• Nie Znaleziono Wyników

Zmory "teraźniejszego wieku" na seansie spirytystycznym : wokół "Trapezologionu" Józefa Ignacego Kraszewskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zmory "teraźniejszego wieku" na seansie spirytystycznym : wokół "Trapezologionu" Józefa Ignacego Kraszewskiego"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

Marcin Lul

Zmory "teraźniejszego wieku" na

seansie spirytystycznym : wokół

"Trapezologionu" Józefa Ignacego

Kraszewskiego

Wiek XIX : Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 5

(47), 435-455

(2)

Wi e k x i x. Ro c z n i k To w a r z y s t w a Li t e r a c k i e g o i m. Ad a m a Mi c k i e w i c z a R O K V(XLVII) 2 0 1 2 M a r c i n Lu l

Z

m o r y

t e r a ź n i e j s z e g o w i e k u

n a s e a n s i e s p i r y t y s t y c z n y m W o k ó ł Tr a p e z o l o g i o n u J ó z e f a I g n a c e g o K r a s z e w s k i e g o

W

p i e r w s z e j c z ę ś c i n i n i e j s z e g o szkicu zostanie zrekonstruow ana

historia narodzin i początkowa faza rozwoju nowożytnego spirytyzm u (Stany Z jednoczone, Europa), jego stosunek do idei i pojęć pokrew nych, znajdujących się w popularnym , literacko-naukowym obiegu m yśli rom an­ tycznej (spirytyzm a spirytualizm , reinkarnacja, m etem psychoza, mediu- mizm, magnetyzm, cudow ność)1.

D ruga, zasadnicza część artykułu bazuje na tekście „h isto ryjk i” Józefa Ignacego Kraszew skiego Trapezologion z roku 1855, skom ponow anej jako zapis seansu spirytystycznego w prowincjonalnym polskim dworku, tworzą­ cej swego rodzaju stenogram spowiedzi siedmiu niby duchów pokutujących za swoje grzechy i przem awiających z różnych części stolika. Kraszewski już na wstępie opowieści, a także w publikowanym kilka lat później szkicu

kry-1 R ekonstrukcję opieram na w ybran ej literaturze przedm iotu. Z k lasyk i spirytyzm u: A . Kardec, Czym je st spirytyzm ? Wstęp do poznan ia św iata niew idzialnego czy też św iata D uchów zaw ierający podstaw ow e zasady filo zo fii spirytystycznej i odpow iedź na niektóre argum enty przeciw ników , przeł. K. Jerzak vel D obosz, W arszaw a 2011; tenże, Ew angelia w edłu g spirytyzm u, przeł. K. Jerzak vel D obosz, W arszaw a 2010; L. Denis, Życie po śm ierci! W ykład nauki Duchów. N aukow o uzasadnione rozw iązanie zagadnień życia i śm ierci. N atura i przeznaczenie ja ź n i ludzkiej. Przeżycia kolejne, spolszczyła J. K reczyńska, G d yn ia 1991; P. Gibier, Spirytyzm : studium historyczno- -krytyczne i do św iadczaln e, przeł. J.W. D aw id, W arszaw a 2010. Z prac nowszych:

K. B oruń , Spór o duchy, W arszawa 1992; P. G rzybow ski, O pow ieści spirytystyczne. M a ła historia spirytyzm u, Katowice 1999; F. Bam onte, Skażenie spirytyzm em . D zia­ łanie Złego podczas seansów spirytystycznych, tłum . M. Konrad, K ra k ó w -Z ąb k i 2005.

(3)

• Ma r c i n Lu l •

tycznym Spirytyzm 2 zaznacza swój dystans wobec stolikowej m anii rozpo­ wszechnionej w A m eryce i Europie. Na koniec „h isto ryjk i” dem askuje ją jako szarlatanerię brzuchom ów cy N ieklaszewicza, jednego z uczestników seansu, który użył tej sposobności, by odsłonić ciemne strony życia szlachec­ kiego i magnackiego. Spirytyzm w ujęciu Kraszewskiego jest karą za wiek niedowiarstwa i materializmu, karykaturą nadziemskich tęsknot ludzi skrę­ powanych niewolą rozumu i przesadnej racjonalności. Ciekawe jest w tym kontekście zwłaszcza „wywołanie” duchów dwóch znanych niedowiarków: Jana Potockiego i Kajetana Węgierskiego. W swoim artykule zamierzam także zwrócić uwagę na miejsce opowieści Kraszewskiego wśród innych tekstów literackich i zjawisk kultury, w których wywoływanie duchów stało się sw o­ istym m agiczno-religijnym teatrem.

i.

U źródeł now ożytnego spirytyzm u stoi seria niecodziennych wypadków, jakie zaszły w 1848 roku w domu rodziny Fox w amerykańskiej wiosce Hydes- ville. Hałaśliwe stuki, dźwięki, tajemnicze drgania przedmiotów, przez nikogo niewyw oływ ane, m iały w szybkim czasie okazać się zwiastunam i obecności duchów wśród ludzi i zaproszeniem do seansów z udziałem mediów, prede­ stynowanych do kontaktów z zaświatami. Ruch spirytystyczny był zwalczany przez Kościół katolicki i potępiany przez różne odłam y protestantyzmu jako sfera działania Złego; rozwijał się lawinowo - również za sprawą nagłaśnia­ jących kontrowersyjne zjawisko przeciwników. Z relacji Cypriana Norwida wiemy, na przykład, że w czasie jego pobytu w Stanach Zjednoczonych „szesna­ ście tysięcy ludzi podpisywało zeznanie i petycję do Senatu w Washingtonie, iżby sprawą duchów ciało to zajęło się”3. Do niewątpliwej kariery spirytyzmu walnie przyczyniło się zainteresowanie ludzi nauki fenom enem wirujących 1 gadających stolików. Na szeroką skalę prowadzono eksperym enty i bada­ nia mające bądź potwierdzić, bądź całkowicie odrzucić wiarygodność ducho­ wych nawiedzeń oraz prawdom ów ność i paranorm alne zdolności mediów, które znajdowały się pod wpływem duchów.

Teoretyczne podw aliny nowej nauki opracował praktykujący z mediami francuski uczony, w ystępujący - z rozkazu duchów! - pod pseudonim em Allana Kardeca. Jego fundamentalne dzieło Księga Duchów (1857) cieszy się

2 „G azeta C o dzien n a” 1859, nr 274. Korzystam z p rzedru ku w antologii: Św iat duchów czyli sny, przeczucia i w idzenia, zeb. L. R ogalski, seria I, W arszaw a 1869, s. 225-232. 3 C .K . N orw id , [List o stolikach wirujących], 1855, w: tegoż, Pism a wszystkie, zebrał,

tekst ustalił, wstępem i uw agam i k rytyczn ym i opatrzył J.W. G o m u lick i, t. 6: Proza, cz. 1, W arszaw a 1971, s. 622.

(4)

• Zm o r y „t e r a ź n i e j s z e g o w i e k u” n a s e a n s i e s p i r y t y s t y c z n y m •

do dziś wielką popularnością zwłaszcza wśród członków międzynarodowych towarzystw i rad spirytystycznych. W 1859 roku na bazie tego dzieła Kardec opracował broszurę dla niewtajem niczonych Czym jest spirytyzm ?. Tytuło­ we zjawisko zostało w niej wstępnie zdefiniowane jako „nauka, która zaj­ muje się naturą, pochodzeniem i losem Duchów, a także ich powiązaniam i ze światem cielesnym ”4. Z prawd objawionych przez D uchy i przekazanych ludziom dobrej woli wynikają konsekwencje moralne. Nowa doktryna uważa się za środek zapobiegawczy przeciw szaleństwu i rozpaczy, pom aga zrozu­ mieć człowiekowi, że cierpienie, znoszone z odwagą, jest próbą, która posłu­ ży mu w jego duchow ym rozwoju i zostanie nagrodzona w życiu przyszłym. W obręb głoszonych nauk włączono również, oprócz orędzia zmarłych, swo­ iście pojęte naśladow an ie ew angelicznych cnót m iłosierd zia i m oralnego doskonalenia. Owa heterodoksyjna swoistość polegała między innymi na tym, że prawa postępu na drodze doskonałości spirytyści wiązali z teorią reinkar­ nacji, czyli ponow nych wcieleń D ucha ku stopniowem u wyzbyciu się wad i skutków grzechu pierworodnego5. Dlatego to „pośród Duchów odnajdujemy istoty znajdujące się na wszystkich stopniach inteligencji i m oralności”.

Następnym ważnym etapem wykładu Kardeca jest rozgraniczenie pojęć: spirytyzm a spirytualizm . Obu słów używano w Am eryce od czasu pierw ­ szych m anifestacji Duchów. Z czasem rozpow szechniła się bardziej precy­ zyjna nazwa doktryny, używana również obecnie. Spirytualista to ten, kto stoi w opozycji do materializmu (teoretycznie wyznawca każdej religii), ale niekoniecznie w ierzy w Duchy, ich objawienia i naukę m oralną6. Ten drugi

4 A. K ardec, Czym jest spirytyzm?, s. 18. D alsze cytaty z tej p racy pochodzą kolejno ze stron: 75, 45, 56 ,16 0 .

5 Na m arginesie niniejszych rozw ażań pozostaje ciekawe zagadnienie relacji: sp iry ­ tystyczna reinkarnacja Kardeca a genezyjska „metempsychoza” Juliusza Słowackiego. Pierw szy uw aża, że przyw ilejem D uchów w ich nowych wcieleniach jest zapom nie­ nie błędów ich p op rzed nich żyw otów . Słow acki stale akcentuje fu n kcje pam ięci m etem psychicznej. Nie wchodząc w szczegóły, odsyłam do prac: J.G. Pawlikowski, M istyka Słow ackiego, pod red. M. Cieśli-Korytowskiej, Kraków 2008 (rozdz. N ieśm ier­ telność duszy. M etem psychoza); M . Piw ińska, Juliusz Słow acki od duchów, W arsza­ wa 1999 (rozdz.: „P a m ięta m ...”; Rom antyczna pam ięć).

