• Nie Znaleziono Wyników

Przyszłość. Poemat dramatyczny w pięciu aktach

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przyszłość. Poemat dramatyczny w pięciu aktach"

Copied!
168
0
0

Pełen tekst

(1)

PRZYSZŁOŚĆ.

4 ' / / .

P O E M A T D R A M A T Y C Z N Y

P IĘ C IU A K TAC H

P R Z E Z

L E O M CH.

—e^-

W K R A K O W I E

W D R U K A R N I „ C Z A S U . “ — N A K Ł A D E M A U T O R A .

(2)
(3)

PRZYSZŁOŚĆ.

P O E M A T D R A M A T Y C Z N Y

W P IĘ C IU A K T A C H

L E O M

W K R A K O A V IE

W D R U K A R N I „ C Z A S U . “ — N A K Ł A D E M A U T O R A -

(4)
(5)

PRZYSZŁOŚĆ.

P O E M A T D R A M A T Y C Z N Y .

m

(6)
(7)

P R Z E D M O W A .

Id ź w świat utworze dni młodości! błogosławię ci na drogę! Od czasu w którym wyrosłeś z mojej myśli, wiele widziałem , czułem i m yślałem , zmężniał mój um ysł cierpieniem i pracą; wielostronnie) świat pozna­

łem , wiele rzeczy pojmuję inaczej, może głębiej niżeli dawniej. Lecz także wiele pojęć pozostało tychże samych w duszy mojej, rozwinęło się tylko może więcej. Nie zapieram się więc ciebie, dziecię mojej młodej myśli!

wyprawiam cię w świat i błogosławię na drogę.

£ . QX*.

i

(8)

BO LESŁA W .

T a d e u s z , wygnaniec polski na Syberyi.

l u d m i ł a , jego córka.

m ś c i s ł a w , syn Tadeusza.

HÖLEMAN, osadnik na Syberyi, potomek j e ń c a wojennego szwedzkiego.

JÓ Z E F , j

W ł a d y s ł a w , J wygnańcy, polscy.

W A CŁA W , j

H e l e n a , żona Wacława.

p ł a t ó w , Eosyjanin wygnany na Sybir.

M ARLiNi, Francuz, stary jeniec wojenny.

e i s e m a n , Niemiec j potomkowie jeńców wojennych, osiadli na Syberyi.

sz R E N W O O D , Szwed I

F e d o r g r o ź n ó w , naczelnik okręgu w Syberyi środkowej.

i w a n , sekretarz naczelnika.

d ż e m b u l a t , wódz czerkieski.

PO P,

KAMER JUN K IER, BANKIER, ADWOKAT,

W ygnańcy polscy, żołnierze rosyjscy, Polacy, Czerkiesi, Eosyanie, pełno­

mocnicy różnych narodów słowiańskich, posłowie obcych narodów Rzecz dzieje się w aktach lym i Ilgim w środkowej Syberyi, w Illcim na

Kaukazie, w IVtym nad Dnieprem, w Vtym nad W isłą.

sprzysiężeni, przyjaciele Holemana.

(9)

P R O L O G .

D uchu! ukaż mi obraz przyszłości!

Oto świat stary ruiną...

Jakiż gmach wstanie z gruzów przeszłości ? Gdzie prądy czasu popłyną?

Powiedz . . . bo czuję, że Polska wzorem W inna być świata przyszłego, Że tylko idąc przyszłości torem

Wyjdzie z grobowca swojego.

Błagam Cię w imie Polski w niew oli!

Przez te narodu smętarze!

Błagam Cię w imie świata w niedoli:

Niech mi się przyszłość ukaże!

DUCH.

Jeśli chcesz stworzyć obraz przyszłości.

Do Twórcy wznieś się więc świata, Wzbij się z poziomu chwil doczesności,

Kochaj świat cały jak b ra ta ;

l*

(10)

A z Twórcy myślą, miłości okiem Przejrzyj przeszłości obrazy, Św iat teraźniejszy ogarnij wzrokiem,

Ducha wyczytaj mu z twarzy.

P atrz, j a k i d o k ą d idą narody, I poznaj drogę ludzkości,

Zmienność form a wzrost ducha, swobody....

Przyszłość wysnuwaj z przeszłości.

A tajemnicza zasłona pryśnie,

I przed twem okiem zdumionem Obraz przyszłego świata zabłyśnie,

Okolon jasnych zórz gronem.

JA.

Ach! czuję w duszy chwilę natchnienia!...

Ogarnia mnie już ogień zachwytu, Rozszerza serce, myśl rozpłomienia, I tracę pamięć ziemskiego bytu....

Miłość Ojczyzny, skrzydła promienne Daje mi niesie pod niebios stropy....

Już mgły ziemskości pod memi stopy....

I z myślą bożą w światy bezdenne Patrzę . . . ogarniam je miłością bożą,

Kocham wszech światy, wszech ludzi ziemi !...

W idzę cel światów, co wieczności zorzą Otoczon, płonie nad globami tymi....

I widzę i'ząd Twój, o wielki Boże!

Jak władasz w świecie prawem miłości, I jak twór wszelki, siłą co śpi w tworze, Wznosisz do siebie torem wolności.

W wolności żyje wyższe stworzenie, Ale tak wszystko urządziłeś, Boże, Że go na drogę wpycha cierpienie, Gdy z toru swego zejdzie w bezdroże.

(11)

5

Widzę . .. ocean globów, ziem płonie!

Na każdej tworów są miliony....

A z każdej ziemi harmonia wionie I w pieśń sfer łączy swe boskie tony.

Ach! bo te wszystkie, niezliczone twory, Którymi boży wszechświat się roi:

Zwierzęta, ludzie, duchy, anioły, To dzieci Twoje a bracia moi!

DUCH.

P atrz! w przeszłość teraz gdy trwa natchnienie:

Zasłona mgieł się odkrywa — Oto na wielkiej tej ziemi scenie,

Ludzkość swój dramat odgrywa.

Patrz, pokolenia szybko mijają, Jak fale rzeki, przechodzą;

Ludy powstają — żyją — padają — Z ich grobów nowe się rodzą.

Państwa, jak gmachy co z mgieł uwiane Stoją nad jezior zalewem,

Nikną i wstają — znów są rozwiane Za każdym wichru powiewem.

Po nad kolebki, po nad smętarze Geniusz zabłyśnie chwilę;

Ledwo czyn jego nucą gęślarze, Już z pieśnią cichnie w mogile....

Świat, jak kraj złudzeń, widziadeł sennych, Co chwila kształty swe zmienia, Jawi się ciągle w barwach odmiennych:

Oto przemienność istnienia!

(12)

Co z Życia szatę form zrywa:

Oto na nowo w świecie szerokim Ludzkość swój dram at odgrywa....

JA.

Widzę . .. Z nad ziemi znika mgła ranka — Ludzkości pierw szy dzień świta,

I pierwszy promień, co błysł z mgieł wianka, Na Wschodzie pierwszy lud wita.

Lecz lud ten w więzach — jeden nim władnie, Pierwszy co uczuł ducha swojego,

Nad śpiącym tłumem panuje snadnie....

To samowolność jednego.

Zmienia się scena. . . Oto Hellady Urocze wyspy i kraje — Na pięknych brzegach kwitną osady,

Pieśnią brzmią błonia i gaje.

Na placach Sparty, z zbladłem obliczem Klęczą Helloci przed Ludem-panem....

Tu każdy człowiek z osobna — niczem, A wszyscy razem, tyranem.

Zmienia się scena . . . Ze siedmiu wzgórzy Dumny Rzym światu panuje,

A po nad Rzymem wśród grzmotu burzy Cezar i motłoch króluje.

Jeden i loszyscy samowolnymi!

A przed nimi drży świat cały.

Rzym chłonie wszystkie narody ziemi, By z jego skonem wszystkie skonały!

(13)

7

Wtem z niw Judei Słowo miłości I Słowo prawdy w świat płynie;

Syn Boży głosi prawo wolności:

„Stańcie sie braćmi a niewola zginie.“

Cicbo i szybko, jak światła promień, W samowolności świat stary Płynie to słowo, a jego płomień

Podpala świata filary....

Nagle z północy ludów nawały Uderzą, na trupa Rzymu — Rzym pada, a z nim dawny świat cały

W tonie krwi, gruzów i dymu....

N oc. .. wkoło świecą królestw pożary....

Świat się jak feniks w ogniu odradza;

W cichą mogiłę zapadł świat stary, Lecz duch w mogile ciało odmładza.

Zmienia się scena . . . Świata d z i e ń w t ó r y Nad Franków krajem zaśw itał;

Kwieciste błonia, cieniste bory Jasnym promieniem powitał.

