R E C E N Z J E
335
m ożna rów nież stw ierdzić, że Jączyński napisał nieprawdę. D latego hipoteza, że Napier ski to B zow ski ma logiczne uzasadnienie.
Z innych spraw trzeba zwrócić uw agę na drobną pom yłkę geograficzną, która
zakradła się na s. 162, gdzie Sieniaw a błędnie została włączona do rejonu m y ślenickiego, a w inna być w rejonie nowotarskim .
W zakończeniu w arto jeszcze w rócić do pierw szych stron tej książki, którą poprzedza m otto — cytat z „Wyspy p in gw in ów ” A natola France’a. Z odnośnego “fragm entu w ynika, że historycy kopiując się nawzajem , unikają zarzutu zarozu
m iałości, że w łaśn ie należy to naśladować i nie być oryginalnym , bo „historyk
oryginalny jest przedm iotem nieufności, w zgardy i ogólnej n iechęci”. K ersten
zdaje sobie spraw ę z oryginalności sw ojej książki i liczy się z krytyką. A le jak tu k rytykow ać autora, który z góry w ie o tym, że będzie sk rytykow any tylko za to, że ośm ielił się być oryginalnym ? W św ietle cytatu z „Wyspy pingw in ów ” krytyka obróci się przeciw krytykującym , bo przecież m ają to być w łaśnie ci historycy, którzy naw zajem się kopiują.
W rzeczyw istości jest jednak inaczej, poniew aż oryginalność pracy K erstena zasługuje w łaśn ie na pochwałę, a nie na krytykę.
J e r z y S en ió w
C. A. M a c a r t n e y , The Habsburg Empire 1790—1918, W eiden- feld and Nicolson, London 1968, s. 886.
To obszerne dzieło w ybitnego specjalisty historii A ustrii i W ęgier postaw iło sobie jako cel — jak autor tłum aczy w przedm ow ie — odpow iedzieć na p ytanie dlaczego i jak nastąpił rozpad państw a habsburskiego. K iedy jako m łody czło w iek rozm aw iał na ten tem at z austriackim historykiem A. F. P r i b r a m e m i przyznał się, że ma am bicję napisania takiej książki, A ustriak odpow iedział mu na to: „My w szyscy zaczynaliśm y od takiej am bicji, ale m usieliśm y zrezyg nować, poniew aż do tego należałoby znać czternaście języków ”. Sens tej w yp o w ied zi polega na tym , że aby w yjaśnić przyczyny upadku cesarstw a austriackie go, należy poznać historię tych w szystk ich narodowości, które w chodziły w jego skład. Stąd istotne pytanie, które m usi p ostaw ić recenzent tego am bitnego dzieła: w jakim stopniu poznał autor dzieje tych w szystkich grup narodowych, przy najm niej w ok resie, który zakreślił jako przedm iot sw ego w ykładu.
