N O T A N D A H I S T O R I C A .
Król pruski znał dobrze, że popraw iony lo s lutrów y kalw inów w P olszczę, bardzo w ielu m ieszkańców z je g o kraju d esp o ty czn eg o mógł ściągnąć do w o ln e g o p o lsk ieg o kraju, ale zn ał y to oraz, że naród polski w ów czas był ieszcze tak żw aw o p rzeciw n y w szelk iey to- lerancyi, iż przew idyw ał z p ew nością, iż w sz elk ie w tym gatunku ten- tamina, a o sob liw ie tak raptow ne y nadm ierne, k on ieczn ie pociągną za sobą straszliw e w P o lszczę zburzenia, które y ow szem w ystraszą z n iey , a do je g o kraju zapędzą ieszcze y tę małą część d yssyd en tów , a osobliw ie N iem ców , którzy się ieszcze przecie w P o lszczę znaydo- w ali w ów czas, a w tym zam ięszaniu dom ow ym P o lsk i przew idyw ał tudzież zepsucie ieszcze gorsze, już w ted y dość n ied ob rego stanu y rządu P olsk i, w którym on zaw sze w idok sw oich zakładał p o m y śl n ości. D latego on uczynił się w rzekom o gorliw ym pom agaczem zam y słów Im peratorow ey favore d yssyd en tów w P olszczę.R epnin w ed łu g rozkazów swoich, publiczną w S eym ie miał audyen- cyę żądaiącą porów n an ia d yssyd en tów z k a to lik a m i1). T a in szeg o skutku nie miała, tylko nayzap aleń sze katolickie sprzeciw iania, do roz szerzen ia których miał m owę naygorętszą Sołtyk biskup krakowski; tak dalece nią oburzył um ysły praw ie w szy stk ie seym uiącycb, że przy tom ni tey se ssy i d y ssy d en ci nayok ru tn ieyszych ostateczn ości sądzili się bydź bliskiem i, a nikt odw agi nie miał od ezw ać się choć z nay- umiarkowańszą reprezen tacyą do um oderow ania w szczęteg o pożaru W ted y król, widząc bliski moment, w którym u n a n im ite r byłoby sta nęło prawo n aysroższe przeciw dyssyd en tom , nayobrażliw sze dla Im pe ratorow ey, a tym sam ym n ay n ieb esp ieczn ie y sze dla kraju, hazardował sam osob iście p od n ieść g ł o s 2), którym król stem pił zamach prześlado- w n iczey gorliw ości, zw racaiąc atten cyą publiczności na objekt w cale inszy, który przez so le n n o ść sw oią y długość cerem oniału przerw ał materyą, będącą na stole, y dał czas, iż o ch łod ły um ysły seym uiących y dały m ieysce reflexyi tak dalece, że lubo biskup krakowski p o w tó
') M. P. T a a u d y en cy a R ep n in a b yła h 9bris 1766 a B en o it o toż sam o 10 9bris.
2) V id e m o w ę k ró lew sk ą dnia 11 8bris 1766 w Z b iorze m ó w k r ó le w skich.
rnie potym m ówił, juź od n ow ić nie potrafił tak żw a w ey gorliw ości te g o dnia.
Mowa królew ska k oń czyła się na w ezw aniu do Laski W ielk iey K oron n ey X cia Lubom irskiego Strażnika W . Koi? a zięcia X içcia Czar torysk iego, W ojew od y ruskiego, za którego gd y zw ykłym obrządkiem S en atorow ie dziękow ali pocałow aniem ręki k r ó lew sk iey u tronu, X że W ojew od a ruski swoim dawnym , wujowskim je sz c z e tonem , p o w ie dział tylko królow i to słow o jedno: O ptim e.
Ta pochwała, lubo niby ściągała się do obrotu, ważnem u in teres- sow i dyssydenckiem u danego, bardziej jednak wyrażała uk on ten tow a nie teścia z protnocyi zięcia, który w praw dzie w yrob ił sobie był re- kom endacye w instrukcyach y w mowach w ielu posłów , które to zda wały się wyobrażać Vocem p o p u li, aby Lubomirski Strażnik poszedł prosto do Laski W ielk iey K o ro n n ey po śm ierci B ieliń sk ieg o , mimo wuja sw eg o M niszcha, naów czas Marszałka n ad w orn ego k o ron n ego.
Praw da y to, że z w ielu przym iotów L ubom irskiego m ożna się było spodziew ać u m iejętn ieyszego urzędow ania z n ieg o , n iżeli z Mni szcha. L ecz te d o g o d zen ie królew skie dla familij C zartoryskich, y niby dla seym uiących, stało się jedną z zn aczn ieyszych przyczyn blisko na- stem puiącey burzy krajow ey.
T ę M niszcha urazę d zielili zaraz z nim w szy scy P o to ccy , Sołtyk biskup krakowski, y w szystk ie te pryncypalne osoby, które w ostatnich leciech A ugusta III przodkowali w partyi, w ów czas w alczącey z królew ską familią: żona tegoż Mniszcha, Brühlôwna z domu, (jak m ów iono w ów czas) m ieniła bydź dla siebie osobistą krzywdą, że król n ie je y zdawał się przyznawać pierw szeń stw o w dzięków , a przytym odięcie bratu je y , K arolowi, Starostw a sp isk iego, zakw estionow anie J u r i s Com- m u n ic a tiv i je y d an ego od A ugusta III na Starostw o białocerkiew skie, łączyła także do liku p ow odów sw e g o nieukontentow ania. W ielohorski, kuchmistrz koronny, w ielki je y zdawna czciciel, Czacki, kuzyn je g o , lubo był mężem córki zesz łe g o kanclerza M ałachowskiego; lubo z teg o pow in o w actw a w alczył przeciw ko M niszkowi w ostatnich leciech Augusta III, jednak przez fanatyzm źle zrozum ianego katolicyzm u y republikanizmu y przez przyrodzone sarm ackie przesądy (lubo z inszych miar cnotliw y człow iek) przyłączył się do op ozycyin ey przeciw ko królow i partyi z liczbą innych, którzy tym latw iey do opozycyi w ciągnąć się dali, im c z ęściey widzieli poznaki n ieżyczliw ości sam ychże Czartoryskich do króla.
T e nasiona w ew nętrznych rosterków między Polakam i widząc, B e noit, minister pruski, niezaspał okazyi dodać w zrostu tym że nasionom . Im ieniem pana sw eg o począł przekładać żyw o R epninow i potrzebę za pobiegania zgadyw anym czyli supponow anym przez n ieg o zamysłom króla p olskiego. W iedział B en oit, że zazdrośni zm arłego K eyserlinga usiłow ali go czernić przed Imperatorową, jakoby się dał oszukać na S ey m ie konw okacyinym , gdy rzeczono, że materye skarbow e na sey- mach via ju d ic ia r ia odbyw ane bydz miały. Straszył Repnina, że jako młodemu am bassadorowi, jeszcze łatw iey em ulow ie je g o zaszkodzić u pani potrafią, jeźli on n ie zatam uie rozszerzania się w P olszczę p lu r a lita tis , w oczach sąsiadów naszych straszydłem zw aney.
