• Nie Znaleziono Wyników

"Rzut kośćmi" Mallarmégo : od oralnej metafory milczenia do piśmiennej metafory bieli

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Rzut kośćmi" Mallarmégo : od oralnej metafory milczenia do piśmiennej metafory bieli"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Piotr Śniedziewski

"Rzut kośćmi" Mallarmégo : od

oralnej metafory milczenia do

piśmiennej metafory bieli

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1/2 (121-122),

193-207

(2)

Piotr ŚNIEDZIEWSKI

Rzut kośćmi Mallarmégo

- od oralnej metafory milczenia

do piśmiennej metafory bieli1

B ertran d M archai nazw ał R z u t kośćmi „œuvre u ltim e ”2 S tép h an e’a M allarm égo. Ten ep ite t po siad a w in te resu ją cy m m n ie k o n tek ście co n ajm n ie j dwa zn acze­ nia. Po pierw sze, dzieło poety m ożna określić jako ultime, czyli o sta tn ie , k o ń co ­ we, poniew aż R z u t kośćmi jest o sta tn im tek stem , n a d k tó ry m M a lla rm é pracow ał p rze d śm iercią, przygotow ując go pieczołow icie do d ru k u . Po dru g ie, ultime to także p rz y m io tn ik określający rzecz ostateczn ą, będ ącą zw ieńczeniem p ro je k tu , jego n ajb a rd z ie j d o jrza łą realizacją, p u n k te m dojścia. M am y w ięc do cz ynienia z utw orem o s t a t n i m i o s t a t e c z n y m , te k ste m , k tó ry w edług A lberta T h ib a u d e ta 3 zn a jd u je się gdzieś p om iędzy tym , co M a lla rm é faktycznie n ap isał, a tym , co sobie tylko w ym arzył. P om iędzy słow em a m ilczen iem , cz ern ią a tra ­ m e n tu a b ie lą strony.

1 N in ie jsz y tek st jest poszerzon ą w ersją referatu w y g ło sz o n e g o na k on feren cji „Cisza i m ilc z e n ie w literatu rze i sz tu c e ” zorganizow anej p rzez prof. L. Sokola

w In sty tu cie S ztuk i PA N (W arszawa, 9 styczn ia 2009).

2 S. M allarm é Œ uvres complètes, éd. p résen tée, éta b lie et an n otée par B. M archal, vol. I, s. G allim ard , Paris 1998, s. 1315. W szystk ie fran cu sk ie cy ta ty z d z ie ł M allarm égo oraz część k om entarzy B. M archala podaję za tym w yd an iem . D alej stosuję skrót: OC, n u m er tom u , n u m er strony. T łu m a czen ia , jeśli nie podaję d od atk ow ych in form acji, p och od zą od e m nie.

3 Zob. A. T h ib a u d et L a Poésie de Stéphane M allarm é, G allim ard , Paris 1959, s. 418.

19

(3)

19

4

Dzieło o s t a t n i e ,

czyli kłopoty z drukiem

Pom ysł R zu tu kośćmi zro d ził się p ra w d o p o d o b n ie dość w cześnie, bo już pod koniec lat sześćdziesiątych. M a lla rm é pracow ał wówczas n a d utw orem z a in sp i­ row anym Zagładą domu Usherów E dgara A llana Poego. Je d n a k schem at opow ie­ ści fantasty czn ej z a stą p ił sch em atem b a jk i filozoficznej, w której tytułow y b o ­ h a te r (Ig itu r) zm ierzyć się m u si z p e rso n ifik a c ja m i różn y ch pojęć a b stra k cy j­ n ych oraz z w łasną św iadom ością, będ ącą dla niego m ro czn ą zagadką. P oeta n i­ gdy tej b a jk i nie ukończył, choć w iązał z n ią spore n ad z ie je i, zdaje się, stanow i­ ła ona w ażny etap w jego b io g rafii tw órczej. Czas p rac y na Igiturem to bow iem okres n astę p u ją c y tu ż po k luczow ym dla p isa rz a p rze ło m ie z lat 1864-1866. Wów­ czas to M a lla rm é zdecydow anie odrzuca ro m an ty czn ą sp u ścizn ę poetycką oraz p o d aje w w ątpliw ość w yrafinow aną estetykę p a rn a siz m u . O d ch o d zi od p oezji opisow ej (skupionej na re p re z e n ta c ji św iata) oraz dyskursyw nej (pragnącej p rz e ­ kazać czytelnikow i w yraźny k o m u n ik a t, n ak ło n ić go do przyjęcia określonej id e ­ ologii). Isto tn ie jsz a w ydaje m u się reflek sja n a d sam ym językiem , sposobam i jego fu n k cjo n o w an ia oraz tow arzyszącym i m u o g ran iczen iam i. Tym pro b lem o m , k tó re zw iązane są przed e w szystkim z p ro je k te m nowej poetyki, tow arzyszą za­ skakujące odkrycia m etafizyczne. W liście do H en rie g o C azalisa z 14 listo p ad a 1869 ro k u M a lla rm é , u siłu jąc p rzed staw ić głów ny te m a t b a jk i Igitur, pisze o tym w n astę p u ją c y sposób: „Jest to b ajk a, dzięki której chcę zniszczyć starego potw o­ ra B ezsilności, jego przyczynę, bym m ógł się pośw ięcić m o jem u w ielk iem u m o ­ zołowi p o d ję te m u na nowo. Je śli ją skończę (bajkę), będ ę uleczony; similia sim ili­

bus” (OC, I, s. 748).

„S tary potw ór B ezsilności” to m etafora, któ rą M allarm é wykorzystyw ał n ie ­ je dnokrotnie, by nazwać kłopoty z p racą n ad kolejnym i tekstam i. B ardzo często te n sta n poetyckiej b ezp ło d n o ści w ynikał z obsesyjnego ro zm y ślan ia n a d in n ą m etaforą - lazu ru , panującego w edług pisarza nie tylko n a d znaczną częścią p o ­ ezji rom antycznej, ale zagrażającego także lite ra tu rz e w drugiej połowie X IX stu ­ lecia. L azu r (wystarczy tu w spom nieć jedynie w iersz z 1866 ro k u tak w łaśnie zaty­ tułow any) to synonim m etafizycznych zobow iązań poezji, która - zam iast skupić się na słow ach - u siłu je n ie u sta n n ie potw ierdzać swą rację b y tu w religijnych za­ św iatach. Tę tradycję M allarm é stara się odrzucić, co p o tw ierdzają m iędzy innym i w iersze L e Sonneur (1862), Renouveau (1866) oraz bajka Igitur, m ogąca słusznie uchodzić za zapow iedź zu p e łn ie nowej poezji. W o sta tn im tekście (lub raczej w n o ­ ta tk a c h zebranych z m yślą o jego n ap isan iu ), by ponow nie zająć się genezą in te re ­ sującego m n ie poem atu , znalazła się część zatytułow ana R z u t kośćmi, a w niej sło­ wa, będące kluczow ym i słow am i w utw orze, do którego M a lla rm é pow róci pod koniec lat dziew ięćdziesiątych: P rzypadek, Idea, A bsurd, Akt.

Igitur jest zatem , jak pow iada B e rtra n d M archal, „p re h isto rią ” (OC, I, s. 1317) R zu tu kośćmi. W ydaw nicze losy p o em atu rozpoczynają się zaś w listo p ad zie 1896

(4)

Śniedziewski

Rzut kośćmi

Mallarmégo - od oralnej metafory.

pracy z p ism em „C osm opolis” . Po k ilk u m iesiącach, 4 m aja 1897 roku, R z u t kość­

mi ukazuje się na łam ach tego periodyku. Pierw sze odczucia poety są m ieszane.

