Nie ma teorii!
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5-6 (35-36), 316-319
lub rodziny w ted y jeszcze — w spom ina były zachow aw ca — n ie zabrano się” . W brew pozorom środow isko konserw atyw n e n ie było żywe in te le k tu a ln ie w ty ch latach. U znaw ano jakby, iż n a w iele p y tań zasadniczych odpow iedziano już w X IX w. i nie m a po trzeb y rozw ijania, kodyfikow ania dekalogu konserw atyw nego, in tu ic y jn ie przecież w ty m środow isku przestrzeganego i uśw iadam ianego. Z kolei opublikow ane, a więc dające się zw eryfikow ać p ro g ram y stro n n ictw k onserw atyw n y ch zaw ierały co p raw d a w iele z ty ch praw ideł, lecz były też w yjątkow o m gliście redagow ane a obieg społeczny m iały znikom y. Ponadto w Polsce m iędzyw ojennej ru ch zachow awczy n ie m iał ideologa, k tó ry by chciał i p o tra fił stw orzyć now oczesną d o k try n ę konserw atyw ną, chociaż pew ne p ró b y były podejm ow ane np. przez K. G rzybowskiego. W ielu w y b itn y ch dzia łaczy tego n u rtu , o dużej n ieraz energii politycznej, rep rezen to w ało raczej postaw ę refleksyjn ą, a nie k reacy jn ą (np. W. L. Jaw orski), sędziw y zaś M. B obrzyński n a ten tem a t praw ie w ogóle się n ie w ypow iadał.
W latach, w k tó ry ch rzeczyw istość i zadania p rze ra sta ły m ożliw ości konserw atystów , zabiegali oni przede w szystkim — za w ielką, w ręcz za w szelką cenę — o łaskaw ość g rup y rządzącej. W tak ich to okolicz nościach pad ły gorzkie słow a w ypow iedziane przez jednego z kon serw aty stó w , że ich tabern a culu m je s t puste.
W w ielu d y skusjach prow adzonych w środow isku kon serw aty w n y m uśw iadam iano sobie sw oją rzeczyw istą znikom ość; ty m silniejsze b yły ten d en cje do podtrzy m yw an ia zw iązku z m ocniejszym (ale głupszym , ja k tw ierdzono) sojusznikiem . T rzeba przyznać, iż często zachow aw cy po trafili w nikliw ie oceniać rozwój sy tu acji politycznej i naw et, co było w ynikiem niem ałej k u ltu ry politycznej, bez d ra m a tycznej rozpaczy godzić się z niekorzystnym i, w yższym i konieczno- ściami, z historyczną nieuchronnością. N iektórzy z nich zm ieniali przy ty m p ostaw y i poglądy. Znakom icie uk azu ją to w y d a rz en ia la t późniejszych. R uch k o n serw atyw n y p rzestał istnieć, lecz byli k on ser w atyści ak tyw nie udzielali się w życiu naukow ym czy publicystyce, n ieraz k ry ty czn ie — ale bez nienaw iści — odnosząc się do m ło- dzieńczo-politycznych doświadczeń.
Wiesław W łady ka
Nie ma teorii!
N a te m a t d ra m a tu i te a tru napisano g ru b e to m y. Zbiory esejów i szkiców, w spom nienia i m anifesty arty sty czn e zapełniłyby ogrom ną bibliotekę. T rw a ją prace nad h isto rią polskiego te a tru . W ielu p rak ty k ó w i k ry ty k ó w tej sztuki próbow ało też poddać teoretycznej refleksji sw oje dośw iadczenia i w rażenia. W ydaw ane obecnie n akładem U n iw ersy tetu W rocław skiego pięciotom ow e W p ro
ludzi te a tru n a p rzestrzen i ostatniego półwiecza. Nie jest to n a tu ra l n ie pierw sza antologia tekstó w m ów iących o teatrze. W redagow anej przez K onstantego P u zynę serii w ydaw niczej T eorie W spółczesnego T eatru ukazały się w dwóch osobnych książkach w ybo ry arty ku łów pow stałych w okresie Młodej Polski i m iędzyw ojennej aw angardy. Rów nież sta ra n ie m In s ty tu tu Filologii Polskiej U n iw ersy tetu W ar szaw skiego opublikow ano swojego czasu antologię pt. Polska m y śl
teatralna i film ow a.
O pracow yw ane przez Ja n u sz a D eglera w ydaw nictw o różni od wyżej w zm ian k ow an y ch nie ty lk o w y b ó r tekstów , z k tó ry ch siłą rzeczy n iek tó re m uszą się pow tarzać, lecz przede w szystkim jego synchro n iczny ch arak ter. W prow adzenie do n a u ki o teatrze zaw iera w ypo w iedzi au to ró w polskich, k tó re w iążą się z problem am i, stopniow o zadom aw iających się n a naszych scenach, osiągnięć W ielkiej R efor my. T eksty te zostały ta k pogrupow ane, że w yznaczają zasadniczy sch em at rozw ażań o teatrze. O m aw ia się w ięc dwie podstaw ow e fo r m y istn ien ia treści tea tra ln y ch : w dram acie i w jego scenicznej r e prezentacji. W yróżnia się tw órców sp ek tak lu : reży sera czy insceni- zatora, aktora, p lasty k a i m uzyka oraz podstaw ow e tw o rzyw a sce nicznego dzieła: słowo m ówione, m im ikę aktorską, architektoniczny i k olorystyczny w ygląd te re n u gry, dźw ięki m uzyczne.
