Zasady etyki zawodowej - etyka biznesu
Na początku swej interesującej książki o etyce biznesu Cz. Porębski przytacza opinię A. Etchegoyena dotyczącą
„etyk p artyku larn ych", w tym etyki biznesu: „Na kartach istnego pam fletu na etykę biznesu - La valse des ethiques (1991) - w yw odzi on, że etyka biznesu, podobnie jak inne
«etyki partykularne» - bioetyka, etyka środow iskow a czy (horribile dictu) m arketyka (etyka m arketingu) - są przejaw em głębokiego kryzysu m oraln o ści"1.
N ie bardzo w iadom o, dlaczego „etyki p artyku larn e" m ają być przejaw em kryzysu m oralności, a „etyki in tegraln e" czy
„pow szechne" nie. Z drugiej zaś strony, jeśli istnieje taki kryzys, to z całą pew nością ujaw nia potrzebę, a naw et dom a
ga się istnienia etyki, czyli racjonalnie uzasadnionej teorii dobra człow ieka i dobrego działania, m ów iąc ogólnie. N arze
kanie na „obecny upadek obyczajów " nie jest w ynalazkiem naszych czasów . Jeszcze w starożytności w zdychano do daw nych, dobrych czasów , do w ieku złotego, gdy ludzie byli tak doskonali, że nie potrzebow ali żadnych praw (pew no także m oralnych), bo spontanicznie i bez w ysiłku działali dobrze i pięknie. M oże to je st społecznie zakodow ana pam ięć życia w raju, sprzed m oralnego upadku ludzkości (tylko gdzie w ów czas był biznes?). A m oże tęsknota i dążność do m oral
nej czystości spow odow ały to „w spom nienie z p rzyszłości"?
1 Cz. P o r ę b s k i , Czy etyka się opłaca? Kraków 1997, s. 8.
Jakkolw iek się rzeczy m ają, to jednak pam flet A. Etche- goyena nasuwa pew ne refleksje. Pierw sza dotyczy m oralności.
Nie m oże być skuteczne doskonalenie tylko jakiegoś frag
mentu działania człow ieka, kształtow anie „m oralności party
ku larnej", jeśli cała reszta m oralności nie staje się praw a. Po prostu i człow iek jest pew ną jednością i jego m oralność sta
nowi względnie całościow ą strukturę, nie m ów iąc ju ż o tym, że człow iek tw orzy jedność w raz z m oralnością. W łaściw e ukształtow anie sum ienia owocuje w całości życia m oralnego.
O czyw iście, m ożna tu m ówić o jedności w zględnej, niepełnej i nietrw ałej bo żywej, w której działanie i jego podm iot - człow iek - w zajem nie, choć w różny sposób, od siebie zale
żą. Dlatego ważne jest oddziaływ anie na całość postaw y m o
ralnej człow ieka, uw rażliw ianie go na dobro w ogólności czy też w każdym wym iarze życia, uw rażliw ianie jego su
m ienia, będącego fundam entem m oralności- M oralność, jako struktura całościow a, nie m oże być skutecznie tw orzona tyl
ko w jednym wym iarze życiowym . O bejm uje raczej cało ść życia niż tylko jego część. Dlatego ważne jest pełne oddzia
ływ anie na w szystkie form y i kształty ludzkiego życia - ro
dzinny, szkolny, religijny, zawodowy. Układ w zajem ny tych czynników wraz z żyw ionym i przekonaniam i płynącym i z in
telektualnego poznania rzeczyw istości w pływ ają na nasze działania, które kształtują ogólną postaw ę, kształtują nas sam ych, co w tradycyjnej filozofii nosi nazw ę cnoty, doskona
łości działania i jego podm iotu, człow ieka.
Po drugie, tw orzenie rozm aitych etyk, czy generalnych czy partykularnych, m oże nie prow adzić do takiego skutku, jaki niektórzy spodziew ają się osiągnąć, a m ianow icie do pozytyw nych zm ian zachow ania, do szybkich i radykalnych zm ian m oralności. M oralności nie m ożna się nauczyć, jeśli przez to rozum ie się proces czysto intelektualny. Etyka jako teoria jest tw orem teoretycznym , intelektualnym . M oralność zaś obok kom ponentu intelektualnego ma bardzo m ocno za
znaczający się elem ent w olityw ny, w olnościow y, jeśli tak m ożna pow iedzieć. W tej m aterii istotne znaczenie ma ludz
kie „chcę" - sam o „w iem " nie w ystarcza. M oralności nie m ożna się nauczyć tak, jak tabliczki m nożenia. K onieczne jest jeszcze w płynięcie na sferę w olityw ną i em ocjonalną człow ieka. K arol W ojtyła m ów i o w artości ukazyw ania w z o r u o s o b o w e g o , dobrego przykładu dla zachęcenia człow ieka do działania, gdyż verba docent, exempla trahunt, słowa (w iedza, teoria) uczą, ale przykłady pociągają, czyli w pływ ają na w olę, w yryw ają człow ieka z bierności, z obojęt
ności, nadają mu siłę działania. Jednakże pokazanie niew y- starczalności etyki, rozum ianej jako konstrukcja teoretyczna, nie oznacza jej zbędności. W prost przeciw nie, dla działania, dla m oralności sam a teoria nie w ystarcza, ale jest konieczna.
Trzeba tutaj zobaczyć jeszcze jedną w ażną rzecz. C złow iek jest w ielow ym iarow y - jest cielesny, em ocjonalny, ale także jest racjonalny (intelektualny). Relacje m iędzy tym i sferam i nie są stałe, zależą od naszego nastaw ienia, od tego - w dużej m ierze - jak bardzo chcem y być racjonalni, co nie jest sprawą łatw ą, choć z pew nością pożyteczną. W pływ anie na elem enty w olityw ne m oże dokonyw ać się poprzez intelektual
ne poznaw anie i racjonalne argum entow anie. Patrząc od tej strony m ożna pow iedzieć, że koniecznym w arunkiem praw dziw ie ludzkiego działania jest zaangażow anie ludzkiej racjo
nalności. Przy okazji okazuje się w ięc, że w olność człow ieka nie jest elem entem całkow icie izolow anym od całości człow ie
ka, czy innych jego „części", że jest, a przynajm niej m oże być, w pew ien sposób racjonalna. D latego tw orzenie etyki, tolkże-^pąrtykularnej", nie jest przedsięw zięciem chybionym . Jest czym ś w ażnym fak z teoretycznego, jak praktycznego punktu w idzenia. Jeśli chce się nie tylko poznać istotę biz
nesu, istotę m oralności i ich w zajem ne uw arunkow ania, ale także kształtow ać ludzkie zachow ania, to trzeba w pływ ać na w szystkie czynniki będące źródłem naszego działania, a nie
tylko na intelekt. O czyw iście, w pływ taki też w inien być racjonalnie uzasadniony, w sparty przede w szystkim w artoś
ciam i m oralnym i, a w ięc w yznaczony godnością człow ieka krótko m ówiąc, a nie tylko skutecznością ekonom iczną. Prze
cież ekonom ia ma służyć człow iekow i, a nie na odwrót.
Filozofow anie, jeśli ma być realistyczne - do tego należy dążyć - a nie abstrakcją i pięknoduchostw em , m usi w ycho
dzić od jakichś niepow ątpiew alnych, oczyw istych faktów . Ich oczyw istość nieraz w ydaje się banalna, ale dopiero po dotar
ciu do nich, po ich stw ierdzeniu. Przedtem jest po prostu tajem nicą.
