• Nie Znaleziono Wyników

Górnoślązak, 2015, nr 3 (6)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Górnoślązak, 2015, nr 3 (6)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

GÓRNO ŚLĄZAK

Gazeta Związku Górnośląskiego

MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY MARZEC NR3 (6) /2015 ISSN 2391‒5331

Rozmowa

„Górnoślązaka”

Z dr Jolantą Wadowską-Król, boha- terską kobietą, niosącą pomoc szopieni- ckim dzieciom chorym na ołowicę, roz- mawia Przemysław Stanios.

Temat wydania:

Śląskie kobiety

Z okazji Dnia Kobiet piszemy o ślą- skich kobietach wczoraj i dziś. Radami swoich Mam dzielą się kobiety sukcesu.

Ponadto: kilka słów o kobiecym stroju śląskim.

Tragedia Górnośląska

O trudnych i tragicznych latach na Śląsku (nie tylko) Opolskim specjal- nie dla „Górnoślązaka” mec. Alicja Nazbdyk-Kaczmarek.

Czytaj na str. 12‒13

Fot. Klaudia Kutyniok

Czytaj na str. 14‒18 czytaj na str. 20‒22

(2)

Każda złotówka jest cenna.

Przekaż 1% swojego podatku na cele Związku Górnośląskiego

KRS: 0000030109

Szanowni Czytelnicy „Górnoślązaka”,

Drodzy Członkowie i Sympatycy Związku Górnośląskiego!

Dobra idea to już połowa sukcesu.

Drugą połową są środki – materialne i niematerialne – którymi organizacje dysponują, aby realizować cele statutowe. Oprócz oddanych sprawie ludzi i bazy techniczno-administracyjnej organizacje potrzebują też środków finansowych na swoją działalność dla dobra wspólnego.

Od ponad 10 lat każdy obywatel Polski ma prawo przekazać 1% swojego podatku na rzecz wybranej organizacji pożytku publicznego. Taką organizacją jest także Związek Górnośląski, wydawca

„Górnoślązaka”.

Jeżeli podzielacie Państwo naszą wizję, zgadzacie się z naszymi celami i jesteście przekonani, że warto nas wspierać w naszych działaniach, przekażcie 1% swojego podatku na rzecz Związku Górnośląskiego.

Będziemy wdzięczni i zobowiązani, aby każdy grosz mądrze wykorzystać.

Z poważaniem

Zarząd Główny Związku Górnośląskiego Redakcja miesięcznika „Górnoślązak”

(3)

3

www.zg.org.pl

GÓRNOŚLĄZAK

360 dni troski i radości

B

rakujące do pełnego roku pięć dni stanowić będzie kropkę nad „i” lub, jeśli ktoś woli, metę pierw- szego okrążenia w wyścigu do stabilizacji i nor- malności. Ostatnie metry wyłonią liderów i ujawnią ich formę przed kolejnymi etapami. Wśród kibiców na sta- dionie są nasi zagorzali zwolennicy, ale i fani innych dru- żyn, którzy z pewną obawą i niechęcią obserwują nasze każde etapowe zwycięstwo. A tak na poważnie: nieba- wem minie rok od kongresu wyborczego, mającego na celu zmianę warty i próbę „ruszenia z posad bryły świata”.

Obejmując zaszczytne, ale i niezmiernie zobowiązujące, funkcje w Zarzą- dzie Głównym Związku Górnośląskiego nie byliśmy pragmatycznymi reali- stami, patrzącymi ze spokojem i wyrachowaniem na naszą przyszłość. Byli- śmy raczej fantastami, z ambicjami i marzeniami o wielkim Związku i jego misji. Byliśmy przekonani, że nasz pomysł i recepta na uzdrowienie przyniesie poprawę pola widzenia, przywróci oddech i ustabilizuje akcję serca naszego Stowarzyszenia. Intensywna terapia, poprzedzona defibrylacją, potwierdziła naszą diagnozę i dobór metod leczenia. Związek Górnośląski przyjął kurs na uzdrowienie i przywrócenie swojej niekwestionowanej pozycji w naszym re- gionie. Każdy dzień był dniem próby i walki z przeoczeniem, zaniechaniem, znużeniem i widmem porażki, niełatwo opuszczającej swoje terytorialne zdo- bycze. Każdy z tych 360 dni budował poczucie bezpieczeństwa, pewności przetrwania i stanowił platformę do walki o cele nadrzędne, o realizację na- szych statutowych priorytetów.

Nie obyło się bez skutków ubocznych. Nie wszyscy wytrzymali tempo przemian, nie wszyscy zgadzali się z podejmowanymi przez Zarząd, często trudnymi decyzjami. To właśnie urok i cena demokracji. Łączność z Kołami Związku potwierdziła jednak zdecydowane poparcie dla naszej „mapy drogo- wej”, legitymizując dalsze działania Zarządu.

Byliśmy i jesteśmy zdeterminowani do podjęcia wszelkich działań w celu kreowaniu Związku jako organizacji szanującej człowieka i jego dzieła, trosz- czącej się o naszą śląską tożsamość, budującej zgodę i miłość na gruncie ko- rzeni chrześcijańskich oraz dbającej o to, aby sztandar Związku Górnoślą- skiego był symbolem Górnego Śląska, otwartego na świat, a jednocześnie mocno propagującego etos rodziny, pracy i Boga niezmiennie obecnego od stuleci pod śląskim dachem. Nie dążymy do gromadzenia bogactw ani ma- jątków. Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.

Pielęgnujemy z trudem uzyskaną stabilizację. W jej osiągnięciu pomo- gli nam sprawdzeni przyjaciele. Tychże przyjaciół poznaliśmy w biedzie, co stawia ich w rzędzie prawdziwych, a nie koniunkturalnych sprzymierzeń- ców. Wśród nich należy wymienić byłego Marszałka Województwa Śłąskiego Mirosława Sekułę, Metropolitę Katowickiego Księdza Arcybiskupa Wik- tora Skworca, niezmiennie prezentującą swoją sympatię do Związku Profe- sor Irenę Lipowicz, Dyrektora Regionalnego Ośrodka Kultury w Katowicach Adama Pastucha, z pasją realizującego kolejne wspaniałe projekty, a ponadto wielu prezydentów śląskich miast, posłów i radnych. Ich obecność w gronie naszych sprzymierzeńców pozwala wziąć głębszy oddech i konsekwentnie re- alizować nasze marzenia i ambicje. Człowiek z wielkimi ambicjami i marze- niami jest silniejszy od tego, który jest tylko realistą.

Tej siły nie może nam zabraknąć, a skoro udało się powiązać koniec z koń- cem, to musi się również udać powiązać marzenia i ambicje z rzeczywistością.

Szczęść Boże!

Marek Sobczyk

Wydawca: Związek Górnośląski www.zg.org.pl

Redaguje zespół: Grzegorz Franki (redaktor naczelny), Krzysztof E. Kraus (sekretarz redakcji), Łucja Staniczkowa.

Stali współpracownicy:

Sławomir Jarzyna, Bogdan Kasprowicz, Rafał Kula, Anna Morajko, Kamil Nowak, Przemysław Stanios, Andrzej Stefański, Łukasz Szostok, Anita Witek.

Zdjęcia: Dawid Fik, Marta Jura, Sebastian Świerczyński.

Korekta: Dominika Kraus.

Adres redakcji: 40‒058 Katowice, ul. Pawła Stalmacha 17, tel. 32 251 27 25

• gornoslazak@zg.org.pl

Dział reklamy: reklama@zg.org.pl DTP: Kazimierz Leja • dtp@zg.org.pl Druk: Drukarnia im. Karola Miarki 43‒190 Mikołów, ul. Żwirki i Wigury 1 tel. 32 326 20 90 • www.tolek.com.pl ISSN 2391‒5331

W numerze między innymi…

Rozmowa „Górnoślązaka”:

dr Jolanta Wadowska-Król

| s. 12‒13

Temat numeru: Śląskie kobiety wczoraj i dziś | s. 14‒18 Tragedia Górnośląska | s. 20‒22 Losy mieszkańców Mazur po 1945

roku| s. 22‒24 Historia: Wspomnienie

o Stanisławie Blokeszu | s. 27‒28

oraz rubryki stałe…

Z życia Związku | s. 4‒8

Chadecki głos Górnoślązaka | s. 9 Po słowie, po dwa | s. 8‒9

Fotoreportaż: Cołki Górny Ślonsk cyto po ślonksu! | s. 10‒11 Komentarz „Górnoślązaka”: Ile jest

Ślązaka w Ślązaku? | s. 19

Lwowiacy na Śląsku: Jak Ślązaczki za budowę Lwowa kasowały | s. 25 Śląskie portrety historyczne: Joanna

Schaffgotsch von Schomberg- Godulla (cz. 1) | s. 26

Śląskie larmo | s. 30

(4)

4 GÓRNOŚLĄZAK

www.zg.org.pl

Z życia Związku

21 lutego: Międzynarodowy Dzień

Języka Ojczystego – Dzień Śląskiej Godki

D

ruga połowa lutego upłynęła nam pod znakiem radosnego świętowania. Cho- ciaż to już Wielki Post, to jednak człon- kowie Związku Górnośląskiego radowali się ko- lejną edycją Dnia Śląskiej Godki, obchodzonego w dniu 21 lutego, w Międzynarodowy Dzień Ję- zyka Ojczystego.

Rodowód tego święta, ustanowionego przez UNESCO 17 listopada 1999 roku, sięga połowy XX wieku. Jego data upamiętnia wydarzenia w Bangladeszu, gdzie w 1952 roku pięciu studentów uniwersytetu w Dhace zginęło podczas demonstracji, w czasie której domagali się na- dania językowi bengalskiemu statusu języka urzędowego.

