U PROGÓW
DRUGIEGO MILLENIUM.'»
(966— 1916).Rocznica dziewięćset pięćdziesiąta chrztu Mieszka I stoi u sa mego progu tysiącolecia naszej cbrześciańskiej, a wraz z nią i hi storycznej, ery rodzimej. A by próg ten przestąpić w pełnym ryn sztunku świadomości kulturalnej i płynącej z niej godności narodu, w ypadałoby może dzisiaj już rozpocząć odpowiedni rachunek sił i sumienia, by módz z nich w swoim czasie — niebawem w zna czeniu dziejowem — zdać spraw ę przed światem. Rocznice takie nie mają bowiem sobie równych. Jeżeli wszelkie inne dotyczyć mogą cząstki bytu: czynów, zawisłych na skrzydłach natchnienia w pamięci pokoleń — ta symbolizuje pełnię tej pamięci samej, bę dąc świętem świadomości cywilizowanej narodu. T reść jej, zw ró cona w dal, ledwie już dostrzegalną, jego przeszłości dziejowej — ku chwili zamierzchłej historycznych jego narodzin — lepi z pyłu wspomnień, rzeźbi z przekazu czasów minionych i kuje z żywego podziśdzień kryształu igh czynów — to, co je st i co będzie, a na- dewszystko to, c o b y ć p o w i n n o .
N iepodobna umysłowi ludzkiemu ogarnąć całego tego ogromu: niepodobna, by przeniknął myślą do głębi setki lat, dziesiątki po koleń i niezliczone miliony istnień ludzkich, osiadłych na wielkiej przestrzeni. Nie je st to n aw et i być nie może jego zadaniem. Z otchłani czasu i rozwoju, co w ramach jego się dokonał, wy niósł on związek nierozerw alny jaźni swej z własnym swym pod- niebiem — głębię sfery podświadomej odczuwania, uwieńczonej myślą, niby soczewką sw oistą patrzenia na św iat — soczewką, od
') R z e c z , o d c z y ta n a p r z e z a u to r a n a Z e b r a n iu d o r o c z n e m T o w a r z y s t w a M iło ś n ik ó w H is to r y i w W a r s z a w ie , w „ K a m ie n ic y K sią ż ą t M a z o w ie c k ic h “, d n ia 26 lu te g o 1916 r.
2 U P R O G Ó W D R U G I E G O M IL L E N IU M .
obcych mniej lub bardziej różną, dla swoich przystępną, blizką, bo pokrew ną. Leży w tem czar i tajemnica siły, wiążącej jedno stki w zespół narodu, a leży też i obowiązek, z potęgi nakazów wew nętrznych płynący, by naukę — sferę wysiłków zbiorowych myśli — stać było nietylko na trafiający wszędzie i do wszystkich objektywizm kosmopolityczny, będący wyrazem naturalnym przy należności człowieka do ludzkości, ale i na subjektywizm narodo wy: wyraz, nie mniej przyrodzony, swoistego odczuwania zjawisk, danem u podniebiu i ludzkiemu jego zespołowi najbliższych. Na tu ra lisa b\'Iiby m o/e skłonni dostrzegać w nakazie podobnym syn tezy historycznej uchybienie ideałowi prawdy... Jest jednak wręcz przeciwnie: hasło moralne, zespolone w dociekaniu humanistycz- nem z odpowiednią, t. j. objektyw ną m etodą analityczną badań, może służyć jedynie pogłębieniu psychologicznem u poznawania. Nauka posiada prawo n i< zaprzeczone pośpieszenia w pierw szym szeregu tych, co czcić pragną w ludzkości rzeczy wielkie, pomimo to, czy może dlatego właśnie, że głos najdonioślejszy mieć tu po winna d u s z a narodu.
*
Z chrztem Mieszka I kojarzy się ściśle nietylko zawiązek dzie jów historycznych Polski w znaczeniu politycznem, ale i brzask
jej spraw religijnych, a o b a te fakty mają wśród rocznicy wieko- p mnego w ydarzenia praw o niezaprzeczone, by należycie były uwzględnione, zwłaszcza, że duch religijny Polski zdobył się, jak wiadomo, na w yjątkow o silny, a w znacznej mierze n ader swoisty, w yraz swój w dziejach.
Podkładu psychicznego tego zjawiska s z u k a l i ś m y daremnie w typie i rodzaju wierzeń pogańskich naszych przodków, choćby dlatego, że stanow ią one podziśdzieri, mimo w ysiłków nauki, je den wielki znak z a p y ta n ia J)- Źródłem bowiem szczegółów, bar dziej podejrzanych, niż licznych, na tem at system atu teozoficznego m i t ’logii słowiańskiej, wypartej w zaraniu doby historycznej przez chrześciaństwo, jest przedewszystkiem późny stosunkow o Długosz; co zaś do przekazów Saxo G ram m aticus’a i kroniki t. zw. N e sto ra 2), to te, zestawione z zarysem zasadniczym pobratym czych S łow ia nom wierzeń litewskich, strącają na ziemię poezyę olimpu
Długo-b P o r . A le k s a n d e r B r ü ck er: M ito lo g ia , je j d z ie je , m e to d a i w y n ik i. (B i b lio te k a W a r s z a w s k a , tom 210).
’) O p isy S a x o -G r a m m a tic u s ’a i „ N e s to r a “ n ie ^ w y ja śn ia ją z a g a d n ie ń z a s a d n ic z y c h , p o m im o , ż e p o d a ją p e w n e s z c z e g ó ły kultu.
U P R O G Ó W D R U G I E G O M IL L EN IU M . 3
szowego, każąc w nim widzieć ciemny chaos zagadki, w którym wirują okruchy zam ierzchłych baśni obok dodatków, wymjrsłów i fałszów doby historycznej. W wyniku składają się one na obraz mozaikowy grubego m ateryalizm u poszukiwanych wierzeń: na mgli sty zarys nader pierw otnej czci politeistycznej groźnych zjawisk przyrody, w którym dopatrzeć się niepodobna podścieliska psy chicznego religijnych zjawisk późniejszych 1).
Zdaje się, że w yw ołały je przedewszystkiem — salvo jure usu wających się z pod skalpelu krytyki naukow ej sił potencyalnych psychiki polskiej — dwie doniosłe okoliczności dziejowe, w spiera jące się silnie nawzajem: Pierw szą z nich był wzgląd, że Polska, leżąc na kresach terytoryum , objętego prom ieniow aniem Rzymu, jak o ogniska najpotężniejszej cywilizacyi świata, mogła tylko przez wielki wysiłek prozelityzmu wkupić się w jego łono; drugą — zda rzenie losu, że z łonem tem zetknęła się poraź pierw szy właśnie w chwili, kiedy unosić się nad niem poczynała, po długiej dobie martw oty, aureola potężnych duchem, w ybranych synów Kościoła.
Jeżeli nie w granicach ściśle chronologicznych czasów Mie szka I, którego wszak ojcem-poganinem (perfido patre) mianuje je szcze stary nagrobek C h ro b re g o 2) — czasów, mogących stanowić z wielu względów przedm iot raczej etnologii niż historyi, to w ra mach najbliższych potem dziesięcioleci, w ystępują już brzaski chrze- ściaństw a Polski w swej postaci, tak niby nieuchw ytnej, a maje statycznej.
Zdobiące katedrę poznańską dzieło Raucha, pomnik, jed no czący w sobie Mieszka I i Bolesława, jako władców apostolskich kraju, jest wyrazem dobrze odczutego związku, jaki pomiędzy nimi zachodzi. Przeszłość jest wprawdzie zawsze podścieliskiem przy szłości; nie zawsze jed nak w historyi dziejowe „w czoraj“ j „dzi siaj“ wiążą się tak ściśle, aby ich nierozerwalność, mimo różnic, na pozór olbrzymich, biła potom ność w oczy. Czasy Łokietka i Kazimierza W ielkiego, to niby dwie epoki, jedna od drugiej bar dzo oddalone, a jèdnak jakże sobie blizkie, bo jakże wiernie tłu maczące się nawzajem! O dpow iadają im analogją czasy
naddzia-’) M yśl tę n a s u w a z e s t a w ie n ie s z c z e g ó łó w , z n a n y c h z m ito lo g ii s ło w ia ń s k ie j, z z a r y s e m z a s a d n ic z y m p o b r a t y m c z e j m ito lo g ii lite w s k ie j. P o r . A le k s a n d e r B r ü c k n e r : L itw a S ta r o ż y tn a . ( B ib lio te k a W a r s z a w s k a , r o k 1897, to m II). 2) W id z ia n o g o p o n o j e s z c z e w w ie k u X V w k o ś c ie le k a te d r a ln y m p o z n a ń s k im z n a p is e m , w y r y t y m in la p id e m a r m o r e o . M on. P o l H is t. I, str. 320. P o r . n a d to c h a r a k t e r y s t y k ę M ie sz k a I u G alla (I, 3)
4 U P R O G Ó W D R U G I E G O MILL ENIU M.
dów, Mieszka i Bolesława, choć z pierwszym łączą się mgliste, z pogaństw em splecione, b r z a s k i chrześciaństw a, oraz w spo mnienia hołdów kw edlinburskich u tronu O ttonów , z drugim m a je sta t tradycyi gnieźnieńskich 1000 roku, zapasów z H enrykiem II
i K orony. T rudno o przem iany większe w granicach jednego po kolenia: o posiew bogatszy ojca pod plony syna!.. W spom niany przed chwilą prozelityzm Polski, oraz podsycające go, wzniosłe tchnienie Zachodu, to już w łaściw ie czasy po-Mieszkowe, początki rządów Chrobrego; nie mniej jednak trzeba oceniać je łącznie, jak — posiew i żniwo. Jeżeli też we Francyi, k tó ra „D obrą No w in ę“ w o tyle gorszych przyjm owała w arunkach, w idnieją ponad gloryą Ojczyzny, w m urach jej Panteonu, obraz i słowa: A n g elu m ,
Franciae custodem, Christus patriae fa ta docet, to zaiste, naturalnem
jest u nas, wobec genezy duchowej chrześciaństw a w Polsce, zja wisko rów nie potężne, jak Częstochowa. Bo wszak natchnionymi męczennikami z pow ołania byli pierwsi apostołowie nasi.