N O TA N D A H IS T O R IC A . 2 6 1
O sobliw ie natęż}?} B en oit w tey mierze starania po dniu, w k tó rym udało się królow i
w ianim iier,
bez deliberacyi, uzyskać w tym że seym ie u stanow ienie korpusu kadetów, gdy zrzekł się dobrow olnie król 2 0 0,000 złł. intraty, którą miał z ceł w ew n ętrzn ych , y gdy darował R zplcie przeszło 2,000,000 zł. — koszt w pierw szym dw uleciu sw ego panow ania, na zupełną erekcyę tegoż korpusu x).Sam a ta okazałość p om yślności króla p o lsk ieg o um acniała argu menta Benoita. C hw ycił się ich Repnin; ku przywróceniu
L iberi Veto
w nayobszernieyszym sen sie, C zartoryscy mienili w id zieć porę dla s ie bie naypodchlebnieyszą. 2 je d n ey stron y obiecyw ali sobie nayw ięk sze kredyta w narodzie, potakuiąc g ło śn o fanatyczney zapalczyw ości p rze ciw ko dyssydentom . Z drugiey strony, także przeciw ko własnem u św ia tłu y przeciw ko tylokrotnym w łasnym pow ieściom , uczynili się czcicie lami
L iberi Veto
, razem y Sarmatom y M oskwie y B erlinow i posłu- guiąc.Gdy król przedsięw ziął pisać do Im peratorow ey z przełożeniem , że w yk on an ie całkow ite y raptow ne w oli je y w zględem d yssyd en tów , pociągnie za sobą n iech yb n ie n aygorsze dla P olsk i kon sek w en cye: g d y te przełożenia dobranem i wyrazami słodzić chciał król, aby nieobrazić gurnom yślności Im peratorow ey, tak jak doradzał sam R epnin (ieszcze w tedy dobrze życzący królowi), X iąże W ojew oda ruski zaostrzał y owszem coraz bardziey styl listu k rólew sk iego. T rzy razy w jednym dniu od króla jeździł brat je g o , X że Jędrzey, w targach (prawie o każde słow o tego listu, a W ojew od a ruski ustaw nie powtarzał: „król pow inien w jak- naytęźszych ekspressiach w tey m ateryi pisać do Im peratorow ey, ina- czey podpadnie nieprzebłaganey censurze narodu“— y ten list n ieszczęsn y p o s z e d ł2).
S rogie teg o listu k on sek w en cye obaczym y n iżey.
W kilka dni potym, g d y W ielhorski proponow ał prawo, gruntu- iące
Liberum Veto
w nayrozleglieyszym sen sie, n ie w stydził się X że W ojew oda ruski (który w całym życiu swoim in aczey w otow ać nie- zw ykł jak w kilku w ierszach) teg o dnia czytać trzyćw iartkow ą m ow ę na poparcie te y propozycyi W ielohorskiego, y stanęło to chańbiące prawo. Lecz nienatyin skończył; ogłosił takoż X że W ojew oda ruski, że składa m arszałkostw o konfederacyi g e n era ln ey koron n ey, chcąc przez to samo zniszczyć poniekąd stan konfederacki, to iestpluralitatis,
w któ rym zostaw ała jeszcze cała Rzplita, y pod którym jednak dotrwał jeszcze ten seym aż do końca. Gdy złożył laskę konfederacyi W ojew oda ruski, napisał król skrypt bezim ienny pod tytułem. „ U w ą g i d o b r e g o o b y w a t e l a n a d m e m o r y a ł e m r o s s y i s k i m i p r u s k i m 11 9 b r i s p o d a n é m “. 3) (V ide Diariusz), oraz z naypoufalszem i sw em i naradzał się, czyli w ystaw ić n o w eg o Marszałka konfederacyi g en era ln ey , czyli uprzeć sięcirca pluralita tem
seym uiących przy utrzymaniu na zaw sze w ięk szości głosów na obradach publicznych, y przy ustaw ie w zględem d y ssy d en tów śred n iey, m iędzy zbytecznością żądań m oskiew skich, azbyteczno-') V id e C onstituti (s.) D iariusz y Z b iór m ó w k r ó le w sk ic h w dniu 23
8b r is 1766.
s ) V id e in arch ivo list k r ó le w sk i sub data...
ścią fanatyzmu sarm ackiego. A liści gd y R epnin y B en oit także podali n oty ( v i d e d i a r i u s z u i i g b r i s 1 7 6 6 Ł) które się prawie dekla- racyi w oyn y rów niały, Zam oyski, ów cn otliw y kanclerz, przyszedł do króla y rzekł te słowa: „Każda chałupa w P o lszczę zgorzała, każda kropla krwi w n iey rozlana, będą ciężyć na T w oim , królu, sumieniu, je śli się przy tym pozornym heroizm ie zasadzać z ech cesz. M oskałów iest w P olszczę kilkadziesiąt ty się cy , P rusacy się z niem i złączą zaraz, a A ustryacy się za nas bić z niem i nie będą".
T e słow a odw róciły króla od rezolucyi desperackiey y darem ney obrony, ile gdy widział przeciw ko sobie w szystkie nayznacznieysze fa milie obydwóch naw et Partyi, które sobie były przeciw ne za Augusta III?_ y dla tego król uległ, a z tey okazyi ow ą sław ną m ow ę na dniu 22 ębris 1 7 6 6 (
vide D iariusz
) powiedział T yzenhauz, w ów czas K oniu szy, potym Podskarbi N adw orny L itew ski. Od teg o mom entu R epnin oziembił sw oią poufałość z Królem, a zdał się już całkow icie bydz zw ią zanym z X ięciem W o jew o d ą Ruskim y z Córką J ego, y zdał się oraz tak bydz zupełnie ukontentow anym tym zbiciemL ib eri Veto,
jakoby iuż w cale niedbał o interes D yssydencki, który w ięc na tym Seym ie p oszedł tak ostro przeciw ko nim, że prawie dom ierzył zapędów ow ey p ierw szey m ow y Biskupa K rakowskiego: Y C zartoryscy y w szyscy praw ie tak rozumieli, że y w sam ey C arow ey ow a protekcya nad D yssydentam i już ostj^gła y minęła, jako przem iiaiąca tylko błyskotka m iłości w łasney, a że za u w ielbienieL iberi Veto
będą Czartoryscy na zaw sze faworytami R ossyi, y przeto przem agaiącem i nad królem. W tych suppozyciach od końca Seym u w Nowem brze 1 7 6 6 r. zostaw ali Czarto- rj'scy aż do Marca 1767I?, acz zdumieli się w tedy, gd y Im przez R ep- nina ośw iadczyła Im peratorowa, że jako doznała w dzięcznie Ich do siebie przywiązania w m ateryiLiberi Veto
, tak ufaiąc Ich zupełney dla siebie pow olności, w zyw a Ich teraz do uskutecznienia całkow icie po dług Jey żądania D y ssy d e n tó w y D ys-U nitów z Katolikami, y dał Im R epnin jasn o poznać, że to była kondycya trw ałości dla nich podpory M oskiew skiey.Przerażeni C zartoryscy tą niespodzianą propozycią, w którey wi dzieli splam ienie sieb ie w Narodzie, po tak g łośn ych odkazywaniach sw eg o katolicyzm u n ietoleranckiego, nienaleźli na razie in szego w y biegu, tylko mówiąc, że jako żadney w ażney rzeczy w P o lszczę czynić nie pow inni bez króla, tak tymbardziey tey, nad w szystkie inne tru- d n ie y sz e y Im prezy, podiąć się niechcą bez króla. Jak tylko R epnin to usłyszał, tak n agle przedsięw ziął przez innych sw eg o dokazać. Udał się do Potockich: R ad ziw iłłow i (który po przegraney Słonim skiey Batallij exulantow ał) dał w iedzieć, że nietylko M oskwa mu w szystk o przeszłe daruie, ale że y w nayw yższym kredytu y m ocy stopniu go postaw i. Hetmanom, osobliw ie Branickiem u, R zew uskiem u y S ap ieh y
(s.)