Na pamiątkę tych wydarzeń stoi w Dhace pomnik (zob.

zdjęcie).

Shaheed Minar (Pomnik Męczenników) przed uniwersytetem w Dhace

Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego ma w za- łożeniu dopomóc w ochronie różnorodności językowej jako dziedzictwa kulturowego. Według UNESCO bo- wiem prawie połowa języków świata jest zagrożona zani- kiem za życia kilku najbliższych pokoleń.

W Polsce obchody Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego tak naprawdę po raz pierwszy miały miejsce w 2012 roku, gdy zainaugurowano kampanię społeczną pod nazwą Ojczysty – dodaj do ulubionych. Jej celem jest podnoszenie świadomości językowej oraz kształtowanie poczucia odpowiedzialności za polszczyznę. Działaniom patronuje Narodowe Centrum Kultury oraz Rada Języka Polskiego.

Na tle całego kraju Śląsk wyszedł przed szereg. I do- brze! W roku 2011 z okazji Międzynarodowego Dnia Ję- zyka Ojczystego w gmachu Sejmu Śląskiego odbyła się konferencja „Dziyń rodnij mowy, język regionalny, a ję-

zyk ojczysty”. Przy tej okazji ówczesny Poseł na Sejm  RP, a  teraz Poseł do Parlamentu Europe- skiego, Marek Plura zaapelował do Ślązaków, żeby nie wstydzili się swojej mowy: – 21 luty je dziyń rodnij mowy. Dló nos Ślónzoków takóm mowóm je naszo piykno ślónsko godka, kiero łod łojców, a sta- rzików mómy dano. Redujmy sie nióm ze cołkigo serca bez tyn cołki dziyń, a godejmy po naszymu wszandy kaj jyny bydymy – we sklepie, we robocie, we kancylaryji, a nojbarzij dóma przi bajtlach, bo nima gańba godać po ślónsku nikaj!

W minionym roku Rada Górnośląska, której jed- nym z członków jest Związek Górnośląski, zaapelowała o  przywrócenie językowej różnorodności Górnego Ślą- ska, między innymi poprzez prawne ustanowienie ślą- skiego języka regionalnego. Członkowie Rady Górno- śląskiej apelowali o „zgodne z ratyfikowaną przez Polskę Europejską kartą języków regionalnych lub mniejszościo- wych przywrócenie językowej różnorodności Górnego Śląska poprzez wspieranie znajdujących się w mniejszo- ści etnolektów śląskiego, niemieckiego i czeskiego”.

Tegoroczne obchody Dnia Śląskiej Godki przybrały bardzo podniosłą rangę między innymi w Rudzie Śląskiej i Piekarach Śląskich, a przy ich organizacji niemały wkład wniosły struktury Związku i jego członkowie.

Zapraszamy do przeczytania krótkich relacji z obu wy- darzeń, a także do obejrzenia fotoreportażu. Krzysztof E. Kraus

Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego w Piekarach Śląskich

Od

pięciu lat z okazji Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego piekarskie Koło Związku Górnośląskiego organizuje w lu- tym spotkania ze śląską godką pod hasłem: „Cały Górny Śląsk czyta po śląsku”. Pomysłodawczynią i duszą tych imprez jest prezeska koła Helena Leśniowska.

Tegorocznej edycji imprezy poświęcamy fotoreportaż na łamach tego numeru „Górnoślązaka” (s. 10-11), zaś o całej akcji rozmawiamy – a właściwie: godamy – z pre- zeską Koła Piekary Śląskie p. Heleną Leśniowską.

„Górnoślązak”: Skąd pomysł, aby w ten sposób zor- ganizować obchody Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego?

Helena Leśniowska: Kożdy słyszoł ło akcji: Cołko Pol- ska cyto dzieciôm. Piyńć rokôw tymu pomyślałach, że my przecaś mogymy cytać po naszymu, po ślônsku. Skwoly-

(5)

5

www.zg.org.pl

GÓRNOŚLĄZAK

łach to rechtorôm szkôłek, szkôł i domôw kultury. I tak to sie pokulało. Cworty juz rok robiymy cytanie we Dziel- nicowym Dômu Kultury na Dômbrowce i to do kupy dlo srogich i małych. Jest to, coby niy pedzieć, integracjo miyndzypokolyniowo.

Dla kogo przygotowywane są te spotkania?

Powiym tak, jak pedziałach na tym łostatniym trefie.

Lo tych, co ślônsko godka znajôm, i tych, co ślônsko godka łobrzidzajôm, i tych, co ślônsko godka zapômnieli, i tych, co ślônsko godka poznać chcieli.

Ale nojbarzi do tych, co ślônski godce przajôm i coby sie niy straciyła zowdy dbajôm.

I jak było w tym roku?

Trza pedzieć że rok w rok sala we dômu kultury jest pełno. Latoś dostawiali my jesce stołki, by wszyjscy môgli sie pomieścić. Prziszli pocytać po naszymu niy ino ze Piekor ale i Radziônkowa, Świyntochłowic, Bytômia, wtoś przije- choł ze Chorzowa a może i skônś inônd. Łojce przismycyli swoje pociechy. Nojmyńsi to śtyroletni Rafałek i jego bracik Marecek, co mo skońcône ino dwa roki, a juz godoł po ślôn- sku ło lyniu. Uraduwałach sie, że na tyn tref 20 lutego przi- jechali fest zocni goście: Poseł do Parlamyntu Europejskigo Marek Plura, Wiceprezesi Zarzôndu Głôwnego Zwiônzku

Gôrnoślônskigo – dr Łucja Staniczkowo i Grzegorz Franki, był tyz z nami Wiceprzewodniczôncy Rady Miasta we Pie- karach Stanisław Korfanty.

Skąd pochodziły teksty czytane przez uczestników spotkania?

Kejś, jak zacyni my te cołke cytanie, to jo szukałach po roztomajtych ksiônżkach abo sama pisałach po ślônsku.

Wto prziszed wybiyroł z tego, co było naszykuwane. La- toś prawie wszyjscy prziszli juz przirychtuwani. Jedni wysz- nupali coś môndrego, fajnego we ksiônżkach, inksi napi- sali sami. Człônek Zarzôndu naszego koła, Rôman Kiera, skuli tego trefu napisoł pierwszy w życiu wiersz. Zaś łod Marcina Kika dowiedzieli sie wszyjscy ło nowy ksiônżce po ślônsku: „Filozofio po ślônsku”. Cytanie niy było żod- nym kônkursym, wto lepi przecyto. Do każdego przirych- tuwałach szkryft potwierdzajôncy, że umiy piyknie cy- tać po ślônsku i mo ślônsko godka w zocy. Na kôniec trefu wymyślylach krziżôwka: „Z polskigo na łnasze”. Trza je- sce pedzieć, że Rômek Kiera i jo przismycyli my ze swoich chałpôw ksiônżki ło Ślônsku i po ślônsku, coby pokozać je we dômu kultury.

Przygotowanie takiego spotkania wymaga wiele pracy. Czy warto to robić?

Cowiek sie raduje. Możno take trefy ze ślônskôm god- kôm łośmielôm ludzi coby łodpodworzili sie wiyncy godać i pisać po naszymu. Jest tyz nadzieja, iże ślônsko godka niy umrze, bo radzi łosprawiajôm nasi nojmynsi.

Pięknie dziękujemy.

Obchody Dni Ślonski Godki w Rudzie Śląskiej

20

lutego 2015 roku w Gimnazjum nr 5 im. Pow- stańców Śląskich w Rudzie Śląskiej po raz piąty zorganizowano Międzyszkolny Konkurs Recytatorski w Gwarze Śląskiej dla uczniów szkół pod- stawowych i gimnazjalnych. Patronat honorowy nad uro- czystością objęła Prezydent Miasta Ruda Śląska Grażyna Dziedzic. Organizatorami konkursu byli: Związek Gór- nośląski Koło Halemba oraz Gimnazjum nr 5.

W tym roku zgłosiło się 24 uczestników, którzy zapre- zentowali wysoki poziom znajomości języka śląskiego i umiejętności aktorskich. Jury w składzie: Jan Wyżgoł, Adam Podgórski i Norbert Kloza przyznało nagrody i wyróżnienia.

W kategorii szkół podstawowych nagodzono: Wiktorię Friede ze Szkoły Podstawowej nr 30 (I miejsce), Jana Pier- dyłę ze Szkoły Podstawowej nr 20 (II miejsce) i Filipa Dy- bałę ze Szkoły Podstawowej nr 41 (III miejsce).

Wśród uczniów gimnazjalnych laureatkami zostały:

Katarzyna Kitel z Gimnazjum nr 2 (I miejsce), Patry- dokończenie na str. 6

(6)

6 GÓRNOŚLĄZAK

www.zg.org.pl

cja Bury z Gimnazjum nr 14 (II miejsce) i Anna Kopala Gimnazjum nr 5 (III miejsce).

Młodzież Gimnazjum nr 5 im. Powstańców Śląskich przygotowała także w gwarze śląskiej interesujący pro- gram artystyczny Nasz plac na wasz plac. Oczekiwania na wyniki konkursowe umilił występ akordeonisty Miło- sza Goli, ucznia klasy trzeciej gimnazjum. Goście świet- nie się bawili!

Fot. Bronisław Wątroba

W ramach obchodów Dni Ślonski Godki w naszej szkole przeprowadzono test znajomości gwary śląskiej.

Najlepszą znajomością wykazały się dziewczęta: Paulina Czapczyńska, Anna Zuga i Weronika Kobierska.

