• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1979, nr 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1979, nr 3"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

EWANGELIA - ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA - JEDNOŚĆ - POWTÓRKĘ PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

ip fei > &9H£j ‘ ‘

„My zwiastujemy Chrystusa ukrzyżo­

w anego (...), zwiastu­

jemy Chrystusa, któ­

ry jest mocą Bożą i mądrością Bożą” (1 Kor. 1,23.24)

Na zdjęciu: strona ffontow a wnętrza Do­

mu M odlitwy w Ko­

szalinie, ul. Zwycię­

stw a 121.

(2)

CHRZEŚCIJANIN Społeczność cierpienia

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 Nr 3., marzec 1979 r.

SPOŁECZNOŚĆ CIERPIENIA CZY TY MIŁUJESZ JEZUSA?

ZAPROSZENI N A WIECZERZĘ ROZWAŻANIA O CZASIE ŚWIADECTWA I PRZEŻYCIA RADOŚĆ ZBAWIENIA WOKÓŁ ZAGADNIEŃ STAROTESTAMENTOWYCH STUDIUM KSIĘGI AGGEUSZA ARKA NOEGO

A WSPÓŁCZESNA NAUKA

„BOŻY MlOD”

I TWÓJ PROBLEM

MOŻE BYĆ ROZWIĄZANY ZWYCIĘSTWA I PORAŻKI

„O CO SIĘ MODLIĆ?”

KRONIKA

M iesięcznik „C hrześcijanin” w ysyłany jes t B ezpłatnie; w ydaw anie je d n a k cza­

sopism a um ożliw ia w yłącznie ofiarność Czytelników . W szelkie ofiary n a czaso­

pism o w k ra ju , prosim y k ierow ać n a konto Zjednoczonego K ościoła E w ange­

licznego: PKO W arszaw a, I Oddział M iej­

ski. N r 1531-10285-136, zaznaczając cel w płaty n a odw rocie b lan k ie tu . O fiary w płacane za g ran icą n ależy kierow ać przez oddziały zagraniczne B anku p o lsk a K asa Opieki n a ad res P rezy d iu m R ady Zjednoczonego K ościoła Ew angelicznego w W arszaw ie, ul. Z agórna 10.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium: Józef Mrózek (red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), M ieczysław Kwiecień, Marian Suski, Jan Tołwiński, Ryszard Tomaszewski.

Adres Redakcji i Administracji:

00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.

Telefon: 29-52-61 (w. 5). M ateriałów nadesłanych nie zwraca się.

Indeks: 35462.

RSW „P rasa -K sią żk a -R u ch ”, W a r­

szaw a, S m olna 10/12. N akł. 5500 egz.

Obj. 3 ark . Zam . 104. C-101.

W eszliśm y w o kres p a sy jn y chrześcijańskiego ro k u kościelnego. Będziem y rozw ażać m ę k ę i śm ierć M ęża Boleści, Jezu sa C hrystusa, poniesione za na­

sze grzechy. W yd a je się te ż rzeczą słuszną, b y ś m y w zw ią zk u z ty m po­

m y śle li nieco o n a szy m „ uczestniczeniu w cierpieniach Jego”.

C zy ży cie chrześcijanina, w ierzącego człow ieka, k tó r y je s t oddany i wierny P anu, m u si być szczęśliw e, na ogół udane i bezpieczne? — T a k — odpowia­

d a m y z w y k le bez żadnego głębszego zastanow ienia, co św ia d czy tylko o ty m , że je s te ś m y opanow ani raczej p rze z ducha n aszej k u ltu r y „chrześcijań­

s k ie j”, a nie p rze z św iadectw o Słow a Bożego. P raw dą je s t bow iem to, iż P ism o Ś w ię te prze d sta w ia życie w ia ry ja k o tw a rd y, niew d zięczn y, a nawet bolesny „ interes”. G d y P an J e zu s m ó w ił o ży ciu chrześcijanina, to u żył sło­

wa: k r z y ż , m ając na u w a d ze w s zy stk o , co te m u słow u tow arzyszyło w sy tu a c ji św iata p ierw szego stulecia n aszej ery. W edług jednogłośnego świa­

dectw a p ism N ow ego T e sta m e n tu (por. 1 P t 4,13; Fil. 1,29; 3,10; 2 Kor.

4,10; 1,5; R zy m . 8,17; K ol. 1,24; Obj. 1,9) cierpienie je s t istotną częścią skła­

dow ą życia chrześcijańskiego. I dlatego nie pow inno być dla nas zaskocze­

n iem stw ierd zen ie apostoła P aw ła, że p ew na część chrześcijańskiego życia z C h rystu sem je s t „ s p o ł e c z n o ś c i ą u i e r p i e n i a jego” (Fil. 3,10:

w edług p rze k ła d u B ib lii G dańskiej). B yć zjed n o czo n ym , złączonym z Chry­

stu se m w jego o d ku p ień c zej m is ji zn a c zy ta k że być w łą czo n ym w społecz­

ność Jego cierpienia.

W Liście do K olosan (1,24) apostoł P a w e ł ta k m ów i: „dopełniam na ciele m o im n ie d o sta tk u u d rę k C h rystu so w yc h ” (w edług p rze kła d u B iblii Gdań­

sk iej: „ dopełniam o sta tkó w u ciskó w C h rystu so w yc h ”) W b rew sform ułowa­

niu ja k im tuta)j P aw eł się posługuje, m u s im y w y ra źn ie stw ierdzić, że apo­

stoł nie m a na m y śli naszego u czestniczenia w cierpieniach Chrystusowych w ja k im ś o d k u p ie ń c zy m sensie, tzn. ja k o naszego w k ła d u w nasze własne o d ku p ien ie czy odku p ien ie in n ych ludzi. N asze odku p ien ie z grzechu, od po czą tku do końca, uzależnione je st w yłącznie od tego, co Pan dla nas u czynił, a w ża d n y m sto p n iu nie za le ży od tego, co m y m ożem y dla niego uczynić. „W ykonało się!” — rozległo się na Golgocie, co w skazuje na ca łkow itą, k o m p le tn ą w ystarczalność C h rystu so w ej ofiary zadośćuczynienia.

Nic do tego dodać nie m o żem y. A n a w e t je śli c h c ie lib y śm y coś dodać, to nic n a m to nie pom oże, bo n a w e t w s z y s tk o to, co m o g lib y śm y m ieć naj­

lepszego, zn a jd u je się pod p rze k le ń stw e m u p a d k u i m oże ty lk o sąd na nas sprow adzić.

Jed n a kże, u znając w yłączność C hrystusow ego cierpienia odkupieńczego, m u­

sim y znaleźć w n aszej teologii m iejsce dla b ib lijn ej n a u k i o naszym cier­

pien iu z C h rystu sem w procesie naszego chrześcijańskiego przeżywania, n aszej ch rześc ija ń sk ie j p ie lg rzy m k i. S ta ro testa m e n to w e pojęcie solidarności M esjasza z jego lu d em zn a jd u je się tu ta j u podłoża, a ta k że pewne w z m ia n k i w nauce naszego Pana, k tó r y nauczał, iż p ew na „miara" cierpie­

nia i prześladow ania m u si być dośw iadczona p rze z K ościół przed końcem w ie k ó w czyli przed ko ń c em naszego eonu (M t 24,6; M k 13,8; Ł k 21,9.24).

N ie je ste śm y za in tereso w a n i ro zw ija n ie m k o m p le k s u prześladow czego, na k tó r y — ja k się zdaje — cierpią czasam i n ie któ re g ru p y chrześcijańskie.

