EWANGELIA - ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA - JEDNOŚĆ - POWTÓRKĘ PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
ip fei > &9H£j ‘ ‘
„My zwiastujemy Chrystusa ukrzyżo
w anego (...), zwiastu
jemy Chrystusa, któ
ry jest mocą Bożą i mądrością Bożą” (1 Kor. 1,23.24)
Na zdjęciu: strona ffontow a wnętrza Do
mu M odlitwy w Ko
szalinie, ul. Zwycię
stw a 121.
CHRZEŚCIJANIN Społeczność cierpienia
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
Rok założenia 1929 Nr 3., marzec 1979 r.
SPOŁECZNOŚĆ CIERPIENIA CZY TY MIŁUJESZ JEZUSA?
ZAPROSZENI N A WIECZERZĘ ROZWAŻANIA O CZASIE ŚWIADECTWA I PRZEŻYCIA RADOŚĆ ZBAWIENIA WOKÓŁ ZAGADNIEŃ STAROTESTAMENTOWYCH STUDIUM KSIĘGI AGGEUSZA ARKA NOEGO
A WSPÓŁCZESNA NAUKA
„BOŻY MlOD”
I TWÓJ PROBLEM
MOŻE BYĆ ROZWIĄZANY ZWYCIĘSTWA I PORAŻKI
„O CO SIĘ MODLIĆ?”
KRONIKA
M iesięcznik „C hrześcijanin” w ysyłany jes t B ezpłatnie; w ydaw anie je d n a k cza
sopism a um ożliw ia w yłącznie ofiarność Czytelników . W szelkie ofiary n a czaso
pism o w k ra ju , prosim y k ierow ać n a konto Zjednoczonego K ościoła E w ange
licznego: PKO W arszaw a, I Oddział M iej
ski. N r 1531-10285-136, zaznaczając cel w płaty n a odw rocie b lan k ie tu . O fiary w płacane za g ran icą n ależy kierow ać przez oddziały zagraniczne B anku p o lsk a K asa Opieki n a ad res P rezy d iu m R ady Zjednoczonego K ościoła Ew angelicznego w W arszaw ie, ul. Z agórna 10.
Wydawca: Prezydium Rady Zjedno
czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium: Józef Mrózek (red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), M ieczysław Kwiecień, Marian Suski, Jan Tołwiński, Ryszard Tomaszewski.
Adres Redakcji i Administracji:
00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.
Telefon: 29-52-61 (w. 5). M ateriałów nadesłanych nie zwraca się.
Indeks: 35462.
RSW „P rasa -K sią żk a -R u ch ”, W a r
szaw a, S m olna 10/12. N akł. 5500 egz.
Obj. 3 ark . Zam . 104. C-101.
W eszliśm y w o kres p a sy jn y chrześcijańskiego ro k u kościelnego. Będziem y rozw ażać m ę k ę i śm ierć M ęża Boleści, Jezu sa C hrystusa, poniesione za na
sze grzechy. W yd a je się te ż rzeczą słuszną, b y ś m y w zw ią zk u z ty m po
m y śle li nieco o n a szy m „ uczestniczeniu w cierpieniach Jego”.
C zy ży cie chrześcijanina, w ierzącego człow ieka, k tó r y je s t oddany i wierny P anu, m u si być szczęśliw e, na ogół udane i bezpieczne? — T a k — odpowia
d a m y z w y k le bez żadnego głębszego zastanow ienia, co św ia d czy tylko o ty m , że je s te ś m y opanow ani raczej p rze z ducha n aszej k u ltu r y „chrześcijań
s k ie j”, a nie p rze z św iadectw o Słow a Bożego. P raw dą je s t bow iem to, iż P ism o Ś w ię te prze d sta w ia życie w ia ry ja k o tw a rd y, niew d zięczn y, a nawet bolesny „ interes”. G d y P an J e zu s m ó w ił o ży ciu chrześcijanina, to u żył sło
wa: k r z y ż , m ając na u w a d ze w s zy stk o , co te m u słow u tow arzyszyło w sy tu a c ji św iata p ierw szego stulecia n aszej ery. W edług jednogłośnego świa
dectw a p ism N ow ego T e sta m e n tu (por. 1 P t 4,13; Fil. 1,29; 3,10; 2 Kor.
4,10; 1,5; R zy m . 8,17; K ol. 1,24; Obj. 1,9) cierpienie je s t istotną częścią skła
dow ą życia chrześcijańskiego. I dlatego nie pow inno być dla nas zaskocze
n iem stw ierd zen ie apostoła P aw ła, że p ew na część chrześcijańskiego życia z C h rystu sem je s t „ s p o ł e c z n o ś c i ą u i e r p i e n i a jego” (Fil. 3,10:
w edług p rze k ła d u B ib lii G dańskiej). B yć zjed n o czo n ym , złączonym z Chry
stu se m w jego o d ku p ień c zej m is ji zn a c zy ta k że być w łą czo n ym w społecz
ność Jego cierpienia.
W Liście do K olosan (1,24) apostoł P a w e ł ta k m ów i: „dopełniam na ciele m o im n ie d o sta tk u u d rę k C h rystu so w yc h ” (w edług p rze kła d u B iblii Gdań
sk iej: „ dopełniam o sta tkó w u ciskó w C h rystu so w yc h ”) W b rew sform ułowa
niu ja k im tuta)j P aw eł się posługuje, m u s im y w y ra źn ie stw ierdzić, że apo
stoł nie m a na m y śli naszego u czestniczenia w cierpieniach Chrystusowych w ja k im ś o d k u p ie ń c zy m sensie, tzn. ja k o naszego w k ła d u w nasze własne o d ku p ien ie czy odku p ien ie in n ych ludzi. N asze odku p ien ie z grzechu, od po czą tku do końca, uzależnione je st w yłącznie od tego, co Pan dla nas u czynił, a w ża d n y m sto p n iu nie za le ży od tego, co m y m ożem y dla niego uczynić. „W ykonało się!” — rozległo się na Golgocie, co w skazuje na ca łkow itą, k o m p le tn ą w ystarczalność C h rystu so w ej ofiary zadośćuczynienia.
Nic do tego dodać nie m o żem y. A n a w e t je śli c h c ie lib y śm y coś dodać, to nic n a m to nie pom oże, bo n a w e t w s z y s tk o to, co m o g lib y śm y m ieć naj
lepszego, zn a jd u je się pod p rze k le ń stw e m u p a d k u i m oże ty lk o sąd na nas sprow adzić.
Jed n a kże, u znając w yłączność C hrystusow ego cierpienia odkupieńczego, m u
sim y znaleźć w n aszej teologii m iejsce dla b ib lijn ej n a u k i o naszym cier
pien iu z C h rystu sem w procesie naszego chrześcijańskiego przeżywania, n aszej ch rześc ija ń sk ie j p ie lg rzy m k i. S ta ro testa m e n to w e pojęcie solidarności M esjasza z jego lu d em zn a jd u je się tu ta j u podłoża, a ta k że pewne w z m ia n k i w nauce naszego Pana, k tó r y nauczał, iż p ew na „miara" cierpie
nia i prześladow ania m u si być dośw iadczona p rze z K ościół przed końcem w ie k ó w czyli przed ko ń c em naszego eonu (M t 24,6; M k 13,8; Ł k 21,9.24).
