• Nie Znaleziono Wyników

Życie : katolicki tygodnik religijno-kulturalny 1951, R. 5 nr 26 (210)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Życie : katolicki tygodnik religijno-kulturalny 1951, R. 5 nr 26 (210)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

APTEKA GRABOWSKIEGO

187, DRAYCOTT AVE, LONDON, S.W.3.

Tel. KEK 8583.

wysyła wszelkie lekarstwa do Polski Najtaniej jest wysyłać P.A.S. w proszku a nie w tabletkach

500 gr. kosztuje tylko £.3.0.0.

500 tab. P.A.S. — £ .1.15.0 3 miliony j: PENICYLINY — £.1. 3 6 ROK V.

ZYCIE

KATOLICKI TYGODNIK RELIGIJNO-KULTURALNY

CENA lsk~]

DZIEŁA JULIUSZA SŁOWACKIEGO

Wydanie pełne Zakładu Naród, im. Ossolińskich

12 tomów WROCŁAW 1949 Cena £ 4.15.0 plus porto 3/-.

KATOL. OŚRODEK WYD. „VERITAB“

12, Praed Mewa, London W. 2.

NR 26/210/

LONDYN, NIEDZIELA 1 LIPCA 1951 R.

JAN BIELATOW1CZ

ROZMOWA POD SZTANDARAMI

(GEN. MARIAN KUKIEŁ O BADANIACH HISTORYCZNYCH NA OBCZYŹNIE)

P

RAGNĄC Czytelników ŻYCIA poinformować o losie nauki polskiej na obczyźnie posta­

nowiliśmy przeprowadzić i ogłosić kilka rozmów z najwybitniejszymi naukowcami polskimi, przebywa­

jącymi poza Krajem na emigracji politycznej.

Na Zachodzie znajduje się spora grupa polskich uczonych, wśród których powagą i rozmiarami ba­

dan wyróżniają się historycy. Sko­

ro mowa o badaniach historycz­

nych, myśl szybuje natychmiast ku dostojnemu pałacowi Instytutu im. Generała Wł. Sikorskiego w Londynie i ku czcigodnej postaci prezesa Instytutu, Generała Ma­

riana Kukiela.

Nazwisko to jest nie tylko sym­

bolem najlepszych tradycji histo­

riografii polskiej, ale również naj­

głębszego umiłowania dziejów oj­

czystych, kryształowej wierności i twardej służby wojskowej. Trud­

no by tedy było zacząć mówić o losie nauki polskiej na obczyźnie, nie skierowawszy pierwszych py­

tań do Gen. Kukiela.

Jaka —• pytamy więc Generała

— była działalność naszych histo­

ryków na obczyźnie w czasie ostat­

niej wojny?

Po kampanii wrześniowej _ od­

powiada Gen. Kukieł — znalazło się na obczyźnie niewielu naszych historyków, w rozproszeniu po chłoniętych przeważnie jakąś służ- b'4 — wojskową czy imią państwo­

wą 1 oderwanych od pracy badaw­

czej na lata. Tak było zwłaszcza we Francji, a później w Wielkiej Brytanii. Ci, co się tu znaleźli, okazyjnie wracać tylko mogli do pracy historycznej myślą i piórem zazwyczaj pisząc artykuły infor­

macyjne, okolicznościowe, prace popularyzatorskie lub kompendial- ne.

Inaczej działo się w Ameryce, gdzie profesor Oskar Halecki wraz z profesorem Janem Kucharzew- sklm już w pierwszych latach woj­

ny powołali do życia Polski insty­

tut Naukowy. Kierownik jego, pro­

fesor Halecki, nadał mu charakter Placówki wydawniczej; znakomity historyk w publikacjach Instytu­

tu zapewnił .poważne miejsce hi- storii. Zawdzięczamy im monogra­

fie śp. Mieczysława Haimana o Kościuszce, wersję angielską wiel­

kiego dzieła Kucharzewskiego pod tytułem „The Origins of Modern Russia“, rzecz prof. Halec- kiego o krucjacie warneńskiej i szereg innych dzieł. Prof. Halec- kiemu zawdzięczamy w dużej mie­

rze ukazanie się „Cambridge Hi- story of Poland“, w którei redak­

cji od wybuchu wojny sam jeden reprezentował stronę polską.

Trzeba zanotować, że pierwsze skupienie się grona historyków na obczyźnie nastąpiło nie tutaj, ale na Wschodzie i to wokół własnego periodyku. Był to odbijany na po­

wielaczu „Kwartalnik Historycz­

ny“, wydawany przez dra Jana Adamusa, śp. dra Waleriana Char- kiewicza i dra Leona Koczego przy udziale prof. Stanisława Kośclał- kowsklego. ks. Kamila Kantaka, a później prof. Henryka Paszkiewi­

cza i innych. Ukazały się cztery jego zeszyty, świadczące o niespo­

żytej żywotności intelektualnej tych ludzi nauki, którzy z łagrów i więzień sowieckich wydobyli się na swobodę.

Niestety nie wszyscy ocaleli.

Wśród przepadłych ze Starobielsz- czanaml w nieznanej gdzieś maso­

wej mogile leżą: mój kolega ze szkoły Szymona Askenazego, świet­

ny historyk stosunków polsko-an­

gielskich'. Eugeniusz Wawrzko- wicz 1 młody kolega z krakowskich czasów, mediewista, dyrektor bi­

blioteki Akademii Umiejętności, Karol Piotrowicz.

Osobno trzeba wspomnieć o stworzonym przez prof. Kościałko- wskiego polskim Instytucie Nauko­

wym na Wschodzie.

W Paryżu no jego wyzwoleniu rrlT. Fr. nciszek Pułaski, dyrektor Biblioteki Polskiej, pochłonięty b ł rzecz prosta, odbudową i od­

tworzeniem Biblioteki, którą'Niem­

cy zrujnowali i ograbili. Jego za­

stępcą, dr Czesław Chowaniec, po pięknęj służbie bojowej, a później w ruchu podziemnym i w misji

wojskowej w Paryżu, dołączył do niego już po wojnie.

Profesor Zygmunt L. Zaleski, po okrutnych przejściach w więzie­

niach 1 w Buchenwaldzie, natych­

miast po powrocie do Paryża pod­

jął ogromną pracę z ramienia rzą­

du polskiego jako delegat do spraw Oświaty Narodowej. Pod­

nieść należy, że ci trzej ludzie za­

raz no wojnie wznowili działalność Towarzystwa Historyczno - Lite­

rackiego, stworzonego przed stu dwudziestu laty bez mała przez Wielką Emigrację. Miałem nie­

dawno zaszczyt nielada wygłosze­

nia dwóch odczytów na. zebra­

niach tej instytucji, w dostojnych mucach Biblioteki Polskiej, w któ­

rych jakby przechadzały się cienie Adama Mickiewicza i Adama Czar­

toryskiego.

Czy zatem prace historyczne w Wielkiej Brytanii zaczęły się do­

piero po Wi-jnie?

Zaczęły się w każdym razie na tym terenie najpóźniej, bo do.ole- ro w ostatnim roku wojny, tj. 1945 i skupiły garść historyków wojsko­

wych. Niebawem przybył ośrodek historyków z Włoch.

W Londynie gromadka byłych członków Towarzystwa Przyjaciel Muzeum Wojska wznowiła jego działalność, skupiając wielu miło­

śników przeszłości. Z akcją ta wią- że się imię śp. ppłk, dy.pl. dra Wła­

dysława Dziewanowskiego. Wre­

szcie przyszła incjatywa śp. dra i dra Jśaofa.

Janowskiego podjęcia wydawni­

ctwa „Tek Historycznych“.

