a k się nie niw eczy. Jeśli bow iem ja d aję siebie d rugiem u i jeśli to m a być rzeczyw isty a nie pozorny dar, nie nicość, jeśli to m a być w artość a nie jak aś bezw artościow ość — to d aw anie nie może być daw aniem m o jej bezgodności. Inaczej bow iem d ając siebie bezw artościow ego, niczego n a p ra w d ę nie daję, bo nie daję w artości.
M oralność chrześcijańska. W ty m m iejscu otw iera się p e rs p ek ty w a m oralności. W edług K aro la W o jty ły u .podstaw m o ra l ności chrześcijanina leży m u n u s regale, u rzą d królew ski C h ry stu sa 15. P ow ołując się n a k o n sty tu c ję L u m e n G e n tiu m K aro l W ojty ła uczestnictw o w królew skim urzędzie, czy w k ró le w skiej służbie C h ry stu sa łączy z pow ołaniem chrześcijan do „stan u k rólew skiej w olności” pisząc tak: „Chodzi więc n a j w y raźn iej o św iętość w znaczeniu m oralnym , o panow anie n a d złem , w czym u w y d a tn ia się n iejak o króiaw skość czło w ieka. Człowiek jest p o w ołany do u rzeczyw istn iania tak ie j
„królew skości” w sobie, takiego sam opanow ania” I5. Podobnie m ówi J a n P aw eł II w środow ych katechezach o m ałżeństw ie: „W olność ro zum iem y w ty m m iejscu przede w szystkim jako posiadanie siebie sam ego (sam o-posiadanie). W tej postaci bow iem jest ona nieodzow na, ażeby człow iek m ógł „siebie d aw ać”, ażeby m ógł staw ać się darem , ażeby (naw iązując do słów Soboru) m ógł „odnajdyw ać siebie przez bezinteresow ny d a r z siebie” (KDK 25)” 17.
W ty ch słow ach Ja n a P aw ła II zaw ierają się dw a istotn e m om enty, k tó re trzeb a w ydobyć i podkreślić. Po pierw sze, aby coś dać trzeb a to posiadać i trzeb a panow ać n a d tym , a d alej, aby móc siebie dać, ab y m óc uczynić siebie darem , człow iek m usi mieć moc sam ostanow ienia o sobie. S am osta now ienie będące isto tą w olności i podstaw ą tw o rzen ia się osoby, zak ład a sam oposiadanie — „Osoba jest m ianow icie tym , k to siebie posiada — i zarazem tym , k to jest po siad any tylk o i w yłącznie przez siebie”, oraz zakłada sam opanow anie „...osoba
15 U podstaw odnowy, dz. cyt., 225. 76 Jak w yżej, 226.
jest z jed n ej stro n y tym , k to panuje· n a d sobą sam ym , z d ru giej zaś stro n y tym , n a d k im ona sam a p a n u je ” 18. To jeszcze nie są pełn e ok reślen ia pojęcia sam oposiadania i sam opanow a- nia. S kierow anie w łasnej osoby „do w e w n ą trz ”, do panow ania n a d sobą i posiadania siebie, skierow anie m ocy człow ieka „ku sobie sa m em u ” jest ty lk o częścią zagadnienia. Sam osta now ienie zakłada rów nież inną w łaściw ość, a m ianow icie moc osoby kierow ania w łasną spraw nością, w łasną mocą spraw ia nia, kierow ania swoim spraw czym czynem . Człowiek z p ew nego p u n k tu w idzenia jest rozum iany jako splot różnorodnych dynam izm ów .
W olność jest tu rozum iana jako zasadnicza zależność ludz kiego osobowego dynam izm u od w łasnego „ ja ”, Osoba jest nad rzęd n a wobec czynu, jest tra n sc en d e n tn a wobec czynu. O w a nadrzędność i sam ozależność (zależność od siebie sam ej) osoby pozw ala określić tę koncepcję wolności jako koncepcję auto determ inistyozną. W ola, czyli moc działania, nie jest w człow ieku sam ow ładnym czynnikiem . J e st w ładzą osoby, jest jak b y „narzędziem ” osoby. W olność nie jest jakim ś spe cjaln y m nadd atk iem , ale jest po p ro stu sposobem istn ien ia osoby, sposobem p rzejaw iania się osoby. Osoba jest niezależna n ie tylko w stosunku do sw ojej w e w n ętrzn e j mocy, ale jest rów nież niezależna i n ad rzęd n a wobec przedm iotów — w a r tości zew nętrzn y ch . To znaczy ■— ludzkie „chcę” u w a ru n k o w ane jest poznaniem ty ch w arto ści zew n ętrzn ych, w ola jest m otyw ow ana przez poznanie ty ch w artości, ja nie m ogę chcieć tego, czego nie poznałem , o czym nie w iem , że i s tn ie je 19. P e łn a determ in acja działania jest dziełem sam ej osoby — to ja dążę do w artości, a nie w artość m nie bezwolnego po ciąga. Je st to au to d eterm in acja osoby.