Po części konkursowej zaproszono wszystkich na ślon-

ski żur i chlyb z tustym.

Bronisław Wilk dyrektor Gimnazjum nr 5 w Rudzie Śląskiej

Ksiądz Jan Macha,

męczennik z Chorzowa

K

oło Królewska Huta Związku Górnośląskiego zor- ganizowało 23 lutego w Domu Parafialnym parafii Św. Jadwigi spotkanie poświęcone Słudze Bożemu księdzu Janowi Masze, który w czasach II wojny świato- wej został uwięziony i po torturach zamordowany przez hitlerowców.

Prelekcje wygłosili dr Andrzej Sznajder, dyrektor ka- towickiego Oddziału IPN i ks. Damian Bednarski, który przygotowuje materiały do procesu beatyfikacyjnego.

Obecna podczas spotkania Poseł na Sejm RP Maria Nowak ufundowała nagrody i wręczyła je laureatom kon- kursu literackiego „Ksiądz Jan Macha, Sługa Boży. Życie,

misja śmierć”.

Święty Walenty na Śląsku

14 lutego obchodziliśmy Walentynki – coroczne święto wszystkich zakochanych, które w latach 90. ubiegłego stulecia przybyło do Polski ze Stanów Zjednoczonych oraz Wielkiej Brytanii i doczekało się ogromnej popularno- ści. Część polskiego społeczeństwa krytykuje Walentynki („przejaw amerykanizacji”, „zalew obcej nam tradycji skierowanej na komercję i konsumpcję”). Mało kto jednak wie, że obchody dnia świętego Walentego na Śląsku sięgają czasów średniowiecznych. Od tego roku mamy także sanktuarium ku czci tego świętego.

K

im był św. Walenty? Znane i udokumentowane fakty są bardzo skromne oraz niejednoznaczne.

Wiadomo, że był biskupem Terni w Umbrii (dzi- siejsze Włochy) i żył w III wieku, w czasie prześladowań za cesarza Klaudiusza II Gockiego. Wraz ze św. Mariu- szem asystował męczennikom w czasie ich procesów i eg- zekucji. Sam również został pojmany i doprowadzony do prefekta Rzymu, który w trakcie procesu próbował bez- skutecznie za pomocą kijów wymusić na nim zrzeczenie się wiary w Chrystusa. Walenty został ścięty 14 lutego 269 roku i pochowany w Rzymie przy Via Flaminia. Od tam- tego czasu kult jego osoby szybko się rozwijał. Już papież Juliusz I (pontyfikat 337-352) kazał wybudować bazy- likę ku jego czci, którą odnowił później papież Teodor I – stała się jednym z pierwszych miejsc pielgrzymkowych!

W  średniowieczu kult św.  Walentego objął niemal całą Europę. Początkowo był uznawany za orędownika pod- czas ciężkich chorób nerwowych oraz epilepsji, a w póź- niejszym okresie, szczególnie na zachodzie Europy, został patronem zakochanych. W ikonografii przedstawiany jest w ornacie, z kielichem w lewej ręce i mieczem w prawej lub w stroju biskupa uzdrawiającego chłopca z padaczki.

Na Śląsku kult świętego Walentego sięga średniowie- cza. Świadczyć może o tym fakt śpiewania do dziś w bie- ruńskim kościele wywodzącej się z tamtego okresu pieśni

„O świętym Walencinie”. Najbardziej znane miejsca kultu świętego, to kościół w Woźnikach (powiat lubliniecki) datowany na rok 1696 oraz wspomniany już drewniany kościółek w  Bieruniu Starym z  XVII wieku, w którym znajduje się wizerunek Walentego, uznany za cudowny.

dokończenie ze str. 5

(7)

7

www.zg.org.pl

GÓRNOŚLĄZAK

W Chechle koło Ujazdu znajduje się murowany kościół pod wezwaniem św. Walentego wybudowany w miejsce spalonej w 1949 roku drewnianej świątyni. Z kolei w koś- ciele pocysterskim w Rudach koło Raciborza w prawym ołtarzu bocznym znajduje się relikwiarz świętego.

Kościół św. Walentego, zwany przez mieszkańców Bie- runia „Walencinkiem”, jest obiektem drewnianym o kon- strukcji wieńcowej. Należy do parafii św. Bartłomieja w  Bieruniu Starym. Posiada wszystkie cechy charakte- rystyczne dla górnośląskiej drewnianej architektury koś- cielnej i jest częścią Szlaku Architektury Drewnianej Województwa Śląskiego. Położony na wschodnim przed- mieściu Bierunia, poza historycznymi granicami miasta, znajduje się dzisiaj na cmentarzu, który do końca XVIII wieku służył za miejsce pochówku dla ludzi niegodnych pogrzebania na cmentarzu parafialnym. Stąd prawdopo- dobnie św. Walenty został jego patronem, gdyż w tam- tych czasach zabójcy oraz samobójcy byli uznawani za chorych umysłowo.

Data powstania kościółka niestety nie jest znana.

Pierwsza historyczna wzmianka o  jego istnieniu po- chodzi dopiero z 1628 roku i zawarta jest w sprawozda- niu wizytacyjnym ostatniego ewangelickiego dziekana pszczyńskiego Johanna Hoffmanna. Dlatego najprawdo- podobniej „Walencinek” powstał w latach 1598(1619)- 1628. Po raz pierwszy wezwanie kościółka przywołane jest w 1680 roku, jako że w latach 1677-1680 zastępował kościół parafialny św. Bartłomieja, który spłonął w cza- sie pożaru miasta. Wtedy to rozkwitł kult świętego Wa- lentego, który przekroczył granice parafii bieruńskiej.

W 1725 roku przeprowadzono gruntowny remont, zmie- niający wygląd zewnętrzny kościoła. W 1845 roku w Bie- runiu wybuchł wielki pożar, który strawił kościół pa- rafialny i po raz kolejny życie religijne przeniesiono do

„Walencinka”. 14 października 1929 roku kościółek został uznany za zabytek. Gruntowną renowację wnętrza prze- prowadzono w  czasie wojny z inicjatywy ks.  dziekana Jana Trochy.

Po 1945 roku bieruński „Walencinek” formalnie został otoczony prawną opieką państwa. W  niedzielę 2  maja

1971 roku miał miejsce pożar świątyni. Wybuchł on z po- wodu wadliwej instalacji elektrycznej. Pożar ugaszono, a  odbudowę rozpoczęto natychmiast. Kościółek jednak po raz drugi stanął w płomieniach 14 marca 1972 roku z powodu umyślnego podpalenia. Szkody były poważ- niejsze. Spłonął cały dach i sufit, belki stropowe nadawały się do wymiany, a ogień zajął także górne partie ścian bocznych.

Kościół od początku istnienia był nie tylko świątynią zastępczą, ale też miejscem ucieczki i schronienia. Wsta- wiennictwu św. Walentego przypisuje się ocalenie mia- sta od zarazy w 1831 roku. Rachunki parafialne z 1720 roku ukazują, jak wielkim świętem był dzień św. Walen- tego – wysokość kolekty świadczy o tym, że na tę okazję pielgrzymowano z całej bliższej i dalszej okolicy. W 1787 roku proboszcz ks. Jan Kanty Żychoń uzyskał z Rzymu odpust na święto św. Bartłomieja i św. Walentego. Od tego czasu odpust św. Walentego ściągał z całej okolicy tłumy ludzi. W okresie międzywojennym dzieci były nawet na tę okazję zwalniane ze szkół, gdyż odpust jest zawsze ob- chodzony w dniu 14 lutego. Po wojnie powstał zwyczaj, że sumę odpustową odprawia biskup. Od 28 lutego 1961 roku w kościele znajdują się relikwie św. Walentego, które corocznie 14 lutego po mszach świętych całują przecho- dzący na kolanach wokół prezbiterium pielgrzymi.

13 lutego kościół został przez abpa Wiktora Skworca podniesiony do rangi sanktuarium. Od tego roku mamy więc na Śląsku sanktuarium (nie tylko) dla zakochanych.

Rafał Kula

Pieśń O tym świętym Walencinie

O tym świętym Walencinie, wielka sława o Nim słynie.

Jaki On to prześliczny był, oliwnemu drzewu podobny był.

Panny mu się dziwowały, wielkie dary Mu dawały.

A On na dary nic nie dbał, przy Bożym Słowie zawsze został.

Prosił Boga Wszechmocnego, by przemienił piękność Jego.

Pan Jezus Go w tym wysłuchał, święty Walenty księdzem został.

Gdy pierwszą Mszę celebrował, wielki wrzód Go nagabował.

Rzucało nim po kościele, od ołtarza aż po sienie.

Panny Mu się dziwowały, i tak sobie rozmawiały.

Nie jest to Walenty Święty, ale jest to czart przeklęty.

Gdy te słowa wymówiły, to się w kamień obróciły.

Amen, amen tak nam Bóg daj, byśmy przyszli w niebieski raj.

Byśmy się w niebo dostali, z świętym Walentym królowali.

Drewniany kościół św. Walentego w Bieruniu.

Od 13.02.2015 r. – Sanktuarium św. Walentego

(8)

8 GÓRNOŚLĄZAK

www.zg.org.pl

Podatkowa autonomia –

1% podatku ze Śląska dla Śląska!

M

inął luty. Każdy pracujący podatnik otrzymał zapewne swój formularz PIT. Może więc nie tylko dokonać rozliczenia podatkowego, ale także wskazać swojemu urzędowi skarbowemu, której or- ganizacji pożytku publicznego urząd ten ma przekazać kwotę równą 1% podatku należnego państwu. W minio- nych latach mieszkańcy Śląska często i hojnie korzystali z tego prawa, za co wszystkim serdecznie dziękuję i do czego dalej wszystkich gorąco zachęcam!