P atrz: Papież zasiadł na wzniosłym tronie — W około stoją rycerze,

Tysiące mieczów w ich rękach płonie, A krzyżem zdobią pancerze.

„Idźcie odzyskać grób Zbawiciela,

„Nieść wiarę w poganów kraje;

„Kto zginie, ten się w Bogu odwciela,

„Kto idzie, wolnym się staje.

„Mieczem zdobądźcie wierze świat cały,

„I niech nim rządzi boża ustawa!"

Rzekł Papież — „Idziem !“ tłumy zagrzmiały.

To samoicolność w iary i praw a.

(14)

Zmienia się scena . . . Nad Niemiec wzgórza Okrzyk Reformy się wzbija;

Grzmi religijnych, krwawych walk burza, Mieczem i słowem zabija.

Tam Magdeburga świecą p o ża ry ! Tu słychać Hussytów pienia!....

To bój o wolność praw a i wiary, 0 wolność myśli, sumienia.

Zmienia się scena: W murach Paryża Lud rwie niewoli kajdany — Pod gilotynę król głowę zniża —

Dawny gmach państwa rozwiany....

„ Wolności m yśli, słowa i ży c ia !“

W oła lud Franków pow stały;

W śród szczęku mieczów i wśród dział bicia, Niesie te słowa w świat cały.

Lecz lud świat b u r z y , zamiast świat t w o r z y ć , Chce berła, zamiast wolności;

Bo trzeba zburzyć, nim można tworzyć, Aby zaś stwarzać trzeba miłości.

Rewolucyi ogniste tchnienia 1 gromy Napoleona

P alą świat średni; od łun płomienia Blednie dzień w t ó r y — i kona.

Znów noc . . . bieleją państw rozwalmy....

Ludy je burzą do szczętu — Pragną świat inny dźwignąć z ruiny,

Nowe gmachy wznieść z odmętu....

To świat dzisiejszy: noc i zwaliska!

Na gruzach walka się toczy Bez ładu, w bojów sto się rozpryska,

Tłum na tłum w ciemnościach kroczy....

(15)

9

Nad walczącymi wioną sztandary Stare, a barwa tylko ich nowa!

Różne okrzyki, wyznania wiary,

W każdym pół prawdy, fałszu połowa.

Tamci chcą bronić gruzów przeszłości, Ale jej ducha nie m ają;

Ci krzycząc: „Wznosim gmachy przyszłości!“

Tylko zwaliska w pył rozbijają.

Bój się przedłuża — bo zastęp ludów O praw a tylko swe woła,

Lęka się ofiar, poświęceń, trudów, O powinnościach cichość dokoła....

Lecz patrz! dzień trseci świata w przedświcie!.

P rzed światłem ciemność już znika, To chrystyanizm w narodów życie,

W państw politykę przenika.

A ch! błysł przyszłości obraz uroczy!

Z rujn świat wolności powstaje!

A słońce szczęścia nad nim się toczy, Miłość mu prawa nadaje!....

(16)

' ' > ,

.

Yunnrr' ::■ • .

«li'um (/>jj :>!f.

' ''f.M n f, u',!, ,,

I #

\ : j i -! v U l i t ' m ; r V V i J

r i s , ‘ U s

wi I - s j ir,[ł0 ‘ [

'

\ ‘ ’ ' .1 \ '

.! 'i r ^ i '

1 ‘ ' 1 > fu ;,

y y - u A ^ i 1', H!fu -u-i; .u'uVy.uvv;-; I : /■

-z , = ■ ' ,*j! ?

u i f f u u v n y a > : y ! i l u ‘ j ' Ä i K s i s y ? 7 - :

^ ' ■ u : V a : 7 \ - . - V K v i v r ! - t u A

_

.

(17)

AKT I.

3 Y B E R Y A/)

S C E N A I.

Chata w ygnańca n a Syberyi: izba tcpółciemna m dłem św iatłem la m p y oświecona, w n ie j kilka nędznych sprzętów. N a słomie p rzy k ry ­ tej skórą niedźw iedzią lezy t a d e u s z , wąs i włos siw y spada m u w n ie ­ ładzie n a tw arz chudą i pożółkłą. P rzy łożu klęczy l ü d m i l a ; kruczy j e j włos rozpuszczony spływ a około w iotkiej, polotnej kibici, lice blade owiane ja k ą ś boskością i tęschnotą, błękitne oczy wzniesione ku niebu ja ś n ie ją niebiańskiem św iatłem przezroczystą łzą przyćmionem. — Z e­

w n ą trz chaty sroźy Się burza biegimowa: tu m a n y śniegu zagarniane m roźnym wichrem p o pustych nieskończonych stepach, lecą ja k chm ury m iędzy białą ziem ią a czarnem zw isłem niebem. Cała chata d rży w tym uścisku wichrów.

TADEUSZ (słabym głosem.)

Wkrótce już was opuszczę me dzieci! . . . Nie żal mi umierać choć na obcej ziemi, bo za Ojczyznę umieram, bo idę w lepsze światy, gdzie włada Bóg miłości, nie bóg egoizmu.

*) Niniejszy poemat dramatyczny jest pisany jużto prozą, jnżto wier­

szem Małym, jużto wierszem rymowym. Albowiem sądziłem i sądzą, że odpowiedniejszą i naturalniejszą jest tak a forma, aby tylko ustąpy, gdy mówiący wpada w zapał, wyrażać wierszem; w cbwilacb natchnienia i unie­

sienia wypowiadać myśli wierszem naw et rymowym, śpiewem; w spo­

kojnych zaś rozmowach i opowiadaniach używać prozy, gdyż wiersz wów­

czas jest niewłaściwy. Pod wzglądem użycia takiej formy, powołać sie mogę na tak wielki przykład, jak dram ata Shakespeara.

(18)

Lecz to zatruwa chwile mego zgonu, że was opuszczam sa­

mych wśród tych głuchych pustyń, wśród śniegów i lodów i ludzi od lodów zimniejszych, wpośród naszych ciemięzców!

P ła cz, płacz sieroto wraz zemną nad twą biedną dolą.

LUDMIŁA.

Ach! nie rozpaczaj ojcze! nie samych nas zostawiasz na Świecie. (Powstaje i wznosi oczy zalane łzam i hu niebu). P rze­

cież jest Bóg tam w niebie, nasza Matka Ojczyzna czuwa tu nad nami.

TADEUSZ (podnosząc się na łożu).

Wszechmocny Boże! i Tobie Ojczyzno oddaje me dzieci, sieroty; one nie mają nikogo na tym wielkim świecie prócz Ciebie Boże i ciebie Ojczyzno!...

(Pada na łoże — chwila milczenia).

LUDMIŁA

(biorąc Tadeusza za rękę i z czułością się 10 niego wpatrując).

Ojcze, wszak prawda, iż gdybyś usłyszał, że Polska wolną, gdybyś do ziemi ojczystej mógł wrócić, to byś nie umarł — wszak prawda, mój ojcze? (Tioarz Tadeusza wypo- gadza się). Posłuchaj więc: ja pójdę do tyrana i będę go pro­

siła o wolność dla ciebie, może serce jego zmiękczy widok mej boleści; a nie — to sztyletem mu przed oczami błysnę,

może się zlęknie rozpaczy córki! Lub jeśli niechcesz ażeby \ Polka swoje kolana przed tyranem zgięła, to pobiegnę po­

między ludy; ludy są dobre, one mnie zrozumią gdy im powiem, że mój ojciec kona w więzach niewoli, że tysiące ich braci marznie w śniegach Sybiru, umiera w podziemiach;

ludy mnie zrozumią, bo one miały ojców, bo one wiedzą co w niewoli jęczeć. Powstaną ludy . . . i ty będziesz wolnym.

Prawda mój ojcze, że cię to uzdrowi?

TADEUSZ.

Narody kupców! ludy samolubów! . .. one cię zrozumią kiedy im powiesz, gdzie się złoto kopie, z czego zysk wię-

(19)

13

kszy, lub gdzie cbleb jest tańszy! Lecz na twe skargg: że ty­

siące cierpią, odrzekną tobie: „A co nam do tego!; każdy u siebie i dla siebie tylko. Bóg, również jak nam, dał im ręce, rozum, wolę. My od nich niczego nie chcemy, niech i oni niczego od nas nie p ragną; bo cóż nam za naszą pomoc dadzą w za­

mian? czem ją, żebracy, zapłacą? Zresztą, damy im radę to nic nie kosztuje: niech zniszczą w sobie serce i boskość człowieka, tak jak my je zniszczyli, a cierpieć przestaną i bę­

dą w dobrym bycie już szczęśliwi“ Przebacz mi Boże!

boleść kładzie mi w usta fałsze i bluźnierstwa. Je st miliony ludzi dobrej woli, narody są szlachetne choć często uśpione....

