• Nie Znaleziono Wyników

"Wykłady z nauki o moralności", Seweryn Dziamski, Poznań 2000 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Wykłady z nauki o moralności", Seweryn Dziamski, Poznań 2000 : [recenzja]"

Copied!
5
0
0

Pełen tekst

(1)

Ryszard Moń

"Wykłady z nauki o moralności",

Seweryn Dziamski, Poznań 2000 :

[recenzja]

Studia Philosophiae Christianae 37/1, 212-215

(2)

Seweryn D ziam ski, W ykłady z nauki o moralności, W ydawnictwo N aukow e Instytu tu Filozofii U niw ersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu, Poznań 2000, ss. 146.

Ju ż sam tytuł książki sugeruje, że nie jest to ż ad n a propozycja etyki, ale m etaetyki. I choć przed m io tem rozw ażań a u to ra staje się m oralność, to je d n a k nie zam ierza o n mówić, czym o n a jest i jak a być pow inna, ale przedstaw ia ró żne problem y związane z ujęciem naukow ym tego, czym jest m oralność. Książka m a wy­ raźn ie c h a ra k te r m etodologiczny i teoriopoznaw czy. I choćby z tego względu g o d n a jest od no to w ania, tym bardziej, że istnieje zap o trzeb o w anie n a tego typu lite ra tu rę . A u to r stara się p rz e d ­ stawić najw ażniejsze zagadn ien ia zw iązane z naukowym o p ra c o ­ wywaniem m oralności. Tytuł też sugeruje, że treść książki była przed m io tem w ykładów dla studentów . O m ów ione zostały w niej podstaw ow e pojęcia i działy m oralności, główne nurty m oralności, głów ne kierunki m etaetyki, przedstaw iona została też ogólna ch arakterystyka sądów etycznych. U w agę czytelnika zw raca je d n a k rozdział trzeci, zatytułow any Społeczny charakter

moralności. M a on wyraźnie c h a ra k te r etyczny, a nie m etaetycz-

ny. I chociaż S. D ziam ski om aw ia w nim wiele teorii etycznych ukazujących czym jest m oralność, to je d n a k widać bardzo w yraź­ nie, że a u to r nie ogranicza się jedynie do sam ej ich prezentacji, ale że zajm uje w nim w łasne stanow isko, n a co zresztą wskazuje odm ienność stylistyczna sam ego tytułu. P rzesądza o na o po g lą­ dach au to ra; m oralność, jeśli m a zasługiwać n a to m iano, nie m o ­ że m ieć c h a ra k te ru indyw idualnego, ale koniecznie społeczny. Je st to zrozum iałe. N ie sposób bow iem do końca n eu traln ie p r e ­ zentow ać poglądów innych myślicieli bez zajm ow ania wobec nich krytycznej postawy. A p o n a d to stu d e n to m n ależało pow iedzieć, czym jest m oralność. O wiele łatwiej je s t zachowywać n e u tra l­ ność dokon ując krytycznej oceny zało żeń m etodologicznych czy teoriopoznaw czych niż stricte etycznych. Szkoda tylko, że au to r przy ich prezen tacji doko n ał niczym n ieuzasadnionej selekcji. D ało się to zauważyć oglądając tylko wykaz literatury, z jakiej korzystał w czasie wykładów. Z adziw ia zupełny brak wielu z n a ­ czących au to ró w takich jak R. In g ard en , K. W ojtyła, T. Styczeń, M. K rąpiec, J. T ischner, T. Ślipko. Z zagranicznych zupełnie nie zauw aża on takich myślicieli ja k P. R ico eu r, M. B uber, E.

(3)

Lévi-nas, H Jo n as, by wym ienić najbardziej znanych. N iektórych z nich a u to r z pew nością zaliczył do przedstaw icieli etyki k a to ­ lickiej, a więc wyznaniowej i uznał, że nic w ich poglądach nie zasługuje n a szczególną uwagę, poglądy innych pom inął, gdyż nie odpow iadały jego wizji i to nie tylko etycznej, co byłoby zro zu ­ m iałe, ale i m etaetycznej. Tymczasem w ym ienieni powyżej filo­ zofowie m ają swój b ardzo znaczący w kład w rozwój m etodologii naukow ej przydatnej do b a d a n ia m oralności. Dziwi też rezygna­ cja z ro b ien ia przypisów i podaw ania m iejsca, skąd pochodzi d a ­ ny pogląd. O ile w wykładzie jest to zrozum iałe, o tyle dziwi b rak odpow iedniego u d o k u m en to w an ia prezentow anych opinii w wydrukow anym tekście, zwłaszcza że książka została wydana przez W ydawnictwo N aukow e Instytutu Filozofii U A M . N otabe­