„Poszukiwacze C hrystusa w śm ierci“; pogardzający dostojeń stwami ziemi i wiedzą własną, przyjaciele cezarów; lgnący do pro- staczych, w imiona starobiblijne wyposażonych, nowochrzczeńców naszych, dzieci oazy natchnień aw entyńskich św. W ojciecha, oraz Romualdowych z Classis i Pereum pod Rawenną; otoczone kra jowcam i, śpiewającymi psalmy, ofiary chciwych łupu zbójów le śnych, do których nie trafiało jeszcze słowo boże — oto obraz pierwszych, ja k Brun, B enedykt, Jan i inni, misyjnych apostołów Polski, powstających z pyłu historyi na tle doby, zaledw ie o lat kilka późniejszej od czasów Mieszkowych.
Nic dziwnego, że plony ich posiew u były niezwykłe; że ro sły szybko zastępy prozelitów; że dumny a srogi P ia s t— C hrobry Pan ziemi, który za gwałcenie postów zęby poddanym swoim w y
bijał, sam już stanąć potrafił na w yżynach chrzęściańskiego wy
baczenia uraz, gdy na prośbę mężów świętobliw ych udarow ał ży ciem morderców, którzy otoczonych czcią jego, a drogich i jem u i światu, apostołów kraju, t. zw. Pięciu Braci męczenników, w pu stelni wielkopolskiej zgładzili.
A męczennicy ci —- cudzoziemcy i sw o jacy — oraz uczestnicy najbliżsi bogobojnego ich żywota, byli to mężowie, na których głos — w podaniu w ieków — ryby w ychylały się z wody, ustępo wały chorob}!, zm artw ychw stawali ludzie i zwierzęta, a rzeki i stru mienie suche daw ały przejście...
Byli oni kwiatem mistycznym wieku, zrodzonym na gruncie jego niedoli, a zdarzyło się tak, że właśnie Polska — kraina świeżo dla chrześciaństw a pozyskana — stała się w /Europie miejscem naj
U P R O G Ó W D R U G I E G O MILL ENIU M. 5
silniejszego ich o d d ziały w an ia1). Nic też dziwnego, że, kiedy Li twa, naw racana ogniem i mieczem przez półtora wieku, składała jeszcze w r. 1520 ofiary publiczne z czarnego byka dla odstrasze
nia okrętów gdańskich od pruskich wybrzeży, a z pogaństwem tamtejszem ledwie Reformacya zdołała się jakotako u p o ra ć 2) — odpowiedni tym zjawiskom okres chronologiczny wykazyw ał w pań stw ie Piastów XIII stulecia cechy pew ne, staw iające je niemal na poziomie dzierżaw francuskich św. Ludwika.
W taki to świat zaczarowany, jak z baśni, w kraczała Polska Mieszka I, rodząca się naprzekór zwiastunom końca św iata u progu
m illenium , mającego zapoczątkow ać niebawem W ojny Krzyżowe,
jako m isteryum odrodzenia Europy. Zachód średniow ieczny da rzył ziemię naszą najlepszym swjun tchnieniem w chwili, kiedy sam jęczał jeszcze pod brzemieniem najcięższych doświadczeń losu:
„Żyjemy tu w takiej grozie i nędzy — pisał w r. 955 „arcybiskup moguncki, Wilhelm, syn cesarza O ttona, do pa- „pieża A gapita I I 3) — ze gdybym naw et w spraw ie mej przy- „był do Ciebie, słow a zam arłyby mi na ustach. N iepodobna „bowiem opowiedzieć bez płaczu wszystkich nędz, z walkami „wewnętrznemi związanych... Ojcowie przeciw synom, syno- „wie przeciw ojcom; bracia przeciw braciom, krewni przeciw „krewnym szałem pom sty żyją: żaden stanj żadne związki ro d z in n e nie są szanow ane. Król nie może władzy swej w y k o n y w a ć , a biskupom praw a ich stanu są odjęte; oni — bo- „skim równi źrenicom, zmuszani są do posług, gnani, śle p ie n i... Książęta i grafowie pełnią, co biskupom przystało, „a biskupi żyją prawami książąt i grafów. Niema domu bo- „żego bez strat i klęsk... Nie oskarżam nikogo — i tylko nad „powszechnym rzeczy upadkiem łzy przed T obą ro n ię“... Nie lepiej działo się i we Francyi, gdzie pow róciły zamierzchłe czasy przed-Cezarow e: gdzie na przełomie X-XI w ieku pojawiło się ludożerstwo, jako owoc potw orny pięćdziesięciu lat głodu, za razy i n ę d z y 4).
Ale nadchodziło już odrodzenie: duch potężny a uroku pełny
ó T a d e u s z W o j c ie c h o w s k i: S z k ic e h is t o r y c z n e j e d y n a s t e g o w ie k u , s. 1 — 10. 2) P o r . A le k s a n d e r B r iic k n e r j . w .
3) W ilh e lm v . G ie s e b r e c h t: G e s c h ic h te d e r d e u t s c h e n K a is e r z e it , fü n fte A ü fla g e , I, 414—415.
6 U P R O G Ó W D R U G I E G O MI LL EN IU M .
W ojen Krzyżowych, którego brzaski spowić miały dni niem ow lęce Polski historycznej, jako najmłodszego wówczas dziecięcia Europy* a pełnia — towarzyszyć jej nieprzerw anie aż do lat męskich K ró lestw a W ielkopolskiego w dobie Przem ysła II. I poczęło się to właśnie w chwili, w której ziemie Piastów , ulegając konieczności czysto politycznej zabezpieczenia się od bijącego w Słowiańszczyznę taranu Marchii W schodniej O ttona I, najmniej takich wyników oczekiwać mogły. Boć, pomijając stronę czysto polityczną chrztu Mieszka I, sama naw et atm osfera kościelno-religijna, p a n u j ą c a w św. Imperyum na początku drugiej połowji X wieku, z innych zgoła założeń i celów niż Kluniak akwitański, czy — niebawem — klasztor awentyriski świętych Nila i W ojciecha, oraz Classis i Pe- reum św. Romualda, zakonników benedyktyńskich, czerpała sw e ideały... Stało się jednak, że Polska zostaw ała dziecięciem ducho- wem tego Zachodu, który od natchnień millenium —poprzez G rze gorza VII, jako budowniczego podstaw swobód społecznych E u ropy—miał wypowiedzieć się w K rucyatach—hymnie najpotężniej szym W ieków Średnich, którego bohaterów Dante, piew ca prze dziwny tej epoki, oglądać miał w „R aju“ :
C osi per Carlo Magno e p er Orlando Duo ne segui lo mio attento sguardo, C om ’ occhio seg u e suo falcon volando.
P o scia trasse Guiglielmo, e R inoardo, E il duca Gottifredi la mia vista
P e r quella croce, e R oberto Guiscardo...
(L a D iv in a C o m m e d ia , P a r a d is o , X V I I I , 43— 4 8 ).
Tym czasem Kościół Jana XIII (965—972), pierwszego papieża Polski, jako ideow y ciąg dalszy tego uzależnienia od św. Im peryum , jakie zapoczątkował był przed półtora wiekiem w ciągu krótkiego swego pontyfikatu, Stefan V, — Kościół wiocha (da N a rn i1), osa dzonego i utrzym ywanego na Stolicy Piotrow ej zbrojną ręką O t tona I, był w dobie chrztu Mieszka I Kościołem bardziej może, niż kiedykolwiekbądźindziej, cesarskim. Co zaś znaczyła ta cesarskość w stosunku do Słowiańszczyzny, pouczały o tem wymownie dzieje m argrafa G erona, losy K orutanów , Chorw atów , Serbów , a ponie kąd M orawian i Czechów. Sam papież należał niemal do świty im peratora, który za okazyw aną mu przez niego wierność, poskrom ił
!) S t a n is ła w Z a k r z e w s k i (O p a c tw o b e n e d y k t y ń s k ie ś w . B o n ifa c e g o i A l e k s e g o n a A w e n t y n ie , K r a k ó w , 1903) d o m y ś la s ię w n im k r e w n e g o s ł y n n ej r o d z in y r z y m s k ie j K r e s c e n c y u s z ó w .
bunt rzymian i pow rócił państw u kościelnemu posiadłości utracone, a wśród nich słynną z budowli Teodoryka Raw ennę, gdzie, jako w punkcie węzłowym między Niemcami a Italią, kazał wznieść sobie siedzibę, z której mógłby snadnie nad obu krajami pieczę swoją roztaczać. Tam też w r. 967, po drodze zwycięskiej z Rzy mu, mając papieża u boku, odbył w gronie licznych przedstawicieli Kościoła naradę, na której, między innemi, spraw ę, związaną po średnio z Polską, omawiał. Sam im perator informował zgromadzo nych w Raw ennie dostojników o niebezpieczeństwach i trudach, jakie poniósł był świeżo dla naw rócenia W endów , których chrze- ściaństwo pieczy ich polecał. Uchwalono, w myśl jego życzenia, założenie przy kościele magdeburskim św. M aurycego nowej sto licy arcybiskupiej, którejby ochrzczone ludy słow iańskie były, jako przeznaczonej dla nich prowincyi kościelnej, podległe. Działo się to w prawdzie ze szkodą sędziwej Moguncyi, panującej już nad puścizną W ielkich M oraw i mogącej przeto rościć sobie praw o do nowych nabytków kościelnych na W schodzie, ale wola O ttona I była niezłomna i papież w ydał natychm iast bullę, zapewniającą Magdeburgowi przywileje i zaszczyty, należne pierwszym m etro poliom 1).