Lecz twój zamiar, dziecko moje drogie, niepodobnym jest do wykonania.

LUDMIŁA.

Czyż aby ojca przy życiu zachować, może być dla córki spełnienie jakiegokolwiek szlachetnego czynu niepodobnem?

TADEUSZ (smutnie).

To nie przedłuży dni moich.

LUDMIŁA (rzucając się na łono ojca).

Czyż więc już niema żadnej nadziei! . . . A c h ! Bolesła­

wie! gdybyś tu był, ojciec by nie umarł. (P atrzy na twarz T a ­ deusza, na której głęboki maluje się smutek — po chwili z mocą). Precz rozpacz o d e m n i e! Bóg i Ojczyzna zemną! cho­

ciaż więc sama, nie upadnę pod ciężarem nieszczęść.

(Oczy je j błyszczące łzam i płoną natchnieniem).

Przejdę Sybiru śnieżne równiny....

Bóg mnie powiedzie przez ziemie i wody;

Obejdę wszystkie świata krainy, W ołając tak na narody:

„Czemuż wzajemnie się ciemiężycie?

Czyż z milionów niedoli

Niebo waszego szczęścia stworzycie ? A wolność z innych niewoli?

(20)

Ludzie! czyż bratniej krwi, łez pragniecie?

Ach weźcie krew i łzy moje;

Niechaj za wszystkich smutnych na świecie Krwią was i łzami napoję.

Czyż was tak boleść ludzka weseli?

Cieszcież się więc mem cierpieniem, Niech się nieszczęsnych oko rozanieli Słodkiem po bolach wytchnieniem“....

Ach! Ty to sprawisz, o! dobry Boże, Że się nasycą krwią i łzami memi,

Lub przecież pojmą, że w świata przestworze Mogą być wszyscy razem szczęśliwemi.

(Po chwili całując rękę Tadeusza, z płaczem).

Pozwól mi teraz płakać kochany ojcze. (Skłania głowę i płacze).

TADEUSZ

(patrzy na Ludm iłę i łza p łyn ie cicho po jego bladej twarzy.

Po chwili milczenia).

Mścisław nie wraca.

LUDMIŁA.

Stąd dość daleko do domu Szamanki.*) Lecz ktoś nad­

chodzi, zapewne Mścisław powraca.

(W staje i idzie kilka kroków ku drzwiom. Wchodzi BOLESŁAW^).

Wielki Boże! Bolesław! . . . czy tylko cień jego!...

(Bolesław stoi chwilę osłupiały, również L udm iła).

TADEUSZ (podnosząc się na łożu).

Jest-że podobna! . . . To tyś Bolesławie!...

BOLESŁAW.

L udm iła! . . . Tadeusz! tu ta j! . . . A ch! czyż to sen bo­

s k i ? . .. (Biegnie ku Ludmile i chwyta j e j rękę). Ciebież-to

*) S zam anka jest to wróżbiarka, kapłanka a razem lekarka lu­

dów syberyjskich.

(21)

15

widzę tutaj mój aniele?... O Itak , dusza moja przeczuwała bli­

skość twojej duszy!

l u d m i ł a (z wyrazem najżywszego uczucia).

Bolesław żyje! . .. tu jest razem z nam i! . .. A ch! i ojciec żyć będzie!... Bóg przywiódł ciebie do nas Bolesławie... Chodźmy do ojca, niech i on będzie szczęśliwym. (Idą do łoża Tadeusza).

TADEUSZ.

Przecież cię przed moją śmiercią oglądam. Tu do mo­

jego serca! (Ściskając go). Powiedz, czy Bóg poszczęścił twoim przedsięwzięciom? powiedz... Już z twoich oczu czytam moje szczęście!

LUDMIŁA.

Dla czego w ątpić! jakże można w ątpić! Cóż mogłoby się oprzeć Bolesława woli?

BOLESŁAW (na p ó ł głośno, ja k b y sam do siebie).

Jutro cele spełnione... Dusza mojej duszy, Dziecię mojego życia, nadziei, marzenia Żyć jutro rozpoczyna: jutro powstajemy, I Polska, Słowiańszczyzna cała wolną będzie!...

(Głośno). D ziś, gdy samotny błądzę wśród burzy ży­

wiołów, po tych pustyniach śnieżnych, was znajdę, drodzy.

Lecz powiedzcie, dlaczegóż was znajduję w tej nieszczęśli­

wych krainie?

LUDMIŁA.

Skazano nas na Sybir i wywieziono tutaj. Lecz nie mówmy o tem, minęły już dnie nieszczęścia.

BOLESŁAW.

Domyślam się smutnej tajem nicy: to ja stałem się przy­

czyną waszego wygnania, to ja was wrogom wydałem i za­

wiodłem w pustynie sybirskie.

(22)

TADEUSZ (jakby marząc).

Ju tro pow stajem y!... o! dniu szczgśliwy, któregom do­

czekał. Teraz już mogę spokojnie umierać.

BOLESŁAW.

Boże sprawiedliwy! iluż-to ofiarami okupuje się wol­

ność milionów! . .. Czyż mi przebaczacie, że wam wydarłem ziemię rodzinną i szczęście?

LUDMIŁA.

Ty nam szczęście wydarłeś? nie bluźń, Bolesławie.

TADEUSZ.

To tylko sobie wyrzucać możesz, że uczyniłeś mnie szczęśliwym, gdy cierpią jeszcze współobywatele. Kiedy po­

święciłeś się dla wyswobodzenia Ojczyzny, i w świat pobie­

głeś chcąc jego szczęście od niego wyżebrać, szedłeś od na­

rodu do narodu wzywając je do w o l n o ś c i w t e d y car, w na­

grodę mojej dla ciebie przyjaźni, kazał porwać mnie z Pol­

ski , z tej ziem i, gdzie musiałem patrzeć w każdem okamgnie­

niu na niedolę mych współziomków, ich jęki i brzęk kajdan w każdej chwili słyszeć, i żyć z uśmiechem na ustach — i mil­

czeć — a wreszcie umrzeć nie żyjąc. Kazał mnie wywieźć tutaj, i dał mi uczuć rozkosz największą, rozkosz umierać za moją Ojczyznę, a nim umierać zobaczyć ją wolną. — To twoje dzieło, Bolesławie.

(Po chivili).

Lecz ja nie umrę teraz. W ieść, że wolni będziemy po­

wraca mi siły. (Siada na łożu). Jeszcze może ujrzę mą oj­

czystą ziemię. Siądźcie tu przy mnie moje drogie dzieci.

LUDMIŁA (biorąc Bolesława za rękę).

Ach! tobie winna jestem wszystko co mi drogie, Ty mi wracasz Ojczyznę i ojca i siebie.

(23)

17

BOLESŁAW

( w p a tr u ją c się w n ią z w y r a z e m c z c i i m iło ś c i) .

W tych oczach widzę twą anielską duszę!

W tym uśmiechu boskie szczęście kwitnie, A usta twoje tchną niebiańską miłość!

l u l m i ł a (c ic h o ).

Wszystko dla ciebie.

BOLESŁAW.

Te oczy, ta miłość Dla mnie istnieją — ta dusza tchnie dla mnie!....

I ja to całe szczęście moje czuję — I jeszcze czuję!... Jest-że inne niebo?....

( W te m w c h o d z i cicho h o l e m a n — z d z iw io n e m o k ie m s p o g lą d a n a B o le s ła w a i s t a je w c ie m n o śc i p r z y d r z w ia c h ) .

LUDMIŁA.

Dla mnie już niemą nieba jak tylko przy tobie.

TADEUSZ

( u j m u j ą c ręce B o le s ła w a i L u d m i ł y , w z r u s z o n y m g ło s e m ).

Ja was kocham me dzieci — pragnąłbym was widzieć Szczęśliwemi — w Ojczyźnie . . . i przyrzekłem tobie Rękę mej córki ... lecz pomnij żeś winien

Żyć dla Polski nieszczęsnej — Ludmiły zapomnij — Żyj dla wolności lud ó w !... Ludm iło, wszak prawda, Ty zdołasz się poświęcić i będziesz szczęśliwą?

LUDMIŁA

(s to i b la d a , d r ż ą c a ; p o c h io ili m ilc z e n ia to y s ilo n y m g ło s e m ).

