P o w sta n ie sty czn io w e
(na m arginesie pracy S. K i e n i e w i c z a , Powstanie styczniowe, PWN, Warszawa 1972, s. 801, ilustracje, m apy)
„№e otrzym aliśm y w setną rocznicę ani now ej w ielkiej 'syntezy, ani też zw ięzłej popularnej historii powstania styczniowego.. Każdy wiedział, że rcnk jubileuszowy przyniesie obfite żniw o przyczynków, których książka napisana zawczasu już n ie p o
trafi uwzględnić. Historyk zaw odow y n ie chciał ryzykować, że now a praca m u się zdeafctualiizuje w ciągu roku. Można w yrozum ieć historyka zawodowego, ale trudno nie przyznać, że szerszą publiczność spotykał w punkcie tym jakiś zaw ód” 1.
Przypominam w ydrukowane na tych łamach przed dziewięciu laty słow a Stefana K i e n i e w i c z a z tym sam ym uczuciem, z jakim już wtedy czytałem te rozważania:
n ie sposób zakw estionow ać słuszności i argum entacji autora, brudno jednak n ie do
strzec w tych słow ach jakiejś nuty niezadow olenia z sam ego siebie. Mogłoby się w y dawać, że jest to w rażenie nieuzasadnione. Zaledwie przed rokiem nakreślił prof.
K ieniew icz długą listę jeszcze niew yjaśnionych punktów , których rozstrzygnięcie u w a
żał za niezbędne dla opracow ania wszechstronnej syn tezy dziejów p ow stan ia2. Od razu zaznaczał, że narodziny takiej syntezy nastąpić mogą „spokojnie, już po jubi
leuszu” 3. N ie było przeto żadnego zawodu, że w pokłosiu roczjnicy n ie znalazła się now a synteza. Skąd. w ięc ta potrzeba usprawiedliw ienia się, którą odczuwamy w cy
towanym artykule? Bocznica powstania n ie tylko przyniosła stosunkowo obfite żniwo przyczynków w ielce przydatnych dla przyszłej pracy syntetycznej. U jaw niła także istn ien ie naukowego i społecznego zapotrzebowania n a nowe, pełnow artościowe opra
cow anie dziejów powstania. Od kogóż przede w szystkim można było owej w ielkiej syntezy oczekiwać, jeśli n ie od Stefana Kieniewióaa?
Chyba w łaśnie ten artykuł, podsum owujący plon naukow y rocznicy, był św iad ec
twem , że sprawa podjęcia w iększej pracy na tem at pow stania styczmiowego nabrała dla Stefana K ieniew icza zasadniczego znaczenia, już n ie ewentualności, ale n iezbęd
nego zobowiązania, najw ażniejszego celu pracy naukowej na lata najbliższe. W łaśnie tak odczytujem y końcowy akapit tego artykułu: „Przekonać społeczeństw o o sw ojej słusznej racji m oże hii'storyk nie artykułem zam ówionym »pod rocznicę«, n ie fach o
w ym przyczynkiem i nie popularną broszurą; może to uczynić nową syntezą — solidną i czytelną. Setna rocznica zgrom adziła d la tej syntezy stosunkowo obfity i różnorodny maiteriał. Trzeba tylko z n iego skorzystać” 4.
I oto przed nam i „Powstanie styczniow e” Stefana Kieniiéwicza. Wagę tego dzieła pierwsze oceniło W ydawnictwo; od dawna nie przypominam sobie m onografii tak starannie i pięknie w ydanej: obwoluta, szata graficzna, dobór ilustracji, papier, w szy stko wyróżnia tę pozycję drukarską wśród innych w ydaw nictw n aw et w M iędzynaro
1 S. K i e n i e w i c z , Pokłosie rocznicy powstania styczniowego, PH t. LV, 1964, z ..1. s. 47.
2 Por. S. K i e n i e w i c z , W przededniu setnej rocznicy powstania styczniowego, KH r. LXIX, 1962, z. 4, s. 812—815.
3 Tamże, s. 815.
•i S. K i e n i e w i c z , Pokłosie..., s. 60.
PRZEGLĄD HISTORYCZNY, TOM LXIV, 1973, zesz. 2
404
I L J A S . M IL L E Rdowym Roku Książki. A przeaież n ie jest rzeczą Obojętną, w jakiej postaci otrzym uje czytelnik książkę naukową, .niech m i będzie w olno przeto w jego im ieniu podzięko
wać i złożyć gratulacje tym w szystkim , których nazw iska znajduj.emy na odwrocie karty "tytułowej — Krzysztofowi R a c i n o w-s к i e m u za opracowanie graficzne, Barbarze Z y g m u n t o w i c z za opracowanie kartograficzne, Marii S k o w r o n e k za pracę redaktorską, Teresie S k r z у. p k o w sik i e j za redakcję techniczną, Marii P l u c i e za korektę.
Ukazanie się książki profesora K ieniew icza sitanow.i wydarzenie dla oałej nauki historycznej, ma odcinku zaś dziejów nowożytnych jest to chyba w ydarzenie n aj
w iększe od w ielu lat. Zapewne praca .fca doczeka się jeszcze oceny w szerszym k on tekście współczesnej historiografii polskiej w ogóle i badań nad dziejam i w iek u X IX w szczególności. Ocena taka w ym aga w iększego dystansu, by móc uświadom ić sobie, w jakiej m ierze dzieło to w płynie na rozwój dalszych badań oraz na kształtow anie się świadom ości historycznej s z e r s z e g o ogółu, zwłaszcza zaś sądów obiegowych o po
wstaniu styczniowym .
Książka ta stanowi rów nież w ielk ie w ydarzenie, słup m ilow y w biografii .nauko
wej jej autora, jednego z tych, którzy kształtują dzisiejsze oblicze polskiej nauki h is
torycznej. W jego dorobku powstanie styczniow e zajm uje nie od dziś poważne m iej
sce. Synteza pow stania styczniow ego jest w twórczości Stefana K ieniew icza w pew nym sensie ukoronowaniem jego rozległych w ielokierunkow ych badań obejmujących ko
lejno dzieje polityczne w szystkich trzech zaborów i em igracji w okresie miiędzypow- staniowym , tzn. w latach trzydziiestych-sześćdziesiątych X IX w ieku. Byłoby rzeczą ciekawą i pożyteczną poddać analizie, w jaki sposób w „Powstaniu styczniow ym ” odbiło się dośw iadczenie autora „Społeczeństwa polskiego w pow staniu poznańskim 1848 rok u ”, „Konspiracji galicyjskich 1831—1845”, „Ruchu chłopskiego w Galicji w 1846 r.”. Pozostańm y przy stw ierdzeniu oczyw istego faktu, że unikalna erudycja autora, niezrównanego znawcy całokształtu dziejów Polski X lX -w ieczn ej oraz jego kunszt badacza — wypracowany' i utrwalony w kilkunastu monografiach, kilk ud zie
sięciu w ydaw nictw ach źródłowych, w niezliczonych artykułach — .zdecydowały 0 kształcie dzieła o powstaniu styczniow ym .
Rok 1863 .przewijał się p raw ie przez całe życie naukowe Stefana K ieniew icza.
W latach przedwojennych znalazło to wyraz w kilku pracach związanych iprzede w szystkim z lasam i .zaboru austriackiego w dobie powstania styczniowego. W p ierw szych latach po'wojennych w ydaw ało się, że autor jest całkow icie pochłonięty pro
blem atyką la t czterdziestych —■ jego w kład w iliczne przedsięw zięcia naukow e zw ią
zane z rocznicą W iosny Ludów oraz w ydane rok po roku dwie w spom niane w yżej m onografie galicyjskie 'Uzasadniały takie przypuszczenie. A le oto nadchodzi rok 1953 1 Stefan K ieniew icz w ystęp uje w dziew ięćdziesiątą rocznicę styczniow ą z ważkim artykułem „Historiografia polska wobec powstania styczniow ego” oraz w ielk ą m o
nografią „Sprawa w łościańska w powstaniu styczniow ym ”. Od tego ozasu o stałym zainteresow aniu Stefana K ieniew icza powstaniem styczniow ym świadczą liczne arty
kuły, recenzje, w ydaw nictw a źródłowe. Odtąd problem atyka ta nigdy n ie schodzi na plan dalszy jego zainteresowań twórczych.