Był to w yraźny zamach n a charakter świadomego w pełni genezy swego ustroju Kościoła ówczesnego wogóle, a niemieckiego, wysoce już narodow ego, w szczególności. Jakkolw iek bowiem pram acierz jego, Moguncya, traciła w tym w łaśnie czasie, w prze dedniu doby wielkiego w jej dziejach prym asa W illigisa (975— 1011), siłę dawnego swego wpływu po prawym brzegu Renu na rzecz poddanego bezpośrednio Stolicy apostolskiej opactw a św. Bonifa cego w Fuldzie, mimo to nagłe wywyższenie M agdeburga, grożące najbardziej na pozór północnym a drugorzędnym biskupstw om niemieckim w H aw eli i Braniborzu, obrażały w istocie najsilniej— nie mówiąc o urzędowych mogunckich, spoczywających zresztą tymi czasy w ręku syna cesarskiego, prym asa W ilhelm a — praw a apostolskie F u ld y 2).
Godziło się tu wspom nieć o tej, niewyzyskanej jeszcze przez dziejopisarstwo nasze okoliczności, ze względu na to, że, jak w ia domo, Fulda, obok Czech i Korbei Saskiej, w ystępuje w rzędzie trzech ognisk religijnych Zachodu, z których, zdaniem badaczów, spłynąć miały brzaski chrześciaństw a rzymskiego na Polskę.
U P R O G Ó W D R U G I E G O MI LL EN IU M . 7
J) P o r . W ilh e lm v . G ie s e b r e c h t, j. w ., str. 493— 496.
2) P o r . J. K. K o ch a n o w s k i: N ad R e n e m i n ad W i s ł ą — a n ty te z a d z ie jo w a , str. 37 — 38.
8 U P R O G Ó W D R U G I E G O MI LL ENI UM .
Bo skądże właściwie przj^szło ono do nas?
Pytanie to, w ielokrotnie i wielorako pow tarzało się i p o w ta rza w literaturze historycznej, a pozostaje wciąż bez odpow iedzi— w ystarczającej. Jest to nie mniej naturalne, jak brak początku i końca w błędnem kole, po którego otoku w irują pytania: jak i kiedy pow stało państw o, szlachta czy kmiecie, a wreszcie szczep, plemię, czy człowiek? Zdaje się bowiem, że w pytaniu tem, w któ- rem dzwięczy nuta oczekiwania odpowiedzi, zaspakajającej umv- slow ość dzisiejszą, tkwi proste nieporozumienie: Myśl ludzka godzi się niechętnie z następstw am i własnego swego rozwoju; zapomina, że przeszłość— każda jej doba—posiadała w zakresie otaczającego ją życia i jego postaci, swe specyalne zainteresow ania: że strzeże ona zazdrośnie przed wzrokiem potom nych tajemnicy rzeczy, w swojem mniemaniu drugorzędnych, czy zgoła obojętnych: że w tem właśnie spoczywa wyraz jej swoisty, darzący nas w raże niem, zwanym perspektyw ą dziejową... A tymczasem wszelka p o tomność byw a w stosunku do przeszłości dzieckiem upartem , na- rzucającem jej własne swe chcenie—jakże często w brew oczywistym wskazaniom hermeneutyki historycznej! To też i w danym, oma wianym tutaj przypadku, jakże trudno nam dzisiaj pogodzić się z faktem, że lu d z ie — wczesnego zwłaszcza — średniowiecza, byli w yraźną w stosunku do nas antytezą na punkcie troski o u trw a lenie w pamięci potomnych w łasnych swych zabiegów, imion i czynów! Jakże trudno nam pojąć um iłow aną przez nich bezim ien ność ze strony najwybitniejszych naw et jednostek, odczuć do głębi i zrozumieć rozczłonkowanie ich świata, w którym ledwie się po czynały w ątłe nitki, walczących z groźną przestrzenią, związków, m ających się z czasem na wiązadła ludzkości zamienić! To też pytanie: kto chrzcił Mieszka, gdzie, w jakich w arunkach i otoczeniu, pozostaje dla nas tajemnicą nieprzeniknioną. W szelako, zataiwszy przed nami wszelkie niemal szczegóły swych czynów, nie potrafiła przeszłość pozbawić nas świadomości ani obrazu ogólnego poczy nań swych i zasług, położonych w toku r o z w o j u n a r o d u . A, jakby ironizując kult bezimienności ludzi W ieków Średnich, narzuca nam dzisiaj—na tle ich czasów zamierzchłych, pierw iastek heroistyczny — kult bohaterów...
W spom niałem kiedyś — na innem m iejscu1) — że .historyków spotyka z tego tytułu, a w ielokrotnie, zarzut ze strony
niespecya-J) J. K. K o c h a n o w s k i: P o c z ą tk i p a ń s tw a p o ls k ie g o , o d c z y t p u b lic z n y , W a r s z a w a , 1913. S tr . 8 — 9.
U P R O G Ó W D R U G I E G O M IL L EN IU M . 9
listów, iż, upraw iając kult ów zbytnio, nieraz wyłącznie, pomijają koleje dziejowe społeczeństw , które bohaterów z łona swojego wydały. Zarzut ten dotyczy zwłaszcza wszelkich historyj pierw ot nych, w których dziejopisowie niemal wyłącznie poświęcają uwagę sw oją—jednostkom . Jakkolw iek zaś były i są usiłowania oderwane, aby tę postać rzeczy zmienić, aby pył dziejowy rozpostrzeć na kanwie interpretacyj socyalnych, to jednak w studyacb najpow aż niejszych w ypływ ają wciąż na powierzchnię, niby oliwa prawdy, co zabić się nie da — ludzie, narodow i przodujący. Bo też źródła bezpośrednie — w danym przypadku dotyczące dziejów Polski X-XI wieku — swoje i obce—mają wartość nader problem atyczną w zakresie zgłębienia bytu w ew nętrznego kraju. Pow tóre zaś—co w ażniejsza może •— źródła te odzwierciadlają mimowoli lecz w ier nie to właśnie, co się nietylko na tle ich epoki, ale i dzisiąj, po przez szereg wieków, na pierw szy plan zasadniczy, pod postacią „bohaterów “, wysuwa. Je ż e li. H istorya je st naogół odbiciem c z ł o w i e c z e ń s t w a , a za niem tych kolei rozwoju, po których ono się toczyło, to przez to samo je st ona w dalszym ciągu odbiciem zwycięskich kierunków i prądów , jakie tworzył dziejowy rozkwit człowieczeństwa. H istorya pierw otna, bliska jego progów, grzebie to, co skazane je st na zagładę, co należy do przebrzm iałych kolei rozwoju, a wzmaga natom iast i wyolbrzymia pierw iastki, ż3iwotne ze względu na przyszłość. Tkw i w tem granica znamienna epok róż nych, rodząca zawsze i wszędzie bohaterów —ludzi przj^szłości, jako w ykw it najwyższy instynktu, ratującego ich środow iska od zagłady.
Chrztu Mieszka I niepodobna utożsamiać z procesem chry- styanizacyi Polski. Postać stosunków, panujątych w wieku X, uczy nas, wobec rozczłonkowania św iata ówczesnego, aż nazbyt wy mownie, że różne części Lechii i różni jej mieszkańcy różnymi drogami i w czasach różnych stykać się musieli poraź pierw szy z otoczeniem dalszem i jego wiarą, na której w pływ3% o czem świadczą tak wtyraźnie losy Małopolski przedpiastow skiej, i sam ród Piastów musiał być w ystaw iany w ielokrotnie i wielorako. Nadto, natura państwowości ówczesnej nie pozwala na przypusz czenie, iżby — nie mówiąc już o jednolitej dec3^z37i ludu, jakikol- wiekbądź akt woli księcia mógł b3'ć w całej swej rozciągłości, choćb37 formalnej, dość rychło przeprow adzony. C harakter misyjny Kościoła Polskiego w wieku XI i części XII przesądza zresztą za gadnienie to dostatecznie ze strony faktycznej, podobnież, jak ruch pogański na przełomie rządów Mieszka II i Kazimierza O dnow i ciela (1034 — 1040 r.), kiedy — na razie — z pracy dziejowej dwu pierwszych Piastów histotycznych pozostać miały tylko gruzy.