N ajpierw jednak należy ustosunkow ać się do ram chronologicznych książki. W rzeczyw istości obejm uje ona okres od r. 1780, bo daje w praw dzie zw ięzłe ale dość dokładne przedstaw ienie panow ania Józefa II. W ydaje się w ięc słuszne, że dla w yjaśnienia przyczyn upadku- m onarchii H absburgów autor pokusił się o przedstaw ienie tak długiego okresu jej dziejów. C zytelnik nie został należycie poinform ow any o tym, że w łaśn ie w okresie Józefa II p ow stały zaczątki tych sił, które m iały spowodow ać czy tylko przyczynić się do upadku w ielonarodo wego pańistwa. R ecenzent ma przekonanie, że rzeczyw iście unifikacyjna polityka Józefa II rozpoczęła proces, który doprowadził do wzm ożenia sił odśrodkowych w jego państw ie. N ie można bowiem zaprzeczyć, że np. rozporządzenia językow e tego św iatłego absolutysty w y w ołały sprzeciw, który zapoczątkował odrodzenie się poczucia odrębności narodowościow ych. Starając sąę unow ocześnić państw o podw a żał tym sam ym te tradycje, instytucje i lojalności, które w iązały z dynastią po szczególne kraje habsburskie. O tym M a c a r t n e y nie m ów i w yraźnie ani dość dobitnie. Bo też całość tej skądinąd doskonałej książki m a charakter bardzo do kładnej, encyklopedycznej i rzetelnej informacji. N atom iast sprawy, w ydaw ałoby s:,ę, zasadnicze nie są w przekonaniu recenzenta należycie uw ypuklone. W ynika to na pew no z rzetelności autora, który pragnie podaw ać rzeczy n iew ątp liw ie
pew ne, a nie w daw ać się w rozważania natury bardziej ogólnej; jakby bał się w szelk iej historiozofii. Jest to na pew no ogromną zaletą, ale także pew nym n ie dostatkiem książki. Oczywiście, jeśli adresatem tego obszernego tomu jest facho w y historyk, to dzieło angielskiego historyka jest niezm iernie pożyteczne, w łaśn ie dla historyka nieaustriackiego. Choćby z tego w zględu, że każda instytucja została dokładnie opisana, a jej geneza dokładnie w yjaśniona. Przedstawiając spraw y np. X IX w ieku nie w aha się przed dygresją w głębokie średniow iecze, jeśli to po m oże w w yjaśnieniu danego szczegółowego, czy naw et bardzo drobnego zagad nienia. Czytelnik austriacki takich w yjaśnień nie potrzebuje, bo te sprawy są dla niego niejako sam e przez się wiadome.
Autor na w stęp ie powiada, że chciał dać historię ogólnoaustriacką pisaną nie ze stanow iska austriacko-niem ieckiego. Skoro historycy innych narodów pań stw a habsburskiego interesują się nie całością, ale losam i dobrymi czy przew aż nie złym i, jakie ich narody p rzeżyw ały pod panowaniem habsburskim , on jako cudzoziem iec chciał dać obraz dziejów tego państw a jako całości i ze stanow iska jego całości. Zdaje sobie jednak spraw ę z tego, że dla historyków, których na rody w chodziły w skład tego państw a, w iele rzeczy będzie bardziej zrozum ia łych niż dla niego. Przy tym zastrzega się, że i on nie zna tych potrzebnych, w edle Pribrama, czternastu języków . W istocie zna tylko niem iecki i węgierski; nie cytuje w ięc żadnych prac w językach słow iańskich, w rum uńskim czy w ło
skim. Jest to istotnie dotk liw y brak, którego sk u tk i recenzent nie trudno
zauważy.
Trzeba jednak w tym m iejscu dodać, że M acartney jest znakom itym znawcą spraw austriacko-w ęgierskich, o których p isał w szerokim zakresie chronolo gicznym , a w ięc o w ęgierskim średniow ieczu i o czasach najnowszych, bo z d zie jów narodów i p aństw sukcesyjnych m onarchii habsburskiej; ogłosił też rozpra w ę o Marii Teresie.
Główne zainteresow anie tej książki to spraw y w ew nętrznopolityczne, spo łeczne i gospodarcze. Daje ona dobry i dokładny opis adm inistracji państw ow ej, tak jak się ona w tej epoce w ielokrotnie zm ieniała, daje też w łaściw e przekroje
społeczno-gospodarcze w poszczególnych okresach. Przem iany polityczne obra
zuje raczej od strony p aństw a a nie jego poddanych. N ie znaczy to, aby zupełnie pom ijała ruchy polityczne poszczególnych narodowości, ale uw zględ
nia je w proporcjach, które mogą się w ydaw ać niedostateczne. Podobnie
rozwój kulturalny potraktow any jest chyba zbyt zw ięźle. O czyw iście n ajw aż niejsze nazw iska pisarzy, m alarzy, architektów , uczonych czy m uzyków są po dane, ale znowu w pierw szym rzędzie są to tw órcy austriacko-niem ieccy. Nie znaczy to, aby brakowało takich nazwisk jak Sm etana czy Dvořák, ale np. W y spiańskiego nie ma, chociaż ogólnie jest p ow ied z:ane, że L w ów i Kraków stały się pod koniec X IX w iek u ośrodkami kultury naukowej i artystycznej, upra w ianej zarówno przez Galicjan, jak i Polaków z innych zaborów, którzy w Ga lic ji znajdow ali możność działania, odebraną im w dwu innych zaborach. Jeśli w ięc koncentruje się raczej na osiągnięciach kulturalnych austro-niem ieckich,
to bynajm niej nie podziela rozpowszechnionego wśród historyków niem ieckich
poglądu, że kultura niem iecka m iała w tym rejonie Europy rolę przodującą, że była w łaśnie „kulturą”. Przeciw nie, podkreśla, że w alory kultury au striack o-nie- m ieckiej leżały w tym, że asym ilow ała elem enty kulturalne narodów, z którym i N iem cy austriaccy b yli w p aństw ow ym związku.