O kreślenie etyki zawodowej (lub etyki zaw odu) dom aga się wpierw określenia etyki po prostu, a także pojęć do niej zbliżonych, które często, a niesłusznie, używ ane są zam iennie.
M am na m yśli przede w szystkim pojęcie m oralności. Zacznę od tego drugiego.
M oralność m ożna określić jako faktyczne zachow anie czło
wieka - jego czyny, postaw y, żyw ione poglądy, a w szystko to w kontekście (w relacji do) dobra człow ieka. M oralność m ożna badać m etodam i historycznym i i m am y w ów czas prze
krojow y obraz życia - zachow ań, żyw ionych poglądów i po
staw w starożytnej G recji, średniow iecznym Paryżu, now ożyt
nej Anglii. Tym się zajm uje historia. M ożna badać te zagad
nienia w relacji do uw arunkow ań społecznych, takich jak płeć, wiek, m iejsce zam ieszkania, w ykształcenie itp. To jest domena socjologii. Ze w zględu na różnice struktury p sychicz
nej m iędzy osobami - zachowaniem , postaw am i i poglądam i w odniesieniu do dobra człow ieka zajm uje się psychologia.
W reszcie można uzyskane wyniki badań analizow ać pod ką
tem ich logicznej spójności, w zajem nych pow iązań, zależno
ści, sposobów poznaw ania i ujm owania itp. Tym zajm uje się logika, teoria poznania i dyscypliny pokrew ne. Synteza tego w szystkiego, nosząca nazw ę etologii lub nauki o m oralno
ści, przez niektórych uważana jest za etykę, czyli za w iedzę
0 tym , co dobre i pow inne człow iekow i. Jak z pow yższego - bardzo skrótow ego - opisu w ynika, podsuw ane przez histo
rię, psychologię i socjologię uzasadnienia w artości i pow in
ności nie m ają zbyt m ocnego ugruntow ania m otyw acyjnego.
Jeśli stoję przed jakąś decyzją życiow ą, to dla m nie niezbyt duże znaczenie m ają czyny i poglądy daw nych Greków , ludzi bardziej lub mniej w ykształconych, inteligentnych czy znerw i
cow anych. Co sądzą o dobru i złu inni, staje się w ów czas mało ważne. Chcę w iedzieć, co to jest dobro i zło, czy ono m nie zobow iązuje do działania. Tym zagadnieniem zajm uje się w łaśnie etyka.
Jest w iele poglądów na etykę, na jej m ożliw ości, zadania 1 strukturę. M iędzy innym i niektórzy uw ażają, że jedynym sposobem dow iedzenia praw om ocności dobra jest w yciąganie wniosków z m oralności - jakaś średnia arytm etyczna lub dom inanta w yciągnięta z badań „pozytyw nych" takich nauk, jak w spom niane w yżej: historia, socjologia, psychologia.
W nioski takie mają jednak w alor zm ienny ze w zględu na zm ienność przedm iotu i zależne są od przyjętych reguł ba
dania. Zaw sze dotyczą tego, co faktycznie ludzie czynią i uw ażają, a nie tego, co jest samo w sobie dobre i pow in
ne. Z tego też chyba pow odu Locke uw ażał, że nie ma przej
ścia od zdań opisow ych do zdań pow innościow ych. Z tego, c o l u d z i e c z y n i ą i u w a ż a j ą z a d o b r e i p o w i n n e nie wynika z konieczności, że to jest d o- b r e i p o w i n n e . W szystkie pow yżej opisane okolicz
ności działania i m yślenia są w arunkam i - ułatw iającym i lub utrudniającym i - w jakich przychodzi nam działać, a nie w y
znacznikam i dobra naszego działania. C hociaż i tego aspektu nie należy lekcew ażyć. Bardzo często w dyskusjach dotyczą
cych m oralności, dla podw ażenia racji rozm ów cy zadaje się pytanie: czy ty tak robisz, czy ty tak byś zrobił? O dpow iedź negatyw na ma być argum entem za niesłusznością staw ianej tezy. Jest to podejście niew łaściw e. Jeśli jestem zbyt słaby,
zbyt tchórzliw y, zbyt leniw y by sprostać w ym aganiom sta
wianym przez przyjęte w artości i norm y, to nie m usi zna
czyć, że one są złe. Taka sytuacja mówi raczej o m nie. W iel
kie znaczenie dla naszego życia m oralnego m ają osobow e w zory, a więc ludzie pociągający nas sw oim przykładem działania, dający nam do m yślenia, dający nam siłę przekra
czania w ew nętrznych barier, nadający energię naszem u życiu, poryw ający nas swoim dobrem. W iedza jest „zim n a", a przy
kład „gorący".
Czy można dotrzeć do istoty człow ieka i jego dobra, i jak to zrobić? Jeśli m ówimy o d o b r u i p o w i n n o ś c i c z ł o w i e k a , to znaczy, że etyka jest sprawą ludzką.
N ależy więc zacząć od człow ieka. Zjaw iam y się na św iecie w jakiejś konkretnej postaci - jako człow iek w łaśnie, a nie jako bezkształtne tw orzyw o, z którego m oże w ykształcić się cokolw iek, także - choć nie koniecznie - człow iek. Jesteśm y od początku „jacyś". To „jakieś" nie m ożem y określić jako
„coś", ale jako „ktoś". „C oś" to rzecz bez życia, bez m ożli
wości rozum ienia siebie i św iata, bez św iadom ości siebie sam ego, bez m ożliw ości decydow ania o sobie. U żyłem tu term inu „rozum ienie", a nie „w yczuw anie" lub „uczuciow a- n ie". To rozum , który jest czym ś innym niż instynkt, popęd lub też em ocje, gra główną i w jakim ś sensie zasadniczą rolę.
Term iny „decyzja", „decydow anie o so bie" zaś w skazują na to, że nasze aktywne przejaw ianie się to nie tylko ogniw o w nieskończonym łańcuchu przyczyn i skutków , że nie jesteś
my tylko kanałem przepływ ow ym sił zew nętrznych, ale że od nas coś się zaczyna, że w jakim ś sensie jesteśm y pierw szą przyczyną naszych działań, że nasze „chcę" lub „nie ch cę"
coś istotnego zapoczątkow uje. Chodzi więc o w olę i w olność.
Jest w tym jeszcze coś więcej. Te „nasze" działania nie tylko po prostu są, ale odpowiadają nam lub nie, są dla nas ko
rzystne lub nie, są dla naś jakościow o „jakieś". C zynią nas bardziej lub mniej „ludzkim i". I to przynajm niej w części
niezależnie od tego czy chcem y tego, czy nie chcem y. Staw a
nie się dobrym łub złym nie zależy tylko od naszej chęci staw ania się takim , bez w zględu na to, co robim y, ale od zgodności „treści" naszego czynu z „treścią" nas sam ych. Nie od nas zależy, że istniejem y, że istniejem y jako człow iek. To jest od nas niezależne. Jeśli m amy działać zgodnie z tym, czym , a raczej kim jesteśm y, to m usim y siebie - człow ieka - poznać i zgodnie z tym poznaniem działać. D latego m ów i się o obiektyw ności dobra m oralnego. K ryterium dobra poznaje
my, a nie w ytw arzam y sobie dow olnie, czyli kryterium to nie zależy tylko od naszej woli.
