• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 13, nr 3 = 111 (1932)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 13, nr 3 = 111 (1932)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

□ □ W RRSSH W ft KRftK Ó W PGSN fłŃ □ □

I

M IE S IĘ C Z N IK S O D R u e y j MHRJfltfSKiCH C3Ue2f»ÓM S 2 KÓŁ ŚREONiCH W POLSCE. CZ3

HDRES RED. I HDMI NI STR.

K S . 3 Ó 3 E F WINKOWSKI

2 R K 0 P H N E X M A Ł O P O L S K A X Ł U K H S 2 Ó W K a .

O*, zb. Nr

111

. GRUDZIEŃ 1932

(2)

Warunki prenumeraty miesięcznika „Pod znakiem Marji" (9 numerów rocznie) na rok szkolny 1932/33

z przesyłką pocztową niezmienione

C ałorocznie:

- ‘„ s " mi\ - - s “ n i a [50 z!

kategorii w Polsce: “ w PoIsce: za8|aniC3- ł Ł L

Pojedynczy numer: (pół dolara)

, £ ‘3 5 H I . W " 35 If 5 j nr

kałeg o rjj w Polsce: “ “ H * * w PoIsce: “ “ »'• 5 8' JU 1J1.

Nr. konta P. K. 0 . 406.680, Kraków.

TREŚĆ NUMERU: str.

N i e p o k a l a n e j ...49

Orędzie jasnogórskie — J. P i e t r k i e w i c z ...49

Istota miłosierdzia chrześcijańskiego — A. R a s z k o w s k i (dokończ.) 50 Życzenia wigilijne . ...53

Sylwetki katolickie — Filip V r a u ...54

Rzeczy zastanawiające I. — X . J. W i n k o w s k i ... 55

XI. Zjazd Związku w Gostyniu — sprawozdanie (dokończ.) . . 59

Podziękowanie ...61

Jak to było na Śnieżnicy ? (c. d a l s z y ) ... . . 62

Wiadomości katolickie — ze ś w i a t a ... 64

Z niwy misyjnej ...66

Szkolnictwo w Polsce w r. 1930/1 . , . . . . . . 67

Listy naszych sodalisów z w o js k a ... 67

Nowe książki i wydawnictwa — (Ż u ro w ska — M a rcin ko w ski — K a l e n d a r z e ) ... 68

Część urzędowa i organizacyjna : Komunikat Prezydjum Związku Nr. 4 1 ... 69

Od W y d a w n i c t w a ... 69

Złcta karta m ie s ię c z n ik a ...69

N e k r o lo g ja ... 70

Gdy ustępuje stary z a r z ą d ... 70

Nasze sprawozdania — (Siedlce II. — S lo n im II. — Tarnów I — Trzem eszno — Wągrowiec — W ejherow o I.) . . . 71 III. Wykaz darów i w k ł a d e k ...na okładce

Okłndk*; projektował prof. K. Kłossowski, Zakopana,

(3)

N i e p o k a l a n e j . . . .

Staje przed nami dziś N ajśw iętsza, Przeczysta D ziewicajako K rólowa M iłosierdzia...

W hołdzie czci, miłości i wierności, który Jej niosą Sodalicje nasze w dzień grudniowego święta, nie może braknąć daniny soda- licyjnego miłosierdzia.

Oto czw arty miesiąc roku szkolnego się zaczyna, czwarty mie­

siąc hasło „Bądź m iłosierny'1 rozbrzm iewa w naszym Z w ią z k u' — Cośmy dotąd zrobili dla jego urzeczywistnienia ? To pytanie sta ­ w ia nam d ziś nie Z w iązek ju ż , ale sam a jego N ajśw iętsza Patronka, Czy nie skończyło się na referatach i rezolucjach ?

Ile łez otarliście Sodalisi, ile daliście z duszy dobrych, serde­

cznych słów pociechy, otuchy, podźwignięcia na duchu? Ile pomocy w lekcjach słabszym kolegom, ile wreszcie pomocy materjalnej ubogim ?

Szczęśliw a sodałicja i szczęśliw y sodalis, który w dzień N ie­

pokalanej może złożyć dow ody sw ej czynnej miłości bliźniego i z czy- stem sumieniem rzec: czyniłem m iłosierdzie!

A kto w milczeniu d ziś opuścić musi czoło, bo pustą ma dłoń i nic przynieść Matce N ajśw iętszej nie może, o ! niechże wspomni, że jeszcze dziś, w tej chwili może rozpocząć dzieło miłości i dziś jeszcze p rzy wieczornym pacierzu ofiarować Marii, Matce M iłosiernej

sw ój pierw szy, ja k że dla N iej radosny, miłosierny uczynek !

J E R Z Y PIET RKIEW 1CZ S. M.

W łocławek /.

Orędzie jasnogórskie.

Lśnią częstochow skich w ie t kraw ędzie, Tęczowy bije w okół blask,

N a larum dzw o n y biją w szędzie

A z m gieł p o w sta je now y brzask. P rzed sw ej K rólow ej zło ty tron.

W zw yż się ka d zid eł dym unosi, Tysiączny d zw o n kó w p ły n ie to n ; To lu d sw e prośby w niebo w zn o si

Gnie się k u zie m i las sztandarów , Gnie się ku zie m i zg rzebny lud, I z m gieł rozw lekłych i oparów P o w sta je w blaskach M a r ji gród.

Z kaplic ubogich i kośció'ków , Z su teryn ciem nych, z p ó l i gór.

Z m iejskich pałaców i za u łkó w P łynie m odlitew zg o d n y chór.

(4)

50 P O D ZNAKIEM MARJ1 Nr 3

P łyn ie do g ó ry, g d zie n a d ziem ią P ro m ie n i zło tych św ieci splot, K ęd y b łękity ciche drzem ią, G dzie w ła d a P a n i liczn ych rot.

C hylą się h u fc e p r z e d K rólow ą, O d m ó rz w ołają, a ż do g ó r I prośbę w zn o szą je d n a k o w ą , W je d e n się zg o d n y łączą chór : N iezw yciężo n e są j e j roty,

N iezw yciężo n y to j e s t h u ), Bo zb ro jn y on je s t siłą cnoty, B o on sw ą w olą ż y je z d r ó w !

W eź n a s w opiekę św ię ta Pani, S o d a licyjn ą , zw a rtą brać, Serca C i sw o je niesiem w d a n i ; lo , co m o żem y w szy s c y d a ć ! W ita j K rólow o, G w iazdo m orza,

W ita j i k r ó lu j w s z y s tk im nam, P ro w a d ź nas, g d z ie lśn ią szczęścia zo rze H en, do w ieczn o ści zło tych b ra m !

Istota miłosierdzia chrześcijańskiego.

IV. Miłosierdzie chrześcijańskie a inne formy pomocy społecznej.

N iesposób oczywiście w tak pobieżnym rzucie oka, wyczerpać zagadnienie i zbadać wszelkie formy pom ocy społecznej. O graniczy­

my się więc do zestawienia z naszą ideą miłosierdzia, dwóch najważ­

niejszych i najbardziej rozpowszechnionych typów. Pierwszy wchodzi w zakres działalności prywatnych osób — jest to t. zw. dobroczyn­

ność hum anitarna, filantropja. Drugi należy do działalności osób p ra­

wa publicznego, a więc państw a i samorządów — jest to t. zw. o pie­

ka społeczna.