Jesienią 1946 r. przyszli do mnie śn. Dziewanowski i płk. Tadeusz Wasilewski z propozycją wznowie­

nia w Wielkiej Brytanii Polskiego Towarzystwa Historycznego. Zrazu wydawało mi się to zamiarem po­

nad siły: było nas i jest tak nie­

wielu. Jednakże postanowiliśmy dokonać próby. Inicjatywę popar­

li prof. Tadeusz Sulimirski, pre- historyk, prof. Władysław Folkier- ski, świetny humanista, prof.

Stanisławi Stroński, prawdziwy po- lihistor, major Otton Laskowski, historyk wojskowości i inni.

Dnia 29 listopada 1946 r. w In­

stytucie im. Gen. Sikorskiego odby­

ło się konstytucyjne walne zebra­

nie; od początku 1947 r. zaczęły się comiesięczne zebrania naukowe a od połowy roku ukazywać się za­

częły jako kwartalnik „Teki Hi­

storyczne“, do których materiał już przedtem przygotowali koledzy Oppman i Jasnowski, Później przy­

był z Włoch prof. Henryk Paszkie­

wicz, uzyskano też współpracę ko­

legów Adamusa i Koczego. Oprócz

„Tek“ Towarzystwo posiada dru­

gi organ; jego Sekcja Muzealna (ppłk Dziewanowski, płk Węsier- ski, płk Kozolubskl. ppłk Minkie­

wicz, p. Stanisław Meyer, p. An- rzej Zaremba i inni) wydaje po­

wielane, ale ilustrowane i ręcznie ..iluminowane“ pismo „Broń i Bar­

wę“, a wydała także na powiela­

czu przedruk nieocenionej jako vademécum pracy śp. Bronisława Gembarzewsklego pt. „Rodowody pułków polskich“.

Towarzystwo pracuje nieprzer­

wanie już piąty rok. Odbyło dotąd ponad 50 posiedzeń naukowych z odczytami i dyskusjami, a jego Se­

kcja Humanistyczna (prof. Fol- kierski) osobno 8 z zakresu litera­

tury 1 sztuki. Pracowały również sekcje: socjologiczna (prof. Suli­

mirski), muzealna (płk Węslerski) 1 numizmatyczna. Obecnie pow staje sekcja historii wojskowej.

Jest to działalność niewiele ustę­

pująca intesywności przedwojen­

nej pracy takiego n. p. oddziału krakowskiego Towarzystwa Histo­

rycznego — a iluż tam było znako­

mitych uczonych i ilu młodych pracowników naukowych! Trzeba też podnieść, że frekwencja lon­

dyńska jest nlegorsza od krakow­

skiej i dyskusje bywają na nie­

zgorszym poziomie.

Nasz mały kwartalnik „Teki Hi­

storyczne“ zaczyna już piąty rok istnienia. Na pismo emigracyjne to doprawdy niemało. Byle tylko znalazły się środki. moglibyśmy zwiększyć objętość, a i podjąć oso­

bną publikację większych rozpraw.

Mam pewność, że materiału by nie brakło.

Towarzystwo dysponowało przez cały czas środkami doprawdy ml-

nimalnyml. Stało ofiarną pracą jego członków. Muszę wspomnieć z wdzięcznością kolejnych sekre­

tarzy: śp. ppłk, dra Władysława Dziewanowskiego. mgr. Halinę Heitzmanową (dziś w Ameryce), śp. dra Edmunda Oppmana, i obec­

nie dra Marka Różyckiego z pomo­

cą p. Andrzeja Zaremby. Skarb-

re daje im pobyt na Zachodzie oraz — choć W szczupłych z ko­

nieczności granlcah — tych możli­

wości pisarskich i wydawniczych, które daje całkowita wolność ba­

dania, wolność słowa i druku.

Chcemy pracować dalej dla dobra nauki polskiej, a zarazem służyć rzetelną informacją w zakresie

GEN. DYW. PROF. MARIAN KUKIEŁ Urodzony w roku 1885. Doktor filozofii Uniwersytetu Jana

Kazimierza, docent historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, dyrektor Muzeum Czartoryskich w Krakowie, członek Polskiej Akademii Umiejętności. historyk. W czasie ostatniej wojny minister Obrony Narodowej rządu pol­

skiego oraz przez dwa lata dowódca 1 Korpusu w Szkocji.

Obecnie prezes Zarządu Instytutu im. Gen. Sikorskiego i Polskiego Towarzystwa Historycznego w Londynie.

niczką była od początku i pozosta- je mgr. Maria Danilewiczowa, se­

kretarzując zarazem Sekcji Huma­

nistycznej.

„Teki“ redagował najpierw dr Jasnowski z drem Oppmanem, na­

stępnie mjr. mgr Otton Laskow­

ski z drem W. Weintraubem, który dzisiaj wykłada polską historię 1 literaturę na Harvard University w Stanach Zjednoczonych. Ale już ta lista nazwisk najbliższych mi współpracowników wskazuje na bolesne straty, które to grono po­

niosło przez zgon jednych i wyjazd za ocean innych.' Mimo tych wy­

łomów praca idzie dalej.

Jakie są założenia programowe Towarzystwa?

Wyraziliśmy je w słowie wstęp­

nym pierwszego numeru „Tek“.

Szło najpierw o to, by wznowić or­

ganizację historyków polskich w wolnym świecie, w tym kraju, gdzie się najwięcej ich skupiło, by pobudzić ich do wyzyskania tych możliwości badawczych, któ-

pol-

nauk historycznych ogółowi ..

. skiemu na obczyźnie; chcemy — - dodać należy — informować go o

pracach historycznych W Kraju i o r warunkach, w jakich znalazły się - tam nauki historyczne i w ogóle

• humanistyczne, a z drugiej strony r podawać informacje o pracach hi- 1 storyków polskich na obczyźnie i o ' najważniejszych zjawiskach w 11- i teraturze historycznej Zachodu, i W tym kierunku szły nasze wysił- i ki i muszą iść nadal, tym bardziej,

■ im bardziej tam w Kraju Wzmaga I się ciśnienie totalistycznej doktry­

ny. gniotącej swobodę myśli nau­

kowej, pozbawiającej uczonych nie : „nawróconych“ na obowiązującą

doktrynę możności publikacji ich prac.

Z każdym rokiem nasz skromny wysiłek nabiera znaczenia. Gdy w roku zeszłym czytaliśmy na wstę­

pie do tomu „Kwartalnika Histo­

rycznego“ (wydawanego w Krajul przedmowę, odsądzającą od warto­

ści naukowej nie tylko cały do-

Gen. Dyw. M. KUKIEŁ

ZARYS HISTORII WUJSKOWOŚCI W POLSCE Wydanie piąte. Str. 242. Cena 8/6, z przesyłką 9/-.

JAN REMBIELIŃSKI HISTORIA POLSKI

Tom I. ŚREDNIOWIECZE

Str. 334. Cena 11/-, z przesyłką 11/6.

A. LEWICKI i J. FRIEDBERG ZARYS HISTORII POLSKI Str. 345. Cena 7/6, z przesyłką 8/-.

BRONISŁAW STRYSZOWSKI

ZARYS DZIEJÓW NARODU I PAŃSTWA POLSKIEGO W LATACH 1914 — 1939

Str. 116. Cena 2/6, z przesyłką 3/-.

WYSYŁA: KAT. OŚRODEK „VERITAS“

12, Praed Mews, London, W. 2.

tychczasowy dorobek polskiej hi­

storiografii, ale nawet zawarte w tymże tomie prace kolegów Ł zapo­

wiedź redaktora, nowokreowanego

„marksisty“, że on z tym wszyst­

kim zrobi porządek, tym oczywist­

szym stawał się nam obowiązek naszego tu istnienia jako organi­

zacji, jako pisma, jako ośrodka polskiej myśli historycznej.

