• Nie Znaleziono Wyników

"Modlitwa" Cypriana Norwida

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Modlitwa" Cypriana Norwida"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Piotr Chlebowski

"Modlitwa" Cypriana Norwida

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 94/4, 51-64

2003

(2)

Pamiętnik Literacki XCIV, 2003, z. 4 PL ISSN 0031-0514

PIOTR CHLEBOW SKI

„M OD LITW A” C Y PRIANA N ORW IDA

Ten utwór, zaczynający się od słów: „Przez w szystko do m nie przem aw iałeś, Panie”, podejm uje utrw alony w tradycji literackiej temat. Jednakże w konfronta­

cji z innym i podobnym i tekstam i jest bez w ątpienia w ierszem oryginalnym i tw ór­

czym, godnym zaliczenia do najw spanialszych realizacji gatunku. Tekst dotych­

czas rozum iano na ogół jako utw ór religijny - jak o studium modlitwy. Tak odczy­

tyw ała go s. Janina S tręciw ilk1. „M ożna, owszem, czytać w iersz ten ” - pisał Jó zef F e r t - w „laickich kontekstach” : biograficznych, psychologicznych, artystowskich (np. jak o rodzaj prośby o piosenkę, ja k to w ynika z kom entarza Juliusza W iktora G om ulickiego [w D ziełach zebranych Norw ida], ale jeśli w ym ażem y w pierw re­

fleksje poety z jego studium o m odlitw ie”2. Jednak nie stronił od tychże konteks­

tów i Tom asz Tyczyński, odczytując M odlitwę jako „prośbę o form ę w ypow ie­

dzi”3, i przede w szystkim w spom niany przez Ferta edytor Pism w szystkich, który z kolei brał pod uw agę przesłanki natury biograficznej4.

Gdy zestaw iam tekst N orw ida ze w spom nianym i wyżej kom entarzam i, to odczuw am zaw sze pew ien niedosyt. D otyczy on rów nież i m ojego odczytania sprzed kilku lat5. Czy zaproponowana tam aksjologiczna wykładnia, która pozw a­

lała uporządkować - taką mam nadzieję - w literaturze przedm iotu sensy sakralne i egzystencjalne, uzyskała pełną motywację? Zakładałem wówczas, że motywacji aksjologicznej trzeba szukać poza macierzystym kontekstem utworu Norwida. Spró­

bujmy zatem podążyć tym właśnie tropem. Przypomnijmy tekst wiersza:

Przez wszystko do mnie przemawiałeś - Panie!

Przez ciem ność burzy, grom i przez świtanie;

Przez przyjacielską dłoń w zapasach z światem, Pochwałą wreszcie - ach! - nie Twoim kwiatem...

I przez tę rozkosz, którą urąganie Siódm ego nieba tchnąć się zdaje - latem -

1 J. S t r ę c i w i 1 k, M odlitw a w „ M o d litw ie ” C. K. N orwida. W yznaczenie p o la obserw acji.

„Polonista. D w um iesięcznik Koła Polonistów KUL” 1965, nr 1.

2 J. F. F e r t, N orw id, p o e ta dialogu. Wrocław 1982, s. 84.

3 T. T y c z y ń s k i , R om antyczne zm agania ze słow em . „Studia Norwidiana” 7 (1989), s. 30.

4 Zob. J. W. G o m u l i c k i , komentarz w: C. N o r w i d , D zieła zebrane. T. 2: Wiersze. D o ­ datek krytyczny. Warszawa 1966, s. 381.

5 P. C h l e b o w s k i , Wartość w św iecie paradoksu. O „M odlitw ie ” Cypriana N orwida. W zb.:

In terpretacje aksjologiczn e. Red. W. Panas, A. Tyszczyk. Lublin 1997.

(3)

I przez najsłodszy z darów Twych na ziem i, Przez czułe oko, gdy je łza ociemi;

Przez całą dobroć Twą, w tym jednym oku, Jak całe niebo odjaśnione w stoku!...

Przez całą Ludzkość z jej starymi gmachy, Łukami, które o kolumnach trwają, A zapomniane w proch włamując dachy, Bujnymi z nowa liśćm i zakwitają.

Przez w szystko!...

Panie! - ja nie m iałem głosu D o odpowiedzi godnej - i - milczałem;

Błogosław ionym zazdrościłem stosu I do B o l e ś c i jak do matki drżałem - I, jak z bliźnięciem , zrosły w pół z Z a p a ł e m , Na cztery strony świata mając ramię,

Gdy doskonałość Twą obejm owałem , To jedno słow o wyjąknąwszy: „ k ł a m i ę” - Do niem ow lęctw a wracam...

Jestem z n a m i ę ! . . . Sam głosu nie mam - Panie - dałeś słow o, L ecz w ypow iedzieć któż ustami zdoła?

Przez Ciebie - prochów stałem się Jehową, Twojego w piersiach mam i czczę anioła - To rozwiąż jeszcze głos - bo anioł w oła6.

W edycji P oezji w ybranych N orw ida z 1933 r. tak M iriam kom entow ał oko­

liczności pow stania utworu:

Była to chw ila ostatecznego kształtowania się Prom ethidionu, a zw łaszcza jeg o pierw sze­

go dialogu oraz epilogu [...]. Niezrozum ienia ze strony cenionych i w ielbionych przyjaciół- -twórców, którzy w rękopisie rzecz przeglądali, w zm agały jeszcz e to zwątpienie - aż wreszcie z tychże m istycznych, co Im prow izacja M ickiew iczow ska, w yżyn trysnął jęk bolesny M odli­

tw y [...]7.

Na w skazany przez M iriama trop interpretacyjny nie zwracano w badaniach uwagi. Kom entujący i analizujący ten tekst jakby skrzętnie pomijali ów epizod ba­

dawczy. No, może poza Stefanem Sawickim, który w spom inając o nim we wstępie do wyboru Wierszy poety w serii „Biblioteka Utworów Religijnych” rzuca taką oto naw iasow ą uwagę: „w yczuwa się tu polem ikę z Improwizacją M ickiewicza”8. Czy rzeczywiście Improwizacja jest tym podstawowym kontekstem, potrzebnym, aby w pełni zrozum ieć utw ór Norwida? Czy jest jakim kolw iek dla niego kontekstem?

W ątpliwości co do intuicji interpretacyjnej M iriam a łączą się głównie z ogrom ­ nymi dysproporcjam i i różnicam i, jakie musi dostrzec każdy czytelnik porów nu­

jąc oba utwory. U derza przede wszystkim odm ienność ich koncepcji poetyckich.

6 C. N o r w i d, M odlitw a. W: P ism a w szystkie. Oprać, i wstęp J. W. G o m u 1 i c k i. T. 1:

Wiersze. Warszawa 1971, s. 1 3 5-136. Dalej w szystkie cytaty N orw idow skie pochodzą z tego w yda­

nia i są lokalizow ane w nawiasach: pierwsza liczba oznacza tom, następne - stronice.

7 M i r i a m [Z. P r z e s m y c k i ] , komentarz w: C. N o r w i d , P oezje w ybran e z ca łej odszu­

kanej p o d ziś pu ścizn y p o e ty . Warszawa 1933, s. 52 2 -5 2 3 .

8 S. S a w i c k i , „ N ie są nasze - p ieśn i n a s z e ”. W stęp w: C. N o r w i d , Wiersze. Lublin 1991, s. 34.

(4)

„M O DLITW A ” C Y PR IA N A N ORW IDA 53 Im prowizacja zw ana „W ielką” jest obszerną kom pozycją - dużym m onologiem scenicznym stanowiącym fragment potężnego dramatu romantycznego. Jest tu prze­

strzeń problem atyki narodow ej, m artyrologicznej, przestrzeń rom antycznego pan- poetyzm u, określona czy nawet uformowana przez biografię samego Mickiewicza, i wreszcie problem zasadniczy: cierpienie i jego sens, a nawet więcej - ofiara i sens ofiary w różnych wym iarach ludzkiej egzystencji. Już dziś w badaniach nad Dzia­

dami nie mówi się o tej sprawie wyłącznie w relacji do kwestii narodow ych, ale również w odniesieniu do problem atyki ogólnoludzkiej9.