Etyka w ięc jest racjonalnym poznaniem i uzasadnieniem w artości i pow inności działania ludzkiego, w ynikającym z faktu bycia człow iekiem , osobą ludzką/" Jest ona zasadni
czo w iedzą teoretyczną (poznaniem dla poznania), ale m ają
cą fundam entalne znaczenie dla naszego działania, dla na
szej praxis oraz dla naszego losu, dla naszej egzystencji, dla
tego jest w pełnym tego znaczeniu rów nież ż y c i o w a i e g z y s t e n c j a l n a , o ile zechcem y ją podjąć i reali
zować. A tutaj nie m am y rów norzędnej i rów now ażnej alter
natywy. Poznanie teoretyczne, poznanie dla poznania jest tutaj czym ś szczególnie ważnym . M ożna pom yśleć, że tak nie jest, gdyż w ażniejsze pow inno być poznanie dla działania, dla kształtow ania naszego życia, poznanie praktyczne. Jednakże w łaśnie nasze działanie i życie dla swej „czystości" dom aga się w iedzy nie obciążonej em ocjam i, pragnieniam i, życzenia
mi, korzyściam i. Domaga się w iedzy neutralnej, bezinteresow nej. D latego tak ważna jest theoria, która taki w łaśnie ma charakter.
Trzeba dodać jeszcze pewną uwagę. D ziałanie nie pozosta
wia nas w tym sam ym stanie. Przez nie zm ieniam y się, staje
my się jakim iś. Etyka w skazuje nie tylko, że jesteśm y w tym tylko sensie tw órcżyp że m ożemy zrobić dobrze lub źle na zew nątrz nas, ale że przez działanie sam i się przekształcam y,
sami siebie w pew nym sensie tw orzym y (choć nie znaczy to, że pow ołujem y siebie do istnienia). Przez działanie stajem y się dobrym lub złym człowiekiem .
Etyka określa stan człow ieka po prostu, człow ieka każd e
go. Nie ma tutaj jakichś w yróżnionych osób lub grup społecz
nych. W artości przez nią w skazyw ane są w artościam i każde
go, norm y obow iązują każdego. N atom iast nasza sytuacja - w ew nętrzna i zew nętrzna - w skazuje, które norm y m ają
i układzie zastosowanie.
em ogólnym i podstaw ow ym etyki (także zaw odow ej) jest pó prostu człow iek (osoba ludzka), jeg o pom yślność.
Etyka bow iem jest d l a c z ł o w i e k a , p r z e z c z ł o w i_e k a i z c z ł o w i e k a j Dla człow ieka, gdyż nie jest od początku doskonały, „p ełn y", gdyż sam z siebie, w sposób w rodzony nie w ie, co jest jego dobrem.
Musi to poznać. Przez człow ieka, gdyż to on sam w inien do tej w iedzy dojść (pom ocą~w Tym , ze w zględu na ludzką sła
bość, jest Objaw ienie). Z człow ieka, gdyż poznanie jego natu
ry ma w skazać w artości i pow inności./M ów iąc o człow ieku czy osobie ludzkiej ma się tu na m yśli każdą konkretną oso
bę, ale w spółistniejącą i w spółdziałającą z innym i, a więc m ającą społeczny charakter istnienia, j
Nie ulega w ątpliw ości, że ten dział etyki, jakim jest etyka zawodowa, ma w sposób szczególny charakter praktyczny.
Owszem , istotnie ważne jest poznanie Jeo rety czn e (poznanie dla samego poznania), a więc neutralne, bezinteresow ne, nie obciążone pragnieniam i, em ocjam i, dążeniam i. Ono pow inno być fundam entem . Bez podejścia teoretycznego etyka zaw odo
wa byłaby zagrożona interesow nością, co zw ane je st wishfull thinking. Podejście teoretyczne, jeśli nie gw arantuje, to przy
najm niej zbliża nas do poznania prawdy. Tym niem niej tw o
rzenie etyk zawodowych ma jeszcze jeden cel, a m ianow icie polepszenie naszego życia, polepszenie stanu m oralnego.
Dlatego etyka zawodowa ma wyraźnie charakter m ieszany -
teoretyczno-praktyczny. Z jednej strony w yznaczona je st zasa
dami etyki ogólnej, z drugiej zaś strony je s t praktycznym przedłużeniem- i spraw dzianem teorii.
Tutaj trzeba jeszcze raz podkreślić, że etyka zaw odow a w skazuje te sam e w artości i norm y co etyka ogólna (po
w szechna). Przecież jej punktem odniesienia, archim edeso- wym punktem oparcia, jest człow iek, osoba ludzka. Jednakże dotyczy ona w artości i norm m oralnych w tym szczególnym układzie „człow iek - św iat", jakim jest zawód.
y Zaw ódI m ożna rozum ieć jako szczególny układ czy też dział pracy, charakteryzujący się w spólnym i w arunkam i i okolicznościam i, tzn. w spólnotą w ytw arzanych dóbr, działań lub metod. K ształtow anie się zaw odu w ynika ze społecznego podziału pracy, dokonanego ze w zględu na skuteczność dzia
łania. Istnienie zaw odu w skazuje w ięc na społeczny charakter pracy, a to z kolei na społeczny charakter istnienia człow ieka.
M ożna spojrzeć na zawód jednak nie tylko od strony rzeczo
wej, czyli tw orzyw a, procesu i efektów pracy, ale także pod
m iotow ej, od strony człow ieka tę pracę w ykonującego. M ieć zaw ód, to m ieć um iejętność w ykonyw ania w ydzielonej części pracy lub też - bardziej ogólnie - pełnić jakąś funkcję spo
łeczną .(Na zawód bow iem m ożna patrzeć z indyw idualnego punktu w idzenia, jako na w ytw arzanie dóbr koniecznych dla w łasnego życia (zarabianie), albo ze w spólnotow ego punktu w idzenia i tu w łaśnie lepiej je s t m ówić o pełnieniu funkcji społecznej. 1 To drugie określenie tym lepiej oddaje charakter działania, że pełnienie pew nych funkcji - przynajm niej od czasu M. W ebera - m ożna oddać term inem zawód albo term i
nem pow ołanie. Trudno byłoby bez w ew nętrznych oporów mówić o „zaw odzie rodzicielskim ", o „zaw odzie kapłańskim "
(a że solidnie w ypełniane są ciężką pracą, w to chyba nikt nie w ątpi), a także i innych, jak praca lekarza czy nauczycie
la, w których jest coś w ięcej niż tylko dążenie do zarobku.
Co w ięcej, dążenie tylko do zarobku stanow ić m oże zagrożę-
nie dla tych zawodów-powołań, a naw et sprzeniew ierzenie się im. Istnieje bowiem jeszcze jakaś w yższa w artość i jakaś wewnętrzna dążność do w yrażenia swojej osobow ości lub do działania na rzecz w spólnoty poprzez w ykonyw anie zawodu.
Tak rozum iany aspekt pow ołania m oże chyba tkw ić w każ
dym zawodzie.