Czy Towarzystwo sięga działal­

nością poza Wielką Brytanię?

Pierwszym naszym wysiłkiem w kierunku współpracy z historyka­

mi polskimi na kontynencie i za oceanem był nasz udział W utwo­

rzeniu delegacji polskiej na IX Kongres Międzynarodowy Nauk Historycznych w Paryżu w roku ubiegłym. Powstał tam pod prze­

wodnictwem prof. Halecklego pol­

ski komitet nauk historycznych, w którym jesteśmy reprezentowani.

Byliśmy również reprezentowani na. dwu Międzynarodowych Kon­

gresach Historyków Literatury w Paryżu i w roku bieżącym we Flo­

rencji (przez profesorów Folkier- skie^o i Zaleskiego).

Mamy też zaszczyt mieć jako członków honorowych profesorów Kucharzewskiego i Halecklego ze Stanów Zjednoczonych, Kościał- kówskiego (dziś już znajdującego się między nami), min. Pułaskiego z Paryża) ks. prof. Meysztowicza z Rzymu. Przez wybór ich zazna­

czyliśmy dążność do współdziała­

nia naszego Towarzystwa z brat­

nimi instytucjami w innych kra­

jach.

Jaki jest stosunek Towarzystwa do Instvt”tu im. Gen. Sikorskiego, Komisji Historycznej Sztabu Głó wnego i innych instytucji o pokre­

wnych zadaniach?

Wszystkie inne zajmują się ra­

czej historią współczesną. można by to nazwać historią bieżąca.. My Dostawiliśmy sobie terminus ad quem — rok 1921, to jest chwilę, gdy odbudowana Rzeczpospolita zakończyła walkę o swe granice, a Europa powersalska na ogół usta­

liła swą mapę. (Dla porównania warto zaznaczyć, że Towarzystwo Historyczne przed wojną nie się­

gało w swych pracach poza pow­

stanie styczniowe.)

Rozdział zadań jest zatem ła­

twy. A dodać trzeba, że Instytut im. Sikorskiego, z którego gościn­

ności i pomocy korzystamy od pierwszej chwili, jest przede wszy­

stkim archiwum i muzeum, a Po­

lish Research Centre, również in­

stytucja blisko zaprzyjaźniona, jest nrzede wszystkim bezcenną biblioteką.

Czy Pan Generał mócłby wymie­

nić jakieś wybitne dzieła naukowe naszych historyków powstałe na emigracji?

Wobec trudności wydawania książek — w piśmiennictwie histo­

rycznym polskim na obczyźnie przeważa szkic lub szczupła roz­

prawa. Tomy można by z tego po­

składać.

Niewiele lepsze warunki wydaw­

nicze są w Stanach Zjednoczonych.

Oprócz 'wspomnianych już prac profesorów Kucharzewskiego i Os­

kara Haleckiego ten ostatni ogło­

sił książkę „The Limits and Divi­

sions of European History“, roz­

ważającą w czasie i przestrzeni ca­

łokształt dziejów naszej cywiliza­

cji aż do obecnego okresu przej­

ściowego, kiedy kończy się jej epo­

ka europejska, a zaczyna się atlan­

tycka. Książka, aczkolwiek nie po­

dzielam jej poglądu, jakoby histo­

ria Rosji nie wchodziła w skład dziejów Europy, jest fascynująca, pełna myśli i erudycji.

Prof. Halecki wydał także ob­

szerne kompendium .,A History of Poland“ (1942 — 43) i niedawno dzieło pt. „Eugenio Pacelll: Pope of Peace“ (1951). Zapowiedziana jest jego „A History of Eastern Central Europe“.

Na terenie Wielkiej Brytanii jest bardzo trudno wskazać jakąkol­

wiek pracę ściśle badawczą, ogło­

szoną drukiem. Wiele natomiast prac jest w przygotowaniu.

Zgon przerwał poważną pracę dra Edmunda Oppmana nad spra­

wą polską w okresie powstanio­

wym. W ogóle strata tego uczone­

go czyni dotkliwy wyłom w ba­

daniach nad dziejami Polski poro- zbiorowej. Pewne ich okruchy znalazły się w „Tekach“.

Dr Jasnowski zebrał cenny ma-

teriał do dziejów polsko-angiel­

skich, publikowany w ostatnim ze­

szycie zawieszonego wydawnictwa

„Pollsh Science and Learning“.

Liczne rozprawy, rozproszone po czasopismach polskich i obcych, odnoszące się do pradziejów Pol­

ski, ogłosił prof. Sulimirski. W ogó­

le warto zaznaczyć, że czasopisma nawet niespecjalne, nienaukowe w znacznej mierze przyczyniają się do spopularyzowania i ogłasza­

nia wyników prac badawczych.

Czasopisma obce nie mają szcze­

gólnego zainteresowania historią polską, lecz publikują czasem na­

sze prace.

Obie książki „Grunwald“ i „Jan Sobieski“ Ottona Laskowskiego, wydane w latach Wojny, są prze­

drukami.

Jako wielka rewelacja naukowa zapowiada się dzieło prof. Henry­

ka Paszkiewicza z zakresu histo­

rii pierwszych wieków państwowo­

ści polskiej i krajów sąsiednich.

Wersja angielska tej książki jest gotowa do druku. Może ona przy­

nieść zupełną rewizję poglądów na sprawy Polski i Słowiańszczyzny w ich wczesnym okresie historycz­

nym. Częściowo wyniki swych ba­

dań ogłaszał prof. Paszkiewicz w

„Tekach“ i w odczytach.

Doc. Koczy kontynuuje daleko posunięte studia nad krucjatami.

W rękopisie znajdują się prace dra Chowańca, dra Marka Wajs- bluma (historia reformacji) oraz liczne prace z zakresu humanisty­

ki. Jestem proekonany. że mogli­

byśmy podjąć wydawnictwo ciągłe większych rozpraw historycznych w języku polskim i angielskim w Wielkiej Brytanii lub Stanach Zjednoczonych. Materiału jęst dość, nie ma niestety środków ma­

terialnych.

Z prac humanistycznych trzeba wspomnieć świetnie zapowiadają­

cą się pracę dr Karoliny Lancko- rońskiej o Michale Aniole. Mieliśmy okazję słyszeć jej fragmenty w fa­

scynujących odczytach. Oczeku­

jemy ukazania się księgi zbiorowej prac literackich na stulecie zgonu Juliusza Słowackiego. Wiemy o re­

welacyjnych pracach prof. Fol- kierskiego nad wpływami Islamu w naszej kulturze. Wiemy też o bardzo cennych pracach dra Wik­

tora Weintrauba, polonisty i hlsto-^

ryka kultury, który przygotowuje większą rzecz o Adamie Mickiewi­

czu i zarys historii literatury pol­

skiej po angielsku. W Stanach Zjednoczonych kontynuuje swe studia rusycystyczne i polonistycz­

ne prof. Wacław Lednicki. Głębo­

kie studia prof. Zaleskiego nad Balzakiem, dojrzewają do formy książkowej.

Wznowione są prace prof. Sta­

nisława Kota z zakresu stosunków kulturalnych i politycznych Polski z Zachodem. Wyniki tych badań publikowane były w wydawnict­

wach włoskich, francuskich, bel­

gijskich i szwajcarskich.

Chciałbym jeszcze dodać, że historykom „konkurencję“ czynią nie-historycy, ogłaszający raz po raz wysokiej wartości rozprawki a nawet całe dzieła historyczne.