obiecał pow rót prawie całey d aw n ey Ich m ocy.Podskarbiem u W e sslo w i takoż pow rót praw ie całey daw ney Pod- skarbińskiey m ocy. M niszechow i y Ż onie Jego, y Potockim uczynił w ielką nadzieię detronizacyi Stanisław a A ugusta. Na te lep y lgnęli ci
N O T A N D A H IS T O R IC A . 2 6 3
w szyscy, y zjechali się praw ie w sz y sc y do Radom ia w Maju 1767ÍL y W o jew oda Kijowski, P otock i, spytał się, czy n ie od o głoszen ia Interregni zacząć trzeba? O dpow iedział mu Carr (z Dziada Szkot, ale z O yca już Moskal) y Pułkow nik M oskiewski, z ramienia R epnina tam posłany, „ ż e odmiany Tronu w P o lszczę Im peratorowa n iechce, ale chce, żeby Dys- sydenci y D ys-U nici byli zrów nani katolikom . Ż e b y prawa kardynalne podług Je y woli były stan ow ion e w P olszczę, y ż e b y z teyże konfe deracyi R adom skiei A m bassadorow ie byli w ysłani do N iey z prośbą, aby Im zbroyno pom ogła do tych zamiarów, y ż e b y skutek y trwa łość onych zagw arantow ała“.
Gdy się o to zaczął targow ać W ojew oda Kijowski, Potocki, zasa- dzaiąc się na zapow iedzianej Mu detronizacyi Stanisław a Augusta, po wiedział Mu Carr: „Nie masz tey obietnicy na piśmie, słow n e pow ieści m usiałeś złe zrozumieć: A le to, co Ja Ci m ów ię, musi bydz w ykonane przez W as w szystkich tu zgrom adzonych, bo W as niew ypuszczę, poki n ie podpiszecie: Oto patrzcie na te kilkanaście ty sięcy w oyska y na bite harmaty, które Radom otaczaią do koła“.
Za tą persw azią w ysłan o do M oskwy w charakterze Am bassado- rów, prosząc o gw arancyę w zw yż w yrażonych punktach, P otock iego, Kraycz: K oron, Szw agra W o jew o d y K ijow skiego, P ocieja Strażnika Litt° zięcia Jego, O ssoliń sk iego, Starostę Sandom irskiego, a szw agra P o to ck ieg o K rayczego, y W ielh orsk iego, kuchmistrza koronnego.
T a Radom ska K onfederacya rozeszła się zaraz po całey P olszczę. Mniszech, gardząc M arszałkowstwem już tylko Nadwornym , rezygnow ał one, fa vo re S io strzeń ca S w e g o , W ielop olsk iego, Chorążyca K oronnego. Sam w tytule tylko G enerała W ielk op olsk iego zrobił się Marszałkiem K onfederacyi W ielk op olsk iey, do czego Mu influencya siedmiu grodów , złączonych w Jego urzędzie, w iele pom ogła.
Jeden z pierw szych kroków tey K onfederacyi W ielk op olsk iey był ten, że kazała, iżby za dukat h olen d ersk i brano w P olszczę 18 złotó w ek tych, które w ed łu g ustaw y Seym u 1766Î. taki w ew nętrzny miały walor, iż i 6 3/4, czyli 67 groszy srebnych, w yrów n yw ały praw dziw ie w artości dukata; w ięc ta ustawa K onfederacyi 5 g roszy srebnych ka zała tracić darem nie krajowi na każdym czerw onym złotym (lub jak go króciey nazyw aią — dukacie). P ow ód R ządzących tą K onfederacyą był, żeby przez to króla zm artwić y czyny J ego znikczem nić. A le ten po chop niemiałby był skutku, gdyby do n iego ied n o błaha przyczyna nie pom ogła była, a to była nie insza, iak iedne len istw o przyzw yczaioney od dzieciństw a publiczności P olsk iey, liczyć 18 złotych idealnych w du kacie, zaczym przykrzy się je y łam any rachunek tych 16 złotych y trzech ćw ierci redukować ustaw nie w każdey opłacie na 67 groszy srebnych. T ey m ałey zawadki, a za nią tak w iełk iey szk od y byli byśm y uniknęli, gdyby się Borch, w ów czas W ojew od a Inflantski, a po tym Kanclerz K oronny, który się n a y w ięcey zaym ow ał ustanow ieniem n o w ey stop y m onety, dał był uprosić, aby po prostu 16 złotów ek, troszeczkę w ięk szych co do w agi y miary, a w w artości w ew n ętrzn ey rów niuteńkich tym 163/4, kazał był wybijać w cen ie je d n e g o dukata.
Tym sposobem porachunek cod zien n y y com om entalny byłby się stał nietylko dla całej Polski ale y dla C udzoziem ców nierów nie łatw iey- szym. Lecz Borch, zbytnim upodobaniem w sw ey subtełney
arythme-tyce, potrafił sw o y upór udać za iasn ieysze św iatło, którym rów nie jak nieprzegadaną m ów nością sw oią cmił y zagłuszał drugie osoby, które w R “_ 1765 składały schadzki, ku uregulow aniu n o w e y m on ety y Men n icy P olsk ieý odbyw ane. Do tych schadzek n ależeli Podskarbiow ie y Kommissie Skarbowe, w ów czas będące: K anclerze, Czartoryski, Z a m oyski y Przezdziecki, czasem X ze Czartoryski, Ł o w czy kor., R zew u ski Pisarz, Bracia K rólew scy y M oszyński, w ów czas Stolnik K oronny y Unruch Starosta Ham m ersztynski. Z tych w szystkich M oszyński y Unruch tylko znali gruntow nie dzieło m enniczne, M oszyński przez applikacyą swoią, Unruch przezto, że w Saksonij bywał przez lat kilka dyrektorem m ennicznym , ale Ich um ieiętność y nauka niew ażyła tyle w um yśle Xiążąt Czartoryskich y drugich K anclerzów , którzy nayw ię- c e y w e wszystkich in teresach publicznych w P o lsz c z ę znaczyli, jak ie- den Borch.
Tu w ypada opow iedzieć, że od dnia E lek cyi król ustanow ił zwy- czay, że codzień o god zin ie XII poludniow ey zieżdzali się do niego X iążęta Czartoryscy, K anclerz y W ojew oda, Zam oyski, którego król zastał W oiew odą Inowrocławskim , a potym go zrobił Kanclerzem W . K. Przedziecki, którego król zastał R eferendarzem Litt™, potym go zro bił Podkanclerzym Litt™, X iąże Lubomirski, k tórego król zastal Stra żnikiem Koronnym , a zrobił g o Marszałkiem w. kor.; X żę Kazimierz P o niatow ski, którego król zastał Podkom orzym kor., X żę Michał P on ia tow ski, w ów czas tylko Opat Czerwiński, który potym Prym assem umarł y Ogrodzki, którego król zastał bez urzędu, ale g o potym zrobił P isa rzem a na końcu Sekretarzem kor. świeckim ; a czasem byw ali przy tomni tym codziennym konferencyom y X iąże Jędrzey Poniatow ski, brat przed-naym łodszy królew ski. T ych osób w yobrażenie należy w y staw ić czytelnikow i.
