Dobrosława Świerczyńska
Julian Kaliszewski - pisarz
zapomniany
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 77/4, 173-205
P a m ię t n ik L ite r a c k i L X X V II, 1986, z. 4 P L I S S N 0031-0514
D O B R O SŁ A W A SW IE R C Z Y Ń SK A
JULIAN KALISZEW SKI — PISARZ ZAPOMNIANY 1
Julian Kaliszewski, znany swym współczesnym pod pseudonimem K lin
to jed en z najb ard ziej sa m o d zieln y ch sa ty ry k ó w , pisarz n iezależn y, w są d a ch śm ia ły i b ezw zg lęd n y , gorący m iło śn ik litera tu r y , w ró g b la g i i sn ob izm u , s t y lista m u sk u la rn y , p e łe n tem p era m en tu . T rzym ał się z dala od k oteryj i k o ter ry jek w a rsza w sk ich , n ie sc h le b ia ł n ik om u , a m ó w ił przykrą, n iek ied y b o lesn ą p raw d ę w sz y stk im , w ię c sk azan o go na m ilczen ie i za p o m n ien ie.
— czytam y w anonimowym nekrologu zamieszczonym w piśmie „Scena i S ztuka”
Tę istotnie zapomnianą postać w naszych czasach przypomniał w pięk nym eseju Juliusz W iktor Gomulicki, potem Polski słownik biograficz
n y w haśle opracowanym przez Cecylię Gajkowską, notami biobibliogra-
ficznymi N ow y Korbut i Encyklopedia Warszawy, Paw eł H ertz w zbiorze poetów Χ ΙΧ -wiecznych, a przed trzem a laty — Antoni M arianow icz2.
1 „Scena i S z tu k a ” 1909, nr 36, s. 5— 6.
* J. W. G o m u l i c k i , Z ga ler ii w a r s z a w s k i c h o r y g i n a łó w . K lin . „ S to lica ” 1960, nr 13, s. 10. W ersja poszerzon a w : Z y g z a k i e m . W arszaw a 1981, s. 210—217. — C. G a j k o w s k a , K a l i s z e w s k i J u lia n G a u d e n t y . W: P o ls k i s ł o w n i k b io g r a fic z n y , t. 11 (1964— 1965), s. 479—480. — N o w y K o r b u t , t. 14, s. 262— 264. — E n c y k l o p e d i a
W a r s z a w y . W arszaw a 1975, s. 244. — Z b ió r p o e t ó w p o ls k ic h X I X w . U ło ż y ł i op ra
co w a ł P . H e r t z . T. 6. W arszaw a 1975, s. 626— 627. — A. M a r i a n o w i c z , Z a
p o m n i a n y s a t y r y k p o ls k i, J u lia n K a l i s z e w s k i (1845— 1909). „S zp ilk i” 1983, nr 15,
s. 6— 7. Że jed n ak p rzy p o m n ia n y został n ie całk iem , św ia d czy choćby to, że w p ra cach h isto ry czn o litera ck ich m ó w i się o n im n ie k ie d y jak o o K lim a szew sk im (L i
te r a t u r a p o l s k a w o k r e s ie r e a l i z m u i n a tu r a li z m u . T. 1. W arszaw a 1965, s. 243.
„Obraz L itera tu ry P o lsk iej X IX i X X W iek u ”. S eria 4): „kółko jego [tj. B ełzy] n a j b liższy ch k o le g ó w po piórze sta n o w ili O rdon (Szancer), M iron (M ichaux) i K lin (K lim a szew sk i)”, (w in d ek sie je st już form a p op raw n a) lu b J ó z e f i e K a lisz e w sk im (J. K u r c z e w s k a , W i e d z a i o b o w ią z k i . (Ś r o d o w i s k o „ P rze g lą d u T y g o d n i o w e g o ”
w la t a c h s i e d e m d z i e s i ą t y c h X I X w.). „A rch iw u m H isto rii F ilo z o fii i M y śli S p o łecz
174 D O B R O S Ł A W A Ś W I E R C Z Y Ń S K A
Już w tych przypomnieniach Kaliszewski jaw i się jako interesujący pisarz-satyryk i moralista, jeszcze bardziej interesujący ty p oryginała, dziwaka czy pozera, trochę nihilisty, trochę „predekadenta” 3.
Julian G audenty Napoleon Antoni czworga imion Kaliszewski urodził się prawdopodobnie w końcu 1845 r. w W arszawie jako drugie dziecko Antoniego i A leksandry A nny ze Śliwickich. Ojciec był w ziętym archi tektem , jednym z bardziej cenionych uczniów Antoniego Corazziego4. Ju lian kończył szkoły w Warszawie, w gim nazjum realnym przy K ra kowskim Przedmieściu zyskał m.in. dobrą znajomość łaciny i greki, k tó re w ram ach samokształcenia doskonalił. Był chłopcem bardzo zdolnym, wrażliwym, ale chorowitym. Być może dlatego nie ukończył żadnych studiów, choć najpew niej uczęszczał na w ykłady i sem inaria w Szkole Głównej. Zdobywanie wiedzy drogą samokształcenia było jego wielką pasją.
W roku 1868 pisał o sobie:
J e śli k toś m a la t d w a d zieścia parę, n ien a w id zi c k liw y c h w ieczo rk ó w , gd zie grają w p refera n sa i w a lcu ją do up ad łego, a lek tu rze, choć u lu b io n ej, n ie m oże się oddaw ać z p ow od u rozkosznej na p rzyszłość p ersp ek ty w y , że się b ę dzie prow ad zon ym za jed n ą rękę, a druga, uzb rojon a k ijem , p rzez o b m a cy w a n ie drogi m a sp ełn ia ć p o słu g ę w zrok u
— to zakochuje się lub wyjeżdża za granicę. Kochał się więc i jeździł za granicę. Ale i w stolicach europejskich dopadała go nuda, tęsknota za przeszłością, męczyły „spleenowate godziny”, tym bardziej nieznośne, że „poczuł na swoim nosie te powiększające okulary”, których już nigdy się nie pozbędzie (Sz I 20—21, 24) 5.
Narysował też słowami p o rtret swój z tego okresu:
8 Do grupy „d ek ad en tów ” za liczy ł K aliszew sk ieg o M arian P ła c h e c k i w r e fe r a cie pt. D e k a d e n t y z m p o łu d n i a w i e k u , w y g ło szo n y m w m arcu 1984 na s e s ji IB L P A N na tem at: „ P o w sta n ie sty c z n io w e w litera tu rze X I X w .”
4 A n to n i K a liszew sk i p racow ał jako b u d ow n iczy w p o w ia ta ch o p a to w sk im , w a rsza w sk im i raw sk im , p ro jek to w a ł w ie le g m a ch ó w w W arszaw ie i k ie r o w a ł ich w y k o n a n iem . D ochody m iał, jak się w y d a je — znaczne, w 1848 r. k u p ił dom n a B ed n arsk iej ,(nr hip. 2681). T ran sak cja n ie b yła jednak udana: przez k ilk a la t K a lisz e w sc y p ro ceso w a li się z rodziną W essów , p op rzednich w sp ó łw ła ś c ic ie li dom u, z p ow od u jak ich ś n ie ca łk iem w y ja śn io n y c h sp ra w sp a d k o w y ch . P ism a są d o w e w y k azują, że w ła śc iw ie p ro ceso w a ła się chorująca sta le A lek sa n d ra K a liszew sk a , bo m ąż w ty c h la ta c h rzadko — z ra cji p row ad zon ych w teren ie prac — p r z e b y w a ł w dom u. P ierw o ro d n a córka K a liszew sk ich , W anda F ra n ciszk a B o g u m iła , ur. w r. 1843, w y sz ła w r. 1883, a w ię c w w ie k u 40 lat, za F ran ciszk a M a le s z e w s k ie - go i od zied ziczyła dom przy ul. B ed n arsk iej.
5 W te n sposób od sy ła m y do w yd.: S z k ic e . S k r e ślił K l i n . C zęść 1. W arszaw a 1868— 1870. L iczb y po sk rócie ozn aczają stron ice. S k ró ta m i o d sy ła m y te ż do in n ych u tw o ró w tego autora: Sz II = S z k ic e . S k reślił K l i n . C zęść 2. W arszaw a 1882— 1885; P S = P a m i ę t n i k i s c e p t y k a . S k reślił *** n. K rak ów 1871; M K R = K l i n , M o i k o c h a n i r o d a c y . W arszaw a 1888 [1887].