N ie je ste śm y za in tereso w a n i ro zw ija n ie m k o m p le k s u prześladow czego, na k tó r y — ja k się zdaje — cierpią czasam i n ie któ re g ru p y chrześcijańskie.
„Jeśli m ożna, o ile to od w as zależy, ze w s z y s tk im i lu d źm i pokó j miejcie”
~ c z y ta m y w L iście do R zy m ia n (12,18). J e d n a kże J e zu s sam podkreśla:
„świat w as n ie n a w id zi (...) Je śli m n ie prześladow ali i w as prześladować będą” (Ew. Jana 15,18—25). C hrześcijanin, w ierzą cy człow iek, w inien się spodziew ać odrzucenia i opozycji. K ościół je s t w spólnotą Ukrzyżowanego i dlatego m u si być p rzy g o to w a n y chodzić drogą cierpienia, v i a d o l o - r o s a , i kosztow ać boleści Golgoty. W ję z y k u oryginału Now ego Testa
m e n tu je st jedno słow o: m a r t u s, k tó re oznacza zarów no m ęczennika jak i św iadka. Z a rów no historia ja k i P ism o Ś w ię te potw ierd za ją w ypowiedź E duarda S ch w eitzera , teologa, now otesta m en to w ca : „ T ylko w cierpieniu K ościół je s t n a jb a rd ziej K ościołem i sw o je św iadectw o składa najmniej d w u zn a czn ie”. P ism o Ś w ię te i historia potw ierd za ją ta k że przekonanie D ietricha B onhoeffera: „G dy C h rystu s w z y w a człow ieka — to każe mu p rzy jść i u m rze ć ”.
E. Cz.
2
Czy ty miłujesz Jezusa?
Na w schodnim zboczu G óry O liw nej, oko
ło 3 km od Jerozolim y znajdow ała się Betania, a w niej przych yln y dla Jezu sa dom sióstr M a
rii i M arty oraz ich b ra ta Łazarza. B iblia poz
wala nam snuć przypuszczenia, że Jezu sa łą czyły z ty m dom em w ięzi sy m patii i miłości.
Przebyw ał tu w dniach poprzedzających m ę
czeńską śm ierć n a Golgocie, szukając tu uci
szenia po dniach w ypełnionych n a u k ą i św ia
dectwem. Biblia w y raźn ie także podkreśla, że Jezus m iłow ał M artę i jej siostrę i Łaza
rza”.
Jezus m iłow ał i m iłuje w szystkich ludzi.
Taka b y ła i jest cecha Jego ch arak teru . Cały Nowy T estam en t tchn ie tym . Jezu s n iedw u
znacznie stw ierdza, że celem Jego m isji było i jest uszczęśliwiać ludzi, zm ieniać nędzę, p u st
kę i chaos w życie o zupełnie in n y ch w ym ia
rach. N azyw ał to: „życiem o bfity m ”, pełnym w ew nętrznej satysfakcji, pokoju, rów now agi psychicznej, życiem pozbaw ionym lęk u i trw o gi-
Jakże odm ienny jest cel przeciw nika dusz naszych — diabła. Jego działalność idzie w zu
pełnie innym k ieru n k u . To, co nieszczęśliwe, nieczyste, to, co dręczy i uciska duszę ludzką, wywodzi się w łaśnie od niego. U staw icznie pała żądzą kom plikow ania, krzyw dzenia, rozbijania, za jego spraw ą ty lu jest udręczonych i zw iąza
nych okropnością nałogów.
Ludzie ciągle nie chcą zrozum ieć, że za
m iarem diabła jest: okradanie człow ieka z wszystkiego, co zwie się szczęściem, m altre to wanie i unicestw ianie. Z jego in sp iracji w yz
w alają się w człow ieku najdziksze, zwierzęce instynkty i żądze.
Jezus m iłow ał M artę, M arię i Łazarza. J e zus m iłuje i dziś każdego człowieka. J e s t to ta k pewne, jak pew ne jest, że żyjesz, że widzisz błękit nieba i chodzisz po ziemi. Ogród w G et- semane, wzgórze Golgota, sińce i razy, korona cierniowa, p u sty grób: oto dowody nieba, że B ó g k o c h a ł i k o c h a c z ł o w i e k a .
Mimo, że Jezus m iłow ał Łazarza, Łazarz nieoczekiwanie um iera. Dlaczego ta k się dzie
„Rzekł jej Jezus: Jam jest zm artwychwstanie i żywot; kto w e m nie wierzy, choćby i umarł żyć będzie. A kto żyje i wierzy w e mnie, nie umrze na wieki. Czy w ie
rzysz w to?”
Jan 11:25-26.
je? Dlaczego u m iera ten, którego m iłu je Jezus?
Praw dopodobnie odpow iedzią n a te p y tan ia będzie n astępne p y tan ie : „Czy Łazarz m iłow ał Je zu sa?” B iblia nic o ty m nie w spom ina, a przecież wysoko w ynosi ona tych, k tó rzy kie
dykolw iek m iłow ali Boga. P roblem sprow adza się w ięc nie do tego, czy Jezus nas m iłuje — bo to je s t pew ne, problem polega n a tym :
„Czy m y m iłu jem y Jezu sa” . Choć Jezus m iło
w ał Łazarza, Łazarz u m arł, choć Jezus m iłuje ciebie i m nie, jeśli jed n a k m y nie odw azjem - nim y tej m iłości i nie będziem y Go miłować, um rzem y w grzechach naszych, a dusze nasze znajdą się w wiecznej izolacji od Boga.
Zrozpaczone siostry w ezw ały Jezusa. S ta nął On przed grobem , ale grób by ł zam knięty, zatarasow any ciężkim kam ieniem . Jezu s sam nie usuw a tego kam ienia, choć w ystarczyło jedno słowo aby k am ień został odwalony.
D rzw i do w ielu ludzkich serc są zataraso
w ane ciężkim i kam ieniam i grzechu. Jezus m a w szelką moc n a niebie i n a ziemi. On jest w stanie odw alić ten kam ień. Od w ieków jednak Bóg uznaje w olną wolę człow ieka i nie czyni nic aby ją zniew alać. B iblia m ów i: „Oto stoję u drzw i i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otw orzy drzw i, w stąpię do niego...” (Obj.
3:20). Je śli sam odwalisz kam ień tarasu jący drzw i tw ego serca, Jezus gotów jest dać ci no
we, w ieczne życie. T ym kam ieniem jest tw o ja niechęć, tw oje uprzedzenie i tw ój w ew n ętrzn y sprzeciw , i ten kam ień m usisz odsunąć ty sam.
Łazarz by ł już w stanie rozkładu, ciało jego w ydzielało już niep rzy jem n ą woń, ale moc J e zusa dała m u now e życie. N a nowo Łazarz stał
się zdrow y i m ocny. Życie w ielu ludzi będą
cych w stanie m oralnego rozkładu i u p adku w y dzielające ju ż n aw et n iep rzy jem ną w oń śm ier
ci — zostało zm ienione, uzdrow ione w ty m m o
m encie, gdy człowiek zgodził się p rzyjąć Je zu sa jako Zbawiciela.