Cechą odróżniającą opracowanie M acartneya od innych analogicznych m ono
grafii jest św iadom e zredukow anie spraw zw iązanych z w ojnam i i polityką
m iędzynarodową do niezbędnego m inim um . Można to naw et uważać za pew nego rodzaju zaletę, chociaż nie da się zaprzeczyć, że i w ojn y i stosunki zewnętrzne
R E C E N Z J E
337
jednak A ustria była w danym okresie w ielkim m ocarstwem , jej stosunki m iędzynarodowe i prowadzone przez nią w ojny należą w pełni do historii po
w szechnej, każdy w ięc czytelnik tym i spraw am i zainteresow any znajdzie odpo w iednie inform acje w opracowaniach zajm ujących się dziejam i Europy. N ato
m iast na pew no luką jest brak om ówienia spraw w ojskow ości austriackiej.
Arm ia austriacka przechodziła w tym czasie w ielokrotnie reorganizację, zm ie niała sw oje instytucje, swój charakter, a przecież była pierwszorzędnym instru
m entem państwa, nie tylko w obec zagranicy, ale także i w stosunkach w e
w nętrznych, naw et jeśli nie spełniała roli represyjnej. Na pew no była jednym
z czynników podtrzym ujących sam ym sw oim istnieniem jedność państwową.
W reszcie, co znowu nie m ało w ażne w łaśnie w tej epoce, stale obniżała sw oją
rangę w porównaniu z siłam i zbrojnym i innych państw europejskich. Może
m niej ważnym m ankam entem jest brak przedstaw ienia służby dyplom atycznej,
poniew aż była ona niem al zupełnie podobna do innych dyplom acji m onarchii
europejskich tej epoki.
Autor m iał am bicję podania szczegółowych charakterystyk w ładców austria ckich, panujących w owym okresie. Czy zawsze są one przekonyw ające — to inna sprawa. R ecenzentow i w ydaje się, że charakterystyka Józefa II pozostaje pod w pływ em austriackiej historiografii, w której tendencje klerykalne są ostat nio dość silne, zatem odnosi się w rażenie, że jeśli idzie o cechy osobiste tegp w ielkiego w ładcy, są one nieco „przyczernione”. Znacznie bardziej p rzekonyw a jąca jest charakterystyka Franciszka Józefa, ale osobistość ta nie nastręcza pro blem ów, gdyż nie stanow i tak w ybitnej indyw idualności. Równie łatw a była
charakterystyka Franciszka I (panującego najpierw jako Franciszek II), nato
m iast jego głów n y doradca M etternich zasłużył chyba na bardziej dokładne
scharakteryzowanie. C zytelnik nie zdaje sobie sprawy po przeczytaniu odpo
w iedniego ustępu, że M etternich jako mąż stanu jest bardzo spornym problem em historiograficznym .