Filantropja. Śmiało m ożna powiedzieć, że jest to najbardziej rozpowszechniony w chwili obecnej rodzaj prywatnej dobroczynności, bo hołduje mu przez ignorancję naw et wielka część wierzących k a to ­ lików. Trudno byłoby dać jednakie określenie filantropji, jest ona bar­

dzo rozma cie pojm ow ana i z różnych płynie pobudek.

Często bardzo oparta jest na jaskraw ym egoizmie. Filantrop składa ofiary z wielkim hałasem, aby zdobyć sobie popularność, uzn a­

nie tłumów, ab y zareklam ow ać swoje przedsiębiorstwo. Inny znów b ę ­ dzie wspierał biedaków , ab y uniknąć w idoku sm utnych i w ynędznia­

łych twarzy, aby uniknąć tego przykrego uczucia, jakiego doznajem y przy ze.knięciu się ze skrajną nędzą, ale będzie to znów poparcie egoistyczne, nie chodzi mu o poparcie nieszczęśliwych, a tylko o własną przyjem ność i uniknięcie przykrości. P o d o b n ie z tymi, którzy dają jałmużnę, aby potem mieć miłe poczucie własnej wspaniałomyślności i doskonałości.

Kiedyindziej znów filantropja opiera się na uczuciu litości.

(Dokończenie.)

(5)

Nr 3 PO D ZNAKIEM MARJI 51

Ogarnia nas litość na widok zziębniętego, głodnego zwierzęcia. Dla­

czegóż więc czułe serduszko, zwłaszcza niewieście, nie miałoby wzru­

szyć się i zlitować, kiedy widzi obdartego żebraka o kulach, stojącego w trzaskający mróz po całych dniach na dworze ? Sięga tedy owa pani do torebki i daje parę groszy, poczem odchodzi zadowolona z dobrego uczynku. Oczywiście przez myśl jej nie prze.dzie zainteresować się, czy żebrakowi za rogiem nie odrosną nagle nogi i czy nie jest to zwykły naciągacz, podczas gdy w jej własnym domu kryje s ę nie­

jedna prawdziwa tragedja, gdy wicie wytrawnych instytucyj charytaty­

wnych prowadzących racjonalną działalność, nadaremnie puka o skro­

mne choćby datki.

Głębokie podłoże świadomej filantropji, uprawianej przez szereg dobrze zorganizowanych i zamożnych instytucyj jest jednak inne.

Począwszy od dzieł Jan a Jakóba Rousseau i Rewolucji francu­

skiej zaczął wyrabiać się ideał jednostki ludzkiej, jako kontrahenta umowy społecznej, a więc równego drugiemu kontrahentowi — spo­

łeczeństwu. Wielki postęp techniki i wynalazków przewraca człowie­

kowi w głowie doreszty. Wydaje mu się, że on, homo — jest tworem najwspanialszym i że cała zbiorowość podobnych mu tworów, ludzi winna służyć mu pomocą w najlepszym rozwoju. Życie państwowe, społeczne, interes zbiorczy podporządkowane zostają interesowi jednostki.

Skoro jednostka wyniesiona została tak wysoko, skoro szczytem marzeń przestało być społeczeństwo, ojczyzna (mówimy o sprawach ziemskich, bo pierwiastek relig.jny tworzył zawsze zupełnie inny typ myślenia) — wówczas największem nieszczęściem było nieszczęście jednostki.

A więc męka, niedola jednostek wydawały się ludziom nieszczę­

ściem najokropniejsze m, ale posiadali oni przecież naturę zdolną do odczuwania nieszczęść innych, niż osobiste niepowodzenia.

Stąd wynika, że istoty szlachetne zaczęły podejmować wysiłki w celu przyjścia z pom ocą owym upośledzonym jednostkom, w celu dania im takich warunków bytu, w których m ogą oni stać się pełno- wartościowemi ludźmi.

Tak powstaje, na tle naturalnych dobrych instynktów ludzkich i na tle filozofji indywidualistycznej cały szereg instytucyj filantropijnych, fundacyj, przytułków, szpitali.

Brak tu jednak m om entu nadprzyrodzonego, brak właściwego ujęcia roli osób wspieranych, brak wreszcie zainteresowania duszą i jej potrzebami, a uwaga zwrócona tylko na potrzeby materjalne.

Jest jeszcze inna ujemna strona niedoli i tę rychło spostrzeżono.

Skoro wszystko polega na jednostce, skoro jednostka m a całkowitą wolność, to wprawdzie część ludzi używać jej będzie zk o rzy śc ą ogółu, reszta — postara się dla własnego interesu wyzyskać otacza­

jące ją społeczeństwo, choćby z jego widoczną szkodą. I oto rozpoczyna się szalony wyzysk sfer robotniczych przez niesumiennych przedsiębior­

ców, rozpoczynają się prawdziwe orgje brutalnego egoizmu, wtrącające w przepaść niedoli setki tysięcy ludzi. Następuje reakcja. Skoro wol­

ność nie pozwala jednostkom osiągnąć idealnego poziomu, stwórzmy

(6)

52 P O D ZNAKIEM MARjl Nr 3

pewien przymusowy porządek, gdzie wszyscy zmuszeni będą do o d p o ­ w iedniego postępowania. Pow staje socjalizm, a jako jeden z przejawów jego doktryny, zjawia się w wielu państwach :

Opieka sp ołeczn a. Podłoże jej w gruncie rzeczy nie różni się od podłoża filantropji, m am y tu jedynie do czynienia z przymusem. O ile tam wszystko pozostaw ione było dobrej woli jednostek — o tyle tu jednostki zmuszone są na podstawie ustaw do utrzymywania pewnych urządzeń o charakterze dobroczynnym. Tylko, że teraz mówi się, iż jednostka, ów twór doskonały, ma prawo żądać o d społeczeństwa po­

mocy i opieki, o ile sam a nie posiada dostatecznych funduszów. Spo­

łeczeństwo pom ocy tej ud/.iela, opłacając podatki, za które państwo samorząd utrzymują zakłady opieki społecznej, bądź też opłacając śjjecjaJjne daniny na Kasy Chorych, na ubezpieczenia i t. p. Są to głośne dziś w P olsce „świadczenia socjalne". Jakaż różnica między niemi a między jałmużną chrześcijańską! Tu, daw ane w nienawiści f z przyrńusem, nieraz rujnujące własny warsztat pracy, pogłębiają jćśzcze prżepąść, dzielącą posiadających od nędzarzy, tam — poczęta w miłości Ć h iystusa ofiara stawała się cementem , spajającym społe­

czeństwo # całość nierozerwalną, staw ała się kluczem bezcennym do bram niebieskich i niezrównaną pom ocą w pracy n ad wewnętrznem udoskonaleniem 1 . sncw’

c Za^zgrom adzone' _w tak przyinusowy sposób zasoby pieniężne prowadzi się akcję opieki społecznej, a więc opiekę nad m atką i dziec­

kiem, opiekę nad starcami, chorymi, kalekami, dom y noclegow e dla bezdomnych, zasiłki dla bezrobotnych i t. p. Lecz jakże ta pom oc odm ienna ó d chrześcijańskiego miłosierdzia!

N a podstaw ie paragrafów ustawy wymierza się czemprędzej n a ­ leżną kwotę, o ile wpgóle stan kasy na to pozwala, nie d b a się by­

najmniej o iritęres m orąjny wspomaganych*, traktuje się pom oc jak konieczność prawną. Wynik jest ten, że ludzie demoralizują się do reszty, sami zapom inają zupełnie o duszy i żyją tylko potrzebami ciała, a o ia ro w a n ą im pom oc uważają za rodzaj należnej pensji, czynią się zaw odow em i pasorzytami. Każdy z nas słyszał zapewne niejedną b o ­ lesną anegdotę na ten temat, a życie nastręcza tysiące takich przykładów.