Toteż wypadnie zakw estionow ać pierwsze słow a om awianej 'książki, stwierdzające, że „Ostatnie całościowe opracowanie dziejów pow stania styczniow ego w yszło spod pióra Adama Szelągowskiego lat tem u już blisko czterdzieści” (s. 5). Nikomiu bowiem, poza samym Stefanem 'Kieniewiczem, n ie w olno przeoczyć ważkiego dla historiografii faktu, że już w latach pięćdziesiątych pow stał zarys historii powstania styczniowego jego pióra dla tomu II „Historii P olsk i” (dodajmy, że opracowanie S z e 1 ą g o w s к i e- g o tak sam o m ieściło się w większej całości, m ianow icie w tomie III w ydaw nictw a
„Polska, jej d zieje i kultura”). We w spom nianym .zarysie Stefan K ieniew icz sy ste m atyzował w yn ik i w łasnych badań i przem yśleń oraz uw zględnił szereg w artościo
w ych prac, jakie ukazały się w 'ciągu dwudziestu lat po Szelągowskim — a w ięc pra-
ce H. G r y n w a s ex.a, H. J a b ł o ń s k i e g o , E. P r z y b y s z e w s k i e g o . Był to poważny krok w kierunku dzisiejszej syntezy. Tezy podówczas form ułow ane 'były bro
nione i zostały obronione w ostrej dyskusji, która sam a stała się już n ie tylko ele
m entem historiografii, a le i legendy. Miał ten zarys jeszcze to znaczenie, że s:tał się p u n k ten w yjściow ym dla 'dalszych .prac sam ego autora i zbliżonych do niego badaczy.
W okresie jaki m inął od napisania rozdziału o powstaniu styczniow ym w „Historii P olsk i” do setnej rocznicy powstania K ieniew icz ogłosił dwa w ydania popularnej
„Warszawy w powstaniu styczniow ym ” oraz k ilk a artykułów m ateriałowych. N aj
w iększe znaczenie m iały jednak w ydaw nictw a źródłowe — rew elacyjne „Listy L eo
polda Kronenberga do M ieczysław a W aligórskiego z 1863 roku” (1955), „Zeznania śledcze o powstaniu styczniow ym ” (1956), a także rozpoczęta podówczas praca nad w ielkim w spólnym w ydaw nictw em źródłowym.
W spomnieliśm y już w yżej o artykule, w którym Stefan K ieniew icz dokonał pod
sumowania dorobku historiografii w przededniu setnej rocznicy powstania oraz n a kreślił iplan dalszych badań niezbędnych d la opracowania nowej syntezy. Warto przyjrzeć się bliżej tej propozycji badawczej. Z łatw ością m ożem y dostrzec, że szereg skom plikowanych i bardzo pracochłonnych tem atów w zią ł n a w arsztat sam autor.
P isał więc: „Istnieje w ielkie dzieło Grabskiego o Tow. Rolniczym, ale przydałaby się historia polityczna tego Towarzystwa, a ściślej, jego grupy kierowniczej” 3. W chw ili ukazania się tego artykułu, oddana została do druku m onografia „Między ugodą a rewolucją. Andrzej Zam oyski w latach 1861—1862”, która tę w łaśnie lukę w yp ełn ia
ła. Dtrugim przykładem m oże służyć określony jako zagadnienie kluczowe problem stosunku różnych grup społeczeństw a do ruchu. I tu również zaledw ie po upływ ie kilku m iesięcy IX Pow szechny Zjazd Historyków polskich przyniósł .poważne w yniki, co było zasługą przede w szystkim 'profesora K ieniewicza, organizatora prac sekcji
„Pow stanie styczniow e”, autora podstaw owego referatu „Społeczeństw o K rólestwa Polskiego w powstaniu styczniow ym ”. Nie pretendując do w yczerpania tem atu posłu
żę się jeszcze jednym przykładem. Jako bardzo potrzebną w ym ien ił Stefan K ienie
wicz pracę, która „dotyczyłaby genezy organizacji czerwonej w W arszawie i na pro
w incji. Znamy tę organizację jako 'tako od p ołow y 1862 roku. Co było pierw ej?” 5 I ma to .pytanie odpowiedział szeregiem własnych prac, takich jak: „«Komitet M iej
ski» z 1661 r. Skład osobowy i nazw a” (1965), przedm owa do tomu „Dokumenty K o
m itetu Centralnego Narodowego i Rządu Narodowego·” (1968), „Geneza K om itetu Centralnego Narodowego w 1862 ir.” (1969). Zapewne w pracy sw ej autor nie był osam otniony — w w ykonaniu nakreślonego przez n iego programu w spółuczestniczyło niezinstytucjomalizowanie formalinie grono starszych i m łodszych badaczy, których do zajęcia się tą w łaśn ie problem atyką natchn ął prof. K ieniew icz, ale trzeba podkreślić, że w realizacji tego programu studiów potrzebnych d la przyszłej syntezy S tefan K ie
n iew icz najw ięcej zaw dzięcza sam em u sobie.
Autor izaznacza, że opracowanie syntezy .uważał za m ożliw e „oczywiście za cenę daleko idącej selekcji m ateriału” (s. 5). Taka uwaga odnośnie tomu, liczącego 800 stron druku, m oże się w ydać .przesadną. Niesłusznie. Lektura potw ierdza prawdziwość zastrzeżenia aultora. Bez trudu w skazać można m nóstwo faktów m niejszej i w iększej w agi św iadom ie przez autora .pominiętych i zapew ne ten czy ów recenzent (piszący te słow a nie stanowi wyjątku) będzie w ytyk ał autorowi to lub owo przeOczenie. Aby takie pretensje b yły uzasadnione, trzeba najpierw zrozum ieć (aprobując je lub nie) zasady 'przeprowadzonej .selekcji. Są on e dokładnie przez autora określone, toteż'n ie w idzę potrzeby powtarzania tutaj odnośnych akapitów przedmowy. Pragnę natom iast zwrócić uwagę n a niektóre, w ynikające z założeń autora, specyficzne cechy tej książki.
з S. K i e n i e w i c z , W przededniu..., s. 813.
6 Tamže.
406 ІШЛА S . M IL L E R
„Rzecz jasnia — w skazuje autor — że problem genezy powstania, tym bardziej zaś jego skutków, w ym agał powiązania z problem atyką gospodarczą i 'społeczną...
0 tych w szystkich rozległych problem ach pisałem m niej d robiazgow o...” (s. 5—6).
1 tak oto do niezbędnego m inim um doprowadził tem atykę społeczno-gospodarczych przesłanek ruchu najlepszy znawca tego temaltu, autor „Sprawy w łościańskiej”! Ale w łaśnie dlatego ta ryzykow na selekcja m ateriału została przeprowadzona z dosko
nałym poczuciem miary, w łaśn ie dlatego n ie budzi ona sprzeciwu.
Autor uzasadnia rezygnację ze szczegółowego opisania m ilitarnej historii roku 1863. Można m ieć w ątpliw ości, czy nie poszedł w tym kierunku za daleko, brak w książce n aw et w zm ianki o takich znanych -epizodach powstania, jak napad n-а Rawę 4 lutego, podczas którego poległ Godlewski, ozy potyczka w puszczy Kampinoskiej :14 kwietnia, lub pogrom oddziału Borelowskiego—„Lelewela” pod Batorzem 6 w rze
śnia. A le autor jest z góry przygotowany n a takie obiekcje, -swój stosunek do proble
m atyki m ilitarnej m anifestuje stwierdzając np.: „Przykładowo zacytowane tu k am panie bardziej znanych dow ód ców ...” (s. 538). Przeto pretensje o niedostateczne roz
budowanie w tej syn tezie problem atyki m ilitarnej mogą być uznane za uzasadnione jedynie wówozas, gdy w ysuw ający je n ie zgadza się z w nioskiem na tem at ogól
nego charakteru przebiegu w alk i zbrojnej, braku szerszej m yśli strategicznej i kon
cepcji w ojny w yzw oleńczej, braku centralnego kierow nictw a i koordynacji. Zastrzeżeń takich nie mam, sądzę więc, że w zasadzie w szelkie poważne problem y m ilitarne i przebieg w ażniejszych działań wojennych znalazły w książce zupełnie dostateczne .oświetlenie.
