ROLNICTWO PRZED I PO M ROK
W ostatniej ćwierci wieku zeszłeg o , zupełnie w rol
nictwie nieznano przyczyny żyzności ziem uprawianych, również ja k ich wyczerpania. W yjąwszy p otrzebę słoń
ca, rosy i deszczu, rolnik nieznał innych w arunków do rozwinięcia rośliny koniecznych; g ru n t często uważano tylko za osadę roślin.
■ Już od wieków' wiedziano, że niektóre prace uprawy podwyższają wydajność gruntów, że ona także się podnosi, użyciem odchodów judzkich lub zwierzęcych. Wierzono, że gnój stajenny winien swoje działania szczególnej w ła
sności, niepojętej, której sztuka niemogła mu udzielić; lecz jej nabywały pokarmy ludzkie i zwierzęce, w ciągu przej
ścia przez organizm.
Wierzono, że przy dostatecznej ilości bydła i pewnej przemianie plonów, we wszystkich gospodarstwach można tyle gnoju zyskać ile się podoba i ja k długo się żąda; wi
dząc zaś często zbiory p ięk ne, gdy rolnik był rozsądnym
R o c z n i k i , m . M a r z e c 4 8 6 4 . 4 1
3 2 2 ROLNICTWO PRZED
w wykonaniu robót polnych, albo w złożeniu płodozmianu zręcznym, rozumiano że zbiory wysokie zależały od woli człowieka; dosyć więc było posiadać tę sztukę, ażeby ła ny nieżyznych piasków w bogate łąki zamienić. Rzeczy
wiście często, się. zdarzało, że w temże samem gospodar
stwie jeden g in ął, drugi się wzbogacał; dochód z m ająt
ku rosł lub upadał, w miarę zdolności gospodarza.
Przypuszczano, że w nasionach i w ziemi przebyw a
ją siły, które wydają płody rolne; wierzono że pola po
trzebują spoczynku, równie jak ludzie lub zw ierzęta p ra cą zmęczone. Siła ja k ą ziemia wyłożyła na wydanie plo
nów, jak sądzono, mogła być jej powrócona przez gnój i spoczynek.
Ponieważ gnój stajenny równie jak płody rolne, są produktam i ziemi i jej własnej siły, wystawiano sob ie, że gru n t je st podobnym do machiny, k tó ra ciągle sama przez się reprodukuje siłę na pracę wyłożoną, skoro ma powró- coną pewną część swoich płodów. Lecz wcale niewiedzia- no, co to je st rzeczywiście ta siła własna gruntu.
Później wystawiono sobie, że ta siła w łasna gruntu powinna przebywać w pewnym czynniku— tym zaś był hu
mus. Tak nazywano m ateryą spalną, pochodzenia organi
cznego, trudną do opisania: gatunek nawozu tworzącego się bez udziału zwierząt. Sądzono w ię c, że większa lub mniejsza wydajność pól była w ścisłym związku, z ilością humusu w nich zaw arteg o, która mogła hyć w polu p o większona, przez gnój stajenny równie i ja k gospodarstwo rozsądnie prowadzone.
W mniemaniu tem było praw dą: że na polu żyznem
więcej roślin żyje, niż na ubogiem— i że tym sposobem
w pierwszem więcej się gromadzi szczątków organicznych
niż w drugiem.
G runt ubogi,jak sadzono, dałby zbiory bogatsze, gdy- by rolnik um iał więcej humusu produkować.
Wedle tego sposobu widzenia, najbliższą, przyczyną żyzności g run tu było właściwa mu siła w nim zaw arta, którą rozsądne usiłowania rolnika mogły obudzić. Ta szczególna siła, była podobną do sił pożywnych i lekar
skich, które dawna fizyologia i dawna medycyna przypu
szczała w pokarm ach i lekarstwach. W pływ tej siły na podwyższenie plonów przypisywano, pewnemu rodzajowi obiegu, ja k i musiały przebyć pewne pierw iastki organicz
ne, które w postaci humusu naprzód spraw iały życie rośli
ny, następnie w stanie części roślinnych były przyczyną ży
cia zwierza+ i ludzi, za nim wróciły do swego stanu pierwo
tnego. Sądzono, że ta siła wszędzie była obecną. W isto
cie widziano, że pod wpływem słońca i deszczu też same rośliny z równą siłą żyją, pod wszystkiemi klimatami, na ziemiach najrozmaitszych, na g ra n ic e , bazalcie, piasku i wapnie— a zatem natura gruntu zdaje się tylko mierny wpływ wywierała.
Wiedząc, że w humusie znaleziono czynnika żyzności gruntu, rzeczą było naturalną przyznawać nieżyzność pól brakowi tego pierwiastku. Że zaś widziano wpływ niektó
rych m ateryi mineralnych, (jak margiel, gips, wapno), na podwyższenie plonów: przyznawano im władzę pobudza
j ą grunta, podobną tej ja k ą na ludzi wywiera sól i k o rzenie, ułatw iając niektóre fenomena traw ienia i krążenia soków. Skutki mąki kości przyznawano m ateryi organicz
nej (galarecie) w nich zawartej.
W szystkie działania praktyczne miały na celu pro-
dukcyą nawozu, ponieważ uważano go za jedyny środek,
zdolny powrócić ziemi siłę utraconą, i zdolność produkg-
wania jednakowych plonów,
3 2 4 ROLNICTWO PRZED
N iektóre
r o ś l i n y ,jak pastewne, uważano za producen
tów gnoju, ten zaś wydawał plony.
Od paszy wszystko zależało; wiele paszy wydaje wie
le mięsa i gnoju; wiele gnoju wydaje wysokie zbiory. By
leby miano dostateczną, ilość paszy, zboże samo z siebie przyjść powinno.
Nauczano, że gnój stajenny je st m ateryą pierwszą, k tó rą sztuka rolnicza powinna zamienić w zboże i mięso.
Nauczano, że tylko zboże i niektóre rośliny handlowe zu
bożają i wyczerpują ziemię; rośliny zaś pastewne grunt ochraniają i ulepszają.
Gdy przez długie z kolei zasiewanie tego samego po
la, zboża niedają plonów wynagradzających , mówiono że pole je st wyczerpane; lecz jeżeli inne rośliny np. koniczy
na i korzenie, więcej niechciały się udawać, mówiono że pole jest chorem, zmęczonem (kleemudcr-Boden). O je dnym więc tym samym fenomenie, tworzono sobie dwa zupełnie różne pojęcia. W jednym razie nieżyzność po
chodziła z braku niektórych m ateryi; w drugim ze skaże
nia działalności albo siły normalnej gruntu. Wyczerpanie gruntów dla roślin zbożowych poprawiało się przez na
wozy; lecz dla popraw ienia ich pod rośliny pastewne, po
trzeba się uciec do bodźców, podobnie ja k się używa bata na konia leniwego.
Rolnik prow adził swoję sztukę ja k szewc swoje rz e miosło, lecz się niespostrzegał jak on, że m ateryał suro
wy powoli wychodzi. Nieprzychodziło mu na myśl, że ro ślina je st istotą żyjącą, k tóra ma swoje wymagania.
W Niemczech rolnik exploatował swoje pola, jakby
było kawałkiem skóry bez końca, który na na jednym u
cięty na drugim odrasta. Gnój był dla niego środkiem
przedłużenia skóry i uczynienia giętką do krajania.
W szkołach rolniczych nauczano, sztuki wykrawania jak najwięcej par butów z tej skóry bez końca, która się w gruncie znajduje; a najlepszym był nauczyciel, który uprawę intensiwną najdalej posuwał.
Gdy rolnik przyszedł, do otrzymania wysokich i trw a
łych plonów ze swoich gruntów, to je st do pomnożenia płodów i zebrania m ajątku: w przekonaniu, że od czło
wieka zależą zbiory, przyznawano jego intelligencyi i zrę
czności, co winien swemu gruntowi, który dobrowolnie od
daw ał płody, jakich inne ziemie niewydawały,mimo starań i gorliwości gospodarującego.