J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 175 J est to m ężczy zn a śred n ieg o w zro stu o dłu gich , sw ob od n ie w ty ł zarzu c o n y ch b lond w ło sa ch . C zoło jego szerok o ro zw in ięte p od ry so w a n y m je s t lu k a m i ciem n y ch b rw i, k tó re jak b y na k la m erk ę zo sta ły sp ięte d w om a g łęb o k im i zm arszczk am i. B ad aw cze sp ojrzen ie k ryło się pod ok u laram i, a le ru ch li w e sk rzyd ła jego nosa zd rad zały u czu cia w ew n ętrzn e, k tóre reszta fizjo g n o - m ii jak b y do m a sk o w a n ia się zm u szała. U sta, z lek k a w k ą ta ch sw o ic h z a g in a ją ce s ię k u d ołow i, m ia ły w yraz iro n ii p ołączon ej z p ew n y m pob łażan iem . Jest to d ziw a k w e d łu g jed n ych , m ąd rala w e d łu g drugich. Z w y k ły m jego- za jęciem fla n erk a po u lica ch m iasta, p iln y m zatru d n ien iem szero k ie z ie w a n ie, a n a zw isk iem e k s-lite r a t. D la teg o je s t d ziw ak iem , że się za w sze, o ile m oże, u ch y la od d ziecin n y ch , czczych form tow a rzy sk ich ; d latego jest m ąd ra lą , że n ieg d y ś sied zia ł ty lk o w k sią żk a ch i n ie lu b ia ł gadać o n iczy m w p u - sto g ło w y c h zeb ran iach ; a d la teg o e k s-litera tem , że raz jed en w ży ciu sw o im ze r w a ł się do dru k u i p a d ł n a ty ch m ia st pod p lu to n o w y m o gn iem za k rzak o- w y c h k ry ty k ó w . [Sz I 170]
Często chorował. Pisał:
T ak, je ste m chory, je ż e li już tak ch cecie [...]. U m y sł chorego fiz y c z n ie [...] tak że w n ie z w y k ły s ta n przechodzi. [PS 31]
Ów „niezw ykły” stan um ysłu pogłębiały niewątpliw ie zawody życio we i frustracje. We wczesnej młodości przeżył jakieś wielkie uczucie, w sposób rom antyczny zaufał „dziewicy-aniołowi”, ale przyszło wielkie rozczarowanie: nie znalazł, czego szukał, nie otrzymał, czego pragnął, utracił, co chciał ofiarować. Więc zwątpił i stał się szydercą wobec tzw. czystej miłości.
D rugi wielki zawód przeżył w związku ze swymi am bicjami literacki mi. Pisał o tym wielokrotnie, ale najbardziej interesująco w szkicu za tytułow anym Ludzie talentu:
B y ł sob ie jeden... M iał la t ośm n aście, dużo w o ln eg o czasu, a w dod atk u b u tn eg o ducha. O śm n aście la t k azało m u b yć ciek a w y m , w o ln y czas p o zw o lił zadość u czy n ić tej ciek a w o ści, a b u tn y duch w y ła m a ć się spod ty s ią c a p rzep isów , ja k im i, n ie m a ją c co lep szeg o do roboty, tłu m się k ręp u je. I zo sta ł m a rzy cielem . P otem , p o n iew a ż k on ieczn ie p otrzeb ow ał przed k im ś się w y w n ę tr z y ć , d ia b elsk im p o d szep tem w ied zio n y zaczep ił o druk. [...] N atu raln ie, że g d y sp ostrzeżon o poezją b ez k o ń có w ek , n ie p ozostaw ało n ic w ię c e j jak rzu cić m u p ośm iech . O n się ścią g a ł, reflek to w a ł, ob cin ał p o ry w y fa n ta zji, i n ic n ie pom ogło: n ie u m iesz k o ń có w ek , p isz trak tat prozą, a jeżeliś do tego n ie zd oln y, to cich o sied ź ze sw o je m i m rzonkam i... [Sz I 177J
Kaliszewski właśnie jako 18-latek debiutował w „K urierze Niedziel nym ”: prawdopodobnie jego autorstw a są niektóre z licznych anonimo wych wierszy drukow anych w pierwszych num erach z 1863 roku. W n u merze 28 z tegoż roku redakcja poinformowała bowiem czytelników, że od pana L.L. otrzym ała wiersze o „czarnookiej ptaszynie” z bardzo zło śliwym kom entarzem , z którego wynika, iż owe utw ory to płody jakiegoś młodocianego poety. Byłoby lepiej — zauważał najpew niej sam redaktor, A leksander Niewiarowski — gdyby
176 D O B R O S Ł A W A Ś W I E R C Z Y Ń S K A
zo sta ły one w u k ryciu , g d yb y zło śliw o ść p. L.L. n ie w y d o b y ła ich sta m tą d d la p o sta w ien ia pod ciosem d rw iącej k r y ty k i. Zresztą... p isa n ie złych w ie r sz y b ez p u b lik o w a n ia on ych n ie jest w ie lk im w y stę p k ie m .
W dwa tygodnie później, w num erze 30 „K u riera”, Kaliszewski, u k ry w ający się pod inicjałam i G. Κ., odpowiadał, iż „p. L.L.” złośliwie dał do redakcji „nie obrobione wiersze”, a au to r „nie miał sposobności do flegmatycznego zaokrąglania płodów im aginacji”. „I ma-ż to być grze chem, że ktoś w yleje muzykę swojego serca w tonie dla kogo mniej wdzięcznym?” — pytał młody poeta.
Mimo tego bolesnego dla Kaliszewskiego konfliktu współpraca z „K u rierem ” nie została przerw ana: od num eru 49 z r. 1863 Kaliszewski (pod pisywany: Gan. Jul. KaL, Gaw. Jul. Kai., naw et Gal. Jul. Kai) prow a dził w tygodniku rub ry k i Przegląd literacki i Przegląd gazet. Były to treściwe, zwarte, nie pozbawione złośliwości omówienia w ybranych ksią żek i czasopism. Kaliszewski ośmielił się m.in. zaatakować jedną z ów czesnych powag, F ryderyka H enryka Lewestama, zarzucając jego p ra com niewyczerpywanie tematów, niejasne sformułowania, „niestosownie dobrane” przykłady i odesłania. W num erze 5 z r. 1864, w recenzji-fe- Hetonie pt. Kwestia mowy, opowiedział się za uniw ersalną, „kom uni styczną mową”, zrozumiałą dla wszystkich narodów, a powstałą przez „zlewek wszystkich języków w jedno”. Protestow ał przeciw polskiemu puryzm ow i językowemu, przeciw chęci zastępowania „narodowymi” te r m inam i określeń pochodzenia obcego, ale w polszczyźnie zadomowionych, takich jak apatia, atmosfera, cynizm. Pisał np.:
M ow a czło w ie k a na to jest daną, aby przez n ią m ó g ł jasno w y ra zić s w o je m y ś li [...], a n ie d latego, aby ją g m a tw a ł coraz to n o w y m i tru d n ościam i, id io ty zm a m i i narod ow ostk am i.
Redakcja — w przypisie do tego tekstu — odcięła się od poglądów autora, które „burzyłyby tradycję i historię” i które są niemal „nonsen sem filologicznym”.
Poinformowano też czytelników, iż „K u rier”, „w ierny wierze ojców”, nie zamieści recenzji z Życia Jezusa Renana pióra swego współpracow
nika.
Trudno ustalić, czy do zerwania współpracy doprowadziły powyżej prezentow ane poglądy autora, czy zmiana w redakcji „K uriera” (od n u m eru 48 z r. 1864 pismo przejął Arkadiusz Kleczewski), czy tak barw nie opisane w szkicu Niedoszły literat żądania wypłacenia honorarium ,
ale już w num erze 51 z r. 1864 zamieszczono anons:
P a n u Gau. Jul. K ai. „K urier Ś w ią te c z n y ” n ie da się złapać n a w ę d k ę i n a w e t b ezp łatn ego p ań sk iego w sp ó łp ra co w n ictw a się zrzeka.
K rótko trw iły także związki Kaliszewskiego z grupą „Przeglądu Ty godniowego”. Co pisał w „Przeglądzie”, trudno — z małymi w yjątka m i — ustalić. Jak w ynika ze wspomnianego szkicu, uczęszczał na
zebra-J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 1 7 7
nia zespołu współpracowników pisma odbywające się w mieszkaniu Ada m a Wiślickiego. Próbował też współpracy z jakim ś pismem kobiecym, oferując przekłady („poetą się nie urodziłem, o powieściopisarstwie mam złe wyobrażenie, cóż m i pozostaje robić? — wezmę się do tłumaczeń, ostatnia moja nadzieja” (Sz I 9)). Niedoszły literat. Fotografia z życia
antypodów jest właśnie opowieścią o straconych złudzeniach kandydata
na pisarza. Nie związał się już nigdy potem z żadną grupą czy redakcją, a wszystkie swoje prace w ydaw ał w łasnym nakładem.
Życie mu się w yraźnie nie układało. W 1879 r. stracił matkę, z k tó rą — jak się w ydaje — nie był związany uczuciowo, w 1885 r. ojca, z siostrą i szwagrem nie utrzym yw ał kontaktów (znamienne, że nekro log Antoniego Kaliszewskiego w „K urierze W arszawskim” z 14 I 1885 podpisany jest tylko przez córkę i zięcia). Własnej rodziny nie założył; ze względu na weredyczny charak ter nie miał — jak można sądzić — serdecznych przyjaciół. Ale jego mieszkanie tak barw nie opisane w S ta
rej i m łodej prasie, stało otw orem dla kolegów. Trochę hipochondryk, tro
chę schizofrenik, był m aterialnie niezależny, nie musiał zarabiać, więc wypełniał życie lekturam i, samokształceniem, podróżami i dyskusjam i- -sporami. Także swoje pisarstw o traktow ał jako formę dyskusji, jako spór z czytelnikami. Zm arł 26 sierpnia 1909 w szpitalu Sw. Ducha w Warszawie. Pochowany został w grobie rodzinnym na Powązkach.