Zrezygnował też autor z zarysu hisitoriograficznego uważanego za niezbędny sk ład nik każdej syntezy. T-u znow u można byłoby podać jako uzasadnienie istn ien ie spec
jalnego studium n a 'ten, -temat pióra autora, na które pow ołuje się już w pierwszym odsyłaczu. W ydaje się jednak, że n ie ten -artykuł, który po upływ ie dwudziestu lat .autor zapew ne uznałby .za w ym agający i przebudowy i rozw inięcia, legł u podstaw takiej decyzji. Przypuszczam, że w poszukiw aniu rozwiązań, które pom ogłyby -ująć olbrzymie dzieło w jakieś bardziej przystępne w ym iary, autor uznał (i chyba słu sz
nie) z a m ożliw e w yelim inow ać ten w łaśnie temat, interesujący głów n ie zawodowych historyków, n ie zaś szersze grono czytelników, ograniczając się do przem yślanego i u m iejętnie rozbudowanego apasra'tu erudycyjn-ego, w którym orientację u łatw ia n ie
zawodny indeks. Zasady uw zględnienia literaitury w przypisach (tylko nowszej, star
szej zaś o tyle, o і-le w nosiła fakty skądinąd nieznane albo w ym agające polem iki) nie sposób kw estionow ać, -ale — czy chce tego autor czy też n ie — sam o przytoczenie tego lub innego nazw iska .posiada jednak swioją w ym owę. D okładniejsze przejrzenie pod tym kątem wi-dizenia indeksu m ogłoby nasunąć autorowi niejedno pożyteczne uzupeł
nienie. Upom niałbym się np. o Jana W i t k o w s k i e g o , którego „Powstanie 1863 r.
i -rosyjski ruch rew olucyjny początku 1860-ch lat” m iało w swoim czasie pionierskie znaczenie. Losy autora zaciążyły na lasach jego książki, spowodow ały niezasłużone jej zapom nienie, do tego stopnia, że zabrakło jej n aw et w bibliografii K o z ł o w s k i e g o ! Szkoda, że w zm ianka -o 'Witkowskim n ie znalazła się w w ielkiej syntezie wydanej w roku 1972.
Wracając do zasadniczego temaitu pragnę podkreślić, że przyjęta przez autora w jego d ziele hierarchia tem atyki n ie budzi zastrzeżeń, realizacja zaś przyjętych w y tycznych w samej książce przekonuje co do tych założeń całkowicie. D la ruch-u p oli
tycznego, dla konspiracji, dla powstania narodowego obranie historii politycznej jako centralnej dziedziny oraz historii organizacji, która to powstanie -przygotowywała i w yw ołała, jako centralnego tem atu — w ydaje się decyzją słuszną, wręcz oczywistą.
Rzecz polega na tym, jak to słuszne założenie przeprowadzone zostanie w samej pra
cy, by n ie zgubić tego w ątku wśród w ielu innych, bynajmniej -nie błahych tematów.
Dzięki trafnemu doborowi problem atyki centralnej, trzym ania się nici przew od
niej, dzięki umiejętnej selekcji m ateriału pow stała książka o zadziwiająco przejrzy
stej i m isternej kompozycji. Podział książki na dw ie prawiie rów ne części, podział tych części n a rozdziały i w ew nętrzna budow a tych rozdziałów, w szystko to całko
w icie odpowiada biegow i wydarzeń historycznych, zgodne jest z historyczną i logiczną ciągłością, równocześnie zaś posiada głęboko przem yślaną konstrukcję architekto
niczną, osiągając ów najw yższy stopień kumsatu, kiedy w szystko w ydaje się zupełnie proste, naturalne, sam o pirzez się zrozumiałe. A przecież wszystko to nie jest ani pro
ste, ani łatwo osiągalne.
Oto np. w cytowanym już parokrotnie przeze m nie artykule zawierającym pro
gram dalszych badań nad dziejam i powstania styczniow ego prof. K ieniew icz w ska
zyw ał n a potrzebę opracowania m .in . problemu w ydatków na potrzeby insurekcji, zaopatrzenia powstania w broń, stopnia zniszczenia gospodarki kraju wskutek dzia
ła ń w ojenych, kontrybucji it d .7. Do oza-su ukazania się om awianej syntezy żadne pra
w ie poważniejsze prace dotyczące tego kręgu zagadnień w druku się n ie u k a z a ły 8, n ie zabierał na ten tem at głosu rów nież protfesor Kieniewicz. A le sprawy te znalazły w jego książce om ówienie i to w cale n ie pobieżne. W oparciu o now e archiwalia, przede wszystkim papiery Izby Obrachunkowej 'przechowywane w Bibliotece Polskiej w Paryżu, autor zbadał problem powstańczych finansów i zaopatrzenia w broń i p o trafił do sw ojej syntezy w m ontow ać m ikrom onografię na ten tem at (por. s. 567—577) w taki sposób, że n ie naruszyło to w najm niejszym stopniu konstrukcji pracy. Jest to — w m oim m niem aniu — najjaskraw szy, ale bynajm niej nie w yjątkow y przykład w prow adzenia do syntezy „na bieżąco” zupełnie nowych elem entów badawczych;
przykłady analogiczne znajdujem y w rozdziale o przewrotach w Rządzie Narodowym i w innych. N ie jest w ięc ta książka — mimo daleko posuniętej selekcji m ateriału — jed ynie zestaw ieniem w yników w cześniejszych opracowań, ich podsumowaniem, za w iera również Wiele now ych, konstruktyw nych propozycji, przynosi niebagatelny za
sób now ych faktów, now ych ustaleń źródłowych, po raz pierwszy w ykorzystanych przez autora w toku tworzenia syntezy.
W „Powstaniu styczniow ym ” znalazła w całej pełni odzw ierciedlenie cecha w łaści
w a całej twórczości Stefana K ieniew icza — m ianow icie n iezw yk ła klarowność i przy- stępność jego stylu. Nie m nie — cudzoziem cowi — o tym, rzecz jasna, sądzić. Wiąże się to jednak z problemem, który dotyczy literatury w różnych językach, ma zasięg — powiedzm y — eksterytorialny. S tefan K ieniew icz obdarzony jest szczęśliw ym darem, n iestety nader rzadko spotykanym w e w spółczesnym dziejopisarstw ie, potrafi bowiem pisać tak, że czytełnik-fachow iec otrzym a adresowaną doń całą — jak się to m ówi — inform ację, dla zwyczajnego zaś czytelnika tekst pozostaje zrozum iały i ciekawy.
W czasie kiedy pisarstw o historyczne coraz bardziej u lega atakującej całą twórczość pladze herm etyzacji term inologii, słow nictw a, stylu, takie książki, jak „Powstanie styczniow e” są podwójnie cenne. O czyw iście n ie w szystko zależy od dobrej czy złej w oli autorów, w iele ma tu do pow iedzenia sam a problematyka: inną rzeczą jest w szakże historia polityczna, a Staną np. historia gospodarcza, ozy historia m yśli sp o
łecznej, a tym bardziej metodologia.
Mówiąc o przystępności stylu Stefan a K ieniew icza, podkreślić należy, że nigdy n ie m a to nic w spólnego ze schlebianiem gustom czytelników. O pow staniu stycznio
w ym, tem acie tyle razy opiew anym w tonacji patetycznej .i m elodram atycznej, K ie
n iew icz pisze unikając taniego efekciarstwa. U ważny czytelnik dostrzeże w tej spo
kojnej narracji ironię, i sm utek, i zadumę, ale sw oje uczucia i doznania autor adresuje rozwadze czytelnika, n ie zaś emocjom.