Zachęcam jednocześnie do przeka- zywania za pomocą wspomnianego

mechanizmu 1% pieniędzy organizacjom działającym właśnie w naszym regionie. Sprawdzić może się tu także znakomicie złota zasada: myśl globalnie – działaj lokal- nie. Jakże znakomitym wsparciem działań społecznych w danym mieście byłaby kwota setek tysięcy złotych, jaką jego mieszkańcy przekazują na rzecz organizacji z całego kraju, nie zawsze w ich mieście działających.

Co słychać w Domu Śląskim?

P

rzełom lutego i marca upływa w Domu Śląskim pod znakiem wystaw i ciekawych spotkań. Oto nie- które z nich.

Trwa wystawa Kresowianie w Katowicach, katowiczanie na Kresach zorganizowana przez Towarzystwo Miłośni- ków Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, po której oprowadza pan Antoni Wilgusiewicz. 26 lutego w Domu Śląskim odbyło się uroczyste spotkanie, na które przy- byli: Prezes Zarządu Głównego TMLiKPW we Wrocła- wiu dr Andrzej Kamiński, przedstawiciele świata nauki i sympatycy Towarzystwa. Wystawa potrwa do kwietnia.

W marcu planujemy spotkanie z panem Tomaszem Wroną, który wygłosi prelekcję Kiecki, jakle i zopaski – jak się to nosi? Wykład będzie bogato ilustrowany przykła- dami różnych odmian stroju śląskiego. (O samym stroju śląskim piszemy i tym razem w „Górnoślązaku”). Chęć przyjazdu zgłosiło już Koło ZG z Mysłowic-Brzezinki.

Czekamy na kolejne zgłoszenia.

W ofercie mamy także ciekawą wycieczkę dla kół Związku Górnośląskiego po Nikiszowcu. Wyjazd około 10.00 spod siedziby koła zamawiającego, następnie prze- jazd na Giszowiec – krótki spacer z przewodnikiem, po- tem przejazd na Nikisz – spacer z przewodnikiem do koś- cioła św. Anny, do muzeum Magiel, czas wolny. Na końcu przyjazd do siedziby Związku Górnośląskiego na kawę i ciasto, połączone ze zwiedzaniem aktualnej wystawy.

Cena przy 18 uczestnikach wynosi 33 zł od osoby. W kosz- cie jest przejazd autokarem, ubezpieczenie, przewodnik, poczęstunek. Na życzenie zamawiającego można dokonać zmian w programie wycieczki, np. uzupełnić o inne atrak- cje czy ciepły posiłek. Zapraszamy!

Ogromny zaszczyt spotkał naszą siedzibę! Pani Rzecz- nik Praw Obywatelskich prof. Irena Lipowicz wybrała Dom Śląski jako miejsce uroczystego wręczenia pani doktor Jolancie Wadowskiej-Król odznaki honorowej

„Za Zasługi dla Ochrony Praw Człowieka” Uroczystość będzie miała miejsce w środę 4 marca. O godz. 14.00 prof.

Irena Lipowicz spotka się z członkami Związku Górno- śląskiego. Wywiad z Laureatką zamieszczamy w tym nu- merze „Górnoślązaka”.

11 marca o godz. 17.00 Regionalny Ośrodek Kultury w Katowicach zaprasza na spotkanie w Domu Śląskim z Radą Redakcyjną kwartalnika „Fabryka Silesia”: Janem F. Lewandowskim, Krzysztofem Karwatem, Zbigniewem Kadłubkiem, Ingmarem Villqistem i wydawcą Adamem Pastuchem. Rzadka to okazja porozmawiać z tak zacnymi osobami znanymi z okładek książek i afiszy.

Weronika Szołtysek

Koło Związku Górnośląskiego Młodzieżowy Dom Kultury nr 1

w Piekarach Śląskich zapraszają do udziału w

IV KONKURSIE GRYFNY GODKI

Patronat Honorowy

Prezydent Miasta Piekary Śląskie Sława Umińska-Duraj

Prezes Zarządu Głównego Związku Górnośląskiego Marek Sobczyk

Patronat Medialny Radio Piekary

Chadecki głos Górnoślązaka

(9)

9

www.zg.org.pl

GÓRNOŚLĄZAK

Wspieranie organizacji, których realne, pozytywne działania widzimy wokół siebie, u których namacalnie możemy przekonać się, na co zostały wykorzystane prze- kazane przez nas publiczne pieniądze, jest jak najbardziej odpowiedzialne. Niechaj ten 1% naszej podatkowej auto- nomii służy naszej lokalnej społeczności.

Odpowiedzialne pomaganie wymaga jednak nieco za- angażowania. Przekazując 1% podatku często idziemy na skróty i mijamy się z celem. Reagujemy mechanicz- nie na coraz sprawniej chwytające za serce wideoklipy i bilbordy, z których zagląda nam w sumienie umierające dziecko lub wesoły celebryta. To kosztowny przemysł ko- rzystający z fachowych PR-owców, za których płacimy naszymi wpłatami. Oczywiście nadwyżka wpływów nad kosztami jest zapewne przeznaczana na realizację misji organizacji, ale czy w tym przypadku każdy cel uświęca każde środki? Czy wiemy komu i w czym pomagamy? Nie pomogą nam w odpowiedzi na te pytania internetowe

przeglądarki, choć to one na ogół mają najczęstszy wpływ na nasze decyzje. Gdy wpiszemy w okienko Szukaj hasło

„1% podatku”, to ujrzymy listę tych, którzy najlepiej się pozycjonują, czyli inwestują niemały trud lub pieniądze, aby wyświetlić swoją stronę internetową przed innymi.

Prawo do autonomicznej decyzji wiąże się z odpowie- dzialnością za jej podjęcie i zastosowanie. Inwestujmy za- tem swoją odpowiedzialność lokalnie. Dbajmy o jakość naszej podatkowej autonomii – mamy jej aż 1%…

Wystarczy tylko zajrzeć na www.baza.pozytek.ngo.pl

i  w  okienku wyszukiwarki wpisać „Województwo Ślą- skie” albo nazwę naszego miasta, a znajdziemy dzie- siątki różnych organizacji dbających o nasz region i jego mieszkańców.

Ja i moja małżonka przekażemy tym razem 1%  na- szego podatku na Związek Górnośląski, do czego zachę- cam także wszystkich Czytelników! Marek Plura

Większe bezpieczeństwo na drogach

P

od koniec stycznia przegłosowane zostały zmiany przepisów kodeksu karnego w  przedmiocie karania sprawców wypadków drogowych popeł- nionych przez osoby będące pod wpły- wem alkoholu lub narkotyków. Zmiany te mają za zadanie nie tyle zwiększyć od-

powiedzialność karną sprawców przestępstw, ale przede wszystkim mają zwiększyć ich świadomość, że kara po popełnieniu przestępstwa będzie nieunikniona.

Drastyczne w skutkach wypadki spowodowane przez osoby pod wpływem alkoholu czy też środków odurza- jących skłaniają do refleksji. Intencją ustawodawcy było założenie, iż bezwzględne odbieranie uprawnień i zwięk- szenie kar dla nieodpowiedzialnych kierowców bezpo- średnio wpłynie na poprawę naszego bezpieczeństwa.

W  przegłosowanym przez Sejm projekcie znalazły się między innymi zmiany związane z możliwością odebra- nia na okres 3 miesięcy prawa jazdy kierującemu, który przekroczy dopuszczalną prędkość o  50  km/h. Z kolei osoby, które w okresie do dwóch lat od uzyskania upraw- nień do prowadzenia pojazdów popełniliby w ciągu roku trzy wykroczenia lub jedno przestępstwo przeciwko bezpieczeństwu w ruchu lądowym, traciłyby uzyskane uprzednio uprawnienia.

Mam nadzieję, że takie zdarzenie, jak w Kamieniu Po- morskim, już nigdy nie będzie miało miejsca na naszych

drogach.

Ewa Kołodziej, Poseł na Sejm RP

Po słowie, po dwa

Po pierwsze: profilaktyka!

P

odobno mężczyźni rzadziej cho- dzą do lekarza. Kiedy już jednak zauważą u siebie pierwsze oznaki nawet najmniejszego przeziębienia – dom stoi na głowie. I dobrze!

Kobiety za to zazwyczaj pozornie

nie przejmują się drobnymi niedyspozycjami. W po- cie czoła pracują, drugi etat wyrabiają w domu, trosz- czą się dosłownie o wszystko, często nie przejmując się swoim zdrowiem, nie widząc lub nie chcąc widzieć symp- tomów chorobowych. A przecież groźne schorzenia za- zwyczaj rozpoczynają się od szeregu niewielkich zdarzeń.

Do  tego, niestety, zazwyczaj nie do wyśledzenia poza diagnostyką laboratoryjną. Dlatego stworzono programy profilaktyczne, by we wczesnym stadium wykrywać i wal- czyć z nowotworami: piersi, szyjki macicy etc.

Niektóre panie skarżą się, że my, panowie, pamiętamy o nich tylko od święta. Na czułe słówka stać nas z oka- zji rocznicy ślubu (o ile po latach pamiętamy…), kwiaty wręczamy 8 marca, a na drobny prezencik szarpniemy się sporadycznie i to zazwyczaj nie najlepiej trafimy w gu- sta i guściki. Czy tacy jesteśmy naprawdę? Ciężko ocenić.

Na pewno jednak możemy naszym kochanym Paniom w tym roku zrobić z okazji Dnia Kobiet jeden prezent – zaprośmy je na badania.