2
Bibliografia twórczości Kaliszewskiego jest niewielka. W latach 1868— 1870 w ydał w 7 zeszytach 13 szkiców pierwszej serii, w 1871 r. Miłosne
pieśni — przekład 6 pieśni Horacego, w 1872 r. Pam iętniki sceptyka,
w 1882—1885 6 zeszytów szkiców serii drugiej, w 1888 książkę Moi ko
chani rodacy. W rękopisie pozostawił — według anonsu na rew ersie
k a rty tytułow ej ostatniej z wymienionych prac — utw ór pt. Zaświaty.
Na ziem i rozum u oraz Autobiografią. Nieliczne artykuły, eseje, wiersze
hum orystyczne i satyryczne drukow ał w prasie warszawskiej i galicyj skiej 6.
5 Zob. N o w y K o r b u t , t. 14, s. 263. P rzy to czo n e tu dane dotyczące tw ó rczo ści K a liszew sk ieg o w y m a g a ją p ew n ej k o rek ty . Np. pisarz n ie w sp ó łp ra co w a ł z „ B ib lio tek ą W a rsza w sk ą ”, po p rostu w ro czn ik u 1871 (t. 3, s. 295—296, 298) C h m ielo w sk i, o m a w ia ją c p o lsk ie tłu m a czen ia z H oracego, p rzy to czy ł ta k że dw a fr a g m e n ty p ióra K lina; zam ieszczon y w „B lu szczu ” (1899, nr 33) w iersz O g r ó d e k n a p isa ł jak iś K lin z K rak ow a, n ie K a liszew sk i; o p u b lik o w a n y w „D zien n ik u L itera c k im ” (1864, nr 10) p rzekład w iersza H ein ego pt. F ir d u s i w y sz e d ł spod pióra M . A. K lin a (to też n ie K a liszew sk i). P od ob n ie z w ierszem W p e n s j o n a c ie d ru k o w a n y m w „S zczu tk u ” (1893, nr 41), a p rzed ru k o w a n y m w „K u rierze L w o w sk im ” (1893, nr 282). N iep o ro zu m ie n iem je s t też ru b ryk a „P race e d y to r s k ie ” ; K a liszew sk i po prostu sfin a n so w a ł w y d an ie P ie śn i l i r y c z n y c h B ełzy i d latego na k a rcie ty tu ło w e j podano: „ N ak ład em K lina, autora S zk icó w " .
178 D O B R O S Ł A W A S W I E R C Z Y f t S K A
Szkice Klina są zbiorem tekstów różnej wartości, ale n a ogół bardzo
interesujących. C harakteryzują je już same tytuły: Niedoszły literat.
Fotografia z życia antypodów; Na koszu. Z notatek bałamuta; Kuzynka. S ylw etka z galerii pospolitych ludzi; Kartki nie Kraszewskiego z Podró ży nie Sterne’a; Figle miłości. Z kronik kulawego prawa o małżeństwie; Po capstrzyku. Jedna zwrotka z eposu ulicznego; Zdechlaki. Dwie chwile z zapustnego wieczorku; Z lepszego świata. W y im e k z pamiętników m a rzyciela; Nul; Jedna z tych. Nowelka; Po gruzach Rzym u; Zerwana k w in ta. Jedna fuga z symfonii społecznej spisana w godzinie nudów; Ludzie talentu (Eks-literat, Wyrobnicy pióra, Refleksja, Idziem y dalej, Hugo- niści, Dzieci melodii, Władcy pędzla, Spowiedź); U drogowskazu; Po Europie (Wycieczka trzecia, Wycieczka czwarta, Wycieczka piąta); Prze de snem; Żołądek i mózg; Z trylogii życia (* * * z posiedzenia niebian, Z rojeń wariata, Na sądzie. Z objawienia nieboszczyka); Jeszcze On.
Najbardziej znam ienną cechą owych utw orów jest swoboda myśli i sądów, przekora i zadziomość, ostrość sform ułow ań w stosunku do sie bie, do społeczeństwa w ogóle, a do społeczności czytelniczej w szczegól ności, odwaga w traktow aniu kw estii obyczajowych, krytycyzm wobec osiągnięć i planów warszawskiego pozytywizmu. Interesująca jest stro na językowa S zkiców : słownictwo bardzo bogate, jędrne, dosadne, sfor mułowania aforystyczne, pełne paradoksów. Kompozycja większości teks tów Klina ma wszelkie cechy sternizm u: swobodna, pełna ekspresji n a r racja, dygresyjność, autotem atyzm i subiektywizm połączony w specy ficzny sposób z autoironią i dystansem wobec siebie. Wszystkie te cechy w yróżniały prozę Kaliszewskiego na tle bardzo przeciętnych utw orów wczesnego pozytywizmu.
Szkice Klina to nieustająca dyskusja z sobą, swymi poglądami i sw y
mi czytelnikami. Pisał np.
S p iera jm y się n a w e t z lek k im szy d erstw em . S zy d erstw o to p iep rz k u stra w n o ści su ro w izn y dow odów , a żart to okrasa i d ziesięcin a d la w y b r e d nego p o d n ieb ien ia , p osłu gu jącego się u cy w ilizo w a n ą m ow ą. [Sz I 117]
Ta „dzika chętka ścierania się z ludźmi na słowa” m iała pomagać w szlachetnym celu wykrzesania prawdy.
Tem atyka obydwu serii Szkiców obraca się w yraźnie wokół kilku spraw: literatu ry , szczególnie literackiego zawodu (w obu znaczeniach tego wyrazu) Klina, poglądów autora na kw estie społeczne, ideologii mło dych pozytywistów warszawskich i w rażeń z podróży.
O świadomej, zamierzonej dwuznaczności term inu „zawód pisarski” świadczy, obok Szkiców, dedykacja na broszurze pt. Moi kochani rodacy z r. 1888: „Ziomkom swoim w XXV rocznicę pisarskiego... z a w o d u poświęca au to r”.
Kaliszewski bardzo chciał zostać pisarzem. Człowiekiem rządzą dw a pragnienia — konstatował w Szkicach (Sz II 242—245) — wypowiedzenia
J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 179
się, w yw nętrzenia oraz bycia doskonalszym a uznanym teraz lub w tzw. przyszłym życiu. Te dwa dążenia tw orzą poetów, filozofów, myślicieli, są m otorem dobra i... zła. We wczesnej młodości Klin sądził, że owe pragnienia będą dla niego m otorem dobra. Obdarzony bystrym um y słem, z rozw iniętym poczuciem piękna, kandydat na pisarza „jak młode orlę” rzucił się ku „ułudnym gościńcom sław y”, ale natrafił na tw ar de ściany „ciasnych kury tarzó w ” i „opryszczone złośliwością szydercze g^by pośmiechu”.
Jeśli orlę byłoby silne, jednym machnięciem skrzydeł przebiłoby się przez te przeciwności i wzleciałoby w górę — rozważa Klin. Ale jeśli tych sił nie ma dostatecznie wiele? Pozostaje alternatyw a: albo z poła m anym i lotkam i podskakiwać do góry, smarować owe „gęby” k ry ty ków miodem pochlebstwa, cieszyć się lichym uznaniem, a w końcu za służyć na kam ień grobowy z napisem „zdolny pracow nik”; albo też pójść w łasną drogą, nie dbając o sławę i uznanie różnych „zjadaczów chleba”, k tórych można szanować, ale piekarzem dla nich być nie trzeba (Sz II 249—251). Kaliszewski w ybrał oczywiście tę drugą drogę. Choć w 1868 r. pisał o „złam aniu pióra” 7, nie mógł się rozstać z zawodem pisarza. Po tem pow stały przecież kolejne Szkice, Pamiętniki sceptyka, przekłady,
Moi kochani rodacy, którą to pracę zakończył butnym , zapożyczonym
od Syrokom li stwierdzeniem : Polska musi mnie czytać, rada czy nie rada.
Ten literat, k tó ry swe opinie wypowiadał jako eks-literat, nie taił też poglądów na literatu rę i współczesne sobie dziennikarstwo. Wzorem lite ra tu ry była dla niego twórczość pisarzy starożytnych. Tamci poeci byli wieszczami ludów, słuchały ich, znały i rozumiały masy; dzisiej si — to tw órcy „własnego ja ”, wychodzący do czytelnika z żałosnymi skargam i i pustym i uciechami (Sz II 242). Poeci i poetki „mnożą się jak pieczarki po deszczu” — powiada Kaliszewski — z ich twórczości pow staje istna „zamieć w ierszydeł”, „ulewa pustych dźwięków”, mgła za słaniająca „światło rozsądku”. I naw et Mickiewicz, „widocznie w zapo m nieniu”, w yraził się z przekąsem — ubolewa K lin — o m ędrca szkiełku i oku (Sz II 33—34). Ta poezja opiewa też z upodobaniem to, co daw ne albo obce, albo nieprzystępne, jakieś łódki, jakieś rumaki... Ale loko m otyw a czy parowiec nie mogą się dobić miejsca w naszej poezji. A prze cież „poezja jak elektryczność, leży utajona wszędzie, tylko trzeba ją umieć wydobyć” (Sz II 44). W całej naszej literaturze panuje m iernota i naśladownictwo — głosi Klin. B eletrystyka to zwykle utw ory zaw iera jące lichą in try gę i płytką miłość „zatopione w serw atce opisów miejsco wości” albo nudne w ątki pseudohistoryczne, nie w sparte autentyczną znajomością praw dy historycznej. Z współczesnych sobie prozaików K ali
7 Zob. Sz I 192: „trzasnąłem pióro, w y w r ó c iłe m kałam arz, u k ło n iłem się d ru k arzom i odtąd jak n a jza d o w o leń szy ze sie b ie i z ludzi sp o k o jn ie so b ie w e g e tu ję ”.