„C zym że je st ta Im prow izacja, tyle razy i tak rozm aicie kom entow ana w swo­

jej najw ażniejszej istocie?” - pyta Wacław Borowy i w odpow iedzi w yłania trzy wielkie tem aty przenikające się w tekście monologu:

Jest [...] przede wszystkim poematem o twórczości poetyckiej. W ogrom nym obrazie, nasyconym w ielką siłą uczuciow ą, wyrażone w niej zostały poetyckie prawdy o poezji: oje j spontanicznym charakterze [...]. Jest, dalej, Im prow izacja poem atem o potędze i słabości czło­

wieka. [...] Jest w reszcie Im prow izacja poematem o tajemnicach bytu: o zagadkow ym po­

krew ieństw ie i zagadkow ym dystansie pom iędzy człow iek iem a Bogiem ; o chw ili i iskrze, które się m ogą „rozdłużać” i „rozpalać” w ogromy; o ograniczoności rozumu i niezaw inio­

nych cierpieniach, na które człow iek nic poradzić nie potrafi i których przyczyny nie może d o ciec10.

M odlitw a je s t natom iast utworem o zwartej, zam kniętej kom pozycji; pozba­

wionym - przynajm niej pozornie - tej obszernej przestrzeni tem atycznej, ja k ą obejm uje Im prow izacja. U N orw ida zaobserw ow ać m ożna ogrom ne skupienie, jakby kondensację problem ow ą i zm niejszanie pola „akcji dram atycznej” . Punk­

tem w yjścia, co praw da, jest zachwyt nad potęgą natury, historii, ludzkości, nad całym stw orzeniem - wszystkim , co otacza człow ieka, bo przez to w szystko prze­

mawia Bóg, jednakże stopniowo ta perspektyw a ulega ograniczeniu, św iadom e­

mu zaw ężeniu do w nętrza bohatera lirycznego. U M ickiew icza odwrotnie: po ­ czątkowe partie poruszają kwestie zw iązane ze statusem podm iotu, powoli jednak odryw ają się od niego i przenoszą wszystko w jak ieś kosm iczne wym iary; sam kosm os je st zresztą stale w yczuw alnym tu układem odniesienia, choćby w w ar­

stwie obrazowej - odniesienia przestrzennego.

Nie tylko jednakże tem atyczna czy form alna rozpiętość różni oba teksty; tak­

że ich znaczenie i m iejsce w historii literatury są nieporów nyw alne. Ale mimo tych zastrzeżeń trudno nie dostrzec tego, co je łączy. Jest to przede wszystkim tem atyka: problem relacji czło w iek-B óg i w ynikające z niej przeżycie natury egzystencjalnej: bunt i akceptacja, wobec siebie i w obec Stwórcy. N orw id i M ic­

kiew icz m yślą o tym samym. A ściślej - N orw id w M odlitw ie podejm uje jeden z zasadniczych tem atów Improwizacji. Rzecz jasna, podejm uje tak, że jeg o wiersz sytuuje się w opozycji wobec m onologu Konrada, zgodnie z tym , co pisał niegdyś w jednym z listów do W ładysław a C ybulskiego (ze stycznia 1867):

9 Zob. np. M. K a l i n o w s k a , D w ie in terpretacje „ D z ia d ó w " M ickiew icza - C zesław a M i­

łosza i Jarosław a M arka Rym kiew icza. W zb.: Trzynaście a rcydzieł rom antycznych. Red. E. Kiślak, M. Gumkowski. Warszawa 1996. - M. M a s ł o w s k i , Gest, sy m b o l i rytuały p o lsk ieg o teatru ro­

m antycznego. Warszawa 1998, s. 6 7 -1 1 2 .

10 W. B o r o w y, O p o e z ji M ickiew icza. Wyd. 2, uzup. Oprać. Z. S t e f a n o w s k a, A. P a- l u c h o w s k i . Lublin 1999, s. 416.

(5)

Co do D zia d ó w , to znowu w słynnej I m p r o w i z a c j i K o n r a d a cała teologia Prou- dhona!... Osoba Przedw iecznego jest zło, wyzw ane do walki przez głąb siły myślnej ujarzmio­

nego człow ieka: i s t n y P r o u d h o n ! ! [9, 272]

W ypom inając M ickiew iczow i poddaw anie się naciskow i narodu w sytuacji niewoli, w podobnym tonie sform ułow ał sw ą opinię jeszcze w lutym 1870 (w li­

ście do Józefa Rustejki):

W ieszcz tego to Narodu, genialny M ickiew icz, skoro potka trudność tę, to nie powie:

„Bóg, którego zrobiliście sobie, jest bałwanem w e w a s z y c h p i e r s i a c h , i ja go do boju w y zw ę i połam ię...”

ale powie:

„ T y, c o j e s t e ś w N i e b i e s i e c h , n i e c z u ł y i n i e s p r a w i e d l i w y . . . słuchaj- -że, ja Ciebie w yzyw am na pojedynek...” (Im prow izacja [z] D ziadów ). [9, 446].

„Co do D ziadów , to znow u w słynnej I m p r o w i z a c j i K o n r a d a [...]” - to znam ienne słowa, odsłaniają bowiem skłonność do rozum ienia całości D zia­

dów drezdeńskich w kontekście problemów, jakie niesie m onolog K onrada, także skłonność do czytania tego fragm entu w izolacji. Przyznaw aniu Im prow izacji po­

zycji strategicznej tow arzyszy niemal zawsze u N orw ida jej negatyw na ocena.

Znacznie wcześniej niż przyw ołane tu listy, bo w r. 1856, ukazała się w Paryżu anonim ow a broszura M oje stosunki z Towiańskim i tow iańczykam i, autorstw a Jó­

zefa Kom ierow skiego, w której umieszczono krótkie przypiskow e objaśnienie Nor­

w ida dotyczące D ziadów , a właściw ie Im prow izacji:

Poemat D ziady, pisany w czasie udręczeń i szarpań, jakie najszlachetniejsze serca polskie obiegły, jest raczej notatką geniuszu ziem ię spod nóg sw ych tracącego. D odaw szy do tego sławną ograniczoność krytyków ów czesnych M ickiew icza, rozdarcie osobistych serca praw i ciem notę ogólną, w ypadło bezw iednie, iż w szystkie prawie najw yższe poematu tego uniesie­

nia z w i c h n ę ł y s i ę w b 1 u ż n i e r s t w a, tak jak z w ielką gw ałtow n ością wyparty w g ó ­ rę ciężar, gdy już dalej podnieść się nie m oże, okręca się i przewraca. [6, 398]

Ale nie tylko autor Q uidama skłonny był traktow ać Im prow izację jak o tekst centralny dla dram atu M ickiew icza i ekstrapolow ać jej sensy na całość Dziadów.

