• Nie Znaleziono Wyników

Adam Chmielowski (Brat Albert) jako malarz

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adam Chmielowski (Brat Albert) jako malarz"

Copied!
96
0
0

Pełen tekst

(1)

F R A N C IS Z E K W O L T Y Ń S K I

ADAM CHMIELOWSKI

( BRAT A L B E R T )

J A R O MA L A R Z

K R A K Ó W M C M X X X V 1 1 1

(2)
(3)

ADAM C H M I E L O W S K I

( B R A T A L B E R T )

J A R O M A L A R Z

(4)
(5)

F R A N C IS Z E K W O L T Y Ń S K I

ADAM CHMIELOWSKI

( BRAT A L B E R T )

J A R O M A L A R Z

B ib lio te k a J a g ie llo ń s k a

(6)

■ yĄ

i 57*05

J P -

N A K Ł A D E M A U T O R A

KRAKÓW — DRUK W . L. ANCZYCA I SPÓŁKI

(7)

Jego E m inencji

Ks. M e tr o p o lic ie A d a m o w i S a p ie ż e

ja ko gorącem u rzecznikow i b e a t y f i k a c j i B r a t a A l b e r t a

pracą tą poświącam

A u t o r

(8)
(9)

Należało się zająć twórczością A dam a Chmielowskiego i zebrać o niej wiadomości nie tylko ze względu na bliższe poznanie lej pięknej postaci drugiej połowg X IX i pierwszych dziesiątek XX stulecia, ale także ze względu na zdobycze przezeń poczynione w rozwoju polskiej sztuki w okresie największego rozkw itu lej sztuki. W Chm ielowskim złączyły się trzy wzniosłe czynniki: głęboka, pełna poświęcenia miłość ojczyzny, ofiarna miłość bliźniego i um iłowanie sztuki. T ym właśnie um iłow a­

niem i ideową w tej dziedzinie działalnością A dam a Chmielowskiego zajął się p. W oltyński, sumiennie zebrawszy m ateriał w granicach m o­

żliwości najbardziej obszerny, a zajm ujący nie tylko badacza sztuki, ale ze względu na tak świetlaną postać i je j zasługi m ający ogólne znaczenie..

Należyte oświetlenie tego m ateriału i zw iązanie go z życiem artysty nadaje tej pracy wybitne wartości.

FELIKS KOPERA

(10)

O D A U T O R A

Oddając niniejszą pracę ja k o krótki szkic tylko, pragnę dać początek należytem u badaniu i odpowiedniemu naświetleniu działalności m alarskiej A dam a Chmielowskiego, późniejszego Brata Alberta. Jak z jednej strony wielkim człowiekiem dziewiętnastego wieku byl Brat Albert, tak z drugiej strony ja k o m alarz, zn any jest tylko poszczególnym jednostkom , które w bliższej styczności z nim żyły. Ogół społeczeństwa natom iast posiada tylko fragm entaryczne wiadomości, podawane tu i ówdzie w jego m ono­

grafii lub uryw kach literackich pojaw iających się obecnie coraz częściej.

Podane w szkicu niniejszym prace m alarskie A dam a Chmielowskiego nie są jeszcze wszystkie; prawdopodobnie wiele jego obrazów i to najlep­

szych znajduje się za granicą i te dopiero później p rzy jakiejś sposobności może poznam y. Z tych, które zdołałem zebrać p rzy bardzo życzliw ej po­

mocy najbliższej R odziny Adam a Chmielowskiego, Państwa Chmielowskich z Podola i Krakowa, Pani Łunkiew iczow ej z W arszawy i Pani Marii Chmielowskiej także artystki m alarki, a dalej na podstawie wiadomości uzyskanych od śp. Ks. Lewandowskiego, artysty śp. Wyczółkowskiego, Pani W itkiewiczowej z Zakopanego i listów pisanych do ówczesnego k ry ty k a L. Siemieńskiego, a użyczonych m i łaskawie przez krew ną jego, przeoryszę ze Lwow a, starałem się podać szkic krytyczn y jego pracy m alarskiej. Pragnąłbym , aby poza tym szkicem w niedługim czasie u ka­

zała się obszerna praca, naświetlająca dokładnie i wyczerpująco i tę

stronę jego wielkiej duszy.

(11)

C ofając się w dziejach rozw oju m alarstw a polskiego od m istrzów dzisiejszych przez wiek XIX aż do jego pierw szej ćwierci, spoty­

kam y różne m om enty, niejako punkty zw rotne, od których ro z­

poczyna się każdorazow o w polskiej sztuce plastycznej pew ien okres.

Okres ten trw a tak długo, dopóki znów pod w pływ em sztuki obcej, zachodniej, bądź też pod w pływ em indyw idualnego kierunku niektórych artystów , nie zm ieni się na inny, odpow iadający albo w arunkom lokal­

nym, narodow ym , albo też ogólnem u prądow i choćby nie zawsze zdrow em u.

U nas praw ie do połow y XIX w. o m alarstw ie, jak o sztuce w szczególnym znaczeniu nie bardzo m ożna mówić. Bądź to ze względu na w ypadki polityczne, które nie m ało w płynęły na zatam ow anie ro z­

w oju kulturalnego, bądź też na b rak odpow iednich indyw idualności, które by potrafiły w ybić się i nadać kierunek sztuce rodzim ej.

Kierunek w ybitnie narodow y istnieje szczególnie w latach 30, 40, a naw et 60-tych, kiedy to uczucia patriotyczne apoteozow ano, a m iłość do ziemi ojczystej, do kraju, szczególną odgryw ała rolę we w szystkich rysunkach i obrazach. A rtyści p oryw ają sw ym i obrazam i społeczeństw o polskie, przedstaw iając typy ludow e, sceny batalistyczne, epizody przed­

staw iające niedawne, a tak heroiczne i pełne ofiar zmagania.

Ale m ało w tym w szystkim silniejszego rozm achu. Za m ało myśli tw órczej, obliczonej na dalszą metę. Czuć w tym pew ne zasklepienie się, zadom ow ienie, a nie w idać zainteresow ania się tym , co się dzieje n a szerokim kulturalnym świecie.

Mamy w praw dzie w pierwszej połow ie XIX w. artystów , ja k np.

O rłowski, stale przebyw ający na północy, lub P io tr Michałowski na za­

chodzie Europy. Oni swym braw urow ym rozm achem i głębokim talen­

tem daw ali znać szerszem u ogółowi o naszym życiu artystycznym ; a n a­

wet, ja k Michałowski w yprzedzili swą epokę o parę dziesiątków lat n a­

przód, będąc niejako prekursoram i późniejszych potęg pędzla. Ale to

9

(12)

tylko jednostki, praw ie izolow ane, nie tw orzące w danej epoce żadnej szkoły, ani żadnego kierunku.

Oprócz nich są jeszcze inni artyści chlubnie zapisani w historii naszej sztuki plastycznej, ja k Stachowicz, W endorf, Sokołowski, a n a­

stępnie ju ż po nieco utorow anej artystycznej drodze dążący Suchodol­

ski, Stattler, no i świetny do dziś dnia w swym śm iałym , żyw ym i peł­

nym tem peram encie batalista i koniarz — Juliusz Kossak.

Ale w szystkim tym poprzednim brak jed n ak jeszcze odwagi do przejm ow ania tego, co w ówczas ju ż w ytw arzała sztuka zagraniczna.

D opiero od połowy XIX w ieku zaczyna się silniejszy ruch arty ­ styczny i u nas. Cyganeria nasza artystyczna, rozprószona poza grani­

cam i kraju, szczególniej we F ran cji i Niemczech, zaczyna przyglądać się pracy tw órczej u obcych. Zaczyna przejm ow ać panujące tam kierunki, nabyw ać techniki, zaznajam iać się z arcydziełam i sztuki wcześniejszej, — w łoskiej, hiszpańskiej, francuskiej i staroniem ieckiej, a połączywszy z nabytą w iedzą jeszcze pierw iastek rodzim y, narodow y, daje nam ju ż w drugiej połow ie XIX w ieku takie potęgi ja k Matejko, G rottger, Gie- rym scy, Brandt, Chełmoński, Malczewski i inni.

*

Żywszy ruch artystyczny plastyków polskich przypada na czas, kiedy za granicam i kw itnie ju ż w całej pełni kierunek im presjonistyczny.

W praw dzie nie jest to nowy kierunek, bo sięga jeszcze XVIII, a naw et i XVII w ieku w szluce w łoskiej, później hiszpańskiej. Tłum iony jednak ciągle przez akadem izm klasyczny, szczególniej w początkach XIX wieku, m im o rozw ijającego się coraz bardziej realizm u stosowanego jeszcze do w spom nianych form ułek i przepisów akadem ickich, zdobyw a w resz­

cie w połow ie XIX wieku zrazu nieśm iało, a potem pełne praw o pano ­ w ania szczególniej we F rancji, potem i w Niemczech.