Mammografia i cytologia nie bolą, a niejedno życie już uratowały. Profilaktyka to klucz do zdrowia. Profilaktyka

to granat na raka.

dr Jerzy Ziętek, Poseł na Sejm RP

(10)

10 GÓRNOŚLĄZAK

www.zg.org.pl

Cołki Górny Ślonsk cyto po ślonsku!

Impreza Koła Piekary Śląskie w Dąbrówce Wielkiej, która odbyła się 20 lutego z okazji przypadającego dzień później Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego (Dzień Śląskiej Godki), w obiektywie „Górnoślązaka”.

Zdjęcia: Helena Leśniowska

Fotoreportaż

Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego ustanowiony został przez

UNESCO. Jego celem jest ochrona języków zagrożonych wyginięciem Ksionzek z pół chałpy my przysmyczyli na ta wystawa…

Moze to kejś przecytomy…

Rafałek, kierego zno cołko Polska z programu „Mam talent”

i jego bracik Mareczek w Dąbrówce Wielkiej rozprowiali pospołu

Janka Kiera, sekretarz Koła, też poradzi czytać po ślonsku Jak zowdy było nos pełno izba

(11)

11

www.zg.org.pl

GÓRNOŚLĄZAK

Trzi chłopionki aszom sie łobleczynim i wespół godajom wiersz, jakie to ślonski łobleczyni jest piykne

Zdjynci przi takij tabuli kozdy chciołby mieć…

Nasi nojzocniyjsi goście: Europoseł Marek Plura, wiceprezesi Zarządu Związku Górnośląskiego – Grzegorz Franki i dr Łucja Staniczkowa

oraz były prezydent Piekar Stanisław Korfanty. Godali czy mówili? Marian Kik cytoł swoj mondry i piykny wstymp do ksionzki

„Filozofia po ślonsku”

Zygmunt Schaefer wspomnioł swojigo łojca Maria Osadnikowo ze Radzionkowa godała, jak to bydzie

(12)

12 GÓRNOŚLĄZAK

www.zg.org.pl

Rozmowa „Górnoślązaka”

Rozmowa z doktor Jolantą Wadowską-Król, lekarzem pediatrą, odznaczoną „Za Zasługi dla Ochrony Praw Człowieka”

Jestem lekarzem, ale przede wszystkim człowiekiem

Pani doktor Jolanta Wadowska-Król, lekarz pediatra. Osoba dla mieszkańców śląskiej ziemi niezwykle zasłużona.

W latach 1974-1981 uratowała tysiące dzieci przed skutkami ołowicy w katowickich Szopienicach.

Gdyby nie jej działania, prawdopodobnie jeszcze przez długie lata ludzie mieszkający wokół huty ołowiu umie- raliby nieświadomi przyczyn śmiertelnej choroby. Kobieta niesamowicie skromna, nie przepada za wywiadami, dlatego tym bardziej jesteśmy wdzięczni, że zgodziła się na rozmowę z nami. Dla wielu jest przykładem.

„Górnoślązak”: 4 marca 2015 roku otrzyma Pani z  rąk Rzecznika Praw Obywatelskich prof. Ireny Li- powicz odznakę honorową „Za Zasługi dla Ochrony Praw Człowieka” za heroiczną walkę o zdrowie i ży- cie mieszkańców Szopienic, zwłaszcza dzieci. Jak to się rozpoczęło?

Dr Jolanta Wadowska-Król: To były lata 70. Wtedy niczego nie było wolno, ale gdy przyjechała do mnie 4  września 1974 roku profesor Bożena Hager-Małecka i powiedziała mi, że w mojej dzielnicy chorują dzieci,

prawdopodobnie na ołowicę, to podjęłyśmy natychmia- stowe działania. W tym samym dniu byłam u swojego dy- rektora, doktora Urbana i zapytałam się o pozwolenie na przeprowadzenie badań w kierunku ołowicy w pobliżu huty w Szopienicach, zwłaszcza u dzieci. Po otrzymaniu zgody od razu przystąpiłam do pracy. W tym wypadku nie patrzyło się na pieniądze – skoro badania były po- trzebne, to zrobiono je, jak najszybciej się dało. W ciągu dwóch tygodni miałam pierwsze wyniki.

(13)

13

www.zg.org.pl

GÓRNOŚLĄZAK

Natrafiły Panie na problemy przy realizacji badań?

Oczywiście. Pierwszy opór stawiła poczta, która sprze- ciwiła się roznoszeniu tak ogromnej ilości wezwań do sta- wienia się na badania lekarskie. Skoro nie mogłyśmy li- czyć na tę instytucję, razem z Wiesławą Wilczek z mojego ośrodka zaczęłyśmy owe wezwania dostarczać osobiście.

To chyba nie był jedyny problem? Takie badania mogły nie być na rękę odpowiedzialnym za rozwój przemysłu…

Bardzo duży opór stawiała sama Huta Metali Nieżela- znych. Domy, w których mieszkały dzieci, były umiejsco- wione nawet dwieście metrów od kominów, które emito- wały trujący dym zawierający ołów i jeszcze groźniejszy kadm. Odległość, jaka powinna być, to minimum cztery kilometry. Huta nie chciała wysiedlać mieszkańców z mieszkań pracowniczych, jednak do lutego 1975 roku przebadaliśmy około pięć tysięcy dzieci, z czego około tysiąc miało wyraźnie podwyższone wartości ołowiu we krwi. Mogę spokojnie powiedzieć, że przyczyniłam się do wyburzenia trzech ulic: Makarenki, Rzemieślniczej i wy- sokich numerów Obrońców Westerplatte, na których za- grożenie ołowicą było największe. Powstał problem ze znalezieniem nowego miejsca zamieszkania. Na szczęś- cie w tym samym czasie do użytku zostały oddane nowe bloki wraz z mieszkaniami socjalnymi. Podjęłam się rów- nież kierowania przydziałem mieszkań według kryteriów ilości chorych dzieci i stadium choroby. Na początku były liczne wątpliwości co do ustalonej listy, jednak wytłuma- czenie wyboru rozwiązało wszelkie niejasności.

Niestety, bardzo szybko znaleźli się także „bezintere- sownie nieżyczliwi”, którzy za wszelką cenę pragnęli mi przeszkodzić. Pojawiały się opinie, że powinno się mnie zamknąć, ponieważ wyłudziłam badania i mieszkania, a do tego chcę wyłudzić jeszcze odszkodowania dla cho- rych na ołowicę. Sądy niechętnie chciały przyznawać od- szkodowania, a huta bardzo zawzięcie się broniła przed ich wypłacaniem. Dopiero po powstaniu „Solidarności”

nie napotykałam już na takie opory przy wystawianiu za- świadczeń o  cho- robie dziecka i po- bycie w szpitalu.

Wcześniej togo ro- bić nie mogłam, bo oficjalnie „nikt nie mógł chorować”.

Na podstawie przedstawionej sytuacji napisała Pani pracę dok- torską. Jak poto- czyły się Pani na- ukowe losy?

Praca doktorska dostała pozytywną ocenę Rady Wy- działu. Lecz, jak

wiadomo, praca musi być zrecenzowana przez dwóch re- cenzentów. Dostałam dwie negatywne recenzje; co szcze- gólne, nie były one podpisane. „Pocztą pantoflową” do- wiedziałam się, że jednym z recenzentów był człowiek ze środowiska nieprzychylnego całej sprawie. Pod moc- nymi sugestiami zmieniałam treść pracy, aż straciła ona sens. O doktoracie musiałam zapomnieć, został on w sej- fie Rektora Jonka. Było to dla mnie bardzo trudne.

Jako lekarz, ale przede wszystkim obywatel, zapewne obserwuje Pani sytuację w polskiej służbie zdrowia.

Czy, pomijając kwestię nowoczesnych technologii, dzi- siejszy system pozwoliłby na tak sprawnie przeprowa- dzoną akcję?

Byłoby dużo trudniej. Wtedy nikt się nie pytał o szcze- góły. Była jednakowa pensja i kto chciał robić więcej, to robił. Dzisiejsze czasy wymagają wielu pytań: Kto wy- kona badania? W jakim czasie? A przede wszystkim: kto zapłaci?

Czyli ówczesne warunki w połączeniu z dzisiejszą technologią byłyby warunkami idealnymi?

Zdecydowanie.

Co Pani, jako kobieta, która zasłużyła się tak dużej grupie ludzi, mogłaby powiedzieć kobietom chcącym walczyć w słusznej sprawie?

Jeżeli mają cel, który im przyświeca i prowadzi w słusz- nej sprawie, radziłabym przede wszystkim nie bać się i iść do przodu. Przeciwności będą zawsze, ale każda z nich jest do pokonania. Nigdy nie czułam strachu w tamtych czasach. Co mi mogli zrobić? Przecież dyplomu by mi nie odebrali. A to, że gdzieś by mnie wsadzili na jakiś czas…

Przecież bardzo dużo ludzi wtedy siedziało.

Co Panią kierowało?

Byłam lekarzem rejonowym. Opiekowałam się chorym dzieckiem, które co jakiś czas trafiało do szpitala, bo cho- rowało na anemię. Gdy dowiedziałam się, że to może być ołowica, od razu zaczęłam diagnostykę innych dzieci. Co mną kierowało? Jestem lekarzem, ale przede wszystkim człowiekiem.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Również dziękuję.

Rozmawiał Przemysław Stanios

Fot. Dawid Fik

(14)

14 GÓRNOŚLĄZAK

www.zg.org.pl

O tym, czego na Śląsku dawno temu matki uczyły swoje córki

J

ak dawno temu? No, nie tak dawno! Jedno, dwa poko- lenia wstecz. Czy nasze prababki miały rację? Czy coś z ich nauk jest warte ocalenia?

