• Nie Znaleziono Wyników

Cenzura w prasie warszawskiej przed drugą wojną światową

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Cenzura w prasie warszawskiej przed drugą wojną światową"

Copied!
34
0
0

Pełen tekst

(1)

Trepiński, Antoni

Cenzura w prasie warszawskiej

przed drugą wojną światową

Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego 11/1, 117-147

(2)

M

A

T

E

R

I

A

Ł

Y

R ocznik H istorii C zasop iśm ien n ictw a P olsk iego, X I 1

A N T O N I T R E P IŃ SK I

CENZURA W PRASIE WARSZAWSKIEJ

PRZED DRUGĄ WOJNĄ ŚWIATOWĄ

Nie wiem, czy przestrzegano tak rygorystycznie zakazów i zaleceń

cenzury w latach międzywojennych w innych redakcjach warszawskich

i czy w ogóle gdzie indziej notowano w podobny sposób te ingerencje

cenzuralne do użytku wewnętrznego w bieżącej pracy redakcyjnej. Mogę

ręczyć tylko za redakcję „Expressu Porannego”, reprezentacyjnego

dziennika, wchodzącego w skład „prasy czerwonej”, zwanej tak od czer­

wieni tytułów, w jakiej się ukazywała od roku 1922 do 1939, odmiennie

od żółtego prototypu zagranicznego.

Pracowałem w tym warszawskim koncernie prasowym osiem lat do

wybuchu wojny światowej, dokładnie do dnia 7 września 1939 r„ w któ­

rym dziennikarze wyznaczeni do zadań specjalnych przez swe redakcje

mieli polecenie ewakuować się z Warszawy pociągami nadzwyczajnymi

do Lublina. Inni, zdolni do noszenia broni lub gotowi do służby praso­

wej, mieli opuścić Warszawę tegoż dnia grupami, by zgłosić się również

w Lublinie. Takich wskazówek udzielono przedstawicielom redakcji

warszawskich w czwartym dniu wojny na konferencji prasowej w P re ­

zydium Rady Ministrów i na tym urw ały się wszelkie kontakty z insty­

tucjami państwowymi, m.in. z Komisariatem Rządu, funkcjonującym ,

w gmachu Ratusza (ul. Senatorska 16) na Placu Teatralnym.

Mam dziś wrażenie, że ów zwyczaj pilnowania zakazów urzędowych

w zakresie publikacji wiadomości bieżących — o którym opowiem —

praktykow any był do czasu wojny tylko w gmachu przy ul. Marszałkow­

skiej 3/5/7 i że w ynikał wyłącznie ze specyficznych warunków pracy

redakcyjnej.

W „czerwoniakach” pracowało mnóstwo ludzi. Same redakcje zatrud­

niały około 100 pracowników etatowych, rozlokowanych na pierwszym

piętrze w siedzibach dzienników: „Express P oranny”, „K urier Czerwo­

ny — Dobry wieczór” i „Dzień dobry”. Na trzecim piętrze w

(3)

„Przeglą-dzie Sportowym” , wychodzącym dwa razy tygodniowo, oraz w tygodni­

kach „Cyrulik Warszawski” i „Kino”. Ogólna liczba osób zatrudnionych

w Domu Prasy S. A., z armią drukarzy, pracujących dniem i nocą, m ię­

dzy innymi przy 11 lino typach, z administracją na drugim piętrze i che-

migrafią na czwartym, z liczną służbą na wszystkich piętrach, z maszy­

nistami i mechanikami w hali maszyn, zajętymi również na trzy zmiany,

aż do obsługi zasobnych-magazynów papieru rotacyjnego w suterenie —■

dochodziła do siedmiuset. Nie wliczając w to setek akwizytorów i kol­

porterów, utrzym ujących się z prowizji, ani korespondentów prasowych,

będących „na wierszówce”, a nadsyłających codziennie listy dworcowe

do mnogiej ilości w ydań prowincjonalnych dzienników.

Tak było w przededniu września i z różnymi odmianami także w .cza­

sach wcześniejszych. Sama spółka zmieniła również swoją pierwotną,

nazwę Prasa Polska S.A. na Nowoczesna Spółka Wydawnicza S.A. Mie­

ściła się V/ gmachu wybudowanym i urządzonym

V/

latach 1928—1929

według wzorów amerykańskich na miejscu dawnej fabryki dywanów

Bogusława Hersego, tam gdzie dziś po odbudowie gmachu ograbionego

i spalonego przez hitlerowców po powstaniu warszawskim ukazuje się

„Życie Warszawy”.

.

Spółka prasowo-wydawnicza mieściła się pierwotnie na Nowym Swie-

cie, korzystając z usług obcych, podrzędnych drukarni. Kłopoty poligra­

ficzne, spowodowane fenomenalnym rozwojem pierwszych 10-groszo-

wych bliźniąt:. „Expressu Porannego” i „K uriera Czerwonego”, ukazały

potrzebę stworzenia własnej bazy poligraficznej. Powstała ona dzięki po­

mocy finansowej Banku Gospodarstwa Krajowego. Koncern wpadł jed­

nak w całkowitą zależność od poręczyciela milionowych pożyczek za­

ciągniętych na inwestycje, w tym uciążliwego kredytu zagranicznego.

Po m aju 1926 r. było to jednoznaczne. „Czerwoniaki” zostały tą drogą

zjednane, a właściwie wprost kupione dla obozu prorządowego.

Długi z tytułu nabytych maszyn drukarskich spłacał bank, i w ten spo­

sób rosło w nim zadłużenie bezpośrednie; jednocześnie zwiększał się nad­

zór państwowy nad działalnością i gospodarką spółki akcyjnej. Główni

akcjonariusze pozostawali zawsze ci sami, zmieniała się tylko — po upad­

łości Prasy Polskiej S. A. — dw ukrotnie nazwa firmy. Dla pokrycia

swych wierzytelności bank partycypował następnie w dochodach Domu

Prasy i był reprezentowany w jego radzie nadzorczej.

Łańcuch tarapatów finansowych zacieśnił się po okresie dobrej ko­

niunktury gospodarczej, która minęła już w roku 1930. Rychło okazało

się, że nowoczesny gmach w pobliżu placu Unii Lubelskiej został prze-

inwestowany. Była tam na parterze między innymi maszyna rotacyjna

sprowadzona z Niemiec wraz z załogą do stałej jej obsługi — kosztem

przeszło miliona złbtych. Mogła ona wypuścić od razu 64-stronicowy n u ­

(4)

C E N Z U R A W P R A S I E , W A R S Z A W S K I E J P R Z E D D R U G Ą W O J N Ą Ś W I A T O W Ą Ц 9

m er gazety w siedmiu kolorach, w paryskim formacie (większym od b er­

lińskiego, w którym drukował się tradycyjnie we własnej drukarni „K u­

rier Warszawski”, najbogatszy wówczas dziennik w Warszawie).

Nigdy te możliwości techniczne zakładów’ nie były w pełni wyko­

rzystywane. Toteż drukowały się tam zarówno na praw ach mariażu k a­

pitału z polityką, jak i w imię opłacalności przedsiębiorstwa liczne p i­

sma obce. Spod maszyny rotacyjnej wychodził „Gospodarz Polski”, zle­

cony przez Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, ukazywały się:

„Walka”, organ P P S — dawniej Frakcji Rewolucyjnej Rajmunda J a ­

worowskiego, „Nowa Polska” Tadeusza Konczyńskiego, gazety lokalne

dla Lublina, Białegostoku i Wilna, z ostatnią stronicą wolną — do za­

drukow ania na miejscu. Drukowały się wielonakładowe druki akcyden­

sowe, jak formularze Powszechnego Spisu Ludności i ...ulotki wyborcze

BBWR, a po jego likwidacji od 1937 r. literatura propagandowa ONZ

(Obozu Zjednoczenia Narodowego). Zakłady graficzne były do dyspozy­

cji tych organizacji politycznych, powołanych do „zjednoczenia narodu

poza stronnictw am i”. O ogromnych możliwościach technicznych Domu

P rasy świadczyły stutysięczne nakłady wielobarwnego pisma dla dzieci

„Płomyk” i „Płomyczek”, wykonywane co tydzień na maszynie offseto­

wej, wielpnakładowy miesięcznik Ligi Morskiej i Kolonialnej „Morze”,

drukowany na maszynie rotacyjnej wklęsłodrukowej, książka telefoniczna

PAST-y, wychodząca corocznie spod maszyny rotacyjnej, oraz pierwsza

książka Wiecha: Znakiem tego, wytłoczona typograficznie w dwutysięcz­

nym nakładzie na maszynie płaskiej.

Trzeba przyznać, że koncern warszawski uczynił duży krok naprzód

na polu techniki prasowej. Jego liczne własne wydawnictwa konkurowa­

ły przede wszystkim z Pałacem Prasy w Krakowie, który wyprzedził

prasę warszawską pod względem' zasięgu ogólnokrajowego już w pierw ­

szym dziesięcioleciu międzywojennym swoim „Ilustrowanym K urierem

Codziennym” z dodatkiem ilustracyjnym i literacko-naukowym oraz ty ­

godnikiem ilustrowanym „Światowid”, z czasem wielobarwnym. Na cały

kraj szły krzykliwie z Wielopola „As”, „D etektyw ”, „Tempo Dnia”, „Na

szerokim świecie” i „Wróble na dachu”, gdy tymczasem nie chwycił

wcale w Warszawie magazyn ilustrowany „Panoram a 7 dni” (założony

z myślą o wyparciu krakowskiego „Światowida’') i z deficytem borykał

się aż do likwidacji w 1934 r. tygodnik humorystyczny „Cyrulik W ar­

szawski”. Nie opłaciła się „K ultura”, powołana do życia specjalnie dla

Kazimierza Wierzyńskiego w roku 1932 jako dodatek „Expressu P o ran ­

nego” (na pół roku) i zawiodła w rachubach popołudniówka. „Dobry wie­

czór”, połączona potem na stałe z „K urierem Czerwonym”, dla którego

okazała się sama niepożądaną konkurencją. Nowe gazety powstawały

masowo dla celów politycznych przed wyborami , do parlam entu (1922,

(5)

1928, 1930, 1935, 1938) i likwidowały się z deficytem po wyborach lub

ostawały się z gospodarką osłoniętą tajemnicą.