„Jeśli m ożna, o ile to od w as zależy, ze w s z y s tk im i lu d źm i pokó j miejcie”

~ c z y ta m y w L iście do R zy m ia n (12,18). J e d n a kże J e zu s sam podkreśla:

„świat w as n ie n a w id zi (...) Je śli m n ie prześladow ali i w as prześladować będą” (Ew. Jana 15,18—25). C hrześcijanin, w ierzą cy człow iek, w inien się spodziew ać odrzucenia i opozycji. K ościół je s t w spólnotą Ukrzyżowanego i dlatego m u si być p rzy g o to w a n y chodzić drogą cierpienia, v i a d o l o - r o s a , i kosztow ać boleści Golgoty. W ję z y k u oryginału Now ego Testa­

m e n tu je st jedno słow o: m a r t u s, k tó re oznacza zarów no m ęczennika jak i św iadka. Z a rów no historia ja k i P ism o Ś w ię te potw ierd za ją w ypowiedź E duarda S ch w eitzera , teologa, now otesta m en to w ca : „ T ylko w cierpieniu K ościół je s t n a jb a rd ziej K ościołem i sw o je św iadectw o składa najmniej d w u zn a czn ie”. P ism o Ś w ię te i historia potw ierd za ją ta k że przekonanie D ietricha B onhoeffera: „G dy C h rystu s w z y w a człow ieka — to każe mu p rzy jść i u m rze ć ”.

E. Cz.

2

(3)

Czy ty miłujesz Jezusa?

Na w schodnim zboczu G óry O liw nej, oko­

ło 3 km od Jerozolim y znajdow ała się Betania, a w niej przych yln y dla Jezu sa dom sióstr M a­

rii i M arty oraz ich b ra ta Łazarza. B iblia poz­

wala nam snuć przypuszczenia, że Jezu sa łą ­ czyły z ty m dom em w ięzi sy m patii i miłości.

Przebyw ał tu w dniach poprzedzających m ę­

czeńską śm ierć n a Golgocie, szukając tu uci­

szenia po dniach w ypełnionych n a u k ą i św ia­

dectwem. Biblia w y raźn ie także podkreśla, że Jezus m iłow ał M artę i jej siostrę i Łaza­

rza”.

Jezus m iłow ał i m iłuje w szystkich ludzi.

Taka b y ła i jest cecha Jego ch arak teru . Cały Nowy T estam en t tchn ie tym . Jezu s n iedw u­

znacznie stw ierdza, że celem Jego m isji było i jest uszczęśliwiać ludzi, zm ieniać nędzę, p u st­

kę i chaos w życie o zupełnie in n y ch w ym ia­

rach. N azyw ał to: „życiem o bfity m ”, pełnym w ew nętrznej satysfakcji, pokoju, rów now agi psychicznej, życiem pozbaw ionym lęk u i trw o ­ gi-

Jakże odm ienny jest cel przeciw nika dusz naszych — diabła. Jego działalność idzie w zu­

pełnie innym k ieru n k u . To, co nieszczęśliwe, nieczyste, to, co dręczy i uciska duszę ludzką, wywodzi się w łaśnie od niego. U staw icznie pała żądzą kom plikow ania, krzyw dzenia, rozbijania, za jego spraw ą ty lu jest udręczonych i zw iąza­

nych okropnością nałogów.

Ludzie ciągle nie chcą zrozum ieć, że za­

m iarem diabła jest: okradanie człow ieka z wszystkiego, co zwie się szczęściem, m altre to ­ wanie i unicestw ianie. Z jego in sp iracji w yz­

w alają się w człow ieku najdziksze, zwierzęce instynkty i żądze.

Jezus m iłow ał M artę, M arię i Łazarza. J e ­ zus m iłuje i dziś każdego człowieka. J e s t to ta k pewne, jak pew ne jest, że żyjesz, że widzisz błękit nieba i chodzisz po ziemi. Ogród w G et- semane, wzgórze Golgota, sińce i razy, korona cierniowa, p u sty grób: oto dowody nieba, że B ó g k o c h a ł i k o c h a c z ł o w i e k a .

Mimo, że Jezus m iłow ał Łazarza, Łazarz nieoczekiwanie um iera. Dlaczego ta k się dzie­

„Rzekł jej Jezus: Jam jest zm artwychwstanie i żywot; kto w e m nie wierzy, choćby i umarł żyć będzie. A kto żyje i wierzy w e mnie, nie umrze na wieki. Czy w ie­

rzysz w to?”

Jan 11:25-26.

je? Dlaczego u m iera ten, którego m iłu je Jezus?

Praw dopodobnie odpow iedzią n a te p y tan ia będzie n astępne p y tan ie : „Czy Łazarz m iłow ał Je zu sa?” B iblia nic o ty m nie w spom ina, a przecież wysoko w ynosi ona tych, k tó rzy kie­

dykolw iek m iłow ali Boga. P roblem sprow adza się w ięc nie do tego, czy Jezus nas m iłuje — bo to je s t pew ne, problem polega n a tym :

„Czy m y m iłu jem y Jezu sa” . Choć Jezus m iło­

w ał Łazarza, Łazarz u m arł, choć Jezus m iłuje ciebie i m nie, jeśli jed n a k m y nie odw azjem - nim y tej m iłości i nie będziem y Go miłować, um rzem y w grzechach naszych, a dusze nasze znajdą się w wiecznej izolacji od Boga.

Zrozpaczone siostry w ezw ały Jezusa. S ta ­ nął On przed grobem , ale grób by ł zam knięty, zatarasow any ciężkim kam ieniem . Jezu s sam nie usuw a tego kam ienia, choć w ystarczyło jedno słowo aby k am ień został odwalony.

D rzw i do w ielu ludzkich serc są zataraso­

w ane ciężkim i kam ieniam i grzechu. Jezus m a w szelką moc n a niebie i n a ziemi. On jest w stanie odw alić ten kam ień. Od w ieków jednak Bóg uznaje w olną wolę człow ieka i nie czyni nic aby ją zniew alać. B iblia m ów i: „Oto stoję u drzw i i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otw orzy drzw i, w stąpię do niego...” (Obj.

3:20). Je śli sam odwalisz kam ień tarasu jący drzw i tw ego serca, Jezus gotów jest dać ci no­

we, w ieczne życie. T ym kam ieniem jest tw o ja niechęć, tw oje uprzedzenie i tw ój w ew n ętrzn y sprzeciw , i ten kam ień m usisz odsunąć ty sam.

Łazarz by ł już w stanie rozkładu, ciało jego w ydzielało już niep rzy jem n ą woń, ale moc J e ­ zusa dała m u now e życie. N a nowo Łazarz stał

się zdrow y i m ocny. Życie w ielu ludzi będą­

cych w stanie m oralnego rozkładu i u p adku w y ­ dzielające ju ż n aw et n iep rzy jem ną w oń śm ier­

ci — zostało zm ienione, uzdrow ione w ty m m o­

m encie, gdy człowiek zgodził się p rzyjąć Je zu ­ sa jako Zbawiciela.

Ł azarz b ył także zw iązany i skrępow any.

N a rozkaz Jezu sa opadły wiązania, został roz­

w iązany i uw olniony. Jak że przerażająco w iel­

k a jest rzesza ludzi zw iązanych i skrępow anych nałogam i pijaństw a, narkotyków , nikotyny, w ię­

(4)

zami złości, gniew u, zazdrości, podejrzliw ości i całą gam ą in ny ch diabelskich pęt. Jezus może nakazać, aby ludzie ci byli wolni, rozw iązani i m ogli chodzić jako w olne istoty. Poselstw o Ew angelii brzm i: „Jeśli w as Syn w ysw obodzi praw dziw ie w olnym i będziecie” (Jan 8:36).