Ł azarz b ył także zw iązany i skrępow any.
N a rozkaz Jezu sa opadły wiązania, został roz
w iązany i uw olniony. Jak że przerażająco w iel
k a jest rzesza ludzi zw iązanych i skrępow anych nałogam i pijaństw a, narkotyków , nikotyny, w ię
zami złości, gniew u, zazdrości, podejrzliw ości i całą gam ą in ny ch diabelskich pęt. Jezus może nakazać, aby ludzie ci byli wolni, rozw iązani i m ogli chodzić jako w olne istoty. Poselstw o Ew angelii brzm i: „Jeśli w as Syn w ysw obodzi praw dziw ie w olnym i będziecie” (Jan 8:36).
W szechmogący Bóg dokonać może w tw oim życiu przeobrażającej zm iany; uleczyć tw o ją
duszę, uzdrow ić ciało, rozw iązać wszelkie zniew olenie. Możesz stać się człowiekiem szczęśliwym, ale pod jednym w arunkiem , że otw orzysz drzw i swego serca n a pukanie J e zusa C hrystusa. Jeśli odw zajem nisz miłość, któ
rą Bóg ciebie kocha.
Michał Hydzik
Zaproszeni na wieczerzę
„Następnie gdy zauważył, jak obierali pierwsze m iej
sca, powiedział do zaproszonych podobieństwo, tak m ówiąc do nich: Gdy cię ktoś zaprosi na w esele, nie siadaj na pierwszym miejscu, bo czasem zjaw i się ktoś znaczniejszy od ciebie, także zaproszony. Wtedy przyj
dzie ten, który ciebie i tam tego zaprosił i rzecze to
bie: Ustąp tem u miejsca, i w tedy ze wstydem będziesz m usiał zająć ostatnie m iejsce. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie w y wyższony. Pow iedział też do tego, który go zaprosił:
Gdy dajesz obiad albo wieczerzę, n ie zwołuj swoich przyjaciół ani sw oich braci, ani swoich krewnych, ani bogatych sąsiadów, żeby cię czasem i oni nawzajem nie zaprosili, i m iałbyś już odpłatę. Lecz gdy urzą
dzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych, ślepych... Wtedy gospodarz rzekł do sługi swego:
Wyjdź prędko na place i ulice miasta i sprowadź tu taj ubogich i ułomnych, i ślepych i chromych. I oz
najm ił sługa: Panie, tak się stało jak rozkazałeś, i jeszcze jest m iejsce”.
Łuk. 14,M . 11-13. 21b.22
P an Jezu s jako zaproszony Gość znalazł się w dom u znanego faryzeusza, w tow arzystw ie zgrom adzonych tam ludzi. Jak o baczny obser
w ator przyglądał się w szystkim zaproszonym . P rzy byli goście dy sk retn ie spoglądali n a osoby zasiadające w w yróżnionych m iejscach.
Ludzie bardzo często w zajem nie się obser
wując, n ad ają sobie odpow iednią rangę. Ci, którzy m ają w ysokie m niem anie o sobie, prag
ną być przez w szystkich w idziani, p ragn ą zająć korzystniejsze m iejsce. P an Jezus uprzedzając, daje dobrą rad ę tym , k tó rzy zajm ują pierwsze eksponow ane m iejsca, ażeby bez specjalnego zaproszenia nie zajm ow ali ty ch miejsc, po
niew aż będą zm uszeni ustąpić, gdy przyjdzie ktoś znaczniejszy od nich, a to nie będzie na
leżało do przyjem ności. Zajm ow anie dalszego m iejsca jest więc bardziej wskazane.
Być może w ypow iedź P a n a Jezusa nie w szystkim gościom podobała się. Ale P an Jezus idzie dalej. Poucza gospodarza domu, a raczej daje m u naukę, ażeby n a n a stę p n ą wieczerzę za
prosił kiedyś nie krew nych, przyjaciół, czy bo
gatych sąsiadów, ale żeby zaprosił ubogich, ułom nych i ślepych. Przyjaciele, krew ni, czy bogaci sąsiedzi n a pew no odw zajem nią się zapro
szeniem, ale ci ubodzy ludzie nie będą mieli możliwości się odw zajem niać. Postąpisz jednak dobrze, czyn tw ój będzie błogosławiony, a za
p łatę sw oją otrzym asz p rzy zm artw ychw staniu.
N a tej uczcie, k tó rą urządzisz, a n a której znajdą się ci biedni, upośledzeni, nie będzie m iejsc eksponow anych ani honorow ych, ponie
„A gdy przyszli na m iejsce, zwane Trupią Czaszkę (po hebrajsku: Gol
gota), ukrzyżowali go tam, także i złoczyńców, jednego po prawicy, a drugiego po lewicy. A Jezus rzekł:
Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,33.34)
4
waż wszyscy tam b ęd ą rów ni. Zaproszeni goście nie będą składali prezentów , nie będą m ieli nic do zaoferow ania. Ale za to ich radość i wdzięczność będzie bez p o rów nania większa, aniżeli tych, tra d y c y jn ie zaproszonych. P rzed stawiając powyższe m yśli P an a Jezu sa biegną wzwyż do innej, niebiańskiej W ieczerzy, p rze
wyższającej w szystkie ziem skie spotkania. Na ową niebiańską Ucztę zaproszony jest każdy, ale wejść może tylko ten, kto jest p o jedn an y z Bogiem.
I dlatego nieb iań sk a persp ek ty w a społecz
ności z Bogiem jest p rzedm iotem tęsk n oty i r a dości ludzi praw dziw ie w ierzących, pojednanych z Bogiem i m ających pew ność zbaw ienia już tu, na ziemi.
Jed en z w spółbiesiadników , zapew ne p ra widłowo rozum iejący słowa P a n a Jezusa, w ypo
wiada i pobożne zdanie. Błogosławiony, k tó ry weźmie udział w w ieczerzy przy stole w K ró
lestwie Bożym. B yły to pobożne słowa, ale Pan Jezus nie na to zw raca uw agę. Bardzo częs
to pobożne słowa w ypow iadane przez ludzi, nie mają pokrycia w ich życiu. M ożna by je porów nać do pustej, w ym łóconej przez gospodarza słomy. P rzed Bogiem liczą się nie ty le słowa, co życie podporządkow ane jego św iętej woli. Bóg patrzy też na szczere serce, k tó re Go nap raw d ę miłuje.
On w łasce i m łosierdziu Sw oim zesłał Syna Swego um iłow anego, żeby każdy, kto w Niego uw ierzy, nie zginął, ale m iał żyw ot wieczny. P an Jezus czynił dobrze w szystkim , którzy do Niego przychodzili. I On też zap ra
szał w szystkich, m ów iąc: „P rzyjdźcie do M nie wszyscy spracow ani i obciążeni, a J a w am sprawię odpocznienie” . Ale słowa zaproszenia, wypowiedziane przez P a n a Jezusa, były i są lek ceważone. W iele ludzi, podobnie jak ci, p rzed
stawieni w Biblii, nie p rzy jm u ją zaproszenia, wymawiając się brakiem czasu, czy n adm iarem obowiązków. Nie chcą przyjść n a wieczerzę, nie chcą brać udziału w społeczności z Bogiem, nie chcą kosztować i spożywać przygotow anych, do
brych darów. To biblijne podobieństw o, podob
nie jak w iele innych m iejsc z P ism a Św iętego przypomina nam, że b iad a człowiekowi, k tó ry zlekceważy Boże zaproszenie. Biada człowieko- kowi, k tóry zlekcew aży sobie Boże Słowo, nie przyjmie zaproszenia i sprzeciw i się Jego Słowu i Jego św iętej woli.