Od początku chodziło w Warszawie o stworzenie przeciwwagi w p ły ­

wom koncernu krakowskiego, który przed majem 1926 r., zanim zaczął

przechodzić także na pozycje rządu zwycięskiego i aktualnego, angażo­

wał się po stronie „Piasta”, mającego niemałe sukcesy w walce o władzę.

„Ilustrowany K urier Codzienny” przejawiał w ogóle własną siłę opinio­

dawczą i stanowił ·— mniej więcej do wydania głośnej księgi pam iątko­

wej Dziesięciolecie Polski Odrodzonej 1918— 1928 — jedyną potęgę pra­

sową w kraju, gdy tymczasem bogate i poczytne dzienniki nie wychodzi­

ły przeważnie poza obręb własnej dzielnicy; na przykład zasięg „K urie­

ra Warszawskiego” i „Robotnika” ograniczał się do Warszawy i tak zwa­

nego Królestwa, „Republika” z dodatkiem „Panoram a” miała swych czy­

telników na terenie Łodzi, „Wiek Nowy” we Lwowie, „K urier Poznań­

ski”, „Dziennik Poznański” i „Postęp” w Wielkopoisce, „Polonia” na Ślą­

sku, „Dziennik Bydgoski” na Kujaw ach i Pomorzu itp. Organy oficjalne:

„Głos Praw dy” czy „Gazeta Polska”, szukały i potrzebowały przy tym

wyraźnie silniejszego zaplecza „na prowincji”, nie mogły bowiem obejść

się bez niego dla zdobycia „większości rządowej”.

W tym kierunku zaczęła oddziaływać stopniowo coraz silniej prasa

czerwona. Od 1935 r. powiększono ilość m utacji prowincjonalnych „Ex­

pressu Porannego” z jednej do sześciu: na Małopolskę, na Śląsk i Czę­

stochowę oraz Zagłębie Dąbrowskie, na Wielkopolską i Pomorze, na

Łódzkie, na Polskę środkowo-wschodnią (tzw. wydanie ogólne), na R a­

dom i Kielce. Jako wydania samoistne rozumiało się tylko dwa, związa­

ne z przebudową wszystkich kolumn: przeznaczone dla stolicy i miejsco­

wości podmiejskich oraz zespół m utacji prowincjonalnych, przebudowy­

wanych, ale częściowo, według kolejności w czasie.

Wiedzieliśmy, że wydanie stołeczne „Expressu Porannego” było ulu­

bionym dziennikiem Józefa Piłsudskiego i że codziennie kładło się świeży

num er na nocnym stoliku gospodarza w Belwederze również po jego

śmierci, co zobowiązywało... Nie'przeszkodziło jednak bynajmniej temu,

żeby właśnie w roku 1935 zdjąć ze stanowiska na żądanie władz nadzor­

czych — jak mówiono, Bogusława Miedzińskiego — kierownika tegoż w y ­

dania, Stefana Grosterna, znanego z poglądów lewicowych, bardzo popu­

larnego prezesa Syndykatu Dziennikarzy Warszawskich. Zresztą i na tym

stanowisku ustąpił on niebawem miejsca dyrektorowi agencji „Iskra”,

pułkownikowi Mieczysławowi Wyżeł-Scieżyńskiemu.

Koncern warszawski konkurował ceną dzienników: 10 groszy, poza

tym wieloma formami dziennikarskimi: usprawnieniem służby rep o rter­

skiej, zwłaszcza szybkością dostarczania depesz i reportaży, własną służbą

telefoniczną krajow ą i zagraniczną, odbiorem informacji radiowych z

(6)

ca-C E N Z U R A W P R A S I E W A R S Z A W S K I E J P R Z E D D R U G Ą W O J N Ą Ś W I A T O W Ą } 2 1

łego świata, organizacją wielostronną reportażu dużego i małego. Pod da­

chem „Prasy Polskiej” powstała sprawna szkoła dziennikarstwa sporto­

wego pod kierunkiem Mariana Strzeleckiego. Nabyty przez spółkę akcyj­

ną „Przegląd Sportowy” firmował przez jakiś czas laureat olimpijski,

Kazimierz Wierzyński, który był poza tym także krótko specjalistą od

podnoszenia stylu i wydźwięku sensacyjnych tytułów w dziennikach.

Ściągano do współpracy w ytraw ne pióra literackie dla podniesienia re ­

nomy „prasy brukow ej”. Redaktorem „Cyrulika Warszawskiego” był na

przykład Jan Lechoń od czasu pójścia „w dyplom aty” i przygotowania

sobie następcy w osobie Jerzego Paczkowskiego. W dziale artykułów li­

terackich pisywali latam i Stanisław Brucz, Stanisław Czosnowski, Stani­

sław Dzikowski, Wacław Syruczek i Roman Zrębowicz. Odcinek powieś­

ciowy ciągnęli m.in. dr Karolina Beylin, Stanisław Dzikowski, Irena

Krzywicka i Tadeusz Dołęga Mostowicz. Częściej co praw da o wiele

mniej w ytraw ny Kamil Norden (Jadwiga Migowa) i wielu innych

dziennikarzy pod pseudonimami. Według opowiadań Janusza Kusociń-

skiego i Franciszka Żwirki pisał pamiętniki J a n Wielowiejski. Z olimpia­

dy w Los Angeles telefonował codziennie Jan Erdman. Proces Rity Gor-

gonowej przed Sądem Apelacyjnym w Krakowie referował przez bity

miesiąc telefonicznie do późnej nocy zastępca naczelnego redaktora kon­

cernu Wacław Syruczek. Proces poszlakowy Grzeszolskiego i tysiąc in­

nych procesów warszawskich obsługiwał adwokat J a n Drobniewski.

Mówiło się, że wszyscy dziennikarze warszawscy przechodzili przez

„prasę czerwoną”, co z pewnością nie było przesadą w odniesieniu do po~^

łowy ogółu. Niektórzy tkwili latam i w jarzmie, jak poeta Stanisław Cie-

sielczuk w charakterze korektora „K uriera Czerwonego” lub Stanisław

Maria Saliński jako redaktor techniczny „Ilustracji Świątecznej”, dodat­

ku niedzielnego do dzienników. Inni wybijali się tutaj właśnie i błysz­

czeli talentami, zaczynając od Stefana Wiecheckiego (Wiecha), a kończąc

na Sławomirze Dunin-Borkowskim, który był potem autorem reportaży

w „Biuletynie Inform acyjnym ” i zbiorze Polska karząca podczas oku­

pacji. Jeszcze inni szybko odchodzili stąd gdzie indziej po czasowym p re ­

parowaniu drobiazgów z prasy zagranicznej, jak Józef Szpecht, tłumacz

powieści biograficznej Duff Coopera Talleyrand, A. J. Cronina Cytadeli

i Gwiazdy patrzą na nas, albo Aleksander Medres vel Aleksander Do-

brot, czyli późniejszy generał Wiktor Grosz, tłumacz Reeda Dziesięciu

dni, które wstrząsnęły światem oraz Grey Owla Pielgrzymów puszczy

i Sejdżio i jej bobry. „Prasa czerwona” była w każdym razie szkołą pi­

sania atrakcyjnego.

Naczelnym redaktorem wszystkich pism był niezmiennie H enryk

Butkiewicz, b rat rodzony ministra komunikacji, w ytw orny pan w monoklu,

rodem z Suwalszczyzny, świetny dziennikarz organizator. Wtrącał się

(7)

do wszelkich szczegółów w redagowaniu poszczególnych pism, czepiał się

drobiazgów, ale zostawiał idealnie także wolną rękę pracownikom pro­

wadzącym numer, dyżurnym redaktorom, szefom i ich zastępcom, odpo­

wiedzialnym kierownikom działów, sekretarzom redakcji. Był mistrzem

w urabianiu sobie młodych dziennikarzy, wyławianiu talentów i stopnio­

wym usamodzielnianiu ludzi, zawsze jednak w kontrowersjach z wielo­

m a starszymi i odpowiedzialnymi pracownikami w w yniku wyrywkowej

analizy ich roboty, potknięć, gaf i błędów w druku. Dawał możność pły­

w ania na głębi aż do powinięcia się komuś nogi na czymś wyjątkowym

albo byle czym — wagi politycznej — często jednak o igłę, z której

robił widły. Cofał wówczas z nagła kredyt zaufania dziennikarzowi i —

jak mówili pokątnie koledzy, odpłacając szefowi pięknym za nadob­

n e — histeryzował.

Jego alter ego i mężem zaufania czynników zakulisowych, tym sa­

mym i szarą eminencją „czerwoniaków” był Wacław Syruczek, prawnik

z wykształcenia i literat, antyklerykał, wielostronnie uzdolniony, z ta ­

lentem publicystycznym i swadą językową, parający się sprawami spo­

łecznymi i sztuką, a także polityką (np. inspirowanymi wypadami anty-

■czeskimi), inicjator felietonu Co w trawie piszczy. Na straży linii poli­

tycznej MSZ stał dodatkowo oficjalnie Aleksander Bregman.