J u ż X i ą ż ą t C z a r t o r y s k i c h poznał wyżej czytelnik.
J ę d r z e y Z a m o y s k i , brat naym łodszy ordynata Z am oyskiego, w p ierw szey m łodości sługiw ał w oysk ow o w Saxonij, potym bez prze chodzenia przez in sze cyw iln e stopnie ani funkcye, został W oiew od ą Inowrocławskim , bez zn a czn ey ieszcze przychylności do żadney partyi y prawie nie znany z sen tym en tów sw oich politycznych; w tym będąc stopniu, przyszło mu w otow ać z kolei in
Senałus Consilio
Roku 1762 die 27. Octobris.T en głos je g o , w cale zelantski, im m niey był spodziew any, tym w iększą utworzył dla n iego opinią, którą dla n ieg o zaczęła była fun dow ać spraw iedliw ie y przykładnie spraw ow ana L aska Trybunalska Ico- ronn. w R u 1760.
W prywatnym pożyciu, uczciw ość y łagod n ość czyniły go y ztąd szacowanym . P ow szech n a approbacya uwielbiła wybór króla O soby J ego na K anclerstw o. Na tym urzędzie jednak cn o tliw o ści tylko za chow ał zaszczyt, lecz poznano w Nim m ierność talentu m inistrow skiego, która mu też z w łasn ego znać sił poczucia zaw sze cichość y m odestyą zachow yw ać kazała.
P r z e z d z i e c k i . P odkanclerzy L itew ski dowcip y b iegłość miał znakomitą w tey sferze, która przez czas panowania A u gu sta III była iedynym prawie okręgiem zatrudnień Polaków . Statut L itew ski y S ey- m ikow e roboty znal dobrze, im zaś bardziej z natury był trworzliwym,
N O T A N D A H T STO R IC A . 2 6 5
tym w ięcej nadrabiał ostrożn ością y w ybiegam i, tak dalece, że nad miarę prawdy y słuszności u wielu uchodził tylko za franta; przj^tym żartobliwy, zabawny, o maiątek skrzętny, b}’} ulegaiącym dla tych, o których trzymał, ż e ich pow aga w um yśle królewskim przemagać będzie nad własnym króla zdaniem , a przeto rów nie y przez w dzięcz ność ied n ostayn ie przywiązanym był do X cia C zartoryskiego, K ancle rza, y L ubom irskiego, Strażnika koronnego.
T e g o i u ż w y ż s z e k a r t y po w ie lk iey części poznać dały; trzeba tylko d ołożyć, że do inszych pobudek, które go czyniły n iech ęt nym królowi, przyłożyła się osobista Jego zazdrość do braci królew skich, osob liw ie po oddanym przez króla bratu starszem u Starostw ie Spiskim, którego żądał X żę Strażnik. Co do urzędow ania sam ego Mar- szałkow stw a, trzeba przyznać, że sobie zarobił na chw ałę, pilność, umie- iętn ość y spraw iedliw ość. W statycznych okkurencyach trzymał się zdania Xiążąt, rów nie jako y prom ocyinych.
Na Seym ikach y w Trybunałach, w spierał niby T eścia S w e g o chęci, ale widać było zam ysł y starania figurować g łów n ie w sw ym cza sie na czele op ozycyi przeciwko królowi.
X i ą ż e K a z i m i e r z P o n i a t o w s k i . 1)
X ż e M i c h a ł P o n i a t o w s k i , Opat C zerw iński, bardziej z na m ow y jak z w okacyi xiądz,pod laską T rybunalską A ndrzeja Z am oyskiego byw szy Deputatem D uchow nym chwalebnym , unikał długo, y można mówić, uporczyw ie, prom ocyi stanow i duchow nem u w lašciw j’ch, przez obawę obow iązków do teg o stanu przywiązanych, tak przez delikatność sum ienia jak przez obawę pracy, którey nie lubił, którey jednak nie- szczędził, gdy się raz dał do jak iey wprządz czyn n ości, jako się to po kazało w rozrządzeniach Jego Biskupich, a naybardziey w prezydow aniu w Koinm issyi E dukacyiney.
U czciw ość ścisłe sam zachow uiący, nie łatwo pobłażał błędom lub niedoskonałościom obcym , przez ostrosć nagany y satyryczny często język nieraz sobie nieprzyjaciół zrobił, y gdy przeciw ko komu raz p o wziął uprzedzenie, n igd y prawie wrócić się nie dał na lep sze mniemanie; ale też gdy komu sprzyiał, utrzym ywał go prawie aż do slepoty, jako się to pokazało m ianow icie w zględem T yzenhauza.
Słów ka Jego, gdzie niegd zie uszczypliw e, tym bardziey raziły, że ie n igd y lekkości ani pierw szem u im petowi nieprzypisyw ano, poniew aż zw ykle był tak w sobie skrytym, jak bracia J ego byli zbyt otwarci. K rólow i bratu swem u szczerze dobrze życzył y często dobrze radził, ale się Ich humory mało zgadzały, gdyż go król zaw sze do pracy naganiał, a on w królu ganił y zbytnią do czyn n ości chęć, zbytne dla ludzi p o w ierzanie, zbytnią n ieo szczęd n o sć y ztąd w ynikaiące in k on w en ien cye. L ecz to się w szystk o w p oznieyszych dopiero leciech ja w n iey wydało. W początkow ych, mimo Jego ochoty, król go przynaglał do trzymania poniekąd protokułu tych codziennych konferencyi, w których to król chciał znaydow ać naypoufalszą poradę, a w których istotnie doznał tylko chęci przeinagania W ujów sw oich dla ich osobistych w idoków ,
T ek st p olsk i, ja k r ó w n ie ż i francuski n ie mają ch a ra k tery sty k i X. Ka zim ierza. W obu tek stach p o z o sta w io n o tutaj w o ln e m ie jsc e . P rzyp. Wyd.
a n a y częściey — ulegania dla nich, w iększey części przytom nych tymże konferencyom .
X ź e A n d r z e y P o n i a t o w s k i , od p ierw szey m łodości w sz y st kie lata straw iw szy w A ustryackiey służbie, y tam przez ied en aście ran, w różnych potyczkach p on iesion ych , dosłużyw szy się rangi w ysok iey, za urlopem tylko od śm ierci A ugusta Iii-go przebyw ał czasem w P o lszczę, y niedał się królow i n ig d y nam ów ić, aby porzucił tamtą służbę y w P o lszczę osiadł. W zdaniach iak w czynach sw oich tęgi y cał kow ity, ale P olsk ę mało znaiący, bo w n iey mało byw ał.
Było m yślą królew ską, aby trzey bracia J ego, byw aiąc na tych codziennych rannych konferenciách u króla, tak w ied zieli o interesach publicznych, tak się do nich przykładali, jak sam król byw ał przypusz czany y używ any przez X iążąt Czartorj^skich, póki był w prywatnym stanie.