Kiedy córka kończyła 3-4 lata, jej głównym zajęciem było pasanie gęsi, czasem kozy. Naukę szkolną rozpo- czynała w wieku sześciu lat. Szkoła podstawowa trwała lat siedem. Jeżeli jednak ktoś w trakcie nauki powtarzał rok, to kończył tylko sześć klas. Niektórzy kończyli szkołę podstawową na poziomie czwartej klasy. Po ukończeniu szkoły dziewczyna szła najczęściej na służba do zamoż- nych domów. Od tej pory zaczynało się przysposobienie dziewczyny do roli kobiety.

Podstawowym, najważniejszym, abso- lutnie priorytetowym zadaniem kobiety było/jest rodzicielstwo. Cała aktywność panny i młodej mężatki skierowana była na to, aby to zadanie wypełnić rzetelnie.

Pobyt na służbie to okazja, żeby nauczyć się dobrych manier, gotowania czegoś wię- cej niż żuru i kawy zbożowej, prania deli- katnej bielizny, prasowania koronek i fal- banek, czasem szydełkowania, haftowania.

Jak dziewczyna trafiła do domu, w którym były książki, to i zamiłowania do czytania nabyła. Był to okres, w którym panienka powinna była zgromadzić wyprawę, czyli ausztojer. Za bardzo skromne wynagro- dzenie kupowała więc płótno/damast na pościel, ręczniki, ścierki kuchenne i inne,

nieodzowne w kuchni rzeczy. Tak uzbierana wyprawa była szanowana, służyła młodej mężatce długie lata. Jesz- cze dzisiaj mam w szafie ręczniki kuchenne z monogra- mem mojej mamy!

Niy patrz do zdrzadła, bo ci się diobeł pokoże – prze- strzegały matki, ucząc córki skromności. Oglądanie się w  lustrze, wpatrywanie się, mogło rodzić wiele pokus, może nieskromnych myśli. A to już robota diabła. Pil- nowały też matki, żeby córka nie zwodziła chłopca. Jako wielce niestosowne postrzegane było zachowanie, kiedy sympatia dziewczyny zwróciła się do innego, a nie powie- działa tego w sposób otwarty swojemu kawalerowi. Ota- czanie się wianuszkiem wielbicieli, co nadzwyczaj ceniły sobie dziewczęta z innych regionów (por. na przykład pio- senka Jestem sobie krakowianka) nie przynosiło dziew- czynie zaszczytu. Zwodnica, Latawica, a nawet Szcziga – takimi określeniami duchów ze śląskiej mitologii, wcale nie przyjaznych, nazywano próżne i niestałe kokietki.

Jak wiadomo, do wypełnienia podstawowego zadania kobiety potrzebny był/jest mężczyzna. Należało go wy-

brać, zdobyć i… zatrzymać, czyli poślubić. Nie od dziś znane jest powiedzenie: Mężczyzna płaci za seks mał- żeństwem, a kobieta płaci za małżeństwo seksem. Prob- lem w tym, że dawniej dziewczęta o seksie nic lub pra- wie nic nie wiedziały. Był to temat grzeszny, skrajnie nieprzyzwoity; myślenie czy mówienie albo, co gorsza, czytanie na ten temat było naglącym powodem do spo- wiedzi. Zachowanie dziewictwa do dnia ślubu było wy- mogiem bezdyskusyjnym. Zewnętrzną tego oznaką był mirtowy wianek. Obojętnie czy panna szło do ślubu w czarnej kiecce, jakli i biołyj zopasce, czy w białej sukni – mirtowy wianek na głowie to była jej duma, jej wartość, cena. Kiedy straciła prawo do wianka, za- stępowała go gałązka przypiętą do welonu, kapelusika, stroika. Wszyscy wiedzieli, dla- czego. A panna młoda czuła się bardzo niekomfortowo.

Ale, jak się mówi, biologia robi swoje.

Bez lekcji wychowania seksualnego ko- biety doskonale wiedziały, jak zdobyć męż- czyznę. Problem polegał na tym, żeby to był ten właściwy. No, bo w innych mężczy- znach się można zakochiwać, a innego wy- biera się na ojca dzieci i głowę rodziny.

Podstawowym obowiązkiem mężczyzny jest utrzymanie rodziny. Jak mówi śląskie porzekadło: Po to się chłop ląg, żeby robota ciąg! I tyle w tym temacie. Odpowiedzial- ność za wszystko inne spadała na kobietę:

żeby dzieci były zdrowe, czyste, nakarmione, żeby się do- brze uczyły, żeby były grzeczne, żeby w domu było czysto, ciepło i wszystko na swoim miejscu. Przysłowiowe zami- łowanie do porządku śląskiej kobiety to nie tylko czyste okna, wyszorowane podłogi i kożdo szoleczka w bifyju łobrocono uszkiym w jednako strona. Odpowiedzialność kobiety dotyczyła ładu wewnętrznego w domu, porządku dnia, tygodnia, miesiąca i pory roku. Stąd podział zadań i hierarchia w rodzinie. Ojciec rodziny powinien mieć poczucie, że jest najważniejszy. Dzieci muszą zachowy- wać dystans w stosunku do dorosłych. I to ma zapewnić kobieta. Chłop może zjeść wszysko, ale niy musi wszyst- kigo wiedzieć. Myśl tę pogłębia jeszcze jedno porzekadło:

Chłop im mniyj wiy, tym lepij śpi. (Znakomicie to się sprawdza także w odniesieniu do szefa). I nie jest to żadna nieuczciwość. Mężczyzna wcale nie chce znać szczegó- łów tysiąca różnych kłopotów i trosk. Ma być dobrze. Ma być zrobione. Obiad ma być na stole o oznaczonej godzi- nie – ani za gorący, ani za zimny, dzieci przy stole czeka- jące, aż mama nałoży ojcu na talerz. Żadnego narzekania

Temat wydania

Ślązaczka spod Cieszyna (1914) Fot. Domena publiczna

(15)

15

www.zg.org.pl

GÓRNOŚLĄZAK

na brak pieniędzy. Dlatego matki uczyły swoje córki: Ni- gdy niy śmiysz pedzieć chłopu, że ci za mało przyniósł, że mało zarobio. Wiele ci prziniesie, tela Ci musi styk- nąć. Tak mosz gospodarzić, żeby stykło. W dniu wypłaty ojciec kładł na stole lojcyntla i pieniądze. Mama dzieliła:

nojprzyd łojcu „na cygarety” (nawet jak nie palił), potym na płat (czynsz), na większe niezbędne wydatki (na buty dla dziecka, kurtkę itp.), potym na kupka – z każdej wy- płaty trzeba było coś odłożyć, choćby minimalną kwotę, reszta na kust (na życie, jedzenie). A jeszcze trzeba było pilnować, żeby w miesiącu nie wydać wszystkiego, zawsze musiało w bajtliku cosik łostać, bo ciężko potem było od- budować budżet. Zaciąganie długu nie wchodziło w ra-

chubę. Takie zasady wymuszały na kobiecie dyscyplinę finansową aż do ascetyzmu: celowość każdego wydatku i, jak mówi Gojawiczyńska o śląskiej kobiecie, „tę nie- ustanną pracę rąk”. Jest takie śląskie słowo: zganobliwo – być może pochodzi od słowa zganiać, a oznacza kobietę i oszczędną, i gospodarną, i potrafiącą wszystko w domu zrobić, i przysparzającą dóbr materialnych.

Nie zostało powiedziane nic o duszy kobiety. Czy ko- bieta ma duszę? – pytanie wcale nie abstrakcyjne. Męż- czyźni w to wątpią, choć jedni się przyznają do tego, inni nie. Pozostało im westchnienie, że śmierć i żona od Boga

rzeczona.

Łucja Staniczkowa

Matczyne rady i porady

Mit śląskiej kobiety ma swoje miejsce w literaturze pięknej i opracowaniach naukowych. Interesujące jest, co składa się na ów mit, do jakiego stopnia jest on aktualny, jak mieszczą się w jego ramach śląskie Kobiety ze świata wielkiej polityki.

Zwróciliśmy się do Ślązaczek, które poświęciły się służ- bie obywatelskiej, z prośbą o odpowiedź na trzy pytania:

Jaką naukę przekazaną przez Matkę zapamiętała Pani naj- lepiej? Jakie konsekwencje z tego wyniknęły w Pani ży- ciu? Czy to jest nauka, którą powinny usłyszeć współ- czesne dziewczęta?

Odpowiedzi zechciały udzielić „Górnoślązakowi” Pa- nie: Profesor Irena Lipowicz – Rzecznik Praw Obywatel- skich, Maria Pańczyk-Pozdziej – Wicemarszałek Senatu oraz Maria Nowak – Poseł na Sejm RP.

Trzy nauki mojej Mamy

Moja Mama, Maria Lipowicz, mimo że była pedago- giem z wykształcenia, unikała dawania nauk. Dopiero po latach widzę, jak bardzo uczyła nas swoim przykładem.

Najbardziej zapamiętałam trzy sytuacje czy też opowieści.

W czasach mojego dzieciństwa, kiedy buntowałam się na czyjeś zachowanie, mówiłam o  kimś źle, mama tłumaczyła, że w każdym człowieku można znaleźć ja- kiś drogocenny klejnot, czasem szary, zakurzony albo wręcz głęboko ukryty w czarnym kamieniu. Ale on tam istnieje i nasze relacje z ludźmi służą temu, abyśmy mo- gli go wydobyć i pozwolić mu zabłysnąć. W tej opowie- ści w najłatwiejszy dla dziecka sposób przekazała – jak widzę to dzisiaj – czym jest godność człowieka.