ne musi o n o borykać się z wielkim i trud n ościam i finansowym i,

jeśli wydaje książki bez korekty. D o b rze by było, gdyby sam au to r przynajm niej o to się zatroszczył. N ie m a bow iem strony, by nie było tam b łęd u interpunkcyjnego czy literow ego. Także styl w arto byłoby niekiedy wygładzić. U tru d n ia to bow iem lek tu rę. Przykła­ dem m oże być następujący fragm ent: „W rozw ażaniach do tąd przeprow adzanych przyjm ow ano, że w szelkie oceny etyczne są zawsze kw alifikacjam i m oralnym i ludzi, zaś oceny czynów wcale się od nich nie różnią, a jedynie odw ołują się do pewnych w ła­ sności relacyjnych, m ianow icie - do w łasności i cech w taki lub inny sposób działających. Tej w łaśnie o statn iej kwestii zam ierza­ my teraz przyjrzeć się nieco dokładniej pytając o to, jakie to w ła­ sności człow ieka uznaje się za niezbędny w aru n ek jeg o kw alifika­ cji m o raln ej?” (s. 124). N ie b ard zo też w iadom o, dlaczego a u to r d okonuje tak w ielu wytłuszczeń. Gdyby chciał przez to pokazać jedynie te zdania, k tó re sam uważa za isto tn e, byłoby to jeszcze zrozum iałe. Tymczasem czyni on to rów nież w stosunku do ró ż ­ nych poglądów . P raw do p o do b n ie zabieg te n ułatw iał m u p row a­ dzenie wykładów. D rażni jed n a k w książce. Pow staje bow iem w rażenie, że nie u fa on czytelnikowi, iż p o trafi on sam oddzielić sprawy w ażniejsze od m niej ważnych.

W racając jed n a k do problem atyki m erytorycznej zawartej w om aw ianej książce, należy powiedzieć, że w spom niana powyżej selekcja niektórych poglądów etycznych doprow adziła a u to ra do dziwnej wizji tego, czym jest m oralność. Już w poprzednim roz­ dziale, om awiającym główne nurty m oralności, wyróżnił on etykę

(4)

właściwą (5.4). Z a tak ą zaś uznał - za M . Ossowską - „higienę współżycia” , o k reślan ą tak przez innych (nie m ówiąc których) w łaśnie jak o „etyka właściwa” (s. 53). Jej to przeciwstawił etyki zorientow ane indywidualistycznie, głównie eudajm onistyczne i perfekcjonistyczne. Taki podział m ożna byłoby uznać za zasad­ ny, gdyby nie dwa stw ierdzenia autora: „Społeczny c h arak ter m o ­ ralności przejaw ia się p rzede wszystkim w wyrzekaniu się w ła­ snych korzyści i podejm ow aniu czynności, k tó re m ają na wzglę­ dzie d o b ro innych” (s. 54). O m aw iając zaś własności czynu uw zględniane w jego m oralnej kwalifikacji, a u to r powiada: „B ez­ interesow ność czynu m o ralnego wcale nie musi oznaczać, że jest to czyn w olny od jeg o pow iązań z p raktyką m aterialną. M oże to być czynność o wyraźnym ch arak terze produkcyjnym , w ażne jest jed n a k to, aby był on podejm ow any z pewnym szczególnym n a ­ staw ieniem , m ianow icie - nieosobistym , nieprywatnym, lecz p u ­ blicznym, prospołecznym ” (s. 125). Powyższe cytaty pokazują, dla­ czego au to r uznał, że działania m oraln e, jeżeli m ają być m oralny­ mi, m uszą koniecznie m ieć społeczny c h arak ter i dlaczego uw aża on, że ludzkie czyny są oceniane w perspektyw ie praktyki sp o ­ łecznej i że to społeczeństw o wyznacza o statecznie norm y m o ral­ nego postępow ania. Poszedł on za tymi, którzy uważają, że czyn m oralny m usi być bezinteresow ny, co nie znaczy, że nie m oże m ieć on na względzie własnej korzyści. Cały problem sprow adza się bow iem do tego, skąd czerpiem y norm y m oralne; czy z d o ­ św iadczenia powinności afirm ow nia człow ieka jak o osoby, czy też z ustaleń społeczności? Jeżeli społeczność wyznacza norm y m o­ ralnych zachow ań, to ludzkie czyny są tylko w tedy m oralne, gdy odpow iadają d o bru danej społeczności. Pow staje jed n ak pytanie, czy żołnierz odm aw iający w Ośw ięcim iu zabijania więźniów dzia­ łałby n iem oralnie. Tego przecież w ym agało dobro społeczne, swo­ iście zresztą rozum iane. A czy chory człowiek, który nie tylko że nie czyni niczego dla społeczności, ale jeszcze oczekuje, by to inni coś dla niego uczynili, np. zastępow ali go w pracy lub łożyli n a j e ­ go utrzym anie, p o stęp u je n iem oralnie? Bałbym się tego pow ie­ dzieć. To osoba, a nie społeczeństw o jest ostateczn ą m iarą m o ral­ nego c h a ra k te ru czynu; jego dobroci lub złośliwości, słuszności lub niesłuszności. Myślę, że zarów no personaliści, jak i zw olenni­ cy filozofii dialogu wypowiedzieli w tym względzie wiele cennych uwag, których S. D ziam ski nie chce zauważyć. M oże wtedy jego