Nieraz tw ierdzi się, iż pew ne funkcje społeczne czy zaw o
dy mają tak w yjątkow y charakter, że obow iązują w nich inne w artości i norm y, niż w etyce ogólnej lub w etyce pow szech
nej skierowanej do w szystkich. Do nich należą w łaśnie zawód biznesm ena, polityka, artysty, dziennikarza. N iektórzy nie chcą być traktow ani „jak w szyscy", jak zw ykli zjadacze chle- ba. Uważają się za ludzi w yjątkow ych ze w zględu na zajm o
wane m iejsce w społeczności, ze w zględu na w artości w ytw a
rzane lub swoje własne w artości wew nętrzne. Jak m ów ił kiedyś K. I. Gałczyński - „Co, m ocz do analizy? Jam ponad te rzeczy, jam m etafizyk". Jest w tym pew ne w yczucie w łaści
wej sytuacji, ale źle rozpoznanej i źle w yrażonej. To nie w ar
tości i norm y są inne, ale różne w artości i norm y m ają w da
nej sytuacji w yjątkow e znaczenie i zastosow anie, które pow o
dują, że wysuwają się na pierw sze m iejsce.
Jeśli zawód (p n w n łan ip ) nkrpśla gjp p n p r ^ęz pracę, to wpierw należy zrozum ieć, co to jestj/pracaj C złow iek jest bytem , który nie znajduje w sobie gotow ych „m ateriałów " dla podtrzym ania i rozwoju życia. Nie znajduje ich gotow ych w św iecie zew nętrznym , a przynajm niej niew iele. Przeżyw a
nie tej sytuacji można nazwać potrzebam i. Dla ich zaspokoje
nia m usi tak przetw orzyć świat, aby stał się dla nich odpo
w iedni. ^lu si więc w ytw orzyć w artości odpow iadające p otrze
bom. Ten właśnie proces można nazwać pracą. D otyczy to nie tylko w artości m aterialnych, ale i innych, jak instytucje spo
łeczne, tw ory kultury itp. Nie jest więc pracą bezpośrednie zaspokajanie potrzeb (np. sam proces jedzenia), ale działanie
pośrednie, przygotow ujące w artości (np. przygotow anie po
karmu).
Jednakże praca ma znaczenie dla człow ieka nie tylko przez skutki zew nętrzne, tzn. w ytw arzane w artości. Znaczenie dla człow ieka ma także sam proces pracow ania, tw orzenia, który odpowiada jakiejś głębokiej jego potrzebie. Sam a w ięc praca także zaspokaja potrzeby, i co w ięcej, przekształca człow ieka (lepiej: m oże~przekształcać) tak, że w zm acnia jego egzysten
cję. Dobrze to oddaje fraszka J. Kochanow skiego, dotycząca co praw da innej sprawy (Na zdrowie), ale dobrze oddająca znaczenie pracy:
Szlachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, Aż się zepsujesz [...]
Gdzie nie masz siły, I świat niemiły.
Klejnocie drogi, Mój dom ubogi Oddany tobie Ulubuj sobie!
Poezja m oże w sposób trafny i zw ięzły oddać sens m yśli.
Tutaj w łaśnie - jeśli zam ieni się z d r o w i e na p r a c ę - ukazuje w ew nętrzne, hum anistyczne i osobow e znaczenie pracy.
W skazując na znaczenie pracy, w skazuje się zarazem na niszczący charakter bezrobocia. Jeśli bow iem praca tw orzy w jakiś sposób człow ieka, T o jej brak - czy to w ynikający z niechęci, czy też z niem ożliw ości zew nętrznych - „nicu je"
go (prow adzi do nicości), jak m ów ili egzystencjaliści, u m niej
sza. Z tego też chyba pow odu Jan Paw eł II w w ielu sw oich w ypow iedziach m ówi o w ytw arzanym kapitale nie jako o ce
lu pracy, ale jako o środku tw orzenia w arsztatu pracy dla
człow ieka potrzebującego, o m oralnej pow inności w łaścicieli czy ludzi kierujących gospodarką (w całości lub jej części), przeznaczania kapitału na inw estycje dla tw orzenia nowych stanow isk pracy. Takie jest znaczenie, m iędzy innym i, we
zwania Jana Pawła II do przyjęcia jako najw yższej zasady pow szechnego użytkow ania dóbr, która zresztą nie przekreśla zasady pryw atnej w łasności, ale nadaje jej w spólnotow y sens.
M ożem y więc tutaj m ówić o sensie pracy przez wskazanie jej celu. Poniew aż praca jest zjaw iskiem bardzo złożonym , w ięc i jej cel, a raczej cele, m ożna ukazać na kilku płasz
czyznach.
I tak, z jednej strony m ożna m ówić o jej celu przedm ioto
wym, jakim jest tw orzenie zew nętrznych w artości potrzeb
nych dla życia, z drugiej zaś o celu podm iotow ym , w e
wnętrznym , o zaspokajaniu w ew nętrznej"potrzeby tworzenia, realizacji siebie.
Patrząc na to od innej strony m ożna m ówić o celu jednost
kowym (tworzeniu ^własnych w arunków życia) oraz o celu w spólnoty, która jest przecież koniecznym w arunkiem życia, w artością także określającą i nadającą życiu sens. Jeśli można mówić o politeliczności (w ielości celów) pracy, to także m oż
na pow iedzieć o politeliczności zawodu. Praca zaw sze buduje w jakiś sposób wspólnotę, bez w zględu na nastaw ienie praco
wnika. Jednakże inaczej on sam siebie buduje przez pracę, nastaw iając się w Iru ejty lk o na siebie, a in a cz eflia sfą w lając się także na wspólnotę. W obu w ypadkach staje się innym człow iekiem , a ponieważ jest częścią w spólnoty, to rów nież i ona staje się inna. Tak więc, cel i struktura zaw odu w skazu
ją, które wartości i normy są pierw szorzędne, a które w tórne, a więc od celu zależy wzajem ny ich zw iązek i hierarchia.
Przykładem może być/tajem nica^aw o d o w a) Celem pierw szorzędnym zawodu lekarskiego jest dbałość o zdrow ie p a
cjenta, praw niczego - wym ierzenie spraw iedliw ości, duszpas
terza - służba w życiu w iary i m oralności. One w szystkie
dom agają się uznania tajem nicy uzyskanych w iadom ości za jedną z najw ażniejszych w artości, a Je i-zachow anie za norm ę.
Tego chyba nie lrz e b a uzasadniać. N atom iast w zaw odzie dziennikarskim uzyskuje się inform acje (rzetelnie przygotow a
ne i spraw dzone) w łaśnie po to, by podać je do publicznej w iadom ości. I choć w tym zaw odzie istnieje także tajem nica zaw odow a, ale ona nie dotyczy treści pozyskanych inform acji, lecz czegoś innego.
Z pow yższych, a także innych pow odów , tw orzenie etyki zawodowej dom aga się zasadniczej w spółpracy etyków (filo
zofów) i przedstaw icieli danego zawodu. K ażdy z nich w no
si inną w iedzę i dośw iadczenie, które się uzupełniają. Filo
zofia nie w chodzi w szczegóły pracy zaw odow ej, nie zna jej w ew nętrznych m echanizm ów i problem ów , ale podejm uje w sposób fundam entalny zagadnienia człow ieka i jego dosko
nałości, zagadnienie w artości, norm m oralnych itp., przedsta
w iciele zaw odu natom iast doskonale m ogą znać jego „m ate
rię", strukturę i m echanizm y działania. Jedni bez drugich stają się nieco bezradni. Filozof narażony jest na tonięcie w abstrakcji, natom iast znaw ca w arsztatu pracy na pew nego rodzaju dow olność rozstrzygnięć teoretycznych. O czyw iście, każdy z nich w inien poznać w jakim ś w ym iarze w arsztat drugiego, żeby m ogli znaleźć w spólny język.
