• Nie Znaleziono Wyników

Z pracy nad tekstami Mickiewicza : (hipotezy i refleksje)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z pracy nad tekstami Mickiewicza : (hipotezy i refleksje)"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Czesław Zgorzelski

Z pracy nad tekstami Mickiewicza :

(hipotezy i refleksje)

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 61/4, 197-218

(2)

P a m iętn ik L iterack i LXJ, 1970, z. 4

CZESŁAW ZGO RZELSK I

Z PRA CY NAD TEKSTAM I M ICKIEW ICZA (HIPOTEZY I REFLEKSJE)

1. Zagadki wydania petersburskiego

J e s t ty c h zagadek kilka. W szystkie dotyczą pierw szego to m u P o ezyj w ydanych w P e te rsb u rg u w roku 1829.

O jednej p isano już nieraz. Chodzi o w ym ianę p rzed o statn iej k a rty a rk u sz a 17 (s. 269— 270) n a inną, dodrukow aną w idocznie później. Z n a j­ d u je się n a niej początek wiersza: Podróżny, Z G etego, Wanderer. W pierw przypuszczano, iż stało się to w sk utek w ycofania z nak azu c en ­ zu ry któregoś z u tw orów M ickiewicza. Sem kowicz m n iem ał n aw et, że dotyczyło to O dy do m ło d o śc i1. H ipotezę tę odrzucił stanow czo Pigoń; pisząc o w yciętej k artce, zw racał uwagę, że

[jej] p ierw o tn ej za w a rto ści [...] n ie m ożna b yło zastąp ić P odróżn ym z G oethego, bo dalszy te k s t te g o d łu g ieg o u tw oru w y p e łn ia ł już zarów no o sta tn ią k a rtk ę arkusza sied em n astego, jak trzy k a rtk i arkusza o siem n a steg o [...]

Toteż — zdaniem Pigonia — nie cenzu ra tu zawiniła:

k artk a [...] w y cięta została w sk u tek zachodzącego tam ja k ieg o ś zn iek szta łce n ia tek stu w p oczą tk o w ej części Podróżnego i zastąpiona w yd ru k ow an ą p op raw n ie 2. Istotnie, w y m iana ostatniej k a rty arkusza 17 z n ak azu cen zu ry w y ­ d aje się m ało praw dopodobna; zwłaszcza jeśli przypuszczać, że n a stą p iła ona ju ż po w ydru k o w an iu n astęp ny ch arku szy tom iku. S ta je się n a to ­

1 A. S e m k o w i c z , Bibliografia u tw o ró w Adam a M ickiew icza do roku 1855. W arszaw a 1958, s. 71, poz. 310.

2 S. P i g o ń , Zielone lata „Ody do m łodości”. W: D rzew iej i w czoraj. K ra­ k ó w 1966, s. 233— 234. P oczątk ow o jed n ak autor sk ła n ia ł się do h ip otezy, że dzia­ ła ła w tym ep izod zie cenzura; zob. o b ja śn ien ie do listu p oety do K . S erb in o w icza (luty st. st. 1829) w W ydaniu J u b ileu szo w y m D zieł A. M i c k i e w i c z a (t. 14. W arszaw a 1955, s. 472) — co praw da, p rzyp u szczen ie to od n otow an o ze zn ak iem zapytania.

(3)

m iast w pew nej m ierze m ożliwe, jeśli p rzyjąć, że k a rtę ze s. 269— 270 w ycofano w krótce po ich odbiciu, tj. w czasie gdy ark u sz 18 nie w szedł był jeszcze pod p rasę d ru k arsk ą . M ożliwość tę w szakże w b adaniach do­ tychczasow ych uchylano, p am iętając o listach p o ety do cenzora S erbi- now icza z końca lu teg o i z początku m arca 1829; w pierw szym z nich m ow a b yła o egzem plarzu P o e zy j „dopiero co w y d ru k o w a n y m ” , a w d ru ­ gim — o k a rta c h „ja k n ależy w staw ionych” 3. Dotychczas ówr epizod z k a rta m i w staw io n y m i w iązano z w ym ianą ostatnich stro n ark u sza 17. W pow iązaniu z listem poprzednim jasn e się zdawało, że w ym iana ta n a stą p iła ju ż po w y d ru k o w an iu całości 4.

Ale czy tak było istotnie? Może chodziło tu o inne k artk i? Cóż by bo­ w iem znaczyć m ogło zdanie w ostatn im z cytow anych listów : „D la P a n a egzem plarz w y b io rę bez w staw ian y ch k a rte k [...]” ? W pow iązaniu z epi­ zodem w y m ian y k a rty w ark uszu 17 zapow iedź ta sta je się niezrozu­ m iała.

Pozostaw m y więc n a uboczu sp raw ę ark u sza 17, n ad al niezupełnie jasną, a sp ró b u jm y rozw ażyć, czy listów zacytow anych nie d a się pow ią­ zać z k tó rąk o lw iek spośród pozostałych zagadek edycji.

N a pew no — n ie z dom niem anym pośpiechem p o e ty w przy go tow y ­ w aniu P rzyp o m n ien ia do druk u , n a co zw racał ju ż uw agę B o ro w y 5. A tak że — nie z fak te m zagadkow ych różnic w in te rp u n k c ji m iędzy n ie ­ k tó ry m i eg zem plarzam i w ydania, o czym inform ow ał Saw rym ow icz w jed n y m ze sw ych szkiców 6. Może więc oba listy M ickiew icza wiązać n ależy z dziw nym zam ieszaniem , jak ie p a n u je w układzie m a te rii i w licz­ bow aniu stro n m iędzy ark u szam i 2 i 3?

Z agadki tej n ie p róbow ano dotąd rozw iązyw ać. W lite ra tu rz e p rze d ­ m iotu głucho o n iej; jed y n ie w książce Sygi sygnalizow ano ją najogólniej: J a k ie ś zm ia n y m o g ły zajść w o statn iej c h w ili i w p rzed m o w ie autora. N o si on a w p ra w d zie d atę 1828 roku, a le rzy m sk ie zn a k o w a n ie kart, a co w ię c e j, w y k a z om yłek d ru k arsk ich obu to m ó w zam ieszczon y na jej o sta tn iej k arcie św iad czą o tym , że drukow ano ją n ajp óźn iej 7.

Na czym że więc polega owo zam ieszanie?

W brew su g estii Sygi głów na przy czy n a dziw nego nieładu w' trzech pierw szych ark u szach w y d an ia tk w i bodaj w jak ichś trudnościach, k tó re pow stały ju ż po w y d ru k o w an iu przedm ow y Do c zyte ln ik a o k r y t y ­

8 M i c k i e w i c z , op. cit., s. 472— 473.

4 Zob. i b i d e m , k o m en ta rz do obu listó w , ja k też do listu p op rzedniego. 5 W. B o r o w y , D r o b ia z g i M i c k i e w i c z o w s k i e . „ P a m iętn ik L itera c k i” 1948, s. 380— 382.

6 E. S a w r y m o w i c z , D r o b ia z g i M i c k i e w i c z o w s k i e . Jw ., 1956, z. sp ecjaln y, s. 428— 431.

(4)

kach i recenzentach w arszaw skich. Choć i w tej p a rtii tom u w y stęp u ją

oznaki niezw ykłego sposobu broszurow ania arkuszy. Z arkusza 1 odcięto k a rtę ostatnią, w sk u tek czego skład a się on z trzech skład ek d w u k artk o - w ych w łożonych jed n a w drugą i z przed ty tuło w ej k a rty , włączonej w idące po niej liczbow anie stro n (rzym skim i cyfram i). P o n a d to przed arkuszem 2, o norm aln ej objętości szesnastu stro n (XVII— X X X II), w sta­ wiono dodatkow ą k a rtk ę ze stro n am i XV—XVI.

Co było przyczyną odcięcia ostatniej k a rty ark usza 1 i dołączenia no­ wej: zm iany w prow adzone z nakazu cenzury? jakieś w ażne b łędy d ru ­ karskie, podobnie jak — w edług przypuszczenia P igonia — w ark uszu 17? czy m oże au to rsk ie przekształcenia tek stu ? — tru d n o rozstrzygać. F ra g ­ m en t zam ieszczony n a doklejonych stro n ach p row adzi dalszy ciąg o stre­ go n a ta rc ia n a pozycje k ry ty k i w arszaw skiej i n ie dostarcza żadnych po­ szlak dla ew en tu aln y ch dom ysłów o in terw en cji cenzury. B rak au to grafu lub innych przekazów tek stu pierw otnego nie pozw ala oczekiwać, iż za­ gadkę tę da się k iedyś d efin ity w n ie rozwiązać.

Ale główne zam ieszanie w początkow ych arkuszach to m u 1 w y stę­ p u je w łaściw ie i zadziwiać może każdego, n a w e t m niej uw ażnego czy­ teln ik a gdzie indziej, w następn y m z kolei fragm encie, k tó ry m ieści się bezpośrednio po ukończeniu przedm ow y, m iędzy ark uszam i 2 i 3. Tu ślady zam ieszania sta ją się o wiele w yraźniejsze. W idocznie w szystko działo się w pośpiechu i pod przym usem ; w tych w a ru n k a ch o p rz y ­ w róceniu n orm alnego u k ład u rzeczy nie mogło już być m owy. S p raw a głów na rozeg rała się więc najpraw dopodobniej m iędzy 2 a 3 arkuszem książki.

P rzed e w szystkim u d erza dziw ny sposób zestaw ienia k a rt i ślady za­ m ieszania w y stępu jące w liczbow aniu stron. Do k a rty ze S p isem rzeczy doklejono d ru g ą (może pierw o tn ie tw orzy ły razem osobną d w u k artk o w ą składkę?); n a pierw szej stronie fig u ru je ty tu ł działu: Pow ieści h isto ­

ryczne; dru g a pozostała bez napisu. P otem idzie cztero k artk o w a sk ładk a

z ty tu łem K onrada W allenroda n a stro nie pierw szej, z dedy kacją utw o­ ru — na trzeciej (druga vacat) i z P rzem ow ą poprzedzającą p oem at — na stron ach od p iątej do ósmej (czw artą pozostawiono także bez n a d ru ­ ku). Na karcie n astęp n ej rozpoczyna się już w ierszow any te k s t utw oru, ale w norm alnym , szesnastostronicow ym arkuszu, k tó ry idzie zaraz po owej czterokartkow ej składce, b ra k je st k a rty pierw szej: u dołu strony, n a któ rej z n ajd u ją się początkow e w iersze poem atu, fig u ru je jed y n k a arab sk a z gwiazdką, konw encjonalna sy g n a tu rk a typograficzna oznacza­ jąca d r u g ą k a rtę ark u sza 1.

To usunięcie początkow ej k a rty p o tw ierd zają także dwa in n e szcze­ góły tegoż arkusza: o statnia jego k a rta zw iązana z tą, któ rej zabrakło, nie m ogła już być zeszyta razem z całością, to też została przez in tro

(5)

li-g atornię d o k le jo n a 8; b rak pierw szej k a rty w y k azu je rów nież liczbow a­ nie stron: W stęp poem atu, zbroszurow any zaraz po P rzem ow ie, kończą­ cej się n a s. XL, rozpoczyna się od k a rty , k tó ra n a odw rocie m a już cy ­ frę 4; zabrakło w ięc stro n 1— 2.

Z am ieszanie w u k ładzie k a rt m iędzy 2 arkuszem to m u a tym , k tó ry rozpoczyna w ierszow any te k st p oem atu, u jaw n ia także n u m e ra c ja stro n tego fra g m en tu książki. P ie rw sz a k a rta , d o klejona zaraz po rozpraw ie

O k r y ty k a c h i recenzentach w arszaw skich, zakończonej n a s. X X X II,

k o n ty n u u je poprzednie liczbow anie; idą więc s tro n y X X X III i XXXIV. P o tem wchodzą trz y k a rty nieliczbow ane (sześć stron!), a n a stę p n a (z po­

czątkiem P rze m o w y poprzedzającej K onrada W allenroda) oznaczona jest cy frą XX X V II. W środku, m iędzy obu liczbow anym i stro n am i, znalazły się zatem dodatk o w e dw ie k a rtk i, czyli c ztery stro n y , nie ob jęte w cale liczbow aniem , p o z o r n i e ty lk o zachow ującym ciągłość n u m e ra c ji rzym skiej. In n y m i słow y: w obrębie trzech nieliczbow anych k a r t m iędzy

S pisem rzeczy a P rzem o w ą dodano ju ż później, po w y d ruk ow an iu całego

tom u, dw ie k a rty nadliczbow e. W ty m też czasie i — ja k w olno m n ie­ m ać w ścisłym zw iązku z ty m zabiegiem — u su n ięto początkow ą k a rtę arku sza następnego, oznaczoną ju ż pierw szy m i cy fra m i liczbow ania a ra b ­ skiego (s. 1— 2).

S p ró b u jm y ów sta n zam ieszania przed staw ić w szczegółowym w y ­ kazie m ate rii. O statn ia s tro n a ark u sza 2, z ro zpraw ą O k r y ty k a c h i r e ­

cenzentach w arszaw skich, kończy się n a stron ie X X X II. P o te m idą k o ­

lejno:

s. X X X III -— S pis rze czy za w a rtyc h w tom ie I

s. X X X I V — za k o ń czen ie S pisu rze czy i O m yłk i w dru ku s. nlb. — p rzed ty tu ł: P ow ieści h istoryczn e

s. nlb. — vacat

s. nlb. — ty tu ł: K onrad W allen rod i m otto s. nlb. — vacat

s. nlb. — d ed y k a cja p oem atu s. nlb. — vacat

s. X X V II—X L — P rzem ow a do Konrada W allenroda s. 1— 2 n a stęp n eg o arkusza — brak

s. 3 — p oczątek w ie r sz o w a n e g o te k stu p oem atu .

Zam ieszanie — ja k w idzim y — n iem ałe i zw iązane m oże z d w u k ro tn ą próbą p rzełam an ia jak ie jś nag łej i uprzednio nie przew idyw anej tr u d ­ ności.

8 Sp osób b ro szu ro w a n ia p o czą tk o w y ch ark u szy to m u zbadano na n ie opra­ w io n y m egzem p larzu P o ezyj, sta n o w ią cy m w ła sn o ść M uzeum M ick iew icza w W ar­ szaw ie; p óźn iej w y n ik i o b serw acyj spraw dzono na p ięciu in n y ch egzem plarzach (3 — z B ib l. J a g ie llo ń sk ie j, 1 — z B ib i. IB L P A N , 1 — z k sięgozb ioru p ryw atn ego).

(6)

Co m ogło ją spowodować? Nie w iem y. Nie m am y żadnych św iadectw , k tó re pozw oliłyby spraw ę decydująco w yjaśnić. Pozostaje zatem sfera

dom ysłów. P am iętając, iż w nioskow anie n a ich podstaw ie byw a zawsze hipotetyczne i m oże doprow adzić jed y n ie do pew nego stop nia p raw d o ­ podobieństw a, sp ró b u jm y skorzystać z przypuszczenia, k tó re — jeślib y się okazało słuszne — rozw iązyw ałoby p rzedstaw ioną zagadkę niem al całkow icie.

Może więc było tak.

J a k św iadczą listy p o ety do Serbinow icza, d ram a t ro zeg rał się p ra w ­ dopodobnie w k ilk u fazach. Początkow o d ru k a rn ia o d b ija ła arkusze z tek ste m w ierszow anym . Tom 1 rozpoczynał się od K onrada W allenroda. Co m ogła zaw ierać p ierw sza k a rta arkusza, później odcięta? Odpowiedź nasu w a się ch y b a ty lk o jedna: ty tu ł poem atu i m otto. Nie m ogło być nic innego. N ajw idoczniej p o eta nie zam ierzał ty m razem p ow tórzyć d edy­ k acji pierw o d ru k u ; opuścił ją ta k sam o, ja k i ded yk ację S o n etó w w to­ m ie 2 tejże edycji. Co więcej: zaniechał tak że p rze d ru k o w a n ia P rze m o w y

z pierw szej edycji poem atu, podobnie zresztą, ja k uczynił to z P rzem ow ą poprzedzającą B allady i romanse. Nie była m u w idać n a rękę!

P o w ydrukow aniu całości obu tom ów przystąpiono do u zup ełnien ia edycji początkow ym i ark u szam i z n u m eracją rzym ską. Z apełniła je ro zp raw a O k r y ty k a c h i recenzentach w arszaw skich. W ypadało ta k ją w arkuszach rozm ieścić, b y o statn ie zdania now ego te k s tu zam yk ały się — ja k to też w ykonano — n a końcowej stro nie ark usza 2. Pozostało jesz­ cze dołączyć do tego k a rtę ze S pisem rzeczy za w artych w tom ie I i z O m y łk a m i w d ru ku , odnoszącym i się do obu tom ów (znak, że k a rta ta była odbijana, gdy całość edycji przeszła ju ż przez p ra sy drukarskie!). Obie stro n y S p isu o trzym ały oczywiście k o lejn ą n u m era cję rzym ską: X X X III i X X XIV. N astępnie — zgodnie z u k ładem to m u w skazanym w Spisie rzeczy — w ypadało włączyć k a rtę z ty tu łe m działu: P ow ieści

historyczne; ta k ja k uczyniono to już p rzed tem z k a rtą ty tu ło w ą działu

następnego — W iersze różne. W ten sposób cała w stę p n a część to m u ułożyła się w jed no litą i konsekw entnie skom ponow aną całość: do dw u pierw szych ark u szy dokleił poeta d w u k artk o w ą składkę i w szystko r a ­ zem przesłał do cenzury.

Tu na zam iar usunięcia P rze m o w y zareagow ano w sposób n a tu ra ln y : była dla cenzora zbyt dogodnym zam askow aniem ew en tu aln y ch a lu z ji do a k tu aln ej sy tu a c ji politycznej, by m ógł z a sek u racji tak iej zrezygno­ wać. Co w ięcej: skoro ju ż — ja k w iem y — m ożliwość alu z ji tak ich do­ strzeżono, należało rzecz całą obw arow ać dodatkow o jeszcze w y raźn y m i bezpośrednim akcentem w iernopoddańczej lojalności au to ra. M ickie­ wiczowi w ypadło te d y i tę gorzką pigułkę połknąć. W y nik ła stą d ko­ nieczność przekom ponow ania stro n poprzedzających tek st poem atu. U czy­

(7)

n ił to bodaj tak , by ja k n ajm n iej zm ian w prow adzać do gotow ych już k a rt edycji. Z araz po k a rc ie z ty tu łe m Pow ieści h istoryczne (s. XX X V — X X X V I nlb.) w staw ił P rzem ow ą i — być m oże — dedykację poem atu. W szystko zeb rał razem , dołączył rękopis z zatw ierdzonym uprzednio tek stem P rze m o w y w raz z „p o k ło nn y m ” dodatkiem i całość p rzesłał po­ w tó rn ie do cenzury, prosząc o p o ró w n an ie obu tekstów , by po zbroszu- row an iu całości, gd y w ciągu k ilk u dni złożone zostaną w K om itecie cen­ z u ry przepisow e egzem plarze obu tom ów P oezyj, n ie było ju ż żadnej

zw łoki z uzyskaniem pozw olenia n a ro zp rzestrzenianie w ydania. P isał więc do Serbinow icza:

M onsieur, je m ’em presse de vous re m e ttre le m an uscrit et un exem plaire n ou vellem en t im prim é. Dans deu x jou rs vous aurez les 5 exem plaires pour le Com ité. En atten dan t, v e u ille z bien confronter le te x te im prim é avec le m an uscrit; cela nous épargnera de nouveau x délais.

Je suis vo tre dévoué se rviteu r

M ickiew icz 9 Serbinow icz n ie zgłosił ju ż zapew ne żadnych zastrzeżeń, zwrócił je d ­ n a k uw agę n a niew łaściw y u k ład k art: ty tu ł p o em atu um ieszczony był po P rzem o w ie, a m oże rów nież i po dedykacji. N ależało w prow adzić ład; ale szczerb, k tó re in te rw e n cja cen zu ry poczyniła, ju ż się w p ełn i zam a­ skow ać n ie dało. P o e ta u su n ą ł więc pierw szą k a rtę ark usza z ty tu łem poem atu, d o d ru k o w ał now ą i połączył ją z k a rtą zaw ierającą te k s t dedy kacji; po n ich um ieścił P rzem ow ę. P o zo rn ie zaburzenia w układzie zam askow ano, ale poprzed n ie liczbow anie k a rt zostało naruszone: w śro d ­ ku p o jaw iły się c ztery now e stro n ice (ty tu ł poem atu, vacat, dedyk acja i d ru g i vacat), a n u m era cję stro n P rze m o w y zachow ano bez zm iany, kon­ ty n u u ją c liczbow anie rozpoczęte bezpośrednio po ty tu le Pow ieści h isto ­

ry c zn e . Tego ju ż zagładzić się nie dało.

Skoro więc now o od b ite k a rtk i w y szły spod p ra s y d ru k arsk ie j, Mic­ kiew icz w staw ił je m iędzy ark u sze i ćw iartkę (poprzednio odbite) w t a ­ kiej kolejności, w jak iej są obecnie, o raz p rzek azał całość S erbinow i- czowi z listem , k tó ry w św ietle zaproponow anej hipotezy w y jaśn ia się już w e w szystkich sw ych szczegółach całkowicie:

M a P an t e r a z k sią żk i z k a rta m i jak n a leży w sta w io n y m i. Czy nie m ożna b y dziś b iletu [tj. p o z w o le n ia n a ro zp o w szech n ia n ie ■ ed ycji] dostać? Bo in aczej z d ru k arn i n ie w y d a ją ark u szy. D la P an a egzem p larz w y b io rę b ez w sta w ia n y ch k artek , raczysz w ię c jeszcze parę d n i poczek ać.(

Słu ga

M ickiew icz 10 Co znaczy o statn ie zdanie listu ? E gzem plarz „bez w staw ian ych k a r ­ tek ”? Ja sn e chyba, że n ie o k a rtk i tu chodzi; w szystkie przecie m usiały

9 M i c k i e w i c z , op. cit., s. 472— 473. 10 Ibidem , s. 473. P o d k reślen ie Cz. Z.

(8)

się w egzem plarzu Serbinow icza znaleźć. A le w książce przeznaczonej osobiście dla cenzora (a o takiej w łaśnie, a nie o pięciu obow iązkow ych egzem plarzach dla urzędu cenzury m owa jest w liście) k a rty te nie m o­ gły być luźno w s t a w i a n e . P o eta zapew nia więc Serbinow icza, że —

niezależnie od p rzesłanych ju ż arkuszy i k a rt „w staw iany ch” — osobi­ ście w ybierze dla niego zbroszurow any już (a m oże n a w e t ozdobniej nie­ co opraw iony) egzem plarz P oezyj.

2. Zagadka z zakończeniem „E kskuzy”

J a k w iadom o, p ierw o tn a w ersja E k sk u zy zam ykała się w ierszem p e ł­ nym ; w tzw. album ie M oszyńskiego po eta zapisał był: „Śpiew am m iękkie

rozkosze — I czyjaż w tern w ina?” n . P rz ed dru kiem poddał jed n a k M ickiewicz te k s t p ierw o tn y pow tórnej rozw adze pisarskiej, w pro w adza­ jąc w n iek tó ry ch frag m en tach zm iany; kilka z nich pojaw iło się w koń­ cow ych w ierszach sonetu; now a w e rsja zm ierzała bodaj do zatuszow a­ n ia stra c h u jak o m otyw u reak cji przerażonych słuchaczy na piosenkę śpie­ w an ą „stro jem U rsy n a ” : „pobladła d ru ży n a ” zam ieniła się w „całą d ru ­ żyn ę” (w. 11), a „bojaźliw e” (w pierw jeszcze w yraźniejsze: „ stra ch u p e ł­ n e ”) „słuch y” zastąpione zostały p rzez „zadziw ione słu c h y ”. O dpadł też całkow icie (ale chy b a ju ż z innych przyczyn?) w iersz o statni. Na jego m iejscu pojaw iła się w e rsja ułam kow a, ograniczona tylko do części przedśredniów kow ej: „T aki wieszcz, jak i słuchacz”. T ak jest zarów no w p ierw o druk u S o n e tó w 12, jak i we w szystkich późniejszych w ydaniach dokonyw anych za życia autora.

Ale czy ta k też było w czystopisie S o n etów p rzedstaw ionych cenzu ­ rze do aprobaty? A u tograf się n ie dochował i w szelkie usiłow ania od­ pow iedzi n a to p y tan ie z góry ju ż skazane są n a poruszanie się w sferze m niej lub bardziej praw dopodobnych przypuszczeń. S pró b u jm y w szak­ że zebrać w szystkie poszlaki, k tó re — choć w części — m ogłyby n am w tym hipotetycznym poszukiw aniu dopomóc.

P rzede w szystkim zauw ażyć w ypada, że w n iek tó ry ch w ydaniach z drugiej połow y w. X IX o statn i w iersz E k s k u zy w y stę p u je w postaci całkow itej, z częścią pośredniów kow ą: „Lecz p rzy jd zie godzina...” Po ra z pierw szy — ja k się zdaje — po jaw ia się ona w lw ow skiej edycji z r. 1885 13, „uporządkow anej przez A. M ałeckiego” 14. U zupełnienie to

11 Cyt. za: B. G u b r y n o w i c z , Album, P io t r a M o s zy ń sk ie g o . „ P am iętn ik T o w a rzy stw a L iterack iego im . A. M ick iew icza ” VI, 1898, s. 505.

12 S o n e t y A d a m a M i c k ie w ic z a . M oskw a 1826, s. 24.

13 D z ie ła A d a m a M ic k ie w ic z a . T. 1. L w ó w —P aryż 1885, s. 129.

14 W edług ok reślen ia Z a r y s u bibliograficzn ego w opracow aniu I. Ś l i w i ń ­ s k i e j , W. R o s z k o w s k i e j i S. S t u p k i e w i c z a (W arszaw a 1957, s. 113).

(9)

p rz e jm u ją n iek tó re z n a stę p n y c h w ydań, p rzed e w szystkim — ko lejn e lw ow skie z 1886 r . 15 i p u b lik acje zbiorow e z nazw iskiem P io tra Chm ie­ low skiego n a s tro n ie ty tu ło w ej 16. W późniejszych edycjach tegoż w y­ dawcy, np. w krak ow sk ich z r. 1899 i 1910, o sta tn i w iersz E k s k u z y o p u ­ blikow ano z uzupełnieniem , u ję ty m w k lam ry oznaczające jego h ipote­ tyczną auten ty czn ość 17.

D opiero B ru c h n a lsk i w w y d a n iu D ziel poety, firm ow anym przez To­ w arzystw o L ite rac k ie im. A dam a M ickiewicza, ustosunkow ał się do p ró ­ by u zu p ełnien ia E k s k u z y k ry ty czn ie, ogłaszając sonet z końcow ym w ie r­ szem u rw a n y m n a średniów ce 18. U zupełnienie dodaw ane w w ym ienio­ nych edycjach p o tra k to w a ł jak o dod atek w p row adzony „bez wszelkiego uzasad n ien ia” , a p rzyp o m in ając p ierw o tn ą w e rsję zakończenia z albu m u M oszyńskiego, zauw ażył:

Czy M ick iew icz opuścił te słow a, ja k chce prof. T retiak, ab y „zerw an ie strun w yob razić urw an ym w ierszem ” (Stosunki m iłosne, str. 2 1 5 19), czy ze w zg lęd u na cenzurę, czy po prostu dlatego, aby reszty d o śp iew a ł so b ie d o m y śln y czy teln ik , n ie w iad om o 20.

S k ąd w ięc to u zu p ełn ien ie pojaw ić się m ogło w po przednich w yda­ niach? C zyżby dopisał je z w łasnej in w en cji k tó ry ś z wydaw ców , w d a­ n ym w y pad ku M ałecki? T ak zapew ne sądził cy to w an y przed chw ilą T re ­ tiak, gdy pisał:

n iep o d o b n a zgod zić się na to, ab y k to k o lw ie k [...] m ia ł p raw o d o w o ln ie coś d od aw ać do u tw o r ó w w ie lk ie g o p oety.

A le jednocześnie ju ż w tedy, w r. 1887, przypom inał, że uzupełnienie

E k s k u z y „nie jest św ieżym w ym ysłem , a le od daw n a się [...] b łąk a w li­

te ra tu rz e m ickiew iczow skiej” i dodaw ał: „św iadczy o ty m stu d iu m 15 P oezje A dam a M ickiew icza. T. 2. L w ó w 1886, s. 19.

16 Z n am ienne, że p ierw sza ed y cja sy g n ow an a n a zw isk iem C h m ielow sk iego: P o ezje A dam a M ickiew icza. N ow e, u zu p ełn ion e w y d a n ie, ułożon e przez P. C h m i e ­ l o w s k i e g o (t. 1. W arszaw a 1886, s. 191) drukuje Ekskuzę bez u zu p ełn ien ia w w . 14; p o ja w ia się ono dopiero w ed ycji: Poezje A dam a M ickiew icza. N o w e w y d a n ie z ży cio r y sem au tora, sk reślo n y m p rzez P. C h m i e l o w s k i e g o . T. 1. W arszaw a— P etersb u rg 1888, s. 107; pow tarza je e d y cja w a rsza w sk a z 1897 r. (t. 1, s. 176).

17 Zob. P o ezje A dam a M ickiew icza. W ydanie now e, zupełne, u łożone, objaśnio­ n e i w stę p e m op atrzon e przez P. C h m i e l o w s k i e g o . T. 1. K rak ów 1899, s. 172; a tak że ed y cję n a stęp n ą : W yd an ie [...], u ło żo n e przez P. C h m i e l o w s k i e g o . T. 1. K ra k ó w 1910, s. 172.

18 D zieła (TLM) [ = D zieła A dam a M ickiew icza. W yd an ie T ow arzystw a L iterac­ k ie g o im . A. M ick iew icza. T. 2. L w ó w 1900], s. 91.

19 Zob. J. T r e t i a k , M ickieuńcz w O dessie. S tosu n ki i pieśni m iłosne. W: S zk ice literackie. Seria 1. K ra k ó w 1896, s. 142: „Z erw an ie strun w yb o rn ie w yob ra­ żone u rw a n y m w ierszem k oń co w y m [...]”.

(10)

E streich era o M ickiewiczu w »Rozmaitościach« lw ow skich” 21. Chodzi — oczywiście — o zarys biograficzny, ogłoszony w „R ozm aitościach” 22. W skazów ka to cenna, pozw ala bow iem odszukać źródło, z któ reg o sko­ rz y s ta ł w ydaw ca edycji lw ow skiej z r. 1885, gdy — w dobrej w ierze — w prow adził b y ł uzupełnienie E k s k u z y . N iestety, w zarysie E streich era n ie m a an i słow a w yjaśnienia, skąd zaczerpnął on pośredniów kow ą część w końcow ym w ierszu cytow anego tekstu. Dlaczego? W skutek dość dziw ­ nego przeoczenia? Czy też może św iadom ie w olał spraw ę pozostaw ić bez dopow iedzenia, b y nie ujaw niać, że w p ierw o d ru k u cenzura sk lasy fiko ­ w ała ją jak o niepraw om yślną? A m oże dodane przezeń słow a pocho­ dziły z jego w łasnej inw encji i w prow adzone zostały w chęci „zaokrąg­ len ia ” w e rsji M ickiewiczowskiej?

Nie wiadomo. Są wszakże ślady, k tó re w skazyw ałyby, że uzu pełn ie­ n ie E k s k u z y przez E streich era nie było jego w ym ysłem . O dw rotnie n a ­ wet: sądzić m ożna, że krążyło ono bodaj w kółku bliższych znajom ych i p rzy jació ł p o e ty jako zakończenie w pełn i autentyczne. Oto w w arszaw ­ skim M uzeum M ickiewicza p rzechow yw any je st egzem plarz p ierw o d ru ­ ku S onetó w podarow any przez poetę w r. 1826 Jerzem u Poznańskiem u,

oficerow i w ojsk rosyjskich, k tó ry w czasie stacjonow ania w W arszaw ie poznał był poezje M ickiewicza i o d tąd stał się zam iłow anym jego czy­ telnikiem i tłu m a c z e m 23. Osobiście zetk n ęli się ze sobą w M oskwie 1826 roku 24. N a okładce ofiarow anego egzem plarza, pow yżej ty tu łu , P o ­ znanski w pisał później w łasnoręcznie dedykację książki A ntoniem u M io­ duszew skiem u 25, a pod ty tu łe m um ieścił n astęp u jącą inform ację:

получил от самого Мицкевича, тоже на память, в Москве во время коронации Ни­ колая, 1826 году. Юрий Познанский

21 T r e t i a k , op. cit. R ozpraw a drukow ana b y ła uprzednio w „Przew odniku N a u k o w y m i L itera c k im ” 1887.

22 K. E s t r e i c h e r , M ic k ie w ic z A d a m N. [...]. „R ozm aitości” 1859, nry 25—36, 42— 52. T retiak m a n a m y śli fragm en t zam ieszczony w nrze 35 (z 31 V III 1859) na s. 275— 276, z za cy to w a n iem strof 1, 3 i 4 E k s k u z y , cytatu tego n ie m a w póź­ n iejszej odbitce: A d a m M ic k ie w ic z . R y s bio graficz ny. W iedeń 1863.

23 E gzem p larz P o zn a ń sk ieg o opatrzony jest w B ibl. M uzeum sygnaturą: Q 1340. A utor w yraża p od zięk ow an ie m gr H a lin ie N a t u n i e w i c z ó w n i e za in fo rm a cję o ty m egzem plarzu.

24 W iadom ości o P o zn a ń sk im podają: W. M i c k i e w i c z , Ż y w o t A d a m a M ic ­ k ie w ic za . W yd. 2. T. 1. P oznań 1929, s. 232. — L. G o m o l i c k i , D zie n n ik p o b y t u A d a m a M i c k i e w i c z a w Rosji. 1824— 1829. W arszaw a 1949, s. 114, 129 i passim .

25 D ed yk acja ta brzmi: „Антону Станиславичу Миодушевскому, на память, как от друга, от 78и летняго старца, уважающаго в людях, правдивость и самопожертвование] за свои убеждения. Юрий Познанский, 1878 года. Дер. Комиссарова”.

О M iod u szew sk im i о jego stosunkach z P ozn an sk im — zob. Z, W[ia s i 1 e w s k i], J e d e n z o w y c h „ p r z y ja c ió ł M o s k a li”. „S łow o P o lsk ie ” 1904, nr 510. M iod u szew sk i p od arow ał ten egzem p larz S o n e t ó w w r. 1898 W asilew sk iem u ; zm arł na początku w . X X w P ło sk iro w ie n a Podolu.

(11)

W egzem plarzu ty m obok ostatniego, n ie dokończonego w iersza E k s­

k u z y w id n ieje dopisek, d o k o n any czarn y m ołów kiem — ja k się zdaje —

ręk ą Poznańskiego, ze słow am i: „lecz pziedze godzina”. N o tatk a nosi cha­ r a k te r zapisu z w e rsji u stn ej, a nie z te k stu utrw alo n eg o n a piśm ie (stąd jej dziw na ortografia!) i pochodzi zapew ne z okresu, w k tó ry m w łaści­ ciel książki, obdarow any p rzez jej au to ra, sp o ty k ał się osobiście z Mic­ kiew iczem i z b lisk im i m u ludźm i. Od nich m ógł się dowiedzieć o p e ł­ n y m zakończeniu so netu i jeśli usunięcie go z d ru k u m ożna było po­ tra k to w a ć jako decyzję w ym uszoną p rzez cenzurę n a poecie, uw ażał za w łaściw e dopisać skreśloną część w iersza n a m arg inesie książki.

Czy było ta k istotnie? Czy stało się to w sk u tek w yraźnej decyzji cen­ zora, czy też m oże sam p o eta nie w prow adził by ł zakończenia E k s k u zy do d ru k u , p rzew id u jąc z góry tru d n o śc i w cenzurze? — n ie wiadomo. Mogło być zresztą inaczej, kto w ie bowiem, czy dopisek Poznanskiego nie p ojaw ił się już później, gdy w łaściciel książki n a tk n ą ł się n a zakończenie ogłoszone w k tó ry m ś z p o śm iertn y ch w y d ań M ickiewicza? Chociaż p rz y ­ puszczenie to w y d a je się m niej praw dopodobne — bo czyżby Poznanski

w pół w ieku po w y d an iu Sonetów , ju ż p o su n ięty w lata, obserw ow ał wciąż jeszcze ta k uw ażnie w szystkie w ydania zbiorow e poety, by m ógł spostrzec nie zn an e sobie p rzed tem uzup ełn ien ie sonetu — to jed nak okoliczność ta spraw ia, że m ożliw ość sk reślen ia o statn ich słów E k s k u zy przez cenzurę m usi, m im o poszlak n a pozór dość w yraźn ych, pozostać n adal je d y n ie w sferze hipotezy.

3. Zagadka porzuconego sonetu

W śród sonetów , k tó ry ch p o eta n ie zakw alifikow ał do d ru k u , znalazł się d iam en t p ierw szej próby. Nie bez skaz, niestety ! A przed e w szystkim : nie doszlifow any do końca, porzucony w bru lion ie p rzez zniechęconego zapew ne poetę — w ułam k o w y m kształcie, bez zakończenia, a raczej z dw iem a p ró b am i tercyno w y ch strof, z k tó ry c h żadna nie uzy skała o sta ­ tecznej ap ro b aty au to ra. M owa o sonecie rozpoczynającym się od słów: „Poezyjo! gdzie cu d n y p ędzel tw ojej ręki?...”

K ry je on w sobie k ilk a zagadek: kiedy go napisano? w jakich okolicz­ nościach? czy zaszyfrow ano w n im jak ieś autobiograficzne aluzje? A le w śród p y ta ń jedn o w y d aje się n ap ra w d ę istotne: dlaczego so n et p o rzu ­ cony został w brulionie? co stało się powodem , że p oetę ogarnęło znie­ chęcenie? że skazał go n a zatracenie?

Z anim spró b u jem y zagadkę tę rozw iązać, zbierzm y n ajw ażniejsze w ia­ dom ości o tekście zaniechanym p rzez au to ra.

(12)

M ickiewicz zapisał go w tzw . album ie M oszyńskiego n a stro n ie 8 5 26. Stało się to zapew ne już po opublikow aniu Sonetów , najpraw dopodobniej w pierw szych m iesiącach r. 1827, przed 29 m aja. Tak przy n ajm n iej są­ dzić m ożna n a podstaw ie listu M alewskiego do rodziny w ty m dniu napisanego. O pow iadając o wizycie „po długim n ieb y ciu ” u księżnej Z i- n aid y W ołkońskiej, ówczesny w spółm ieszkaniec poety inform uje: „A dam n apisał do niej ład n y sonet i przetłum aczony p o fran cu sk u oddał ze sw y­ m i sonetam i: przeszlę w am p o tem ” 27. Z apew ne jed n a k obietnicy tej nie w ykonał, skoro w dalszej k orespondencji jego nie zachow ały się inne ślady sonetu. Rozum iem y, dlaczego: p o eta zabronił nie ukończonego w ie r­ sza w św iat w ysyłać, a m oże i sam M alewski, nauczony dośw iadczeniem z C hórem s tr z e lc ó w 28, nie m iał już ochoty d ru g i raz w padać w podobne ta ra p a ty .

B rulionow y zapis p o ety świadczy w yraźnie, że M ickiewicz n ie b ył za­ dow olony z końcow ych stro f sonetu; w praw dzie i w poprzednich w ie r­ szach p o jaw iały się popraw ki, ale dotyczyły one ty lko pojedynczych w y ­ razów i w pisyw ane n ad p rzek reślen iam i (z w y jątk iem w arian tu : „w p o d ­ ziem nej głębi” / ,,[w podziem nym ] jar[ze]”), św iadczą o zdecydow aniu

a u to ra w w yborze w ersji późniejszej. Inaczej było — ja k się zdaje — z obu tercynam i.

Początkow o poeta w pisał był n astęp u jący ich tek st (naw iasam i k ą to ­ w ym i objęto w y razy p rzekreślone przez Mickiewicza):

N ie tylk o d źw ięk i k olor an io ło w ie m y śli A le i pióro, roboczy n iew o ln ik poety, N a cudzej (z) n ie zna praw daw nego pana,

I zam iast (pieśni) p ieśn i (znaki ciem ) znaki n iep ojęty [!] k rysli, M uzyczne znaki p ieśn i, le c z ta p ieś [!] n iestety ,

(N igd y iey m iłym gło sem n ie b ęd zie śp iew an a)

Z w ersji tej odrzucił poeta w sposób zdecydow any jed y n ie w iersz ostatni; w szystkie poprzednie m ożna z zapisu tego dość łatw o zrek on ­ struow ać, żadnego au to r nie p rzek reślił w całości. Ale p o in ta sonetu m iała widocznie w rozum ieniu M ickiewicza tak ie znaczenie, iż dla niej zdecy­ dow ał się podjąć ponow ną próbę u k ształto w an ia obu terc y n . Toteż po­ niżej zanotow ał dru g ą ich redakcję:

26 G u b r y n o w i c z , op. cit., s. 490; tek st sonetu — s. 538— 539; a ta k że w D z ie ­ łach (TLM) s. 354— 355.

27 K o r e s p o n d e n c j a A d a m a M i c k ie w ic z a . W yd. 4. T. 3. P aryż 1876, s. 18. 28 Zob lis t M a l e w s k i e g o z 1826 r. do siostry, Z ofii (i b i d e m , s. 14): „po­ sy ła m p io sn k ę m y śliw sk ą , przez A dam a napisaną [...]”. W n astęp n ym w sza k że m u si ju ż tek st tej piosen k i w y co fy w a ć (s. 16) : „P osłałem ci b y ł p iosn k ę m y śliw sk ą , autor tera z m a do m n ie p reten sją, bo, jak pow iada, p iosn k a nie b y ła jeszcze popraw iona. N ie daw aj w ię c nikom u te g o egzem plarza, bardzo cię o to p roszę od sie b ie i od au tora”.

(13)

— „znaki n iep o jęte k ry sli”. N atom iast w łączenie w te k st w. 6, a zw łasz­ cza w staw ienie w. 14 jak o p ointy, w prow adza do u tw o ru now y w ątek, k tó ry p rzesu w a go w k rąg poezji m iłosnej. Sens głów ny całości, w skutek n a z b y t skonkretyzow anej sy tu acji podm iotu, oddzielonego p rzestrzen nie od drogiej m u osoby, poczyna się chwiać i rozdw ajać. Co m a być isto t­ n y m m otyw em przeżycia lirycznego? R efleksje po ety-w yg nań ca o bez­ rad n ej niem ocy a rty s ty „ n a cudzej ziem i”, czy też tęsk no ta m iłosna poe- ty -k o c h a n k a oddalonego p rzestrzen n ie od swej um iłow anej?

P ró b y przered ag o w an ia ostatnich zw ro tek sonetu ilu s tru ją dow odnie dążenie M ickiewicza do w yelim inow ania owego drugiego, „m iłosnego” w ą tk u lirycznego. S y tu a cja p o ety „na cudzej ziem i” , a nie p o ety odda­ lonego od ukochanej, stać się m iała w w y n ik u ty ch p rzeró b ek jed y n y m przedm io tem w ypow iedzi. Sensu pierw szej terc y n y nie zm ieniają one n iem al wcale: now a jej w e rsja pow staje bodaj w yłącznie po to, by w p ro ­ w adzeniem odm iennych ry m ó w przygotow ać istotną zm ianę w drugiej te rc y n ie 30. Żaden też z w ierszy tej te rc y n y nie ulega sk reślen iu w b ru ­ lionie pow tórnej redakcji. O drzucone n ato m iast zostają w szystkie pró b y now ych sform ułow ań w drugiej tercy n ie. A uto graf b ru lio nu jest obecnie n ied o stępny i n ie m ożna, n iestety , stw ierdzić, w jakiej kolejności sk re ś­ lenia te następow ały, co dla historii p ow staw ania ponow nej p ró b y zre­ dagow ania o statn ich w ierszy so netu m ogłoby m ieć decydujące znaczenie. O graniczyć się p rze to w ypada do hipotetycznego od tw orzenia procesu tw órczości jed y n ie n a podstaw ie zmian, jak ie poszczególne odm iany p rze ­ k reślan y ch w ierszy w nosiły do zakończenia utw oru.

Początkow o w p isał b y ł po eta zapew ne dwa tylko w iersze: (I) zam iast (p ieśn i tylk o) w y ra zó w p ieśn i [— ] noty k r y s l i 31 N oty których n ik t n igd y g[rać] dla n iey

D rugiego w iersza nie zakończył, nie dopisał przygotow anego ju ż w r y ­ m ie orzeczenia: „nie będzie”, i całą lin ijk ę przekreślił, gdyż pojął, że znów

30 R ym y w ersji I: m yśli, p o ety , pana k ry sli, n iestety , śp iew an a. R ym y w ersji II: m y śli, narządzie, p o ety

k ryśli, n ie b ędzie, fle ty .

31 Tak też p odaje sk reślen ia tego w iersza G u b r y n o w i c z (op. cit., s. 539); u B r u c h n a l s k i e g o (D z ie ł a (TLM ), s. 355) sk reślen ie o b ejm u je od razu cały w iersz: (I zam iast p ieśn i ty lk o w y ra zó w p ieśn i noty k rysli). B o r o w y w m a te ­ riałach p rzygotow an ych do W ydania S ejm ow ego (Bibl. N arodow a, rkps II 7500, k. 620) p rzy jm u je in fo rm a cję G ubrynow icza; p rzem aw iają za n ią ta k że p o w tó rzen ie „ p ieśn i” i n ad m iern a ilość zgłosek w w ierszu . P oeta p r z ek reśliw szy słow a: „p ieśn i ty lk o ”, zap om n iał za p ew n e w sta w ić przed w y ra zem „n oty” sk reślo n e przed c h w ilą „ tylk o” ; n o w a w ersja p ow in n a by w ię c brzm ieć: „zam iast w y ra zó w p ieśn i ty lk o noty k r y sli”.

(14)

N ie ty lk o głos i k o lo r a n io ło w ie m y ś li

L ecz p ioro (n iew o ln icze) do n iew o li, p r z y w y k łe narzędzie, W cudzej ziem i n ie słu ch a ro zk a zo w p oety,

(I zam iast p ieśn i ty lk o w y ra zó w p ie śn i n oty k rysli) (N oty k tó ry ch n ik t n ig d y g dla n iey)

(P io sen k i, k tó ry ch n ig d y n ik t sły sz e ć n ieb ęd zie) (C hybaby n ią lite w sk ie o zw a ły się f l e t y ) 29

J a k w idać, d ru g a w e rsja te rc y n jeszcze m niej zadow oliła poetę, p rz e ­ rab iał je i kreślił, a le ostatecznego w ykończenia w ow ym czasie zaniechał, a później do tego ju ż n ie pow rócił. Dlaczego? Co stało się powodem , że M ickiewicz nie m ógł się zdecydow ać n a żadną z naszkicow anych w b r u ­ lionie re d a k c y j u tw o ru ? E w en tu a ln a odpow iedź m oże być ty lk o p rz y ­ puszczeniem ; p ró b ą hip o tety czn eg o odtw orzenia procesu twórczego.

Z zapisu pierw szej w e rsji obu terc y n m ożna się dom yślać, że to jej w iersz o sta tn i, je d y n y p rze k re ślo n y z pierw szego rzu tu , sta ł się istotnym pow odem n iezadow olenia p o e ty i skłon ił go do p ró b y n a p isan ia końco­ w ych stro f w iersza n a nowo.

Cóż m ogło w n im razić M ickiewicza? C hyba nagłe, n iedostatecznie um otyw ow ane w prow adzenie osoby, k tó rej „m iłym głosem ” pieśń ta „nie będzie śp ie w an a ”. Co p ra w d a w w. 6 — nie przek reślo n y m w b ru lio ­ nie — p o jaw ia się tak że postać kobieca, k tó ra „nie usłyszy p ie n ia ” poety, ale tam , n ie zindyw idualizow ana, w sk azan a tylk o zaim kiem „o n a” i w łą ­ czona w środkow y etap rozw oju w ypow iedzi, k tó rej głów ny przedm iot dotyczył s p ra w innych, nie ra z iła zapew ne M ickiew icza ta k silnie, jak ten sam m otyw , b ard ziej sk o n k rety zo w an y poetycko i w ydźw ignięty do ro li sam odzielnego i głównego sensu w iersza poprzez u staw ienie go w poin to w y m zakończeniu sonetu. Być m oże zresztą, że po zado w alają­ cym przek ształcen iu o sta tn ic h w ierszy p o eta p o ddałby także rew iz ji tek st w iersza 6.

N ie tru d n o bow iem zauw ażyć, że zarów no te n w iersz jak i p rz e k re ­ ślony w. 14 zam azu ją klaro w no ść znaczeniow ą u tw o ru , prow ad zą do chw iejnego niezdecy d o w an ia w zakresie istotnego sensu w ypow iedzi. P o w staje n iezam ierzo n a dw uznaczność w iersza ja k o w ynik w prow adzenia nowego, odm iennego w ą tk u lirycznego i n ie um otyw ow anego kom pozy­ cyjnie n ało żen ia go n a poprzedni, w sk u te k czego ja w i się d w u w ątko w a rozbieżność w ym ow y poetyckiej u tw o ru . G łów ny w ą te k reflek sy j sonetu dotyczy przecie niedoskonałości jęz y k a jak o śro d k a w yrazu lirycznego, wchodzi w k rą g zagadnień zw iązanych ze sp raw am i tw órczości litera c ­ kiej, któ rej w ym ow ność uzależniona je s t p rze z p o etę ściśle od otoczenia; toteż „na cudzej ziem i” , pod p ió rem p o ety -w y g n ań ca — „zam iast pieśni”

29 T ek st obu red ak cji podano n a p o d sta w ie ed y cji B r u c h n a l s k i e g o , tj. D zie l (TLM), s. 355.

(15)

w prow adza w ątek m iłosny, którego chciał u n ikn ąć w now ej red ak cji tercyny ; u rw a ł w ięc ją w łaśn ie n a słowie, k tó re dla w ątk u tego było decydujące („dla n ie j”). I zaraz poniżej w pisał now ą red a k c ję w iersza; próbow ał w yrazić w niej to sam o, ale w postaci uogólnionej, bez k o n ­ k rety zo w an ia tej jed y n ej osoby, k tó rej p o jaw ien ie się w u tw o rze p rz e ­ istaczało poetę-w yg n ań ca w tęskniącego do um iłow anej kochanka:

P io sen k i, k tórych n ig d y n ik t sły sz e ć n ie będzie.

P o tem w szakże i tę w ersję p rzek reślił. Dlaczego? P rzecie n ie rozbijała już w cale uogólnionego sensu, rozw ijanego w głów nym w ą tk u w ypo ­ wiedzi. S tało się to zapew ne później nieco, w rezu ltacie zniechęcenia, jak ie ogarnęło m oże p oetę po sform u ło w an iu ostatniego, pointow ego w iersza sonetu:

C hybaby n ią lite w sk ie o zw a ły się fle ty

Nie m a tu już w praw d zie a n i śladu poprzedniego w ą tk u m iłosnego, ale w szedł now y m otyw , n iep o trzeb n ie k o n k rety z u ją c y sy tu a c ję liry cz­ n ą („litew skie”), i w sk u tek tego sprzeczny z uogólnionym sensem sonetu, jak też p o jaw iły się nieoczekiw ane i konw encjo nalne po etyck o „ fle ty ” . O sta tn i w iersz nieszczelnie zatem p rzy leg ał do poprzedniego kontekstu: p oeta sk re ślił go i zapew ne w te d y dopiero — zniechęcony do całości n o ­ wej re d a k c ji te rc y n y — p rze k re ślił tak że pozostałe jej wiersze: pierw szy i późniejszą red a k c ję drugiego.

Tę hip o tety czn ą re k o n stru k c ję poszczególnych etapów k ształto w an ia drugiej re d a k c ji so n etu i głów ny k ieru n e k intencyj poety realizow anych p rzy tej przeróbce po tw ierd za w pew nej m ierze fra n c u sk i tek st jego w p a ra fra z ie prozą, dokonanej przez M ickiew icza dla księżnej W ołkoń- skiej i w ręczony jej w ra z z Sonetam i.

W ersja tego tekstu , opublikow ana jak o b y n a podstaw ie a u to g r a fu 32, uchodzi w dotychczasow ych in fo rm acjach za przekład, w istocie jed n a k jest to sw obodne p rzetw o rzen ie w iersza polskiego i nie m ogłoby stanow ić w ystarczającego a rg u m e n tu dla ew entualnego zw iązyw ania pom ysłu u t ­ w oru (w w e rsji polskiej!) w yłącznie z osobą Z in aidy W ołkońskiej oraz

z zam iarem ofiarow ania jej Sonetów . B rulion n ie ukończonego u tw o ru m ógł być — niezależnie od pierw otnego zam ysłu — w y k o rzy stany póź­ niej, p rz y okazji w ręczenia księżnej zbioru now ych poezyj. A le mogło być tak że inaczej — i zarów no zbieżność w czasie ja k i sam fa k t dosto­ sow ania reflek sy j nie dokończonego u tw o ru do okoliczności, jak iej posłu­ 32 O euvres choisies de la Princesse Zénéide V olkon sky née Princesse B eloselsky. P aris et C arlsru h e 1865, s. 250, p rzyp is. Zob. ta k że p ó źn iejsze przedruki: M élanges posthum es d ’A dam M ickiew icz. P u b lié [...] par L. M i c k i e w i c z , T. 1. Paris 1872, s. 332. — D ziela (TLM), s. 355 i passim .

(16)

żyła jego fran cu sk a p arafraza, sp raw iają, że zw iązek g enetyczny so n etu z osobą W ołkońskiej w y d aje się w ysoce p ra w d o p o d o b n y 33.

Jeśli byłoby ta k istotnie, wówczas ty m bardziej zrozum iałe staw ało by się dążenie M ickiewicza do w yelim inow ania z te k stu w iersza w szystkiego,

33 Z. S t e f a n o w s k a po przeczytan iu od p ow ied n iego fra g m en tu u w ag ed y ­ to rsk ich w p rzy g o to w y w a n y m w yd an iu D ziel p oety zap rop on ow ała (w sk iero w a n y m do m n ie liście) inną in terp retację w iersza, w yrażając p rześw ia d czen ie, . że so n et w ią za ć n a leży z osobą W ołkońskiej:

„W ydaje się, że bez w ie lk ie g o ryzyk a p rzyjąć m ożn a relację M alew sk iego o g e­ nezie son etu , zw ła szcza że zo sta ła ona p otw ierd zon a w sposób od teg o źródła n ie­ zależny, przez o d n alezien ie francuskiego przekładu w iersza. [...] J eśli w ię c tak, jeśli w iersz n ap isan y b ył dla W ołkońskiej jako rodzaj d ed y k a cji to m ik u S o n e t ó w i m a ch arak ter to w a rzy sk o -o k o liczn o ścio w y , n ie b ęd zie grzech em dop atrzen ie się w je g o te k ś c ie sy tu a cy jn y ch realiów . S y tu a cja poety, k tóry p rzyjazn ej m u d am iè ofia ro w u je p o ezje p isan e w n ie znanym jej język u , sta n o w i w ięc p u n k t w y jśc ia r e fle k sji p oety na tem at: »Ja śp iew a k — i n ik t z m ojej p ieśn i n ie rozu m ie № c — oprócz n iek szta łtn eg o i m arnego dźw ięku«. D la ad resatk i p o lsk ie w iersze p o ety są jak n u to w y zapis, m oże o cen ić m elodię w iersza n ap isan ego w obcym język u , ale m y śl pozostaje dla niej ukryta, czy n a w et — tylko w zn iek ształcon ej fo rm ie do­ stęp n a p rzez p rzek ład [...]. A le skoro tak, to w w ierszu o k o liczn o ścio w o -k o m p le- m en to w y m sło w a »ona m ojego n ie u sły sz y pienia« odnosić się m ogą ty lk o do ad re­ sa tk i od ciętej barierą języ k a od ofiarow an ego jej daru p oetyck iego. N ie p rzestrzeń d zieli »ją« od p oety, ale obcość języka. Z aim ek »ona« n ie w p row ad za w ięc m o­ ty w u m iło sn eg o , le c z k ojarzy się ściśle z sytu acją; »ona« rep rezen tu je odbiorców , do k tórych n ie d ociera głos p o ety . N ie m ogło zresztą b y ć inaczej, w w ierszu d ed y - k a cy jn o -o k o liczn o ścio w y m przezn aczon ym dla k o b iety »ona« m o że się od n osić ty lk o do ad resatk i. Tym bardziej że zaraz w następ n ym , siód m ym w ierszu , jest ona porów nana do »słow ika, k róla śpiew u«. Że W ołkońska sła w n a b y ła i p o d ziw ia n a jako śp iew a czk a , sło w a te w sposób dla p o ety i ó w czesn y ch odbiorców o czy w isty do n iej m u sia ły się odnosić. W. 14 p ierw o tn ej w ersji (»N igdy jej m iły m gło sem nie b ęd zie śpiew ana«) rozum iem n iejak o d osłow nie: adresatka n ie za śp iew a w ierszy p oety (jak śp iew a inne), bo n ie zna język a, wT którym są n ap isan e. N ie m a w ięc, jak sądzę, w ty m so n ecie m o ty w u m iłosn ego, ty lk o k o m p lem en to w o -o k o liczn o ścio w y , dobrze zestrojon y z ogólną — o ileż poza o k azjon aln ość w yk ra cza ją cą — reflek sją . J e śli ta k , to co b y ło p ow od em k łop otów p isarsk ich autora? J ed en w y d a je się dość o czy w isty . W. 7—8 w p row ad za p orów n an ie, n ie bardzo m oże szczęśliw e, ad resatk i —• do sło w ik a , poety — do p od ziem n ego stru m ien ia, którego sło w ik n ie słyszy. Z god ­ nie z w y m o g a m i p o ety k i ó w czesn ej, p rzestrzegan ym i śc iśle zw ła szcza w so n ecie, w szy stk ie człon y p orów nania m uszą m ieć od p ow ied n ik i w o p isyw an ej sytu acji. Skoro sło w ik n i e s ł y s z y , to te n sam m o ty w n i e s ł y s z e n i a m u si pow rócić w k oń cow ej poincie. T ym czasem w w ersji I takiej w y m a g a n ej sy m etrii brak, bo m ow a tam , że »ona« n ie będ zie ś p i e w a ć cu d zoziem sk iej pieśn i, a p rzecie w po­ rów naniu n ie ch od ziło o to, że sło w ik n i e z a ś p i e w a p ieśn i stru m ien ia . Jakoż w drugiej w e r sji k oń cow ej tercyn y p o ja w ia się m otyw n i e s ł y s z e n i a . P o w sta je jed n ak inna k om p lik acja, p o n iew a ż w zw iązk u ze zm ianą ry m ó w p rzered agow an e zo sta ły sło w a o p iórze, które w now ej w e r sji »nie słu ch a rozkazów «. N a p rzestrzen i dw óch te r c y n p o ja w ił się w ię c ten sam czasow n ik w d w óch różn ych znaczen iach. B yć m oże dla u n ik n ięcia te g o zbiegu s ł u c h a ć / s ł y s z e ć p oeta p rzered a g o w a ł

(17)

co nadaw ałoby m u cechy u tw o ru zabarw ionego tęskn otą m iłosną, zaciera­ jąc jednocześnie sens głów ny, dotyczący zagadnień języ k a poezji i .tru d­ ności w yp o w iad an ia się „n a cudzej ziem i” , w środow isku obcym m u — także m ową. Z nam ienne, że w ty m w łaśnie k ieru n k u , ku uogólnieniu re - fleksyj o „ ję z y k u ” arty sty c z n y m poezji, poszły rów nież zm iany w prow a­ dzone p rze z M ickiew icza do fran cu sk iej p a ra fra z y sonetu 34: nie p o m i­ nięte, ale uogólnione w niej zostało znaczenie obu w ierszy w p ro w ad zają­ cych w ą te k m iłosny w tekście polskim — zarów no w w. 6 ja k i 14.

P rzed staw io n a tu hipoteza, jeślib y się n a w e t okazała praw dopodobna, nie w y ja śn ia je d n a k s p ra w y do końca, gdyż m im o w szystko dziw ne się w y d aje zniechęcenie p o e ty wobec so n etu z ta k olśniew ającym i błyskam i praw dziw ej poezji. Czyżby „pióro, roboczy niew olnik p o e ty ” zbuntow ało się ty m razem n ap raw d ę?

4. Czy omyłka w sonecie „Dobrywieczór”?

S p raw a nie b u d ziła d o tąd w ątpliw ości. Rodzą się one dopiero w zesta­ w ieniu odm ian brulionow ego zapisu u tw o ru w tzw . album ie M oszyńskie­ go 35, m im o że p o p raw k i w prow adzone w nim p rzez a u to ra są w łaściw ie niew ielkie. Je d n a z n ich w szakże, w w. 9, niepokoi dw uznacznością o sta ­ tecznej decyzji poety. W ypada p rzed staw ić ją szczegółowo.

P ierw szą w e rsję zanotow ał b y ł p o eta następująco: N iech że dzień dobry w sch o d zi tym , co sp ołem żyją

w . 13 w drugiej w ersji, a w ię c n a jp ierw n ap isał: »P iosenki, k tórych nigdy n ik t sły sz e ć n ie będzie«, a p o tem z m ie n ił na »N oty, k tórych n ik t n igd y g[rać] dla niej [n ie b ę d z ie ]« ”.

M im o ca łej sp o isto ści a rg u m en ta cji in terp reta cja ta n ie w y d a je się bardziej p raw d op od obn a od tej, którą p rzed sta w io n o w szk icu . Trud k on stru o w a n ia w y p o ­ w ie d z i u o g ó ln io n ej, d a lek iej od ja k ie jk o lw ie k au tob iograficzn ej o k a zjo n a ln o ści, jest w k sz ta łto w a n iu so n etu n ader w y m o w n y p oetyck o. Co n a jw y żej m ożna by ją trak tow ać jak o ró w n o w a żn ą p rzed staw ion ej tu hip otezie.

34 F ra n cu sk i te k s t so n etu w w e r sji op u b lik ow an ej w ed y c ji O eu vres choisies [...J brzm i:

„O Poésie! tu n'es pas l'art de peindre! Quand je ve u x peindre, pourquoi m es pensées ne peu ve n t-e lle s paraître qu’a tra v e rs les paroles d ’une langue étrangère, com m e les prisonn iers à tra v ers les barreaux de fe r qui cachent e t défigu ren t leurs traits.

„О Poésie! tu n ’es pas l’a rt d e chanter, car m es sen tim en ts n’ont pas la v o ix qui puisse être com prise: ils son t com m e ces ruisseaux souterrains don t personne n’en tend jam ais le bru it.

„О P oésie ingrate! tu n ’es m êm e pas l’art d ’écrire: j ’ai écrit des vers et je lui offre ces feuilles. Elle n’y v e rra que des signes in com préh en sibles, que des notes d ’une m usique qui, helas! ne sera jam ais exécu tée”.

35 W „ a lb u m ie” w p isa n o go na s. 10. G u b r y n o w i c z (op. cit.) ogłasza tek st zapisu na s. 497. P or. ta k że od m ian y w Dziełach (TLM), s. 352— 353.

(18)

Było to sform ułow anie analogiczne w sw ym układzie do w iersza 11: N iech dobranoc szczęśliw ych koch an k ów otoczy

P o tem w początkow ym słowie przek reślił M ickiewicz przy ro stek ,,-że” i n a jego m iejsce w pisał ,,-a”, co m iało zapew ne oznaczać: „N iechaj” . Później jed n a k (trudno określić kiedy, chyba w k ró tce po zapisaniu ca­ łego sonetu, gdyż niew ątpliw ie jeszcze p rzed sporządzeniem kopij przez Pietraszkiew icza) p oeta zm ienił kolejność słów w w. 9, w skazując po­ p raw k ę cy fram i u góry w yrazów:

1 2 4

N iech (że)a[j] d zień dobry w sch o d zi [...] — co oznaczało chyba n a stęp u jący szyk słów:

D zień dobry niech aj w sch od zi [...]

I ta k je s t w e w szystkich trzech kopiach P ie tra sz k ie w ic z a 36. P odob­ nie — w odpisach i p ierw o d ru k u S o netó w 37 — zm ieniona została k o le j­ ność słów w w ierszu 11:

D obranoc n iech szczęśliw ych koch an k ów otoczy

W rezu ltacie zm ieniony u k ład słów w w. 9 odpow iadałby nie ty lk o szczególnem u zaakcentow aniu in to n acy jn em u w y ra z u „D zieńdobry” w sk u te k w ysunięcia go n a początek zdania, ale także uk ształto w ałb y w yraźniejszą odpowiedniość w ierszy 9, 11 i 14, w iążących terc y n y p a ra - lelizm em składniow o-rytm icznym oraz intonacyjnym :

D z i e ń d o b r y n i e c h a j w sch o d zi ty m [...] D o b r a n o c n i e c h szczęśliw y ch k o ch a n k ó w otoczy D o b r y w i e c z ó r n i e c h p rzyćm i [...]

W p ierw o d ru k u jed n ak pow róciła — kto wie, czy w sk u tek św iadom ej decyzji p o ety — w ersja p ierw otna: „N iechaj d zieńdobry w schodzi” . Czy stało się to w rezu ltacie w ybo ru prostszej, bardziej n a tu ra ln e j, bo n iein - w ersjow anej kolejności słów w zdaniu, czy też w w yn iku zw ykłego p rz e ­ oczenia cyferek n ad w yrazam i p rz y przep isy w aniu te k stu brulionow ego do d ru k u — tru d n o orzec.

D ruga z ty ch m ożliwości w y daje się bardzo praw dopodobna, zgadza­ łab y się bow iem z ogólną ten d en cją sonetów do stw a rz a n ia kunsztow nego sy stem u odpow iadających sobie pow tórzeń i paralelizm ó w oraz z m eto­

36 W obu k op iach z A rch iw u m F ilo m a tó w (obecnie M uzeum M ick iew icza w W ar­ sza w ie, nr in w . C/1626, k. 4v i 12/57v) i w trzeciej, p rzy p isy w a n ej P ie tk ie w ic z o w i (Bibl. N arodow a, rkps I 8302, k. 24).

(19)

d ą kom pozycyjnego w y k o rzy sty w an ia ty tu ło w y c h słów w obu p oprzed­ nich członach „ try lo g ii” sonetow ej: „D zieńdobry” i „D obranoc”. P rzy jęcie tej hipo tezy nakazy w ało b y przyszłem u w ydaw cy p rzyw ró cenie w ersji po ­ praw ionej przez p o etę w album ie M oszyńskiego.

Mimo dużego praw dopodobieństw a, że kolejność słów w. 9 son etu Do­

branoc u trw a liła się w sk u tek om yłki k o p isty p rzepisującego te k s t do d ru ­

ku, e w e n tu aln a em en d acja n ie w y d aje się dostatecznie um otyw ow ana. A rgum enty , k tó re przeciw niej m ożna b y w ysunąć, opierają się głów nie n a dw u okolicznościach: 1) p rzyw rócenie w ersji pierw o tn ej w edycji m o­ skiew skiej da się uzasadnić m ożliw ością dążenia p o ety do tego, b y szyk słów w zdaniu ro zw ijał się w to k u bard ziej n a tu ra ln y m ; 2) w żadnym z n a stę p n y c h w y d ań M ickiewicz nie w prow adził w ty m w ierszu p o p raw ­ ki, m im o iż w czasie p rzy g o to w y w an ia edycji p e te rsb u rsk iej z 1829 r. m ógł jeszcze pam iętać w ah an ia, p rzez jak ie re d a k c ja w. 9 przechodziła w rękopiśm iennej fazie k ształto w an ia utw o ru. S k ądin ąd — z p rzeró b k i początkow ego w iersza W id o ku gór ze step ó w K ozłow a — w iem y, że p oeta poddaw ał rew izji te k s t n iek tó ry ch sonetów p rzy pow tórnej ich p u b li­ kacji.

Ale ostrożność, p o stu lo w ana w p racach edytorskich, nie rozstrzy g a jeszcze w ątpliw ości u jęte j w ty tu le n o tatk i. P y ta n ie pozostaje nad al nie rozw iązane.

5. Z przepaści w przepaść? Czy z przeszłości w przyszłość?

W ątpliw ość dotyczy w iersza Podróżni. W iadomo, że p o eta n apisał go dla gościnnych gospodarzy Steblow a, E m ilii i H erm an a H ołow ińskich. A utograf, zan o to w any pono w im ionniku p a n i dom u — n ie ste ty — się nie zachow ał. Z tego pow odu zrodziła się n a w e t niepew ność, czy zapis ten w ogóle istniał. Zw łaszcza że w yszedł n a ja w in n y au to g ra f tego w iersza, pow iedzm y od razu: zagadköw y; pochodzi bow iem z r. 1828, a M ickiewicz p rzeb y w ał w S teblow ie trz y la ta w cześniej, n a początku lu teg o 1825.

D ru g i z tych au to g rafó w z n ajd u je się obecnie w M uzeum M ickiewicza w W arszaw ie (nr inw . C/458). J e st to k a rta z ilu stra c ją W incentego Sm o- kow skiego do pierw szego w y d a n ia K onrada W allenroda w r. 1828; n a odw rocie w iz e ru n k u p rzedstaw iającego W ielkiego M istrza p o eta zanoto­ w ał tek st w iersza, z a o p atru jąc go n o tatk ą : „w Steblow ie R: 1825 A d a m

M ickiew icz” 38. N iektórzy, ja k np. B ru c h n a ls k i39, przypuszczali, że

38 Opis k arty oraz jej h isto ria — zob. Cz. Z g o r z e l s к i, Z a g u b io n e s k a r b y . „R uch L itera c k i” 1963, s. 5/6, s. 255— 256. T am też sk ró to w a in fo rm a cja o prób ach ro zw ią za n ia sp rzecznośoi dw u dat: r. 1825, u m ieszczo n eg o przy pod p isie w ła sn ą ręk ą autora, i r. 1828 jak o d a ty p ierw od ru k u K o n r a d a W a lle n ro d a .

(20)

w sztam buchu H ołow ińskiej nie było w cale żadnego zapisu M ickiewicza i że w iersz P odróżni napisany został dopiero w roku 1828. In n i — od­ w ro tn ie — przyjm ow ali rea ln e istn ien ie Podróżnych w album ie i czas ukształto w ania w iersza w yznaczali n a rok 1825.

To d rugie stanow isko w ydaje się ju ż dziś niew ątpliw e; o istnieniu a u to g rafu p o ety w sztam buchu H ołow ińskiej zachow ało się ty le re la c ji św iadków , k tó rzy m ieli go możność oglądać 40, że fak tu w p isan ia Podróż­

n y c h przez a u to ra do alb u m u p an i dom u w Steblow ie w r. 1825 n ie da się

bodaj pow ażnie kw estionow ać. T rudniej nieco zrekonstruow ać te k s t tego zapisu, m im o że jego kopii rękopiśm iennych i d rukow anych zachow ało się sporo. Różnią się bowiem one m iędzy sobą w k ilku m iejscach, re p re ­ zentując dw ie odm ienne w ersje, z k tó ry ch jed n a w ytw orzyć się m u siała w sk u tek om yłek kopisty. Szczegółowe porów nanie tych odm ian pozw ala jed n a k w ytypow ać jed n ą grupę przekazów jako zasługującą n a większe zaufanie.

T a k zrek o n stru o w an y te k st zapisu sztam buchow ego — w p orów naniu z w ersją zanotow aną p rzez M ickiewicza jako dedy kacja n a p ierw o d ru k o - w ym egzem plarzu Konrada W allenroda — prow adzi ku now ej tru d n o ­ ści: oto w w. 3 a u to g raf pierw szy m iał, w edług wszelkiego praw dopo­ dobieństw a, zdanie: „z przeszłości m glistej w przyszłość lecim m roczną”, podczas gdy n a odw rocie ilu stra c ji w trz y la ta później p oeta zapisał zupełnie w yraźnie: „z przepaści m glistej w przepaść lecim m roczną’’. Ja k tra k to w a ć tę rozbieżność? K tó ra w e rsja w ierniej odtw arza in ten cję Mic­ kiewicza?

W ydaw ałoby się, że spraw ę rozstrzygnąć n ależy n a korzyść drugiego z ty ch zdań, jako zapisu późniejszego: n ależy m niem ać, że a u to r św iado­ m ie w prow adził pop raw kę do wcześniejszej red a k c ji w iersza. Ale czy ta k było istotnie? Rozw ażając dokładniej w ym ow ę poetycką obu sform uło ­ w ań, tru d n o się opędzić przypuszczeniom , że nie by ła to p o p raw k a ś w i a ­ d o m a . R edakcja p ierw o tn a lepiej przecie odpow iada grze poetyckiej k ontekstu. M otyw „przepaści” — dość nieoczekiw any w h o ry zo n taln y m układzie p rzestrzen n y m m etafo ry k i P odróżnych („w śród ciasnego [...] p rzestw o rza” , „w ąską ścieżką łączącą dw a m o rza” itp.) — n iezby t szczel­

40 Por. k oresp on d en cję J. B. L i w s k i e g o Z L a tyczo w a („G azeta C od zien n a” 1860, n r 102, s. 2); tegoż autora szk ic pt. S teb ló w („T ygodnik Ilu stro w a n y ” 1878, nr 118, s. 203; p ierw szą relację podpisał jako „ B o lesła w z U k rain y“, drugą — jako „ B o lesła w znad D n iep ru ”); P am iętn ik J. H o ł o w i ń s k i e g o (p rzech ow yw an y przed r. 1939 w B ib l. K rasiń sk ich jako rkps 2973 — s. 97 i 111), d ostęp n y d ziś w p o sta ci n otatek p oczyn ion ych zeń p rzez S. P i g o n i a (Bibl. N arod ow a, rkps III 7506, k. 10) i W. B o r o w e g o (tam że, rkps II 7500, k. 610— 611). Zob. też E. R u- l i k o w s k i , M ickiew icz w podróży do O dessy. W zbiorze: K sięga pam ią tk o w a na uczczenie se tn e j rocznicy urodzin A. M ickiew icza. T. 2. W arszaw a 1899, s. 193 i passim .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nie znając tych założeń, wydają się wskutek tego mało reprezentatywne różne twierdzenia oparte na powyższych badaniach praktyki a wypowiadane w treści pracy

Szereg zagadnień procesowych przedstawionych w tej pub­ likacji jest tak dalece informacyjnie i problemowo bogaty, że umożliwi to adwokatom lepsze zorientowanie się

Zastanawiając się nad zakresem odpowiedzialności materialnej z tytułu naru­ szenia obowiązku dbałości o wynik pracy, dochodzimy do wniosku, że w rachubę

Ten niespożyty człowiek działał również i na innym polu. Teatr Dramatyczny na Pohulance pod dyrekcją Leopolda Pobóg-Kielanowskiego nie przerwał pracy ani na

Puchar przechodni ufundowany przez inicjatora tej kolejnej, stałej imprezy spor- towo-towarzyskiej adwokatury zdobyła drużyna Izby łódzkiej, która wyprzedziła

W czasie pobytu za granicą osoby krajowe mogą posiadać wartości dewizowe wywiezione legalnie z kraju, nabyte do swobodnego dysponowania (art. 1 pkt 3) lub

Również w 1983 r., już na podstawie nowego prawa o adwokaturze, został na wniosek delegatów województwa nowosądeckiego wybrany większością głosów dziekanem Rady

W pracy w sposób zupełnie marginesowy autor wypowiada się w kwestii instytucji znanych doktrynie polskiej i obcej, a mianowicie: sententia non existens oraz