Wolność, k tó rą m ożna by zaliczyć do tego, co K aro l W oj ty ła nazyw a w artościam i p ersonalistycznym i, określa możli wość daru — określa, że dzięki wolności m ożem y siebie daw ać i określa jak m ożem y siebie dawać. Sam a jednakże wolność w tym w ym iarze, o jakim była tu ta j m owa, nie określa jesz cze tego, co d aje m y — w artości daru.
W artość d a ru jest uzależniona od tego, jakim i się stajem y , jakim i się tw o rzy m y w m om encie d aru. To zaś jest uzależnione od uzgodnienia naszej wolności, czy naszego wolnego dzia łania z tym , co K aro l W ojtyła nazyw a n orm ą personalistyezną,
18 Osoba i czyn, dz. cyt., 110—111. 18 Jak w yżej, 134.
z podstaw ow ą norm ą m oralności, z p raw d ą o osobie ludzkiej. Nasz czyn jest m oraln ie w artościow y o tyle, o ile p raw d ę tę w yraża. U zgodnienie wolnego czynu z p raw dą pow oduje rz e
czyw iste nasze doskonalenia, pow oduje rzeczyw iste nasze speł n ian ie się. P rzez takie czyny zgodne z w artością człow ieka, zgodne z p raw d ą o człowieku, z p raw d ą o w artości, człow iek s ta je się coraz bardziej kim ś, sta je się po pro stu dobrym człow iekiem 20.
Osoba ludzka jest b y tem potencjalnym , ak tu alizu jący m się przez czyn. A k tu alizacja przez czyn d obry jest spełnianiem się, a przez zło m oralne, niespełm an iem się czy an ty sp ełn ian iem się, „w ydrążaniem się ”. Oznacza to, że nie sam a „czysta” w ol ność jest w a ru n k ie m sp ełnian ia się osoby, ale jej dobre, czyli zgodne z p raw d ą o człow ieku, użycie 21.
Tu w yłan ia się problem sum ienia. T ran scen d en cja osoby, czyli jej moc „bycia po n ad ” w łasną siłą, po nad w łasn ym d y n a m izm em , u jaw n ia' się przez sam ouzależnienie się człow ieka od p raw d y , przez uzgodnienie w czynie siebie z praw dą. Speł nian ie się osoby może dokonyw ać się jedynie przez praw dziw e dobro. T aka jest w łaśnie fu n k cja su m ien ia — określenie p ra w dziwego dobra w czynie i w ytw orzenie pow inności m o raln ej. I dopiero wówczas dar z siebie sam ego jest p raw dziw ym darem , jeśli w nim z a w arta jest rzeczyw ista, obiektyw na w artość (w ytw orzona) osoby-daru. Zw rócenie uw agi n a w a r tość sam ego siebie jaiko d aru nie może być jednakże m otyw em p ierw o tn y m w działaniu. Nie m a rzeczyw istego d aru , jeśli tow arzyszy tem u tak a m yśl — p o p atrz jaką w ielką w artość ci ofiaruję. Przecież nie po to d aro w u ję siebie drugiem u, aby siebie spełnić, aby siebie udoskonalić, ale na odw rót. W łaśnie siebie spełniam , siebie doskonalę w tenczas, k ied y ofiarow uję się. D ar polega n a „zaparciu się sieb ie” 22. D opiero przez to zaparcie, przez służbę i przez dar człowiek o dn ajd u je siebie. P ie rw o tn y m m otyw em u jaw n iający m i tw orzącym całą w artość d aru jest n astaw ien ie n a drugiego.
D ar jako „społeczny” w y m iar człow ieka. D ar zakłada istn ie nie pew nej wielości, p rz y n a jm n ie j dwóch: obdarow ującego i obdarow yw anego. Za ty m k ry je się też cała złożona p ro b le m aty k a antropologiczna i m oralna, k tó ra została szerzej omó w iona w n iek tó ry ch książkach i a rty k u ła c h K aro la W o jty ły —
29 Tamże, 159. 21 Tamże, 162.
Ja n a P a w ła II tak ich jak Miłość i odpowiedzialność, Osoba i czyn, M ężczyzną i niew iastą s tw o rzy ł ich, Z n a k sprzeciw u, Osoba: podm iot i w sp ó ln o ta 23. T u taj chciałbym podkreślić pew ne ty lko m om enty.