W szechmogący Bóg dokonać może w tw oim życiu przeobrażającej zm iany; uleczyć tw o ją

duszę, uzdrow ić ciało, rozw iązać wszelkie zniew olenie. Możesz stać się człowiekiem szczęśliwym, ale pod jednym w arunkiem , że otw orzysz drzw i swego serca n a pukanie J e ­ zusa C hrystusa. Jeśli odw zajem nisz miłość, któ­

rą Bóg ciebie kocha.

Michał Hydzik

Zaproszeni na wieczerzę

„Następnie gdy zauważył, jak obierali pierwsze m iej­

sca, powiedział do zaproszonych podobieństwo, tak m ówiąc do nich: Gdy cię ktoś zaprosi na w esele, nie siadaj na pierwszym miejscu, bo czasem zjaw i się ktoś znaczniejszy od ciebie, także zaproszony. Wtedy przyj­

dzie ten, który ciebie i tam tego zaprosił i rzecze to­

bie: Ustąp tem u miejsca, i w tedy ze wstydem będziesz m usiał zająć ostatnie m iejsce. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie w y ­ wyższony. Pow iedział też do tego, który go zaprosił:

Gdy dajesz obiad albo wieczerzę, n ie zwołuj swoich przyjaciół ani sw oich braci, ani swoich krewnych, ani bogatych sąsiadów, żeby cię czasem i oni nawzajem nie zaprosili, i m iałbyś już odpłatę. Lecz gdy urzą­

dzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych, ślepych... Wtedy gospodarz rzekł do sługi swego:

Wyjdź prędko na place i ulice miasta i sprowadź tu ­ taj ubogich i ułomnych, i ślepych i chromych. I oz­

najm ił sługa: Panie, tak się stało jak rozkazałeś, i jeszcze jest m iejsce”.

Łuk. 14,M . 11-13. 21b.22

P an Jezu s jako zaproszony Gość znalazł się w dom u znanego faryzeusza, w tow arzystw ie zgrom adzonych tam ludzi. Jak o baczny obser­

w ator przyglądał się w szystkim zaproszonym . P rzy byli goście dy sk retn ie spoglądali n a osoby zasiadające w w yróżnionych m iejscach.

Ludzie bardzo często w zajem nie się obser­

wując, n ad ają sobie odpow iednią rangę. Ci, którzy m ają w ysokie m niem anie o sobie, prag­

ną być przez w szystkich w idziani, p ragn ą zająć korzystniejsze m iejsce. P an Jezus uprzedzając, daje dobrą rad ę tym , k tó rzy zajm ują pierwsze eksponow ane m iejsca, ażeby bez specjalnego zaproszenia nie zajm ow ali ty ch miejsc, po­

niew aż będą zm uszeni ustąpić, gdy przyjdzie ktoś znaczniejszy od nich, a to nie będzie na­

leżało do przyjem ności. Zajm ow anie dalszego m iejsca jest więc bardziej wskazane.

Być może w ypow iedź P a n a Jezusa nie w szystkim gościom podobała się. Ale P an Jezus idzie dalej. Poucza gospodarza domu, a raczej daje m u naukę, ażeby n a n a stę p n ą wieczerzę za­

prosił kiedyś nie krew nych, przyjaciół, czy bo­

gatych sąsiadów, ale żeby zaprosił ubogich, ułom nych i ślepych. Przyjaciele, krew ni, czy bogaci sąsiedzi n a pew no odw zajem nią się zapro­

szeniem, ale ci ubodzy ludzie nie będą mieli możliwości się odw zajem niać. Postąpisz jednak dobrze, czyn tw ój będzie błogosławiony, a za­

p łatę sw oją otrzym asz p rzy zm artw ychw staniu.

N a tej uczcie, k tó rą urządzisz, a n a której znajdą się ci biedni, upośledzeni, nie będzie m iejsc eksponow anych ani honorow ych, ponie­

„A gdy przyszli na m iejsce, zwane Trupią Czaszkę (po hebrajsku: Gol­

gota), ukrzyżowali go tam, także i złoczyńców, jednego po prawicy, a drugiego po lewicy. A Jezus rzekł:

Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,33.34)

4

(5)

waż wszyscy tam b ęd ą rów ni. Zaproszeni goście nie będą składali prezentów , nie będą m ieli nic do zaoferow ania. Ale za to ich radość i wdzięczność będzie bez p o rów nania większa, aniżeli tych, tra d y c y jn ie zaproszonych. P rzed ­ stawiając powyższe m yśli P an a Jezu sa biegną wzwyż do innej, niebiańskiej W ieczerzy, p rze­

wyższającej w szystkie ziem skie spotkania. Na ową niebiańską Ucztę zaproszony jest każdy, ale wejść może tylko ten, kto jest p o jedn an y z Bogiem.

I dlatego nieb iań sk a persp ek ty w a społecz­

ności z Bogiem jest p rzedm iotem tęsk n oty i r a ­ dości ludzi praw dziw ie w ierzących, pojednanych z Bogiem i m ających pew ność zbaw ienia już tu, na ziemi.

Jed en z w spółbiesiadników , zapew ne p ra ­ widłowo rozum iejący słowa P a n a Jezusa, w ypo­

wiada i pobożne zdanie. Błogosławiony, k tó ry weźmie udział w w ieczerzy przy stole w K ró­

lestwie Bożym. B yły to pobożne słowa, ale Pan Jezus nie na to zw raca uw agę. Bardzo częs­

to pobożne słowa w ypow iadane przez ludzi, nie mają pokrycia w ich życiu. M ożna by je porów ­ nać do pustej, w ym łóconej przez gospodarza słomy. P rzed Bogiem liczą się nie ty le słowa, co życie podporządkow ane jego św iętej woli. Bóg patrzy też na szczere serce, k tó re Go nap raw d ę miłuje.

On w łasce i m łosierdziu Sw oim zesłał Syna Swego um iłow anego, żeby każdy, kto w Niego uw ierzy, nie zginął, ale m iał żyw ot wieczny. P an Jezus czynił dobrze w szystkim , którzy do Niego przychodzili. I On też zap ra­

szał w szystkich, m ów iąc: „P rzyjdźcie do M nie wszyscy spracow ani i obciążeni, a J a w am sprawię odpocznienie” . Ale słowa zaproszenia, wypowiedziane przez P a n a Jezusa, były i są lek ­ ceważone. W iele ludzi, podobnie jak ci, p rzed­

stawieni w Biblii, nie p rzy jm u ją zaproszenia, wymawiając się brakiem czasu, czy n adm iarem obowiązków. Nie chcą przyjść n a wieczerzę, nie chcą brać udziału w społeczności z Bogiem, nie chcą kosztować i spożywać przygotow anych, do­

brych darów. To biblijne podobieństw o, podob­

nie jak w iele innych m iejsc z P ism a Św iętego przypomina nam, że b iad a człowiekowi, k tó ry zlekceważy Boże zaproszenie. Biada człowieko- kowi, k tóry zlekcew aży sobie Boże Słowo, nie przyjmie zaproszenia i sprzeciw i się Jego Słowu i Jego św iętej woli.

