• Nie Znaleziono Wyników

Sprawy obrazowania w liryce Słowackiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Sprawy obrazowania w liryce Słowackiego"

Copied!
41
0
0

Pełen tekst

(1)

Wiesław Grabowski

Sprawy obrazowania w liryce

Słowackiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 55/1, 65-104

(2)

WIESŁAW GRABOWSKI

SPR A W Y OERAZOW AN IA W LIRY CE SŁO W ACK IEGO

1. P o j ę c i a i p e r s p e k t y w y

T e rm in „obrazow anie” nie jest jednoznaczny. S tą d ośw iadczenia w te j sp raw ie nie w ydadzą się m oże zbyteczne, a pokazanie w y b o ru u łatw i jednocześnie o rie n tac ję w p e rsp e k ty w ie dalszych uw ag. Z a j­ rz y jm y do stu d iu m R om ana In g ard e n a O p o etyce l , gdzie sp ra w y o b razu syg n alizu je się w różnych p rzek ro jach . W załączonym tam „spisie roz­ działów i p a ra g ra fó w ” planow anego dzieła z n a jd u je m y co n a jm n ie j trz y in te resu jąc e tu dyspozycje. Pierw sza, z rozdziału W a rstw a w y ­ glądów:

§ 2. „Obraz” poetycki. Obrazy przyrody, ludzkich charakterów, sytuacji m iędzyludzkich. Ich funkcje w dziele sztuki literackiej, w szczególności ich funkcje artystyczne.

P rzed m io tem jest, jak się zdaje, w szelki d o starczan y przez u tw ó r m a te ria ł w yobrażeniow y, niezależnie od ty p u z a tru d n ia n y c h przy ty m k o n stru k c ji słow nych; siłą seg reg u jącą — w yłącznie pokrew ieństw o t e ­ m atyczn e m otyw ów ; głów nym celem badaw czym — to już przechodząc od stano w iska In g ard ena k u pew nego ty p u przeglądom k ry ty c z n o lite ra c ­ kim — m ożliw ie do k ład n a re je s tra c ja „składn ikó w plasty czn y ch ” , zw łaszcza „ m a larsk ic h ”, ocena ich „ tra fn o śc i” itp . S taw ian ie podob­ nych zagadnień zdarza się i dzisiaj, ale w zasadzie należy ju ż do n a ­ ukow ej przeszłości, k tó re j p rzy k ład em m oże służyć choćby klasyczn y szkic Jó zefa T re tiak a C b ra zy nieba i ziem i w „P anu T a d e u szu ” (1898). Co w ów czas mogło m ieć ran g ę pojęcia k ieru jącego postępow aniem b a ­ dacza, obecnie zam yka się w znaczeniu słow a potocznym i nie obow

ią-1 R. I n g a r d e n , Studia z estetyki. T. ią-1. W arszawa ią-1957. W szystkie przyto­ czenia pochodzą ze s. 308—309.

(3)

żu jący m dla p ro b le m aty k i obrazow ania; w tak im w łaśn ie sw obodnym użyciu w p ro w ad za je In g ard e n w p u n k cie przytoczonym , m ają c na uw adze po jaw iające się w dziele „ w y g ląd y ” . N ato m iast in n e m o m en ty z a p rz ą ta ją au to ra, k ied y om aw ia W arstw ą zn a czenio w ą :

§ 8. Obrazotwórcze czynniki języka poetyckiego. Epitet, porównanie, tropy 1 figury. Ich rola konstytutyw na w obec pozostałych w arstw dzieła i rola ar­ tystyczna w całości dzieła.

§ 8. Tekst w yeksplikow any i tekst dom yślny. Zw ielokrotnienie w arstw y znaczeniowej i pochodnych od niej w arstw . Alegoria, m etafora, symbol.

Z n a jd u je m y się n a te re n ie usiłow ań najnow szych, zarazem cieszą­ cych się n a jsta rsz ą tra d y c ją . W y d ob yta zostaje p odstaw ow a cecha o b razu poetyckiego: w ielopokładow ość sensu, osiągana w b ardzo roz­ m a ity sposób i dla ro zm aity ch celów. Z w iązany z ta k im ujęciem s tr u k tu ­ ra ln y k ie ru n e k b ad ań zap rezen tow ał u n as bodaj n a jle p ie j Z dzisław Ł apiński w rzeczy o obrazow aniu w Q u id a m ie 2. Je że li to stanow isko, pociągające spraw dzalnością w yw odu i zdolnością do tw o rzen ia bogatej p ro blem aty k i, zo staje pom inięte p rzy zajm o w aniu pozycji w yjściow ych w te j p racy, dzieje się ta k z pow odu innego niż w p u n k cie poprzednim , z pow odu nieco pragm atycznego. M ianow icie, p rz y k ró tk ic h tek sta ch liry czny ch łatw iej n ieraz prow adzić k o m en ta rz w ychodząc w p ro st — z całościow ej w izji danego u tw o ru , zam iast — od szczegółów lokalnych i rozw iązań językow ych. T ym bard ziej że re to ry c z n a k o m órk a n ie zawsze je s t objaw em niezbędnym . In n y „ w izjo n er” , B olesław Leśm ian, w im ię takiego w łaśnie w id zen ia to talnego d rw i z drobnicow ej m etafo ry k i:

Po smugach od latarni i po srebrnym błocie, Ślubując śpiew ną grdykę społecznej zgryzocie, Poeta na arytm ię dwojga skrzydeł chory Kroczy w poszukiw aniu znikłej metafory.

Słow o się nie spokrew nią z pozasłownym trw aniem —

! ! Porów nanie się stało tylko — porównaniem.

Skąpiąc niebu pośm iertnej w głębi jezior maski, Chce życie w rodzajowe pokurczyć obrazki.

O rien ta cja n a „pozasłow ne trw a n ie ” nie stanow i przeoczenia p ie rw ­ szej — językow ej — m a te rii; przenosi ty lk o uw agę n a nieco in n ą płasz­

2 „Roczniki H um anistyczne”, 1956/1957, t. 6, z. 1: Prace o Norwidzie. A utor om a­ w ia krytycznie stanow isko tradycyjne oraz referuje problem atykę rozw iniętą w l i ­ teraturze anglosaskiej, po czym dopiero przechodzi do analizy poematu. W p ew ­ nych szczegółach jego w yw ody teoretyczne m ogą się w ydać w ątp liw e (np. obraz ma posiadać nie tylko „dwurodną konstrukcję”, lecz nadto „pewne zalety konkret­ ności” ; poza nawias pojęcia usuw a przypadek synekdochy, „wprowadzającej w praw ­ dzie dwa przedstaw ienia, ale odrębne jedynie liczbą”, itp.) — w całości jednak stanow ią najbogatsze zarysow anie problem atyki poetyckiego obrazowania w na­ szej literaturze.

(4)

O B R A Z O W A N IE W L IR Y C E S Ł O W A C K IE G O 67

czyznę. O sta tn i raz w y słu c h ajm y In g ard en a — z ro zd ziału W arstw a św iata p rzed staw io n eg o :

§ 4. Zagadnienie u jakościowania przedmiotów przedstaw ionych przez m o­ m enty estetycznie wartościow e. Funkcja ujaw niania jakości m etafizycznych przez przedm ioty przedstawione (w szczególności przez zdarzenia i losy osób przedstaw ionych). Funkcja sym bolizow ania przez przedm ioty przedstawione przedm iotów, związków i idei. W ielokrotne (w ielow arstw ow e) przedstawianie. Zagadnienie „sedna” sprawy, jądra św iata przedstaw ionego i „idei dzieła”.

„ F u n k c ja sym bolizow ania p rzez przed m io ty przed staw io n e p rzed ­ m iotów , zw iązków i id ei” — to w łaśnie ta, n a k tó rą padać t u będzie g łów ny a k c en t i k tó ra pośw iadczy o „o b razow aniu ” . Potocznie da się pow iedzieć, że należy do niego w szystko to, dzięki czem u te k s t n ab iera w ym ow y dalszych znaczeń. K onieczność u trz y m a n ia z a k re su pojęcia w o p e ra ty w n y m w ym iarze — ta k żeby np. nie rozciągało się ponad czynion ym niekiedy rozróżnieniem „znaków ” i „o znak ” 3 — w ym aga oczyw iście dopow iedzenia, co, m ianow icie, je s t w ym ow ne. W zw iązku z ty m słyszy się o zobiektyw izow anej in te n c ji, d a ją c y m się stw ierdzić zam iarze jako w a ru n k u pow stan ia z n a k u 4, a w ięc rów nież i jego o dm ia­ n y — poetyckiego obrazu. W p rak ty c e: jeśli c zy tam y o rzekom ym L ita - w orze, ja k „N ierów nym stą p a ł i niep ew n ym k ro k ie m ” , to uw aga ta o dsłania a k tu a ln e podniecenie G rażyny. N ato m iast niew czesnym w nios­ kiem b y łb y sąd o sile n iew iasty zbyt słabej n a to, żeby sw obodnie dźw i­ gać „ p a n ce rz ” (choćbyśm y n a w e t nie w iedzieli skąd inąd , że b o h a te rk a n ieraz „tw ardeg o im ała o ręża”), poniew aż w św ietle u tw o ru b ra k po­ ch yln i n a w y prow adzenie ta k ie j sugestii.

K ą t zain tereso w ań m ożna chy b a uważać, z grubsza, za u stalony. P rz e ­ d e w szy stk im , p raca s ta ra się nie zagubić ty c h skom plikow anych stosun ­ ków, ja k ie zachodzą zw łaszcza w e w n ątrz obrazow ego w idzenia św iata, pom iędzy jego różnym i plan am i, w to k u ich zm iennego „dziania się” 5.