L ecz że bracia k rólew scy, do niego szczerze przyw iązani, nie po błażali w zdaniach sw oich na tych konferencyach X iążętom Czartory skim, ilekroć w idzieli, że oni w prom ocyach y radach sw oich swoim o so bistym tylko widokom dogadzali, ztąd częste sprzeczki y niesm aki w ynikały, z których skutku n a yw ięcey król cierpiał w um yśle y szy k o wał (ś .) w interessach.
O g r o d z k i , w ych ow an y w domu rodziców królew skich, w łaci nie y językach zagranicznych biegły, w departam encie cudzoziemskim Saskim przy D w orze A ugusta 111° używ any y przez K anclerzów P ol skich, był przy królu Sekretarzem w P o selstw ie J ego w M oskwie, za- tym jako naypoufalszy dom ownik przybrany od króla, jak o za Szeffa G abinetow ey E xpedycyi. B ył to człow iek, który— m ożna było m ów ić— że całą P olskę znał y w szystk ie k on n exye po w oiew od ztw ach , przytym charakteru n a y cn o tliw szeg o y rzadkiey m odestyi y pracow itości. T eg o zaw sze król chciał m ieć przytom nego tymże konferencyom , ażeby zaraz w iedział co in consequ enti wypadało zrobić, pow ied zieć lub napisać, czy w kraju czy za granicą: ale ten zdania na tych konferencyach n ie dawał.
B yw ał niekiedy na tych konferencyach y X iąże Adam C zartory ski, S yn X cia W o iew o d y R uskiego, ale Sam się starał bydz od nich uw olnionym , raz z p rzyczyny, że z natury ten gatunek applikacyi Jemu był niemiły, a pow tóre, że dobrze widział, że razem O ycu y królow i dogodzić na nich było trudno.
Jako zaś w tey to k on feren cyi czyli radzie chciał isto tn ie król mieć roztrząsane w szystkie rządow e czynności sw o ie, jedna z nay- pierw szych nasunęła się w pierw szym roku panowania: U r z ą d z e n i a m o n e t o w e . W tejże konferencyi zbierał y rozw ażał król to w szystko, co na licznych urzędow ych skarbow ych konferencyach m ó w iono y pisano było w tey materyi. Po kilkum iesięcznych dysceptacyach przem ogło zdanie M oszyń sk iego y Unruha, gdy nasza stopa m onetow a zrównała się z tą, którą król Pruski Fryderyk II u siebie postanow ił po sk oń czon ey sied m ioletn iey w oyn ie, gdy sam uznał, że n ie maiąc iuż Saxonij w ręku sw oich y po odm ianie okoliczności, Z sam ego po- koiu w ynikaiących, iuż te niezm ierne fałszow anie m onety, którym się podczas w oyny ratow ał, po je y skończeniu na sz k o d ę kraju J ego wła sną obróciłoby się.
N O T A N D A H IS T O R IC A . 2 6 7
T e zdanie było w spierane y tą uwagą, że Traktat W elaw sk i m ię dzy inszem i warunkam i zaw ierał y ten, że P olsk a y Prussy w zględem s to p y 'm o n e to w e y p ow in n y się były zaw sze znosić.
T a uwaga tym w ięcej w zględu za sobą pociągała, że św ieży przy kład już był okazał, jak była w ręcz nieb ezp ieczn a w czym kolw iek zm alkontentow ać teg o dla P olsk i zaw sze strasznego sąsiada. Gdyż, ustanow ione na S ey m ie konw okacyinym cło gen era ln e, dało pretext, z niektórych słów Traktatu W ela w sk ieg o naciągany, królowi Pruskiemu, że zaraz w R u_ 1 7 6 5 ” zdarł z handlu P olsk iego za Gdańskiem kilka- kroć sto ty sięcy talarów; iakoż te prawo o cle odm ienić w R “ 1766 Polska została prz)'muszoną. Zbiór tych racyi pociągnął za sobą przy ch ylen ie się w szystkich osób, w ten czas na k on feren cyi u króla zasia dających, po kilkokrotnym czytaniu na kilku po so b ie idących dniach, do kontraktu S ch eig erto w i Bankierow i Berlińskiem u, który się podeym o- wał przystaw ić znaczną kw otę srebra, początkow ie potrzebnego, do roz poczęcia n o w e y w P olszczę m ennicy. Data teg o podpisu był dzień i augusta 1765.
Borch y Przezdziecki lubo w alczyli długo przeciw ko temu p od p i sow i, ale u legli przed zdaniem X ięcia W o iew o d y R uskiego, y przy podpisie królew skim m ilczenie zachow ali. A liści w e trzy dni potym przybył z W ołczyn a X ią że Czartoryski, K anclerz Litew ski. T e g o ieszcze na Pradze spotykali Borch i Przezdziecki z nayżyw szym przekładaniem, jakoby ten podpis królew ski był zgubnym dla P o lsk i z pow odu tego, że, g d y podług Traktatu W elaw sk iego w oln o K rólow i Pruskiemu bić m onetę w równym z P o lsk ą w alorze y w zaiem ny kurs m ieć powinną, on, ośm ielony y w zw yczaiony podczas sied m ioletn iey w oyn y do fał szow ania b ezw sty d n eg o m onet nietylko Polskich ale innych Xiążąt y m ocarstw, zapew nił użycie te y niegod ziw ości na szkodę naszą, gdy censebituv, że stopa n aszey m onety iest iedna ze stopą Jego. Przytym wyszukali daw ne prawo, iuż led w ie komu pam iętne, które radziło bar- dziey niż kazało, aby stopa m onety P o lsk iey zbliżała się a d lig a m Im - perij. Natym fundow ali nalegania potrzeby w edług nich nieodbitey, żeby
naszą m ennicę regulow ać do A ustryackiey.
Darem nie sie Im przekładało, że ta sama lig a Imperij, w ów czas gd y to prawo p olskie było pisane, była bardzo różna od tey, która w R1! 1765 m ogła się nazyw ać ligą Imperij lub R zeszy N iem ieckiey y że liga m onetow a A ustryacka ieszcze się różniła od tey sam ey ligi Imperij, y że, gdy P olsk a daleko w ię cey handlow ych Interesów miała z M ocarstwem Pruskim niżeli z Austryackim , to sam o bardziey nas zbliżyć pow inno było do stopnia m on etow ego P ruskiego, niżeli do A ustryackiego.