Zmieniali się często redaktorzy dyżurujący w tak zwanym pokoju

sztabowym. Przylegał on bezpośrednio do drukarni, w sąsiedztwie dale­

kopisu, który był czynny na terenie hali, tuż za szklaną ścianą, wyposa­

żoną w okienko, co umożliwiło ciągły kontakt z zecernią. Dalekopisy

istniały przed 1939 r. w czterech redakcjach warszawskich: „u nas” od

roku 1932 i w „Gazecie Polskiej”, Szpitalna 1, w Oddziale IKC i „K u­

rierze T\¥arszawskim”, Krakowskie Przedmieście 9 i 40. Kable łączyły re­

dakcje z Polską Agencją Telegraficzną, Królewska 5.

W tym samym pokoju pracował na przem ian sztab „K uriera Czerwo­

nego” i „Expressu Porannego”, przejściowo także wydania stołecznego

„Dzień dobry”. Na przemian — to jest w godzinach rannych od 7 do 13,

popołudniowych od 14 do 20, w wieczornych od 20—21 do 1—3 w nocy.

Od lat 1935—1936 wydanie stołeczno-podmiejskie czerwonego „poran-

niaka” zaczynało się przygotowywać systematycznie od godziny 17. Roz­

budowane wydania prowincjonalne otrzymały gabinet oddzielny, jak

wszystkie obszerne pokoje na pierwszym piętrze posiadający w całości

ściany w ew nętrzne ze szkła, co ułatwiało niezwykle kontakt redakcji

dzienników między sobą i wpływało ożywczo na tempo pracy.

Odchodzili i przetasowywali się jedni kierownicy, przychodzili drudzy

i nowi. Na przykład z „Gońca Warszawskiego” przybył bardzo pracowi­

ty adiustator i reform ator techniczny Witold Wolff, z „Dnia Polskiego”

zawinął w charakterze niezbyt dotartego „omnibusa” Ludomił

(8)

Lewen-C E N Z U R A W P R A S I E W A R S Z A W S K I E J P R Z E D D R U G Ą W O J N Ą Ś W I A T O W Ą ] 2 3

stam. Nie sposób scharakteryzować ani wymienić redaktorów wszystkich,

choćby jeno najczynniejszych, najważniejszych, najdłużej tu pracują­

cych i ustabilizowanych. Nie o to zresztą chodzi, by kogoś nie pominąć

i udziału czyjegoś istotnego w życiu „Domu P rasy ” nie zaznaczyć, lecz

o odmalowanie płynności kadr i zmienności stosunków.

Ta płynność stosunków właśnie- przyczyniła się do założenia Księgi

ingerencji cenzuralnych za rządów redaktora naczelnego Bolesława Hen-

sla (1902—1939), który odkomenderowany został w r. 1935 do reorga­

nizacji „Expressu Porannego” z miniaturowego pisma sensacyjnego

„Dzień dobry”. Inteligentny i utalentow any dziennikarz, były wach­

mistrz wzorcowy, zwolennik porządku i łagodnego drylu wojskowego,

świecący wzorem punktualności i ładu na swoim podwórku, postanowił

walczyć na szerszą skalę z niesystematycznością w pracy dziennikarzy.

Przedtem ingerencje cenzuralne przyjmowane były przez kogokol­

wiek redagującego bieżący num er i pełniącego dyżur w pokoju sztabo­

wym. Telefonowano przeważnie z Komisariatu Rządu, dokonującego kon­

fiskat na terenie m. st. Warszawy — z ostrzeżeniami: za co grozić może

dziennikom konfiskata. Odbierający telefon brał na siebie hmiennie odpo­

wiedzialność za przekazanie ostrzeżeń wszystkim zainteresowanym

w koncernie.

Porządek rzeczy w tym względzie pozostawiał jednak dużo do życze­

nia. Dziennikarze notowali zalecenia urzędowe przeważnie na świstkach

papieru albo przekazywali je kolegom redakcyjnym ustnie, bez pokwito­

wania, nieraz i złośliwie, ze swoistymi komentarzami. Ci koledzy znów

puszczali je czasami w niepamięć, niczego bynajmniej nie sabotując, lecz

nie doceniając doraźnej noty lub gubiąc coś mimo woli w pośpiechu p ra­

cy dziennikarskiej w morzu papierów kwalifikowanych pochopnie do ko­

sza. Nie każdy miał sekundę czasu na myślenie ani na dodatkowe obciąże­

nie pamięci — najmniej zaś prowadzący numer, pełniący także obowiąz­

ki redaktorów technicznych.

/

.

'

Ustalony został porządek następujący: telefonogramy przyjmować bę­

dzie sekretariat generalny redakcji w osobie Stefana Kopera, a podczas

jego nieobecności dopiero pokój sztabowy, w którym „Express P oranny”

mieć będzie w godzinach popołudniowych swego własnego sekretarza.

Wprowadzono obowiązek notowania daty i godziny przyjęcia telefo-

nogramu, następnie przyjęcia ingerencji przez poszczególne zespoły re ­

dakcyjne do wiadomości i potwierdzenia tego podpisami przez ich przed­

stawicieli w specjalnym zeszycie ze sztywną okładką.

W ten sposób podpisy w brulionie, dla którego przyjęła się szybko

nazwa „czarnej księgi”, zajmowały z reguły więcej miejsca, aniżeli teksty

samych ostrzeżeń urzędowych. Doszły jednak do nich zarządzenia

(9)

we-wnętrzne, instrukcje poufne i adnotacje naczelnego redaktora H. Butkie­

wicza.

.

Chodziło z jednej strony o zwiększenie czujności redaktorów z tytułu

konfiskat i o honorowanie szczególnych zakazów i życzeń władz central­

nych, z drugiej strony o podołanie częstotliwości ingerencji. Cenzura

prew encyjna zaostrzyła się na rozkaz prem iera generała Felicjana Sła­

woja Składkowskiego, za czym wzmogła się również jej egzekucja w p ra­

sie prorządowej.

Obowiązek notowania i przestrzegania zaleceń Komisariatu Rządu był

odtąd niejednokrotnie przez naczelnych redaktorów przypominany. In­

teresowali się oni najbardziej nowymi wpisami. Łatwo się domyślić, że

byli za ich egzekwowanie osobiście odpowiedzialni.

Wypisy z księgi kontrolnej, z której zdajemy tutaj bliżej sprawę,

obejmują zawartość dwóch brulionów z notami od końca kwietnia 1935

do pierwszych dni września 1939 r. Lukę 16-miesięczną w tym okresie,

trw ającym przeszło cztery lata, stanowi jednak brak zeszytu od lutego

1937 do czerwca 1938 r., w którym zapisy były na pewno także ko nty­

nuowane. Ocalały do powstania warszawskiego tylko zeszyt pierwszy

i trzeci w porządku chronologicznym, drugi natomiast zaginął lub raczej

uległ rozmyślnie zniszczeniu już przed październikiem 1939 r. Te dwa

bruliony miały swoją oddzielną historię.

Rozumie się, że można by (i należałoby) zaopatrzyć prawie każdy za­

pis komentarzami w yjaśniającym i ówczesne sytuacje polityczne i sprawy

wewnętrzne kraju. Jest to jednak niepodobieństwem, gdyż odpowiednie

odsyłacze przekroczyłyby znacznie rozmiary owych wpisów cenzuralno-

-redakcyjnych. Dlatego uwagi do nich ograniczone są do objaśnień, jak

się wydaje niezbędnych, niektórych w ybranych tematów. Chodzi bowiem

o ogólne zorientowanie czytelnika w kwestii zakazów cenzury przedwo­

jennej, a nie o pełne, naukowe opracowanie rzeczy.

Bądź co bądź jednak obraz ingerencji cenzuralnych w prasie czerwo­

nej· daje w przybliżeniu pojęcie o cenzurze w całej prasie w arszaw­

skiej lat 1935— 1939.

*

*

Pod koniec października 1939 r. spotkałem na ulicy kolegę Stefana

Kopera, który zdążył przeżyć oblężenie Lwowa i wrócić rychło jak ja

z Wołynia i dwutygodniowej niewoli niemieckiej na ukochane warszaw­

skie śmiecie. Któż z nas byłby przypuszczał w chwili uchodzenia z W ar­

szawy, że front najgorętszy rozwinie się właśnie na miejscu w stolicy

i że wojenna kw atera prasowa utrzym a się najdłużej w gmachu koło

(10)

C E N Z U R A W P R A S I E W A R S Z A W S K I E J P R Z E D D R U G Ą W O J N Ą Ś W I A T O W Ą

[ 25

placu Unii Lubelskiej. Tutaj wychodziła d-o 28 września 1939 r. „Ga­

zeta Wspólna”.

Do Domu Prasy wkroczyli Niemcy niemal natychmiast po poddaniu

się Warszawy. Od huku bomb, gradu kul i pocisków arm atnich wylecia­

ły kompletnie szyby frontowe i w ewnętrzne w całym gmachu. Liczne

pożary zdołano zlokalizować we wrześniu niezwykle ofiarnie pod czujną

opieką najtroskliwszego gospodarza, dyrektora Antoniego Lewandowskie­

go, który trw ał na posterunku dniem i nocą do ostatniej chwili1. Maszyny

prawie że nie ucierpiały. Zaczęły się wkrótce kręcić na użytek W ehr­

machtu, jak również dla prasy gadzinowej, czyli „Nowego K uriera W ar­

szawskiego”. Poziom jej zrównany z umysłowością führera był przeraża­

jący. „Aber die Räder mussten rollen fü r den Sieg” — w brew pędzeniu

okupanta ku przepaści, kopanej przezeń w pocie czoła.