P ierw szy tom om aw ianego w y daw nictw a zaty tuło w any został Dra
m a t — Teatr i obok m etanaukow ych rozw ażań o potrzebie teatrologii
o b e jm u je ro zpraw y o w zajem nych zw iązkach te a tru i litera tu ry . Z aprezentow ano więc trz y żyw e dziś teorie sztuki te a tra ln e j: tzw. lite ra c k ą teo rię d ram a tu sform ułow aną w najdaw niejszy ch czasach, a w spółcześnie ro zw in iętą choćby w nielicznych n a te n te m a t roz praw ach R om ana Ingardena. Znalazło się tu m iejsce dla ogłoszonej przez S tefanię S kw arczyńską te a tra ln ej teorii d ram a tu i polemik, k tó re w yw ołały jej tezy. Teorię przekład u dzieła literackiego n a język te a tru re p re z e n tu ją tu a rty k u ły E dw arda B alcerzana i Zbignie w a O sińskiego oraz J o la n ty Brach. Z am yka książkę w y b ó r sem iolo- gicznych rozw ażań Tadeusza Kowzana.
D rugi tom nosi ty tu ł O tw o rzyw ie i twórcach dzieła teatralnego. I tu znow u zamieszczone a rty k u ły w iążą się w pew ne g ru p y pro blem ow e. A w ięc: stosun ek reży sera do dzieła literackiego; czy r e p rez e n ta c ja sceniczna sztuki m a być w ie rn a wobec dram atycznego p ierw ow zo ru i n a czym m a ta w ierność polegać, czy też odw rotnie, dzieło te a tra ln e rządzi się w łaściw ym i sobie praw am i, k tó re nie m ają nic w spólnego z w ym ogam i lite ra tu ry . W podobnie przeciw staw ne
1 W prow adzen ie do nauki o teatrze. Wybór i opracowanie Janusz Degler. Tom I — D ram at — Teatr. Tom II — O tw o r z y w ie i tw órcach dzieła teatral
tezy ująć m ożna d y lem at sto su n k u ak to ra do kreow anej przez siebie postaci. Czy m a on w prow adzać się n a scenie w „tw órczy proces p rzeżyw ania” , czy w ręcz przeciw nie, zachować k ry tyczn y dystans w obec m odelu literackiego. I znów to samo w odniesieniu do sceno grafii. Czy m ianow icie fu n k cja dekoracji je st li tylko ilu stracy jn a, czy n a odw rót, rezy g nu jąc z tautologizm ów pow inien scenograf określać c h a ra k te r sp ek tak lu poprzez kom pozycję przestrzen i sce nicznej. I m uzyka — jak a je st jej funkcja. Czy m a być jeszcze jed n y m m iłym ozdobnikiem, czy też pow inna w platać się w tk an k ę dzieła scenicznego, dopow iadając w m owie dźw ięków to, czego sło w a ani znaki w idzialne nie są w stan ie w yrazić.
Problem ów je s t wiele, a poglądów n a każde z prezento w any ch za gadnień tyle, ilu autorów . T rw a niew ygasły spór n a tu ra listó w z eks p resjonistam i, zw olenników Stanisław skiego i B rechta. A choć ten drugi daw no już odniósł sw oje o statn ie zwycięstwo, zebrane przez D eglera rozp raw y św iadczą dobitnie, że specjaliści od te a tru zdają się nie dostrzegać tej zw yczajnej zm ienności stylów . Nie m ówiąc już o tym , że n ik t spośród p rezentow anych autorów nie pokusił się o w y jaśn ien ie c h a ra k te ru ro zw ijających się n a naszych oczach zja w isk te a tra ln y c h w szerszych niż czysto recenzenckich kategoriach. N a opubikow ane dotychczas tom y W prow adzenia do na u ki o teatrze składają się rozp raw y o n a d e r różnym charak terze. Z darzają się tu techniczne niem al opisy isto tn y ch elem entów sztuki scenicznej, autobiograficzno-historyczne podsum ow ania w ydarzeń teatraln y ch naszej epoki, a przede w szystkim do znudzenia w ałkow ane dylem aty czy reżyser m a praw o być arty stą, czy te a tr m a praw o być sztuką, czy artyści te a tru m ają p raw o do eksperym entu, n o i n ieśm iertel n e — dlaczego je s t ta k źle, skoro je st ta k dobrze.