Bóg przez Słowo Sw oje przypom ina nam i ostrzega, że ty ch ludzi czeka sąd i k a ra w iecz­

nego potępienia. N iektórzy tw ierd zą i pow ia­

dają, że pom iędzy ludźm i nie m a zasadniczej różnicy. Końcem życia każdego człowieka, bo­

gatego czy biednego, jest grób, poniew aż tam kończy się jego egzystencja. Zakładając, że tak jest, m ożna by powiedzieć, że istotnie ludzie nie różnią się m iędzy sobą. Ale Biblia, Boże Słowo, w skazuje nam n a istniejące zasadnicze różnice. U Boga są one ważne. Pism o Św ięte potwierdza to w ielom a przykładam i.

Zwróćmy więc uw agę n a niek tóre z nich,

jeden cel: chcieli podobać się Bogu, dlatego postanow ili zbudować Bogu ołtarze. Abel nie postępow ał jed n ak w edług w łasnych m yśli. Z dom u rodzicielskiego w yniósł praw idłow e św ia­

dectw o o Bogu. W iedział, że przed Bogiem jest grzeszny i niedoskonały. I dlatego szukał pojedn ania z Bogiem, p rag n ął odpuszczenia grzechów.

N a zbudow anym przez siebie ołtarzu zło­

żył k rw aw ą ofiarę zastępczą z niew innego zw ie­

rzęcia, na odpuszczenie grzechów. W skazyw ała ona n a doskonałą O fiarę P an a Jezusa, złożoną na krzyżu Golgoty. Inacznej postąpił Kain. Nie m iał sobie nic do zarzucenia. Chciał się Bogu podobać, na ołtarzu swoim złożył to, co sam w ypracow ał, to uw ażał za najlepsze.

Bóg w idząc w iarę i postępow anie Abla, przy jął jego ofiarę lecz ofiary K aina nie p rzy ­ jął. K ain rozgniew ał się i odszedł od Boga, a je ­ go los zakończył się tragedią.

Oto inny przyk ład z E w angelii św. Łu­

kasza 18: Faryzeusz i celnik wchodzą do św ią­

tyni, ażeby się modlić. C elnik z bo jaźnią i po­

korą w sercu pozostaje z tyłu. Ale w ew n ętrz­

nie, w duchu swoim idzie dalej niż faryzeusz.

W pokornej m odlitw ie prosi Boga o łaskę i przebaczenie grzechów. Bóg w ysłuchuje jego m odlitw ę; uspraw iedliw iony, posilony w ew ­ nętrzn ie i spokojny celnik może wrócić do sw e­

go domu. Ale faryzeusz, stojąc na przodzie św iątyni postąpił inaczej. On rów nież zw racał się do Boga, lecz w w ielkich słowach, w k tó ­ ry ch przedstaw iał sw oje zasługi i dobre uczyn­

ki wobec ludzi.

P an Bóg jed n ak takiej m odlitw y nie przy­

jął, poniew aż On przeciw staw ia się wszelkiej pysze i zarozum ialstw u ludzkiem u. Potw ierdza to Apostoł P io tr w swoim Liście (1 P io tra 5,5):

„... W szycy zaś przyobleczcie się w szaty poko­

ry w zględem siebie, gdyż Bóg pysznym się sprzeciw ia, a pokornym łaskę d aje” .

Pow yższe p rzy kład y w skazują n a zasadni­

cze różnice, istniejące pom iędzy ludźm i. Ale w św ietle Bożego Słowa, nie zajm ow ane stano­

wisko, w ykształcenie, dobra wola, czy religia, zbliżają do Boga, lecz czyni to głęboka w iara i szczere, pokorne serce, pragnące pojednania z Bogiem.

Z biblijnego podobieństw a dow iadujem y się, że n a w ielką w ieczerzę zostali zaproszeni ludzie biedni, prości i nic nie znaczący. P an Jezus za­

prasza w szystkich. On m ówi: „Przyjdźcie sp ra­

cowani, obciążeni, a J a w am spraw ię odpocznie­

n ie ”. P an Jezus zaprasza także i Ciebie. Przyjdź więc, drogi C zytelniku. P rzy Jego stole wszyscy są rów ni, a m iejsca nie zabraknie dla nikogo.

Błogosław iony człowiek, k tó ry p rzy jął za­

proszenie na W ieczerzę, w ziął i spożywa pokarm duchowy, k tó ry daje P an Jezus. P an Jezus nie p atrzy na żadne dobre uczynki lub zasługi tych, k tórzy przyszli i zasiedli do Jego stóp. On pa­

trz y na ich o tw arte, m iłujące serca, w iarę i podporządkow anie się Jego św iętej woli.

(6)

Rozważania o czasie

P ły n ą dnie i m iesiące, zm ieniają się daty.

M ówimy, że u pły w a czas. G dybyśm y jed n a k chcieli odpowiedzieć na pytanie, co to jest czas, odpowiedź b y łab y bardzo tru d n a . P róbow ali dać ją filozofow ie i u w ik łali się w zagm atw a­

nych zagadnieniach sam ej isto ty bytu. Nie jest jed n a k isto tn e wiedzieć, czym je s t czas, w aż­

niejsze je s t um ieć go używać. R yba nie m usi wiedzieć, czym je s t woda, lecz m usi um ieć p ły ­ wać. Czas jest czymś w ysoce ab stra k cy jn y m i nieuch w ytn ym , ale zarazem czym ś n iezm ier­

nie podstaw ow ym i pow szednim , z czym spo­

ty k am y się na codzień. M ożem y zobaczyć w skazów ki zegara, lecz nie m ożem y zobaczyć czasu; słyszym y dzw onek budzika, lecz nie sły ­ szym y czasu; d o ty k am y k alen d arza i zryw am y z niego k a rtk i, lecz nie m ożem y dotknąć czasu.

A je d n a k praw o u p ły w u czasu rządzi nam i nie­

ubłagalnie. J e s t ono czym ś ta k oczyw istym , że n ik t go n aw et nie sform ułow ał, nie znajdziem y go w podręcznikach szkolnych.

Jeżeli na linii prostej w prow adzim y m iarę czasową, czyli p u n k ty jej linii w różnych od­

stępach oznaczym y k o lejn y m i m in u tam i, go­

dzinam i, dniam i itd., będziem y m ogli porów ­ nać u p ływ czasu do jed no stajn eg o ru ch u w zdłuż tej linii. Po drodze m ijać będziem y m iejsca oznaczone k o lejn y m i m in utam i, godzi­

nam i itd. Żelazne praw o u p ły w u czasu polega na tym , że w ty m ru ch u w zdłuż tej linii nie m a żadnej m ożliw ości cofnięcia się choćby o kaw ałek wstecz, zatrzy m an ia się na chw ilę, ani naw et zw olnienia nieco lu b przyśpieszenia tego ruchu. Tak, jak b y dw ie n iep rzenik alne płaskie ściany, p rostopadłe do naszej linii, przesuw ały się w zdłuż niej ze stałą prędkością.

Za ścianą po lew ej stron ie zn ajd u je się p rz e ­ szłość, ta część linii, k tó ra przed staw ia czas, jak i już upłynął. Za ścianą po p raw ej stro n ie k ry je się przyszłość, to, co dopiero nastąpi.

P rz y ty m obie te ściany p rzy leg ają ściśle do siebie. Pom iędzy nim i je s t tylk o nieskończe­

nie w ąska szczelina i w niej zn a jd u jem y się w raz z całym św iatem m aterialn y m . Szczelina ta, to teraźniejszość. Nie m am y żadnej m ożli­

wości cofnięcia się w przeszłość, zm ienienia czegokolwiek, co ju ż się w ydarzyło. Nie- m oże­

m y cofnąć ru ch u , jak i ju ż w ykonaliśm y, nie m ożem y cofnąć słowa, jak ie już w ypow iedzie­

liśm y. M ożem y zrobić in n y ru ch , w ypow iedzieć inne słowo, ale tego, co ju ż się stało, odwrócić nie możemy.