6 W tym m ie jsc u trzeb a jeszcze o d ró ż n ić sp iry ty z m od m ed iu m izm u . Ten ostatni niekoniecznie m usi w iązać się z w iarą w Duchy, kiedy np. św ięci try u m fy w dzie­ dzinie badań parapsychologicznych. Zob. J. O chorow icz, Kwestya życia po śmierci, w: tegoż, Z ja w is k a m ediu m iczn e, cz. 5, W arszaw a [1914]. Z ob. tak że: K. O lkusz, M a teria liz m kontra ezoteryka. D ru gie p o k o len ie p o z y ty w istó w w obec „sp ra w nie z tego ś w ia ta ”, R acibó rz 2007 (rozdz. Tajem nice z aśw ia tó w czy m oce psychiczne? Spirytyzm , m ed iu m izm i d z ied z in y p o k rew n e); J. T o m k ow sk i, M ó j p o z y tyw iz m , W arszawa 1993 (rozdz. Pozytywizm i duchy). Por. R. M ilner, D arw in i spółka - p o ­ grom cy duchów, „Św iat N a u k i” 1996, nr 12, s. 42-47.

(5)

• Ma r c i n Lu l •

warunek jest nieodzowny, by w ogóle m ówić o spirytyzm ie. Z tak zdefinio­ wanej sfery pojęciowej należy, zdaniem Kardeca, wykluczyć cuda, świat nad­ przyrodzony, ludow ą zabobonność, czyli to w szystko, co w ykracza poza naukowo weryfikowane prawa natury.

I w łaśnie spirytyzm przybyw a od k ryć nowe prawo, zgodnie z którym rozm aw ianie z D uchem zm arłego opiera się na takiej samej zasadzie p rzyro d y ja k elektryczność, pozwalająca nawiązać kontakt m iędzy dwiem a osobam i znajdującym i się w odległo­ ści pięciuset mil.

Nowa nauka przyznaje sobie te same przywileje, co inne nauki pozytywne; harm onizuje zatem z duchem stulecia. Trzeba jed n ak zw rócić uwagę na zasady postępowania naukowego, które są swoiste tylko dla spirytyzm u ze względu na „obiekt” badań. Przede w szystkim - stwierdza Kardec - „D u ­ chom nie można rozkazywać. Trzeba poczekać, aż będą chętne do w spółpra­ cy”. Po drugie, D uchy objawiają się w postaci częściowo zmaterializowanej, otoczone w ew n ętrzn ą po w ło k ą, zw aną także ciałem d u ch ow ym , które w norm alnym stanie jest ulotne, przezroczyste i niewidzialne, a w szczegól­ nych warunkach zagęszcza się i ukazuje oczom uczestników seansu. „Uzna­ nie nowej przyczyny zjawisk natury będzie dźwignią dla postępu i sprawi, że ludzie dostrzegą w niej now y czynnik”.

Zanim oddam y głos przeciwnikom spirytyzm u, do których należał K ra­ szewski, przypom nijm y pewien znaczący dla naszego tematu fakt z dziejów europejskiego i polskiego dziennikarstwa XIX wieku. Oprócz bowiem po­ ważnego autorytetu nauki, do rozpowszechnienia nowej teorii, a szczegól­ nie eksperym entów z w irującym i stolikam i, w alnie przyczyniły się liczne doniesienia prasowe. Szczytowy punkt zainteresowania gazet tym fenom e­ nem przypadł na rok 1853. Redakcje krakowskiego „Czasu” i pism warszaw­ skich powielały fragmenty zagranicznych felietonów, po czym błyskawicznie otrzym yw ały od swoich czytelników obfite sprawozdania z przeprowadzo­ nych seansów, dostarczając w ten sposób sobie nawzajem sensacyjnej strawy i dziennikarskich przepisów na udaną przygodę z zaświatami. „Dziennik War­ szawski” (nr 98 z dnia 14 kwietnia) dał hasło do kręcenia się stołów w stolicy: „W yzywam y naszych czytelników , aby w wolnych od zatrudnień chwilach chcieli się w ł a s n o r ę c z n i e przekonać, czy to wszystko jest prawdą, czy jeszcze jedną kaczką (dziennikarską)”7.

W nioski wyciągane ze stolikowej manii krakowiaków i warszawian kon­ centrowały się wokół dwóch aspektów kontrowersyjnego zjawiska. Po pierw ­ sze, interesowano się źródłami ruchu stołów, po drugie zaś szkodliwymi na­

7 C yt. za: F. H orain, Stoły wędrujące. Szkic p ó ł-n au k o w y i pół-hum orystyczny, W ar­ szawa 1853, s. 29.

(6)

• Zm o r y „t e r a ź n i e j s z e g o w i e k u” n a s e a n s i e s p i r y t y s t y c z n y m •

stępstwami wywoływania duchów podczas towarzyskich spotkań. W pierwszej sprawie dały się zauważyć dwa główne stronnictwa. Rozprawy m iędzy zw o­ len n ikam i a scep tyk am i stan o w iły w ierne od bicie d ysk u sji n aukow ych toczonych wówczas w Europie. Jak podaje W alery Wielogłowski, „w olnom y­ śliciele” i „m aterialiści” dowodzili tutaj w pływ u sił m echanicznych i m agne­ tycznych, napięcia m uskułów m ięśni, działania fluidu „zw ierzęcego” itp.; natomiast „ludzie w iary” przyjm owali, że to „nie m agnetyzm skłania wolę ludzką, lecz wola ludzka posługuje się tylko płynem m agnetycznym ” 8.

D rugi, m oralno-obyczajowy aspekt stolikowych doświadczeń w ażył je d ­ nak więcej w opinii zdecydowanych oponentów. W spom niany W ielogłow ­ ski nazyw a w yznaw ców nowej doktryny sekciarzam i na w zór tysiącznych odłam ów wylęgłych w A m eryce z rozkładu protestantyzmu. Do zgubnych skutków tego „nowego czarnoksięstwa” autor zalicza: zwichrzenie umysłów, w yjście duszy „z właściw ego jej w Bogu spoczynku”, „wdzieranie się bez­ bożne w p rzyw ileje nieba i św iętokradzki zam iar opan ow ania drugiego świata”, pow tórzenie grzechu biblijnego Adam a. C o więcej, m agnetyzerzy zuchwale p o su w ają się nawet do radzenia się stolików w kwestiach p rak­ tycznych oraz odnoszących się do nieznanej przyszłości. W w yliczaniu przykładów w różbiarstw a stołów W ielogłow ski posuw a się aż do efektow­ nej przesady, osiąga efekty hum orystyczne: „On [stolik] już do wód wysyła, a o zdrowie troskliw y leki zapisuje i lekarzy imiennie stręczy. On pieniędzy dostarcza, skarby zakopane w skazuje, do gier losow ych pom aga”. Na w e­ zwanie ciekaw skich przyjść m ogą „duch y niższe, ciem ne, kłam liw e albo zupełnie złe i n iebezpieczne”. Każdy, kto da posłuch w ystukanej przepo­ wiedni, przyczyni się do stopniowego rozbicia zbiorowego organizm u, do budowy nowej w ieży Babel9. Ten ostatni kontrargum ent w wywodzie Wie- logłowskiego przenosi uwagę czytelników bezpośrednio na kwestie docze­ snych stosunków społecznych. M ożna powiedzieć wprost: spirytyzm zagra­ ża naszej zbiorowej tożsam ości społecznej i... narodowej tradycji. Bowiem - nawołuje dalej piszący:

Przebóg! Szanujm y przynajm n iej groby ojców naszych, i nie w yw o łu jm y duszy ich dla grzesznej ciekawości z przybytku błogosławionego w Bogu pokoju, w którym spoczyw ają. Nie przy stoliku, ale u stóp krzyża spotykajm y się z niem i w m odlitwie; nie w yzyw ajm y ich do stolikowego tańca, ale do wspólnej przy m szy świętej ofiary.

8 W. W ielogłowski, O poruszeniu i wróżbiarstwie stołów, K raków 1853, s. 23. Następne cytaty: s. 6 6-72.

9 Taką „wieżę B ab el” skonstruow ał na potrzeby g ry tow arzyskiej Placyd Jan ko w ski (K abała z odpow iedzi wirujących stołów i tabliczek dosłownie spisana przez pew nego dym issijonow anego pom ocnika stołu, W ilno 1855).

(7)

• Ma r c i n Lu l •

W tej samej kategorii schorzeń społeczno-obyczajowych m ieści się roz­ poznanie autora szkicu Stoły w ędrujące: iluż to m ieszkań ców W arszawy pod w pływ em dośw iadczeń ze stolikam i z istot pełnych życia i wesołości przeobraziło się w jakieś w idm owe, senne, m ilczące istoty. A jeżeli, drogi czytelniku, „żyw isz w sercu zam iłowanie pracy lub ogólnego dobra, jakże ci przykrym będzie w idok tylu silnych, zdrowych rąk bezczynnie spoczyw ają­ cych. Doświadczenia te m ogą dać pojęcie o bezczelności próżnowania” 10.