Zapewne, opieka społeczna ma duże dodatnie strony i nie można w czam buł jej potępiać, nie wolno jednak zapominać, że ona nigdy nie wystarczy, że musi być uzupełniona prywatną akcją m iło­

sierdzia chrześcijańskiego, że nawet funkcjonarjusze jej powinni być duchem C hrystusowym przejęci, wówczas bowiem dopiero może ona ożywić się, z bezdusznej biurokracji stać się zbawienną gałęzią życia zbiorowego.

Tak oto w najpobieżniejszym zarysie przekonaliśmy się, że miło­

sierdzie chrześcijańskie jest najświętszą formą pom ocy bliźnim, p onie­

waż osią jego sam C hrystus P a n się ogłosił, że też dzięki tem u zy- skuje ono wartości nadprzyrodzone, zwraca uwagę na nieśmiertelną część istoty ludzkiej — duszę, a każdemu wspieranemu nadaje g o ­ dność cierpiącego Stwórcy, w skutek czego staje się prawdziwą dźwi­

(7)

Nr 3 PO D ZNAKIEM M AR)1 53

gnią rozwoju duchowego zarówno biednych, jak wspierających, czem znakomicie i zasadniczo przewyższa wszelkie inne iorm y dobroczyn­

ności, czy opieki społecznej, opartej na niereligijnych, fałszywych za­

łożeniach,

Przekonawszy się rozumowo o wartości idei charytatywnej, zrób­

my jeszcze jeden wysiłek, aby ostatecznie się przezwyciężyć i stanąć w karnym szeregu pracowników miłosierdzia.

W yjdźmy z głuchego zakamarka egoizmu i nastaw my kochające świat ucho na głosy ku nam płynące...

Czy słyszycie ?

... Z biednych, walących się po Polsce całej chałupinek płynie ku Wam b ł a g a n i e :

B ą d ź m iło siern ym !

... Z wysokości poddaszy, z głębi zapadłych suteren szepcą zsiniałe od chłodu wargi suchotniczych dzieci:

B ą d ź miłosiernym !

... Z pośród wspaniałych sal b ogatego pałacu wołają serca puste, zszarpane namiętnościami i grzechem, drżące na myśl o śmierci:

B ą d ź miłosiernym !

... Z białych sal szpitalnych wyrywa się w najstraszniejszym b ó ­ lu konającego samotnie człowieka tragiczny okrzyk :

B ą d ź m iłosiernym !

A ponad wszystkiem, tam, gdzie od Krzyża spoglądają na Was za­

m glone cierpieniem, olbrzymie miłością, Chrystusowe święte Oczy — z warg usychających szemrzą słowa ostatnie:

B ą d ź miłosiernym >

N a św ięty wieczór wigilijny, na dzień N owego Roku Prezydjum Z w iązku w szystk im Czcigodnym K siężom Mode­

ratorom i Drogim Sodalicjom Z w ią zk o w ym , a R edakcja mie­

sięcznika „Pod znakiem M arji“ w szystk im Ł a sk a w ym P rzy ­ jaciołom i C zytelnikom składają gorące życzenia. N ajśw ięt­

sza D ziecina Betleem ska, narodzinam i sw em i zwieściła św ia ­ tu now ą erę, nowe nadzieje. O by i dzisiejszem u ta k znęka­

nemu światu i nam w szystk im pam iątka błogosławionych Jej N arodzin przyniosła upragniony pokój, dobrą wołę i nadzieję lepszej doli i lepszych czasów /

(8)

54 PO D ZNAKIEM MARJI Nr 3

Sylwetki katolickie

F ilip Vrau *).

W katolickiej Francji od lat kilkunastu już można wśród różnych imion najnowszych kandydatów do beatyfikacji usłyszeć także imię i nazwisko Filipa Vrau, który jest jednym z dziwnych, a wybitnych typów nowoczesnej świętości.

Nowoczesnej, bo umarł niespełna 30 lat tem u w roku 1905, n o ­ woczesnej, bo był bardzo bogatym i bardzo postępowym przemysłow­

cem w wielkiem środowisku przemysłu i handlu francuskiego, w Lille.

A jednak ten człowiek, że tak powiemy, jest już w drodze na ołtarze... Czyż sylwetka jego duchow a nie zasługuje w najwyższym stopniu na poznanie ?

Nieraz i nie jeden młody sodalis w chwili głębszego zastanowienia się n ad sobą zadaje sobie p y t a n i e : Jak stać się świętym ? I w 9 9 % skłonny jest uznać to za rzecz niemożliwą dla siebie.

Zobaczmyż pokrótce, jak stał się świętym Filip Vrau *).

Urodzony w r. 1829 jako syn niezbyt zamożnego fabrykanta dostał się w latach szkolnych do miejskiego gimnazjum w Lille.

Uczyli w niem młodzież, jak niestety niemal powszechnie w publicznych szkołach francuskich, profesorowie niewierzący, wyznaw­

cy filozofji pozytywistycznej i materjalistycznej, której ofiarą padł miody Filip.

Matka jego, kobieta niepospolita, przytem głęboko religijna i wierząca z serdecznym niepokojem patrzyła, jak syn ukochany coraz bardziej obojętniał religijnie, zaniedbywał mszę świętą niedzielną i stro ­ nił od Sakramentów świętych.

Trwało to długo, bo aż do 25 roku jego życia.

Wtedy to zaszedł w nim głęboki przełom duchowy.

I to drogą zupełnie niespodzianą!

We Francji ówczesnej stroniącej od religji objawionej, stały się modą, omal że nie religją warstw oświeconych t. zw. „stoliki wirujące".

Filip dał się im pociągnąć i widział w tern bardzo przyjemną rozrywkę.

Zakaz władzy kościelnej oczywiście zupełnie go nie wzruszał.

Ale zastanowiły go rzekome odpowiedzi duchów, rzekome sądy ich o dogm atach katolicyzmu. Równocześnie podziałało nań nawróce­

nie ojca do praktyk religijnych, gorący katolicyzm przyjaciela — a nie była bez głębokiego acz niewidzialnego wpływu żarliwa i nieustanna m odlitwa jego matki.,,,

Filip wró:ił do Boga i kościoła. 1 to tak całkowicie, tak zupełnie, że jego jedynem pragnieniem teraz stało się wyłączne poświęcenie się służbie Bożej i wstąpienie do zakonu.

Inną jednak była wola Boga.

*) Wed!. „Wladom. Katol.' z r. 1930.

(9)

Nr 3 P O D ZNAKIEM MARJł 55

Ojciec Filipa popadł w tak wielkie trudności finansowe, źe byt całej rodziny został poważnie zagrożony. Filip był jedynym synem, na jego barkach spoczęło wszystko. Z boleścią w sercu, ale i z g o to ­ wością złożył ofiarę z swych najserdeczniejszych zamiarów i prag ńeń.

O ddał się zupełnie ratowaniu fabryki i rodziny. Z pom ocą pospieszyła mu mądra i doskonale orjentująca się w interesach matka, a nade- wszystko najbliższy przyjaciel, dr Kamil Fezou, lekarz, który w szcze­

rej życzliwości dla niego, rzucił zawód lekarski i praktykę, a oddał się zupełnie na usługi zachwianej „F irm v Vrau“ .

Przy usilnej pracy położenie finansowe uległo radykalnej zmianie, fabryka stanęła na silnych nogach i szła ku coraz większemu rozwojowi.

