• Nie Znaleziono Wyników

Kamena : dwutygodnik społeczno-kulturalny, R. 33 nr 3 (336) + dod. Ziemia i Pieśń, R. 2 nr 3, 15.II.1966

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kamena : dwutygodnik społeczno-kulturalny, R. 33 nr 3 (336) + dod. Ziemia i Pieśń, R. 2 nr 3, 15.II.1966"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

LUBLIN 15.11.1966 Nr 3 (336) R. XXXIII DWUTYGODNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Wychodzi od 1933 r.

L E S Ł A W N. B A R T E L S K I

N A K Ó Ł K A C H

0

BECNOSC Zofii N a ł - kowskiej na zebraniu niespodziewana, aczkol- wiek bynajmniej nie przypadkowa, gdyż była posłanką Ziemi Opol- skiej, zmieniła nastrój tej narady roboczej na bardziej uroczysty.

Autorka „Granicy" siadła skrom- nie na boku przy Żukrowskim. któr

ry przewodniczył temu spotkaniu, sięgnęła z przyzwyczajenia po pa- pierosa, ale go nie zapaliła. Ubrana w skromną szsro-źieloną suknię, o barwie prawie wypłowiałej, po- prawiała powolnym gestem puszą- cego się przy szyi srebrnego lisa.

Twarz miała zmęczoną, z głęboki- mi bruzdami na policzkach. Kiedy ktoś zabierał glos. pani Zofia przy- mykała powieki. Za oknami zmierzch nabierał głębokiego bla- sku. Przestał padać śnieg i na dworze jut się uspokoiło.

Zebranie zostało zwołane grud- niowym popołudniem do siedziby Oddziału Warszawskiego, mieszczą- cej się*na pierwszym piętrze Domu Literatury w dwu pokojowym loka-

lu. który dzisiaj zajmuje jeden z naszych kolegów. Pani Zofia zeszła piętro w dół. mieszkała w tej sa- mej Jtłatce schodowej. Prosiliśmy ją co prawda o przybycie, ale właś- ciwie nikt się jej nic spodziewał, niespodzianka była tym przyjem- niejsza. Osób było niewiele, jede- naście, wliczając nawet w tę liczbę ruchliwego Koiniewskiego, co chwi- la wywoływanego i wychodzącego za drzwi z tajemniczą miną, jak w dziecinnej grze „w listonosza". Ja- kiś czas czekaliśmy na Wilhelma Szewczyka, a skoro już było wia- domo, że nie przyjechał, rozpoczę- liśmy naradę. Wojciech Zukrowski w paru skąpych, rzeczowych iło- wach wyjaśnił cel dzisiejszego ze- brania. Zresztą wiedzieliśmy do- brze, po co się zebraliśmy, szło raczej o pewne podsumowanie i w y - ciągnięcie wniosków natury orga- nizacyjnej, aniieli o debatę nad sensem tej — nie wykonanej zresz- tą, niestety — pracy. Projektowa- liśmy bowiem wydanie książki o Opolszczyźnie, na którą by się zło- żyły utwory naszych kolegów po Piórze, w Jakiejś mierze związanych

(Ciąg dalszy na str. 0)

Ostatni wieczór

14 słron

W numerze m. in:

„ZIEMIA I PIEŚŃ"

M. KUCHARUK PIĘĆ MIESIĘCY W PIERWSZEJ LINII

J. OPIEŃSKA-BLAUTH NIE SZUKAĆ KANDYDATÓW D O NAGRODY NOBLA

M. DUDOWA

UPARTA DĘBICA

R. TYMIŃSKI

ZABAWA I ŚMIERĆ

ST. ŚWIERAD INŻYNIER Z HAJNÓWKI

F, KOTULA

„KRYMINAŁ"

NA L U D O W O

M. BECHCZYC-RUDNICKA W RYTMIE WALCA

I. J. KAMIŃSKI

PANOPTICUM CZY OŚRODEK MYŚLENIA?

Za 2 tygodnie

w „Kamenie" listy do Piotra Szczepanika

pomidorów, ile kierowca, ile me- chanicy w bazie za to, że naprawili wóz bardzo szybko, a potem nie widzieli, że go nie było, ile inni jeszcze ludzie, którzy w tym wszyst- kim brali udział łub tylko przymy- kali oczy? Chyba nawet prokurator nic będzie mógł na to udzielić odpo- wiedzi.