M oże najw yraźniej w idzim y to w w ypow iedziach krytyków. W ystarczy choćby wspom nieć anonim ow o ogłoszony artykuł autorstw a Jana K oźm iana z „Przeglą­

du Poznańskiego” D w a ideały polskie, gdzie m.in. m owa o D ziadach jak o o „zu­

chw alstw ie religijnym ”, o M ickiewiczu zaś jak o o tym, który „dając przykład, jak w yzw ać Pana Boga, niźli ja k się modlić do niego, przyczynił się do obłąkania sum ień polskich” 11. R ów nież Zygm unt Krasiński - uznając w ielkość i geniusz M ickiew icza-podk reślał zarazem, że autor D ziadów dziełem swoim „pchnął młode pokolenie w drogę straszną, uczepił je do wiszoru w iszącego nad sam ą otchła­

nią” 12. I ten uprzyw ilejow any status, jaki przyznaw ano Im prow izacji, został rów ­ nież utrzym any w m ocy przez badaczy. Na ogół pośw ięca się jej najw ięcej m iej­

sca w badaniach nad D ziadam i. W szyscy też zgodnie podkreślają strategiczną rolę, ja k a przypada jej w udziale. W ystąpienie Konrada zostało w yposażone „w taką siłę przekonania, w taką potęgę wyrazu, im pet natchnienia”, że - jak pow iada W iktor W eintraub - „dajem y się mu porw ać”, a „potępienie buntu K onrada wcale

11 J. K o ź m i a n , D w a ideały polskie. „Przegląd Poznański” 1 8 5 1 ,p o szy t l , s . 114-128.

12 Z. K r a s i ń s k i , L isty do Koźm ianów . Oprać. Z. S u d o 1 s k i. Warszawa 1977, s. 323.

(6)

„M ODLITW A” CY PRIA N A N ORW IDA 5 5

nie jest w dram acie jednoznaczne” 13. Nawet słynne Widzenie [ks. Piotra], które - zgodnie zapew ne z intencją samego M ickiew icza - wielu, ja k choćby Konrad Górski czy A lina W itkow ska14, uznawało za elem ent kom pozycyjnie rów now aż­

ny, nie znosi dom inującej pozycji monologu. Że był on dla N orw ida tekstem w aż­

nym , jak im ś stałym punktem odniesienia, św iad czą choćby cytow ane tu ju ż wzmianki. Z resztą m ożna takowych w pism ach poety znaleźć w ięcej. Dla naszych rozw ażań nie to jest w ażne, czy w pełni rozum iał on i w łaściw ie odczytyw ał Im ­ prow izację, ale ja k j ą odczytyw ał i ja k w ykorzystyw ał we w łasnej twórczości.

Warto jeszcze odnotow ać na m arginesie, że Prom ethidiona, który pochodzi mniej więcej z tego sam ego okresu co M odlitwa (przyjm uje się, że w iersz powstał ok.

1850 r.)15, w książce K rytyka literacka w twórczości Norw ida Sław om ir Rzepczyń- ski interpretuje jako polem ikę z poglądam i wyłożonym i przez M ickiew icza w Im ­ prow izacji. Niech i ten pośredni argument zaśw iadczy o słuszności przyjętego tu

kierunku lektury M odlitw y - przy pełnej św iadom ości jeg o hipotetycznego cha­

rakteru.

M ając na uw adze w szystkie w spom niane zastrzeżenia, m ożna pow iedzieć, że N orw id i M ickiew icz rozw ijają sw ą refleksję na ten sam tem at, a ściślej, Norwid podejm uje jeden z zasadniczych wątków M ickiewiczowskiej Im prow izacji: pro­

blem relacji człow ieka do Boga. Podejm uje go w szakże w taki sposób, że M odli­

twę m ożna określić m ianem anty-Improwizacji. Stwórca, do którego kieruje K on­

rad swe liryczne uniesienia, żądania, szyderstwa, okrzyki rozpaczy i szaleństw a zbolałej, wypełnionej ponad m iarę uczuciem duszy, jest Stw órcą m ilczącym i od­

ległym, oderw anym od św iata i nieczułym na jeg o cierpienia. Stąd ów słynny w yrzut - pow tarzany po wielekroć: „M ilczysz, m ilczysz!” Ten m ilczący Bóg K on­

rada - j a k pow iada Alina W itkowska - , je s t je d n ą z wersji rom antycznego abso­

lutu, nigdy Panem św iata zaangażowanym w jego losy, spraw iedliw ym sędzią in­

gerującym w m oralny porządek ziem ski” 16. W strzym am się tu celow o od szcze­

gółowego om awiania skomplikowanego problemu wizji Boga z III części D ziadów '1.

13 W. W e i n t r a u b, P oeta i prorok. R zecz o profetyzm ie M ickiew icza. Warszawa 1982, s. 224.

14 K. G ó r s k i (Racjonalizm i m istyka w Im prowizacji Konrada. „Przegląd Warszawski” 1922, t. 3, nr 12. Przedruk w: Literatura a p rą d y um ysłowe. Warszawa 1938, s. 90) powiada: „Bóg w ostat­

niej chw ili powstrzym ał pęd Konrada i strącił grzesznika w otchłań, w przepaść bez dna i bez gra­

nic, z której zostanie podźw ignięty przez Księdza Piotra [...]”. Z kolei A . W i t k o w s k a {M ickie­

wicz. S łow o i czyn. Warszawa 1986, s. 149) pisała, że Ksiądz Piotr „jest określony przez pokorę, tak jak Konrad przez pychę”. Warto jeszcze wspomnieć o E. S z y m a n i s i e , autorze interesującej m o­

nografii M ickiew icz - kreacja autolegendy (Wrocław 1992, s. 125), który pow ołując się na tę opinię W itkowskiej stwierdza: „Przeciwstaw ienie postaw dwu głów nych bohaterów III części D ziadów było przeciw staw ieniem pychy pokorze. W zestaw ieniu tym dochodziła zatem do głosu problematy­

ka, którą M ickiew icz podjął w lirykach religijnych, wyraz przekonania, że prawda płynąca z obja­

wienia dostępna była tym, którzy potrafili godzić się na Boskie zrządzenie”.

15 Zob. A. K r e c h o w i e c k i , O C yprianie N orw idzie. P ró b a charakterystyki. P rzyczyn ki do obrazu życia i p r a c p o e ty na p o d sta w ie źró d e ł rękopiśm iennych. T. 1. L w ów 1909, s. 2 4 1 -2 4 2 . - Z. P r z e s m y c k i , komentarz w: C. N o r w i d , Pism a zebrane. T. A: Pism w ierszem d zia ł p ie r w ­ szy. Cz. 2. W arszawa-Kraków 1911 {recte: 1912), s. 879. - G o m u 1 i c k i, op. cit., s. 81.

16 W i t k o w s k a, op. cit., s. 146.

17 Pisali na ten temat (wprost lub pośrednio) niemal w szyscy interpretatorzy tekstu M ickiew i­

cza - J. Kleiner, W. Borowy, W. Weintraub, Z. Stefanowska, ostatnio głos w tej sprawie zabrał R. P r z y b y l s k i w książce S łow o i m ilczenie bohatera P olaków (Warszawa 1993, s. 1 39-157).

(7)

Dość tu jedynie pow iedzieć, że w sposób oczyw isty jest ona odm ienna od wizji Norwida, który od sam ego początku w M odlitw ie stara się ukazać B oga bliskiego człow iekowi, Boga, który nieustannie prowadzi dialog ze sw oim stw orzeniem - przem aw ia „Przez w szystko...” Jego „słow o” - utrw alone w naturze, historii, tra­

dycji, kulturze, samej ludzkości - jest w idzialne i odczuw alne. Stąd obecność N ajw yższego staje się niem al bezpośrednio i fizycznie dośw iadczaną rzeczyw i­

stością, przy zachow aniu Jego transcendentnego stosunku do tego, co stw orzone.

Może najpełniej tę bliskość wyraża współczucie i czułość drugiego człow ieka, w którego „czułym oku” - dostrzegamy tu polem ikę ze słynnym „potężnym okiem ” K onrada18 - odbija się pełnia Bożego obrazu.