180 D O B R O S Ł A W A S W I E R C Z Y Î Ï S K A
szewski wysoko ceni Ludw ika Sztyrm era, k tó ry ma w swej twórczości „praw dziwe b ry lan ty ” i pewnie dlatego kryty cy go nie uznają (Sz II 36—37). Jest też pełen podziwu dla poezji Słowackiego.
Pew nym w ytłum aczeniem mierności naszej lite ra tu ry może być — w edług K lina — ubóstwo polszczyzny w wielu dziedzinach: bardzo często nie można znaleźć słów dla oddania kłębiących się m yśli i uczuć, wiele pojęć nie ma właściwych definicji. Pisał:
C hoćbym n ie ch ciał, to jed n ak m u szę tu p o zw o lić M a rcja lo w i w ła sn y m sw o im języ k iem p rzem aw iać — d ziew iczo n ie w in n y te g o c z e sn y język m oich r o d a k ó w n ie d ozw ala m i d ok ład n ie w y ra zić ch oćb y ty lk o n a jp ro stszy ch praw d, g d z ie indziej lu b n ieg d y ś b ezw sty d n ie w y p o w ia d a n y ch . [Sz II 123]
Młodych kandydatów na pisarzy Klin ostrzegał przed dziennikar stw em i „rozmienianiem się na drobne”, przed pracą zabijającą talent. Natchnienie wyczerpie się w codziennej szarpaninie, szybka a płytka sła wa otum ani — i co pozostanie? Podzielą los „k rytyków ”, którzy bez odpowiedniego przygotowania będą osądzać kolejnych kandydatów na Olimp.
Jednak Klin eks-literat nie poprzestawał tylko na krytyce. Próbo w ał sformułować pewne praw idła czy zasady, które w inny obowiązywać piszących. Przede wszystkim każde słowo, każde zdanie „winno być myślą brzem ienne”. Nie należy „zbytecznie” (tj. bez ważnej myśli) za pełniać k art i tomów, bo zadaniem pisarza — głosi Klin — nie jest zdo bycie „num erów w spisach bibliograficznych”. Ponadto należy się zawsze głęboko zastanowić, o czym, dlaczego i dla kogo chce się pisać. Ten trzeci pu n k t jest najważniejszy; i nigdy nie trzeba myśleć, że można tw o rzyć dla wszystkich, bo „dla w szystkich” piszą tylko krańcow e m ierno ty. Trzeba pisać szczerze, bez oglądania się na reakcję chwili, być przy gotowanym na brak uznania i zrozumienia. Tekst nie może być nudny, m yśli należy formułować krótko i jasno. W krajach, gdzie myśl jest w cenie, powodzeniem cieszą się aforyzmy. A u nas...? „ten dopiero dobrze gada, kto dużo gada” (Sz II 220—223).
O nego czasu, jeszcze przed p o ja w ien iem się m chu na m ojej brodzie, b y łe m ok rop n ym id ea listą . ;[...] C ok olw iek późn iej, opadając z la ty i z p o trze b a m i burzącej się k rw i k u ziem i, w y z n a w a łe m na w ia r ę d ru gich p o w sz e c h n ie p rzy jęte teo rie d u alistyczn e. F ik cy jn o ść nied orzeczn a b ęd ą ca ich p o d sta w ą w k ró tce p oczęła m ię razić i k o n se k w e n tn ie z pom ocą w ie ją c e g o d ucha czasu p op ad łem w tak zw a n y gru b y m aterializm . A le m y śl m oja, n ie m o g ą c się zad ow olić dość k rótk ow zroczn ym tłu m a czen ie m rzeczy za p om ocą tej teo rii, p ob iegła so b ie dalej i n ie m ogąc n igd zie znaleźć p u n k tu oparcia, u grzęzła
so b ie w rob aczyw y, jak k toś go n a zw a ł, scep ty cy zm i ponoć n ig d y ju ż zeń n ie w y le z ie
— pisał Klin we fragmencie zatytułow anym Spowiedź (Sz I 190).
M aterializm, racjonalizm i sceptycyzm kształtow ały poglądy K ali szewskiego na świat, społeczeństwa i człowieka. Uważał się za wyznawcę
J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 1 8 1
sceptyka P y rro n a z Elidy. Wzorem myśliciela nowożytnego był dla Kli na Erazm z R otterdam u, z polskich filozofów najbardziej cenił Jana Śniadeckiego.
Zgodnie ze swą doktryną Kaliszewski starał się przedstawić dzieje człowieka i ludzkości. W edług tej doktryny Nul — przyszły człowiek — w yłonił się z chaosu świata. Potężne uczucie „wzięło go na swoje łono”, chrzciła go refleksja, karm ił w ygórowany egoizm, uczyła ciekawość, żą dza dopełniała wychowania. Był coraz bardziej pewny siebie, czuł się panem stworzenia, ale żył w zgodzie z naturą. Żądza posiadania uzbroiła m u dłonie kam ieniem , pałką i mieczem, i wywołała „nienawiść ku b ra ci”, żądza spokoju kazała podać rękę do obłudnej zgody z jednym i prze ciw innym i zrodziła kasty, nacje, państwa; żądza rozkoszy zrodziła nie wolę słabszych i poddaństwo kobiet. Ten pew ny siebie pan stworzenia w szystko garnął dla siebie, dla swego ciała. Praw o mocniejszej pięści zastąpiono — przynajm niej częściowo — praw em wyższej myśli, spry t przerodził się w inteligencję. Był to „pierwszy krok panowania tej siły, k tó rą nazyw am y cywilizacją” . Cywilizacja jednak podzieliła ludzi: jedni zw rócili się do wzniosłych, ale m artw ych teorii, drudzy chcieli „skon- fortablow ania” życia. I jedni, i drudzy pragnęli panować nad natu rą, światem , wszechświatem. Ale panowanie nie dawało szczęścia, uzmysło wiło człowiekowi jego słabość, naw et bezsilność. Przestraszony zawoda m i i cierpieniem upił się chęcią ocalenia, zaczął tęsknić za nieskończo nością, władzę oddał nieznanemu, duchom, „chwycił kruchą gałąź drze wa G olgoty”. S tał się znowu niem al Nulem (Sz I 111—128, II 93). Z cza sem zapragnął poznać nieznane, przybliżyć nieskończoność, zmniejszyć poczucie bezsilności. W ymyślał więc nowe religie i teorie ateistyczne.
Człowiek będzie pełen niepokoju — ostrzegał K lin — póki nie zda sobie spraw y, iż nie pozna wszystkiego, nieskończoności, Boga, że zawsze tra fi na coś, co będzie niezbadane. Myślenie i badanie, wątpienie i ba danie, staw ianie nowych hipotez i badanie, a mniej wiary, emocji, „nie podważalnych zasad” — oto cała recepta Kaliszewskiego na praw dziw y postęp nauki. N auka i filozofia — tw ierdzi — w inny być przystępne i zrozumiałe dla myślącego ogółu (jak było w starożytności) zamiast two rzyć niejasne system aty i chimeryczne wymysły, jak np. „cudackiej pa mięci” Trentowskiego (Sz II 23).
Niewłaściwa nauka, a może tylko nieprawidłowe jej stosowanie do prowadziło do pow stania niewłaściwie zorganizowanych społeczeństw. Na sze społeczeństwo jest najlepszym przykładem takiej sytuacji. W S zki
cach oraz w Moich kochanych rodakach zaw arł K lin poglądy na polskie
społeczeństwo.
W yróżnia w nim trz y stany: pospólstwo, w k tórym jednostka w spo koju jest posłuszna, flegm atyczna, średnio pracowita, podrażniona zaś staje się zacięta, uparta, niszcząca; stan średni — drobną szlachtę prze chodzącą do miast, k tóra z czasem utw orzy odpowiednik zachodnioeuro
1 8 2 D O B R O S Ł A W A S W I E R C Z Y Ń S K A
pejskiego mieszczaństwa, a jednostka z tej grupy je st spokojna, syste matyczna, pracowita; stan najwyższy, któ ry stanow ią pozostałości ary stokracji, „uczeni”, artyści — ludzie m ający bardzo często chęci i in tencje przywódcze, ale bez odpowiednich um iejętności (Sz II 11—15); oni właśnie pobudzają i pogłębiają nasze największe wady narodowe: kierowanie się uczuciami, pogardzanie rozumem i rozwagą.