Jed n ak łatw o było wówczas sprawdzić liczncmi fa
ktami, że wydajność wszędzie się zmniejsza; lecz przyzna
wano ten wypadek niezdolności rolnika, albo brakow i p ra
cy albo niedostatkowi gnoju. Kto na tych polach jeszcze otrzym ał obfite zbiory koniczyny i korzeni, niemógł pojąć dla czego inny, przy większym nakładzie pracy i gnoju, nie zdołał doprowadzić gruntu do wydania na nowo koni
czyny, po wyczerpaniu go przez jej uprawę. Pierwszy niemógł sobie wystawić, że jego g ru n t żyzny, który koni
czynę i korzenie obficie rodził, mógł kiedy stać się chorym.
Dopóki roluik otrzymywał swoje zbiory, ja k szewc swoje trzewiki, stan w arsztatu był obojętnym; i ja k szewc w P etersb u rgu może korzystać z rady i doświadczenia szewca paryzkiego, tak rolnik z Rotham steed albo z Sa- xonii mógł dawać dobre rady, co do trak to w an ia gruntów, rolnikowi z Y orkshir albo Bawaryi. Również jak nie
które kraje słyną, z dobroci pewnych wyborów swego przem ysłu np. Rossya z ju ch tów , Francy a safianów, Ba- w arya ze skór lakierowanych: sądzono że także istnieje rolnictwo duńskie, angielskie, francuzkie i niemieckie.
Takie pojęcia oprodukcyi rolnej panowały w owym
czasie w literaturze rolniczej. W ielkie i ważne badania
3 2 6 ROLNI (‘/ r w o PRZED
Saussura, nawet Davy, nieznalazły wiary u praktyków; we
dług ich zdania niemiały żadnego związku z praktyką.
System zagospodarowania przyjęty na kaw ałku zie
mi wMoglinie, służył za wzór dla wszystkich gospodarstw niemieckich. Sądzono że w nim odkryto, iż dana ilość gnoju wydaje oznaczoną ilość czyli ekwiwalent zboża; ko- nieczriie więc wszędzie i we wszystkich krajach, taż sama ilość gnoju powinna wydawać takąż ilość zboża; to bo
wiem wynika z założenia, że gnój je st m ateryałem p ier
wszym (surowym), który ma być przez rolnika na mięso i zboże zamienionym. Sądzono, że wszystkie łąk i n atu ral
ne lub sztuczne, wydają jednakowe siano— że wszystkie gatunki siana mają jednakow ą siłę pożywną. W yrażano więc wartość pożywną innych gatunków paszy w ekw iw a
lentach siana; sól nawet kuchenna m iała także swój equi- valent siana.
Każda pasza m iała equivalent gnoju; gnój owczy był
„ogrzewający" koński „suchym" i „gorącym"; gnój tłusty bydlęcy był równie zdatnym dla wszystkich gruntów. Na
wozy które korzystnie działały na grunta w Moglinie, po
siadały równą skuteczność wszędzie. Kości sproszkowane, które w Moglinie żadnego wpływu nieokazały na w ydaj
ność zboża, uważano za nieskuteczne dla wszystkich pól niemieckich.
W radach których sobie wzajemnie rolnicy udzielali, w ulepszeniach podawanych, bynajmniej niezwracano u- wagi na szerokość geograficzną, podniesienie nad poziom morza, ilość wody rocznie spadającej, rozdzielenie jej na różne pory roku, liczbę średnią dni pogodnych i dżdży
stych; średnią tem p eratu rę wiosny, lata i jesieni, również na zmiany tem peratury w różnych porach; na naturę grun
tu, chemiczną, fizyczną i geognostyczną. W szystkiem tem
mało się zajmowano.
Pod nazwiskiem „teoryi11 praktyk obejmował zbiór bezzasadnych wniosków i objaśnień, którem i pierwszy lep
szy tłum aczył fenomena rolnicze. Rzecz natu ralna, że ta kie teorye niemiały żadnej wartości; rolnik niepowinien był niemi się kierować w swojem postępowaniu, lecz „oko
licznościam i i „zdarzeniami.11 Lecz czem były rzeczywi
ście te okoliczności i zdarzenia? Niewiedziano. W praw a czy praktyka była rzeczą, główną— o znajomość w arun
ków koniecznych do nabycia tej wprawy, zręczności, mało się troszczono.
Samo doświadczenie mogło służyć za przewodnika.
Teoryą niewzbogacano pola chudego.
Rolnictwo je st sztuką, a zatem jego wypadki od zrę
czności zależą.
Tak mówili rolnicy przez długie wieki, dopóki u p ra
wiali pola bogate, aż do chwili w której dała się uczuć po
trzeba. G-dy ta nadeszła, gdy rośliny pastewne p rzestały się udawać, gdy g ru nt naw et w humus bogaty, niechciał już produkować gnoju: ludzie doświadczeni okazali się bez środków ja k dzieci, i uznali, że ich doświadczenie było bez zasady; to bowiem co tem nazwiskiem oznaczali, nie
było prawdziwem doświadczeniem niezawodnem.
„Gdyby nauki przyrodzone chciały nam podać, tylko środki do skutecznej uprawy tych roślin pastew nych (ko
niczyna, lucerna, esparcetta), częściej i przez czas dłuższy, niż w dzisiejszych warunkach czynić to możemy: znaleźli
byśmy kamień filozoficzny rolnictw a; ponieważ my się pao- dejmiemy ich zamiany na przedmioty pierwszej potrzeby dla ludzi“ ('). Temi słowami wzywa pomocy od nauki, czło
wiek wzorowo praktyczny, dawnej szkoły.
(1) Żywienie się roślin uprawianych, przez S. Walz, dyrektora akademii rolniczćj i leśndj wHolienheim. Stuttgard-Cotta 1 857 k, 127.
3 2 8 ROLNICTWO PRZED
Ku końcowi zeszłego wieku, rolnicy znaleźli w gip
sie a dawniej jeszcze w inarglu, środki właściwe do pod
wyższenia plonów koniczyny, a tem samem produkcyi gno
ju, bez udziału humusu i nawozu. Lecz gdy te środki ma
giczne nie chciały już działać, żądali od nauk przyrodzo
nych kaw ałka kamienia filozoficznego, ażeby odrodzić ko
niczynę, korzenie, groch i boby, tam gdzie biegłość rolni
ka niemogła wystarczyć. Sądzili że Bóg cud okaże, nie dla zachowania rodu ludzkiego, lecz ażehy im oszczędzić trudu poznania źródeł, z których Jego dary wypływają.
N ikt niebył w stanie rozwiązać zagadnienia trw ałości plo
nów. Znakomita większość rolników sądziła, że to trw anie je st bez końca, że gdy grunt przestał być żyznym, nie j e
mu winę przyznać należy.
Każdy rolnik praktyczny dobrze wiedział, że jego po
przednicy na tej samej ziemi otrzymywali równie wysokie albo może wyższe plony, bez dokupowania gnojów zewnątrz;
lecz żaden z nich nie pomyślał z rozwagą, dla jakiej przy
czyny rośliny pastewne nieudają się ja k przedtem, że
“brak gnoju, na który się żali, zależy od samego gruntu, tej myśli nieprzypuszczano.
Lecz praktyk od tysiąca lat pozostał niezmiennym.
Zaprzysiężony nieprzyjaciel teoryi, utw orzył sobie inną, wedle której żyzność jego gruntów winna być niewyczer- palną— i dzisiejszy rolnik jeszcze postępuje według tych błędów, gdy sądzi, że obce źródła w których czerpie środ
ki zasilenia gruntów, są także nieprzebrane.
Lecz co się stanie z jego polami, jego krajem i lu dnością, gdy te źródła będą rzeczywiście wyczerpane? oto wcale mu nie idzie. N ieprzezorny i obojętny sądzi, że ju tro zawsze będzie do dzisiaj podobne.