W rażliw ość na naturę, taką, ja k ą się ją widzi, ze w szystkim i do­

datnim i i ujem nym i stronam i, na pełnię św iatła i jego grę w rozm aitych porach dnia czy nocy na form ie danego m odelu, przez co zm ienia się niekiedy i form a i rysunek, — dążność do w yw ołania silnego w rażenia na w idzu nie tylko tem atem , treścią obrazu, ale i zestaw ieniem plam barw nych odpow iadających rzeczywistości danej chwili, w ogóle szcze­

rość posunięta aż do banalności niekiedy, — to głów ne zasady im ­ presjonizm u.

Zdecydow anym ojcem im presjonizm u we F rancji je st E dw ard Ma­

net. On też w yw arł znaczny w pływ sw ym i dziełam i na szereg później­

szych artystów drugiej połow y XIX w ieku nie tylko we Francji, ale

(13)

i w innych krajach, a pośrednio przez Niemcy i na artystów polskich stu­

diujących lub pracujących już sam o­

dzielnie w tym czasie poza granica­

mi Polski, przew ażnie w Monachium, a częściowo we W iedniu i w P a ­ ryżu.

W tym to czasie spotykam y w Mo­

nachium m iędzy kolonią polską m łode­

go sam ouka, ale rokującego jak n aj- lepsze nadzieje na przyszłość i posia­

dającego wielki w pływ artystyczny na jem u w spółczesnych — Adama Chmie­

lowskiego, późniejszego B rata Alberta.

Chmielowski Adam, Hilary, B er­

nard, trojga imion, pochodzi ze starej szlachty w ołyńskiej Jastrzębców , z ojca W ojciecha i m atki Józefy Borzysław- skiej. U rodził się 20 sierpnia 1846 roku we wsi Igołom ia, gm ina Czernica w po­

wiecie Miechowskim. Ojciec jego był naczelnikiem kom ory celnej w służbie rosyjskiej, a potem przeniesiony został

do Słupca. Adam ochrzczony był dopiero 17 czerw ca 1847 roku w koś­

ciele N. M. P. w W arszaw ie 1).

Ojciec jego, jeden z czterech braci, ziem ianin, był w łaścicielem m a jątk u Lipow a na W ołyniu. M ajątek Lipow a później sprzedano, a praw dopodobnie drogą posagu żony dostał W ojciech Chmielowski wieś Czernicę nad W artą, k tó rą potem po jego śm ierci w roku 1853 pełnom ocnik ich rodziny Dangiel sprzedał i spłacił Chm ielow ską w raz z dziećmi. Chmielowska za pieniądze otrzym ane kupiła kam ienicę w W arszaw ie i sam a się tam przeniosła. O piekuństw o nad dziećmi objął Jan Kobylański, a prow adząc nieszczególnie interesa sieroce, zm uszony był i tę kam ienicę po roku 1870 sprzedać, tak, że rod zeń ­ stw o — Adam, Stanisław, M arian i siostra Jadw iga, późniejsza p. Sza­

niaw ska — zostało praw ie bez zaopatrzenia. Matka um arła przedtem w roku 1858 '■*).

') W ia d o m o ść tę w y n o t o w a ł k s. dr L e w a n d o w s k i z k sią g m e tr y k a ln y c h w W a r sz a w ie .

2) W ia d o m o śc i u z y sk a n e c z ę ś c io w o z p a m ię tn ik ó w o s o b is ty c h ks. d r L e w a n ­ d o w s k ie g o , c z ę ś c io w o o d n a jb liższej r o d z in y C h m ie lo w s k ie g o .

S io s tr a A. C h m ie lo w s k ie g o Jad w iga, p ó ź n ie js z a S za n ia w sk a .

U

(14)

P raw dopodobnie jeszcze ojciec w y­

słał go do P etersburga do szkoły paziów, ale po roku został przez m atkę odebrany i um ieszczony w W arszaw ie w gim nazjum realnym , o charakterze szkoły kadeckiej Pankiewicza. W roku 1862 po ukończeniu tego gim nazjum w yjechał Adam Chmie­

lowski na politechnikę do Puław . Tu za­

stało go powstanie. Jako 18-letni m łodzie­

niec w stępuje w szeregi pow stańcze w raz z Piotrow skim Antonim , Benedyktowiczem i innym i, — i po jak im ś czasie zostaje adiutantem generała Zygm unta Chmieliń­

skiego. P rzy odbiorze m eldunku pod T ro- jaczyną, ciężko ranny w nogę odłam kiem rosyjskiego granatu, dostał się do szpitala rosyjskiego, skąd po am putacji nogi, — k tó ­ rej dokonał świeżo w ówczas doktoryzow a­

ny lekarz rosyjski, ale polak D r F lorkie- wicz i założył m u nieszczególną protezę, — udało m u się przy pom ocy przyjaciół w y­

jechać potajem nie za granicę, do F rancji, gdzie przez jed en rok uczęszczał do szko­

ły Batignolskiej 1).

Po uzyskaniu am nestii w rócił do kraju, ale nie długo tu bawił, bo ciągle był pod nadzorem policji. Dlatego w yjechał do Belgii do Gan­

dawy, aby tam dokończyć studia techniczne. W reszcie czując w sobie talent m alarski przeniósł się, ja k pow iada Benedyktowicz, w roku 1868 do M onachium, aby poświęcić się studiom m alarskim .

W M onachium stał w ówczas na czele szkoły m alarskiej Piloty, skłaniający się w znacznej m ierze ku now em u kierunkow i im presioni- stycznem u i pozostaw iający sw ym uczniom wiele sw obody w m alow a­

niu. Jest też tam i artysta niem iecki F ranciszek Adam. Stąd zaczynają i nasi m alarze przejm ow ać ów kierunek im presjonistyczny.

Chmielowski zastaje tam już całą kolonię polską i to sam e potęgi pędzla, ja k G ierymskich, B randta, który ju ż w rok u 1866 m iał sw ą w łasną szkołę, Chełmońskiego, krótko St. W itkiew icza, z którym łączyły go później w W arszaw ie serdeczne stosunki. Tu odrazu, m im o że sa­

m ouk i nowicjusz, — nieszczególny rysow nik, — do tego stopnia, że

') W e d łu g p. W itk ie w ic z o w e j, w d o w y p o St. W itk ie w ic z u w Z ak op an em . — Z ty m d o k to r e m sp o tk a ł s ię C h m ie lo w s k i p o w ie lu la ta ch w Z ak op an em .

i

C h m ie lo w sk i p rzed p o w sta n ie m .

(15)

z m odelem żyw ym początkow o nie m ógł sobie dać rady i sam się do te­

go otw arcie do L ucjana Siemieńskiego przyznaje, ale za to nadzw yczaj bystry ob serw ator o n ad er w ysubtelnionym poczuciu kolorytu, — i nie bez talen ­ tu m alarskiego, zadziw ia Chmielowski wszystkich, naw et starszych m alarzy i uchodzi poprostu za w yrocznię w kw e­

stii koloru i harm onii b a r w ł). Sam ćw iczenia swoje rozpoczął kursem ry­

sow ania m odeli antycznych, co było obow iązkow e dla now o w stępujących do szkoły m alarskiej.

Około 4 lata przebyw ał Chmielow­

ski w M onachium. Początkow o w spo­

m agał go m aterialnie hr. Dzieduszycki ów czesny m inister, nakłaniając go do studiow ania i kształcenia się w m alar­

stwie historycznym . Ale do tego znów Chmielowski, będąc z n atu ry więcej rom antykiem , nie m iał zupełnie ani ochoty, ani zam iłow ania.

W roku 1874 w raca do k raju na stałe i osiada w W arszaw ie. Tu za­

m ieszkał ze swoim i znajom ym i, A ntonim P iotrow skim i W itkiew i­

czem w hotelu Europejskim , gdzie urządzono pracow nię. W cukierni na placu św. A leksandra schodzono się razem i tam odbyw ały się n ader gorące dysputy w kw estiach sztuki.

W W arszaw ie żył także Chmielowski w przyjaźni z H enrykiem Sienkiewiczem, od którego otrzym ał naw et pokój opleciony bluszczem, a u artystki Heleny M odrzejewskiej i jej m ęża Chłapowskiego byw ał bard zo częstym i wielce m ile w idzianym gościem. Z tego też czasu datuje się jego pom ysł m alow ania po rtretu M odrzejewskiej i d aro ­ w ania go M uzeum N arodow em u w Krakowie. Ale w skutek nieporozu­

m ienia w ynikłego pom iędzy nim i skończyło się n a tym, że Chmielow­

ski podobno zaczęty szkic podarł, a pozostały szkic głów ki M odrzejew-

x) T a le n t m a la rsk i c z ę ś c io w o o d z ie d z ic z y ł p r a w d o p o d o b n ie p o m a tc e , k tó ra sa m a ta k że r y s o w a ła — ja k o d y le ta n tk a — a k tó rej o r n a ty w y k o n a n e h a fte m w e ­ d łu g jej w z o r ó w d o d z iś dnia j e s z c z e zn ajd u ją się w K la sz to r z e w C z ę s to c h o w ie .

C h m ie lo w s k i k o n n o .