W życiu i duszy Filipa rozpoczął się teraz nowy, prześliczny okres.

(Dokończenie nastąpi).

Ks. J Ó Z E F WINKOWSKI.

Rzeczy zastanawiające.

i.

Jak w każdej walce na świecie, tak i w walce z religją zawsze ogrom ną rolę odgrywali przedewszystkie p r z y w ó d c y . Jeśli zaś byli to ludzie o wybitnych zdolnościach umysłowych, o wielkiej ener- gji i wytrwałości we woli, a płomiennem uczuciu nienawiści w ser­

cu — to istotnie pociągali ku sobie liczne szeregi zwolenników, wy­

wierali na nich i naw et na dalsze koła potężny wpływ, a Kościoło­

wi — rzecz jasna — poważne wyrządzali szkody. Tem poważniejsze;

że stanowisko zajęte przez nich w literaturze danego narodu, nie osła­

bło najczęściej z ich śmiercią, lecz w coraz to nowych wydaniach ich dzieł odżywało jakby i nie przestawało w dalszym ciągu atakować religji.

Jest jednak faktem znamiennym, źe jakaś tajemnicza, n iesam o­

wita siła zdała się zawsze i do dz<ś stać na straży tych wszystkich myśli, poglądów, wypowiedzeń i okrzyków, które wydzierały się z d u ­ szy owych wodzów, jużto wtedy, gdy ogarniali całość swego d e stru ­ ktywnego działania, jużto g d y zmagali się sami ze sobą, jużto gdy stawali u kresu życia i widzieli rękę śmierci wyciągającą się ku nim nieubłaganie....

C z y ż b y n a p r a w d ę k o m u ś z a l e ż a ł o n a t e m p r z e ­ m i l c z a n i u , z d u s z a n i u , u n i c e s t w i a n i u t y c h s ł ó w w i e l k i c h p r z y w ó d c ó w a t e i z m u i z w ą t p i e n i a ?

Nie odpowiadając wprost na to pytanie, zwróćmy dziś uwagę na kilka czołowych postaci, a dowiemy się „rzeczy zastanawiających" i za trważających zarazem...

(10)

56 P O D ZNAKIEM MARJ1 Nr 3

Zacznijmy od V oltaireV ).

Mało u nas znany, ale znakomity, naw et genjalnym zwany pi­

sarz francuski Ernest Hello — w swej druzgocącej krytyce wieku XVIII nie pominął Franciszka Marji Aroueta i wypowiedział o nim może najostrzejsze słowo oceny, gdy p i s a ł : „Potępiać go, nie przestając g o cenić, to współdziałać zbrodni ! Trzeba nim pogardzać, jak błotem i niech jego imię, jeśli już m a w mowie naszej pozostać, stanie się nazwą dla podłości takich, dla których już nie wystarczają znane przekleństwa". 2)

Sąd to niesłychanie ostry, ale taki już był styl Hello’a, który mówił zawsze prawdę bez ogródek.

Otóż Voltaire w r. 1758 napisał w liście do d ’A lembert’a, jednego z francuskich encyklopedystów, że jeśli jego pracy pisarskiej nadal towarzyszyć będzie dotychczasowe powodzenie „to za lat 20 zrobi z Bogiem co zechce".

Przeszło lat 20. Przyszedł rok 1778 i zaczął „robić, co zechce"

z].Voltairem — Bóg !

Strasznych rzeczy świadkiem było łoże śmiertelne filozofa. „ O p u ­ szczony jestem przez Boga i ludzi" wołał, wijąc się w bo leś­

ciach konania nieszczęsny, 84-letni starzec. Przeklinał Boga i ludzi, przyjaciół ■ encyklopedystów : „Precz odemnie ! Wyście temu w inni!"

A potem zbielałemi wargami szeptał „Jezus Chrystus, Jezus Chrystus"

i znów krzyczał: „czuję rękę, która mnie porywa przed tron Sędziego".

Skonał w straszliwej, bezgranicznej rozpaczy. Czy świat zachwycony jego wyrafinowanemi bluźnierstwami wiedział o tej i takiej śmierci ?

A oto niemiecki poeta — bluźnierca Henryk Heine3).

Nie wahał się i on napisać w triumfalnym jakby okrzyku : „N apra­

wdę wyzwoliliśmy się z powijaków wiary w Boga! Jesteśm y wolni i nie chcemy piorunującego t y r a n a ! Jesteśm y pełnoletni i nie potrze­

bujem y opieki o jc o w sk ie j! Wiara w Bo^a jest religją dla niewolni­

ków, dla dzieci."

Minęło lat niewiele! Niekrępowana niczem „wolność" w uży­

waniu życia i jego rozkoszy rzuciła prędko Heinego na łoie, z k tó ­ rego się nie wstaje.

I w roku 1853 pisze słowa, których jednak znowu nie zwykli są cytować jego wielbiciele, radziby je zgłuszyć, zapomnieć o nich. D a­

remnie, „Gestandnisse" (wyznania) poety - bluźniercy wołają wielkim głosem : „Ach gdybym mógł wszystko zniszczyć, co pisałem kiedyś o filozofji niem ieck iej! Przyznaję się wprost, że wszystko, co w mej v książce odnosi się do Boga, jest zarówno fałszem, jak nierozwagą!

1) Voltaire, właściwe imię i nazwisko: Franciszek Marja Arouet (1694 — 1778) jeden z najbardziej wpływowych autorów francuskich w „wieku oświecenia* znany w całe niemal Europie.

2) E. Hello, C złow iek, Kraków 1903, str. 100.

3) Henryk Heine (1797 • 1856), żyd niemiecki, w r. 1825 przeszedł pod naciskiem antyżydowskich prądów na protestantyzm. Niesłychanie utalentowany poeta, nleprze- ścignicny w ostrości pióra satyryk, okropny bluźnierca. Ginął powolną śmiercią wśród okropnych męczarni gruźliczego porażenia kręgosłupa.

(11)

NADZWYCZAJNY DODATEK ILUSTRACYJNY ZA GRUDZIEŃ 1932 R.

Rekolekcje sodalisów - maturzystów w Starej Wsi 1932.

(12)

Uroczyste wręczenie odznaki strażniczej leśnem u Kolonji d. 171ipca 1Q32 (w nowym domu już widać krokwie dachu).

(13)

PO D ZNAKIEM MARJI 57

Nie jest prawdą, że krytyka rozumu położyła kres istnieniu Boga.

On nie umarł, a wiara w Boga (deizin) żyje swem najżywszem życiem".

A w testamencie Heinego czytamy takie wstrząsające w y z n a n ie :

„Od lat czterech pozbyłem się pychy filozoficznej i powróciłem do idej i uczuć religijnych. Umieram w wierze w jednego Boga, wszech­

m ocnego Stwórcę świata, którego błagam o miłosierdzie dla mej d u ­ szy nieśmiertelnej. Żałuję, że wyrażałem się w pismach swoich nie­

kiedy o rzeczach świętych bez należnego uszanowania. Jeżeli zgrze­

szyłem, to przepraszam za to Boga i ludzi".

Tak, ale cóż z temi tysiącami, które zgorszył i zatruł, a które siły nie miały ni woli, by zawrócić...??

Straszna, straszna odpowiedzialność pisarzy, filozofów i poetów za rzucane nieopatrznie idee, porywające najczęściej bezkrytyczną, nie­

wyrobioną młodzież i wiodące ją na szlaki moralnego i fizycznego zatracenia...