Druga nauka dotyczyła historii, propagandy i mani- pulacji. W muzeum, w którym pracowała, a w którym spędzałam z nią jej niedzielny dyżur, pokazała mi kie- dyś zdjęcie wielkiej demonstracji pierwszomajowej ze stosownymi sztandarami i transparentami. Nie widzia- łam w tym nic nadzwyczajnego, tak wyglądały przecież wszystkie pierwsze strony gazet po 1 maja. Mama zachę- ciła mnie wtedy, żebym dokładnie przyjrzała się zdję- ciu i spróbowała podważyć paznokciem niektóre trans- parenty. Były to czasy przedkomputerowe, aby dokonać sfałszowania zdjęcia trzeba było wklejać maleńkie mi- niaturki stosownych transparentów. Tak naprawdę – jak wyjaśniła mama – była to wielka manifestacja 1956 roku z olbrzymimi tłumami, skierowana właśnie przeciwko

ówczesnej władzy. Transparenty do- klejono później, bo nigdy już na Śląsku tak wielkie tłumy nie wzięły spontanicznie udziału w żadnej ma- nifestacji. To wystarczyło, abym przez te wszystkie lata nieufnie oglą- dała oficjalne zdjęcia w gazetach.

Trzecia nauka dotyczyła szacunku

dla swoich śląskich korzeni. W naszej rodzinie, ponieważ Ojciec był Wielkopolaninem, nie mówiliśmy na co dzień po śląsku. Ale wracając do Dąbrówki Wielkiej, do swojej rodziny, mama z całkowitą naturalnością zmieniała język i zaczynała godać, okazując wielki szacunek swoim rodzi- com, ciotkom, wujkom i rodzeństwu. To nauczyło mnie kochać i rozumieć śląską mowę, która do dzisiaj wywo- łuje we mnie poczucie ciepła i zakorzenienia.

Oddziaływanie własnego przykładu naszych rodziców jest zawsze najsilniejsze. Mama, jako historyk, z dnia na dzień zrezygnowała, w latach 50. z pracy w szkole z mło- dzieżą – z pracy, którą tak ukochała. Zapytana przeze mnie po latach o przyczynę powiedziała, że tak samo z dnia na dzień zmieniła się treść nauczania. Nie mówiąc już o hi- storii Polski, przykładowo jednego dnia J.B. Tito w książ- kach do historii był wielkim bohaterem koalicji antyfa- szystowskiej, a następnego dnia, zgodnie z  rozkazem z  Moskwy, zamienił się w hitlerowskiego kolaboranta.

Nie można było tak się zachowywać wobec młodzieży dokończenie na str. 16

(16)

16 GÓRNOŚLĄZAK

www.zg.org.pl

i mówić jej oczywistych kłamstw. „Trzeba być sobą” – po- wiedziała Mama. Nie wiem, dlaczego zapamiętałam przy- kład akurat z Tito, ale takie są kaprysy naszej pamięci.

Dopiero po latach doceniamy to, co otrzymaliśmy. Nie próbowałam wybierać tych przykładów, to po prostu trzy pierwsze, które przyszły mi na myśl. Przekazuję serdeczne

pozdrowienia dla Czytelników „Górnoślązaka” i cieszę się, że w taki sposób mogłam przypomnieć moją Mamę – Marię Lipowicz, Ślązaczkę i historyka Śląska, uczennicę Prof. Ewy Maleczyńskiej z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Prof. Irena Lipowicz, Rzecznik Praw Obywatelskich dokończenie ze str. 15

Nauka przez przykłady

Mama przekazała mi wzorce uniwersalne.

Do dziś brzydzę się kłamstwem, bo mama mówiła, że prawda, niczym oliwa, zawsze na wierzch wypływa. I była do bólu prawa i oszczędna. Ze swej 600-złotowej emery- tury w latach 90. ubiegłego wieku potrafiła uszporować jakieś grosze i pożyczyć, a także darować je potrzebują- cym. I miała ogromny dar słuchania ludzi i udzielania im życzliwych rad. Nigdy nie liczyła na wdzięczność. Jako osoba bardzo wierząca i praktykująca daleka była od de- wocji. Uważała, że wiara jest sprawą osobistą, wręcz in- tymną każdego człowieka.

Nie umiem mówić ludziom miłych rzeczy, gdy nie jest to zgodne z moimi odczuciami i myśleniem. Nie wydaję pieniędzy na zbytki i byle co, wolę zainwestować w ogród.

Boję się ludzi prawiących komplementy i nadmiernie mi

sprzyjających. W  kościele czuję się najlepiej wówczas, gdy nie ma wokół ludzi. To są konsekwencje wychowa- nia mamy – nie tyle nauk, co jej za- chowań i tego wszystkiego, co w cza- sie naszego wspólnego 50-letniego życia u Niej zaobserwowałam.

A dzisiejsze dziewczęta powinny się nauczyć patrzeć, słuchać i wyty-

czać taką drogę, która umożliwi im życie godne, w sym- biozie z tym, co przekazały matki i  z  tym, co dyktuje

współczesność.

Maria Pańczyk-Pozdziej Wicemarszałek Senatu

To, co przekazała mi mama, jest dla mnie bardzo ważne

Pochodzę z typowej śląskiej rodziny. Po moim naro- dzeniu mama przestała pracować i cały swój czas poświę- ciła mnie i domowi, dlatego też wiele czasu spędzałyśmy razem. Do  dziś mile wspominam te chwile i często za nimi tęsknię.

Moja matka była osobą głęboko wierzącą, przekazała mi swoją wiarę i zasady z niej wypływające. Uczyła mnie, że zawsze należy kierować się sumieniem, które ukształ- towane jest w duchu nauki płynącej z Ewangelii. Nigdy nie należy sumienia zagłuszać ani usprawiedliwiać się, gdy postępuje się wbrew niemu. Do dziś jest to dla mnie najważniejsza wskazówka, zwłaszcza, gdy przychodzi mi w Sejmie głosować nad kontrowersyjnymi sprawami.

Mama, a także moja babka, uczyły mnie, by szanować każdego człowieka, bo każdy stworzony jest na Boże po- dobieństwo. Każdego bliźniego należy kochać, choć to nie oznacza, że trzeba mu na wszystko pozwalać czy też przytakiwać wszystkim jego poglądom. Ten szacunek po- winien między innymi przejawiać się w tym, aby zawsze znaleźć czas na pomaganie bliźniemu, a nawet chociażby tylko po to, by go wysłuchać. Dwie zasady, które słysza- łam z ust mojej mamy, to: „Każdy godzien jest słowa” oraz

„Tak postępuj, by nikt przez ciebie nie płakał”. Myślę, że te proste, śląskie słowa, mają duży wpływ na to, kim je- stem i jak żyję.

Moja mama była też osobą bardzo aktywną i zdecydowaną w działaniu.

Pamiętam, że gdy w czasie mojej na- uki w szkole podstawowej usuwano naukę religii ze szkół, moja mama bardzo wyraźnie się temu sprzeci-

wiała, interweniowała w tej sprawie nawet w Kuratorium Oświaty. Nie bała się, bo była przekonana, że działa w do- brej sprawie. Takich sytuacji pamiętam więcej. Ucząc się na jej przykładzie, również starałam się być aktywna i wiernie bronić swoich poglądów i przekonań. Myślę, że do dziś udaje mi się to realizować.

Mama nie uznawała też plotkowania. W myśl zasady:

„Nie możesz powiedzieć o kimś czegoś dobrego, nie mów nic”, starała się, by nikogo nie skrzywdzić słowem. Ta za- sada jest trudna do realizowania w świecie polityki, gdzie trzeba się spierać, ale mając w pamięci jej słowa, staram się spory toczyć merytorycznie i nie używać argumentów ad personam.

Moja rodzina była tradycyjną, wielopokoleniową ślą- ską rodziną. Starałam się to w miarę możliwości prze- kazać moim synom. Cieszę się, że synowie z rodzinami mieszkają niedaleko mnie, w  Chorzowie Starym, co sprzyja utrzymywaniu częstych kontaktów oraz przeka- zywaniu śląskich i rodzinnych tradycji wnukom.

(17)

17

www.zg.org.pl

GÓRNOŚLĄZAK

Jedyna rzecz, która znacząco odróżnia mnie od mojej mamy, to fakt, że jestem aktywna zawodowo. Inaczej niż moja mama, ja po urodzeniu synów wróciłam do pracy w  szkole. Jednak było to możliwe także dzięki pomocy moich rodziców, którzy pomagali mi w opiece i wycho- wywaniu dzieci.

To, co swoimi słowami, ale przede wszystkim swoją postawą, przekazała mi moja mama, jest dla mnie bar- dzo ważne. Starałam się przekazywać to moim dzieciom i wnukom, ale także młodzieży, z którą przez lata praco-

wałam.

Maria Nowak, Poseł na Sejm RP

Zespołom folklorystycznym ku pamięci

O kwiecistym wionku

Mówiąc o śląskiej kobiecie, nie sposób pominąć kobiecego stroju śląskiego. O jego urodzie i grzechach przeciw- ko niemu popełnianych opowiada nam dr Maria Lipok-Bierwiaczonek.