W iadomo, jak bardzo na kwestię pożytecznej pracy organicznej w yczu­ lony był Kraszewski. Jego szkic Spirytyzm z 1859 r°k u jest druzgocącą k ry ­ tyką zawartości Księgi Duchów Kardeca. Autor powiela tu ogólne zarzuty pod adresem nowej teorii, szydzi także z jej nadużyć (uprzywilejowanie pozycji „m ediów ”, kuglarstwo dla pieniędzy). Podobnie jak spirytyzm w ogólności jest mieszaniną teorii, „ulepioną z czerepków naczyń rozbitych”, tak również dzieło Francuza w oczach Kraszewskiego „jest to zbieranina oklepanych ko­ munałów, zlepionych w jakąś całość nieforemną”. Eklektyzm spirytystyczny przy całej pow adze tonu, z jakim nową w iarę głosi się światu, po prostu śm ieszy recenzenta i zwalnia go z obowiązku gruntownej rozpraw y z auto­ rem dzieła, którego trudno mu nawet uznać za godnego siebie adwersarza. Kraszew ski poprzestaje na kilku przykładach, by w ykazać absurd sp iryty­ stycznych spotkań ze zm arłymi. Pisze:

Po tym wstępie pełnym głębokości i natchnienia idzie rozmowa duchowa niebosz­ czyka Vołtaira z kardynałem W olseyem , niezm iernie ważna, jak utrzym uje redaktor [Kardec piszący pod dyktando Duchów - przyp. M .L.], gdyż wyświeca stan ducha Fer- nejskiego filozofa w pozaświecie. N ieboszczyk znacznie się tam popraw ił, a Kardec utrzym uje, że i za życia nie był takim czarnym , ja k go m alowano: jakoś to i w ilk syty, i koza cała.11

Taki i jem u podobne cytaty wystarczą Kraszewskiemu, by surowo osądzić spirytyzm jako zjawisko pod każdym względem szkodliwe. A może nawet - m aterializm em „podszyte”.

II.

Kraszew ski napisał swój pam flet spirytystyczny - bo tak przychodzi nam określić Trapezologion - uzbrojony w wiedzę na temat nowej doktryny i pro­ w adzonych w szerokim św iecie ek sp erym en tó w z w iru ją c y m i stolikam i. Głośno rezonujący ze swoimi czytelnikami autobiograficzny narrator „histo­ ry jk i” d em on stracyjn ie korzysta z przyw ileju dobrze poinform ow an ego

10 F. H orain, dz. cyt., s. 34.

(8)

• Zm o r y „t e r a ź n i e j s z e g o w i e k u” n a s e a n s i e s p i r y t y s t y c z n y m •

o całej sprawie kom entatora i opiniodawcy, konsekwentnie dba o zachowa­ nie pozycji obserwatora z zewnątrz, kogoś kto zupełnie przypadkowo, z p o ­ wodu szalejącej burzy zatrzym ał się w M onplaisir (sic!), zrujnowanej posia­ dłości pewnego podkom orzego na wołyńskiej prowincji. I postanawia nie ingerować bezpośrednio w przebieg zapowiedzianego seansu, aby, zajmując m iejsce na ub oczu, uw ażnie p rzyjrzeć się fizjo n o m ii całego w id ow iska, a szczególnie osób w nim uczestniczących. Kraszewski przedstawia kolejno gospodarza, jego żonę, m łodego eleganta Henryka, podstarzałą pannę C e ­ lestynę - te „cztery twarze, z których żadna nie obiecywała nic, nie pociągała ku sobie” (14)12. Pan Henryk, koryfeusz stolikowego towarzystwa, z zuchwa­ łością salonowego populisty prawi androny na temat związku materii ze św ia­ tem n iew id zialn ym . K raszew ski nie w chodzi w m eryto ryczn ą polem ikę z głoszonym i kom unałam i, ale kwituje przed czytelnikam i dom orosłe kom ­ petencje zapalonego „spirytysty” kom prom itującym stwierdzeniem, że tam ­ ten „m ó w ił ja k człow iek co ani fizyki, ani żadnej z nauk przyrodzonych dobrze nie zna” (18).

Nie ma w tych pośpiesznie i szkicowo nakreślonych portretach nic oso­ bliwego, przeciwnie - narrator spina wszystko pisarską form ułą opisu typi- zującego, w którym zacierają się indyw idualne różnice, a bardziej celowe staje się „skupienie w swojej głowie w jedność rozpierzchłych rysów obrazu naszej prow incji” (19). Ta poznawcza deklaracja pisarza społecznego stawia go w funkcji analogicznej do dziennikarskiego sprawozdawcy, szybko reagu­ jącego na każdy fenom en poruszający ogół i włączającego swój w łasny głos w strum ień zbiorowej opinii.

W ten sposób pisarz wchodzi niepostrzeżenie w rolę neutralnego publi­ cysty, który tylko dla zabawienia zebranych osób przekazuje niczym odgrze­ wane kotlety wieści z dziennikarskiej agory: „na ten raz trzeba było dobyć z kieszeni całej erudycji i uśm iechając się, zdawałem im sprawę z wszystkie­ go, co pism a publiczne o głosiły b yły o tej m istyfikacji am erykańskiej” (17). Kraszewski apeluje do zdrowego rozsądku swoich czytelników, ogłasza, że kontrowersyjne zjawisko wywoływania duchów nie będzie dla niego żadnym spektakularnym wydarzeniem, ale powtórzeniem gazetowych sensacji z „Cza­ su”, „D ziennika” czy „K uriera W arszawskiego” - sensacji, które błyskawicz­ nie weszły przed kilkom a laty w powszechny obieg i w nieskończonej liczbie bardziej lub m niej udanych reprodukcji spospolitow ały się w nieustannej wędrówce między domami a prasą Am eryki i Europy; nawet u nas, w polskich warunkach szybko zatraciły swój dziewiczy urok „amerykańskiego wynalazku”.

12 Tenże, Trapezologion. H istoryjka, W arszawa 1855. C ytuję według tej edycji; w naw ia­ sie obok cytatu podaję num ery stron.

(9)

• Ma r c i n Lu l •

Uśmiech narratora na samym początku relacjonowania „historyjki” skła­ niać m oże do hum orystyczn ego potraktow ania tego, co zaszło podczas seansu w M o n p laisir. H um or ów zo stał d o p row ad zon y do ostateczności poprzez zw ielokrotnienie - aż siedem razy na tak niew ielkiej przestrzeni tekstu - konwencji spowiadania się duchów z życiowych błędów po śmierci. W połączeniu z wciąż nawracającym obrazem ważenia uczynków na szali oraz z finalną dem askacją brzuchom ów cy za kulisam i stolikow ego zebra­ nia ironiczny uśm iech Kraszew skiego zam ienia się w absurdalny grym as szyderstwa. Dzieje się tak za sprawą wprowadzonej do „historyjki” postaci rezydenta Nieklaszewicza. Jego „czarnoksięska” fizjonom ia w yodrębnia go z całej gru p y prow incjon aln ych typów społecznych. N ieklaszew icz, trak­ towany przez wszystkich z lekceważeniem , niczym nikom u niepotrzebny sprzęt, wchodzi do gry na miejsce starego podkom orzego, w ym aw iającego się od udziału w doświadczeniu. „N a jego twarzy ani zdum ienia, ani zajęcia, ani znaku życia, podniecan ego tak nadzw yczajnym fenom enem , siedział ciągle rozpięty z ustami w stół wpojonym i, z okiem wytężonym , z ustami zakąszonym i... chłodny, nieporuszony, jakby najpospolitszą w życiu speł­ niał funkcję” (33).

Znam ienne, że zamiast postulowanej w dziełach spirytystów koturnowej powagi towarzyszącej zjawom z tamtego świata i głoszonemu przez nie orę­ dziu, gad ający stolik w Trapezologionie prow okuje słu ch aczy do reakcji bardzo zwyczajnych lub wręcz trywialnych - takich jak ziewanie, zniecier­ pliwienie, ciekawość, oburzenie, powątpiewanie - reakcji bynajm niej dale­ kich od m istycyzm u, niesam ow itości czy grozy. M ożna odnieść wrażenie, że duchy zm arłych osobistości obchodzą się ze swoją publicznością bezce­ rem onialnie, a niekiedy wręcz obcesowo; odbierają one sw oim w yp o w ie­ dziom charakter prawdy ostatecznej o sensie życia, śm ierci i dalszej czyść­ cowej ekspiacji. D ochodzące z brzucha N ieklaszew icza tajem n icze głosy grzeszą nadm iernym gadulstwem , niegrzecznością w stosunku do gospo­ darza i jego domowników, a nawet manifestowaną raz po raz recydyw ą woli w stronę doczesnych (czytaj: cielesnych) namiętności.