Będę szczęśliwą przeszłości wspomnieniem, Wspomnieniem, że dla Polski siebie poświęciłam.

( P a d a n a ło n o o jc a ).

2

(24)

BOLESŁAW.

Aniele mój! Ojczyzna nie chce tej ofiary.

(do Tadeusza).

Nie możnaż kochać Polski a razem kobiety?

(Z wzrastajq,cem uniesieniem).

Chciałem duchem mym wzlecić do nieba, do Boga, Tam do mojego świata, do mojej ojczyzny;

Z ziemi mnie unosiło pragnienie wolności.

Żądałem moją wolność niepohamowaną Rozwinąć na tej ziemi bez względu na ludzi,

Lub marzyć, bujać duchem w podniebnych krainach.

Ale więzy miłości złączyły mnie z ziemią, I już nie mogłem, nie chciałem ulecieć do nieba, Jak tylko z sobą w niebo tę ziemię porwawszy!__

(K lękając przed L udm iłą).

Kobiety! opiekuńcze anioły tej ziemi!

Wy naszą samowolność dziką, niewstrzymaną

Zmieniacie w m iłość, z której wszechwolność promieni, Nauczacie nas kochać tę ziemię znękaną.

(Powstaje).

HÖLEMAN (w gwałtownem poruszeniu, sam do siebie).

Kto to je s t? ... on ją kocha — on odniej jest kochanym!....

LUDMIŁA.

A jednak nas opuszczasz i biegniesz na boje.

BOLESŁAW.

Ludmiło, czyż nie kochasz Polski i wolności?

LUDMIŁA.

Ach! kocham wszystko co ty kochasz Bolesławie.

BOLESŁAW (ujm ując rękę Ludm iły).

Więc będziem zawsze razem — nikt nas nie rozłączy;

Bo twoja miłość jest tam gdzie będzie i m o ja! —

(25)

19

Jutro tu zatknę chorągiew swobody,

Będę walczył za wolność; a ty zemną będziesz

Duchem twym , bo mnie kochasz, bo ty kochasz wolność! . . .

TADEUSZ.

Jutro zgromadzą się wygnańcy na górze,

Aby pierwszy w tym roku wschód słońca oglądać. *) Udamy się tam również, i tam im ogłosisz

Powstanie Polski, wschód słońca wolności.

HÖLEMAN (do siebie).

Jutro p o w sta ją !... Moje zamiary on niszczy!

Kochankę, wielkość i tron mi w ydziera!....

Dzisiaj więc zginąć m usi; zginie — lub ja zginę!

(W ybiega niesp o strzeżony).

( W tej chwili wchodzi MŚCISŁAW, spostrzega Bolesława i staje zdum iony— potem biegnie i rzuca się w jego objęcia).

MŚCISŁAW.

Co w idzę! ... mój B olesław ! Bolesław kochany!

BOLESŁAW (ściskając Mścisława).

Bracie! i tyś w ygnańcem ?....

MŚCISŁAW.

Więc już chwycimy za broń? Kiedyż powstajemy? —

TADEUSZ.

Jutro będziemy wolnymi.

*) W Syberyi po kilku miesiącach ciągłej nocy, słońce ta k długo niewidzialne, ukazuje się pierwszego dnia na kilka m inut na krańcu wi­

dnokręgu. Dzień ten jest uroczystością. Wszyscy mieszkańcy wychodzą na góry i wzgórki, aby tern pierwej ohaczyć słońce i tern dłużej go o g lą­

dać. Sposób ukazania się słońca i okoliczności tem u zjawisku towarzyszące, służą za przepowiednię wypadków w ciągu roku nastąpić mających.

2*

(26)

m ś c i s ł a w (do Bolesława).

Czy uwiadomiłeś o tern Hölemana?

BOLESŁAW.

Nie znam go wcale.

m ś c i s ł a w.

W tej chwili go widziałem stąd wychodzącego.

TADEUSZ.

To być nie może, Höleman tu nie był.

MŚCISŁAW.

W drzwiach go spotkałem. Zdawał się być bardzo po- mięszanym.

LUDMIŁA.

Podsłuchał naszą rozmowę — zginęliśmy!

BOLESŁAW.

Cóż-to jest za człowiek?

TADEUSZ.

Syn Szweda zabranego przed laty na wojnie i tu zm ar­

łego.*) Jest rozumny, odważny i przytem namiętny.

l u d m i ł a (z pomieszaniem).

Strzeż się go Bolesławie! Höleman mnie kohca . .. za­

zdrość jest mściwa . . . a on jest namiętny, ale zarazem przebie­

gły i chytry.

*) W Syberyi oprócz Polaków, jest znaczna liczba potomków F ran ­ cuzów, Niemców, Szwedów zabranych w rozmaitych wojnach do niewoli, a przy wymianie jeńców podanych za zmarłych.

(27)

21

BOLESŁAW (cicho do Mścisłaica).

Mścisławie spiesz za nim — pilnuj go ciągle; gdy się przekonasz, że chce nas zdradzić, przeszkodź wykonaniu zdrady — nie idzie o nas, lecz o Polski wolność.

(Mścisław wychodzi).

S C E N A II.

Noeizha obszerna — h ö l e m a n zwolna się przechadza ja]c w śnie lunatycznym. Wkrótce za oknem ukazuje się m ś c i s ł a w .

HÖLEMAN (stając na środku izby).

Ja zawsze, wiecznie mam być niewolnikiem! — Czy Tyś mnie Boże do niewoli stworzył? — Dlaczegóż tyle ludzi rodzi się na ten świat.

Gdy tylko kilku może mieć swą wolę?

Jakież piętno ci mają wyryte na duszy, Którzy się rodzą by innym panować? —

(Przechadza się w milczeniu — nagle zatrzymując się) Ha! już zbadałem Ciebie: Tyś tu na los ślepy Rzucił ludzi, nietroszcząc się już więcej o n ic h ....

Człowiek powinien, musi wydrzeć innym wolność, By sam zerwał kajdany, aby stał się wolnym.

Po karkach niewolników jedynie wejść można Na tron wolności własnej, stać się samowolnym! —

(Po chwili milczenia).

On niszczy me nadzieje swobody, wielkości!

On kruszy moje przyszłe berło Syberyi!

Moja kochanka w jego objęciach spoczyw a!....

Drżyj Bolesławie! . .. bo z wschodzącem słońcem Błyśnie przed twojem okiem chorągiew wolności — Topór i rusztow anie! . . . Biegnę do Groźnowa —

(Otwiera drzw i i zatrzym uje się w zamyśleniu).

(28)

MŚCISŁAW (wychylając sig z za okna).

Coś mówi o Groźnowie — wychodzi — chce zdradzić__

Jeśli go zatrzymać niezdołam, czyż dla ocalenia braci od ka­

tuszy, dla obrony Ojczyzny będg zmuszony użyć siły i że­

la z a ? ....

HÖLEMAN (wracając i zamykając drzwi).

Ale sam przez to zniszczę me wielkie zamiary....

Duchu m ó j! nieśmiertelnym jesteś i potężnym, A chcesz żebrać u innych pomocy dla siebie?

Powstrzymam to powstanie . .. potem sam go zacznę, Przez to stanę na wierzchu nowego wybuchu, I jego siłą chwycę berło Syberyi.

(Po chwili, spokojnie).

Jutro zgromadzą się wygnańcy na górze za osadą, by ujrzeć po raz pierwszy w tym roku wschodzące słońce. Bole­

sław obwieści im wtedy powstanie. Niech ta chwila rozstrzy­

gnie i wskaże kierunek mej drogi. Tak wszystko urządzę, iż wtenczas będę mógł ich zniszczyć albo pozwolić, aby dla mnie walczyli.

(W chodzi p o p) . h ö l e m a n (do siebie).

Niebo mi go zsyła. (Do Popa). W łaśnie pragnąłem z tobą mówić przyjacielu. (Ciszej). Wiesz ja k nam potrzeba pieniędzy do wykonania naszych zamiarów, aby w Syberyi ja panowanie nad ludźmi, ty nad ich duszami osiągnął.

POP.

Pieniądzmi wiele zrobić możemy.

HÖLEMAN.

Przybył tu bogaty kupiec; jutro ma oglądać z wygnań­

cami wschód słońca. Będę tam z nim i; kupca nastraszę, że go oskarżę przed Naczelnikiem okręgu o knucie spisku, je ­

(29)

23

żeli nam się nie okupi. Ty czekaj pod górą ukryty; gdy nie będzie chciał złożyć okupu, dam ci znak, pobiegniesz wten­

czas do Naczelnika, powiesz mu o kupcu, o jego bogactwach, i podasz mu następujący sposób przywłaszczenia ich sobie:

Niechaj uda, iż mu doniesiono o buncie, który knują wygnańcy zgromadzeni na górze; niech tam pośpieszy natychmiast z całą siłą zbrojną; wygnańców wtrąci na miesiąc do kopalń lub puści po kilkodniowem więzieniu, a kupca przy tej sposobno­

ści może bezkarnie obedrzeć.