3 Por. J. K o t a r b i ń s k a , Pojęcie znaku. „Studia Logica”, t. 6 (1957).

4 Ibid em , s. 119, w końcowych ustaleniach: by A było znakiem B, potrzeba

i w ystarcza, by A pełniło zarówno funkcję inform acyjną w obec B, jak i funkcję ekspresyjną w obec m yśli o B. Podobnie P. H e n i e (M eta phor. W tom ie zbioro­ w ym: Language, Thought and Culture. Ann Arbor 1958, s. 179), m ówiąc o znakach „ikonicznych”: samo podobieństwo nie wystarcza, rysy jego muszą zostać odpo­ w iednio w yselekcjonow ane, aby prow adziły ku w łaściw em u przedm iotowi, bez w plątyw ania przypadkowych — „musi zostać zauważone i użyte jako środek ozna­ czania”.

5 Z w ykle idzie nie o to, jak w ehikuł w ykłada tenor, ale: jakie znaczenia rodzą się z konfrontacji A i B; elem enty utworu zyskują now y w alor zachowując znacze­ nia pierw otne. Gdzie indziej są to sprawy dosyć przyjęte, zob. np. (rzecz jedną z w ielu) W. K. W i m s a t t , S ym bol and Metaphor. W: The Verbal Icon: Studies in

the Meaning of Poetry. [Lexington] 1954. Ostatnio u nas także J. P r z y b o ś , O m e ­ taforze. „Twórczość”, 1959, nr 3, s. 113 n. Przedruk w: Sens poetycki. Kraków 1963.

(5)

Z apew ne najo w o cn iejszy to te re n ob serw acji w granicach m ożliw ego w y b o r u 6.

1

R e a l i z a c j a o b r a z u

Stosunek znaku do tego, co on oznacza, ginie. Gra w w ym ianę m iędzy znakami m noży się przez siebie i dla siebie. A coraz w iększa kom ­ plikacja w ym aga posługiwania się znakami zna­ ków...

(S. Weil)

2

C zytając w iersz K ie d y się w niebie gdzie z e jd z ie m y sami... za u w a ­ żam y, że trz y k ro tn ie z a tru d n io n e w nim „słow o” m a, być może, sens potoczny, ale m oże m ieć i ten , do którego w yłożenia konieczny będzie „T łum acz S łow a” ; a dodać należy, iż w to k u sk ład an ia u tw o ru zaśw ie­ ciła poecie, ja k się zdaje, p rzelo tn a in te n c ja obarczenia w y razu alu zją do w łasnego n a z w isk a 7: b y łab y to now a k o m p lik a c ja 8.

6 Stefan T r e u g u t t i K azim ierz W y k a (którzy ustnie w yrazili sw oje uwagi o niniejszej pracy) zaoponowali przeciwko używaniu term inu „obraz” w przy­ jętym tutaj znaczeniu. Wnosi on, ich zdaniem, szkodliw e w tym w ypadku su ­ gestie m alarskie. N ie znają tego kłopotu języki dysponujące odpowiednio dwom a określeniam i, m y natom iast powinniśm y się trzymać raczej terminu „m etaforyka”. Otóż w ydaje się, że: 1) „m etaforyka” z kolei w nosi m ylne sugestie, jakoby spraw y obracały się w okół ciasnej problem atyki figur retorycznych; 2) wyraz „m etafora” jest już używ any w dwóch znaczeniach, w ęższym i szerszym ; 3) wyrazy „obraz”, „obrazowanie” spokrew niają się z „w yobraźnią” i „im aginacją”, co można u w a­ żać za cenne napom knienie, zwłaszcza gdy w idzieć poezję jako „rzecz w yobraźni”; w reszcie 4) „obraz” i jego pochodne w przyjętych tu znaczeniach po prostu już się przyjęły, i w tej sytuacji chyba nie warto się przejm ować m entalnym i w yobra­ żeniami, które choć mogą towarzyszyć aktom językow ym , to jednak sam e do system u języka nie należą. Z powyższych w zględów term inologia — pomimo p ew ­ nych racji zgłoszonego sprzeciwu, nb. identycznego w sw ych uzasadnieniach z tym, jaki w The Philosophy of Rhetoric (New York 1936. Wyd. 2 — 1950, s. 98) w ysunął był przed laty I. A. R i c h a r d s w obec w yrazu „image” — pozostaje bez zmian.

Dalsze uwagi Treugutta i Wyki, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tej samej dyskusji.

7 Por. odmiany tekstu w: J. S ł o w a c k i , Dzieła w s zystk ie. Pod redakcją J. K l e i n e r a . T. 12, cz. 1. W rocław 1960, s. 326.

Ta w łaśnie edycja służyła za podstaw ę przy cytow aniu bądź om awianiu u tw o­ rów poety; na prawach w yjątku potraktowano wiersze K i e d y się w niebie gdzie

z e jd z ie m y sami... i Przez furie je ste m targan jak Orfeusz..., których om ówienie, do­

konane na podstawie tekstów drukowanych dawniej, r ie znajduje pełnego uzasad­ nienia w w ersji przyjętej przez w ydanie K leinerow skie w r. 1960, oraz fragm ent

Słuchaj, m ło d y człowieku!, drukowany dawniej jako osobny tekst liryczny, a w c ie ­

lony w Dziełach w szystk ich do korpusu Sam uela Zborowskiego.

(6)

O B R A Z O W A N IE W L IR Y C E S Ł O W A C K IE G O 69

Je śli słowo Słowackiego b yw a podobnie kłopotliw e, w a rto choćby w przelocie p rzy jrzeć się g ram aty ce ty ch zaw ikłań.

O czym to więc m ow a w znanych w erkach R ozłączenia:

Pom iędzy nami lata biały gołąb sm utku I nosi ciągłe w ieści.

— o a b stra k c y jn e j tęsknocie i sm u tk u , k tó re ta k w łaśnie zostały ukon­ k retn io n e? czy o w ym ianie listów (dom yślam y się, że w białych jak gołąb kopertach)? czy też (jak to tam było z tzw . realiam i epoki?), cał­ kiem zw yczajnie, o gołębiu pocztowym ? A m oże — o w szystkim ty m naraz? A gdzie znow u zapew nia um ieścić „ liste k ” p oety ktoś, kto W im io n n ik u pani B. R. prosi:

N apisz błahe im ie Na jakim ś listku okwieconej róży, A ja liść wrzucę w brylantow y w rątek Wielkiej kaskady im ion i pamiątek.

— w im io n n ik u w łaśnie, czy m oże raczej w pam ięci tylko?

W każd ym w y p a d k u obrazow e drogow skazy k ie ru ją jednocześnie, w ieloprom iennie k u dw om i w ięcej obiektom oznaczania. I dochodzić w ty m drogi w łaściw ej byłoby nieporozum ieniem , zapoznaniepi złożonej w arto ści w zruszeniow ej, n a ile w y łan ia ją zespołow a g ra różnorodnych płaszczyzn znaczeniow ych, o tw a rty c h n a o d m ienne rzeczyw istości.

Jeszcze inne złożenie pokazuje w iersz K ie d y pierw sze k u r y Panu śpiew ają...: św it, m odlitw a,

Cherubiny wtenczas rzędem stają I puklerze z ognia — złotow łose Przeciw duchom złym mają zwrócone, Płaszcze, tarcze — jak żelaza czerwone.

— bow iem obok przenośnie sugero w anej ju trz e n k i rów nież bezpośrednio w yznaczone „ c h eru b in y ” niosą pełen w alor realności; czy telnik n a w y k ły do przen o szen ia uw agi od rzeczy o b razu jącej k u obrazow anej m oże się czuć zak ło p o tan y sam odzielnością bezpośred niej w a rstw y i próbow ać w yboru, m oże też w ogóle nie dostrzec działających w spółzależności; kusi go pozorna m ożliwość różnych rozw iązań, podczas gdy w istocie jedno ty lk o : zw iązek w szystkich ty ch „m ożliw ości”, je s t w łaściw e.

P rzy w o ły w an e tu fra g m en ty w zięto z w ierszy stanow iących zaledw ie dro b n ą część liry k ó w Słow ackiego. Je d n ak ż e z trz e ch przytoczonych

tem at znaczenia zwrotu „ośw iaty kaganiec” z w iersza Testam en t mój. A. S t a w a r (P o z y t y w i z m , rom an tyzm , oświecenie. „Odrodzenie”, 1947, nr 30) pojął je w duchu haseł ośw ieceniow ych, dla A. B o l e s k i e g o natom iast (Juliusza Słowackiego li­

ry ka lat ostatnich. 1842—1848. Łódź 1949, s. 26) „ośw iata” jest synonim em „św ia­

(7)

dw a n ależą do u tw o ró w doskonałych i zarazem — jeśli n ie ty m sa­ m y m — zn am ien n y ch dla całej liry k i poety, m a ją w ięc w iększą moc św iadczenia w w y b ra n e j spraw ie niż d ziesiątki in n y ch , o w ątlejszej tk an ce obrazow ej. N ie należy ich zatem lekcew ażyć, choćby n ie za wiele podobnych p rzy k ła d ó w dało się jeszcze dorzucić.