K onieczne jest tutaj w yrw anie się ze sw oich „zaw odo
w ych" naw yków m yślow ych. Filozof m usi zejść z w ysokiego nieba teorii i zacząć m yśleć konkretam i życia pracy i zaw odu, praktyk zaś nie tylko w idzieć inne w artości poza zaw odow y
mi (technologicznym i, ekonom icznym i, praw nym i itp.), ale przejść jakby na inną płaszczyznę, w yższą, płaszczyznę w ar
tości sam ego człow ieka i odnieść w artości sw ojego zaw odu do niej, przyporządkow ać jej. To m oże stanow ić szczególną trudność. Praca i zaw ód to nastaw ienie na relacje rzeczow e, na m aterię pracy, na technologię. Nie rezygnując z takiego w idzenia filozofia, etyka, odnosi te w artości i sposoby działa
nia do człow ieka, do osoby ludzkiej jako do podstaw ow ego punktu odniesienia. W tej perspektyw ie nie w szystko to, co z „m aterialnego", technicznego, pragm atycznego i utylitarne
go punktu w idzenia jest najlepsze, jest nim rów nież takim ze w zględu na osobę. Jest tu przejście z pozycji „rzeczy", które mogą być w posiadaniu człow ieka, na pozycję egzystencji sam ego człow ieka, jego istnienia, z pozycji „m ieć" na pozycję
„być". Teoretycznie niem al w szyscy się na takie w idzenie sytuacji godzą, ale w codzienności życia trudno nieraz przy
porządkow ać rzeczy osobom , trudno praktycznie uznać w y
ższość człow ieka („być") nad rzeczą („m ieć"). D opiero w sy
tuacjach granicznych, nieraz rzeczyw iście ostatecznych, nasze
go życia, to, co posiadam y, staje się niew ażne, staje się środ
kiem okupienia naszej egzystencji.
Odnosząc te rozw ażania do tem atu naszego sym pozjum , do biznesu czy gospodarki, trzeba pow iedzieć, że sensem gospodarki jest po prostu_człow iek. G ospodarkę tw orzy się dla człow ieka. Jest to tw orzenie w artości potrzebnych czło
wiekowi. Czyli gospodarka jest dla człow ieka, a nie człow iek dla gospodarki, dla jej narzędzi i w ytw orów . Nie jest sensow ne, by człow iek był podporządkow any narzędziom - technice, czy skutkom - zyskowi.
Jeśli gospodarka ma zaspokajać potrzeby, to takie przede w szystkim , które są istotne dla ludzkiej egzystencji, które są w łaściw e człow iekow i, konieczne dla utrzym ania i rozw oju jego egzystencji, a nie sztucznie w ytw orzone. C hodzi więc 0 takie potrzeby, które są m anifestacją istoty człow ieka, m a
nifestacją człow ieczeństw a i osoby w jej fundam entalnym w y
miarze. Oczyw iście, w praktyce bardzo trudno je st to określić 1 to z w ielu względów: 1) ze względu na teoretyczne rozw a
żania dotyczące istoty czy natury człow ieka; 2) ze w zględu na historycznie zm ienny sposób istnienia człow ieka, w czym m ieści się w łaśnie rozwój w iedzy; 3) ze w zględu na zacho
dzące zm iany cyw ilizacyjne, kulturowe i inne, które podsu
w ają now e w artości lub now e sposoby zaspokajania potrzeb.
Tutaj też w chodzim y na teren bliski biznesow i, jakim jest reklam a, ze sw oją zdolnością w yw oływ ania, a m oże naw et tw orzenia now ych potrzeb. Jednakże jest to tem at osobny.
Brak takiego w yraźnego rozgraniczenia tych dw óch sfer w artości („być" i „m ieć") i opartych na nich postaw życio
w ych w yw ołuje częste uw agi o „nieracjonalności" czy „nie- życiow ości" rozw ażań etycznych lub prow adzi do próby podporządkow ania w artości osoby (m oralnych) w artościom innym, podporządkow anie osoby - technice, instytucji, rzeczy, zyskowi.
Jednakże utw orzenie „dobrej" etyki, uzasadnionej teore
tycznie i opartej na dobrej znajom ości danego zaw odu, nie kończy kłopotów . Jako rezultat otrzym uje się bow iem pew ien konstrukt teoretyczny, czyli coś, co jest w ynikiem działania intelektu i co na intelekt oddziałuje. Poniew aż jednak ma on być narzędziem pracy praktyka, ma oddziaływ ać na życie, tworzyć m oralność, w procesie tym w inien być zaangażow any nie tylko intelekt, ale cały człow iek, szczególnie zaś jego wola i wolność. Istotną bow iem sprawą jest poruszenie w oli, chęci dążenia do dobra. Ale naw et na płaszczyźnie teoretycznej mogą istnieć pew ne — i to naw et duże - kłopoty. Na przy
kład: jak ocenić konkretny przypadek, jak określić w łaściw e wyjście ze skom plikow anej sytuacji? Tutaj w chodzi w grę także m oralne dośw iadczenie, doskonałość, m ądrość. Ponie
waż nie m ożna dokonać zapisu w szystkich m ożliw ych sytu
acji, kłopotów , pytań, bo życie jest zbyt bogate, to należy znajdow ać podstaw ę odpow iedzi w sobie sam ym , we w łas
nym sum ieniu, w dobrze uform ow anym sum ieniu, praw ym i pewnym.
Dla uniknięcia nieporozum ień potrzebne jest pew ne w ażne dopow iedzenie. Na przełom ie starożytności i średniow iecza pojaw ił się w ram ach kultury chrześcijańskiej pew ien prąd um ysłow y, a naw et pew ien styl życia oparty na jakim ś bar
dzo zdecydow anym przeciw staw ieniu sobie Boga i świata.
Prąd ten był raczej na m arginesie kultury chrześcijańskiej, ale jego ślady - w postaci hasła contemptus mundi - trw ały długo, a może naw et trwają jeszcze teraz. W obec nieporów ny
walnego statusu ontycznego tych dw óch rzeczyw istości - Boga i świata - i nieporów nyw alnego ich dobra (absolutne i przygodne) uznano, że świat nie w art jest zachodu, należy więc od niego się odw rócić, a naw et gardzić nim. N ie w iem , czy dzisiaj głoszone czasem opinie o w rodzonym brudzie polityki i biznesu są przejaw em tej kontem ptualnej postaw y, czy nie, ale można się z nim i spotkać dość często. G dyby to była prawda, to nie m iałoby sensu tw orzenie etyki dla tych dziedzin życia, ale należałoby je po prostu z życia w yelim ino
wać. To jednak nie jest słuszne. 1
W jednym ze sw oich w yw iadów , udzielonych tuż przed swoim w yborem , Jan Paw eł II odpow iadając na m arksistow ski zarzut odciągania przez K ościół chrześcijan od troski o życie ziem skie, pow iedział, że jest w prost przeciw nie.
Chrześcijanie są w podw ójny sposób zobow iązani do takiej troski - po pierw sze, w sposób naturalny jako ludzie; a po drugie, bezpośrednio przez O bjaw ienie w yrażone nakazem Boga: m iłujcie się wzajem nie, czyńcie sobie ziem ię poddaną.
