Marian Cieślak
"Wybrane przypadki z praktyki
sądowo-lekarskiej", Jan Stanisław
Olbrycht, [W:] "Zabójstwo,
samobójstwo czy nieszczęśliwy
wypadek", red. nauk. Jan Sehn,
Warszawa 1964 : [recenzja]
Palestra 9/6(90), 46-51
46 R ecen zje Nr 6(90>
Jedną z takich okoliczności mógł być stan m ajątkow y spraw cy szkody. Stan ten mógł nie zezwolić na włożenie na niego w całości obowiązku napraw ienia szkody, i p rak ty k a sądowa, biorąc pod uwagę tę okoliczność, niejednokrotnie m iarkow ała wysokość odszkodowania za tzw. szkodę pracoiwniczą wyrządzoną nieumyślnie.
To zagadnienie m iarkow ania obowiązku napraw ienia szkody zostało unorm ow a n e odm iennie w k.c. w art. 440, nie m a to jedak nic wsipólnego z przyczynieniem się poszkodowanego do pow stania szkody. Art. 440 k.c., który dotyczy szkody de- liktow ej, nie pozwala na m iarkow anie odszkodowania ze względu n a stan m a jątkow y stron, gdy jedna z nich jest jednostką gospodarki uspołecznionej. Nie pozwala więc na m iarkow anie obowiązku napraw ienia szkody wyrządzonej uspo łecznionemu zakładowi pracy przez jego pracow nika, naw et gdyby w konkretnym w ypadku za takim m iarkow aniem — ze względu na stan m ajątkow y pracow nika —■ przem aw iały zasady współżycia społecznego.
W yrażany jest jednak pogląd, że stosowanie tego przepisu przy szkodzie pracow niczej wyrządzonej nieum yślnie, jeśli nie chodzi o m ienie powierzone pracow ni kowi z obowiązkiem wyliczenia się z niego, byłoby sprzeczne nie tyle z przepisami praw a pracy, gdyż takich przepisów nie ma, ile z zasadam i praw a pracy (ochrona w ynagrodzenia za pracę), i dlatego z mocy art. X II przepisów w prow adzających k.c. stosow anie ograniczenia przewidzianego w a rt. 440 k.c. we wskazanej wyżej sytuacji nié byłoby zasadne (takie też stanow isko zajął Sąd Najwyższy w zasadzie praw nej w pisanej do księgi zasad praw nych, uchwalonej dn. 13.V.1965 III PO 40/64).
S. Garlicki
g tC C E /1 /Æ J B
Ja n Stanisław O l b r y c h t : W ybrane przypadki z p ra ktyk i sądowo-lekar- skiej — Zabójstwo, sam obójstwo czy nieszczęśliw y w ypadek (redakcja nau kowa: prof. dr Jan Sehn), W arszawa 1964, Państw ow y Zakład W ydaw nictw Lekarskich, str. 276.
I. Przeglądając różne pitaw ale zada w ałem sobie nieraz pytanie, czy mo żliwe jest takie opracowanie tych w y branych „przygód Tem idy”, które skła dają się na treść publikacji w spom nia nego typu, by nie obniżając w niczym ich n aturalnej, stworzonej przez sa m o życie zdolności zaciekaw iania czy telnika, zachować w pełni ich w artość naukow ą i dydaktyczną jako znako m itej ilustracji skom plikowanych nie raz zagadnień m aterialnopraw nych, procesowych, krym inalistycznych, so cjologicznych i in. Koncepcja tak a zo
stała w pewnej m ierze zrealizowana w recenzowanej książce prof. J. O lbrych- ta.
Jeżeli mówię: w p e w n e j m i e r z e , to z dwóch przyczyn.
Po pierwsze — autor, w ybitny uczo ny, profesor m edycyny sądowej A ka demii Medycznej w Krakowie, doctor iuris honoris causa U niw ersytetu J a giellońskiego, członek czynny PAU, członek rzeczywisty PAN i członek w ielu tow arzystw naukow ych w k ra ju i za granicą, nie zam ierzał pisać pitaw ala. Jego zam ierzeniem była p ra ca, która mogłaby się przydać i nauce, i praktyce. A że recenzow ana książka wypadła sensacyjnie, że czyta się ją jak dobrą powieść krym inalną — w y nika to przede wszystkim z um iejętne go ujęcia: z um iejętności właściwej se lekcji, a więc w ybrania z bogatej, przeszło 50-letniej praktyki autora w
N r 6 (90) R ecen zje 47
charakterze biegłego sądowego przy padków ciekawych, skom plikowanych i niezwykłych, oraz z um iejętności właściwego zreferow ania sprawy, tj. zwięzłego, rzeczowego, ale zarazem nie wypranego z tej konkretnej barwy, ja ką nadaje poszczególnym przypadkom życie.