W liście do A ndré G ide’a z 14 m aja 1897 ro k u M allarm é wychwala redakcję p i­ sm a, iż była dostatecznie „odw ażna i w yśm ien ita” (OC, I, s. 816), by zaryzykować d ru k ta k dziwnego oraz niecodziennego poem atu. Jed n ak z p u n k tu w idzenia p isa ­ rza, k tó ry m ógł „przedstaw ić rzecz tylko połow icznie” (OC, I, s. 816), sukces był częściowy. C hodzi o to, że w „C osm opolis” nie zaakceptow ano w szystkich zaleceń typograficznych M allarm égo. W p iśm ie p rzyjętą je dnostką d ru k u , co wcale nie zaskakuje, była jedna strona, narzucająca tradycyjną w naszej k u ltu rz e lek tu rę, od lewego do praw ego m arg in esu oraz z góry na dół. Poecie zależało zaś, by p o rzą­ dek w ertykalny został zastąpiony p o rząd k iem horyzontalnym , a jednostką d ru k u stały się dwie strony, bo - jak pisał dalej w liście do G ide’a - to w pag in acji kryje się cały efekt (zob. OC, I, s. 816). R edakcja „C osm opolis” p oprosiła też M allarm égo o zredagow anie krótkiego w stępu, pom ocnego w le k tu rze poem atu , sam a zaś d o ­ dała jeszcze k ilkuzdaniow y przypis, objaśniający ideę utw oru. Pom ysł n ie wywo­ łał en tu zja zm u poety, k tó ry rozpoczął w stęp od dość ostentacyjnego stw ierdzenia: „W olałbym, aby nie czytano tej Noty, lub, przebiegłszy ją ledw ie w zrokiem , naw et o niej zap o m n ia n o ”4.

M arzenie p isarza m iało być jed n ak zrealizow ane przez innych wydawców. Już w g ru d n iu 1896 ro k u do M allarm égo zwrócił się A m broise V ollard z m glistą jesz­ cze propozycją w ydrukow ania jego tekstów w raz z ilu stra cjam i O dilona R edona. Pom ysł n ab ra ł rum ieńców tu ż po p u b lik a cji w „C osm opolis” . M allarm é p rzy stą­ pił wówczas do rozm ów na te m at ostatecznej edycji poem atu , któ ra spełniałaby w szystkie w ym ogi dotyczące pag in acji oraz u k ła d u i ro d za ju czcionek. R ed ak to ­ rem to m u został sam V ollard, a d ru k arze m F rim in D idot. Pod koniec listopada 1897 ro k u k o rekta szczotek d ru k a rsk ic h była zakończona (zob. OC, I, s. 1319­ -1320). Rozmowy z R edonem przeciągały się jed n ak do kw ietnia kolejnego roku. M allarm é zm arł w krótce po tem (9 w rześnia 1898), nie doczekaw szy p ublikacji. V ollard zw rócił się więc z prośbą o pom oc w u kończeniu p racy do Paula V aléry’ego (p o w szech n ie u w ażanego za u c z n ia i je d n eg o z n a jb liż sz y c h p rz y ja c ió ł M a l­ larm égo), ale na skutek kolejnych kom plikacji zrezygnow ał z dalszej redakcji. Do p ro jek tu pow rócił dopiero E d m o n d B onniot i wydał R z u t kośćmi w 1914 ro k u bez ilu stracji, ze zm ienionym u k ład em czcionek (który M allarm é zaakceptow ał wcześ­ niej w projekcie przygotow yw anym dla Vollarda) oraz z przedm ow ą z „C osm opo­ lis”. Tekst ukazał się n ak ład e m É d itio n s de la N ouvelle Revue française. N ajnow ­ sza edycja krytyczna zn a jd u je się zaś w pierw szym tom ie Œuvres complètes opraco­ w anym przez B ertranda M archala i w ydanym w 1998 ro k u w B ibliothèque de la P léiade w ydaw nictw a G allim ard.

S. M allarm é R z u t kośćmi nigdy nie zniesie p rzy p a d k u , przeł. T. R óżycki, wprow. M.P. M ark ow sk i, red. K. B azarnik, Z. Fajfer, H a!art, K raków 2005, s. 47. C y taty lo k a lizu ję w tek ście, podając w naw iasie p o lsk i ty tu ł oraz num er

strony.

19

(5)

96

1

P rzedstaw iłem p ery p e tie w ydaw nicze dotyczące R zu tu kośćmi w sposób dość szczegółowy przede w szystkim z dwóch powodów. Po pierw sze dlatego, że na z n a­ czenie typografii oraz k sz tałtu wydaw niczego p o em atu uwagę zw racał sam M a l­ larm é, sugerując, iż to od n ic h w łaśnie zależy in te rp re tac ja tek stu . Po drugie, p o ­ niew aż ze spostrzeżeń K atarzyny B azarnik oraz Z enona Fajfera (pom ieszczonych w posłow iu do p rze k ład u Tom asza Różyckiego - R z u t kośćmi, s. 122) m ożna by w ysnuć m ylne w nioski, jakoby M allarm é pracow ał n a d dwoma różnym i w ersjam i p oem atu , podczas gdy chodzi o jeden tylko tekst, choć o dość złożnej h is to rii5.

Dzieło o s t a t e c z n e ,

czyli pismo zamiast głosu

D ość pogm atw ane losy te k stu nie w ydadzą się w ogóle skom plikow ane, jeśli pow rócim y do zagadnienia jego o s t a t e c z n o ś c i . Poem at m iał być bow iem , obok p ro jek tu Księgi (Le Livre), zw ieńczeniem literack ich poszukiw ań M allarm égo. D latego dostrzec w n im m ożna dwie tend en cje, p rzep latające się w całej tw órczo­ ści pisarza i wyw ołujące niem ało in te rp re tac y jn y ch niep o ro zu m ień . Tę n ie jed n o ­ znaczność dobrze ilu stru je fragm ent krótkiego te k stu S ur la philosophie dans la poésie (1892), będącego odpow iedzią M allarm égo na ank ietę C h a rles’a M o rice’a: „F u n ­ d am en t in te le k tu a ln y w iersza kryje się i zn a jd u je - m a m iejsce - w przestrzeni, która oddziela strofy, oraz pośród b ie li strony: znaczące m ilczenie, rów nie w spa­ n iałe do kom ponow ania, co i w ers” (OC, II, s. 659).

W ypowiedź ta potw ierdza, że M allarm é był nie tylko poetą niezw ykle w rażli­ wym na słowa, ale i na przestrzeń , która je otacza. Z ad an ie pisarza polega więc zarów no na odpow iednim d o b ie ra n iu słów, łączeniu ich w zaskakujące grupy, jak i na „kom ponow aniu” bieli. Piszący m u si wziąć pod uwagę i zapisane słowa (ich b rzm ien ia , konotacje), i rozm ieszczenie tych słów na papierze. N ie byłoby w p o ­ dobnych sp ostrzeżeniach nic zaskakującego, gdyby M allarm é nie korzystał tak często i ch ę tn ie z m etafory m i l c z e n i a , bo to w łaśnie ona jest odpow iedzialna za w spom niane p rze d chw ilą n iep o ro zu m ien ia. M ilczenie jest oczywiście, p o d p o ­ w iadają n am to w szystkie słow niki oraz liczne opracow ania6, b rak ie m słów, p rze­ rwą w m ów ieniu, zaw ieszeniem głosu. W tym sensie w ydaje się też zw iązane tylko i w yłącznie z oralnością. Tym czasem M allarm é m yśli o zu p ełn ie innym m ilczeniu - „znaczące m ilcz en ie” z te k stu S ur la philosophie dans la poésie jest przecież

tożsa-P rzyznać jed nak trzeba, iż porów n an ie tek stu o p u b lik o w a n eg o w „ C o sm o p o lis” z w ersją (n ieco o d m ien n ą ) przygotow yw aną dla A. Vollarda d op row ad zić m oże do ciek aw ych u sta leń , n iejed n o k ro tn ie isto tn y c h dla ro zu m ien ia R z u tu kośćmi - zob. z esta w ie n ie opracow ane p rzez M . M urata w k siążce L e Coup de dés de M a lla rm é. U n

recom m encem ent de la poésie, B e lin , Paris 2005, s. 111-126.

S zczegółow o i p recyzyjn ie na tem at d e fin ic ji lek se m u milczenie p isze np. J.J. Jadacki

O pojęciu m ilczenia, w: S em a n tyka m ilczenia, red. K. H an d ke, S la w isty czn y O środek

W ydaw niczy, W arszawa 1999, s. 17-32.