— Jeżeli tak było naprawdę — mówi mój dyrektor — to musiała ta działać cała grupa ludzi. To już się bardzo rzadko zdarza. Przestępca często musi mieć wspólników, ale nie lubi, gdy jest ich zbyt wielu.

To zwiększa niebezpieczeństwo ujawnienia prawdy.

— Przecież kierowca musiał miei kartę drogową. Wiem. że sq u was numerowane, więc jałc?

— Po pierwsze blankiet można w drodze dowolnie uzupełnić. Ryzyko wykrycia fałszerstwa na trasie jest stosunkowo niewielkie. My zaś w przedsiębiorstwie mamy co miesiąc ok. 9 tysięcy takich kart Czy jest możliwe dokładne sprawdzenie wszystkich? Chcąc nie chcąc musi- my robić to pobieżnie, dokładniej tylko na wyrywki. Jak nie trafimy, to trudno. Proszę do tych kart dro- gowych dodać drugie 9 tys. kolejo- wych listów przewozowych. Zresztą fałszowanie dokumentów zdarza się już niezmiernie rzadko, bo kara w razie wykrycia wysoka. Znacznie częściej zdarzają się przewozy, określane przez kierowców „kursa- mi na chama".

— A co to takieao?

— Po prostu prywatne przewozy na krótkie dystanse. Na zaoszczę- dzonej lub kupionej prywatnie ben-

(Dokończenie na sir, 4)

H l .

K

O M U N I K A T Y milicji stawały się coraz bar- dziej natarczywe. Pierw- szy. nadany 20 minut po otrzymaniu zawiadomie- nia o zgubie, był spokoj- ny, skąpy w słowach: wczoraj na

trasie Witkowo — Dyniska na po- graniczu powiatów hrubieszowskie- go i tomaszowskiego zgubiono ma- teriał promieniotwórczy, ołowiany walec... na żółtym - tle czerwony kwiat koniczyny i trupia czaszka—

W drugim zabrzmiała już głośna nuta niepokoju: ktokolwiek znajdzie promieniotwórczy kobalt, powinien natychmiast zawiadomić. Trzeci bil na alarm: materiału nie wolno do- tykać, gdyż grozi to śmiertelnym po- rażeniem radioaktywnym™ I wresz- cie czwarty, chyba najbardziej dra- matyczny: po drobiazgowych poszu- kiwaniach wzywano ludzi, którzy w ciągu kilku godzin jechali samo- chodem, wiozącym śmiercionośny kobalt. Jechali „na łebka" — star- sza kobieta, mężczyzna w sile wieku, małżeństwo. Samochód należał do przedsiębiorstwa transportującego zwierzęta rzeźne, okazywało się zaś, że woził ludzi, nieświadomie grożąc im śmiercią, zamkniętą w malej, żółtej skrzyneczce.

I tak oto na jedną z najbardziej popularnych sytuacji w ruchu dro- gowym — wożenie łebków — trzeba spojrzeć z innej strony. Przed kilku laty cały ten skomplikowany pro- blem kwitowaliśmy krótko jednym słowem: przestępstwo. Milicja kara- ła kierowców mandatami, łebkowi- cze nieraz musieli stawać przed ko- legiami karno-administracyjnymi, dyrektorzy przedsiębiorstw lub Ich szefowie transportu organizowali przemyślne zasadzki, aby tylko zła- pać kierowcę na owym przestęp.

stwie. No bo pieniądze — z reguły nieco mniej niż cena biletu PKS — brał do własnej kieszeni, a za ben- zynę i zużycie samochodu płaci pań- stwo. Ten całkiem nierówny podział kosztów 1 zysku został niespodzie- wanie usankcjonowany oficjalnym wprowadzeniem autostopu.

, ,— Jak pan dzisiaj patrzy na łebka rstwo?

— Formalnie biorąc, jest to na- dal przestępstwo. Ale trzeba rozu- miej sytuacje, jakie powstają w ży- ciu. W konkretnym wypadku trud- no nieraz rozstrzygnąć, czy Jest to przestępstwo czy też odwrotnie — udzielenie pomocy w nagłym wy- padku. Czasem chodzi o życie lub zdrowie, gdy trzeba szybko dotrzeć do przychodni lub apteki, czasem, chyba nawet najczęściej, o korzyść osobistą. I to tylko dwóch osób — wiozącego i wiezionego. Ale jaki

.'•parat śledczy trzeba by uruchomić dla stwierdzenia, gdzie kończy się pomoc, współczucie czy przyzwoi- tość — a zaczyna przestępstwo?