13

(16)

skiej m iał się znajdow ać u brata jego Mariana, w ybitnego rytow nika.

Po tym szkicu jednakże obecnie ani śladu nigdzie nie ma.

Z Chłapowskim i też projektow ał podróż do A m eryki północnej, w okolice St. Francisco, ale skończyło się na projekcie tylko, bo tamci w yjechali, a Adam pozostał w kraju.

W ro k po śm ierci swojego Cicerona artystycznego i serdecznego przyjaciela Lucjana Siemieńskiego, ówczesnego krytyka, — i po rozbi­

ciu się m alarskiego kółka w W arszaw ie, przeniósł się Chmielowski w r. 1878 do b rata Stanisław a do H orostkow a, koło H usiatyna, gdzie Stanisław był adm inistratorem d ó b r W ilhelm a Siemieńskiego. W rok później w idzim y go w K udryńcach i Zawału u Mateusza Chmielow­

skiego (z innej rodziny), teścia b rata Mariana. Tak w H orostkow ie jak i w K udryńcach dość dużo m alow ał. Szczególnie wiele akw areli pocho­

dzi z tych czasów. W ów czas często jeźd ził konno. Bowiem m im o zepsu­

tej nogi przepadał za konną jazdą, a jeździł znakom icie. Stąd też od­

byw ał bliższe i dalsze wycieczki, to do Chojeckiego, zięcia Lucjana Siemieńskiego, to do Janow a lub Zarzecza, to do Pieniak do Hr. W ło ­ dzim ierza Dzieduszyckiego.

Około roku 1880 następuje u Chmielowskiego niejako przełom w życiu. Już przez m atkę tercjarkę zakonu św. Franciszka, któ rą zapa­

m iętał jak o chłopię w szarym habicie w trum nie, w ychow any ogrom nie religijnie, wr późniejszym życiu m im o chwilowego upadku ogrom nie w ierzący i skłaniający się do m istycyzm u, a zapatrzony w ideały św. F ranciszka z Asyżu, nosi się z m yślą w stąpienia do zakonu. I rze­

czywiście 20 w rześnia 1880 r. w stępuje do now icjatu 0 0 . Jezuitów w Starej Wsi. Tu je d n ak w krótce popada w rozstrój nerw ow y i m elan­

cholię do tego stopnia ciężką, że w roku 1881 m usiano go odesłać do zakładu um ysłow o chorych. Stąd odebrał go dopiero b rat Stanisław po blisko rocznym pobycie i um ieścił u siebie w Kudryńcach, gdzie jeszcze przez cały rok do nikogo ani słow a nie przem ów ił, siedząc całym i dniam i nad książką, praw dopodobnie nad żyw otam i świętych, lub też zatopiony w rozm yślaniach i nie czuły zupełnie na to co się koło niego dzieje. Po odzyskaniu zdrow ia, w stąpił do HI-go zakonu św. F ranciszka Serafickiego jak o świecki tercjarz. I z tą chw ilą rozpoczyna pracę apo­

stolską na Podolu, k tó ra trw a do roku 1884-go, kontynuując dalej m a­

larstw o. Ale ja k tryb życia i usposobienie, tak zm ieniają się i jego tem aty artystyczne.

Mianowicie, teraz oddaje się przew ażnie m alarstw u religijnemu.

M aluje obrazy do kościołów, szczególnie Serca P an a Jezusa i N ajśw ięt­

szej Marii Panny, restau ru je zniszczone, któi'ych wiele spotykał na Po-

(17)

doki, W ołyniu, a naw et i na Podlasiu w tam tejszych kościołach. Od czasu do czasu rozpoczął jeszcze ja k iś świecki obrazek rodzajow y, uży­

w ając naw et modelki, ja k sam później opow iadał, z pośród miejscowych dziewcząt (p. M orstin-Górska posiada szkic dziewczynki (fig. 18).

Po otrzym aniu rozkazu od w ładz rosyjskich natychm iastow ego opuszczenia Podola, jak o politycznie podejrzany, przenosi się do Galicji i w roku 1884-tym zam ieszkuje w Krakowie. Najdłużej m ieszkał u Ja­

nikowskiego przy ulicy Basztowej, bo przez rok 1886-ty i 1887-my i tam też urządził sobie swoje atelier m alarskie. Często także zaglądał do p ra ­ cow ni artysty Antoniego Piotrow skiego, m ieszkającego podów czas w K ra­

kowie we w łasnej kam ienicy przy ulicy Smoleńskiej, tam gdzie do nie­

daw na istniała pracow nia artysty Pochwalskiego. Widy^wali się razem i dyskutow ali z Pochw alskim , W yczółkow skim , z którym naw et jed en obraz wrspólnie m alow ali. Chmielowski później praw ie zupełnie obraz ten przem alow ał, pozostaw iając tylko niebo. Miał to być m ianow icie pejsaż w schodni, zaludniony fantastycznym i boginiam i i kapłankam i, dołem zaś m iała być polana z kw iatam i, o których nam alow anie Chmie­

low ski prosił W yczółkowskiego, jak o m istrza w tym kierunku. Rzeczy­

w iście W yczółkow ski nam alow ał, dziś jeszcze cośkolw iek w idoczne kw iaty o barw ie liliowiej '). Jednak Chmielowski, spostrzegłszy że obraz nie harm onizuje z jego obecnym nastrojem i sposobem życia, p rzem a­

low ał go, w skutek czego pow stało potem zupełnie co innego (fig. 2).

Obecnie obraz ten je st w łasnością prof. d r Kostaneckiego w Krakowie.

Podobny, jak o m otyw w zestawieniu m ocno czerwonego nieba, jak o smugi czystego cynobru, z ciem nym w ieczornym pejzażem, ale bez żadnej architektury, tylko zaledw o w idoczne w ciem nych sylw et­

kach domki w iejskie z zaroślam i, — znajduje się w Muzeum N arodo­

w ym w K rakowie w dziale E razm a Barącza, zatytułow any «Nastrój wieczorny)) (fig. 3).

Przez lata 1886, 1887, 1888 jeszcze ciągle m aluje choć bardzo czę­

sto bez podpisu i praw dopodobnie spienięża, obracając dochody ze sprzedaży na cele hum anitarne. W tym bow iem czasie, bo w roku 1886, za pozw oleniem kard y nała D unajew skiego przyw dział habit Zakonu św. F ranciszka i zerw ał wszelkie węzły tow arzyskie, świeckie, częściowo i naw et rodzinne, a oddal się pracy nad złagodzeniem nędzy m oralnej i m aterialnej w przytulisku bezdom nych w Krakowie.

W końcu roku 1888-go pośw ięca się wreszcie całkowicie pracy filantropijnej w zorganizow anym przez siebie, wyżej w spom nianym schronisku dla bezdom nych. Teraz m aluje już tylko doryw czo i tylko

J) O p o w ia d a n ie o s o b is te p rof. W y c z ó łk o w sk ie g o .

15

(18)

obrazy treści religijnej, a to za specjalnym pozw oleniem biskupa, ze względu na złożone śluby ł), i na tej pracy dokonyw uje żyw ota w K ra­

kow ie w dniu 25 grudnia 1916 roku.

*

Adam Chmielowski, znany szerokiem u św iatu katolickiem u jak o

«Brat Albert)), wielki duch filantropijny, tw órca Zgrom adzenia służebni­

ków dla tych najniższych, w ydziedziczonych i w yzutych ze wszystkiego, nieraz szum ow in społecznych, — nie znany je st natom iast z innej strony, m ianow icie w świecie kultury i rozw ijającej się u nas z biegiem czasu sztuki plastycznej.

A przecież to jed en z pierw szych, bodaj czy nie pierw szy obok Stanisławskiego, artysta, hołdujący i w prow adzający w m alarstw o pol­

skie now y kierunek — im presjonistyczny. Żaden ze starszych jego ko­

legów nie zdobył się przedtem na to, aby z otw artą przyłbicą stanąć do walki, szczególniej u nas w Polsce z zakorzenioną trad y cją m alo­

w ania dla podobania się publice. On pierw szy, dając obrazy tak odm ienne tem atem , ja k kolorytem i techniką od dotychczasow ych, rzucił rękaw icę w yzw ania opinii i krytyce polskiej, obsyłając w ystaw ę k rakow ską swoimi obrazam i, w których głów ną rolę grał nastrój, wywołań}’ zestaw ieniem barw , grą światła, cienia, nierzadko i sam ą treścią obrazu. N astrój ów, ja k Niemcy nazyw ali «Sztimmung», był alfą i omegą u Chmielowskiego.

Już z natu ry swojej marzyciel, idealista, skłaniał się więcej ku św iatom fantastycznym , co jedn ak że nie przeszkadzało m u być nader bystrym obserw atorem natury, um iejącym utrw alić na płótnie, jej n aj­

tajniejsze m om enty i choć przy słabym niekiedy rysunku, niezrów nanie zestaw ionym i barw am i oddać jej życie, — jej ducha.