Długo jeszcze starczyły zapasy- papieru rotacyjnego, zmagazynowane

w suterenie. Miał tam przed wojną swą kabinę obwieszoną fotosami

elektrom onter Anton Hergl, którego wzywało się na górę wówczas, gdy

trzeba było założyć nową żarówkę albo zreperować jakieś kontakty

elektryczne.

'.

.

Hardy Niemiec, który okazał się niebawem typowym butn ym hitle­

rowcem, mówił niechętnie po polsku i jeździł sporadycznie na niedziele

„do rodziny” do Łodzi. Krótko przed wybuchem w ojny zniknął jak

kamfora. Natychmiast jednak po kapitulacji Warszawy objął posterunek

naczelny w gmachu przy Marszałkowskiej 3/5 w charakterze męża za­

ufania NSDAP, mianowany szefem dystryktu warszawskiego w zakresie

przemysłu graficznego. Stał się panem życia i śmierci drukarzy warszaw­

skich w okresie okupacji. Współdziałał w demontowaniu i wywozie m a­

szyn drukarskich do Rzeszy, sprowadzonych stam tąd przed dziesięciu

laty za dolary w okresie szalejącego tam bezrobocia i ekspansji niemiec­

kiej siły roboczej, przeważnie techników, do których i Hergl należał.

Tak bez przeszkód przenikali hitlerowscy dywersanci do czołowych

1 A n ton i L e w a n d o w s k i (1890— 1946), naczeln y dyrektor, w sp ó łw ła ś c ic ie l i g łó w n y organizator p rasy czerw on ej — obok rów n orzęd n ego w sp óln ik a, n a c z e l­ nego redaktora H en ry k a B utk iew icza, k tóry sp ęd ził okres ok u p acji za granicą. L ew a n d o w sk i n atom iast zapisał się chlu b n ie sw o ją działalnością w ok u p ow anej W arszaw ie od w r z e śn ia 1939 r. do p o w sta n ia w a rszaw sk iego. W sp om agał rzeszę byłych p r a co w n ik ó w prasy, brał czy n n y u d ział w R u ch u Oporu, z w ie lk ą od w a g ą i u ż y w a ją c w ła sn y ch środ k ów fin a n so w y c h przyczyn iał się do r a to w a n ia życia w ięźn ió w , jeń có w w o jen n y ch , m ie sz k a ń c ó w getta, czło n k ó w organ izacji d zien n ik a r­ skiej itp. P la n o w a ł obrócenie po w o jn ie D om u P r a sy w sp ó łd zieln ię dziennikarską. S k u tk iem utraty zdrow ia w obozie k o n c en tra cy jn y m nie p o w ró cił już do pracy w yd aw n iczej. N ie p rzyjął też w r. 1945 zaproszenia Jerzego B orejszy, prezesa S p ó ł­ dzielni W y a a w n ic z o -O św ia to w e j „C zyteln ik ”, do zorgan izow an ia z a k ła d ó w g ra ficz­ nych, objętych później przez P ra so w e Z akłady G raficzne R SW „Prasa”. Z m arł dn. 19 VIII 1946 r.

(11)

instytucji Polski przedwrześniowej i prowadzili w nich swoją działalność

na szkodę naszego społeczeństwa :— z początku skrycie i z pewną ostroż­

nością, potem na coraz większą skalę, choć obydwa państwa obowiązywał

zaw arty w 1935 roku pakt o nieagresji.

Dzieląc się rewelacjami na tèm at szpiega ukrytego latami na stałym

etacie w Domu P rasy (pytanie nawet, czy dość zamaskowanego), doszliś­

m y do wniosku, że nie można dopuścić do tego, by „Księga ingerencji

cenzuralnych” dostała się w ręce Treuhändera Antona Hergla. Przecież

tam są tajemnice służbowe, mogące służyć za m ateriał propagandowy

dla samego Goebbelsa. Figurują tam nadto niezliczone podpisy członków

Redakcji. Może się do nich dobrać gestapo. Te dokumenty muszą zniknąć

sprzed przenikliwych oczu byłego elektromontera. Zrozumieliśmy, że

w tym stanie rzeczy, kiedy i były dyrektor techniczny zakładów graficz­

nych i były kierownik administracji zadeklarowali się jako Reichsdeut­

sche, o czym dowiedzieliśmy się zawczasu od długoletniego portiera

Henryka Pohla —· sprawa zażegnania na wszelki wypadek niebezpieczeń­

stwa stała się koniecznością i nie cierpiała zwłoki.

Stefan Koper wszedł w porozumienie z portierem, który zachował

zresztą swą funkcję przedwojenną przez cały czas okupacji. Bardzo

usłużny, operatywny, w liberii, za pan brat z każdym redaktorem (także

przez nas bardzo łubiany), sprzedawał on za gotówkę szarmanckie ukłony

przed wojną, jak i podczas wojny w tym samym charakterze, czy też

bez charakteru. Z pewnością nie bez- zasług również wobec Hergla. Nie

zdziwiłbym się, gdybym się kiedy dowiedział, że był on zdolny pracować

nawet dla Polski Podziemnej i czynić przysługi prawdziwym patriotom,

okupując tym na przyszłość przemilczenie mniej chlubnej strony jego

działalności. Gotów był iść na przestępstwa polityczne, jeśli tylko to zo­

stało opłacone z góry gotówką — pewny, że potrafi w razie potrzeby

wyprzeć się w żywe oczy. Byli tacy ludzie nie w ahający się pracować

na dwa fronty tak że warci byli naw et obdarzania ich zaufaniem, jakie

usiłowali sobie zaskarbić dosłownie „za wszelką cenę”. Przy tym — to

całe ich szczęście — potrafili być sympatyczni.

— Niech pan stąd ucieka, panie redaktorze, jeżeli panu życie miłe

i niech się pan więcej tutaj nie pokazuje! — rzucił się zrazu Pohl na

byłego sekretarza redakcji „czerwoniaków”.

Opowiedział mi to na nowo Stefan Koper w roku 1962 podczas po­

bytu w Polsce, tym razem przybyły ze Stanów Zjednoczonych jako.ucze­

stnik kursu lektorów języka polskiego, zorganizowanego przez Uniwersy­

tet Warszawski. Swoją relację powtórzył następnie na moje życzenie na

piśmie.

(12)

C E N Z U R A W P R A S I E W A R S Z A W S K I E J P R Z E D D R U G Ą W O J N Ą Ś W I A T O W Ą p 2 7

— Hergl wszędzie myszkuje. Wszystko trak tu je jako mienie niemiec­

kie. Do mnie nie m ają jeszcze pełnego zaufania. Patrzą mi na palce.

Niech się pan ma na baczności!

Była to prawda. Portiernia na moich oczach wzmocniona została ja ­

kimś dodatkowym Aufseherem i nic tu odtąd nie mogło uchodzić uw a­

gi wartowników niemieckich.

Na widok robót remontowych i dużego ruchu około szklenia okien

zacząłem jednak przekonywać Pohla, że może mnie wpuścić na I pię­

tro z ekipą rzemieślników i że ja się odpowiednio do tej roli przygo­

tuję.

Mam tam w swoim byłym gabinecie pilny interes: opróżnić biurko

z moich pam iątek osobistych, nic nikogo nie obchodzących, jak listy i fo­

tografie moich babek, nie należące w żadnym w ypadku do dobra zdo­

bycznego Reichu. Poparłem me argum enty butelką spirytusu.

„Stanęło na tym, że przyjdę innym razem o ściśle oznaczonej godzi­

nie i przyłączę się do grupki szklarzy i ich pomocników, którzy sprzątać

będą rozbite szyby i wprawiać nowe, w ramach przygotowywania gabi­

netów redakcyjnych do „normalnej pracy” . Miałem wśliznąć się nie za­

uważony przez Pohla, i na własną odpowiedzialność. Przyszedłem o wcze­

snej rannej godzinie. Bał się więcej niż ja, ale miałem szczęście. Hergl był

akurat w Berlinie. Pełnomocnik jego również były pracownik Domu P ra ­

sy, zdeklarowany Reichsdeutsch E.R. nie 'nawinął się i nikt mnie nie po­

znał. Powiększyłem tylko drużynę roboczą o jednego szklarza i bez prze­

szkód dokonałem inspekcji mego przedwrześniowego pokoju pracy redak­

cyjnej. Biurka już były opróżnione, sterty książek i papierów odłożone

do skontrolowania przez Hergla, który miał coś wyeliminować i osobiście

decydować o skierowaniu reszty na m akulaturę. Przyszedłem w sam raz!

Bez trudu znalazłem poszukiwany brulion, jeden świeższej daty i niespo­

dziewanie drugi, dawniejszy, uważany już za nie istniejący. Ale co waż­

niejsze, i o czym się zapomniało, wpadły mi w ręce — przechowywane do

niedawna w moim biurku — liczne oferty kandydatów na żywe torpedy,

czyli własnoręczne zgłoszenia ochotników do walki zbrojnej z Niemcami,

z nazwiskami i adresami z całego kraju. Uważałem za najważniejsze n a­

tychmiastowe zniszczenie tych dokumentów. Zniszczyłem, ile się dało li­

stów i papierów prywatnych, bez względu na to, czyje były, w kilku po­

kojach. Przekonany o bezwzględnej celowości odwiedzin, byłem tam jesz­

cze dwu lub trzykrotnie, niszcząc mnóstwo na miejscu i wyrzucając m a­

ksymalną ilość koleżeńskich papierów do koszów, po prostu po to, by nie

dostały się w niepowołane ręce. Bruliony w sztywnych okładkach u k ry ­

łem niepostrzeżenie pod koszulą i przycisnąłem je „do łona” za pomocą

paska. Opuszczałem gmach z duszą na ramieniu. Za takie uszczuplenie

(13)

zdobyczy wojennych Reichu mogłem sobie łatwo życie skrócić. Ale Pohl

udawał doskonale, że mnie nie zna i odwrócił tym uwagę wartowników,

choć mogło być zupełnie inaczej; brali mnie spokojnie za szklarza, który

przecież szyby w rękawie nie ukrył. Nie przeszkadzał mi — i tym właś­

nie dopomógł. Kosztowało mnie to parę litrów alkoholu, kilogram boczkü

i nie pamiętam już, ile gotówki.