L ecz Ich deklam acye, że podpis, Sch w eigertow i dany, był zabóy- stwem dla P olsk i, tak były skuteczne, że n ietylk o w um yśle X cia K anc lerza C zartoryskiego, ale y w (73) całey prawie P ubliczności W arszaw - sk iey w zbudziły okrzyk, za którym X że K anclerz Czartoryski przem ógł nad um ysłem X cia W o jew o d y R uskiego tak d alece, że obadw ay bra cia razem, a za niem i w szystkie członki konferencyi (prócz braci kró lew skich) natarli razem na króla, aby zniszczył kontrakt Schw eigerta. Może w całym życiu tych dwóch braci, w tym iednym razie W ojew oda Ruski sw oie zdanie odm ienił y skłonił podług zdania brata kanclerza,
y to na fatalną dla króla y kraiu kon sek w en cyą. D arem nie król odpo wiadał, że K rólow i Pruskiem u nie będzie służyła tak jak daw niey ign o- rantia nasza narodow a, gdyby chciał ieszcze powtarzać fałszow anie m o n ety n aszey, poniew aż nayprzód: sam o dośw iad czen ie przeszley klęski uczyni nas ostrożnieyszem i, a pow tóre, że m aiąc teraz m ennicę własną, częstym powtarzaniem probierni będziem y za w sze m ogli zapobiegać tey zdradzie zagraniczney. A że tu odpow iedź była gruntow na, dow iodło dośw iadczenie. Ilekroć bowiem od tam tey daty Król Pruski czy w zło cie czy w srebrze probował powtarzać fałszow ania, zaraz było poznane, zaraz Mennica W arszaw ska y K om m issya Skarbow a ostrzegały (74) Pu bliczność y zaraz w całym kraiu naszym, a m ian ow icie na pograniczu
Pruskim y Szląskim , m ieszkańcy, przerażeni pam ięcią daw nych klęsek, tak skrzętnie zapobiegali rozszerzeniu się te y zarazy, że się iuż nigdy Królowi Pruskiemu nieudało, w tym gatunku oszukania, z nas korzystać.
A le te w szystkie raciocyn acye nie przem ogły w roku 1765 nad uprzedzeniem publiczności, któremu dogadzaiąc, X iążęta C zartoryscy natarli na króla, jakoby im ieniem dobra publicznego y grożąc mu z hań bieniem w narodzie, gd yb y nie skassow ał kontraktu, d anego Schw ei- gertow i. W ten sam czas, na ostatn iey z ow ych se ssy i w ielolicznych, o których w y żey w spom niałem , gdzie y kom m issarze skarbowi w ch o dzili, w ięk szością kresek takoż w yrzeczono, że dobro publiczne teg o wyciągało, aby kontrakt S chw eigerta został zniesionym .
Przychodziło tedy królow i decydow ać się m iędzy własnym prze konaniem a zdaniem Publiczności, a w takiey m ateryi, która wzbudzała pow szechną tkliw ość, y w samym początku panow ania, w którym grun tow ać dla siebie opinią pow szech n ości królowi (75) kon ieczn ie należało. Przytym , lubo król mniemał y miał racyą mniemać, że utrzym anie k on traktu Schw eigerta n ie będzie ze szkodą kraju, jednak, że to było tylko mniemaniem, król sw e g o oso b isteg o tylko m niem ania y kilku z nim iednotrzym aiących osób, nie m ógł kłaść za p ew n ość przeciw ko mnie maniu tak wielu a tak znaczących w ów czas w kraiu ludzi. A zatym determ inował się na sk assow an ie kontraktu S chw eigerta, acz ze sw oią ciężką szkodą, poniew aż odkupić trzeba było podpis, dany Schw eigertow i.
Gdy o tym była m ow a, gdy król X ięciu W o iew o d zie Ruskiemu przekładał, że za J ego radą, przed przyiazdem X ięcia K anclerza Litt% podpisał kontrakt S ch w eigerta, odpow iedź J ego była ta: żeb y bez opłaty żadney S ch w eigertow i skassow ać kontrakt. A gd y mu przekładano na odw rót jak pew na zem sta nas czekać miała od Króla Pruskiego w uy- mowaniu się za Schw eigertem , jako W assalem swoim , czynił się na to głuchym y pomódz w tym królow i w żaden sposób niechciał się ośw iadczyć. S ch w eigert pretendow ał 50 tysięcy czerw onych złotych indem nizacyi, alle- guiąc p oczynione iuż różne aw anse, a miano(7Ó)wicie na sprow adzenie metallu srebra. Ambaras królew ski ztąd był pom nażany, że z Intrat Eko- nomij K oronnych y żupp soln ych w tym pierw szym roku panow ania sw e g o król prawie żadnego niemiał dochodu, dlatego, że W e s s e l, P od skarbi w ów czas W . Kor., arendow aw szy one od A ugusta III, pretendo wał dla siebie zw rotu aw ansów , czynionych D om ow i Saskiem u. W ta kim tedy zbiorze ok oliczn ości nie pozostało dla króla in szey determ inacyi, iako wyszukiwać pożyczki, ale y do te y bliższego terminu nie w
ynay-N O T A ynay-N D A H IS T O R IC A . 269
dyw ał, jak kontrakty trzykrólskie L w ow sk ie, do których ieszcze czterom iesięczn y czas nie dogadzał natarczyw ości niecierpliw ev Schw ei- gerta. T ę uspokaiaiąc, X że Kazimierz, brat starszy królew ski, Franci szek R zew uski, Pisarz w ów czas P o ln y , a potym Marszałek K oronny, y Branicki, w ów czas Starosta Halicki, później H etm an W . Κ., zapisali się S ch w eig erto w i na fortunach sw oich, że mu summę 50 tysięcy czerw, złotych na trzy króle w e L w ow ie przystawią.
Gdy się X iężn a Strażnikow a o tym dow iedziała, wyrzekła te słowa do R zew u sk ieg o Pisarza z żywością:
(77) A ch co żeście zrobili? c zeg o śc ie się tak pospieszyli? y niektóre dodała oboiętne słów ka, które nie rozw iązały w ątpliw ości czyli skłaniał się przecie umysł Jey O yca do poratow ania króla wtym ambarassie, którego był sam królow i przyczyną przez sw oie dw ie przeciw ne rady, czyli też żałow ał tylk o, że się przecie znalazł ktoś, który króla z tego ambarassu wyprow adził, y że właśnie to były te trzy osoby, których X że W oiew od a Ruski znakom icie nie lubił. W szelako ten przypadek był początkiem zam ieszania in teresów dom ow ych królew skich, y początkiem zadłużania się Jego, gdj7ż ten, blisko m ilionow y w ydatek, spadł na króla w tym samym pierw szym panow ania J ego roku, w którym z dochodów w łaściw ie królew skich niem iał y czw artey części sobie należących, a sprawiać był przym uszony srebra, ekwipaże, liberye y całą dworu okazałość, do cz eg o w szystk iego y szeląga p om ocy nie doznał król od bogatych wujów sw oich , ani od nikogo z krew nych.
Chcąc wyobrazić, jaka była w ew nętrzna duszy, osoby, y domu kró lew sk ieg o sytuacya, d osyć iest tu w ystaw ić dw ie (78) osob liw sze ro zm ow y króla z wujami swenii. P ierw sza z X ięciem W oiew od ą Ruskim takowa:
Król: P am iętny na lat tyle m łodości m oiey, przepędzonych w domu pod oczym a y dyrekcyą W . X. Mości, w d zięczen Mu iestem affektu, któryś mi w ten czas św iadczył y który był słodyczą życia m oiego. Przy- tem pełen iestem tey opinij, że u m ieiętnieyszego do zw ierzchnego Rządu człow ieka nieznam nad W . X . Mość; z tych pow odów żądałem y żądam w n a y szczerszey poufałości trwać z nim ied n ostayn ie, lecz gdy co dziennie doznaię dow odów , które mnie przekonyw aią o n ie takiey dla mnie korresponduiącey od W . K. Mości skłonności, żalę się o to przed Nim Samym.