W szystko to praw da, a jednak chrzest Mieszka I je st jedynym , ujawnionym przez źródła, w ę z ł e m zanikłej w szczegółach spra wy zaprow adzenia chrześciaństwa w Polsce i w tym właśnie cha rakterze może i winien być poznaw any. Jest nader możliwe, że w okresie, do r. 966 zbliżonym, na wieść o planach m agdeburskich O ttona I, przeprow adzonych już w roku następnym w Raw ennie, starała się Fulda dotrzeć wpływami swymi za Odrę, choćby dla przeciw staw ienia nowych zdobyczy chrześciańskich współzaw odni czącej z nią w Niemczech Moguncyi, a nadew szystko — zaszacho wania groźnych dla historycznych, frankońskich Niemiec Zachod nich, ambicyj saskich O ttona I, opartych na słowiańskim W scha- dzie. O to temat, zgoła jeszcze przez naukę niewyzyskany i nie dający się przeto ująć we wnioski realne. Nasuwa się on w związku z drugim źródłem domniemanym chrześciaństw a w Polsce—z córą Corbie francuskiej, K orbeą Saską, siedzibą piszącego o Polsce w czasach Mieszka I, mnicha W idukinda, a słynną ze swej uczo- ności ostoją m oralną „now ych“ Niemiec cesarskich u w rót S ło wiańszczyzny. Źródłem trzecim są, jak wiadomo, Czechy, wcielone przez legendę wieków w postać małżonki, i historycznej apostołki Mieszka I, kniaziówny Dubrawki.
Jesteśm y tu dalecy od zam iaru podaw ania w wątpliwość jej zasług, oraz w pływ ów Kościoła czeskiego na Polskę. Zaprzeczy liby tem u sami lingw iści— zasób wyrazów takich, jak: bierzmowa nie, kazanie, kolęda, kościół, msza, nieszpory, post, spowiedź, które z nad W ełtaw y pono spłynęły do P o ls k i*), a—silniej jeszcze, choć tylko pozornie, zaprzeczyć by temu mogła potężna u samego schyłku wieku X postać biskupa praskiego, św. W ojciecha Sławnikowicza, rola i późniejszy kult jego w Polsce. Ale tutaj to właśnie, w tym wielkim i — mimo wszystko — niedocenionym dotąd mężu, zbiegają się arkana powszechnodziejowe tak żywo nas obchodzącej, a za wiłej sprawy.
Sw. W ojciech każe nam cofnąć się myślą aż w odlegle czasy starożytne, dotknąć w spom nieniem wielkiego misteryum ludzkości, której Zachód tyle W schodow i miewał do zawdzięczenia. Greccy mistrzowie dusz klasycznego Rzymu nie dali mu zapomnieć o so bie ani na chwilę. Nawet po upadku Im peryum Zachodniego — w dobie panow ania barbarzyńców, a potem wyłonionej z ich łona monarchii Karolow ej, silniejsze byw ały nad Tybrem w pływ y prz}i- byszów greckich, aniżeli polityczna iluzya zwierzchnictwa
bliźnia-1 0 U P R O G Ó W D R U G I E G O MILL ENIU M.
‘) W ł a d y s ł a w N e h r in g : U e b e r d e n E in flu s s d e r a ltć e c h is c h e n L ite r a tu r a u f d ie a ltp o ln is c h e (A r c h iv fü r s la v is c h e P h ilo lo g ie , I, 61-— 62).
U P R O G Ó W D R U G I E G O MILL ENIU M. 1 1
czych w starożytności, później coraz bardziej dalekich i życiowo obcych, cezarów bizantyńskich nad Italią.
Nic też dziwnego, że w tedy nawet, kiedy u progu m illenium Carogród chylił się coraz bardziej ku upadkow i ostatecznem u swych w pływ ów politycznych po szerokim świecie, kiedy miecz Sarace- nów, niepowściągniony i przez hiszpańską pomoc K arolow ą:
Dopo la dolorosa rotta, quando Carlo Magno p e rd e la san ta gesta, Non sono' si terribilmente Orlando...
(D a n te , L a D iv in a C o m m e d ia , I n fe r n o X X X I , 16— 18).
coraz dotkliwiej powagi jego dotykał, prześladowani przez wroga uchodźcy greccy kierowali swe kroki nad Tyber, szerząc tam oby czajem prastarym umysłowe swe oddziaływanie.
A było ono w czasach, o których tu mowa, wyrazem ich cier pień, w ojczyźnie przeżytych: płodem uduchow ienia, mającego stopniowo i zrozpaczoną barbarzyństw em w łasnem Europę prze niknąć do głębi, wiodąc ją zwolna, przy udziale czynników innych— ku odrodzeniu.
Skarbnicą takich właśnie plonów greckich w Rzymie, stać się miało w stopniu wybitnym , w krótce, bo już w lat kilkanaście po chrzcie Mieszka I, opactwo benedyktyńskie św. Bonifacego i A lek sego na A wentynie Ł). W tem miejscu słynnem uniesień mistycz nych syna światłej greczynki Teofano, O ttona III, zaprzyjaźnił się młody, tak bardzo od przodków swych odmienny, cesarz, z później szym świętym, grekiem Nilem, oraz z bliskim jego druhem, przeo rem miejscowym, W ojciechem Sławnikowiczem, synem ziemi, owia nej już przed wiekiem wpływami greckiego apostolstw a św. Cyryla i Metodego.
Nie będziemy snuć tutaj kombinacyj dalszych z tego faktu, w którego świetle rysuje się tak jasno zarówno rok 1000 w G nieź nie, liberalizm O ttona względem Bolesława, kult cesarski dla prze kazanego Polsce i światu, umęczonego przez P rusów „poszukiwa cza C hrystusa w śmierci“, św. W ojciecha, ja k —giest niezadowolenia z tego pow odu kronikarzy niemieckich. Polska, leżąca na pograni czu naturalnem wpływ ów W schodu i Zachodu, staw ała się nadto, u progu swych narodzin historycznych, jakby przygodną ich s y n t e z ą . . .
Bo nie dość na tem: K iedy w Rawennie radził O tton I z pa pieżem Janem XIII i dostojnikami Kościoła nad utw orzeniem
1 2 U P R O G Ó W D R U G I E G O MILL ENIU M.
tropolii m agdeburskiej, w Pereum , nieopodal od tego miasta, upa tryw ał późniejszy św ięty—Romuald, druh awentyński św. W ojcie cha, miejsce swej przyszłej pustelni, pow stałej tam już w kilka lat później (971 r.), jako oaza wysokich ćwiczeń duchowych, pokre wnych opactwu awentyńskiemu i Classis pod R aw enną, a połą czonych bliskimi węzły ze słynnym już Kluniakiem 1). G dy jednak ten ostatni — mistrz po stu latach papieża Grzegorza VII — starał się z życiem i jego sprawami wiązać natchnione swe ideały, A w en tyn, Classis i Pereum , nieznające—przynajmniej w osobach swych m istrzów —żadnych zgoła kompromisów z padołem bytu, w patrzone były w oderw aną odeń gwiazdę nieśmiertelności. I zdarzyło się tak, że właśnie Polska, przeznaczona z punktu widzenia O ttona I, a z rąk Kościoła rzymskiego, podobnie jak inni Słow ianie zachodni, na lup św. Imperyum, a leżąca jeszcze poza sferą reformistycznych dążeń kluniackich, stać się miała, u samych niemal progów swego chrześciaństwa, krainą klasyczną „poszukiwaczy C hrystusa w śm ier ci“ -—ludzi o sercu gołębiem — pustelników -apostołów Romualdo- wych: Przeznaczaną Polsce, a groźną dla jej losów f o r m ę życia, miała rozsadzić u samego jej w stępu w świat Zachodu, t r e ś ć uskrzydlonych natchnieniem apostołów, których w pływ istotny przewyższyć miał o wiele siłę oddziafywania urzędow ych ich to warzyszów. Oficyalne z r. 968 początki ogarniającej całość ziem Mieszkowych dyecezyi poznańskiej, podległej na razie Moguncyi, jak Czechy, a w krótce potem M agdeburgowi, ustąpiły miejsca już w r. 1000 metropolii rodzimej. Zjazd Gnieźnieński C hrobrego z O t tonem III staw ał się istną, a jakże w spaniałą i w ielobarw ną syn tezą tej treści i formy. A rodzaj jej i kierunek ilustruje fakt ciekawy: Bolesław, omijając cesarstwo, oddaje jednego ze swych synów do klasztoru w Pons Petri pod R a w e n n ą 2).
Nic też dziwnego, że Polska rychło, bo już w wieku XIII zbli żyć się miała z wielu w zględów do poziomu duchow ego po-Kru- cyatowej Europy, zdolna troszczyć się w śród pojętych w ysoko prac kościelno-politycznych o czystość ich n a r o d o w ą , czego uchw ała
conservationis ac promotionis linguae polonicae, pow zięta na syno
dach 1257 i 1285 roku, tak wymownym była wyrazem.
Ale bo też i w spom niana przed chwilą „forma“, nie była tak jednolitą i zwartą, jakby się zdawało na pozór. By fakt ten w yro
zumieć, należy znowu zwrócić się na chwilę ku ogniskom ruchu
B P o r . T a d e u s z W o j c ie c h o w s k i, j. w .