5

(6)

Śniedziewski

Rzut kośćmi

Mallarmégo - od oralnej metafory.

m e z „bielą stro n y ”, ulega u p rze strzen n ien iu , a jego c h a rak te r nie m a nic w spól­ nego z m ów ieniem . M ilczenie zostaje połączone z pism em , z czernią lite r i b ielą strony. Zaczyna więc funkcjonow ać nie jako synonim b ra k u słów, ale raczej jako odpow iednik niezapisanej k artk i. Ten sam p aradoks pojaw ia się w w ażnym te k ­ ście teoretycznym M allarm égo, zatytułow anym Kryzys wiersza (1897): „Wszystko staje się niepew nością, wyrywkowym u kładem , z przem iennością i z przeciw sta­ w ieniem , ryw alizując z ry tm em całościowym , któ ry m byłby w iersz milczący, zło­ żony z m iejsc p u sty c h ”7.

P rz ek ła d Ewy D o ro ty Ż ółkiew skiej jest w tym m ie jsc u nieco nieprecyzyjny, poniew aż w oryginale czytam y o „w ierszu m ilczącym , składającym się z b ie li [lub, sięgając po te rm in z z a k resu ty p o g rafii, ze św ia teł]” (OC, II, s. 211). Także w M i­

mique (1897) M a lla rm é pisze o m ilcz en iu , będącym o d p o w ied n ik iem „m ilczącej

ody” (OC, II, s. 178) oraz jedynym p o r y m a c h bogactw em , a za te m czym ś w ykraczającym poza słowa. Przyw ołuję w szystkie te cytaty, by pokazać, iż w arte uw agi jest uw zględ n ien ie ró żn icy m iędzy o raln ą m e tafo rą m ilcz en ia a p iśm ie n ­ n ą m e tafo rą b ie li, często przez M allarm ég o k o jarzo n ą z m ilczen iem . Świadom ość ró żn ic y nie p ow inna w tym p rz y p a d k u prow adzić do e lim in a c ji jednej z tych m etafor, poniew aż obie, jak m i się w ydaje, za jm u ją w ażne m iejsce w tw órczości poety - stanow ią też ab so lu tn ą podstaw ę um ożliw iającą rozpoczęcie le k tu ry R zu tu

kośćmi8.

Oralna metafora milczenia (słowo)

Żywioł słowa (tradycja oralna) tru d n o naw et oddzielić od żyw iołu d ru k u (tra­ dycja pism a). Ze względów analitycznych spróbuję jed n ak zacząć od oralnej m e­ tafory m ilczenia. Poniew aż słowo to m a m e t a f o r y c z n y charakter, nie n ale­ ży go rozum ieć dosłownie. M allarm é nigdzie nie głosił nihilisty czn y ch postulatów końca literatury, zupełnego jej w yczerpania. N a żadnym etapie jego twórczość nie była pochw ałą poetyckiej afazji, choć p roblem y z w ysłow ieniem są jej głów nym tem atem . Już w w ierszu L’A zu r (1866) p odm iot liryczny żali się na tw órczą niem oc i bezpłodność, a w Wietrze morskim (1866) czytam y o „lam py [...] św iatłości cichej / N ad p u stą k artką, której strzeże biel o k ru tn a ” (przeł. R yszard M atuszew ski, Wybór

poezji, s. 34). W arto też przypom nieć, iż w artykule Symphonie littéraire, opub lik o ­

w anym w 1864 ro k u w p iśm ie „L’A rtis te ”, M a lla rm é nazw ał o p ie k u n k ę poezji m odernistycznej m uzą bezsilności (zob. OC, II, s. 281). K łopoty z w ypow iadaniem oraz z zapisyw aniem słów pojaw iają się także w k o resp o n d en cji poety. W liście do A lberta C ollignona z kw ietnia 1864 ro k u M a lla rm é wyznaje: „N ie p o trafiłb y m

S. M allarm é K ryzy s w iersza, przeł. E .D . Ż ó łk iew sk a , w: tegoż, Wybór poezji, red. A. W ażyk, PIW, W arszawa 1980, s. 84. T łu m a c z e n ia p o ch o d zą ce z tego zb ioru lo k a lizu ję dalej w ed łu g schem atu: tłu m a cz, Wybór p o ezji, n u m er strony.

P odob n e p rzek on an ie form u łu je w ielo k ro tn ie M . M u rat L e Coup de dés de M allarm é, s. 84, 86, 106-107, 160.

7

8

19

(7)

19

8

naw et P an u pow iedzieć, jak b ardzo to pióro, porzucone na stole, pokrytym przez k u rz, w ydaje się ciężkie do podźw ignięcia - naw et po to, b y do Pana n ap isa ć ”9. Parę d n i później H e n ri C alazlis m ógł przeczytać p o dobną skargę: „M uszę staczać ciężkie boje, by zdecydować się sięgnąć po p ió ro ” (Correspondance, s. 177). W resz­ cie w liście z 30 m arca lub 6 kw ietnia 1865 ro k u M allarm é w yznawał te m u sam e­ m u przyjacielow i: „C zuję w sobie p u stk ę i nie m ogę zapisać choć słowa na n ie sk a­ z iteln ie b iałym p ap ierze” (Correspondance, s. 235). Tego ro d zaju ro zte rk i doprow a­ dzą pisarza do pow ażnego kryzysu poetyckiego i egzystencjalnego, k tó ry p rzy p a­ da na lata 1864-1866 i stanow i w ew nętrzną cezurę w jego biografii twórczej. Po ro k u 1866 M allarm é już się nie żali, nie pisze o m ilczeniu, ale stara się je w ykorzy­ stać jako fig u rę w ypow iedzi poety ck iej. T en e k sp ery m en t zaow ocow ał p rzed e w szystkim p rze łam a n ie m klasycznych zasad reto ry k i - M allarm é zrezygnow ał (o czym w spom niałem już wcześniej) z tzw. poezji dyskursyw nej, która w jasny spo­ sób przekazuje czytelnikow i określony k o m u n ik a t, oraz z poezji deskryptyw nej, roszczącej sobie praw o do adekw atnego opisu rzeczyw istości. Jego żyw iołem stał się język i to w n im - parad o k saln ie - poszukiw ać należy tropów m ilczenia.

R z u t kośćmi w ydaje się jednym z najdojrzalszych dzieł, któ re pow stały w łaśnie

w konsekw encji p rzeło m u z lat 1864-1866. To w tym poem acie w najbardziej wy­ razisty sposób M allarm é p odaje w w ątpliw ość w artość referencji, kw estionuje ją i znosi, poniew aż zad an ie lite ra tu ry n ie polega na tw orzeniu językowego ekwiwa­ le n tu świata. A utoteliczny ch a rak te r te k stu ukazany został w sposób m a n ifesta­ cyjny już w jego tytu le, k tóry jest zarazem głów nym i porząd k u jący m zd an iem całego dzieła - „R zut kośćm i n igdy nie zniesie p rz y p a d k u ” („U n coup de Dés jam ais n’abolira le H asa rd ”). M allarm é w ykorzystał tu figurę etym ologiczną b a r­ dzo p odo b n ą do tej, która pojaw iła się już w sonecie Unosząc swe paznokcie... (p ier­ w otna redakcja w iersza pochodzi z 1868 roku). Przypom nę tylko, że pierw szy wers sonetu: „U nosząc swe paznokcie błyszczące onyksem ” (przeł. A dam W ażyk, Wybór

poezji, s. 60) jest ilu starcją m e ch a n izm u znoszącego w szelkie pozatekstow e od n ie­

sienie. W języku fra n cu sk im słowo onyx („onyks”) etym ologicznie pochodzi od greckiego onux, które oznaczało tyle, co ongle (czyli „paznokieć”) 10. W przyw oła­ nym p rze d chw ilą w ersie „paznokcie” błyszczą więc nie tyle „onyksem ”, ile „pa­ zn o k c ia m i” . W ew nętrzna gra słów okazuje się isto tn iejsza od przedm iotow ego odniesienia, a w iersz „staje się - jak tw ierdzi B e rtra n d M arch al - m iejscem p u stk i lub nieobecności” (OC, I, s. 1190). O znacza to, iż d o m in u je w n im negatyw ny ży­ wioł przeczenia (bardzo isto tn y na poziom ie czysto gram atycznym ) oraz tem atyka sam otności, ale także - m ilczenia, będącego jednak nie tylko p rze d m io te m

reflek-9 S. M allarm é Correspondance complète 1862-1871 suivie de L ettres sur la poésie

1872-1898 avec des lettres inédites, préf. Y. B onnefoy, éd. éta b lie et an n otée par

B. M archal, G allim ard , Paris 1995, s. 175. K olejne cytaty lo k a lizu ję w tek ście głów n ym w ed łu g schem atu: Correspondance, n u m er strony.