W yłaniający się w pierwszej części N orw idow ego w iersza - w yodrębnionej klam row ym w yrażeniem „Przez w szystko” - określony przez biblijną tradycję typ relacji B oga-Stw órcy do człow ieka odsłania po dstaw ow ą strukturę św iata wartości utworu. Zapis dośw iadczania potęgi i w szechm ocy Boga, w prost niem al odsyłający nas do Psalm ów , łączy się zarazem z prześw iadczeniem o znikom ości i niedoskonałości ludzkiego bytu. O tym przekonuje nas druga część N o rw ido w e­

go utworu (w. 15-23), gdzie punkt ciężkości w yraźnie przesuw a się na podm iot liryczny. Boże Słowo, które przem aw ia „przez w szystko”, determ inuje „m ilcze­

nie” . D ośw iadczenie braku „głosu do odpowiedzi godnej” je st zarazem zw iązane z pragnieniem w ejścia w relację - w przestrzeń dialogu z N ajw yższym . Bo na­

stępne w ersy łam ią dopiero co w yrażoną deklarację m ilczenia. S ą przecież zapi­

sem próby dania „godnej odpowiedzi”, w której cierpienie i ból m ają odegrać za­

sadniczą rolę. Bohater utworu Norwida widzi bowiem w sytuacji cierpienia i w do­

św iadczeniu bólu oznakę dojrzałości i źródło wartości. M oże naw et św iętości?

N orw id zbliża nas do sytuacji ludzkiego cierpienia, po to jednak, aby podw ażyć jego bezw arunkow y sens. Chociaż podm iot liryczny deklaruje w obec Stw órcy m ilczenie, to tak napraw dę milczeć nie chce, a nadto w yznaje: „B łogosław ionym zazdrościłem stosu / 1 do B o 1 e ś c i jak do matki drżałem ” . A zatem - w yraża przekonanie, że aby rozm awiać z Bogiem, trzeba na to zasłużyć czym ś w yjątko ­ wym, wielkim , przekraczającym realne m ożliwości. W brew sobie i w brew sam e­

mu Bogu. M amy tu więc zapis swoistego przeżycia egzystencjalnego, które ku l­

m inuje w dram atycznym :

To jedno słow o wyjąknąwszy: „ k ł a m i ę” - Do niem ow lęctw a wracam...

Należy ten fragm ent - podobnie ja k i ca\ą M odlitw ę - odczytyw ać w k ateg o­

riach bardzo ogólnych. M oże wierność sobie, sw ojem u człow ieczeństw u, byw a trudniejsza niż dochow anie w iary Bogu? Nad tą paradoksalną praw dą zatrzym uje się N orw id. Problem dojrzałości „cało-człow ieczeństw a” należy - ja k sądzę - poszerzyć, odnosząc go rów nież do twórczości, sztuki: do kw estii dojrzałości ar­

tysty. Jeśli zaś przyjm iem y taki punkt widzenia, to M ickiew iczow ska Im prow iza­

cja okaże się doskonałym kontrapunktem dla M odlitwy. Przecież bohater m onolo­

gu - pisała Zofia Stefanow ska -

[reprezentuje] nie tylko ludzkość cierpiącą, ale i ludzkość twórczą, a w hierarchii m ożliw ości człow ieka twórczość artystyczna stoi w przekonaniu romantyków najwyżej. G eniusz poetycki

18 Pisał o nim w n ik liw ie W. B o r o w y w pracy „ P otężn e oko" M ickiew icza (w: K am ienne rękawiczki. I inne studia i szkice literackie. Warszawa 1932).

(8)

„M O DLITW A ” C Y PR IA N A N ORW IDA 57

jest najświetniejszym w cieleniem geniuszu ludzkiego, a w ięc - w tym system ie wartości - najw iększą kw alifikacją do sprawowania władzy nad ludzkimi duszam i19.

W w ierszu - zarysow ana w jego drugiej części sytuacja, choć w pom niejszo­

nej skali, ma w sytuacji K onrada odpow iednik negatywny. Dodajm y: nie chodzi tu w yłącznie o proste rem iniscencje - podobne do tych z dw uw iersza:

Na cztery strony świata mając ramię, Gdy doskonałość Twą obejm owałem ,

- który m ożna odnieść do słów M ickiew iczow skiego bohatera:

Ja mistrz!

Ja mistrz wyciągam dłonie!

Wyciągam aż w niebiosa i kładę me dłonie Na gwiazdach jak na szklannych harmoniki kręgach20.

Nie o aluzję - pow tórzm y raz jeszcze - tu chodzi. A przynajm niej nie o taką, która m ierzona byłaby racją intensywności i ilości narzucających się motywów.

Co nie oznacza, że takich naw iązań w tekście N orw idow ej M odlitw y nie m ożna znaleźć. Przeciwnie: prócz dopiero co wym ienionego sym bolicznego gestu w y ­ ciągniętych dłoni i ram ion m am y przecież podobną dialektykę głosu i m ilczenia, sytuację liryczną, i - przede wszystkim - tem atykę. Zarazem zauważam y, iż poeta tych elem entów szczególnie nie eksponuje: i to, jak należy przypuszczać, nie tyl­

ko w trosce o poziom artystyczny utworu. Bardziej od pow ierzchniow ej interesu­

je go bow iem struktura głęboka, zw iązana z w izją świata. M odlitw a je s t odpow ie­

dzią na wartość, dodajm y koniecznie: na wartość, która została rozpoznana jako w artość negatywna. Rzecz jasna, chodzi tu przede w szystkim o postaw ę człow ie­

ka i zarazem poety, inaczej mówiąc: człowieka-poety. Dla rom antyzm u postać i po­

zycja tw órcy je st kw estią podstawową. Nie zapom inajm y przy tym, że rom antycz­

ny w zorzec poety, którego twórczość jest jakąś potężną siłą zdolną przekształcać świat i ludzi, m ierzyć się z Bogiem samym, w znacznym stopniu został ukształto­

w any w łaśnie przez M ickiew iczow ski tekst. Zw łaszcza tytaniczno-dem oniczna odm iana tego wzorca. Słow a Konrada:

Boga, natury godne takie pienie!

Pieśń to wielka, pieśń-tworzenie;

Taka pieśń jest siła, dzielność, Taka pieśń jest nieśmiertelność!

Ja czuję nieśm iertelność, nieśm iertelność tworzę, C óż Ty w iększego m ogłeś zrobić - B oże? [WR 1 5 7-158]

- nie pozostaw iają naw et cienia wątpliw ości co do istoty rom antycznych aspiracji i przekonań. Edw ard Dembow ski pod wrażeniem D ziadów pow iada tak:

Poeta w chw ili natchnienia jest to Samson, jest to mędrzec, jest to anioł przypominający sw oje B oskie utworzenie na obraz i podobieństwo Boga. W szytkie władze duszy skupione

19 Z. S t e f a n o w s k a , Wielka - tak, ale dlaczego im prow izacja? W: P róba zdrow ego rozu­

mu. Studia o M ickiew iczu. Warszawa 1976, s. 86.

20 A. M i c k i e w i c z , D ziady. W: D zieła. Wyd. R ocznicow e. T. 3: D ram aty. Oprać. Z. S t e- f a n o w s k a . Warszawa 1995, s. 157. Dalej do tego tomu w ym ienionej edycji odsyłam skrótem WR. Liczby po skrócie oznaczają stronice.

(9)

w sercu nadają mu m oc jakąś nieziemską. Uczucie podniesione do najw yższego stopnia czyni go w ielkim , silnym i rozumnym21.

