• Nie Znaleziono Wyników

Julian Kaliszewski - pisarz zapomniany

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Julian Kaliszewski - pisarz zapomniany"

Copied!
34
0
0

Pełen tekst

(1)

Dobrosława Świerczyńska

Julian Kaliszewski - pisarz

zapomniany

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 77/4, 173-205

(2)

P a m ię t n ik L ite r a c k i L X X V II, 1986, z. 4 P L I S S N 0031-0514

D O B R O SŁ A W A SW IE R C Z Y Ń SK A

JULIAN KALISZEW SKI — PISARZ ZAPOMNIANY 1

Julian Kaliszewski, znany swym współczesnym pod pseudonimem K lin

to jed en z najb ard ziej sa m o d zieln y ch sa ty ry k ó w , pisarz n iezależn y, w są d a ch śm ia ły i b ezw zg lęd n y , gorący m iło śn ik litera tu r y , w ró g b la g i i sn ob izm u , s t y ­ lista m u sk u la rn y , p e łe n tem p era m en tu . T rzym ał się z dala od k oteryj i k o ter ry jek w a rsza w sk ich , n ie sc h le b ia ł n ik om u , a m ó w ił przykrą, n iek ied y b o lesn ą p raw d ę w sz y stk im , w ię c sk azan o go na m ilczen ie i za p o m n ien ie.

— czytam y w anonimowym nekrologu zamieszczonym w piśmie „Scena i S ztuka”

Tę istotnie zapomnianą postać w naszych czasach przypomniał w pięk­ nym eseju Juliusz W iktor Gomulicki, potem Polski słownik biograficz­

n y w haśle opracowanym przez Cecylię Gajkowską, notami biobibliogra-

ficznymi N ow y Korbut i Encyklopedia Warszawy, Paw eł H ertz w zbiorze poetów Χ ΙΧ -wiecznych, a przed trzem a laty — Antoni M arianow icz2.

1 „Scena i S z tu k a ” 1909, nr 36, s. 5— 6.

* J. W. G o m u l i c k i , Z ga ler ii w a r s z a w s k i c h o r y g i n a łó w . K lin . „ S to lica ” 1960, nr 13, s. 10. W ersja poszerzon a w : Z y g z a k i e m . W arszaw a 1981, s. 210—217. — C. G a j k o w s k a , K a l i s z e w s k i J u lia n G a u d e n t y . W: P o ls k i s ł o w n i k b io g r a fic z n y , t. 11 (1964— 1965), s. 479—480. — N o w y K o r b u t , t. 14, s. 262— 264. — E n c y k l o p e d i a

W a r s z a w y . W arszaw a 1975, s. 244. — Z b ió r p o e t ó w p o ls k ic h X I X w . U ło ż y ł i op ra­

co w a ł P . H e r t z . T. 6. W arszaw a 1975, s. 626— 627. — A. M a r i a n o w i c z , Z a ­

p o m n i a n y s a t y r y k p o ls k i, J u lia n K a l i s z e w s k i (1845— 1909). „S zp ilk i” 1983, nr 15,

s. 6— 7. Że jed n ak p rzy p o m n ia n y został n ie całk iem , św ia d czy choćby to, że w p ra ­ cach h isto ry czn o litera ck ich m ó w i się o n im n ie k ie d y jak o o K lim a szew sk im (L i­

te r a t u r a p o l s k a w o k r e s ie r e a l i z m u i n a tu r a li z m u . T. 1. W arszaw a 1965, s. 243.

„Obraz L itera tu ry P o lsk iej X IX i X X W iek u ”. S eria 4): „kółko jego [tj. B ełzy] n a j­ b liższy ch k o le g ó w po piórze sta n o w ili O rdon (Szancer), M iron (M ichaux) i K lin (K lim a szew sk i)”, (w in d ek sie je st już form a p op raw n a) lu b J ó z e f i e K a lisz e w sk im (J. K u r c z e w s k a , W i e d z a i o b o w ią z k i . (Ś r o d o w i s k o „ P rze g lą d u T y g o d n i o w e g o ”

w la t a c h s i e d e m d z i e s i ą t y c h X I X w.). „A rch iw u m H isto rii F ilo z o fii i M y śli S p o łecz­

(3)

174 D O B R O S Ł A W A Ś W I E R C Z Y Ń S K A

Już w tych przypomnieniach Kaliszewski jaw i się jako interesujący pisarz-satyryk i moralista, jeszcze bardziej interesujący ty p oryginała, dziwaka czy pozera, trochę nihilisty, trochę „predekadenta” 3.

Julian G audenty Napoleon Antoni czworga imion Kaliszewski urodził się prawdopodobnie w końcu 1845 r. w W arszawie jako drugie dziecko Antoniego i A leksandry A nny ze Śliwickich. Ojciec był w ziętym archi­ tektem , jednym z bardziej cenionych uczniów Antoniego Corazziego4. Ju lian kończył szkoły w Warszawie, w gim nazjum realnym przy K ra­ kowskim Przedmieściu zyskał m.in. dobrą znajomość łaciny i greki, k tó ­ re w ram ach samokształcenia doskonalił. Był chłopcem bardzo zdolnym, wrażliwym, ale chorowitym. Być może dlatego nie ukończył żadnych studiów, choć najpew niej uczęszczał na w ykłady i sem inaria w Szkole Głównej. Zdobywanie wiedzy drogą samokształcenia było jego wielką pasją.

W roku 1868 pisał o sobie:

J e śli k toś m a la t d w a d zieścia parę, n ien a w id zi c k liw y c h w ieczo rk ó w , gd zie grają w p refera n sa i w a lcu ją do up ad łego, a lek tu rze, choć u lu b io n ej, n ie m oże się oddaw ać z p ow od u rozkosznej na p rzyszłość p ersp ek ty w y , że się b ę ­ dzie prow ad zon ym za jed n ą rękę, a druga, uzb rojon a k ijem , p rzez o b m a cy ­ w a n ie drogi m a sp ełn ia ć p o słu g ę w zrok u

— to zakochuje się lub wyjeżdża za granicę. Kochał się więc i jeździł za granicę. Ale i w stolicach europejskich dopadała go nuda, tęsknota za przeszłością, męczyły „spleenowate godziny”, tym bardziej nieznośne, że „poczuł na swoim nosie te powiększające okulary”, których już nigdy się nie pozbędzie (Sz I 20—21, 24) 5.

Narysował też słowami p o rtret swój z tego okresu:

8 Do grupy „d ek ad en tów ” za liczy ł K aliszew sk ieg o M arian P ła c h e c k i w r e fe r a ­ cie pt. D e k a d e n t y z m p o łu d n i a w i e k u , w y g ło szo n y m w m arcu 1984 na s e s ji IB L P A N na tem at: „ P o w sta n ie sty c z n io w e w litera tu rze X I X w .”

4 A n to n i K a liszew sk i p racow ał jako b u d ow n iczy w p o w ia ta ch o p a to w sk im , w a rsza w sk im i raw sk im , p ro jek to w a ł w ie le g m a ch ó w w W arszaw ie i k ie r o w a ł ich w y k o n a n iem . D ochody m iał, jak się w y d a je — znaczne, w 1848 r. k u p ił dom n a B ed n arsk iej ,(nr hip. 2681). T ran sak cja n ie b yła jednak udana: przez k ilk a la t K a ­ lisz e w sc y p ro ceso w a li się z rodziną W essów , p op rzednich w sp ó łw ła ś c ic ie li dom u, z p ow od u jak ich ś n ie ca łk iem w y ja śn io n y c h sp ra w sp a d k o w y ch . P ism a są d o w e w y ­ k azują, że w ła śc iw ie p ro ceso w a ła się chorująca sta le A lek sa n d ra K a liszew sk a , bo m ąż w ty c h la ta c h rzadko — z ra cji p row ad zon ych w teren ie prac — p r z e b y w a ł w dom u. P ierw o ro d n a córka K a liszew sk ich , W anda F ra n ciszk a B o g u m iła , ur. w r. 1843, w y sz ła w r. 1883, a w ię c w w ie k u 40 lat, za F ran ciszk a M a le s z e w s k ie - go i od zied ziczyła dom przy ul. B ed n arsk iej.

5 W te n sposób od sy ła m y do w yd.: S z k ic e . S k r e ślił K l i n . C zęść 1. W arszaw a 1868— 1870. L iczb y po sk rócie ozn aczają stron ice. S k ró ta m i o d sy ła m y te ż do in ­ n ych u tw o ró w tego autora: Sz II = S z k ic e . S k reślił K l i n . C zęść 2. W arszaw a 1882— 1885; P S = P a m i ę t n i k i s c e p t y k a . S k reślił *** n. K rak ów 1871; M K R = K l i n , M o i k o c h a n i r o d a c y . W arszaw a 1888 [1887].

(4)

J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 175 J est to m ężczy zn a śred n ieg o w zro stu o dłu gich , sw ob od n ie w ty ł zarzu ­ c o n y ch b lond w ło sa ch . C zoło jego szerok o ro zw in ięte p od ry so w a n y m je s t lu ­ k a m i ciem n y ch b rw i, k tó re jak b y na k la m erk ę zo sta ły sp ięte d w om a g łęb o ­ k im i zm arszczk am i. B ad aw cze sp ojrzen ie k ryło się pod ok u laram i, a le ru ch li­ w e sk rzyd ła jego nosa zd rad zały u czu cia w ew n ętrzn e, k tóre reszta fizjo g n o - m ii jak b y do m a sk o w a n ia się zm u szała. U sta, z lek k a w k ą ta ch sw o ic h z a ­ g in a ją ce s ię k u d ołow i, m ia ły w yraz iro n ii p ołączon ej z p ew n y m pob łażan iem . Jest to d ziw a k w e d łu g jed n ych , m ąd rala w e d łu g drugich. Z w y k ły m jego- za jęciem fla n erk a po u lica ch m iasta, p iln y m zatru d n ien iem szero k ie z ie w a ­ n ie, a n a zw isk iem e k s-lite r a t. D la teg o je s t d ziw ak iem , że się za w sze, o ile m oże, u ch y la od d ziecin n y ch , czczych form tow a rzy sk ich ; d latego jest m ąd ra­ lą , że n ieg d y ś sied zia ł ty lk o w k sią żk a ch i n ie lu b ia ł gadać o n iczy m w p u - sto g ło w y c h zeb ran iach ; a d la teg o e k s-litera tem , że raz jed en w ży ciu sw o im ze r w a ł się do dru k u i p a d ł n a ty ch m ia st pod p lu to n o w y m o gn iem za k rzak o- w y c h k ry ty k ó w . [Sz I 170]

Często chorował. Pisał:

T ak, je ste m chory, je ż e li już tak ch cecie [...]. U m y sł chorego fiz y c z n ie [...] tak że w n ie z w y k ły s ta n przechodzi. [PS 31]

Ów „niezw ykły” stan um ysłu pogłębiały niewątpliw ie zawody życio­ we i frustracje. We wczesnej młodości przeżył jakieś wielkie uczucie, w sposób rom antyczny zaufał „dziewicy-aniołowi”, ale przyszło wielkie rozczarowanie: nie znalazł, czego szukał, nie otrzymał, czego pragnął, utracił, co chciał ofiarować. Więc zwątpił i stał się szydercą wobec tzw. czystej miłości.

D rugi wielki zawód przeżył w związku ze swymi am bicjami literacki­ mi. Pisał o tym wielokrotnie, ale najbardziej interesująco w szkicu za­ tytułow anym Ludzie talentu:

B y ł sob ie jeden... M iał la t ośm n aście, dużo w o ln eg o czasu, a w dod atk u b u tn eg o ducha. O śm n aście la t k azało m u b yć ciek a w y m , w o ln y czas p o zw o ­ lił zadość u czy n ić tej ciek a w o ści, a b u tn y duch w y ła m a ć się spod ty s ią c a p rzep isów , ja k im i, n ie m a ją c co lep szeg o do roboty, tłu m się k ręp u je. I zo­ sta ł m a rzy cielem . P otem , p o n iew a ż k on ieczn ie p otrzeb ow ał przed k im ś się w y w n ę tr z y ć , d ia b elsk im p o d szep tem w ied zio n y zaczep ił o druk. [...] N atu raln ie, że g d y sp ostrzeżon o poezją b ez k o ń có w ek , n ie p ozostaw ało n ic w ię c e j jak rzu ­ cić m u p ośm iech . O n się ścią g a ł, reflek to w a ł, ob cin ał p o ry w y fa n ta zji, i n ic n ie pom ogło: n ie u m iesz k o ń có w ek , p isz trak tat prozą, a jeżeliś do tego n ie zd oln y, to cich o sied ź ze sw o je m i m rzonkam i... [Sz I 177J

Kaliszewski właśnie jako 18-latek debiutował w „K urierze Niedziel­ nym ”: prawdopodobnie jego autorstw a są niektóre z licznych anonimo­ wych wierszy drukow anych w pierwszych num erach z 1863 roku. W n u ­ merze 28 z tegoż roku redakcja poinformowała bowiem czytelników, że od pana L.L. otrzym ała wiersze o „czarnookiej ptaszynie” z bardzo zło­ śliwym kom entarzem , z którego wynika, iż owe utw ory to płody jakiegoś młodocianego poety. Byłoby lepiej — zauważał najpew niej sam redaktor, A leksander Niewiarowski — gdyby

(5)

176 D O B R O S Ł A W A Ś W I E R C Z Y Ń S K A

zo sta ły one w u k ryciu , g d yb y zło śliw o ść p. L.L. n ie w y d o b y ła ich sta m tą d d la p o sta w ien ia pod ciosem d rw iącej k r y ty k i. Zresztą... p isa n ie złych w ie r sz y b ez p u b lik o w a n ia on ych n ie jest w ie lk im w y stę p k ie m .

W dwa tygodnie później, w num erze 30 „K u riera”, Kaliszewski, u k ry ­ w ający się pod inicjałam i G. Κ., odpowiadał, iż „p. L.L.” złośliwie dał do redakcji „nie obrobione wiersze”, a au to r „nie miał sposobności do flegmatycznego zaokrąglania płodów im aginacji”. „I ma-ż to być grze­ chem, że ktoś w yleje muzykę swojego serca w tonie dla kogo mniej wdzięcznym?” — pytał młody poeta.

Mimo tego bolesnego dla Kaliszewskiego konfliktu współpraca z „K u­ rierem ” nie została przerw ana: od num eru 49 z r. 1863 Kaliszewski (pod­ pisywany: Gan. Jul. KaL, Gaw. Jul. Kai., naw et Gal. Jul. Kai) prow a­ dził w tygodniku rub ry k i Przegląd literacki i Przegląd gazet. Były to treściwe, zwarte, nie pozbawione złośliwości omówienia w ybranych ksią­ żek i czasopism. Kaliszewski ośmielił się m.in. zaatakować jedną z ów­ czesnych powag, F ryderyka H enryka Lewestama, zarzucając jego p ra­ com niewyczerpywanie tematów, niejasne sformułowania, „niestosownie dobrane” przykłady i odesłania. W num erze 5 z r. 1864, w recenzji-fe- Hetonie pt. Kwestia mowy, opowiedział się za uniw ersalną, „kom uni­ styczną mową”, zrozumiałą dla wszystkich narodów, a powstałą przez „zlewek wszystkich języków w jedno”. Protestow ał przeciw polskiemu puryzm ow i językowemu, przeciw chęci zastępowania „narodowymi” te r­ m inam i określeń pochodzenia obcego, ale w polszczyźnie zadomowionych, takich jak apatia, atmosfera, cynizm. Pisał np.:

M ow a czło w ie k a na to jest daną, aby przez n ią m ó g ł jasno w y ra zić s w o je m y ś li [...], a n ie d latego, aby ją g m a tw a ł coraz to n o w y m i tru d n ościam i, id io ­ ty zm a m i i narod ow ostk am i.

Redakcja — w przypisie do tego tekstu — odcięła się od poglądów autora, które „burzyłyby tradycję i historię” i które są niemal „nonsen­ sem filologicznym”.

Poinformowano też czytelników, iż „K u rier”, „w ierny wierze ojców”, nie zamieści recenzji z Życia Jezusa Renana pióra swego współpracow­

nika.

Trudno ustalić, czy do zerwania współpracy doprowadziły powyżej prezentow ane poglądy autora, czy zmiana w redakcji „K uriera” (od n u ­ m eru 48 z r. 1864 pismo przejął Arkadiusz Kleczewski), czy tak barw ­ nie opisane w szkicu Niedoszły literat żądania wypłacenia honorarium ,

ale już w num erze 51 z r. 1864 zamieszczono anons:

P a n u Gau. Jul. K ai. „K urier Ś w ią te c z n y ” n ie da się złapać n a w ę d k ę i n a w e t b ezp łatn ego p ań sk iego w sp ó łp ra co w n ictw a się zrzeka.

K rótko trw iły także związki Kaliszewskiego z grupą „Przeglądu Ty­ godniowego”. Co pisał w „Przeglądzie”, trudno — z małymi w yjątka­ m i — ustalić. Jak w ynika ze wspomnianego szkicu, uczęszczał na

(6)

zebra-J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 1 7 7

nia zespołu współpracowników pisma odbywające się w mieszkaniu Ada­ m a Wiślickiego. Próbował też współpracy z jakim ś pismem kobiecym, oferując przekłady („poetą się nie urodziłem, o powieściopisarstwie mam złe wyobrażenie, cóż m i pozostaje robić? — wezmę się do tłumaczeń, ostatnia moja nadzieja” (Sz I 9)). Niedoszły literat. Fotografia z życia

antypodów jest właśnie opowieścią o straconych złudzeniach kandydata

na pisarza. Nie związał się już nigdy potem z żadną grupą czy redakcją, a wszystkie swoje prace w ydaw ał w łasnym nakładem.

Życie mu się w yraźnie nie układało. W 1879 r. stracił matkę, z k tó ­ rą — jak się w ydaje — nie był związany uczuciowo, w 1885 r. ojca, z siostrą i szwagrem nie utrzym yw ał kontaktów (znamienne, że nekro­ log Antoniego Kaliszewskiego w „K urierze W arszawskim” z 14 I 1885 podpisany jest tylko przez córkę i zięcia). Własnej rodziny nie założył; ze względu na weredyczny charak ter nie miał — jak można sądzić — serdecznych przyjaciół. Ale jego mieszkanie tak barw nie opisane w S ta ­

rej i m łodej prasie, stało otw orem dla kolegów. Trochę hipochondryk, tro­

chę schizofrenik, był m aterialnie niezależny, nie musiał zarabiać, więc wypełniał życie lekturam i, samokształceniem, podróżami i dyskusjam i- -sporami. Także swoje pisarstw o traktow ał jako formę dyskusji, jako spór z czytelnikami. Zm arł 26 sierpnia 1909 w szpitalu Sw. Ducha w Warszawie. Pochowany został w grobie rodzinnym na Powązkach.

2

Bibliografia twórczości Kaliszewskiego jest niewielka. W latach 1868— 1870 w ydał w 7 zeszytach 13 szkiców pierwszej serii, w 1871 r. Miłosne

pieśni — przekład 6 pieśni Horacego, w 1872 r. Pam iętniki sceptyka,

w 1882—1885 6 zeszytów szkiców serii drugiej, w 1888 książkę Moi ko­

chani rodacy. W rękopisie pozostawił — według anonsu na rew ersie

k a rty tytułow ej ostatniej z wymienionych prac — utw ór pt. Zaświaty.

Na ziem i rozum u oraz Autobiografią. Nieliczne artykuły, eseje, wiersze

hum orystyczne i satyryczne drukow ał w prasie warszawskiej i galicyj­ skiej 6.

5 Zob. N o w y K o r b u t , t. 14, s. 263. P rzy to czo n e tu dane dotyczące tw ó rczo ści K a liszew sk ieg o w y m a g a ją p ew n ej k o rek ty . Np. pisarz n ie w sp ó łp ra co w a ł z „ B ib lio ­ tek ą W a rsza w sk ą ”, po p rostu w ro czn ik u 1871 (t. 3, s. 295—296, 298) C h m ielo w sk i, o m a w ia ją c p o lsk ie tłu m a czen ia z H oracego, p rzy to czy ł ta k że dw a fr a g m e n ty p ióra K lina; zam ieszczon y w „B lu szczu ” (1899, nr 33) w iersz O g r ó d e k n a p isa ł jak iś K lin z K rak ow a, n ie K a liszew sk i; o p u b lik o w a n y w „D zien n ik u L itera c k im ” (1864, nr 10) p rzekład w iersza H ein ego pt. F ir d u s i w y sz e d ł spod pióra M . A. K lin a (to też n ie K a liszew sk i). P od ob n ie z w ierszem W p e n s j o n a c ie d ru k o w a n y m w „S zczu tk u ” (1893, nr 41), a p rzed ru k o w a n y m w „K u rierze L w o w sk im ” (1893, nr 282). N iep o ro zu m ie­ n iem je s t też ru b ryk a „P race e d y to r s k ie ” ; K a liszew sk i po prostu sfin a n so w a ł w y ­ d an ie P ie śn i l i r y c z n y c h B ełzy i d latego na k a rcie ty tu ło w e j podano: „ N ak ład em K lina, autora S zk icó w " .

(7)

178 D O B R O S Ł A W A S W I E R C Z Y f t S K A

Szkice Klina są zbiorem tekstów różnej wartości, ale n a ogół bardzo

interesujących. C harakteryzują je już same tytuły: Niedoszły literat.

Fotografia z życia antypodów; Na koszu. Z notatek bałamuta; Kuzynka. S ylw etka z galerii pospolitych ludzi; Kartki nie Kraszewskiego z Podró­ ży nie Sterne’a; Figle miłości. Z kronik kulawego prawa o małżeństwie; Po capstrzyku. Jedna zwrotka z eposu ulicznego; Zdechlaki. Dwie chwile z zapustnego wieczorku; Z lepszego świata. W y im e k z pamiętników m a­ rzyciela; Nul; Jedna z tych. Nowelka; Po gruzach Rzym u; Zerwana k w in ­ ta. Jedna fuga z symfonii społecznej spisana w godzinie nudów; Ludzie talentu (Eks-literat, Wyrobnicy pióra, Refleksja, Idziem y dalej, Hugo- niści, Dzieci melodii, Władcy pędzla, Spowiedź); U drogowskazu; Po Europie (Wycieczka trzecia, Wycieczka czwarta, Wycieczka piąta); Prze­ de snem; Żołądek i mózg; Z trylogii życia (* * * z posiedzenia niebian, Z rojeń wariata, Na sądzie. Z objawienia nieboszczyka); Jeszcze On.

Najbardziej znam ienną cechą owych utw orów jest swoboda myśli i sądów, przekora i zadziomość, ostrość sform ułow ań w stosunku do sie­ bie, do społeczeństwa w ogóle, a do społeczności czytelniczej w szczegól­ ności, odwaga w traktow aniu kw estii obyczajowych, krytycyzm wobec osiągnięć i planów warszawskiego pozytywizmu. Interesująca jest stro­ na językowa S zkiców : słownictwo bardzo bogate, jędrne, dosadne, sfor­ mułowania aforystyczne, pełne paradoksów. Kompozycja większości teks­ tów Klina ma wszelkie cechy sternizm u: swobodna, pełna ekspresji n a r­ racja, dygresyjność, autotem atyzm i subiektywizm połączony w specy­ ficzny sposób z autoironią i dystansem wobec siebie. Wszystkie te cechy w yróżniały prozę Kaliszewskiego na tle bardzo przeciętnych utw orów wczesnego pozytywizmu.

Szkice Klina to nieustająca dyskusja z sobą, swymi poglądami i sw y­

mi czytelnikami. Pisał np.

S p iera jm y się n a w e t z lek k im szy d erstw em . S zy d erstw o to p iep rz k u stra w n o ści su ro w izn y dow odów , a żart to okrasa i d ziesięcin a d la w y b r e d ­ nego p o d n ieb ien ia , p osłu gu jącego się u cy w ilizo w a n ą m ow ą. [Sz I 117]

Ta „dzika chętka ścierania się z ludźmi na słowa” m iała pomagać w szlachetnym celu wykrzesania prawdy.

Tem atyka obydwu serii Szkiców obraca się w yraźnie wokół kilku spraw: literatu ry , szczególnie literackiego zawodu (w obu znaczeniach tego wyrazu) Klina, poglądów autora na kw estie społeczne, ideologii mło­ dych pozytywistów warszawskich i w rażeń z podróży.

O świadomej, zamierzonej dwuznaczności term inu „zawód pisarski” świadczy, obok Szkiców, dedykacja na broszurze pt. Moi kochani rodacy z r. 1888: „Ziomkom swoim w XXV rocznicę pisarskiego... z a w o d u poświęca au to r”.

Kaliszewski bardzo chciał zostać pisarzem. Człowiekiem rządzą dw a pragnienia — konstatował w Szkicach (Sz II 242—245) — wypowiedzenia

(8)

J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 179

się, w yw nętrzenia oraz bycia doskonalszym a uznanym teraz lub w tzw. przyszłym życiu. Te dwa dążenia tw orzą poetów, filozofów, myślicieli, są m otorem dobra i... zła. We wczesnej młodości Klin sądził, że owe pragnienia będą dla niego m otorem dobra. Obdarzony bystrym um y­ słem, z rozw iniętym poczuciem piękna, kandydat na pisarza „jak młode orlę” rzucił się ku „ułudnym gościńcom sław y”, ale natrafił na tw ar­ de ściany „ciasnych kury tarzó w ” i „opryszczone złośliwością szydercze g^by pośmiechu”.

Jeśli orlę byłoby silne, jednym machnięciem skrzydeł przebiłoby się przez te przeciwności i wzleciałoby w górę — rozważa Klin. Ale jeśli tych sił nie ma dostatecznie wiele? Pozostaje alternatyw a: albo z poła­ m anym i lotkam i podskakiwać do góry, smarować owe „gęby” k ry ty ­ ków miodem pochlebstwa, cieszyć się lichym uznaniem, a w końcu za­ służyć na kam ień grobowy z napisem „zdolny pracow nik”; albo też pójść w łasną drogą, nie dbając o sławę i uznanie różnych „zjadaczów chleba”, k tórych można szanować, ale piekarzem dla nich być nie trzeba (Sz II 249—251). Kaliszewski w ybrał oczywiście tę drugą drogę. Choć w 1868 r. pisał o „złam aniu pióra” 7, nie mógł się rozstać z zawodem pisarza. Po­ tem pow stały przecież kolejne Szkice, Pamiętniki sceptyka, przekłady,

Moi kochani rodacy, którą to pracę zakończył butnym , zapożyczonym

od Syrokom li stwierdzeniem : Polska musi mnie czytać, rada czy nie rada.

Ten literat, k tó ry swe opinie wypowiadał jako eks-literat, nie taił też poglądów na literatu rę i współczesne sobie dziennikarstwo. Wzorem lite ra tu ry była dla niego twórczość pisarzy starożytnych. Tamci poeci byli wieszczami ludów, słuchały ich, znały i rozumiały masy; dzisiej­ si — to tw órcy „własnego ja ”, wychodzący do czytelnika z żałosnymi skargam i i pustym i uciechami (Sz II 242). Poeci i poetki „mnożą się jak pieczarki po deszczu” — powiada Kaliszewski — z ich twórczości pow staje istna „zamieć w ierszydeł”, „ulewa pustych dźwięków”, mgła za­ słaniająca „światło rozsądku”. I naw et Mickiewicz, „widocznie w zapo­ m nieniu”, w yraził się z przekąsem — ubolewa K lin — o m ędrca szkiełku i oku (Sz II 33—34). Ta poezja opiewa też z upodobaniem to, co daw ne albo obce, albo nieprzystępne, jakieś łódki, jakieś rumaki... Ale loko­ m otyw a czy parowiec nie mogą się dobić miejsca w naszej poezji. A prze­ cież „poezja jak elektryczność, leży utajona wszędzie, tylko trzeba ją umieć wydobyć” (Sz II 44). W całej naszej literaturze panuje m iernota i naśladownictwo — głosi Klin. B eletrystyka to zwykle utw ory zaw iera­ jące lichą in try gę i płytką miłość „zatopione w serw atce opisów miejsco­ wości” albo nudne w ątki pseudohistoryczne, nie w sparte autentyczną znajomością praw dy historycznej. Z współczesnych sobie prozaików K ali­

7 Zob. Sz I 192: „trzasnąłem pióro, w y w r ó c iłe m kałam arz, u k ło n iłem się d ru ­ k arzom i odtąd jak n a jza d o w o leń szy ze sie b ie i z ludzi sp o k o jn ie so b ie w e g e tu ję ”.

(9)

180 D O B R O S Ł A W A S W I E R C Z Y Î Ï S K A

szewski wysoko ceni Ludw ika Sztyrm era, k tó ry ma w swej twórczości „praw dziwe b ry lan ty ” i pewnie dlatego kryty cy go nie uznają (Sz II 36—37). Jest też pełen podziwu dla poezji Słowackiego.

Pew nym w ytłum aczeniem mierności naszej lite ra tu ry może być — w edług K lina — ubóstwo polszczyzny w wielu dziedzinach: bardzo często nie można znaleźć słów dla oddania kłębiących się m yśli i uczuć, wiele pojęć nie ma właściwych definicji. Pisał:

C hoćbym n ie ch ciał, to jed n ak m u szę tu p o zw o lić M a rcja lo w i w ła sn y m sw o im języ k iem p rzem aw iać — d ziew iczo n ie w in n y te g o c z e sn y język m oich r o d a k ó w n ie d ozw ala m i d ok ład n ie w y ra zić ch oćb y ty lk o n a jp ro stszy ch praw d, g d z ie indziej lu b n ieg d y ś b ezw sty d n ie w y p o w ia d a n y ch . [Sz II 123]

Młodych kandydatów na pisarzy Klin ostrzegał przed dziennikar­ stw em i „rozmienianiem się na drobne”, przed pracą zabijającą talent. Natchnienie wyczerpie się w codziennej szarpaninie, szybka a płytka sła­ wa otum ani — i co pozostanie? Podzielą los „k rytyków ”, którzy bez odpowiedniego przygotowania będą osądzać kolejnych kandydatów na Olimp.

Jednak Klin eks-literat nie poprzestawał tylko na krytyce. Próbo­ w ał sformułować pewne praw idła czy zasady, które w inny obowiązywać piszących. Przede wszystkim każde słowo, każde zdanie „winno być myślą brzem ienne”. Nie należy „zbytecznie” (tj. bez ważnej myśli) za­ pełniać k art i tomów, bo zadaniem pisarza — głosi Klin — nie jest zdo­ bycie „num erów w spisach bibliograficznych”. Ponadto należy się zawsze głęboko zastanowić, o czym, dlaczego i dla kogo chce się pisać. Ten trzeci pu n k t jest najważniejszy; i nigdy nie trzeba myśleć, że można tw o­ rzyć dla wszystkich, bo „dla w szystkich” piszą tylko krańcow e m ierno­ ty. Trzeba pisać szczerze, bez oglądania się na reakcję chwili, być przy­ gotowanym na brak uznania i zrozumienia. Tekst nie może być nudny, m yśli należy formułować krótko i jasno. W krajach, gdzie myśl jest w cenie, powodzeniem cieszą się aforyzmy. A u nas...? „ten dopiero dobrze gada, kto dużo gada” (Sz II 220—223).

O nego czasu, jeszcze przed p o ja w ien iem się m chu na m ojej brodzie, b y ­ łe m ok rop n ym id ea listą . ;[...] C ok olw iek późn iej, opadając z la ty i z p o trze­ b a m i burzącej się k rw i k u ziem i, w y z n a w a łe m na w ia r ę d ru gich p o w sz e c h ­ n ie p rzy jęte teo rie d u alistyczn e. F ik cy jn o ść nied orzeczn a b ęd ą ca ich p o d sta ­ w ą w k ró tce p oczęła m ię razić i k o n se k w e n tn ie z pom ocą w ie ją c e g o d ucha czasu p op ad łem w tak zw a n y gru b y m aterializm . A le m y śl m oja, n ie m o g ą c się zad ow olić dość k rótk ow zroczn ym tłu m a czen ie m rzeczy za p om ocą tej teo ­ rii, p ob iegła so b ie dalej i n ie m ogąc n igd zie znaleźć p u n k tu oparcia, u grzęzła

so b ie w rob aczyw y, jak k toś go n a zw a ł, scep ty cy zm i ponoć n ig d y ju ż zeń n ie w y le z ie

— pisał Klin we fragmencie zatytułow anym Spowiedź (Sz I 190).

M aterializm, racjonalizm i sceptycyzm kształtow ały poglądy K ali­ szewskiego na świat, społeczeństwa i człowieka. Uważał się za wyznawcę

(10)

J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 1 8 1

sceptyka P y rro n a z Elidy. Wzorem myśliciela nowożytnego był dla Kli­ na Erazm z R otterdam u, z polskich filozofów najbardziej cenił Jana Śniadeckiego.

Zgodnie ze swą doktryną Kaliszewski starał się przedstawić dzieje człowieka i ludzkości. W edług tej doktryny Nul — przyszły człowiek — w yłonił się z chaosu świata. Potężne uczucie „wzięło go na swoje łono”, chrzciła go refleksja, karm ił w ygórowany egoizm, uczyła ciekawość, żą­ dza dopełniała wychowania. Był coraz bardziej pewny siebie, czuł się panem stworzenia, ale żył w zgodzie z naturą. Żądza posiadania uzbroiła m u dłonie kam ieniem , pałką i mieczem, i wywołała „nienawiść ku b ra­ ci”, żądza spokoju kazała podać rękę do obłudnej zgody z jednym i prze­ ciw innym i zrodziła kasty, nacje, państwa; żądza rozkoszy zrodziła nie­ wolę słabszych i poddaństwo kobiet. Ten pew ny siebie pan stworzenia w szystko garnął dla siebie, dla swego ciała. Praw o mocniejszej pięści zastąpiono — przynajm niej częściowo — praw em wyższej myśli, spry t przerodził się w inteligencję. Był to „pierwszy krok panowania tej siły, k tó rą nazyw am y cywilizacją” . Cywilizacja jednak podzieliła ludzi: jedni zw rócili się do wzniosłych, ale m artw ych teorii, drudzy chcieli „skon- fortablow ania” życia. I jedni, i drudzy pragnęli panować nad natu rą, światem , wszechświatem. Ale panowanie nie dawało szczęścia, uzmysło­ wiło człowiekowi jego słabość, naw et bezsilność. Przestraszony zawoda­ m i i cierpieniem upił się chęcią ocalenia, zaczął tęsknić za nieskończo­ nością, władzę oddał nieznanemu, duchom, „chwycił kruchą gałąź drze­ wa G olgoty”. S tał się znowu niem al Nulem (Sz I 111—128, II 93). Z cza­ sem zapragnął poznać nieznane, przybliżyć nieskończoność, zmniejszyć poczucie bezsilności. W ymyślał więc nowe religie i teorie ateistyczne.

Człowiek będzie pełen niepokoju — ostrzegał K lin — póki nie zda sobie spraw y, iż nie pozna wszystkiego, nieskończoności, Boga, że zawsze tra fi na coś, co będzie niezbadane. Myślenie i badanie, wątpienie i ba­ danie, staw ianie nowych hipotez i badanie, a mniej wiary, emocji, „nie­ podważalnych zasad” — oto cała recepta Kaliszewskiego na praw dziw y postęp nauki. N auka i filozofia — tw ierdzi — w inny być przystępne i zrozumiałe dla myślącego ogółu (jak było w starożytności) zamiast two­ rzyć niejasne system aty i chimeryczne wymysły, jak np. „cudackiej pa­ mięci” Trentowskiego (Sz II 23).

Niewłaściwa nauka, a może tylko nieprawidłowe jej stosowanie do­ prowadziło do pow stania niewłaściwie zorganizowanych społeczeństw. Na­ sze społeczeństwo jest najlepszym przykładem takiej sytuacji. W S zki­

cach oraz w Moich kochanych rodakach zaw arł K lin poglądy na polskie

społeczeństwo.

W yróżnia w nim trz y stany: pospólstwo, w k tórym jednostka w spo­ koju jest posłuszna, flegm atyczna, średnio pracowita, podrażniona zaś staje się zacięta, uparta, niszcząca; stan średni — drobną szlachtę prze­ chodzącą do miast, k tóra z czasem utw orzy odpowiednik zachodnioeuro­

(11)

1 8 2 D O B R O S Ł A W A S W I E R C Z Y Ń S K A

pejskiego mieszczaństwa, a jednostka z tej grupy je st spokojna, syste­ matyczna, pracowita; stan najwyższy, któ ry stanow ią pozostałości ary ­ stokracji, „uczeni”, artyści — ludzie m ający bardzo często chęci i in­ tencje przywódcze, ale bez odpowiednich um iejętności (Sz II 11—15); oni właśnie pobudzają i pogłębiają nasze największe wady narodowe: kierowanie się uczuciami, pogardzanie rozumem i rozwagą.

Tymczasem nie „czułe”, ale rozum ne narody m ają „poważne praw a” na tej ziemi — ostrzega Kaliszewski. Na zachodzie Europy wybitne jed­ nostki zm iatają „pleśń zabobonu i przesądu” z proporcem tolerancji w dłoniach i zdobywają zasłużone laury. U nas „naw et echo tego, co się tam dzieje, o w ywatow ane głupotą, nieuctw em i w ałkoństw em umysły nie może się odbić”. Jeśli zjawi się w naszym społeczeństwie jednostka wybitna, to „co prędzej wynosi się od nas, aby złożyć ofiarę ze swego ducha cudzoziemcom” (Sz II 29) — i tam otrzym uje nagrodę. U nas nauki przyrodnicze znane są z imienia, ekonomia przejm uje nas panicz­ nym strachem, nauki m atem atyczne budzą w stręt, filologia więcej zaj­ m uje się francuskim niż własnym językiem, a książka naukowa i po­ pularyzacja nauki są praw ie nie znane. Nasza poezja i beletrystyka świad­ czą, iż lubim y sobie przyśpiewywać i czytać wzruszające rom anse — wszystko bez zatrudniania myśli. Przew ażająca część społeczeństwa w ogóle nie czytuje poezji. Nawet Mickiewicz znany jest głównie lite­ ratom , studentom i pensjonarkom . Lud nie wie zwykle o jego istnieniu. Ten nasz lud nie zna pojęcia ojczyzny, w swej masie nie żąda naw et autonomii krajow ej. I nic dziwnego, jem u dziś lepiej pod obcym pano­ w aniem niźli kiedyś pod batem panów rodaków. Jest to sm utne, ale prawdziwe (Sz II 32—33). Nasza literatu ra nie trafia do ludu, bo cóż on może mieć wspólnego z bajronizmem Słowackiego, m istyką K rasiń­

skiego, ultraszlachetczyzną Pola? — pyta Kaliszewski.

W całym naszym życiu społecznym frazesy, wykrzykniki, nadzieje i m arzenia są w większej cenie niż praca, rozsądek i krytyczne m yśle­ nie. I przy tym wszystkim mamy „dzikie żądania, ażeby nas uznano za naród noszący miano europejskie [go] i cieszący się jakoby cywilizacją zachodnią!...” (Sz II 34). A przecież Europa po prostu szydzi z naszego społeczeństwa.

Lekarstwo na to jest jedno: trzeba zdjąć z oczu przepaskę źle rozu­ mianego patriotyzm u, bez fałszywego w stydu wydobyć i opisać zło i jego źródła. Będzie to diagnoza, która pozwoli leczyć chorobę. Dotychczas jed­ nak tym , którzy próbowali tę diagnozę postawić, w nagrodę „jak ru b la w łapę lekarzowi, zawiść podłą lub obojętność nikczemną” rzucano na głowę (Sz II 41).

Owego rubla rzucili Kaliszewskiemu współcześni: niechęć, zawiść, obo­ jętność wreszcie. Współcześni, a więc głównie młodzi pozytywiści, z k tó ­ rym i początkowo „współ-pracował” i „współ-czuł”. Przez pew ien czas był K lin bowiem wyznawcą „najprawdopodobniejszego system atu filo­

(12)

J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 1 8 3

zoficznego, to jest teorii m aterialistycznej, niech będzie zresztą przez grzeczność — pozytywnej...” (Sz I 190).

Środowisko warszawskich pozytywistów Kaliszewski przedstawił w niemal pam fletowych obrazach w szkicach Niedoszły literat i Ludzie

talentu (szczególnie we fragm entach W yrobnicy pióra — o środowisku

dziennikarskim, Hugoniści — o literatach, * * * z posiedzenia niebian — 0 przedstawicielach nauki).

Stosunek Kaliszewskiego do pozytywizmu jako doktryny cechuje pew­ na ambiwalencja, widoczna w obydwu — oddzielonych przeszło 10-letnim odstępem czasowym — seriach Szkiców . Kaliszewski-pozytywista wierzy w związek między niedostrzegalnym ruchem atomów a najszczytniejszy­ m i pragnieniam i ducha ludzkiego; w większą korzyść z badania pyłku kurzu ulicznego niż z transcendentnego badania przyczyny przyczyn; w większą wagę badania mechanizmów poruszających nogi pająka niż trak tatu o istocie ducha człowieczego czy też patetycznej tragedii.

Ale Kaliszewski-pozytywista żąda też praw a bytu i należnego szacunku dla owych transcendentnych badań, metafizycznych traktatów i patetycz­ nych tragedii (Sz II 153—154), zwalcza przesadny utylitaryzm i prak- tycyzm pozytywistyczny. Nauka pozytywna — tw ierdzi — to nauka ba­ dająca fakty. Największą zasługą pozytywizmu jest zaś wedle Klina odebranie subiektywnym , indyw idualnym hipotezom metafizyków rangi zasad naukowych, a uznanie ich za fak ty naukowe, za fenomeny natury, które można i trzeba badać z m aksym alną tolerancją (Sz II 150). P y tań 1 wątpliwości — mimo rozwoju nauki nie będzie ubywało, tylko będą inne. Nauka otw iera nowe możliwości, rodzi nowe pytania, i tw orzy no­ we... zagrożenia. Bo nauka nigdy nie daje korzyści bezwzględnych — tw ierdzi Klin — nasze zyski z nauki i opanowywania przyrody raczej nie równoważą naw et szkód, jakie ponosimy (Sz II 146—147). Np. nauka opanowała zagrożenia epidemiami czy szarańczą, ale zastąpiła je zagroże­

niami prochem i nowymi broniami.

Ani wiedzy, ani nauki nie można traktow ać z fanatycznym uwielbie­ niem, a to właśnie robią — wedle K lina — propagatorzy pozytywizmu. Z doktryny pozytywistycznej niewiele zrozumieli, choć przeczytali „Buc­ k ie’ów, Droperów i innych” ; sądzą, że są u szczytu nauki i panowania nad światem , że metodami „pozytywnym i” w yjaśnią wszystko. W swej arogancji p>odnoszą dumne głowy jako najm ędrsi, a przy tym są pozba­ wieni najm niejszych okruchów tolerancji dla innych przekonań, zakreśla­ jąc dla tego swego niby-pozytywizmu „ciasny okrąg faktów dostępnych tylko dla ich grubo-zmysłowych pojęć” . Nie są to pozytywiści, „nie praw i synowie jasnej, rzetelnej, swobodnej m etody badania, ale pnie głuche, ciury czepiające się wolnych rycerzów ducha” — pisze z emfazą Kali­ szewski (Sz II 151). Oni wypędzają „na kraj św iata wszelkie pokuszenie o nieprodukcyjną sławę, jeśli nie da się jej zaraz spieniężyć”, ich wie­ dza, co zyskała na obszarze, straciła na głębokości, przy czym — jeśli

(13)

184 D O B R O S Ł A W A S W I E R C Z Y t t S K A

ta wiedza nie daje natychm iastowych niem al korzyści — okrzyczą ją jako trącącą „starzyzną, klassycyzmem, scholastycyzmem, pedantyzmem i czart wie czym tam jeszcze” (Sz I 174). K lin w ątpił w użyteczność tak ciasno pojmowanej m etody pozytywistycznej dla kształtow ania świado­ mości ludzkiej, wielokrotnie ostrzegał przed rygorystycznym podporząd­ kowaniem osobowości i praw jednostki społeczeństwu, grupie (np. Sz II 239—240), przewidywał, obawiał się, czy „duch dzisiejszego wieku znowu kozła nie wywróci [...] i teorie panów niemieckich m etafizyków na po­ w rót nie zostaną powołane na ołtarze świętości człowieczych” (Sz II 3). Kaliszewski „z chęci zysku w nauce”, z ciekawości, z potrzeby ruchu, wreszcie po to, aby uwolnić się od trapiącej go melancholii i spleenu, od pełnej zarozumialców Warszawy, od nastrojonego na „zaściankowy kam erton myślenia naszego ogółu” — wiele podróżował. Należał ponadto do ludzkiego rodzaju latawców — bo ludzie dzielą się jego zdaniem na ślimaki i latawce właśnie (Sz I 37) — więc poruszał się szybko, widział dużo, szeroko, ostro. Zwiedził niemal całą Europę, od A ten do Sztok­ holmu, od G ibraltaru po Glasgow.

K onfrontacja w yobrażeń i opinii wyniesionych ze szkół i le k tu r o słynnych miejscach i metropoliach Europy przyniosła rozczarowanie: Kaliszewski nie ukryw ał tego, nie lukrow ał swych relacji. S tarał się opi­ sywać nie to, co spotykał w różnych sprawozdaniach z podróży; nie in ­ teresow ały go hotele, restauracje, sklepy, budowle zabytkowe czy inne stale odwiedzane miejsca, notował swoje wrażenia i odczucia oraz to, czym różniły się według niego „myśli i mózgi” przedstawicieli innych społeczeństw. Relacje Klina są istotnie niebanalne, niekonwencjonalne i... zabawne. P otrafił kilkoma zdaniami scharakteryzow ać miasto. Bo cóż np. czytam y o Berlinie, którego zdecydowanie nie lubi?

Cóż za m iasto! — n a p om n ik ach czuć pych ę, n a b u d yn k ach u rzęd o w o ść, na u lica ch n iesm ak , na tw arzach m ieszk a ń có w gb u row atość, a w p o w ietrzu m ilita ry zm . [Sz II 86]

W ogóle Kaliszewski był nastaw iony wyraźnie antygerm ańsko, choć cenił porządek i naukę niemiecką. W Czechach i na Węgrzech — głów­ nie w miastach — dostrzegał niebezpieczną ekspansję kultury, języka, obyczaju niemieckiego, a piwo nazywał „forpocztą germ anizm u”.

Oto Londyn w relacji Kaliszewskiego.

T am iza cu ch n ie jak k an ał, d om y czarne jak k o m in y , p ow ietrze b ru d n e jak zak u rzon y m u ślin , a słoń ce p odobne do talerza p o m a lo w a n eg o n a żółto. M ęż­ czyźn i szty w n i, k o b iety brzyd k ie. U lic e w ą sk ie i n ieza jm u ją ce. W H y d e -P a r k u z w y k ła rejtszu la, a ś. P a w e ł okurza się i obm yw a. Jad ło n iesm a czn e, a l e do­ bre i zdrow e. P od tą brzydką łu p in ą m a b y ć śliczn y orzech — tak m ó w ią i p i­ szą. N ie sp ra w d ziłem tego, bom n ie m iał czasu — i p ien ięd zy . [Sz I 49]

Wyspy B rytyjskie w ogóle nie zachwyciły Kaliszewskiego, choć zau­ ważył piękno i tajemniczość przyrody, rozsądne rozplanowanie m iast

(14)

J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 185

i osiedli, zamożność. Cóż, kiedy „zimno, mgła i dym albo dym, mgła i zimno”. Ubolewał:

N ie m asz ch yb a n a ca łej ziem i kraju, w k tó ry m b yś w ię c e j niż n a ty c h w y sp a c h zn alazł praw , u sta w , p o sta n o w ień , przep isów , zastrzeżeń, ostrzeżeń , zabronień, kar za p rzek roczen ie, zw y cza jó w groźniej zm u szających cię do p o ­ słu szeń stw a n iż n a jo strzejsze n a k a zy itp. N a każdym kroku sp otk asz ja k ieś

p r o h i b it e d , to zn ó w a d v ic e , dalej w ie lk im i g łosk am i w y p isa n e b y ord er , ta m p e n a lt y , gd zie in d ziej p u n is h m e n t... [Sz II 97— 98]

F rancja też nie wzbudziła entuzjazm u podróżnika. K raj ten — tw ier­ dzi Klin — może mieć ogromne zasługi dla k u ltu ry światowej, ale nigdy sztuka francuska nie będzie równa greckiej, nauka arabskiej, wiedza nie­ mieckiej. Historia w najlepszym razie kiedyś zaznaczy kuchnię francuską (Sz II 130). A Paryż, ta Mekka kulturalnej Europy! Oto jakże charakte­ rystyczna dla stylu i sposobu n arracji Kaliszewskiego apostrofa do P a­

ryża.

P a ry żu — n ie, to zb y t p osp olite — L u tecjo! S to lico św ia ta (L on d yn się na to n ie zgadza, lecz m n iejsza o niego)! cza ro w n a czarodziejko za cza ro w a ­ n y ch czarn ych i b ia ły c h rozkoszy! k rain o upragniona, obm arzona i o b w z d y - chana m ilio n a m i p iersi, k tó ry m n ie dano cieb ie oglądać! za k lęty la b ir y n c ie b o g a ctw i nędzy! k r y sz ta ln a k roplo dobrego, n iew y czerp a n y zdroju zep su cia i zbrodni! n ie w y e k sp lo a to w a n a k o p a ln io m ody, r ek la m y i d ow cipu! o sła w io n y grodzie w e se la i m ordów , u w ień czo n y ch b o e u f s - g r a s ’öw i igraszek ś. B a rtło - m iejsk ich ! C iebież to, o b iecan a ziem io złotej m łod zieży, cieb ież to, p o w ie w n a ru sałk o o sy p ią cy m się jak p erły u śm iech u , o p ły n n y m , m ile -n o so w y m ję z y ­ ku, cieb ież to... i ja k iż w y r a z tu p ostaw ić, co b y god n ie ok reślił, że w id zę, patrzę, p od ziw iam , p o ch ła n ia m i ły k a m oczam i ten Paryż... [Sz I 42— 43]

Po czym z tego wspaniałego Paryża opisuje kilka zatłoczonych ulic, przedmieście, na którym odbyw ają się zabawy ludowe, oraz form ułuje lakoniczne wrażenia z cm entarza Père Lachaise, gdzie „nagrobki w yglą­ dają jak domy, aleje jak ulice, ogromna ciasnota, drzew mało, zaledwie czujesz, żeś na cm entarzu...” (Sz I 48).

Paryż jest dla Kaliszewskiego nowym Babilonem, k tó ry prędzej czy później odda swe przodujące miejsce innem u ośrodkowi k u ltu ry i myśli ludzkiej.

Także cała Europa, uważająca się za szczyt cywilizacji ziemskich — choć jest z nich najmłodszą i najm niej doświadczoną — będzie m usiała oddać swój pry m at którejś ze starych cywilizacji lub jakiejś nowej. Eu­ ropa nie m a praw a narzucać innym ludom obyczajów, k u ltu ry , swych w ynaturzeń i „niewłaściwości” , nie ma praw a ich pouczać i karcić. Jak kraje skłócone, zanarchizowane, nie umiejące szanować wolności przeko­ nań jednostki, pełne nietolerancji, przynoszące parę i telegram , ale i... wódkę i tytoń mogą panować nad innymi? — pyta Klin. Kolonizacji nie wróży nic dobrego, a m yśli te form ułuje w sposób niekonwencjonalny. Cóż znaczy sto la t panowania brytyjskiego — rozważa — wobec tysięcy lat istnienia dawnych kultur.

(15)

186 D O B R O S Ł A W A Ś W I E R C Z Y Ń S K A

Naród, k tóry ż y je tak długo, m oże sp o k o jn ie p rzesp ać s ię parę w iek ó w , d ozw olić przez te n czas in n y m łech ta ć się p ió rk iem pod n o se m , szczypać po c ie le i targać za w ło sy — przebudzi się on n ieza d łu g o , zrzu ci on w te d y le k ­ k o ze sie b ie tę z p erk a lik u a n g ielsk ieg o k o łd erk ę i zn ow u p o czn ie żyć sw o im w ła sn y m , p o łu d n io w y m życiem ... [Sz II 136]

Kaliszewski jest w ogóle zafascynowany dawnymi, południowym i kul­ turam i. Zwiedzanie Hiszpanii jest właściwie śledzeniem elementów kul­ tu ry i sztuki arabskiej, a przedchrześcijański Rzym i Pom peja wzbudza­ ją większe zainteresowanie niż wspaniałości W atykanu.

We wszystkich zwiedzanych krajach i m iastach zw raca Kaliszewski uwagę na kontrasty. W Rzymie obok w paniałych budowli — kupy gru­ zów, nędzne domostwa i kram y, obok pięknych rzeźb i płócien — gro­ m ady „farnientyzujących Romulidów”, w rzaskliw ych kobiet i brudnych dzieci, itp.

K lin podkreślał, iż wszędzie, jako Polak, spotykał się z sym patią, w y­ pływ ającą zresztą z różnych źródeł; np. w Hiszpanii tę sym patię tłum a­ czy opinia o nas jako o „buenos catoligos”.

Przekład sześciu miłosnych pieśni Horacego przygotow any został bar­ dzo starannie. Każdą pieśń komentował tłumacz od strony treści i w er­ syfikacji, a całość opatrzył wstępem o Horacym jako artyście i myślicie­ lu, o m iarach poezji starożytnej oraz o trudnościach przekładu. Zazna­ czył, iż naw et najbardziej sumienne i wierne przekłady nigdy nie mogą sprostać oryginałom w ybitnych dzieł, tym bardziej gdy m ają powołać do życia utw ory z zamierzchłej, mało znanej i słabo rozum ianej prze­ szłości.

Pamiętniki sceptyka są książką w pozytywistycznej, postyczniowej de­

kadzie XIX w. niezwykłą (przypomnijmy, że wyszły drukiem w r. 1876). Jest to znowu niemal sternowska narracja — spowiedź ultram ate riali- sty, szydercy i kpiarza, nie liczącego się z nikim i z niczym, wyznawcy „rzeczywistego sceptycyzmu i indyferentyzm u”. We wstępie datowanym w W enecji 14 września 1871 autor zaznaczył:

A n i n ih ilizm , a n i socjalizm , a n i żadna in n a z k rążących dziś p o lity czn y ch teo rii n ie m ają n ic w sp ó ln eg o z duchem n in iejszeg o dziełka.

Nakład owego „dziełka” wydanego w Krakowie został w dużej części skonfiskowany przez austriacką cenzurę.

Cóż więc zaw ierają te — liczące niespełna 90 stronic druku — pam ięt­ niki 26-letniego sceptyka?

We wstępie autor wprawdzie powiada, iż jego praca zawiera teore­ tyczne rozważania „zasad, na których społeczeństwa zwykły się g runto­ w ać”, ale tekst Pamiętników zaczyna od sformułowanej przez siebie 6-punktowej „recepty na życie” oraz apostrofy do czytelnika związanej z ową receptą:

(16)

J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 187

V ig e n d i leges VI, anno X X v i t a e m e a e c o n s titu ta e

I B u b u l a m ed ito II V i n u m b ib ito III N ic o ti a n a m f u m a to IV P u e l l a m m o lito V N a t u r a m s p e c ta to VI S ese c o n te m p la t o

— co w tłum aczeniu Juliusza W iktora Gomulickiego brzmi następująco:

I cóż w y na to? w y , w o ły robocze, fila r y sp o łeczeń stw a [...]. J eżelib y ście ch cieli k rzyczeć na n iem oraln ość, od p ow iem w a m k rótko, że n ie m a cie głosu , w y za tra ciliście p oczu cie w o ln o śc i w n acisk u op in ii i n a w a le pracy...

W swym „dziełku” młody sceptyk rozwodzi się nad bardzo różnymi kw estiam i, form ułując wiele prow okacyjnych wobec przeciętnych czytel­

ników — lub co najm niej przekornych w stosunku do pozytywistów — zasad i twierdzeń, np.: praca jest złem, jest anorm alnym stanem czło­ wieka, pracować trzeba tylko tyle, aby móc się wyżywić; pożądana jest wspólność kobiet, która zapobiegłaby „zbytecznemu rozmnażaniu się tego nienasyconego plemienia, co się człowiekiem nazyw a” ; kobieta jako isto­ ta niższa w rozwoju od mężczyzny nie powinna być z nim rów noupraw ­ niona, nie powinna mieć praw a wychowywania dzieci, bo zawsze wypaczy ich charakter; P an Bóg źle stw orzył świat i człowieka, w jednym i d ru ­ gim jest zbyt wiele głupoty; ludzie-„poczciwcy” utrzym ują, że pochodzą od Boga i są stworzeni na jego obraz i podobieństwo, tymczasem powsta­ li na obraz i podobieństwo m ałpy w przyjaznych dla siebie w arunkach ziemi i klim atu; dla urozmaicenia nudnego życia ludzie w ym yślają różne rozryw ki i... wojny, w końcu, aby łatw iej im było umierać, sfabrykow ali „teoryjkę o nieśm iertelności po śm ierci” ; ludzie sami sobie stw arzają kłopoty, pracę, cierpienie — i jeszcze spodziewają się nagrody za tę swo­ ją głupotę w tzw. przyszłym życiu; ludzie karzą więzieniem za uśm ierce­ nie jednego istnienia, ale bezkarnie zabijają się masowo w czasie wo­ jen, a tych masowych zabójców czczą jako bohaterów; ludzie w pełni życia pracują, męczą się, gonią za czymś, a odpoczywają, gdy nie m ają już sił i czasu na życie; z myślicieli nowożytnych najbardziej interesu­ jący jest Vico, k tóry wykazał regularność falowania rozwoju ludzkości; chrystianizm pozbierał z k u ltu r dawnego świata różne idee i bałam utnie przyznaje sobie zasługę stworzenia tego, co inni dawno znali; w ogóle wszelkie religie to bałamucenie naiwnych ludzi: twórcom tych religii nikt nie śmie otw arcie zarzucić nielogiczności i m ętniactw a myśli; w „po­ wodzi niebiańskich laufrów ” tylko Konfucjusz i Budda godni są uwagi; nie ma miłości idealnej, o takiej mogą mówić tylko hipokryci, naw et „Augustynowie i Franciszkowie byli pod prostym wpływem popędu płcio­ wego”, gdy pisali o miłości Boga.

Klin w swych Pamiętnikach sform ułował też przew rotne definicje kilkunastu pojęć, np. męstwo to poświęcenie się dla innych w celu za­

I Jedz w o ło w in ę II P opijaj w in o III K urz ty to ń

IV M iętoś d ziew czy n y V P rzygląd aj się przyrodzie VI O bserw uj sam ego sieb ie

(17)

1 8 8 D O B R O S Ł A W A S W I E R C Z Y N S K A

dowolenia miłości własnej; sprawiedliwość to nakaz despotycznej etyki; m ądrość to mrzonka zdziecinniałych umysłów ludzi podeszłego w ieku; postęp to bat głodu; cywilizacja to kafar zabijający wszelką indyw idual­ ność, kosa niw elująca do jednego poziomu; nadzieja to wysiłek in stynktu samozachowawczego; miłość ojczyzny, czyli kocizm, to uczucie bezrozum- ne, w „objawach swych nader podobne do lizania kija przez psa, k tó ry m przed chwilą obito m u skórę”, itp.

O statnie zdanie Pamiętników sceptyka jest rów nie przekorne jak nie­ mal wszystkie poprzednie:

J estem in d y feren tem w czynie, a sc e p ty k ie m w m y ś li i m ało k to w ie o tym ; jem , p iję — o czy m w sz y sc y w ied zą; d zieci ro b ię — czego s ię do­ m y śla ją ; badam , p iszę — co pod ziw iają i na ty m k on iec; a św ia tu — fig a .

Tak więc Pamiętniki sceptyka są wyznaniem w iary, a właściwie nie­ w iary młodego autora, przedstawieniem jego poglądów i upodobań. Że m usiały być one szokujące dla ówczesnych odbiorców — nie ulega w ątpli­ wości. Najpewniej wywołały też sprzeciw środowisk kościelnych, które

doprowadziły do konfiskaty części nakładu.

Moi kochani rodacy to najgłośniejszy, najbardziej kontrow ersyjny

tek st Klina, w którym autor próbował zebrać i usystematyzować w ady polskiego społeczeństwa pomijając zupełnie zalety „same się chwalące”, w którym najpełniej ujaw nił swoje m oralizatorstwo społeczne 8.

K lim a t przykry, kraj m onotonny, o sad y n iech lu jn e, lu d głupi, sta n śr e d ­ n i n ijak i, ary sto k ra cja stru p ieszała, a c a ła sp o łeczn o ść zacofan a. Oto m oja k o ch a n a Ojczyzna...

— tak zaczął Kaliszewski swą pracę o „kochanych rodakach”. W kolej­ nych akapitach dyskutuje wprawdzie z w yrażonym i już opiniami, po­ wiada, że klim at przecież um iarkowany, kraj żyzny, lud poczciwy, ale ogólny ton broszury zbliżony jest właśnie do fragm entu pierwszego. Za­ rzuca rodakom przede wszystkim skłonność do nagłych zrywów i przesa­ dy, brak wytrwałości, brak zrozumienia i tolerancji dla odmiennych od naszych poglądów. U trudnia to wszelką dyskusję, a szczególnie rozważa­ nie tak drażliwej sprawy, jaką są cechy narodowe Polaków; może dlatego m am y, aż do przesytu, opisy obyczajów i zwyczajów, zbiory legend i ba­

jek, ale nie m amy żadnej pracy o naszym charakterze narodowym. Klin postanowił wypełnić tę lukę:

8 C h m ielo w sk i w p o ło w ie la t osiem d ziesią ty ch (Z a r y s l i t e r a t u r y p o l s k i e j z o s t a t ­

n ic h la t d w u d z i e s t u . W yd. 2, p op raw ion e i zn aczn ie poszerzon e. W arszaw a 1886,

s. 327) w y r a z ił pogląd, iż K a liszew sk i w zo ro w a ł się w sw y m p isa r stw ie na m o­ r a lista ch a n g ielsk ich i fra n cu sk ich w . X V III; w n iesp ełn a 20 la t p óźn iej o k reślił p isa rza jako p u b licy stę i sa ty ry k a „z p ew n y m za cię ciem c y n iczn o -filo zo ficzn y m ” (P. C h m i e l o w s k i ] , K a l i s z e w s k i Julian. W: W i e l k a e n c y k l o p e d i a p o w s z e c h n a

(18)

J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 189

Ż ad en jeszcze sa ty ry k n ie zaszk od ził sw o jem u n arodow i, a le n ie m a sz p r a w ie narodu, k tórego by ja k iś p oeta lu b pisarz p an egirysta, często n a jn ie - św ia d o m ie j, na złą drogę ch oćb y c h w ilo w o n ie zaw iód ł. A je ż e li już gd zie, to u n as w ła ś n ie p o ch leb stw o i ta jen ie w a d n a jw ięcej złego sp row ad ziło i ch o ćb y ty lk o dlatego w in n i b y śm y p isa rzó w m a ją cy ch od w a g ę n ie o b w ija - n ia p ra w d y w b a w e łn ę n ieco ła sk a w ie j n iż dotąd trak tow ać, a zw ła szcza n ie p osąd zać ich o złą w o lę, do czego pono n ad e w szy stk o je ste śm y poch op n i.

[M K R 12]

Daje więc Kaliszewski satyryczny przegląd cech naszego społeczeń­ stw a i narodu opierając się na własnych obserwacjach oraz na pismach historyków , satyryków i m oralistów z w. XV—XVIII: Modrzewskiego, Skargi, Starowolskiego, Opalińskiego i innych.

Zaranie naszych dziejów społecznych jest piękne i chwalebne — głosi Klin. Nasi prapraojcowie odnosili zwycięstwa, jakich nie powstydziliby się starożytni Grecy, ale nie zawsze potrafili te zwycięstwa wyzyskać dla dobra narodu i państw a. Należało się uczyć od mądrzejszych, bardziej doświadczonych nacji — i nasza młodzież wyjeżdżała. Cóż, kiedy zam iast rzetelnej nauki „małpowano nieco po w ierzchu” to i owo, ciągnąc do k ra ju przeróżne „wypłodki cywilizacyjne” Zachodu. Nasze poprzednie zw ycięstwa i siła uśpiły rozum i nie zmuszały do dbania o przyszłość. I dziś,

za p a trzen i w sw ą p rzeszłość i w niej jen o szu k a ją cy sw eg o zb a w ien ia , le n i­ w y m d u ch em od p ych am y od sieb ie w szy stk o , co ja k iejś en erg ii w y m a g a , p ra ­ cy lu b odw agi... ![MKR 23]

Polakom zarzucał Klin wiele wad ogólnoludzkich, ale w ystępujących u nas w większym natężeniu, np. obżarstwo i opilstwo jako pochodne zmysłowości, nieuczciwość i „nieekonomiczność”, zawiść lub „bezmyślną zazdrość”. Oskarżał szlachtę, dla której ród był ważniejszy od zasługi i która gardziła pracą, ceniąc tylko oręż i... pług, pchany zresztą przez kogoś innego. Ta szlachta sponiewierała moralnie lud, który kradzieże, pijaństw o, oszustwa w pracy uważa za rzecz norm alną. Miłość wiedzy i nauki u nas zaledwie pączkuje, a w ybijający się napotykają pełen za­ zdrości „syk obmowy i podejrzeń”. Większość naszego społeczeństwa to niewolnicy opinii publicznej, dający się powodować jej rozkazom. Rów­ nocześnie jednostki nagm innie lekceważą, pogardzają postanowieniami większości. Mamy też fałszywe poczucie honoru prowadzące do nieposza- nowania innych, do niegrzeczności, nietolerancji. Nasze fałszywe poczu­ cie wolności prowadzi prostą drogą do samowoli i brutalności. Rzekoma wolność Rzeczpospolitej szlacheckiej była fikcją, wszyscy gardzili i rzą­ dzili stojącym i niżej na drabinie społecznej:

m a g n a t gard zi szla ch cicem , szla ch cic — m ieszczu ch em , m ieszczu ch — w ie j ­ sk im gosp od arzem , te n parobkiem , parobek p astu ch em , a p astu ch Ż y d em . [M K R 47]

(19)

190 D O B R O S Ł A W A S W I E R C Z Y J S I S K A

Powszechnie u nas panujące lenistw o spowodowało nieuctwo i lekko­ myślność, które z kolei leżą u źródeł niebezpiecznych wad: przew agi w yobraźni nad refleksją, nieścisłości w rozumowaniu, pochopności w są­ dach, niechęci do krytyki, łatwowierności i zarozumiałości.

Inne nasze wady to brak samodzielności, odwagi cywilnej, poczucia obowiązku, próżność i niedbalstwo, a u ludu naw et niechlujstwo, upo­

dobanie w naśladownictwie — niestety, rzeczy n a ogół dla nas nieko­ rzystnych (np. uwielbiamy F rancję i Paryż, ale nie przejm ujem y stam ­ tąd swobody myśli i ducha, różnorodności k u ltu ry , pracowitości — ale blagę, błyskotliwość, lekkość i płytkość życia i myśli).

Jesteśm y bardzo drażliwi i dbali o honor, ale jednocześnie m am y b ar­ dzo małe poczucie własnej godności. Literaci nasi cieszą się, gdy k tó ry zostanie nazw any polskim M olierem czy polskim Szekspirem. Ale czy jest do pomyślenia, aby Francuzi nazwali Moliera — francuskim F redrą, a Anglicy Szekspira — angielskim Słowackim? — pyta Kaliszewski.

N iektóre fragm enty Moich kochanych rodaków są przerażająco ak tu ­ alne, np.:

N a k ażd e p ięć m in u t c zy n n o ści d ru gie pięć z w y k ł on [tj. p o lsk i p ra co w ­ nik] odpoczyw ać, a b ez w ło d a rza i dozorcy n iep o d o b n a go a n i c h w ili zo­ sta w ić. G orzej jeszcze d zieje s ię z sam ą robotą. Z m a ły m w y ją tk ie m w y r o b y p o lsk ie n ależą do lich y ch , a n ied o k ła d n o ść i ta n d eta je s t ich stem p lem . N ie darm o w ie r z y m y ty lk o w to, c o t z za g ra n icy do n as p rzy b y w a . T oż sa m a m ożn a p ow ied zieć o in n y ch zajęcia ch , w k tó ry ch w y g lą d a s ię ty lk o god zin y, ażeb y się ich pozbyć... [M KR 84]

[C echuje nas] n ied b a lstw o o dobro p u b liczn e i n iep o sza n o w a n ie cu d zej w ła sn o śc i. Jest u nas w o g ó le p rzek on an ie, że to, co n ie n a le ż y do n ik ogo w szczególn ości, a zostało o d d a n em do u ży tk u p u b liczn ego, m ożna n iszczy ć b ezk arn ie, boć przecie to n ik ogo n ic n ie k o sztu je. D osyć spojrzeć ty lk o na n asze ogrody i parki p u b liczn e [...]. [MKR 91] P rzy rzec coś i n ie d otrzym ać to rzecz tak zw y cza jn a [dla nas] i tak ogólna, ż e się tego w c a le za złe n ie bierze. No! n ie m ogłem i sk o ń czo n a sp raw a i[...]. A n i ten, co p rzyrzek ł, a n i

ten, k tó rem u przyrzeczono, poza to n ie idą. [MKR 91— 92]

A jakie lekarstwo w tym w ypadku proponuje Klin? Radzi rozwijać krytycyzm w stosunku do siebie i do tego, co od innych bierzem y dla siebie, rozwijać samodzielność i śmiałość w myśleniu, większym uzna­ niem darzyć rozsądek, praktyczność i w ytrwałość niż uczucia, a właści­

wie czułostkowość, niż m arzenia i w iarę graniczącą z zabobonem.

Kaliszewski jako m oralista zwalczał szczególnie gorliwie fałsz, obłudę, hipokryzję, nietolerancję, w ystępow ał przeciw nienawiści i wojnie, od­ słaniał, niem al z bezwzględnością, w ady ludzkie, szczególnie w ady i przy­ w ary naszego społeczeństwa.

Dążenie do prawdy, a ściślej do tego, co w edług niego stanowiło praw dę, było dla pisarza głów nym celem. Miał wiele zrozumienia dla błędu. W artykule Prawda, błąd i fa ł s z 9 stwierdzał, iż praw da i błąd

0 J. K a l i s z e w s k i ( K l i n ) , P r a w d a , b łą d i fałsz. „Ż ycie Ilu str o w a n e ”, d oda­ te k do „Ż y cia ” (W arszaw a) 1887, s. 13.

(20)

J U L I A N K A L I S Z E W S K I — P I S A R Z Z A P O M N I A N Y 191

są wartościam i względnymi, trudnym i do określenia i rozpoznania. Wszy­ scy żyjem y między praw dą a błędem. Znający praw dę są szczęśliwi, ży­ jący w błędzie — godni litości i pobłażania. Tylko fałsz zależy wyłącz­ nie od człowieka. W ybór życia w fałszu jest największą zbrodnią spo­ łeczną — woła K lin — bo całe zło świata ma swe źródło w fałszu. Spo­ łeczeństwa rozw ijają w ludziach fałszywe uczucia, fałszywe apetyty, fał­ szywe pojęcie w stydu — a te w ywołują nienawiść, chciwość, chęć zem­

sty za upokorzenia.

A le n ajgorszym g a tu n k iem fa łszu jest in aczej m y śleć, b y ć przek on an ym , a in a czej m ów ić i czyn ić. T aki fa łsz w in ie n b y ć g a rd łem k a ra n y .

To fanatyczne niem al dążenie do praw d y za wszelką cenę kazało Kli­ now i „rąbać praw dę” wszystkim i wszędzie. Siebie oczywiście także nie oszczędzał. Przede wszystkim atakował zakłamanie związane z religią, k tóra — jego zdaniem — niesie z sobą nietolerancję, tum anienie pro­ stych ludzi, rozprzestrzenianie się zabobonów. Pisał:

C zyście za u w a ży li, że w d zisiejszy ch czasach te narod y, k tóre n a jw ięk szą ż y c ie m sw oim , zasadam i, obyczajem , p o lity k ą w z g lę d e m in n y c h okazują sp rzecz­ n o ść z ew a n g elicz n y m i przepisam i, te w ła ś n ie n a jd on ośniej gard łu ją za p ier­ w o tn ą w artością zasad J ezu so w y ch . [Sz II 88]

Z jakąś złośliwą satysfakcją pisze Klin o pełnym hipokryzji stosunku zakonników i księży do żebraków („co krok to żebrak, co dwa to ksiądz, co trz y to kościół”) i kobiet. W Moich kochanych rodakach zarzuca Pola­ kom płytką a chorobliwą, podsycaną przez fanatyczny kler, religijność, niewolnicze podporządkowanie się W atykanowi, choć Niemcy, Anglicy, naw et Francuzi „znarodowili” swą religię. Wiele szkody wyrządza naro­ dowi pogląd lansow any przez fanatyków, iż Polska może być tylko kato­ licka (MKR 64—66).

W ogóle Kaliszewski jest w yraźnym antyklerykałem . „Las klerykal- n y ”, „scholastyczne m orały z sutann w ytrząsane”, „tysiące m nichów -dar- mozjadów” — oto niektóre sformułowania tyczące duchownych.

Kaliszewski-pacyfista w ystępuje przeciw wojnom i... wodzom, któ­ rzy realizując swoje szalone pomysły o potędze w łasnych narodów pcha­ ją je do masowych mordów i grabieży. A przecież w ojny niczego nie zmieniły na lepsze, choć na sztandarach m iały hasła cywilizowania lub w yzwalania innych. Zmieniały się tylko form y niewoli i ucisku: nie­ wolnictwo fizyczne na „niewolnictwo umysłowe”, panowanie brutalnej

siły na brutalne panowanie pieniądza, itp.

Kwintesencję swego pacyfizmu zaw arł Klin w hum oresce nagrodzo­ nej na konkursie „Tygodnika Ilustrow anego” w 1887 r., pt. D ziwny

ś w i a t 10. Tytułow y dziwny świat znajduje się na innej planecie, gdzie

10 K l i n , D z i w n y ś w ia t . „Ż ycie” (W arszaw a) 1888, nr 43, s. 622— 623, nr 44* s. 639—640, nr 45, s. 654— 656.

Cytaty

Powiązane dokumenty

The travel time between an origin and a destination during a disruption is dependent on several factors. First, it depends on the location of origin in respect to

Wraz z poprawą subiektywnej pozycji na rynku zmniejszał się także odsetek przedsiębiorstw, które nie potrafiły określić zna­ czenia personelu jako zasobu firmy.. W

Takie poglądy wydają się następstwem niedoskonałości przyję‑ tych metod badań, nieuwzględniających wczesnej interna‑ lizacji przez dziecko norm kulturowych, które prowadzą

inteligencki, trzon tego „wesołego wojska”, jak mówił o swej Pierwszej Kompanii Komendant 9. Autor Marii Magdaleny został przez Komendanta mianowany oficerem ordynansowym,

Z przytoczo­ nych danych wynika, że gryka silnie reagow ała na w apnow anie oraz że na glebie w apnow anej otrzym ano statystycznie udowodnione zwyżki plonu gryki

Orzeczenie Wyższej Komisji Dyscyplinarnej stwierdzającej bezwzględną nie­ ważność postępowania wojewódzkiej komisji dyscyplinarnej ma charakter dekla­ ratoryjny i

M inister Sprawiedliwości w złożonej rewizji nadzwyczajnej na niekorzyść obwinionego zarzucił niew spółm ierną do popełnionego przewinienia łagod­ ność kary

In this paper, we revisit and explore an exemplar shape grammar from literature to illustrate the use of different grammar formalisms from among shape grammars, color grammars