• Nie Znaleziono Wyników

Polne kwiatki. Komedja w pięciu aktach

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Polne kwiatki. Komedja w pięciu aktach"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

POLNE KWIATKI

K O M E D J A W P I Ę C I U A K T A C H

PRZEZ

B R O N ISŁA W Ę P A W LU SÓ W N Ę

KRAKÓW 1922

NAKŁADEM AUTORKI :: DRUKARNIA „SARMACJA" W KRAKOWIE

(2)
(3)

PRZEZ

B R O N ISŁA W Ę P A W LU SÓ W N Ę

POLNE KWIATKI

K O M E D J A W P I Ę C I U A K T A C H

KRAKÓW 1922

NAKŁADEM AUTORKI :: DRUKARNIA „SARMACJA" W KRAKOWIE

(4)

LPŹ3

O S O B Y :

PANNA, dziedziczka dworu.

WOJTEK

MARCIN MAGDUSIA ŻYDÓWKA BIUROWA 3 PAŃ

%

Rzecz dzieje się w drodze, w biurze

i w domach 3 Pań.

(5)

A K T I.

SCENA I.

(Panna Japońska śpiewa sobie w parku koło dr osi, w tem z tłomoczkami przechodzą: Jasiek, Wojtek,

Marysia, Kasia, Basia i Magdusia).

ŚPIEW:

(na nutę Wilia naszych wód Rodzica).

Piękna murawa z barw ną koroną kwiatów, Żaden kobierzec nie zrówna jej bławatów, Mile spogląda na wilgne perły rosy, I na lekko płynące krople z niebiosy, Co w wizycie ratują jej kwiatkom życie, A jak dobra m atka tuli miłe skrycie, Gdy te z upału lub zimna więdną, giną, Z żalu zamienia barwę zieloną w inną.

WSZYSCY, (kłaniając się mówią): Niech bę­

dzie pochwalony Jezus Chrystus.

PANNA. Na wieki wieków. Amen. — Dokąd idziecie moje kwiaty polne?

WOJTEK-Do miasta na służbę proszę panienki.

PANNA. Co ja słyszę? — to wioskę opusz­

czacie i służby w mieście szukacie. Przecież chcie­

liśmy was do dworu i kilku bogatszych gospo­

darzy chciało was przyjąć.

(6)

MAGDUSIA. Tak proszę Panienki, ale w m ie­

ście nie trza tak ciężko pracować, jak we wsi.

PANNA. Tak, tak, w mieście są i kupcy, a gdy przyjdą głupcy, wprowadzą je w czarujący zamek, użyją jak lalek, a gdy te im zbrzydną, wyrzucą bez mienia za ganek. — Dlatego żal mi was, bo w mieście takie słabe kwiatki, jak wy, to prze­

ważnie więdną i giną. Tylko trwałe kwiatki, ja­

kich mało między wami, nabierają kształtu i woni.

Ale teraz, wolno w Polsce jak kto chce, i ja nie mam prawa was zatrzymywać. To przynajmniej wesprę was na drogę.

SCENA II.

(Odchodzi na chwilą od nich, wraca ze służącą, niosącą w koszu po p ó ł bochenka chleba każdemu).

PANNA. Daj im po tym kawałku chleba.

Niech każde z nich po niego wrócić na wieś pragnie, gdy mu go w mieście braknie. Prawda Zochno, nie tak lekko jest w mieście, jak oni sobie wyobrażają, że tam pieczone gołąbki same wpadają do gąbki. I w mieście wiedzą, że bez pracy niema kołaczy. Ty wolisz teraz sadzić, ko­

pać ziemniaki, niż tam czekać nieraz głodna, nim je przywiozą, a potem i szturchańce odbierać

w ogonku, aby je kupić. Krówki też wolisz doić.

ZOŚKA. Prawdę Panienka mówi, niż tam

(7)

obsuszać się o herbatce. Ale m ądry Polak po szkodzie.