Mój rozmówca jest dyrektorem wielkiego przedsiębiorstwa trans- portowego. Pracuje w tym dziale gospodarki od kilkunastu lat, prze- szedł wszystkie szczeble kariery oa sterowania jedną kierownicą do sterowania ludźmi, siedzącymi za 200 kierownicami. Właśnie M O pro- wadzi w tym przedsiębiorstwie dro- biazgowe śledztwo, bo okazało się.

że kierowcy wprawdzie jeżdżą na kółkach, ale niektórzy z nich 'na tych kółkach robią całkiem niezłe kanty. Zawieramy z moim rozmów- cą dżenteliheńską umowę: ja nie napiszę, o jakie przedsiębiorstwo chodzi, nie wymienię żadnego na- zwiska, a on opowie mi o tym. jakie kanty zdarzają się najczęściej ;v uspołecznionych przedsiębiorstwach transportowych.

Oto chyba jeden z najbardziej śmiałych, aż nieprawdopodobnych, a jednak możliwych. Potężna „Sko- da" poszła do remontu. Nic specjal- nie wielkiego, ale gdy w kolejce do mechaników czeka Już kilkanaście samochodów, remont potrwa 4—5 dni. Po 5 dniach „Skoda" wraca do zwykłej pracy i wszystko jest w po- rządku. Tylko portfel kierowcy w y - daje się być bez dna. Gdy trzeba, nie tylko setki, ale i pięćsetki w y - skakują do ręki, na ladę, do kie- szeni. Rodzą się domysły, powtarza- ne najDlerw szeptem, potem coraz głośniej.

Drobiazgowa kontrola nic nie w y - kazuje. Wszystkie papierki, zwią- zane z remontem, w największym porządku. Podpis, pieczątka, załącz- nik — wszystko, co trzeba. I Jak trzeba. A jednak „Skodę" napra- wiono w ciągu Jednego dnia. Na- stępnego ranka, Jeszcze przed świ- tem, wyjechała z bazy. zaopatrzona we wszystkie potrzebne naplery.

1 w dużą przyczepę. W jakiejś wsi pod Lublinem załadowano 14 ton pięknych pomidorów. Dwóch kie- rowców na zmianę prowadziło wóz, który orzed północą dotarł do Szcze- cina. W Lublinie pomidory w hurclo kosztowały 5 zł, w Szczecinie 0—10 złotych. Trochę kupiły straganiarki, większość handel uspołeczniony, który, oczywiście, nie ma obowiąz- ku badać, skąd pochodzi towar — grunt, że jest. Dochód z tego nie- legalnego kursu wyniósł brutto 56 tys. zł. Ifoszta własne w obie strony — benzyna, posiłki wraz 7. większą wódka w Szczecinie 1 od- poczynkiem w luksusowym hotelu

— nie nrzekroczyły 3 tys. zł. Reszta do podziału. Ile wziął właściciel

Fot. A Polakowski

K A N T Y

J E R Z Y D O S T A T N I

(2)

o ®

D

R Wcozel Jakach, przewodniczący U w . związku przesiedleńców w NRF. wsławił się Jul wieloma wystąpieniami. Ostatnio na forum ewangelickiej akademii w Badd Boli pan doktor wyraził wątpiły wość co do liczby Polaków, którzy w n e u w czasie drugie] wojny światowej. „Jesuoy ta straszliwii liczba (6 milionów) odpowia- dała prawdzie, wówczas można by uznać, te narodowi polskiemu niepotrzebne Jest tak wielkie terytorium'*.

Niejaki Adolf Hitler rozumował zupełnie podobnie. Dlatego dymiły piece Oświęcimia I Majdanka, szalały plutony egzekucyjne.

Gdyby Stalingrad nie zatrzymał faszystow- skiej nawały, gdyby wojna przeciągnąą się jeszcze o kilka lat. dr Jaksch udowadniałby dzisiaj, te pozostali przy życiu Polacy z po- wodzeniem pomieszczą sic

a Wisłą. Kto wic zresztą. Jak daleko sięga apetyt pana doktora I Jemu podobnych. W swoim czasie hitlerowcy wydali specjalne znaczki z okazji 600-lecia Lublina. „Lublin Deutsche Stadt"! Rozpostarta na znaczkach faszystowska wrona dawno połamała skrzy- dła. Szybko znaleill się Jednak tacy, którzy, skrzydełka poskładali. Jeśli wrona nie może tak jak dawniej latać, to tylko wina klima- tu. Mocno zmienił się od 1939 roku!