Troska więc o w artości takie, jak eko no m iczn e^ społeczne, kulturowe czy inne w artości „ziem skie", zobow iązuje chrześ
cijan podw ójnie, poprzez w ięzy naturalne i religijne. W ostat
nim czasie w ielu filozofów i teologów , jak na przykład M. N ovak, R. J. N euhaus, M. Zięba OP i jeszcze inni , odw o
2 Por. np. M, N o v a k, A. R a u s c h e r SJ, M. Z i ę b a OP, Chrześcijaństwo, demokracja, kapitalizm, Poznań 1993; M. N o v a k, Libera
lizm - sprzymierzeniec czy wróg Kościoła. Nauczanie społeczne Kościoła a instytucje liberalne, Poznań 1993; R. J. N e u h a u s, Biznes i Ewangelia.
Wyzwanie dla chrześcijanina - kapitalisty, Poznań 1993; R. C h a r 1 e s SI, D. M a c l a r e n OP, Kościół w świecie współczesnym. Nauczanie społeczne Kościoła w świetle Soboru Watykańskiego II, Poznań 1995.
łując się do ostatnich encyklik papieskich w yraźnie w skazują, że nakaz m iłości bliźniego, jeśli ma być skutecznie realizow a
ny, dom aga się tw orzenia takiej ilości dóbr, by m ogły rów nież skutecznie zaspokoić ludzkie potrzeby.
Problem polega na czym innym. Czy te w szystkie w artości - m aterialne i duchow e, Boskie i ziem skie, rzeczow e i osobo
we - istnieją na takim sam ym poziom ie, czy są rów norzędne i rów now ażne. M ożna to jeszcze inaczej ująć. Czy w artości, które realizujem y, m ają w ydzielone przedziały w naszym życiu - w poniedziałek tw orzym y w artości ekonom iczne, we wtorek polityczne, we środę rodzinne, w czw artek m oralne, a w niedzielę religijne? Czy w artości m oralne (lub religijne, wiary) tw orzym y obok tam tych? W ydaje się, że jest inaczej.
Przekształcam y św iat dla uzyskania w artości utylitarnych, kulturow ych i społecznych. M ożem y to robić dla nich sa
mych, ale m ożem y to czynić także ze w zględu na szacunek dla człow ieka i m am y w ów czas do czynienia z tw orzeniem - poprzez tam te - rów nież w artości m oralnych, a jeśli czyni
my to ze w zględu na Boga, w artości religijnych. Te ostatnie - m oralne i religijne - nie są konkurencyjne, m ogą w spół- występować, a naw et się w zajem nie w zm acniają. W artości
„ziem skie" i m oralne także nie są konkurencyjne. Chodzi jednak o to, że m oralne przekształcając sam ego człow ieka, a więc byt nadrzędny w św iecie, w inny w prow adzać ordo w system w artości, porządkow ać inne, niższe. M oralność tworzy się w ięc nie przez odw racanie się od św iata ani też odrębnym i, jakim iś „sakralnym i" aktam i, ale odnosząc swoje codzienne życie do w artości osoby ludzkiej, działając na jej rzecz. C złow iek żyje w rzeczyw istości m ającej różne w artości i wiele w ym iarów.
Nie tylko etyka ogólna posługuje się zdaniam i ogólnym i, także i etyka szczegółow a, w tym w ypadku zaw odu, choć stopień ogólności jest w niej m niejszy. N ie znajdzie się więc tam określeń na każdy czas i każdy przypadek. Etyka nie jest
bow iem jakąś książką telefoniczną, w której znaleźć m ożna wszystkie num ery, nie jest spisem recept na w szelkie m ożliw e sytuacje. Tutaj człow iek działający musi w ykazać się sw oistą tw órczością m oralną - przetw orzyć dane etyki ogólnej i za
wodowej oraz um iejętności zawodowe na konkretne rozstrzy
gnięcia. W tym bierze jednak udział nie tylko w iedza i in
telekt, bow iem już naw et ocena sytuacji w jakiś sposób anga
żuje naszą w olność, a co dopiero pokierow anie sw oim działa
niem. To ostatnie jest właśnie rolą sum ienia - przekładanie tego, co ogólne na konkrety i kierow ańIe~się tym w życiu.
Taka um iejętność (bo to coś w ięcej niż w iedza) nie jest w ro
dzona, lecz nabyw a się ją w ciągu działania. W rodzona jest tylko m ożność jej tworzenia. Sum ienie człow iek kształtuje. To w łaśnie charakteryzuje człow ieka, dlatego człow iek jest czło
wiekiem . Dlatego też tak w ażne jest w życiu każdego uw raż
liw ianie sumienia. Jego doskonałość zw ana jest roztropnością i należy do podstaw ow ych doskonałości, określanych w języ
ku etyki cnotami. Term in ten, a także rzeczyw istość, którą w skazuje, m e m iały w ostatnim wieku „dobrej p rasy" (poza kręgiem filozofii, i to nie każdej). Dzisiaj jed n ak m ożna m ó
w ić o pew nym renesansie, przykładem są cnoty obyw atelskie, o których mówi się coraz częściej i szerzej. M ożna w ięc m ó
w ić o roli doskonałości-cnót w działalności zaw odow ej.
Jest rzeczą zrozum iałą, że praca, w ykonyw anie zaw odu, dla swojej jakości i skuteczności domaga się w iedzy i u m iejęt
ności. „Techniczna" sprawność zawodowa jest w yrazem dos
konałości pracy i zawodu. Aby być dobrym pracow nikiem , lekarzem , robotnikiem , urzędnikiem lub innym , człow iek w inien wykazyw ać się wiedzą, um iejętnością i czym ś, co dzisiaj nazywa się m otywacją, a co jest po prostu chęcią do pracy, pracow itością. To już jest płaszczyzna ludzkiej w olnoś
ci. Tego domaga się każda praca. Praca jest jednakże tylko częścią życia ludzkiego, ważną, ale jednak częścią. Jest rów nież tylko częścią działania człow ieka, chociaż podejm ow ana
jest dla całości bytu ludzkiego, a także dla pew nej całości społecznej. Co w ięcej, ona te całości kształtuje, doskonali, czyni je dobrym i lub złymi. Przede w szystkim czyni takim swój podm iot i tw órcę - człow ieka. D latego cnoty pracy i za
wodu uzyskują w ym iar m oralny. Cnoty zaw odow e są w ięc także w ym aganiam i, cnotami m oralnymi. I odw rotnie, cnoty m oralne, jak roztropność czy spraw iedliw ość stają się w ym a
ganiam i i cnotam i zaw odow ym i. O czyw iście, różne cnoty w ysuw ają się na pierw sze m iejsce w różnych zaw odach. D la
tego tak w ażna jest w spółpraca etyka i „zaw odow ca", specja
listy w danym zawodzie. Z tego także w ynika, że cnoty m o
ralne są rów nież cnotam i zaw odow ym i i istnieje w ięc m iędzy nim i w zajem na zależność i w zajem ne uw arunkow anie.
Na tym w ew nątrzzaw odow ym polu relacji m iędzy praco
wnikiem a „tw orzyw em pracy" (jeśli tak m ożna pow iedzieć) jednakże nie kończy się oddziaływ anie zaw odow e i m oralne pracy. Praca jest raczej w spółdziałaniem niż działaniem sa
m otniczym. W idać to w sam ym procesie pracy, jak i w jej uw arunkow aniach zew nętrznych. Pracow nik pow iązany jest z innym i pracow nikam i w jednym przedsiębiorstw ie, przed
siębiorstw o jest częścią szerszego układu gospodarczego, ten zaś częścią system u społecznego, które w szystkie razem skła
dają się na globalną całość (bez w zględu na to, czy się jest zw olennikiem globalizacji, czy nie). Te relacje nie m ogą być pom ijane w rozw ażaniach m oralnych. One staw iają nowe wym agania i w yzw ania moralne. O czyw iście, w ym agania te rozkładają się odm iennie na poszczególnego pracow nika, ze względu na zajm ow aną przez niego funkcję w zaw odzie, przedsiębiorstw ie, układzie gospodarczym , społecznym itp.