Oszczędnie korzysta autor z takiego zw ykłego zabiegu popularyzacyjnego, jakim jest kreślenie sylw etek bohaterów. Stosunkow o nieliczne, pozostają w pam ięci jako
7 Tamże, s. 812.
8 Jedyny w yjątek, zresztą nieuwzględniony w odsyłaczach książki S. Kieniewicza, stanowi artykuł J. i. S z t a k e l b e r g a , Finansowyje projekty powstanczeskogo nacionalnogo pra- witlelstwa, „Uczonyje Zapiski Instituta Sławianowiedienija AN SSSR” t. XXIX, 1965, s. 115—13(3.
408
I L J A .S. M IL L E Rpsychologiczne przekonywające i niebanalne: do takich należą sylw etki Sierakow skie
go <s. 43 n.), Dąbrowskiego (s. 216), Bobrowskiego (s. 346), Ignacego Chm ieleńskiego (s. 643), Traugutta (s. 711 m., 734) oraz portret zbiorowy członków K om itetu Central
nego Narodo-wego pod koniec 1862 r. — Padlewskiego, Szwarcego, Gillera, A w ejdego (s. 285 n.).
W e w stąpię do tomu autor jasno określił sw oją postawę ideowo-badawczą. Sam ton tej w ypow iedzi, która została — chyba za zgodą autora — zam ieszczona na
„skrzydełku” obwoluty, nadaje jej znaczenie uroczystej deklaracji: „Świadom ie lub nie, p raw ie zaw sze jednak milcząco, każdy historyk stosuje w swojej narracji kryteria wartościujące. N ie będzie to 'chyba ze szkodą dla przedm iotu, jeżeli tym razem odważę się postaw ić tę sprawę otwarcie. Żyjąc w Polsce i pracując dla P olsk i w drugiej po
łow ie X X w ieku, zajm ując się jej historią okres/u .niewoili, w toku 'swej pracy odnoszę się pozytyw nie d'o tych w szystkich zjaw isk, które w mym przekonaniu słu żyły sprawie niepodległości narodowej, usam odzielnieniu i w iększej pom yślności m as ludowych oraz rozw ojow i przyjaźni pomiędzy Polską a innym i, szczególnie zaś, sąsiednim i n a rodami. Postaw a taka rzutuje w jakiejś m ierze na mój stosunek do trzech rządów zaborczych, do polskich klas posiadających oraz do w szelkich przejawów szowinizmu w społeczeństw ie polskim. W ydaje mii się niem niej, że n ie krępuje m n ie ona w dąże
niu do odtwarzania przeszłości w sposób m ożliwie zgodny z w ym ow ą źródeł i z rze
czyw istym przebiegiem wydarzeń” (s. 6).
Przeczytałem tę w ypow iedź i teraz przytaczam ją z pełnym uznaniem jej słuszno
ści i z w ielkim szacunkiem dla autora. Odczuwam w tyc-h słow ach jakąś nutę przekor
ną, choć n ie potrafię określić, pod czyim adresem skierow ana jest jej polemiczmość. N ie wiem , jak będzie odczytana przez innych czytelników. W moim przekonaniu zaw ar
tość dzieła prof. K ieniew icza św iadczy o tym, że postawa patriotyczna i dem okra
tyczna badaoza n ie koliduje z założeniam i m etodologii m arksistowskiej, że służy tej sam ej zasadzie, tem u sam em u celow i — poszukiw aniu prawdy historycznej.
W ydaje m i się, że porównanie niniejszej syntezy dziejów powstania styczniow ego z poprzednim i pracami protf. K ieniew icza świadczy o tym , że w podstawowych zrębach jego koncepcja n ie uległa zm ianie. Jednak w cześniej punkt ciężkości, np. w „Historii P olsk i” z 1957 r., położony został n a ustaleniu ogólnego poglądu na daieje powstania styczniow ego z pozycji m arksistow skiej nauki historycznej, n a uwypukleniu tego w tej koncepcji, co wym agało uzasadnienia i utrwalenia w polem ice z poglądami p rzesta
rzałym i, ale m ającym i za sobą m oc tradycji. Teraz nadszedł czas gruntowniejszego opracowania tej koncepcji oraz przezw yciężenia pewnych, nieuniknionych chyba na poprzednim etapie ‘uproszczeń. Przykładem m oże służyć np. rozw ażanie autora na tem at oceny czerwonych i białych w okresie dojrzewania powstania >(s. 224). Wysoko ceniłem sobie i cenię nadal tę dawną syntezę, ale uznaję wyższość naukową now ego opracowania. W ydaje m i się również, że w tak poważnej pracy, jaką jest 'ta synteza, słusznie unikająca n a ogół niepotrzebnych polem ik, m ożna byłoby oszczędzić sobie odpowiedzi na głosy dalekie od nauki historycznej (s. 358).
W roku 1962 Stefan K ieniew icz pisał: „Każda godna tego im ienia synteza d zie
jów powstania będzie m usiała znaleźć przekonywającą odpow iedź na cztery p odsta
w ow e zapytania: Jakie przyczyny doprowadziły w tedy do wybuchu w alki o n iepod
ległość? Jakie m ieliśm y szanse w ygranej? Gdzie leżały źródła klęski? Jak oszacować bilans strat i osiągnięć tego w ielkiego zdarzenia dziejowego? Każdy z nas, badaczy- -specjalistów , ma jakiś pogląd na te zagadnienia: ma zresztą sw oje poglądy, nieraz jeszcze bardzo tradycyjne, szeroka rzesza m iłośników historii. Pokierowanie1 tą rzeszą, przekazanie jej naszych zdobyczy, przekonanie jej o słuszności nowych tez, do których doszliśm y wspólnym w ysiłkiem , należy chyba do istotnych obowiązków m arksistowskiej nauki historycznej” 9.
9 S. K i e n i e w i c z , W przededniu..., s. S15.
M ówiłem już w yżej ю tym, jak w ydana po dziesięciu latach w ielk a synteza s p e ł
nia postaw ione ;pr.z©z autora zasadnicze zadanie. Odpowiada «n a również i na sfor
m ułowane podówczas zapytania zasadnicze. N iektóre и itych odpowiedizii b yły już znane z poprzednich prac autora i dminych historyków-m arksistów. W nowej książce pozo
stały iw zasadzie bez istotnych zmian. Jedno w szakże pytanie — jakie szanse wygranej mietli Polacy w dobie powstania · styczniow ego? — doczekało się w nowej pracy przeanalizowania i uw ypuklenia. Rozważania na tem at nieurzeczyw ietnionych m ożli
w ości należą do najbardziej skom plikow anych i kontrowersyjnych w nauce h isto
rycznej. A le bez oceny tego: „co toy było, gd yby” niie m oże się ona obejść, jeżeli ma być naprawdę nauką, a n ie li tylk o annalistyką, rejestratorką faktów. Prof. K ien ie
w icz kilkakrotnie powraca do tego zagadnienia, analizując szanse powstania w lutym 1861 roku (s. 97), w połowie 1862 roku (s. 240), w toku sam ego powstania w 1863 roku.
Zapewne ostatnie słowo w tej sprawie nie zostało jeszcze w ypowiedziane. Warto w szelako odnotować trafność sam ej m etodyki postaw ienia sprawy przez autora:
szanse „gdyby” rozważa on poprzez porównanie ow ych niezrealizowanych w ariantów rozwoju wydanzeń z ich rzeczyw istym przebiegiem . W ten sposób takie w yk lęte przez niektórych „pozytywiizujących” m arksistów „ahistaryczne” konstrukcje zostały mocno osadzione w gleb ie historii.
Problem „Polska i Rosja” należy do podstaw owych zagadnień tej syntezy. P ro
blem to tak stary w nauce historycznej, jak długo istnieje literatura o powstaniu.