Wychowankowie niejakiego Goebbelsa Jed- nak pozostali. Na brak tupetu — jak świad- czy przykład pana doktora Jakscha — nie mogą narzekać. Tupet ma zresztą w NRF szerokie prawa obywatelskie.

Oto Zlomkostwo Niemców Sudeckich w y - dało w nakładzie I M tysięcy (!) egzempla- rzy ulotkę, którą warto w całości za tygod- nikiem ..Forum" zacytować („Forum przed- stawia fotokopię tego dokumentu):

„._/ ODPUSC NAM

NASZE WINY JAKO l'MY ODPUSZCZAMY NASZYM ' WINOWAJCOM

POLAKOM, którzy w przededniu wojny, po- cząwszy od krwawej niedzieli w Bydgosz- czy, wymordowali 56 000 Niemców, męt- czym, kobiet I dzieci,

ROSJANOM, którzy szczycą się tym, te w podstępnej wojnie partyzanckiej wybili sooooo żołnierzy niemieckich i którzy w 1945 r, zbezcześcili setki tysięcy niemiec- kich kobiet i dziewcząt, wskutek czego wiele z nich zmarło,

CZECHOM, którzy w czasie od maja do paź- dziernika 1945 r. wytępili 241000 Niemców su-

deckich, mężczyzn, kobiet i dzieci.

ANGLIKOM l AMERYKANOM, którzy w . czasie planowych, dywanowych bombardo-

wań otwartych miast spalili, udusili i w y - bili z broni pokładowej około miliona bez- bronnej niemieckiej ludności cywilnej, JUGOSŁOWIANOM, którzy krwawo rozpra-

wili się z dziesiątkami tysięcy niemieckich jeńców wojennych i którzy prześladowali I skazali na śmierć płodowa swych obywa- teli narodowości niemieckiej,

HOLENDROM, którzy w swych wschodnio- azjatycklch koloniach począwszy od maja 1940 roku, skazali Niemców tam osiadłych na nieludzkie cierpienia w obozach dla in- ternowanych,

I WSZYSTKIM, którzy przed wojną, pod- czas wojny i po wojnie siali nienawiść do naszego narodu,

I WSZYSTKIM, kórzy nawoływali do zemsty, odwetu i eksterminacji,

l TYM, którzy zaślepieni żądzą władzy i upo- jeni zwycięstwem mają na swym sumieniu

miliony niewinnych o/lar, a których zbrod- nie amneslionowano, przedawniono I prze- milczano".

Łatwo się domyśleć, co tak rozzuchwaliło Zlomkostwo Niemców Sudeckich, dodało no- w e j amunicji różnego rodzaju odwetowym organizacjom w NRF.

Ale na tupet krzykacze boAscy nie mają wcale monopolu!

Oto nie tak dawno przedstawiciele amery- kańskiego Pentagonu 1 różne Ich tuby pro- pagandowe wystąpili w obronie gazów „obez- władniających'* używanych w Wietnamie.

Gazy, ich zdaniem, to broń najbardziej hu- manitarna. Pozwalają one na pewien czas unieszkodliwić przeciwnika. Później z łatwo- ścią wyłuskuje się podejrzanych. Kobietom, dzieci cyn, starcom nie dzieje alę żadna krzyw- da. Co innego napalm albo ostre strzelanie.

Ale gazy?

Jak w praktyce wygląda ó w „humanita- ryzm" świat mógł się przekonać na przykła- dzie amerykańskich sojuszników w Wietna- mie — żołnierzy australijskich. Nie pomogły ochronne maski. Gaz, który zmienił kieru- nek, spowodował śmierć jednego żołnierza 1 ciężkie zatrucie sześciu Innych.

Innym przykładem tupetu ma de ln U S A było zrzucanie ulotek nad pozycjami Vlet Congu w Wietnamie Południowym. Wzywały one do dezercji z szeregów partyzanckich, kusiły premiami pieniężnymi. Wolność za centy — strasznie kiepski, poniżający Inte- res. Nic dziwnego, że amerykańskie samoloty powracały do baz pokiereszowane kulami.