D uchy na pokucie pozostają jed n ak pod w ładzą rzekom ego „m ed ium ” (jeśli w ogóle tak można powiedzieć o brzuchom ówcy), podczas gdy pozo­ stałym „m agnetyzerom ” zdaje się, iż każdy z pokutników siedzi uwięziony w różnych częściach stolika. Ów gadający mebel - nie om ieszka zaznaczyć narrator - przybył do M onplaisir z dawnej rezydencji podkom orstw a jako część jej arystokratycznego wystroju, nosząca ślady antykizującej ornam en­ tacji pałacow ych wnętrz. To pospolite w X IX wieku n aśladow anie sztuki greckiej - tu konkretnie coś niby pytyjski trójnóg, z trzem a głów kam i sfink­

(10)

• Zm o r y „t e r a ź n i e j s z e g o w i e k u” n a s e a n s i e s p i r y t y s t y c z n y m •

sów, ukrytym i pod blatem stołu - użyte zostało teraz do kontaktów z za­ światami. Ta na pozór m ało istotna wzm ianka o pochodzeniu i wyglądzie mebla (zob. 27-28) jest kolejną informacją dla czytelników „historyjki”, że mają do czynienia z kulturowym i fetyszami epoki. Wróżbiarstwo stołów to w isto­ cie groteskowe przedrzeźnianie tradycji starożytnych wieszczów. W iek XIX, m im o wielu oryginalnych osiągnięć sztuki sym bolicznej, zapisze się w p a­ mięci następnych pokoleń jako rupieciarnia nieudolnych imitacji estetyczno- -kulturow ych, jak o nic n ieznacząca skam ielina przesądów i zabobonów.

Taką diagnozę zdaje się stawiać Kraszewski przed sądem czytelników. W każdej z prezentujących się postaci z zaśw iatów (słyszym y tylko ich tajemniczy „głos” ) jest coś z egzystencji upiora albo ducha powrotnika, który znajdując się w stanie przejściowym m iędzy cielesną a duchową form ą bytu, musi jeszcze raz przebyć drogę od pierwszych narodzin aż do fizycznej śmierci. D roga ta naznaczona była już za życia duchową m artwotą, pustką i próż­ nym nienasyceniem z powodu światowych pożądań. Powrót do źródeł czyść­ cowych cierpień dokonuje się tu i teraz, w czasie seansu, w form ie inicjacyj­ nej „historyjki”, opowiadanej nie wiadom o z jakim zamiarem złaknionem u sensacji towarzystwu. Jedynym m orałem , jaki może, choć nie musi, w yni­ kać z tych niby zwierzeń duchów, wydaje się proporcjonalność obecnej kary w stosunku do ciężaru doczesnych przewinień. W zaświatach panuje m ate­ matyczna sprawiedliwość i demokratyczna zgoła równość w obliczu najw yż­ szego trybunału.

Według relacji jednego z duchów, zaraz po śmierci odbywa się psychosta- zja, czyli ważenie dusz. W dowcipnie skonstruowanej alegorii pojawia się ta­ jem niczy rachmistrz. „N a jednej szali kładnie dary Boże, na drugiej uczynki ludzkie i wedle tego, jak co nie doważa, zaraz z kancelarii wydają bilety na tysiąc, dwa, trzy tysiące lat... rekolekcji w różnych miejscach” (62). Rekolek­ cje polegają na oczyszczającym działaniu pamięci i trwają dopóty, „dopóki nie wywalczym w sobie obrzydzenia wszelkiego czynu i myśli nieczystej” (64). Dla ścisłości trzeba zaznaczyć, że pokuta duchów odbyw a się nie w ja ­ kiejś transcendentnej, eterycznej sferze, ale ma swoją dokładną lokalizację w m artwych przedm iotach używanych na tym świecie przez żyjące osoby. „N ajczęściej, jak m nie i kolegom m oim , dostaje się odkom enderów ka na

ziemię, m iędzy swoich, i kwatera ciasna, jak m nie na przykład w stołowej nodze” (34). Surowość kary według tej sfingowanej w brzuchu Nieklaszewi- cza relacji ducha Jana Potockiego polegać ma na oglądaniu głupot i beze­ ceństw „teraźn iejszego w ieku ” z persp ek tyw y stołow ej nogi albo innego mebla. To zakrawa na podw ójną ironię, oczywiście w ym ierzoną w żyjących współcześnie członków społeczeństwa. Spirytyzm jako teoria, która w p ry­

(11)

• Ma r c i n Lu l •

m itywnej wersji, rodem z ludowych zabobonów, obłąkała um ysły A m eryki i Europy, fun kcjonu je w Trapezologionie K raszew skiego w ięcej niż tylko w satyrycznym krzyw ym zwierciadle. W szak w serii opowieści spirytystycz­ nych pierw szeństw o głosu oddane zostało drugiem u po W olterze n ied o­ wiarkowi XVIII wieku, który z rozpaczy popełnił sam obójstwo.

Potocki, jak mówi „m edium ”, wychowany w czasach stanisławowskich na uczonego Francuza, podróżow ał po świecie dla zdobycia renom y najw ięk­ szego oryginała swoich czasów. Wreszcie znużyła go nawet jego własna in ­ teligencja - człowieka „z duszą bijącą się pod czerepem czaszki, wielką, sil­ ną, gorącą, a bez w iary w byt, w duszę, w Boga, i nieśm iertelność, w siebie samą” (45). W pośm iertnej egzystencji przyszło mu wegetować w ciasnym unieruchom ieniu stołowej nogi, będącej synonim em największej głupoty i stagnacji umysłowej. C zy nie jest to zemsta materii na duchu, który szuka­ jąc daleko po świecie odpowiedzi na pytanie o sens życia, utknął na koniec w m artwym przedm iocie, w niskości własnej nędzy moralnej? A teraz o d ­ zywa się z szyderstw em do ludzi tw ardogłow ych, zam kniętych w swoich małych, prozaicznych światkach, ludzi, których najwyższą aspiracją pozosta­ nie m ądrość odrobinę tylko większa od stoicyzmu drewnianej nogi.

Spójrzm y na całość tego fenomenu okiem Kraszewskiego. Brzuch Niekla- szewicza to ironiczna tuba ukrytej świadom ości pokrzywdzonego przez los i społeczeństwo szydercy. Nieklaszewicz wgryzł się w cudzy żywot Potockie­ go, aby zabawić się kosztem swoich prześladowców, traktujących rezydenta gorzej niż stołową nogę. A ta ostatnia - to jakby proteza rozumu, sztuczna inteligencja ducha m aterialisty Potockiego. A lbo inaczej, m ówiąc przeno­ śnie: w stołowej nodze rozpoczyna się i kończy zmaterializowany powtórnie żywot ducha, co sam sobie przeczył i z wyżyn oryginalności spadł tak nisko. W Trapezologionie m am y w ięc drugie groteskowe wcielenie sceptycznego

rozumu oświeconego podróżnika (literacka reinkarnacja a rebours). Spiry­ tystyczne praktyki dostarczają brzuchom ów cy narzędzi, aby uczłowieczyć drewniany automat jako głos umarłego. Z „pośm iertnej” relacji ducha do­ w iadujem y się, że księgi Potockiego za pierwszego żywota autora pasowały go na „błędnego rycerza m yśli” w jego sferze towarzyskiej (41). Taki żywot nadawał się doskonale jako tworzywo do przeróbki na spirytystyczny pam- flet, chociaż z drugiej strony, tragiczny los niedowiarka nie przestawał być dla czytelników Kraszew skiego pouczającym przykładem rozm inięcia się nauki z wiarą, przestrogą w wieku materializmu. Duchy wyw oływ ane przez spirytystów w ich w yobraźni przybierają rozmaite form y, a bardzo często ich astralna pow łoka to nic innego jak płaszcz jakiegoś D on Kichota zabłą­ kanego w zaświaty i zwodzącego żyjących. W opowieściach spirytystycznych

(12)

• Zm o r y „t e r a ź n i e j s z e g o w i e k u” n a s e a n s i e s p i r y t y s t y c z n y m •

prawda ludzkiego życia m iesza się z jakim ś trudnym do zweryfikowania fałszem . N ie w iadom o, kto tak naprawdę kom unikuje się z uczestnikam i seansu. C zy nie jest to duch wiecznego przeczenia, chim erycznie wystuku­ ją cy rytm stołowego tańca ku zadziwieniu obserw atorów? Im pertynencje „ducha” pod adresem pustego m ózgu podkom orzego to z kolei ostatnie ogniwo tej „inw okacji m agicznej” (według określenia narratora). Tak m oż­ na odczytać funkcjonalność pierwszej historyjki opowiedzianej „brzuchem ” Nieklaszewicza w Trapezologionie.

Ironiczny w ydźwięk m a również spowiedź poety Kajetana Węgierskiego, w ydobywająca się z drugiej stołowej nogi. Brzm i ona m iejscam i prawie jak parafraza autotematycznego wiersza Moja ekskuza: „nigdym pióra nie sprze­ dał, nigdym zbrodni nie pobłażał, nigdym złotemu cielcowi nie bił czołem, [...] jam chłostał niepoczciwych, jam szydził z łajdaków, a schylałem czoło przed obywatelską cnotą m ężów w kraju zasłużonych” (58). Nie czas jednak po śm ierci na ukazywanie siebie w lepszym świetle dobrych chęci, którym i, jak m ówi przysłowie, w ybrukow ane jest piekło. W iększą część życia w ypeł­ nił libertyn Węgierski sprośnymi epigramatami, plugawą odą13, a także szalo­ ną grą w karty i zajm ującym i m iłostkam i - wszystkie te zdrożności, popeł­ nione pod osłoną zaszczytnej funkcji szambelana królewskiego, ostatecznie przew ażyły szalę w ystępków i skazały autora na czyśćcow ą banicję aż do momentu, gdy nikt z żyjących nie będzie czytał szkodliwych płodów jego muzy. I jak za dni ciała swego nie w ierzył poeta w dydaktyczną wartość lite­ ratury, tak również w czyśćcu drw ił sobie z m ożliwości w yciągnięcia nauki z cudzych błędów.