W tym paradygm acie porusza się także Norwid. Jednakże jeg o bohater wątpi w m oc w łasnego słow a oraz w doskonałość siebie. D ram atyczne „kłam ię!” leży w sferze zarówno egzystencjalnego przeżycia, jak i prawdy wypowiedzianej w imię w artości, którą odrzucił bohater Im prowizacji. N a pojęciu kłam stw a skupia się określony ładunek aksjologiczny. Warto jednak zauw ażyć, że w tym przypadku w rażliw ość sem antyczna N orw ida przesuw a się z negatyw nych jakości na sytu­

ację. N ajw ażniejsze je st tu bow iem doświadczenie „siebie jako prochu” . O tóż gdy bohater w iersza w yznaje, że kłam ie, mówi paradoksalnie prawdę. A by w pełni zrozum ieć intencję poety, trzeba sięgnąć do tekstów św. Pawła. Pow iada on tak w L iście do R zym ian:

niech B óg będzie prawdziwy, a w szelki człow iek kłamca, jako napisano: A byś był usprawie­

dliw iony w m owach tw oich, ażebyś zw yciężył, gdybyś sądził. [Rz 3, 4 ]22

Dalej A postoł N arodów podkreśla, że przez tak rozum iane kłam stw o czło­

w ieka ujawnia się praw da i chwała Boża. Co więcej: owo piętno ciąży na każ­

dym z nas. Wobec doskonałości i wielkości Stwórcy to, co stworzone, m oże jedynie kłam ać owej doskonałości i wielkości. Taką możliwość interpretacyjną potw ierdza fragm ent listu poety do Józefa Bohdana Zaleskiego (z listopada 1850):

I ten w łaśnie pokój-wewnętrzny - w d u c h u , ilekroć mu nie dość tak pozostać, ale ile­

kroć w p r a w d z i e uzewnętrznionym czynnie chce być, takim stawa równaniem do rze­

czyw istości ś w i a t a t e g o, że co chwila utęskniać i osm utniew ać, i om dlew ać, i co krok pra­

w ie w ołać musi z A p p o s t o ł e m - n a r o d ó w : f omnis homo mendax!

I tak ja jestem homo mendax, i tak każdy z ż y w i ą c y c h, [...] i tak (daruj) Ty jesteś...

[8, 115]

Bolesne w yznanie w M odlitw ie nabiera dodatkowej m ocy w zestaw ieniu z du­

m ą i pychą, jakie tow arzyszą Konradowi. Z jednej strony, m am y zatem stłum ione

„w yjąknąw szy”, z drugiej - trium falny dytyram b na cześć siebie i własnej tw ór­

czości, zdolnej poruszać konstelacje planet. W łaśnie ten poetycki geniusz spra­

w ia, że dochodzi do zrów nania Boga i człowieka.

Konrad traktuje siebie jako fenom enalnego artystę i ten swój dar porównuje z w ła ściw o ­ ściami Boga [...]. W szakże i inne sw e m oce duchowe uważa za Bogu podobne23.

Jam się twórcą urodził:

Stamtąd przyszły siły moje,

Skąd do Ciebie przyszły Twoje, [WR 160]

Znakiem potęgi i zarazem odrębności bohatera D ziadów je st serce. K onrad sądzi, że w łaśnie serce i uczucie dają mu m oralną przew agę nad Bogiem , który je st tylko bezw zględnym sędzią: dem iurgiem obojętnie patrzącym na ludzkie cier­

21 E. D e m b o w s k i, K ilka słó w o po jęciu p o ezji. W: Pism a. Pod red. A. Ś l a d k o w e j i M. Ż m i g r o d z k i e j. T. 3. Warszawa 1955, s. 450.

22 Biblia, to j e s t ca łe Pism o św ięte Starego i N ow ego Testamentu. Z hebrajskiego i greckiego język a na polski przetłumaczona. B.m. [1898], reprint b.m. [1989]. Zob. też Rz 3, 7, a także Ps 116,

11, które to słow a przytacza św. Paweł.

23 W i t k o w s k a, op. cit., s. 144.

(10)

„M O DLITW A ” CY PRIA N A NORW IDA 5 9

pienia. N ieczuły Bóg jedynie „m ądrze i w esoło” sądzi i rządzi, podczas gdy pełen determ inacji Konrad, obdarzony niezw ykłą w rażliw ością i uczuciem ogniskują­

cym w sobie uczucia całej ludzkości, cierpi i szaleje. W eintraub, który zajął się profetyczną św iadom ością M ickiewicza, stwierdza:

P ow iedzieć, że w buncie Konrada przyszedł do głosu romantyczny tytanizm, to mało. Bo m onolog Konrada to tytanizm w jeg o postaci skrajnej [...]. Rom antyczny tytanizm zakłada zm niejszenie odstępu dzielącego człow ieka od Boga. Na to, aby się zdobyć na bunt przeciw ko Bogu, trzeba się czuć w obec N iego już nie bezsilnym prochem, ale w jakiejś m ierze partnerem.

Konrad czuje się partnerem niem alże równorzędnym Bogu i groźnym. Wygraża przecież, że wojna, jaką Stwórcy wytoczy, będzie „krwawsza” od tej, którą w ydał szatan, że je g o bunt stanie się kataklizmem na miarę kosm iczną24.

I dalej dodaje:

Założeniem tytanizmu, mniejsza o to, czy dopowiedzianym , czy przyjętym tylko m ilczą­

co, jest przywódcza rola poety. To, że występuje on jako rzecznik mas ludzkich, jest zarówno funkcją, jak i konsekracją tej w yższości. A le nigdzie indziej to poczucie w y ższości nie przero­

dziło się w taką niesam ow itą pychę jak ta, która tutaj doszła do głosu25.

D um a i pycha - pycha i duma: dwie te cechy, uzupełniające się naprzem ien­

nie i dające raz po raz o sobie znać w m onologu, określają postaw ę bohatera D zia­

dów. W nich też m a swe źródło w ym ierzony najpierw przeciw naturze, a później przeciw Bogu bunt. Jednakże tytaniczna moc Konrada jest m ocą niezw ykłą, a przez to w yróżnia go spośród innych tego typu postaci w literaturze. Żaden z buntow ni­

czych bohaterów M iltona, Byrona czy Leopardiego nie w ytrzym uje takiego po­

rów nania, naw et Prom eteusz z dram atu Goethego, podobnie oceniany przez Józe­

fa K allenbacha, jeśli chodzi o stopień zuchw alstw a w obec bogów 26. N aw et on.

Druga - m oże naw et w ażniejsza - różnica wiąże się z tym, że gdy tam m am y do czynienia z buntem w im ię czyjejś autonom ii, np. ludzkości, grupy społecznej, narodu, to u M ickiew icza Konrad rzuca wyzwanie Bogu przede w szystkim w im ię niezależności własnej. Zarazem nie przyznaje jej innym ludziom , których traktuje jako bezw olną masę, a jakikolw iek sprzeciw z ich strony skłonny byłby potrakto­

wać z tyrańską bezw zględnością:

Co ja zechcę, niech wnet zgadną, Spełnią, tym się uszczęśliw ią, A jeżeli się sprzeciwią,

Niechaj cierpią i przepadną. [WR 161]

W postaw ie bohatera lirycznego, który odsłania ludzką słabość i niedoskona­

łość, N orw id w skazuje na odm ienny niż M ickiew icz w ym iar kontaktu z N ajw yż­

szym. Polem iczny zam ysł narzuca się wręcz sam. Przyw iązanie do własnej kon­

cepcji życia i przekonanie, że na kontakt z Bogiem m ożna zasłużyć jed y n ie przez coś w ielkiego i w yjątkow ego, coś, co przekracza m ożliw ości ludzkiego bytu27, w w ym iarze zarów no m ęczeństw a, ja k i tytanicznego w ysiłku na m iarę buntu

24 W e i n t r a u b , op. cit., s. 2 2 2 -2 2 3 . 25 Ibidem , s. 223.

26 Zob. W. K u b a c k i , A rcydram at M ickiew icza. Studia nad III częścią „ D zia d ó w ”. Kraków 1951, s. 126.

27 Zob. S. S a w i c k i , R eligijn ość liryki N orwida. W: N orw ida walka z fo rm ą . Warszawa 1986, s. 67.

(11)