I jeszcze jeden z duchowych ojców współczesnego ateizmu, fi­

lozof kompletnej negacji i bluźnierea, który nie przestaje pismami swemi zatruwać wiarę religijną i naszej inteligencji i polskiej mło­

dzieży — Fryderyk N ietzsche1). Pieni się on w swej szatańskiej nienawiści Boga, gdy w o ł a : „Czy nie słyszymy grabarzy, grzebiących Boga ? Bóg s k o n a ł ! Bóg leży martwy i myśmy go zabili..., Jakże winniśmy się cieszyć!... Nasz czyn był święty, bo druzgocąc jarzmo Boga, uwol­

nił człowieka... Potom ni na mocy tego czynu należeć będą do epoki wyższej ponad wszystkie epoki poprzednie02).

I je s z c z e :

„Ja was nauczę, jak zostać n a dludźm i!... Zaklinam, bracia, nie wierzcie głosicielom nadziej nadziemskich ... To truciciele, to wrogowie życia 1... Ale Bóg umarł... Przecież go niema....3)."

Minęły lata i ten sam Nietzsche nie waha się szczerze w y z n a ć :

„Teraz żyję sam na sam... okłamujący samego siebie... niepewny...

żnużony... zwarzony wszystkiemi szronami... Jestem grobem dla siebie, trupem bezwładnym, skostniałym"4).

Więc taki koniec nadczłowieka ? Nadczłowieka — o ironjo — co chciał zabić Boga ?5).

Byłoby to śmiesznem, gdyby nie było straszliwie tragicznem przez wpływ nietzscheańskiej filozofji, która do dziś niejedną duszę czy­

ni „grobem dla siebie, trupem bezwładnym, skostniałym"

') Fryderyk Wilhelm Nietzsche (1844 1930) filozof, filolog i poeta od r. 1889 obłąkany. Błyskotliwy pisarz, świetny aforysta, twórca ,n ad :złow iek a\ zacięty wróg chrześcijaństwa i jego „moralności niewolników". Jeden z najmodniejszych filo­

zofów XIX w.

2) N ietzsche: Menschllsches, Ali zu Menschllches.

3) Tenże: Also sprach Zarathustra.

4) Nietzsche Dithyramben des Dionysos.

5) p. „Wiadom. Katol“, Kraków 1930.

(14)

58 POD ZNAKIEM MARJI

A te wszystkie idee głoszone z takim hałasem, z taką pewnością siebie i całym pseudonaukowym aparatem przenikały, jaki wspomnieli­

śmy, bardzo głęboko w społeczeństwo, zabarwiały sobą szkoły filo­

zof czne i ruchy społeczne. Przyjął je prawie otwartemi rękami s o ­ cjalizm, uch vycił je i w czyn począł wcielać w naszych oczach bol- szewizm. Czyż bolszewizm nie jest straszliwym real zatorem“nietzscheań- skiego „grzebania Boga" wśród krwawych hekatom b ludzi, wśród wylatujących w powietrze kościołów i cerkwi, p aloryc h obrazów, wy­

śmiewanych i wyszydzanych najświętszych wierzeń?

Precz z wszelką religją — jako obłędem i oszustwem !

Nie było chyba — nie było napew no na świecie kraju, gdzieby tak urzędownie, publicznie, z takim nakładem kosztów ze strony p a ń ­ stwa zohydzano Boga i wiarę, jak we współczesnej Rosji s o w iec k ie j!

A skutek?

Czytajcie uważajcie, co w lecie 1932 roku, a więc dopieroco, najświeżej — można powiedzieć — mówił na radzie naczelnego biura politycznego Sowietów naczelny wódz czerwonej armji, generał Wo- roszyłow. *)

„ W naszej armji m am y 70 procent kom unistów i komsomolców uświadomionych, dobrze dyscyplinowanych i obowiązkowych... Znam kadry armji nie ze sprawozdań sekretarzy, ale z osobistych obserwa- cyj i z raportów mych podkomendnych.

„Ta moja znajomość armji każe mi powiedzieć, że związek z reli­

gją. jako związek z życiem, z rodziną, nie w naszem pojmowaniu, ale jeśli chcecie, w zrozumieniu mieszczańskiem, w ostatnich latach ogrom ­ nie się sp otęgow ał. W armji obecnie częściej, aniżeli poza nią, m oże­

cie spotkać religijn ego kom unistę, który nie ukrywa swoich sympa- tyj do religji i który nie ma wcale zamiaru jej się wyrzekzć, gdyż przypomina mu ona jego rodzinę jego wieś, jego warsztat pracy.

„Za przykład niech posłuży mój rodzinny Łukańsk, gdzie przeby­

wałem i rozmawiałem z pracownikami fabryki. Wówczas, gdy urzędo­

we sprawozdania sekretarzy przedstawiają bezbożnictwo 100 procento­

we, w istocie rzeczy religijn ość w zrosła w stopniu, o jakim nie śni­

ło się w czasach przedwojennych. Obraz tego widzę w armji...

„D latego ja, w im ieniu całej czerwonej armji, kategorycznie p rotestuję przeciw organizowaniu napadów i przeszkadzaniu w na­

bożeństw ach i żądam, aby tam, gdzie kw ateruje armja czerwona, nie urządzano żadnych procesyj wyszydzających religję.

Wśród członków rządu sowieckiego po tej niesłychanej mowie zapanowała kompletna konsternacja. Po 15 latach eksterminacyjnej walki z religją — takie rezultaty!! Czemże więc właściwie jest ta re- ligja i jaki musi być ten Bóg, którego dosięgnąć nie można....?

T a k ! Niedosięgalna to, ponad światową potęgę i moc, PRAWDA, która trw a na w ie k i!

Czy to nie są „rzeczy zastanawiające" ?

*) Podaje agencja prasowa: „Krestross*.

(15)

PO D ZNAKIEM MARJ1 59

m. lwi Ztiazki t f u ] mari. m s i si. w Polsce

(XX. Moderatorów i Delegaiów)

w Gostyniu, na świetej Garze, w i i A 4-6 lim 13321.

SPRAWOZDANIE

(Dokończenie)

Dzień III. (środa 6 lipca)

Po Mszy świętej odprawionej przez X. Prezesa Związku przed cudownym obrazem Matki Boskiej, w czasie której wszyscy sodalisi przystąpili znów do Komunjiśw., rozpoczęło się XIX Posiedzenie Wydziału W ykonawczego Związku, na które przybyli XX. Moderatorzy prow.n- cyj kościelnych: g n i e ź n i e ń s k i e j X. D. Wróblewski, w a r s z a w ­ s k i e j X. F. deV ille, k r a k o w s k i e j X. J. Winkowski. Nie przy­

byli moderatorzy p row inc yj: lwowskiej, wileńskiej. W posiedzeniu uczestniczyli także prezesi prowincyj: gnieźnieńskiej sod. Wrób­

lewski (Inowrocław) warszawskiej sod. Menel (Warszawa), oraz kra­

kowskiej sod. Krasiński (Zakopane). Przewodniczył prezes Związku.