Nie będę w yw oływ ał cierni tych w szytkich — z jednej i drugiej strony — dla których zagadnienie to sprowadzało siię do w alk i dwóoh narodów. Książka Stefana K ien ie
w icza n ie jest pierwszą pracą, w której zagadnienie to postaw ione izostało w sposób naukowy i w yzbyty z przesądów nacjonalistycznych. A le w żadnej z dotychczasowych prac problem n ie został zbadany tak gruntownie, tak wszechstronnie.
W aiągu kilkunastu ostatnich lat w nauce radzieckiej poświęcono stosunkowo dużo uwagi problem atyce rew olucyjnych zw iązków polsko-rosyjskich w epoce powstania styczniowego, odszukano i wydano w iele św iadectw źródłowych, ogłosizono w iele przyczynków itp. Z przyjem nością stw ierdzam y, że praca ta została potraktowana życzliw ie, że naprawdę przydała się w opracowaniu w ielkiej syntezy. Rosja rew olu cyjna lat sześćdziesiątych X IX w iek u znalazła w tej książce praw dziw e odzw iercie
dlenie, bez sztucznego w yolbrzym iania, lecz i bez sprow adzania problemu do funkcji
„tła”. A le sprawa to szersza i n ie sprowadza się tylko do w spółdziałania sił rew o lucyjnych. Dla nas, tych historyków radzieckich, których prace w iążą się z proble
m atyką pow stania styczniowego, synteza Stefaina K ieniew icza przynosi potw ierdzenie tezy zasadniczej: że n ie sposób zrozumieć okoliczności pow stania i rozwoju ruchu, którego w ynikiem była insurekcja styczniowa, bez uwzględnienia całokształtu zjaw isk określanych zw ięźle m ianem „sytuacji rew olucyjnej w Rosji”, podobnie jak nie sp o sób wyodrębnić ruchu polskiego lat 1860— 1862 i pow stania styczniowego z przebiegu i załam ania się całokształtu sytuacji rew olucyjnej w Cesarstwie. N aw et w ówczas gdy autor relacjonuje dobrze nam znane w ydarzenia rozgrywające się w Rosji, jego ocena ich znaczenia pod kątem w idzenia rozw oju sytuacji w Polsce jest niezm iernie cie
kaw a i owocna. Zapewne ukazanie się dzieła Stefana K ieniew icza o powstaniu sty cz
niowym stanie się w ielką pomocą i zachętą do daibzych prac nad całokształtem za gadnień tej przełomowej epoki, odegra znaczną rolę m.in. w postępie prac historyków radzieckich. I za to należą się autorowi słow a wdzięczności.
Mimo tak w ysokiej oceny ośw ietlenia spraw polsko-rosyjskich w książce do poszczególnych cięć selekcyjnych w tym zakresie wypadnie zgłosić zastrzeżenia,
W tem acie „Polacy w Rosji” — być m oże na skutek samej struktury rozdziału drugiego — zabrakło środowiska petersburskiego, w którym narodziło się czasopismo
„Słowo”, a wraz z nim zniknął epizod zam knięcia „Słowa” i aresztowania Ohryzki, epizod niezm iernie ciekawy z punktu w idzenia charakterystyki całej ówczesnej sy tuacji.
410
I L J A .S. M IL L E RBardzo zw ięźle potraktowany został .tzw. spisek kazański. A przecież w każdej — a tym bardziej tak obszernej —■ książce o powstaniu styczniow ym winno znaleźć s ię m iejsce dla nazw isk Napoleona Iw anickiego i M aksym iliana Czerniaka.
Dla charakterystyki kryzysu w ładzy 'Carskiej, zw łaszcza dla w ykazania tego, w jakiej m ierze kryzys iten n ie został jeszcze zażegnany w roku 1863, warto byłoby w spom nieć o tzw. projekcie konstytucyjnym W ałujewa.
Na specjalne podkreślenie zasługuje potraktowanie w książce dziejów powstania na Litw ie, Białorusi d Ukrainie. Już n a w stępie w skazał autor na skom plikowany i drażliw y charakter tego problemu. N ie jest to zapew ne sprawa li tylko terminologii,, ale sym ptom atyczne, że w yłan ia się już w sam ej terminologii, naw iasem m ów iąc — zauważę, że operowanie term inem „Litwa i Ruś” w konkretnych warunkach roku 1863 n ie budzi żadnych sprzeciwów, term inem zaś „ziemie zabrane”, który istotnie lepiej byłaby odesłać do lamusa, autor posługuje się bardzo rzadko i w yraźnie z a chowując do niego dystans. Nie m ogę twierdzić <a raczej w iara w postęp nauki pod
powiada m i twierdzenie odwrotne), że nauka n ie skoryguje ‘i n ie obali poszczególnych ujęć sprawy Litwy, Białorusi i Ukrainy zawartych w książce K ieniewicza. Ale jestem pewien, że żaden sąd autora w tych sprawach n ie będzie odrzucony pod zarzutem hołdowania przesądom nacjonalistycznym . Jaka to 'pochwała, potrafi ocenić każdy, kto zna historigorafię zagadnienia. Autor n ie ituszuje tem atów drażliwych, nie prze
ślizguje się nad mimi, z w ielk ą uwagą np. odnotowuje nieliczne, ale jakże ciekawe,, św iadectw a rozważań nad sprawam i „Rusi” bądź to białych (list L. Krasińskiego, s. 221), bądź to czerwonych (list J. Czyńskiego, s. 273). Najw ażniejsze jednak w tych sprawach — to postaw a autora. Jej miarą w moim m niem aniu jest ta Okoliczność, że w ielk ie dzieło polskiego badacza o powstaniu narodowym zam ykają słowa Jarosła
wa Dąbrowskiego o podstaw ie przyszłych stosunków .polsko-ukraińskich, słow a przy
toczone z aprobatą i z m yślą o dniu dzisiejszym.
W ielka synteza jesit najlepszym sprawdzianem w artości i przydatności w yd aw nictw źródłowych. N ie pOminąłem tej okazji, by uświadom ić sobie, jak w ypadło w tym.
św ietle w ydaw nictw o źródłowe „Powstanie styczniow e. M ateriały 1 dokum enty”, z którym w ciągu piętnastu już lat czuję się moono związany. Z satysfakcją mogę stwierdzić, że w ydaw n ictw o to stanow i poważną ozęść w arsztatu pracy syntetycznej i że ta synteza potwierdza słuszność jego podstawowych asatożeń i planów. Oto garść liczb, które uzasadniają to 'twierdzenie (przy obliczeniach skomasowano odsyłacze takiego typu, jak np. przypis 137 n a s. 184: „Korespondencja nam iestników , s. 214, 247, 249”, które przyjm owałem jako jedną pozycję). Rzecz zrozumiała, że sam a liczba cytatów z poszczególnych tomów w ydaw nictw a ma znaczenie względne.
N ajczęściej, bo aż 238 razy autor powołuje się na m ateriały tom u „Dokumenty Komitatu Centralnego Narodowego i Rządu Narodowego”. Do tego trzeba dodać jeszcze 7 odsyłaczy do dokum entów zam ieszczonych jako aneks w tomie III „Prasy tajnej” oraz 13 do dokumentów, zam ieszczonych rów nież jako aneks w oddanym do druku tomie „Dokumenty W ydziału W ojny Rządu Narodowego”. Sam e dokum enty W ydziału Wojny spotykam y w przypisach 25 razy. W ynikałoby z tego, że dokum en
tacja KCN i RN figuruje w 283 przypadkach. Do tego dochodzi w ydana w cześniej jako oddzielne w ydaw nictw o dokumentacja dyplomatyczna, opracowana w edług in nych zasad, bo obejmująca korespondencję obustronną, n ie m ożna w ięc sum ow ać tych liczb bezpośrednio. P ow oływ ań na m ateriały tomu I „Polskiej działalności dyplom a
tycznej” naliczyłem 84, na m ateriały tomu II — 25.
„Prasa 'tajna” figuruje w przypisach 76 razy.