Tymczasem nie „czułe”, ale rozum ne narody m ają „poważne praw a” na tej ziemi — ostrzega Kaliszewski. Na zachodzie Europy wybitne jed nostki zm iatają „pleśń zabobonu i przesądu” z proporcem tolerancji w dłoniach i zdobywają zasłużone laury. U nas „naw et echo tego, co się tam dzieje, o w ywatow ane głupotą, nieuctw em i w ałkoństw em umysły nie może się odbić”. Jeśli zjawi się w naszym społeczeństwie jednostka wybitna, to „co prędzej wynosi się od nas, aby złożyć ofiarę ze swego ducha cudzoziemcom” (Sz II 29) — i tam otrzym uje nagrodę. U nas nauki przyrodnicze znane są z imienia, ekonomia przejm uje nas panicz nym strachem, nauki m atem atyczne budzą w stręt, filologia więcej zaj m uje się francuskim niż własnym językiem, a książka naukowa i po pularyzacja nauki są praw ie nie znane. Nasza poezja i beletrystyka świad czą, iż lubim y sobie przyśpiewywać i czytać wzruszające rom anse — wszystko bez zatrudniania myśli. Przew ażająca część społeczeństwa w ogóle nie czytuje poezji. Nawet Mickiewicz znany jest głównie lite ratom , studentom i pensjonarkom . Lud nie wie zwykle o jego istnieniu. Ten nasz lud nie zna pojęcia ojczyzny, w swej masie nie żąda naw et autonomii krajow ej. I nic dziwnego, jem u dziś lepiej pod obcym pano w aniem niźli kiedyś pod batem panów rodaków. Jest to sm utne, ale prawdziwe (Sz II 32—33). Nasza literatu ra nie trafia do ludu, bo cóż on może mieć wspólnego z bajronizmem Słowackiego, m istyką K rasiń
skiego, ultraszlachetczyzną Pola? — pyta Kaliszewski.
W całym naszym życiu społecznym frazesy, wykrzykniki, nadzieje i m arzenia są w większej cenie niż praca, rozsądek i krytyczne m yśle nie. I przy tym wszystkim mamy „dzikie żądania, ażeby nas uznano za naród noszący miano europejskie [go] i cieszący się jakoby cywilizacją zachodnią!...” (Sz II 34). A przecież Europa po prostu szydzi z naszego społeczeństwa.
Lekarstwo na to jest jedno: trzeba zdjąć z oczu przepaskę źle rozu mianego patriotyzm u, bez fałszywego w stydu wydobyć i opisać zło i jego źródła. Będzie to diagnoza, która pozwoli leczyć chorobę. Dotychczas jed nak tym , którzy próbowali tę diagnozę postawić, w nagrodę „jak ru b la w łapę lekarzowi, zawiść podłą lub obojętność nikczemną” rzucano na głowę (Sz II 41).
Owego rubla rzucili Kaliszewskiemu współcześni: niechęć, zawiść, obo jętność wreszcie. Współcześni, a więc głównie młodzi pozytywiści, z k tó rym i początkowo „współ-pracował” i „współ-czuł”. Przez pew ien czas był K lin bowiem wyznawcą „najprawdopodobniejszego system atu filo
J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 1 8 3
zoficznego, to jest teorii m aterialistycznej, niech będzie zresztą przez grzeczność — pozytywnej...” (Sz I 190).
Środowisko warszawskich pozytywistów Kaliszewski przedstawił w niemal pam fletowych obrazach w szkicach Niedoszły literat i Ludzie
talentu (szczególnie we fragm entach W yrobnicy pióra — o środowisku
dziennikarskim, Hugoniści — o literatach, * * * z posiedzenia niebian — 0 przedstawicielach nauki).
Stosunek Kaliszewskiego do pozytywizmu jako doktryny cechuje pew na ambiwalencja, widoczna w obydwu — oddzielonych przeszło 10-letnim odstępem czasowym — seriach Szkiców . Kaliszewski-pozytywista wierzy w związek między niedostrzegalnym ruchem atomów a najszczytniejszy m i pragnieniam i ducha ludzkiego; w większą korzyść z badania pyłku kurzu ulicznego niż z transcendentnego badania przyczyny przyczyn; w większą wagę badania mechanizmów poruszających nogi pająka niż trak tatu o istocie ducha człowieczego czy też patetycznej tragedii.
Ale Kaliszewski-pozytywista żąda też praw a bytu i należnego szacunku dla owych transcendentnych badań, metafizycznych traktatów i patetycz nych tragedii (Sz II 153—154), zwalcza przesadny utylitaryzm i prak- tycyzm pozytywistyczny. Nauka pozytywna — tw ierdzi — to nauka ba dająca fakty. Największą zasługą pozytywizmu jest zaś wedle Klina odebranie subiektywnym , indyw idualnym hipotezom metafizyków rangi zasad naukowych, a uznanie ich za fak ty naukowe, za fenomeny natury, które można i trzeba badać z m aksym alną tolerancją (Sz II 150). P y tań 1 wątpliwości — mimo rozwoju nauki nie będzie ubywało, tylko będą inne. Nauka otw iera nowe możliwości, rodzi nowe pytania, i tw orzy no we... zagrożenia. Bo nauka nigdy nie daje korzyści bezwzględnych — tw ierdzi Klin — nasze zyski z nauki i opanowywania przyrody raczej nie równoważą naw et szkód, jakie ponosimy (Sz II 146—147). Np. nauka opanowała zagrożenia epidemiami czy szarańczą, ale zastąpiła je zagroże
niami prochem i nowymi broniami.
Ani wiedzy, ani nauki nie można traktow ać z fanatycznym uwielbie niem, a to właśnie robią — wedle K lina — propagatorzy pozytywizmu. Z doktryny pozytywistycznej niewiele zrozumieli, choć przeczytali „Buc k ie’ów, Droperów i innych” ; sądzą, że są u szczytu nauki i panowania nad światem , że metodami „pozytywnym i” w yjaśnią wszystko. W swej arogancji p>odnoszą dumne głowy jako najm ędrsi, a przy tym są pozba wieni najm niejszych okruchów tolerancji dla innych przekonań, zakreśla jąc dla tego swego niby-pozytywizmu „ciasny okrąg faktów dostępnych tylko dla ich grubo-zmysłowych pojęć” . Nie są to pozytywiści, „nie praw i synowie jasnej, rzetelnej, swobodnej m etody badania, ale pnie głuche, ciury czepiające się wolnych rycerzów ducha” — pisze z emfazą Kali szewski (Sz II 151). Oni wypędzają „na kraj św iata wszelkie pokuszenie o nieprodukcyjną sławę, jeśli nie da się jej zaraz spieniężyć”, ich wie dza, co zyskała na obszarze, straciła na głębokości, przy czym — jeśli
184 D O B R O S Ł A W A S W I E R C Z Y t t S K A
ta wiedza nie daje natychm iastowych niem al korzyści — okrzyczą ją jako trącącą „starzyzną, klassycyzmem, scholastycyzmem, pedantyzmem i czart wie czym tam jeszcze” (Sz I 174). K lin w ątpił w użyteczność tak ciasno pojmowanej m etody pozytywistycznej dla kształtow ania świado mości ludzkiej, wielokrotnie ostrzegał przed rygorystycznym podporząd kowaniem osobowości i praw jednostki społeczeństwu, grupie (np. Sz II 239—240), przewidywał, obawiał się, czy „duch dzisiejszego wieku znowu kozła nie wywróci [...] i teorie panów niemieckich m etafizyków na po w rót nie zostaną powołane na ołtarze świętości człowieczych” (Sz II 3). Kaliszewski „z chęci zysku w nauce”, z ciekawości, z potrzeby ruchu, wreszcie po to, aby uwolnić się od trapiącej go melancholii i spleenu, od pełnej zarozumialców Warszawy, od nastrojonego na „zaściankowy kam erton myślenia naszego ogółu” — wiele podróżował. Należał ponadto do ludzkiego rodzaju latawców — bo ludzie dzielą się jego zdaniem na ślimaki i latawce właśnie (Sz I 37) — więc poruszał się szybko, widział dużo, szeroko, ostro. Zwiedził niemal całą Europę, od A ten do Sztok holmu, od G ibraltaru po Glasgow.
K onfrontacja w yobrażeń i opinii wyniesionych ze szkół i le k tu r o słynnych miejscach i metropoliach Europy przyniosła rozczarowanie: Kaliszewski nie ukryw ał tego, nie lukrow ał swych relacji. S tarał się opi sywać nie to, co spotykał w różnych sprawozdaniach z podróży; nie in teresow ały go hotele, restauracje, sklepy, budowle zabytkowe czy inne stale odwiedzane miejsca, notował swoje wrażenia i odczucia oraz to, czym różniły się według niego „myśli i mózgi” przedstawicieli innych społeczeństw. Relacje Klina są istotnie niebanalne, niekonwencjonalne i... zabawne. P otrafił kilkoma zdaniami scharakteryzow ać miasto. Bo cóż np. czytam y o Berlinie, którego zdecydowanie nie lubi?
Cóż za m iasto! — n a p om n ik ach czuć pych ę, n a b u d yn k ach u rzęd o w o ść, na u lica ch n iesm ak , na tw arzach m ieszk a ń có w gb u row atość, a w p o w ietrzu m ilita ry zm . [Sz II 86]
W ogóle Kaliszewski był nastaw iony wyraźnie antygerm ańsko, choć cenił porządek i naukę niemiecką. W Czechach i na Węgrzech — głów nie w miastach — dostrzegał niebezpieczną ekspansję kultury, języka, obyczaju niemieckiego, a piwo nazywał „forpocztą germ anizm u”.
Oto Londyn w relacji Kaliszewskiego.