Konrada, zostaje w M odlitw ie zakw estionow ane z całą mocą. M yliłby się jedn ak ten, kto by sądził, że dem oniczna postaw a tak charakterystyczna dla literatury rom antycznej jest tu głównym przedm iotem krytyki. Bardziej niż bluźnierstw a i groźby rzucane pod adresem Przedwiecznego zajm ow ał N orw ida rom antyczny bunt przeciw ograniczeniom ludzkiej natury, a za antym odlitew ną poeta skłonny był uznawać przede w szystkim postaw ę człowieka, który cały w ysiłek kieruje nie ku górze, ale ku sobie - gdy zaczyna się modlić „do siebie” . Stąd podkreślał stale potrzebę m odlitew nej dojrzałości, która przez radykalnie pojętą szczerość wobec siebie i wobec Boga musi prow adzić aż do stwierdzenia:

przekleństwo jest przeciw -błogosław ieństw em , które w formie m odlitw y się wyraża. Pow ie mi kto: „Jakiż m oże modlitwa m ieć związek z przekleństwem?”, a ja mu odpow iem : czy liż ten, który przeciw ko sam em u sobie nie m odlił się, modlił się kiedykolw iek? - zaiste nie. Jeżeli w ięc m odlim y się przeciw ko sobie samym - tedy przeklinamy się. Każde b ow iem dążenie do doskonałości jest przez to samo jakoby przekleństwem samych siebie w niedoskonałych popę­

dach n a s z y c h .[6, 448]

Tak dobitnie w yrażony w w ykładach O Juliuszu Słow ackim po gląd na tem at

„dobrej m odlitw y” określa rów nież interesujący nas w iersz, gdzie w obec w ypo­

wiedzianego „kłam ię” podm iot liryczny niem al zm uszony zostaje do w yznania swej słabości i niedoskonałości. Aby wydobyć w łaściw y sens owej dojrzałości, sięga N orw id po m etaforę niem ow lęctw a w zakończeniu drugiej części wiersza:

To jedno słow o wyjąknąwszy: „ k ł a m i ę” - Do niem ow lęctw a wracam...

Stan bez-mowy, nie-m ów ienia jest charakterystyczny dla pierw otnej sytuacji każdego człow ieka, m ożna rzec, iż jest jed n ą z konstytutyw nych cech niem ow lę­

cia. O dnotujm y jeszcze, że ten zw iązek „niem ow lęctw a” z „bez-m ow ą” uzasad­

niony jest etym ologią. Dla przykładu: w Słow niku Lindego obok w yrazu „nie­

m ow lę” pojaw ia się także „niem ow iątko”, „niem ów iątko” , „niem ota” etc. U trzy­

m ują to jeszcze słowniki z czasów Norwida: podobny ciąg w yrazów uzupełniony dodatkowo o „niem ow ię” pojaw ia się w Słowniku W ileńskim (przy haśle N iem ow ­ lę)28. M etafora „niem ow lęctw a” nie zjaw ia się w M odlitw ie na praw ach codzien­

nych naszych obserw acji i skojarzeń. Temat w iersza oraz zarysow ana sytuacja liryczna odsyłają nas do ew angelicznego m otywu „dziecka B ożego” .

W iadom o, ja k w ażna w Ew angelii je st kategoria dziecięctw a B ożego. W j a ­ kimś aspekcie praw dziw e dojrzew anie człow ieka zm ierza ku prostocie i niew in­

ności m ałego dziecka, a tym samym do „pierw o-kształtu” obrazu B ożego w nim zawartego. W w ielu tekstach autor Prom ethidiona porusza to zagadnienie, choć­

by w Vendôme, O statniej z bajek czy Jubileatyzm ie, w którym czytam y: „ T r z e - b a, s p o j r z a w s z y n a d z i e c k o m a ł e , w i d z i e ć B o g a” (6,5 8 5 ). Sym ­ boliczny pow rót do stanu dziecięcego w N orw idow ym utw orze to niem al ponow ­ ne narodziny człow ieka. Poeta odsłania tu - zgodnie z E w angelią - to, co dla człow ieka najw ażniejsze: że tajem nica prawdziwej w ielkości tkwi w pokorze, bez której nie m ożna dośw iadczyć rzeczywistego, m odlitew nego kontaktu z Bogiem 29.

28 Zob. też A. B r u c k n e r , Słownik etym ologiczny ję z y k a polskiego. K raków 1927 (i wyd.

nast.), hasło: N iem ow lę.

29 Trudno w tym miejscu zgodzić się z sugestią F e r t a (o p . cit., s. 85), iż „niem ow lęctw o”

(12)

„M ODLITW A” CY PRIA N A NORW IDA 61 W całej tw órczości N orw ida pokora zajm uje m iejsce uprzyw ilejow ane, najczę­

ściej byw a utożsam iana z pełnią i istotą człow ieczeństwa. Stanowi w tej poezji drogę ku tem u, co wynosi człow ieka ponad, co pozw ala oderw ać się od doczesno­

ści i co w yznacza praw dziw ą jego wielkość: bo „człow iek s k ł a n i a g ł o w ę , w z n o s z ą c g ł o w ę ” - czytam y w Tęczy (1, 309)30.

Jeśli przyw ołam y w pam ięci w skazane wcześniej dw ie podstaw ow e cechy określające postać K onrada w Improwizacji, to nietrudno zgadnąć, ku jakim in­

terpretacyjnym w nioskom zm ierza nasz wywód. Tytaniczna dum a i pycha boha­

tera D ziadów oraz dziecięca pokora i bezradność bohatera M odlitw y - jakże różne postawy. W łaściw ie sytuują się na przeciw staw nych biegunach świata, choć - podkreślm y - funkcjonują w obrębie tego sam ego pola aksjologicznego. Czyżby zatem polem ika? Tak, wiersz Norw ida przynosi ocenę postaw y Konradowskiej.

Co praw da, w ypow iedzianą nie wprost, ale z nietrudną do w ychw ycenia intencją.

Przedm iotem tej oceny jest przede wszystkim ogólna kondycja m oralna człow ie­

ka, a także ściśle z n ią zw iązana rom antyczna w izja poety zbuntow anego i poezji rozum ianej jako m anifestacja autonom icznego prom etejskiego w ysiłku twórcy.

Z rozw ażań dotychczasow ych wynika, że relacja M odlitw y do Im prow izacji je st relacją polem iczną. Ale problem jest bardziej złożony. Zanim się tą spraw ą tu zajm iem y, spróbujm y wpierw przyjrzeć się otw ierającem u ostatnią część tekstu zdaniu: „Jestem z n a m i ę!...” Wydaje się ono czytelne i jasn e, zw łaszcza w kon­

tekście bolesnego „omnis homo m endax'\ „Znam ię” to ślad na ciele zrobiony roz­

palonym żelazem : w ten sposób wyrażano prawo własności w obec niewolnika.

A zatem m etaforyczne , je ste m znam ię” znaczy mniej więcej tyle, co: jestem do Boga, który je st kimś pełniejszym i doskonalszym ode m nie, ontologicznie przy­

pisany, jestem w Jego posiadaniu. Ale to nie jedyny aspekt tego w yrażenia. „Zna­

m ię” to rów nież synonim „znaku”, „śladu”, „stem pla”, „piętna” , „stygm atu” czy

„pieczęci” . Ciąg ten w skazuje tym razem na szczególną bliskość Boga. W tym znaczeniu człow iek - nie zapominajmy, stw orzony na Jego obraz i podobieństwo - j e s t ja k gdyby „znakiem ” Przedwiecznego, bo nosi w „piersiach” swoich Jego tajem nicę, w ołającego anioła. Dzięki temu człow iek staje się w yróżniony i w y­

w yższony ponad wszelkie stworzenie - dodajmy, wyróżniony i wywyższony trwale:

„znam ię” je st także świadectwem trwałości. W tym sensie Bóg to ktoś niezw ykle nam bliski, ktoś, czyją obecność w yczuw am y nieustannie we własnym istnieniu, ktoś, kto ciągle w naszym życiu ,je s t” . To „sąsiedztw o” Boga odsłania jednocze­

śnie w ielkość, w yjątkow ość oraz niezw ykłość człow ieka. C echy wyw yższające ludzki byt potw ierdza w tym m iejscu tekstu słownictwo, kojarzące się z rzeczow ­ nikiem „znam ię” . W szystkie ówczesne słowniki (Lindego, wileński i w arszaw ­ ski) podk reślają zgodnie jego silny związek, oparty na etym ologii, z takimi w yra­

zami jak: „znam ienitość” , „znakom itość”, „zacność”, „w ybom ość” . Słowniki w i­

leński i w arszaw ski zaznaczają to w postaci odsyłaczy, natom iast Słow nik Lindego um ieszcza słowa: „znam ię” („znak”) - „znaczyć” („znamienować”, „znamionować”,

„znam ienić”) - „znam ienitość”, „znakom itość” etc. w jedn ym ciągu hasłow ym 31.

jest w w ierszu jedynie „metaforą sytuacji »bezm ow y«, gdy »znam ieniem « (znakiem , tym, co » w y ­ pow iada treść«, są nie słow a, a »fizjonom ia«) tzn. „natura” człow ieka.