P

rzez wiele lat przyglądałam się – i jako widz, i jako juror – występom zespołów folklorystycznych, po- chodzących z różnych części Górnego Śląska. Po- pisy te pozostawiły we mnie do dziś mieszane uczucia:

dużo radości, ale i trochę smętku. Z jednej strony bardzo cieszy, że licznym grupom chce się śpiewać śląskie pieś- niczki, pokazywać na scenie w kieckach i fortuchach, przy- pominać stare zwyczaje i tańce. Z drugiej strony smuci, że do popisów zespołów niejednokrotnie zakrada się fał- szywa nuta: nieznajomość realiów kulturowych, nie- umiejętność pokazania wartości i tradycji własnej oko- licy, brak zrozumienia dla wagi drobnych, ale wiernych tradycji szczegółów w repertuarze czy w prezentowanym stroju. Tymczasem szczegóły te mają niejednokrotnie rangę ważnego symbolu i nie można się nimi posługiwać całkowicie dowolnie.

Spróbuję wypunktować najważniejsze kwestie.

Po pierwsze, Górny Śląsk to kraina rozległa i ma różne subregiony – każdy z nich poza wspólnym zrębem ślą- skim ma nieco inne tradycje. Tak, jak różnią się miej- scowe gwary (co świetnie słychać w czasie konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku”), tak różnią się strój i zwyczaje.

Zespoły folklorystyczne powstają, by pielęgnować i po- kazywać dziedzictwo swojej ziemi. To jest ich największa wartość. Nie na całym Górnym Śląsku występował strój rozbarski (bytomski) – tymczasem dość rozpowszech- niona jest maniera ubierania się w stroje rozbarskie nie- zależnie od tego, czy zespół jest rodem z Piekar (gdzie jest on uprawniony), czy np. z okolic Rybnika (gdzie wystę- powała odmienna wersja stroju ludowego). A przecież mamy wśród strojów śląskich nie tylko rozbarskie, ale także pszczyńskie, raciborskie, cieszyńskie, opolskie itd.

Po drugie, w kulturze ludowej panowała żelazna za- sada, że w zależności od wieku i sytuacji społecznej na- leży się ubrać w stosowny strój. W przypadku stroju ludo- dokończenie na str. 18

Tajemnica Kobiety

A kiedy Bóg stworzył morza i ziemię, rośliny i zwie- rzęta, a wszystko było dobre i piękne, zapragnął stwo- rzyć człowieka, aby patrzał i podziwiał.

Wziął glinę i począł lepić: nogi, tors, głowę kudłatą.

I tchnął w niego duszę. Człowiek otworzył oczy i ro- zejrzał się. Bóg spoglądał na swoje ostatnie dzieło bez zachwytu.

– No cóż… – pomyślał. – Może i nie jest piękny, ale może inteligencją nadrobi mankamenty urody.

I rzekł do Człowieka:

– Stworzyłem dla ciebie ten piękny świat. Do ciebie należą wszystkie stworzenia. Ponazywaj je według swo- jej woli.

Człowiek zamyślił się, aż mu czoło się zmarszczyło i, wskazując na kolejne stworzenia, które tymczasem po- deszły i łasiły się u jego nóg, mówił:

– Istota żywa. Istota żywa. Istota żywa.

Bóg westchnął zrezygnowany. Uśpił Człowieka i po- nownie zabrał się do pracy. I ulepił Kobietę.

–Tak, to dzieło zdecydowanie lepiej mi się udało!

– powiedział, kiedy patrzył na smukłe nogi, delikatne dłonie, malinowe usta i duże oczy, oprawione w brwi, przypominające skrzydła jaskółki. I tchnął w nie duszę.

Przyglądał się jej jeszcze jakiś czas z upodobaniem, a potem nachylił się do ucha Kobiety i coś przez chwilę szeptał. Kobieta skinęła głową. A potem razem obudzili Człowieka.

Co Bóg powiedział Kobiecie, zanim obudzili Czło- wieka? To wie każda Kobieta. Jest to jej tajemnica, która rodzi się z nią i z którą umiera. Są wprawdzie kobiety, które nie uświadamiają sobie powierzonej tajemnicy, ale potrafią kierować się jej wskazaniami.

Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego w kościo- łach jest więcej kobiet niż mężczyzn? Może to ta szcze- gólna więź, która zrodziła się w dniu stworzenia, po- woduje, że modlitwa kobiet jest żarliwą rozmową z Bogiem?

Emma

(18)

18 GÓRNOŚLĄZAK

www.zg.org.pl

wego rygorystycznie przestrzegano zatem, żeby mężatka nie ubierała się jak panienka i odwrotnie. Mężatki (także wdowy) wiązały zatem na głowach różnego rodzaju chu- sty i czepce. W miejscu publicznym z odkrytą głową, ze schludnie związanym warkoczem, pokazywać się mogły dziewczynki i starsze dziewczęta niezamężne.

Po trzecie, tak jak dzień powszedni różnił się od święta – tak różniły się ubiór codzienny i strój świąteczny.

Na  przykład żadna szanująca się śląska chłopionka nie zamiatałaby izby w paradnym stroju, w  jedbownyj jakli i jedbownym fortuchu.

Po czwarte, kolorystyka śląskich jakli, kiecek i fortu- chów była z reguły stonowana. W strojach ludowych nie było kiedyś jaskrawych kolorów – „krzycząca” czerwień czy żółć nie zyskałyby akceptacji.

Po piąte zaś, pewne elementy stroju używane były tylko na szczególne okazje, bo były traktowane jak rekwizyty obrzędowe. Do tej grupy należy między innymi dziew- częcy wianek.

I właśnie tym kwiecistym wionkiem, zwanym na ziemi bytomskiej galandą (bo to ulubiona ozdoba głów pań wy- stępujących na scenie) zajmijmy się szerzej. Spośród ślą- skich wianków najbardziej charakterystyczna jest właśnie rozbarska galanda. Poza sztucznymi kwiatkami, z obo-

wiązkową czerwoną różą pośrodku nad czołem, tworzyły ją również szklane wisiorki, gdzie indziej prawie nieuży- wane. Otóż wionek (i rozbarski, i inne) miał w tradycyj- nej kulturze ściśle określone – i bardzo ograniczone – zastosowanie i swoją oczywistą symbolikę: stroiły nim głowy wyłącznie niezamężne dziewczęta i to tylko wtedy, gdy szły do obrazu w procesji z okazji odpustu czy Bo- żego Ciała oraz gdy przypadła im rola druhny na weselu.

To  szczególne nakrycie głowy nie było zatem naduży- wane i miało charakter wyjątkowej ozdoby. Nie wszyst- kie dziewczęta wionek posiadały, w razie potrzeby wy- pożyczały go sobie. Wykluczone było chodzenie w nim na tańce – byłaby to swoista profanacja, a poza tym jak tu tańczyć w czymś, co jest niewygodne, krępuje i uci- ska głowę, usztywnia całą sylwetkę? Tańczyły więc dziew- częta, mając za całą ozdobę głowy warkocze.

Paniom i dziewczętom z zespołów regionalnych radzę zatem, żeby zrezygnowały z wionków. Paniom – bo nie wypada dojrzałym kobietom paradować w panieńskich akcesoriach, które zawsze i jednoznacznie wskazywały zarówno na wiek, jak i stan cywilny. Dziewczętom – bo najwierniejszym tradycji „wykończeniem” dziewczyń- skiej głowy są warkocze splecione sznurkami czy szlajf- kami. Wionki najlepiej zachować byłoby na takie okazje, gdy zespół inscenizuje np. obrzęd weselny – i to tylko dla tych dziewcząt, które wcielać się będą w role druhen.

Jakże pouczająca byłaby taka inscenizacja, ilustrująca różnice stroju w zależności od przypadającej w obrzędzie roli. Te różnice to całe bogactwo znaczeń naszej rodzi- mej kultury. O ileż lepsza jest taka wierność starym wzo- rom i symbolom, niż powierzchowna, cepeliowska prze-

bieranka!

Dr Maria Lipok-Bierwiaczonek jest autorytetem w dzie- dzinie etnologii, autorką wielu publikacji naukowych i po- pularyzatorskich ilustrowanych autorskimi zdjęciami. Jej zainteresowania obejmują w szczególności kulturę ludową Ziemi Pszczyńskiej. Zainicjowała, zorganizowała i przez 10 lat kierowała Muzeum Miejskim w Tychach.

dokończenie ze str. 17

Kobiety w stroju pszczyńskim

Dziewczyna w galandzie

Cytaty

Powiązane dokumenty

W przypadku pogody mokrej (tab. 1) w miesiącach letnich zauważa się w więk- szości wzrost temperatury dopływających ścieków względem temperatury tych ście- ków podczas

Przebieg osobistej służby, fmnkcje, wykonane zadania, przeszkolenia, udział w akcjach, adresy kojnsp... Aresztowania - relatorki, jej rodziny, członków

Wydaje się bowiem, iż możemy uznać, że Kościół ten nie jest wcale wyjątkowy, a nawet w sposób bar­.. dziej radykalny ujawnia negatywne

awiały się wizyt Papieża, który w swoim kontakcie z wiernymi odwołuje się do niezbywalnych praw i wartości, do prawdy o człowieku, w świetle której dopiero

rownik Katedry Etyki KUL i kierownik Instytutu Jana Pawła II, a konkurs był nie byle jaki, bo wypowiedź głównego jurora miała miejsce podczas finału.. Ogólnopolskiego

A potem wszystko już odbywa się błyskawicznie: Ojciec Święty żegna się z odprowa- dzającymi go osobami, a my, którzy mamy mu towarzyszyć w wyprawie w Ta- try, zajmujemy miejsca

Był przekonany, że pielgrzymowanie młodydh za papieżem kończy się wraz z pontyfikatem Jana Pawła II -pprego „ojca” i „dziadka” dla tak wielu młodych ludzi.. I tak, jak

Wielkie znaczenie miat r 6 w- niez fakt przyznania Composteli przy- wileju „Petnego Jubiteuszu Roku Swis- tego” , co, de facto, postawito je w rzs-.. dzie Swistych miast