Czyśćcowe dusze niczego nie nauczą żywych z powodu niedoskonałości ich skruchy po śmierci. Poczucie winy graniczy w nich z dumą i jakąś upartą namiętnością w odkrywaniu przed żyjącymi przyczyn własnego nieszczę­ ścia. Załóżmy, że ich spowiedzi są szczere, ponieważ nie mają oni żadnego

interesu w tym, żeby kłamać. Cóż z tego, jeśli w gadającym meblu uwięzio­ ne zostały wraz z pokutnikami ich ziemskie uprzedzenia, nawyki i przeko­ nania. A siedzące przy stoliku towarzystwo jest mentalnie wyczulone na poprawność m anier i atuty hierarchii społecznej, wedle których ocenia i porównuje zabierających głos rezonerów. Między słuchaczami „historyjek” a rezonującymi duchami nie dochodzi do żadnego porozumienia14.

13 Zob. wiersze W ęgierskiego w zbiorze: „P łodn y jest św iat w występki”. Antologia p o l­ skiej libertyńskiej poezji erotycznej XV III wieku, wyb. i oprać. W. N aw rocki, Piotrków T ryb u n alsk i 1996. Tu także zob. w iersz A d am a N aru szew icza Czyściec.

14 N orw id w szkicu o stolikach wirujących dowodzi swojej rezerw y wobec spirytyzm u za p om ocą przypow ieści z Ew angelii o bogatym Łazarzu , k tó ry cierpiąc czyśćcow e

(13)

• Ma r c i n Lu l •

„Stolikow a m etafizyka” nie w ykracza poza ram y dydaktycznego banału, zwłaszcza gdy przem awiają plebejskie duchy nieszczęśliwego żebraka, w iej­ skiego parobka albo dusza w yrodnej żony i matki. Pierw szy w akcie zemsty za doznane krzyw dy splam ił się k rw ią starego dziada, urągając B o gu i lu­ dziom . D ru gi udaw ał w ielkiego pana, w y ro b ił sobie w p ływ o w ą posadę w powiatowym światku, a w zaświaty przeniosło go wypowiedziane m im o­ wolnie, na w łasną zgubę „Słucham jaśnie panie”. Z kolei M elania, jedyna kobieta w gronie czyśćcow ych skazańców, w yrzekała na brak stosownych form na Sądzie Ostatecznym i niesprawiedliwość boskiego trybunału w oce­ nie jej nieszczęśliwego żywota, który nie dorów nyw ał literackim wzorcom m iłości Heloizy czy W ertera; wiadom o, że w doczesności kokietow ała swo­ ich adoratorów jak Z osia z obrzędu M ickiewiczowskich Dziadów.

Wszystkie opowiedziane w Trapezologionie „historyjki” Kraszewski wpisał w ram y seansu spirytystycznego, ponieważ ów znany mu z doniesień praso­ wych fenomen, w połączeniu z udaną sztuczką Nieklaszewicza, m ógł koja­ rzyć się czytelnikom z obyczajową farsą rodem z teatru variétés. W teatral­ nej oprawie wyw oływanie duchów za pom ocą prestidigitatorskich zdolności brzuchom ów cy nabierało w yraźnie ludycznego charakteru, traciło cechy ezoterycznej inicjacji. R ozryw ka ku rozbawieniu w yobraźni czytelników- -widzów? Tak, ale również coś więcej. Nieklaszewicz imitował głosy z zaświa­

tów, lecz własną rolę kuglarza odgrywał milcząco, z mefistofelicznym wyrazem twarzy. W „historyjce” o gadającym stoliku, oddawanej w ręce czytelników w roku 1855, narrator zgrabnie wyręczył się tą postacią, aby nie brać udziału w farsie, a jednocześnie zbliżyć jej kształt do widowiska scenicznego z dia­ logam i i m onologam i, m arginalizując tym samym funkcje narracyjnej opo­ wieści. Na literackiej scenie, skomponowanej naprędce przez Kraszewskiego, występują niewidzialne m arionetki, ukryte w brzuchu (sic!) Nieklaszewicza. Przed oczam i widzów, na pierwszym planie toczy się gra kilku postaci przy­ kutych do centralnego punktu przestrzeni, którym jest czworonożny stolik, zgodnie z tytułem na pierwszej stronie książki (wyraz złożony pochodzenia greckiego, utworzony z dwóch elementów: trapédzion - zdrobniale „stolik”, „czworokąt nieforem ny” oraz lègein - „m ów ić, rozprawiać” ).

O czym więc m ów i stolikowe towarzystwo M onplaisir? Koryfeusz spiry­ tystycznego spektaklu, pan Henryk, zachęca przytomnych do udziału w grze i swoim przykładem prowokuje do komentarzy. W przerwach m iędzy od­

m ęki, ch ciałby posłać zm arłych do jego żyjących braci ku ich upom nieniu. O dpo­ w iedź z nieba w skazuje na autorytet M ojżesza i Proroków. Jeśli ich nie słuchają, nie uw ierzą rów nież zm arłym (C .K . N orw id , dz. cyt., s. 625).

(14)

• Zm o r y „t e r a ź n i e j s z e g o w i e k u” n a s e a n s i e s p i r y t y s t y c z n y m •

cinkami seansu przedmiot rozmów przenosi się niepostrzeżenie z gadającego mebla na samych obserwatorów fenomenu. Konwersacja zam ienia się w ów ­ czas we w zajem n e iron iczne p rzycin k i. Ich sens streszcza się w zdaniu H enryka: „wszyscyśm y tacy w teraźniejszym w ieku” (137). Na tle tych mało interesujących dialogów zdumiewać może trafność jednej wypowiedzi. Pod- kom orzyna, d rw iąc sobie z sentym entalnych poruszeń pann y C elestyn y i filozoficznych frazesów Henryka, odpow iada zebranym: „wszyscyście do niczego, co się zowie do niczego; nudzi was praca, nudzi zabawa, ludzie, w y sami siebie, życie, m iłość, i nie w iedzieć co z w am i zrobić” (137). Każdy czuje się aktorem jakby z musu, śmiertelnie znudzonym nakładaniem tych samych masek. Jak widać, „m agiczne” inwokacje duchów, narzekających na swój doczesny i pośm iertny los, wtórują inwokacjom żywych. I jedni, i d ru ­ dzy, żywi i um arli uczestniczą w tej samej farsie. Teatralność spowiedzi du­ chów i teatralność konw ersacji przy stoliku podsycają się wzajem nie. Nie ma tu m iejsca na żadne antrakty pozwalające czytelnikowi-widzowi odpo­ cząć od panującej w szechw ładnie atm o sfery spleenu i nihilizm u. Jedynie humorystyczno-groteskowa inwencja Nieklaszewicza, jego parodia w przed­ stawieniu czyśćca wywołuje w nas uśm iech i na chwilę w yryw a z tej m ono­ tonii. Zresztą, „historyjka” Kraszewskiego nie m a am bicji zatrzym ania na­ szej uwagi na dłużej, w przeciwieństwie do w ielu jego opasłych powieści. Spirytystyczna gawęda powinna przelotnie tylko zająć czytelników, podobnie jak przejściowa jest w yw ołująca ją stolikowa m ania naszego społeczeństwa. Z całej serii „historyjek” spirytystycznych w yróżnia się obszerne zezna­ nie ducha arty sty k om p o zytora, p o przed zo n e śpiew em ja k ie jś figlarnej piosenki. Nieszczęśliwy pokutnik siedzi w ćwieczku stolika. Kończy się czas jego czyśćcowych mąk. Ale też palec Boży w yznaczył mu niepospolitą i naj­ surowszą karę, proporcjonalnie do wielkości jego występku. Skazano arty­ stę na drugie życie wśród ziemian. Reinkarnacja okazała się odwrotnością pierwszego losu, żartem niebios zesłanym celowo, aby to, co było zgubnym w yborem w pierw szym życiu, uczynić m ęczącą koniecznością w drugim . Osią m ęczarni stało się pragnienie piękna i wiecznego ideału, którym Bóg darzy wybrańców w momencie ich narodzin. Namaszczony na kapłana sztuki konform istycznie w yparł się nadprzyrodzonego daru, poszedł „poziom ym gościńcem tłum u” z lęku przed cierniow ą koroną. „Zabite w duszy trupy wstawały marą, upiorem i szarpały ją dobijając się życia” (10 8 -10 9 ). W dru­ gim wcieleniu m uzyk pragnął pójść za nieśm iertelnym im peratywem twór­ czości, lecz wyznaczono mu obowiązki urzędowego dygnitarza, wynikające z wysokiej pozycji towarzyskiej. „B ó g doskonale rozm ierzył d ary i ciężary i za byt materialnie szczęśliwy opłacać każe najcięższym poddaństwem” (117).

(15)

• Ma r c i n Lu l •

Na tym jednak nie koniec. Podczas drugiego spotkania z czyśćcowym psy- chostatą zbłąkany artysta usłyszał kolejny wyrok: „K ażde życie m a swoje obowiązki i ciężary... co w jednym może być zasługą, to w drugim będzie grzechem” (132). Nowa przewina ducha-artysty to chwile ukradzione obywa­ telskim powinnościom na skom ponowanie rozpoczętej partytury do Fausta.