Nie m n iej czynne b y w a ją liczne, a d rob niej zak ro jo n e sposoby po­ średniego u jm o w an ia zjaw isk, u la tu ją c e w p ro st k u nieokreśloności — często jako n ajisto tn iejszeg o sensu ty ch zjaw isk. W zw rocie Do F ran­ ciszka S ze m io th a m istrz k o m u n ik u je uczniow i „Te rzeczy, k tó re — w puszczy ju ż w iedziano” : u ch y lając w ziern ik n a sp ra w y n ieu ch w y tn e, w tej sam ej chw ili p rzesłan ia go, o d k ry w a i z a k ry w a jednocześnie. To ulub ion a i stale o b ecn a m etoda, zw łaszcza w obliczu tajem n iczo brzm ią­ cej p ro b le m aty k i w ie lu późniejszych utw orów , ale słu ży i w innych, i w e w cześniejszych okazjach. P rz y k ła d e m m oże być ow a „siła fa ta ln a ” z T e sta m e n tu m ojego, ro zdm uchiw an a w ciągu la t u lo tn y c h zachw y­ tów, albo i z g a rn ian a jako m oc poetyckiego o d d ziaływ an ia po p ro stu . K ró tk a i w y ry w k o w a p ró b a ty c h ty p ó w obrazow ania, k tó re jak b y chw ieją k sz ta łte m poetyckiego św iata, nie m oże prow adzić do w niosków zb y t licznych, an i też do w niosków o c h a ra k te rz e pew n ik ó w z m ocą obow iązującą dla całej te j liry k i; nie m oże rów nież zapew nić im z góry m iejsca pośród n ajw ażn iejszy ch stw ierd zeń dotyczących całej spraw y. P ozw ala jed n a k w y su n ą ć k ilk a spostrzeżeń, m ogących stan ow ić pom ost dla dalszych ek sp lo racji.

P rzede w szy stk im obraz, jak i się zarysow ał, w y stę p u je ja k b y w b rew fu n k cji o k reśla n ia p rzed m iotu. To obraz, by ta k rzec, „n e g aty w n y ” , o tw a rty n a różne m ożliw ości i o p o rn y w obec selek cjo n u jący ch rozgrze- byw ań. W k o n sek w encji — w y d rąża św ia t poetycki z „w yraźnego p rzed­ m io tu n a w y ra ź n y m m ie jsc u ”, pom iędzy ścisłą m a te rię rzeczy chy trze w p lą tu je odbicia i cienie jedynie, i m iesza do niepoznaki. O granicza w alor nie k on k retn ości, intensyw ności (ten m oże n a w e t w zrastać), lecz — jednoznaczności. J e s t zatem — t u dalsza cecha — syn tety czn y .

D zięki tak im właściw ościom w z ra sta n a ty c h m ia st sam odzielność „p rzed staw ień w tó rn y c h ” , i o k reślen ie w tó rn ości zasadniczo ju ż do nich nie p asu je. Z aciera się g rad a c ja w ypow iedzi w poziom ach bez- i po- średniości, w iersz b ard ziej niż w ypow iedzią „o czym ś” s ta je się w y p o ­ w iedzią „czegoś” — w iązką p rzero śn ięty ch w zajem nie koncepcji, jak ą p ro m ien iu je je d y n y rzeczyw iście i stale obecny przed m io t: poetycka, liryczna, a więc w zruszeniow a św iad o m o ść9.

9 Na wzór pojęcia św iadom ości w zrokowej, podstaw owego w W. S t r z e m i ń ­ s k i e g o Teorii w id zen ia (Kraków 1958). Choć być m oże lepiej byłoby m ów ić o św iadom ości językow ej zam iast w zruszeniow ej — określałoby to w yraźnie rodzaj

(8)

O B R A Z O W A N IE W L IR Y C E S Ł O W A C K IE G O 71

3

P rz y jrz y jm y się jed n a k bliżej ścieżkom tej em ancy pacji. P rz e ło ­ m ow e po d w ie lu w zględam i R ozłączenie i tu ta j dostarcza m a te ria łu , w ielokroć rozw ażanego, ale w ciąż jeszcze nadającego się do ek sp lo atacji:

N ie wiesz, że trzeba niebo zwalić, i położyć Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem .

M ożna zaryzykow ać tw ierd zenie, że d okonane t u p rzesu nięcia p o le­ g a ją n a un icestw ien iu m eta fo ry k i języ k a n a rzecz obrazow ości, n ie ­ zw ykłości sam ego św iata. P rzy toczen ie w skazuje, ja k należy nazw ać niebo; ale ty lk o w skazuje, a nie nazyw a! W y rażen ie „a trz e b a nazw ać x -e m ” n ie je s t obrazem , m oże ty lk o proponow ać nazw ę-obraz. Lecz co w ięcej: n ie nazw a obrazow a zostaje t u zaproponow ana, lecz zw ykła, bo niebo zw alone p rzestało być niebem , zm ieniło się w jezioro w łaśnie; zm ia n a n azw y podąża ty lk o za m etam o rfozą sam ego przed m io tu. T rzeb a zw ażyć, że a u to r nie staw ia k rajo b raz u , ja k to się m ówi, „p rzed oczy m a” a d re sa tk i w iersza, k ra jo b ra z u stojącego poza n ią sam ą, ale m ów i (w stro fa c h o b ejm u ją c y c h i c y ta t podany) o jej w yobraźni, k tó ra n ie w szystk o p o tra fi sobie w ystaw ić, albo nie wie, co m a sobie p rzy w o ły ­ w ać — po to oczywiście, ab y uzyskać w yo b rażeniow y odpow iednik rz e ­ czyw istego k ra jo b ra z u otaczającego poetę. „T rzeba niebo zw alić” w w y ­ ob raźn i: zw y czajne zadanie, dopiero w św iecie zew n ętrzn y m by ło b y

p rzen o śn ią. T ak w ięc w p row adzenie jezio ra odbyw a się nie poprzez m eta fo ry k ę , lecz poprzez bezpośredni opis czynności im ag in acyjn ych , zm ierzający ch do w yw ołania „'podobizny” jeziora. J a k b y p raw a i siły o brazow e p rzen io sły się w p ro st w sam ą s tr u k tu rę poetyckiej rzeczy ­ w istości 10. T ak ie zjaw isko po raz p ierw szy silnie u d e rz a w R ozłączeniu, ale n ie je s t całkiem bez precedensu.

D roga do niego w iodła, być może, poprzez „obraz ru ch o m y ”, ja k b y dopiero b u d u ją c y swój p rzed m io t n a oczach czytelnika. P rz y te j okazji w sk a z u je się najczęściej — jako n a ty p o w y — n a te n u stęp P odróży do Z ie m i Ś w ię te j, gdzie n a rra to r, chcąc p rzed staw ić „M egaspilleon k la sz to r” , rad zi słuchaczow i w yciąć „z jakiego o b raz k a ” odpow iedni w idok i —

Zanieś to w szystko — w yobraźni okiem Na szmaragdową cyprysam i górę,

[ 1

A będziesz w idział —

sztuki jako sztuki słowa. Przy tym zawsze jest to św iadom ość „skonstruowana”, nie m ająca nic w spólnego z psychologizmem .

10 D la różnicy przyw ołajm y zwyczajną m etaforykę, zbudowaną na podobnych m otyw ach (K o r d ia n , akt I, sc. 1, w. 11— 12): „Ten staw odbite niebo w sobie czuje,

(9)

— choć przy k ład , ko m b in u jący rozm aite ele m en ty n a p rz e strz e n i k ilk u ­ dziesięciu w ersów , nie w y d aje się czysty. N iem niej, w yraziście realizu je się zasada, że przed m io t „docelow y” jaw i się jako re z u lta t czynności doprow adzających dcń, w zględnie do rów now ażnej m u, w yobrażeniow ej podobizny — jak b y uprzednio nie był gotow y. W liry ce poety tak ie w idzenie w ystąpiło znacznie w cześniej i w postaci oczyw iście czystszej. P a ry ż a nie o b se rw u je on w stan ie bezruch u, ja k n a fotografii, lecz w Stadium p ow staw ania, widzi,

jak z Sekw any łona Pow stają gmachy połamanym składem, Jak jedne drugim wchodzą na ram iona

— je s t św iadkiem p reh isto rii zjaw isk a n .

11 Pom inąć wypada, oczyw iście, sprawę sugerowanych „zapożyczeń” (por. W. F o l k i e r s k i , Od Chateaubrianda do Anhellego. Kraków 1234, s. 127). Podobnie darować sobie można związek z poglądam i L e s s i n g a (z polskich opracowań pod­ staw owe: R. I n g a r d e n , Lessinga „Laokoon”. W: Studia z es te ty k i, t. 1, s. 359— 370; znacznie m niejszą ma w agę W. K u b a c k i e g o W spółzaw odn ictw o sztuk. W: K r y t y k i twórca. Łódź 1948. Z uwag o poezji, w ypow iedzianych pod tym kątem, w ażne zwłaszcza: J. K l e i n e r , Mickiewicz. T. 2, cz. 2. Lublin 1948, s. 415 n. — J. P r z y b o ś , „Widzę i opisuję”. W: Czytając Mickiewicza. Wyd. 2. Warszawa 1956, s. 73, 23—94, passim).

Rzecz jasna, krytykom om awianych utw orów Słow ackiego nie są obce żyw e ow ocześnie zagadnienia, jednakże zbywają sprawę n iew iele m ów iącym i ogólnika­ m i; np. J. K l e i n e r (Juliusz Słowacki. Wyd. 3. T. 2. L w ów 1925, s. 136): poeta „spełnia raz postulat Lessingow skiego Laokoona, by zm ienić obraz w akcję i za­ m iast dawać opis — przedstawić, jak rzecz powstaje. Próbę tego rodzaju uczynił w Rozłączeniu, m ówiąc, jak należałoby tworzyć sobie obraz nadlem ańskiej oko­ licy — popisow y pokaz takiej m etody urządza w opisie klasztoru M egaspilleon”. Podobnie zdaniem M. J a s t r u n a (M yśli o Juliuszu Słowackim . W: Wizerunki. Warszawa 1956, s. 150): „Jego krajobrazy są zaw sze pełne dynamizm u. W ystarczy przypom nieć początek opisu Paryża w w ierszu pod tym tytułem albo w spaniały opis W arszawy rew olucyjnej w Uspokojeniu, albo opis klasztoru M agaspilleon w Podróży na Wschód, opis rodzący się w oczach czytelnika, który jest świadkiem jego powstaw ania, albo w reszcie ow e »stające się« obrazy w strofach Rozłączenia”. Tak krytyk zaciera poważne różnice obrazowania w im ię ogólniejszego, zapewne, pojęcia „dynam izm u”. Nadal trw ającego braku sądów analitycznych nie zastąpią oceny, np. P. H e r t z a (Portret Słowackiego. Wyd. 3. W arszawa 1953, s. 67), w ed le której P aryż jest w ierszem „jednym z najnowocześniejszych, najbardziej oryginal­ nych w poezji rom antycznej”. Jedyną dotąd w łaściw ie próbą poważniejszej an ali­ zy — m. in. obrazowania — jest Cz. Z g o r z e l s k i e g o „Rozłą czenie”. „Roczniki H um anistyczne”, 1959, t. 7, z. 1: O Juliuszu Słow ackim ; o obrazie — s. 118— 120. Przedruk w: O lirykach Mickiewicza i Słowackiego. Lublin 1961.