Zacząwszy dość późno bo około 24-go roku życia swoje studia artystyczne, m im o że duchow o artystycznie w ybitnie uposażony, m usiał Chmielowski początkow o borykać się z trudnościam i rysunkow ym i.

Studia rozpoczyna nie ja k podaje Swieykowski, a z nim w idocznie i A rtur Schroeder w swych szkicach — ((Błękitnym śladem)) — w szkole krakow skiej, bo w tej nigdy nie był, lecz w Akademii m onachijskiej.

Nad rysunkiem z m odelu gipsowego i antyku biedzi się blisko przez 2 lata. W jedny m z listów do L ucjana Siemieńskiego pisze: «Od rana do w ieczora siedzę w szkole i rysuję z antyków , — parę godzin z natury; inaczej robić nie podobna, chcąc się czegoś nauczyć. Piękność form y tych gipsów, czasam i do rozpaczy doprow adza. K ontur głowy

T a k p o d a je p. W itk ie w ic z o w a .

(19)

B rat A lb ert

(w e d łu g p o r tr e tu L. W y c z ó łk o w s k ie g o )

robi się trzy albo najm niej dw a dni, figury po tygodniu, albo d w a))1).

Mimo tych trudności garnie się całym w ysiłkiem do pracy, popierany i kierow any głównie przez swego przyjaciela i p rotektora Lucjana Sie- mieńskiego 2).

Do niego też zw raca się z całym zaufaniem we w szystkich kw e­

stiach artystycznych. Przy tej w ytężonej pracy ogarnia go naw et nieraz i zniechęcenie, do czego nie m ało przyczyniały się i nieszczególne w a­

runki m aterialne. Hr. Dzieduszycki pom agał mu, ja k ju ż wyżej w spom ­ niano, m aterialnie podczas jego studiów , ale niem niej chciał widzieć w nim m alarza zgodnego ze sw oją epoką. Tym czasem Chmielowski

*) Z lis tó w m o n a c h ijsk ic h d o S ie m ie ń sk ie g o . 2) T a m że.

17

(20)

po rozm aitych poprzednich przejściach nadw yrężony fizycznie, co nie było bez w pływ u na jego stan psychiczny, a dalej, z nagle rozbudzoną chęcią poznania starożytności i średniow iecza z ich ku ltu rą i sztuką, k ierow ał się na zupełnie inne tory. Sam pisze o sobie że «wobec cofnięcia nakładu hr. Dzieduszyckiego jeszcze na rok, nie m a dobrych nadziei n a przyszłość, bo ro k jeszcze je d en w Akademii je st niezm iernie mało, a pom inąw szy kw estię talentu, ktokolw iek nie zrobił dokładnych stu ­ diów, i o ile m ożna kom pletnych, naw et żeby z bardzo dużym talentem , m usi przepaść koniecznie® 1).

A koniecznie chciałby w ierząc w swój talent artystyczny, skończyć kom pletne studia i tam, za granicą starać się o dobre imię. Nie dlatego, że dużo potem płacą, ale dlatego, że «jak się jest ju ż raz zaakceptow a­

nym, to m ożna robić co m yśl i talent przyniesie, bo w przeciw nym razie przechodzi na upokarzającym w yrobnictw ie i dogadzaniu sm akowi publiczności kupującej, a na postęp i robotę lepszą nie m a czasu, ani m ożności))2).

Tak więc idealnie pojm ując sztukę, nie m ógł zadow olnić w ym agań nie tylko swojego protektora i opiekuna, ale i publiki, względnie k ry ­ tyki artystycznej. Nie był też zachw ycony w spółczesną krytyką, ja k a się pojaw iła w «Kraju» z okazji w ystaw y w iedeńskiej, ze względu na niezrozum iałą term inologię m alarską, a tym sam ym i niezrozum iałą krytykę, w prow adzającą tylko zam ieszanie i błędne pojęcia o o b ra z a c h 3).

N iew ypow iedziany u rok m iały dla niego czasy i życie daw niejsze — bardzo odległej starożytności — czasy Grecji i R z y m u — ja k sam w spo­

m ina «to życie całe daw nych ludzi, dom ow e i publiczne, a zawsze takie pełne i m ęskie — ich literatu ra i sztuki — w szystko m nie bardzo do siebie przyciąga. Nowych czasów nie um iałbym zrozum ieć, a raczej m alow ać i nie m am do tego gustu żadnego® ■% Dlatego też czyni sk ru ­ pulatne studia obyczajów, kostium ów drobiazgów życia starożytnych czasów, jak o środek ułatw iający m alow anie. A nade w szystko studiuje filozofów i poetów’, szczególnie Platona i Dantego, który nie m ały w pływ w y w arł na jego późniejsze kom pozycje fantastyczne, i wielu innych, historię i biblię, na to, aby starać się patrzeć na tam te czasy, ja k gdyby był tam tych w ieków człowiekiem. « T rzeba zrozum ieć rzecz całą ich w łasnym rozum em , a nie naszego w ieku pojęciem . W iem — pisze d a­

*) Z lis t ó w do S ie m ie ń sk ie g o . — N ig d zie je d n a k u S ie m ie ń sk ie g o w caJym je g o w y d a n iu d z ie ł z b io r o w y c h n ie m a w z m ia n k i o C h m ie lo w s k im , d la te g o , ż e C h m ie ­ lo w s k i b y ł w ó w c z a s j e s z c z e za m ło d y ja k o m alarz.

2) L isty m o n a c h ijsk ie . s) T a m że.

4) T a m że.

(21)

lej — ja k to dużo jest do zrobienia, ale uw ażam to za konieczne, jeżeli się m a choćby jakiekolw iek now e słowo pow iedzieć i uniknąć konw en- cjonalności w rzeczy ju ż tyle ro bio nej))1).

W ynikiem tych studiów je st już w łasna jego kom pozycja, je st to pierw szy obraz olejny m onachijski w ystaw iony w Krakowie, ja k to z li­

stów do Siemieńskiego wynika, w którym pisze, że obaw ia się ja k krytyka przyjm ie jego obraz. W następnym zaś liście tłum aczy się Siem ieńskiem u dlaczego tak, a nie inaczej m alow ał. Obraz, fig. 4 przedstaw ia postać stojącą w pow łóczystej jasnej sukni w pokoju z drzw iam i otw artym i na ogrodow ą w erandę. Przy stoliku, na którym stoi flakon z kw iatam i obok statuetki jak iejś z epoki francuskiej. Pejzaż robi w rażenie w ło­

skiego. W dali w idać arch itek tu rę nowoczesną. Jednak o tym o b ra­

zie nie m a nigdzie w zm ianki. Jest tylko jego fotografia w raz z kilkom a jeszcze późniejszym i u bratanicy, pani Mewy Łunkiewiczow ej w W ar­

szawie, z dopiskiem pod spodem fotografii ((pierwszy obraz monachijski)).

W roku 1869-tym następuje ju ż drugi obraz podpisany i datow any, zatytułow any: ((Włoska sjesta)). Obraz średnich rozm iarów na płótnie.

W eranda, w zględnie taras ze stopniam i, na niej na pierw szym planie trzy osoby siedzące (fig. 5). Za nim i na dalszym planie stoją znow u trzy osoby zajęte ożyw ioną rozm ow ą, a na lewo obok fontanny jeszcze dwie. Głębiej na lewo w idać architekturę. N aw prost w7idza grupa ciem ­ nych drzew. Nie w iadom o jak i koloryt m iał ten obraz, a także nie w iadom o gdzie się znajduje, ale choćby z fotografii m ożna wyczuć, że m usiał być utrzym any cały w tonie żywym, dość jasnym . W układzie, tle, sposobie traktow ania pejzażu przypom ina żywo w pływ y F euerba- chow skie, ja k w ogóle wiele innych jego obrazów , w których i inne w pływ y ja k np. Boecklina nie poślednią grały rolę, o czym jeszcze później będzie mowa.

Z tego samego czasu pochodzi i «Sielanka» (fig. 6), obraz olejny, przedstaw iający postać siedzącą, zam yśloną, na brzegu w ystępu skalnego, obok niej w azon grecki. N aprzeciw na skale siedzi Satyr z okrągłym kapeluszem i w ygryw a na piszczałkach.

Na krzaku na lewo na pierw szym planie w idać rozkw itłe róże, na praw o zaś za kobiecą postacią, ciekaw ie zaglądająca sarenka, zw abiona znać m uzyką satyra, a ośm ielona spokojem i nieruchom ością zasłucha­

nej i zam yślonej dziewicy. W całym obrazie tkw i jeszcze pierw iastek liryczno-rom antyczny.

Jak na tych p aru obrazach widać, chodziło Chm ielowskiem u o w y­

w ołanie nastroju nie niepokojącego, co dopiero później u niego wystę- puje, ale m iłego, spokojnego, sączącego ciszę i ukojenie w duszę w idza —

’) T a m że.

19

(22)

ja k b y w ytchnienie. P rzy tym koloryt i harm onia barw zdaje się jeszcze więcej podnosić w rażenie.