PANNA. Nie chcę dłużej was zatrzymywąć, tylko wam radzę, abyście się do biur katolickich zgłosiłi o służbę. A wy dziewczęta starajcie się swe panie w mowie i czynie naśladować, a nie w strojach, gdyż powinneście pieniądze składać, zamiast je wydawać na błyskotki i starać się za nie osiąść na ziemi jak kmiotki. — Życzę wam szczęśliwej drogi i wrócić w nasze wiejskie progi.

A K T II.

SCENA 1.

(Pochód dalszy do miasta i wspólna rozmowa).

KASIA. Zmiarkowaliście, jak ta Panienka b a ­ jeczkami chciała nas zatrzymać. One zawsze boją się, aby wiejska dziewczyna nie wystroiła się w mieście jak szlachcina.

WOJTEK. Brakowało jeszcze starego Pana, który też bredziłby mi kazanie, że kosę i cepy porzucam, a w świat się rzucam. Ale jo mu po- kozę, choć nic nie zorzę, a krawat i mankiet za- łozę i będę spacirował w mieście jak Panicz po ścieżce. Przecież sami wiecie, że i bogatsi posy­

łają swoje dzieci do szkół, aby ciężko nie pra­

cowały i zostały panam i i paniami.

(8)

JASIEK. Największy pan, jak ma swój kram.

Najbezpieczniej na swej roli, bo można robić we­

dług swej woli. Dobrze nabyć różnych w iado­

mości zręczności, lecz o tem pamiętać, że nie wszystko złoto, co się świeci. I najlepiej ten zrobi, co się poduczy i na swój zagon wróci.

Panienka dobrze mówiła, bo gdzie dobrze to dobrze, a najlepiej w domu, a nasza wioska mała, to jakby rodzina cała. Ja sam ją nie opusz­

czałbym, tylko jak wiecie jestem samouk co niby zmajstruje jak wszyscy we wsi, ale moja robota, tak się nie składa, jak miejskiego stolarza, który kilka lat praktykował u wzorowego majstra. Przez moje drzwi dzień świta, przez zamknięte okna wiatr po stancji wieje, stoły się rozkładają, szafy się otwierają. Dlatego idę wydoskonalić się w pracy a potem gdy wydoskonalę się w rzemiośle, usiędę w rodzinnym domu na krześle.

MARYSIA. Ty rzeczesz u nas j szewcy są na wsi. Ale ich robota jako zbyta woda w nich wnet świta. Gdy się ich kładzie na ratunek wiele gwiazd będzie. Gwoździe i kołki pieką, iż żadne rózgi tak nie sieką. Nogi pragną uwolnić się od tych tortur srogich. Od miejskiego szewca b u ­ cik, jak przyrośnięty do nogi, przyda się i do dal­

szej drogi. Gdyż oni długo term inują i wiele się

frasują nim bucik usznurują. U nas 1, 2, 3 ko­

(9)

pytem ruszy i myśli, źe już się jego but nie roz- pruszy. U majstra na co mu się uczyć kiedy on z daleka zobaczy, i cieszy się, że mu do w ar­

sztatu wystarczy.

W naszej wsi będzie dobrze, ale jak ludzie wiejscy nauczą się dokładności, punktualności, grzeczności w mowie i czynie a pozbędą się zło­

dziejstwa i chciwości. Ja też po to tylko idę do miasta, aby porzucić prostotę, a przyoblec się w cnotę.

BASIA. Ja sobie to zapam iętała, jak Panienka powiedziała, źe trwałe kwiaty nabierają kształtu i woni. Ja to miarkuję co to ma znaczyć, że w mieście, gdy będziem y na siebie uważały, to nauczymy się niejednej pożytecznej rzeczy i d o ­ brego zachowania, które jest największym stro­

jem człowieka.

A K T III.

SCENA I.

(W mieście zapytuje Kasią i Magdusią żydówka, czego szukają).

ŻYDÓWKA. Dziewczęta, czego szukacie?

KASIA I MAGDUSIA. Służby, może wiecie gdzie znalazłybyśmy.

ŻYDÓWKA. No przecież ja daję dobre miejsca.

(10)

MAGDUSIA. To powiedzcie nam, co tam bę­

dziemy robiły?