Bóg przez Słowo Sw oje przypom ina nam i ostrzega, że ty ch ludzi czeka sąd i k a ra w iecz
nego potępienia. N iektórzy tw ierd zą i pow ia
dają, że pom iędzy ludźm i nie m a zasadniczej różnicy. Końcem życia każdego człowieka, bo
gatego czy biednego, jest grób, poniew aż tam kończy się jego egzystencja. Zakładając, że tak jest, m ożna by powiedzieć, że istotnie ludzie nie różnią się m iędzy sobą. Ale Biblia, Boże Słowo, w skazuje nam n a istniejące zasadnicze różnice. U Boga są one ważne. Pism o Św ięte potwierdza to w ielom a przykładam i.
Zwróćmy więc uw agę n a niek tóre z nich,
jeden cel: chcieli podobać się Bogu, dlatego postanow ili zbudować Bogu ołtarze. Abel nie postępow ał jed n ak w edług w łasnych m yśli. Z dom u rodzicielskiego w yniósł praw idłow e św ia
dectw o o Bogu. W iedział, że przed Bogiem jest grzeszny i niedoskonały. I dlatego szukał pojedn ania z Bogiem, p rag n ął odpuszczenia grzechów.
N a zbudow anym przez siebie ołtarzu zło
żył k rw aw ą ofiarę zastępczą z niew innego zw ie
rzęcia, na odpuszczenie grzechów. W skazyw ała ona n a doskonałą O fiarę P an a Jezusa, złożoną na krzyżu Golgoty. Inacznej postąpił Kain. Nie m iał sobie nic do zarzucenia. Chciał się Bogu podobać, na ołtarzu swoim złożył to, co sam w ypracow ał, to uw ażał za najlepsze.
Bóg w idząc w iarę i postępow anie Abla, przy jął jego ofiarę lecz ofiary K aina nie p rzy jął. K ain rozgniew ał się i odszedł od Boga, a je go los zakończył się tragedią.
Oto inny przyk ład z E w angelii św. Łu
kasza 18: Faryzeusz i celnik wchodzą do św ią
tyni, ażeby się modlić. C elnik z bo jaźnią i po
korą w sercu pozostaje z tyłu. Ale w ew n ętrz
nie, w duchu swoim idzie dalej niż faryzeusz.
W pokornej m odlitw ie prosi Boga o łaskę i przebaczenie grzechów. Bóg w ysłuchuje jego m odlitw ę; uspraw iedliw iony, posilony w ew nętrzn ie i spokojny celnik może wrócić do sw e
go domu. Ale faryzeusz, stojąc na przodzie św iątyni postąpił inaczej. On rów nież zw racał się do Boga, lecz w w ielkich słowach, w k tó ry ch przedstaw iał sw oje zasługi i dobre uczyn
ki wobec ludzi.
P an Bóg jed n ak takiej m odlitw y nie przy
jął, poniew aż On przeciw staw ia się wszelkiej pysze i zarozum ialstw u ludzkiem u. Potw ierdza to Apostoł P io tr w swoim Liście (1 P io tra 5,5):
„... W szycy zaś przyobleczcie się w szaty poko
ry w zględem siebie, gdyż Bóg pysznym się sprzeciw ia, a pokornym łaskę d aje” .
Pow yższe p rzy kład y w skazują n a zasadni
cze różnice, istniejące pom iędzy ludźm i. Ale w św ietle Bożego Słowa, nie zajm ow ane stano
wisko, w ykształcenie, dobra wola, czy religia, zbliżają do Boga, lecz czyni to głęboka w iara i szczere, pokorne serce, pragnące pojednania z Bogiem.
Z biblijnego podobieństw a dow iadujem y się, że n a w ielką w ieczerzę zostali zaproszeni ludzie biedni, prości i nic nie znaczący. P an Jezus za
prasza w szystkich. On m ówi: „Przyjdźcie sp ra
cowani, obciążeni, a J a w am spraw ię odpocznie
n ie ”. P an Jezus zaprasza także i Ciebie. Przyjdź więc, drogi C zytelniku. P rzy Jego stole wszyscy są rów ni, a m iejsca nie zabraknie dla nikogo.
Błogosław iony człowiek, k tó ry p rzy jął za
proszenie na W ieczerzę, w ziął i spożywa pokarm duchowy, k tó ry daje P an Jezus. P an Jezus nie p atrzy na żadne dobre uczynki lub zasługi tych, k tórzy przyszli i zasiedli do Jego stóp. On pa
trz y na ich o tw arte, m iłujące serca, w iarę i podporządkow anie się Jego św iętej woli.
Rozważania o czasie
P ły n ą dnie i m iesiące, zm ieniają się daty.
M ówimy, że u pły w a czas. G dybyśm y jed n a k chcieli odpowiedzieć na pytanie, co to jest czas, odpowiedź b y łab y bardzo tru d n a . P róbow ali dać ją filozofow ie i u w ik łali się w zagm atw a
nych zagadnieniach sam ej isto ty bytu. Nie jest jed n a k isto tn e wiedzieć, czym je s t czas, w aż
niejsze je s t um ieć go używać. R yba nie m usi wiedzieć, czym je s t woda, lecz m usi um ieć p ły wać. Czas jest czymś w ysoce ab stra k cy jn y m i nieuch w ytn ym , ale zarazem czym ś n iezm ier
nie podstaw ow ym i pow szednim , z czym spo
ty k am y się na codzień. M ożem y zobaczyć w skazów ki zegara, lecz nie m ożem y zobaczyć czasu; słyszym y dzw onek budzika, lecz nie sły szym y czasu; d o ty k am y k alen d arza i zryw am y z niego k a rtk i, lecz nie m ożem y dotknąć czasu.
A je d n a k praw o u p ły w u czasu rządzi nam i nie
ubłagalnie. J e s t ono czym ś ta k oczyw istym , że n ik t go n aw et nie sform ułow ał, nie znajdziem y go w podręcznikach szkolnych.
Jeżeli na linii prostej w prow adzim y m iarę czasową, czyli p u n k ty jej linii w różnych od
stępach oznaczym y k o lejn y m i m in u tam i, go
dzinam i, dniam i itd., będziem y m ogli porów nać u p ływ czasu do jed no stajn eg o ru ch u w zdłuż tej linii. Po drodze m ijać będziem y m iejsca oznaczone k o lejn y m i m in utam i, godzi
nam i itd. Żelazne praw o u p ły w u czasu polega na tym , że w ty m ru ch u w zdłuż tej linii nie m a żadnej m ożliw ości cofnięcia się choćby o kaw ałek wstecz, zatrzy m an ia się na chw ilę, ani naw et zw olnienia nieco lu b przyśpieszenia tego ruchu. Tak, jak b y dw ie n iep rzenik alne płaskie ściany, p rostopadłe do naszej linii, przesuw ały się w zdłuż niej ze stałą prędkością.