T am iza cu ch n ie jak k an ał, d om y czarne jak k o m in y , p ow ietrze b ru d n e jak zak u rzon y m u ślin , a słoń ce p odobne do talerza p o m a lo w a n eg o n a żółto. M ęż czyźn i szty w n i, k o b iety brzyd k ie. U lic e w ą sk ie i n ieza jm u ją ce. W H y d e -P a r k u z w y k ła rejtszu la, a ś. P a w e ł okurza się i obm yw a. Jad ło n iesm a czn e, a l e do bre i zdrow e. P od tą brzydką łu p in ą m a b y ć śliczn y orzech — tak m ó w ią i p i szą. N ie sp ra w d ziłem tego, bom n ie m iał czasu — i p ien ięd zy . [Sz I 49]
Wyspy B rytyjskie w ogóle nie zachwyciły Kaliszewskiego, choć zau ważył piękno i tajemniczość przyrody, rozsądne rozplanowanie m iast
J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 185
i osiedli, zamożność. Cóż, kiedy „zimno, mgła i dym albo dym, mgła i zimno”. Ubolewał:
N ie m asz ch yb a n a ca łej ziem i kraju, w k tó ry m b yś w ię c e j niż n a ty c h w y sp a c h zn alazł praw , u sta w , p o sta n o w ień , przep isów , zastrzeżeń, ostrzeżeń , zabronień, kar za p rzek roczen ie, zw y cza jó w groźniej zm u szających cię do p o słu szeń stw a n iż n a jo strzejsze n a k a zy itp. N a każdym kroku sp otk asz ja k ieś
p r o h i b it e d , to zn ó w a d v ic e , dalej w ie lk im i g łosk am i w y p isa n e b y ord er , ta m p e n a lt y , gd zie in d ziej p u n is h m e n t... [Sz II 97— 98]
F rancja też nie wzbudziła entuzjazm u podróżnika. K raj ten — tw ier dzi Klin — może mieć ogromne zasługi dla k u ltu ry światowej, ale nigdy sztuka francuska nie będzie równa greckiej, nauka arabskiej, wiedza nie mieckiej. Historia w najlepszym razie kiedyś zaznaczy kuchnię francuską (Sz II 130). A Paryż, ta Mekka kulturalnej Europy! Oto jakże charakte rystyczna dla stylu i sposobu n arracji Kaliszewskiego apostrofa do P a
ryża.
P a ry żu — n ie, to zb y t p osp olite — L u tecjo! S to lico św ia ta (L on d yn się na to n ie zgadza, lecz m n iejsza o niego)! cza ro w n a czarodziejko za cza ro w a n y ch czarn ych i b ia ły c h rozkoszy! k rain o upragniona, obm arzona i o b w z d y - chana m ilio n a m i p iersi, k tó ry m n ie dano cieb ie oglądać! za k lęty la b ir y n c ie b o g a ctw i nędzy! k r y sz ta ln a k roplo dobrego, n iew y czerp a n y zdroju zep su cia i zbrodni! n ie w y e k sp lo a to w a n a k o p a ln io m ody, r ek la m y i d ow cipu! o sła w io n y grodzie w e se la i m ordów , u w ień czo n y ch b o e u f s - g r a s ’öw i igraszek ś. B a rtło - m iejsk ich ! C iebież to, o b iecan a ziem io złotej m łod zieży, cieb ież to, p o w ie w n a ru sałk o o sy p ią cy m się jak p erły u śm iech u , o p ły n n y m , m ile -n o so w y m ję z y ku, cieb ież to... i ja k iż w y r a z tu p ostaw ić, co b y god n ie ok reślił, że w id zę, patrzę, p od ziw iam , p o ch ła n ia m i ły k a m oczam i ten Paryż... [Sz I 42— 43]
Po czym z tego wspaniałego Paryża opisuje kilka zatłoczonych ulic, przedmieście, na którym odbyw ają się zabawy ludowe, oraz form ułuje lakoniczne wrażenia z cm entarza Père Lachaise, gdzie „nagrobki w yglą dają jak domy, aleje jak ulice, ogromna ciasnota, drzew mało, zaledwie czujesz, żeś na cm entarzu...” (Sz I 48).
Paryż jest dla Kaliszewskiego nowym Babilonem, k tó ry prędzej czy później odda swe przodujące miejsce innem u ośrodkowi k u ltu ry i myśli ludzkiej.
Także cała Europa, uważająca się za szczyt cywilizacji ziemskich — choć jest z nich najmłodszą i najm niej doświadczoną — będzie m usiała oddać swój pry m at którejś ze starych cywilizacji lub jakiejś nowej. Eu ropa nie m a praw a narzucać innym ludom obyczajów, k u ltu ry , swych w ynaturzeń i „niewłaściwości” , nie ma praw a ich pouczać i karcić. Jak kraje skłócone, zanarchizowane, nie umiejące szanować wolności przeko nań jednostki, pełne nietolerancji, przynoszące parę i telegram , ale i... wódkę i tytoń mogą panować nad innymi? — pyta Klin. Kolonizacji nie wróży nic dobrego, a m yśli te form ułuje w sposób niekonwencjonalny. Cóż znaczy sto la t panowania brytyjskiego — rozważa — wobec tysięcy lat istnienia dawnych kultur.
186 D O B R O S Ł A W A Ś W I E R C Z Y Ń S K A
Naród, k tóry ż y je tak długo, m oże sp o k o jn ie p rzesp ać s ię parę w iek ó w , d ozw olić przez te n czas in n y m łech ta ć się p ió rk iem pod n o se m , szczypać po c ie le i targać za w ło sy — przebudzi się on n ieza d łu g o , zrzu ci on w te d y le k k o ze sie b ie tę z p erk a lik u a n g ielsk ieg o k o łd erk ę i zn ow u p o czn ie żyć sw o im w ła sn y m , p o łu d n io w y m życiem ... [Sz II 136]
Kaliszewski jest w ogóle zafascynowany dawnymi, południowym i kul turam i. Zwiedzanie Hiszpanii jest właściwie śledzeniem elementów kul tu ry i sztuki arabskiej, a przedchrześcijański Rzym i Pom peja wzbudza ją większe zainteresowanie niż wspaniałości W atykanu.
We wszystkich zwiedzanych krajach i m iastach zw raca Kaliszewski uwagę na kontrasty. W Rzymie obok w paniałych budowli — kupy gru zów, nędzne domostwa i kram y, obok pięknych rzeźb i płócien — gro m ady „farnientyzujących Romulidów”, w rzaskliw ych kobiet i brudnych dzieci, itp.
K lin podkreślał, iż wszędzie, jako Polak, spotykał się z sym patią, w y pływ ającą zresztą z różnych źródeł; np. w Hiszpanii tę sym patię tłum a czy opinia o nas jako o „buenos catoligos”.
Przekład sześciu miłosnych pieśni Horacego przygotow any został bar dzo starannie. Każdą pieśń komentował tłumacz od strony treści i w er syfikacji, a całość opatrzył wstępem o Horacym jako artyście i myślicie lu, o m iarach poezji starożytnej oraz o trudnościach przekładu. Zazna czył, iż naw et najbardziej sumienne i wierne przekłady nigdy nie mogą sprostać oryginałom w ybitnych dzieł, tym bardziej gdy m ają powołać do życia utw ory z zamierzchłej, mało znanej i słabo rozum ianej prze szłości.
Pamiętniki sceptyka są książką w pozytywistycznej, postyczniowej de
kadzie XIX w. niezwykłą (przypomnijmy, że wyszły drukiem w r. 1876). Jest to znowu niemal sternowska narracja — spowiedź ultram ate riali- sty, szydercy i kpiarza, nie liczącego się z nikim i z niczym, wyznawcy „rzeczywistego sceptycyzmu i indyferentyzm u”. We wstępie datowanym w W enecji 14 września 1871 autor zaznaczył:
A n i n ih ilizm , a n i socjalizm , a n i żadna in n a z k rążących dziś p o lity czn y ch teo rii n ie m ają n ic w sp ó ln eg o z duchem n in iejszeg o dziełka.
Nakład owego „dziełka” wydanego w Krakowie został w dużej części skonfiskowany przez austriacką cenzurę.
Cóż więc zaw ierają te — liczące niespełna 90 stronic druku — pam ięt niki 26-letniego sceptyka?
We wstępie autor wprawdzie powiada, iż jego praca zawiera teore tyczne rozważania „zasad, na których społeczeństwa zwykły się g runto w ać”, ale tekst Pamiętników zaczyna od sformułowanej przez siebie 6-punktowej „recepty na życie” oraz apostrofy do czytelnika związanej z ową receptą:
J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 187
V ig e n d i leges VI, anno X X v i t a e m e a e c o n s titu ta e
I B u b u l a m ed ito II V i n u m b ib ito III N ic o ti a n a m f u m a to IV P u e l l a m m o lito V N a t u r a m s p e c ta to VI S ese c o n te m p la t o
— co w tłum aczeniu Juliusza W iktora Gomulickiego brzmi następująco:
I cóż w y na to? w y , w o ły robocze, fila r y sp o łeczeń stw a [...]. J eżelib y ście ch cieli k rzyczeć na n iem oraln ość, od p ow iem w a m k rótko, że n ie m a cie głosu , w y za tra ciliście p oczu cie w o ln o śc i w n acisk u op in ii i n a w a le pracy...