Mam na myśli książki takie, jak prof. Adama Żółtowskiego „The borders of Europę“, (zarys dziejów naszych ziem wschodnich), jak prof. Wielhorskiego „Zarys histo­

rii Litwy“ czy świetne szkice histo­

ryczne Stefana Badeniego, będące ozdobą „Wiadomości“ i pisma Jęd­

rzeja Giertycha prowokujące dys­

kusję.

A jakie ze swoich prac mógłby Pan Generał wymienić?

Poza szkicami w czasopismach osobno wyszła odbitka z „Kultury“

krótkiego życiorysu „Księcia Ada­

ma“. Duża monografia Księcia Czartoryskiego, napisana przeze mnie po angielsku, gotowa, ocze­

kuje na Wydawcę. Przedrukowany został bez zmian „Zarys dziejów wojskowości polskiej“. Myślę o wersji angielskiej „Wojny 1812 ro­

ku“. * * *

Rozmowa dobiegła końca. W in­

stytucie im. Gen. Sikorskiego za­

chodzące słońce padło na polskie sztandary i na głowę jednego z ich najwierniejszych strażników.

Rozmowę spisał Jan Bielatowicz

(2)

f

Str. a

----:--- —___ ______________ __________________________________________ ŻYCIE Nr. 26 (210)

Ks. RAFAŁ GOOOLIŃSKI-ELSTON

Wielce Szanowny Panie Redak­

torze,

O

D pięciu lat jestem prenumera­

torem poczytnego pisma ŻY­

CIE. Wyznaję, że nie zawsze czytuję ten periodyk od deski do deski, zawsze jednak z zaintereso­

waniem przeglądam każdy numer ŻYCIA bez wyjątku. Tygodnik, je­

go kierunek i losy obchodziły mnie i obchodzą nadal żywo, ŻYCIE bo­

wiem zostało założone przez pol­

skich księży przede wszystkim po to, by było pomocą duchowieństwu w jego duszpasterzowaniu. To był, Panie Redaktorze, z całą pewno­

ścią pierwszy cel ŻYCIA, wszystkie zaś inne cele (jak np. szerzenie światopoglądu katolickiego, zazna­

jamianie z doktryną katolicką, z katolickimi prądami i wydarzenia­

mi w świecie etc.) miały służyć tamtemu celowi, pierwszemu i naj­

ważniejszemu: ŻYCIE miało poma­

gać polskim księżom w ich wysił­

kach utrzymania Polaków na emi­

gracji w wierze katolickiej w ich wierności Stolicy Apostolskiej, jak również miało ono hamować pro­

ces możliwego 'wynaradawiania się Polaków na obczyźnie.

Od pewnego czasu w ŻYCIU za­

chodzić zaczęły zmiany inne, niż dotychczasowe, których dotąd było niemało, ale do których niejeden czytelnik przyzwyczaić się miał dość czasu i sposobności. Nowe zmiany dotyczyły tak typu jak i charakteru pisma. W swoim arty­

kule pt. „Sprawy celu, sposobu i drogi“ (ŻYCIE, Nr 50/181 z dn. 10.

12. 1950) zapowiedział Pan owe zmiany i sprecyzował je tak: ..ŻY­

CIE ma być tygodnikiem, w któ­

rym główny akcent położony jest na publicystykę. Położony on bę­

dzie mocniej niż dotychczas. (.¡.) Myli się więc z gruntu ten, kto są­

dzi. że na łamach ŻYCIA nie bę­

dzie spraw drażliwych, trudnych i kłopotliwych. Będą, będzie ich właśnie jeszcze więcej, niż dotych­

czas. Nie Wiem, czy nam się to u- da, ale mamy najszczersza chęć podnosić ze ścieżki polskiej każdą polską biedę, każdy polski błąd i każdą polską wielkość, która do­

strzegamy — i oświetlać w najsu­

mienniejszy sposób. (...) Inną jest rzecz, że cała ta publicystyka, sko­

ro ma być taka, musi szczególnie baczyć i kontrolować, aby każdy poruszony temat wynikał z istot­

nej społecznej potrzeby, aby był poruszony całkowicie, jasno i wy­

raźnie, oraz aby — podnoszone twierdzenia — były dobrze i grun­

townie uzasadnione.“

Obawiam się, że grudniowa za­

powiedź Pana, Panie Redaktorze, że w ŻYCIU „spraw drażliwych, trudnych i kłopotliwych będzie wię­

cej. niż dotychczas“ spełnia się jak dotąd w zupełności. Ale czy istot­

nie spełnia sie inna zapowiedź Pa­

na, że w ŻYCIU „ta cała publicy­

styka skoro ma być taka, (jaką Pan zapowiedział!) musi szczegól­

nie baczyć 1 kontrolować, aby każ­

dy poruszony temat wynikał z isto­

tnej społecznej potrzeby, aby był poruszony całkowicie, jasno i wy­

raźnie, oraz aby — podnoszone twierdzenia — były dobrze 1 grun­

townie uzasadnione“? Nie Panie Redaktorze, ta zapowiedź Pana daleka jest, jak dotąd, nd realiza­

cji, bo, jak mam aż nadto dość po­

wodów sądzić, „ta cała publicysty- ' ka“ ŻYCIA porusza tematy, które

■wcale nie wynikają ani z istotnej, ani nawet z nieistotnej społecznej potrzeby, a „podnoszone twierdze­

nia“ nie są ani „dobrze“ ani „grun­

townie uzasadnione“.

Napisał Pan w swoim grudnio­

wym artykule, że „nikt z dzienni­

karzy napewno nie zna pisma najstaranniej redagowanego, naj­

lepiej strzeżonego, które by nie miało jakichś pomyłek i potk­

nięć. W tygodniku katolickim ŻY­

CIE również się bez nich nie obyło.

Ta czy inna rzecz została umiesz­

czona niepotrzebnie, parę spraw zostało przedstawionych w sposób nośnieszny i uproszczony. Ale aby to miało wywołać aż tak rozjuszo­

ną nagonkę? Troszkę pomieszały sie proporcje“.

Zapewne, Panie Redaktorze, my­

lić sie jest rzeczą ludzką. Pomyłki w żvciu 1 w ŻYCIU, niestety, były i.

niestety, będą. Inna rzecz, czy wszystkie dotychczasowe pomyłki i potknięcia ŻYCIA byłv nie do uni­

knięcia. śmiem twierdzić, że wielu pomyłek i potknięć dałoby się u- niknąć, gdyby ŻYCIE było nie już

„nailepiej“, ale nieco lepiej „strze­

lone“.

Kończąc swój grudniowy artykuł, Pan Redaktor zaznaczył wyraźnie, że „wszystko co sie u nas (tj. w ośrodku wydawniczym Verltasu) dzieje, planuje i przeprowadza, dzieje się w obrębie bardzo okre­

ślonego światopoglądu, światopo­

glądu katolickiego Staramy sie, abv wszystko z niego wyrastało, abv on kierował i nasza postawa wobec rzeczywistości i naszym w niej udziałem. ( ) Czytelnik, który bierze do ręki książkę, czy czasopi­

smo „Veritasu“, powinien wiedzieć że bierze książkę czv Pismo wal^i o wielką rzecz, ale i o jego osobi stv los“.

Te Pańskie słowa. Panie Redak­

torze które — wierzę — że nie sa pustym tvlko frazesem, i to. że pe­

riodyk ŻYCIE, pomimo zachodzą­

cych w nim od grudnia zmian, nosi na/ial nlezmlenionv podtytuł: „ka­

tolicki tvgodnlk religii no-kultural- ny“ — wszystko to ośmiela mnie 1

LIST W SPRAWIE „ŻYCIA’

upoważnia, jako czytelnika ŻYCIA i katolika, do podzielenia się z Pa­

nem, jako Redaktorem pisma, pa­

ru spostrzeżeniami na temat „tej całej publicystyki“ ŻYCIA, nie gwoli chęci wzięcia udziału w ja­

kiejś nowej na ŻYCIE „rozjuszonej nagonce“, ale żeby w ŻYCIU i poza ŻYCIEM więcej i bardziej nie „po­

mieszały się proporcje“.