Zeszyty przetrw ały aż do września roku 1944. Mam w oczach jeden

dość gruby, w czerwonej oprawie, choć zwano go paradoksalnie „Czarną

księgą”, drugi rzeczywiście koloru czarnego, cieńszy znacznie. Wyszły

z opresji mimo dwóch w izyt gestapo przy ul. Śliskiej 12 oraz dwóch

rewizji domowych, które nie miały z nimi naturalnie nic wspólnego”.

— W pierwszych dniach września — opowiadał dalej Koper — dom

nasz jeszcze stał. Dziwnym przypadkiem, bo wszystko dookoła niego legło

wcześniej w ruinie. Ostatniego dnia walk w tym rejonie pocisk z działa

kolejowego padł na ulicę Śliską, tuż przed num erem 12. Nasza kam ieni­

ca i sąsiednia z przeciwka zniknęły w olbrzymim leju, zamienione

w proch. Tam przepadły owe dwa bruliony z biblioteczką prasową i ogól­

ną, humanistyczną, z obrazami i pamiątkami kulturalnym i, bez żadnego

śladu.

Relację tę możemy sobie obaj potwierdzić i uzupełnić z dawnym to­

warzyszem pracy, będącym dziś nadal w iernym czytelnikiem prasy w ar­

szawskiej w Arlington, Virginia, USA.

Otóż podczas okupacji — jak świadczy bliżej data odpisu, dokona­

nego przeze mnie w kw ietniu 1944 r. — wypożyczyłem od kolegi Ko­

pera oba zeszyty, zawierające cytowane ingerencje cenzuralne. Zrobiłem

z nich wyciąg wierny, całkowity czy częściowy (tego już, niestety, nie

pamiętam: dziś bym skrótów żadnych nie poczynił, zdając sobie bardziej

sprawę z wagi dokum entu archiwalnego). Mam wrażenie, że wówczas go

nie doceniłem dostatecznie pod względem politycznym i mogłem zasto­

sować skróty z wiecznego przyzwyczajenia do skracania wszystkiego

w dziennikarstwie lub pod kątem specjalnego zainteresowania dla te m a ­

ty k i niemieckiej. Ta została tu napewno wyeksploatowana bez żadnych

opustek. Oryginały zwróciłem właścicielowi. Stefan Koper był wówczas

prześladowany donosami, rewizjami, szantażami, żądaniami okupów, gra­

bieżami i rabunkam i ze strony Kripo i Gestapo na tle pomocy udzielanej

współziomkom — Żydom. W latach 1934—1944, w pobliżu getta, takie

tam zeszyty nie zwracały już uwagi tropicieli innych „zbrodni politycz­

nych”. Dokonany odpis jest tedy jedynym śladem czasowego istnienia

osobliwego dokumentu.

Wydało mi się obowiązkiem zarówno ogłoszenie go, jak i podanie

okoliczności jego powstania i wojennych dziejów, zgodnie z faktami, któ­

re jeszcze po trzydziestu latach dało się wystarczająco sprawdzić.

(14)

K om p lek s b u d y n k ó w k on cern u D om P ra sy S.A. przy ul. M a rszałk ow sk iej 3/5/7, łą czn ie z b u d y n k iem w id oczn ym na praw o za drzew am i. N a le w o w e jśc ie g łó w n e do portierni i hallu, za n isk im m urem , na p ierw szy m planie, p ark in g sam o ch o d o ­ w y i r o w ero w y . Tutaj, bezpośrednio z ek sp ed y cji przy m a szyn ach r o ta cy jn y ch na

(15)

ren cji cen zu raln ych dla w szy stk ich zesp o łó w red a k cy jn y ch na t y m piętrze.

(16)

C E N Z U R A W P R A S I E W A R S Z A W S K I E J P R Z E D D R U G Ą W O J N Ą Ś W I A T O W Ą ^ 2 9

A N E K S ' Rok 1935

23 IV — P rośb y MSZ: 1. N ie k o m en to w a ć protestu N ie m ie c 1. 2. N ie cieszyć się z zerw a n ia rozm ów fr a n c u s k o -so w ie c k ic h . 3. T em a t w iz y ty S u v ic h a u B eck a o g ra ­ niczyć też tylko do in form acji bez k o m en ta rzy 2. .

I V — W yk ryta z o sta ła banda fa łszerzy p ien ięd zy p o lsk ich i ru m u ń sk ich . Do czasu w y d a n ia oficja ln eg o k o m u n ik a tu nie w o ln o p o d a w a ć żad n y ch w ia d o m o ści pod groźbą konfisk aty.

9 VII — K o m isariat R ządu ostrzega, aby nie pisać nic o w y b u ch u w C h em icz­ n y m In stytu cie B a d a w czy m na Żoliborzu. P o p o łudniu m a być w y d a n y k o m u n ik at o fic ja ln y 3.

2 VIII —■ K om isa ria t R ządu uprzedza, że będzie k o n fisk o w a ł p ism a za w ia d o ­ m o ści o za m ord ow an iu p o licjan ta przed K artuską Berezą.

6 I X — K om isa ria t R ządu uprzedza, że będzie k o n fisk o w a ł w ia d o m o ść o a r e ­ szto w a n iu d w u d y rek to ró w „F irłeya” za n ad u życia p o d a tk o w e 4.

21 IX — W p o w ie c ie o p oczyń sk im b y ły zajścia a n ty ży d o w sk ie. W olno pisać tylk o na p o d sta w ie k om u n ik a tu a g en cji „Iskra”.

— W d alszym ciągu nie w o ln o p o d a w a ć fo to g ra fii oskarżonych w p rocesie u kraińskim . M ożna n a to m ia st d a w a ć ry su n k i (ew ent. k a ry k atu ry)5.

1 24" IV 1935 r. rząd III R zeszy ogło sił protest przeciw k o rezolucji L igi N a ­ ro d ó w z 17 IV, p o tęp iającej N ie m c y za zerw a n ie zobow iązań tra k ta to w y ch przez w p ro w a d zen ie p o w szech n ej służby w o jsk o w e j. O św iad czył, że p a ń stw a , k tóre p od ­ p isa ły rezolucję, g en ew sk ą , n ie m ają praw a sp ra w o w a n ia sąd u nad N iem cam i: „jest to p o n o w n e dążenie do d ysk ry m in a cji N iem iec, p rzeciw k o czem u rząd R zeszy z a ­ strzega s ię jak n a jk a teg o ry czn iej”. W n a stę p stw ie N ie m c y h itlero w sk ie w y stą p iły z L igi N arodów . M Z S zw róciło się do prasy, by ogran iczy ła się tylk o do p r zy to cze­ nia k o m en tarzy obcych, tj. o d g ło s ó w z W iednia, Paryża, M o sk w y i in n y ch stolic europ ejsk ich . M. in. „ Izw iestija ” n a w o ły w a ły w sz y stk ie pań stw a, b y energiczn ie p rz e c iw sta w ia ły się N ie m c o m i z a sto so w a ły sk u teczn e środki zaradcze.

2 F u lv io S u v i c h (1887— 1956), p odsekretarz stan u w e w ło sk im MSZ, później am basador w ło sk i w U S A .

8 G roźny pożar w In sty tu cie C hem icznym na Żoliborzu s p o w o d o w a n y b y ł — jak w ie ść niosła — a k tem sabotażu i zarządzone zostało n a ty c h m ia st śled ztw o w tej spraw ie. K o m u n ik a t P A T sp row ad ził ją jednak dla b łah ego incydentu: „Dnia 9 bm w god zin ach p rzed p o łu d n io w y ch [...] n astą p ił w y b u c h n iezn aczn y [!] m a te r ia łó w ła tw o p a ln y c h w sk u te k nieostrożności jednego z p r a c o w n ik ó w Instytutu. P o w s ta ły stąd pożar zo sta ł ugaszon y z ła tw o ścią w ciągu k ilk u m in u t przez m ie j­ ską straż ogniow ą. S tra ty w y rząd zon e przez w yb u ch i pożar są n iezn aczn e i ogra­ niczają się w y łą c z n ie do pokoju, w k tórym n astą p ił w y b u ch . Z p r a c o w n ik ó w I n ­ sty tu tu u le g ł poparzen iu jed y n ie n ieostrożn y sp ra w ca w y b u c h u ”.

4 „ F irley” Spółka A kcyjn a, Z jednoczone F abryki P o rtlan d -C em en tu , W arszaw a, ul. C zackiego 14. Zarząd sta n o w ili dr V. K utten, prof. inż. A. S ch im itzek i F.' B a n ­ kier.