POP.

Rozumiem cię — wyborny p lan ; zyskamy pieniądze lub wpływu na Naczelnika. Dla dobrego celu wszelki środek do­

bry. Przyszedłem uwiadomić cię o przybyciu tego, jak go zowiesz, kupca; teraz gdy rzecz względem niego skończona, żegnam cię przyjacielu. (Wychodząc mówi do siebie). Ukrywa on jakiś inny zamiar. Cokolwiekbąć, zamiar ten musi mi być pożytecznym; albowiem mnie szkodząc, sam sobie by szkodził.

(Höleman idąc do drugiej izby, spogląda szyderczo za od-

S C E N A ill.

P rzed zapadłą w śnieg chatą stoi j ó z e f , w ychudły, zżółkły, podo­

bny do szkieletu człow ieka; suche ręce rozpostarł ja k b y kogo chciał objąć.

Pod chatą siedzi w a c ł a w i sm utnie n a Józefa spogląda. W oddali w idać drew niany krzyżyk n a m ogile; zresztą dokoła śnieżna p ła ­ szczyzna. T en m a ły krajobraz oświeca smętne św iatło księżyca błysz­

czącego blado n a czarnym nieboskłonie.

JÓZEF.

Skądże, skądże wietrzyk wieje?

Może z domu mojej m atki?

(30)

Wstąpże, wstąpże do mej chatki, I powiedz co się tam dzieje?

(Otwiera drzwi — Wacław zakrywa sobie oczy rękami).

JÓZEF.

Nie chcesz wstąpić w moje progi?

( Odpychając z gwałtowności powietrze, ja k b y ja k ie ś widmo).

Precz! precz wietrze niezbłagany!

Przekupiły cię tyrany;

Nie chcesz wydać wieści drogiej:

Że tam bracia walczą — g in ą __

Za broń porwał naród cały, W górę wzbił się orzeł biały.

Pieśni szczęścia w niebo p ły n ą!__

(Po chwili odioracając się z wstrętem).

Ach! wichrze tyś krwią zbryzgany!

Krwi krople, stłumione jęki, Dzikie krzyki, kajdan brzęki Płyną z twoimi tumany....

Ha! widzę Polskę: głucha równina Zasuta kośćmi i mogiłami,

Pustych miast i siół rozwalinami — Dokoła cichość, śmierć i ru in a !__

I tylko wiatr po mogiłach jęczy,

Czasem z pod mogił łańcuch zabrzęczy__

(Padając na kolana).

W ietrze! daj mi choć łzę jedną, Choć jedno z Polski wspomnienie, Chociaż jedno, jedno tchnienie;

Pociesz serce wyschłe, biedne.

Ty żądasz może jakiój ofiary ?

Ach! ja nic niemam, Ty widzisz Boże, Tylko łzę w oku i trochę wiary, Że kiedyś, kiedyś ja umrę może!

Stoję tu — słucham wieki się wloką — Patrz, serce wyschło, jak listek szeleści;

(31)

25

Zniknęło ciało, zetlało oko,

A żadnej, żadnej z Ojczyzny wieści!

(Czołga sig na kolanach z wyciągniętemi rękami).

A ch! nieodbiegaj! zlituj się, zlitu j!

Czyż ty car? czy ludów m orderca?

Stój, nie wydzieraj mi z piersi serca...

Chwilkę, chwileczkę ty lk o .... ach stó j!__

(Pada).

WACŁAW (przybiega i podnosi go).

Ach tyranie! jakże ty choć milionową cząstkę naszych cierpień sam wycierpieć zdołasz.

JÓZEF (otwierając oczy).

Wróciłeś przecie, więc mów, mów.

WACŁAW.

To ja, Józefie, twój Wacław. W iatr już poleciał i zginął.

JÓZEF (smutnie).

W iatr już odleciał. (Biorąc Wacława za rękę). To ty jesteś Wacławie. Przebacz żem cię nie poznał, wiek odjął mi pamięć. Bo ja tu już tysiąc lat stoję i patrzę tam, na zachód, a tam daleko, daleko jest Polska. (Jakby sam do siebie). Wy­

tężam oko — duch mój cały wstępuje w me oczy — patrzę, wzrok mój leci przez te m gliste, nieskończone rów nie...

Ciągle pusto i biało, i biało i p u sto ... Lecz patrz! (wska­

zuje ręką) wśród zamarłej równiny ukazał się p a ła c ...

WACŁAW (z łzą w oku).

Nic nie widzę.

JÓZEF.

Ale jak trupio-biały, ha! bo mury z trupich czaszek ... . wewnątrz krwawe kolumny z serc wydartych milionom. W pa­

(32)

łacu czołgają, się jakieś płazy, i z serc rozdartych krew p i j ą .. . (Odpychając rękami). Precz, precz odemnie! to pa­

łac tyrana. Zniknął . .. Promień mego oka sunie dalej przez puste zamglone płaszczyzny. Czy ty nie widzisz czego? Z mgieł wypływa ogromna mogiła, krew ją czerwieni, łzy perlą się na okrywającej ją murawie; chłód grobu okiem czuję — okiem słyszę jakieś jęki ... Mogiła znika . .. znikła. Znów biało i pusto. (Po chwili). Ach! jakże długo mam jeszcze patrzeć, zaczem anioł tam nad góry wzięci i skinie na świat chorą­

gwią wolności!

WACŁAW.

Chodź zemną Józefie, pójdziemy na góry oglądać wschód słońca, które dzisiaj pierwszy raz się ukaże; może ożywi nas swoją przepowiednią. Zobaczymy tam kilku naszych braci.

JÓZEF.

Idź, ja tam niezadługo przybędę. Teraz muszę spieszyć na mogiłę brata; on tam leży pod śniegiem, gdzie ten krzy­

żyk sterczy. Przyrzekł mi umierając, że zbiegnie kiedyś do mogiły na promykach księżyca, i przyniesie mi z tamtego świata wieści o przyszłości Polski. Nic, nic mi dotąd nie po­

wiedział, choć co noc na jego grób chodzę.

(Idzie ku mogile smutnie nucąc).

W nocy gdy wkoło cicho i głucho, Biegnę do tego kurhanka,

Klękam, przykładam do ziemi ucho, I słucham aż do poranka.

Słyszę nademną płynące duchy Jak lekkiem skrzydłem głaskają ciszę, Słyszę pod ziemią kajdan brzęk głuchy, A głosu brata nie słyszę!...

(K lęka pod krzyżem i p rzykła d a ucho do mogiły).

WACŁAW (wznosząc oczy ku niebu).

Boże! zlituj się nad polskim narodem — patrz co on cierpi! Ach! kiedyż ten anioł się zjawi? (Odchodzi).

(33)

27

S C E N A IV.

W śród śnieżnych stepów wzosi się wysoka stroma góra. Ś lisko je j szczytu, na m alej płaszczyźnie stoją W ł a d y s ł a w , m a r l i n i , e i s e - m a n , SZRENWOOD, p ł a t ó w , bez ruchu ja k posągi z wytęzonem okiem na wschód. T u ż n ad n im i n a sam ym szczycie góry, stoi h ó l e m a n niew i­

d zia n y od wygnańców a m ający ich ciągle n a o ku ; na dole widać

p o p a , który śledzi każdy ruch Hölemana. W oddaleniu w zachodnio- północnej stronie wznosi się w yższa jeszcze skała okryta śniegiem i lo­

dem. D okoła puste, głuche, martwe, nieprzejrzane p u styn ie śm iertelną szatą śniegów o k ry te ; n ad niem i zw isło ciężko bezchmurne a ciemne, zadym ione niebo ja k całun na d trupem ziem i; przestrzeń m iędzy bia­

łą ziem ią a czarnem niebem zalega ja k iś mrok tajem niczy i smętny.

Cały krajobraz skrzepły, m onotonny, m artwy, bez św iatła i cieni, zdaje się być nicości obrazem !

W yg n a ń cy po chwili m ilczenia, zw racają się mimowolnie na zachód.

EISEMAN.

Tam są Ojczyzny nasze! tam narody nasze!

MARLINI.

Lecz niektóre niepomną, że my tu cierpimy, Chociaż mają potęgę, aby nas uwolnić.

WŁADYSŁAW.