ŻYDÓWKA. Jedna pani chce przyjąć służącą, tam jest 8 osób. Rano służąca ma wszystkiem buty i ubranie oczyścić, śniadanie ugotować. Gdy Państwo wstanie pokoje posprzątać, naczynie p o ­ myć, do miasta na kupno iść. Zaraz wracać i obiad Pani pom ódz gotować. — Po południu naczynie po obiedzie pomyć, później, szurowanie podłóg, czyszczenie okien, pranie, albo prasowanie.

Wieczór kolacji gotowanie.

MAGDUSIA. Jeszcze co ? Po to ja przyszła do m iasta, abym więcej jeszcze charowała, niż na wsi pracowała.

ŻYDÓWKA. A to ty nie chcesz robić, to co innego. No to Cię dam do takiego domu, gdzie się ustroisz jak Pani i będziesz się bawiła, lepiej niż na weselu.

MAGDUSIA. Przecież mówili mi we wsi wszyscy, że w mieście nic nie robią tylko jedzą i piją, bawią się i ładnie chodzą, to i ja to chcę.

ŻYDÓWKA. A Ciebie Kasiu dam do jednego Państwa gdzie nie będziesz miała robotę, tylko do śmiechu ochotę, bo Pan lubi m łode dziewczęta.

KASIA. To pewnie ja piękna, że tam mię

chcecie dać.

(11)

SCENA II.

(W biurze katolickim szukają obowiązku M arysia i Basia).

BIUROWA. Cóż wy umiecie robić?

MARYSIA. My przyszły ze wsi proszę Pani, służyliśmy do bydła i do wszystkiego.

BIUROWA. To znaczy, że nic nie umiecie.

Ciebie Marysiu dam do wszystkiego, we wszyst- kiem będziesz Pani pom agała i niejednego się nauczysz.

NARYSIA. W łaśnie o takie miejsce miałam Panią prosić, bo wiem, że nawet mówić dobrze nie umię, to się od Pani nauczę, bo mowa p o ­ prawna, jak my nazywamy ładna pańska, to jest największą ozdobą człowieka, a nawet i do do ­ brych czynów prowadzi.

Ty Basiu przyjmiesz może miejsce do dzieci, boś młodsza.

BASIA. Dobrze, proszę jednak do dobrego dom u katolickiego.

BIUROWA. Ja takie głupiutkie dziewczęta, jak wy ze wsi, daję do rozsądnych tylko Pań, aby na nie uważały, żeby nie szły z prostej drogi.

9

(12)

A K T IV.

SCENA I.

(N a służbie).

(Marysia pierze bielizną i słucha pouczeń Pani).

MARYSIA. Proszę Pani, u nas w jednej wo­

dzie się przeprało i zaraz się gotowało, a jeżeli w kilku, to się obeszło bez gotowania.

PANI. Ja wiem, źe ty nie umiesz, dlatego Cię pouczam, źe przy praniu i myciu podłogi, trzeba często wodę zmieniać, to wówczas, bielizna czy podłoga jest czysta.

MARYSIA. We wsi potern się łachy magluje albo prasuje.

PANI. U mnie zmaglujesz najpierw dokładnie wszystko, tylko co ja odłożę, tego nie będziesz maglowała, a potem Ci pokażę, jak masz praso­

wać. Jeżeli będziesz słuchała, to się nauczysz d o ­ kładnie każdą rzecz wykonać.

MARYSIA. Pewnie, źe będę słuchała i sta ­ rannie wszystko robiła. To wkiedy i u siebie tak będę robiła i drugich uczyła, jak porządek utrzy­

mać w domu i koło siebie.

SCENA II.

(Pani poucza Basią, j a k sią ma zająć dziećmi).

PANI. Będziesz małe wozić w wózku i za­

bawiać je, a na starsze teź uważać będziesz. Do

(13)

11

nich nie wolno o złych czynach opowiadać, ani po prostu się odzywać, lub ze starszymi o brzyd­

kich rzeczach rozmawiać. Dam Ci książkę, to im czasem będziesz czytała powiastki z biblji, gdy umiesz historję, to też im możesz opowiadać.