Podobnie rzecz m a się z przyszłością. Nie m ożem y w yprzedzić czasu ani o m om ent. N a­

leży do nas tylko teraźniejszość. W szystko, czym na pew no dysponujem y, jeśli chodzi o czas, to tylko to k ró tk ie „ te ra z ”. Słowo Boże mówi: „Oto t e r a z czas łaski, oto t e r a z dzień zbaw ienia” (2 Kor.6,2). Je ste śm y odpo­

w iedzialni za to, co czynim y t e r a z , za to, j ak

w y k o rzy stu jem y dzień dzisiejszy. Ściana przy­

szłości jest nieprzenikalna, nie w iem y, co się za nią zn a jd u je i co się w m iarę naszego posu­

w ania po linii czasu spoza niej wyłoni. Słowo Boże mówi: „...nie wiecie, co ju tro będzie”

(Jak.4,14). P rzew id u jem y oczywiście pewne w yd arzen ia na przyszłość i często przebiegają one zgodnie z naszym przew idyw aniem . Uma­

w iam y się na jakieś spotkanie i gdy term in na­

dejdzie, spotkanie się odbywa. P la n u je m y wy­

jazd i k u p u jem y b ile t i o oznaczonej godzinie pociąg w yjeżdża. Jed n ak że w szystko, co prze­

w idujem y, choćby było bardzo prawdopodobne, nigdy nie je s t pew ne. W życiu każdego czło­

w ieka b yły przypadki, kiedy przyszłość poto­

czyła się zupełnie niezgodnie z przew idyw ania­

mi. P rzy b y liśm y na spotkanie, a ono się nie odbyło. W siedliśm y do pociągu, lecz nie po­

jechaliśm y.

Podobnie b y w a i w życiu całych narodów.

W rok u 1938 zaw arto układ, k tó ry m iał za­

pew nić E uropie pokój na w iele dziesiątków lat, lecz w niespełna ro k w ybuchła w ojna świa­

towa. W ro ku 1933 H itle r ogłosił tysiąclecie szczęśliwości, lecz zam iast tego dał św iatu 12 lat trag ed ii i grozy. K ró l B elsazar w czasie we­

selnej uczty w zniósł ko lejn y toast na cześć swoich bogów, lecz k ielichy nie zostały opróż­

nione, gdyż w tym m om encie Bóg powiedział

„dosyć” i tej sam ej nocy zginął Belsazar i jego królestw o (Dan.5). Do bogacza, k tó ry zaopa­

trz y ł się w dobra na w iele lat, Bóg powiedział:

„głupcze!” (Łuk. 12,20). Na czym polegało jego głupstw o? Na tym , że nie uw zględnił prawa czasu, zapom niał, że nie dysponuje przyszłoś­

cią, że należy do niego tylko „ te ra z ”. Słowo Boże mówi: „Baczcie więc pilnie, jak macie postępow ać, nie jako niem ądrzy, lecz jako mą­

drzy, w y k o r z y s t u j ą c c z a s , gdyż dni są złe” (Ef.5,15.16). L u te r pow iedział podobno, że droga do piekła w y b ruk ow an a jest dobrym i za­

m iaram i. Jeżeli w iem y, że należy i że można coś czynić w spraw ie zbaw ienia, uregulowania stosunków z Bogiem, w spraw ie służby dla P ana, w spraw ie stosunków z bliźnim i, czy w jak iejk o lw iek innej w ażnej spraw ie, a spraw, ty ch nie czynim y „ te ra z “, lecz odkładam y je na przyszłość, p o stęp ujem y ja k niem ądrzy, je­

steśm y głupim i. W ykorzystyw ać czas, znaczy działać „ te ra z ”.

D la ludzi nie p ojednanych z Bogiem prawo u p ły w u czasu je s t bardzo przyk re. Czas jest ich w rogiem . Z przerażeniem zauw ażają oni ślady czasu na sobie, z lękiem m yślą o niezna­

nej przyszłości, na k tó rą nie m ają żadnego w pływ u. P o jed n anie człow ieka z Bogiem usu­

w a te n stan. Dlaczego? Poniew aż Bóg jest w ieczny, ponadczasowy. Bóg nie podlega prawu u p ływ u czasu. On „p an u je od wieczności” (Ps.

55,20) i „p an u je w m ocy Swej na w ieki” (Ps.

66,7). O n jest „alfa i omega, pierw szy i ostatni,

(7)

początek i koniec” (Obj.22,13). „Tysiąc la t w oczach Twoich je st ja k dzień w czorajszy” (Ps.

90,4). Życie człow ieka p rzed staw ia na linii cza­

su krótszy czy dłuższy odcinek. Bóg w ypełnia tę linię z nieskończoności w nieskończoność.

Dla Boga cała wieczność stanow i jedno w ielkie

„teraz”. Mówiąc o przeszłości, Jezu s — Bóg mówi w czasie teraźniejszy m : „Z apraw dę, za­

prawdę pow iadam wam , pierw ej niż A braham był, Ja m j e s t ” (Ja n 8,58). M ówiąc o p rz y ­ szłości, rów nież m ów i w czasie teraźniejszym :

„Ja j e s t e m z w am i po w szystkie dni aż do skończenia św ia ta ” (Mat.28,20). Mówiąc o p rz y ­ szłości, Bóg nie przew id u je zdarzeń, ja k czło­

wiek, lecz m ów i na pewno, gdyż O n p an u je nad przeszłością, teraźniejszością i przyszłością.

Abraham b y ł , lecz Bóg j e s t , od w ieków, aż na wieki (Ps.90,2).

Kto pojednał się z Bogiem przez Jezu sa Chrystusa, uzyskał m ożliwość w p ływ u na swo­

ją przeszłość i przyszłość. B aran ek Boży nie tylko odpuszcza, lecz g ł a d z i grzechy św iata, czyli w ym azuje je z przeszłości. Bóg w yciąga do człowieka ręk ę i Sw oją m ocą i łask ą re g u lu ­ je, porządkuje jego przeszłość. Bóg w ytycza też i porządkuje przyszłość człow ieka. Ci, k tó ­ rych życie sk ry te je s t z C hrystusem w Bogu, stali się uczestnikam i Bożej n a tu ry i dziedzi­

cami w szystkiego, przechodzą w Boże „ te ra z ” nie m ające kresu. Czas p rzestał być ich w ro ­ giem, przyszłość stała się czymś up rag nion y m i oczekiwanym z radością i podnieceniem . Cho­

ciaż jej nie znają, w iedzą, że p a n u je nad nią ich P an i Zbaw iciel, z k tó ry m zw iązani są wiecznymi w ięzam i miłości. W iedzą, że w p rz y ­ szłości na sw ej drodze nie n ap o tk a ją niczego, o czym O n by nie w iedział, z czym O n nie spotkałby się już w cześniej, i czego O n Sam nie u staw iłby na niej. I niezależnie od tego, czy będą to rzeczy przyjem ne, czy też przy kre, wszystkie one bez w y ją tk u okażą się dla nich dobre i pożyteczne (Rzym. 8,28). Psalm ista, świadomy tego fak tu , pow iedział; „W ręku T w o i m są losy m o je” (Ps.31,16 — w o ryg i­

nale: „czasy”). A więc nie w rę k u ślepego p rzy ­ padku, nie w ręk a c h sił n a tu ry , nie w ręk ach władców tego św iata, nie w ręk ach operatorów wyrzutni rakietow ych, nie w ręk a c h szatana, lecz w ręk ach naszego P a n a i M istrza, k tó ry umiłował Swoich aż do końca. A postoł P aw eł wyraża pewność, że od tej m iłości nie zdoła nas odłączyć ani teraźniejszość, ani przyszłość (Rzym. 8,38.39).