Takiemi pojęciami rządziła się praktyka rolnicza, aż
do r. 1840.
W tym czasie chemia zdobyła między naukami przy- rodzonemi dosyć znaczną, niezależność, k tó ra ją, postawiła w możności współdziałania w rozwinięciu' innych nauk; gdy zaś chemicy skierowali swoje prace do badania warunków b y tu roślin i zwierząt, widocznie zetknęli się z rolnictwem. Fi- zyologia roślin znała już wtenczas modyfikacye, jakie rośliny w ciągu życia na powietrze atmosferyczne wywierają, tu dzież wpływ kwasu węglanego na powiększenie m ateryi wę
glowych w roślinach, na koniec własność części zielonych wyziewania tlenu pod wpływem św iatła słonecznego; lecz zachodziła wielka niepewność co do początku wodoru i azo
tu, który w roślinach znajdujemy. Mniemano że niektóre m aterye solne i ziemne, po spopieleniu zostające, znaj
dują się trafem w roślinach i są zmienne, wedle położenia miejsca i natury geognostycznej gruntu. Chemia zajęła się zbadaniem wszystkich części roślin, poddając je ścisłym metodom swoim; oznaczyła skład liści, łodyg, korzeni, o- woców; rozpoznała fenomena żywienia zw ierząt i zmiany jakich pokarmy w organizmie doznają; rozeb rała warstwę
orną wszystkich części kuli ziemskiej.
W tenczas się.przekonano, że nasiona, owoce, korze
nie i liście, połykają z g runtu pewne m aterye mineralne, we wszystkich gruntach jednakowe; że te m aterye nie są pierwiastkami przypadkowemi i zmiennemi w miarę sie
dziby, lecz służą do budowy ciała roślinnego; że więc m a
terye mineralne mają w żywieniu roślin toż samo znacze
nie, jak chleb i mięso w pokarmach ludzkich a pasza u zwie
rz ą t; że grunt żyzny je st obficie zaopatrzony temi pokar
mami, g ru n ta ubogie zaw ierają ich m ało; wreszcie przez nagromadzenie ich w gruncie płonnym, można go uczynić żyznym.
N aturalnem następstwem tego odkrycia był wniosek:
że grunt musi nieznacznie plenność swoją tracić, w miarę
3 3 0 ROLNICTWO PRZED
wyczerpania; że dla zachowania żyzności ziemi, należy po
wrócić w całości co jej zabrano; jeżeli zaś zwrot je st nie
dostateczny, nie można się spodziewać pow tórnych zbio
rów tej samej rośliny; jedynym zaś środkiem podwyższe
nia wydajności, je st powiększenie summy m ateryi poży
wnych, które g ru nt zawiera.
Chemia następnie wskazała, że pokarm przez czło
wieka pożyty, zachowuje się, mówiąc wyrażeniem pospo- litem, jak paliwo w naszych piecach.
U ryna i odchody stałe przedstawiają popiół pokar
mów, pomieszany z sadzą i częściami niezupełnie spa- lonemi.
Po tych odkryciach, działanie gnoju łatw o zrozumieć, że służy do powrócenia gruntowi m ateryi zabranych mu przez plony; lecz wolno też wyciągnąć z tego w niosek, że gnój stajenny, w gospodarstwie produkowany, niewystar- cza do utrzym ania trw ale żyzności ziem i, zważając że jej oddaje niewszystkie m aterye, wywiezione w postaci zboża i mięsa.
Rolnik więc chcący sobie zapewnić zbiory obfite i trw ałe, powinien czuwać nad uzupełnianiem pokarmów, których brakuje w gnoju stajennym , przez m aterye z in
nych źródeł wzięte; ponieważ g ru n t nie je st niemi d o sta tecznie zaopatrzony. Skoro chemia stanowczo tę prawdę ustaliła, byłoby nielogicznie postępować jakby g ru nt był niewyczerpalny; gdyby zaś rolnik niemiał starania o po
wrócenie m ateryi absorbowanych przez rośliny, przyszła- by chwila zupełnej nieżyzności gruntów.
Inne jeszcze następstwa godne wspomnienia, wyni
kają z badań chemicznych.
Zadaniem rolnika nie je st bynajmniej tworzyć wyso
kie zbiory, naruszając bogactwo ziemi; ta bowiem w k ró t
ce stałaby się ubogą,, lecz jego własne dobro równie jak całego towarzystwa wymaga, ażeby otrzym ał coraz wyż
sze plony i długo trwające.
Gdyby rolnik chciał zadać sobie trudu rozw ażenia, w krótceby uznał, że władza człowieka nad je g o polami jest próżną zarozumiałością; mógłby się przek onać, że in_
telligencya i zręczność nie są zdolne do w ydania zbiorów wynagradzających na jakiej bądź ziemi, gdy skład jej dla lośliny jest niewłaściwy. On na pozór tylko może robić wybór plonów; ponieważ nie on, lecz gru nt wybiera rośliny dla siebie dogodne.
Rolnik ogranicza się na ich przedstawieniu gruntowi;
ze strony jego je st to wielkim dowodem przenikliwości, jeżeli rozumie co jego pola przemawiają. Jedna tylko rzecz od jego woli zależy; cała jego sztuka kończy się na znale
zieniu błędów, na usunięciu przeszkód niedozwalających je go polom wynagrodzić go, za starania które im poświęca.
Co nazywają „wypadkami" i „okolicznościami" które mają kierować jego działaniem, są to praw a naturalne, które powinien badać i poznać doskonale, jeżeli chce nie
mi kierow ać; inaczej zostanie ich służebnikiem.
W szystkie wiadomości jakie nauka podaje mu w tym względzie, nie odw racają go od c e lu ; przeciwnie, jego działaniom dają wszelkie poręczenia skutku.
Z drugiej strony jego sztuka, i to co nazywa wła- snem doświadczeniem, je st konieczną ażeby na swoją ko
rzyść obracał, znajomość jak ą posiada „okoliczności" i „wy
padków". „Znajomość" nie je st w sprzeczności ze „zrę
cznością"— przeciwnie, utrzym uje ją na właściwej drodze.
N auka nie stawia się przeciwnikiem praktyki; owszem żyje wśród praktyki, potwierdzając co dobrze robi i chro
niąc rolnika od błędów, które mogą mu przynieść szkodę.
3 3 2 ROLNICTWO PRZED
Ona mu wskazuje co brakuje polóm, co się w nich obficie znajduje; podaje środki najlepszego korzystania z bogactw w ziemi ukrytych.
Prosty rzu t oka na historyą nauk przyrodzonych wskazuje, że gdy na miejsce panującej nauki nowa się wznosi, ta w ogóle nie je st dalszem rozwinięciem pier
wszej , lecz jej zaprzeczeniem. N auka błędna rozwija się wedle tych samych praw co nauka prawdziwa; lecz jedna słabnie i umiera, ponieważ niema podstawy, druga zaś wzmacnia się i rośnie.
Nauka bowiem fałszywa koniecznie prowadzi do wnio
sków i następstw, które każdy w końcu uznaje za nieroz
sądne i nie podobne. Od tej chwili musi ustąpić miejsca nauce przeciwnej, tak ja k w ogóle praw da je st przeci
wieństwem błędu.
Tak po teoryi flogistycznej, k tó ra kombustyą uznała za rozkład, nastąpiła teorya antiflogistyczna, dowodząca że kombustyą je st składem.
Lecz nienależy zapominać, że nowa teorya była tyl
ko następstwem rozwinięcia dawnej, k tó ra musiała upaść gdy doszła do niedorzecznego przypuszczenia: że fiogistoii posiadał ciężkość ujemną, czyniącą ciała lżejszemi gdy się z niemi łączył, a cięższemi gdy się z nich wywią
zywał!