30 Zob. M. S t a s z e w s k a , P aradoksy w liryce N orwida. W zb.: N ow e stu dia o N orw idzie.

Red. J. W. G om ulicki, J. Z. Jakubowski. Warszawa 1961, s. 5 8 -5 9 . 31 Zob. też B r ii c k n e r, op. cit., hasło: Znamię.

(13)

To podw ójne w idzenie ludzkiego bytu pozw ala odsłonić jeszcze inne sensy, gdy zestaw im y je z ujęciem poetyckiego geniuszu Konrada. B ohater M ickiew i­

cza, upojony sobą, nie prosi. On - pan i mistrz słowa, rów ny sam em u Stwórcy - po prostu żąda:

[...] daj mi w ła d z ę -je d n a część jej licha, C zęść tego, co na ziem i osiągnęła pycha,

[ ]

M ilczysz! - nie dasz dla serca, dajże dla rozumu. - [W R 165]

A tak kończy sw oją rozm ow ę z Najw yższym bohater M odlitw y.

Sam głosu nie mam - Panie - dałeś słow o, Lecz w ypow iedzieć któż ustami zdoła?

Przez Ciebie - prochów stałem się Jehową, Twojego w piersiach mam i czczę anioła - To rozwiąż jeszcze głos - bo anioł woła.

„Ja nie m istrz-słow a, ale sługa-słow a” (8, 186) - ten odw ołujący się bezpo­

średnio do M ickiew iczow skiego m onologu cytat z listu N orw ida do Jana Koź- miana (z r. 1852) m ógłby posłużyć nam za autokom entarz do M odlitwy. Postawa sługi słow a zryw a w im ię wartości m oralnych i praw dy egzystencjalnej z m istrzo­

stw em rom antycznym , z bezw zględnym w ładztw em i niczym nie skrępow aną sw obodą twórczą. Zam iast uwolnionego z wszelkich ograniczeń poety-w ieszcza m am y tu do czynienia z poetą, który chciałby dzięki Bożej łasce i m ocy przekazy­

wać praw dy przez niego sam ego dostrzeżone. Przypom ina się bliski czasowo Pro- m ethidion z krytyką poezji wieszczej i zarazem pochw ałą proroczej postawy, uj­

m owanej w duchu czasów po-Chrystusowych. R ozum ianą zatem jak o w słuchi­

w anie się w to, czego pragnie Bóg. Stefan Sawicki zauw aża we w stępie do edycji poem atu:

Prorok Norwida to uwrażliw iony cierpieniem interpretator „znaków czasu”, który proro­

kuje po to, aby ograniczyć cierpienie i „uniepotrzebnić ofiarę”. Jeden z tych w ielu, o których m ów i w P ierw szym liście do Koryntian św. Paweł32.

W M odlitw ie bohater, wyznając prawdę o własnych słabościach i ogranicze­

niach, prosi o „rozw iązanie głosu”, w łasce i m ocy Bożej szuka uzasadnienia dla siebie, także dla w łasnej twórczości. Jednak krytykując egotyzm poety-w ieszcza, N orw id nie kw estionuje faktu „w ybraństw a” oraz misji, jakie w inny stać się udzia­

łem twórców. Co więcej, zarysow ana zw łaszcza w ostatniej części M odlitw y sy­

tuacja - bliska w w arstw ie obrazowej biblijnym prorokom , a m yślow o w ierna tradycji Paw łow ego posłannictw a - wskazuje, że N orw idow ski bohater nie rezy­

gnuje ze szczególnych przyw ilejów poety rom antycznego. Pom im o tak silnego zakotw iczenia w pokorze - nie opuszcza go myśl o wyjątkow ości:

Przez Ciebie - prochów stałem się Jehową, Twojego w piersiach mam i czczę anioła -

Zatrzym ajm y się jeszcze przez chw ilę przy tych wersach. Pierw szy stanowi rezonans sensów dopiero co wydobytych z frazy: „Jestem z n a m i ę!...”, przy czym

32 S. S a w i c k i, wstęp w: C. N o r w i d . Promethidion. R zecz w dw óch dialogach z e p ilo ­ giem . Kraków 1997, s. 42.

(14)

„M O DLITW A ” C Y PRIA N A NORW IDA 63 nieco inaczej rozm ieszcza akcenty. Wymiar doczesności i przem ijalności podm iotu lirycznego, uaktualniony w słowie „proch”, przysłonięty je st - w brew tem u, co skłonni byli twierdzić niektórzy kom entatorzy w iersza - słowem „Jehow a33. W tym określeniu, bardzo niejasnym i tajem niczym , wyczuw am y dążenie do uczczenia człow ieka - gdzieś znajduje w nim uzasadnienie K onradow e rów nanie się z B o­

giem, choć pozbaw ił je N orw id buntow niczego wym iaru. Jeśli zatrzym am y nasze obserw acje intertekstualne na poziom ie leksyki, to m ożem y naw et zaryzykow ać stw ierdzenie, że N orw id o wiele dalej posuw a się niż M ickiew icz w określaniu ontologicznego statusu swego bohatera: próżno bow iem szukać w Im prowizacji - tekście ja k żaden inny w yw yższającym wielkość ludzkiego geniuszu - podobnie radykalnej form uły człow ieczeństw a. A utor M odlitwy nadaje przecież swem u bo­

haterowi imię, które w tradycji biblijnej przynależy tylko sam em u Bogu, im ię święte, dotykające Bytu A bsolutnego - istoty Przedw iecznego. To m etaforyczne określenie, które tak porażająco zbliża człow ieka do Stwórcy, w zm acniane jest jeszcze obrazem zam kniętego w ludzkich piersiach anioła, który czeka na B ożą łaskę „rozw iązania głosu”. Jest on sym bolem przeczucia i zarazem prześw iadcze­

nia o obecności w nas tego, co nadnaturalne, tw órcze i poetyckie34. O tw iera w y­

m iar świętości ludzkiego bytu; ukazuje jego „w ybraństw o”, podkreśla stałą obec­

ność w nim tego, co nadnaturalne, Boskie, wynoszące go ponad rzeczyw istość

„prochu” . A zatem m otyw acji dla określenia „prochów Jehow a” nie znajdziem y chyba w sam ym utworze. A nioł jedynie w zm acnia w yłoniony wcześniej sem an­

tyczny aspekt im ienia „Jehow a” , podkreślający ten szczególny przywilej blisko­

ści Stwórcy, jakim cieszy się człowiek. Z pom ocą przychodzi M ickiew iczow ski kontekst. Jedynie - jak sądzę - polem iczne nastaw ienie w iersza N orw ida wobec Im prow izacji m oże tłum aczyć intencję poety. Zapew ne ujaw nia się tu skłonność autora Prom ethidiona do operow ania ujęciami o charakterze paradoksu i, co w aż­

niejsze: traktow anie człow ieka jako obrazu Boga. Idea ta stale przew ija się w tw ór­

czości Norw ida. Ks. Antoni Dunajski pisze:

Znamienne, iż w edług Norwida obraz B oży zawarty jest nie tylko w wewnętrznej, ducho­

wej sferze ludzkiej osob ow ości [...], ale w całej osobie. Obejmuje w ięc w jakim ś sensie także sferę cielesn ości35.