Za ścianą po lew ej stron ie zn ajd u je się p rz e szłość, ta część linii, k tó ra przed staw ia czas, jak i już upłynął. Za ścianą po p raw ej stro n ie k ry je się przyszłość, to, co dopiero nastąpi.
P rz y ty m obie te ściany p rzy leg ają ściśle do siebie. Pom iędzy nim i je s t tylk o nieskończe
nie w ąska szczelina i w niej zn a jd u jem y się w raz z całym św iatem m aterialn y m . Szczelina ta, to teraźniejszość. Nie m am y żadnej m ożli
wości cofnięcia się w przeszłość, zm ienienia czegokolwiek, co ju ż się w ydarzyło. Nie- m oże
m y cofnąć ru ch u , jak i ju ż w ykonaliśm y, nie m ożem y cofnąć słowa, jak ie już w ypow iedzie
liśm y. M ożem y zrobić in n y ru ch , w ypow iedzieć inne słowo, ale tego, co ju ż się stało, odwrócić nie możemy.
Podobnie rzecz m a się z przyszłością. Nie m ożem y w yprzedzić czasu ani o m om ent. N a
leży do nas tylko teraźniejszość. W szystko, czym na pew no dysponujem y, jeśli chodzi o czas, to tylko to k ró tk ie „ te ra z ”. Słowo Boże mówi: „Oto t e r a z czas łaski, oto t e r a z dzień zbaw ienia” (2 Kor.6,2). Je ste śm y odpo
w iedzialni za to, co czynim y t e r a z , za to, j ak
w y k o rzy stu jem y dzień dzisiejszy. Ściana przy
szłości jest nieprzenikalna, nie w iem y, co się za nią zn a jd u je i co się w m iarę naszego posu
w ania po linii czasu spoza niej wyłoni. Słowo Boże mówi: „...nie wiecie, co ju tro będzie”
(Jak.4,14). P rzew id u jem y oczywiście pewne w yd arzen ia na przyszłość i często przebiegają one zgodnie z naszym przew idyw aniem . Uma
w iam y się na jakieś spotkanie i gdy term in na
dejdzie, spotkanie się odbywa. P la n u je m y wy
jazd i k u p u jem y b ile t i o oznaczonej godzinie pociąg w yjeżdża. Jed n ak że w szystko, co prze
w idujem y, choćby było bardzo prawdopodobne, nigdy nie je s t pew ne. W życiu każdego czło
w ieka b yły przypadki, kiedy przyszłość poto
czyła się zupełnie niezgodnie z przew idyw ania
mi. P rzy b y liśm y na spotkanie, a ono się nie odbyło. W siedliśm y do pociągu, lecz nie po
jechaliśm y.
Podobnie b y w a i w życiu całych narodów.
W rok u 1938 zaw arto układ, k tó ry m iał za
pew nić E uropie pokój na w iele dziesiątków lat, lecz w niespełna ro k w ybuchła w ojna świa
towa. W ro ku 1933 H itle r ogłosił tysiąclecie szczęśliwości, lecz zam iast tego dał św iatu 12 lat trag ed ii i grozy. K ró l B elsazar w czasie we
selnej uczty w zniósł ko lejn y toast na cześć swoich bogów, lecz k ielichy nie zostały opróż
nione, gdyż w tym m om encie Bóg powiedział
„dosyć” i tej sam ej nocy zginął Belsazar i jego królestw o (Dan.5). Do bogacza, k tó ry zaopa
trz y ł się w dobra na w iele lat, Bóg powiedział:
„głupcze!” (Łuk. 12,20). Na czym polegało jego głupstw o? Na tym , że nie uw zględnił prawa czasu, zapom niał, że nie dysponuje przyszłoś
cią, że należy do niego tylko „ te ra z ”. Słowo Boże mówi: „Baczcie więc pilnie, jak macie postępow ać, nie jako niem ądrzy, lecz jako mą
drzy, w y k o r z y s t u j ą c c z a s , gdyż dni są złe” (Ef.5,15.16). L u te r pow iedział podobno, że droga do piekła w y b ruk ow an a jest dobrym i za
m iaram i. Jeżeli w iem y, że należy i że można coś czynić w spraw ie zbaw ienia, uregulowania stosunków z Bogiem, w spraw ie służby dla P ana, w spraw ie stosunków z bliźnim i, czy w jak iejk o lw iek innej w ażnej spraw ie, a spraw, ty ch nie czynim y „ te ra z “, lecz odkładam y je na przyszłość, p o stęp ujem y ja k niem ądrzy, je
steśm y głupim i. W ykorzystyw ać czas, znaczy działać „ te ra z ”.
D la ludzi nie p ojednanych z Bogiem prawo u p ły w u czasu je s t bardzo przyk re. Czas jest ich w rogiem . Z przerażeniem zauw ażają oni ślady czasu na sobie, z lękiem m yślą o niezna
nej przyszłości, na k tó rą nie m ają żadnego w pływ u. P o jed n anie człow ieka z Bogiem usu
w a te n stan. Dlaczego? Poniew aż Bóg jest w ieczny, ponadczasowy. Bóg nie podlega prawu u p ływ u czasu. On „p an u je od wieczności” (Ps.
55,20) i „p an u je w m ocy Swej na w ieki” (Ps.
66,7). O n jest „alfa i omega, pierw szy i ostatni,
początek i koniec” (Obj.22,13). „Tysiąc la t w oczach Twoich je st ja k dzień w czorajszy” (Ps.
90,4). Życie człow ieka p rzed staw ia na linii cza
su krótszy czy dłuższy odcinek. Bóg w ypełnia tę linię z nieskończoności w nieskończoność.
Dla Boga cała wieczność stanow i jedno w ielkie
„teraz”. Mówiąc o przeszłości, Jezu s — Bóg mówi w czasie teraźniejszy m : „Z apraw dę, za
prawdę pow iadam wam , pierw ej niż A braham był, Ja m j e s t ” (Ja n 8,58). M ówiąc o p rz y szłości, rów nież m ów i w czasie teraźniejszym :
„Ja j e s t e m z w am i po w szystkie dni aż do skończenia św ia ta ” (Mat.28,20). Mówiąc o p rz y szłości, Bóg nie przew id u je zdarzeń, ja k czło
wiek, lecz m ów i na pewno, gdyż O n p an u je nad przeszłością, teraźniejszością i przyszłością.
Abraham b y ł , lecz Bóg j e s t , od w ieków, aż na wieki (Ps.90,2).