Dla recenzenta pew nego rodzaju sprawdzianem wartości om awianego dzieła było to, co M acartney m ów i o Galicji, Polakach i Polsce. W zasadzie obiera się w yłącznie na literaturze obcojęzycznej, którą zresztą zna dość dokładnie, chociaż nie w pełni. Chyba zaw sze najtrudniejszym prpblemem dla obcego historyka będzie rabacja 1846 roku. Otóż autor przedstaw ia ją w oparciu o w spółczesne
opracowanie I. S a c h e r - M a s o c h a. N ie uwzględnia w ięc znacznie dokład
niejszego i rzetelniejszego M. v. S a 1 a i nie zna S z a r o t y „Die letzten Tage der Republik K rakau”. Toteż w ersję polskich historyków, o której w ie pośrednio, że Breinl w yznaczał cenę za głow ę szlachcica, uważa w ogóle za śmieszną. W y raża przy tym pogląd, że nie uspraw iedliw ione jest oburzenie P olaków na rząd austriacki za to, iż jakoby zachęcał chłopów do m ordowania swoich panów. S ko ro bow iem odezw y spiskow ców polskich poprzednio zapow iadały, że nadejdzie dzień, w którym panow ie i· chłopi razem uderzą na ciem ięzców i ich zm asakrują, zatem w gruncie rzeczy pragnęli tego sam ego co zarzucają rządowi. Jest to ro zum owanie niezm iernie charakterystyczne dla Anglika; nie m oże on zrozum ieć pojęć i postaw m ających prawo ob yw atelstw a w Europie śrpdkowo-wschodniej.
W alka czynna z przedstaw icielam i ucisku narodowego czy klasow ego była tu
m oralnie uspraw iedliw iana, natom iast przedstaw icielom aparatu państw owego nie
przyznawano m oralnego praw a do używ ania i organizowania aktów, które
w przekonaniu powszechnym są zbrodnią pospolitą. A nglik z trudnością rozróż nia zabójstwo dokonane z pobudek politycznych jako odrębną kategorię etyczną. W każdym razie sposób w jaki M acartney przedstaw ia rok 1846 w Galicji w ynika niedwuznacznie z dwu okoliczności. W ychodzi przecież z założenia, że ma pisać historię ogólnoaustriacką w łaśn ie ze stanow iska ogólnopaństwow ego, n nie austriacko-niem ieckiego czy galicyjskiego. W rezultacie pisze ją zgodnie 11
stw ow ej. Ponadto jego nieznajomość literatury nieniem 'eckiej czyni go mimo woli uzależnionym od sądów oficjalnej austriacko-niem ieckiej historiografii.
Wiadomo zresztą jak trudno jest pisać historię krajów, których kultury, tra dycji i szczególnej m entalności nie zna się dość dokładnie. Dla przykładu zacy tuję jeden ustęp, w którym m owa jest o nastaw ieniu politycznym Polaków ga licyjskich pod koniec X IX wieku. A w ięc w edług M acartneya, chociaż nie re zygnow ali oni z odbudowania polskiej niepodległości, ale „zapewne n iecierpli wość realizacji tego celu stała się m niej ostra” i dalej: „Drugim czynnikiem redukującym ich narodową niecierpliw ość było prawdopodobnie zainteresow anie w robieniu pieniędzy. W edle jednego pisarza osiągnięcie autonomii przez G ali cję obniżyło zainteresow anie czołow ych jednostek polskich od w alk i politycznej na rzecz spraw m aterialnych”. Oto jak rozum ie A nglik przew rót ideologiczny w yw ołany polskim pozytywizm em , i to jeszcze w odniesieniu do Galicji!
Trzeba przyznać, że w isprawach czeskich Macartney orientuje się lepiej, ale wynika to po prostu z faktu, że historycy austriaccy zaw sze byli w tych spra wach dość dobrze zorientow ani i słusznie znacznie większą w agę przypisyw ali zagadnieniu czeskiem u niż polskiem u czy ukraińskiem u w Austrii. Jeśli w ięc np. autor w ym ienia nazw iska w szystkich głów nych „budzicieli” czeskich, to już poza zresztą ścisłą ogólną wzm ianką o odrodzeniu narodowym ukraińskim żadnych szczegółów, np. nazw isk tzw. „ruskiej trójcy” nie podaje.