Xiąże: W . K. Mość innych rad prócz n aszych słuchasz, y to czyni zam ięszanie. Król: Dobrze rozumiem, co znaczą te słow a. W . X . Mo ści n ie podobaią się moi bracia, nie rad ich widzisz przytomnych obra dom naszym codziennym : aliści gd y są bracią memi, gdy co d zien n ie do w yk on yw an ia uradzonych m iędzy mną a W . X . M ością zamia rów używanem i byw aią, już by też rzecz była nieludzka, abym Ich od tych obrad exkludow ał, albo żebym od nich wyciągał niem ego p osłu szeń stw a,ile (79) g d y ied en z nich iest odem nie 11 lat starszy, a drudzy w ie dzą, że kiedym Ja sam w stan ie pryw atnym byw ał przypuszczany do na- radzań z W . X . M ością, w oln o mi było przekładać zdania moie, chociaż nie zaw sze zgod n e ze zdaniem W . X . Mości: A teraz cóż się dzieie? jeże li prom ocye lub laski, led w ie z setn ych iedna za ich żądaniem w y pada. Jeżeli kroki jakie R ządow e — nigdy praw ie in aczey y te nie są przeze mnie determ inow ane, jak za zdaniem W . X . Mości y X cia
Kane-lerza, rów nie jak y dystrybuta. P ow in ien byś ted y W . X . Mość kon- ten tow ać się temi dow odam i istotn ie przeze m nie za ch o w a n ey maxymy, że w łasn ego m ego zdania y zdań młodych radców nie przekładam nad zdania wiekiem y dośw iadczeniem upow ażnionych u m nie W ó jó w . A le pozw ól tu S ob ie W . X. Mość pow iedzieć, że przy w ysokich ode mnie przyznaw anych Mu przym iotach, zawierasz w sw ym charakterze dwa szczeguły, to jest: W y n io sło ść, y nielu b ien ie pracy. N ie dość Ci na- tym, że w radnych u mnie konferencyach finalnie masz zaw sze górę, ale sama dysputa zd aie się T obie obrazą y fatygą; y (80) dla teg o
chciałbyś w idzieć m oich braci z gabinetu m ego exkludow anych,
y u n iosłeś się daleko, żeś w yrzekł onegday, że ktoby się memu zdaniu sprzeciwiał, temu bym p ow in ien kazać w yniść precz z gabinetu m ego, — a to mnie przym usiło odpow iedzieć, że gdy by to było regułą, mało kto by w nim p o z o s ta ł.J) P o w o ln o ść tedy moia, y tak szan ow n e dla W . X . Mości w zględy, p ow innyby y uprosić u N iego m iłey, łagod n ey, w zaiem ney poufałości ku m nie, dla dobra publicznego, którego Ja w y rabiać n ie potrafię, kiedy W . X . Mość n ie będziesz dla m nie z takim sercem , z jakim Ja iestem dla n iego. M ów ię to sam, że się los p on ie kąd omylił: p ow in ien był W . X. Mość zrobić królem a m nie J ego mi nistrem . Lecz gdy p rzeznaczen ie tak kazało, że Ja królem jestem , czy nię z siebie w szystko, abym od C iebie doznawał teg o , o co p roszę.
Tu X iąże grzecznem i kilku słow am i zakończył tę rozm ow ę, ale która skutku in szego niemiała, tylko że tegoż dnia przed synem y córką pow tarzał z upodobaniem ostatnie słow a królew sk ie. L ecz sposobu p ostępow ania w zględem króla nieodm ienił (81). W kilka czasów potym zdarzyła się królow i z X ięciem K anclerzem Czartoryskim rozm owa takowa.
Król: Im w ię c e y polegałem na affekcie dla m nie, m ianow icie WT. X . Mości, tym mi iest żałośn iey w idzieć z cod zien n ego obchodzenia y z dow odów , naw et na piśm ie trafunkiem m nie d oszłych, że Wr. X . Mość z X ięciem bratem swoim nietylko mnie nie tak sprzyjacie, jak Ja W am, ale owszem d aiecie to starow nie poznać publiczności, że ganicie m oie postępki, prorokuiecie zle o m oich intencyach, y w łaśnie od strę czacie ode mnie um ysły.
X że chciał zrazu n egow ać facta, ale gdy mu cytow ał król osoby, do których tak pisyw ał, zw rócił się X iąże do m ów ienia, że: M y n i e - c h c e m y n o s i ć w p u b l i c z n o ś c i i m i e n i a d w o r s k i c h , k t ó - r e b y n a s n i e z d o b i ł o .
Król: Póki w w olnym narodzie król nietylko nie p rzestęp u ie pac- tów y obow iązków sw oich , ale owśzem w szystkie starania y przem yśla nia sw oie obraca na to, żeby pow iększać w ew nętrzną szczęśliw ość Na rodu y znaczenie Jego u obcych, poty nikogo n ie plami tytuł Przyia- ciela D w orskiego, a tym bardziey wstydzić y zapierać się g o niep ow in ien (82) M inister y W uy królew ski, za którego radą w szystk o się tandem
*) Nota. Z darzyło się b y ło raz, że się m ó y brat sta rszy w p e w n e y m atcryi sp r z e c iw ia ł b y ł m em u w ła sn em u zdaniu, k tóre te g o dnia b y ło łą c z n e z e zda n iem X iç c ia W d y R u sk iego: A le też za ten ied en p rzy k ła d b y ły se tn e , w k tó ry ch W u jo w ie m oi m em u zdaniu s ię p r zeciw ili.
N O T A N D A H IS T O R IC A . 271
dzieje y konkluduie przez króla; y ow szem , urzędow ną pow innością ie st Ministra, w idzącego zbliska dobroć in ten cy i postępków króla, one w ystaw iać y tłom aczyć publiczności w sposób, jak tylko bydz m oże nay- lep iey konwinkuiący, bo tym iedynym sposobem m oże ułatwiać y zbli żać skutki, usczęsliw iaiąc O yczyzn ę. A przeciw nie, kto dobrze chcą ceg o y czyniącego króla zle maluie przed narodem, ten obciąża sum ienie, bo tłumiąc ufność ludu w królu, zatrudnia zgod ę, bez którey w w o l nym narodzie nic dobrego stać się niem oże, a zazdroszczącym sąsiadom n a y lep iey przezto w ygadza.
Gdy tu, niemaiąc dobrych racyi, zagadyw ał tylko jak mógł
X iąże, bez dobrey konkluzyi, król skończył, m ówiąc: G dybyś W . X . Mość w łasn ego tylko serca słuchał, tobyś był dla mnie trwale tak d o brym, jakeś byw ał przedtym . A le to je st y będzie n ieszczęściem moim i kraju, że się daiesz p ow od ow ać instynktom i passyom n ie swoim .
A le y ta rozm ow a została bez skutku dobrego.
Tu wypada w zm iankow ać okoliczność, acz w sobie małą, ale słu żącą w (83)dow ód, jak był starownym X ią ż e W o iew o d a Ruski uszkadzać króla w e w szelkich gatunkach, y iak był zazdrosnym w szelkich Jego p om yślności.