Nowa teorya żywienia się roślin je st w podobnym stosunku do dawnej.
Ta przypuszczała, że rzeczywisty pokarm roślin, któ
ry w produkcyi rolnej stanow ił powiększenie massy, był natury organicznej, to je s t zrodzony w ciele zwierzęcia albo rośliny— przeciwnie, nowa teorya przy jęła, że po
karm wszystkich roślin, z wyjątkiem grzybów, je s t natury
nieorganicznej; że dopiero w organizmie roślinnym mate-
rya mineralna zamienia się na m ateryą zdatną, do działal
ności organicznej. Za pośrednictwem pierwiastków nieor
ganicznych roślina wydaje, wszystkie związki bezpośre
dnie które jej istotę tworzą; z tych zaś związków, w roślinie prostych, tworzą się nadzwyczaj skomplikowane połącze
nia krwi, z której cały organizm zwierzęcy powstaje.
Teorya ta, zupełnie przeci wna dawnej nauce, została nazwana „teoryą mineralną
(L i e b i g).
Kilka słów wstępnych.
W sprawozdaniu z czynności sekcji rolniczej, w XI to
mie Roczników Gospodarstwa Krajowego o kresu drugie
go z 1859 r. zamieszczonem, wprowadzonem zostało przez p. Klimkiewicza pod rozbiór p y ta n ie :
„P rzy w zrastającej konsumcji ty to n iu , jakieby nale
żało przedsięwziąć środki, aby upraw ę tej rośliny, miano
wicie w mniejszych gospodarstwach rozpowszechnić, a tem samem zmniejszyć potrzebę sprowadzania liści z zagra
nicy? “
Ze względu je d n ak , że przem ysł plantacji tytoniu skutkiem monopolu, nieznajduje się u nas w przyjaźnych warunkach, rozwiązane zatem Towarzystwo Rolnicze, nie- mogąc tem u położeniu rzeczy zaradzić , uznało, że zachę
canie ziemianów do upraw y liści tytuniow ych,uchwalanera
być nie powinnę,
Zbijanie rzeczonej uchwały, opartej na racjonalnych i uzasadnionych powodach, nie je st bynajmniej celem moim;
lecz trudno powstrzymać się od zrobienia kilku uwag i wy- łuszczenia względów, nakazujących w obecnych okolicz
nościach i niesprzyjających w arunkach, niezaniedbywać jednak tej ważnej gałęzi przem ysłu rolniczego.
I ta k : nieulega zaprzeczeniu,że coraz bardziej zwięk
szająca się konsumcja tytoniu oraz znaczna liczba nowo- założonych fabryk wyrobów tabacznych, pow inna zwrócić uwagę rolników na zaniedbane dotąd źródło znacznych dochodów', jakie z uprawy tej rośliny, w należytem usto
sunkowaniu do ogółu i zamożności gospodarstw a zapro
wadzonej, wyzyskiwać się dadzą. W prawdzie w niektó
rych okolicach naszego k raju , m ała liczba ziemianówr zaj
muje się plantacją tytoniu, lecz plantacja takowa prow a
dzona bez wielkiej staranności i według starej rutyny przez zakontraktowanych plantatorów , przy umiejętej uprawie nieporównanie większe przynosićby mogła korzyści.
Powszechnie praktykowane warunki kontraktów za
wieranych z plantatoram i ty to n iu , mniej więcej są nastę
pującej treści:
§ 1. P lantator obowiązuje się plantow ać ty to ń na przestrzeni morgów N. Tytoń ma być dobrze urządzony;
gajcu niemoże być więcej jak zwykle przyjęto, to je st ty le ile administracja dochodów sk. tab. bierze.
§ 2. P lantator wszystkim przepisom i zastrzeże
niom rządowym, oraz warunkom w kontrakcie plantacji wyszczególnionym ulegać winien i do takowych we wrszy- stkiem zastosować się je st obowiązanym, a ztąd wszelkim karom i odpowiedzialności z m ajątku i osoby się poddaje.
Uprawa tytoniu zzupełnem wyrobieniem jako towar, flan
ce, flancowanie, pielenie, okopywanie, oborywranie, susze
O U PR A W IE TYTONIU.
nie na własnym szpagacie, słowem wszelkie zgoła roboty, do plantatora należą; uprawa tylko ziemi pod tytoń, wyzna
czenie stosownej ilości g runtu i odwózka do fa b ry k i, na
leżą do dw oru.
Przy tej odstawie plantator osobiście dla dozoru być powinien, a o ile się wyważy, o tyle zarachowanem mu zostanie do w ypłaty, to je st za cetnar tytoniu liściastego złp. 7*/2, gajeu zaś cetnar w połowie. P lan tato r oprócz powyższego wynagrodzenia, dostanie zboża korcy 5 ‘/2, u- trzymanie jednej krowy na zimowli dworskiej, 200 prętów w polu pod kartofle, 5 zagonów do upraw y roślin włukni- stycli na szpagat do suszenia tytoniu, pomieszkanie i opa
łu furę jedną na tydzień w zimie, w lecie zaś na dwa ty godnie. Kapusta, brukiew i t. p. obsadzana w bruzdach plantacji tytoniu, należy w połowie do plantatora, a w po
łowie do dworu.
§ 3. Rok plantacji zaczyna się od '/13 kwietnia.
§ 4. Zaliczenie a conto plantacji, niemoże przeno
sić połowy ogólnej należytości za spodziewany plon ty to niu; druga zaś połowa po dostawie tytoniu i obrachunku, wypłaconą będzie.
§ 5. Do zwózki tytoniu dwór dodawać będzie konia z uprzężą i wózkiem; ludzi zaś swoich plantator mieć je st obowiązany.
Pozornie zdaje się, że utrzym anie plantatora usuwa
jąc wszelkie osobiste zachody ziemianina, przynosi i za
bezpiecza bez trudu największe korzyści. Tym czasem zaś przeciwnie: usuwanie' się od osobistych zachodów i tru dów, pociągających za sobą konieczność dokładnego uprze
dniego oznajoinienia się z całą produkcją tytoniu, pozo
stawia wszystko umiejętności i dobrej woli plantatora, ja
kim zwykle bywa przesiąkły zastarzałą ru ty n ą i najeżę-
ściej sam dokładnie z takową produkcją nieobeznany, pro
sty chłop kolonista niemiecki, który niemogąc się u- trzymać w swej wielkiej niemieckiej ojczyźnie, przywędro- wywa za chlebem z całą rodziną do Polski. Rozumie się więc, że w takim składzie rzeczy, plantacja i produkcja tytoniu, na której mało się zna sam plantator, a mniej je szcze szlachcic prowadzoną je st ze zdaniem sięzupełnem na wolę O patrzności, bez należytego starania. Jeśli zaś pomimo tego przynosi korzyści ziemianom zajmującym się ciągle takową od dawna, owieleż takowe korzyści przy umiejętnej produkcji zwiększyćby się mogły?
Sprawiedliwem więc je st twierdzenie A dm inistratora doch. tab. na skutek odezwy- b. Tow. Roi. podające jako jeden z główniejszych powodów nędznego stanu plantacji tytoniu u nas, nieznajomość dokładnej uprawy, oraz za
wieranie kontraktów z niemcami nie więcej bieglejszemi od swoich kontrahentów, lecz nie ze względu znakomitych kosztów utrzymania takich plantatorów, bez których z ty
tułu niezbędnej potrzeby wyłącznego, ciągłego i troskli
wego nadzoru, oraz zajęcia jakich plantacja tytoniu wyma
ga, w większych gospodarstwach obejść się żadną miarą niemożna.