Wszystko, co je otacza ma być ładne i we­

sołe. Przeważnie na czystość będziesz uważała, a b jr sukienki miały czyste, często je trzeba myć, czesać, z obcemi dziećmi bez mej wiedzy nie wolno im się bawić. Całować je nie wolno. T o ­ bie ani komu innemu.

SCENA III.

(Jaś spotyka się w mieście z W ojtkiem).

JAŚ. Jak się masz W ojtku?

WOJTEK. O, tak, że ledwie chodzę. Myślałem*

że tu będę tylko spacerował, a tu ciężej robię, niż na wsi. Wolałbym cepami nieraz młócić, niż iu tyle dywanów trzepać. Z kosą też lepiej wyjść na łąkę, niż w salonach podłogę froterować. A jak konie i bryczkę swego Pana Inżyniera muszę czy­

sto utrzymywać, jaka też koło tego wielka robota*

że do pola nazad bierze ‘mię ochota. Gdym Panu powiedział raz, źe myślałem, że w mieście nie będę robił, to mi rze k ł: nie będziesz robił, to nie będziesz jadł. Ale widzę, źe Pan sam nie pró­

żnuje tylko wiele pracuje, to pisze, to rysuje,

czy też dyktuje i nigdy sobie nie wiele folguje.

(14)

JAŚ. Ja rzemieślnik też nie próżnuję, tylko pracuję w dzień i w nocy ile siły mam i mocy.

Podoba mi się miasto (i wiele się nauczyłem, bo się bawią i tańczą, rozumu nie tracą i bitwy nie zobaczą), przyzwoitości i grzeczności, ale i tak wrócę do swych włości, abym drugim udzielił swych wiadomości.

WOJTEK. Ja zostanę dłużej w mieście cho­

ciaż pracuję, dopiero na starość sobie pofolguję.

Zresztą, ja myślałem o Basi, ale o nią nawet starał się konduktor kolejowy, ale tak się zacięła, że sobie postanowiła za mąż nie wychodzić. Tylko stara się nauczyć dzieci dobrze wychowywać, a p o ­ tem mówi, że osiędzie we wsi, ochronę dla swych rodaków założy, aby ich dzieci tak wzorowo były wychowane jak i pańskie.

Tak się jej w głowie przewróciło, że na mnie ani spojrzy. A gdym z nią dłużej chciał porozm a­

wiać, to mi zaczęła kazanie prawić, żem nie mógł długo zabawić. Powiedziała mi, że żadna m ądra dziewczyna nie chciałaby takiego tchórza jak ja.

Wyśmiewała się, żem d o beczki się schował, żeby mię do wojska nie wzięli i Ojczyzny nie poszedł bronić. W końcu rzekła: Nie wstydziłeś się, że ko­

biety i dzieci nieletnie walczą, a ty z beczki ku ­ kałeś, czy rozkaz po ciebie nie idzie do wojska.

JASIEK. Zostań w mieście, co zarobisz, prze­

(15)

pij, przehulaj, a na starość, rękę przed kościołem*

klasztorem, na ulicy wyciągaj.

SCENA IV.

(N a służbie).

KASIA. Tak mię ręce bolą od szurowania tej podłogi. Po co Pani kazuje co tydzień m yć?

W ystarczyłoby na jakie większe święta, a nie tak często. Przecież ja chcę wytchnąć trochę.

PANI. Ja od spaceru sługę nie myślę trzy- mąć, tylko do pracy. Masz i tak wolne w każdą niedzielę popołudniu i w czwartek.

KASIA (do siebie). Jaka mądra, mnie kazuje robić, a sama spaceruje, ale ja się i tak lepiej Panu podobam, niż ona. Wiem, źe on ją wnet porzuci, a do m nie się zwróci. E, żebym ja to znała jaką truciznę, a już wiem, co przygotuję dla niej, aby mi w szczęściu z Panem nie prze­

szkadzała.

PANI. (Poprawia włosy, ubiera się i wychodzi na ulicą).