O m ów iono następujące snrawy : Zmianę roku administracyjnego Związku, gdyż daty od 16/6 do 15/6 następnego roku, przyjęte zpo- czątku ze względu na sprawozdanie roczne z działalności dla zjazdów związkowych okazaiy się wysoce niepraktyczne. Na wniosek X. P re ­ zesa postanowiono, by na przyszłe ść t. j. od 1 września 1932 rok administracyjny Związku trwał od 1 września jednego roku do 31 sierpnia roku następnego. Okres od 16 czerwca 1932 do 31 sierpnia 1932 uznany będzie za okres przejściowy do nowej rachuby. Uchw a­

lono załatwić sprawę moderatora prowincji wileńskiej będącą w zawie­

szeniu od rezygnacji X. C h om skie jo. Postanowiono zatrzymać lermin III. Kongresu Związku na Jasnej Górze w lipcu 1933 roku, a to na dzień 4 tegoż miesiąca oraz zwrócić się z usilną prośbą do obecnego w Gostyniu X. Moderatora diecezji częstochowskiej o łaskawe porozu­

mienie się w tej sprawie z XX Moderatorami i Prefektami często­

chowskimi i o podjęcie wraz z Nimi prac przygotowawczych. Wyra­

żono nadzieję, iż wobec jubileuszu 550 lecia Jasnej Góry i wydatnych żniżek kolejowych dla wycieczek szkolnych Kongres zgromadzi znacz­

ną ilość sodalisów u s'óp N. Patronki. Oznaczono dzień 22 kwietnia 1P33 jako termin XX. Posiedzenia Wydziału Wykonawczego w War­

szawie. Nakoniec omówił X. Prezes na podstawie ostatnicn danych stanowisko władz szkolnych wobec sodalicji marjańskiej młodzieży.

Bezpośrednio po posiedzeniu Wydziału Wykon, rozpoczęło się VII. Posiedzenie Rady Naczelnej, na które przybyli XX. Moderatorzy achidjecezjalni i diecezjalni: g n i e ź n i e ń s k i (X. Wróblewski, w a r ­ s z a w s k i (X. de Ville), l u b e l s k i (X. Krasuski), p i ń s k i (X. Szczer- bicki), k r a k o w s k i (X. Winkowski), k i e l e c k i (X. Sikorski), c z ę ­

(16)

60 P O D ZNAKIEM MARJ1 Nr 3

s t o c h o w s k i ' (X. Koźlicki), k a t o w i c k i (X. Josiński) razem z 8 diecezyj, nie przybyli zaś XX. Moderatorzy: poznański (X. Drygas, uspraw. zachorował), chełmiński (X. Główczewski), włocławski (X. Kali­

nowski, uspraw. kursem cieszyńśk.), płocki (X. Pęski), sandomierski (X.

Bielski, od dłuższ. czasu chory), podlaski (X. Maknia), łódzki (X. Ku­

czyński, kurs ciesz), wileński (X. Kisiel), łomżyński (X Grodzki), lwowśki (X Thullie, uspraw. Kolonją wakac.), przemyski' (X. Krukar), łucki (X Gałęzowski), tarnowski (X. Paciorek, ważna przeszkoda), razem z diecezyj 12. Na posiedzenie przybyli także obecni na Zjeździe prezesi diecezjalni. Przewodniczący, prezes Związku podał kilka uwag na tem at konieczności ściślejszego kontaktu moderatora diecezjalnego z sodalicjami związkowemi na terenie jego diecezji i gorąco zalecił zwoływanie stosunkowo łatwych w organizacji a bardzo doniosłych w swych wynikach zjazdów diecezjalnych. Niektóre diecezje (śląska pińska, lubelska, łódzka, podlaska) organizowały je z dużym pożytkiem dla swych sodalicyj. Stosownie do U stawy Związku dokonano na dalsze czterolecie wyboru XX. Moderatorów prowincjonalnych, z tem, że Prezydjum Związku załatwi sprawę moderatora prowincji wileńskiej drogą korespondencji. Wybrano zatem do Wydziału Wykonawczego XX. M o deratorów : J. Winkowskiego (pr. krak.) zarazem prezesem Związku, D. Wróblewskiego (pr. gnieźn.), F. De Ville’a (pr. warsz.) i X Thullie (pr. lwow.) Do komisji rewizyjnej na dalsze czterolecie X. Mod. T. Czaputę (K'aków I.) i jego prezesa sodalicji. Wkońcu zatwierdzono wszystkie uchwały Wydziału Wykonawczego. Posiedze­

nie zamknięto o godz. 11.

W chwilę potem otworzył przewodniczący zebranie Sekcji orga­

nizacyjnej Zjazdu i w krótkim referacie poruszył szereg spraw natury zarówno ideowej jak administracyjnej, które w ym aeają ściślejszego z a ­ jęcia się niemi przez zarząd poszczególnych sodalicyj związkowych.

Należą t u : rekolekcje maturzystów (sprawozdanie z r. 1932 wykazuje w jednych diecezjach wspaniały rozwój tej akcji, w innych zatrważa­

jące jej niedocenianie) propagandę Kclonji na Śnieżnicy, dającej w y­

borowe warunki wakacyjnego wypoczynku, kontaktu sodalicji z jej członkami - maturzystami, obowiązującą prenumeratę miesięcznika

„Pod znakiem Marji“, wkładek, dotrzymywania terminu kwestjonar- juszy, zaległości kasowych, wystawiania dokum entu sodalisom prze­

noszącym się do innego gimnazjum, znajomości taryfy pocztowej przez sekretarzy i skarbników, znajomości ustroju Związku. Referat miał charakter informacyjny, nie wywołał więc dyskusji poza kilkoma glosami popierającemi silnie sprawę obsyłania rekolekcyj, Kolonji sodalicyjnej pizez nasze sodalicje.

Po krótkiej przerwie rozpoczęło się o godzinie 11 ’40

III. Zebranie plenarne Zjazdu. Na wstępie przewodniczący o d cz y ­ tał opracowane i uporządkowane przez siebie rezolucje Zjazdu, które w kolejnem głosowaniu przyjęto jednogłośnie (wydrukowano je w n u ­ merze październikowym miesięcznika na str. 12). W krótkiej dyskusji nad rezolucjami przemawiali delegaci sodalicyj: Poznań IV (wprowa­

dzić posiedzenia prezesów sodalicyj w większych miastach), Piotrków I (do kogo odsyłać składkę rekolekcyjną — w głosowaniu zdecydowa­

(17)

Nr 3 P O D ZNAKIEM MARJ1 61

no, że do Centrali, która zna najlepiej potrzeby wszystkich sodalicyj), Trzemeszno (kiedy występuje sodalicja ze sztandarem), Baranowicze (w sprawie sodalicyjnego pozdrowienia) Piotrków I (sprawa artykułów w miesięczniku).

Po zakończeniu spraw związanych z rezolucjami udzieli! przewo­

dniczący głosu P r o f . K a z i m i e r z o w i Z i e l i ń s k i e m u S. M.

z Krakowa, który wygłosił referat p. t. M odlitw a przebłagalna ja ko w yra z praw dziw ej miłości ojczyzny. W całem tego słowa znaczeniu wspaniały referat wywarł na wszystkich obecnych silne wrażenie, któ ­ re objawiło się w długo niemilknących oklaskach. Był on niewątpliwie najlepszem zakończeniem prac Zjazdu.

Zabrał jeszcze głos przewodniczący, który w gorących słowach podziękował XX. Oratorjanom za najgościnniejsze przyjęcie Zjazdu w ich klasztorze oraz X. Mod. Wróblewskiemu za przygotowanie Zja­

zdu i pomoc w całej stronie organizacyjnej, wreszcie XX. M oderato­

rom i wszystkim delegatom za przybycie na Zjazd i wytężoną pracę w czasie obrad. Imieniem klasztoru żegnał Zjazd niestrudzony O. Sta­

nisław Szczerbiński, Oratorjanin, serdeczny przyjaciel Związku, wkońcu z ciepłemi słowami podzięki zwrócił się do prezesa Związku i przewo­

dniczącego X. Kan. Krasuski, poczem wszyscy uczestnicy udali się do Kościoła, gdzie wobec Najświętszego Sakramentu, wystawionego przed C u d ó w ly m Obrazem odśpiewano dziękczynne M agnifical, a po poże- gnalnem błogosławieństwie Hymn Związku : Błękitne rozw ińm y sztan­

dary.