Jeśli zastanaw iam y się tak dokładnie nad słabościam i tego dzieła to dlatego, że wydaja się one interesujące z bardziej ogólnego, historiograficznego punktu widzenia. Są bowiem św iadectw em znanego faktu, jak trudno jest pisać hist,orię obcego narodu czy to pragnąc dać jego podręcznikową syntezę, czy badając jakiś szczegółow y problem. A jednak w ydaje się, że droga do wzajem nego poznania hist.orii i tradycji prowadzi tylko przez takie w łaśnie opracowania. Druga droga to pisanie w łasnej historii w obcym języku dla użytku obcego czytelnika. Ale i to jest chyba bardzo trudne i dla zam ierzonego celu mało skuteczne. Autor bowiem m usi doskonale znać czytelnika dla którego przeznacza sw oją publika cję, a to nie jest m ożliw e bez zapoznania się z m entalnością, tradycjam i i histo rią obcego narodu. Społeczeństw o, dla którego przeznacza sw e dzieło autor m usi być mu znane z długoletniego w spółżycia, studia książkow e nie w ystarczą. W y daje mi się w ięc, że polską historię dla cudzoziem ców powinni pisać raczej cudzoziem cy, p,od w arunkiem , że są z Polską blisko związani.
Wracając do książki M acartneya należy na końcu postaw ić najw ażniejsze pytanie, a m ianow icie jaki jest jego pogląd na przyczyny upadku monarchii habsburskiej, skoro na w stęp ie on sam to uważa za głów ny cel sw ego dzieła. Otóż odpowiedź raczej rozczarowuje. W gruncie rzeczy autor jej nie dał. W roz dziale o pierwszej w ojnie św iatow ej powiada bowiem , że rozpad tego imperium był w yw ołany kom plikacją przyczyn w ew nętrznych i zewnętrznych, ale tak ściśle ze sobą związanych, że nie można ich naw et teoretycznie oddzielić. Jeśli dodać, że w rozdziale poprzedzającym rok 1914 autor stw ierdził, że w gruncie rzeczy w szystk ie grupy narodowościow e w w iększości sw ej — poza Serbam i — pragnęły utrzym ania istniejącego związku państwowego, tym samym w łaściw ie nie dał na to pytanie żadnej odpowiedzi. A przecież jest to zagadnienie, którym interesują się obecnie historycy w ielu krajów i nad którymi szeroko już dyskutowano. Co
w ięcej, autor naw et nie zreferow ał poglądów św iatow ej historiografii w tej
kapitalnej sprawie, a samo to byłoby przecież dla czytelnika ogromnie poucza jące. Potwierdza t,o zresztą nasze poprzednie spostrzeżenie o niechęci M acartneya do w szelkich teoretycznych, historiozoficznych rozważań.
R E C E N Z J E
339
W podsum owaniu trzeba ponow nie stw ierdzić, że om awiane dzieło jest
bardzo pożyteczne w łaśnie jako suma encyklopedycznych wiadom pści dająca rze telną w iedzę o dziejach państw a habsburskiego w ostatnim okresie jego istn ie nia. W ym aga jednak ostrożności w korzystaniu z niego w odniesieniu do „nie państw ow ych narodowości” tego imperium.
H enryk W e reszycki
J. L. R u d n i c k a j а, N. P. Ogariow w ru sskom riewolu cjonnom
dwiżenii, Moskwa 1969, s. 424.
N azwisko M ikołaja Ogariowa kojarzy się autom atycznie z sylw etką jego
w ielkiego przyjaciela — A leksandra Hercena. W ym awiane jest zawsze na dru gim m iejscu, a cała działalność Ogariowa z reguły podporządkowana zostaje ży ciu i m yślom organizatora W olnej Drukarni R osyjskiej w Londynie.
Indyw idualność H ercena, jego b łyskotliw e pióro przesłoniły z m iejsca znacz nie skrom niejszego, m niej efektow nego Ogariowa — Nika, jak go zw ali naj bliżsi. Przyjaciel dzieciństwa, kroczył z nim razem przez chmurną młodość, by po kilkunastoletniej przerwie połączyć się znowu w w iek u dojrzałym. Pozostaw ał jednak niezm iennie w cieniu sw ego w ielkiego przyjaciela, a w historiografii też znacznie m niej pośw ięcano m u m iejsca. W ym ienia się ich zazwyczaj jednym tchem, by następnie m ów ić już tylko o pierwszym .