10 Zob. D ictionnaire étymologique de la langue française, dir. O. B loch , W. von W artburg, PU F, Paris 2004 (hasło: o n yx).

(8)

sji, ale i fig u rą zaw ieszenia głosu oraz rezygnacji z pozatekstow ego uzasadnienia poezji.

Podobny m echanizm w ystępuje w Rzucie kośćmi. Otóż tytułow e zdanie jest przy­ k ła d em takiej samej figury etym ologicznej, jaka pojaw iła się w inicjalnym w ersie sonetu Unosząc swe paznokcie... F ran cu sk i rzeczow nik hasard („przypadek”) po ­ chodzi od arabskiego słowa az-zahr, oznaczającego „kość do gry, grę w kości” 11. W tym kontekście „R zut kośćm i n igdy n ie zniesie p rz y p a d k u ” m ów i n am tyle tyl­ ko, że „R zut kośćm i nigdy nie zniesie rz u tu k ośćm i” . Język staje się wówczas p rze­ dziw ną ta u to lo g ią 12. N ie jest to jed n ak tautologia opisyw ana w po d ręczn ik ach do reto ry k i jako błąd, n iezam ierzone pow tórzenie czy red u n d a n cja . C hodzi tu raczej o sam ą n a tu rę języka, k tóry m ówi tylko o sobie, a nie o świecie, k tó ry przekazuje n am siebie, a nie k o m u n ik a t. Język nic n am zatem n ie m ów i (milczy!) o świecie, nie poucza nas i nie naw raca, baw i się jedynie słow am i, zaskakuje, b u d z i zdziw ie­ nie. Iden ty czn y przy k ład pojaw ia się w analizow anym poem acie raz jeszcze, choć nie jest to już skom plikow ana figura etym ologiczna, ale dość p rosta tautologia. M allarm é pisze: „Nic n ie będzie m iało m iejsca oprócz m iejsca” (R zut kośćmi, s. 110­ -111), jakby p rag n ą ł dosłow nie zinterpretow ać fra n cu sk i zwrot avoir lieu („mieć m iejsce”). O kazuje się, że tylko m i e j s c e (pozatekstowe) m oże m i e ć m i e j ­ s c e , n ato m iast w języku m a j ą m i e j s c e jedynie s ł o w a .

I są to słowa - należy to od raz u podkreślić - w ieloznaczne, często niejasne bąd ź tru d n e do zrozum ienia. R z u t kośćmi nie jest bow iem p rzejrzystą opowieścią o czym ś - M allarm é zaw raca na to zresztą w yraźnie uwagę, pisząc w przedm ow ie w ydrukow anej w „C osm opolis”: „Wszystko dzieje się, w skrócie, jak hipoteza; unika się opow iad an ia” (R zut kośćmi, s. 48). N ie m a tu m owy o fabule b ąd ź p rze słan iu poem atu , żad en m ożliw y do uchw ycenia i n ie zm ien n y sens utw oru n ie pojaw ia się w trak cie lektury. W L'Action restreinte (1895) poeta określa te n fenom en w n astę­ p u jący sposób: „U kryty sens [tom u] porusza się i u kłada w chór k a rte k ” (OC, II, s. 217). N ie zda się tu na nic herm en eu ty czn a dociekliwość, poniew aż dzieło M al­ larm égo jest znaczeniowo niestabilne. Julia Kristeva tw ierdzi, iż w przypadku R zutu

kośćmi tru d n o uznać tek st za „rzeczyw isty p rz e d m io t”, którego znaczenie należa­

łoby ustalić, gdyż tego ro d za ju d ziałanie jest po p ro stu niem ożliw e. P oem at M al­ larm égo postrzegać raczej należy jako „proces”, w któ ry m dochodzi do n ie u sta n ­ nych tran sfo rm ac ji p o d m io tu i te m a tu 13. M ożna co praw da zaryzykować stw ier­ dzenie, iż R z u t kośćmi - w zakam uflow any sposób n aw iązujący do p o em atu La

Bouteille à la M er (1853) A lfreda de V igny - jest opow ieścią o katastro fie okrętu,

ale b ardzo szybko okazuje się, że k atastro fą jest sam o opow iadanie, n ie potrafiące

Śniedziewski

Rzut kośćmi

Mallarmégo - od oralnej m etafo ry.

11 Tam że (hasło: hasard).

12 N a tem at zn a czen ia ta u to lo g ii w R zu cie kośćmi zob. m .in. B. M archal Lecture de

M allarm é, C orti, Paris 1985, s. 273.

13 J. K risteva Quelques problèmes de sém iotique littéraire à propos d ’un texte de M allarm é.

„ U n coup de dés”, w: Essais de sémiotique poétique, dir. A.J. G reim as, L ibrairie

L arousse, Paris 1972, s. 212-217.

66

(9)

2

0

0

zadość uczynić w ym ogom klasycznej logiki czy spójności. Tekst rozpada się za to na nieskończenie wiele m etafor, pojaw iających się często w innych utw orach M al- larm égo. Jed n ą z kluczow ych jest zaś m etafora „konstelacji” .

C iekaw ym przy k ład em jej obecności w ydaje się cytowany już sonet Unosząc

swe paznokcie... O statn im słowem wiersza jest tajem niczy „le se p tu o r” (OC, I, s. 38),

przełożony na język polski jako „siedm iorakie gw iazdy” (przeł. A dam W ażyk, Wybór

poezji, s. 60). Rzeczywiście, być m oże chodzi w tym utw orze o konstelację siedm iu

gw iazd, zn ajd u jącą się na P ółnocy i odbijającą się w lu strze pozostaw ionym w p o ­ koju, o czym dow iadujem y się z sam ego w iersza. Byłby to za te m gw iazdozbiór W ielkiej N iedźw iedzicy. Jed n ak le septuor w języku fra n cu sk im oznacza także „sep­ te t”, czyli g rupę składającą się z siedm iu m uzyków. P rzypom nę, że w sonecie Uno­

sząc swe paznokcie... w ystępują tylko dwa rym y (jeden z n ic h to b ardzo kunsztow ­

ny rym zakończony na -yx: onyx, Phénix, p ty x, S ty x , nixe, se fix e - OC, I, s. 37-38), a w ięc siedem wersów przypada na jeden, siedem na drugi. Z atem , jak tw ierdzi B e rtra n d M archal, „siedem gw iazd to nie W ielka N iedźw iedzica, ale jej poetyckie sym ulakrum : to refleksja n a d w ierszem z jego siedm iom a p ara m i rymów. [...] Sie­ dem gw iazd to tylko konstelacja słów” (OC, I, s. 1191). A jeśli konstelacja jest złożona ze słów, to le septuor w inien nas odsyłać n ie tyle do rozgw ieżdżonego nieba, ile raczej do innego słowa - tym m oże zaś być w w ierszu „bibelot p u stk i dźw ięczą­ cej z w ieczora”, będący zresztą m etaforą całego sonetu. Tak oto zm ian ie ulega spo­ sób le k tu ry w iersza - zgodny z tradycją p o rząd ek lin e arn y zostaje jakby uprze- strzenniony, słowa nie n a stę p u ją po sobie, ale tw orzą sieć, k onstelację w łaśnie, której należy się przyglądać w p io n ie i w poziom ie, b iorąc też po d uwagę linie przekątne. Tekst jest więc przeznaczony nie tylko do czytania, ale i oglądania.