O godzinie 13-tej niezapomniany Zjazd gostyński był skończony, rozjeżdżający się na całą Rzeczpospolitą uczestnicy jego w silnych słowach wyrażali swe zadowolenie i radość z możności uczestniczenia w jego wspaniałych nabożeństwach i pełnych powagi i wartości obradach.

Co przedew szystkiem należy uczynić po maturze ? Odprawić rekolekcje zamknięte !

Podziękowanie,

Nie możemy Inaczej zamknąć naszego sprawozdania z XI. Zjazdu Związku w Gostyniu, jak lylko wyrażeniem najserdeczniejszego podzitkowania najpierw J. Em.

Najdostojniejszemu Kardynałowi - Prymasowi Polski, X. Drowi Augustowi Hlon­

dowi, który ia:zył przybyć na Świętą Górę gostyńską i nie tylno odprawić Najświęt­

szą Ofiarę, udzielić osobiście wszystkim soda isom Komunji świętej i porywająco pr/emówić ale poświęcić nam całe półdnia tak drogiego i tyloma pracami obciążonego zawsze czasu

Z głębi srrca dziękujemy również Czcigodnym OO. Oratorjanom, Przew. Księdzu Superjorowi Służałkowi 1 O. Szczerbińskiemu za zaproszenie zjazdu do Gostynia, za przyjęcie nas sercem tak otwartem i gorącem, że pod urokiem tego przyjęcia p o ­ zostawaliśmy od początku do ostatniej chwili Zjazdu. Dz'ękujemy społeczeństwu katolickierru Gostynia i okdlcy z Przew. X. Prał. Mędlewskim, jsko proboszczem i X. Dyr. Olejnikiem na czele, Prezydjum i Członkom Sodalicji Marjanskiej panów

(18)

62 PO D ZNAKIEM MARTI Nr 3

i pań i Kola Ziemianek, wszystkim, którzy, jik pisał poprzednio, O. Szczerbiński pospieszytt klasztorowi, więc Zlazdowi z pomocą jakąkolwiek, wkońru Dr-gim St da- iisom z Gostynia I i ii go, którzy naprawdę dniem i nocą byli na usiugi na>ze, zawsze radośni, uśmiechnięci 1 oddani.

Wszystkim więc, wszystkim niech zapłaci Bóg i Najświętsza Królowa nasza i Patronka.

Zakopane, dnia 13 lislrpada 1932, X . J ó z e f W inkow ski w dzień św. Patrona Stanisława Kostki prezes Związku

Jak to było na Snieżnicy?

Uryw ki pam iętnika K olon isty z B yd goszczy.

(Ciąg dalszy). •

D nia 10 Lipca 1932. Dziś niedziela. Popołudniu całą gromadą wybraliśmy się pod wodzą X. Kierownika złożyć oficjalną wizytę Ko- lonji naszemu X. Proboszczowi w Kasinie Wielkiej. Niestety nie za­

staliśmy Go w domu.

11 lipca. Odwiedził nas X. Winkowski, który wydał różne zarzą­

dzenia, ale już wieczór tego sam ego dnia musiał wyjechać.

12 lipca. Przyrodnik - Warszawiak przyniósł dziś z lasu śliczne jaszczurki. Poszedłem zaraz z nim szukać dalszych okazów. Mimo o d ­ wrócenia wielu kamieni nie znaleźliśmy już ani jednej.

_ 13 lipca. Dziś po obiedzie za p \ta ł się nas Ksiądz: „Kto chce iść na Ć w ilin?" Zgłosiło się około 10 chętnych. Więc ruszyliśmy w drogę.' Po drodze pytamy, c h !o p ó v o najlepszą drogę, odpowiadają, dodając:

— Ale ten Ćwilin to niedobra góra

— Dlaczego ?

— Bo bardi.0 n ieurodz ajna! A drogę to tam znakami poznaczył jakisi ksiądz ze studentami*).

Poszliśmy za drogowskazami i wkrótce grom adka nas młodszych wyprzedziła księdza o jaki kilometr. Zużyliśmy to na powolne obja-

*) Prawdopodobnie mowa tu o niezmiernie zasłużonym taterniku, twórcy .Orlej Perci" X Prof. Gadomskim z Tarnowa, Cj do Ć vilina to istotnie bolesne robi wra­

żenie ta góra niemal zupełnie naga wskutek bezlitosnego wytrzebienia lasów. Wody deszczowe i śniegowe na w iosię, nie mają? żadnego oporu, porywają ze sobą i tak cienką warstwę ziemi i wyplókują ją-do szczętu. Taka tam to była nieg lyś gospo­

darka lasowa. Dodam jeszcze, że Ćwilin zdaje się mi być nazwą niemiecką, nie rę­

czę jednak za prawdziwość mojego przypuszczenia. Otóż wznosi on się tuż naprzeciw Śnieżnicy. Obie te góry przedziela wąska kotlina, którą przechodzi bity gościniec ze Mszany Dolnej do Limanowej i Nowego Sącza. Kształt ich niemal że jednaki, chara kterystycznych beskidzkich le p ów odosobnionych i wyodrębnionych od pasma. Iden-' tyczną też niemal mają wysokość. Śnleźnica 10C6 a Ćwilin 1060 m. Obie też są zu­

pełnie niizamieszkałe; otóż gdy dawniej obie jeszcze były pokryte lasem, musiały robić bezsprzecznie w iatenis górskich .bliźniaków*. Czy jakiś leśniczy Niemiec lub Czech austrjacki, jacy by wali często w Galicji, nie nazwał przypadkiem owego .pendant" do Śnieżnicy Zwilling (bliźniak), zczegoby powstał polski Ćwilin? Może ktoś kiedyś sprawdzi moje przypuszczenia. (Przypisek Redaktora).

(19)

Nr 3 PO D ZNAKIEM MARJI 63

d a tr e się borówkami, których tu cale lasy. Gdyśmy się złączyli, sły­

szeliśmy, jak kfiądz opowiadał o turystycznych czynach Ojca św.

Piusa XI, wielkiego alpinisty.

D rcga na Ćwilin jest długa i dość uciążliwa. Na szczycie roz­

ciąga się polana górska porosła różnemi kwiatami, obok niej widać szałas i znak triangulacyjny. Widok z wierzchołku wspaniały. Przed nami potężna Śnieżnica cała niemal lesista, u stóp jej długa, biała wstęga sądeck ego gościńca, za Śnieźnicą zaś widoczny tu i ówdzie tor kolei żelaznej. Dookoła mnóstwo szczytów Beskidu Zachodniego, w dolinach malowniczo rozłożone wioski, chaty, pola, łąki... A daleko na południu groźny i potężny łańcuch Tatr, dobrze widoczny o tej popołudniowej godzinie, zwłaszcza przed burzą, która zbliżała się do nas.

Wkrótce poczuliśmy pierwsze duże krople deszczu, lecz szałas użyczył nam wybornego schronienia. Burza przeszła bokami, deszcz rychło przestał padać, wyruszyliśmy więc na naszą Kolonję.

Tu spotkaliśmy gościa naszego X. Mod. Czaputę z Krakowa (1), który przyjechał odwiedzić naszą Kolonję i został u nas do następne­

go dnia.