Po drugie — autor, chociaż ma także przygotowanie prawnicze, sta ra się w recenzowanej pracy — podobnie jak w całej swej praktyce — przestrzegać granic swojej kom petencji (por. zw ła szcza przypadek zatytułow any: „Za bójstwo, samobójstwo czy nieszczęśli wy w ypadek”, a w szczególności w y wód na str. 59). I dlatego opisane w tej pracy przypadki są ujęte z punktu widzenia lekarza biegłego sądowego. Owszem, autor nie pomija: całkiem — bo byłoby to na pewno niew skazane — zagadnień karnopraw nych i proceso wych, ale spraw y te zaledwie szkicu je, ograniczając się do jakiegoś nie zbędnego minimum. Stąd też czytając poszczególne opisy i wywody, praw nik staje nieraz wobec pewnych znaków zapytania w wielu ciekawych kw es tiach z zakresu praw a karnego m a terialnego i procesowego. Trudno je dnak byłoby obarczać w iną autora za ten brak pełności, która nie leżała i nie mogła leżeć w jego zamierzeniu, skoro praca ma być przede wszystkim przyczynkiem naukowym z zakresu m edycyny sądowej.
II. W ściślejszy sposób wiążą się ro zważania autora z k ry m in a listy k ą '. I nie m a w tym nic dziwnego. Albo wiem krym inalistyka, rozum iana jako teoria skutecznego w ykryw ania i ści gania przestępstw, nie może być oder w ana od dyscyplin szczegółowych, któ rych osiągnięcia stanow ią podstawę do jej uogólnień i bez których byłaby ona często bezsilna i mało kom petentna. Niepodobna przecież wymagać, aby specjalista z zakresu krym inalistyki
był jednocześnie lekarzem i psycholo giem, chemikiem i optykiem, ruszni karzem i autom obilistą, specjalistą od budowy maszyn i specjalistą od budo wy domów itp., choć niew ątpliw ie po żądane jest, żeby posiadał o g ó l n ą z n a j o m o ś ć każdej z tych dziedzin, Z drugiej strony specjalista określonej dyscypliny szczegółowej, wezwany ■ do> w ydania opinii dla celów w ym iaru sprawiedliwości, nie jest w stanie uni knąć uw ikłania się w problem atykę ty powo krym inalistyczną. Albowiem w y danie opinii k o n k r e t n e j , k tóra do tyczy konkretnego przypadku i m a służyć rozstrzygnięciu w danej, kon kretnej spraw ie, w ym aga z n atu ry rze czy uwzględnienia w s z e l k i c h oko liczności tej spraw y, choćby niektóre z nich, traktow ane w izolacji (czego* właśnie czynić nie wolno), nie w yka zywały pozornie żadnego związku z daną dyscypliną. Recenzowana praca ilustruje najdobitniej, jak ściśle za gadnienia krym inalistyczne łączą się
i splatają z problem am i m edycyny są dowej, tej dyscypliny, k tóra spośród um iejętności przywołanych na pomoc w ym iarowi sprawiedliwości może się w tej służbie wylegitym ować stażem bo daj najdłuższym i najcenniejszym .
III. Na treść om aw ianej pracy skła da się przedstaw ienie 11 ciekawych, opracow anych naukow o przypadków z prak ty k i sądow o-lekarskiej au to ra. Oryginalny m ateriał, zaczerpnięty z a k t sądowych, „w tym ujęciu i opracowa niu nie jest — jak pisze autor — fo r m alnie dosłowny, ale pozostał w sw ej istotnej treści nie zmieniony i n ie upiększony” (str. 4). Relacja każdego przypadku kończy się swego rodzaju podsumowaniem w postaci uw ag Ł wniosków z punktu widzenia medycy ny sądowej. K rótka przedmowa w y jaśniająca cel i charakter pracy oraz; posłowie, do którego jeszcze wrócim y,
1 W o ln o p r z y p u s z c z a ć , że w t y m p u n k c ie z a w a ż y ła z a p e w n e n ie m a ło o so b a r e d a k to r a n a u k o w e g o .