S ięgnąłem po przy k ład sonetu Unosząc swe paznokcie. , poniew aż w Rzucie ko­

śćmi także w ystępuje leksem „konstelacja” i to w b ezp o śred n im sąsiedztw ie tak ich

słów, jak „S ep ten trio n oraz Północ” (Rzut kośćmi, s. 113). Co w ięcej, i w tym p o ­ em acie nie chodzi o przek azan ie jasnego k o m u n ik a tu , a jego le k tu ra nie m a nic w spólnego z tradycyjnie pojętym czytaniem . Tu, by w ogóle cokolwiek pojąć, trz e ­ ba w iedzieć, iż nie w ystarczy czytać z góry na dół czy od lewego do praw ego m arg i­ nesu. Jednostką d ru k u (o czym już w spom inałem ) są bow iem dwie strony, więc oko w inno biec od lewego m a rg in esu strony lewej do praw ego m a rg in esu strony praw ej. W inno też uw zględnić n ie jednolitość redakcji: różne rozłożenie wersów na stronie, m niejsze bądź w iększe św iatła m iędzy słowam i, sem antyczne n acecho­ w anie m arginesów . D odatkow ą kom p lik acją są różne kroje pism a, sygnalizujące pojaw ianie się kolejnych zdań, n ie u sta n n ie przep latan y ch . W yodrębnienie tych zdań nie przynosi żadnego re z u lta tu , gdyż ich rozbicie - zam ierzone przez poetę - spraw iło, iż stanow ią one nie tylko pew ne całostki, ale w chodzą też w relacje (czę­ sto popraw ne po d w zględem gram atycznym ) ze zd a n ia m i wobec n ic h p o d rzęd n y ­ m i albo przy n ajm n iej tym i, które doprow adziły do ich rozbicia. N aw et zdanie ty­ tułow e podlega te m u procesow i, o czym w prost pisze M allarm é: „Fikcja w yjdzie jed n ak na jaw i rozproszy się, szybko, w edług ruchliw ości pism a, wokół frag m en ­ tarycznych przystanków głównej frazy w prow adzonej już od ty tu łu i kontynuow a­

(10)

Śniedziewski

Rzut kośćmi

Mallarmégo - od oralnej metafory.

n e j” (Rzut kośćmi, s. 48 )14. C zytelnik nie pow inien więc naw et poszukiw ać k o m u ­ n ik a tu przekazanego w k o h ere n tn y sposób. Tekst bow iem nic o tym nie mówi.

O ralna m etafora m ilczenia nie dotyczy jednak tylko i w yłącznie referencyjne­ go zaw ieszenia oraz rezygnacji z k o m u n ik a tu . M ilczenie jest także zw iązane z m u ­ zycznym aspektem tekstu. Przez długi czas to w łaśnie m uzyka była dla M allarm égo - jak zresztą dla w ielu sym bolistów - najdoskonalszą ze sztuk. U rzekała go z a ra­ zem swoim n ie m aterialn y m ch a rak te re m , tkw iącą w niej siłą sugestii, jak i tech ­ niczn ą doskonałością. P arty tu ra m uzyczna była w edług poety m agicznym pism em , które ustępow ało jedynie p rzed w nikliw ym i św iadom ym spojrzeniem (zob. Hérésies

artistiques. L’A rt pour tous, 1862). Je d n ak m uzyka to nie tylko dźw ięki, to także

przem yślnie kom ponow ana cisza, to pauzy i m om enty m ilczenia. Ten rys w yraźny jest zwłaszcza w w ierszu Św ięta (1865-1883), w któ ry m tytułow a postać (święta Cecylia - p a tro n k a m uzyki) jest nazw ana „M uzykantką ciszy” (przeł. M ieczysław Ja stru n , Wybór poezji, s. 47). A luzje do dzieła m uzycznego w ydają się też niezw ykle istotne dla zrozum ienia R zu tu kośćmi. W cytowanej już przedm ow ie do p u b lik a cji w „C osm opolis” M allarm é podkreślał, iż jego poem at trzeba traktow ać jako swego ro d zaju p arty tu rę: „N ależy dodać, iż to nagie użycie m yśli w raz z jej cofnięciam i, p rze d łu że n iam i, ucieczkam i, lu b sam jej rysunek okazuje się dla tych, którzy chcą czytać na głos, p a rty tu rą ” (R zut kośćmi, s. 48).

N ieco dalej poeta pisze o „em isji głosowej” oraz o „w znoszeniu lub op ad an iu in to n a c ji” (R zut kośćmi, s. 48). W tym u jęciu tekst przekształca się w p arty tu rę , p rze z co M a lla rm é n ie ja k o z a k ła d a jego rec y ta c ję , k tó ra w in n a resp e k to w ać i uw zględniać nie tylko to, co zostało zapisane czarnym atra m en tem , ale i to, co zostało zasugerow ane b ielą strony. N ie bez pow odu w przedm ow ie do R zu tu kość­

mi czytamy: „«Białe pola» bow iem n ab ierają znaczenia, u d erzają pierwsze; wymogła

to, jak i ciszę wokoło, w ersyfikacja, do tego stopnia, że fragm ent, liryczny lub kil- kustopowy, zajm uje p o śro d k u trzecią część strony: nie przek raczam tej m iary, lecz jedynie ją ro zp raszam (R zut kośćmi, s. 48).

By m ożna było pojąć te „białe p o la” (czyli typograficzne „św iatła”) oraz do- okolną ciszę (będącą - jak m ożem y się dom yślać - n ie „św iatłem ” pom iędzy lin ia ­ m i, ale tym , co je otacza, czyli biały m i m arg in esam i), konieczne w ydaje się zaw ie­ szenie głosu w trak c ie „czytania na głos”, a więc m ilczenie. Tym razem jest ono jed n ak w ta k im sam ym sto p n iu w ynikiem recytacji, głośniej lektury, jak i sygna­ łem , że coś dziwnego dzieje się w sam ym tekście. To m ilczenie jest bow iem rea k ­ cją na zm ieniony krój czcionki oraz na białe, niezapisane części strony. D latego oralnej m etaforze m ilczenia w p rzy p a d k u R zu tu kośćmi n ie o d m ie n n ie tow arzyszy p iśm ien n a m etafora bieli.

14 Tym sam ym M allarm é zrea lizo w a ł zam iar, o którym m ó w ił już w 1891 roku, od p ow iadając na an k ietę J. Hureta: „Przez tom przyszłej p oezji p rzeb iegać będ zie d u ży w ers in ic ja ln y z n iesk o ń czo n ą ilo śc ią m otyw ów p o życzon ych od

in d y w id u a ln eg o słu c h u ” (O C, II, s. 699). R az jeszcze p otw ierd za się w ięc teza o R zu cie kośćmi jako utw orze nie tylko o sta tn im , ale i o stateczn ym , bo realizu jącym

(11)

2

0

2

Piśmienna metafora bieli (druk)

Jak isto tn a była ona dla M allarm égo, m oże świadczyć choćby fra g m en t z li­ stu p oety do E u g èn e’a L e fé b u re ’a z 18 lu teg o 1865 roku: „N ad p ap ie re m , r o ­ d z i s i ę a rty sta ” (Correspondance, s. 227). U źró d eł p oezji nie tkw i za te m n a ­ tc h n ie n ie , ale zm aganie się z b ia łą k a rtk ą , z ab so lu tn y m m ilcz en ie m , k tó re jest jej ekw iw alentem . Poezja pow staje z nicości i do n icości pow raca - jej istn ie n ie n ie w iąże się ani z żad n y m furor poeticus (opisanym w Jonie przez P lato n a i b a r ­ dzo p o p u la rn y m w rom antycznej te o rii poezji), an i z zachw ytem czytelnika (choć jego obecność jest w kalkulow ana w proces tw orzenia). Poezja liczy się zaś jako te k st, jako to, co zostało za p isa n e na białej kartce. Jest w ięc tożsam a z p ism em . D latego M a lla rm é w Kryzysie wiersza k p ił z „w zniosłego n ie ła d u stro n ic y ro m a n ­ ty c zn e j” (przeł. Ewa D o ro ta Ż ółkiew ska, Wybór poezji, s. 84). Jego p o p rze d n icy nie dość pow ażnie p o tra k to w a li bow iem rz e m ieśln ic zy aspekt p isa n ia . Poezja była dla n ic h sław ieniem w arto ści ab so lu tn y ch , w ykraczających poza te k st, a p o ­ eta - jak w w ierszu V ictora H ugo D icté en présence du Glacier du Rhône ze zb io ru

Les Feuilles d ’automne (1831) - skrybą nieskończoności. D la M allarm ég o - w prost

przeciw nie - kom pozycja stro n y oraz typ o g rafia m a ją kluczow e znaczenie. W cy­ tow anej w cześniej L'Action restreinte poeta w yraźnie p o dkreśla: „Z auw ażyłeś już, że n ie pisze się św ietliście po ciem nej p rz e strz e n i, tylko alfab et gw iazd ukazuje się w te n sposób, naszkicow any lu b rozrzucony; człow iek n ak ła d a czerń na b ie l” (OC, II, s. 215).