2) P o r . T a d e u s z W o j c ie c h o w s k i j. w ., oraz: O s w a ld B a lze r: G e n e a lo g ia P ia s t ó w .
religijnego na Zachodzie, któtym Polska początki swego chrze ściaństwa zawdzięczać miała i rozważyć ową, raczej domniemaną, aniżeli ściśle stw ierdzoną, ich rolę w świetle tych tradycyi, jakie odbiły się tak wyraźnie w sto kilkanaście lat po chrzcie Mieszka I, w r. 1086, w słynnym falsyfikacie synodalnym mogunckim, opie wającym wcielenie Krakowa, z pominięciem praw magdeburskich, do dj'ecezyi praskiej, t. j. pośrednio do prowincyi kościelnej mo- gunckiej. W tym jednym rysie, uchylającym zasłony z tajemnic, jakie spowiły w kronikach i rocznikach samą epokę Mieszka I, odczytać można więcej, niż w innych, fragmentarycznych a mało mównych źródłach owego wieku. Po pierwsze tedy stają tu jasno przed nami pogrzebane pozornie w połowie X stulecia, a jednak tlące się żywo w ówczesnym popielisku czeskiem W ielkich Mo raw, ideały opanow ania Lechii przez Przemysłowiców, czego za datkiem był wszak jeszcze Kraków, do państw a ich należący. Po- w tóre — dostrzegam y w tem dążeniu stałość związków czeskich z dawnym ośrodkiem frankońskim cesarstw a z nad Renu, naprze- kór ambicyom nowej ostoi wschodniej imperyum dynastyi saskiej. W reszcie — nie trudno zrozumieć w tych w arunkach intencyę za biegów, jakie zarówno Fulda, jak Praga, a wreszcie K orbea roz wijać mogły w celu pochw ycenia w swe dłonie zdobyczy wielko polskiej, która pod Mieszkiem I, niby późniejszym dla Odnowiciela Masławem mazowieckim, opierającjun się o Pomorze, zdaw ała się ciążyć ku konstelacyi m agdeburskiej nowtycb Niemiec O ttona f, uzurpatora starych tradycyi Karolowjmh. Trudno też wątpić, że między zabiegami ich wszystkich a Ottonowymi, musiała rodzić się na korzyść Polski rozbieżność współzawodnictwa, w śród któ rego — nie dziw, że sąsiednim Czechom, spadkobierbom W ielkich Moraw, a władcom Krakowa, przypaść mogła tak w ybitna rola współdziałania, że starczyło jej na długo za w ątek wspom nień dzie jowych.
Jak wiadomo, chrzest Mieszka I, o którym przekaz, przejęty w wieku XIII przez Rocznik K apitulny Krakowski ze starszych źródeł, znalazł się tam bezpośrednio po notatce o przybyciu knia- ziówny czeskiej do Polski w słowach: gój. Dubrouka ad Meskonem
venit. g66. Męsko d ux Polonie baptizatur — wiąże się w dziejach
naszych z t. zw. „D ąbrów ką“ w splot tradycyi, pełnej poetyckiego uroku. Być może, że zrodziły ją, przez prosty zlew pojęć, w spom nienia o ćwierć wieku późniejsze o św. W ojciechu, zespolone tem łacniej z pamięcią innych apostołów-m ęczenników, że wszyscy oni byli w gruncie rzeczy synami jednej macierzy benedyktyńskiej. Że zaś św. W ojciech wiódł ród swój, podobnie jak pierw sza w ład
1 4 U P R O G Ó W D R U G I E G O MI LLENIUM.
czyni historyczna Polski, znad W ełtaw y, kojarzenie dalsze w spom nień i pojęć, snutych ponadto na tle związków czesko-małopol- skich, nie było już trudne — aż strumyki z różnych stron, krajów, ludów i idei płynące, zlały się w jednej rzece uw ielbienia i hołdu w ieków u stóp Dubrawki. O na zaś, jako Słowianka, stała się nadto w tradycyach naszych wcieleniem tego pierw iastku mocy plem ien nej, a potem — narodow ej, który wśród w alk długoletnich i tru dów zmógł obce, wrogie Polsce, zamysły i zamiary.
Nie zamierzamy też bynajmniej burzyć pięknych i wzniosłych podań; pragniem y je tylko opatrzyć komentarzem, stw ierdzającym zawsze i wszędzie w przypadkach podobnych fakt znamienny, że wielkie legendy dziejowe są jakby wyrazem tej mowy, którą po sługuje się i n s t y n k t mas, przechodzący do porządku nad ogni wami przyczyn i skutków t. zw. praw dy realnej — tam, gdzie la pidarnie, w skrócie symbolu, pragnie wypowiedzieć sam siebie.
„D ąbrów ka“ i św. W ojciech są takim właśnie symbolem P ol ski, przyłączonej pogodnie, bez krw awego apostolstwa, do grona państw chrześciańskich Zachodu: Polski historycznej — plem iennie najczystszej w świecie słowiańskim, a wpatrzonej w leżącą przed nią kolej w ieków ze spokojem silnego duchem, pew nego siebie zwycięzcy.
Komentarzowi takiemu nie przeczy historyą; przeciwnie: zdaje się go tylko potwierdzać, jakkolw iek zgodzić się jej trudno na pły nącą pozornie z legendy, rolę apostolstw a ideowego Czech w W iel- kopolsce, zarów no w dobie Mieszka I, jak kiedybądźindziej, zwłaszcza zaś w epoce Piastów. W szakże Piastow ie stanęli do konkursu politycznego w chwili, kiedy na przestrzeni S łow iań szczyzny P raga od Zachodu, a Kijów od W schodu, niby dwa głazy, w fale plemion słowiańskich rzucone, zataczały swe kręgi odśrod kow e na ich powierzchni, garnąc coraz to liczniejsze ludy w swe historyczne władanie. W szakże głazem podobnym było i G nie zno, którego roztoki miały już na schyłku w ieku X zetknąć się z praskim i (Kraków) i kijowskimi (Grody Czerwieńskie), a okoli czność ta sprawiła, że Czechy, Polska i Ruś były, bo być musiały, usposobione względem siebie w sposób zasadniczo zachłanny, a na kazem rozw ojow ym państw a polskiego stała się w stosunku do najbliższych sąsiadów i pobratym ców, alternatyw a: zaboru tery- toryów w spółplem iennych, lub — utraty posiadanych, fnnego w yj ścia nie było, a nakaz ów stał się osią polityki pierw szych P ia stów , nie wyłączając Mieszka I.
M ałżeństwo jego z Dubrawką, córą Bolesława Srogiego, zo- .stało zaw arte w śród okoliczności, łagodzących w sposób przem ijający
U P R O G Ó W D R U G I E G O MI LL EN IU M . 1 5
w spółzaw odnictwo naturalne, a nakazujących sojusz; święcono je wśród pierwszych, historycznych od r. 963 walk nadodrzańskich Lechii z margrafem Geronem, „Obrońcą O jczyzny“ cesarza O tto na I, uwieńczonego świeżo, po dłuższej wojnie, tryumfem, odnie sionym nad Czechami — nowym trybutaryuszem św. Imperyum 1). Nie zmieniło to jednak zasadniczej postaci rzeczy, której w sto sunkach czesko-polskich nie przestaw ała cechować praw da, po chw ycona tak trafnie na początku wieku XII przez Galla w sło wach, że Czesi byli to wrogowie Polski najbardziej zawzięci: Bo-
hemi Polonorum in festissim i in im ic i2).
Ale tkwić musiało w idei omawianego tu m ałżeństw a, jesz cze coś więcej. Ze strony Czech, cichych na razie piastunów za krojonych na Polskę tradycyi wielko-morawskich — chęć naturalna narzucenia swych wpływów, a może i chwilowego sojuszu czesko- baw arskiego sąsiedniemu dynaście; ze strony Lechii, gotującej się do związków z Zachodem chrześciańskim — zamiar przygotow ania sobie po temu drogi w sposób, w świecie ówczesnym najbardziej utarty.
Polityka m atrymonialna — to przecież jed n a z cech najbar dziej znamiennych W ieków Średnich. Pieczętow ała ona sojusze, mnożyła dostatki, rozszerzała granice państw , staw ała się dla upo śledzonych źródłem legitymizmu — odblaskiem pełni praw czło- wieka-władcy, zaklętych niegdyś w dostojeństwie civis romani, pó źniej zaś europejskich jego następców .
Zdrojem, w pojęciach ówczesnych najczystszym owego przy wileju, tyle pożądanego przez dorobkiewiczów nowego świata, było greckie ognisko jego natchnień — Bizancyum: upośledzony w świecie tym realnie, lecz bynajmniej jeszcze nie ideologicznie, spadkobierca światowładnych cezarów Rzymu.
Krew dynastów carogrodzkich przypraw iała o zaw rót głow y nieuświęconych jeszcze, naw et w przekonaniu własnem, mocarzy młodej Europy; krew ta, podobnie jak jej złoty symbol — insygnia koronne, stanowiła dla nich tabu: rodzaj mistycznego źródła, przez które barbarzyńcy nabierać mogli blasków upragnionych majestatu.
I nic dziwnego! W szakże Rzym nie był jeszcze w zupełnej rozterce ze W schodem, a cezarowe jego tradycye, zmiażdżone nie gdyś na Zachodzie pod stopami dzikich najeźdźców, przetrw ały
*) P o r . J. F. G a jsłer : R y s d z ie j ó w c z e s k ic h I, str. 30— 33, o r a z E r b e n , R e g e s t a B o h e n ia e I, N° 64.
1 6 U P R O G Ó W D R U G I E G O MI LL EN IU M .
w ciągłości nienaruszonej właśnie w murach Carogrodu, by darzyć panów świata uświęconymi historycznie podstaw am i władzy.