KASIA. Z a ra z w lustrze stoi, włosy kręcih pudruje się, bluzkę Pani mierzy i m ów i: czy ja

piękniejsza niż ona, dlatego Panu lepiej się po ­ dobam, choć ona jego żona.

SCENA V.

(Przychodzi Marcin, żołnierz, narzeczony Kasi).

MARCIN. Cóż ty Kaśka, taka ufryzowana

13

(16)

i upudrowana, może wyglądasz P an a? Dam Ci ja, toś obiecała m oją być, a za Panem patrzysz ? KASIA. Ale co ty brechosz, może, żem się ustroiła, to Ci się chcę podobać.

MARCIN. Już ja wiem o wszystkiem.

KASIA. Jak wiesz, to się wynoś.

MARCIN. Ja umknę w nogi, ale i ty gotuj się do wiecznej drogi.

KASIA. No, nie bądź tak zagniewany, napij się na przeproszenie, przygotowałam to dla swej Pani, ale Ciebie wpierw tem uraczę, to może Cię już nie zobaczę.

MARCIN. Zgniewany wyjmuje bagnet, prze­

bija nim Kasię, m ówiąc: chciałaś zabójstwa, to go masz.

A K T V.

SCENA I.

(Powrót do rodzinnej wioski).

JAŚ. Dokąd idziesz M aryś?

MARYSIA. Idę do wioski naszej, aby tam pola kupić i osiąsć na zawsze.

JAŚ. Jedno mamy na myśli, bo i ja też będę chciał kupić jaką realność.

Przed kilku laty wyszło nas ze wsi 6, a te­

raz tylko oboje wracamy.

Czy słyszałaś co się z Kasią stało?

(17)

MARYSIA. Tak, było o niej nawet w gaze­

cie. Ja ją nieraz upom inała, jak się chwaliła, że się wszystkim podoba, a nawet swemu Panu u którego służy.

Nie rozumiała tego, że mężczyzna nieraz I patrzy uwieść dziewczynę, ale nie żeby ją uszczę- I śliwić. Ale patrz za nami idzie jakaś kaleka.

I JAŚ. To Magdusia z naszej wsi, co nie po- I ^najesz jej?

MARYSIA. Co ty mówisz, widziałam przed rokiem taką wystrojoną w suknie i w kapelusz ' jak jaka Pani, na mnie tylko z daleka popatrzyła,

| a teraz w łachmanach idzie. Co to być może ? JAŚ. Mnie się zdaje, że ona pędziła życie w tym czarującym zamku, co Panienka w spom ­

niała, gdyśmy się wybierali do miasta. A widzisz, już my blisko dworu i zdaje mi stę nawet, że tam Panienka stoi.

MARYSIA. Ja pójdę z Panienką się przywitać.

SCENA II.

(Panna wiła ich).

PANNA. O moje kwiaty, przed laty, wracacie do ojczystej chaty. Widzę, żeście nabrały kształtu.

Ale gdzie inne są?

MARYSIA. O. tam przy bramie to nasza, z n a­

szego sioła, sierota marzyła w mieście o p ań ­

stwie, a teraz jest w kalectwie.

(18)

PANNA (doM agdasi). Przybliż-się mój kwiatku zwiędły. Wskaż nam co cię tu prowadzi. Pewnie chcesz naprawić żywota, z miejskiego błota.

MAGDUSIA. Brała mię ochota, kiedy zginęła cnota, dokończyć cierpień miarę, rzucić się w falę.

Lecz ta biała siostrzyca, niby anioł z księżyca, mówiła mi, ty będziesz powstaniem i przestrogą dla wielu i siebie przez to zbawisz.

PANNA. Ty uschły kwiatku, już ciebie żadna kropla rosy nie wskrzesi, ale masz korzeń głę­

boki, który może się jeszcze wzniesie w górę.

O, bo chociaż twe ciało, żadna sztuka lekarska nie uleczy, lecz ty duszę swą, żalem i pokutą uleczysz i pokutą wskrzesisz. A inne kwiatki, aby nie były do ciebie podobne, będą się tuliły koło matki i nie polecą za szelestem wiatru.

MAGDUSIA. Będę pokutowała i będę śpie­

wała.