Tak więc praw dziw i chrześcijanie nie m a­

ją żadnego pow odu do obaw, jeśli chodzi o przyszłość. W raz z in n y m i żyw iołam i, nad k tó ­ rymi zatrium fow ał C hry stu s, stanow i ona ich własność: „...czy teraźniejszość, czy przyszłość, wszystko je s t w asze” (1 Kor.3,22). J e s t to m a­

jątek, jakiego nie da się na św iecie zdobyć w żaden in n y sposób, ja k tylko przez p o jed n a­

nie się z Bogiem, przez złączenie swojego losu z Jezusem C hrystusem , P an em nad przyszłoś­

cią.

Upływ czasu m a jed n a k jeszcze in n y aspekt. Bóg nie tylko m a w ładzę nad czasem,

lecz ją także spraw uje. Słowo Boże mówi, że Bóg ustanow ił narodom w y z n a c z o n e o k r e s y c z a s u (Dz. 17,26). Bóg zaplanow ał bieg w yd arzeń i rządzi nimi. Bóg zaznaczył na linii czasu różne znaki, będące odpow ied­

nikam i zaplanow anych przez Boga w ydarzeń.

O bok czarny ch k resek naszej rac h u b y czasu w idnieją na tej linii czerw one k resk i Bożej r a ­ chuby. Są one znacznie w ażniejsze od naniesio­

n ych przez ludzi. N ależy je koniecznie bacznie śledzić, ab y nie zgubić się w biegu w ydarzeń i nie ulec dezorientacji. Boże znaki na linii czasu są bow iem dla człow ieka m iaro dajn e, a zarazem niezm iernie pożyteczne, jako w ska­

zówki dla jego postępow ania. W skazów ki Boże, dotyczące czasu, zaw arte są w Piśm ie Św iętym i Bóg oczekuje od nas, że będziem y je uw ażnie obserwować. Są w praw dzie zaplanow ane przez Boga zdarzenia, k tó ry c h czas w ypełnienia trz y ­ m a On w tajem nicy. O takich Słowo Boże m ówi nam „nie w asza to rzecz z n a ć c z a s y i c h w i l e ” (Dz. 1,7), w innych jed n ak w y ­

p adkach je s t naszym obow iązkiem z czujnoś­

cią śledzić w skazów ki zegara Bożego. P a n J e ­ zus płakał nad Jerozolim ą i zapow iedział jej zniszczenie jako sk u tek nie rozpoznania czasu:

„...nie pozostaw ią z ciebie kam ienia na kam ie­

niu, dlatego żeś n i e p o z n a ł o c z a s u n a­

w iedzenia swego” (Łuk. 19,44). K aznodzieja uczy nas, że „w s z y s t k o m a s w ó j c z a s i każda spraw a pod niebem m a s w o j ą p o r ą ” (Kazn. 3,1— 8.17). D ziałania podjęte nie w porę bardzo często nie prow adzą do celu, zaś bez­

czynność w tedy, gdy należy działać, byw a nie­

raz zgubna. N aciśnięcie ham ulca sam ochodu o sekundę za późno może być przyczyną k a ta ­ strofy. Do ludzi beztrosko ig noru jących znaki czasu P a n Jezus pow iedział: „Obłudnicy! Z ja ­ w iska ziem i i nieba um iecie rozpoznaw ać, a jakże więc nie um iecie rozpoznać o b e c n e g o c z a s u ? ” (Łuk.12,56). „Oblicze nieba um iecie rozpoznaw ać, a z n a m i o n c z a s u nie p o tra ­ ficie?” (M at.16,3). T eraz je s t czas łaski, dzień zbaw ienia. P a n Jezu s przyszedł i obwieścił:

„W y p e ł n i ł s i ę c z a s i przybliżyło się K rólestw o Boże, u p am iętajcie się i w ierzcie ew angelii” (Mar.1,15). K to nie dostosuje się na czas do polecenia Jezusa, nie u pam ięta się i nie uw ierzy ew angelii, tego spotka k atastro fa, k ie­

dy te n czas „dopełni się”, czyli zakończy (Łuk.

21,24).

A postoł P io tr mówi: „...dosyć, że w c z a ­ s i e m i n i o n y m spełnialiście zachcianki po­

gan ” (1 Pt.4,3). A postoł P aw eł pisze: „...to czyńcie, wiedząc, że j u ż c z a s , ż e j u ż n a - d e s z ł a p o r a , abyście się ze snu obudzili”

(Rzym.12,14). K to w obecnych czasach żyje jeszcze po pogańsku, folgując swoim zachcian­

kom i nie ko rzy stając z łaski, oraz k to śpi snem duchow ym , ten jest człow iekiem zacofanym , człow iekiem sta re j daty. Nie m a znaczenia, czy nosi m odnie uszyte u b ran ia i n aślad u je n a j­

m odniejsze m an ie ry tow arzyskie. W edług ze­

g a ra Bożego je st człow iekiem nie z tej epoki, k tó ry żyje skłócony z czasem.

Słowo Boże mówi: „N a d s z e d ł b o ­ w i e m c z a s , aby się rozpoczął sąd od dom u

(8)

Bożego” (1 Pt.4,17). Te dzieci Boże, k tó re pilnie śledzą znam iona czasu, dośw iadczają, osądzają i oczyszczają sam ych siebie, aby nie zostać po­

tępionym i razem z św iatem , aby móc stanąć przed Synem Człowieczym bez skazy i bez n a ­ gany. Inni, nie zw ażając na ostrzeżenia, robią rzeczy nie na czasie. Sługa Elizeusza Gehazi, k tó ry w yłudził od N aam ana d ary, zasłużył na zarzut chciwości, k łam stw a i samowoli. E li­

zeusz zarzuca m u jed n a k co innego: „Czy to była o d p o w i e d n i a p o r a przyjm ow ać pieniądze...?” (2 Król.5,26). Chodzący z Bogiem i napełn io ny D uchem Bożym Elizeusz wiedział, że nie czas na tak ie spraw y. Ci, k tó rz y dzisiaj podobnie jak Elizeusz żyją na codzień w d u ­ chowej łączności z Bogiem, wiedzą, że nie jest odpow iednia pora na w yskoki i go n itw y za zagranicznym i N aam anam i i w yłudzanie od nich pieniędzy, szat, i na tym podobne p ra k ty ­ ki, k tó re spro w adzają trą d duchowy.