W spółczesny Mieszkowi I Włodzimierz, apostoł Rusi, rzu ciwszy, po zdobyciu Chersonezu, postrach na Cesarstw o W scho dnie, przestał pożądać skarbów bizantyńskich. Pożądanie to za mienił na wyższe: wyraziła je prośba skuteczna, a znamienna, jaką niósł przez poselstw o Bazylemu II i K onstantem u IX, władcom C arogrodu: „Oto gród wasz sław ny zdobyłem — praw ił — słyszę zaś, że macie siostrę - dziewoję; jeśli nie w ydacie jej za mnie, postąpię ze stolicą waszą tak, jak z tym oto grodem “ 4). I Anna, księżniczka grecka, nietylko wniosła w dom męża chrześciaństw o w schodnie, ale utrw aliła nadto w Kijowie podstaw y dynastyczne Rurykowiczów... Tradycye carogrodzkie kazały w kilkadziesiąt lat później A nastazyi, królowej węgierskiej, żonie A ndrzeja I (1046— 1061), wymódz na mężu fundacyę m onasteru greckiego w W ysze- hradzie w ęgierskim 2), a tymi również czas\r, nie sama pono obawa gniewu bożego za zaw ieranie związków małżeńskich z krew nem i, skłoniła króla Francyi, H enryka I (1031— 1060) do prośby o rękę dalekiej księżniczki kijowskiej, siostry A nastazyi w ęgierskiej, Anny Jarosław ów ny, praw nuki cezarów, skoro urodzonego z niej syna nazw ał Filipem, na cześć „przodka po kądzieli“ — króla m acedoń skiego! 3).
Polska, oddalona bardziej niż Ruś od W schodu, nie zaraz jeszcze do ambicyj takich dorosła. Miała je odczuć, w raz z naw ro tem swym politycznym, dopiero za lat kilkadziesiąt—w dobie mał żeństw córki Chrobrego ze Św iętopełkiem Kijowskim, oraz Kazi mierza O dnowiciela z M aryą Dobronegą.
Tym czasem jednak, za Mieszka I, podziwiać mogła Lechia o miedzę zabiegi karkołom ne mocarza Zachodu, O ttona I, o rękę greczynki dla syna—księżniczki Teofano, której dw ór stać się m iał źródłem zaw rotnego później m ajestatu, tak blisko a św ietnie zwią zanego z Polską O ttona III, choć krew jego matki, obdarzonej wianem bogatych prowincyj w łoskich, wypisanych złotem na per gaminie purpurow ym przez O ttona II, nie była p o n o —-jak niosły złe języki — całkiem p u rp u ro w ą4).
Na takim to gruncie pow staw ała r o d z i n a w ładców Europ3ą a książę p o g a ń s k i— jak pouczają dzieje ówczesne Zachodu — nie
*) T . z w . k r o n ik a N e s to r a . M on. P o l. H ist., I, 654—655.
2) W ła d y s ła w A b ra h a m : O r g a n iz a c y a K o ś c io ła p o ls k ie g o d o p o ło w y X II w ie k u , str. 87 i n a st.
3) P o r . H e n r i B o r d ie r e t E d o u a r d C h a rto n , j. w . I, 238. 4) W ilh e lm v . G ie s e b r e c h t j. w ., I, 554.
U P R O G Ó W D R U G I E G O MI LL ENI UM . 1 7
mógł stanąć odrazu w pierwszym jej rzędzie. Dość mu było po deszłej pono wiekiem D u b raw k ia), która przodków swych chrze- ściańskich bodaj niespełna od trzech pokoleń liczyła, a którą już w półtora wieku później 2) w zaczyn legendy przybrano.
Podobnie żenili się wówczas jeszcze naogół w ładcy sąsiednich Czech i W ęgier, a żaden z nich, wobec położenia geograficznego swych krajów, nie w stępow ał w ślady ambicyj zwycięzkich kijow skiego nowochrzczeńca, W łodzimierza, by zapukać do w rót Caro- grodu. S praw a ta nie została atoli dotąd, w związku z dziejami Polski, głębiej rozważona. W iadomo, że w wieku XI polityczny jej punkt ciężkości przechylił się na chwilę ku W schodow i, aby w krótce potem , i już na stale, oprzeć się o Zachód. Mieszko I u schyłku życia i panowania, ślad stosunków swoich oryentalnych—-wielbłą da — złożył, jak tw ierdzą źródła — w darze małemu O ttonow i III, dążąc z nim wspólnie in Sclaviam na w ypraw ę w o jen n ą3). Nie trudno w tej scenie malowniczej, uwieńczonej przez Roczniki K wedlinburskie, dopatrzeć się znamiennego symbolu pogranicza dwu św iatów , którego Polska sama, ze względu na położenie swoje, m iała być przedstaw icielką tak typow ą w ciągu swych dziejów. T o też, gdy w dobie historycznych jej narodzin, jako państw a, Za chód wkraczał w łaśnie w fazę potężną wielowiekowego a wielo stronnego zw ycięstwa swego nad W schodem, pojąć łatwo, w którą to stronę zwrócić się m u s i a ł y koleje pochodu ziem piastowskich w przyszłość. Że jednak obrały sobie ów kierunek żyw otny już w czasach Mieszka I i Bolesława, kiedy bieguny W schodu i Z a chodu nie były jeszcze na korzyść zupełną tego ostatniego nigdzie w świecie zrównoważone, trzeba w tem widzieć — obok talentów pierw szych Piastów , a znowu w myśl tezy, jaką wypowiedzieliśmy wyżej,—przew agę osobliw ą tych wpływ ów indywidualnych, jakie do Polski płynęły—z Z a c h o d u . Nie tłumaczą bowiem w szystkiego W ichm an, ani G eron, zwłaszcza wobec rychłego, bo już w r. 963, osłabienia Marchii W schodniej przez podziały. W szak z naciskiem podobnym miały przedtem i potem liczne plemiona słowiańskie do czynienia, a jednak nie zaraz je to, jak np. Pomorze, we w łasną a w yraźną rolę historyczną oblekło. Polityka schlebiania O ttonom saskim, naw et kosztem Słow ian, oraz trybut, składany na znak u z n a n i a cesarstw a, mogły być sobą, a siła oddziaływań w ew nętrz
‘) O sw a ld B a lz e r j. w .
2) G alii A n o n y m i C b r o n ic o n j. w ., I, b.
3) A n n a le s Q u e d lin b u r g e n s e s , M on. G erm . H ist. I l l , 66-67, — ź r ó d ło T h ie tm a r a — p o d a ją t ę s c e n ę p o d r. 986.
nych—również sobą, tam zwłaszcza, gdzie, jak w Lechii ówczesnej, w pływ ów religijnych, do zachodnich f o r m a l n i e zbliżonych, ze strony W schodu nie brakło... Nie mógł on już jednak młodemu, budzącemu się do życia Zachodowi, sprostać i w pływ y jego bez pośrednie przebrzm iały w Polsce X wieku niemal bez echa. W szak z całej zamierzchłej pracy apostolskiej cyrylo-m etodyjskiej W ielkich Moraw w Małopolsce pozostał jeno pył: W nosić stąd wolno, że oddziaływ ania te nie były tam nigdy dość silne, choćby tak jak w Czechach, wskrzeszających jeszcze po stu latach tradycye ich w Sazaw ie i mniemać, że do W ielkopolski Mieszkowej nie dotarły w c a le 1). J e s t to jedyny na dzisiaj punkt wyjścia w ocenie zasadni czej tych zjawisk tajemniczych, z których ciemnego łona skompli kow ane, współzawodniczące pomiędzy sobą, ale wartkie, bo młode w pływ y Zachodu, wyczarować miały Polskę historyczną u wezgło w ia pogrążającego się w senność W schodu, na światło dzienne. Z C arogrodu w Słowiańszczyźnie miał skorzystać w tedy tylko Kijów, a dziwnym losu zrządzeniem, Polska wkraczała na w idow nię historyi w postaci, p r z e c i w n e j planom cesarza Zachodu, w tej dobie, kiedy Czechy staw ały się rzeczywistym jego hołdownikiem a drugi sąsiad pobratym czy Mieszka I, Światosław Rurykowicz, kładł w z w i ą z k u z cesarzem W schodu, Niceforem, podwaliny pod przy szłość swego tronu. W głąb ziem lechickicb nie zdołał dotrzeć w mie rze dla obu imperyów dostatecznej—jeden ani dru g i;n adto pierwszy wplótł Przemysłowiców w koło swych przeznaczeń, drugi—potom- kow Ruryka. I ocalało miejsce dla Polski: miejsce do utrzym ania trudne, lecz wyjątkowe — syntetyzujące oba bieguny świata, a od przew agi wpływ ów obcych nad swojszczyzną wolne. To też wy- jątkow em i stały się jej dzieje: oryginalnemi zarów no w istocie subjektyw nej narodu, jak pod względem b aku objektyw nej jego oceny przez cudzoziemców w bilansie ludzkości. W szakże to na tu ralne: dla Polski nie znalazł nikt jeszcze i nigdzie, bo zn-deźć nie mógł, niezbędnego tertium comparationis. Tem większy jednak obow iązek wobec cywilizacyi powszechnej ciąży na nas samych.
1 8 U P R O G Ó W D R U G I E G O MI LL ENI UM .
II.
Jakże się jednak przedstaw iała Polska Mieszka I w momencie swej wielkiej godziny dziejowej?
U P R O G Ó W D R U G I E G O MILLENIUM. 1 9
Niestety, nic bliższego o niej powiedzieć się nie da, a w nio skow anie wsteczne z czasów o wiele późniejszych, boć dopiero w wieku XII nieco obfitsze źródła płyną, mogłoby nas pow ieść na bezdroża. T o tylko pew na, że, nie mówiąc o Małopolsce, którą zaledwie o pokolenie później, i to jeszcze, bodaj, nie na s ta łe x), opanowali Piastow ie, a która posiadała własne swe dzieje, z pań stw em W ielkom orawskiem , później zaś z Czechami związane — tradycye, na poły już historyczne, W ielkiej Polski Mieszka I sięgać m usiały znacznie wstecz poza jego dobę.