5 18 w rześn ia 1935 r. rozpoczęła się przed S ąd em O k ręg o w y m w W a rszaw ie ro z­ p ra w a przeciw k o 12 U kraińcom , oskarżon ym o n ależen ie do terrorystycznej org a ­ nizacji n acjo n a listó w u kraińskich (OUN) i w sp ó łu d ział w zam ord o w a n iu m in istra sp r a w w ew n ętrzn y ch , B ron isła w a P ierack iego. Z ginął on 15 VI 1934 na progu K lubu T ow arzy sk ieg o przy ul. Fok sal 3 od k u l zam a ch o w ca Grzegorza M aciejki, k tóry

(17)

17 X II — K om isa ria t R ządu oznajm ia, że będ zie k o n fisk o w a ł w sz e lk ie w ia d o ­ m ości o zm ia n ie R ządu około N. Roku.

R ok 1936

4 1 — K [om isariat] R[ządu]: S zczeg ó ły o zab ó jstw ie K o rd y lew sk ieg o w Kunach, w oj. łódzkim , w o ln o p o d a w a ć tylko- na p o d sta w ie k o m u n ik atu a g en cji „Iskra”.

14 IV — (Z alecenie w ew n ętrzn e). P rzy om aw ia n iu te m a tó w m o toryzacyjn ych nie ata k o w a ć k ra jo w ej produkcji sam ochodów ! N a przykład (w y c in e k z dziennika): „Sam ochody krajow e, to w o b ecn y m sta n ie rzeczy d o św iad czen ia lab oratoryjn e — nie produkcja na serio, zarów n o jeśli idzie o ilość produktów , jak i c e n y ”.

16 IV — KR: W zw ią zk u z p o n o w n y m i rozrucham i b ezrobotnych w e L w o w ie n ie um ieszczać żad n ych w ia d o m o ści poza P A T -e m 0.

17 IV — N ie d a w a ć w ia d o m o ści o czw a rtk o w y ch zajściach na ul. D łu giej, m im o że są o p isy w a n e w różnych p ism a ch 7.

N ie daw ać w iad o m o ści o tym , że p. K rzysztof S ied leck i m a objąć stan o w isk o po M elchiorze W ań k ow iczu 8.

o strzeliw ał się, u ciekając. M aciejko zb iegł do C zechosłow acji. P roces w sp ó łu c z e s tn i­ k ó w zam ach u tr w a ł 4 m iesią ce (już po śm ierci J. Piłsudskiego). 13 I 1936 zapadły trzy w y ro k i śm ierci: na S tefa n a B anderę, M ik ołaja Ł eb ed a i J a ro sła w a K arpynecia, za m ien ion e sk a za n y m na zasadzie a m n estii na w ię z ie n ie b ezterm in ow e, z p o z b a w ie ­ n ie m w szelk ich p r a w na zaw sze, oraz dw a w y r o k i w ięzie n ia dożyw otn iego. A k t terrorystyczn y dał p retek st do za łożenia w czerw cu 1935 r. obozu w B erezie K a r ­ tuskiej.

6 W ślad za ty m zak azem A g en cja P r a so w a i F u b licy sty czn a „Iskra” ogłosiła 22 IV 1936 r. kom unikat: „Po o statn ich za jściach u liczn ych w e L w o w ie w ła d ze b e z ­ p iecze ń stw a areszto w a ły c a ły szereg a g itatorów i działaczy k o m u n istyczn ych . 60 spośród areszto w a n y ch k o m u n istó w o d staw ion o do B erezy ” („Wieczór W a rsza w ­ s k i”, 1936, nr 111).

7 Pod ty tu łem P o li c ja n t o b lę ż o n y p r z e z k o m u n i s t k i, p op o łu d n ió w k a w a r s z a w ­ ska donosiła 17 IV 1936 r. o m a n ife sta c ji urządzonej p op rzedniego w ieczora o godz. 10 przez grupę około 200 osób, k tóre w z n o siły ok rzyki a n ty p a ń stw o w e. P o ­ chód ud ał się w stronę ul. B ielań sk iej. P e łn ią c y tam słu żb ę p o licja n t w szed ł do pobliskiej kaw iarni, aby za m eld o w a ć o p o w y ż sz y m sw ej k o m en d zie i prosić o p o ­ moc. Z apobiegło te m u k ilk a osób z p ochodu i zaata k o w a ło p olicjan ta czynnie. W obronie w ła sn e j w y str z e lił on k ilk ak rotn ie w górę, alarm ując są sied n ie p o ste ­ runki. N a odgłos str z a łó w nad eszła pom oc, która m a n ife sta n tó w rozpędziła i aresz­ to w a ła najbardziej a g r e sy w n e n iew ia sty . T egoż dnia P A T ogłosił k om u n ik a t o o d ­ sta w ie n iu 17 osób, w tym 7 U k raiń ców , 3 n a ro d o w có w i 7 k o m u n istó w do B erezy K artuskiej („Wieczór W a rsza w sk i”, 1936, nr 106). „ Ilu strow an y K urier C odzienny” doniósł jed n ocześn ie o o b ła w ie na „agitatorów k o m u n isty czn y ch ” w dzieln icy ż y ­ d ow sk iej. Z a w iesza li oni tran sp aren ty p ro p agan d ow e i rozprow adzali ulotki. A resz­ to w a n o roznosicieli ty ch u lo tek („IKC”, z dn. 18 IV 1936).

8 K rzysztof S i e d l e c k i , późn iejszy p od sekretarz stan u w P rezy d iu m Rady M in istrów (zm arły w W a rszaw ie 1942 r.), m ia n o w a n y został po W a ń k ow iczu — k tóry zrezygn ow ał z teg o in tratn ego stan o w isk a d yrektorem przedsiębiorstw a „R ekla­ m a P o czto w a ”. P o w s ta ło ono przy M in isterstw ie P oczt i T eleg ra fó w i przy w s p ó ł­ u d ziale P o lsk ieg o R adia. W yd aw ało m .in. czasopism o „Łącznik P o c z to w y ”, d r u k o w a ­ ne w r o to g r a w iu r z e ,. w n ak ład zie 300 000 egz., p row adziło k am p an ie re k la m o w e na fala ch eteru, k orzystało ze zniżki w opłatach p oczto w y ch w w y so k o ści 75%. Poczta

(18)

C E N Z U R A W P R A S I E W A R S Z A W S K I E J P R Z E D D R U G Ą W O J N Ą Ś W I A T O W Ą

(P olecen ie w ew n ętrzn e). N ie w y m ie n ia ć n a zw isk a ad w ok ata S k oczyńskiego! 22 IV — N ie daw ać n iesp ra w d zo n y ch p o głosek o zm ian ach p erson aln ych w Rządzie.

25 IV — M in isterstw o Skarbu prosi, a b y nie zam ieszczać a rty k u łó w in fo r m a ­ cyjn y ch o szk od liw o ści p ap ierosów dla zdrow ia. W m iarę m ożn ości prośb ę tę n a ­

le ż y uw zględ n iać. ,

25 IV — KR: W iadom ości o zajściach k o m u n isty czn y ch w dzieln icy ży d ow sk iej pod aw ać tylko w w ersji PAT.

28 IV — P rokuratura S ądu O k ręgow ego w W arszaw ie: N ie daw ać w ia d o m o ści 0 w y w ie z ie n iu k o m u n istó w z W arszaw y do Berezy.

30 IV — N ie w o ln o pisać o m a n ife sta c ji U k ra iń có w po o g łoszen iu w yroku. Grozi k o n fisk a ta 9.

U V — KR: N ie p o d aw ać w iad o m o ści o d em onstracji urządzonej przez n ie j a ­ kiego P a w ło w s k ie g o przed gm a ch em P rezy d iu m R ady M inistrów .

24 V — KR: N a stą p i kon fisk ata w y d a w n ic tw , w których znajdą się: a) in fo r ­ m a cje o a resztow an iu b. p u łk o w n ik a rosyjskiego, M ikołaja C zebotarew a, b) 2 i 3 p u n k t k om u n ik atu w y d a n e g o przez S tro n n ictw o L u d o w e o solid aryzacji z e m i­ g ran tam i p olity czn y m i z W itosem na czele oraz rezolucji potępiającej san a cję za jej działalność w o statn ich 10 latach.

25 V — U rzędnik PK O K ru k o w sk i zastrzelił sw o ją żonę. N ie p odaw ać, że jest urzędnikiem PKO. '

— W szystkie w iad o m o ści o obchodach 10-lecia p rezy d en tu ry M ościckiego m uszą b yć uzgod n ion e z R ed a k torem N aczeln ym .

4 VI — P rokurator Ż eleń sk i prosi o n iezam ieszczan ie szczeg ó łó w w sp ra w ie zajść w M ińsku M a zo w ieck im 10.

23 VI — KR: N ie zam ieszczać w zm ia n ek o zm ianach p erson aln ych w Sąd zie A p ela cy jn y m w K rak ow ie, z w y ją tk ie m w ia d o m o ści P A T -a o p rzen iesien iu prezesa S ądu p. S zy d ło w sk ieg o do W arszaw y.

Polsk a zastrzegła sobie priorytet w tej rek lam ie, dążyła jed n ak do w y łą czn o ści 1 często in g ero w a ła w ty m kierunku. To przyczyniło się do u stąp ien ia inicjatora przedsiębiorstw a, p ełn ego in w e n c ji autora slogan u „Cukier k rzep i”. (N otka oparta g łó w n ie na in form acjach M elchiora W ańkow icza.).

8 30 IV 1936, tj. tuż przed 1 maja, S ąd A p e la c y jn y w W arszaw ie ogło sił w yro k nieco złagodzony na U k ra iń có w oskarżonych o u d ział w za m ord ow an iu m inistra Pierackiego. U c h y lo n y został w yro k S ądu O k ręgow ego w sto su n k u do 3 osk a rżo ­ nych: K atarzyny Z arzyckiej, J a k u b a Czornija i J a rosław a R aka, k tó ry ch skazano p rzedtem na 8 lub 7 lat, a teraz k ażdego z nich na 4 lata w ięzienia.