Jeszcze je s t czas, aby odrzucić w szystko, co nie przystoi. O niew ieście Izebel P a n Bóg pow iedział: „ . . . d a ł e m j e j c z a s , ab y się upam iętała, ale nie chce...” (O bj.2,21). Biegacze na dłuższe d y stan se m uszą w tra k c ie biegu śle­

dzić bacznie, czy p rze b y ta część tra s y je s t p ro ­ porcjonalna do czasu, jak i ju ż u p ły n ął, czy nie trzeb a przyśpieszyć. J e s t to a k tu a ln e i w życiu duchow ym . A postoł P aw eł sk arży się: „B i o- r ą c p o d u w a g ę c z a s , pow inniście być nauczycielam i, tym czasem znow u p o trzebujecie kogoś, kto by w as nauczał pierw szych zasad nauki B ożej” (Hebr.5,12). Czy nie dotyczy to i nas? Czy nie jesteśm y spóźnieni w naszym rozw oju duchow ym ? Słowo Boże zachęca:

p ó k i c z a s m a m y , dobrze czyńm i w szyst­

kim ...” (Gal.6,10). Jezus mówi: „nadchodzi noc, gdy n ik t nie będzie m ógł działać” (Ja n 9,4).

Ż yjem y w czasach ostatecznych. Ci, k tórzy śledzą znaki czasu, w y raźn ie to dostrzegają.

Słychać ostrzeżenia, że jest później, niż p rzy ­ puszczam y. Jezus mówi: „Oto p rzy jd ę w k r ó t ­ c e , a zap łata m oja je s t ze m ną, b y oddać każ­

dem u w edług jego uczy n k u ” (Obj.22,12). N a­

w et diabeł „...wie, iż c z a s u m a n i e w i e ­ l e ” (O b j.12,12). Szkoda, że ku jego radości zda się o tym nie w iedzieć tak w ielu ludzi.

Stojąc na progu nowego o kresu czasu w edług rac h u b y ludzkiej, chciejm y się zasta­

nowić nad naszym stosunkiem do czasu. Czy je s t naszym wrogiem , czy sprzym ierzeńcem ? Czy działa na naszą korzyść, czy też przybliża tylko naszą zgubę? Z w róćm y uw agę na Boże znaki czasu i dostosujm y do nich nasze życie, aby nie straszyło nas w idm o tego okropnego w yrazu „ z a p ó ź n o”. „ P ó ź n i e j nadeszły i pozostałe p a n n y ” (Mat.25,11— 13), lecz drzw i b y ły już zam knięte. „C zuw ajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny, o k tó rej S y n Czło­

wieczy p rzy jd z ie ”.

J. K.

ŚWIADECTWA I PRZEŻYCiA

Droga Redakcjo!

Pochodzę z ro d ziny chrześcijańskiej, więc w ychow yw ano i w pajano m i zasady chrześci­

jańskie. Życie m oje toczyło się w dobrej chrześcijańskiej atm osferze dotąd, gdy u m arła m oja m atka, a m iałam w ted y 12 lat. Od tego czasu nie bardzo dbano abym żyła we­

dług przyk azań Bożych. D orosłam do wieku sam odzielnego i w ted y całkiem zapom niałam kim jestem , kim b y ła m oja m atk a i co powin­

nam reprezentow ać. M oja trag ed ia życiowa za­

częła się od m o m entu w yjścia za m ąż za kato­

lika. Nie będę opisyw ać ja k ciężkie przeżyłam lata z człow iekiem , k tó ry nie był przeznaczo­

ny m i przez Boga. M oje .m ałżeństw o skończyło się rozw odem po trzech latach p rzy k ry ch doś­

wiadczeń. Ju ż w ted y w iedziałam , że powinnam udać się pod krzy ż C hrystusa, ale jakże prze­

w rotne je st serce człowieka, dośw iadczyłam te­

go sama, bo dalej żyłam „byle ja k “, zdała od Boga.

Ten jałow y okres w m oim życiu trw a ł pół­

to ra roku, lecz d obry Jezu s wciąż pukał do mego serca, za co nigdy nie p rzestanę być Mu wdzięczna. M oje „ ja ” nie pozwalało m i iść śladam i C h ry stu sa i choć w tym ciężkim okre­

sie przeżyłam jeszcze straszniejsze chw ile niż w nieu dan ym m ałżeństw ie, od sam obójstw a w strzy m y w ała m nie świadomość, że m am có­

reczkę, k tó ra m nie potrzebuje, poniew aż zda­

w ałam sobie spraw ę, co to jest b ra k m atki.

N astąpił k ry ty c z n y m om ent w m oim bez­

sensow nym życiu i w swojej w ielkiej bezrad­

ności u dałam się do Boga. Mój d obry Jezus p rzy ją ł m nie taką, ja k ą byłam i przygarnął m nie, ukoił mój żal i lęk przed przyszłością.

Chcę zaznaczyć, że w m oim życiu nastąpił zupełny zw rot — życie m oje stało się zupełnie inne, lepsze. Po pokucie zaczęłam napraw iać sw oje drogi i w ted y przeżyłam najpiękniejszy m om ent: Bóg ochrzcił m nie D uchem Św iętym , co jeszcze bardziej zmobilizowało m nie do słu­

żenia Mu całym sercem . Je ste m tera z bardzo szczęśliwym człow iekiem , poniew aż m am peł­

ną świadomość, że jestem dzieckiem Bożym.

D roga Redakcjo! Proszę w y d ru k u j te n list, aby inni ludzie, k tó rzy są zgubieni ja k ja nie­

gdyś, zrozum ieli, że Jezu s m a zawsze otw arte ram ion a do tych, k tó rzy m im o swoich grze­

chów p rzy jd ą do Niego ze swoim i problem am i i w ty ch ojcow skich ram ionach znajdą szczęś­

cie.

Z.P.

(9)

R a d o ś ć z b a w i e n i a

„To w am pow iedziałem , ab y m o ja r a ­ dość w w as trw a ła , a w asza radość b y ­ ła z u p ełn a” . (Jan 15,10)

Radość je st je d n ą z cech Boga, chociaż nie m am y w Piśmie Św iętym n a te n te m a t bezpośrednich te k ­ stów. Bóg je st źródłem radości i u dziela jej Swoim chwalcom już od początku istn ien ia ludzkości.

Jako Bóg radości o b jaw iał się sw oim w y b ran y m w czasach starotestam entow ych, a także przez po śred ­ ników sw em u w y b ra n em u ludow i. O bjaw ił się M ojże­

szowi, D awidowi, Eliaszow i, Izajaszow i i innym . W Psalmie 5,12 czytam y: „A niechaj się rozw eselą w szy­

scy, co u fa ją w Tobie, n a w ieki niech w ykrzykują, gdyż ich Ty osłaniać będziesz i ro z ra d u ją się w Tobie, którzy m iłu ją im ię T w oje”. D aw id ro zrad o w ał się w Panu, bo m iłow ał im ię Jego, dlatego zaśpiew ał: „Boś Ty mnie uradow ał, P anie, przez sw e postępow anie;

0 dziełach rą k Tw oich w ykrzykiw ać będę z rad o ścią”

(Ps. 92,5). N astępnie śp iew ał: „Św iatłości nasian o s p ra ­ wiedliwemu, a radości tym , k tórzy są uprzejm ego se r­

ca. Weselcie się spraw ied liw i w P an u , a w y sław iajcie pamiątkę św iętobliw ości Jeg o ”. (Ps. 97,11—12).

Ostatki starotestam entow ego lu d u m iały d o b rą okaz­

ję do w ielkie radości, gdy zesłał Bóg sw ego S yna a naszego P an a Je zu sa C hrystusa n a ziem ię n a o dkupie­

nie grzechu św iata. G dy n aro d ził się P a n Jezus w Be- tlejemie, anioł P ań sk i ogłosił pasterzom radość w ielką, którzy ujrzaw szy N ow onarodzonego i M arię, p rzekazali tę radosną wieść in n y m ludziom . (Łuk. 2,8-20). W śród radujących się z naro d zen ia P ańskiego był Sym eon, człowiek spraw ied liw y i n apełniony D uchem Ś w ię­

tym (Łuk. 2,25).