Z ad a n ie p oety nie polega na p o sz u k iw an iu in sp ira c ji w zaśw iatach lu b re li­ g ijn ie p o jęty ch n ie b io sa ch (w spom inałem już, że n iebo jest w jego p oezji tylko odb iciem - jak w sonecie Unosząc swe paznokcie...), ale na n a k ła d a n iu czern i na b ie l, czyli a tra m e n tu na stronę. P ow ołaniem poety, jeśli o ja k im kolw iek pow oła­ n iu m ożna w tym p rz y p a d k u m ów ić, jest p isan ie. N a te n w ym iar lite ra tu ry , czy­ sto rzem ieślniczy, M a lla rm é był w rażliw y w łaściw ie od p o cz ątk u swej literac k iej kariery. D latego, przygotow ując w iersze do p u b lik a c ji w pierw szej se rii L e Par­

nasse contemporain, zw racał się z p ro śb ą do C a tu lle ’a M en d esa (list z 24 k w ietnia

1866 roku):

C h ciałb ym c z c i o n k ę d o ś ć z w a r t ą , która o d p o w ia d a ła b y k on d en sacji w ersu, i n i e c o p r z e s t r z e n i m i ę d z y w e r s a m i , b y w yraźn ie o d d z ie la ły się jedne od d ru gich , co jest k o n ieczn e w zw iązk u z ic h z a g ęszczen iem . P onu m erow ałem w iersze; czy jest to potrzebne? W każdym razie ch cia łb y m także, b y po każdym p ojaw iło się d u że św iatło, przerw a, p o n iew a ż n ie b y ły on e n a p isa n e jako ciąg. (Correspondance, s. 293-294)

Dwa elem enty okazują się w tym p rzy p a d k u kluczowe: krój czcionki oraz świa­ tło, czyli n iezadrukow ana p rze strzeń strony. Spośród w ielu tekstów M allarm égo, będących doskonałą ilu stra cją tego rod zaju wrażliw ości, koniecznie w ym ienić n a ­ leży Popołudnie Fauna (1876), w któ ry m tylko i w yłącznie o dm ienny krój czcionek (antykw a, kursyw a, pom niejszona m ajuskuła) oraz w ykorzystanie św iatła do roz­ bicia n a rra c ji pozw alają czytelnikow i zorientow ać się, czy m a do czynienia z p ró ­

(12)

Śniedziewski

Rzut kośćmi

Mallarmégo - od oralnej metafory.

bą opisu rzeczyw istości fauna, czy m oże tylko ze snem b ąd ź zm yśleniem . Uwagi na podobny te m at pojaw iają się rów nież w koresp o n d en cji - zwłaszcza tej, która kierow ana była do E dm onda D em ana, wydawcy M allarm égo (listy z 7 kw ietnia 1891 oraz z 21 lipca 1896).

W p o d o b n y m kontekście nie p o w in ien być dla n as zaskoczeniem fakt, iż R z u t

kośćmi, „œ uvre u ltim e ” M allarm égo, jest p róba w yciągnięcia n a jb ard zie j ra d y ­

k aln y ch k onsekw encji z p o d o b n y ch przem y śleń . N ie dziw ią ta k że w ypow iedzi literaturoznaw ców , k tó rzy w zw iązku z tym p o em ate m m ów ią o „estetyce ty p o ­ g ra fic z n e j” czy też „estetyce w iz u a ln e j” 15 - co sam M a lla rm é nazyw ał w eseju

Książka, narzędziem duchowym (1895) „ ry tu a łem sk ła d u typ o g raficzn eg o ” (przeł.

Ewa D orota Ż ółkiew ska, Wybór poezji, s. 89). Jacques S cherer tw ie rd z i naw et, iż „p o em at R z u t kośćmi nigdy nie zniesie przypadku jest zw ień czen iem w szystkich p o szukiw ań M allarm ég o w d zied z in ie ty p o g ra fii” 16. P odobne sp o strzeżen ia p o ­ czynił już jed en z pierw szych słuchaczy i czytelników R zu tu kośćmi - P aul Valéry, n o tu ją c w k ró tk im eseju Un coup de dés: „Tutaj, n ap ra w d ę , p rz e strz e ń m ów iła, rozm yślała, tw orzyła czas. O czekiw anie, w ah an ie i k o n ce n trac ja były r z e c z a ­ m i w i d o c z n y m i . M ój w zrok d ostrzegał m ilczen ie, k tó re się u c ie le śn iło ”17. „U cieleśnione m ilcz en ie” m a już niew iele w spólnego z zaw ieszeniem głosu, dośw iadczeniem granic języka m ów ionego czy z poetycką figurą suspensji. Valéry słusznie dostrzega w projekcie M allarm égo próbę całkow itego zerw ania z tra d y ­ cją oralną. Jeśli zaś w yzw aniem dla poezji p rzestaje być mowa, to i m ilczenie n ale­ ży rozum ieć inaczej. W ypada w łaściwie zrezygnować z tej m etafory i zastąpić ją inną, p iśm ien n ą m etaforą d ru k u i bieli. N ie bez pow odu Valéry pisze dalej w cyto­ w anym p rze d chw ilą eseju: „Cała jego [M allarm égo] inw encja, pow stała z w ielo­ le tn ic h analiz języka, książki, m uzyki, opiera się na d o strzeżeniu znaczenia strony, w izualnej jedności. S tarannie studiow ał [...] w ydajność rozłożenia b ie li i czerni, porównyw ał intensyw ność czcionek”18.

W szystko zależy zatem od „rozłożenia b ie li i czern i” . W Rzucie kośćmi rzeczy­ w iście św iatło i rodzaj czcionki odgrywają kluczow ą rolę. W przedm ow ie do po ­ em atu M allarm é podkreśla:

P ap ier w k racza za k ażd ym razem , k ie d y ja k iś ob raz z a n ik a lu b pow raca, u w a ln ia ją c cią g in n y c h , a p o n ie w a ż n ie c h o d z i tu, jak z a zw y c za j, o reg u la rn e c e c h y d ź w ię k o w e c z y w ie r sz o w e - a raczej o p r y z m a ty c z n e w e w n ę tr z n e p o d z ia ły Id ei, o m o m e n t p o ja ­ w ie n ia się i o to, ż e b y trw ało ic h w s p ó łd z ia ła n ie w p ew n ej d u ch o w ej d o k ła d n ej r eży ­ se r ii, tek st n arzu ca się w r o z m a ity c h m ie jsc a c h , b liż e j lub d alej u k ry te g o p r z e w o d ­ n ie g o w ą tk u , z racji p r a w d o p o d o b ie ń stw a . K o rzy ścią , je śli w o ln o m i ta k p o w ie d z ie ć , lite ra ck ą , tej od w zo ro w a n ej o d le g ło ś c i, w u m y ś le r o zd ziela ją cej g ru p y słó w lu b naw et

15 A. T h ib a u d et L a Poésie de Stéphane M allarm é, s. 419 i 420.

16 J. S cherer L’Expression littéraire dans l ’œ uvre de M a lla rm é, D ro z, Paris 1947, s. 206. 17 P. V aléry Variété I e t I I , G allim ard , Paris 1998, s. 265.