Kto pojednał się z Bogiem przez Jezu sa Chrystusa, uzyskał m ożliwość w p ływ u na swo
ją przeszłość i przyszłość. B aran ek Boży nie tylko odpuszcza, lecz g ł a d z i grzechy św iata, czyli w ym azuje je z przeszłości. Bóg w yciąga do człowieka ręk ę i Sw oją m ocą i łask ą re g u lu je, porządkuje jego przeszłość. Bóg w ytycza też i porządkuje przyszłość człow ieka. Ci, k tó rych życie sk ry te je s t z C hrystusem w Bogu, stali się uczestnikam i Bożej n a tu ry i dziedzi
cami w szystkiego, przechodzą w Boże „ te ra z ” nie m ające kresu. Czas p rzestał być ich w ro giem, przyszłość stała się czymś up rag nion y m i oczekiwanym z radością i podnieceniem . Cho
ciaż jej nie znają, w iedzą, że p a n u je nad nią ich P an i Zbaw iciel, z k tó ry m zw iązani są wiecznymi w ięzam i miłości. W iedzą, że w p rz y szłości na sw ej drodze nie n ap o tk a ją niczego, o czym O n by nie w iedział, z czym O n nie spotkałby się już w cześniej, i czego O n Sam nie u staw iłby na niej. I niezależnie od tego, czy będą to rzeczy przyjem ne, czy też przy kre, wszystkie one bez w y ją tk u okażą się dla nich dobre i pożyteczne (Rzym. 8,28). Psalm ista, świadomy tego fak tu , pow iedział; „W ręku T w o i m są losy m o je” (Ps.31,16 — w o ryg i
nale: „czasy”). A więc nie w rę k u ślepego p rzy padku, nie w ręk a c h sił n a tu ry , nie w ręk ach władców tego św iata, nie w ręk ach operatorów wyrzutni rakietow ych, nie w ręk a c h szatana, lecz w ręk ach naszego P a n a i M istrza, k tó ry umiłował Swoich aż do końca. A postoł P aw eł wyraża pewność, że od tej m iłości nie zdoła nas odłączyć ani teraźniejszość, ani przyszłość (Rzym. 8,38.39).
Tak więc praw dziw i chrześcijanie nie m a
ją żadnego pow odu do obaw, jeśli chodzi o przyszłość. W raz z in n y m i żyw iołam i, nad k tó rymi zatrium fow ał C hry stu s, stanow i ona ich własność: „...czy teraźniejszość, czy przyszłość, wszystko je s t w asze” (1 Kor.3,22). J e s t to m a
jątek, jakiego nie da się na św iecie zdobyć w żaden in n y sposób, ja k tylko przez p o jed n a
nie się z Bogiem, przez złączenie swojego losu z Jezusem C hrystusem , P an em nad przyszłoś
cią.
Upływ czasu m a jed n a k jeszcze in n y aspekt. Bóg nie tylko m a w ładzę nad czasem,
lecz ją także spraw uje. Słowo Boże mówi, że Bóg ustanow ił narodom w y z n a c z o n e o k r e s y c z a s u (Dz. 17,26). Bóg zaplanow ał bieg w yd arzeń i rządzi nimi. Bóg zaznaczył na linii czasu różne znaki, będące odpow ied
nikam i zaplanow anych przez Boga w ydarzeń.
O bok czarny ch k resek naszej rac h u b y czasu w idnieją na tej linii czerw one k resk i Bożej r a chuby. Są one znacznie w ażniejsze od naniesio
n ych przez ludzi. N ależy je koniecznie bacznie śledzić, ab y nie zgubić się w biegu w ydarzeń i nie ulec dezorientacji. Boże znaki na linii czasu są bow iem dla człow ieka m iaro dajn e, a zarazem niezm iernie pożyteczne, jako w ska
zówki dla jego postępow ania. W skazów ki Boże, dotyczące czasu, zaw arte są w Piśm ie Św iętym i Bóg oczekuje od nas, że będziem y je uw ażnie obserwować. Są w praw dzie zaplanow ane przez Boga zdarzenia, k tó ry c h czas w ypełnienia trz y m a On w tajem nicy. O takich Słowo Boże m ówi nam „nie w asza to rzecz z n a ć c z a s y i c h w i l e ” (Dz. 1,7), w innych jed n ak w y
p adkach je s t naszym obow iązkiem z czujnoś
cią śledzić w skazów ki zegara Bożego. P a n J e zus płakał nad Jerozolim ą i zapow iedział jej zniszczenie jako sk u tek nie rozpoznania czasu:
„...nie pozostaw ią z ciebie kam ienia na kam ie
niu, dlatego żeś n i e p o z n a ł o c z a s u n a
w iedzenia swego” (Łuk. 19,44). K aznodzieja uczy nas, że „w s z y s t k o m a s w ó j c z a s i każda spraw a pod niebem m a s w o j ą p o r ą ” (Kazn. 3,1— 8.17). D ziałania podjęte nie w porę bardzo często nie prow adzą do celu, zaś bez
czynność w tedy, gdy należy działać, byw a nie
raz zgubna. N aciśnięcie ham ulca sam ochodu o sekundę za późno może być przyczyną k a ta strofy. Do ludzi beztrosko ig noru jących znaki czasu P a n Jezus pow iedział: „Obłudnicy! Z ja w iska ziem i i nieba um iecie rozpoznaw ać, a jakże więc nie um iecie rozpoznać o b e c n e g o c z a s u ? ” (Łuk.12,56). „Oblicze nieba um iecie rozpoznaw ać, a z n a m i o n c z a s u nie p o tra ficie?” (M at.16,3). T eraz je s t czas łaski, dzień zbaw ienia. P a n Jezu s przyszedł i obwieścił:
„W y p e ł n i ł s i ę c z a s i przybliżyło się K rólestw o Boże, u p am iętajcie się i w ierzcie ew angelii” (Mar.1,15). K to nie dostosuje się na czas do polecenia Jezusa, nie u pam ięta się i nie uw ierzy ew angelii, tego spotka k atastro fa, k ie
dy te n czas „dopełni się”, czyli zakończy (Łuk.
21,24).
A postoł P io tr mówi: „...dosyć, że w c z a s i e m i n i o n y m spełnialiście zachcianki po
gan ” (1 Pt.4,3). A postoł P aw eł pisze: „...to czyńcie, wiedząc, że j u ż c z a s , ż e j u ż n a - d e s z ł a p o r a , abyście się ze snu obudzili”
(Rzym.12,14). K to w obecnych czasach żyje jeszcze po pogańsku, folgując swoim zachcian
kom i nie ko rzy stając z łaski, oraz k to śpi snem duchow ym , ten jest człow iekiem zacofanym , człow iekiem sta re j daty. Nie m a znaczenia, czy nosi m odnie uszyte u b ran ia i n aślad u je n a j
m odniejsze m an ie ry tow arzyskie. W edług ze
g a ra Bożego je st człow iekiem nie z tej epoki, k tó ry żyje skłócony z czasem.
Słowo Boże mówi: „N a d s z e d ł b o w i e m c z a s , aby się rozpoczął sąd od dom u
Bożego” (1 Pt.4,17). Te dzieci Boże, k tó re pilnie śledzą znam iona czasu, dośw iadczają, osądzają i oczyszczają sam ych siebie, aby nie zostać po
tępionym i razem z św iatem , aby móc stanąć przed Synem Człowieczym bez skazy i bez n a gany. Inni, nie zw ażając na ostrzeżenia, robią rzeczy nie na czasie. Sługa Elizeusza Gehazi, k tó ry w yłudził od N aam ana d ary, zasłużył na zarzut chciwości, k łam stw a i samowoli. E li
zeusz zarzuca m u jed n a k co innego: „Czy to była o d p o w i e d n i a p o r a przyjm ow ać pieniądze...?” (2 Król.5,26). Chodzący z Bogiem i napełn io ny D uchem Bożym Elizeusz wiedział, że nie czas na tak ie spraw y. Ci, k tó rz y dzisiaj podobnie jak Elizeusz żyją na codzień w d u chowej łączności z Bogiem, wiedzą, że nie jest odpow iednia pora na w yskoki i go n itw y za zagranicznym i N aam anam i i w yłudzanie od nich pieniędzy, szat, i na tym podobne p ra k ty ki, k tó re spro w adzają trą d duchowy.