Gdy P an Jezus czynił później w iele cudów ra d o ­ wało się w ielu ludzi, ale n ajb a rd z ie j byli ucieszeni uczniowie P a n a Jezusa, gdy P a n zw yciężył i zm artw ychwstał (Łuk. 24,32.41). P óźniej po zesłaniu Ducha Świętego p ierw si chrześcijanie cieszyli się zaw ­ sze, codziennie, a cieszyli się radością zbaw ienia, bo przez w iarę w P a n a Je zu sa sta li się K ościołem C hrys­

tusowym. Z dalszych k a rt D ziejów A postolskich cz y ta­

my o radości zarów no społecznej ja k i indyw idualnej wyznawców P ana. Oni wszyscy doznali w ielkiego d aru od Pana Jezusa i przeżyli w ielk ą radość zbaw ienia. Oto dwa przykłady: U zdrow iony przez P a n a Je zu sa ch ro ­ my, skakał z radości (Dz. Ap. 2,1-9), n aw róceni po­

ganie w A ntiochii P izydyjskiej rad o w ali się i chw alili Boga za d a r łaski, ja k a przeszła n a pogan i za to, że zostali zbaw ieni (Dz. Ap. 13,48).

W historii Kościoła C hrystusow ego od czasów apos­

tolskich do dzisiejszego dn ia było w iele praw dziw ych chrześcijan, którzy przeżyw ali w iele radości ze zb a­

wienia w Jezusie C hrystusie, P a n u naszym , n iezależ­

nie od tego czy byli bardzo p rześlad o w an i czy nie (por.

1 Pt. 4,13; Obj. 6,9; Obj. 20,4). T ak było w przeszłości i na ten te m at m ożnaby napisać bardzo dużo. A ja k jest dzisiaj?

Nasz tekst przew odni m ów i: „To w am pow iedzia­

łem, aby m oja radość w w as trw a ła , a w asza radość

była zu p e łn a ”. S łow a P a n a Je zu sa brzm ią ja k polece­

nie. Czy zastanow iliśm y się, co one oznaczają? Czy w ierzym y, że P an Jezus je st ta k że źródłem radości?

N apew no je st Ź ródłem Radości, bo je st Synem B o­

żym, je st Bogiem, bo je st Zw ycięzcą i usiadł n a p r a ­ w icy Bożej, je st K rólem królów i P an em panów (Obj.

17,14), je st K rólem K ró lestw a Niebios. W liście do R zym ian Ap. P aw eł w y zn a je: „A lbow iem K rólestw o Boże nie je st to p o k arm i napój, ale spraw iedliw ość i pokój i radość w D uchu Ś w iętym ” (Rzym. 14,17). K aż­

dy kto p rz y jm u je P a n a Je zu sa do swego serca otrzy ­ m u je od Niego n ie u sta ją c ą radość, o trzym uje pew ność zbaw ienia, bo przeszedł ze śm ierci do żyw ota (Ef.

3,14-19; Jana 5,24).

Z apew nienia P a n a Je zu sa są n a jb ard zie j rad o sn ą no­

w in ą dla każdego chrześcijanina, a zostały n am p rz e k a ­ zane przez Jego uczniów w Słow ie Bożym. A do ilu z n as przem ów ił P a n Jezus osobiście, odpow iadając na nasze problem y i d ając obfite pocieszenie? P rz y p o m n ij­

m y sobie sam i! Tak! F aktycznie pociesza nas każdego dnia! P olecenie P a n a b rzm i: „...aby w asza radość by­

ła zu p e łn a”.

N iechaj każdy chrześcijanin się zastanow i czy posia­

da ju ż zupełną radość, bo jeśli nie, to z tru d n o ścią b ę­

dzie m ożna nazw ać go chrześcijaninem . Czy m ożna w yobrazić sobie chrześcijan in a zatroskanego i ze sm u t­

n ą m in ą ? W ielu tzw. chrześcijan cieszyłoby się gdyby m ogli żyć w obfitości m a teria ln ej. N iejeden m yśli so­

bie: byłbym szczęśliwym i w esołym gdybym m iał w illę z p ełnym jej w yposażeniem , sam ochód, codziennie na stole sam e sm akołyki, duże grono przyjaciół, dużo pie­

niędzy na podróże, zabaw y i n a inne zachcianki. A d a ­ lej — gdybym nie m ia ł an i jednego w roga i gdyby n ik t m nie nie prześladow ał.

Drogi C zytelniku! Obudź się! P rzecież radość zb a­

w ienia n ie n a tym polega. Za tru d y pielgrzym ow ania m asz zapew nioną w ieczną radość w niebie, ta k w iel­

ką, że nasze obecne sk aziteln e ciało n ie je st w stan ie tego pojąć (1 K or. 2,9; 1 Kor. 15,51-53).

Radość zb aw ienia polega n a społeczności z W iekuis­

tym Bogiem i w szystkim i św iętym i w Jezusie C hrys­

tusie. T em u ludow i codzienne trudności życiow e nie przeszk ad zają w doznaw aniu zupełnej radości. Je st to radość, do której zachęca n as Ap. P aw eł w liście do F ilip ian 4,4-7, gdzie czytam y: „R adujcie się w P an u zaw sze; pow tarzam , ra d u jc ie się. Skrom ność w asza niech będzie zn an a w szystkim ludziom ; P a n jest b lis­

ko. N ie troszczcie się o nic, ale w e w szystkim w m od­

litw ie i b łaganiach z dziękczynieniem pow ierzcie p roś­

by w asze Bogu. A pokój Boży, który przew yższa w szel­

ki rozum , strzec będzie serc w aszych i m yśli w aszych w C hrystusie Jezu sie”. „To w am pow iedziałem , aby m oja radość w w as trw a ła !”

Feliks Andrzejewski

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dodawanie jest działaniem dwuargumentowym, w jednym kroku umiemy dodać tylko dwie liczby, więc aby dodać nieskończenie wiele liczb, trzeba by wykonać nieskończenie wiele kroków,

przykładem jest relacja koloru zdefiniowana na zbiorze wszystkich samochodów, gdzie dwa samochody są w tej relacji, jeśli są tego samego koloru.. Jeszcze inny przykład to

nierozsądnie jest ustawić się dziobem żaglówki w stronę wiatru – wtedy na pewno nie popłyniemy we właściwą stronę – ale jak pokazuje teoria (i praktyka), rozwiązaniem

W przestrzeni dyskretnej w szczególności każdy jednopunktowy podzbiór jest otwarty – dla każdego punktu możemy więc znaleźć taką kulę, że nie ma w niej punktów innych niż

Spoglądając z różnych stron na przykład na boisko piłkarskie, możemy stwierdzić, że raz wydaje nam się bliżej nieokreślonym czworokątem, raz trapezem, a z lotu ptaka

Bywa, że każdy element zbioru A sparujemy z innym elementem zbioru B, ale być może w zbiorze B znajdują się dodatkowo elementy, które nie zostały dobrane w pary.. Jest to dobra

Następujące przestrzenie metryczne z metryką prostej euklidesowej są spójne dla dowolnych a, b ∈ R: odcinek otwarty (a, b), odcinek domknięty [a, b], domknięty jednostronnie [a,

nierozsądnie jest ustawić się dziobem żaglówki w stronę wiatru – wtedy na pewno nie popłyniemy we właściwą stronę – ale jak pokazuje teoria (i praktyka), rozwiązaniem