Co się zaś dotyczę twierdzenia p. Klimkiewicza, w roz
biorze powodów przez A dm inistratora przedstawionych, że ziemianie nasi upraw iający tytoń, nie widząc dziś korzyści w uprawie onego, nie starają się zbadać plantacji i po- wieizają ją niemcom, twierdzenie takowe niema słusznej zasady. Gdyby bowiem plantacja tytoniu u nas nie przy
nosiła korzyści, wtedy jedna tylko np. fabryka w K rośnie
wicach, nie w ypłacałaby kilkunastu ciągłym dostawcom swoim, przeszło 500,000 złp. rokrocznie, ponieważ ci za
niechaliby zupełnie takowej plantacji.
Roczniki m. M a rze c 1 8 64 .
3 3 8 O UPRAW IE TYTONIU.
Mówiąc prawdę, raczej to nasza w łasna ociężałość, stagnacja ducha, zastarzały nałóg próżniactwa i prow a
dzenia gospodarstwa bez żadnego wysilenia— odstręczają nas od oznajomienia się z upraw ą tytoniu, wymagającą wielkiej pilności.
Zechciejmy tylko otrząsnąć się z wad naszych; ze
chciejmy wyrwać się z gnuśnego systemu pracy li tylko na wyżywienie prowadzonej i na Opatrzności najwięcej po
legającej; natężmy wszystkie siły ku wydobyciu istotnego zysku z gospodarstw naszych; przyuczmy siebie i robotni
ków do porządku i akuratności, rozbudźmy nakoniec w so
bie w ytrw ałą energię na jakiej nam przed wszystkiem zby
wa, a wtedy zapobieżemy wychodzeniu z tak zubożałego i tylu nieszczęściami dotkniętego kraju, ogromnych summ za płody, jakie u siebie produkować możemy i powin
niśmy.
Dla postawienia przekonywających pod tym wzglę
dem dowodów, dość będzie powiedzieć, że fabryka wyro
bów tabacznych p. Leopolda K ronenberga w Warszawie istniejąca, która urządzoną je st na taką skalę, że sama j e dna mogłaby zaspokoić w zupełności wszelką potrzebę krajow ą— że fabryka ta, zakupuje corocznie za granicą surowego liścia tytoniowego przeszło za 26 milionów złp.
Jeśli zaś dodamy jeszcze cyfry wydatkowane na ten sam cel przez wszystkie inne fabryki skarbowe i pryw atne,ja
każ to olbrzymia utworzy się sum m a, k tó ra zamiast pozo
stać w kraju, bezpowrotnie dla niego je st straconą?
W obec małego zajęcia się u nas plantacją tytoniu, jaka w innych krajach należy do jednej ze znakomitszych gałęzi gospodarstwa wiejskiego, trudno je st w zupełności zgodzić się na przyczyny, w powyżej cytowanym rozbio
rze przez p. Klimkiewicza podane.
Co się bowiem dotyczę ceny, płaconej przez admini
strację za dostarczony tytoń, biorąc porównanie z cenami zagranicą praktykow auem i— nie uważamy bynajmniej ta kowej za zbyt niską i wartości produktu nieodpowiednią.
Średnia bowiem cena w północno-wschodnich Niemczech, wynosi według Pabsta (') od 9 do 12 zł. reńskich, za ce- tnar wiedeński, nieporównanie większy od naszego; w pół
nocnych Niemczech płacą za cetn ar od 6 do 10 zł. reń skich. Ceny więc płacone przez administrację za produko
wane w kraju liście, z których dotąd wyrabiać mogą jedy nie tytoń ordynaryjny, Drei-Kónig i Swicent, nie tylko że nie są zbytecznie obniżone, lecz naw et wyższe od cen w Niemczech praktykowanych. Za dostarczone zaś liście, z którychby lepsze gatunki tytoniów w yrabiać można by
ło, administracja chętnie wyższą zapłaci c e n ę , stosownie do kontraktu z rządem zawartego. Tym bowiem sposo
bem, uwolnioną będzie od opłaty skarbowi po 10 złp. od każdego cetnara liści tytoniowych, sprowadzonych do k ra ju z zagranicy. Plantatorow ie zatem, dokładać powinni
wszelkich starań dla zaprowadzenia możliwej u nas upra
wy lepszych gatunków tytoniu; wyzyskiwane bowiem przez nich korzyści, znacznie by się zwiększyły.
Że za dawnej administracji działy się nadużycia, że i dziś takowe trafiać się mogą, pomimo zaprowadzonych obecnie zmian i ulepszeń, zabezpieczenie interesu produ
centów mających na celu, okoliczność ta nie powinna by
najmniej odstręczać ziemianów od uprawy tytoniu. Albo
wiem od szykan i nadużyć, uchronić zawsze może dokła
dna znajomość i wykonanie przepisów szczegółowych plan
tatorów tytoniu obowiązujących; przepisów prawnych
(1^ Lebrbuch der Lfiudwirthschaft str. 547.
3 4 0 O OPRAW IE TYTONIU.
j administracyjnych, dla każdego mieszkańca kraju nie
zbędnie potrzebnych; nakoniec, sumienne wykonanie wa
runków, oraz ścisłe pod każdym względem trzymanie się k o n trak tu , jak i po zawarciu dla obudwu stron staje się prawem. Skoro zatem np. zabronione je st bezwarunkowo plantowanie tytoniu w pomięszaniu z innemi roślinami >
jako wywierające szkodliwy wpływ na dobroć tegoż tyto
niu, nie m ożiu więc dozwalać, a tembardziej zamieszczać w kontraktach z plantatoram i zawieranych, że kapusta lub brukiew obsadzana w bruzdach, w połowie należy do dwo
ru; niemożna w artości plonu takowych roślin wciągać w ra
chunek zysków z uprawy tytoniu, jak to zrobił p. Klim
kiewicz w rozbiorze swoim na wstępie wyszczególnionego pytania. Z resztą dostawiając produkt należycie przyspo
sobiony, to je st dobrze i umiejętnie wysuszony, oczyszczo
ny, rozsortowany, nienadgniły, nieśpleśnialy, nie zczer- niały— produkt takowy nie będzie mógł być płaconym po cenach dowolnie przez fabrykę oznaczonych, lecz według cen kontraktem umówionych. Delegowany do odbioru u- rzędnik, odniesienie się do adm inistracji, nakoniec sąd kompromisarski, chronią od samowolności i nadużyć, przy
trafiających się nietylko w fabrykach tytoniu, lecz i w in
nych pryw atnych, jak np. przy odstawie i odbiorcę bura
ków w cukrowniach, ziemniaków w gorzelniach i t. d.
W celu wiec zniewolenia plantatorów do starannego przysposabiania produktu, nicnależałoby płacić im jednako
wej ceny za kaźden cetnar tytoniu liściastego, lecz udzie
lać wynagrodzenie stosownie do gatunku, dobroci i kolo
ru, warując nawet w kontrakcie kary, jeśli zebrany tytoń nie będzie należycie i umiejętnie wysuszony, oraz oczysz
czony ze słomy, piasku i wszelkich obcych przedmiotów.
Tem bardziej więc, nie należy przed odstawą do fa
bryki kropić zebranych liści wodą, pakować umyślnie w dnie
wilgotne, wystawiać upakowane na rosę, posypywać pia
skiem i t. p. Przez takie bowiem postępowanie, producent ponosi zawsze stratę nietylko na cenie, lecz co gorsza je szcze na opinji rzetelnego człowieka. Oznaczenie wyna
grodzenia według gatunku, dobroci i koloru, skłoni tem samem plantatora do jak najstaranniejszego sortowania tytoniu, skutkiem czego, producent większe także zyski
wać będzie korzyści.
Co się dotyczę wzmiankowanych przez p. Klimkiewi
cza potrąceń po 5°/0 za szpagat i n itki, oraz po 15 lub 20 funtów na cetnarze za niedosuszenie liści tytoniowych, ta kowych w drukowanym szemacie kontraktu (poniżej wraz z przepisami dla wiadomości piantatorów dołączonym), ni
gdzie dopatrzeć się niemożna b y ło ; potrącenia więc tako
we jeśli się praktykują, przy należy tem wysuszeniu tyto
niu, są prostem nadużyciem, jakiemu w wiadomej już dro
dze łatwo przyjdzie zapobiedz.