Spotkać się można co praw da w liberalnej historiografii z próbami dem oni zowania Ogariowa, przedstaw iania go jako „złego ducha” Hercena, który — na równi z Bakuninem — pchał go w objęcia rew olucjonistów , pochopnych p rzy m ierzy z Polakam i, odciągał od literatury, która była praw dziw ym jego pow o- ^Λ-aïuem — ku polityce, która przynieść mu m usiała jedynie zgubę, zaprowadzić na manowce. Opinie takie rodziły się jednak rów nież jedynie na m arginesie prac
poświęconych Hercenowi. Puścizna Mikołaja Ogariowa pozostaw ała przez d łu
gie lata zupełnie nieznana, rozproszona w w ydaw nictw ach Wolnej Drukarni,
w spoczywających w archiwach rękopisach. Znano Ogariowa przede w szystkim jako poetę i jako takim interesow ano się.. Jego w iersze i poem aty doczekały się kilku w znow ień — od długo zakazanego w Rosji londyńskiego w ydania 1858 ro
ku S poprzez pierw sze w ydanie rosyjskie 1904 r o k u 2, po radzieckie wydania
ukazujące się w znanych seriach „Bibli,oteki P oety” 3, opatrzone erudycyjnym komentarzem S. A. R e j s e r a, nader zasłużonego w ydaw cy i znaw cy poezji Ogariowa, oraz prace edytorskie J. Z. C z e r n i a k a 4. Pracę nad zgrom adzeniem i ogłoszeniem drukiem prozy publicystycznej i filozoficznych rozpraw Ogariowa podjęto dopiero w latach pięćdziesiątych, kiedy to ukazały się rów nolegle „Wy brane utw ory społeczno-polityczne i filozoficzn e” 5 i „Dzieła w ybrane” 6. W tym sam ym czasie rew elacyjny m ateriał przyniosły pośw ięcone H ercenowi i Ogario-
w ow i tomy w ydaw nictw a „Litieraturnoje N asledstw o”, ,0Pa ?4e na tzw. praskiej
k o le k c ji7. 1 N . P . O g a r i o w , S t i c h o t w o r i e n i j a , L o n d o n 1858. 2 T e n ż e , S t i c h o t w o r i e n i j a , p o d r e d . M . O . G i e r s z e n z o n a t. I —I I , M o s k w a 1904'. 3 T e n ż e , S t i c h o t w o r i e n i j a i p o e m y t. I—I I , L e n i n g r a d 1937—1938, „ B i b l i o t e k a P o e t a , B o l s z a j a s i e r i j a ” , w y d . 2, L e n i n g r a d 1956. 4 T e n ż e , I z b r a n n y j e s t i c h o t t u o r i e n i j a i p o e m y , M o s k w a 1938. 5 T e n ż e , I z b r a n n y j e s o c j a l n o - p o l i t i c z e s k i j e i f l l o s o f s k i j e p r o i z w i e d i e n i j a t. I—iIT, p o d r e d . M. T . I o w c z u k a i N. G. T a r a k a n o w a , w s t ę p i k o m e n t a r z e J . Z. C z e r n i a k a , M o s k w a 1952—1956. β T e n ż e , I z b r a n n y j e p r o i z w i e d i e n i j a t . I —I I , w s t ę p W . A . P u t i n c e w a , k o m e n t a r z e N . M. G a j d i e n k o w a , M o s k w a 19136. 7 „ L i t i e r a t u r n o j e N a s l e d s t w o ” t. L X I —L X I I I , M o s k w a 1953—1956; m a t e r i a ł y d o t y c z ą c e O g a r i o w a z a w i e r a ł t a k ż e t. X L I / X L I I te g o w y d a w n i c t w a p o ś w i ę c o n y H e r c e n o w i ( M o s k w a 1941).