18 Tam że, s. 268.

2

0

(13)

2

0

4

słow a p o m ię d z y n im i, jest to, iż zd a je się o n a to p r z y sp ie sz a ć , to z w a ln ia ć tem p o , sk a n d u ją c je, o b w iesz cza ją c je n aw et w e d łu g pew nej sy m u lta n ic z n e j w iz ji Strony. (R z u t

kośćm i, s. 47 -4 8 )

Pierwsza rzecz, k tó rą należałoby w tym fragm encie podkreślić, to m a n ifesta­ cyjne w ręcz zerw anie z porząd k iem oralnym . Czytam y, iż „nie chodzi tu [...] o re ­ g u larn e cechy dźwiękowe czy w ierszow e” . A ni głos, an i tradycyjne m e tru m (z gło­ sem pow iązane) nie znalazły się w orbicie zainteresow ania poety. Zależy m u ra ­ czej na p ochw yceniu sam ego p ro cesu m yślenia. D latego n ie z a p isa n y „ p a p ie r” w yznacza n iejako początek i koniec refleksji, jest niem ym sygnałem rów nie n ie ­ m ych m yśli lub tych m om entów , kiedy myśl - wyzw alając się z „m owy w ew nętrz­ n e j” - m yśleć przestaje. To jedyny m om ent, kiedy w tw órczości M allarm égo poja­ wia się m ilczenie ab solutne albo raczej - by raz na zawsze porzucić tę o ralną m e­ taforę - niczym n ieskażona biel. To czystość niebędąca su b sty tu tem czegokolwiek, to znak pozbaw iony uchw ytnego signifiant i rezygnujący z jakiegokolw iek signifié. Biel p a p ie ru to chw ila absolutnej p u stk i. Jeśli - jak tw ierdziłem nieco w cześniej - poezja ro d zi się z nicości i do nicości pow raca, to b iała p rze strzeń niezapisanej strony jest jedynym m ożliw ym do w yobrażenia ekw iw alentem tej nicości. W te k ­ ście poetyckim nic się wówczas nie w ydarza, wszystko się zatrzym uje, poniew aż naw et m yśl p isarza zostaje jakby zawieszona.

Po chw ili b iegnie ona dalej, a na stronie pojaw ia się wówczas czerń farby d ru ­ k arskiej, kolejne litery - bo w łaśnie b iel i czerń tw orzą to, co poeta w cytow anym p rze d m om en tem fragm encie nazw ał „sym ultaniczną w izją S tro n y ”. Z apew ne d la ­ tego M allarm é w przedm ow ie do R zu tu kośćmi zw raca uwagę na „różnicę czcionek pom iędzy m otyw em cen traln y m , pobocznym i są sie d n im i” (R zut kośćmi, s. 48). O ne zaś w inny n ie tylko wpływać na różnice w in to n a cji (jeśli zdecydujem y się na głośną le k tu rę), ale i oddawać zawsze kłopotliw y oraz nieoczyw isty p orządek m y­ śli. Z tego pow odu tytułow a i n ad rz ęd n a fraza jest w Rzucie kośćmi drukow ana p o ­ gru b io n ą m aju sk u łą, dwie frazy wobec niej p o drzędne m niejszą m aju sk u łą oraz m niejszą i w iększą m a ju sk u łą pochyloną, dwie kolejne frazy m in u sk u łą oraz mi- n u sk u łą pochyloną, na k ońcu zaś pojawia się pom niejszona i pochylona m in u sk u - ła. Jak już w spom niałem , żadne z tych zdań nie jest zap isan e w sposób ciągły; w szystkie one zostały m iędzy sobą przem ieszane. W efekcie o trzym ujem y nie tyl­ ko próbę o ddania nieciągłego c h a ra k te ru m yśli, ale i zanużam y się w coraz głęb­ szą fikcję, zm yślenie - sugerow ane dodatkow o przez spójn ik i rozpoczynające k lu ­ czowe zdania zapisane różnym i ro d zajam i m a ju sk u ły („QUAND BIEN M Ê M E ”,

„CO M M E S I ”, „SI” - OC, I, s. 369, 376, 381) oraz przez czas „im p arfait du sub­

jo n c tif” użyty w trybie w arunkow ym („EXISTÂT-IL” - I, s. 383). P rzypom nę, iż próba odzw ierciedlenia rzeczyw istości dzięki p ism u okazała się porażką, p o n ie­ waż pism o m iało w czasie jej trw ania ch a rak te r w p ełn i tautologiczny, wskazywało nie na przedm ioty, ale raczej na m ech an izm w łasnego funkcjonow ania. Typ w yko­ rzystanej czcionki nie odnosi się już w ogóle do zew nętrznej rzeczyw istości; jest w yłącznym atry b u tem fikcji.

(14)

Śniedziewski

Rzut kośćmi

Mallarmégo - od oralnej metafory.

M ożna by pow iedzieć, że w konsekw encji R z u t kośćmi to dzieło p aradokslane i niem ożliw e, w któ ry m zapisane słowa oraz celowo pozostaw ione św iatła podają w w ątpliw ość tradycję logocentryczną19. D zieje się tak , poniew aż M allarm é, de­ p recjo n u jąc język mówiony, godzi się jednocześnie na bezw zględny p ry m at p i­ sma. To nie żywe słowo zn a jd u je się w ce n tru m jego zainteresow ania, choć poeta w ydaje się skazany na korzystanie z graficznej rep rez en ta cji tego słowa. Z apisane litery nie są jed n ak konw encjonalnym i o d pow iednikam i różnych dźwięków; ich zad an iem jest raczej próba u stru k tu ry zo w an ia procesu m yślenia. Logos, ro zu m ia­ ny jako żywe i słyszalne słowo, zaw dzięczające swe istn ien ie dźw iękom płynącym od człow ieka do człow ieka, przestaje być zatem istotny. Oko zastęp u je ucho, a w ie­ lowiekowy dorobek poezji lirycznej (będącej jednym ze składników trad y cji oral­ nej) zostaje pogrzebany. W raz z n im um iera też poeta, którego osoba była do tej pory g w arantem sensu w poezji. Pism o zastępuje poetę, obecność autora nie jest już niezbędna, by poezja m ogła się w ydarzać. N ie m u si on występować p rze d p u ­ blicznością, nie m usi być. M allarm é w spom inał już o tym w liście do E dm onda D em ana z 7 kw ietnia 1891 roku: „Wers jest p iękny jedynie w swym charak terze bezosobow ym , to znaczy typograficznym ” (Correspondance, s. 610). W Kryzysie wier­

sza także m ożem y przeczytać, iż „dzieło czyste pociąga za sobą zn iknięcie w ypo­

w iedzi poety, k tó ry oddaje pierszeństw o słowom, p o budzonym zd erzeniem swojej odm ienności” (przeł. Ewa D orota Żółkiew ska, Wybór poezji, s. 83). W Rzucie kośćmi m am y zaś do czynienia z „M istrzem ” (R zut kośćmi, s. 98), k tó ry w m orskiej k a ta ­ strofie trac i życie, a jego dalsze losy opatrzone są tylko zn ak am i za pytania (w w er­ sji francuskiej pojawia się wówczas w spom niany w cześniej „im p arfait d u subjonc­ t i f ” użyty w trybie w arunkow ym ). Poezja nie jest zatem ekspresją duszy pisarza, nie m a zw iązku an i z in d yw idualnie pojętym tłe m biograficznym , ani z k o n te k ­ stem historycznym . Jest, jak tw ierdzi M allarm é, „bezosobow a” . Pism o, odtw arza­ jąc przypadkow ość m yślenia, n ie oddaje więc procesu m yślenia k onkretnej osoby, jej prób racjonalizacji św iata i codziennego dośw iadczenia. W konsekw encji, tra ­ cąc oparcie w figurze autora, skazane jest ono na przypadkow ość i nieprzejrzy- stość. W te n sposób p o dkopane zostają dwa kolejne fu n d am e n ty trad y c ji logocen- trycznej: obecność osoby (poety) w raz z tow arzyszącym jej przek o n an iem , iż dzię­ ki m ów ieniu m ożliwe jest uporządkow anie (zracjonalizow anie) św iata. A zatem raz jeszcze: „R zut kośćm i n igdy nie zniesie p rz y p a d k u ”, poniew aż „R zut kośćm i n igdy n ie zniesie rz u tu kośćm i” . Język ig noruje rzeczyw istość, słowa grają m iędzy sobą w grę, której reguły są niejasne dla człowieka. Jego d ram a t polega zaś na tym , iż jest skazany zarówno na język, jak i na rzeczywistość. Stąd paradokslaność o s t a ­ t e c z n e g o dzieła M allarm égo czy też „ostatniego m ilczącego k rzyku duszy n ie ­ m ej, a jed n ak obłąkanej słow am i”20 - jak E m ilie N o u let nazywa R z u t kośćmi.