Można sobie w yobrazić autentyczne doświadczenie w zrokowe, jakie cytow any fragm ent Paryża m ógłby wyrażać: coś podobnego można obserw ow ać np. odda­ lając się od m iasta, jeśli rozłożone jest ono na stoku góry albo jeśli obserwator oddalając się w stęp uje jednocześnie na górę (z naszych m iast por. zw łaszcza P rze­ m yśl); także przy stałym m iejscu obserw acji, ale przy idącej do góry mgle.

(10)

O B R A Z O W A N IE W L IR Y C E S Ł O W A C K IE G O 73

Nie je s t to w ą te k zm artw iały . Po s tu lata ch w idzi rzeczy jako k s z ta łt w strz y m a n ej czynności poezja Przybosia — i częstokroć sięga w ty m jeszcze d alej: nie ty lk o pozah u m anistyczny ru ch w przyrodzie, tak ż e czynności fizjologiczne człow ieka p ow ołują k rajo b raz y , i nie tylko sto su n k i i sta n y przedm iotów , ale n a w e t sam e e le m en ta rn e rzeczy są p ow ierzch n ią ru c h u 12.

Z jezio ra ze zw alonego nieba pow stałego w ynikło po raz pierw szy p ra g n ie n ie , ab y św iat b y ł n a p ra w d ę taki, ja k i jed y n ie w obrazow ych re la c ja c h zdaw ał się m ożliw y, aby nie jego w idzenie tylk o, lecz on sam s ta ł się niezw ykły.

W o sta tn im w ierszu z tego sam ego okresu, W im io n n ik u pani B. R., d rze w a i kam ien ie czują, lecz czują w naw iasie te j ton acji pół serio, ja k a otacza w pis do sztam b u ch a dam y. N ato m iast w liry k u Do Jo an ny B o b ro w ej, sta ją cy m p rzed progiem ostatniego o k resu tw órczości, w y p o ­ w ia d a ją c y go p o dejrzew a siebie o zdolności czarodziejskie:

Gdybym ja Panią do kaskady w oził,

Może bym w ieczną tam zatrzym ał siłą — Ś piew em skam ienił i lodem zamroził,

I kazał tęczom św iecić nad mogiłą.

To są pierw sze zaczątki fa n ta sty k i liryczn ej Słowackiego, k tó ra w całej pełni dopiero się rozw inie, zaczątki w yrosłe z „w chodzenia” o b ra z u w bezpośrednią rzeczyw istość ukazyw anego św iata. Jeszcze nie­ liczne i k sz ta łtu jąc e zaledw ie dro b n ą część elem entó w całości, do jak ich należą.

4

Z ad an ia dla w yobraźni fan ta sty c z n ej zn alazły się naty ch m iast, skoro w ra z z p rzed łu żen iem św ia ta w zaśw iaty n arzu ciła się po trzeb a w y ra ­ żen ia zjaw isk nie ty lk o niedosiężnych zm ysłowo, ale n a w e t nie dających się p ojąć w k ateg o riach zw ykłego m yślenia. Nie chodzi o jak ąko lw iek fa n ta sty k ę . Nie o tę, k tó ra jako p ro sty w niosek w y n ik a z w ierszow anych

12 Por. K. W y k a , Wola w y m ie rn e go kształtu (W: Rzecz w yobraźni. Warszawa 1959, s. 306): „W centrum tego obrazowania jawi się u Przybosia c z ł o w i e k - - c y k l o p , człow iek zdolny do dzieł m etaforycznych [...]”. Późniejsza rzecz A. S a n - d a u e r a, Esteta czy Scyta? albo robotnik w y o b ra źn i (W: Poeci trzech pokoleń. W arszawa 1955), traktuje rzecz tę jeszcze dokładniej. Czytamy tam m. in. (s. 131): „najbardziej zaw iłe obrazy Przybosia rozjaśniają się, jeśli przyjąć, że traktuje on św iat jako projekcję ludzkiej, najczęściej zaś w łasnej osobowości, a w ięc tak, jak gdyby patrząc na przedm ioty tw orzył je ”. Tamże trafne sform ułowanie postawy kreacyjnej Przybosia.

(11)

o b jaśn ie ń św iata, w y sn u ty c h ze speku lacji kosm ogonicznych i p rz y ro d ­ niczych, gdy poeta pow iada np.:

Słuchaj, m łody człowieku! W kaweczkach piosnka w ieku Duchowi tw em u dzwoni, Żeś wieczny, św iatow ładny, Oliwny, winogradny,

M yślący — już w jabłoni

— itd., bo to je s t raczej fan tazjo w an ie in te le k tu a ln e , k tó re w yobraźnia p rz y jm u je bez tru d u , a m y śl m oże po trak to w ać np. jako uzasadnienie p rzek o n an ia z innego w iersza — że „w szelki d uch n a tu r y słu cha”. Od podobnych d e k la rac ji dalekie je s t w idzenie, z b ra k u lepszego te r ­ m in u ok reślan e jako fan tasty czne, jakk olw iek nie je s t to określenie p recy zy jn e.

M iarę dokonanego t u skok u dać m oże d okładniejsze p rz y jrz e n ie się sztuce obrazow ania jednego z pierw szych w ierszy nowego, ostatniego o k resu . G łów ny m o ty w doznał poetyckiego do tkn ięcia jeszcze k ilk a lat w cześniej, tu ż p rzed zbudow aniem jeziora z nieba, w u tw o rze Prze- klą stw o . Do***. W ypow iadający się w nim stw ierdzał, że w przeciw ień­ stw ie do a d re sa tk i w ypow iedzi, in n a

tak się ze mną duszą i m yślam i dzieli, Że już dziś sami Boscy nie w iedzą anieli,

Czy ją dla m nie potępić, czy m nie dla niej zbawić.

T akim i to słow y odśw ieżał p o eta koncept — obrazow y, ale spowszed­ niany — o d zielen iu się m y ślą i uczuciem , n ib y n a serio egzekw ując z a w a rte w nim , a zam ierające im plikacje. Je d n ak ż e w św ietle całości s ta je się jasne, że k o m u n ia duchow a nosi c h a ra k te r sym boliczny. O bjaś­ n ia ją c y człon „an ielsk i” doprow adza sugestie o rzeczyw istości „dzielenia się ” do p u n k tu , w k tó ry m w yrażenie, u n ik ają c dosłow nej k o nkretyzacji, m ien ić się przecież zaczyna dw uznacznością sensu. M etafo ra została uleczona jako m etafo ra, żeby tą złożonością s tr u k tu r y znów działać — i to w szystko 13.

13 Przykładow o schem at takiego uzdrowienia: 1) pow staje uderzająca prze­ nośnia „nogi stołu” ; 2) w skutek jej zadom owienia się w m ow ie potocznej wyraz „noga” rozszerza zakres sw ojego literalnego użycia na elem en ty stołu, co powoduje, że dawna przenośnia staje się w powszechnym odczuciu w yrażeniem dosłownym ; 3) w celu pobudzenia zwrotu ponownie do stanu obrazowości przeprowadza się zw ażenie zakresu pojęciow ego wyrazu „noga”, np. przez połączenie go z epitetem w ykluczającym nogi „nieożywione” ; w ten sposób uzyskane zostaje w yrażenie zno­ w u przenośne, np.: „zziębnięte nogi stołu ”. Z podobnym w ypadkiem m ierzy się P r z y b o ś (Humor i prostota. W: C z ytając Mickiewicza, s. 272) w kontrowersji z W. Borowym na tem at znanej frazy z K onrada W allen roda: „Szczęścia w domu

(12)

O B R A Z O W A N IE W L IR Y C E SŁ O W A C K IE G O 75

U tw ór z now ej fazy tw órczości je s t sonetem 14:

K iedy się w niebie gdzie zejdziem y sami, Naprzód cię spytam , czy jesteś bogata? Bo ci w w estchnieniach oddawałem lata, A ty płóciłaś je pocałunkami.

A dzisiaj tym i ty pewno latami

K upujesz sobie w ieczność na błękicie, Bo w tw oje życie w eszło m oje życie, I najpiękniejsze sny pom iędzy nami. A le ty, jasna, błękitna królowa,

To tylko m usisz znosić w słońcu ducha, Ze w szędy w tobie dźw ięczy pam ięć słowa, A w słow ie twój duch na błękitach słucha,

W słow ie jest jego piosenka i skrucha I niby ziem skiej przeszłości połowa.