W swym „dziełku” młody sceptyk rozwodzi się nad bardzo różnymi kw estiam i, form ułując wiele prow okacyjnych wobec przeciętnych czytel
ników — lub co najm niej przekornych w stosunku do pozytywistów — zasad i twierdzeń, np.: praca jest złem, jest anorm alnym stanem czło wieka, pracować trzeba tylko tyle, aby móc się wyżywić; pożądana jest wspólność kobiet, która zapobiegłaby „zbytecznemu rozmnażaniu się tego nienasyconego plemienia, co się człowiekiem nazyw a” ; kobieta jako isto ta niższa w rozwoju od mężczyzny nie powinna być z nim rów noupraw niona, nie powinna mieć praw a wychowywania dzieci, bo zawsze wypaczy ich charakter; P an Bóg źle stw orzył świat i człowieka, w jednym i d ru gim jest zbyt wiele głupoty; ludzie-„poczciwcy” utrzym ują, że pochodzą od Boga i są stworzeni na jego obraz i podobieństwo, tymczasem powsta li na obraz i podobieństwo m ałpy w przyjaznych dla siebie w arunkach ziemi i klim atu; dla urozmaicenia nudnego życia ludzie w ym yślają różne rozryw ki i... wojny, w końcu, aby łatw iej im było umierać, sfabrykow ali „teoryjkę o nieśm iertelności po śm ierci” ; ludzie sami sobie stw arzają kłopoty, pracę, cierpienie — i jeszcze spodziewają się nagrody za tę swo ją głupotę w tzw. przyszłym życiu; ludzie karzą więzieniem za uśm ierce nie jednego istnienia, ale bezkarnie zabijają się masowo w czasie wo jen, a tych masowych zabójców czczą jako bohaterów; ludzie w pełni życia pracują, męczą się, gonią za czymś, a odpoczywają, gdy nie m ają już sił i czasu na życie; z myślicieli nowożytnych najbardziej interesu jący jest Vico, k tóry wykazał regularność falowania rozwoju ludzkości; chrystianizm pozbierał z k u ltu r dawnego świata różne idee i bałam utnie przyznaje sobie zasługę stworzenia tego, co inni dawno znali; w ogóle wszelkie religie to bałamucenie naiwnych ludzi: twórcom tych religii nikt nie śmie otw arcie zarzucić nielogiczności i m ętniactw a myśli; w „po wodzi niebiańskich laufrów ” tylko Konfucjusz i Budda godni są uwagi; nie ma miłości idealnej, o takiej mogą mówić tylko hipokryci, naw et „Augustynowie i Franciszkowie byli pod prostym wpływem popędu płcio wego”, gdy pisali o miłości Boga.
Klin w swych Pamiętnikach sform ułował też przew rotne definicje kilkunastu pojęć, np. męstwo to poświęcenie się dla innych w celu za
I Jedz w o ło w in ę II P opijaj w in o III K urz ty to ń
IV M iętoś d ziew czy n y V P rzygląd aj się przyrodzie VI O bserw uj sam ego sieb ie
1 8 8 D O B R O S Ł A W A S W I E R C Z Y N S K A
dowolenia miłości własnej; sprawiedliwość to nakaz despotycznej etyki; m ądrość to mrzonka zdziecinniałych umysłów ludzi podeszłego w ieku; postęp to bat głodu; cywilizacja to kafar zabijający wszelką indyw idual ność, kosa niw elująca do jednego poziomu; nadzieja to wysiłek in stynktu samozachowawczego; miłość ojczyzny, czyli kocizm, to uczucie bezrozum- ne, w „objawach swych nader podobne do lizania kija przez psa, k tó ry m przed chwilą obito m u skórę”, itp.
O statnie zdanie Pamiętników sceptyka jest rów nie przekorne jak nie mal wszystkie poprzednie:
J estem in d y feren tem w czynie, a sc e p ty k ie m w m y ś li i m ało k to w ie o tym ; jem , p iję — o czy m w sz y sc y w ied zą; d zieci ro b ię — czego s ię do m y śla ją ; badam , p iszę — co pod ziw iają i na ty m k on iec; a św ia tu — fig a .
Tak więc Pamiętniki sceptyka są wyznaniem w iary, a właściwie nie w iary młodego autora, przedstawieniem jego poglądów i upodobań. Że m usiały być one szokujące dla ówczesnych odbiorców — nie ulega w ątpli wości. Najpewniej wywołały też sprzeciw środowisk kościelnych, które
doprowadziły do konfiskaty części nakładu.
Moi kochani rodacy to najgłośniejszy, najbardziej kontrow ersyjny
tek st Klina, w którym autor próbował zebrać i usystematyzować w ady polskiego społeczeństwa pomijając zupełnie zalety „same się chwalące”, w którym najpełniej ujaw nił swoje m oralizatorstwo społeczne 8.
K lim a t przykry, kraj m onotonny, o sad y n iech lu jn e, lu d głupi, sta n śr e d n i n ijak i, ary sto k ra cja stru p ieszała, a c a ła sp o łeczn o ść zacofan a. Oto m oja k o ch a n a Ojczyzna...
— tak zaczął Kaliszewski swą pracę o „kochanych rodakach”. W kolej nych akapitach dyskutuje wprawdzie z w yrażonym i już opiniami, po wiada, że klim at przecież um iarkowany, kraj żyzny, lud poczciwy, ale ogólny ton broszury zbliżony jest właśnie do fragm entu pierwszego. Za rzuca rodakom przede wszystkim skłonność do nagłych zrywów i przesa dy, brak wytrwałości, brak zrozumienia i tolerancji dla odmiennych od naszych poglądów. U trudnia to wszelką dyskusję, a szczególnie rozważa nie tak drażliwej sprawy, jaką są cechy narodowe Polaków; może dlatego m am y, aż do przesytu, opisy obyczajów i zwyczajów, zbiory legend i ba
jek, ale nie m amy żadnej pracy o naszym charakterze narodowym. Klin postanowił wypełnić tę lukę:
8 C h m ielo w sk i w p o ło w ie la t osiem d ziesią ty ch (Z a r y s l i t e r a t u r y p o l s k i e j z o s t a t
n ic h la t d w u d z i e s t u . W yd. 2, p op raw ion e i zn aczn ie poszerzon e. W arszaw a 1886,
s. 327) w y r a z ił pogląd, iż K a liszew sk i w zo ro w a ł się w sw y m p isa r stw ie na m o r a lista ch a n g ielsk ich i fra n cu sk ich w . X V III; w n iesp ełn a 20 la t p óźn iej o k reślił p isa rza jako p u b licy stę i sa ty ry k a „z p ew n y m za cię ciem c y n iczn o -filo zo ficzn y m ” (P. C h m i e l o w s k i ] , K a l i s z e w s k i Julian. W: W i e l k a e n c y k l o p e d i a p o w s z e c h n a
J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 189
Ż ad en jeszcze sa ty ry k n ie zaszk od ził sw o jem u n arodow i, a le n ie m a sz p r a w ie narodu, k tórego by ja k iś p oeta lu b pisarz p an egirysta, często n a jn ie - św ia d o m ie j, na złą drogę ch oćb y c h w ilo w o n ie zaw iód ł. A je ż e li już gd zie, to u n as w ła ś n ie p o ch leb stw o i ta jen ie w a d n a jw ięcej złego sp row ad ziło i ch o ćb y ty lk o dlatego w in n i b y śm y p isa rzó w m a ją cy ch od w a g ę n ie o b w ija - n ia p ra w d y w b a w e łn ę n ieco ła sk a w ie j n iż dotąd trak tow ać, a zw ła szcza n ie p osąd zać ich o złą w o lę, do czego pono n ad e w szy stk o je ste śm y poch op n i.
[M K R 12]
Daje więc Kaliszewski satyryczny przegląd cech naszego społeczeń stw a i narodu opierając się na własnych obserwacjach oraz na pismach historyków , satyryków i m oralistów z w. XV—XVIII: Modrzewskiego, Skargi, Starowolskiego, Opalińskiego i innych.