A swoją drogą Amerykanie niczego nowego nie wymyślili. W okresie hitlerowskiej oku- pacji Luftwaffę. też zrzucała ulotki. Też obie- cywała partyzantom nagrody. Reakcja była Identyczna. Nauka poszła w las. Ściślej — w wietnamską dżunglę.

ma — jaw

T e l e c j r u m

Redakcja

..Życia Literackiego"

K r a k ó w

Z okazji Waszego Jubileuszu —•

IC-IccIu zalotenla pisma, klśn

wniosło niemały wkład do dersfe ku kultury polskiej — prsesyts.

my Wam. drodzy Koledzy, ser- deczne gratulacje I tyczenia wszelkiej pomyślności.

Zespól redakcji „Kameny**

Nowe władze lubelskiego oddziała

Z L P

30 stycznia br. odbyły się wy- bory nowych władz lubelskiego oddziała Związku Literatów Pol- skich. W skład zarządu weszli:

Zygmunt Mikulski Jako prezes (ponownie) oraz Marła Bechezyc- Rudnlcka, Konrad Bielski (wice- prezes). Adolf Lekki (skarbnik), Stefan Wolski (sekretarz). Do ko- misji rewizyjnej wybrano Bogda- na Madeja (przewodniczący).

Włodzimierza Cbełmlcklego, Je- rzego Pleśnlarowlcza. Sąd kole- żeński ukonstytuował się w skła- dzie: Feliks A raszki ewlcz, Kazi- mierz Andrzej Jaworski I Janina Pllssczyńska.

I R E N E U S Z J. K A M I Ń S K I

PANOPTICUM

CZY OŚRODEK MYŚLENIA?

B

O G A C T W O Lubelsz- czyzny pod względem liczby 1 jakości posia- danych zabytków oraz wszelkich innych do- kumentów przeszłości jest rzeczywiście imponujące.

Uznając poziom artystyczny I wartość historyczną architektury i zespołów urbanistycznych Zamoś- cia. Lublina czy Kazimierza za nie-

zwykle wysokie, pamiętając o w d ą ż żywych tradycjach kultury ludowej oraz nie tracąc z pola w i - dzenia wydarzeń historii najnow- szej — przyznać trzeba wyjątkowo doniosłą rolę muzealnictwu, które- go Jednym z celów głównych jest

przecież ochrona przed zniszcze- niem I zapomnieniem tych wszyst- kich wartości określających rodo- wód człowieka.

W styczniu 'odbyła się konferen- cja poświęcona właśnie działalnoś- ci muzealnictwa Lubelszczyzny w czasie ostatniego pięciolecia ł pla- nów na przyszłość, w której uczest- niczyli pracownicy wydziałów kul- tury Prez. W R N I Prez. MRN. dy- rekcja Mpzcum Lubelskiego, kierów nlcy terenowych placówek muzeal- nych I muzeów o Innych profi- lach, przedstawiciele lubelskiego środowiska naukowego oraz osoby z różnych względów zainteresowa- ne problematyką. W świetle dys- kusji okazało się, te nasze mu- zealnictwo obok niewątpliwych ak- tywów ma Jednak wiele Istotnych M b r ą k ó w y - . ,•

Gdyby zaufać liczbom. Ilustrują- cym oficjalne sprawozdanie dy- rekcji Muzeum w Lublinie, to moż- na by uznać stan muzealnictwa za zadowalający. A więc: wojewódz- two posiada obecnie 12 muzeów, w

Debiut

ALINA GUZOWSKA

Samotność

Za oknem zamieć, w piecu opleit, od ognia cienie.

Przez radio koncert, na ścianie obraz.

Ust. Wspomnienie.

Na kuchni czajnik, w kubku kawa, na stole lustro.

W jednym pokoju, w drugim pokoju, w kuchni — pusto.

tym lubelskie z oddziałem, 8 re- gionalnych (Krasnystaw, Zamość, Chełm, Łuków. Kazimierz, Biłgo- raj, Lubartów, Hrubieszów) oraz 3 biograficzne: Żeromskiego 1 Prusa w Nałęczowie oraz Kraszewskiego w Romanowie. Ta liczba zaspokaja w z a s a d z i e potrzeby, a topogra- fia muzeów pokrywa się z wystę- powaniem ciekawszych zjawisk kul- tury lub z konkretnymi obiektami o wartości muzealnej.

Placówki terenowe powstały dzię- ki inicjatywie I rzeczywistej pomo- cy rad powiatowych. N a przykład w Krasnymstawie podjęto specjal- ną uchwalę o przydzieleniu mu- zeum nowego lokalu.