A dalej dodaje jeszcze, że autor Vade-mecum:

eksponuje zw łaszcza dwa elem enty konstytuujące ideę B ożego obrazu: wyjątkow ą godność człow ieka oraz m ożliw ość w spółuczestnictwa w Bożym dziele stworzenia i zbawienia36.

Na tym tle K onradow e m ierzenie się ze Stw órcą rysuje się jak o negatyw ny odpow iednik imago D ei, który opiera się przede wszystkim na fundam encie po­

kory pojętej w ew angelicznym duchu. To pokora zbliża człow ieka w takim stop­

33 G o m u 1 i c k i, op. cit. - F e r t, op. cit. Warto odnotować, że W. B o r o w y (O N orw idzie.

R ozpraw y i notatki. Oprać. Z. S t e f a n o w s k a . Warszawa 1960, s. 44) „prochów Jehowę” z M o­

d litw y zestaw ia z władcą atomów z wiersza D o m ego brata Ludwika.

34 Podążam tu za sugestią W. B o r o w e g o („Anioł w o la ”. (Interpretacja czterech zw rotek N orw ida). W: O N orw idzie). Wprawdzie jego odczytanie związane było z wierszem W czora-i-ja, gdzie spotykamy identyczną metaforę, ale jako jeden z przykładów na takie właśnie jej rozumienie przyto­

czył fragment z M odlitw y (s. 71).

35 A. D u n aj s k i, C złow iek - „B oga żyw ego obraz". „Studia Norwidiana” 1 (1983), s. 82.

36 Ibidem, s. 87.

(15)

niu do sam ego Stwórcy, że pozw ala na nazwanie ludzkiego bytu Jego świętym imieniem. U czczenie człowieczej godności poprzez pokorę i chęć w yw yższenia jej poprzez pychę - to dw a różne wektory poetyckich działań, próbujące określić rolę i m iejsce poety rom antycznego wobec Stwórcy. Pierw szy prow adzi w prost do świętości i do w yw yższenia, do słów wielbiących: „Przez C iebie - prochów stałem się Jehow ą” ; drugi - do upadku, do obrazobórczego: „K rzyknę, żeś Ty nie ojcem świata, ale...” .

W interpretacji M odlitw y starałem się ukazać polem iczny zam ysł Norwida.

O dczytyw ałem ten tekst jak o odpow iedź na znam ienną dla rom antyzm u koncep­

cję człow ieka-poety, której najpełniejszym wyrazem jest Im prow izacja z III czę­

ści D ziadów. Propozycja takiej lektury wynika nie tyle z przekonania o genetycz­

nym pow iązaniu w iersza z m onologiem , ile z wyczuwalnej aksjologicznej relacji, jaka - za spraw ą polem icznego zam ysłu autora Prom ethidiona - silnie łączy oba teksty. N orw id w M odlitw ie i M ickiew icz w Im prow izacji działają - pow tórzm y raz jeszcze - w obrębie tego sam ego paradygm atu: człow iek w relacji do Boga, słowo ludzkie, słowo poety wobec świata i Boga. Polem ika N orw ida krąży wokół wartości. M ickiew iczow ski Konrad to „arcytyp poety indyw idualisty” . Z postaw ą sam ouw ielbienia, pychy i uduchow ionego egoizm u, który swe ujście znajduje w postaw ie buntu i walki M ickiew iczow skiego bohatera ze Stw órcą, kontrastuje w Norw idow ym w ierszu pokora poety-proroka, który chce m ów ić w praw dzie we w łasnym im ieniu, ale z przyzw olenia i z m ocą łaski Bożej. W szystko zależy tu od Przedwiecznego, w szystko jest Jego darem: także słowo poetyckie, które oczeku­

je na w yw ołanie. W artość poetyckiego świata M odlitw y w yrasta z B iblii i z chrze­

ścijańskiej tradycji, a je st przez poetę ujaw niana poprzez ukazyw anie niezwykłej zależności ontologicznej człow ieka od Stwórcy, zależności pozw alającej na zro­

zumienie wielkości tylko poprzez w łasną słabość, „w ybraństw a” poprzez służbę.

Jedynie Bóg um ożliw ia postaw ienie znaku podobieństw a m iędzy człow iekiem a najw yższą B ożą wartością, która - m ożna rzec - nadaje aksjologiczny sens na­

szemu istnieniu37. Człow iek bowiem „jest”, podobnie ja k Bóg, choć istnieje w y­

łącznie przez Niego. Bodaj najdobitniej sform ułow ał poeta tę zasadę w wierszu Pierw szy list, co m nie doszedł z Europy, wyraźnie naw iązującym i do M odlitwy, i do Im prow izacji:

O! Boże... jeden, który JESTEŚ - B oże, Ja także jestem ...

...choć jestem przez Ciebie [ 1 , 219]

Norw id odczuw ał potrzebę polem iki z poglądam i swojego w ielkiego poprzed­

nika. N ajczęściej się z nim nie zgadzał, krytykował: nieraz naw et złośliw ie, za­

wsze jedn ak M ickiew icz pozostaw ał dla niego tw órcą w yjątkow ym . Jeśli nawet autor Prom ethidiona nie cenił - jak pow iada Zofia Trojanow iczow a - praw d przez tę poezję niesionych, to bezsprzecznie do końca życia uznaw ał w ielkość osoby i talentu M ickiew icza38. W yrazem tego w łaśnie am biw alentnego stosunku może być także M odlitwa.

37 Zob. W. S t r ó ż e w s k i , Istnienie i w artość. Kraków 1981, s. 85.

38 Z. T r o j a n o w i c z o w a , N orw id w obec M ickiew icza. W zb.: C yprian N orw id. W 150-le- cie urodzin. M ateriały konferencji naukowej 2 3 -2 5 w rześnia 1971. Red. M. Żmigrodzka. Warszawa 1973, s. 197.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W przestrzeni dyskretnej w szczególności każdy jednopunktowy podzbiór jest otwarty – dla każdego punktu możemy więc znaleźć taką kulę, że nie ma w niej punktów innych niż

Spoglądając z różnych stron na przykład na boisko piłkarskie, możemy stwierdzić, że raz wydaje nam się bliżej nieokreślonym czworokątem, raz trapezem, a z lotu ptaka

Bywa, że każdy element zbioru A sparujemy z innym elementem zbioru B, ale być może w zbiorze B znajdują się dodatkowo elementy, które nie zostały dobrane w pary.. Jest to dobra

Następujące przestrzenie metryczne z metryką prostej euklidesowej są spójne dla dowolnych a, b ∈ R: odcinek otwarty (a, b), odcinek domknięty [a, b], domknięty jednostronnie [a,

nierozsądnie jest ustawić się dziobem żaglówki w stronę wiatru – wtedy na pewno nie popłyniemy we właściwą stronę – ale jak pokazuje teoria (i praktyka), rozwiązaniem

W przestrzeni dyskretnej w szczególności każdy jednopunktowy podzbiór jest otwarty – dla każdego punktu możemy więc znaleźć taką kulę, że nie ma w niej punktów innych niż

Zbiór liczb niewymiernych (ze zwykłą metryką %(x, y) = |x − y|) i zbiór wszystkich.. Formalnie:

też inne parametry algorytmu, często zamiast liczby wykonywanych operacji rozważa się rozmiar pamięci, której używa dany algorytm. Wówczas mówimy o złożoności pamięciowej;