Natchnienie m uzyka w jednych warunkach jest boskim darem, w innych dem onicznym im pulsem . Zaw sze jednak pragnienie ideału, zrealizowane bądź stłumione, zabija artystę - czy to w pierwszym , czy w drugim wciele­ niu. Trzeba przyznać, że również boski rachmistrz w opowiedzianej „histo­ ryjce” ujawnia swoje dwa różne oblicza. Jego algebraiczne rachunki przypo­ m inają bowiem układ równań z dwiema niewiadom ym i. To sam o ludzkie pragnienie wpisane w dwa schematy działania rozszczepia się na dwie prze­ ciwstawne sobie wartości: ujemną i dodatnią. A le wyniki obu równań m u­ szą sobie wzajemnie odpowiadać, tworzą jeden układ. Widać to dopiero z tej trzeciej, niedostępnej ludzkiemu duchowi perspektywy. Człowiek za każdym razem wpada w pułapkę własnych błędów, ale w ostatecznym rozrachunku nie wie, czego od niego oczekują „po tamtej stronie”.

Przykład pokutującego muzyka z trudem pozwala się wtłoczyć w schemat nieszczęścia, śmierci i ekspiacji. Ta moralistyczna triada powtarzała się w po­ zostałych „historyjkach” raczej ku znudzeniu żywych niż ku m oralnem u zbudowaniu. Tym razem jednak narrator Trapezologionu poczuł się uspra­ w iedliw iony koniecznością oznajm ienia swoim czytelnikom , że spowiedź książęcego ducha w yw arła na słuchaczach w pływ widoczny, a i w nim sa­ mym poruszyła jakąś delikatną strunę: „nie pokazywałem po sobie, ile mnie obeszły cierpienia nieszczęśliw ego ducha, tak blisko spokrew nionego ze mną [...] powołaniem ” (134). D wa lata po wydaniu spirytystycznej „histo­ ryjki” Kraszewski opublikuje swój dziwny artykuł O pow ołaniu literackim15, w którym w spom ni cierniową drogę namaszczonych na m ęczeństwo „pra­ cowników umysłowych”, odrabiających pańszczyznę na krajowej niwie, rzuci anatemę na sprzedajne pióra, lecz wszystko to wyjdzie z jego kałam arza pod wpływem w idm a zwątpienia, wciskającego się mu pod oczy. W idm a, które budzi w „pracow niku m yśli” lękliwą czujność.

„Cierpienia nieszczęśliw ego ducha” przeniósł autor „h isto ryjk i” na wyż­ szy poziom uogólnienia, jakiejś „spirytystycznej” paraboli. „Biegniem y za niepochwyconym , a gardzim tym, co pod nogam i leży. Ileż to rozkoszy tra­ ci człowiek w życiu przez zły kierunek wyobraźni, umysłu, przez serca ze­

15 J.I. K raszew ski, O p ow o ła n iu literackim , „D zien n ik L iterack i” 1856, n r 8 -12 (prze­ d ru k w: tegoż, G aw ędy o literaturze i sztuce. C iąg pierw szy, Lw ów 1857).

(16)

psucie, gdy tyle ich om ija świętych, prostych i każdemu dostępnych” (135). Ta luźna refleksja pisarza, dołączona do spowiedzi ducha artysty, a następnie powtórzona jeszcze w funkcji końcowej konkluzji (zob. 188-189), zastępuje poniekąd dyd aktyczn y m orał opow iedzianej „h isto ry jk i” ; od n o si się do wszystkich, którzy próbują wyjść poza obręb żywota wyznaczonego im przez naturę, zw ykły porządek rzeczywistości, poza uświęconą codzienność i ca­ łość w idzialnego świata. A szukają tego, co sprzeciwia się ich naturalnym potrzebom, obowiązkom podyktowanym przez społeczeństwo i Opatrzność. Spirytyzm rów nież m ieści się w kategorii zjawisk będących dla K raszew ­ skiego zasłoną dym ną nałożoną na realność tego świata, ze wszystkim i jego praw dziw ym i pięknościam i, z ludzką tęsknotą i niedolą. M ożna przypuścić, że Kraszewski, nie przecząc prawdom głoszonym przez ducha artystę, je d ­ nocześnie szuka w skarbnicy w łasnych m yśli elem entów łagodzących dra- m atyczność złych wyborów, neutralizujących dem oniczne piętno tęsknot, które przenoszą duszę w niedostępne zw ykłym śm iertelnikom rejony w y ­ obraźni, wystawiają artystę - każdego wrażliwca - na ciężką próbę wierności bezkresnym i niepochwytnym ideałom. Z drugiej strony - ostrzega Kraszew­ ski - sztuczne reguły, konwenanse towarzyskie i nowinkarskie idee czynią z człowieka istotę obcą własnem u człowieczeństwu, nasiąkającą jak gąbka tym, co nigdy nie nasyci duszy.

Ostatni akt stolikowej tragifarsy to finalny popis brzuchom ówstwa Nie- klaszewicza, mistrzowskie odegranie roli własnego sobowtóra, który w yszedł z ciała i sw oim i szyderstw am i, palącym jadem oskarżeń, kąsa zebranych wokół stołu domowników. „Zaczynam pokutę za życia - odparł głos bolesny i drżący, przykuty do stołu - jakem był losem przykuty do waszego domu, do fantazji, dziwactw i dum y w aszej...” (160). Zim ne ciało Nieklaszewicza, jego drgające konwulsyjnie ręce, oczy otwarte i nieruchom o patrzące, sine usta, zastygłe w jakim ś złowrogim grym asie, wreszcie znajom y głos wychodzący wyraźnie ze stołu - w ytw arzały iluzję snu kataleptycznego. M ożna odnieść wrażenie, że b rzuchom ów ca długo przygo to w yw ał się do tej roli, by teraz przez swoje sztuczki i om am ienia przejąć kontrolę nad znienawidzonym audytorium , ba! nad całym światem duchów, zajmujących swe ciasne kw a­ tery w zamkniętej przestrzeni prowincjonalnego domu.

M ow a „ducha” Nieklaszewicza ostatecznie w yprowadza czytelnika z ilu­ zji seansu spirytystycznego, w którą został wciągnięty jako dyskretny obser­ wator, przyjm ując punkt w idzenia narratora. W szystkie antycypacje finału stolikow ych m istyfik acji sku p iały się na p od gląd an iu gestów i zachowań skrytej w sobie postaci rezydenta. W oczach uważnego narratora - przyby­ sza z zewnątrz, postać ta od początku naznaczona była jakim ś

(17)

• Ma r c i n Lu l •

skim” piętnem obcości. N ieklaszew icz stw arzał jed yn ie p o zo ry uczestnic­ twa w seansie. Jego rozpaczliw a q u a si-obecność, bytow an ie w pośledniej form ie „ślim aczego życia” przechodzi teraz w fazę ujawnienia, autoironicz­ nej inscenizacji własnego nieszczęścia. To ujawnienie stało się zerwaniem więzów, banicją ze świata pozorów.

W końcow ym przypisku narrator poinform uje czytelnika o swoim ostat­ nim spotkaniu z Nieklaszewiczem i przytoczy treść swojej z nim rozm ow y w m iasteczku N. (zob. 18 9 -19 2). N iepraktykujący brzuchom ów ca rozstaje się z narratorem z dwojakim uczuciem. Najpierw, na pytanie o teraźniejsze stosunki z podkom orstw em i jego rodziną od p o w iad a szyderczo: „jakoś rozstaliśm y się zim no... najedliśm y się siebie do syta ...” A z drugiej strony, dow iadujem y się, że zabity na duchu Nieklaszew icz nie rezygnuje z doga­ dzania w łasn em u brzuchow i. W iedzie dalej sw ój k o n su m p cyjn y żywot, przyjm ow any na wieczerzach u m iejscowych obywateli. Ostatnim słowem „historyjki” Trapezologion jest więc ironiczna sugestia do czytelnika, by za­ kończył lekturę przy biesiadnym stole u boku Nieklaszewicza, podobnie jak zaczął ją od uczty z ducham i przy wirującym stoliku.

Z aryzyku jm y w tym m iejscu pew ną m etaforę z dziedziny gastronom ii. Spirytystyczna przygoda salonow ych lalek K raszew skiego została przypra­ wiona elem entami groteski i hum oru w przedstawianiu pośm iertnych pery­ petii duchów. Czytelnikowi podano potrawę może niezbyt wykwintną, ale dostosowaną do jego m ożliwości trawiennych. Im pertynencje N ieklaszew i­ cza, które tak bardzo gorszyły ułożone tow arzystw o, nie m o g ły drażnić czytelników. Autor Latarni czarnoksięskiej przyzwyczaił ich bowiem do sa­ tyrycznych obrazków arystokracji i szlachty wołyńskiej, chorującej na panów. W tej dziedzinie nic nowego nie miał czytelnikom do powiedzenia. Natomiast wydaje się, że w perspektywie nastawień czytelniczych bardziej interesująco zapow iadał się sam sposób łączenia techniki obrazkowej prezentacji próż- niaczej klasy społecznej z krytyką amatorszczyzny, efekciarstw a i naiwnej wyobraźni „m agnetyzerów ”. Brzuch Nieklaszewicza jest w Trapezologionie bardzo pojem ną metaforą, która mieści w sobie całą prawdę o pierw orod­ nym grzechu nieumiarkowanej konsum pcji w każdej m ożliwej form ie. Tu znów oddajmy głos narratorowi-Kraszewskiemu - wypowiedź dotyczy wróż­ biarstwa stołów:

Zysk ał kto na proroctw ie przyszłości? Każdego ono napełnia strachem , drżeniem i łzam i, bo na dnie każdego żywota musi być zaród nieszczęścia ja k jest zaród grze­ chu! Po co śpieszyć z pożarciem tego, co nam przeznaczone, gdy życie i tak jest krótkie.