10 W edług sy jo n istyczn ego „N aszego P rz e g lą d u ” i „ S ło w a ” w ile ń s k ie g o z 4 i 5 VI 1936 przebieg zajść b y ł n astępujący: W garn izon ie 7 pułku u ła n ó w w M iń sk u M a ­ z o w ieck im zam ord ow an y został w ach m istrz Bujak. Z a b ójstw a d okonał z zem sty były rek ru t C haskielew icz, p rześla d o w a n y jakoby przez podoficera podczas służby w o jsk o w ej i „w pędzony w ciężką ch orobę”, która m iała p rzyczynić się do n ie p o ­ w od zeń ż y cio w y ch b ie d n e g o Żyda. W iadom ość o tym rozniosła się po 13-ty sięczn y m m ieście, gdzie B u jak m ieszk a ł w e w ła s n y m dom u przy ul. L eg io n ó w z żoną i 4 -le t- nią córeczką, ciesząc się bardzo dobrą opinią. B rał udział w w o jn ie 1920 r. i s łu ­ ży ł w 7 p u łk u u ła n ó w aż do śm ierci. Prokurator Ż eleń sk i p olecił a resztow ać cz te ­ rech m łod ych ludzi, podejrzan ych o w sp ó łu d zia ł w m ord erstw ie. W p rzeddzień p o ­ grzebu ofiary m ord erstw a w y b u c h ły w M ińsku rozruchy an ty ży d o w sk ie. Po m ie ­ ście k rążyły liczn e patrole p olicji i leg ity m o w a iy p rzech od n iów po god zin ie 21. W sp ra w ie śled ztw a nie u ja w n io n o żadnych szczegółów .

(19)

28 VI — (R edaktor N aczelny). Proszę trak tow ać jak n a jży czliw iej O ficerski

Y ach t Klub. .

I V II — Od dzisiaj p is z e m y ’ — nie Str. Naród., lecz Str. „N arod ow e”, e w e n ­ tu a ln ie Str. ta k zw a n e N arodow e. · · · :

19 VIII — N ie zam ieszczać n otatek an i k o m u n ik a tó w o k a ta stro fie lotniczej L ask ow sk iego.

3 I X ■— (W ew nętrzne). Pod ża d n y m pozorem nie w oln o zam ieszczać sta ry ch klisz z p od p isam i p rzed sta w ia ją cy m i je jako o statn ie zdjęcia aktualne. . .

8- I X —· N ie w oln o daw ać żadnych w iad o m o ści o m a n ew ra ch w o jsk o w y ch , d e ­ filad ach , ćw iczen iach , p o w rocie o d d ziałów z ćw iczeń itp. pod groźbą k o n fisk aty. 26 I X — (R edaktor N aczelny). P rzyp om in am , że n a leży p isa ć tzw . Str: naro­ d ow e lub ten w y ra z „narod ow e” [m ałą literą] w cu dzysłow ie.

3 X — W razie um ieszczan ia n otatek o k szta łto w a n iu się cen uprasza się o uprzednie p o ro zu m ien ie się z k ie r o w n ik ie m R yn ia k iew iczem , tel. 677—84..

X — (W ew nętrzne). W życiorysach nie p o d aw ać daty urodzenia, lecz obliczoną już ilość lat. .

19 X — K R ostrzega przed p o d a w a n ie m w prasie w iad o m o ści o defraudacjach p o p ełn ion ych przez płatn ik a Gila w 21 pp. ...

23 X — KR: N ie p o d aw ać w ia d o m o ści o k apralu K ochu, k tóry rozbił sam olot pod R adością.

3 X I — N ie zam ieszczać r e w e la c ji o p rzem y śle cem en to w y m !

1 3 X 1 — W o d n iesien iu do Marsz. P iłsu d sk ieg o w sz y stk ie n a sze :pisma m ają od dziś u ż y w a ć przydom ka W ielki. Red. nacz. — (W u zu p ełn ien iu zapisu p op rzed ­ niego). T am gdzie m o w a jed n ocześn ie o J ó zefie P iłsu d sk im i M arszałku S m ig ły m - -R ydzu, nie n ależy u ż y w a ć dla P ierw szeg o ty tu łu „W ielki M arszałek ”, lecz pisać po prostu Józef P iłsu d sk i, a to dlatego, żeb y nie w y tw a r z a ć su gestii, że ty tu ł M a r­ szałk a Ś m ig łeg o pom n iejsza się.

30 X I ·— KR: N ie ogłaszać rezolucji zjazdu lu d o w c ó w w oj. w arszaw sk iego! 9 X II — KR: N ie p o d aw ać w ia d o m o ści o sa m o b ó jstw ie 17-letn iego ucznia S k arżyńskiego, siostrzeńca w o je w o d y Jaroszew icza.

II X I I — KR: W szelkie k o resp on d en cje i w sp o m n ien ia P o la k ó w w alczą cy ch na frontach w H iszpanii b ęd ą 'k o n fisk o w a n e !

R ok 1937

15 I — W iadom ości dotyczące P. P rezy d en ta R zplitej m o g ą b y ć p o d a w a n e tylko w relacji oficjalnej. K ażda w iad om ość p ry w a tn a w in n a b yć u zgodniona z szefem gabinetu, m in. Ł ep k ow sk im .

— KR: W zw iązk u z n a d u życiam i w Tow. U b ezp ieczeń „Europa” nie ogłaszać w y n ik ó w re w iz ji i nie w y m ie n ia ć n a zw isk osób a r eszto w a n y ch 11.

23 I —- N ie um ieszczać sp raw ozdania z procesu inż. S ta n isła w a M o ssa k o w sk ie­ go, dyrektora e lek tro w n i w K ow lu , o n ad u życie w ładzy.

4 II — KR: N ie pisać o sa m o b ó jstw ie syn a w o je w o d y lw o w sk ieg o , B e lin y -

-P ra żm o w sk ieg o . .

11 W sp ra w ie olbrzym ich n adużyć w T o w a rzy stw ie U b ezp ieczeń „Europa”, p o p ełn ion ych na szkodę ubezp ieczon ych i . skarbu P a ń stw a , a resztow an o 9 osób. G łó w n y m a k cjon ariu szem T ow arzy stw a b y ł Ign acy Goldm an, k tó ry rozporządzał n iem a l ca ły m p o rtfelem akcji. N a d u ży cia zostały u ja w n io n e w tok u lik w id a cji „Europy” („Ilustrow any K urier C od zien n y”, 1937, nr 17 i 18).

(20)

C E N Z U R A W P R A S I E W A R S Z A W S K I E J P R Z E D D R U G Ą W O J N Ą Ś W I A T O W Ą J 3 3

. R ok 1938

21 VI — KR: D zisiejszy „Kurier W a rsza w sk i” jest sk o n fisk o w a n y za w ia d o m o ść 0 w y jeźd zie M arszałka do Poznania.

' — K o n fisk o w a n e będą w ia d o m o ści o sa m o b ó jstw ie kpt. W ardeyna w W arsza­ w ie i o u c h w a le S ie w o w c ó w o n ie n a d a w a n ie K rzyżów N ie p o d leg ło ści (zob. se r w is A g en cji A grarnej).

30 VI — K R k o m u n ik u je o zajęciu „R zeczypospolitej” za w iad om ość o szerze­ niu się chorób w e n ery czn y ch w sierociń cach w arsza w sk ich . '

8 VI —- We w zm ia n k a ch o sa m o b ó jstw ie K u czew sk ieg o n ie podaw ać, że był u rzęd n ik iem PK O czy KKO.

18 VII — N ie pisać o nad u życiach w e F ran cop olu !12. 22 VII — N ie p o d aw ać o d efraudacjach w PK O K atow ice.

27 VII — N ie ogłaszać żadnych w ia d o m o ści o defrau d acjach urzędnika Z en k telera w PKO.

29 V II — D efrau d acja i sam ob ó jstw o urzędnika P K O C udziaka — uw aga! n ie podaw ać.

K om isariat Policji: K om en d an t G łów n y P olicji prosi o n iep o d a w a n ie n azw isk p o licja n tó w biorących udział w akcji przeciw k o b andytom , z u w a g i na o sob iste n ieb ezp ieczeń stw o, grożące im ze stron y św ia ta przestępczego.

8 I X —■ K R sk on fisk ow ał: 1. „Wieczór W a rsza w sk i” za w ia d o m o ść o nap ad zie Ż y d ó w na żołnierza w Lidzie. 2. IK C za art. P o ls k a b u t a i p o ls k i k o m p l e k s n i ż s z o ­

ści. 3. „Goniec W a rsza w sk i” i „Kurier C odzienny 5 gro szy ” za n ota tk ę o p orw an iu

o b y w a te lk i polskiej w G dańsku i za op ow ia d a n ie kolejarza w y rzu co n eg o ż pociągu, W innickiego. 4. „N ow ą R zeczp osp olitę” za artykuły: R o z b r o j e n i e k o l e j o w e p o s t ę ­

p u je , I n s t r u k c j a n ie n a w i ś c i i z d r a d y , K o n g r e s n o r y m b e r s k i w op in ii św ia t a , in fo r­

m a cje w ła s n e dotyczące p rzem ó w ien ia p rzed sta w iciela N ie m c ó w polsk ich oraz

D e u ts c h l a n d ü b e r alles. 5. „A BC ” za N i e m i e c k i e p r o w o k a c j e nie usta ją .