D ziw ny e ro ty k , ale najw ięk szą niezw ykłością je s t w nim ru ch w y­ o brażeń, przem ieszczanie się płaszczyzn znaczeniow ych, w z ajem n a w y ­ m ia n a fu n k cji m ięd zy przedm iotam i. P rzez dw ie pierw sze stro fy p rze ­ tac z a się m e ta fo ry k a tra n s a k c ji handlow ych: za p o całunki k u p u je się lata , za la ta — w ieczność. I od początk u do końca łańcu ch te n pozostaje m eta fo ry k ą , n a p ra w d ę oczyw iście nic się nie k u p u je. N ap raw d ę — daje się: „Bo ci w w estch n ien iach oddaw ałem la ta ” . T en m otyw , u w ik łan y w obieg k u p n a — sprzedaży, w y g ląd a w pierw szej stro fie jeszcze p rz e ­ nośnie; lecz w stro fie n a stę p n e j p rzen ośnia ro zp ru w a się do szczętu. N aprzód p a rtn e rk a d y sp on u je rzeczyw iście lata m i w tra n s a k c ji o w iecz­ ność, a zaraz po tem obraz w y b u ch a ostatecznie w nieoczekiw aną, now ą faktyczność: „Bo w tw o je życie weszło m oje życie” fo rm u je dosłowność. U dosłow nienie, czyli rea liz a c ja o b r a z u 15 — n ieb y w ała w liryce Słow ac­

riie. znalazł, bo go n ie było w ojczyźnie”. Opisywane zjaw isko Przyboś określa jako „odmłodzenie przenośni” ; może jeszcze lepiej byłoby m ówić o jej „restytucji”.

14 Pracę pisano o tym przed ukazaniem się t. 12, cz. 1 Dzieł w s z y s tk ic h , który przyniósł m. in. now e ustalenie tek stu w iersza K i e d y się w niebie gdzie ze jd z ie m y

sami... Zob. przypis 7.

15 Pojęcie to przejęto ze szkicu I. S ł a w i ń s k i e j O stru ktu rze słow nej III cz.

„Dzia dów” („Roczniki H um anistyczne”, 1955, t. 5: W setną rocznicę M ickiew iczow ­

ską). Czytamy tam (s. 145): „m otyw róży [...], zjaw iony zrazu tylko w obrazie p oe­ tyckim , później w chodzi jako dramatis persona. Można tu m ówić o realizacji m eta­ fory”. O Słow ackim w ażne uwagi w ypow iada — nieoczekiw anie — G. В y c h o w - s k i (S ło wacki i jego dusza. W arszawa 1930, s. 433—434): „Ten kierunek m yślow y [tj. zatarcie granicy m iędzy św iatem duchowym a fizycznym ] znajduje swój w yraz uboczny, ale niezm iernie ciekaw y, w szczególnym stosunku do metafory. D la nas jest m etafora, jako taka, tym , co oznacza samo słow o, czyli przenośnią: jest m niej lub w ięcej plastycznym porównaniem . Dla Słow ackiego jest to istotna, najpraw ­ dziw sza rzeczyw istość”. Po przytoczeniu dłuższego tek stu poety ciągnie dalej:

(13)

kiego aż do tego m o m en tu . Po raz pierw szy sp e łn iły się p aro le tn ie d ą in o śc i poetyckie, ob jaw ian e w cześniej n iejed n o k ro tn ie, w sposób cał­ k o w ity .

Pozostała, terc y n o w a część w iersza porusza się na najszybszych, roz­ w in ięty c h już cbro tach. D otyczy fak tó w nie m n iej tru d n y c h do pojęcia i w y o b rażen ia niż fa k t w chodzenia życia — w życie.

P o e ty ck a d iale k ty k a sprzecznych zjaw isk, o p eru jąca w szelkim i a n ty - tety c zn y m i s tru k tu ra m i, od ok sym oronu do p arad ok su, pow oływ ana przez fu n k c je zarów no czysto arty sty czn e, jak spraw ozdaw cze, np. gdy p ra g n ie p rzekazać rela cje z dośw iadczeń e k staty czn y ch — n iem al z r e ­ g u ły albo zm ierza do przek azan ia znany ch sk ąd in ąd dogm atów , albo um ieszcza przeciw ień stw a w lib e raln e j s tre fie sam ych w ra ż eń d o z n a ją ­ cej i przek azu jącej osoby, albo w reszcie k sz ta łtu je sfo rm u ło w an ia je d y ­ n ie z pozoru ab surd aln e, przez użycie słów czy zw rotów w sensie d w u ­ znacznym . N ajczęściej je s t to reto ry k a, u d erzan ie w y razisto ścią form uł, n a w e t lubow anie się m ą — rzadko zaś je d n o lity p ro je k t w pełni roz­ p ię ty n a w e w n ętrzn e j sprzeczności. K ilka różnego rzę d u przykładów rzecz unaoczni:

nie siebie szukam w tej mojej odmianie, Ale chcę dla Cię Ciebie w sobie naleźć, Panie, A siebie w Tobie naleźć, i to nie dla siebie, Lecz abym Ci służyła dla samego Ciebie.

(K. B enisław ska, M odlitw a Pańska, III, 105 n.) Jedność w iększa od dwóch.

(A. M ickiewicz, Pieśń filaretów) Ja w w as dwóch będę jeden,

A w e m nie — ty i on...

(Na d rze w ie zaw isł w ą ż )

„Z u slęp u tego widać, że m etafora staje się tutaj zupełnym utożsam ieniem [...]. P aw lik ow sk i m ówi tutaj o hipostazie m etafory, ja nazwałbym to raczej jej re­ gresją” (Eychow ski podaje odnośną stronicę S tu d ió w nad „K r ó le m -D u c h e m ’• części

p ie r w s z e j (Lwów 1909) — 359). Cytowania dalszych w yw odów można już ponie­

chać; podtrzymują one zarzuconą dziś tezę o związku m etaforyki z pierwotnym m yślen iem m agicznym — co w yjeśn ia tylko, dlaczego trafny term in J. G. P a w l i ­ k o w s k i e g o w ym ien ił na gorszy.

W podobnym rozum ieniu sprawy zdaje się w ystępow ać J. S p y t k o w s k i

(Barw y, k s z ta łty i ruch w „Krćlu -Duchu”. Kraków 1936, s. 38): „obrazowanie poety

w ynika ze źródeł nie zrozum iałych dziś dla nas, m istycznych tajem nic ducha i z najgłębszej w nie w iary. Jak poeta sam oc’czuwał poezję i co w niej chciał w yrazić, m ówi w W y kładzie nauki [...]”. I dalej już przytacza tek st S ł o w a c ­ k i e g o , ten sam, który poprzednio służył Bychow skiem u, a który dzisiaj drukowany jest w Dziełach w szystk ich (t. 14, s. 302—3C3). Najciekaw sze m oże z dawnych uwag, jakie ów tekst w yw ołał, w yszły spod pióra I. M a t u s z e w s k i e g o (Słowacki

(14)

O B R A Z O W A N IE W L IR Y C E S Ł O W A C K IE G O 77

Przyw alon byłem tw ej lekkości skałą, Serce jak ptaszek zlękniony latało.

[ ; ; • •]

I przez w iatr lekki i przez szelest św ięty Byłem pochwycon, a z łoża nie zdjęty.

(Zachwycenie)

Różność sp ra w y w ty c h frag m en tach a w sonecie — oczyw ista. T e r- c yny Słow ackiego w sposób a lu z y jn y k o n ty n u u ją rozw inięte w cześniej m otyw y, p rzy d a jąc im now ych, znow u — nieoczekiw anych rysów . W zajem ne pochłonięcie się przedm iotów — a nie w ygląda p rz y ty m n a w yspekulow aną a b stra k cję , lecz n a zjaw isko n iem al naocznie sp ra w ­ dzalne. C ałkow ite zjednoczenie, nowy, d w uskładnikow y byt. P rzen iosło się w eń, w sam ą jego s tru k tu rę , prag n ien ie m iłosne, „nib y ziem skiej przeszłości połow a” . Z aostrzone chiazm ow ym rozkładem d ziałający ch sił, obrazow e zd erzen ia w ypow iedzi:

Że w szędy w tobie dźwięczy pam ięć słowa, A w słow ie twój duch na błękitach słucha,

poeta jed n a k łagodzi, w y w oły w an y m eksplozjom n a k ła d a tłu m ik i. To, co poch-ania, posiada esencję jak b y b ardziej ścisłą niż to, co pochło­ n ięte — n ib y w „ re a listy c z n y m ” sto su n k u szkła szklanki do w o d y — a jednocześnie esen cja rzeczy sam a ja k b y rozrzedzała się w raz ze zm ian ą fu n k cji pochłan iania z czynnej na biern ą. J e s t zatem „w to b ie” „pam ięć słow a”, a „w sło w ie” „tw ó j d u ch ”, nie zaś np. odw rotnie: „w pam ięci słow a” „ ty ” , a „w tw oim d u c h u ” „słow o” ; a trz e b a się zgodzić, że „sło­ w o” je s t m n iej u lo tn e niż „pam ięć słow a” , ta k samo jak „ ty ” m n ie j u lo tn e niż „tw ój d u ch ” 16. Po w tóre, samo pole dokonujących się p ro ­ cesów zostaje d elikatn ie, jed n y m w yrazem , niem niej — w yzw olone z w i­ docznych gran ic: „że w s z ę d y w tobie...” Po trzecie — ta k w łaśnie,

Kom u trudno przychodzi ścierpieć nastroszony język moderny, ten znajdzie uwagi podobne w treści, lecz w sform ułowaniach straw niejsze, np. u M. J a s t r u - n a (Juliusza S łowackiego księga legend. „Twórczość”, 1959, z. 9, głów n ie s. 3D) i w prostych a celnych słowach P r z y b o s i a (T rzy wizje. W: C zytając M ickie­

wicza, s. 241): „Jakie są pragnienia i żądze poetyckie w ielkich poetów? [...] Znieść

przedział m iędzy m arzeniem a rzeczyw istością, sprawić, żeby w yobrażenie o św ie ­ cie doskonałym stało się św iatem [...], by [siły społeczne i siły przyrody] przenośnię uczyniły dosłow nością”.