D ar jest tym , co „dzieje się ” m iędzy osobami, m iędzy ludźm i, a raczej co „dziane je s t” m iędzy osobami, co dokonuje się poprzez czyn m iędzy osobami. P o d k reśla to ważność m iędzy osobowej i społecznej płaszczyzny dla osoby. „O dnalezienie się” w darze m a conajm niej dw ojakie znaczenie: poznaw cze i egzy sten cjaln e. Poznaw cze, gdyż prow adzi do poznania i do zrozu m ienia siebie, do zrozum ienia drugiego, do zrozum ienia spo łeczności, do poznania ich w artości-godności. Egzystencjalne, gdyż pow oduje tw orzenie człowieka, pow oduje „bycie w ięcej”, zarów no „ ja ”, jalk „ ty ” o ra z „m y ”. To w szystko podkreśla, iż działanie m iędzyosobowe oraz społeczne jest isto tn y m spo sobem istn ienia osoby, jest zarazem pew nym fak tem i pew nym zadaniem i to zadaniem obw arow anym pow innością m oralną. Z w raca to uw agę n a fakt, iż istn ien ie osoby nie jest tylk o istnieniem w -sobie i istnieniem -dla-^iebie, ale rów nież i to tale sam o „m ocno” (jeśli ta k m ożna powiedzieć) istnienie osoby jest istn ien iem -d la-d ru g ich i istn ien iem -w -d ru gich . I w ty m znaczeniu jest to rzeczyw iste w spółistnienie. D latego też każdy ludzki czyn jest zarazem w spół-czynem , zaś w artości i n o rm y m oralne imają z tego pow odu c h a ra k te r społeczny.
W ty m m iejscu m ożna w skazać płaszczyzny odniesienia, czy ro dzaje darów , jakie człow iek m oże tw orzyć.
P ierw szą płaszczyzną odniesienia jest Bóg. Co p raw d a Bóg niczego od nas nie potrzebu je, jednakże dla odnalezienia siebie m y p o trzeb u jem y Boga i to nie ty lk o po to, żeby otrzym ać od Boga d a r, ale i żeby Mu nasz d a r złożyć. Bez b ezin tere sowności Boga nie jest m ożliw y do odnalezienia człowiek i nie jest m ożliw y do odnalezienia d la człow ieka Bóg.
D rug ą płaszczyzną jestem ja sam . Czy ja sobie m ogę dać dar? To jest pew n a g raniczna ale i podstaw ow a sy tu acja. Skoro ja siebie tw orzę w czynie, skoro ja m ogę być w ięcej, przez czyn mogę się doskonalić, to owo „bycie w ięcej” w m oim życiu jest n iejak o d a re m sk ład any m sobie sam em u, d arem w k tó ry m w idzę siebie jako godnego, jako syn a Bożego, jako odbicie Boga, jako w artość m i ofiarow aną, o k tó rą m uszę dbać nie jako o depozyt m uzealny, ale dbać o siebie jako o żyw ą osobę, jako o tego, k tó ry jest zadaniem dla m nie.
W tyim m om encie, przez ten d ar w łączam się w stw órcze i od kupieńcze dzieło Boga w sto su n k u do siebie samego.
■Następną płaszczyzną, w k tó re j o w iele łatw iej jest ów dar zobaczyć, jest płaszczyzna m ałżeństw a i rodziny, ofiarow anie się w zajem nie m ężczyzny i k o biety — to jest p ierw o tne zad a n ie i pierw o tn e pow ołanie, bo „od p o czątk u ” Bóg ta k stw o rz y ł człowieka. M ałżeństw o jest przez m iłość n a tu ra ln ie płodne, p rzerad za się w rodzinę, d a je się rodzinie, daje się d ru g iem u . W ty m m om encie n a jw y ra ź n ie j też u w y d a tn ia się ta dwoistość daru. Żeby d ar b y ł rzeczyw istym d arem m usi być odebrany przez drugą osobę. M oja m iłość m usi być odebrana przez d ru gą osobę, a miłość dru giej osoby m usi być odebrana przeze m nie. Inaczej w yciągnięta rę k a m iłości zaw isa w próżni — d ar jest odrzucony. Ta w zajem ność odbioru i w za jem ność daru u w y raźn ia się rów nież w e w spólnotach szer szych — koleżeńskich, przyjacielskich, w e w spólnotach zaw o dow ych, we w spólnotach zakonnych i w w ielu innych. Nie m a w spólnot rzeczyw istych, jeśli one nie są tw orzone poprzez w z a jem n y d ar.