Tam narody swobodne walczą między sobą;

Tutaj nas synów nieprzyjaznych ludów Niedola pobratała.

(Podając ręce Płatowowi i Eisemanowi).

My jesteśmy braćmi.

SZRENWOOD.

Po tak długim rozdziale znów jesteśmy razem.

Tyrani nienawidzą wszelkiego braterstwa, Nawet braterstw a cierpień!

(34)

MARLINI.

Gdyby teraz razem Nas spostrzegli, krzykli-by: „bunt przeciw carowi!“

I zagrzebali-by nas żywo w minach.

PŁATÓW.

Czyż-byśmy wtenczas więcej cierpieć mogli?

Nasza dusza nieczułą jest już na niedolę, Niema cierpienia, którem moglibyśmy boleć, Niema ciosu, któryby zranił serca nasze.

WŁADYSŁAW.

Przywykliśmy nieszczęście mieć na nasze życie, Cierpienie naszem czuciem. Lecz czyż przywykniemy Niewolę zwać wolnością?__

EISEMAN.

Ktoś wdziera się tutaj!

MAELINI.

Stąd zejść niepodobna jak tylko tą ścieszką Po której on wstępuje.

WŁADYSŁAW (stając nad ścieszką).

Je st sposób ocalenia:

Gdy ujrzę, że ten człowiek jest nam niebezpiecznym, Pośliznę się i strącę go niby przypadkiem

Mem ciałem w przepaść.

(Inni wygnańcy wstrzymują W ładysława).

PŁATÓW.

Pozwolisz mnie, bracie.

EISEMAN.

Ja powinienem ...

\

(35)

29

MARLINI.

J a stary, najmniej p otrzebny...

WŁADYSŁAW.

Mnie pozwolicie moją, myśl wykonać.

(Chwila oczekiwania).

WACŁAW (wchodzi i rzuca się w objęcia W ładysława).

W itam was bracia; już dawno was nie widziałem.

(Ściska ręce innych).

SZRENWOOD (wskazując na wschód).

Patrzcie, już zorza czerwieni niebo na wschodzie.

(W ygnańcy zwracają się na wschód i w patrują się w różo- wawy kraniec widnokręgu).

WACŁAW (mimowolnie zwraca się na zachód).

Tyś tam P olsko! ... A ch! gdybym choć raz na cię spojrzał, Chociażbym potem słońca nigdy nie oglądał.

(Spogląda na północ i woła).

Bracia! co to je s t ? ...

(W skazuje na północnym zachodzie chorągiew krwawą, która unosi się nad białą płaszczyzną śniegóio.*) Wszyscy zwracają się w tę stronę — stoją chwilę bez ruchu; na ich twarzach

maluje się coraz iciększa niespokojność).

WŁADYSŁAW.

Boże! krwawa chorągiew ... to chorągiew wojny!

*) Temu pojawieniu się słońca zwykły towarzyszyć różne złudze­

nia. Często jaskrawe promienie wschodzącego słońca — padając już na szczyt odległej skały lub góry i łam iąc się w lodowatej jej powierzchni, gdy resztę ziemi jeszcze mrok zalega — tworzą różne zjawiska, które, tajemniczością tego kraju owioniona wyobraźnia ludzi, w tysiączne, dzi­

wne kształty ubiera.

(36)

WSZYSCY.

Ach wojny! wojny!

WŁADYSŁAW.

Nasza nadzieja i szczęście!

(Przez ten czas słońce wznosi się nad widnokręgiem — chorą­

giew krwawa mieni się, i ju ż biały, srebrny sztandar 'powie­

wa nad czerwonym, ja kb y knoi bałwanami falującym , stepem).

WACŁAW.

Biała chorągiew buja po nad krwawą ziemią!

WSZYSCY.

Wolności sztandar!

PŁATÓW.

A więc przez krew naszą Mamy się bracia wolności dokupić!

EISEMAN (wskazując na wschód).

Tam słońce! słońce!

WŁADYSŁAW.

To miłości słońce.

EISEMAN.

W ojna!

WŁADYSŁAW.

A późnićj wolność.

WACŁAW.

Kochajmy się bracia!

(37)

31

( W uniesieniu rzucają si§ nawzajem w objęcia. W tej samej chwili wchodzą nagle między n ich : BOLESŁAW, TADEUSZ p ro ­

wadzony przez m ś c i s ł a w a i l u d o m i ł ę ^ ) . BOLESŁAW.

Tak jest, o bracia! bije godzina w olności!...

Bóg wzywa do powstania! Jutro broń chwycimy, Jutro cała Syberya i Polska powstaje,

I jutro, bracia, bgdziemy wolnymi!

(Chwila milczenia — wygnańcy ja k b y piorunem rażeni, stoją bez ruchu, patrząc bystro na siebie ja kb y się chcieli przeko­

nać o rzeczywistości siuojego widzenia).

WŁADYSŁAW (stłumionym głosem).

C icho... nie budźcie m n ie ... czy ja marze ty lk o ?..!

WACŁAW.

A ch! czyż-to sen tak piękny ? czyż-to sen tak boski ? . ..

TADEUSZ.

Jutro będziemy wolnymi i Ojczyzna wolną.

HÖLEMAN

(stojący na szczycie góry, od chioili ukazania się Bolesława 10 gwałtownem poruszeniu).

Czy zatrzymać ten wybuch, czy go pchnąć mym torem?__

Nie czuję w sobie siły bym mu dał kierunek, I ogień ten mnie schłonie i nadzieje m oje. .. .

(Spogląda na Popa — chce dać znak — znóio opuszcza rękę).

Mam-że wiecznie pozostać w mym ciasnym obrębie?__

Sprobójmy, może teraz ten pożar utłumię, By później on rozpalił słońce mej wielkości.

Nie stłumię go, to jeszcze chwila mi zostanie Aby skinąć tą ręką — i krew go zaleje.

(Zbiega między wygnańców).

Na Boga! uspokójcie się ... skąd ten szał radości?

(38)

Czyż tysiąc waszych stróżów i oprawców pierzchło?

(Ciszej).

To może podstęp, z d r a d a . .. ach! bracia strzeżcie się Złudzenie światła tak was olśniło jak słońce

Tę skałę.

(W skazuje skaty na północy. Do Bolesława).

Kto zaręczy za prawdę słów twoich?

BOLESŁAW.

Kto wam zaręczy!

(Podając Hölemanowi sztylet).

Otwórz moje piersi, A na sercu przeczytasz żem prawdę powiedział.

TADEUSZ.

Ja zaręczam.

WACŁAW.

My wszyscy.

LUDMIŁA.

Jam gotowa przysiądz!

(Wbiega JÓZEF trzymając w ręku kilka płatków śniegu i p r z y ­ patrując się im z czułością).

JÓZEF.

Zimno wam, zimno moje braciszki kochane!

(Do wygnańców).

Cieszcie s ię ! — oni mówią: powstanie świat m łody. ..

Ale wy nie widzicie, co ja widzę duchem;

Wy mniemacie, że tu są wokoło śniegi, lo d y ...

Ach! to nie śniegi leżą na tym stepie głuchym, To nieszczęśliwi, co tu dawniej żyli,

Płakali d łu g o ... w łzy się rozpłynęli...

A te łzy zmarzły i pokryły ziemię.

(39)

33

Kilka tych łez zmarzniętych na stepie zebrałem , Przytuliłem do ło n a, tchem moim ogrzałem — Ożył i rzekł nieszczęsny co w tym śniegu drzemie:

„Już wam wolności zorze prom ienia!

„Już wkrótce pękną Polski kajdany!

„Głos Boga zabrzmi nad biedną ziem ią,

„Zawoła na ten po niej rozsypany

„Nieprzeliczony hufiec męczenników,

„Co za wolność ginęli przez ciąg wieków całych,

„ A z cichych grobów i z trumien spruchniałych

„Wypłyną roty dzielnych wojowników;

„Z nas, łez cierpienia, tysiące powstanie

„Żołnierzy B o g a !... Polska zm artw ychw stanie...“

(Śpiewa). Lecz bądźcie zdrowi moi kochani!

Biegnę miłością rozgrzewać

Braci, co w gwiazdkach śniegu rozwiani, I pieśń powstania im śpiewać.

T u , do mojego serca, o b ied n i!...

(Oddala się śpiewają,c).

HÖLEMAN.

Czyż nie podobny powód jest waszej radości?

(Do Bolesława).

Małoż jeszcześ oglądał naszych łez i cierpień, Iż chcesz nam stworzyć nowe niedole i męki?

(Do loszystkich, wskazując oddalającego się Józefa).