48 R ecen zje Nr 6(9«) stanow ią jakby teoretyczne ram y opra
cow ania.
W szystkie przypadki dotyczą proble m u śm ierci gw ałtownej, k tóra może nasuw ać podejrzenie zabójstw a (stąd podtytuł pracy). Trzeba bowiem zau ważyć, że chociaż zagadnienia tan ato - logiczne bynajm niej nie wyczerpują zainteresow ań medycyny sądowej, to jednak stanow ią one tej dyscypliny ■część bardzo pokaźną i bodaj n a jw a żniejszą. Dodajmy, że problem atyka ta jest szczególnie interesująca z punktu -widzenia krym inalistycznego. Albo
wiem zabójstwo jest przestępstwem •chyba najtrudniejszym do ukrycia. Zabójcę osaczają zewsząd własne śla dy: odciski palców i ślady stóp; pozo staw iony na m iejscu czynu własny włos lub drobny przedmiot, jak np. zapałka, papieros, chusteczka, kartk a papieru, kaw ałek gazety; a przede w szystkim ślady krwi, substancji lep
kiej i pam iętliw ej, nie tak łatw o d a ją c e j się usunąć, w ykryw alnej — jak się okazuje — nieraz po bardzo dłu gim czasie i w miejscach uchodzących uwagi sprawcy. A poza tym — co zro bić ze zwłokami ofiary? Zabójca ma przeciw sobie: i w łasną nieuw agę, spo tęgow aną napięciem nerwowym ; i czujność środowiska, zmobilizowaną faktem zbrodni; i dociekliwość organów śledczych; i — przede wszystkim — potężną broń w postaci krym inalisty k i i- medycyny sądowej, które właśnie w skutek badań nad zabójstwem bardzo się rozw inęły i które w w ykryw aniu te j zbrodni doszły do praw dziw ej m a estrii.
Ma jednak zabójca również dwóch w iernych i dzielnych „sojuszników”. Pierw szy z nich — to czas. Powolny co praw da, ale jakże konsekw entny i systematyczny. Zmywający ślady de szczem, zdm uchujący wiatrem , przysy- pujący pyłem i śniegiem, zacierający ludzkim i rękoma, nogami ludzi i zwie rząt, kołam i pojazdów; przysłaniający świadomość ludzką, m ieszający pamięć
szczegółów wcześniejszych i później szych, rzeczywistych i urojonych. B ar dziej jednak „pomaga” m ordercy k te inny, choć tylko mimo woli jest jego sprzymierzeńcem: nieudolny funkcjo nariusz śledczy lub nieudolny biegły. Albowiem nie tylko zacierają oni ślady skuteczniej niż czas, psują bezpowro tnie m a te ria ł. przeznaczony do badań, wprow adzają nieodw racalne zmiany w elem entach rzeczywistości i ich wza jemnym układzie, ale nadto przez fa ł szywe w yniki swej działalności od w racają uwagę karzącej spraw iedli wości od właściwego spraw cy i — co gorsza — skierow ują nieraz podejrze nie na człowieka niewinnego. Stąd wielkie znaczenie właściwego przygo tow ania biegłych i należytej organiza cji ich pracy, jak również wielkie zna czenie odpowiedniego przygotowania krym inalistycznego organów zaangażo wanych w wymiarze sprawiedliwości karnej, przygotowania, które m usi za kładać przynajm niej ogólną znajomość zagadnień sądow o-lekarskich, tak by organy te były w stanie należycie kie rować badaniem biegłych i praw idło wo oceniać jego wyniki.
IV. Pierw szy przypadek, zatytułow a ny „Zbrodnicze rozkaw ałkow anie zwłok” (chodzi o zabójstwo oraz o po ćw iartow anie zwłok, jakie potem n a stąpiło w celu ich ukrycia), daje prze de wszystkim przykład niezwykle żmu dnej, crobiazgowej i precyzyjnej p ra cy lekarza-biegłego sądowego, doko nanej w celu identyfikacji zwłok, a w szczególności w celu udzielenia odpo wiedzi na to, czy są one zwłokami określonej, zaginionej osoby. Także cenny przyczynek naukowy w zakre sie kilku szczegółowych zagadnień są- dowo-medycznych.