(18)

• Zm o r y „t e r a ź n i e j s z e g o w i e k u” n a s e a n s i e s p i r y t y s t y c z n y m •

Jak widać, gastronom iczne asocjacje nie opuszczają czytelnika w trakcie lektury. Jeśliby nawet łaskaw y czytelnik doszedł po zam knięciu książki do wniosku, że ta lektura mu się „przejadła”, to i tak ironiczny zam iar K raszew ­ skiego zostałby zrealizowany.

III.

N a m arginesie interpretow anej „h isto ry jk i” pozostaje jeszcze jed en k o n ­ tekst wart przyw ołan ia i zasygnalizow ania w końcowej części niniejszego wywodu. C h o d zi m ianow icie o X IX -w ieczne i późniejsze fascynacje feno­ m enam i ludzkiej m ow y i świata dźwięków ją reprodukujących. W pasjonu­ jący sposób przedstawia ów problem Steven C onnor w Kulturowej historii brzuchomówstwa:

M arzenie o świecie autonom icznego dźwięku, w którym słuch nie jest p od porząd ­ kowany, ale sam podporządkow uje sobie funkcję rozm ieszczającą i identyfikacyjną wzroku, było cechą estetyki okresu rom antyzm u, eksperym entów m odernistycznych i aw angard ow ych , a w sp ó łc z e śn ie jest a m b icją te ch n o lo gicz n ą . [ ...] m ożliw e, że i brzuch om ów stw o w ogóle św iad czy o n iesam o w icie trw a ły m p ragn ien iu w ia ry w autonom ię głosu, w siłę czy też m oc głosu oddzielonego nie tylko od sw ojego źró­ dła, ale także niezależnego od w zroku.16

Bohaterem książki C onnora jest nie tyle brzuchomówca, ile w yłożona na przykładzie tego fenom enu koncepcja ciała w okalicznego jako w yobraże­ nia projektowanego podczas em isji głosu brzuchomówcy. To wyobrażenie, pisze C onnor, przybiera „form ę snu, m arzenia, fantazji, ideału, doktryny teologicznej lub halucynacji czy om am u” i utrzym ywane jest na m ocy p o ­ wszechnie obowiązującego przesądu, że „bezcielesny głos musi zamieszkać w w iaryg o d n ym ciele” 17. W kon tekście ku ltu ro w ych o d czytań C onnora m ożna by zastanow ić się: czy i w jakim stopniu rom antycy podzielali ów przesąd? C z y ich w iara w „św iętych o b co w an ie”, n ierzad k o pozostająca w luźnym związku z katolicką ortodoksją, nie opierała się właśnie na projek­

16 S. C onnor, K u ltu ro w a historia brzuchom ów stw a, tłu m . M . Buchta [i in.], K rak ó w 2009, s. 28.

17 Tam że, s. 42. Por. ze sform ułow aniem R yszarda Przybylskiego o „sercu ” w R om an- tyczności: „sym b o l bezcielesnego p odm iotu rom antycznego cogito” (O św ieceniow y rozum i rom antyczna przepaść, w: P roblem y polskiego rom antyzm u, seria III, pod red. M . Ż m ig ro d zk iej, W rocław 1981, s. 141). Zob. także: M . Lul, M ickiew iczow ski ła d serca. O „R om antyczn ości”, w: Św iatło w dolinie. Prace ofiarow ane Profesor H a­ linie K rukow skiej, pod red. K. K orotkicha, J. Ław skiego, D. Z aw adzkiej, B iałystok 2007; tenże, Sym bolika i m etaforyka serca w twórczości Juliusza Słowackiego, w: Ateny. Rzym. Bizancjum . M ity Śródziemnom orza w kulturze X IX i X X wieku, pod red. J. Ław ­

(19)

• Ma r c i n Lu l •

towanej synestezji obrazu i dźwięku, na sym bolicznym rozbłysku sensu - poza czasem i przestrzenią, ale w sposób w idzialny i słyszalny dla w tajem ­ niczonych uczestników romantycznych obrzędów czy praktyk szamańskich? Rom antyczne zjawy, upiory, w idm a, fantazm aty, nawet zm arły Jasieńko z M ickiew iczow skiej Rom antyczności18, owadzi świat i cudow ny kantorek w IV części D ziadów 19, legiony duchów u Słowackiego - czyż nie są postu­ lowanym w tej epoce ekwiwalentem ciał duchowych, wyposażonych w różne zdolności paranorm alne? O dpowiadając na to pytanie twierdząco, można się narazić na zarzut psychoanalitycznej redukcji, stawiany niekiedy bada­ niom nad rom antyzm em 20. Przesądy i fantazjowanie to wszak dom ena re­ wizjonistycznej krytyki spod znaku Zygm unta Freuda i jego kontynuatorów. M aria Janion w swoim Projekcie krytyki fantazmatycznej przyznaje, że Freud, twórca teorii m edycznej fantazmatów, nie potrafił rozwiązać kwestii: „czy fantazmat ujmuje wydarzenie, które rzeczywiście się dokonało, czy też jest zupełnie fikcyjną konstrukcją wyobraźniową?” 21.

Nie rozstrzygając problemów natury ontologicznej, dotyczących sposobu istnienia duchów i upiorów w romantycznym świecie, w róćm y do „historyjki” Trapezologion oraz do książki C onnora. Zastosow anie teorii tego badacza

do interpretacji utworu Kraszewskiego w ym agałoby na pewno intersemio- tycznego przekładu na język literatury, która przecież sięga do gotowych klisz i własnych stereotypów, nie wyłączając oczywiście kulturowych prze­ sądów i zabobonów. Kraszewski, jeszcze jako debiutant drukujący pod za­ baw nym pseudonim em K leofasa Fakunda Pasternaka, w kracza na teren paradygm atu rom antycznego, m ocno już wtedy podm inow anego i pod ej­ rzanego o fałsz i efektowną przesadę w odsłanianiu tajem nic życia nadzmy- słowego. Metaforę brzuchomówstwa, jeśliby um ieścić ją w kontekście

post-18 Zob. uwagi o teozoficzno-naukowej atmosferze w W ilnie w latach 20. XIX w.: W. B o­ rowy, O p o ez ji M ickiew icza, Lu blin 1999, s. 67-74. Por. J. T opolew ski, Sk a n d al na rynku, „K re sy ” 1998, nr 2.

19 Z . Stefan o w sk a, P ró b a zdrow ego rozum u. Stu d ia o M ick iew icz u , W arszaw a 2001 (rozdz. Św iat ow adzi w czwartej części „D z ia d ó w ”). B adaczka pisze o scenie z k an ­ torkiem : „Jest w niej elem ent m istyfik acji, jaw n ego aktorstw a, które słu ży czemu? żeby nabrać n aiw n e dziecko, w y z y sk a ć jego ła tw o w ie rn o ść ” (s. 90). Z o b . także: J. Schollenberger, „W ejść m iędzy sforę” - projekt duchowości zw ierząt: M ickiew icz - Em erson, „W iek XIX. R ocznik Tow arzystw a Literackiego im . A d am a M ickiew icza”, R. III (XLV), 2010.

20 Zob. M . Piw ińska, Z łe wychowanie. Fragm enty rom antycznej biografii, W arszawa 1981 (rozdz. Św iat ducha).

21 M . Janion, Prace w ybrane, pod. red M. C zerm ińskiej, t. 3: Z ło i fantazm aty, K raków 2001, s. 164. Por. J.M . Bocheński, Sto zabobonów, Paryż 1987 (hasła: psychoanaliza, spirytyzm).

(20)

rom antycznych rew izji Kraszew skiego, dałoby się odczytać w łaśnie jako obraz produkcji literackiej ocierającej się o romantyczny banał i metafizyczny kicz. Rzecz dotyczyłaby także każdej konfabulacji rodem „nie z tego świata” Stolikowy szał, który ogarnął A m erykę i Europę po roku 1848, m ógł się w y­ dać Kraszewskiem u takim postromantycznym dziwactwem, wychodzącym z „brzucha” (nie: żebra!) rom antyzm u22.

I tu autorow i Trapezologionu przychodzi w sukurs jako argum entacja wspierająca jego krytykę spirytyzm u kulturowa historia brzuchomówstwa. W edług C onnora, od czasu encyklopedyczno-literackich wystąpień Denisa Diderota oraz dem istyfikujących wyjaśnień Abbé de la Chapelle a nie uwa­ żano już brzuchom ów stw a „za cudow ny dowód boskiej lub demonicznej interwencji w ludzkie ciała i sprawy, ale za w zorcow y przykład fałszu i m i­ styfikacji, umożliwiających rozkwit zabobonu i łatwowierności” ; tłumaczono brzuchomówstwo w terminach medycznych jako „efekt szczególnego dzia­ łania m ięśni na gardło”, um iejętność, którą może w yrobić sobie każdy za pom ocą długotrw ałych, odpowiednio ukierunkowanych ćwiczeń23. Konse­ kwencją tych oświeceniowych rozpoznań było w X IX wieku rozpowszech­ nienie brzuchom ów stw a jako wszędobylskiej rozryw ki, wpisanej do reper­ tuaru liczących się teatrów Paryża i Londynu, obok różnych odm ian „teatru ciała”, ob sługiw anej przez rozm aitej m aści prestidigitatorów . C o ciekawe, seanse odbyw ały się początkow o w zam kniętych pom ieszczeniach, gdzie łatwiej udawało się stworzyć iluzję głosu niewidzialnego, bez pośrednictwa drewnianej lalki. Taką właśnie iluzję zawiera wprowadzona z prem edytacją do utworu Trapezologion sztuczka Nieklaszewicza.