Na innem m iejscu2) usiłowałem przeprowadzić w yw ód, że budow a państw a Piastów , w granicach jego etnograficznych, trw ała przypuszczalnie od schyłku w ieku VIII do połow y XI, a ośrodek gnieźnieński Mieszka I ogarniał w roku „historycznym narodzin Polski", 963, część północną Śląska i Kujawy, Ziemię Czerską aż po W isłę, Ziemię Łęczycką i Sieradzką, w krótce zaś potem, acz tylko chwilowo, jakoby i część W iślan, a naw et Chrobatów Czer wonych, czyli Przemyśl i t. zw. G rody Czerwieńskie.
O kres grom adzenia tych ziem rozległych, obfitujący niew ąt pliwie w walki nietylko zewnętrzne, ku którym pierw ociny swej uwagi zw róciła historya, ale i w ewnętrzne, głuchym pokryte mil czeniem: okres ten nie m ógł być, oczywiście, dobą głębszych ze strony państw a prac w ew nętrznych, mnożących kulturę. Podbój swojski i przemoc, to najwłaściw sze, bodaj, jego określenie, kładące kres wdzięcznej z VII wieku sielance Teofilakta Simokaty, roz snuwającej przed nami obraz bezbronnych, nie używających «że laza ni miecza», S łow ian-gęślarzy3).
W szeregu pierwszych Piastów Kazimierz O dnowiciel zdaje się przypom inać najbardziej Mieszka I, swego pradziada. Obaj, acz w śród w arunków nieco odmiennych, a tradycyj innych, rozpo czynali pracę sw ą jakby ab ovo: obaj lawirowali zręcznie między W schodem a Zachodem, obaj schlebiać potrafili skutecznie możnym sąsiad om —obaj unikali drażnienia św. Imperyum aktami samodziel
ności bezwzględnej, a czyż w ątpić można, że obaj także zwalczać musieli w kraju oporne żywioły, zanim udoskonalona w przyszłości budow a państw a pozwoliła ich następcom przez nadania i przywileje pozyskać je dla korony? Kazimierz wreszcie, a oczywiście w większym
a) P o z e g n a n iu B o le s ła w a Ś m ia łe g o , p r z e z c z a s j a k iś p a n o w a ł w K ra k o w ie W r a ty s ła w II, c z e s k i.
2) J. K. K o c h a n o w s k i, S z k ic e i d r o b ia z g i h is to r y c z n e , S e r y a II, W a r s z a w a 1908, str. 1 0 9 — 133.
2 0 U P R O G Ó W D R U G I E G O M IL L E N IU M .
jeszcze stopniu Mieszko I, byli, jako typow i „zbieracze swej ziem i“, książętam i—podobnie ja k kijowscy—na poły jeszcze k o c z o w n i c z y m i : wojewodami własnej, utrzym yw anej na koszt swój dru żyny x) i w tej to okoliczności zdaje się leżeć punkt znam ienny a zasadniczy tej różnicy, jaka, charakteryzując t. zw. „młodszość cyw ilizacyjną“ Polski, zachodziła w dobie Mieszka I a poniekąd i najbliższych jego następców , co do szczebla rozwojowego jej ustroju, w porów naniu z Zachodem.
I gdybyśm y naw et nie posiadali zgoła źródeł późniejszych, upow ażniających nas w danym przypadku jaknajzupelniej do wnio skow ania wstecznego, moglibyśmy z okoliczności tej, jako z w y razu utajonych poza nią zjawisk, w ysnuć ciekawy w niosek logiczny. Brzmiałby on, że pomienionej różnicy społecznej i politycznej, bę dącej—wobec upadku hipotezy najazdu zew nętrznego — wynikiem czynników swojskich, odpow iadać m usiały w Polsce i na Zachodzie odpow iednie analogie w ew nętrzne co do różnicy s t o p n i a tego procesu o s i a d ł o ś c i , jaki tu i tam nastąpił po k o c z o w n i c t - w i e . Jakoż, Zachód ówczesny darzy nas obrazem stosunków , w kierunku osiadłości, jako osi rozwoju kultury europejskiej w e wszelkich jej kierunkach — bardzo ju ż wysokich, bo odpow iadają cych w przybliżeniu, w zakresie wysoce miarodajnym, bo rodo wym, a poniekąd i agrarnym , bodaj, czy nie przełomowi XIV i XV stulecia w Polsce, która w czasach Mieszka I, jak zdają się św iad czyć późniejsze jej źródła dziejowe, tonąć jeszcze musiała w za mierzchłych, na pograniczu koczownictwa leżących, stadyach roz woju. W szak jeszcze w dwa wieki później osadnicy pojedynczy, nadaw ani, jako główne źródło dochodu, przez książąt klasztorom, stanow ią u nas typ niemal p o sp o lity 2), a co do zwartości i siły rodów rycerskich, miażdżonej na Zachodzie bodaj od czasów K arola W ielkiego, toć pozostała ona jeszcze i w Polsce now ożyt nej „przeżytkiem", pełnym znaczenia.
Ze względu na słabą znajomość pierw otnych dziejów w e w nętrznych kraju, a sugestyę odwieczności życia osiadłego S ło wian, możnabjr się, oczywiście, spierać o to, czy była to jeszcze
i) O b lic z a j ą n a 3000 lu d zi z a M ieszk a I p isa r z a r a b sk i X I w ie k u , A b u - O b e id -A b d a lla h -A lb e k r i, k tó r y w ia d o m o ś ć t ę p r z e ją ł z I b ra h im a ib n J a k ó b a , ż y j ą c e g o w w ie k u X . *) J e ż e li te ż n a w e t , ja k t w ie r d z i W o j c ie c h K ę tr z y ń s k i ( S tu d y a n a d d o k u m e n ta m i X I I w ie k u ) b y li o n i w w ie k u X I I ju ż ty lk o ż y w ą tr a d y c y ą , to c h a r a k te r ich a k tu a ln y p r z y p a d a w ła ś n ie n a p ie r w o c in y P o ls k i h is to r y c z n e j — d o b ę M ie sz k a I i B o le s ła w a .
U P R O G Ó W D R U G I E G O MIL L EN IU M . 2 1
faza koczownictwa zamierzchła, czy w tórna, która na tle przeobra żeń ustrojow ych życia osiadłego wyrosła.
Praw da może tu leżeć w pośrodku, a pierw iastki jedne i dru gie łączyć się tu i owdzie na ziemiach Lechii nader blisko z sobą; wszelako na w tórność istotną fazy wspom nianej koczownictwa książęco-rycerskiego zgodzić się trudno dlatego, że E uropa ówcze sna roi się jeszcze od przykładów nomadyzmu, jako echa niedaw nej W ędrów ki Ludów , a typ jednodw orczy najdawniejszego osad nictw a historycznego w Polsce, świadczy jaskraw o o tem, że nie pow stało ono w czasach niepam iętnych... Co zaś do postaci rze czonego koczownictwa w ładców i ich drużyny, niepodobna tem u zaprzeczyć, że jeszcze w w ieku XIII i później łączy się z nią w Polsce przesłanka, mogąca nietylko rzucić św iatło znam ienne na przeszłość, ale naw et pogodzić w pewnej mierze w ew nętrzny podbój kraju przez Piastów , posiadający liczne analogie na Zacho
dzie, zwłaszcza zaś w dziejach dynastyi saskiej—z t. zw. hipotezą najazdu.
Oto G a llŁ) rozróżnia, jak wiadomo, na tle początków wieku XI w Polsce, co (wobec św iadectw a A lbekri’ego o trzyty- siącznej drużynie Mieszka I) da się przenieść niew ątpliw ie w znacz nej mierze i na wiek X, d w a r o d z a j e b r o n i : Jed en — podobnież jak na Zachodzie ówczesnym — wyższy, mniej liczny (1:3,33) i, oczywiście, kosztowniejszy, rycerzy opancerzonych (m i
lites loricati); drugi, pod względem swej wartości, niby człowiek
nagi wobec uzbrojonego 2), słabszy, niższy, bardziej liczny (3,33 : 1), tańszy — jak b y pow szechny — wojowników, uzbrojonych w tarcze, czyli po staropolsku „szczyty“ (m ilites clipeati). G dybyśm y też, na podstaw ie owego św iadectw a Galla, a z pominięciem w arunków późniejszych ustroju społeczno-państwowego Polski, zechcieli wy obrazić sobie przyszłość rozw oju jej sił zbrojnych w kierunku odpow iedniego dalszego doskonalenia się, na wzór Zachodu, mogli byśm y mniemać, że w paręset łat po Mieszku I i Bolesławie — bez względu na podkreśloną w sposób podejrzany przez G a lla 3) ociężałość rycerzy pancernych w bitwie z Pomorzanami za Śm ia łeg o —zapanow ał u nas, jako typ uzbrojenia pancerz, a nie tarcza (= szczy t). Skoro jednak rozejrzym y się bliżej w warunkach, w śród których miał się po paru wiekach formować w Polsce ustrój we w nętrzny społeczny i polityczny, a mianowicie: utrw alone już pod
‘) E d . L u d . F in k e l e t S t. K ę tr z y ń s k i, p a g . 16, 34, 88, 91, 103. 2) T a m ż e , p a g . 88.