19 O tw órczości M allarm égo pozostającej w k o n flik cie z tradycją lo g o cen try czn ą zob. m .in. Y. D e le g u e M allarm é, le suspens, P resses U n iv ersita ires de Strasbourg, Strasbourg 1997, s. 29-32.

20 E. N o u le t L’Œ uvre poétique de Stéphane M allarm é, A n to in e , B r u x e lles 1974, s. 300.

2

0

(15)

2

0

6

N ie m am jed n ak pew ności, czy to faktycznie dzieło M allarm égo jest p ara d o k ­ salne i niem ożliw e, czy raczej niem ożliw a jest jego in te rp re tac ja, poniew aż poeta - zastanaw iając się n a d g ran ic am i języka - w yznaczył też chyba granice in te rp re ­ tacji. B e rtra n d M arch al słusznie tw ierdzi, iż „dwie przeciw staw ne redukcje k ie ru ­ ją le k tu rą R zu tu kośćmi: filozoficzna redukcja p o em atu do przypuszczalnie zaw ar­ tej w n im treści, która ujęta została w tytułow ym zd a n iu , oraz redukcja form ali- styczna lub m uzyczna, dostrzegająca w poem acie tylko jego aspekt typograficzny” (OC, I, s. 1316)21. R eprezentatyw nym p rzykładem pierw szej red u k c ji pozostaje książka Paula A udi L a Tentative de Mallarmé, gdzie jasno sform ułow ana została teza m ów iąca, iż R z u t kośćmi jest poetycką porażką, tek stem n ie u d an y m i b u d z ą ­ cym rozczarow anie, ale zaw ierającym jednocześnie głęboką refleksję filozoficz­ n ą 22. Z decydow anie o dm ienne stanow isko p rez en tu je Ju lia K risteva, która w R z u ­

cie kośćmi nie dostrzega żadnego k o m u n ik a tu czy p rzek azu i in te rp re tu je te n p o ­

em at jako „proces tw orzenia bez końcowego p ro d u k tu ” 23. W p rze k o n an iu Ju lii K ristevej jest to jedna z n ajbardziej udanych prób zap isan ia tworzącej się dopiero m yśli i w yłaniającego się z niej podm iotu.

K onflikt in te rp re ta c ji jest tu oczywisty i w ynika - jak sądzę - z niem ożliw ej do odrzucenia chęci racjonalizacji. W ysiłki in te rp re tato ró w są bow iem zw iązane z tr a ­ dycją logocentryczną, któ rą M allarm é w Rzucie kośćmi zakw estionow ał i odrzucił. P odobne w ątpliw ości m iał chyba M ichał Paweł M arkow ski, pisząc w przedm ow ie do polskiego w ydania poem atu: „Jeśli rzeczyw iście - co wcale nie jest takie pew ne - obrazem głów nym R zu tu kośćmi jest katastrofa, to jest to przede w szystkim k a ­ t a s t r o f a i n t e r p r e t a c ji” (R zut kośćmi, s. 7). W zd erzen iu z tym po em a­ tem czytelnik faktycznie okazuje się bez szans i uśw iadom ić m u si sobie p rzy n a j­ m niej kilka tru d n o ści, których n ie pokona, jeśli zdecyduje się n apisać in te rp re ta ­ cję. Po pierw sze, będzie m u siał kluczyć pośród motywów i obrazów, sięgać po inne teksty i m ów ieniem o n ic h kam uflow ać b ra k k o m p eten cji lub zdolności m ów ienia o tekście, k tó ry m a ak u ra t p rze d oczam i. Po d rugie, in te rp re ta c ja R zu tu kośćmi ograniczyć się m oże tylko do o p i s u te k stu lub - ew entualnie - jego parafrazy. O p i s z poznaw czego p u n k tu w idzenia w ydaje się jed n ak m ało atrakcyjny (po co o p i s y w a ć , skoro m ożna po p ro stu zobaczyć?). P arafraza zaś przekształcić się m u si w o p o w i a d a n i e o treści, co w p rzy p a d k u R zu tu kośćmi b u d z i uzasad­ n ione zdziw ienie. Po trzecie wreszcie, in te rp re ta to r zakłada (chyba w brew in tu ­ icjom M allarm égo), iż m ożliw e jest użycie języka w dw ojaki sposób. M etaforycz­ ny (czyli nieścisły, obrazowy) - w cytacie, dosłowny (czyli prezycyjny, dyskursyw- ny) - w tekście głównym . W spom niany w cześniej „M istrz” to zatem m etafora, ale w ykorzystane przeze m n ie nazw isko „M allarm é” to dosłowne użycie języka. Ale - m ógłbym pytać dalej - co nazyw am , sięgając po słowo „M allarm é”? N ic - pow inna

21 N a ten tem at zob. też M . M urat L e Coup de dés de M allarm é, s. 92-95. 22 Zob. P. A u d i L a tentative de M a lla rm é, PU F, Paris 1997.

(16)

brzm ieć odpowiedź. Albo: nazyw am zespół w łasnych w yobrażeń i m yśli. M etafo­ ryczny żywioł języka zaczyna zatem dom inow ać nade m ną, czyniąc w szelką in te r­ p retację niem ożliw ą. Bo p isan ie o Rzucie kośćmi m oże się skończyć tylko k a t a ­ s t r o f ą i n t e r p r e t a c j i , czyli m ilczeniem in te rp re tato ra .

Śniedziewski

Rzut kośćmi

Mallarmégo - od oralnej m etafo ry.

Abstract

Piotr ŚN IEDZIEW SKI

Adam Mickiewicz University (Poznań)

Mallarmé’s A Throw o f the Dice: From an Oral Metaphor of Silence to a Written Metaphor of Whiteness

Un coup de dés [A Throw of the Dice], the last text on which Mallarmé happened to work

before he died, can be approached as a literary testament comprising the most important elements of the French author's poetics. Above all, it presents a reflection on the role of silence in poetry. In Un coup de dés, the poet performs an anti-logocentric turn. He is primarily interested in the way(s) in which silence could be suggested by a white sheet of paper, margins, and typeface. A text created in this way is an attempt at showing the emerging thought - hence the lack of clear communication (poetry ceases to be discursive) and

referentiality.

2

0

Cytaty

Powiązane dokumenty

To tylko "przeniesienie refleksji o pewnym przedmiocie naoczności na zupełnie inne pojęcie, któremu, być może, żadna dana naoczna nigdy nie może

Z kolei wiek XX sta³ siê wiekiem, w którym uœwiadomiono sobie, i¿ miêdzy bytem a umys³em jest s³owo (jêzyk).. Dyskusje nad natur¹ jêzyka i jego rol¹ zaczê³y siê

Korzystałem z zasobów zgromadzonych w Ośrodku Archiwów, Bibliotek i Muzeów Kościelnych przy Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, gdzie w dziale Bibliotheca Apostolica

In sandy soil the friction force acting on the shear plane in front of the cutting blade is originated from normal force (or stress) against the soil and the friction angle of the

Reportaże wszystkie (podkr. Obiecujący tytuł wzmocniony został dodatkowo reklamą na czwartej stronie okładki: „Repor- taże Hanny Krall — polskiej mistrzyni

Ludzie, z którymi we Włocławku zetknął się przyszły prymas Polski, to przede wszystkim biskupi, księża profesorowie i alumni w seminarium du­ chownym,

Większość z nich w związku z tegoroczną wizytą papieża Jana Pawła II w Wadowicach skupiła się tematycznie wokół jego osoby.. Gustaw Studnicki, Z dziejów

Cette clause, qui est la garantie même d'un régime parlementaire, enlève au Président toute faculté d'initiative indépendante; elle lui reserve la haute mission de