Tak w ięc zawodowa w rażliw ość m oralna obejm uje bardzo rozległe pole i dom aga się w ielkiego w ysiłku.
Nie m ożna tego uw ażać tylko za jeszcze jedno w ym aganie, za jeszcze jeden ciężar nakładany na człow ieka, za ogranicza
nie w olności, choć często właśnie tak mówi się o obow iąz
kach m oralnych. Przecież etyka dotyczy każdego człow ieka, każdego „ja". Spróbujm y więc spojrzeć na to zagadnienie od drugiej strony. Ja żyję i działam w społeczności, w śród w ielu innych „ja". Ja jestem w m niejszości i gdyby życie nie było regulow ane m oralnie, to byłoby regulow ane siłą. Jednostka, szczególnie słaba, nie m iałaby m ożliw ości życia i rozwoju.
O czyw iście, istnienie etyki nie gw arantuje pom yślności w szystkich, jeśli jej postulaty nie staną się osobistym zada
niem każdego, jego m oralnością. Byłoby naiw nością oczeki
wać, że etyka zostanie przez w szystkich zaakceptow ana i sto
sowana w życiu. Bez niej jednakże m ielibyśm y „w ojnę każde
go z każdym ". Etyka stanow i w ięc osłonę osoby ludzkiej, która to osłona w szakże nie przychodzi za darmo. Ale wysi- łek m oralny tw orzy nie tylko osłonę zew nętrzną przed złem.
On tw orzy dobro w człow ieku, tw orzy dobrego człowieka.
Działanie m oralne, działanie zg o cfn ez praw dą o dobru,~po- dejm ow ane w olnie, spełnia człow ieka, jak m ów i K. W ojtyła.
Pora teraz przejść do bardziej szczegółow ych problem ów etyki biznesu. Dla określenia w artości, pow inności i innych rzeczy w yrażających etykę, konieczne jest ujęcie istoty, sensu, celu tego rodzaju działalności człow ieka, której chcem y te w artości i pow inności przypisać i nadać. Tutaj chodzi o biz
nes. Już na płaszczyźnie językow ej napotykam y trudności, gdyż nie ma odpow iednika tego słowa w języku polskim . Kiedyś używano takich term inów , jak: zajęcie, interes, praca, przedsięw zięcie, które jednak nie w pełni odpow iadają term i
now i biznes. N ajbliższy chyba jest term in przedsiębiorstw o.
Trzeba więc próbow ać na nowo odczytać lub utw orzyć sens terminu i pojęcia biznes. N iestety, w dostępnej literatu rze trudno znaleźć określenie biznesu3.
3 Por. L. Z b i e g i e ń - M a c i ą g , Etyka w zarządzaniu, War
szawa 1996; J. Dietl, W. Gasparski (red.), Etyka biznesu, Warszawa 1997;
J. J a c k s o n , Biznes i moralność. Warszawa 1999; P. M. M i n u s ,
N iektórzy badacze rozpoczynają jednak rozw ażania etyki biznesu od określenia sam ego biznesu. E. Sternberg próbuje uchw ycić jego istotę w ychodząc od najszerszego spojrzenia - nie jest to całość życia ludzkiego, m ówi całkiem słusznie, ani też naw et całość życia gospodarczego, „Biznes nie jest substy
tutem stow arzyszeń czy działań; jest to tylko m ała7 choć w yjątkow o ważna, część ludzkiego istnienia" . Od razu nasu
wa się tutaj pew na w ątpliw ość: dlacżegóTuznes ma być częś
cią istnienia, a nie działania? Tym bardziej że zaraz dalej autorka zastanaw ia się nad tym „[...] co takiego odróżnia działania gospodarcze i przedsiębiorstw a od innych przedsię
wzięć i organ izacji"5. M oże w ięc lepiej od razu trzeba pow ie
dzieć, że biznes jest elem entem działania człow ieka, choć ma również znaczenie dla jego istnienia. Dalej autorka biznes definiuje przez cel, którym ,,[...] jest m aksym alizacja w artości dla w łaściciela w długim okresie przez sprzedaż tow arów lub usług^6.
Jak w idać z pow yższych słów , biznes jest utożsam iany z jednostką życia gospodarczego, z przedsiębiorstw em , albo czym ś podobnym . Od razu tutaj pow stają w ątpliw ości: czy m aksym alizacja zysku jest celem przedsiębiorstw a, czy też jego w łaściciela? Poza tym, jak należy traktow ać instytucje, których celem nie jest zysk, ale m ają charakter non profit?
Z drugiej jednak strony elem entu zysku nie m ożna lekcew a
żyć i pom ijać. Sprawa jest tym bardziej skom plikow ana, że
Etyka w biznesie, Warszawa 1995; G. D. C h r i s s i d e s, J. H. K a- 1 e r, Wprowadzenie do etyki biznesu, Warszawa 1999; P o r ę b s k i , Czy etyka się opłaca; L. V. Ryan CSV, J. Sójka (red.), Etyka biznesu, Poznań 1997; J. G o c k o, Ekonomia a moralność, Lublin 1996; S. F e 1, J. K u p- n y, Humanizacja życia gospodarczego, Lublin 2000.
4 E. S t e r n b e r g , Czysty biznes. Etyka biznesu w działaniu, War
szawa 1998, s. 49.
5 Tamże, s. 49-50.
6 Tamże, s. 50.
biznesu (przedsiębiorstw a) nie m ożna odnosić tylko do w łaś
ciciela, ale także do całości gospodarki, której jest częścią. Co prawda autorka mówi o w spółczesnej tendencji do ujm ow ania
„[...] przedsiębiorstw jako czegoś [...] co ma tysiące innych celów: społecznych i psychologicznych, politycznych i ekono
m iczn ych "7, jednakże nie uważa za w łaściw e redukow anie ,,[...]w łaścicieli do zaledw ie jednej z w ielu «stron zaintereso
w a n y c h ^ . Uważa bow iem , że w szystkie inne elem enty i cele są zew nętrzne wobec działań gospodarczych9, działania dla innych celów mają więc charakter pozagospodarczy. Cał
kow icie można zgodzić się z opinią, że „działanie człow ieka"
czy „społecznie korzystne działania kom ercyjne" są kategorią zbyt szeroką dla określania biznesu. Pow staje jednak pytanie:
czy w łaściciela m ożna traktow ać jako w ew nętrzny elem ent przedsiębiorstw a, w yznaczający jego w ew nętrzny cel?
Także inny autor w iąże biznes z korzyściam i. J. Sekuła pisze: „Biznes - w najszerszym tego słowa znaczeniu - utoż
sam ia się z działalnością gospodarczą przynoszącą korzyści [... ] 'biznes - w węższym rozum ieniu - to działalność go
spodarcza ukierunkowana na w ym ianę, dzięki której m ożli
we jest osiąganie zysk ów "10. Do tych problem ów w rócę za chwilę.