Okazuje się przecież, że z liczby 12 muzeów f u n k c j o n u j e zaled- wie 5: lubelskie z oddziałem, dwa w Nałęczowie, Jedno w Krasnym- stawie. Sytuację pozostałych okreś- la się słowami „organizacja" i ..reorganizacja", które habierają dwuznacznego sensu wobec fak- tu, że np. muzeum w Kazimierzu wchodzi w trzeci (jubileuszowy?) rok „organizowania", co w Innych przypadkach można by jakoś uspra- wiedliwić, lecz w tym konkretnym nie wzbudzi zdziwienia tylko w ó w - czas, kiedy zapomnimy o szczegól- nym. także propagandowym, zna- czeniu tego miasta dla wojewódz- twa.

Powiedzieliśmy, że muzeum gro- madzi, ochrania, zapobiega znisz- czeniu. Jest ono także, a przynaj- mniej być powinno, ośrodkiem myślenia, centrum określonej pra- cy n a u k o w e j . Faktyczne 1 po- ważne badania naukowe umożli- wia I uzasadnia właśnie baza eks- ponatowa, odpowiedni ludzie i od- powiednia atmosfera. A np. muzeum w Lublinie nie wykazuje się pracą naukową w szerszym zakresie I dlatego nie otrzymało dotąd rangi I przywilejów ośrodka naukowego.

Obecnie w muzeum lubelskim prscuje 20 osób z wyższym w y - kształceniem. a w r. 1970 ma Ich być 38 w trzech obiektach (według planu). Kilka osób z tego zespołu (oraz z zewnątrz) opracowało w cza- sie pięciolecia w sumie 15 pozy- cji wydawniczych: 2 roczniki, 4 ka- talogi, i katalog muzeum Żerom- skiego, l wydawnictwo monogra- ficzne oraz 7 składanek wystaw czasowych. Skromny dorobek w y - dawniczy dyrekcja tłumaczy trud-

nościami finansowymi w latach 1981. i 1984. Można przyjąć takie wyjaśnienie, ale czym wytłuma- czyć ..frekwencję" pracowników muzeum na stronach „Studiów I Materiałów Lubelskich" (T. l I 2, R. 1983 I 1983)7 Jasne, że poza. bra- kami. które uwidoczniła dyskusja, muzeum w Lublinie posiada nie- wątpliwie sukcesy, Ale nasuwa się przecież pytanie: czy oprócz dzia-

łalności oświatowej, pracy konser- watorskiej i zbierackiej, muzeum nie powinno zwrócić baczniejszej uwagi na pracę sensu stricto nau- kową? Roczniki naukowe muzeum lubelskiego zawierają t r z y publi- kacje ludzi związanych z muzeum!

Konsekwencje takiego stanu rze- czy odnaleźć też można w terenie.

Otóż Jakość prac naukowych pla- cówek muzealnych rozsianych na Lubelszczyżnle jest najczęściej nie-

dostateczna; wątpliwość wzbudza również sposób Inwentaryzacji czy-

li pełnego opisu eksponatu z usta- leniem jego proweniencji, stylisty- ki. autorstwa itp. Najczęściej ma się do czynienia z najzwyklejszą ewidencją. Trudno wyrokować kto ponosi za to odpowiedzialność, w i a - domo Jednak, że ntidzór meryto- ryczny nad tymi placówkami spra- wuje muzeum w Lublinie.

w kontekście tych uwag bardzo dotkliwie zabrzmiały słowa pew- nej, bądź co bądź autorytatywnej osoby. Archeolog, profesor U M C S . stwierdził w czasie dyskusji, że muzealnictwo płynie na falach ini- cjatyw z zewnątrz, a muzeum w

Lublinie tylko je rejestruje, że kultura ludowa niszczeje, podobnie jak zabytki" o charakterze archeo- logicznym, ponieważ brakuje pełne- go przemyślenia prac badawczych, że znane są takżo fakty ogranicza- nia Inicjatywy naukowej pracow- ników właśnie przez Ich macierzy- ste muzeum.

Dyskusja wokół naszego muzeal- nictwa pokazała jeszcze szereg In- nych nie rozwiązanych lub rozwią-

zywanych połowicznie problemów.

Ze swej strony chcieliśmy zwró- cić uwagę na jeden, któremu na Imię ..muzeum w Kazimierzu".

Sprawa ta była już zresztą w przeszłości tematem artykułów pra- sowych, lecz propozycja, którą wówczas postawiono, słuszna pro- pozycja. przeszła bez echa. Oto bo- wiem w dalszym ciągu planuje się utworzenia w Kazimierzu m. In.

stałej ekspozycji pod nazwą „ K a - zimierz w mklarstwle I rysunku".