20 I X — KR: K o n fisk o w a n e będą w ia d o m o ści o w y b u ch u b om b y w lok alu B n eit Brit w K rakow ie. U c h w a ły S tro n n ictw a L udow ego. W szelkie n o tatk i o D o- boszyńskim , poza P A T - e m 13.

24 I X — KR: N ie p o d aw ać u c h w a ły U N D O o R usi Z a k arp ack iej14.

12 „F rancopol”, P o lsk ie Biuro Podróży, m iało siedzibę przy ul. M azow ieck iej 9. 13 P o lsk a A g en cja T elegraficzn ą i n iektóre d zienniki w teleg ra m a ch w ła sn y c h doniosły o p o n o w n y m osąd zen iu in żyn iera A d a m a D oboszyńskiego, organizatora „m arszu na M y śle n ic e ” w nocy z 22 na 23 czerw ca 1936 r. Grupa u c z e stn ik ó w w y ­ p ra w y pod jego k o m en d ą w ta r g n ę ła na p osteru n ek policji i zabrała stam tąd broń 1 ek w ip u n ek , w ty m 14 karabinów , 4 r e w o lw e r y i am unicję. W sierp n iu 1937 r. Sąd P rzy się g ły ch w e L w o w ie sk azał za to D ob oszyń sk iego na 2 lata aresztu, z z a li­ czeniem aresztu śledczego i zapob iegaw czego. Z a k w a lifik o w a n o przy ty m czyn jako p rzestępstw o, z ok reślen iem w a rto ści skrad zion ych p rzed m iotów na 2500 zł, jednak z w y łą c z e n ie m tego przym iotn ik a i słó w „w celu p r z y w ła szczen ia ”. Sąd N a jw yższy u znał tę k w a lifik a c ję za w a d liw ą . S ąd y P rzy się g ły ch u le g ły ty m cza sem kasacji. P o p o n o w n y m rozpatrzeniu sp raw y 19 VI 1938 r. S ąd O k ręg o w y w e L w o w ie skazał D oboszyńskiego na 4 lata w ię z ie n ia za n a k ła n ia n ie do rabunku z za liczen iem a resz­ tu śledczego. Sporo d zien n ik ó w w y sz ło tego dnia z b ia ły m i plam am i.

14 U ND O , u zn a ją ce się w latach m ięd zy w o jen n y ch za jed y n e p r zed sta w icielstw o polityczn e „narodu ru sk ieg o ” M ałop olsk i W schodniej, m iało od r. 1935 w S ejm ie 15 m a n d a tó w poselsk ich , w S en a c ie 4 senatorów , w ty m dw óch z n o m in a cji P r e ­ zyd en ta RP. O bradow ało w dniach 21—24 I X 1938 r. w e L w o w ie nad sytu acją

(21)

— „Wieczór W a rsza w sk i” został sk o n fisk o w a n y za a rtyk u ł N o w a k o n s t y t u c j a

W a r s z a w y za c z ę ła się od w z m o c n i e n i a r z ą d ó w k o m i s a r y c z n y c h 13.

— KR: N ie p o d aw ać w ia d o m o ści o m ob ilizacji czterech ro czn ik ów w e Francji oraz o ficerów m aryn ark i an gielsk iej. . '

25 I X — KR, godzina 23. N ie w oln o p o d aw ać żad n ych w iad o m o ści o przelocie sa m o lo tó w sow ieck ich nad Polską.

26 IX, godz. 9,30 rano — KR: D zisiejszy IKC sk o n fisk o w a n y za w iad om ość o przylocie sp ecja ln eg o w y sła n n ik a z P ragi do W a rsza w y 16.

— KR: W szystk ie dzisiejsze p op o łu d n ió w k i zostały sk o n fisk o w a n e za podanie w ia d o m o ści o zarządzeniach obronnych w A n g lii i w e Francji. Za to sam o k o n ­ fisk a ta IK C -a.

26/27 IX , godz. 1,15 rano — N ie p o d aw ać żad n y ch k om en tarzy a n i d o m y słó w co do treści listu prezyd en ta B enesza do P rezy d en ta M ościckiego oraz odpow iedzi czesk iej na notę polską.

27 IX — KR: N ie p o d aw ać n azw isk poszczególn ych k o m en d a n tó w od d ziałów K orp u su Z aolziańskiego, ani m iejsc u tarczek na Ś ląsk u Z aolziańskim , jak rów n ież n a zw isk za b ity ch 17.

28 IX — C odziennie o godzinie 23 o d b yw ać się będą k o n feren cje w w y d zia le p r a so w y m MSZ.

m ięd zyn arod ow ą. P o lity k a rząd ow a starała się odróżniać R u sin ó w i S taroru sin ów od U kraińców , n a sta w ia ją c ich w rogo do tych ostatnich, k tórych u w a ża n o za n a ­ c jo n alistów . W ty m w zg lęd zie U N D O zrobiło tej p olity ce niespodziankę. W p rze­ ded n iu k on feren cji czterech m o ca rstw w M onachium i od erw an ia S u d e tó w od C ze­ ch o sło w a cji (29 IX ), pod g w a łto w n y m n acisk iem N ie m ie c h itlerow sk ich , chodziło o losy m n iejszości n a rod ow ych nie tylko w Polsce. Ruś Z akarpacka w ch od ziła do 1919 r. w skład W ęgier, od pok oju w W ersalu do m arca 1939 r. n ależa ła do Cze­ ch o sło w a cji — teraz m iała zostać przyłączona p o n o w n ie do Węgier.

15 Zarząd M iejski m. st. W arszaw y otrzym ał u sta w ą z dnia 16 V III 1938 r. n o w y ustrój sam orządow y. N aw ią zu ją c do tego, jak i do czw artej rocznicy rządów k o m isaryczn ych w stolicy, „Wieczór W a rsza w sk i” (1938, nr 269) pisał: „Na R atusza fa k ty czn ie nic się nie zm ieniło. R ządzi n adal k o m isarsk i prezydent, p. Starzyński, z 5 w icep rezy d en ta m i i m ia n o w a n y m »bajratem«. T ra m w a je spóźniają się jak d a w ­ niej i w ytrzą sa ją w n ętrzn o ści z p a sa żerów — m iasto jest brudne jak daw niej — w y k o n y w a się niektóre in w esty cje, jeszcze w ięcej się nie robi. A w ięc w szy stk o idzie po d aw nem u, jak to z w y k le w k ażd ym m a g istra cie”. Co do sy tu a cji praw nej: „O rganów m iejsk ich w y n ik a ją c y c h z n o w eg o ustroju jeszcze nie ma, a ty m cza so ­ w e organy, w p ro w a d zo n e w 1934 roku, u tra ciły sw oją p o d sta w ę p r a w n ą ”. K o n fi­ sk ata m iała u n ieszk o d liw ić „p od k op yw an ie autorytetu w ła d z ”.

16 D nia 27 I X w y d a n o tylko k o m u n ik at urzędow y: „PAT donosi, ż e P. P r e ­ zyd en t R zplitej przyjął w p o n ied ziałek o godz. 15 posła n a d zw yczajn ego i m inistra p ełn om ocn ego C zech osłow acji, dra Ju rija S lavik a, k tóry doręczył m u p ism o od ręcz­ ne prezyd en ta R ep u b lik i C zechosłow ackiej dra E d w ard a Benesza. P a n P rezyd en t p rzyjął n astęp n ie p. m in istra sp ra w zagr., Józefa B eck a ”.

17 P olsk a zm usiła C zech osłow ację po k o n feren cji m onachijskiej do odstąpienia Ś ląsk a Z aolziańskiego (1 X 1938), odrzucając propozycje ew e n tu a ln e g o u god ow ego za ła tw ien ia spraw y. W zw ią zk u z ty m fo r m o w a ł się „korpus zaolzia ń sk i” o ch o tn i­ k ó w przy boku W ojska P olsk iego, celem zajęcia p o w ia tó w cieszyń sk ieg o i fr y s z ta c ­ k iego oraz sk r a w k ó w pow . fryd eck iego, z K arw iną, T rzyńcem i B ogum inem . N a ­ p ięcie na pograniczu p o lsk o -czesk im w zrasta ło z dnia na dzień.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rozważania socjologa lite- ratury nad „Wojną peloponeską” wbrew temu, co może zbyt skromnie sugeru- je tytuł („rozważania…”), w istocie jest obszerną, ambitną

In the last article the author deals with birth-certificates of Roman citizens, legitimate and illegitimate, and ends with general observations. Pages 152/154 are devoted to the

The effects of ILs, IL mixtures, pretreatment temperature, water content, solids loading, ultrasoni- cation, and agitation speed on residual solids enzymatic digestibility and

Thereafter, we presented three archetypical estuary characteristics and estuary behaviour (Figure 8.5 and Figure 8.6), followed by discussion on estuary dynamics in relation to

zapewnienie zrównoważonego rozwoju obszarów miejskich i wiejskich2. Środki funduszy strukturalnych UE są rozdzielane i wydatkowane w kil­ kuletnich okresach,

Trudno w tej chwili orzec, bez badań we (rontowej częici kamienic, czy domy drewniane były głębsze, czy też organizacja zabudowy działki... Sukienniczej

W odniesieniu do rozwoju rynków finansowych strategia lizbońska - uznając istot- ny ich wpływ na lepszą alokację i obniżanie kosztu kapitału, a także wykorzystywanie

Warto tu do­ dać, że w ram ach prac Studenckiego Koła N aukowego H istoryków przy Wyż­ szej Szkole Pedagogicznej w Kielcach przeprowadzono inw entaryzację