Niemożemy się naostatek zgodzić ze zdaniem p. Klim
kiewicza, że uprawa tytoniu stosowną jest wyłącznie dla małych gospodarstw, jakie niewprzód odstąpią starej ru tyny i nie podniosą się u nas prędzej, dopóki w gospodar
stwach większych nie znajdą wzoru i zachęty do naślado
wania. W nawyknięciu naszem do czysto zbożowego sy- stematu gospodarowania na wyjałowionych obszarach, uprawę roślin okopowych na karmę dla inw entarza, upra
wę roślin włuknistych i przysposobienie przędziwa, upra
wę chmielu, uprawę tytoniu— jednem słowem wszystko co tylko wymaga natężenia pilności i pracy, zostawiamy dla małych gospodarstw. A jakby to dobrze nieraz było, kie
dy zboże nieobrodzi, lub po niskich cenach się sprzedaje, mieć chmielnik, plantację tytoniu i t. p. z jakich dochód zapełniłby deficit, dla pokrycia którego częstokroć zacią
gać potrzeba pożyczki, za opłatą lichwiarskich procentów?
3 4 2 O UPRAW IE TYTONIU.
Ze Względu zaś, że grunta nasze zostają dotąd na bardzo niskim stopniu kultury, niemożna doradzać wpro
wadzania uprawy tytoniu w rotację; lecz przeznaczywszy w tym celu oddzielną na plantację przestrzeń, większą lub mniejszą, stosownie do ogółu i zamożności gospodar
stwa, można z tej gałęzi przemysłu ciągnąć znakomitą ko
rzyść. W podobny sposób, uprawa tytoniu zaprowadzoną je st na W ęgrach.
Biorąc rzeczy wyłącznie tylko ze stanowiska in te re su, dla administracji doch. tab. obojętnem je st czy u p ra
wa tytoniu upowszechni się w kraju, lub też czy i nadal pozostanie jak dotąd w zaniedbaniu.
Lecz ze względu na ogólne dobro, dla zapobieżenia wychodzeniu ogromnych summ z zubożałego k raju , dla zwiększenia materjalnych jego zasobów, byłoby wielce pożądauem, gdyby adm inistracja, oprócz wprowadzenia w wykonanie projektowanych przez p. Klimkiewicza środ
ków (str. 183, tom XI R. Gr. K. z r. 1859) zechciała roz
powszechniać pomiędzy ziemianami świadomość sposobów udoskonalonej uprawy tytoniu, przez bezpłatne nawet ro zesłanie przy Dzienniku praw do każdej gminy, do każde
go folwarku, informujących specjalnych wypracowań, przez sprowadzanie nasienia doborowych gatunków tytoniu, sto
sownych do naszego klim atu, nakoniec przez ułatwienie możności pozyskania dobrych,prawdziwie rzecz swoją zna
jących plantatorów tytoniu, na jakich u nas zbywa. W pro
wadzone w wykonanie wszystkie te ułatwienia, stałyby się prawdziwą obywatelską przysługą.
Dotąd ogólna produkcja tytoniu w kraju naszym je st tak małą, że nawet w połowie nie wystarcza na wyiób tytoniu ordynaryjnego; w niektórych zaś okolicach fabry
ki tabaczne cały zapas surowego m aterjału , sprowadzać
muszą, z zagranicy, jak np. fabryka w Lublinie istniejąca, która z tego powodu ma zostać zwinięta,
Z resztą, jakiekolwiek bądź są powody dotychczaso
wego zaniedbania plantacji tytoniu, niemogą one tamować w zupełności i uniemożebniać rozwoju onej, przy dobrych chęciach i poznaniu interesu własnego ziemianów.
Niniejszy zaś szczegółowy opis uprawy, oparty na własnem praktycznem oznajomieniu się w r. b. z takową w Saksonji, oraz na wiadomościach czerpanych z specjal
nych dzieł obcych, być może iż posłuży za kierownika w robieniu doświadczeń.
Drukowane bowiem gospodarskie trak taty, chociaż
by jak najjaśniej wyłożone, ustąpić zawsze muszą p rak ty cznemu oznajomieniu się z przedmiotem i nauce, osobi- stem każdego doświadczeniem wspartej, tem bardziej, że różność klimatu, gruntu i położenia, zmienia nietylko w a
runki uprawy, lecz zarazem gatunek i własności tytoniu.
Takim sposobem zmieniał się ciągle nietylko k ształt liści, lecz zarazem kw iat, zapach i smak tytoniu, przy uprawie poszukiwanych przez konsumentów i handlujących gatun
ków takowego, w innych miejscowościach. W takiż sam sposób w yradzają się różne gatunki wina, wydając zupeł
nie inne liście i grona odmiennego smaku.
Uprzednie doświadczenia, potrzebne są nie w celu sprawdzenia stosowności podanych w niniejszym opisie wskazań, lecz dla dokładnego oznajmienia się z wszelkie- mi czynnościami, oraz udoskonalania i uzupełniania wła
snem badaniem sposobów uprawy. Dla osiągnięcia tego celu, gospodarskie doświadczenia nie pociągają za sobą wielkich nakładów, jeśli przedsiębrane będą na małych przestrzeniach. W szystkie bowiem opisy i wskazania, cho
ciaż oparte na prawdziwych danych, niedoświadczonych
3 4 4 O UPR A W IE TYTONIU.
rolników wprowadzić mogą, w błędne zrozumienie korzy
ści, właściwych dla pewnych tylko miejscowości, a tr u dnych do osiągnięcia w innych. Nieraz bowiem zdarzało się widzieć z żalem, jak niejeden gospodarz olśniony re lacją lub czytaniem drukowanego opisu o korzyściach pło- dozmiennego gospodarstwa, uprawy różnych roślin i t. p.
bez uprzednich doświadczeń zaprowadzał odrazu uprawę takową na znacznych przestrzeniach, bez obrachowania się z siłami roboczemi, bez zwiększenia produkcji nawo
zów, lub ja k przy uprawie tytoniu, bez uprzedniego przy
sposobienia dostatecznej liczby szop do suszenia, albo zmieniając podział pól, przy dostatku a nawet zbytku łąk, bezpotrzebnie pozasiewał wielkie przestrzenie trawami i różnemi roślinami pastewnemi.
Nieoględność w podobnie nagłych przedsięwzięciach i zmianach raz zaprowadzonego systematu gospodarskie
go, bez doświadczeń i doświadczenia, nie jest u nas nowo
ścią; zwrócenie zaś uwagi ziemianów na szkodliwość wyni
kających ztąd nestępstw, nie będzie od rzeczy.
Ogólne wiadomości o tytonia.
Pomijając historyczny opis upowszechnienia uprawy tytoniu, dość będzie powiedzieć, że roślina ta pochodząca z południowej Ameryki, w krajach gorących należy do trwałych, a w przemysłowej hodowli do jednorocznych tylko; je st nadzwyczaj czuła na zimno, uprawia się jednak pod każdą szerokością, gdzie lato trw a 4 miesiące bez ża
dnych mrozów, naw et w Szwecji. Pod wpływem różnych
klimatów i gruntów, tytoń zmienia swój kwiat, zapach
i smak, zachowując jednakże narkotyczne własności. Od
zewnętrznych zmian tytoniu, wzięły początek różne bota-
niczne i przemysłowe jego nazwy; znajomość zaś tych o- statnich, jest dla plantatorów najpotrzebniejszą.
W gospodarstwie i handlu, najwięcej są znane nastę
pujące gatunki.