Wystawy tematyczne, problemowe o c z y m ś są na pewno potrzebne, ale sądzę, że sztuka sama w sobie Jest problemem wystarczająco atrakcyjnym. Szczególnlo w mieś- cie odwiedzanym przez tysiące tu- rystów krajowych I gości zagra- nicznych, którym warto pokazać malarstwo wybitnych twórców związanych w jakiś sposób — nawe!

bardzo luźny — z Kazimierzem.

Prezentowanie uroków miasta po- przez malarstwo mlją się z celem, ponieważ sam Kazimierz jest bar dziej urodziwy L_ prawdziwy. A poza tym: urządzenie działu w ofi- cjalnie proponowanej postaci u j a w - ni dość anachroniczny stosunek do sztuki w ogóle.

P R A S Y

D

n ZISIEJSZY przegląd pra- sy ma charakter mono- graficzny: dotyczy repor- tażu Zbigniewa Kwiat- kowskiego pt. Wywołuję ducha?... zamieszczonego w Życiu Literackim (nr 4, styczeń 10GU r.).

Publicysta krakowski przyjechał do Lublina zwabiony notatką, któ- ra ukazała się w „Kurierze Lubel- skim", a później w i,Kurierze Pol- skim". Dotyczyła ona znanego f a k - tu odrzucenia przez komisję kultury Miojsklcj Rady Narodowej preli- minarza budżetowego przeznaczo- nego nn' działalność kulturalną w mieście w r. 1966. Komisja uznała budżet za niewystarczający, z pro- ponowanej bowiem sumy 8.8 min zł Lublin miał faktycznie otrzymać kilkaset tysięcy, bo resztę przewi- dziano na inwestycje pozostające

„w gestii W R N " .

Trudno uwierzyć w zlą wolę Pre- zydium W R N — pisze Kwiatkowski

— podobnie jak nie można tego za- rzucić Innym pracownikom admi- nistracji kulturalnej, ludziom od- danym swojej pracy, rozsądnym, wykształconym I wychowanym przez miejscowo uczelnie.

Faktem są Jednak trudne warun- ki lokalowe teatru dramatycznego, operetki, filharmonii, fikcyjne ..Ist- nienie" Miejskiego Domu Kultury, brak środków na rozbudzenie życia kulturalnego peryferii miasta.

Jednocześnie Lublin posiada pięk- no 1 rozbudowujące się dzielnice mieszkaniowe, wielką Fabrykę S a - mochodów Ciężarowych i Inno za- kłady przemysłowe.

.filarto zmieniło się niepostrze- żenie. Zmieniło wreszcie nie tylko swoją pozycję w szeregu innych po- dobnych w Polsce. Zmieniło swoje ] unkcje. Dorosło do rangi ośrod- ka. Nie zauważa się tego. W poję- ciu wielu Jest głównie siedzibą władz.- A to — po prostu — nie odpowiada już rzeczywistości (...) Poziom uczelni z roku na rok wzra sta; dowodem opinia, bezstronna I wyważona, a powszechna, na temat rywalizacji, uczciwej, bez utycia chwytów poniżej pasa, między Un 1-.

wersylelem Marii Curie-Skłodow- sklej a Katolickim Uniwersytetem Lubelskim. Pogląd słyszany wszę- dzie: pozycja UMCS z roku na rok zwyżkuje (...) Ten rozwój — bary i treści — lubelskich uczelni kosz- tuje miliony, czy żalem nie jest rzeczą śmieszną upominanie się o

kilkaset tysięcy?".

Konfrontacja oczywistego dorob- ku z tym, co wymaga Jeszcze na- prawy, pozwala Kwiatkowskiemu stwierdzić dysproporcje w rozwoju Lublina. Reporter rozmawia z ludź- mi, ogląda miasto I gromadzi orże- słankl do bardziej generalnych wniosków, których znaczenlo w y - biega poza Lublin. Zwraca uwagę głównie na w y m o w ę decyzji ko- misji kultury, decyzji podjętej

przez ludzi, którzy są kompetentni ze względu na niezależność ód ad- ministracji. ,,/ właśnie to, ich po- zycja jest podstawą najważniejszą, a także i najpłodniejszą, ich kom- petencji do społecznego działania, działania w imieniu społeczeństwa, reprezentowania interesów społe- czeństwa wobec administracji. Czy przeciw? Czy wbrew? Czy w opo- zycji do administracji?