Jeszcze je s t czas, aby odrzucić w szystko, co nie przystoi. O niew ieście Izebel P a n Bóg pow iedział: „ . . . d a ł e m j e j c z a s , ab y się upam iętała, ale nie chce...” (O bj.2,21). Biegacze na dłuższe d y stan se m uszą w tra k c ie biegu śle
dzić bacznie, czy p rze b y ta część tra s y je s t p ro porcjonalna do czasu, jak i ju ż u p ły n ął, czy nie trzeb a przyśpieszyć. J e s t to a k tu a ln e i w życiu duchow ym . A postoł P aw eł sk arży się: „B i o- r ą c p o d u w a g ę c z a s , pow inniście być nauczycielam i, tym czasem znow u p o trzebujecie kogoś, kto by w as nauczał pierw szych zasad nauki B ożej” (Hebr.5,12). Czy nie dotyczy to i nas? Czy nie jesteśm y spóźnieni w naszym rozw oju duchow ym ? Słowo Boże zachęca:
p ó k i c z a s m a m y , dobrze czyńm i w szyst
kim ...” (Gal.6,10). Jezus mówi: „nadchodzi noc, gdy n ik t nie będzie m ógł działać” (Ja n 9,4).
Ż yjem y w czasach ostatecznych. Ci, k tórzy śledzą znaki czasu, w y raźn ie to dostrzegają.
Słychać ostrzeżenia, że jest później, niż p rzy puszczam y. Jezus mówi: „Oto p rzy jd ę w k r ó t c e , a zap łata m oja je s t ze m ną, b y oddać każ
dem u w edług jego uczy n k u ” (Obj.22,12). N a
w et diabeł „...wie, iż c z a s u m a n i e w i e l e ” (O b j.12,12). Szkoda, że ku jego radości zda się o tym nie w iedzieć tak w ielu ludzi.
Stojąc na progu nowego o kresu czasu w edług rac h u b y ludzkiej, chciejm y się zasta
nowić nad naszym stosunkiem do czasu. Czy je s t naszym wrogiem , czy sprzym ierzeńcem ? Czy działa na naszą korzyść, czy też przybliża tylko naszą zgubę? Z w róćm y uw agę na Boże znaki czasu i dostosujm y do nich nasze życie, aby nie straszyło nas w idm o tego okropnego w yrazu „ z a p ó ź n o”. „ P ó ź n i e j nadeszły i pozostałe p a n n y ” (Mat.25,11— 13), lecz drzw i b y ły już zam knięte. „C zuw ajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny, o k tó rej S y n Czło
wieczy p rzy jd z ie ”.
J. K.
ŚWIADECTWA I PRZEŻYCiA
Droga Redakcjo!
Pochodzę z ro d ziny chrześcijańskiej, więc w ychow yw ano i w pajano m i zasady chrześci
jańskie. Życie m oje toczyło się w dobrej chrześcijańskiej atm osferze aż dotąd, gdy u m arła m oja m atka, a m iałam w ted y 12 lat. Od tego czasu nie bardzo dbano abym żyła we
dług przyk azań Bożych. D orosłam do wieku sam odzielnego i w ted y całkiem zapom niałam kim jestem , kim b y ła m oja m atk a i co powin
nam reprezentow ać. M oja trag ed ia życiowa za
częła się od m o m entu w yjścia za m ąż za kato
lika. Nie będę opisyw ać ja k ciężkie przeżyłam lata z człow iekiem , k tó ry nie był przeznaczo
ny m i przez Boga. M oje .m ałżeństw o skończyło się rozw odem po trzech latach p rzy k ry ch doś
wiadczeń. Ju ż w ted y w iedziałam , że powinnam udać się pod krzy ż C hrystusa, ale jakże prze
w rotne je st serce człowieka, dośw iadczyłam te
go sama, bo dalej żyłam „byle ja k “, zdała od Boga.
Ten jałow y okres w m oim życiu trw a ł pół
to ra roku, lecz d obry Jezu s wciąż pukał do mego serca, za co nigdy nie p rzestanę być Mu wdzięczna. M oje „ ja ” nie pozwalało m i iść śladam i C h ry stu sa i choć w tym ciężkim okre
sie przeżyłam jeszcze straszniejsze chw ile niż w nieu dan ym m ałżeństw ie, od sam obójstw a w strzy m y w ała m nie świadomość, że m am có
reczkę, k tó ra m nie potrzebuje, poniew aż zda
w ałam sobie spraw ę, co to jest b ra k m atki.
N astąpił k ry ty c z n y m om ent w m oim bez
sensow nym życiu i w swojej w ielkiej bezrad
ności u dałam się do Boga. Mój d obry Jezus p rzy ją ł m nie taką, ja k ą byłam i przygarnął m nie, ukoił mój żal i lęk przed przyszłością.
Chcę zaznaczyć, że w m oim życiu nastąpił zupełny zw rot — życie m oje stało się zupełnie inne, lepsze. Po pokucie zaczęłam napraw iać sw oje drogi i w ted y przeżyłam najpiękniejszy m om ent: Bóg ochrzcił m nie D uchem Św iętym , co jeszcze bardziej zmobilizowało m nie do słu
żenia Mu całym sercem . Je ste m tera z bardzo szczęśliwym człow iekiem , poniew aż m am peł
ną świadomość, że jestem dzieckiem Bożym.
D roga Redakcjo! Proszę w y d ru k u j te n list, aby inni ludzie, k tó rzy są zgubieni ja k ja nie
gdyś, zrozum ieli, że Jezu s m a zawsze otw arte ram ion a do tych, k tó rzy m im o swoich grze
chów p rzy jd ą do Niego ze swoim i problem am i i w ty ch ojcow skich ram ionach znajdą szczęś
cie.
Z.P.
R a d o ś ć z b a w i e n i a
„To w am pow iedziałem , ab y m o ja r a dość w w as trw a ła , a w asza radość b y ła z u p ełn a” . (Jan 15,10)
Radość je st je d n ą z cech Boga, chociaż nie m am y w Piśmie Św iętym n a te n te m a t bezpośrednich te k stów. Bóg je st źródłem radości i u dziela jej Swoim chwalcom już od początku istn ien ia ludzkości.