Wspomniał Pan w swoim artyku­

le o „sprawach drażliwych“, których według zapowiedzi Pana, miało być w ŻYCIU „więcej niż dotychczas“.

Zacznijmy więc od „Drażliwej spra­

wy“, tj. od tak właśnie, a nie ina­

czej zatytułowanego artykuliku (ŻYCIE Nr 8/192. z dn. 25.2.51);

którego autor, podpisany inicjała- łami jt, omawia wypowiedzi pasto­

ra W. Hannaha, ogłoszone w an­

glikańskim czasopiśmie „Theology“

na temat „Kościół anglikański i masoneria“. Przytaczając owe wy­

powiedzi pastora Hannaha o nale­

żeniu do masonerii anglikańskich biskupów, duchowieństwa i wier­

nych p.jt ni z tego ni z owego, tak Pisze: „I w Kościele katolickim nie brak naiwnych duchownych i za­

konników podobnych do dziekana z Canterbury, lub głoszących, że Eucharystia jest tylko pobożnym symbolem nad pustką, nie zawiera bowiem realnej obecności Jezusa Chrystusa. Nie tutaj też jest w an- glikanizmie bieda najgłówniejsza, boć czerwonych dziekanów katolic­

kich też nie brak“.

śmiem zapytać Pana Redaktora, co to wszysto znaczy? Czy tak mó­

wi o katolickich duchownych pa­

stor Hannah w swoim artykule?

Nie, bo dobry ten pastor zajmuje się wyłącznie swoimi biskupami, klerem i masonerią. To pan jt. ze znanych tylko chyba sobie powo­

dów, oderwawszy się od omawiane­

go przez siebie tematu, sam z wła­

snej woli i upodobania czyni wy­

pad i upodabnia „naiwnych kato­

lickich duchownych i zakonników do dziekana z Canterbury“. Nie wiem, dlaczego pan jt „zakonni­

ków“ wyodrębnia od „duchow­

nych“ i nie wiem w czym ci zakon­

nicy i duchowni są podobni do dziekana z Canterbury, czy z tego powodu. że są oni masonami, czy dlatego, że są oni jak on wielbicie­

lami Sowietów i wyznawcami mar­

ksizmu. Co znaczy twierdzenie pa­

na jt że „w Kościele katolickim nie brak jest naiwnych duchow­

nych i zakonników (...), głoszących, że Eucharystia jest tylko poboż­

nym symbolem nad pustką, nie zawiera bowiem realnej obecności Jezusa Chrystusa“? Co oznaczają te słowa: „nie brak“?

Czyżby pan jt twierdzenie swoje ważył się „dobrze i gruntownie u- zasadnić“, opierając je na jednym ze zdań Encykliki „Humani gene- ris“, zaczynającym się od słów:

„nie brak“?

Prawda, w Encyklice z 12 sierp­

nia 1950 r. (Humani generis — O pewnych błędach zagrażających podstawom nauki katolickiej“) Pa­

pież Pius XII mówi: „Nie brak i takich, co uważają, że doktrynę o Przeistoczeniu, oparta jakoby na przestarzałych pojęciach filozoficz­

nych, należy zmienić W tym sensie, by obecność Chrystusa w Najświę­

tszym Sakramencie sprowadzić do jakiegoś symbolizmu i Postacie konsekrowane uważać jedynie za znaki skuteczne duchowej obecno­

ści Chrystusa 1 Jego wewnętrznego jednoczenia się z wiernymi, jako członkami Ciała Mistycznego“.

Jednak z kontekstu Encykliki wy­

nika wyraźnie, że Papież ma na myśli zaledwie kilku, czy choćby kilkunastu teologów i filozofów, u- siłu.iących tworzyć nowe teorie i prądy w teologii i filozofii katolic­

kiej. które „nęcić mogą nierozważ­

nych“ 1 które orzeczeniem Papieża zostały uznane za błędne. „Woli- mv zaradzić początkom choroby niż leczyć już zastarzałą—mówi w Encyklice Ojciec święty i doda.ie

BiskuDom i Przełożonym Zgro­

madzeń Zakonnych, zobowiązując ich w sumieniu nakazujemy, aby jak najgorliwiej czuwali i nie do­

puszczali do nauczania podobnych teorii w szkołach, na zjazdach lub w .pismach jakichkolwiek i do gło­

szenia ich w jaki bądź sposób wobec duchownych albo wiernych“. Po­

wyższe słowa oznaczają niedwu­

znacznie. że błędy, potępione przez Encyklikę, są na ogół świeżej bar­

dzo daty, poczęły dopiero kiełko­

wać. więc dopiero „mogą nęcić nierozważnych“ i pochodzą głów­

nie od teoretyków i Wykładowców teologii lub filozofii. Mimo, że En­

cyklika nie oodaje żadnych naz­

wisk, nasz wybitny tomista o. I. M.

Bocheński, O. P. w swoim artykule, drukowanym w listopadowej „Kul­

turze“ (Nr 11/37. 1950) nie ty’ko wskazuje dokładnie prądy mvś’o- We. przeciw którym skierowana iest Encyklika „Humani aeneri«“

lecz wymienia on również nazwi­

ska kilku teologów i filozofów cy­

taty z dzieł którvch iego zdaniem, są użyte w Encyklice. Ostre wy­

stąpienie o. Bocheńskiego przeciw­

ko francuskim jezu't.om. ks. Lubac

— z tzw. szkoły Lvońskiej — i ks.

Telihard de Chardins — o którym o Bocheński móWt, że jest twórca nant.eistycznei teorii ewolucioni- stvcznej, znajdującym się właściwie iuż roza chrześcijaństwem“ — jak zresztą w ogóle fakt wymienienia

,.“”ed kllku m<esiącami otrzymaliśmy od Ks. R. Go- golinskiego-Elstona długi list, poruszający różne zagad­

nienia związane z naszym tygodnikiem, jako pismem ka­

tolickim. List nadszedł w chwili, gdy przystępowaliśmy do reorganizacji pisma w związku ze znanymi trudnościami na rynku papierniczym. W okresie takich zmian, prze­

obrażania formatu pisma i jego układu wewnętrznego — me byliśmy w możności zamieszczenia listu-artykułu obej­

mującego blisko tysiąc wierszy druku.

Umieszczamy list obecnie, sądząc, iż wiele jego punk­

tów ciągle jest aktualnych. List zawiera uwagi krytyczne niekiedy ostre. Sądzimy, iż tym bardziej powinien być umieszczony, nie tylko dlatego, żeby dać głos czytelnikom którzy w tych czy innych punktach poddają nasze pismo krytyce, ale i dlatego, ażeby można łącznie właśnie z ta­

kimi krytycznymi, lecz życzliwymi, Czytelnikami ulepszać nasz tygodnik. Jest rzeczą oczywistą, że te i inne twier dzenia listu wymagały riposty. Być może, że przy okazji wrócimy do nich. List wszakże sam jest tak obszerny i tyle porusza spraw, że w tej chwili nawet technicznie trudno by nań było odpowiadać. — RED.

przez o. Bocheńskiego nazwisk, których w Encyklice nie ma, wy­

wołały gwałtowne protesty m. in.

ze strony dwóch duchownych:

Francuza, ks. kan. Leveque z Pary­

ża i Polaka, ks. Szymusiaka, jezuity z Belgii (Kultura — styczeń 1951).