Jeszcze silniej podkreśla rolę biegłe go w zakresie identyfikacji przypadek 5 („Proces o zabójstwo bez zidentyfi kowania zwłok” — str. 171—179), w którym badania biegłego, wykonane w
Nr 6 (90) R ec en zje 49 szczególności na częściach kostnych
zwłok, ekshum owanych (po raz drugi) po upływie przeszło 2 lat od śmierci ofiary, doprowadziły do stwierdzenia, że szkielet ten należał do innej osoby aniżeli ta, której zgładzenie zarzucano oskarżonemu, i w konsekw encji — do obalenia w yroku skazującego.
V. C entralna część pracy, obejm ują ca praw ie 2/5 całości, poświęcona jest głośnej przed w ojną spraw ie Gorgono- w ej („Upozorowanie zabójstw a z lu- bieżności”). S praw a ta przez długie miesiące pasjonow ała opinię publiczną. vl nie dziwmy się. Je j okoliczności to przecież typowy w prost m ateriał do powieści sensacyjno-krym inalnej. M or derstwo popełnione (prawdopodobnie w czasie snu ofiary) na 17-letniej dziewczynie. M otyw i charakter zbrod ni: m orderstw o seksualne? — usunięcie niewygodnej osoby? — zemsta? Oko liczności czynu: zimowa noc, uśpiona ■willa w ogrodzie, przeciągły skowyt (wycie?) psa o północy, cień mordercy w hallu i potem w e fram udze otw ar tych drzwi wejściowych, brzęk tłuczo nego szkła; potem: jeszcze ciepłe zwło k i ofiary z ranam i głowy i innym i
obrażeniami ciała; krew ; ślady w hallu i ślady na śniegu; krw aw a chusteczka w piwnicy, a w przerębli basenu św ie ca i dżagan — prawdopodobne narzę dzie zbrodni. Zagadka. Zapewne nie tru d n a do rozwikłania. Tak, ale znako micie skom plikow ana przez nieudol ność „ożenioną” z niedbalstw em 2 tych, którym przypadła w udziale pierwsza próba jej rozwiązania. Śledztwo. A po tem d w u k ro tn y 3 proces przed sądem
przysięgłych. W atmosferze sensacji i napięcia. W ielka próba dla sądu, dla oskarżenia i dla obrony. K am ień pro bierczy dla instytucji sądów przysię głych. A nade wszystko w ielka okazja do podkreślenia roli biegłego z zakre su m edycyny sądowej, ukazująca n a
ocznie,-' jak wiele — w dobrym i w złym kierunku — zależy od jego w ie dzy, umiejętności, dociekliwości, a przede wszystkim od jego sum ien ności i skrupulatności.
Obszerne orzeczenie złożone w tej spraw ie przez prof. Olbrychta przecho dzi m iejscam i w wykład dotyczący oceny odpowiednich zagadnień sądo- wo-medycznych, być' może naw et w y kraczający poza granice niezbędności podyktowane procesową potrzebą uza sadnienia konkretnej opinii, ale do dziś nie pozbawiony zapewne swej ak tu al ności i naukow ej wartości. I dlatego dobrze się stało, że w omawianej pu blikacji te ogólne wywody zostały po dane in extenso.
Spraw a ta stanowi istną kopalnię ciekawych zagadnień sądow o-lekar- skich, krym inalistycznych, proces owo- praw nych i m aterialnopraw nych, a n a w et socjologicznych. W spomnijmy ty l ko dla przykładu: perypetie z bad a niem krw i i określeniem jej przynale żności grupowej, w ykryw anie tru d n o dostrzegalnych śladów krw i, odróżnie nie obrażeń ciała dokonanych za ży cia ofiary i w krótce po jej śmierci, typowe eksperym enty procesowe i ja k że bliskie im swą n a tu rą i charakte rem eksperym enty dokonywane przez biegłego na zwłokach ludzkich, psy- chiatryczno-psychologiczne badanie świadka, ekspertyza socjologiczna (przesłuchanie biegłego n a okoliczność określonego zw yczaju w środow isku przestępczym), przekazanie spraw y do ponownego rozpoznania sądowi innego okręgu. Wreszcie spraw a kw alifikacji praw nej.