On jest szalonym — czemże my jesteśmy?

Powstający w dziesięciu aby świat obalić, Zwyciężyć, zniszczyć miliony wojska?

Czy wy także mniemacie, że śniegi ożyją?

b o l e s ł a w (zwrócony do wygnańców).

Tam w Europie cierpią w więzach miliony,

Wolność Ojczyzny je st ich pragnieniem i szczęściem;

A w Sybiru pustyniach jest-że jeden człowiek, Który mógłby powiedzieć: „Ach, jestem szczęśliwy!“

3

(40)

MARLINI.

W Sybirze. . . i szczęśliwy ? . . . Sąż w piekle cnotliwi ?

BOLESŁAW.

Miliony cierpiących i uciemiężonych,

A kilkunastu tylko szczęśliwych ciemięzców! . ..

I jakaż-to potęga ten świat w więzach trzyma?

Jakaż siła na świecie silniejsza od świata?

Czyż Bóg?... lecz Bóg nam Ojcem, on chce szczęścia lu d zi;

Czyż kilkunastu królów lub milion wojska?

Ach! nie — to nasza niejedność, egoizm I nasz brak poświęcenia w więzy nas krępują.

Kochajmy się jak bracia! — razem duchy, dłonie Dla szczęścia i wolności wszystkich ludów ziemi!

A w tej chwili stanie się cała ludzkość wolną, Szczęście, cnota, oświata wszystkich oprom ieni...

WYGNANCY (ściskając się w uniesieniu radości.) Kochajmy się jak bracia! Powstajemy przecież!

Za kilka godzin będziemy wolnymi.

WACŁAW (do Jó ze fa , który znów powrócił).

Józefie ciesz się — jutro powstajemy.

(J ó zef obłąkanem okiem zatacza loohoło — całe jego ciało drży konwulsyjnie, następnie icszelki ślad życia znika z jego obli-

— stoi ja k kamienny posąg z szklarnią, nieruchomą, otwar­

tą szeroko źrenicą. Wszyscy z przerażeniem spoglądają na niego.

Po chwili osłupiałe jego oko drżeć zaczyna — chce m ów ić, lecz słowa konają na ustach; nakoniec pada z takim ivykrzykiem wydobytym z głębi p ie rsi, ja k b y się rw ały struny jego życia.

Wacław chwyta upadającego.

LUDMIŁA.

On umiera . . . o Boże!

(41)

35

WACŁAW.

Szczęście go zabija.

(Trzeźwiej, Józefa). HÖLEMAN (podczas tego sam do siebie.) Koniecznie więc chcą iść na rusztow anie...

Niech id ą ! . . .

(Staje nad brzegiem góry idepiwszy oczy w Popa).

Ale zgubię nadzieję powstania, Nadzieję mej wielkości, władzy i korony.

(Daje Popowi znak oddalenia się).

Stało s ię ... Niechaj dla mnie walczą, um ierają, Niech obalą spruchniałe trony dawnych królów ...

Ha! wtenczas ja powstanę nad gruzy, krew, dymy, I wpośród dwóch stron boju, obiedwie ujarzmię!

(Zbliża się do innych).

JÓZEF (otwiera oczy — cichym głosem).

Gdzież je ste m ? ... Czym się na świat dopiero narodził?

Lecz pam iętam , słyszałem głos Boga nad ziemią:

„Polska, Ojczyzna twoja z grobu zmartwychwstaje!“

(Po chwili).

To tyś mówił Wacławie . .. Przypominam sobie Całą mą przeszłość: moja Ojczyzna upadła — Ja wygnańcem w S ybirze. . . Jakoś długo spałem , A w tym letargu okropnie cierpiałem ,

Ale okrzyk wolności zbudził mnie z snu tego, I jeszcze grzmi w mem uchu.

(Poiostaje).

Ach! będziemy wolni!

WACŁAW.

Uspokój się, odpocznij, jeszcze jesteś słabym.

JÓZEF.

Czyż mogę odpoczywać, gdy wy powstajecie?

Prowadźcie mię do boju, ujrzycie czy nie mam Siły walczyć z wrogami mej drogiej Ojczyzny.

3*

(42)

HÖLEMAN (podając rękę Bolesławowi).

Ja także gotów jestem umierać za wolność.

BOLESŁAW (ściskając podaną rękę).

A my za wszystkich ludzi i za twoje szczęście.

(Do wygnańców).

Bracia! aby zwyciężyć, trzeba umieć umrzeć;

Aby ludy uwolnić, ziemię uszczęśliwić, Ileż potrzeba cierpień, rozumu, poświęceń!

WACŁAW.

My cierpieć nie możemy; jeżeli płaczemy, To nie z sm utku, lecz aby łzami spalić p ęta;

Gdy cierpim, to nie z bólu, lecz by przez cierpienia Nasze, Bog się zlitował nad niedolą, ludów.

PŁATÓW.

Wszystko gotowi jesteśmy poświęcić, Bo nic nie mamy co poświęcić można.

To nasze życie — krótka chwila cierpień;

Nasza swoboda — miny i kajdany;

A nasza przyszłość — mogiła ze śniegu!

w ł a d t s ł a w (do Bolesława).

Bracie, znasz pieśń wygnańca polskiego w Sybirze?

(Śpiewa).

Marznąć w śniegach, kopiąc w m inie, Ginąć pod twym knutem , carze!

0 wolności tylko marzę 1 o powstania godzinie.

Łzy już wyschły w mojem oku, Martwe serce dla boleści, Tylko chęć wolności pieści Wpośród bezczucia pomroku.

(43)

37

B łysła chwila upragniona!

Targam niewoli kajdany, Już zwyciężam me ty ran y __

Już Polska wyswobodzona....

Wtem Bóg sk in ą ł... wszystko g in ie ...

Wracam cicho, bez westchnienia, Bez łzy w oku, bez cierpienia, Marznąć w śniegu, kopać w minie.

Wracam cicho pęta wkładać,

Gnić w podziemiach, konać w minie, By powstać w szczęsnej godzinie, Chociaż — aby znów upadać.

t a d e u s z (do siebie).

Gaśnie me życie ... czuję, że zgon mój już bliski.

(Siada na odłamie skały).

BOLESŁAW.

B racia! Bóg więc was cierpieniem namaścił Na kapłanów wolności; ogniem poświęcenia

W yświęcił was na pierwszych godnych przewodników W wielkiej ofierze ludów! Was najprzód powołał Do rozpoczęcia wojny na wolność narodów;

Zawezwał nas, abyśmy Jego świętą prawdę, C hrystyanizm , braterstwo w życie wprowadzili.

Ach! tak! kraj nieszczęśliwych, kraj ofiar, poświęceń, Syberya! pochwyci pierwsza miecz za wolność__

Niewolą i niedolą uczyły się ludy

Jak ukochać swobodę, prawdę i braterstwo;

Ukochały je wreszcie — poznały swą siłę — I ju tro , kiedy błyśnie oręż w Syberyi, Polska, R uś, wszystkió narody słowiańskie Zerwą kajdany swej długiej niewoli,

Ludy Zachodu zbudzą się z snów samolubstwa.

(Pada na kolana).

(44)

WSZYSCY

(oprócz Tadeusza klękając pow tarzają za Bolesławem).

0 Boże wszechmogący! przysięgamy Tobie Żyć dla Ojczyzny tylko i walczyć za wolność, Dopóki życie tętnić, krew w nas płynąć będzie;

Poświęcać się, dopóki serce to czuć będzie, 1 myśleć dla niej póki duch nasz myśleć zdoła, Dopóki z panowania i z ludów niewoli

Znaku na całej ziemi nie zostanie;

Dopóki wolność każdego człowieka, W iara Chrystusa i miłość braterska W sercach i w życiu ludzi nie zakwitnie!

TADEUSZ

(podnosi się i wyciąga wyschłe ręce nad klęczącymi; dokoła na rozległych stepach uroczysta cisza, tylko głos konającego

starca rozpływa się szeroko w cichem powietrzu).

Błogosławię was w imię minionych pokoleń Ludu polskiego, w imie Ojców naszych, Z którymi wkrótce na zawsze się złączę.

Idźcie, idźcie ukończyć dzieło nieśm iertelne, Które ojcowie nasi od wieków zaczęli.

(Jakby w proraczem natchnieniu).

Nadeszła chwila Polski zm artw ychw stania...

Wy uwolnicie ludy i miłość w nie tchniecie, Wy to spełnicie, o co od swego powstania Dobijała się Polska — wy ziemię zbawicie! ...

Widzę świat przyszły piękny, wolny, kochający. . . (Zam yka oczy, głowa opada m u na piersi).