Odpowiada też na pytanie, czym się kierowali cl ludzie w działaniu.

Profesor WSR, doświadczony nau- czyciel, adwokat, artystka operetki

— wszyscy demonstrowali dyspro- porcje — nie przeciw czemui (czy

komuś) ale roś.

N a koniec zastanawia się nad trzecim pytaniem: „czy m e t o d a działania komisji była słuszna?"

„AT e c o fl ę uznają za słuszną przewodniczący komisji i jej człon- kowie, co zrozumiałe: działano świadomie... Tego samego zdania jest miejscowa prasa, czego dowo- dem zamieszczona na łamach pisma Informacja. Myślę, że będę w zgo- dzie z /aktami, jeżeli napiszę, że metoda spotkała się s pełną apro- batą Komitetu Miejskiego Partii — yllina Wdowlakowa, sekretarz KM nie ma co do tego wątpliwości".

Wątpliwości co do metody mieli kierownicy wydziałów kultury Prez.

W R N i "Prez. MRN. chociaż zgadza- ją się całkowicie, że ..przyznane w budżecie środki są za małe, nie po- zwalają na rozwinięcie skrzydeł itd., i Id Itp. — oto Ich wspólne stanowi- sko".

I tu następują uogólnienia budzą- ce pewne wątpliwości, lec; nie po- zbawione wielu cennych uwag I stwierdzeń. Kwiatkowski obrazujo system zależności I odpowiedzial- ności pracowników administracji 1 konkluduje:

. „Kierownicy wydziałów — wszy- stkich wydziałów — ile Ich tam Jest w Polsce — obawiają się, że ta- fcie działanie koml»'l spou*orfuie komplikacje. Że lepiej by było,, słuszniej by było. dałoby pewniej- sze rerultaty, działanie — zmierza*;

jące w t y m s a m y m k i e r u n - k u — ale przecznlejsze- Rozmowy w ciszy gabinetu, rozmowy między' jednym wydziałem, a drugim, mlę-j dzy wydziałem a prezydium... J

Użyłem tu słowa, fctórepo w Lub- linie nic słyszałem: opozycja. Ni*

słyszałem tego słowa — ale prze-, cież powinleniem był je usłyszeć —J tak Jak słyszałem je w Polsce u>

dyskusjach, w nocnych rodaków \ rozmowach, w Intymnych zwierze- <

nłach ludzi sprawujących władzę, a u t e n t y c z n y c h działaczy nie obawiających się odmiennego zda- nia. lękających się natomiast — J®JJ I nagłej a niespodziewanej śmierci l

— milczenia... Widmo Izolacji stra- szy tych łudzi — ludzi wratliwycM i czujących się odpowiedzialnymi nie przed takim czy Innym presy dium. ale przed społeczeństteem.

przed innymi ludźmi. Przed ! « " / * ml. — Więc: wywołuję ducha opo- sycjl. A może lepiej, słusznie!

zgodnie z rzeczywistością — f o M f ] Lublina, miasta n a J o c z y w i ś - c i e J a transu jąeeęo I Polski n a j * . oczywiście j awansującej -r.

hedzlr powiedzieć: ducha tro**J) o b y w a t e l s k i e j , obywatslsklejj aktywności?" yp, j . 1

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jerzy Dostatni (sekretarz redakcji), Marek Adam Jawor- akl (redaktor naczelny). Zyg- munt Mańkowski, Zygmunt

ZATRUTE WODY

Dwa tysiące lekarzy.

Prawdopodobnie Już w czasie b u - dowy lub wkrótce potem.* ale Je- szcze za czasów wspomnianego Pio- tra Firleja, elewacje zamku ozdo- biono malowanymi pasami w kolo- rza białym

XXXIV DWUTYGODNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY.. Armia

odbędzie ale w Lubll- bllnlc I I Zjazd Międzywojewódzkiego Klubu Pisarzy Ludowych, zorganizowany dla uczczenia Tysiąclecia. Pańslwa

Drukujemy dalszy ciąg wspomnień generała brygady Artura Jastrzęb- skiego, który w czasie wojny Jako Arlur Ititter pracował w wywiadzie radzieckim, będąc formalnie członkiem

Z ksiąi'cl, która ukaże isę nakła- dem Wydawnictwa Lubełskicpa.. Oddziały partyzanclde zos- ińlv otoczone żelaznym plertcienlem ' jednostki 154 dywizji grenadierów K *