Szerszą płaszczyzną daw ania siebie jest płaszczyzna n a ro dowa, a n ajszerszą społeczności m iędzynarodow e, czyli po p ro s tu ludzkości. One w tenczas będą w spólnotam i, jeśli będziem y m ieć uczestnictw o w życiu drugich, zaś praw dziw e u czest n ictw o m ożna m ieć tylko i w yłącznie przez d ar.
W in n y m w ym iarze m ożna m ówić o płaszczyźnie relig ijn ej, gdzie u w y raźn ia się i u w y d a tn ia ro la k a p ła ń stw a jako daru Bożego i jako d a ru w łasnego, ro la d aw ania siebie d rugim dla Boga.
P ra c a jest czymś, co dzisiaj szczególnie jest dla nas i w ażne i drażliw e. W iem y o ty m , że od kilkudziesięciu la t u nas n a stę p u je i pogłębia się d ep recjacja p racy . W iem y o tym , że d ep recjacja pow oduje rów nię pochyłą. I ciągle p rzed nam i s ta je to p y tan ie — czy m am pracow ać w iedząc, że nie za ra biam odpowiednio, czy m am pracow ać po nad m iarę ty ch za robków , czy też m am pracow ać n a m iarę ty ch zarobków . T u taj jest zam k n ięte koło.
W ydaje się, że jest tu szczególna rola dla nas, dla chrześci jan ab y w reszcie przerw ać to zaklęte i fata ln e koło. D ajm y d a r z siebie w pracy . W ychow ujm y się do tego d aru w p ra c y n ie ty lk o po to, żeby zarobić, co jest zresztą naszym słu sz n y m p raw em , ale d ajm y w łaśnie d ar bezpośrednio p rzy n a szym w arsztacie p ra c y i zarazem troszcząc się o „u stró j p ra c y ”,
s tr u k tu rę odpow iedzialności n a d całością naszej pracy. N iech to będzie nasz d ar dla drugiego człowieka, dla naszego n aro d u , dla n a s sam ych i dla Boga.
Inną płaszczyzną d aru jest płaszczyzna k u ltu r y i cyw ilizacji. To są rów nież płaszczyzny m o ralne i płaszczyny tw orzenia człowieka. Ja k człowiek n ie może istnieć bez czystego pow ie trza, wody, bez czystej ziem i, ta k sam o nie może istnieć bez k u tu ry i cyw ilizacji. Bez czystej k u ltu r y i bez czystej cyw ili zacji. Czystej, czyli w artościow ej m oralnie. I tu jest znow u m iejsce n a nasz d ar dla drugiego i dla siebie sam ych.
I o statn ią jest płaszczyzna polityki, szczególnie zaś pokoju. Pokój jest to n ie ty lk o b rak w ojny — pokój to jest pozyty w ne tw orzenie tak ich w aru n k ó w , że nie m a m iejsca n a zadraż nienia. - Co to znaczy „tw orzenie pozyty w ny ch w aru n k ó w ?” J e st to tw orzenie dobra, a tw orzenie dobra, chęć dob ra dla drug iej osoby to nic innego jak m iłość. Bo miłość m ożna określić jako daw anie dobra dru giej osobie. Czyli pokój jest in n y m im ieniem m iłości i in n y m im ieniem spraw iedliw ości. A miłość, d a r z siebie, daw anie siebie sam ego rzeczyw iste i w artościow e, jest po p ro stu tw orzeniem pokoju. I tu w idać, że chrześcijanin p o d ejm u jąc m oralność chrześcijańską tw o rzy pokój i to jest jego w kład, n a jw ażn iejszy chyba, w politykę. Rozwój i pom yślność osoby ludzkiej, zarów no w w ym iarze jednostkow ym , jak i społecznym , uzależniony jest od w łaści w ej, czyli zależnej od p raw d y o dobru człow ieka, działalności osoby ludzkiej. M ożna b y pow iedzieć, że zadanie m iłości p rze biega i obejm uje w szystkie te w ym ienione, a także i inne, dziedziny. Istotą bowiem uczestnictw a, ożyli zw iązków m iędzy ludzkich, a więc rzeczyw istego w spółistnienia społecznego jest miłość.
W racając zaś od początkowego zagadnienia, m ożna tu ta j po staw ić za K arolem W ojtyłą p y tan ie, w k tó ry m się mieści zresztą odpowiedź: „Cóż m oże być bard ziej isto tn e dla chrześ cijańskiego s ty lu życia jak w ychow anie m iłości, czyli p rze zw yciężenie różnorodnych postaci egoizm u” 24, a cóż bardziej jest w yrazem m iłości, a zarazem sposobem jej tw orzenia i spo sobem przezw yciężania egoizmu, jak nie b ezinteresow ny d a r z siebie samego?
24 W ychowanie do miłości, w: A by Chrystus się nami posługiwał,