O. Bocheński twierdzi w swoim ar­

tykule, że ruchy potępione przez Encyklikę powstały przeważnie we Francji (przeciw temu twierdzeniu gorąco prostestuje ks. kan. Leve- que), „poza Francją, choć o mniej­

szej ostrości, istniały w Austrii (In- sbruck) i w Niemczech, a także w Belgii. Natomiast Stany Zjedno­

czone, Kanada, Hiszpania, Włochy, Holandia i Szwajcaria nie zostały, jak się zdaje dotknięte“ (Kultura

— listopad, 1950, str. 10). Wpraw­

dzie Papież mówi w Encyklice, że

„podobne nowości wydały już za­

trute oWoce we wszystkich prawie gałęziach teologii“, ale zaznacza również, że „woli zaradzić począt­

kom choroby niż leczyć już zasta­

rzałą“. Miejmy więc nadzieję, że fałszywe prądy zostały już w za­

rodku zahamowane, środki zarad­

cze przeciwko nim podjęto skutecz­

ne i niebezpieczeństwo zostało o- panowane “w zupełności. Jedno jest pewne ponad wszelką wątpliwość:

oto ruchy potępione nigdy i nig­

dzie nie objęły duchowieństwa ka­

tolickiego ani w całości, ani nawet w, zasługującej na jakąkolwiek u- wagę, części. Zapewniam Pana, Pa­

nie Redaktorze, że żaden katolicki duchowny, naiwny czy nienaiwny;

w jakikolwiek sposób „głoszący, że Eucharystia jest tylko pobożnym symbolem nad pustką....“ w żadnej diecezji nie będzie ani chwili tole-’

rowany, ani też podobnych poglą­

dów na ten temat głosić zbyt dłu­

go nie zdoła, gdyż ordynariusz lo­

kalny usunie go natychmiast z u- rzędu, pozbawi go prawa sprawo­

wania czynności kapłańskich, in­

formując przy tym należycie wier­

nych i ostrzegając ich przed takim duchownym i przed takimi jego poglądami.

Zdaniem moim, twierdzenie pa­

na jt, że w „Kościele katolickim nie brak naiwnych duchownych i zakonników (...), głoszących, że Eucharystia jest tylko pobożnym symbolem nad pustką itd.“, będąc absolutnie niezrozumiałym i do­

wolnym uogólnianiem, jest nad wy­

raz niebezpiecznym szermowaniem słowami, które są szkodliwe, obra­

żające i wysoce krzywdzące, jak również jest niedopuszczalną w ogóle a w „katolickim tygodniku religijno-kulturalnym“ w szczegó­

le, insynuacją, podryy/ającą auto­

rytet katolickich duchownych 1 mogącą podważyć wiarę wiernych.

Panu, Panie Redaktorze, pozo­

stawiam osąd, czy wstawka o o- wych „naiwnych duchownych i za­

konnikach“ w artykuliku pana jt

„wynikała z istotnej społecznej po­

trzeby“, oraz czy podniesione przez pana jt „twierdzenia były dobrze 1 gruntownie uzasadnione“.

W jednym z grudniowych nume­

rów ŻYCIA (Nr 51/182 z dn. 17. 12.

50) napotkałem recenzję pt. „Dwa wieczory adwentowe“, podpisaną przez (SP).

Sprawozdawca, nie szczędzący zapewne aż nadto zasłużonych .po­

chwał owym adwentowym wieczo­

rom, z których jeden (pierwszy) u- rządzony był w lokalu londyńskiej YMCA, tak kończy swoją recenzję:

„Z uczuciem szczerej satysfakcji

■wracałem z tego wieczoru, żałowa­

łem tylko, że polot i sumienna pra­

ca organizatorów i wykonawców poszły w dużej części na marne z powodu słabej frekwencji publicz­

ności. Znacznie lepiej dopisała pu­

bliczność na wieczorze u Inwali­

dów (sala nrzy Brompton Oratory), choć i ten wieczór nie zdołał wyr­

wać z apatii kulturalnej polskich studentów w Londynie“.

Muszę Panu wyznać, że przeczy­

tawszy omawianą recenzję, prze­

tarłem oczy, przeczytałem ją jesz­

cze raz i sprawdziłem tytuł i pod­

tytuł pisma, drukującego tę recen­

zję. Nie było żadnej' Wątpliwości — było to ŻYCIE, katolicki tygodnik religijno - kulturalny.

Jest, Panie Redaktorze, taki List Kongregacji św. Oficjum z dn. 5.

11. 1920 r„ skierowany do wszyst­

kich Biskupów. List ten dotąd nie odwołany, a więc dotąd obowiązu­

jący, nakazuje Ordynariuszom zwrócenie czujnej uwagi na 'wyso­

ce niebezpieczną działalność nie­

katolickich stowarzyszeń, które,

według słów Listu, „zastawiają si­

dła głównie na nasze młode poko­

lenie, a to w sposób niezwykle szkodliwy, mianowicie dajac mu różne udogodnienia, pod pozorem których szerzą (...) kulturę umy­

słową i duchową, w samej zaś rze­

czy niszczą czystość prawdziwej wiary katolickiej i wyrywają z ob­

jęć Matki-Kościoła jego dzieci Rzecz więc zrozumiała, że tego ro­

dzaju stowarzyszenia, cieszące się poparciem, pomocą, oraz opieką ludzi bardzo wybitnych i sprawia­

jące swą dobroczynność w sposób wielce użyteczny, oszukują ludzi niedoświadczonych, którzy nie przeniknęli 1 nie zrozumieli ich is­

toty. (...) Głoszą one, że pragną kształcić umysły 1 obyczaje młode­

go pokolenia za pomocą odpowied­

nich ćwiczeń, a uważaj ac tę kultu­

rę za namiastkę religii, określają ją, jako zupełną 'wolność myśli, niezależną i oddzielną od każdej religii i wszelkiego wyznania.

Stwierdzając więc, że niosą świa­

tło przed młodzieżą, usuwają ją spod kierownictwa Kościoła, który sam jest światłem prawdy z woli Bożej ustanowionym, i nawołują młodzież, by szukała światła, któ­

rym by miała się kierować w głębi swego ducha, czyli w ciasnym o- brębie ludzkiego rozumu. (...) Do tego potrzasku zapędza się głównie młodzież uczącą się obojga płci, właśnie tę młodzież, która tak bar­

dzo potrzebuje pomocy z zewnątrz dla zrozumienia mądrości chrześ­

cijańskiej i dla zachowania wiary...

(...) Spośród tych stowarzyszeń

^wystarczy "wspomnieć to. które, bę­

dąc niby macierzą wielu innych, jest najbardziej znane, (ponieważ ono to głównie niosło wybitną po­

moc wielu ofiarom w czasie trwa­

nia tej okrutnej wojny), wyposa­

żone w najbogatsze środki, miano­

wicie stowarzyszenie Young Men‘s Christian Association, w skrócie Y.M.C.A., któremu, zapewne bez­

wiednie, sprzyjają niekatolicy do­

brej woli i za którymi przemawia­

ją niektórzy bardziej pobłażliwie usposobieni katolicy, którzy nie znają jego istotnej natury“. List kończy się wezwaniem, by Ordy­

nariusze „starannie chronili mło­

dzież przed zaraźliwym wpływem tych stowarzyszeń, których dzia­

łalność, dokonywana w imię Chry­

stusowe, zagraża zatraceniem naj­

cenniejszych 'wartości, jakie mło­

dzież posiada z Łaski Chrystusa Pana“.

Wymienienie w Liście Kongrega­

cji św. Oficjum jedynie YMCA z dodaniem, że jest ona „niby macie­

rzą wielu innych“ stowarzyszeń, działających przeciwko wierze, wskazuje niezbicie, że Kongrega­

cja uznała YMCA za stowarzysze­

nie najbardziej szkodliwe i niebez­

pieczne wśród innych stowarzy­

szeń podobnych.