16 N iech „ty” („w tobie”) = T, „słowo” („w sło w ie”) = S, „twój duch” = f(T) jako funkcja wyrażenia T, „pamięć słow a” = f(S) jako funkcja w yrażenia S, po­ zycja czynna (ogarniająca) w relacji ogarnienia = m iejsce po lew ej stronie zna­ ku > (albo po prawej stronie znaku < ) , pozycja bierna (ogarniana) w tej sam ej relacji = m iejsce po stronach przeciwnych tego sam ego znaku. W tej n o ta c:i tekst Słow ackiego unika bezpośredniej kolizji zapisując jednocześnie T > f(S) i S>-f(T), podczas gdy zazwyczaj dochodzi w łaśnie do kolizji, m ianow icie do T=^S.

(15)

ja k w yżej określono: p rzen ik n ięcie się, nie zaś dopiero — przen ik an ie; a w ięc to, co zachodzi ju ż p o n a jtru d n ie jsz y m do p rzy jęcia fakcie. W te n sposób śm iałość w p rze p ro w a d z en iu obrazow ych rozw iązań p ro ­ b lem a ty k i u tw o ru zo stała ułagodzona, sta ła się łatw ie jsz a do p rzyjęcia, nie w y su w a na p ow ierzchnię w y ra ź n ie p a rad o k saln y ch sform u łow ań — u d erzając, przeciw nie, dosłow nością, zw ykłością rzeczy n iezw ykłych. R e z u lta ty rów noznaczne z osiągnięciem jednolitości poetyckiego w id ze­ nia, p rzy k tó re j w szy stk ie rzeczy, sto sunk i i procesy p rzedstaw ione w dziele rządzą się p raw a m i je d n e j p ersp ek ty w y , w zajem nie się tłu ­ m acząc i dopełniając.

W w ielu tek sta ch m o żna w y szukać — w praw d zie nie tak ie sam e, ale podobne m otyw y, choćby w części p rzy w ołanych w yżej p ró bek; ale m o tyw y to raczej niew y so ka k a te g o ria k rytyczneg o rozpoznania niż k a ­ teg o ria poetycka. J e d y n y m m oże utw orem , bliskim w w idzeniu so n eto ­ w i Słowackiego, w y d a ją się M ickiew iczow skie Słow a P anny. Rzecz za­ stan aw iającą, że dzisiejszy p o e t a 17, zapew ne bez m yśli o Słow ackim , w y b ra ł do p rez e n ta c ji te w ła śn ie zdania, k tó re są n ajbliższe rozw aża­ n y m strofom :

i

Żyłam Izraelem i w Izraelu cała, jako oblubieńcem i w oblubieńcu.

1 - - - .1

Aż m iłość moja zanieciła się w iskrę widomą i duch mój cały otoczył ją

i tylko w nię patrzył. r.

Chociaż — agresyw ność M ickiew iczow skich udosłow nień w y daje się ostrzejsza.

5

Takich dziwów, ja k K ie d y sią w niebie gdzie z e jd z ie m y sami..., nie w y tw a rz a się se ry jn ie . Rozw ój tw órczości zazw yczaj nie odbyw a się poprzez k o n sek w en tn ą, je d n o k ie ru n k o w ą k o n ty n u ac ję jed n e j tylk o linii, w drobn y ch p rzy ro sta c h od w ie rsz a do w iersza. A ni też nie odbyw a się w sposób przeciw ny: nagłym i, nieoczekiw anym i skokam i, o tw ierający m i now e etap y ; u tw o ry „p rzeło m ow e” należą do szczęśliw ych przypadków . O czywiście m oże się zdarzy ć jed n o i drugie, m ogą się narzu cić o b se r­ w acji w y raźn iejsze podziały, ale w zasadzie drogi tw órczości pozostają nieobliczalne. N ajb ard ziej n a tu r a ln y je s t dla n iej rozw ój jednoczesny te n d e n c ji różnorodnych, n ieraz pozornie sprzecznych, zanikanie jed n y ch i pow staw an ie innych, cofanie się na p rze b y te ja k b y już ścieżki itp. — słow em , „jedność w w ielości” . B adanie jej m oże zm ierzać do w ydobycia zjaw isk n a p ra w d ę tw órczych, tzn. now ych, b y dać obraz tw órczości w w ęższym , isto tn iejszy m sensie słow a. A le i te n obraz p ełen byw a linii

(16)

O B R A Z O W A N IE W L IR Y C E S Ł O W A C K IE G O 79

k rzy w y ch — bo przecie w szystko jeszcze czeka n a stw orzenie, poza cząstk ą ju ż istn ieją cą . Te p raw dy , ta k oczyw iste, że aż b analne, p rz y ­ toczyło sią nie d la p o in fo rm ow an ia o n ich sam ych, lecz n a postaw ienie w szystkiego, co t u się m ów i, w e w łaściw y m św ietle. R ozw aża się m ia ­ now icie je d n ą ty lk o , w y b ra n ą lin ię rozw ojow ą ob razo w ania w liry ce Słow ackiego, tę, k tó ra w y d a ła się n a jw ażn iejsza, najg łęb iej sięgająca w s tr u k tu rę u tw o ró w i n ajw y raziściej ró żn iąca je od liry k i in ny ch poetów . Z daje się o n a w yglądać jako p rze b ieg a ją ca m n iej w ięcej su k c e ­ syw nie przez „obraz ru c h o m y ” — „ob raz zrealizo w an y ” — fan ta sty k a , m it. I ty lk o n a te j linii sonet ro z p a try w a n y w y d a je się przełom ow y.

K atalo g tro p ó w w ręce je s t tu, oczyw iście, zły m przew odnikiem . Idzie o w idzenie obrazow e, zjaw isko isto tn ie jsz e niż m ów ienie „ fig u ­ ra m i” . P o e ta w y p o w iad ał hipostazy, m ity i fa n ta z je , ja k gd yby n a ­ p raw d ę i bezpośrednio b y ły dostęp n e jego d o znaniu i poznaniu, a nie w przen o śn i i za p o śred n ictw em św ia ta zjaw isk m a te ria ln y c h . Sam ą rzecz tru d n o zdefiniow ać. M a coś w spólnego z tzw . „w ielką m e ta fo rą ” , ale n ią nie jest. W edług tej o sta tn ie j (por. S n y c e r z b y ł za tru d n io n y D y- ja n y lepieniem ...) — i N orw id u k ład a ł w ie lk ą liczbę liry kó w . A le N orw id w yró żn iał s tre fy rzeczyw istości i w y ró żn io n e zestaw iał; słusznie się po d­ k reśla , że p o jął całkow icie św iat jako zn ak . T ym czasem Słow acki je d n o ­ czy je w całość n ieb y w ałą 18, k tó re j s tr u k tu r ę ja k b y w yżłobiły p raw o ­ daw cze siły m o w y p rzen ośnej. M ożna b y pow iedzieć, że porzucił m e ta - fo ry z a c ję z jaw isk od ich z e w n ę trz a n a rzecz z a m i e s z k a n i a w o b r a z i e . T ak to, sam em u w p a d a jąc w przenośnie, p ró b u je się uchw ycić p ro cesy w yobraźni, k tó re d o p ro w ad ziły do p o w stan ia w ie lu późniejszych w ie rsz y z o k resu, w k tó reg o n a z w a n iu „m istyczny m ” chcia­ łoby się słyszeć p rzed e w szy stk im z a m ia r zw ró cen ia uw agi n a ów szczególny ty p poetyckiego obrazow ania. N a procesy te p ragnęło n a k ie ­ row ać uw agę m o tto z Sim one W e il19. S ąd je j m ie rzy w pew ne w y k rz y ­ w ien ia społeczne, i dlatego nie je s t pozbaw iony to n u potępienia; p o jęty b a rd z iej ogólnie — tra fia i w s p ra w y w y o b raźn i liry c zn e j Słowackiego.

Ow o „w p ro w ad zenie się w o b ra z ” — jakże odm ienn e od tam teg o daw nego e ta p u Rozłączenia — pozw ala się n iek ie d y obserw ow ać n a go­ rąco. T ak w łaśnie się zd arza w w ie rsz u P rzez fu rie je s te m targan ja k O rfeusz..., w y raziście p rze su w a ją cy m p la n y liry c zn e j rzeczyw istości. S fe ra m itologiczna w ciąg nięta z razu 1) jak o ojczyzna m otyw ów obrazo­ w y ch — „ ja k O rfeusz” , „ja k P e rse u sz ” , „ fu rie ” raczej alegoryczne,

18 Jak dotąd, sądy podobne wyprow adzano z w ypow iedzi dyskursyw nych S ł o ­ w a c k i e g o , zam iast z zasad sztuki.

19 S. W e i l , W y b ó r pism. Paryż 1958, s. 239. T r e u g u t t zwraca uwagę, że autorka ma w tym m iejscu na m yśli „absurd św iata, który utracił środek, ukaba- listyczn ił się — Słow acki zyskiw ał środek”.

(17)

„piękność” m odelow ana n a podobieństw o A fro d y ty , w dalszym to k u 2) zostaje p rzy ciąg n ięta jeszcze bardziej, w ak tu a ln e, bezpośrednie oto­ czenie m ów iącego. N aw et sp o strzeżenia w ta k zrealizow an y m św iecie idą — w zak resie w rażeń b arw n y ch harm on ii — to re m po przedzających je w yobrażeń:

A piękność z w ody najbielszego szumu Przy bladym różu jutrzenki w y try śnie

[ 1

Tam Parnas... coraz coś w ciem nościach błyśnie I tę srebrzystych oliw białą korę

Ubiera w złote pancerze.