K olejny zbiór m ateriałów — korespondencja nam iestników — został w ykorzysta
ny następująco: na w ydany w 1964 r. tom „Korespondencja nam iestników Królestwa Polskiego w 1861 r.” powołano się w przypisach 71 razy, m ateriały następnego 'tomu, który znajduje siię w druku i zaw iera korespondencję do w ybuchu powstania, figu-
rują w 36 przypisach, natom iast m ateriały po 22 stycznia 1863 r., które są dopiero przygotow yw ane do dtruku, w 106 przypisach.
68 razy spotykam y odsyłacze 'do „Współpracy rew olucyjnej polsko-rosyjskiej”. Ma
teriał tomów regionalnych został uwzględniony w następujących proporcjach: 2 tomy dotyczące Litw y i Białorusi ·— 80 odsyłaczy, 2 tomy ukraińskie — 24, tom „Zabór pruski” — 20. Odsyłaczy do tomu „Ruch rew olucyjny 1861 r. w K rólestwie Polskim . M anifestacje na prow incji” jest 23; do tomu „Chłopi i sprawa chłopska w powstaniu styczniow ym ” — 4.
Szeroko uwzględniono w odsyłaczach kornipíleks znanych zeznań śledczych M ajew skiego, Awejdego, Daniłowskiego, Janczewskiego, Rudnickiego. Tomu w ydaw nictw a zbiorowego „Zbiór zeznań śledczych o przebiegu 'powstania styczniow ego” nie sposób·
traktować odrębnie od w ydanych przez prof. K ieniew icza w 1956 r. „Zeznań śled czych”. Tak w ięc na „Zeznania śledcze” autor pow ołuje się 1'48 frazy, na „Zbiór zeznań” ■— 6'8 razy, na „Zeznania śledcze i zapiski Oskara A w ejde” — 151 razy;
46 odsyłaczy -do „Zarysu ^powstania” Zdzisława Janczew skiego świadczy chyba na rzeoz decyzji redakcji o w łączeniu tego ciekawego źródła do wydaw nictw a.
Jedyne źródło, które m ożna porównać z przytoczonym i liczbami, to „Pam iętniki”·
Józefa K ajetana Janowskiego, na które autor powołuje się 179 (razy.
Przechodzę do uwag szczegółowych, które w yliczam w tej kolejności, w jakiej n a
sunęły się one podczas lektury. Są tu rzeczy w a g i w iększej, m niejsze i zupełnie błahe, uważam jednak, że należy je w szystk ie 'odnotować. W iele prac prof. K ienie
w icza doczekało się już w znow ienia: po trzy w ydania m iały „Społeczeństw o polskie w powstaniu poznańskim w 1848 roku” i „Warszawa w powstaniu styczniow ym ”, dwa
„Samotnik brukselski”, n ie m ów iąc już o podręcznikach. Czy 4 'tysiące egzemplarzy
„Powstania styczniow ego” zaspokoi popyt na to dzieło? Rzecz w ydaje się w ątpliw a.
O Akadem ii Medyko-Chirurgicznej m ów i autor, że b yła nam iastką „obiecanego zrazu U niw ersytetu” (s. 17). N ie ulega w ątpliw ości, że stanow iła nam iastkę ' o c z e k i w a n e g o przez społeczeństw o U niw ersytetu, m im o że sam Aleksander II o b i e t n i c w znow ienia U niw ersytetu nigdy n ie składał.
Gdy po raz pierw szy n a stronach książki pojaw ia się książę Gorczakow (s. 21), tytułow any jest z rosyjska „kniaź”. Czy taka transliteracja jest celowa?
Sierakowski istotnie docierał również do dygnitarzy, naw et „do sam ego m inistra wojny, Dym itra Milutfina” (s. 45). Z kontekstu m ożna by wysnuć m ylny wniosek, że m iało to m iejsce tuż po powrocie Sierakow skiego do Petersburga, choć w istocie nastąpiło dopiero później, zresztą M ilutki został m inistrem dopiero w koń cu 1861 r.
„Do pierwszych jego [kółka założonego przez Sierakowskiego — I. M.] uczestników należeli: kpt. Jan Staniewicz, .por. Kazim ierz Lew icki, ppor. Mikołaj Nowicki, ppłk W łodzimierz Dobrowolski. Rzecz charakterystyczna, iż żaden z tu w ym ienionych nie brał później udziału w pow staniu styczniow ym ” (s. 45). Z estaw ienie nazwisk pochodzi z zapisków M ichała Domonitowdcza ; jest to źródło tendencyjne, w rogie Sierakow skie
m u i jego otoczeniu. A przecież do pierwszych w spółtow arzyszy Sierakowskiego w Akadem ii Sztabu Generalnego n ależeli też Ludwik Zwierzdowstoi i Iwan Mecheda, w tym samym czasie w A kadem ii Artyleryjskiej studiow ał Zygm unt Padlew ski, w A kadem ii Inżynieryjnej — Jan K oziełł-Poklewski, o czym w spom ina niżej sam autor. A w ięc nie zabrakło wśród pierwszych uczestników kółka w ybitnych działaczy powstania. Zresztą (pos.tawy W łodzimierza Dobrowolskiego w czasie powsitania nie można określić jednoznacznie: lojalność naczelnika szitabu 7 dywizji, która prow a
dziła działania przeciwko Zygm untowi Chm ieleńskiem u i Bosakowi, budziła u władz, carskich uzasadnione podejrzenia.
Nic n ie wiadomo·, zaznacza autor, o politycznych kontaktach Zwierzdowskiego w czasie jego podróży w 1859 r., kiedy odw iedził b ył Paryż, Poznań i inne m iasta
4 1 2 I L J A S. M IL L E R
(s. 47). A le czy tfco nie w tedy w łaśn ie n aw iązał kontakty z Guttrym, które ten 'ostatni datuje w swoich pam iętnikach n a srok 1860 Opór. s. 81)? Na poparcie tego przypusz
czenia dodam, że o wojażach zagranicznych Zw ierzdowskiego w 1'860 r. brak w zm ia
nek w źródłach.
Na s. 55 'czytamy: „Weterani dawnych konspiracji: Darasz, Stolzman, Worcell zeszli do grobu w ciągu lat 50-ch, a ich następcy: Bodolecki, Žäbiictói, Bulewski n ie m ieli tego autorytetu”. Jan Kanty Podolecki w yprzedził na tej smutnej drodae W or
cella: .zmarł 'bowiem w 1855 r.
Mówiąc ό kolportażu odezwy Gromady Londyn w Białostockiein około 1861 r.
(s. 56) wanto m oże w ziąć pod uwagę fakt, że w tam tych okolicach prowadził trochę później (aile Biłgorajski też nie datuje tego wydarzenia zbyt dokładnie) pracę a g ita cyjną H enryk Abicht.
Autor uważa, że odezw a „Wiosna bije nam w oczy” w ydana została na w iosnę 1859 r. (s. 59), dalej zaś niezbyt konsekw entnie stwierdza, że brak dowodu, alby M ie
rosław ski przed rokiem 1861 w zyw ał m łodzież do powstania (s. 83 n.). Z :tych dwóch tez pew niejszą w ydaje się druga, zw łaszcza że treść odezwy wskazuje, moim zdaniem, w łaśn ie na to, że powstała ona n a przełom ie 1860/61 r. Chyba w cześniej n ie m ogła zrodzić się wzm ianka: „jeszcze n ie nadeszła chwila — pierwej Moskwa cała m usi powstać, a m y dopiero z nią”. N ie przeczą takiem u datowaniu w zm ianki o Włochach i Węgrach, gdyż n a początku 1861 r. ciągle jeszcze 'spodziewano się wybuchu nowej w ojny pom iędzy W łochami a Austrią.
Jeżeli cudzysłów na s. 61 postawiano· poprawnie, w arto może zwrócić uw agę na użycie w źródle w rozum ieniu jak najbardziej dzisiejszym w yrazu „inteligencja”, którego użycie prof. W. D o r o s z e w s k i uważa za zjawisko dość późne 10.