J. Bocheński w swym znakom itym eseju na tem at filozofii przedsiębiorstw a zastanaw ia się, dlaczego w ogóle filozofow ie zabierają głos na ten tem at11. Odpow iada, że filozofia głębo
7 Tamże.
8 Tamże.
9 Tamże, s. 51.
10 J. S e k u ł a, Uprawomocnienie tzw. etyki biznesu w systemie etyki gradacyjnej, w: A. Węgrzecki (red.), Etyczne fundamenty gospodarowania, Kraków 1999, s. 37.
11 J. B o c h e ń s k i , Filozofia przedsiębiorstwa, w: t e n ż e, Sens życia i inne eseje, Kraków 1993, s. 72-92.
ko wnika w rzeczyw istość i ma tak głębokie jej zrozum ienie dzięki sw oim narzędziom , to jest ontologii i logice. Jeśli n a
wet nie m ożna utożsam iać pojęć biznesu i przedsiębiorstw a, choć niektórzy tak czynią, to jednak nie ulega w ątpliw ości, że są one sobie bliskie. J. Bocheńskiem u chodzi o przedsiębior
stwo przem ysłow e, ale chyba m ożna to pojęcie rozszerzyć na każdy typ przedsiębiorstw a. J. Bocheński chce zdefiniow ać przedsiębiorstw o per genus proximum et differentiam specificam, czyli przez najbliższy rodzaj i różnicę gatunkow ą. A utor na początku daje prow izoryczne jego określenie - jest to „przed
siębiorstw o m ające na celu w ytw arzanie pew nych, i to cał
kiem określonych, d ó b r"12. N ajbliższym rodzajem jest sys
tem. Dla bliższego określenia używa on pojęcia system „ro- zumiany całkiem o g ó ln ie"13. N iestety, nie podaje, jaka jest między tym system em a innym i różnica gatunkow a. Do tego trzeba będzie jeszcze dojść.
System składa się z elem entów i zaw iera zasadę porządku
jącą, synTefyźującą elem enty . Dalej autor w ym ienia w łaści- wości system u.
1. K ażdy system składa się z w ielu elem entów .
2. Elem enty system u m ogą być realne (cegły, ludzie) albo idealne (liczby, inform acje).
3. Elem enty system u m ogą sam e być system am i, system zaś m oże być elem entem innego systemu.
4. Elem enty system u są uporządkow ane. Stosunki porząd
kujące są „w ew nętrznie" w zględnie konieczne, gdyż zm iana jednego pociąga za sobą zw ykle zm ianę innych.
5. Gdy system jest elem entem innego, w iększego system u, to zachodzą m iędzy nim a niektórym i składnikam i tego dru
giego konieczne stosunki. Przedm ioty z tego ostatniego syste
12 Tamże, s. 74.
13 Tamże, s. 75.
14 Tamże, s. 76.
mu związane z system em są jego „elem entam i zew nętrzny
m i", jak publiczność jest elem entem zew nętrznym teatru, a grunt, na którym stoi - dom u15.
Ten podział można - i chyba trzeba - poprow adzić dalej.
Elem enty m aterialne przedsiębiorstw a-system u m ogą być m aterialne, jak cegły, m aszyny itp.; m ogą być organiczne, jak rośliny, zw ierzęta, np. w rolnictw ie, przem yśle spożyw czym, farm aceutycznym ; i w reszcie osobow e - ludzie. Także
„elem enty idealne" m ają różny charakter - czym innym są liczby i prawa (m atem atyczne, fizyczne itp.), a czym innym w iedza, inform acje, praw a „stanow ione", um ow y itp. Te ele
m enty mają charakter intencjonalny czy też psychiczny.
Dalej, elem enty m aterialne są same z siebie niezm ienne, chyba w tym znaczeniu, że ulegają zniszczeniu, zużyciu.
Elementy organiczne są zm ienne, bo są albo tw orzyw em , co z samej swej istoty w skazuje na zm ienność, gdyż zostają przekształcone, albo np. „m aszynam i" (jak zw ierzęta pociągo
we), które się zużywają. Elem enty osobow e są zm ienne. Gdy są elem entam i w ew nętrznym i system u, zm ieniają się, bo lu
dzie uczą się, m ęczą, ulegają w ypadkom , chorobom itp., gdy są elem entam i zew nętrznym i, to zm ieniają się pod wpływem np. stosunków społecznych istniejących poza system em . Ele
m enty idealne są w pew nym sensie w zględnie stałe, gdyż sposoby w yrażenia praw obiektyw nych m ogą być m odyfiko
wane lub też ze w zględu na poznanie now ych nabierać inne
go znaczenia; albo też w zględnie zm ienne - dotyczy to tych, które m ają charakter intencjonalny - jak np. inform acje, nowe technologie, nowe prawa „stanow ione".
Zw iązek biznesu z zyskiem jest niew ątpliw y i pom ijanie go byłoby przejaw em jakiegoś nierealistycznego idealizm u. Prob
lem tkwi jednakże w odpow iedzi na pytanie: jakiego rodzaju jest ten zw iązek? O tym związku pisze również Jan Paw eł II,
15 Tamże, s. 77.
którego trudno posądzać o jakiś m aterializm . Pisze on: „Jeśli ktoś w ytw arza jakiś przedm iot, to czyni to na ogół nie tylko dla w łasnego użytku, ale także po to, by inni m ogli go uży
wać po zapłaceniu słusznej ceny, ustalonej za w spólną zgodą w drodze wolnej um ow y" . W tym określeniu zaznaczony jest rów nież inny w ażny elem ent, dzięki którem u będzie m ożna bliżej określić biznes.
Szerzej na te tem aty pisze J. M ajka17. W ychodzi od ukazyw anego także przez innych autorów 1 zw iązku m iędzy potrzebam i a przedsięw zięciam i gospodarczym i (czy szerzej pracą) . Przy tej okazji dzieli potrzeby na bezpośrednie (człow ieka w spółczesnego) i pośrednie (przyszłych pokoleń), a w in n ef płasżc^yznie na potrzeby człow ieka indyw idualne
go i społeczeństw a jako takiego, które to podziały m ają zna
czenie w rozw ażaniach etyki gospodarczej. Te potrzeby gos
podarcze, jak je nazyw a, nie w iążą się tylko z m aterialną stroną człow ieka - „Człow iek bow iem jako istota m aterialna i duchow a zarazem potrzebuje dóbr m aterialnych do zaspo
kojenia nie tylko potrzeb m aterialnych, ale i du chow ych"20.
Z drugiej jednak strony nie w szystkie potrzeby m aterialne zaspokajane są przez gospodarow anie, przez dobra i usługi gospodarcze. Dotyczy to tzw. dóbr w olnych, jak np. pow iet
rze, św iatło słoneczne, których używ ania nie m ożna określić gospodarow aniem . (Chociaż i to się zm ienia - m ożna już przecież kupow ać czyste pow ietrze w butlach, a przedsiębior
stwa turystyczne reklam ują się jako sprzedające słońce, czystą wodę i piasek). Z tego wyciąga w niosek, który ma znaczenie
J a n P a w e ł II, Centesimus annus, 32.
17 J. M a j k a, Etyka życia gospodarczego, Warszawa 1980.
18 Por. J. G a ł k o w s k i , Praca i człowiek, Warszawa 1980 (szczeg.
cz. II, rozdz. 1).
19 M a j k a, dz. cyt. s. 64.
20 Tamże.