Biskup Polowy W. P. zwrócił się pod koniec ostatniej wojny do Kongregacji św. Oficjum. stawia­

jąc jej następujące pytania;

„(1) czy Biskup może wydelego­

wać do zarządu stowarzyszenia

„Polska YMCA“ jednego z kapela­

nów w charakterze doradcy do

•spraw religijnych?

(2) czy Biskup może zezwolić ka­

pelanom na poświęcenie świetlic YMCA?

(3) czy Biskup może pozwolić ka­

pelanom na jakąkolwiek współpra­

cę z YMCA?“

Na wszystkie powyższe pytania Kardynałowie, należący do Kon­

gregacji św. Oficjum. odpowiedzie­

li przecząco (Dekr. 151/20 z dn. 21. 2. 1945). (Mimochodem zaznaczę, że tzw. „Polska YMCA“

jako odrębna i niezależna sekcja YMCA światowej, bodajże od dwóch już lat nie istnieje w ogóle, i że londyński dom YMCA dla Po­

laków, mimo sWej polskiej nazwy i polskiego .personelu, podporząd­

kowany jest całkowicie YMCA bry­

tyjskiej, która go utrzymuje i pro­

wadzi.

Więc jak to jest, Panie Redakto­

rze? Kongregacja św. Oficjum na­

kazuje chronienie młodzieży kato­

lickiej od kontaktu z YMCA. Ordy­

nariusze wydają tvm celu odpo­

wiednie zarządzenia, a ŻYCIE — katolicki tygodnik religljno-kul- turalny wbrew wyraźnym instruk­

cjom Stolicy Apostolskiej, umiesz­

cza recenzję, będącą niczym in­

nym jak tylko reklamą i propa­

gandą dla YMCA‘owych imprez!

Pan (SP). jak sądzę, może cho­

dzić na imprezy i 'wieczory, na ja­

kie mu żywnie się podoba, obda­

rzony on jest wolną wolą i sam za siebie odpowiada. Może pan (SP, pisać o YMCA'owych wieczorach, a nawet ubolewać, że publiczność, a szczególnie polską młodzież na te wieczory nie uczęszcza tłumnie. I to mu wolno. Ale drukować tego, co pan (SP) na ten temat pisze, ka­

tolickiemu tygodnikowi nie przy­

stoi i nie uchodzi, gdyż W tygodni­

ku katolickim nie powinno być ni­

czego, co jest reklamą i propagan­

dą stowarzyszeń, działających przeciwko katolickiej wierze. Kon­

gregacja zaś św. Oficjum za takie właśnie stowarzyszenie uważa przede wszystkim YMCA.

W swoim grudniowym artykule napisał Pan, Panie Redaktorze, że

„wszystko, co się u nas (tj. w ośro­

dku wydawniczym Veritas) dzieje, planuje i przeprowadza, dzieje się w obrębie bardzo określonego świa­

topoglądu, światopoglądu katolic­

kiego". Nie mogę zrozumieć, jak Panowie w swoim ośrodku wydaw­

niczym Veritas możecie pogodzić światopogląd katolicki z rzeczami wyraźnie napiętnowanymi i potę­

pionymi przez Stolicę Apostolską.

Czy nie uważa Pan Redaktor, że jest to przecież absolutnie niemoż­

liwe?

W Nr 5/189 ŻYCIA z dn. 4. 2. 51 ukazał się artykuł ks. Waleriana Meysztowicza pt. „Katolicyzm pol­

ski“, a w Nr 9/193 ŻYCIA z dn. 4.

3. 51 umieszczono w dziale „Dysku­

sje“ artykuł p. Jana Helcmana pt.

„Polski katolicyzm“.

Sądzę, Panie Redaktorze, że każ­

dy autor, drukujący W ŻYCIU i nie tylko w ŻYCIU swoje artykuły, z góry może, a nawet powinien przy­

puszczać, że nie wszyscy czytelnicy przyjmą bez zastrzeżeń i w całości wszystkie poglądy i twierdzenia, w artykułach jego zawarte i wyrażo­

ne, że poglądy te mogą być podda­

ne dyskusji, a więc mogą być przez czytelników kwestionowane, kryty­

kowane i zwalczane. Autorzy ma­

ją jednak niezaprzeczone prawo spodziewać się po redakcji pisma i dyskutujących, że dyskusja toczyć się będzie na poziomie godnym pi­

sma, redakcji, czytelników, dysku­

tantów i wreszcie autora; Słowem, autorzy muszą mieć pewność, że dyskusja, skoro będzie, odbywać się będzie po gentiemańsku.

Ks. Meysztowicz, pisząc swój ar­

tykuł pt. „Katolicyzm polski“, jak również pisząc inne swoje prace i artykuły, zapewne wyraża w nich swoje poglądy, ujmując poruszane przez siebie tematy ze swojego punktu widzenia, mając po temu swoje racje i powody, i ważąc swo­

je twierdzenia na podstawie swo­

ich przemyśleń, doświadczeń i zdobytej wiedzy. Dopuszczam, że w ciągu swej długiej pisarskiej działalności ks. Meysztowicz w nie­

jednym mógł się nawet po­

mylić. Jestem przekonany, że nie pretenduje on napewno do daru i przywileju nieomylności. Jest rze­

czą naturalną, że tak jak nad każ­

dym artykułem, drukowanym w ŻYCIU, tak i nad artykułem ks.

Meysztowicza można dyskutować, ale, Panie Redaktorze, dyskusja ta powinna była być utrzymana, jeśli już nie w dobrym tonie, to przynajmniej na jakimś dopusz­

czalnym poziomie.

Nie wiem, kim jest pan Jan Helc- man, mający inne niż ks. Meyszto­

wicz poglądy i zapatrywania na polski katolicyzm. Domyślam się z jego własnych wypowiedzi, że jest on katolikiem od jakichś sześciu czy siedmiu lat, sam bowiem pisze, że jego „powrót na łono Kościoła katolickiego nastąpił dopiero pod koniec wojny, na wygnaniu w An­

glii“. Wiem natomiast dobrze kim jest ks. Walerian Meysztowicz, a więc, że jest on katolickim polskim kapłanem, jest naukowcem, praw­

nikiem, historykiem, profesorem Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, radcą kanonicznym przy Ambasadzie R. P. w Watykanie (wyznaczonym na to stanowisko za zgodą Episkopatu Polski jeszcze przed wojną), jest autorem licz­

nych i cennych prac, w końcu zaś jest on prałatem domowym Jego świątobliwości.

Z tym wszystkim, tj. ze swoimi naukowymi stopniami, pracami i stanowiskami, jak również ze swo­

ją prałaturą papieską, ks. Meyszto­

wicz może W swoich artykułach się pomylić, może mieć swoją tylko rację takiego czy innego na­

świetlania poruszanych zagadnień, wolno więc z nim nie zgadzać się i wolno z nim dyskutować ile się tylko podoba, ale nie jak się podoba. Nie wolno bowiem, moim skromnym zdaniem, w stosunku do ks. Meysztowicza, tak jak zresztą wobec każdego innego autora, uży­

wać niczym nieusprawiedliwione­

go agresywnego tonu, przede wszy­

stkim zaś nie wolno używać obraż- liwych i rażących zwrotów. A więc nie należy, bo to po prostu nie wy­

pada pisać no. tak: „Stwierdzenie X. W. M., żo nasz głos. .. nigdy nie zamącił harmonii Jednego, święte­

go, Apostolskiego, Katolickiego Ko­

ścioła, jest co najmniej zagalopo­

waniem się ...jeśli nie rozminię­

ciem się z oraWdą historyczną...“, niejeden bowiem czytelnik łacnie może zrozumieć powyższe zdanie w ten sposób, że ks. Meysztowicz, glo-

((Dokończenie na str. 4)

ZE ŚWIATA KATOLICKIEGO

PRASA WŁOSKA O MISJI PRYMASA POLSKI

„Giornale dTtalia“ w artykule pt. „Misja Msgr Wyszyńskiego“

stwierdza, że w żadnym wypadku spekulacja sowiecka, mająca na celu imperialistyczne zakusy, nie występuje tak jaskrawię jak w wy­

padku polskim. Wiadomo, że Pry- ‘ mas Polski od lat pragnął przyje­

chać ad limina do Rzymu. Reżym odmawiał mu wizy. Co się stało, że nagle na tę podróż pozwolono?