W jednym z ostatnich akapitów „historyjki” m ówi się, że stary brzucho- m ówca w ypróbow ał najpierw swoich iluzjonistycznych zdolności na prze­ straszonych kuchcikach i praczkach (187). A następnie przeniósł swój eks­ peryment w „wyższe sfery”. I tam, i tu poskutkowało. Zatrium fował m agiczny przesąd. C zy w inn y tem u był rom antyzm , ojciec „nieziem skiego” kiczu24, wszelkiej niesam owitości i grozy? Nawet jeśli między romantyzmem a spiry­ tyzmem nie ma żadnych bezpośrednich powiązań, to i tak kulturowa historia

• Zm o r y „t e r a ź n i e j s z e g o w i e k u” n a s e a n s i e s p i r y t y s t y c z n y m •

22 Zob. S. W asylew ski, Pod urokiem zaświatów, K raków 1958; T. K lim o w icz, Poszuku­ jący, n aw iedzeni, opętani. Z dziejów spirytyzm u i okultyzm u w literaturze rosyjskiej,

W rocław 1992, passim .

23 S. Connor, dz. cyt., s. 210, 217. Zob. także rozdz. Gramofon w każdym grobie o zw iąz­ kach XIX- i XX-w iecznych tech nik p rod u k cji głosu (telegraf, alfabet M orse’a itd.) z eksperym entam i spirytystyczn ym i.

24 N aw iązuję do tezy H erm anna Brocha z jego książki K ilka uw ag o kiczu i inne eseje (tłum . D. B orkow ska [i in.j, W arszawa 1998, s. 113).

(21)

brzuchom ówstwa wykaże pewną ciągłość w operowaniu tym i sam ym i k li­ szami wyobrażeń, teorii „teologicznych” na przestrzeni XIX stulecia aż do czasów dzisiejszych.

IV.

Na tym jednak nie koniec. Kraszewski przed śmiercią wróci do pogrzebanego w Trapezologionie tematu spirytyzmu i mediumizmu jako autor opublikow a­ nych po śm iertn ie N ocy bezsennych. Pisze z uznaniem o w ysw obodzeniu ludzkiego ducha z krępujących go więzów materializmu, o jego „przebudze­ niu” w człowieku dzięki... fenomenom dostrzeganym podczas doświadczeń medium icznych:

Lękam się, aby m nie kto nie posądził o m arzycielstwo spirytystyczne. N igdy nie badałem w życiu tych fenomenów, nie czując się pow ołanym . Z a czasu panow ania stolików żaden z nich przy m nie kręcić się nie chciał; nie w idziałem nigdy żadnego z tych cudów, o których tyle rozprawiano, nie m iałem czasu zajm ować się nim i. Lecz fenom ena m agnetyczne obserw u jąc z dala, od lat wielu, w najrozm aitszych w aru n ­ kach, krajach, czasach, jestem przekonany, że one są rzeczyw istym i.25

Przedśmiertne refleksje Kraszewskiego utkane zostały z „m arzeń tych nocy bezsennych, w których myśl przesnuwa tysiące porwanych pasm pozostałych z przeszłości”. Nie musi więc dziwić nas ta niekonsekwencja w rozłożeniu akcentów w interesującym nas przedmiocie - przejście od wielkiej rezerwy, pamfletowej krytyki w stronę um iarkowanej aprobaty osiągnięć nauk psy­ chologicznych w drugiej połow ie kończącego się stulecia. Kraszew ski nie zaprzecza istnieniu rozmaitych nadużyć wspomnianych praktyk, mówi o pracy uczonych dla sławy. Jednak jego uwaga wyraźnie koncentruje się na stanach ekstazy, snu, hiperestezji („szósty zm ysł” ). M ożna odnieść wrażenie, że p i­ sarz, świadom y konieczności dorównania duchowi postępu, pragnie jakby odsunąć od siebie widm o grożącej światu katastrofy. Pyta z niepokojem :

[...] kto wie, na czym się to skończy i czy ludzkość nie u m iejąca utrzym ać ró w n o­ w agi, zawsze do krańcow ych ostateczności pędząca, nie p ad nie ofiarą zbyt żywego pochodu, katastrofy, która cywilizacją, owoc lat tysiąców w gruzy obróci.

Zaraz po tym zdaniu przychodzi następująca kontrmyśl:

Dzisiaj, gd y wszystkie narody są z sobą w związku, gdy cyw ilizacja praw ie jed na jest w spólną wszystkim własnością, kataklizm ogólny nie jest m ożliwy. [... ] N ie m a więc obaw y zbyt wielkiej o owoce pracą wieków zdobyte. O caleją ona gdziekolwiek i prze­ chowają się. To nas pocieszać powinno.

25 J.I. K ra sz e w sk i, N oce bezsenne. Ten i d alsze c y ta ty w e d łu g w y d a n ia : P am iętn iki, oprać. W. Danek, W rocław 1972, s. 436 -4 41.

(22)

W historiozoficznych poglądach Kraszewskiego nie zaszła w latach osiem ­ dziesiątych żadna radykalna zm iana. Pisarz chciał pozostać „sum iennym dziejopisem powszedniego życia”. W ierzył w ponadczasowe obowiązki lite­ ratury, która przechowuje i przekazuje dalej pam ięć przeszłości i dokonują­ cych się przeobrażeń w uciekającej teraźniejszości. I może właśnie ta jem u najwłaściwsza perspektyw a pisarza społecznego, wyczulonego na ciągłość cywilizacji i kultury, zdecydowała o włączeniu jego spirytystyczno-m ediu- m icznych zainteresowań do pięknych marzeń o postępie ludzkiego ducha26.

a b s t r a c t

N i g h t m a r e s o f “ t h e P r e s e n t A g e ” a t a S p i r i t i s t S é a n c e : A r o u n d J ó z e f - I g n a c y K r a s z e w s k i ’ s Tr a p e z o l o g i o n

The first part o f this essay reconstructs the history o f the birth and the initial developm ent phase o f m odern spiritism (in the United States, Europe), its relation to akin ideas and notions rem aining in a popular literary-sc ie n tific circu lation o f the rom antic thought (spiritism vs. spiritualism ; reincarnation; m etem psychosis; m edium ism ; m agnetism ; wonder). The second, core part is based upon J.I. Kraszewski s anecdote’ titled Trapezologion, written in 1855 and composed as a record o f a spirit­ ist séance at a provincial Polish manor, and form ing a sort o f transcripts o f the confession o f seven quasi-spirits doing penance for their sins and d eclaim ing from variou s parts o f the table. A lread y at the beginning o f his story, as well as in a critical essay Spirytyzm [‘Spiritism’], published a few ye ars later, K raszew ski rem arks his distance tow ard the ‘table- m ania’ dissem inated in A m erica and Europe at the time. The ‘anecdote’ ends with unm asking it as an act o f quackery o f a certain Nieklaszewicz, ventriloquist, one o f those attending the séance, w ho m ade use o f the opportunity to unveil the dark aspects o f the nobility’s and m agnates’ life. A s depicted by Kraszew ski, spiritism was a punishm ent im posed on the age o f incredulity and materialism, a caricature o f super-m undane longings o f the people tram m elled with the bondage o f reason and ex­ aggerated rationality.

k e y w o r d s

Józef-Ignacy Kraszewski, spiritism, ventriloquism, Polish nineteenth-century literature

• Zm o r y „t e r a ź n i e j s z e g o w i e k u” n a s e a n s i e s p i r y t y s t y c z n y m •

26 Inaczej o funkcjach pam ięci pisze Iwona W ęgrzyn w artykule Wartość pam ięci. „Noce bezsenne” w kręgu pam iętnikarskich fo rm twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego (w: Europejskość i rodzimość. H oryzonty twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego, red. W. Ratajczak, T. Sobieraj, Poznań 2006). Zob. także: M. Szladowski, (Auto)portret artysty z czasów starości {na przykładzie „N ocy bezsennych” Józefa Ignacego K raszew ­ skiego), w: Ż ycie w starości, pod red. B. Bugajskiej, Szczecin 2007.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Infolge des Druckes der bürgerlichen G esellschaften zieht sich der A postolische Stuhl von den Zusicherungen in den geschlossenen Konkordaten, die' kanonisch

[r]

Zgoda — mamy do czynie- nia z „próbą powieści epickiej” (jak się wydaje, Krzyżanowski stosuje ten epi- tet nie po to, żeby wywołać wrażenie tautologii, lecz w

21 Przyjmujemy to pojęcie za Romą Sendyką (op. opis Il Duomo w: ibidem, s.. Aleśmy […] pospieszali pędem zdyszani do świątyni, do Duomo. Nim je opiszemy tak, jako się ono

[r]

Z drugiej strony rozważane termy wydają się bardzo podobne. Jakie własności różnią tę redukcję i β-redukcję. Wskazówka: oczywi- ście, w tym zadaniu przydatne są termy

The deployment strategy involved (1) equipping the anchor with instrumentation package, a mooring line and an installation line, (1) lowering the anchor using the installation