Starcie w W ilnie 18 sierpnia 18Θ1 r. w ynikło, jak zaznacza auitor (s. 189), na skutek pogłoski o nadchodzącej procesji — „od яіш пу K owna”. Zgoda, ale s^k w tym , że uważano ją za nadchodzącą z K rólestw a Polskiego. Niżej przytacza autor cytat z artykułu Hercena: „Z kim jest bitw a? Mogło to 'budzić w ątpliw ość do 5/17 sierp n ia br.” i kom entuje: „Data 5/17 V III jest oczyw iście m ylna”. N ie jest to Wcale oczyw iste. Inform acje Hercena pochodziły bezpośrednio z kół rządowych: 3/15 sierpnia K om itet Specjalny z udziałem cesarza om ów ił środki zwalczania ruchu w guberniach zachodnich, 4/16 protokół a raczej m em oriał z tego poteiedtzenia został zaaprobowany przez Aleksandra II, datę 5/17 noszą poszczególne rozporządzenia w tej sp ra w ie11, które to w łaśn ie Hercen określił dosadnie: „na m ocy najw yższego rozkazu Litw a jest z Polską”.
Na s. 20)1—202 autor cytuje drukowaną w lw ow skim „Tygodniu” recenzję podpi
saną A. B. S. i rozw iązuje ten podpis — Skotnicki. A przecież w tym sam ym czaso
piśm ie w 1902 r., a w ięc w pięć lat po śm ierci Skotnickiego, zamieszczono artykuł pt.
„Ruch. Urzędowe pism o K om itetu Centralnego i Rządu Narodowego” 12, opatrzony takim sam ym podpisem. Czy to n ie zastanaw iające? Był jednak taki współpracownik
„Tygodnia”, do którego znakom icie pasują i obydwie publikacje i podpis A. B. S. — m ianow icie A ntoni Bronisław Szwarce.
N astępne zdanie, budzące zastrzeżenie, znajduje się na s. 214. Mowa tu o kolpor
tażu, począwszy od w iosny 1862 r., ulotek rosyjskich wychodzących z kręgu „Ziemi i W oli”: „Kolportażem ·— czytamy zajm ow ała się w ojskow a organizacja tajna, którą kierow ał K om itet O ficerów I A rm ii”. Przede w szystkim w ojskow a organizacja zaj
m ow ała się nie tylko kolportażem w ydaw anych gdzie indziej ulotek, ale również opracow yw ała i w ydaw ała (i to od w iosny 1862 r.) w łasne odezw y (o czym będzie
Por. W. D o r o s z e w s k i , O kulturą słowa. Poradnik językowy t. I, Warszawa 19Ö2, s. 286—288.
i* Por. Ruch rewolucyjny na Litwie i Białorusi 1861—1862 r., s. 51—54.
12 Por. E. K o z ł o w s k i , Bibliografia powstania styczniowego, Warszawa 1964, poz.
7930, 8877.
m owa dalej, s. 235 nn.)· Poza tym nazw a „Kom itet Oficerów I A rm ii’ została podana w cudzysłow ie, co w skazyw ałoby na to, że m am y do czynienia z autentyczną nazwą zaczerpniętą ze źródła. 'Wiadomo jednak, że takiej nazw y sam K om itet n ie używał, źródła dają inną — przytoczoną znacznie później (s. 334) — nazwę: „Komitet Ofice
rów Rosyjskich w P olsce”. Przeciw ko używaniu (nawet bez cudzysłowu) naizwy K o
m itet Oficerów I A rm ii przem awia dodatkowo iafct, że w połow ie 1862 r. I Armię skasowano. W książce ta zmiana została potraktowana jako bezpośredni w ynik n o m inacji w. ks. K onstantego i W ielopolskiego (s. 232). Są to zapewne sprawy ze sobą zw iązane, ale, po pierwsze, likw idacja I Arm ii została dokonana w dwa m iesiące późńiej —■ 6/18 lipca, po drugie, wprowadzenie okręgów wojskowych (obszar I Armii podzielono na okręgi kijowski, w ileńsk i i warszawski) było reformą, która m iała znaczenie ogólnopaństwowe, zresztą w łaśnie w arszaw ski okręg w ojskow y został urzą
dzony stosunkowo później, już po stłum ieniu powstania.
„Dowódcą w ojsk w K rólestw ie Polskim został Rosjanin, gen. Ramsay ... K om isję Spraw W ewnętrznych zastrzeżono dla Rosjanina. Został nim Edward K eller” (s. 234) Jest to słuszne o ityle, że an i jeden, ani drugi n ie b yli Polakami. A le nie byli też Rosjanami. Przecież to w łaśnie w tedy „Kołokoł” narzekał na panoszenie się w Ce
sarstw ie Bergów, Budbergów i Adlerbergów ... Szwed Ramsay i N iem iec nadbałtycki K eller reprezentowali nie rosyjską narodowość, lecz jedynie cesarsko-rosyjską b iu rokrację.
Na s. 234 n. autor analizuje znaną tezę, jakoby Dąbrowski forsow ał realizację sw ego planu powstania z powodu zapowiadanej translokacji garnizonów. Słusznie zajm ując wobec tej tezy postaw ę sceptyczną, autor podaje jednak, że sytuację konspi
ratorów m ogło utrudnić pojaw ienie się w W arszawie jednostek 3 dywizji gwar- dyjskiej. Jednakże okoliczność ta w żaden sposób n ie m ogła w płynąć na p l a n Dąbrowskiego, gdyż pom ysł skierow ania do W arszawy oddziału gwardii powstał do
piero w początku lipca, został zaś zaaprobowany przez cesarza w połowie września, a w ięc w tedy kiedy i sam plan był już od dawna nieaktualny, zaś jego autor zn aj
dow ał się pod kluczem.
W cytacie z „Ruskiej Praw dy” (czy nie „Rosyjskiej”?), kórej dwa numery, na
w iasem m ów iąc — noszą daty 15/27 m arca i 15/27 kwietnia, należałoby poprawić tłu m aczenie: „... żaden uczciwy Rosjanin nie zechce odmówić sw ym braciom-sąsiadorn rządzenia się w łasnym i prawami i przez w ybrańców swej ziem i — słowem, życia na w olności” (s. 235), powinno być: „słowem, życia w edług w łasnej w o li”.
Przypis 129 n a s. 242 stwierdza: „Jest też w zeznaniu M ajewskiego ... oczywiście m ylne twierdzenie, że aż do czerw ca 1862 >r. M ajewski nie znał D aniłow skiego”. Jest to chyba nieporozum ienie, bowiem M ajewski w ym ienia w sw oich zeznaniach D ani
łow skiego jako ew entualnego członka K om itetu Akadem ickiego w 1861 r., a znajo
m ości ,z tym gronem przecież się nie w y p ie r a ł13.
Uwaga autora, który — polem izując ze m ną — pisze: „Na poparcie tego przy
puszczenia (że Dąbrowski w jakiejś ch w ili nosił się z rozpaczliwą m yślą o szturm ie na Modlin i odbiciu skazańców] I. Miller przytacza: W. Daniłowskiego ..., T. B u rzyńskiego ... oraz B. Szwarcego ... Św iadectw a te nie stanowią jeszcze dowodu” — (s. 244) — w ydaje m i się nieporozumieniem. Żadne z tych św iadectw samo przez się n ie stanow i w m oim przekonaniu dowodu, za dowód uważam sum ę w zajem nie nieza
leżnych od siebie źródeł, a pośród nich za dowód najważniejszy ■— odezw ę p ow stań czą skierow aną do żołnierzy i rozpowszechnioną 26 czerwca. Czy jest to argumentacja przekonywająca czy nie, n ie będę się spierał. Sam autor na s. 246 przyjmuje zresztą to zakw estionow ane uprzednio przypuszczenie.
Do analizy przesłanek londyńskiego spotkania pełnom ocników Kom itetu Central
nego Narodowego i w ydaw ców „Kołokoła” (s. 274) uważałbym za w skazane dodać
Por. Zeznania śledcze..., s. 208.