Podpisane w kwietniu 1950 r. po­

rozumienie Episkopatu z reżymem warszawskim nie mogło przesądzać prawnej organizacji pięciu nowych zachodnich diecezji, zastrzeżonej Stolicy św. Kiedy w styczniu br.

Moskwa doprowadziła do wiado­

mej umowy granicznej między Warszawą a komunistycznym rzą­

dem wschodnich Niemiec, polscy komuniści zapragnęli kościelnej aprobaty dla tej umowy. Nadzwy­

czajna organizacyjna siła Kościo­

ła zapobiegła schiźmie, poddając nowych wikarluszów generalnych władzy Prymasa. W ten sposób, przynajmniej formalnie, gra poli­

tyków reżymowych została uda­

remniona.

Reżym nie dał jednak za wygra­

ną i zażądał od Prymasa, niczym od nowego Atyliusza Regulusa, wy­

słanego przez sowiecką Kartaginę do Rzymu, definitywnych pertrak­

tacji z Rzymem. Wołał to niż o- twartą walkę z Kościołem w Polsce.

Celem właściwym Kremla nie było jednak uzyskanie zatwierdzeń te­

rytorialnych, zresztą dyplomatycz­

nie niepewnych, gdyż Kreml wie, że Stolica Apostolska ze względów kanonicznych w obecnej sytuacji tego czynić nie może. Moskwie cho­

dziło o coś innego. Moskwa chciała osłabić i zdyskredytować przedsta­

wicieli Kościoła katolickiego, w których wszyscy Polacy widzą ostatnich strażników odwiecznych tradycji narodowych i jedynych obrońców wygasłej wolności. Po­

stęp Kremla jest i w tym wypadku tej samej natury, co na przykład w Azji: rozdmuchuje nacjonalizm i rzekomą niepodległość, podczas gdy właściwym jego celem jest wy­

narodowienie i niewola.

Potępienie nowych wysiedleń.

Masowe wysiedlenia ludności, na­

kazane przez Kreml w związku ? przesunięciem granicy w Małopol- sce Wschodniej, nie uszły uwagi prasy katolickiej. Londyński „Ca- tholic Herald“ stwierdza, że dwie diecezje katolickie będą dotknięte tymi zmianami. Tysiące katolików, obrządku łacińskiego lub greckie­

go. będą musiały opuścić swe do­

my i kościoły. ,.Universe“ zauważa, że przymusowe masowe wędrówki ludności są od Wielu lat charakte­

rystyczną cechą panowania rosyj­

skiego. Bardzo trafne uwagi za­

mieścił irlandzki „Standard“. — Stwierdziwszy, że nawet sejm war­

szawski nie był uprzedzony o ma­

jących nastąpić zmianach, tygod­

nik pisze: „Przez takie jednostron­

ne i dowolne decyzje Rosja osła­

bia obecną linię rozbioru Polski.

To jest jedyny dobry wynik tych nowych aneksyj sowieckich. Mo­

carstwa zachodnie, które w hanie­

bnym i katastrofalnym układzie jałtańskim pomogły do pozbawie­

nia sojusznika połowy terytorium, powinny teraz oświadczyć, że ani obecne zmiany ani poprzedni roz­

biór Polski nie mogą być utrzyma­

ne. Wolni Polacy będą się doma­

gać przywrócenia granicy, ustalo­

nej Traktatem Ryskim z r. 1921.“.

Warto dodać, że ta nowa aneksja sowiecka wykazuje, jak słuszna jest decyzja Stolicy Anostolskiej, by nie uznawać żadnych nowych przesunięć terytorialnych aż do chwili formalnego podpisania i ra­

tyfikowania traktatów pokojowych.

Stalin może nakazać jeszcze kilka razy zmianę granic i za każdym razem będą się odbywać brutalne, masowe wysiedlenia ludności, wy­

pędzanie kapłanów i zamykanie kościołów. Watykan nie może się dostosowywać do kaprysów czer­

wonego tyrana, nie może zmieniać granic diecezyj zależnie od posu­

nięć Kremla.

Nowy Biskup Częstochowski. Ks.

biskup Zdzisław Goliński. dotych­

czasowy Biskup tyt. Emeril, o któ­

rego nominacji „Osservatore Ro­

mano“ donosiło w nrze z dn. 8 bm., liczy 43 lata życia. Urodzony w Urzę dowie, diecezji lubelskiej 27. 12.

1908 r., wyświęcony w r. 1931, desy­

gnowany na stanowisko biskupa sufragana lubelskiego w r. 1947, o- trzymał w tymże roku sakrę bisku­

pią. Studia odbył częściowo w Rzy­

mie: był profesorem teologii mo­

ralnej Katolickiego Uniwerstytetu Lubelskiego.

Pamiętamy, że diecezję często­

chowską miał objąć w lecle roku z • Generał Zgromadzenia OO. Pallotynów, ks. Wojciech Tu­

rowski, Którego reż;m nie dopuścił do tego stanowiska i zmusił do wy­

jazdu z kraju.

Zdrowie ks. kardynała Sapiehy.

Stan zdrowia Księcia Kardynała nozostaje właściwie bez zmian. Le­

karze żądają absolutnego spokoju i kładą nacisk na konieczność uni­

kania wszelkich Wysiłków.

CZAS WPŁACAĆ PRENUMERATĘ

Cytaty

Powiązane dokumenty

do ponoszenia jakichkolwiek ofiar ni ostatnich kilku lat zaczęła roz- Pienia Nie jest to Jednakże droga na rzecz zbiorowości, przyjęcie wijać się i dojrzewać, głównie na

mi stać w końcu? W każdym razie Siostrzyczka Teresa nie inaczej się chyba do tego zabrała; można by rzec, że się stała świętą baWląc się w świętych z Dzieciątkiem Jezus,

Dziś zajmuje się owym cieniem, chodzącym za człowiekiem przez całe jego życie — grzechem co­.. dziennym, pokusą, która

nym sześćdziesięcioleclu, które dzieli nas od jej ukazania się. Jej silne oddziaływania są widoczne w dzisiejszych kodeksach pracy, 'w nowych konstytucjach państw, w

To jest oczywisty nonsens, bo — jak Panu musi być wiadomo — życie pośmiertne dla nas, chrześcijan, może się okazać zarówno bardzo nieprzyjemnym, jak też i

w dzieło Pana nosiło stygmat upodo- łym“ i „Dzienniku Polskim&#34; (De- którym to akcie autor sugeruje bania Jego. Niech Pan się z tego troit), ‘wyrażającymi te same co 1

dzo dobrze mi z nim było, bo za mnie trawił, a mnie zawsze ciężko trawić. Wtedy tylko fruwałam i gdyby nie to, że nie dałam rady zapracować na oboje, bo z sollte- rem

Ale na prawdę pasjonująca jest chy. Jeśli ta sprawa nie będzie u- dopiero część druga książki, śnia- porządkowana, sprawa ładu w decka, po różnych kolejach losu,