• Nie Znaleziono Wyników

Karta mikrofonowa - Barbara Jurkiewicz-Zwoniarska - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Karta mikrofonowa - Barbara Jurkiewicz-Zwoniarska - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

BARBARA JURKIEWICZ-ZWONIARSKA

ur. 1945; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, karta mikrofonowa, Radio Lublin

Karta mikrofonowa

Nikt nie był dopuszczony do zabrania głosu w studio, przed mikrofonem [bez karty mikrofonowej]. Co innego, jeśli to było nagranie reporterskie. Ale żeby reportaż był dobry, to - tego, który nagrywa, w ogóle nie powinno być. Ważni są ludzie, ci którzy mówią. To mi zostało do tej pory w pamięci, W związku z tym [na reportaż] mógł sobie pozwolić nawet ktoś, kto miał złą wymowę, jak na przykład Janusz Danielak, znakomity dziennikarz, naprawdę świetny. Jakie on miał pomysły na nowe audycje i na tytuły audycji. Ja pomysły na audycję może miałam, ale nigdy nie potrafiłam tytułu znaleźć. Poza tą moją „Z malowanej skrzyni”, bo to wymyśliłam sobie sama. W każdym razie, żeby poprowadzić wiadomości czy być spikerem, bo wtedy byli spikerzy, czy prowadzić audycje na żywo, to trzeba było mieć kartę mikrofonową, zdać egzamin. Przyjeżdżali z Warszawy znani spikerzy, znani ludzie, i cała nasza, ile tam było osób, cała nasza gromadka miała do przeczytania przed nimi różne teksty informacyjne, nie informacyjne, beletrystyczne. Dopiero na tej podstawie oceniano czy głos jest radiowy, czy się dobrze słyszy, czy [nie jest] piskliwy, czy jest dykcja odpowiednia, czy odpowiednia modulacja głosu i tak dalej. Ja jeszcze gdzieś w domu mam tę kartę mikrofonową wydaną w sześćdziesiątym, chyba, ósmym roku. Bez tego nie można było zasiąść w studiu. Teraz podobno tego nie ma. Sądząc po tym, co się czasem słyszy, to chyba to już nie jest w użytku. To była karta mikrofonowa. Potem się mówiło, a być może że przez moment wprowadzono kartę ekranową dla dziennikarzy telewizyjnych. A dlaczego ja tak łatwo – łatwo i niełatwo – zrezygnowałam z radia? Tu znowu powiedzenie Janusza Weroniczaka: „Nie wierzę w życie pozaradiowe”. Nie pozagrobowe, tylko: pozaradiowe. Ja też nie wierzyłam w życie pozaradiowe, ale zrezygnowałam dlatego, że bardzo się tam źle czułam. Przez te moje te szesnaście lat pracy w radiu [dostałam] Srebrny Krzyż Zasługi, ale i, co najbardziej mnie ucieszyło, honorową odznakę PRiTV. To były takie rzadkie oznaczenia. Bo chyba dopiero po piętnastu latach je dostałam to. Po piętnastu latach było też sześć tygodni urlopu, nie cztery, więc doczekałam też jednego urlopu

(2)

sześciotygodniowego. Kiedy wróciliśmy z mężem do Lublina, moi koledzy wiedzieli, że jestem, czasami wpadałam do radia. I było któreś tam kolejne lecie radia, już nie pamiętam które. I dowiedziałam się, bo środowisko jest małe, a trochę tych przyjaciół miałam, że byłam na liście gości zaproszonych i ówczesny szef wziął tę listę i mnie z niej wyrzucił, wykreślił [ze słowami]: „Tej pani już tu nie potrzebujemy”. Mnie to tak strasznie zraniło, że tę swoją honorową odznakę odesłałam do prezesa radiokomitetu, już nie wiem kto nim wtedy był. [Wyjaśniłam], dlaczego. Że tak się postępuje z ludźmi, których kiedyś się hołubiło, obdarzało, nagradzało. Miałam taką satysfakcję. A potem spotykam się z tym ówczesnym moim szefem teraz na jakiś takich jajeczkach i opłatkach radiowych i on strasznie prosi, żeby do niego zadzwonić, a ja nie chcę. Nie jestem osobą pamiętliwą, raczej staram się żyć w zgodzie z wszystkim, ze sobą, z ludźmi, z bliźnimi. Ale to mnie strasznie zabolało.

Data i miejsce nagrania 2016-05-23, Lublin

Rozmawiał/a Joanna Majdanik

Redakcja Agnieszka Piasecka

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tu przypomniało mi się jeszcze jedno piękne zdarzenie jaki był stosunek czasem szefów do pracowników, nie tylko do mnie.. Mianowicie radio zakupiło pierwszą, no

Lubili się z moim mężem, bo mąż po SGGW, Janusz po WSR, więc mieli wspólne tematy, Janusz – Winiarski, bo mój mąż też Janusz, był zawsze przecież pasjonatem dobrego

Panowie też się mieli tam szkolić i wiem, że to też było takie pseudo szkolenie, tak jak i moje pseudo szkolenie, wyrzucone pieniądze. Więc przeżyłam to okropnie, nie

Pamiętam, że całe to nasze kółko, nie wiem, ile tam nas było, byłyśmy ubrane w czarne trykoty, tak jakby rajstopy, których wtedy jeszcze nie było, czarne jakieś trampeczki,

Pani która przed wojną skończyła studium nauczycielskie, która cudownie haftowała i miała talenty plastyczne, a tu raptem piece węglowe, kuchnia węglowa, balia, w której

Wtedy to jeszcze nie było bardzo modne, trzeba było mieć zgodę nie tylko pani profesor Garbaczowskiej, szefa katedry, ale również wice i prorektora do spraw studenckich..

Jak pracowałam w radiu, to przez te pół roku do zrobienia magisterium musiałam się ukrywać, ponieważ pani profesor Garbaczowska gnębiła dziennikarzy radiowych,

Sprawa była w sądzie, a tata był adwokatem jednej ze stron, już nie pamiętam, czy tej dobrej, czy złej.. W to starałam się nie [wnikać], przedstawić obiektywnie, ale to jedno