LUDMIŁA (rzucając się na łono Tadeusza).

A c h ! ojcze ty żyć będziesz ?

MŚCISŁAW.

Wszak wolnymi będziemy.

Ojcze! zostań z nam i,

(45)

B9

TADEUSZ (oticiera oczy — omdlałym głosem).

Wacławie, niech żona Twoja będzie jej matka^. . . Żegnam was me dzieci. ..

Tam znów, w wolności świecie ujrzymy się razem.

(Biorąc r ę c e Bolesława i Ludm iły).

Błogosławię wasz związek. Prócz ciebie i brata Ona niema nikogo na tym wielkim świecie;

Ale zapomnij o niój, gdy ojczyzna nasza Będzie od ciebie tego w ym agała...

P olsko. .. Ojczyzno m oja! ___

(Tadeusz umiera. L udm iła pa d a j a k martwa na ciało ojca.

Mścisław całuje w niemej boleści zimną jego rękę. W y­

gnańcy klęczą tokoło w milczeniu; nagle j a k jedną myślą natchnieni, podają sobie dłonie).

WSZYSCY.

Duch jego, duch miłości niechaj nas owionie, Niechaj narody nasze będą braćmi sobie,

Miłość wzajemna niechaj w ich sercach zapłonie, A świat szczęścia zakwitnie na niedoli grobie!

(Słońce ostatniemi promieniami ośioieca klęczących wieńcem wkoło ciała męczennika — chwila obrazu. Wygnańcy p o ­ wstają i ściskają ze łzam i cicho płynącem i rękę zmarłego).

BOLESŁAW.

Musimy się rozłączyć; wróciwszy do domu, Donieście wszystko znanym wam wygnańcom, I zapalcie w nich czucie które was ożywia.

W nocy niech każdy weźnie broń przygotowaną;

Lecz cicho i przezornie — niech śpią sługi cara!

Z orężem niechaj śpieszy na smętarz osady,

Tam będzie miejsce zboru. Ztamtąd pójdziem do min Uwolnić nieszczęśliwych. Tak samo postąpią

(46)

Wszystkie wsie i osady. Lecz pomnijcie, bracia, Że miłość wszystkich ludzi zawsze hasłem naszem!

(Bolesław i Wacław wyprowadzają Ludmiłę, in n i wynoszą ciało Tadeusza).

S C E N A VI.

B om N aczelnika okręgu — pokój słabo oświecony od lam py, która więcej dym u ja k św iatła rzuca na izbę. N a sofie siedzi o tyły człowiek, a n o ż^ ó w ,. n aczelnik okręgu; tw arz jego trędowata odcienia się ciem niejszą barwą od pąsowego kołnierza m unduru. Z drugiej stro­

n y stołu siedzi pom ocnik N aczelnika, i w a n ; jego oczy m ałe i p rz e n i­

kliwe biegają niespokojnie dokoła. Przed naczelnikiem stoi butelka zie ­ lonej sybirskiej g w za łk i.

IWAN.

Fedorze Iwanowiczu dobre są wiadomości, umarł na­

czelnik sąsiedniego okręgu; okręg bardzo zyskowny__

GEOŹNÓW.

Należałoby posłać z prośbą do gubernatora najmniej dwa tysiące rubli. Moich pieniędzy boję się narażać; gdyby współubiegacz swoją prośbę lepiej ukwalifikował ?

IWAN.

Nieroztropnością było-by własne pieniądze posyłać; lecz podałem panu naczelnikowi śro d e k ...

GROŹNO W.

Na ten nie przystaję.

IWAN.

Ach! taka słabość nie przystoi czynownikowi.

(47)

41

GffiOŹNÓW ( z a m y ś l a ją c się ).

Tylu ludzi wtrącić do k o p aln i.... Niedbam o ludzi, lecz Boga się boję, aby mnie za to nie ukarał.

IWAN.

Nie bluźń Fedorze Iwanowiczu! Ozy nie słyszałeś nigdy popa nauczającego, iż Bóg nakazał człowiekowi starać się 0 własne dobro; dlatego więc polecił ludziom żyć w społe­

czeństwie, aby z łatwością jedni z drugich korzystać mogli 1 nawzajem się obdzierać.

GROŹNÓW.

A jak się gubernator dowie?

IWAN.

Cha-cha-cha! jak się gubernator dowie! . . . Nie wiesz-to pan naczelnik, że w Sant. Petersburgu jest wielka księga praw napisana jeszcze przez Piotra Wielkiego, w której na po­

czątku złotemi literam i wydrukowano: „Uciemiężać, obdzierać i w ciemnotę pogrążać poddanych, jest jedynym środkiem utrwalenia porządku, spotężenia państwa, jest świętą powin­

nością im peratora i wszystkich jego czynowników.“ Ty więc Fedorze Iwanowiczu, powinieneś ten obowiązek pilnie doko­

nywać, jeśli chcesz być prawym czynownikiem.

GROŹNÓW (głaskając po twarzy Iwana).

Kochany Iwanku ciężar zdjąłeś mi z piersi. Ale powiedz, jakim pozorem tę całą rzecz pokryć? niechcę bowiem owo­

cem mych trudów dzielić się z gubernatorem.

IWAN.

W łaśnie piękny nadarza się pozór. Przybył tu bogaty kupiec; nazwij go, panie naczelniku, emisaryuszem; rozkaż powiązać tej nocy wszystkich wygnańców i osadników, i do min wpakować. Jutro napiszesz do Irkucka do gubernatora, że

(48)

odkryłeś spisek; upoważni więc nas ogłosić stan wojenny i przyśle nam prawo miecza. Przestraszeni tern mieszkańcy oddadzą, nam część swoich majątków jako okup wolności. Wy­

gnańcy zostaną w m inach: niech buntownicy kują kruszec dla cara, by miał czem płacić swoich czynowników. Wtenczas zdasz Fedorze Iwanowiczu raport o przytłumieniu i ukaraniu buntu, do wyśledzenia którego ja się szczególniej przyczyni­

łem. Dostaniesz za to krzyż i wyższą posadę, a ja — jaką m ałą gratyfikacyę *)

Gr o ź n ó w (ziewając).

Wyborny zamiar — ale zostawmy całą rzecz do jutra, spać teraz chodźmy.

IWAN.

Nie możemy odwlekać, dzisiaj p o trzeb a...

GROŹNÓW ('przerywając).

Ja tutaj jestem naczelnikiem i wiem co czynić potrzeba.

IWAN (pokornie).

Jutro mielibyśmy już pieniądze.

GROŹNÓW.

Ha — prawdę mówisz. Więc na tę noc zlewam na cie­

bie całą moją władzę.

IWAN.

Będę się starał odpowiedzieć godnie zaufaniu pana na­

czelnika. Biegnę zebrać żołnierzy, nasz zamiar i naszą powin­

ność wykonać. (W staje i wychodzi).

*) Często zdarzają się na Syberyi podobne nadużycia i przeszły tam prawie w zwyczaj.

(49)

43

GROŹNÓw (kładąc się na sofie).

Ja prześpię się chwilę.

(Zasłona spada).

Cytaty

Powiązane dokumenty

KAIFASZ zbliżający się do Antypatra i Posłów Z obliczem żal się nam żegnać szlachetnem, lecz sługom twoim, o panie, czas

Przez moje drzwi dzień świta, przez zamknięte okna wiatr po stancji wieje, stoły się rozkładają, szafy się otwierają.. Dlatego idę wydoskonalić się w pracy a

wa i pani Dąbrowa jednocześnie raczyliście wymówić mi dom — dowiedziawszy się o mem.. Kobiety są zbyt przenikliwe aby nie przeczuły co się dzieje w sercu,

drowca ; a które sg tylko złudzeniem znurzonćj źrenicy — ho się oddalajg za zbliżeniem się karawany, i nakoniec rozplywajg się jak ulotne pary w powietrzu. (8)

Racz Wpan i Jejmości wystawić Góruo- głębskiego w prawdziwem świetle, czego tym większą bydź potrzebę widzę, ile iż mi się zdaje, iż względem niego,

stwa przed wojną listopadową; Lilia Weneda może być uważana za drugą część trylogji, jako obraz, odnoszący się zupełnie niewątpliwie także do wojny listopadowej, na co

W Kordjanie dał poeta obraz społeczeństwa przed wojną listopadową; Lilia Weneda może być uważana za drugą część trylogji, jako obraz, odnoszący się zupełnie

(Zwracając się do Chłopickiego.) Mimo to, jenerale, zbroić nam się trzeba, aby być w pogotowiu na wszelkie