Gorgonowa została bowiem dw ukrot nie uznana, w erdyktem przysięgłych, za w inną zabójstwa. Skazana pierw ot nie na k a rę śmierci, wyszła za drugim razem z w yrokiem 8 lat więzienia na zasadzie... art. 225 § 2 k.k. (zabójstwo
2 A u to r r e c e n z j i o p ie r a s w o j e o c e n y w y ł ą c z n i e n a f a k t a c h p r z e d s t a w io n y c h w r e c e n z o w a n e j p r a c y .
a N a s k u t e k u c h y le n i a p ie r w s z e g o w y r o k u m e r y t o r y c z n e g o p r z e z i n s t a n c j ę k a s a c y jn ą .
50 R ecen zje Nr* 6 (90)
pod wpływem silnego wzruszenia). Trzeba przyznać, że na tle okoliczno ści zreferowanych przez autora kw ali fikacja ta jest zaskakującą zagadką.
Cd strony socjologicznej spraw a Gorgonowej jest ciekawa ze względu n a zjawisko sensacji, urastające do granic zbiorowej psychozy. Rozdmu chiw ały ją jeszcze dociekania i speku lacja snute przez, domorosłych detek tywów — jak w „krym inałach” Gasto- n a Leroux, gdzie genialny reporter, sam ą tylką siłą swojej „żelaznej logi k i” (sic!), rozwiązuje w mig zagadki, wobec których stoją bezradni i zbara- nieli: sędziowie i funkjonariusze poli cji, prokuratorzy i adwokaci, osoby uw ikłane w konflikt i obserwatorzy postronni, nie w yłączając (niby to) a u to ra powieści, no i samego, m a się ro zumieć, czytelnika *. To wreszcie zna kom ity przykład, jak pow staje i roz przestrzenia się mit. I jak potrafi n a gle odżyć na skutek kiepskiego żartu, nieodpowiedzialnie puszczonej w kurs zmyślonej w ersji (str.-159—160).
VI. Pozostałe przypadki są nie m niej ciekawe, chociaż nie wym agały ta k ob szernego przedstawienia. M amy więc typowy, „klasyczny” przykład zbrodni popełnionej w patologicznym upojeniu alkoholowym (str. 180—189). Mamy skom plikow any przypadek, w którym niem alże równoważą się poszlaki w skazujące na zabójstwo, na sam obój stw o i na nieszczęśliwy w ypadek (str. 43—60). Podobny problem istnieje w kazusie zatytułow anym „Rzekome b ra- tobójstw o w świetle dziesięciu w yro ków sądowych” (s. 230—257). W kilku
przypadkach początkowa hipoteza za bójstw a zostaje z przeważającym prawdopodobieństwem wyłączona przez biegłego i w rezultacie doprowadza do w yroku uniewinniającego.
Stan faktyczny zreferowany pod n a
główkiem „Nieszczęśliwy wypadek, a nie zabójstwo” nasuw a natom iast b a r dzo ciekawy problem m aterialnopraw - ny. Oskarżony, palacz w kotłowni c.o., znalazł tam leżącą na koksie, bez zna ku życia kobietę, z k tórą potajem nie się spotykał. Próbow ał ją cucić wodą i robił sztuczne oddychanie, po czym, kierując się obawą przed ujaw nieniem swoich kontaktów z tą kobietą, w y niósł ciało nad rzekę i tam pozostawił. Pow stało pytanie, czy ofiara nieszczę śliwego w ypadku (zaczadzenie) żyła je szcze w chwili znalezienia jej przez oskarżonego. Pierwszy biegły odpo wiedział, że nie jest w stanie tego stwierdzić. Sąd w ydał w yrok skazują cy z art. 247 k.k. Drugi biegły orzekł, że według wszelkiego praw dopodobień stw a ofiara w ypadku była już m artw a w chwili znalezienia, wobec czego sąd w ydał wyrok uniew inniający. A prze cież problem w i n y 5 oskarżonego po został niezależny od ustaleń biegłych. Jeśli b rał on poważnie w rachubę, że ofiara żyła jeszcze, i z tą ew entualno ścią się godził, to stw ierdzenie chwili śm ierci ofiary powinno było zadecydo wać jedynie o tym , czy m a on odpo wiadać za d o k o n a n i e przestępstw a z art. 247, czy też tylko za n i e u d o l n e u s i ł o w a n i e tego przestępstw a, popełnione cum dolo eventuali. Ta druga alternatyw a jest ciekawa o tyle, że spotykam y tu rzadki zbieg dwóch konstrukcji, obu spornych w doktry nie praw a karnego: usiłow ania prze stępstw a z zaniechania i usiłow ania z zam iarem wynikowym.