W ty m w szystkim uderza jed n ak całkow ity b ra k zw iązku m iędzy poszczególnym i pracam i. K ażdy z auto rów zaczyna sw oje rozw aża n ia ab ovo, toteż w większości w ypadków prezento w ane w antologii D eglera podw aliny polskiej teatrologii oscylują m iędzy pięknym i m arzeniam i a stw ierd zan y m i w nieskończoność, p o w tarzan ym i wciąż za Craigiem i Schillerem truizm am i. Poza polem iką z b y t generalną, b y m ogła istotnie posunąć s ta n w iedzy o teatrze, w y w ołaną tezam i Skw arczyńskiej, jakoby d ra m a t nie był dziełem literackim , poza kilkom a w ażkim i arty k u łam i Raszewskiego, Csató, K ow zana i Osiń skiego, nie postąpiono ani o k ro k w poznaniu sztuki ta k konw encjo nalnej i realn ej zarazem , ja k ą je s t te a tr.
T en zbiór ro zp raw sp raw ia m om entam i dziw nie niepow ażne w raże nie. Dotyczy to szczególnie drugiego to m u antologii, w któ ry m za mieszczono w iele ulotnych, św ietnie n ieraz napisanych, choć p rze czących sobie n aw zajem felietonów i esejów. A rty k u ł z pogranicza teo rii te a tru zdaje się n a d e r często jakim ś ubocznym produ k tem zajm ującego się czym ś in n y m naukow ca, co pom ysł, k tó ry przy go len iu w padł m u do głowy, sp rzedaje naprędce jako pow ażną, te a tro
-g rube tom y. W kilk u zdaniach Ja ce k L ipiński w yznacza dro-gi roz w ojow e n a u k i o teatrze, której podw aliny stw arza już od daw na sztab fran cu sk ich naukow ców skupionych w okół D enisa Bableta. Słyszę w tym , p raw d ę rzekłszy, polską pew ność siebie i b ra k sy ste m atyczności, i tru d n o m i się opędzić m yśli, że te teorie i postulaty są tylko efektow nym i, stylisty czny m i pointam i ciekaw ych skądinąd rozpraw , w któ rych konkluzje autorzy sam i nie za bardzo w ierzą. G dyby pom inąć szum ne słow o „ n au k a” . W yzbyć się scjentyficznej pozy i takiegoż stylu, w y b ó r D eglera okazałby się jeszcze jednym zbiorem ciekaw ych esejów o teatrze. Tych sam ych, k tó ry ch frag m en ty złożyły się n a drugi tom antologii. M yślę tu ta j o Paradoksie
0 reżyserze E dw arda Csató, O wolność dla pioruna — w teatrze
B ohdana K orzeniow skiego, S yn te za c h za trz y grosze K onstantego P u zyny, o T eatrze w sp ó ln o ty K azim ierza B raun a i w ielu, w ielu innych, dla który ch zabrakło m iejsca w w yborze D eglera. Ale też okazałoby się w tedy, że nie m a u nas nau ki o teatrze, że jeszcze się n a n ią nie zanosi.
Może dziwić, że w k raju , w k tó ry m sztu k a te a tra ln a zn ajd u je się n a ta k w ysokim poziomie, w k raju , w którym istn ieją ta k w ażne ośrodki tea tra ln e, ja k krakow ski T e a tr S ta ry czy w rocław skie Labo rato riu m , w k raju , k tó ry ek sp o rtu je reży serów do w ielu k rajó w E u ropy, w k tóry m W ielka R eform a przeo rała może n ajg ru n to w n iej te a tra ln ą glebę, w tej Polsce ta k podupadła w iedza o teatrze. Ale je s t to n ieste ty praw dą. I o ile w n aukach historycznych dokonuje się w n aszych oczach ogrom ny postęp, ciągle jeszcze nie m a teorii, k tó ra obejm ow ałaby w spółczesne zagadnienia i nazyw ała ich istotę. Ktoś, k to przeczyta książkę D eglera z nadzieją, że w y jaśni m u ona s tru k tu rę w spółczesnego te a tru , w ykaże n a przykładach, czym róż n ią się dzisiejsze form y sceniczne od daw nych, a może n a w e t wskaże „to coś” , co spraw ia, że te a tr poprzez w szystkie sw oje ew olucje 1 refo rm y je s t ciągle sobą — odrzuci ją rozczarow any. Nie n a ty m jed n a k polega rola tego w ydaw nictw a. Pierw szy tom antologii, k tó ry poszerzony nieco ukazał się ju ż po raz drugi, potw ierdził już sw oją potrzebę. J e s t to bezcenny podręcznik dla tych, którzy m im o w szyst k ich trudności s ta ra ją się zorientow ać w tea tra ln y m świecie. P ok a zu je w sposób bardzo p ełn y i system atyczny, o ile to m ożliwe, sta n naszej obecnej w iedzy o teatrze. A że ta w iedza jest ta k zaniedbaną, za to nie m ożna przecież w inić a u to ra antologii. W prow adzenie do
n a u k i o teatrze Ja n u sz a D eglera stanow i niezbędną pomoc dla w y
ch ow anych n a doskonałym polskim teatrze jego m iłośników . Dla ty c h spośród nich, k tó rzy p o sta ra ją się zsum ow ać dotychczasow e ro zw ażania i nazw ać to, co w jakiś sposób w ie każdy do b ry aktor, czego przecież n ik t jeszcze nie zdołał w yrazić.