Owa pani Geoffrin, o którey w p ierw szey części tych Pam iętni ków była m owa, ziechała aż z Paryża do W arszaw y w R_u_ i7 6 6 m na w iedzić króla. W ziętość tey osob y w publiczności paryskiej, y można było m ówić, że znaczność J ey iuż była taka, że n ietylk o n aysław n ieysi wtym wieku literaci francuscy, jako to V oltaire y M ontesquieu, n ie tylko cudzoziem cy wszj'stkich nacyi Europejskich, którzy do domu }ey przypuszczani byli w Paryżu, zach ow yw ali dla N iey pow aża nie, a wielu z Nią y k orrespondencye, ale y Im peratorowa R ossyisk a do N iey sw oią ręką kilka razy pisała, w stylu nietylko przychylnym ale y familiarnym.
Że tedy taka osoba y w wieku przeszło 6o-letnim , którą y C e sarzow a Maria T eressa z dystynkcyą y karessam i w W iedniu przyjmo wała, trudziła się tak daleko jed yn ie z affektu dla króla, okazało się to bydz przypadkiem dość podchlebnym dla króla, a przez to samo wzbudza(84)iącym zazdrość X cia WTdy Ruskiego; zatym, co tylko było sp osob ów , żadnego nie opuszczał, aby tę słod ycz obrócił w gorycz dla króla.
Jako miał w ielką przenikłość w poznawaniu słabizny każdego czło w ieka, tak prędko postrzegł, że przy w ielk iey dowcipu bystrości y w ielu dobrych przym iotach, miała ta dama w ięcej p reten syi jak prawa do gustu w yb orn ego w rzeczach, tyczących się kunsztów w yzw olonych, y był m ianow icie uwiadom iony o tym przez córkę sw oią, która od sa mych artystów teg o się w Paryżu nasłuchała. A by tedy trafić, jak m ówią,— poprostu J ey w sam e sed n o y rozdrażnić Ją naytkliw iey p rze ciwko królow i, po długim Jey ze w szech miar kadzeniu, po różnych przed nią naganach króla, które niedość nad J ey umysłem czyniły im- pressyi, aby Ją zn iech ęcić przeciwko królow i, rzucił jak od niechcenia y trafunkiem te słówko: „Król, który sam mało ma gustu, a drugich posądzać pozw ala sob ie tak dalece, że n aw et o W . Pani Sam ey p o w ie dział, że gustu n iem asz“.
Taiła Ona przez czas niejaki jak głęboko raził Jey m iłość w łasną ten strzał: ale zam iast m iłego z Nią obcow ania, doznaw ał król nay- przy(85)krzeyszych codziennie Jey złego humoru skutków — tak dalece, że ledw ie mu nie przyszło żądać, aby czym prędzey oddaliła się od n iego. D ość późno dow iedział się król od N iey Sam ey o praw dziw ey przy czynie tych niesmaków; led w ie potrafił zaleczyć tą ranę, którey iednak blizna odnawiała się często przez cały czas
Jey
d w u m iesięczn ey byt n ości w W arszaw ie, wktórym n a yserd eczn ieysze J ey dla króla ośw iad czenia, ustaw nie przeplatane byw ały scenam i burzliwemi, czasem y śm ie chu godnem i, lecz które sprawiły, że ta wizyta, która tyle przyiem ności obiecyw ała królowi, stała się prawie nieprzestannym zrzódlem kłopo tliw ych plotek, które, gdyby z inszą osobą, łatw o y krótko przydusić m ógłby był król tęgim w yrazem , ale którego użyć niem ógł prawie król w zględem takiey osoby, która mu dała była w ielkie affektu dow ody, a którey popędliwa natura y n ie umiarkowana w g n iew ie gęba, była by pokrzywdziła króla w zagraniczney publiczności, gdyby, w p ow ro cie swoim ztąd, odgłos niby n iew d zięczn ości y z łeg o przyięcia Siebie o królu rozsiała. Trzeba (86) w ięc było znosić y unosić Ją, iak można było naym niey złe. C okolw iek zaś w tym w szystkim było dla króla m artw iącego, — złośliw ą było dla W uia Jego radością.Sama G eoffreniowa poznała to tandem tak dobrze, że, żegnaiąc króla, powiedziała mu: „T en W uy nigdy Ci niedaruie, żeś T y królem został a nie On, y będzie on Ci to wykałał, gdzie tylko będzie m ógł, w wielkich y małych rzeczach.
A le czas iest zw rócić się do w ażnieyszych dziejów .
Jak tylko w Marcu R u 1767 przeniósł R epnin g ło sz en ie faworu y protekcyi R o ssy isk iey od Czartoryskich do Potockich y R adziwiłłów, od tey daty n ie przestał odryw ać wszelkim staraniem um ysł króla od ulegania dla Czartoryskich y od ufności w Nich. T e g o nic lep iey n ie okaże nad rozm owę Jego z królem na d n i u ... .. którą oba-czyć można in A n n e x is. Przez te całe lato 1767 R u , mocą przytom n eg o żołnierstw a R o ssy isk ie g o y pom ocą P otockich w K oronie, a Ra- dziwiła w Litwie, wyrobił sobie R epnin Seym iki y p o słó w pow oln ych , ile pod laską konfederacką y S ey m o w ą koronną Radziwiłła, a Litew ską (87) B rzostow skiego, Starosty B ystrzyckiego, k tórego Matka była siostrą przyrodnią teg o ż Radziwiłła.
Ułatwiane były roboty R epnina przez to, że Hetm anom y P od skarbim obiecyw ał rozszerzenie Ich przerogatyw na n o w o . P odziw ie- niem jednak było publicznym , że R zew uski, H etm an w ów czas P o ln y K oronny, nayw iększym nabożeństw em dystyngw uiący się zdawna, spuł- kow ał z K onfederacyą Radom ską, która w ysłała p osłów , ośw iadczaiąc Im peratorow ey chęć przypuszczenia d y ssy d en tó w do w szelk ich urzę dów y krzeseł w rów n ości z katolikami. Jednak pom nożenie W ładzy H etm ańskiey okazyw ało pow ód te y spułki.
Lecz żadnego n aw et takiego nieznaydow ano w przylgnieniu do tey że konfederacyi R adom skiey W ielop olsk iego, W oiew od y Sandom irskiego. T en Człow iek, D ew o t znakom ity y który pozyskał był sob ie prawie przy dom ek, że go dość p o w szech n ie nazyw ano V i r r e c tu s, pisał się takoż na ten zw iązek, bez żadney (przynaym niey wiadom ey) korzyści. Inaczey w ięc tego explikowaé nie(88)um iano, tylko że tw orzliw ość y lekko
N O T A N D A H IS T O R IC A . 2 7 3
m yślność żo n y J e g o musiała go wtym skłonić, jak g o skłoniła była za Augusta III do podpisania R esultati Rady Senatu, przyznaiący (s.) X ięstw o Kurlandzkie k rólew iczow i K arolowi. A toli były y takie posądzania n ie których, że X że W d a R uski (którego nayściślieyszym przyiacielem b}^ł zdaw na tenże W ielop olsk i) p o d d a w a ł m u p r z e z t r z e c i c h insy- nuacye, m oże y od sam ego W i e l o p o l s k i e g o nie przeniknione, do pisania się na tę konfederacyą, chcąc W d a R u s s к i *) przezeń mieć у w tam tym zw iązku jakiekolw iek w eyście.
') W y r a z y p o d k r e ślo n e z o sta ły w p isa n e p o m ięd zy w ie r sz a m i М. P.