U odać należy, że obrazy te kom pozycją sw oją nie odpow iadały ówczesnej nauce w A kadem ii m onachijskiej, gdzie królow ał w tedy akadem icki klasycyzm pom ieszany z rom antyzm em . Piloty, przy całej swej tolerancji now ych pom ysłów , jeszcze przy korekcie, pociągnął ja k ą ś linię w edług swego w idzenia i modela, lub położył ja k ą ś plam ę barw ną, które potem w ym agały niejednokrotnie całego przem alow ania lub prze­

rysow ania, bo ((zostawić ani popraw ić m istrza nie wypadało® *). W szyst­

kie zatem podane kom pozycje opracow yw ane były poza szkołą, a w skutek tego zupełnie sam odzielnie i indyw idualnie, choć tem atem w niektórych w ypadkach zbliżone naw et jeszcze do kierunku rom antycznego, ja k w i­

dać to niejednokrotnie na wyżej przytoczonych obrazach. Świeykowski, we w spółczesnej ocenie obrazów Chmielowskiego, w ystaw ionych w Tow.

Przyj. Sztuk P ięknych w K rakow ie pisze o nim, że odznacza się głębo­

kim, pow ażnym n a stro je m 2). To sam o odnosi się do kilku innych, w y­

staw ionych w latach 1869 i 1870 w Krakowie, a które zakupiono i nie w iadom o, gdzie i u kogo się znajdują.

Rów nocześnie interesuje się w szystkim i now ościam i w m alarstw ie w spółczesnym . Stykając się ciągle z ów czesnym i pow agam i, zaczyna przejm ow ać now y kierunek, opierając się je d n ak nie na rzeczach o stat­

nich, ale szukając w pływ ów dalszych. Im ponują m u geniusze sztuki staro w łoskiej, Rafael, stare Niemcy. P rzejm uje się ich um iejętnością obserw ow ania i pojm ow ania natury, kolorytu. Yeronese i T ycjan ze swym gorącym kolorytem , a Velasquez z techniką, to są dla niego d ro ­ gowskazy. ((Zresztą — pow iada — robić to co głow a w ym yśli i w edle talentu — ja k się nie zrobi nic bardzo nowego, to przynajm niej będzie się robiło rzeczy pow ażne, dla których ludzie m uszą m ieć szacunek. Jak m i m ożność pozw oli i będę tak m yślał — to tak m am nadzieję robić))3).

Tym czasem dając w odze swej bujnej i zawsze gdzieś za św iaty unoszącej go fantazji, m aluje «Bajkę» o synu dobrym , co szedł po w odę życia do złotego drzew a. Lecz żałuje, że wszystkiego tego co je st w bajce w ym alow ać nie można, bo «trzebaby ogrom nie dużo stylizować, a ze stanow iska m alarskiego biorąc, bardzo je st trudno grozę i tajem niczość takiej drogi oddać». Sens natom iast go zachwyca, ja k o szukanie w ody życia.

Tej wody życia zaczyna Chmielowski szukać ju ż w tedy w M ona­

chium — i już w tedy w jego duszy zaczyna następow ać przeobrażenie,

*) L isty m o n a c h ijsk ie .

2) Ś w ie y k o w s k i. P a m ię tn ik i T o w . P rzy j. S ztu k P ię k n y c h w K ra k o w ie.

s) L isty m o n a c h ijsk ie .

(23)

k tó re w kilkanaście lat później skłoni go do nałożenia habitu zakonnego i przerzucenia się do m alarstw a religijnego.

W M onachium ju ż zaczyna się strona m istyczna jego duszy obja­

w iać dążnością do doskonałości chrześcijańskiej, w celu tw orzenia rzeczy o treści religijnej, bez której to doskonałości i głębokiej w iary — m alarstw a religijnego nie uznaje. W jed n y m z listów do Siemieńskiego pisze tak: «Chcąc zrobić religijny obraz, to trzeba w ierzyć ślepo, a w o b ra­

zie najnaiw niej i najszczerzej pow iedzieć to, co się m yśli — inaczej je s t kom edia. D owód na to najlepiej, że niektórzy m alarze religijni śm ieją się z Perugia *). Jakże m a być inaczej — kiedy tam ten w ierzył w Boga — a ci w kolej żelazną z telegrafem i zdaje im się, że farbą i pędzlem m ożna P an a Boga nam alow ać. Mnie się zdaje, że tu najw y- szukańsze piękno nie pomoże, a tylko styl cośkolw iek ratu je i do pew ­ nego stopnia zad aw aln ia» 2).

To też zagłębiając się w starożytnych filozofach i studiując szcze­

gółow o biblię, szuka tej wody życia o której naw et Chrystus m ów ił, że «jest w nim a nie za górami®.

Zastanaw iając się nad celem sztuki jak o takiej, zapytuje, czy służąc sztuce, m ożna też Bogu służyć. ((Chrystus mówi, — że dw om panom służyć nie m ożna. Choć sztuka nie m am ona — ale też nie Bóg, boży­

szcze prędzej. Ja zaw sze myślę, że służyć sztuce, to zawsze w yjdzie na bałw ochw alstw o, chybaby ja k F ra Angelico sztukę, talent i myśli Bogu ku chw ale poświęcić i święte rzeczy m alow ać, ale by trzeba na to jak tam ten siebie oczyścić i uświęcić i do klasztoru w stąpić, bo na świecie b ard zo trudno o natchnienie do takich szczytnych tem atów . A ja k piękna to rzecz bardzo, święte obrazy. B ardzobym chciał u Boga uprosić, żeby je robić, ale ze szczerego natchnienia, a to nie każdem u dano» 3).

Spełniły się jego pobożne życzenia, ale dopiero w dalszej epoce życia i kto wie, czy obok pom nikow ego dzieła, które pozostaw ił po sobie w postaci zakonu filantropijnego, dziś ju ż po całej praw ie Polsce filiami rozsianego, nie byłby zasłynął ja k o drugi Angelico polski, — polski m alarz religijny, w zniosły, natchniony, m alujący pod tchnieniem Bożym.

Nie bez w pływ u na jego ogrom nie w rażliw ą duszę pozostały także i ostatnie w ypadki dziejowe, w których sam b rał udział m ianow icie, pow stanie w roku 1863-cim i jego upadek. I, ja k w ielu innych artystów , z genialnym w tym kierunku G rottgerem, k tó ry oddaje na k artonie czy na płótnie te m om enty zm agań i nadludzkich praw ie w ysiłków ucie­

>) T u C h m ie lo w s k i się m y li, b o P e r u g in o b y ł n ie d o w ia r k ie m . 2) L isty m o n a c h ijsk ie .

3) d etto .

21

(24)

miężonego naszego Narodu, dając całą gamę uczuć, przechodzącą od gorącej, do ekstatycznej w iary w lepszą przyszłość i pow odzenie, aż do bezgranicznego zw ątpienia, — tak i Chmielowski bądź innych zachęca do pracy artystycznej w tym kierunku J), bądź też sam daje kilka o b raz­

ków z epizodam i, zw iązanym i ze w spom nieniam i ostatnich w alk o nie­

podległość. T akim jest np. m ały obrazek akw arelow y, obecnie znajdujący się w Muzeum N arodow ym w Krakowie w oddziele E razm a B arącza (fig- 7).

N iew ielka ta akw arelka, 2 0 X 1 5 cm, przedstaw ia grupę jeźdźców w rogatyw kach, w olno posuw ających się za postacią pieszą na przodzie, obm arzłą, czy ośnieżoną, zdaje się przew odnikiem , przez pustą białą od śniegu rów ninę, pod niebem ciężkim szarym , jak b y zagniew anym na w idok beznadziejnej tułaczki w ybranych synów Ojczyzny, — je st po- prostu otw artą księgą, w której czyta się losy tych ludzi.

Jest to — ja k się bardzo trafnie i z ogrom nym uznaniem prof.

W yczółkow ski o tej akw areli w yraził — doskonała historia całego po­

w stania styczniowego. Z obrazka tego, ja k z otw artej księgi czyta się ow ą beznadziejność poryw u i bankructw o całego przedsięwzięcia. O bra­

zek utrzym ań}' je st w tonie szarym. Gdzieniegdzie tylko ożyw iony czer­

w oną plam ką rogatyw ki, potęguje to w rażenie 2).

Drugim obrazem tej treści je st obraz olejny, dziś ju ż m ocno zni­

szczony zatytułow any «Na placówce)) (fig. 8). Obraz stojący, 6 2 X 2 8 cm przedstaw ia pejzaż zimowy. Tło, ciem ny las sosnowy, dołem śnieg jasn y, środkiem ciem na ściana lasu, górą zachm urzone niebo. Na pierw szym planie po lewej stronie postać na koniu barw y kasztanow atej. Obok drugi koń siwy zw rócony tyłem , z przerzuconym czerw onym nakryciem , którego odprow adza postać w czerwonej rogatywce. W głębi parę koni i postaci m niej widocznych. Na praw o od siwka, na środku resztki tle­

jącego ogniska od którego ja sn ą sm ugą unosi się dym i ginie m iędzy drzew am i kierow any podm uchem w iatru w lewo. Całość — ciem ny środek obrazu ze sosnow ym lasem na którego tle w ybijają się postacie, dół rozjaśniony śniegiem, góra białym i obłokam i zaróżow ionym i w cze­

snym w schodem — w środku ognisko. W idocznie placów ka w ysunięta naprzeciw wroga, aby obronić w spółtow arzyszy utrudzonych i odpoczy­

w ających po odbytej potyczce.

O statni ro k pobytu Chmielowskiego w M onachium znaczy się w iększym obrazem olejnym , w ystaw ionym w salonie Tow. Sztuk Pięk­

') Jak Maks G iery m sk i, k tó r e g o , w e d łu g tw ie r d z e n ia p rof. W y c z ó łk o w s k ie g o , C h m ie lo w s k i z a c h ę c ił d o m a lo w a n ia s c e n p o w s ta ń c z y c h .

2) O braz te n m y ln ie z a ty tu ło w a n y w k sią ż c e «Z ycie B rata A lb erta w o b r a ­ zach)) w y d a n e j w ro k u 1936 ja k o « P o lo w a n ie » .

(25)

nych w K rakow ie w roku 1874-tym o tem acie wyżej w spom nianym za­

tytułow anym «Na pikiecie))*). Gdzie się ten obraz znajduje nie wiadom o, tak ja k i wiele jeszcze innych o tej samej mniej więcej treści np. ((Po­

słaniec na koniu)), które swego czasu były w ystaw ione także i w W ar­

szawie.

*

Z chwilą, kiedy jego najlepsi przyjaciele ja k : Chełmoński, Gerym- ski, Piotrow ski Antoni zaczynają opuszczać Monachium, rów nież i Chmie­

lowski nie kończąc ju ż M ajsterschuli, tym więcej, że i m aterialnie nie szczególnie był sytuow any, przenosi się do W arszaw y.

Tu teraz zdała od w pływ u szkoły, w ścisłym kółku pozostałych i now o poznanych przyjaciół, artystów , rozpoczyna drugi etap swojej pracy artystycznej, ale ju ż indyw idualnej, nie krępow anej niczym i ni­

kim. O dtąd zaczyna się w ypow iadać swym i obrazam i dość jasno, w y­

bitnie ja k o im presjonista.

Jednym z pierw szych obrazów , w ystaw ionych w W arszaw ie już w r. 1876, był obraz w iększych rozm iarów , bo około 150 X 70 cm, form y ręcznikow ej, olejny, zatytułow any «Ogród miłości)) (fig. 1), m ylnie przez długi czas podaw any, ja k o «Noc świętojańska)), choć do samego tem atu m ożna dobrze zastosow ać tak pierw szy ja k i drugi tytuł. Treścią obrazu je st składanie ofiarnych w ieńców na płonącym ołtarzu miłości. Na pierw ­ szym planie p ara w m iłosnym uścisku, poza nim i ołtarz o form ach re­

gularnych, architektonicznych, z planem sześciokątnym , z płonącym ogniskiem, ub ran y girlandam i kw iatów , a na nim znajduje się ledwo dostrzegalny napis grecki

— 'HAONH

(hedone — rozkosz). Na lewo od ogniska ofiarnego dwie postacie; na przodzie chłopiec, a za ołtarzem w tyle ja k gdyby kapłanka z w ieńcam i różanym i w rękach; oboje ze w zrokiem skierow anym na parę na planie pierw szym . Na praw o k o ro ­ wód p a r w ychodzący z głębi obrazu, z poza wzgórza i dążących do ogniska z wieńcam i na głow ach lub w rękach. Jeden z takich wieńców leży porzucony obok pierw szej pary.

Za tło pejzaż ożyw iony zaroślam i i strum ykiem , w którym odbija się św iatło w schodzącego księżyca. Również i na postaciach szczególnie dalszych, k ładą się zielonaw e refleksy św iatła księżycowego. N atom iast osoby znajdujące się blisko ogniska oświetlone są ostro jego św iatłem Całość utrzym ana w ogrom nie ciem nym tonie, tak że trzeba się dobrze w patrzeć, aby rozeznać figury, szczególnie dalsze.

J) P a m ię tn ik T o w . P rzy j. S ztu k P ię k n y c h w K r a k o w ie .

23

(26)

Tego rodzaju kom pozycja o podkładzie silnie rom antycznym , a ze stanow iska m alarskiego trak to w an a w ybitnie zdecydow anie im presjoni­

stycznie, pojaw ia się dopiero po raz pierwszy. To też w yw ołała ona żywszy ruch m iędzy k rytyką i m iędzy publiką. O braz w y w arł pożądane w rażenie. Bo trzeba przyznać, że zestaw ienie dw óch św iateł i rozw ią­

zanie tego problem u, w ypadło na figurach i w pejzażu zupełnie d o b rz e 1).

Gorzej m oże w yszedł sam księżyc, któ ry na obrazie robi w rażenie je ­ szcze ja k iejś niezdecydow anej plam y, bardzo żółtej, zobojętnionej potem pociągnięciem pędzla, w idocznie dla złagodzenia św iatła lub zam glenia tak, że nie daje nam ju ż tego co późniejsi, m alarze. Ale nic dziwnego, bo Chm ielow ski posługuje się tu w idocznie jeszcze receptą Piloty’ego, k tó ry sam m alow ał i innym kazał m alow ać efekta św ietlne księżyca — w szafie z niebiesko zaklejoną dziurą. «Efekta lam py w ten sam sposób się u rządzają — pisze Chmielowski o P ilotym — bez względu na to, że nik t w dzień nie w idział nocnej sceny, a w ieczorem przy lam pie siedząc, n ik t ani nic nie w ydaje się w ściekle czerw one, albo żółte, ja k wtedy, kiedy się patrzy do szafy, a m a porów nanie zim nych kolorów dnia» 2).

P rzytacza także w ten sam sposób m alow anego Colum ba w galerii Schaca, pó ł oświetlonego od księżyca, a pół do lam py, k tó ry w yw ołuje u w idza m agiczny zachwyt. Choć z drugiej strony św iatło księżyca od­

bite we w odzie płynącego strum yka i oświetlenie osób przez ognisko w skazuje na ogrom nie ścisłą i trafną obserw ację przyrody — i chw y­

tanie jej objaw ów ze zastanaw iającą w iernością.

Drugi taki obraz także ogrom nie nastrojow y, «Przed burzą» u k a­

zuje się w K rakow ie na w ystaw ie T ow arzystw a Sztuk Pięknych w roku 1877. Nie było to jeszcze to, co potem C hełm oński dał w swojej «Burzy», gdzie im presionizm w ystępuje tak m ocno, w zestaw ieniu plam barw nych, złagodzony w ytw orniejszym rysunkiem i w prow adzeniem półtonów .

Dalej z roku 1880-go pochodzi obraz «Cmentarzysko» w ystaw iony także w Krakowie, a drugi zaś «Kardynał». Oba te obrazy znajdują się obecnie w posiadaniu prof. Kostaneckiego. W reszcie «W izja bł. Marii Małgorzaty)), obraz religijny, m alow any dla Ojców Jezuitów w Krakowie, a obecnie tj. w roku 1937, za zgodą G enerała 0 0 . Jezuitów oddany Zgrom adzeniu A lbertynów jak o najdroższa pam iątka Zgrom adzenia.

((Cmentarzysko)) (fig. 2) m otyw am i podobne obrazow i pt. ((Kardy­

nał)) — je st obrazem stylizow anym . P rzedstaw ia m iejsce na cm entarzu z drzew am i i zaroślam i, z których w yłaniają się szarym i plam am i frag­

m enty architektoniczne i pom niki. W głębi figura, ja k gdyby posąg

*) I. O r ło w s k i ju ż p o p r z e d n io w s w o ic h s z k ic a c h z e s t a w ia ł ś w ia t ło sz tu c z n e z n a tu r a ln y m , je d n a k n ie o sią g n ą ł te g o e fe k tu c o C h m ie lo w sk i.

2) L isty m o n a c h ijsk ie .

(27)

M adonny na wzniesieniu. Dołem, w cieniu w idać jeszcze nie w yraźne kw iaty. Obraz je st tym, o którym w spom niano poprzednio, że m alow ał go w spólnie z W yczółkow skim , bo do tej pory znać jeszcze pozosta­

wione dołem na lewo ciem ne kw iaty, a pod obecnym obrazem daje się jeszcze dziś w yczuć przem alow anie, w ykazujące zm ianę treści obrazu.

Drugi, to «Kardynał» (fig. 11) o m otyw ach podobnych do poprzedniego obrazu, m a w głębi na praw o postać siedzącą na kam iennej ławie, z czarną brodą, w czerw onym płaszczu z k ap tu rem zarzuconym na głowę. Postać owa, w edług tw ierdzenia prof. W yczółkow skiego, m iała przedstaw iać samego Chmielowskiego. Oba obrazy utrzym ane

W

tonie ciem nym , w porze późnego w ieczoru. Na pierw szym z nich robi ogrom ne w rażenie niebo. Zakryte czarnym i chm uram i wisi ja k b y nieprzeźroczysta opona ponad ziemią, na której panuje cisza. A tylko dwie krw aw o czerw one smugi przeżynają je nisko nad nieboskłonem i jasn o odcinają ju ż w w ieczornym m roku spow itą ziemię, od ciężkiego, zachm urzonego nieba, jak gdyby zw iastując coś, — co stać się może w niedalekiej przyszłości.

Ogromnie śm iałe zestaw ienie tak silnie kolidujących ze sobą barw , ja k czarna i jasn y cynober — tu tak pięknie harm onizuje i tak się n a ­ w zajem uzupełnia ze szarym i plam am i pom ników , że gdyby jednego z tych kolorów brakło, lub zastąpiono go innym , obraz nie byłby tym , czym się przedstaw ia, t. zn. nie byłby środkiem do w yw ołania w rażenia czegoś nieznanego, nieoczekiwanego.

Biorąc te obrazy ze strony psychologicznej, w idzim y ju ż w nich początek w ew nętrznej w alki duchow ej u Chmielowskiego, pow oli kie­

rującej go na drogę najwyższego ideału — na drogę m alarstw a religij­

nego, czego dow odem w tym że sam ym roku pow stały obraz pod ty tu ­ łem «W izja Bł. Małgorzaty)) (fig. 12).

To ju ż dzieło skończenie piękne. Z tego obrazu przebija ju ż ta silna w iara, do jakiej dążył Chmielowski, aby m óc najw yższy ideał — Boga •— przedstaw ić najnaiw niej, najszczerzej. P atrząc na tego C hry­

stusa zstępującego z ołtarza, z ręką w skazującą na serce, — i na ek sta­

tycznie zam odloną M arię M ałgorzatę pod opiekuńczym i skrzydłam i A nioła Stróża w pustym kościele, m im ow oli przenosi się człowiek myślą w te odległe czasy gorącej, żywej w iary i cudów.

Cały obraz utrzym any je st w tonie szarym . Na tle bocznej ściany kościoła z w głębieniam i w m urze, w których w idnieją rzeczy z m ęki Pańskiej, m alow anej freskowo, z filaram i łuków zakończonym i dołem reliefam i rzeźbionym i płasko w brązow ym m arm urze i z bocznym o łta­

rzem z białą rzeźbą posągu Najśw'. Marii Panny, odcina się ostro k o n tu ­

row ana postać Marii M ałgorzaty. M aria klęczy z w yciągniętym i rękam i

(28)

ku zstępującem u do niej Chrystusowi n a białym obłoku. R ysunek o for­

m ach skończonych, perspektyw a doskonała i plastyka, czynią w rażenie rzeźby. I tu m am y znów zestaw ienie dw óch zasadniczo przeciw nych barw , białej z czarną w uzupełnieniu brązow ych odcieni tła, które nie tylko że nie kłócą się z sobą, ale owszem tak się w zajem nie uzupeł­

niają, że tw orzą harm o nijn ą całość. Jest to jeden z najpiękniejszych obrazów i to obrazów religijnych ostatniej doby tak skończenie pięk­

nych i tak idealnie pojętych.

Także w dziedzinie po rtretu m ógł był Chmielowski zająć pokaźne m iejsce m iędzy portrecistam i ówczesnej doby. Jego p ortret M odrzejew ­ skiej, który z góry przeznaczał do zbiorów Muzeum Narodowego, m ógł być w edług opinii W yczółkow skiego w całym tego słow a znaczeniu p o r­

tretem , jakiego się od portrecisty wymaga. A więc nie tylko fotograficz­

nym podobieństw em , ale oddaniem człowieka, jego ti’eści w ew nętrznej, jego duszy, co nie w yklucza zestaw ień barw najbardziej kontrastow ych i najsilniejszych oświetleń, jak ie dziś w idzim y u J. Malczewskiego w jego portrecie, a w czym Chmielowski celował. N iestety niewiele m am y do rozporządzenia z dziedziny po rtretu pędzla Chmielowskiego. Dwa m aleńkie szkice jego najbliższych, m ianow icie: brata Stanisław a i pani Klimy Chojeckiej, trzeciej córki L ucjana Siem ieńskiego — (fig. 13 i 14) i rysunków karykaturalnych, znajdujących się u p. Adama Chm ielow ­ skiego, jego bratanka, a przedstaw iających epizody życia codziennego — nudów w czasie pluty jesiennej na wsi i połączonego z nią bólu zębów, fluksji, postrzałów , zaw iania itp. P rzedstaw iony tam je st b rat M arian z podw iązaną tw arzą w pokoju w gronie innych członków rodziny, sku­

pionej dokoła pieca, w ruchu, oznaczającym żyw ą gestykulację. Z ruchu, ugrupow ania osób, a szczególnie z w yrazów tw arzy m ożna w yczytać co te osoby m iędzy sobą mówią.

«P ortret pani» żony Siem ieńskiego w stroju balowym . Obraz olejny, duży 70x(i6 stojący. M alowany na płótnie, ale zniszczony i odrestaurow any później, a obecnie naklejony na dyktę. Przedstaw ia kobietę m łodą jeszcze, w niebieskiej sukni z trenem zarzuconym na praw o i różow ym i szarfami.

Strój bogaty. W e w łosach, przy biuście i w ręce czerw one róże. Ręce poza ram ion a i ram iona obnażone. Na szyi szeroka w stążka ciem na, ze zw isającym m edalionem . T w arz pół ow alna, nos prosty, oczy ciem ne, patrzy na w prost. W łosy w ysoko upięte. Suknia aksam itna, dołem na- sźyta szeroka falbana koronkow a, przez k tó rą przebija jasnoniebieski aksam it. Aksam it próbuje Chmielowski oddać tak realistycznie, ja k to m alow ał Matejko. R ysunkow o — postać cokolw iek za dużo w ydłużona, brak proporcji (fig. 15).

Dwa następne portrety to ((Dziewczynki)). Mają to być siostry z dom u

(29)

Siemieńskie, je d n a z nich późniejsza przeorysza klasztoru karm elitanek we Lwowie. Oba obrazy stanow ią jak b y pendent. Olejne, m alow ane na płótnie, stojące, 5 6 x 3 3 , stare, popękane, później w erniksow ane.

Pierw szy przedstaw ia dziew czynkę w w ieku 13 do 15 lat, ubraną w niebieską sukienkę z białą kresą i białym i m anszecikam i. W rękach trzym a biały kapelusz słom kow y, duży, suto przybrany szeroką w stążką, czy też gazą ze zw isającym i długim i końcam i. Buciki wysokie, pończo­

chy jasne. Z rąk zwisa w olno jak iś wąski skraw ek czerw ony aż do dołu, ja k b y rysa jasnym karm inem . Tw arz dziewczynki pociągła, czoło w y­

sokie, nos prosty, oczy ciemne, rysunek w trzech czw artych. W łosy w y ­ soko zaczesane i upięte na głowie. Bysunek w całości dobry. Tło zu­

pełnie ciemne, nie w iadom o co przedstaw ia. Podstaw a, na której stoi, piaskow a, jasna. P o rtret ja k o obraz bardzo miły. Niebieska plam a su ­ kienki z białym obram ieniem tw arzy, bardzo ładnie wychodzi na czar­

nym tle obrazu (fig. 16).

D ruga ((Dziewczynka)) obraz tych sam ych w ym iarów i w takim sa­

m ym stanie. Tu dziew czynka stoi w pokoju, praw dopodobnie w biblio­

tece, bo poza nią zarysow uje się w ciem nym tle szafa, ciężka barokow a.

Postać dziecka m niej więcej w tym sam ym w ieku co poprzednio. U brana je st w sukienkę czerw oną z kryzą i m anszecikam i białym i, w takich sa­

m ach w ysokich bucikach i pończochach. W ręce trzym a długą smycz, na której uw iązany czarny pudel siedzi daleko na praw o i bystro p a­

trzy w prost jasn o świecącym i oczami. T w arz dziew czynki ow alna, oczy czarne, w łosy ciemne, zaplecione w w arkocze w yrzucone do przodu i zaw iązane czerw oną wstążką. Czoło wysokie. W rysunku także dobra (fig. 17).

W szystkie te trzy p o rtrety znajdują się obecnie u braci albertynów w Krakowie.

Choroba nerw ow a u Chmielowskiego nie osłabiła zupełnie jego zdolności artystycznej. Owszem zdaje się, że naw et dodatnio w płynęła na jego rozw ój w tym kierunku, bo ju ż w roku 1882, po przebytej jak b y niem ocie rocznej w K udryńcach, gdzie byli rów nocześnie pp. Dębiccy, zaczyna znów odżyw ać na nowo, robiąc wycieczki w okolicę. W ycieczki te w ierzchem , lub na specjalnie skonstruow anym wózku, m ającym ru ­ chom e koła, celem zam iany w ózka na sanie, pozostaw iły ślady w jego dorobku artystycznym , bądź to w szkicach olejnych, bądź w większej części w akw arelach.