14 lipca. Miałem dziś zmartwienie, bo zauważyłem, że pięknie

„na czekoladę" opalona skóra, zaczyna schodzić mi z pleców, a ta nowa jest znów po dawnemu biała A tak się rze elnie opalałem przez cały tydzień! Ale zaraz potem doczekałem się pociechy.

— Jurek, masz list!

— Co? — list.

— Tak. Zaraz ci przyniosę.

1 rzeczywiście był to list do mnie od Tatusia. Jakaż to niezmier­

na radość, gdy przyjdą wiadomości z domu !

15 lipca. Mieliśmy dziś okropną burzę. Deszcz lał jak z cebra.

Właśnie zabrałem się do odpisania Tatuś.owi. A tu przez w yscln ięte do ostateczności dachy poczęły przeciekać wcale obfite strumyki wody.

Odsuwaliśmy łóżka z miejsca na miejsce. Nagle przeraził nas huk piorunu, który uderzył gdzieś bardzo blisko. Za chwilę wzmógł się jeszcze deszcz i kulki gradu zaczęły walić o dachy... Gdzież tu pisać list w takiej chwili!

Gdy trochę ustało, przyszedł ksiądz na inspekcję „potopu".,.

— A mówiłem temu Piętrowi (nasz leśny), że trzeba dachy n a ­ prawić — to od p o w iad a ł: „jak dysc bedzie, prose jegomości, bo tera niewidno, ka te d ziu ry !0 No widzisz! — teraz już i widno i m okro!

Popołudniu według ustaw Związku rr.ieliśmy Spowiedź świętą.

Część chłopców pcszła do parafji w Kasinie, część spowiadała się u X. Kierownika. Ja też — i bardzo byłem zadowolony, gdyż słuszną i śliczną dał mi naukę.

A wizyta X. Winkowskiego, o której już pisałem wyżej, bardzo dla nas była pożyteczną, bo właśnie na dzisiej'zy dzień przysłał nam z Krakowa nową piłkę do koszykówki, dwa komplety szachów i dzwo­

nek dla dyżurnych. Każda „willa" chciała mieć szachy albo piłkę.

Naszej „Zakopiance0 po w iek ich prośbach udało się zdobyć szachy.

(20)

16 lipca. Dziś wielkie święto wakacyjne sodalisów. Uroczystość Matki Boskiej Szkaplerznej. Msza święta była bardzo uroczysta, śpie­

waliśmy szereg pieśni marjańskich przedtem wyćwiczonych z księdzem:

„Bo^a Rodzico Dziewico". „Omni die dic Mariae", „O Sanctissima"

i „Serce Twe J e z u “. Podczas Mszy świętej przystępowaliśmy do Stołu Pańskiego. Potem było wystawienie N. Sakramentu i nabożeństwo so- daltcyjne z egzortą, z aktem poświęcenia i błogosławieństwem. Była to jedna z najpiękniejszych chwil na Kolonji.

Wieczór po kolacji, zrobił nam ksiądz niespodziankę, zapow iada­

jąc wyprawę na szczyt Śnieżnicy i ognisko.

Wyruszyliśmy po ósmej. P o drodze w lesie wszyscy zbierali suche gałęzie. Na szczycie rozpaliliśmy potężny ogień, śpiewaliśmy mnóstwo pieśni, a nawet była fotograf ja przy świetle magnezji (p. rycina). Nie brakło też i cukierków... Tylko z powrotem dwóch się nam zgubiło w lesie... Zaczęliśmy więc dzwontć w kaplicy. Było to już przed sam ą północą... Usłyszeli zbawczy dwonek i wnet się zjawili w Kolonji.

17 lipca Dziś w niedzielę znów mieliśmy uroczystość. X. W in­

kowski sprawił urzędową odznakę dla naszego leśnego, Piotra Chrustka, który wł?śnie złożyt przysięgę służbową w Starostwie w Limanowej.

Odznaka z mosiężnej blachy ma w pośrodku srebrnego orla, a u dołu napis „Zaprzysiężona straż lasowa i łowiecka — Śnieżnica". P o „su­

m ie ” więc, na której wielu chłopców przyjęło znów Komunję świętą i na której było bardzo dużo ludzi i wyjątkowo także wycieczka S to ­ warzyszenia Młodzieży Polskiej żeńskiej z Dobrej ze sztandarem pod opieką zakonnic, nastąpił przed jadalnią akt dekoracji Piotra. X. Kie­

rownik przemówił do wszyśtkich, wyjaśniając, czem jest sodalicja mar- jańska młodzieży, jaki jest cel Kolonji i jak powstała. Poczem określił obowiązki leśnego, kładąc nacisk na świętość złożonej przezeń przysięgi i przypiął odnakę na odświętnej „c usze“ Piotrowi, który wzruszony pocałował księdza w rękę. Scenę tę uwieczniła fotografja.

Potężny hy m n : Nie rzacim ziem i, skąd n a sz ród dobrze zasto­

sowany do symbolicznej uroczystości na naszej, sodalicyjnej ziemi....

zakończył dekorację strażnika „leśnych dóbr sodalicyjnych“.

64 PO D ZNAKIEM MARJ1 Nr 3

Życzenia świąteczne i noworoczne wysyłajcie t y l k o na widokówkach naszej źKolonj i !!!

WIADOMOŚCI KATOLICKIE

Kom unikaty Katolickiej A gencji Prasowej w Warszawie.

ZE ŚWIATA.

Stacja kolei w atykańskiej (p. rycina w .Dodatku ilustr.") zostanie w tych dniach zupełnie wykończoną i wówczas nastąpi również przekazanie kolei władzom

(21)

Kolonja pod kościołem parafjalnym w Kasinie Wielkiej.

W nocy na szczycie Śnieżnicy przy ognisku.

i

(22)

Pierwsza lokom otywa papieska przejeżdża pod mostem granicz­

nym Citta del Yaticano.

Pierwszy pociąg papieski na stacji «Citta del Vaticano», na tle wspaniałej kopuły św . Piotra.

Cytaty

Powiązane dokumenty

jące, ludzkość ujrzała się nagle wobec nieznanych jej dawniej potrr b i niespodzianek — to też w społeczeństwa wkradł się nieznany dawno.. Świat został

mal wszystkich naukowych towarzystw Francji i zagranicy. Obok nich zasiedli dostojnicy Senatu i Parlamentu oraz wysłańcy Szkoły Normalnej, Politechniki, Szkoły

sięcznika nie możemy już sobie dziś wyobrazić pracy związkowej, która tak dobrze się rozwija, a jednak ostatnia fala drożyzny zachwiała po­.. ważnie bytem

wolągom tanecznym rychły koniec — i u nas. Ameryka bowiem, jak donoszą ostatnie dzienniki, sama się od nich energicznie już odwraca i woła „precz z nowymi

Winkowski, podnosząc, że za kilka dni zbierze się z inicjatywy naszego Wydziału Naczelnego I Zjazd sodalicyj uczenie szkół średnich w Polsce na Jasnej Górze stawia

Nadzieja ta odbija się na twarzy każdego, w jego spojrzeniu, r ichach.. Niebawem stajemy przed główną fasadą klasztoru i liczymy się, a właściwie lustruje

bie decydujący wpływ na naszą młodzież i niestety niejednokrotnie, wciągając ją na manowce polityki, spaczyć jej charakter i całą wartość moralną. Nad

Otwartą księgą miłości Boga i bliźniego stawało się życie świętego Stanisława dla każdego a przedewszystkiem dla Jego rówieśników.. Znane było i znane