(5)

w idzenie m oralności uległoby zm ianie. M oralność m a c h arak ter przede wszystkim osobowy i indywidualny, co nie znaczy, że nie pow inna o n a uw zględniać d o b ra wspólnego. N ie m ożna zresztą postępow ać dobrze pod w zględem m oralnym nie realizując w spólnego dobra, jak o że znak o m ita większość naszych czynów skierow ana jest ku innym.

Taka wizja m oralności, jak ą przedstaw ił S. Dziamski, pozwala przypuszczać, że au to r nadal hołduje marksistowskiej koncepcji jednostki i społeczeństwa, co jest zresztą rzeczą zrozum iałą, gdy weźmie się pod uwagę jego dotychczasowe publikacje, choćby takie jak M arksizm - wartość - ideologia. Zarys polskiej filozoficznej myśli

marksistowskiej 1878-1939 czy Filozofia społeczna. W skazują rów­

nież na to nazwiska niektórych cytowanych przez niego autorów. M arksistow skie w idzenie rzeczywistości w płynęło na pew no na takie, a nie inne w idzenie św iatopoglądu i filozofii. Pokazując, jak a jest różnica między św iatopoglądem a m oralnością, au to r pi­

sze: „W św iatopoglądzie tomistycznym, stanow iącym filozoficzną podstaw ę doktryny religijnej K ościoła K atolickiego, przyjm uje się, że to co w spólne istnieniu poszczególnych jed no stek, sprow a­ dza się do osoby człowieka, k tó ra jest po chodzenia boskiego i utożsam iana jest z n iem aterialn ą duszą” (s. 81). Stw ierdzenie takie świadczy o niezrozum ieniu istoty tom izm u, który żadną m iarą nie o p iera się na doktrynie religijnej Kościoła, ani nie jest tożsam y ze św iatopoglądem katolickim . A u to r nie odróżnia też tom izm u od personalizm u. Trudno jed n a k podejm ow ać się w re ­ cenzji om aw iania tego bardziej złożonego zagadnienia.

Ryszard M oń Wydział Filozofii Chrześcijańskiej, U K SW

C ynthia A. F reeland, The N a ked and the Undead. Evil and the A p ­

peal o f H o n o r, W estview Press, B oulder 2000, ss. 320.

H o rro r jak o g atu n ek literacki, a później także filmowy, p osia­ da długą i b o g atą historię. G a tu n e k ten od sam ego początku w zbudzał kontrow ersje. Z najdow ał on zawsze spore grono o d ­ biorców, czasam i wręcz wielbicieli, jak też i zdecydowanych o p o ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeśli żadna orbita nie jest jednoelementowa, to rozmiar każdej jest podzielny przez p, zatem i |M| jest podzielna przez p.. Zamiast grafów można podobnie analizować

Jeśli żadna orbita nie jest jednoelementowa, to rozmiar każdej jest podzielny przez p, zatem i |M| jest podzielna przez p. Zamiast grafów można podobnie analizować

Jeśli więc ograniczymy ją do zbiorów, które spełniają względem niej warunek Carathéodory’ego, dostaniemy miarę nazywaną dwuwymiarową miarą Lebesgue’a – i to jest

Dodawanie jest działaniem dwuargumentowym, w jednym kroku umiemy dodać tylko dwie liczby, więc aby dodać nieskończenie wiele liczb, trzeba by wykonać nieskończenie wiele kroków,

przykładem jest relacja koloru zdefiniowana na zbiorze wszystkich samochodów, gdzie dwa samochody są w tej relacji, jeśli są tego samego koloru.. Jeszcze inny przykład to

Spoglądając z różnych stron na przykład na boisko piłkarskie, możemy stwierdzić, że raz wydaje nam się bliżej nieokreślonym czworokątem, raz trapezem, a z lotu ptaka

nierozsądnie jest ustawić się dziobem żaglówki w stronę wiatru – wtedy na pewno nie popłyniemy we właściwą stronę – ale jak pokazuje teoria (i praktyka), rozwiązaniem

Możemy teraz zapytać, jak akademie sztuk pięknych czy też wyższe szkoły arty- styczne dostosowują się do zmieniającego się świata sztuki 10 , a ściślej do kolejnych.. 5