1) Tytoń wirgiński Czyli multański v Aprak (Ni- cotiana Tabacum). Ziele roczne; łodyga do 5' wznie
siona, obła, gruba, ku górze nieco rozgałęziona, zarówno ze wszystkiemi innemi częściami rośliny gruczołkowato- miękowłosista; liście bezogonkowe, podłużnie lancetowate, wypłowiało-zielone, całobrzegie, dolne mniejsze i zbiega
jące, pośrednie największe (12" i 5") i wpółobejmujące, a najwyższe najmniejsze i coraz węższe, przechodzące
■* O /* A A l
3 4 6 O UPR A W IE TYTONIU.
stopniowo w przysadki kwiatowe równowązkie. Wiecha końcowa wielka, wielokwiatowa; kwiaty 2 '//' długie, z kie
lichem nieco brzuchatym, z zębami długokończystemi, ko
rony gruczołkowato włosistej i rozmaicie różow ej; ru rk a długa, gardziel brzuchato rozłożona i biaława, na kraju łatk i długokończyste; pręciki w podstawie kosmate; to reb ka jajow a zaostrzona.
W stan ie dzikim rośnie w Ameryce, zwłaszcza wW ir- ginji i na wyspie T abago; uprawiany we wszystkich czę
ściach świata w rozlicznych odm ianach, z których wiele otrzymano przez krzyżow anie; kw itnie od lipca do paź
dziernika. Cała roślina woni nudno-odurzającej, a smaku gorzkawo-gryzącego, obfituje w nikotynę i nikocjaninę, na
leży do trucizn odurzających i ostrych.
Odmiany tego gatunku, upraw a których zdaje się że i w naszym kraju zaprow adzoną byćby mogła, są nastę
pujące:
a)
Tytoń w irgiński, mający liście sztywne, zbliżone ne ku łodyce pod kątem ostrym, lancetowate, różniące się nieco kształtem pomiędzy sobą, mięsiste; długość onych wyrównywa potrójnej szerokości. W polu można poznać zdaleka tę odmianę, po jej sztywnych i wyprostowanych liściach; pierw otnie sprowadzona do P alatynatu z Amery
ki, miała pomiędzy plantatoram i wielką wziętość.
b)
Tytoń wirgiński szerokolistny, zwany Goundie, posiada liście oddalone jedne od drugich na łodydze, od środka ukośnie zgięte, szerokie, lancetowate, przeszło dwa razy dłuższe od swej szerokości, niemięsiste, z żyłkami średniej grubości. K ształt kwiatków trzym a pośrednie miejsce pomiędzy tytoniem wielkolistnym (Nicotiana mac- rophylla) i Aprakiem (N. Tabacum). Odmiana ta sprowa
dzona 1848 r. przez p. Goundie i upraw iana ciągle w za
kładzie agronomicznym H ejdelbergskim , uznaną została
za najlepsza przez najznakomitszych plantatorów, fabry
kantów i Towarzystwa Rolnicze. W prędce zatem upo
wszechniła się i 1851 roku miała już taką wziętość, że 0 ,37 nasienia płacono 8 franków 60 centimów.
c)
Tytoń wirgiński, posiadający na liściach żyłki środkowe gruhe, zwany także Friedericlisthaler łub achter tabac. Liście zbliżone ku łodydze, obwisłe, powyżej środ
ka najszersze a zwężające się ku dołowi, trzy razy dłuż
sze od swej szerokości; żyłki środkowe na liściach mało mięsistych, grube. Odmiana ta sprowadzona została przez Towarzystwo Rolnicze Hejdelbergskie z Mołdawji, gdzie nosi nazwę tempyhy. Zasługuje zaś na szczególniejszą u- wagę, ze względu na obfity zbiór liści jaki wydaje, oraz na łatwość aklimatyzacji. Odmiana ta uprawiana w oko
licach Amersfort, odróżnia się niecoĄiśćmi; zanim zaś upo
wszechnił się tytoń Goundie, uznaną była za najlepszą 1 dotąd w wielu jeszcze miejscach utrzymuje się.
2) Tytoń wielkolistny (Nicotiana macrophylla) ró-
3 4 8 O UPR A W IE t y t o n i u.
żniący się od poprzedzającego wzrostem silniejszym, liśćmi dużo szerszemi, jajow atem i, kończystemi i uszko watemi w podstawie, oraz o łatkach korony krótkokończystych, zarówno z tamtym Ayszędzie uprawiany.
Na szczególniejszą uwagę naszych gospodarzy, zasłu
guje odmiana tego gatunku pod nazwą: Tytoń szerokoli- stny M aryland upraw iany w okolicach A mersfort w Hol- landji, oraz w okolicach Hejdelhergu, M agdeburga i No- rymbergi. Rzeczona odmiana tytoniu, odznacza się wiel- kiemi, rozłożystem i, oddalonemi od siebie gruhemi liśćmi, które przytem są nader czułe na dotknięcie; kwiaty w iel
kie, czerwonawe, osadzone są na krótkich szupułkach.
Przedsiębrane próby w celu zaprowadzenia uprawy tej odmiany w Palatynacie, nie powiodły się; z uwagi jednak przyswojenia onej w Rossji sądzimy, że i unas plantow a
ną być może.
3) Tytoń chiński (Nicotiana chinensis) zaledwie da się odróżnić przez łodygę podkrzewową a liście ogonkowe i podłużno-jajowate, oraz łącznie z łatkam i korony koń- czyste; uprawiany w Chinach.
*
4) Tytoń krzew iasty (Nicotiana fruticosa) również jedynie parosążniowym swym wzrostem i budową krzewo- wą od pierwszego odmienny; uprawia się także w Chinach oraz w ln d ja c h , i to najwięcej na cygara tamże w yra
biane.
5) Tytoń Bakoń (Nicotiana rustica). Ziele rocz
ne, do 4' dorastające, z łodygą wzniesioną pojedyń-
czą, albo mało co gałęzistą i kleisto-kosmatą zarówno
ze wszystkiemi częściami rośliny; z liśćmi ogonkowemi, ja
jowatemi, tępemi, całobrzegiemi (od 4"— 2'' do 8 ''— 5")
mięsistemi, czasem z podstawą serco w atą, żółtawo zielo-
nemi, coraz mniejszemi i coraz krócej-ogonkowemi ku gó
rze; z wiechami końcowemi dość gęstemi, z kwiatami 3/4ca- lowemi, zielonawo-żółtemi, tępopłatkowemi; z torebkami prawie kulistemi. Pochodzi także z Ameryki cieplejszej;
u nas zaś uprawiany, stał się bardzo pospolitym. Kwitnie od czerwca do sierpnia.
6) Tytoń Korbacz (Nicotiana rugosa) z liśćmi jajo- watemi, wielkiemi; pomarszczonemi, ciemno-zielonemi, o- gonkowemi.
7) Tytoń ukraiński (Nicotiana glutinosa) o liściach ogonkowych sercowatych, z obu stron włosistych, koronie dwa razy dłuższej od kielicha, ku podstawie skrzywionej, włosistej, żółto-czerwonawej, a jej łatkach złożonych.
8) Tytoń turecki lub sułtański (Nicotiana asiatica) różniący się od Bakoniu tylko liśćmi dolnemi jajowatemi, a górnemi sercowatemi, z obu stron włosistemi, oraz łat
kami korony sztyletowatemi,
3 5 0 O UPR A W IE TYTONIU.
W ogolę, wszystkie ostre własności tytoniów, upra
wianych w naszym k raju , nikną w roślinach uprawianych na wschodzie, gdzie przez wpływ podniebia znacznie ła godzone bywają.
9) Tytoń płucnikowaty (Nicotiana plumonarioides) wyraziście odróżniający się liśćmi podłużnemi, kończyste- mi, zbiegającemi po ogonku i nieco falistemi; kwiatami iv wiechach groniastych b iałem i, prawie tacowatemi o tę
pych łatkach. Uprawia się w Peru, lecz nie do palenia z powodu ostrego i niemiłego smaku, tylko jako roślina lekarska.
Oprócz powyższych znane są w handlu tytonie: ma- rylandzkie, konnektikutskie, ohio, hawańskie, manilla, hol- lenderskie, perskie; różniące się pomiędzy sobą kolorem kwiatów i formą liścia.
Jedne gatunki tytoniów ja k np. wirgiński, maryland i niektóre tureckie, mają liście osadzone w prost na łody
dze; inne zaś na szypułkach. W ogólności zaś, pierwsze są mocniejsze w paleniu od drugich.
W szystkie aromatyczne tytonie posiadają kw iat czer
wony lub różowy; liście gładkie, lśniące, rozmaitej wiel
kości i kształtu— tytoń z żółto-zieionawym kwiatem, ma
jący w paleniu smak ostry, nosi różne nazwy, mianowicie zaś: węgierskiego, chłopskiego, bakuniu, niemieckiego, sa
skiego i t. p. Liście tego ostatniego gatunku, są chropo
wate w dotknięciu, szaro-zielonego koloru, mięsiste; tyto
nie zaś z białym kwiatem, upraw iane są tylko w ogrodach botanicznych. Szczegółowe z resztą rozpoznawanie ga
tunków, je st nie koniecznie potrzebnem ; powiedziano już bowiem wyżej, że wszystkie tytonie wyradzają się, zmie
niając w przeciągu kilku lat swoje własności, z prędką u tra tą właściwego aromatu. Amerykańskie gatunki u p ra
wiali,e w E uropie, wydają liście posiadające nader ostry
smak w paleniu, a z tą d mało cenione, zakupywane tylko przez fabrykantów dla wierzchniego owijania cygar; kiedy tym czasem tureckie gatunki, wydają, od niejakiego czasu nader dobre tytonie— zapewne skutkiem corocznego sp ro wadzania świeżego nasienia z Turcji. Tytoń posiadający własności narkotyczne, służy jako dzielny środek pobu
dzający dla całej organizacji człowieka, użyty czy to do palenia, czy jako tabaka do zażywania, czy też jako prym- ka do żwania i wewnętrznego lekarskiego użytku, spro
wadzając womity i laksę. Infuzja z tytoniu używa się sku
tecznie w zastarzałych owrzodzeniach— nakoniec: dym ty- tuniowy, tabaka i infuzja— używane są w ogrodnictwie dla tępienia szkodliwych owadów, oraz w w eterynarji dla leczenia chorób skórnych zwierząt domowych.
U prawa tytoniu w Europie, przedsięwziętą została po raz pierwszy przez Jan a N icota, am basadora króla Franciszka iis° przy dworze portugalskim, który spro
wadził tytuniowe Hance z wyspy Tabago w 1560 roku.
Obecnie, takowa upraw a tytoniu, ze wszystkich krajów niemieckich stoi najwyżej w prowincjach Nadreńskich, w Alzacji, Badenie, Hessji, W irtem bergu, Marchji, Pome- ranji i Meklemburgu. Upowszechnioną zaś je st szczegól
niej w Węgrzech, Siedmiogrodzie, Banacie, na Szląsku, oraz w części Galicji—-jak niemniej w H ollandji, osobli
wie w okolicach Ammersfort, we Frankonji, w ostatku na znacznych przestrzeniach w Rossji. W 1856 r. przestrzeń zajęta pod uprawę tytoniu w państwie austrjackiem wy
nosiła 65 tysięcy mor. wied.— w państwie pruskiem 16 tysięcy morgów.
Rodzaj gruntu, mniej lub więcej staranna uprawa oraz obchodzenie się przed i po zbiorze, więcej może w pły
wają na dobroć produkowanego tytoniu, aniżeli n ajstaran
niejszy dobór nasienia najlepszych gatunków ..
3 5 2 O UPRAW IK TYTONIU.
W ybór miejsca na plantację tytoniu.
Tytoń względnie do k lim atu , dobrze wegetuje w ta kich samych niemal warunkach jak wino; ostre, zimne i gwałtowne wiatry, oraz wczesne jesienne przymrozki, niekorzystnie na takową, wegetację oddziaływają,. Z wy
jątkiem zimnego, tw ardeg o, suchego gliniastego, kw aśne
go i torfowatego gruntu— tytoń na każdej innej ziemi u- praw ianym być może; pulchny zaś, ciepły, czarnoziemisty grunt, jest do tego celu najprzydatniejszy. Tytoń produ
kowany na lekkiej i pulchnej ziemi, nie posiada zbyt ostre
go smaku, i z tego względu przydatniejszym je st do pale
nia— z ciężkiej zaś ziemi, na wyrób tabaki.
W płodozmianie, tytoń jako roślina okopowa umie
szczany bywa za przedplon przed jakiem zbożem; najlep
sze zaś następstwo dla niego je st po koniczynie, luce r- nie i t. p. a naw et sam .po sobie obradza. Na W ęgrach, mają urządzone tak nazwane ogrody tytoniowe, wyłącznie przeznaczone pod coroczną tylko plantację tytoniu, po którym wszystkie inne rośliny dobrze się udają.
P rzy wpływie klimatu na dobroć tytoniu, [potrzeba mieć na względzie:
a)że w egetacja tytoniu trw ać po
winna niemniej nad 5 miesięcy od czasu siewu nasion do
dojrzałości liści, licząc od początku kw ietnia do końca
sierpnia. W przeciągu tego czasu, rośliny nie powinny być
zachwycone naw et jednym przymrozkiem, i dla te g o , nie-
mówiąc już nic o wzroście rozsady zasianej w inspektach
najlepiej, lub na ciepłych grzędach, potrzeba wybierać na
plantację miejsca pochylone na południe a osłonięte od
północy,
b)Ponieważ w handlu tytoniem , popłacają
najlepiej liście całkowite , a okolica może być wystawioną
na działanie silnych wiatrów— wtedy miejsce na plantację
przeznaczone, powinno być albo otoczone górami, albo też osłonięte lasem, ogrodami owocowemi, chmielnikami, ze- wnętrznemi ogrodzeniami, lub też budowlami,
c) Tytońnajlepiej lubi ziemię lekką,, głęboką,, urodzajną, szczegól
niej napływową posiadającą 45 do 50°/0 piasku. Takie bo
wiem grunta najłatw iej przyciągają wilgoć z pow ietrzai naj
dłużej zatrzym ują takową, a rośliny lepiej rozkorzeniają się, aniżeli na gruntach tęgich,gliniasto-czarnoziemistych i gli
niastych, szczególniej posiadających tw ardą gliniastą w ar
stwę spodnią. Godnem je st także uwagi, że tytoń rosnący na lekkich gruntach, prędzej dojrzewa, daje liście cieńsze lecz arom atyczniejsze, łatw iejsze do suszenia i ferm enta
cji, lecz znacznie mniejsze ja k rosnący na gruntach cięż
kich, czarnoziemistych, z których plon bywa tem samem daleko większy, chociaż niższej wartości pod względem przymiotów.
W Wirginji, Marylandzie, K onnetikut i Ohio, wybie
rają na plantacje tytoniów miejsca wśród lasów, pochylo
ne na południe lub południo-wschód; zachodnie bowiem nachylenia podlegają tam działaniu zimnych wiatrów, tak ja k u nas północne i wschodnie.
Po wykarczowaniu i wywózce grubego drzew a, d ro bne z korzeniami, darnem i zeschłą traw ą, pali się w sto
sach, po czem popiół i przepalona ziemia, rozrzuca się ró
wno po całej przestrzeni. Czynność ta , wywiera bardzo ważny wpływ na g ru n t leśny, w którym skutkiem chemi
cznego działania popiołu, przyśpiesza się rozkład pruchni- cy i zwiększa jego pulchność przez przepalenie. Dobrze byłoby i u nas doświadczać tego sposobu; w okolicach zaś bezleśnych, można dokonać takow e doświadczenie z d a r
nem, lub też bezpośrednio używać p o p io łu , gipsu albo
wapna.
3 5 4 O UPRAW IE TYTO NIU.