Jako Bóg radości o b jaw iał się sw oim w y b ran y m w czasach starotestam entow ych, a także przez po śred ników sw em u w y b ra n em u ludow i. O bjaw ił się M ojże
szowi, D awidowi, Eliaszow i, Izajaszow i i innym . W Psalmie 5,12 czytam y: „A niechaj się rozw eselą w szy
scy, co u fa ją w Tobie, n a w ieki niech w ykrzykują, gdyż ich Ty osłaniać będziesz i ro z ra d u ją się w Tobie, którzy m iłu ją im ię T w oje”. D aw id ro zrad o w ał się w Panu, bo m iłow ał im ię Jego, dlatego zaśpiew ał: „Boś Ty mnie uradow ał, P anie, przez sw e postępow anie;
0 dziełach rą k Tw oich w ykrzykiw ać będę z rad o ścią”
(Ps. 92,5). N astępnie śp iew ał: „Św iatłości nasian o s p ra wiedliwemu, a radości tym , k tórzy są uprzejm ego se r
ca. Weselcie się spraw ied liw i w P an u , a w y sław iajcie pamiątkę św iętobliw ości Jeg o ”. (Ps. 97,11—12).
Ostatki starotestam entow ego lu d u m iały d o b rą okaz
ję do w ielkie radości, gdy zesłał Bóg sw ego S yna a naszego P an a Je zu sa C hrystusa n a ziem ię n a o dkupie
nie grzechu św iata. G dy n aro d ził się P a n Jezus w Be- tlejemie, anioł P ań sk i ogłosił pasterzom radość w ielką, którzy ujrzaw szy N ow onarodzonego i M arię, p rzekazali tę radosną wieść in n y m ludziom . (Łuk. 2,8-20). W śród radujących się z naro d zen ia P ańskiego był Sym eon, człowiek spraw ied liw y i n apełniony D uchem Ś w ię
tym (Łuk. 2,25).
Gdy P an Jezus czynił później w iele cudów ra d o wało się w ielu ludzi, ale n ajb a rd z ie j byli ucieszeni uczniowie P a n a Jezusa, gdy P a n zw yciężył i zm artw ychwstał (Łuk. 24,32.41). P óźniej po zesłaniu Ducha Świętego p ierw si chrześcijanie cieszyli się zaw sze, codziennie, a cieszyli się radością zbaw ienia, bo przez w iarę w P a n a Je zu sa sta li się K ościołem C hrys
tusowym. Z dalszych k a rt D ziejów A postolskich cz y ta
my o radości zarów no społecznej ja k i indyw idualnej wyznawców P ana. Oni wszyscy doznali w ielkiego d aru od Pana Jezusa i przeżyli w ielk ą radość zbaw ienia. Oto dwa przykłady: U zdrow iony przez P a n a Je zu sa ch ro my, skakał z radości (Dz. Ap. 2,1-9), n aw róceni po
ganie w A ntiochii P izydyjskiej rad o w ali się i chw alili Boga za d a r łaski, ja k a przeszła n a pogan i za to, że zostali zbaw ieni (Dz. Ap. 13,48).
W historii Kościoła C hrystusow ego od czasów apos
tolskich do dzisiejszego dn ia było w iele praw dziw ych chrześcijan, którzy przeżyw ali w iele radości ze zb a
wienia w Jezusie C hrystusie, P a n u naszym , n iezależ
nie od tego czy byli bardzo p rześlad o w an i czy nie (por.
1 Pt. 4,13; Obj. 6,9; Obj. 20,4). T ak było w przeszłości i na ten te m at m ożnaby napisać bardzo dużo. A ja k jest dzisiaj?
Nasz tekst przew odni m ów i: „To w am pow iedzia
łem, aby m oja radość w w as trw a ła , a w asza radość
była zu p e łn a ”. S łow a P a n a Je zu sa brzm ią ja k polece
nie. Czy zastanow iliśm y się, co one oznaczają? Czy w ierzym y, że P an Jezus je st ta k że źródłem radości?
N apew no je st Ź ródłem Radości, bo je st Synem B o
żym, je st Bogiem, bo je st Zw ycięzcą i usiadł n a p r a w icy Bożej, je st K rólem królów i P an em panów (Obj.
17,14), je st K rólem K ró lestw a Niebios. W liście do R zym ian Ap. P aw eł w y zn a je: „A lbow iem K rólestw o Boże nie je st to p o k arm i napój, ale spraw iedliw ość i pokój i radość w D uchu Ś w iętym ” (Rzym. 14,17). K aż
dy kto p rz y jm u je P a n a Je zu sa do swego serca otrzy m u je od Niego n ie u sta ją c ą radość, o trzym uje pew ność zbaw ienia, bo przeszedł ze śm ierci do żyw ota (Ef.
3,14-19; Jana 5,24).
Z apew nienia P a n a Je zu sa są n a jb ard zie j rad o sn ą no
w in ą dla każdego chrześcijanina, a zostały n am p rz e k a zane przez Jego uczniów w Słow ie Bożym. A do ilu z n as przem ów ił P a n Jezus osobiście, odpow iadając na nasze problem y i d ając obfite pocieszenie? P rz y p o m n ij
m y sobie sam i! Tak! F aktycznie pociesza nas każdego dnia! P olecenie P a n a b rzm i: „...aby w asza radość by
ła zu p e łn a”.
N iechaj każdy chrześcijanin się zastanow i czy posia
da ju ż zupełną radość, bo jeśli nie, to z tru d n o ścią b ę
dzie m ożna nazw ać go chrześcijaninem . Czy m ożna w yobrazić sobie chrześcijan in a zatroskanego i ze sm u t
n ą m in ą ? W ielu tzw. chrześcijan cieszyłoby się gdyby m ogli żyć w obfitości m a teria ln ej. N iejeden m yśli so
bie: byłbym szczęśliwym i w esołym gdybym m iał w illę z p ełnym jej w yposażeniem , sam ochód, codziennie na stole sam e sm akołyki, duże grono przyjaciół, dużo pie
niędzy na podróże, zabaw y i n a inne zachcianki. A d a lej — gdybym nie m ia ł an i jednego w roga i gdyby n ik t m nie nie prześladow ał.
Drogi C zytelniku! Obudź się! P rzecież radość zb a
w ienia n ie n a tym polega. Za tru d y pielgrzym ow ania m asz zapew nioną w ieczną radość w niebie, ta k w iel
ką, że nasze obecne sk aziteln e ciało n ie je st w stan ie tego pojąć (1 K or. 2,9; 1 Kor. 15,51-53).
Radość zb aw ienia polega n a społeczności z W iekuis
tym Bogiem i w szystkim i św iętym i w Jezusie C hrys
tusie. T em u ludow i codzienne trudności życiow e nie przeszk ad zają w doznaw aniu zupełnej radości. Je st to radość, do której zachęca n as Ap. P aw eł w liście do F ilip ian 4,4-7, gdzie czytam y: „R adujcie się w P an u zaw sze; pow tarzam , ra d u jc ie się. Skrom ność w asza niech będzie zn an a w szystkim ludziom ; P a n jest b lis
ko. N ie troszczcie się o nic, ale w e w szystkim w m od
litw ie i b łaganiach z dziękczynieniem pow ierzcie p roś
by w asze Bogu. A pokój Boży, który przew yższa w szel
ki rozum , strzec będzie serc w aszych i m yśli w aszych w C hrystusie Jezu sie”. „To w am pow iedziałem , aby m oja radość w w as trw a ła !”
Feliks Andrzejewski