W strząsający przypadek pozbycia się w czasie okupacji dziecka, przyjętego na wychowanie, w celu uniknięcia r e presji ze strony okupanta nasuw a zno w u problem przyjętej przez sąd kw ali fikacji z art. 225 § 2 (zabójstwo pod wpływem silnego wzruszenia). W ydaje
4 A tm o s fe r a n ie z d r o w e j s e n s a c j i w o k ó ł p r o c e s u G o r g o n o w e j „ z a w d z ię c z a ła ” s w e p o w s t a n ie i s w e n a s ile n ie g łó w n ie n ie k t ó r y m o d ła m o m p r z e d w o je n n e j p r a s y .
a C h o d z i o c z y w iś c ie o w in ę w z n a c z e n iu m a t e r ia ln o p r a w n y m , a w ię c w s e n s ie s u b ie k t y w n y m .
N r 6 (90) P ytania i o dpow iedzi p ra w n e 51 się, że należało rozważyć raczej prze
kroczenie stanu wyższej konieczności, co w związku ze stw ierdzoną przez biegłych zmniejszoną poczytalnością (art. 18) dałaby podstawę do nadzw y czajnego złagodzenia kary przy zasto sowaniu trafniejszej w tym wypadku kw alifikacji z art. 225 § 1 k.k.
VII. Zwięzłe posłowie daje autorowi okazję do wyciągnięcia ogólnych, p rak tycznych wniosków z jego bogatej praktyki sądow o-lekarskiej. Zawiera ono jakby syntetyczne przypomnienie {»odstawowych obowiązków lekarza biegłego i podstawowych spraw, na które powinien zwracać uwagę w swo jej pracy. Godne uw agi i ze wszech m iar słuszne są myśli autora w ska zujące na potrzebę właściwego uregu low ania służby sądow o-lekarskiej (s. 273—274) oraz jego w nioski doty czące unorm ow ania zagadnienia oglę dzin i otw arcia zwłok w przyszłym k.p.k. W szczególności autor postuluje słusznie, żeby do otw arcia zwłok w y
m agane było wzywanie d w ó c h leka rzy specjalistów. Na rozważenie zasłu guje też wniosek, żeby do wydaniąi opinii sądow o-lekarskiej w sprawie? przeciwko lekarzowi wzywać nie „po jedynczych lekarzy, lecz autorytatyw ne ciała zbiorowe”, co wszelako może- nasuw ać wątpliwości z punktu w idze nia tak ważnej, osobistej odpowie dzialności biegłego za w ydaną opinię.
VIII. Książka prof. O lbrychta je s t lek tu rą w rów nej mierze pasjonującą, co kształcącą. P o w i n i e n ją sta nowczo przeczytać i lekarz, i p raw nik. Ze względu zaś na sposób ujęcia m o - ż e ją przeczytać — z pożytkiem i za interesow aniem — każdy. N ależałoby życzyć autorowi, żeby ze skarbnicy swojego dorobku wyibrał i opubliko w ał dalsze przypadki — także z in nych kręgów swych rozległych zainte resowań naukow ych i bogatej p ra k ty k i biegłego sądowego.
M A R I A N C I E Ś L A K
RYTAIMIA I O D P O W I E D Z I PHAWIME
1.
P Y T A N I E :
Adw. Jan Kużaj prosi o udziielenie odpowiedzi w związku z pow stałą kwestią praw ną, budzącą wątpliwości na tle następującego stanu faktycznego:
Ella G., zamężna T., zam. w gromadzie O., jest w edług ak tu urodzenia uro dzona z rodziców Jakuba i Rozalii G. w diniu 17 lipca 1918 r.
Ella G. nie pochodzi jedinak z m ałżeństw a G. Je j m atką jest Rozalia G., która urodziła ją ze stosunków cielesnych, jakie m iała z Teofilem P.
Ella G.-T. (mąż jej T. zgiinął n a w ojnie w 1941 r.) inie czyniła żadnych starań w sądzie o zaprzeczenie sądowe swego urodzenia z małżeństwa. U praw nienia swe przew idziane w art. 52 pkt 1 kcd. rodz. — wobec niezachow ania 3-letniego okresu od upełnoletnienia — Ella G. utraciła.
Odipada rów nież wytoczenie powództwa o ustalenie ojcostwa, skotro m atka ży ła w małżeństwie.
Ella G.-T. ma jednak następujące dokum enty: