• Nie Znaleziono Wyników

Tło historyczne "Dziejów Polski" Bobrzyńskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tło historyczne "Dziejów Polski" Bobrzyńskiego"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

T Ł O H I S T O R Y C Z N E „ D Z I E J Ó W P O L S K I “ B O B R Z Y Ń S K I E G O 1).

Pośród pom ników naszej historiografii nie m a chyba dzieła o równej żyw otności, co „Dzieje Polski w zary sie“ M ichała Bobrzyńskiego — dzieła, któreby przez ta k długi czas pozostało przedm iotem n ieustannych kom en­ ta rzy i sporów, pochw ał, uniesień, kry ty k i nam iętnych potępień. W szyscy znam y tę książkę; w szyscy stw ierdzam y (z pew nym odcieniem wyższości), że jest ona tendencyjna i p rzestarzała. A jednak ciągle jeszcze naw racam y do niej; i dziś, po 70 latach niepokoi nas m yśl au to ra; n aw et zw alczając go, trw am y pod urokiem jego jędrnego stylu, odwagi i szerokości poglądów, potęgi syntetycznego w ejrzenia. Indyw idualność Bobrzyńskiego jeszcze dzisiaj w yw iera swój w pływ n a trzecie czy czw arte pokolenie historyków polskich.

Ta książka m a dw a oblicza: naukow e i polityczne. Takie p rzy n aj­ m niej było zaw sze zdanie w spółczesnych i potom nych. Już pierw si recen­ zenci z dezaprobatą, w yczuli w „D ziejach Polski“ związek z polityką bie­ żącą. Obóz dem okratyczny potępił je od razu jako dzieło partii. Czołowy historyk tego kierunku, H enryk Schm itt, tw ierdził, że Bobrzyiiski „jest b a r­ dziej tendencyjnym w celach całkiem politycznej n atu ry , niż którykolwiek z poprzedników jego n a drodze dziejopisarstw a narodow ego“ 2) Ale także przyjaciel i m istrz autora, Józef Szujski, zazn acza ł z w iększą dyskrecją: ■— „P. B obrzyński zrobił w iędnie czy bezwiednie iwiszystko, aby z książki, liczne i najw yższej w agi zagadnienia naukow e traktującej, uczynić książkę ak tu a ln ą “ 8). ·— Przytoczm y jeszcze kilka sądów późniejszych uczonych. A więc Sm oleński: — „Politycy, zająw szy rolę historyków (m ow a tu o szkole* krakowskiej), usiłow ali współczesnem u sobie społeczeństw u do­ starczyć wskazówek praktycznych, w ysnutych z dośw iadczenia przeszło­ ści... W ich ręku historia stała się środkiem politycznym , nie celem naukow ym “ 4).

A Korzon: — „Źródłem pierw otnym gorszącego rozgw aru we w nio­ skach syntetycznych historiografii naszej jest polityko w anie“ 5).

*) Odczyt wygłoszony na posiedzeniu Tow. Miłośników H istorii w W ar­ szawie, 26. XI. 1946.

2) H. Schm itt, Rozbiór dzieła pt. Dzieje Polski w zarysie (1882), s. 4. 3) J. Szujski, kilka uw ag o Dziejach Polski. Opowiadania i roztrząsania III (1888), s. 155.

4) W. Smoleński, Szkoły historyczne w Polsce. Pism a III (1901), s. 329. 6) Pam iętnik II zjazdu historyków polskich (1890), s. 9.

(3)

I jeszcze Konopczyński w ytyka szkole krakow skiej „bezcerem onialne przem ycanie polityki pod pokryw ką przedm iotowej n a u k i“ e)

W przedmowie do II w y d an ia „Dziejów“ B obrzyńsi sam tak ujmuje ten zarzu t: — „P ytanie, czy historia moja niczego, żadnej praw dy poli­ tycznej nie dowodzi? Dowodzi ich, może i niejednej, ale byłoby to najw ięk­ szą ujm ą przeszłości naszej, żeby ona niczego nie dowodziła..., żeby poli­ ty k a przeszłości nie m iała i nie mogła być dla polityki dzisiejszej prze­ strogą i wskazówką. W takim razie m ożna by śm iało o niej rzec, że jest niepolityczną. Taiką dzięki Bogu nie j e s t ?).

U staliw szy sam fak t politycznego ch arak teru książki, postarajm y się go sprecyzować. Badacz ówczesnej naszej m yśli politycznej, W ilhelm Feld­ m an, analizując dzieło Bobrzyńskiego n a tle epotki, tłum aczy jej nastrój beznadziejną podówczas dla Polski sytuacją polityczną. Stąd pesym izm tej książki, podczas gdy jej am óralność, k u lt autorytetu, pogarda dla sił spo­ łecznych m iałyby źródło w zap atrzeniu się n a triumfującego B ism arcka *). W nikliw e te uw agi nie w y jaśn iają najw ażniejszej spraw y: w jaki sposób tezy Bobrzyńskiego m iały się stać podporą dla rządów konserw atyw nych w Galicji? Jak nam iętne potępienie daw nej oligarchii polskiej m iało być argum entem n a rzecz żyjących Potockich i Sapiehów ? W jaki sposób spro­ w adzenie religii do roli narzędzia politycznego godziło się z ultram onta- nizm em C z a , s u ? Jak zarzu t ciem iężenia chłopa w dawnej Polsce mógł się kojarzyć z odsuw aniem tego chłopa w Galicji od udziału w rząd ach ? 9). M ożna by te pytajniki pomnożyć.

Sądzę, że w arto zastanow ić się n a d tym , jakie m ianow icie ak tualne galicyjskie problem y odbiły się echem n a kartach „Dziejów w zarysie“, a dalej: w jakim kierunku zam ierzał pisarz w płynąć n a bieg wypadków i w jakiej m ierze książka w y w arła w pływ n a przebieg w ydarzeń politycz­ nych oraz n a dalszą karierę autora. Odpowiedź, którą spróbuję naszkico­ wać, z konieczności będzie przybliżona. Nie korzystałem z żadnych niezna­ nych dotąd źródeł; najw ażniejsze z nich: pam iętnik i korespondencja Bo­ brzyńskiego, przechow yw ane w Bibl. Jagiellońskiej, nie są dotąd dostępne badaczom. Opieram się n a drukow anych pism ach znakom itego historyka, na współczesnej literaturze politycznej i naukow o-krytycznej oraz n a tym , co ogólnie w iem y o historii Galicji lat 7 0 -ty ch i 8 0 -ty c h ub. stulecia. Boz- w a ż a n ia swe traktow ałbym raczej, jako „hipotezę roboczą“ ; może jednak rzuci ona nowe św iatło n a genezę znakom itej książki i n a niektóre w y­ padki współczesne. ^

P rzypom nijm y sobie, co w iem y dotąd o. pow staniu „Dziejów,' Polski w zary sie“ 10). W 1873 r. 24-letni B obrzyński rozpoczyna w ykłady z h i­ storii p raw a n a U niw ersytecie Jagiellońskim . Jest autorem bardzo gruntow ­ nej, ciekawej, ale zupełnie nie efektownej pracy o ustaw odaw stw ie nie- szaw skim . Trafia n a okres rozkw itu i rozpędu twórczego wszechnicy, um

oż-°) W. Konopczyński, O wartość naszej spuścizny dziejowej. Od Sobie­ skiego do Kościuszki (1921), s. 8.

7) P rzedruk w Szkicach i studiach historycznych Bobrzyńskiego, I (1932), s. 79.

8) W. Feldman, Dzieje polskiej myśli politycznej (1933), s. 197. s) Zwrócił uwagę na te sprzeczności już Konopczyński, o. c. s. 7.

10) S. Estreicher, M ichał Bobrzyński. Przegląd Współczesny, styczeń— luty 1936. Bobrzyński, Szkic do pam iętnika. Nasza Przyszłość, »tom 49 (1936).

(4)

liw iony przez niedaw ne spolszczenie szkolnictw a w całym kraju. Na w y­ dziale filozoficznym w Krakowie świecą Tarnow ski i Szujski, a obok nich pracują: W ojciechowski, Piekosiński, Morawski, Zakrzew ski, Sokołowski,. Smolka. P racę tych ludzi cechuje z ap ał odkrywczy, w iara w doskonałość now oczesnych metod badaw czych, gorąca chęć służenia narodowi n a polu czystej wiedzy. W tym gronie rów ieśników i starszych Bobrzyński w ysuw a się szybko n a jedno z miejsc czołow ych: n ie .ty le może, jako przodownik i tw órca, co jako organizator wspólnej pracy. Pisze św ietną n a owe czasy rozpraw ę o sejm ach za O lbrachta i A leksandra; organizuje komisję histo­ ryczną Akademii Umiejętności; otw iera dla badań naukow ych A rchiwum krajow e, puszcza w św iat k ilk a cennych tomów „S tarodaw nych p raw a pol­ skiego pom ników “ . Skupia dokoła siebie grono m łodych przew ażnie uczo­ nych i pobudza ich do dyskusji o podstaw ow ych zagadnieniach historii Polski.

K rytyczny stosunek do u tarty ch h aseł łączył się u Bobrzyńskiego z przenikliw ością i rozległością sądów ; a trzeźw y, realistyczny pogląd na św iat — z m łodzieńczym tem peram entem . Od początku studiów ciągnęło go coś do syntezy, do w yprow adzenia z dokonanych odkryć ostatecznych w niosków bez oglądania się n a przyjęte kanony i n a uznane świętości. I tak rozmowy z kolegami po fachu coraz to zah aczały o sens dziejów Polski; z rozmów w yłoniły się dysputy, potem zeb ran ia z referatam i, w re­ szcie m yśl opracow ania zary su historii ojczystej. Bobrzyński pisa-ł swoje dzieło gorączkowo, w pośpiechu, sam w yznaje, że chciał uprzedzić Szuj­ skiego, który pracow ał nad podobną książką. Co niedziela odczytyw ał p rzy ­ jaciołom napisane rozdziały, korzystając z ich życzliwej krytyki; przy w ie­ kach średnich wspomógł go niew ątpliw ie sąd Piekosińskiego i Smolki. Rzecz była gotowa w ciągu kilku miesięcy

Aż do tej chwili życia Bobrzyński trzy m ał się zd ala od polityki bie­ żącej. Że go później ta działalność wciągnęła;, to było praw ie nieunik­ nione. Ideologia konserw atystów krakow skich, wśród których obracał się młody autor, zosťata w ypracow ana przez historyków i m iała · historiozo­ ficzne podłoże. Sum ienni i bezstronni w 's w y c h studiach specjalnych b a­ dacze parali się polityką i uzasad n iali swój program w łasn ą znajom ością dziejów. Helce], który w prow adził Bobrzyńskiego w św iat starych ksiąg i dyplom atów, był przecież zarazem ideologiem pracy organicznej, opartej o hierarchię społeczną, katolicyzm i związek z A ustrią. K alinka, pierwszy obrońca tezy o w łasnej naszej odpowiedzialności z a rozbiory, to b y ł stary p raktyk Hotelu L am bert, który od robienia historii przeszedł do jej opisy­ w ania. Ukochany profesor Szujski, głów ny autor „Teki S tań czy k a“, w sw ych pism ach politycznych pow oływ ał się nieustannie n a przeszłe dzieje kraju. W reszcie drugi profesor, ekonom ista D unajew ski, który w tych latac h otaczał Bobrzyńskiego najżyczliw szą opieką, był już iwttedy faktyczną głową stronnictw a krakowskiego, a , goto w ał się do odegrania jeszcze więk­ szej roli n a gruncie W iednia. Uczeń takich m istrzów m usiał uw ażać za cał­ kiem n atu raln e, że znajomość historii Polski u p raw n ia dostatecznie do w pływ ania na losy Ojczyzny.

— „Jeżeli historia nasza m a nam być nauczycielką życia — tak pisa! Bobrzyński w przedmowie do I w y dania „Dziejów“ , —■ jeżeli w dzisiejszych naszych przedsięw zięciach m am y się posługiw ać argum entem , że „ ta k nasi czynili ojcowie“ , to zapatrujm yż się n a naszych wielkich przodków z ja­

(5)

giellońskich czasów, a te skairłowaciałe późniejsze pokolenia, których brze­ mię grzechów dotychczas dźwigamy, posłużą mam tylko jako przykład od­ straszający !“ u ).

Pisano te słow a w Krakowie, 10 w rześn ia 1877 roku. Co oznacza ta d ata?

Oto toczy się pomiędzy Rosją a Turcją w ojna w schodnia. A rm ia rosyj­ ska w yczerpuje się n a B ałkanach w bezskutecznych szturm ach' n a Plewnę. G alicja w yobraża sobie, że Anglia i A ustria w ezm ą lad a dzień- udział

v? konflikcie. Polski obóz dem okratyczny przez petycje i dem onstracje stara'

się zachęcić Franciszka Józefa do · wojny z caratem . W k raju działa już kilka niezależnych od siebie konspiracji; już 'Wróble śpiew ają n a dachach o tym , że w W iedniu w porozum ieniu z Anglikam i pow stał tajn y R ząd N a­ rodowy polski. We Lwowie w erbunek spiskowców odbyw a się niem al p u ­ blicznie. Robi w rażenie, że kraj, podniecony przez obcych agentów , rz u c a się głową naprzód w jakąś niepoczytalną aw anturę. K onserw atyści przeciw ­ działają, jak mogą, ale opinia od czasu „Teki S tań czy k a“ nie w ierzy im, kw estionuje ich patriotyzm . M arszałek W-odzicki sam zw raca się do W ied­ n ia o odroczenie sesji sejmowej, aby przeszkodzić uchw aleniu patriotyczno- wojowniczego adresu. .

To była atm osfera, iw; której Bohnzyński pisał swoją książkę. Zanosiło się w tedy n a w ybuch o wiele mniej w ybaczalny, niż w roku 1863. I trudno się dziwić, że m łody autor, pisząc o polskiej an arch ii i o kierow aniu się w polityce uczuciem, nie rozum em , rozpraw iał się zaraizem ze współcze­ snym obozem dem okratycznym , z lwowską „G azetą N arodow ą“ . Stąd np. nieoczekiw any sąd... o kim ? o Mieszku I: gdyby ów książę był w ładcą, „w ierzącym tylko w szczęście swego oręża i folgującym uczuciu zem sty, byłaby Polska w bezowocnych pow staniach i w alkach starg ała swoje siły... K siążę ten, w yższy rozum em sw ym politycznym n ad całe otoczenie, zasta­ nowił się głęboko, zw ażył swoje siły i poznał, że z potęgą niem iecką w stęp­ nym bojem nie może się m ierzyć“ . I tylko „u m y sły płytko sądzące, a k rzy ­ kliwe... nie mogły, czy nie chciały mądrego postępow ania M ieczysława zro­ zumieć, oburzały się n ań jako n a zdrajcę spraw y słow iańskiej i czynnie przeciw niem u w y stę p o w a ły 12). Mamy tu argum entację Czasu, zastoso­ w aną do w ypadków sprzed la t dziewięciuset... Albo takie zdanie: — „N aród (za Sobieskiego) żył już tylko podnieconą do nienaturalnego stopnia fa n ta ­ zją i u c z u c ie m 18) — czyż to nie jest echo „Teki S tań czy k a“ ? I jeszcze: — „C ała n asza historia od XVI w. robi w rażenie raczej m łodocianych pory­ wów i niebezpiecznych igraszek, niż dojrzałej pracy i m ęskich zapasów “ lł). Czyż nie' idzie tu autorow i o polityczne „igraszki“, które m iał przed oczy­ m a? A nie jest to już rozpraw a z dawno przebrzm iałym ruchem stycznio­ w ym , ani też z jakim ś p rz y sz ły m ,. hipotetycznym pow staniem , ale z dzia­ łającym w tej chw ili i rzeczyw iście niebezpiecznym liberum conspiro. Taik “ ) Pierwsze w ydanie „Dziejów“ (1879), s. IV. Przedm owa ta, przedru­ kow ana w wyd. II (1880—81) i III (1890—91), została opuszczona w w yda­ niu IV (1927).

12) Dzieje, wyd I, s. 68. Zdanie o „płytkich um ysłach“ znikło już w w y­ daniu II, resztę ustępu skreślono w wyd. III.

ls) Dzieje, wyd. I, s. 406, powtórzone w nast. wydaniach.

14) Dzieje, wyd. I, s. 448. Zdanie powtórzone w II, skreślone w III w y­ daniu.

(6)

też zrozum iał intencję „Dziejów“ dem okrata Schm itt: — „U znaw szy, pisze, potrzebę chłodzenia i uśm ierzania gorączki zap ału narodowego, k tó ra była tyle razy przyczyną pow stań, (Bobrzyński) użył tych środków sztucznych (tj. fałszow ania przeszłości), ab y ulżyć zad a n iu straży pożarnej w krakow ­ skiej Akadem ii Umiejętności“ ” ). Oczywiście sąd zbyt jaskraw y ale n u ta antypow staniow a w książce w yczuta moim zdaniem trafnie.

To byłaby negatyw na treść aktu aln y ch akcentów „Dziejów Polski“ . Gzybyśmy nie znaleźli w tej książce rów nież pozytyw nych w skazań na chw ilę ówczesną?

Jak wiadomo, m yślą przew odnią dzieła jest zasada silnej w ładzy. ■—■ „Nie m ieliśm y rządu, w|oła Bobrzyński, i t a jest jedná jedyna upadku n a ­ szego przyczyna 1δ). Tę zasadę przeprow adza autor konsekw entnie przez całe, ale zw łaszcza now ożytne dzieje Polski: dobre jest wszystko to, co w zm acnia w ładzę cen tra ln ą; złe to, co ją osłabia. Czy ta n a u k a mogła mieć jakieś zastosow anie w Galicji, k tó ra w alczyła przecież uporczyw ie o swą autonom ię, a więc o osłabienie centralnego rządu wiedeńskiego?

Rzecz w łaśnie w tym , że od roku 1873 ów stosunek Galicji do rządu wszedł w now ą fazę. W alka o dalsze rozszerzenie kom petencji Sejmu prze­ sta ła rokować nadzieje wobec zm ian w sy tu acji w ew nętrznej i m iędzynaro­ dowej. P a rtia krakow ska, wzm ożona o daw nych stańczyków , którzy obej­ m ują w łaśnie główne stanow iska w kraju, p o stanaw ia uzn^ć istniejący sta n rzeczy i oprzeć n a nim program pracy organicznej. Pierw szym pu n k ­ tem tego program u b y ła reform a adm inistracji. System rządzenia, zaprow a­ dzony w Austrii w latach 60-tych, był w yrazem reakcji n a wicześniejszy centralizm Bacha. Po ty lu latach podciągania w szystkich krajów m onarchii pod wspólny, niem iecki strychulec przyszły do głosu prądy odśrodkowe. W każdej prow incji powołano do życia dwie niezależne przeciw staw ione sobie hierarchie: m ianow anych urzędników, i obieralnych przedstaw icieli społeczeństw a. U rzędował zatem we Lwowie nam iestnik cesarski ze swoim sztabem biurokratów , a obok niego Sejm, m arszałek i W ydział Krajowy. W · każdym powiecie staro sta z urzędnikam i, a obok nich R ada Pow iatow a z wyboiróiwi ze swoim W ydziałem i prezesem. H ierarchia rządowiai m iała w ręku istotę w ładzy, a nie podlegała kontroli społeczeństw a; za to czyn­ nik sam orządow y nie posiadał egzekutywy. Koszt adm inistracji w system ie tym był podwójny, a spory o kom petencję pochłaniały m asę czasu i energii.

Realistom ze szkoły krakow skiej zdaw ało się to anom alią. Stw ierdzali oni z pew ną dozą słuszności, że przecież te n sam duch panow ał w jednej i drugiej hierarchii. Ani nam iestnik w istniejących stosunkach nie mógł iść przeciw życzeniom kraju, ani też większość sejm ow a nie mogła pozw alać sobie n a frondę wobec W iednia. Dobro ogólne domagało się zatem współ­ pracy obu hierarchii. W ym agał też reform y najniższy szczebel ad m in istra­ cyjny: gmina. Gdy w roku 1866 po blisko stu latach niemieckiego jątrzenia pomiędzy w sią a dworem Sejm galicyjski u rząd zał w ładze gm inne, szlachta i chłopi byli jednom yślni: nie chcieli mieć z sobą nic wspólnego. Ustawa krajow a w ydzieliła więc z gmin obszary dworskie, n a których dziedzic po­ został adm inistracyjnym zw ierzchnikiem sw ych fornali, a gm iny

jednowio-l5) Schm itt, о. c., s. 155.

le) Dzieje, wyd. I, s. 447. W wyd. II (tom II, s. 335) i w następnych usunięto to zdanie, ale zachowano ogólny tok rozumowania.

(7)

skcwe pozostaw iła chłopom... oczywiście pod ścisłą kontrolą szlacheckich rad pow iatowych. N ajniższy szczebel sam orządu zn a lazł się tym sam ym bez fachowego kierow nictw a i środków finansow ych. L apidarnie ujm ow ał s y tuację D unajew ski: — „G m ina fizycznie działać może, ale działać nie um ie i nie chce. Dwór um ie i chce, ale nie może ").

P a rtia krakowska) sprzeciw iała się od początku tem u rozdziałowi;, uw ażała, że tylko przez społeczną w spółpracę u d a się utrzym ać w pływ szlachty n a ludność w iejską. Ale w spom nienia z okresu pańszczyzny i „ ra ­ bacji“ okazały się silniejsze i projekt „gm iny zbiorowej“ odrzucono. S ta ń ­ czycy nie dali za w y g ran ą i um yślili połączyć spraw ę gmin oraz w ładz krajow ych w jeden wielki program reform y. Pod patronatem A dam a Potoc­ kiego igirono polityków krakow skich ze w spółudziałem także daw nych „kle- m ensow czyków “ z K rólestw a: K urtza, Skarżyńskiego — pnrodyskutowało ów projekt, pow ierzając opracow anie Julianow i D unajewskiem u. Ogłoszono je drukiem anonimowo, pt. „Z arys organizacji w ładz adm inistracyjnych dla Galicji“ w m aju 1871 r. 18).

Ta d ata (tuż po Sedanie) m a swoją wymowę. O znacza ona rezygnację z w yodrębnienia Galicji i z polityki „polskiego Piem ontu“ . Projekt 'krakow­ ski wzorow ał się n a ustaw ach sam orządow ych: belgijskiej i pruskiej, zespa­ lał konsekw entnie n a w szystkich szczeblach w ładze rządow e i autono­ miczne. U dołu, duża gmina, złożona z kilku w si i obszarów dworskich, z R adą G m inną, naczelnikiem i ław nikam i. W yżej obwód, znacznie w iększy od dotychczasowego pow iatu, R a d a Obwodowa z delegatów rad gm innych i urzędnik starosta, prezydujący w obieralnym W ydziale Obwodowym. U szczytu w reszcie Rząd Krajowy, złożony z n am iestnika i fachow ych w y­ działów, częściowo obieiranych przez Sejm. Projekt pam iętał o u trzym aniu rządów szlachty w kraju, dlatego zachow yw ał w w yborach gm innych przyw ilej wyżej opodatkow anych; p rzyznaw ał też rządow i w pływ n a no­ m inację naczelników gminy. Niew ątpliw ie z a to rozszerzał’· wgląd społe­ czeństw a do spraw adm inistracyjnych, będących dotąd w y łączną domeną, rządow ą. Piętą, achillesow ą projektu b y ła odpowiedzialność nam iestnika przed Sejmem: kraj m usiał przecie mieć jakąś gw arancję wobec urzędowego zw ierzchnika w ładz autonom icznych. Omijano tę trudność, przyznając de­ legatom Sejmu do R ady N am iestniczej praw o zaw ieszania u chw ał poszcze­ gólnych wydziałów. Sejm m iałby nadto praw o większością % głosów oskarżyć nam iestnika o przekroczenie ustaw krajow ych przed Trybunałem P a ń stw a w W iedniu. B yła to rękojm ia dosyć iluzoryczna, a le pam iętać trzeba, że w m onarchicznej Austrii odpowiedzialność m inistrów przed R a­ dą P a ń stw a nie w yglądała w praktyce dużo lepiej.

Upłynęło 5 lat od ogłoszenia tego projektu, zanim upadek w alki o auto­ nomię pozwolił m yśleć o w prow adzeniu go w życie. Dopiero w 1876 r. zło­ żył D unajew ski w im ieniu p artii krakow skiej form alny wniosek o reform ę adm inistracji n a podanych przez siebie zasadach. Do w yborów sejmowych stańczycy poszli w tym że roku pod firm ą S tronnicw a Reformy ; „ C z a s 1 podkreślał, że obóz rządzący pragnie prow adzić k raj naprzód po drodze racjonalnego postępu, W niosek Dunajewskiego m iał wejść pod obrady n a

” ) Zarys organizacji władz adm inistracyjnych dla Galicji (1871), s. 23. ,e) Por. także J. Moszyński, Polityka austropolska (1884), t. II. J. Schenk, Dunajewski, ein österreichischer Finanzm inister (1934).

(8)

pierwszej sesji po w yborach latem 1877 r. — i w tedy w łaśnie udarem niła rozpraw ę agitacja w ojenna i konspiracyjna, która zm usiła m arsz ałk a do pośpiesznego odroczenia posiedzeń.

Zagadnienie silnego rządu było zatem w Krakowie n a u stach w szyst­ kich w> tym czasie, gdy Bobrzyński p isał swoje dzieło. Projektow aną reform ą przejm ow ał się on bardzo żywo, w skazuje n a to jego bliski stosunek do głównego prom otora wniosku, Dunajewskiego. Bobrzyński stw ierdza sarn w „Szkicu do pam iętnika“ , że Dunajew ski w łaśnie w ciągnął go do polityki, że go u czy n ił swoim „nabliższym pow iernikiem “ t9). W obronie swojego wniosku mówił Dunajew ski w Sejmie w 1876 r.: — „D la m nie konstytucja i autonom ia nigdy nie b y ła celem, bo nie n a to jest konstytucja, aby pięk­ nie mówić i w ybierać posłów, ale żeby b y ła dobra w k raju ad m in istra ­ cja“ *°). Czyż to nie jest zdanie wyjęte żywcem z nap isan y ch w rok potem „Dziejów Polski“ ? W syntezie Bobrzyńskiego spraw a owej adm inistracji jest osią całych naszych dziejów, od Ł okietka aż po rozbiory. Ł am anie przy ­ wilejów z a K azim ierza Jagiellończyka1, w zrost sejm u za A leksandra, egze­ kucja praw za Zygmuntów, hum anizm , reform acja, jezuityzm , rokosze, w ojny kozackie i szwedzkie — w szystkie te w ydarzenia sądzi autor „D zie­ jów“ z tego jedynego stanow iska: czy przyczynią się one do w ytw orzenia w k ra ju silnego, sprężystego rządu. Jak gdyby szło m u o wbicie w głowę czytelnikom , że nie m a n a świecie w ażniejszej spraw y od dobrej adm ini­ stracji, że bez niej w szystkie swobody pójdą ku ruinie. W 30 lat potem, sto­ jąc nad grobem wielkiego m in istra skarbu, Bobrzyński przypom niał raz jeszcze rodakom niezrealizow any wniosek Dunajewskiego — „G łos jego, mówił, ku tem u dziełu naw oływ ać nas nie przestanie, daj Boże z lepszym skutkiem n iż głosy tych najśw ietniejszych polityków i mówców, którzy, po­ czynając od Modrzewskiego i Skargi w daw nej Rzpltej, o dobry rząd na.próż- no w ołali“ SI). Całkiem w yraźnie staw ia tu ta j Bobrzyński niedoszłą próbę stańczykow skiej reform y n a jednym planie z tragicznym zagadnieniem n a ­ szych dziejów, którem u poświęcił sw ą książkę.

Przeprow adzenie w niosku Dunajewskiego m usiało się spotkać z opo­ rem dwu przeciw nych obozów ·— i to dla zgoła odm iennych powodów. P a ­ triotyczna lew ica w idziała w tym w niosku rezygnację z części zdobytych swobód autonom icznych n a rzecz zaborczego rządu. K onserw atyści nato­ m iast sprzeciw iali się podporządkow aniu folwarków w ładzom gm innym i w ogóle nie chcieli dopuścić do jakiejkolwiek kontroli n ad gospodarką szlachecką po pow iatach. Obrońcy w niosku m usieli zatem w alczyć n a dwa fronty: naprzód przekonyw ać dem okratów, że opłaci się rozszerzyć w Ga­ licji atrybucje rządu, pomimo że jest to rząd zaborczy; następnie zaś w ska­ zyw ać szlachcie, że ciąży n a niej obowiązek pracy społecznej, chociażby m usiała dlatego dopuścić chłopów do większego udziału w sam orządzie. Rzecz ciekaw a: w „D ziejach“ Bobrzyńskiego znajdziem y zaczerpnięte z przeszłości argum enty n a rzecz jednej oraz drugiej tezy.

Bardzo w yraźnie przebija się w tej książce entuzjazm dla każdego obcego panow ania, które tylko obiecuje Polsce w zm ocnienie formy rządu. — „P anow anie czeskie, pisze Bobrzyński o W acław ie II i III, ...wywarło bł )gi

ie) Nasza Przyszłość, tom 49, s. 69.

i0) Mowy J. Dunajewskiego, I (1896), s. 91.

(9)

w píyw n a dalszy rozwój Polski... B yły to rządy silne, które wszelkie zam ie­ szan ia w zarodzie tłum iły i społeczeństwo polskie... do łączności i zgody przyzw yczajały“ 88). — „K andydatura Iw an a (Groźnego n a tron polski) jest to też niew ątpliw ie najw iększa, najpolityczniejsza m yśl z całego bezkróle­ w ia po Zygm uncie A uguście2S). — S tarzy C zartoryscy przew idyw ali zd a­ niem Bobrzyńskiego u tratę niepodległości, — „lepiej w ięc, żeby (Polska) zirzekła się jej dobrowolnie..., ażeby z a to w eszła w skłaxl Rosji cała, niepo­ dzielna, z rządem autonom icznym , zbudow anym po zgw ałceniu anarchii z pomocą Rosji “S4). W ypowiedzi tego rodzaju rwtówczas i potem rewol- tow ały najsilniej czytelników polskich, którzy oskarżali au to ra o brak pa­ triotyzm u. A kcenty te m ożna zrozum ieć tylko jako ak tualne aluzje do deli­ katnego problem u reform y adm inistracji: cóż z tego, że c. k. biurokracja słu ch a rozkazów z W iednia? Byle tylko pomogła utrzym ać w k raju po­ rządek...

Jeszcze drażliw szą była druga spraw a: gminy zbiorowej. P a rtia k ra ­ kowska opierała się wszak n a arystokracji i n a ziem iaństw ie zachodniej Galicji. „S tań czy cy “ , zw łaszcza Szujski i Tarnow ski, w m niejszym stopniu W odzicki i Koźmiaai, podkreślali z a m łodych lat swój libartailiiizm oraz to, że um ieją podporządkować interes klasow y potrzebom całości społeczeństw a. Odzywali się więc za zbliżeniem do posłów chłopskich, za ośw iatą ludową, za ustępstw am i dla Ukraińców („R usinów “ ) i, jak się rzekło, za utw orze­ niem gm iny zbiorowej. Od czasu, gdy byli redaktorow ie „Przeglądu Pol­ skiego“ w yszli n a dygnitarzy, m usieli przem aw iać dużo oględniej. Ale jeszcze w 1875 r. S tan isław Tarnow ski w yw ołał ogrom ną w rzaw ę swoim artykułem o „porcjach“ , w którym dość niedyskretnie rzu cał św iatło n a w y­ zysk pieniężny robotników rolnych we wschodniej części kraju.

Istotnie G alicja w schodnia b y ła głów ną tw ierdzą nieprzejednanie kon­ serw atyw nej szlachty, tzw. podolaków. R ządy n a d krajem otrzym ali oni z rąk Gołuchowskiego, korzystając z tej sytuacji, że obóz u kraiński ciążył podówczas k u Rosji, a więc był podejrzany w W iedniu. Przez nam iestnika, starostów i irady powiatowe podolacy trzym ali w ryzach zarów no chłopów polskich, jak i ruskich K onsekw entnie sprzeciw iali się każdej reformie, któraby mogła zachw iać ich sztuczną przew agą; bronili się przed każdą inw estycją n a cele przem ysłow e, przed rozbudow ą szkół i wzm ożeniem wpływ ów żyw iołu miejskiego. To stanow isko, ujęte w dewizie Grochol­ skiego: naj bude jak buw ało, drażniło mocno postów krakow skich. Kraków m iał dużo więcej zm ysłu politycznego, niż Podole. Rozum iał, że opór bez­ w zględny to gra n a krótką m etę i że kom prom is może zapobiec niejednej rewolucji. Skądinąd grupa krakow ska m iała niezaprzeczone poczucie inte­ resów ogólnonarodowych i rozum iała potrzebę rozw iązania problem ów: wło­ ściańskiego i ukraińskiego. W tej chw ili nierozsądny opór podolaków groził udarem nieniem reform y adm inistracyjnej, po której stańczycy wiele sobie obiecywali. Już arty k u ł Tarnowskiego o „porcjach“ był tak ą złośliw ą próbą zdyskredytow ania podolskich „obszarów dw orskich“ , które m iały ulec re­ formie. Równocześnie był to gest liberalny pod adresem dem okratów w celu

si) Dzieje, wyd. I, s. 143 i tak samo w nast. wydaniach.

*’) Dzieje, wyd. I, s. 302. W wyd. III (t. II, 121) і IV (t. II, 97) złago­ dzono: „najśmielsza myśl... inne pytanie, czy możebna?“.

(10)

zjednania ich dla projektu zespolenia w ła d z .2S). Próba się nie u dała, bo naw et dem okratyczny Lwów obraził się, że krakow ianie n arzu c ają m u się n a m oralnych cenzorów. W podobnym duchu odezwał się w swoich „Dzie­ jach “ Bobrzyński, chociaż nie twierdzę, by czynił to rów nie świadomie.

—■ „K rw aw ym potem wieśniaczego ludu podniosły się folwarki p a ń ­ skie... Sroga sam ow ola panów , drobnych królików, w ysysa "go i gniecie, pańszczyzna nie m a granic, krew o pomstę nie w oła, praw o odm aw ia opieki, zbiegłego km iecia ściga i dochodzi szlachcic jako swoją rzecz, jak niew ol­ nika... Rodzi się żądza dostatków, bogactw, nie zn ająca m iary, przechodząca w p lan tato rsk ą zaciekłość, prow adząca do gwałtownego znoszenia przyrze­ czonych ta k niedaw no swobód“ 20). Gzy to przem ow a n a wiecu rad y k a l­ nym ? Nie, to konserw atyw ny dziejopis ocenia rolę polskich „królew iąt“ kresow ych. Pisze o W iśniowieekich i Koniecpolskich, ale jeśli ich sądzi tak ostro, to dlatego po części, że m a przed oczym a współczesny p rzykład po- dolaków, którzy znow u dla „p lan tato rsk ich “ swoich interesów udarem niają m u niezbędną ugodę ze spadkobiercam i Chmielnickiego. Ach! gdyby m iał w ręku w ładzę absolutną! — ale jest tylko profesorem historii praw a, więc w raca do epoki W ładysław a IV i pisze: — „B udzić kozaków mógł tylko w tedy król, jeśli był zdecydow any n a straszn ą wojnę domową, jeśli w niej na czele' kozaków i chłopów polskich ch ciał stan ąć i w krw i szlacheckiej an arch ię szlachecką przygasić. Może o tym i m yślał W ładysław , ale kiedy przyszło do czynu, nie już wojny domowej, ale k rzyku szlacheckiego się przeląk ł“ !7). — A o p arę stron dalej kreśli inną, nieco mniej ryzykow ną koncepcję spraw y ukraińskiej: — „Nie d ała się też k w estia kozacka inaczej pom yślnie rozw iązać, jak tylko przez w ew nętrzne odrodzenie Polski, po­ wrócenie swobody ludu, wolności w yzn ań i rządów rzeczyw istych kró­ lowi“ 28).

Nie chciałbym w yw ołać mylnego w rażenia, jakobym czynił z „D zie­ jów Polski w zarysie“ pam flet agitacyjny, w yłącznie zw iązany z kam panią 0 wniosek Dunajewskiego. Nie, dzieło to pow stało jako rzecz naukow a 1 naukow ą rzeczą pozostanie. Zebrane powyżej szczególnie jaskraw e cytaty noszą n a ogół ch a rak te r przygodnych refleksji, nie zw iązanych bezpośrednio z opartą o źródła konstrukcją autora. W łaśnie jednak tego rodzaju wy­ cieczki o publicystycznym zacięciu najżyw iej poruszały czytelnika i dlatego w ażne jest dla nas ich psychologiczne podłoże. To fakt, że postaw ę autora wobec problemów przeszłości zabarw iły pew ne elem enty rzeczywistości współczesnej. Nie w nikam , o ile stało się to świadomie. Mógł autor korzy­ stać ze sposobności w ykładu, aby udzielić czytelnikom m ałej lekcji n a ak tualne tem aty; mógł odwrotnie, n a podstawie dzisiejszych w ypadków

” ) U jm uję tu spraw ę nieco inaczej, niż w życiorysie Adama Sapiehy (1939), s. 234.

26) Dzieje, wyd. I, s. 365. W arto się przyjrzeć, ja k ten drażliw y ustęp stopniowo ulegał złagodzeniu w nast. wydaniach. W wyd. II (t. II, 198—9) usunięto pierwsze zdanie o „krw aw ym pocie“, a ostatnie przeredagowano bez osłabiania ogólnego tonu. W wyd. III (t. II, 205) znikł przym iotnik „sroga“ przy „samowoli“, znikło też w yrażenie „jako swoją rzecz“, a także „planta­ torska zaciekłość“. Wreszcie w wyd. IV (t. II, 158—9) skreślił jeszcze autor „drobnych królików “.

11 ) Dzieje, wyd. I, s. 375 i ta k samo w wyd. II—III. W wyd. IV (t. II,

172) skreślono koniec pierwszego zdania, od „jeśli w niej“ do „przygasić“. *“) Dzieje, wyd. I, s. 377. B rak tego zdania w nast. w ydaniach.

(11)

form ułować sąd o daw nych w iekach. Mógł też zupełnie bezw iednie, odtw a­ rzając obrazy przeszłości, ulegać sugestii poruszających go skądinąd spraw bieżących. O bserwacja tego rodzaju zjaw iska służyć może jako m etodyczna w skazów ka dla badacza źródeł: jak atm osfera polityczna i w pływ środowi­ ska mogą zabarw ić sąd o spraw ach pozornie odległych naw et bardzo trzeźwego i sum iennego m ęża nauki. Ate nie o to n am idzie w tej chwili. Ciekawszą będzie in n a kw estia: czy i w jakiej m ierze „Dzieje Polski w z a ­ rysie“ oddziałały n a losy projektu reform y?

Zdaje mi się, że jeśli oddziałały, to niekorzystnie. Dzieło, puszczone w św iat w sam ym początku 1879 r., spotkało się z ogrom nym rozgłosem —. dowodem szybkie w yczerpanie I w ydania, — ale zostało przyjęte raczej niechętnie. Nie mówię o’ krytyce naukow ej, w której zw łaszcza głosy Ka­ linki, Szujskiego i S m o lk i2’) okazały się płodnym i dla wiedzy. Ale prze­ ciętnego czytelnika książka odrzuciła.. Katolików zgorszyła jej am oralność, postępowców — sym patia dla rządów silnej ręki, czy, jak mówiono wów­ czas, dla „bizantynizm u". Szlachtę zagniew ał szyderczy sąd o daw nych S arm atach, w szystkich patriotów ■— pesym istyczny stosunek do przeszłości narodu. Oto, jak odczuł tę lekturę K saw ery Liske, człowiek przecież zrów ­ now ażony i daleki od partyjnictw a: — „(Autor) skończył jednym czarnym , ponurym , ciem nym obrazem , m alow anym czarnym i koloram i na) czarnym tle, a ta k odrażającym , ta k okropnym , że trudno m i znaleźć w yrazy, któ- reby odm alow ały to praw dziw ie okropne w rażenie, z jakim upuściłem tę książkę n a ziemię, doczytaw szy ją do ostatniej strony 30). — I nie bez słuszności tw ierdził Szujski, że ta książka, „co poniekąd jest jej najcięższą w iną, może . w pew nych kołacłi obudzić skutek przeciw ny założeniu, odepchnięcie nerwowe tych upom nień zbaw czych i koniecznych, jakie h i­ storia stosow ała do społeczeństw a“ S1)· Boihrzyń9ki polemieował z k rytykam i w szeregu rozpraw a2) i w przedmowie do II w y dania bronił się zw łaszcza przed zarzutem pesym izm u, ale szerszej opinii sobie nie zjednał. Toteż w skazów ki n a chwilę bieżącą, z jego u st w ychodzące, nie mogły spodzie­ w ać się wśród ogółu sym patycznego oddźwięku.

Tym czasem projekt reform y adm inistracji przeleżał w Sejmie pod suknem przez drugie pięciolecie. Naprzód ciągnęła się w ojna w schodnia, po­ tem kom plikow ał sytuację k ry zy s okupacyjny o Bośnię i Hercegowinę. Koło Polskie w yczekiw ało n a dojście do w ładzy i odkładało n a tę chw ilę w szel­ kie bardziej stanow cze kroki. W reszcie w 1879 r. upadł gabinet centralistów w W iedniu, a w rok potem D unajew ski wszedł do rządu jako m inister skarbu. W szedł pod w arunkiem rozszerzenia autonom ii krajów ; gw aranto­ w ał, że rząd odniesie się przychylnie do życzeń, w yrażonych przez sejmy. Koło Polskie uznało za pożądane, ażeby rz ą d w ystąpił sam z inicjatyw ą re ­ formy, coby zw iększyło jej powagę w stosunku do opozycji; zgodnie z tym

rząd w ystąpił z odpowiednim kw estionariuszem n a jesiennej sesji sejmowej

1881 roku.

28) K alinka w Czasie, 16—20. IV. 1879. Szujski w Niwie, przedr. w t. III Opowiadań i roztrząsań. Smolka w A teneum 1879, t. IV.

30) Przegląd Polski 1879, t. IV, 335.

sl) Opowiadania i roztrząsania III, 206. Podobnie B. Kalicki, Najnowsze sądy o K arolu Szajnosze (1879), który m. in. na str. 22 zarzuca Bobrzyńskie-m u szerzenie... nihilizBobrzyńskie-mu!

32) W imię praw dy dziejowej (1879); O podziale historii polskiej na okresy (1880). Przedr. w tom ie I Studiów i szkiców.

(12)

mało co zostaw ili z w niosku, ułożonego w Krakowie przed 10 laty. Rząd zwracał; się z zapytaniem do reprezentacji krajow ych, czy b raki obecnej adm inistracji nie w ypływ ają ich zdaniem z dwoistości hierarchii i czyby się nie dało zaradzić im przez szereg w yliczonych szczegółowo reform. S tylizacja rozm yślnie zaw iła napom ykała m. in. o postaw ieniu starosty na czele R ady Powiatowej i o p rzy b ran iu do N am iestnictw a członków W y­ działu Krajowego. N iezachęcający ten elaborat daw ał bądź co bądź zw olen­ nikom reform y sposobność do podjęcia rozpraw y w Sejmie i przedstaw ie­ nia rządow i swych dezyderatów.

Sejm dzielił się n a 4 główne i m niej więcej rów ne stronnictw a, liczące w przybliżeniu po 30— 40 posłów. B yły to partie: reform y (czyli daw na krakow ska stańczyków ), postępow a lew ica dem okratyczna, podolacy i w re­ szcie t. zw. klub „ a teń sk i“ m łodych podolaków W ojciecha Dzieduszyckiego. P a rtia reform y m ogła zdobyć większość albo w przym ierzu z lew icą, albo z „ateń czy k a m i“, gdyż „ sta rz y “ podolacy byli wobec reform y zgoła nie­ przejednani. Otóż, gdy szło o w ybór sojuszników, lew ica godziła ' się na gminę zbiorową, ale odrzucała ograniczenie autonom ii; ateńczycy przyj­ m ow ali zespolenie władz, ale nie chcieli gm iny zbiorowej. Reiorm iści po pew nych w ah an iach zdecydow ali się na u k ład z lewicą. W spólnie ułożono w komisji projekt rezolucji, obejm ujący utw orzenie gmin zbiorowych, po­ większenie powiatów, i rozszerzenie atrybucji rad pow iatow ych „bez n a ru ­ szenia ich odrębności“ . Spraw ę zespolonego R ządu Krajowego w o>g]óle po­ kryto milczeniem.' Tak okaleczony wniosek w yłonił się n a plenum Sejmu 19 października 1881 r. ·—' i tu taj nagle okazało się, że zw alcza go ca ła izba. Czemu zapuszczam y się w te szczegóły? D la naszego tem atu nie jest bez znaczenia owa pam iętna, dw udniow a dyskusja, w której zab rali głos przedstaw iciele w szystkich stronnictw polskich. To, co ci mówcy zwalczali, to b y ła w gruncie rzeczy m yśl przew odnia „Dziejów Polski w zarysie“ : że dobro publiczne, uwidocznione w silnym rządzie, w yżej powinno stać, a n i­ żeli interes klasow y, kłó tn ia narodowości, a n aw et aniżeli um iłow anie swo­ body. Oto w im ieniu chłopów· polskich w ypow iadał ksiądz Saw a nieufność do szlachty: m y chcem y się sam i rządzić, nie chcem y, by nam i rządził kto i n n y s!). Oto dem okrata Rom anowicz obstaw ał przy mocniejszej postawie wobec W iednia: — „Boję się, ażebym n a reprezentację krajow ą nie ścią­ gnął... pozoru zbytecznej uległości, a pozory takie są bardzo szkodliwe, de­ m oralizują kraj i osłabiają stanow isko nasze wobec tych, którzy z nam i liczyć się powinni... Z byteczna uległość nie jest dobrą szkołą dla naszego sp o łe cze ń stw aS4). Rom anowicz protestow ał przeciw ścieśnianiu auto­ nomii. Ale oto podolak Grocholski zw raca się przeciw gminie zbiorowej k tó ra w zm ogłaby tylko ta rc ia pomiędzy szlachtą i chłopam i: — „P rzy tym (właśnie składzie w gminie m ożna by przyjść do ja&ichś propagow anych dążności i stosunki społeczne znow u by się pogorszyły“ 55). Kropkę n a d i s ta ­ w ia DZieduszyoki: — „Albo połączenie takie przym usow e (dworu ze w sią) Ss) Stenogr. sprawozdania z IV sesji ІУ periodu Sejm u krajow ego (1881), s. 559. Por. też Szujski. Pism a polityczne I I I (1894), 233 n. Moszyński o. c. T. Romanowicz, Polityka stańczyków (1882), s. 24—5. Kieniewicz, Adam Sa­ pieha, s. 319.

S4) Stenogr. sprawozdania, s. 562. 35) Tamże, s. 574.

(13)

roznieci n a nowo spór społeczny, albo będzie to oddanie w ładzy większej ludziom rów nie niedorosłym , jak ci, którzy ją dotąd po grom adach pia­ stu ją“ 86). — Słowem: m y szlach ta boimy się rządzić w gminie, a chłopi nie potrafią. A U krainiec Kowalski niem niej stanow czo odrzucał przym us w spólnej gminy, cytując przysłowie: do m yłow ania nem a syło w a n ia '3?).

Posłowie k ra to w sc y pierwszego dnia dyskusji trzym ali się n a uboczu, jak gdyby u nikali n a d a n ia projektowi stańczykow skiej barw y. W idząc nie­ bezpieczeństwo, zapisało się ich czterech do głosu: Zatorski, Popiel, T ar­ now ski i Szujski. D la spóźnionej pory dano mówić tylko^ Zatorskiem u. Jego mowa, to znow uż w yraźne echo m yśli Bobrzyńskiego: — „Z arzuty, które· ciągle słyszym y przeciw zespoleniu naszej autonom ii z rządem ... są u g ru n ­ tow ane n a tym duchu analitycznym , który zaw sze gubił Polskę i Polaków... Żywiołem, przyciągającym d la innych, żyjących poza granicam i Austrii, będziem y tylko w tenczas, jeżeli w yłonim y u siebie taJki rząd, w którym by swoboda z siłą i sprężystością szły w parze... Ktoś o nas powiedział, że fałszem jest, iż Polacy nie umieją, słuchać, oni rozkazyw ać nie um ieją. Był naród, było państw o, od pierw szych Jagiellonów rządu silnego nie było“ ss).

To w łaśnie w ystąpienie Zatorskiego w yw ołało burzę. N iefortunny mówca, tłum acząc genezę wniosku, cdfnął się do pierw otnej m yśli D una­ jewskiego, zupełnego złączenia w ładz rządow ych i autonom icznych. Le­ wica, k tóra zastrzegła była się przed sesją przeciw tej ostatniej koncepcji, u z n a ła teraz kompromis za zerw any. —· „W ydrzeć n am swobodę m ożna, w ołał w jej im ieniu poseł Onyszkiewicz, lecz wymóc zrzeczenia się praw a do niej, nigdy, ani połyskliw ą teorią, o potrzebie i w aru n k ach porządku, ani czczym postrachem an a rc h ii“ 80). — Co gorsza, rozpękł się sam klub re­ formy, w ystąpiło zeń 14 posłów, oburzonych „antynarodow w ym “ stano­ wiskiem Zatorskiego. Imieniefti tych secesjonisfów ośw iadczył Męciński: — „Przyjm ując reform ę z a hasło, nigdy nie chciałem , ażeby reform a obalała do gruntu to, co kraj zdobył długim trudem , długą pracą i w alką i bądź co bądź co kocha, w co wierzy, co u w aża za zdobycz i skarb narodow y“ 40). .·— Teraz izba odrzuciła całą istotną' część wniosiku wtszystkimi głosami prze­ ciw 31. Rozległy się ironiczne śm iechy i braw a. Triumfowali... podolacy.

P artia krakow ska m iała teraz do w yboru dwie drogi: albo przejednać lewicę, przejść do opozycji wobec W iednia i forsować reformę, nadając jej kierunek narodow y i postępowy. Wobec tradycji tej partii i sił społecznych, o które się opierała, ta droga nie mogła wchodzić w ■ rachubę. Pozostaw ała druga koncepcja: zgody z podolakam i i rezygnacji z wszelkiej reformy. Na tym się też skończyło. Przy najbliższych w yborach wypowiedziano w K ra­ kowie m asę frazesów o poszanow aniu autonom ii, usunięto w cień k an d y ­ daturę Zatorskiego, a potem w izbie zaw iązano w spólny z podolakam i klub prawicowy. Z am iast narzucić społeczeństw u w łasną koncepcję ustrojową stańczycy godzili się n a potępione naj bude, jak buw ało, byle tylko pozostać u w ładzy.

W sposób pośredni b y ła to rów nież porażka idei przewodniej „Dziejów *e) Tamże, s. 599.

8I) Tamże, s. 589. *8) Tamże, s. 602—4. ” ) Tamże, s. 622. 40) Tamże, s. 630.

(14)

Polski w zarysie“ . A jednak rzecz ciekaw a: ta w łaśnie książka sta ła się punktem w yjścia k ariery politycznej autora.

W 1884 r., a więc n a rok przed wejściem Bobrzyńskiego do R ady P a ń ­ stw a, ta k pisał o ukazaniu się „Z arysu Dziejów“ ultrakonserw atysta, wie- lopolszczyk, B obrzyńskiem u zresztą niechętny, Jerzy M oszyński : — „W szyscy m usieli przyznać głośno lub po cichu, że stoją nie wobec nowe} historii polskiej, lecz wobec zorzy porannej nowej, wschodzącej polityczne} gwiazdy, z k tórą przyjdzie się odtąd rachow ać. W szyscy przyznać m usieli, że przybył nowy, potężny szerm ierz spraw ie budow ania polityki n a ziemi, n a stałym gruncie praw dy dzisiejszego naszego położenia, a nie n a uto­ piach, m arzeniach i obłokach“ 41).

Że się M oszyński nie pom ylił w sw ym sądzie, to stw ierdził krótko i w ę- złowato sam Bobrzyński w swoim „Szkicu do pam iętnika“ : — „Drogę do tej k ariery politycznej otw arła m i książk a m oja o Dziejach narodu pol­ skiego, którą pojęto także jako program polityczny silnego rządu i pracy or­ ganicznej nad podźwignięciem n arodu“ 42). -— Czy B obrzyński m yślał już 0 tej karierze, pisząc swoją 'książkę? W ystępow ał w niej raczej jako n a u ­ czyciel swojego pokolenia, niż jako k an d y d a t n a przodow nika, czy wodza... Ale kto wie, czy p rą^a nad syntezą przeszłości, p raca tak ró żn a od dotych­ czasow ych robót Bobrzyńskiego, nie rozbudziła w łaśnie w jego sercu am ­ bicji samodzielnego k ształto w an ia dziejów? Są w. jego dziele fragm enty brzm iące jak w y zn an ia: — „Ludzie praw dziw ie męskiego serca, szerokiego n a spraw y ogólno-europejskie poglądu, praw dziw ie politycznego rozum u 1 dośw iadczenia, a przy tym n i e d o ś c i g ł e j a m b i c j i i n a m i ę t n e j k o n s e k w e n c j i p o s t ę p o w a n i a , nie dziw, że rządam i swoimi za­ pisali najśw ietniejsze k a rty naszych d ziejó w 43). — Tak charakteryzuje

Bobrzyński panów krakow skich XV wieku, ale czy w tych słow ach nie 'W!y- tycza również i w łasnej drogi rozwojowej? Parokrotnie n aw ra c a do „gnuś­

ności rolniczej“ Polaków ; oto. co pisze o Janie Zam oyskim : — „Gleba polska, społeczeństwo rolnicze widocznie nie były w stanie w ydać czło­ w ieka takiej am bicji i takiej siły ducha, jakiej było potrzeba n a sam oistne dokonanie dzieła Batorowego“ 44). .—■ Po co te słow a? Czy nie n a to, by sam em u sobie dowieść, że on, syn m iasta K rakow a, lepiej kiedyś potrafi uchw ycić rząd w silne ręce, niż ci potomkowie Zam oyskich, którzy powołują go do w spółpracy?

W wypow iedziach Bobrzyńskiego w tym przedw yborczym okresie ude­ rza pew n a nowa, nuta. W odczycie o Stańczyku, w ygłoszonym w Krakowie 24. lutego 1883 (przed w yboram i do Sejmu) ta k charakteryzuje kierunek stronnictw a krakowskiego: — „O piera się on n a głębokiej wierze w żyw ot­ ność naszego narodu, n a niew zruszonym przekonaniu, że w łasn y m i siłam i

zdołam y odzyskać w szystko, pow tarzam , wszystko, cośmy stracili“ 4i). — To samo w pierwszej z cyklu prelekcji o dziejach Polski porozbiorowej : —■ „Celem głównym porozbiorowej Polski było odzyskanie niepodległości... Główny nasz cel do dziś dnia ani n a jotę się nie zm ienił, pow tarzam , ani

41 ) Polityka austropolska II; 223—4. 42 ) Nasza Przyszłość, t. 49, s. 69.

43) Dzieje, wyd. I, s. 189 i tak samo w wyd. następnych. Podkreślenie moje.

4i) Dzieje, wyd. I, s. 325 i tak samo w nast. wydaniach.

(15)

n a jotę“ 46). W ustach autora „Dziejów Polski“ szum ne zapew nienia takie były potrzebne. Miłość ojczyzny, k tó ra przecie taik silnie przem aw ia z tych k a rt, w yklinających przeszłość narodow ą, nie m ogła znaleźć zrozum ienia w społeczeństwie, dopóki nie zo stała p o p arta patriotycznym frazesem .

W czerw cu 188B r. B obrzyński przedstaw ił się jako k an d y d at do Sejmu n a zeb ran iu wyborców z większej 'w łasn o śc i pow. krakowskiego. W swej mowie kandydackiej w yparł się dosyć stanowczo... w niosku Dunajewskiego. To nowe odstępstwo od zasad nie przydało m u się zresztą n a nic, bo zie­ m ianie krakow scy obrali do Sejm u Antoniego W rotnow skiego47). M ożna by widzieć w wyborze tym pewien sym bol: W rotnow ski był autorem głośnej k siążki o „Porozbiorowych aspiracjach narodu polskiego“, poniekąd także historykiem , realistą i ugodowcem. Ale styl jego dzieła, ow iany duchem patriotycznym , lepiej odpow iadał polskiej m entalności, niż nam iętnie w al­ czące z trad y cją kairty „Z arysu Dziejów“ .

Zresztą niepowodzenie au to ra ich było przejściowe. W 2 la ta potem Bobrzyński przeszedł gładko do R ady P ań stw a z tego samego okręgu wielkiej w łasności krakowskiej, poparty przez „sam ego“ A rtura Potockiego z Krze­ szowic. Panow ie krakow scy torow ali drogę zdolnem u politykowi, przym y­ kając oczy n a niezależność jego poglądów. B obrzyński jako realista przy ­ łączał się do partii krakow skiej w momencie, gdy p rzestaw ała o na ' być „p artią reform y“ . Liczył, że pomimo w szystko kon tro la podolaków nie prze­ szkodzi m u pracow ać z pożytkiem dla k raju ; już w tej chw ili pociągało go zagadnienie reorganizacji szkolnictw a. Pierw sza rozgryw ka polityczna, w której bardzo pośredni w ziął udział, pierw sza i nie ostatnia w życiu roz­ gryw ka przegTana, w in n a b y ła go ostrzec przed jednym : że „naga histo­ ry cz n a p raw d a“, którą głosił jako uczony, nie w zbudzi w narodzie miłości dla polityka i m ęża stanu.

40 ) Prelekcje te nie były drukow ane; niniejszy zwrot zanotowany został przez jednego ze słuchaczy, J. Moszyńskiego. Polityka austropolska I, 157—8.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rozstrzygnięcie powyższej spornej kwestii jest tym bardziej istotne, że opowie- dzenie się za jednym bądź drugim rozwiązaniem wskaże jednocześnie, który z czynników uznamy

Przyszedł wiceprezydent miasta oraz były wiceprezydent, który witał wagon 5 lat temu, podczas pierwszego przejazdu oraz, co dla nas bardzo ważne, ludzie, którzy

pra- kolebki Słowian narosło wokół tego problemu tak wiele całkowicie sprzecznych ze sobą hipotez i odmiennych interpretacji tych samych danych (jest to zresztą także

Ma ona zawierać najważniejsze daty i fakty z jego życiorysu oraz odpowiedź na pytanie: Czego mogę nauczyć się od świętego Jana Pawła II!. Notakę prześlij w dowolnej formie

J. Lelewel określa sytuację, w której „gminowładztwo”, państwo jest silne. Jest zaś silne, jeśli ci, którzy powinni być zależni od państwa i służyć państwu, nie

Izaak błogosławi Jakuba zamiast Ezawa, ponieważ to w potomstwie Jakuba narodzi się Chrystus; Jakub idący do trzody, aby z niej wybrać dwa koźlątka, to zapowiedź Chrystusa,

How can the peak load during an overload situation, as prescribed by the European standard, subjected on boom hoist cranes with an Automatic Overload Protection System be predicted..

W sprawie pobierania opłaty skarbowej od wydania dowodu przyjęcia opłat w znaczkachD. sądowych Palestra 8/10(82),