„Kto pracuje, nie próżnuje, Nigdy tego nie żałuje.

Cnota, praca zdrowiem darzy, A próżniactwo złem obdarzy".

Miłuj pracę dokąd masz siły, Na starość będziesz szczęśliwy.

Chroń uszka, nie wpadnie muszka, Odsuwaj się od len iu szk a!

ZASŁONA SPADA.

(19)

17

PANNA (do Jasia). Cieszę się, źe będziemy mieli we wsi dobrego stolarza, nie będziemy potrzebowali sprowadzać obcego. W idziałam na wystawie twoją robotę bardzo mi się podobała.

Stawiamy właśnie oficyny, to już na drugi ty ­ dzień będziesz tu we dworze zajęty.

Dziś jest u nas zabawa taneczna na zakoń­

czenie żniw tak zwane „dożynki". Możesz ty Jasiu zostać i razem z innemi zabawić się.

SCENA III.

(Jaś w sali folw arcznej wiła się z kilkoma g o ­ spodarzami i młodzieńcami, w tem m uzykanci

wchodzą.)

KILKU GOSPODARZY I MŁODZIEŃCÓW.

Myśleliśmy, że to jaki pan, a to nasz stary znajomy.

JAŚ. Żebyście o tem wiedzieli, że i rzem ieśl­

nik jest pan. Każdy urzędnik pom ieniałby się z dochodami niejednego kupca, przemysłowca i rzemieślnika. Na co krzyczeć tyle urzędników, lepiej dać synów do kupców i rzemieślników.

Będę się z wami bawił, ale wam wpierw powiem że w mieście nigdy przekleństw, prostych wyra­

zów w towarzystwie nie używają; bójki też nie

rozpoczynają. Kto się obrazi, okaże tem, źe salę

wcześniej opuszcza. Nie piją wiele, i rozumu

nie tracą.

(20)

Teraz wam pokażę, jak grzecznie pannę w taniec się prosi i nigdy ona szturchańców nie odnosi; bo i na miejsce się ją odprowadza.

Jeżeli nie ma Chęci tańczyć, to się na nią nie gniewa. Kroki wam do polki, walca wskażę, a i mazura poprowadzę.

(Pokazuje kroki do kilku tańców i ukłon głową.

Następnie sam tańczy z jedną dziewczyną w jedną parę, wszyscy się przypatrują j a k j ą prosi do tańca i ja k j ą na miejsce odprowadza. W końcu tańczą zebrani młodzieńcy półkę, walca i mazura.

Po jednym razie każdy taniec).

ZASŁONA SPADA.

Ń * ‘' K

v^ 0 t\cy-'

(21)
(22)

Id: 0030000275347

I 433877

Cytaty

Powiązane dokumenty

Proszę pomyśleć o sobie i zastanowić się nad tym w jaki sposób w tym trudnym okresie mogą Państwo zadbać o poszczególne sfery swojego życia; rozrywkę, relaks,

śmieję się wtedy, gdy przeszłość się marzy, gdy chcę płakać bez

Następnie uczniowie pracują w parach i wymieniają się informacjami na temat wybranego przez siebie kursu, pytają partnera o zalety kursu, powody, dla których wybrali akurat

Jeżeli na wlocie do przewodu zadany zostanie prostokątny profil prędkości (co odpowiada np. wypływowi płynu przez prze- wód podłączony do zbiornika) to potrzebna jest

Dziecko powinno otrzymać informację, że sytuacja jest tymcza- sowa i za jakiś czas, choć być może na innych warun- kach, wróci do przedszkola, na plac zabaw, czy też po-

Mość pragniesz pozbyć się jednej pani Kozel, aby zwalić sobie na kark drugą panią Kozel w osobie panny D uval, która niedługo może się stać takim samym

Dann gehe ich in die Küche, koche mir einen Kaffee und bereite das Frühstück vor.. Ich esse am meisten

W XX wieku Emmy Noether pokazała, że dziedziny określone przez 3 powyższe warunki to jedyne takie, w których zachodzi jednoznaczność rozkładu na ideały pierwsze.. W ten sposób