2 2 U P R O G Ó W D R U G I E G O M IL L E N IU M .
staw y bytu państw ow ego z jednej, a osłabienie w ładzy książęcej w epoce dzielnicowej z drugiej strony, dojdziemy do wniosku, że pow stały w tedy okoliczności, sprzyjające: 1) uw ydatnieniu się na polu wojskowem właściwości rodzimych społeczeństw a bez nad miernej w danym kierunku przew agi władzy książęcej; 2) dążeniu, wobec u bóstw a finansów dzielnicowych, do możliwej taniości uzbro jenia; 3) stosunkow em u obniżeniu się sztuki wojennej w porów na niu z dobą pierw szych Piastów , jakoby w skutek niedostatecznej sprawności rycerzy pancernych w rozpraw ach z lżejszą bronią l): Plu-
res namque—pisze kro n ik arz2) — habebat rex Bolezlavus milites lorica- tos, quam habeat nostro tempore tota Polonia clipeatos..., poczem,.
jak b y z goryczą emfatyczną, a przesadą dodaje, że za czasów C hrobrego więcej było naogół w Polsce wojowników, aniżeli teraz (na początku XII stulecia) całej ludności kraju. Jakoż w trzysta lat później nie słychać już u nas o rycerstw ie pancernem , jako o masowym, na wzór Mieszka I i Chrobrego, rodzaju broni; zastą pił go w tedy w Polsce powszechnie, jak wiadomo, typ inny — zbrojna w łasnym swym przem ysłem szlachta rodow a — bracia- w spółklejnotnicy, zwani w źródłach S z c z y t n i k a m i 3)! Czyż można wątpić, że w yjaśnia to z jednej strony charakter rdzennie rodzim y—później: szlachecki—szczytników Mieszka I i Bolesław a, z drugiej zaś stanow i przyczynek arcypow ażny do wyjaśnienia genezy szlachty naszej?
Ale cóż stało się w owej Polsce późniejszej z rycerstwem: pancernem , jako z masowym, specyalnym rodzajem broni wyższej, będącej na usługach pierw szych Piastów ? Czemże było ono, a ra czej, czem być mogło w pierw otnej dobie? Na pytanie pierw sze m ożnaby odpowiedzieć, że staw ało się stopniow o, w stosunku do broni lżejszej (szczytnik ów -szlach ty ) coraz rzadszem: że w sią kało w nią zwolna, jako rycerska jej „ozdoba“. Tłum aczenie G a lla 4), że pozbyto się go dobrow olnie, jako broni zbyt ciężkiej 5), zakraw a bowiem na „zielone w inogrona“: wszakże rycerstw o pan cerne było chlubą najwyższą, w ciągu całych W ieków Ś rednich,
') G all, p a g . 34, 103. 2) T a m ż e , p a g . 16. 3) = m i i i f e s clipeati: ...w e m i y s w a t c z i m i , y s z M i c o l a y y e s t n a s z b r a t y n a s z s c z i t n i k y n a s c l e y n o t h n i k , y t e k o S w a n t h o - s l a w a s y n , c z o n a l i s c z e p i s z ą n. L ib . T e r r . S ir a d . III, fo l. 160, r o k 1405. P o r . P is m a S t o s ła w a L a g u n y , W a r s z a w a 1915, str . 352. ‘) P a g . 34. 5) G all j. w ., p a g . 103. I
U P R O G Ó W D R U G I E G O MI LL EN IU M . 23
nietylko Zachodu, ale i Polski, jeszcze pod G runw aldem (Długosz), a i w samej kronice G alla opinia ta w ystępuje aż nazbyt w yra źnie *). Na pytanie drugie — wobec rodzaju ( c u d z o z i e m s k i e g o ) uzbrojenia rycerzy pancernych, trzeba odpowiedzieć, że byli oni najpewniej w z a s a d z i e — wobec znanych nam już przesłanek innych — o b c e m r y c e r s t w e m z a c i ę ż n e m , którego charak ter, służący zbyt wyraźnie przem ocy książęcej nad ludnością kraju, a przemilczany przez Galla podobnie, jak tyle analogicznych spraw innych, stał się w przyszłości źródłem ozdoby wojennej (pance rza) szlachty zamożniejszej, jako wyłącznego już, a rodzimego, ry cerstw a kraju. Jeszcze jednak i później władcy Polski, a zw ła szcza Mazowsza, posługują się dość gęsto obcem rycerstw em , ścią- ganem na stałe do kraju, a obyczaj ten ułatwił, zdaniem mojem, słynną w spraw ie K rzyżaków decyzyę Konrada. Pole do studyów je st tu bardzo jeszcze obszerne i wdzięczne. W schód stanow ił w W iekach Średnich teren kolonizacyjny dla Zachodu. Koloniza- cya rolna i miejska, rozpoczęta u nas w pewnej mierze jeszcze przed burzą tatarską, którą doniedaw na — z pominięciem donio- stych przyczyn zachodnio-europejskich2) —za pow ód wyłączny zja w iska tego uważano, mogła mieć poprzedniczkę sw ą w koloniza- cyi rycerskiej tem łacniej, że czynników uchodźctw a — właśnie w rycerskiej sferze wyższej, tak bardzo przez barbarzyńskich zwła szcza w ładców poszukiwanej, nie braknie na Zachodzie już w do bie K aro lin gó w 8), a klasy wyższe naw et i w kolonizacyi niższym niegdyś p rzo d o w ały 4).
Om awiane tu różnice kulturalne, w ystępują atoli przeważnie w zestawieniu z Polską Mieszka I Zachodu frankońskiego, który rozwijał się na gruncie, użyźnionjun przez Celtów i Rzymian; Za chód bliższy, a zwłaszcza „Nowe Niemcy" dynastyi saskiej, budo w ane na świeżem jeszcze podścielisku słowiańskiem, były naów- czas mdłym zaledwie księżycem, gdy je ze słońcem nadreńskim porów nam y. O tton I, wielki polityk i wojownik, nie miał, zaiste, czasu, by się w zorować na przykładzie gospodarczym swych po przedników w Koronie. Mało świadomy działalności wewnętrznej licznych swych grafów, nie wie naw et, gdzie i ile Janów u p ra w nych posiada, nie mówiąc już o tem, by mu wiadomo było, w ja
') T a m ż e , p a g . 16, 88. *) P o r . J . K . K o c h a n o w s k i: N a d R e n e m i n a d W is łą , s z k ic p . t. „ U n i z in s p o łe c z n y c h nad R e n e m “. 3) P o r . ta m ż e w s z k ic u o ż u p ie S u n d r y , k o n fis k a ty d ó b r r y c e r s k ic h n a d R e n e m . 4) P o r . n p . C. G r ü n h a g en , R e g e s t e n , str . 34, p o d r. 1165.
2 4 U P R O G Ó W D R U G I E G O M IL L EN IU M .
kim się stanie zn ajd u ją1). Nie sprzyjało to postępow i w ew nętrz nemu św ietnego nazew nątrz cesarstw a, w zakresie adm inistracyj nym, gospodarczym, ani kulturalnym .
Feudalizm, uznany słusznie za duszę ustroju w ew nętrznego drugiej połow y W ieków Średnich na Zachodzie, a kłócący się tak jaskraw o z trw ałością niepożytą pierw iastku rodow ego w Polsce 2)> był w czasach, tu omawianych, na tle dalszej naw et Europy: W łoch cesarskich, F rancyi i frankońskich Niemiec, dopiero w zawiązku, którego charakter zdaje się stw ierdzać zarów no logicznie, jak źró dłowo, że rodzicem podścieliska psychicznego — t r e ś c i tej insty tucja bjd raczej Kościół, jako siła, przeciw staw iająca się na razie m oralnie, a od czasów G rzegorza VII, i politycznie, zachłanności K orony — aniżeli tak jej na pozór pokrew ne, starodaw ne allodya, prekarj^a i beneficya, które f o r m ę feudalizmu zrodziły.
F erm ent państw ow ości młodej Europy, wyłaniającej się z m ro ków dziejowych, sprawiał, że w łasność pryw atna nigdzie jeszcze nie była dostatecznie zabezpieczoną. Nic przeto dziwnego, że od daw ała się chętnie pod opiekę tych, którzy mogli jej użyczyć mo żnej swej opieki. W ielkich darowizn, czynionych na rzecz Ko ścioła, a obciążanych nieraz obszernjnni serwitutami na korzyść ofiarodawców, niemożna brać dosłow nie za akty, dokonj’w ane w y łącznie ob remedium animarum: Tkw ił w nich pierw iastek u r n o w y , n ader pokrew ny temu, jaki cechować miał w przyszłości niedale kiej istotę wszelkich paktów feudalnych, mających na celu zrze szenie obrony. T ak było w czasach, tu omawianych, na Zacho dzie. Co do Polski, nie posiadam y, niestety, żadnych zgoła śladów nadań na rzecz Kościoła, które dałyby się związać ściśle z w ie kiem X. Nawet pierw otne nadania państw ow e — pono łęczyckie — Mieszka I, czy może już Bolesława, są tjdko m isterną, zaw ieszoną w pow ietrzu hipotezą, niedającą podstaw do interpretacyi szcze gółow ych 3). A jednak — na zasadzie prostego zestaw ienia z Za chodem, skąd Kościół do Polski za zgodą jej władców, wraz z oby czajem swoim zawitał, w ątpić niepodobna, że jakieś beneficya ksią żęce spotykały go tam u samego w stępu. Nie obala tego przy puszczenia misyjny jego charakter, ani znany z dziejów, jako naj dawniejszy, d a r p i e n i ę ż n y — kilku grzywien srebra — złożony erem itom wielkopolskim na koszta podróży, przez C h ro b reg o 4).
*) P o r . ta m ż e str. 199. 2) T a m ż e — p a s s i m ,
3) K arol P o tk a ń s k i: O p a c tw o na łę c z y c k im g r o d z ie .