— bo n a p ra w d ę nie w eh ik u ł czasu służy w yp ow iad ającej się osobie, lecz Jej w y o b raźn ia w stęp n y m m arzen iem zostaje p odzegnięta do h a lu c y ­ nacji, tra k tu ją c y c h tre ść w łasnej św iadom ości jako- św ia t o b iek tyw n y. I ja k w p raw d ziw y ch h alu cy n acjach „ to n ” w yłaniającego się z nich św ia ta je s t ty lk o tra n sp o z y cją sia n u fizycznego rozgorączkow ania — ta k i tu ta j s ta ją w płom ieniach nie tylko góra, las i jądze-m ojry, ale i sam człow iek doznający „płom ieniem gore” . D opiero w ty m utw orze, a nie w przyw iezionych z podróży w schodniej U łam kach, stw orzy ł Sło­ w ack i po em at rzeczyw iście „w rzący, szalony” , c h a ra k te ry sty c z n y k r ą ­ żeniem w zru szen ia ze skali w skalę. Ja sn a rzecz, że w tak ie j te m p e ra ­ tu rz e łączone p lan y sta p ia ją i przek ształcają się w zajem nie: a n ty k uw spółcześniony i subiektyw izow any, b o h a te r liry c zn y m itologizo- w any... 20

г0 W zajemne przyciąganie się przedstawień, sugerowanie raczej danych w raże­

niow ych niż „świata jako takiego” — to zjaw isko, które może kusić do w tórow ania rozlegającym się niekiedy głosem o podobieństwie sztuki Słow ackiego do m a­ larskiego im presjonizm u. Uznając przydatność — m ałą dosyć — takich zestaw ień dla w idom ego sugerowania praw dziw ości uprzednio osiągniętych stwierdzeń, w y ­ padnie nie m artwić się w ięcej tym i sprawam i; podobnie jak zestaw ieniam i nie w y ­ chodzącym i w prawdzie z zakresu literatury, ale łączącym i zjaw iska odległe, m iędzy którym i brak ciągłości. A tak w łaśnie się Słow ackiego zestawia: nie dość z sym ­ bolizm em , to jeszcze z nadrealizm em — ba! z futuryzm em (to ostatnie — Z. L. Z a l e s k i , Poeta wiecznego jutra. W: Juliusz Słowacki. 1809—1849. Księga z b io ­

ro w a w stulecie zgonu. London 1951, s. 107).

Szczególne w łaściw ości poetyckie, gdy zostaną w ydobyte, nie wymagają do- ^ datkow ych ośw ietleń m ateriałem innorodnym. Przeciw nie, sam e mogą służyć do­

w odem w e w łaściw ym zakresie. U tw ór om ówiony dowodzi np. słuszności uwag S. P i g o n i a , tej zwłaszcza, kiedy — rozważając Słow ackiego jako przykład tw ór­ cy inspiracyjnego — powiada (Jak tw o r z y ł Mickiewicz. W tom ie zbiorowym: M ic­

kie wic z. Siedem odczytó w . Warszawa 1956, s. 142): „Proces tworzenia dokonywał

się w nim jakby rów nolegle z procesem pisania”.

K iedy krytycy zdają się m ówić o czymś podobnym do stwierdzonego tutaj „krążenia w zruszeń ze skali w sk alę” — okazuje się najczęściej, że mają na u w

(18)

a-O B R A Z a-O W A N IE W L IR Y C E SŁ a-O W A C K IE G a-O 81

D aw niej, jeśli zdarzało się poecie biec po stopniach o b razu w od ­ rę b n y re jo n — dokonyw ał jak b y k ró tk ie j tylko w ycieczki przez u pa­ trz o n y w yłom , i znow u w racał:

I coraz wyżej w niebo lecąca N iknęłaś w m arzeń lazurze; I roztopiona w blasku m iesiąca,

Zwiędłą rzuciłaś mi różę.

— itd .; ta k w ięc choć w O sta tn im w sp o m n ien iu „lazu rem m a rz e ń ” t a ­ p e tu je się niebiosa, to je d n a k c ala sp ra w a stoi n a ziem i. Lecz tera z, po r/1 8 4 1 , inaczej. K ształto w an ie „fig ury czne” m ate rii, k tó ra sam a już je s t n iby w n ę trz e m urzeczyw istnionego o b razu — to, rzec m ożna, o b razo w a­ nie w potędze d ru g ie j. S tą d w dziełach takich, ja k U spokojenie, G dy noc głęboka w s z y s tk o uśpi i oniem i... czy N iedaw no jeszcze — k ie d y m spoczyw ał u śpiony..., w izyjność osiąga m aksim um natężenia. W nich, istotnie, „g ra w w y m ian ę m iędzy znakam i m noży się przez sieb ie” .

Z n iep rzy staw aln o ści sw oich m itów i „ m a r” do społecznego m o d elu rzeczyw istości Słow acki, ja k w iadom o, doskonale zdaw ał sobie sp raw ę, w spom inał też o ty m w listach i niek ied y w u tw o rach jaw nie a rty s ty c z ­ n ych. W idział w niej sw oją słabość — ale i siłę; dostrzegał w n iej jed e n z głów nych czynników czy sym ptom ów w łasnej, poetyckiej osobności. Ale — w k ilk u liry k a ch bezpośrednio pośw ięconych sp raw ie sztuk i

dze „odrywanie się ” od „konkretu” rzeczyw istości pozaliterackiej, którem u przed­ staw ien ia utworu przestają w pew nym m omencie „odpowiadać” (por. J a s t r u n ,

My$U o Juliuszu Sło wackim , s. 145. — B o l e s k i , op. cit., s. 106).

R zecz znam ienna, że ten w łaśnie rodzaj spraw — w ieloplanow ość dzieła — najściślej zw iązany z m etaforyką, ulega w naszej krytyce ciągłym nieporozum ie­ niom, podczas gdy uwaga o dom inacji „danych w rażeniow ych” posiada tradycję krytyczną w cale dobrą. Najszerzej i bodaj najlepiej zajął się w rażeniow ością S łow ac­ kiego P r z y b o ś (W błę kitu krainie. „Odrodzenie”, 1949, nr 44. Przedruk w: Linia

i gwar. T. 1. K raków 1959, s. 279—295). Lecz już pół w ieku w cześniej pisał S. B r z o ­

z o w s k i , pew nie, że w języku swoich czasów (Filozofia ro m a n ty zm u polskiego. L w ów 1924, s. 28): „Obojętna, odarta z piękna rzeczyw istość dla Słow ackiego nie istn ieje. Od początku żyje on w pięknie. Piękną staje mu się każda rzecz, do której się Zbliża. Każde zjaw isko przyrody, każdy objaw duszy, gdy on je ujm ie, m ienić się zaczynają tęczam i, grać i śpiewać. [...] Słow acki jest cały tym rozprom ienieniem . Można powiedzieć, że daje on z rzeczy tylko w idzenie tych m gnień rozjaśnienia w nętrznego”. Brzozow ski ma, być może, na m yśli i wrażeniowość, i to, co P rzy­ boś nazyw a „obrazem błyskaw icznym ”. Obraz błyskaw iczny, o którym zaczynają pisać już kilkanaście lat po śm ierci poety, w tej chw ili nas nie interesuje. N ato­ m iast uwagi o „w rażeniow ości” — w ydaje się, że sięgają rów nie daleko w stecz. N ajstarsza z będących pod ręką: J. K o t a r b i ń s k i , Byrona „Don Juan” i S ło w a c ­

kiego „B eniowski”. „A teneum ”, 1889, t. 2, s. 8—45, 264—307; m owa tam o sennym

przypom nieniu jako m aterii poetyckiej Beniowskiego, o swobodnym kojarzeniu pojęć i w yobrażeń (s. 288).

(19)

0 ty m głucho; bo też sam o zjaw isko je s t szersze i ty lk o k rz y ż u je się z tw órczością — czy ją o b ejm u je — należąc raczej do z a k re su p o strz e ­ g ania i doznaw ania św iata. Toteż z okazji w y rażan ia s p ra w nie arty zm u, lecz p rag n ie ń i nadziei p rzew yższających rzeczyw istość dookolną z n a ­ lazło ujście:

Już prawie jestem człow iek obłąkany, Ciągle powiadam , że kraj się już pali, I na św iadectw o ciskam ognia zdroje,

A to się pali tylko serce moje.

W ty m zakończeniu w iersza D ajcie m i ty lk o jed ną zie m i milą... p ostaw a „ fa n ta sty c z n a ” zo staje u jrz a n a z d y sta n su — n iem niej k sz ta ł­ tow ała ona w iele liry k ó w od p oczątk u do końca, d ając pierw szeństw o praw d zie w łasnego w zruszenia.

II

C a ł k o w a n i e w i z j i

Aby pisać, trzeba m ieć coś pięknego przed oczy­ m a im aginacji — rzecz rozw idniającą się stop­ niami, obszerną jak św iat [...].

(J. Słow acki, K r y t y k a k r y t y k i i literatury) Rad Boga m iędzy żuki w m odlić

(B. Leśm ian, Poeta)

6

W ydaje się, że poza „ realizacją o b raz u ” in n e jeszcze zjaw iska p ro ­ w adziły do in te g rac ji w izji poetyckiej, a p rzy n a jm n ie j, że ją ułatw iały . Nic zresztą dziw nego: w organizm ie a rty sty c z n y m ży w o tne ten d e n c je w y n ik a ją w szystkim i poram i.

T ym obficiej, k ied y d o b y w ają się z gleby potocznych fo rm m ów ienia 1 m yślenia. Pospolite je s t np. u żyw anie klisz frazeologicznych i pojęcio­ w ych, w y ra b ia jąc e zm an iero w an y a rse n a ł środków „n a w szelkie o k azje” . To zasada w tórności, ale tak że św iadom ej siebie sty lizacji. O bierze ją Słow acki, k ied y zechce n astro ić O statnie w spom nienie. Do L a u ry na to n rom antycznego sen ty m e n ta liz m u , w stro fach , ja k ta:

Burza żyw ota nad nami mija, Przem inie — lecz głow ę zegnie: Śmiech nie pociesza — ból nie zabija,

Wkrótce i rozum odbiegnie. Cicha spokojność nigdy nie wróci,

Zniszczenia w icher nie w ionie, Słońce n ie cieszy, księżyc nie smuci...