Zaranie naszych dziejów społecznych jest piękne i chwalebne — głosi Klin. Nasi prapraojcowie odnosili zwycięstwa, jakich nie powstydziliby się starożytni Grecy, ale nie zawsze potrafili te zwycięstwa wyzyskać dla dobra narodu i państw a. Należało się uczyć od mądrzejszych, bardziej doświadczonych nacji — i nasza młodzież wyjeżdżała. Cóż, kiedy zam iast rzetelnej nauki „małpowano nieco po w ierzchu” to i owo, ciągnąc do k ra ju przeróżne „wypłodki cywilizacyjne” Zachodu. Nasze poprzednie zw ycięstwa i siła uśpiły rozum i nie zmuszały do dbania o przyszłość. I dziś,
za p a trzen i w sw ą p rzeszłość i w niej jen o szu k a ją cy sw eg o zb a w ien ia , le n i w y m d u ch em od p ych am y od sieb ie w szy stk o , co ja k iejś en erg ii w y m a g a , p ra cy lu b odw agi... ![MKR 23]
Polakom zarzucał Klin wiele wad ogólnoludzkich, ale w ystępujących u nas w większym natężeniu, np. obżarstwo i opilstwo jako pochodne zmysłowości, nieuczciwość i „nieekonomiczność”, zawiść lub „bezmyślną zazdrość”. Oskarżał szlachtę, dla której ród był ważniejszy od zasługi i która gardziła pracą, ceniąc tylko oręż i... pług, pchany zresztą przez kogoś innego. Ta szlachta sponiewierała moralnie lud, który kradzieże, pijaństw o, oszustwa w pracy uważa za rzecz norm alną. Miłość wiedzy i nauki u nas zaledwie pączkuje, a w ybijający się napotykają pełen za zdrości „syk obmowy i podejrzeń”. Większość naszego społeczeństwa to niewolnicy opinii publicznej, dający się powodować jej rozkazom. Rów nocześnie jednostki nagm innie lekceważą, pogardzają postanowieniami większości. Mamy też fałszywe poczucie honoru prowadzące do nieposza- nowania innych, do niegrzeczności, nietolerancji. Nasze fałszywe poczu cie wolności prowadzi prostą drogą do samowoli i brutalności. Rzekoma wolność Rzeczpospolitej szlacheckiej była fikcją, wszyscy gardzili i rzą dzili stojącym i niżej na drabinie społecznej:
m a g n a t gard zi szla ch cicem , szla ch cic — m ieszczu ch em , m ieszczu ch — w ie j sk im gosp od arzem , te n parobkiem , parobek p astu ch em , a p astu ch Ż y d em . [M K R 47]
190 D O B R O S Ł A W A S W I E R C Z Y J S I S K A
Powszechnie u nas panujące lenistw o spowodowało nieuctwo i lekko myślność, które z kolei leżą u źródeł niebezpiecznych wad: przew agi w yobraźni nad refleksją, nieścisłości w rozumowaniu, pochopności w są dach, niechęci do krytyki, łatwowierności i zarozumiałości.
Inne nasze wady to brak samodzielności, odwagi cywilnej, poczucia obowiązku, próżność i niedbalstwo, a u ludu naw et niechlujstwo, upo
dobanie w naśladownictwie — niestety, rzeczy n a ogół dla nas nieko rzystnych (np. uwielbiamy F rancję i Paryż, ale nie przejm ujem y stam tąd swobody myśli i ducha, różnorodności k u ltu ry , pracowitości — ale blagę, błyskotliwość, lekkość i płytkość życia i myśli).
Jesteśm y bardzo drażliwi i dbali o honor, ale jednocześnie m am y b ar dzo małe poczucie własnej godności. Literaci nasi cieszą się, gdy k tó ry zostanie nazw any polskim M olierem czy polskim Szekspirem. Ale czy jest do pomyślenia, aby Francuzi nazwali Moliera — francuskim F redrą, a Anglicy Szekspira — angielskim Słowackim? — pyta Kaliszewski.
N iektóre fragm enty Moich kochanych rodaków są przerażająco ak tu alne, np.:
N a k ażd e p ięć m in u t c zy n n o ści d ru gie pięć z w y k ł on [tj. p o lsk i p ra co w nik] odpoczyw ać, a b ez w ło d a rza i dozorcy n iep o d o b n a go a n i c h w ili zo sta w ić. G orzej jeszcze d zieje s ię z sam ą robotą. Z m a ły m w y ją tk ie m w y r o b y p o lsk ie n ależą do lich y ch , a n ied o k ła d n o ść i ta n d eta je s t ich stem p lem . N ie darm o w ie r z y m y ty lk o w to, c o t z za g ra n icy do n as p rzy b y w a . T oż sa m a m ożn a p ow ied zieć o in n y ch zajęcia ch , w k tó ry ch w y g lą d a s ię ty lk o god zin y, ażeb y się ich pozbyć... [M KR 84]
[C echuje nas] n ied b a lstw o o dobro p u b liczn e i n iep o sza n o w a n ie cu d zej w ła sn o śc i. Jest u nas w o g ó le p rzek on an ie, że to, co n ie n a le ż y do n ik ogo w szczególn ości, a zostało o d d a n em do u ży tk u p u b liczn ego, m ożna n iszczy ć b ezk arn ie, boć przecie to n ik ogo n ic n ie k o sztu je. D osyć spojrzeć ty lk o na n asze ogrody i parki p u b liczn e [...]. [MKR 91] P rzy rzec coś i n ie d otrzym ać to rzecz tak zw y cza jn a [dla nas] i tak ogólna, ż e się tego w c a le za złe n ie bierze. No! n ie m ogłem i sk o ń czo n a sp raw a i[...]. A n i ten, co p rzyrzek ł, a n i
ten, k tó rem u przyrzeczono, poza to n ie idą. [MKR 91— 92]
A jakie lekarstwo w tym w ypadku proponuje Klin? Radzi rozwijać krytycyzm w stosunku do siebie i do tego, co od innych bierzem y dla siebie, rozwijać samodzielność i śmiałość w myśleniu, większym uzna niem darzyć rozsądek, praktyczność i w ytrwałość niż uczucia, a właści
wie czułostkowość, niż m arzenia i w iarę graniczącą z zabobonem.
Kaliszewski jako m oralista zwalczał szczególnie gorliwie fałsz, obłudę, hipokryzję, nietolerancję, w ystępow ał przeciw nienawiści i wojnie, od słaniał, niem al z bezwzględnością, w ady ludzkie, szczególnie w ady i przy w ary naszego społeczeństwa.
Dążenie do prawdy, a ściślej do tego, co w edług niego stanowiło praw dę, było dla pisarza głów nym celem. Miał wiele zrozumienia dla błędu. W artykule Prawda, błąd i fa ł s z 9 stwierdzał, iż praw da i błąd
0 J. K a l i s z e w s k i ( K l i n ) , P r a w d a , b łą d i fałsz. „Ż ycie Ilu str o w a n e ”, d oda te k do „Ż y cia ” (W arszaw a) 1887, s. 13.
J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 191
są wartościam i względnymi, trudnym i do określenia i rozpoznania. Wszy scy żyjem y między praw dą a błędem. Znający praw dę są szczęśliwi, ży jący w błędzie — godni litości i pobłażania. Tylko fałsz zależy wyłącz nie od człowieka. W ybór życia w fałszu jest największą zbrodnią spo łeczną — woła K lin — bo całe zło świata ma swe źródło w fałszu. Spo łeczeństwa rozw ijają w ludziach fałszywe uczucia, fałszywe apetyty, fał szywe pojęcie w stydu — a te w ywołują nienawiść, chciwość, chęć zem
sty za upokorzenia.
A le n ajgorszym g a tu n k iem fa łszu jest in aczej m y śleć, b y ć przek on an ym , a in a czej m ów ić i czyn ić. T aki fa łsz w in ie n b y ć g a rd łem k a ra n y .
To fanatyczne niem al dążenie do praw d y za wszelką cenę kazało Kli now i „rąbać praw dę” wszystkim i wszędzie. Siebie oczywiście także nie oszczędzał. Przede wszystkim atakował zakłamanie związane z religią, k tóra — jego zdaniem — niesie z sobą nietolerancję, tum anienie pro stych ludzi, rozprzestrzenianie się zabobonów. Pisał:
C zyście za u w a ży li, że w d zisiejszy ch czasach te narod y, k tóre n a jw ięk szą ż y c ie m sw oim , zasadam i, obyczajem , p o lity k ą w z g lę d e m in n y c h okazują sp rzecz n o ść z ew a n g elicz n y m i przepisam i, te w ła ś n ie n a jd on ośniej gard łu ją za p ier w o tn ą w artością zasad J ezu so w y ch . [Sz II 88]
Z jakąś złośliwą satysfakcją pisze Klin o pełnym hipokryzji stosunku zakonników i księży do żebraków („co krok to żebrak, co dwa to ksiądz, co trz y to kościół”) i kobiet. W Moich kochanych rodakach zarzuca Pola kom płytką a chorobliwą, podsycaną przez fanatyczny kler, religijność, niewolnicze podporządkowanie się W atykanowi, choć Niemcy, Anglicy, naw et Francuzi „znarodowili” swą religię. Wiele szkody wyrządza naro dowi pogląd lansow any przez fanatyków, iż Polska może być tylko kato licka (MKR 64—66).
W ogóle Kaliszewski jest w yraźnym antyklerykałem . „Las klerykal- n y ”, „scholastyczne m orały z sutann w ytrząsane”, „tysiące m nichów -dar- mozjadów” — oto niektóre sformułowania tyczące duchownych.
Kaliszewski-pacyfista w ystępuje przeciw wojnom i... wodzom, któ rzy realizując swoje szalone pomysły o potędze w łasnych narodów pcha ją je do masowych mordów i grabieży. A przecież w ojny niczego nie zmieniły na lepsze, choć na sztandarach m iały hasła cywilizowania lub w yzwalania innych. Zmieniały się tylko form y niewoli i ucisku: nie wolnictwo fizyczne na „niewolnictwo umysłowe”, panowanie brutalnej
siły na brutalne panowanie pieniądza, itp.
Kwintesencję swego pacyfizmu zaw arł Klin w hum oresce nagrodzo nej na konkursie „Tygodnika Ilustrow anego” w 1887 r., pt. D ziwny
ś w i a t 10. Tytułow y dziwny świat znajduje się na innej planecie, gdzie
10 K l i n , D z i w n y ś w ia t . „Ż ycie” (W arszaw a) 1888, nr 43, s. 622— 623, nr 44* s. 639—640, nr 45, s. 654— 656.