W roku 1883 za pobytu swego w Zawału spotkał tam pp. D w er­

nickich, z którym i bardzo dużo przebyw ał i całą rodzinę p o rtre to w a ł*).

*) D w e r n ic c y b y li w ła ś c ic ie la m i B alina, C z a r n o k o z in ie c i Z aw ala.

27

(30)

O braz — p o rtret zbiorow y — przedstaw iał się ja k o kaw alkada konno i pojazdam i, w yruszająca na spacer. Konno przedstaw iona była p. M aria D w ernicka i m ały synek Bolesław. Dalej zaś w pojeździe am e­

rykańskim druga córka p. Olga D w ernicka z kim ś obcym. W szystkie osoby m iały być portretow ane, a całość bardzo się podobała *).

B ów nocześnie praw ie p o rtreto w a ł także p. Krzyżanowskiego, syna pp. Krzyżanow skich, u których był w Zawału, na tle grupy drzew. Jednak o żadnym z tych obrazów nie w iadom o gdzie się znajdują. N aw et p. Krzy­

żanow ski nie m a u siebie swego portretu, ani też nie wie co z nim zro ­ bili jego rodzice. Z tego samego czasu pochodzi w iększy obraz olejny, przedstaw iający w idok Zawala.

W Zawału po przebyciu choroby Chmielowski, ja k ju ż w spom niano, dość dużo m alow ał i stam tąd też w ysyłał swoje obrazy na w ystawę, kto wie, czy nie za g ra n ic ę 2). Jeden z w iększych obrazów tego czasu m iał przedstaw iać katakum by, czy też coś podobnego, duży do pół podm alo- wany, który przypuszczalnie później dokończył jak o ((Marzenia o Męce Pańskiej)), o czym będzie m ow a później. Drugi rów nież duży, olejny ((Czwórka przed karczmą)), skończony — w ypraw ił potem na w ystawę, je d n ak nie w iadom o gdzie 3).

W ycieczki, k tó re czynił w okolicę, przynoszą dużo m ateriału, szcze­

gólnie w rysunkach i akw arelkach. Jedną z takich w ycieczek do Balina przez O rnin opisuje w liście ilustrow anym , a pełnym h u m oru i dowcipu, n a k tó ry m m u m im o jego pow ażnego usposobienia, wcale nie zbyw ało.

Jest to w łaściw ie cały szereg obrazków (fig. 12—15) w raz z obok um ieszczonym i opisam i całej drogi. N iektóre z tych obrazków rysow a­

nych na prędce piórkiem , ja k np. w idok K am ieńca, z drogą ju ż z tej strony Sm otrycza, lub pow rót do dom u w śród ciemnej nocy, posiadają w iele w alorów artystycznych. Tak sam o w szystkie trzy ciocie rysow ane ze znakom itym realizm em , doskonale oddającym ich ch arak ter i uspo­

sobienie. D oskonale rów nież w ygląda i akw arela «Dwie p ary sanek»

koło figury do C zarnokoziniec — podpisana (fig. 16). Na pierw szych sankach, dw om a siw kam i jedzie Chm ielow ski w raz z bratem M arianem, na drugich inna para. W spaniała śnieżna rów nina z licznym i śladam i w rozm aitych kierunkach i ze stadkiem w ron, które ożyw iają cokolw iek obraz, przedstaw iający gładką, m onotonną rów ninę podolską.

U p. Mewy Łunkiew iczow ej w W arszaw ie, jego bratanicy, zn aj­

duje się kilkanaście akw arel, w m ałych form atach, około 2 2 x 1 5 . Nie­

które z nich bardzo piękne. Np. głęboki ja r z płonącym ogniskiem na dole (fig. 19). P rzed nim stoi tyłem zw rócony do w idza pastuszek,

0 L ist p. K r z y ż a n o w sk ie g o z W ło d z im ie r z a W o ły ń s k ie g o . 2) D etto.

3) D e tto . P. K r z y ż a n o w sk i p r z y p u s z c z a , ż e d o P a ry ża .

(31)

w m ocno czerw onych pantalonach, a dokoła pasące się owce. Cztery z nich na praw o podchodzą w górę. Na górze na brzegu ja ru , pasterka z pasącą się krow ą ślicznie odcina się sylw etą na tle przepysznego nieba z zaw ieszonym i białym i chm urkam i. Z ogniska w znosi się sinaw y dym, dołem zaś zalega zm rok. W ogóle całość śliczna. To sam o realistyczne traktow anie przyrody z jej w szystkim i pięknym i objaw am i w idzim y i na innych akw arelkacb, w których, jak o że m alow ane w odnym i far­

bam i, daleko trudniej je st dobrać i zestaw ić w łaściw e tony barw , ani­

żeli w obrazie olejnym , gdzie je d n a barw a kryje drugą. W zbiorku tym m am y jeszcze «Pięć wron® unoszących się nad skałam i, na tle p rze­

pysznego zachm urzonego nieba (fig. 24) — ((poranek przed w schodem słońca z księżycem w drugiej kwadrze,)) w czasie jesiennym , z bagni- skiem w środku, — «jar z urw iskam i i drzew kam i na horyzoncie)), także jesienią i wiele jeszcze innych. Na szczególniejszą uwagę zasługuje j e ­ szcze je d n a akw arelka, m ianow icie «W ioska wieczorem)) od strony pól.

Jest to m aleńki, ale skończony obraz, znaczący cechy łagodnego kolo­

rytu, m im o kontrastow ego zestaw ienia barw (fig. 25).

P rzy akw arelach Chmielowskiego należy przy sposobności zw rócić uw agę na jego technikę w akw areli. Są one odm ienne do tego stopnia że raczej przypom inają gwasze '(guache). N akładane ogrom nie grubo, gęstą farbą, w rost z guziczka i ruchem zdecydow anym na papier. Nie m a w nich tej przejrzystości, ja k ą odznaczają się w ogóle akw arele, co tłum aczy się tym, że Chmielowski początkow o akw arelą nic nie robił, no i daleko trudniejszą techniką m alow ania akw arelą, gdzie plam a musi leżeć obok plam y i w zajem nie się hai’m onizow ać, a nie k ry je się ja k p rzy gwaszu lub w m alarstw ie olejnym , w którym to sposobie m ieszania i zlew ania jed ny ch tonów z drugim i m ożna otrzym ać całą skalę pó łto­

nów i jeszcze więcej ich odcieni. Chociaż i tutaj Chmielowski, jak o do­

skonały kolorysta, o ogrom nie w ybitnym poczuciu w tym kierunku, p o ­ trafi w ykazać całą gam ę przejść z tonu do tonu, ja k np. w akw arelce ((Sanki z hołoblą» (fig. 30), żywo przypom inające kolorytem Chełm oń­

skiego. N aturalnie rysunek konia, ja k niejednokrotnie u Chmielowskiego niedostateczny, w pływ a znacznie na obniżenie w artości artystycznej tej akw arelki.

P raw ie we w szystkich w spom nianych akw arelach a i w wielu obra- rach olejnych głów ną rolę gra zestaw ienie plam kontrastow ych i niebo w rozm aitych porach dnia aż do nocy. Już to Chmielowski w przedsta­

w ianiu naszego polskiego nieba był m istrzem . W ystarczy jak o przykład m ały pejzażyk olejny (fig. 44), znajdujący się u p. Kruszyńskiej w K ra­

kowie, na któ rym głównym m otyw em jest w łaśnie niebo — to tak cha­

rakterystyczne polskie niebo jesienne, z nastrzępionym i sm ętnym i obłocz­

29

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pomimo rany nie opuścił Brygady i z ręką na temblaku boerze udział w następnych walkach.Za wykazane męstwo i inicjatywę w bitwie pod Mikul is zkami / gdzie została

Jeżeli łódź znajdzie się w niej, może zostać obrócona wokół swojej poprzecznej osi, rufa pójdzie w górę, ponad dziób, obróci się bardziej i wkrótce

Znajduje sie w ksiazce zydowskiej Zohar (II,58b); „Pewna tradycja nas uczy, ze w epoce przyjscia Mesjasza 70 zwierzchników niebieskich rzadzacych 70 narodami ziemi, zwróccie

brat Albert Chmielowski - Adam Bernard Hilary Chmielowski - urodził się 20 sierpnia 1845 r.. Był najstarszym z trójki dzieci Wojciecha

Ksiądz wikariusz Piotr Dańkowski ,z parafii

Można ją też być może traktować jako konstrukcję racjonalizującą tragicz- ny los Żydów – zbrodnicze zamiary tych ostatnich wobec Polaków-katolików mogły w umyśle

A combination of three techniques is as- sessed to monitor reactivity: The Pulsed Neutron Source (PNS) technique (with the Integrated Source Jerk (ISJ) method as alternative)

Czwarty numer Rocznika Bezpieczeństwa Międzynarodowego, przygotowywanego przez pracowników Instytutu Bezpieczeństwa i  Spraw Międzynarodowych Dolnośląskiej Szko- ły