(20)

O B R A Z O W A N IE W L IR Y C E S Ł O W A C K IE G O 83

Do sty liza c y jn y c h celów sw ojej w ypow iedzi zaprzągł po eta tan ią em ocyjność, w k tó re j o to k u słońce zawsze cieszy, a księżyc — zasm uca. Z ro sty p rzed m io tów z oceną ich „uczuciow ej w a rto śc i” dochodzą do k resu , p rz y k tó ry m „księżyc” to po p ro stu ty le co „ sm u tn y księżyc” . T ak często u Słow ackiego byw a, nie ty lk o w p ró bach m łodzieńczych; raz po raz sięga po w ysłużony, ta n i m a te ria ł — choć z ap rzątan e przy ty m su g estie obrazow e nie zawsze m uszą być tejż e c e n y 21.

In n e znów połączenia p ły n ą ze skłonności do m a te ria ln e j lokalizacji pojęć o d e rw a n y ch . I ta k in telig en cję ch ętn ie się sk ła d a „w głow ie”, a np. m iłość, p rz y ja ź ń czy m ęstw o — „w se rc u ” 22. To n ib y odm iana fety szy zm u, u tw o rzo n a na zam ów ienie liry k i — i Słow acki nie za­ n ie d b u je niczego, aby sw oje poetyckie serce w y pełnić ciężarem alegorii. P rz y k ła d a m i n iech służą obydw a so n ety Do A . M. i w iersz Do Z y g ­ m u n ta :; a d o konana w ty m o sta tn im o p e ra c ja „w sk rzeszenia serca” p rz y ­ pom in a inne, z R o zm o w y z p iram idam i. W ym ienione u tw o ry brzm ią, ja k b y zostały zdziałane p rzy pom ocy m ach in y psychologicznej (por. „ m ach in ę m itolo g iczn ą”), działającej n a zasadzie alegorycznych pow ią­ zań; z ty m je d n a k , że zw iązek pom iędzy — n a z w ijm y ta k — szeregiem „części ciała” a szeregiem m e n ta ln y m jest, z g r u n tu jęz y k a potocznego, n a tu ra ln y , stą d odw oływ anie się do tego sy ste m u nie w nosi do poezji z a p ac h u biblio teki. Przeciw nie — jak m oże n ik t in n y , Słow acki zdaje się udzielać m iejsca archetypom , skrycie n u rtu ją c y m nasze życie p sy ­ chiczne.

W reszcie, sp otk ać m ożna trzeci rodzaj tego ty p u p rze jrz y sty c h „zna­

21 K l e i n e r (Juliusz Słowacki, t. 2, s. 77) przesłyszał chyba tonację w iersza „do Laury”, skoro w ytyka w nim „literacką pozę”, „silenie się na obrazy, przesadę i jaskraw ość”. „Literackość” poety jest głów nym przedm iotem obserwacji w pra­ cy J. B o u r i l l y ’ e g o O dośw iadczeniu po e ty c k im m łodego Słowackiego („Twór­ czość”, 1959, z. 9).

Interesujące św iatło rzucają podejm owane w spółcześnie próby zaprzęgnięcia metod statystyczn ych do pomiarów znaczenia. W ypracowano zwłaszcza wzór, w edle którego przyrost znaczenia zmierza do tego, aby być w prost proporcjonalnym do pierw iastka kwadratow ego z liczby określającej w zględną częstotliw ość pojawiania się danego w yrazu w tekście (por. J. W h a t m o u g h , Language: A Modern

Synthesis. N ew York 1956, s. 73). Oznacza to m. in., że im częściej używam y da­

nych wyrazów , tym bardziej, w każdorazowym w ystąpieniu, znaczenia ich ulegają w yrów naniu z wprowadzonym i poprzednio, niejako proletaryzują się. Koncepcje te nie m ogą m ieć zastosow ania w tekstach tak krótkich jak w iersze liryczne, dają natom iast pogląd m. in. na m echanizm banalizow ania się m owy, i stąd pomocne byw ają pośrednio. Mimo obiecującego tytułu — zaledw ie prześlizguje się nad tym i spraw am i artykuł W. M a ń c z a k a Pojęcie ilości w ję z y k u („Studia Filozoficzne”, 1959, z. 6).

22 „Ciało ludzkie jest najlepszym obrazem duszy” — powiada L. W i t t g e n ­ s t e i n (Philosophical Investigations. Oxford 1953, cz. 2, fragm ent IV).

(21)

ków ”, i on pew nie n a jw y ra ź n ie j p rzeciera drogę do zjedn oczen ia wizji, inaczej: św ia ta w te j w izji ujrzanego. W y nik a w p ro st z m ożliw ości, ja ­ kie pod dają zjaw iska hom onim ii i polisem ii języka. Nie m a zapew ne p a ry uszu, o ja k ą by się nie odbiła tzw . g ra słów; w iadom o zatem , że e fe k t jej polega n a dow cipnym su g ero w an iu bliskości zjaw isk, bliskich jedy n ie b rzm ieniem ich nazw y — albo odw ro tnie, w łaśn ie n a u d erzan iu odm iennością, k tó ra się sk ry ła tylko pod upodobnioną pow ierzchnią. W każdym zaś razie w y stęp u je w tak iej słow nej grze p a ra pojęć m niej lub b ard ziej sztucznie kojarzon ych albo rozłączanych. A w poezji? Jeśli pom inąć kącik igraszek, pozostają w ielkie p e rsp e k ty w y o brazow ych po­ w iązań. T ak w łaśnie użył N orw id swojego Pióra, k tó ry m obok w iersza:

I wlano w ciebie duszę nie anielską, czarną

-— zapisał był także:

O pióro! Tyś m i żaglem anielskiego sk rzy d ła .23

Pierw sze sw obodne ćw iczenie w ty m zakresie, jeszcze nie obiecujące wiele, przep ro w ad ził Słow acki w Sto kro tka ch . W łaściw ie — o tw arte, w yraziste zag arn ianie różnych w artości jed n y m w y razem tu ta j nie w y stęp u je. U tw ó r p re z e n tu je raczej d e lik a tn ą siatk ę alu zji słow nych: „ sto k ro ć” — „po sto k ro ć”, „różaniec” — „różow a p oróżniała sprzeczka” , lekko też podsyca e p ite t w w y rażen iu „rozkochanych słó w ” aluzją do samego słow a „kocha”, k tó re d la w różby z płatk ó w je s t przecie główne. W szystko to, n a w e t n a początek spraw y, pozostaje n ikłe; ty m bardziej m otyw y, w prow adzone tu w grę, dalekie b y ły od p ro b le m aty k i końco­ wego o kresu . A dopiero ona um ożliw i p ełne w y b rzm ien ie dw uznacz­ nym sensom kluczow ych w yrazów .

Zniknie wów czas obchodząca z dalek a aluzja, i po eta każe w y od ręb ­

23 Ze stanow iska logiki zob. J. L e s z c z y ń s k i , O treści n azw („Studia Lo- gicà”, t. 9 (1960), s. 153): „niemal każda nazwa należąca do języka naturalnego jest niezw ykle bogato zróżnicowanym, w ielokrotnym homonim em , o w spólnym jąd­ rze treści [...] i o wspólnej denotacji”. Odróżnia hom onim y ek w iw alen tne od „normalnych”, poliw alentnych (słownik języka naturalnego w przewadze jest zbio­ rem homonim ów ekw iw alentnych), zamiennie: w spółzakresow e a różnozakresowe, konotacyjne a konotacyjno-denotacyjne. Od razu widać, że autor wprowadza sze­ rokie pojęcie homonimu, polisem ię mając bardziej na uwadze. Z pewnością też jego klasyfikacja nie w ytrzym uje konfrontacji z bujną rzeczyw istością języka: w y ­ starczy sobie np. uprzytomnić, że pióro do pisania w czasach N orwida było jeszcze gęsim piórem, aby klasyfikacja tej nazw y — „pióro” — tak jak ona w ystępuje w Norw idow skim wierszu, stała się zadaniem beznadziejnym . Jeśli jednak pójść na w ygodne uproszczenia i przyjąć proponowany podział, to m ożna będzie p ow ie­ dzieć — uprzedzając dalsze w yw ody — że kluczow e w ieloznaczniki Słowackiego, jak V,światło” czy „niebieski”, przechodzą u niego ew olu cję od różno- do w spółza- kresowych.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Skierowana jest nie tylko do osób zajmujących się wyłącznie edukacją artystyczną dzieci i młodzieży, ale do wszystkich tych, których łączy przeświadczenie, że

chu odnowienia liturgicznego należy do fachowców“. — Autor wprawdzie gęsto cytuje wszystkie niemal sugestie i rozporządzenia w odniesieniu do tego jaki powinien być artysta. Ale

Od wielu lat zajmuje się problem atyką samobójstw, w swoim dorobku naukowym posiada kilkadziesiąt publikacji z tego zakresu, w tym również wiele prac wydanych za

Przejście od neutralnego, konwencjonalnego obrazu śmierci widocznego w poezji schyłkowego realizmu do prezentacji śmierci w poezji modernistycznej było procesem tak

Nie jedyny to raz dziewczyna tego gatunku przechodzi przez świat utworów Miłosza, otrzymując w nim większą niż w życiu i mniej pospolitą rolę. W

Po podłączeniu ich do urządzeń monitorujących pra- cę serca oraz ciśnienie okazało się, że podczas śpiewu praca serca normalizuje się, zwalnia się liczba uderzeń serca

antyutopijna warstwa utworu związana z tezą krytyczną, której patronuje „Dziki” , nie odnosi się w zasadzie do przyszłości — w każdym razie nie odnosi się do

Główny ciężar weryfikacji wadliwych orzeczeń i decyzji ciąży na wyspe- cjalizowanym organie państwa jakim jest samorządowe kolegium odwoławcze, natomiast kontrola sądowa