Przegląd Historyczny — 13
414
I L J A S . M IL L E Rjeszcze dw ie okoliczności. Po pierwsze, strona polska — n ie w yłączając Gillera — b yła zainteresowania w odnow ieniu kontaktów z organizacją oficerską, mocno nad szarpniętych po zaprzepaszczeniu planu Dąbrowskiego i jego aresztowaniu. W tym sensie droga ze Starego M iasta do obozu na Powązkach w iod ła przez Londyn. Po drugie, K om itet Centralny był dla strony rosyjskiej partnerem 'bardziej pożądanym aniżeli M ierosławski, nie tylko z racji m otyw ów przytoczonych w książce. Stosunek w ydaw ców „Kołokoła” do M ierosławskiego określa niedwuznacznie uwaga Ogariowa pow stała w łaśn ie w tym czasie: „Wtrącanie się M ierosławskego w szędzie było g w a
rancją przegranej”'14.
S. 290: „Chłopi n a skutek ruchów ... utracili dużo ziem i”, chyba „na skutek rugów ”.
Konstanty K alinow ski 'był n ie abiturientem (s. 292), lecz kandydatem U niw er
sytetu Petersburskiego..
O koliczności pow stania K om itetu na L itw ie dotychczas pozostają n ie do (końca zbadane. Dużo niejasności w prow adził sw ym i sprzecznym i w szczegółach św iadectw a
m i Oskar A w ejde 15. Można jednak uznać za rzecz pewną, że Kom itet zaw iązał się nie z in icjatyw y du Lauransa, który m iał do ‘czynienia z już istniejącym Komitetem, oraz że n azw a Prow incjonalny L itew ski K om itet (s. 293) jest wtórna, pierwotnie zaś K o
m itet w W ilnie podobnie jak w W arszawie, używ ał nazw y K om itet Ruchu (naziwę tę uwzględniono w książce na s. 336).
Przypis 113 na s. 317 zredagowano niezrozum iale: wobec jakiego rządu twierdził biskup Szym ański, że Większość księży opowiadała się przeciw rządowi (jakiemu?).
Budzi w ątpliw ości twierdzenie, jakoby K om itet Centralny Narodowy naw iązał stosunki z K om itetem Centralnym „Ziemi i W oli”, poniew aż stanowisko działaczy londyńskich było d la n iego n iew ygodne (s. 335). Podróż Padlew skiego do Petersburga niie b yła żadnym podstępem z e strony KCN, potrzeba dalszych kontaktów z КС
„Ziemi i W oli” była brana w rachubę podczas rozm ów w Londynie, zresztą Padlew ski w ybierał się do Petersburga opatrzony w listy polecające z Londynu. Z drugiej strony zapatrywanie się petersburskich kontrahentów n a perspektyw ę rychłego powstania n ie odbiegało od opinii wypow iadanych przez Hercena, Ogariowa oraz Bakunina.
Niefortunna w yd aje się redakcja tek stu n a s. 338: „Na drugi plan schodziła k on cepcja »zbuntowania się« wogska, a choćby tylko n iew ielu jednostek wojskow ych, przeciwko carskiem u dowództwu. Teraz m yślało się o przejściu na stronę powstania n iew ielu jednostek, i to przew ażnie P olaków ”. Czy n ie lepiej byłoby w ostatnim w ypadku powiedzieć — poszczególnych osób?
Najwidoczniej n a 'skuitek zabiegów redakcyjnych cytat A w ejdego na s. 342 został pow ażnie zniekształcony: m iast „ku w ielkiej m ojej radości” pisano „ku w ielkiem u
m em u zdziw ieniu”,
W X IX w iek u N ow y Rok w edług starego stylu ,przypadał na noic z 12 n a 13 stycznia, stąd noc z 14 n a 15 sitycznia ito n ie doba po Nowym Roku {s. 352), ale drwię.
Przypuszczam, że 'gdyby Ślepców zabrał do Londynu napisaną w W arszawie odezwę „Leje się krew polska, leje się krew rosyjska” (s. 402), w tedy, po pierwsze, w Londynie by ją też drukował, a po drugie, w żaden sposób odezwa ta (która w spo
m ina naw et o bitw ie pod Siem iatyczam i) nie m ogłaby się ukazać w Petersburgu już na przełom ie lutego i mairca (starego stylu). Raczej przyjąć należy, że napisaną w W arszawie ulotkę Ślepców przesłał do Petersburga, zaś w K om itecie „Ziemi i W o
li” uzupełniono ją ositaftnimi w iadom ościam i i oddano do druku.
Przy okazji sprostowania om yłki drukarskiej n a s. 403 — w zdaniu o „w ywołaniu ruchu chłopskiego w głębi Rosji, pom iędzy Rosją i U ralem ” powinno być oczywiście
14 „ L itie ra tu rn o je N aeledstw o” t. 81, 1953, s. SIO.
Por. Zeznania śledcze i zapiski, s. 487 oraz Ruch rewolucyjny na Litwie i Białorusi, s. 166.
„pomiędzy Wołgą a U ralem ”, gdyż obszar, n a którym prowadzono w iosną 1863 r.
agitację, obejm ow ał rów nież teren n a p r 'a w y m brzegu Wołgi.
Kontakty Marksa z T eofilem Łapińskim m iały m iejsce w drugiej połow ie 1863 r., w przygotowaniach w ypraw y Łapińskiego Marks nie uczestniczył (s. 410).
Trudno zgodzić się и charakterystyką Kurowskiego jako „dobrego organizatora”
(s. 4:13). Do tego pechowego organizatora spod M iechowa i Opatowa pasuje raczej cytow ana opinia Ogariowa o M ierosławskim.
„Agenta” Langiewicza, Górskiego, autor określa zaim kiem nieokreślonym „jakiś”
(s. 433, por. też indeks), zapom inając o zamieszczonej w tom ie „Dokumenty KCN i RN”
(s. 63) nom inacji: „Józef Górski jest mioikn sekretarzem . M. L angiew icz dyktator”.
T ekst o m anifeście carskim na s. 448 m oże spraw iać w rażenie, że m anifest ten był antydatowany. A jednak W ęgleński pisał o nim do Paryża już 13 kw ietnia, Rząd Narodowy datuje 12 k w ietnia sw oją odpowiedź na ogłoszoną w „Dzienniku Pow szech
nym ” „w dniu dzisiejszym ” a m n e stię 16.
Czy w e w łaściw ym m iejscu znajduje się przypis 273 na s. 506? M ówi o odgłosach pow stania na Śląsku Cieszyńskim, 'aile jest zw iązany ze Śląskiem pruskim i to pod nagłów kiem „Kom itet W ielkopolski”.
Czy w św ietle gruntownej analizy n iedołęstw a kierow nictw a m ilitarnego działal
ność W ydziału W ojny zasługuje na określenie „słuszne zarządzenia” (s. 562)?
R osyjskie ЪтЪоп (s. 566) przetłum aczyłbym jak gbur, żołdak.
Data stracenia Mitrofana Podhaluzina, ostatniej ofiary represji za udział w pow staniu, podana została w książce dwukrotnie (s. 605 i 738), ale po raz pierwszy z om ył
ką w dacde rocznej, po raz drugi w edług starego stylu. Podhaluzin zositał rozstrzelany 4 grudnia 1866 r.
Jeszcze raz pro domo sua. N ieco zażenowany m uszę upom nieć się o sw oją w łas
ność: m ianow icie o spis im ienny niepolskich uczestników powstania, w spom niany na s. 605, ale przypisany W. A. D j а к o w o w i,
Przypuszczam, że pragnienie A leksandra II uchwalenia projektu reform y w Kró
lestw ie „o ile się da, d o 19 lu tego” tłum aczy się n ie tyle rocznicą reform y w Rosji (s. 717), co rocznicą jego w stąpienia na tron. Z tą datą świadom ie w iązano za jego panowania w szystk ie w iększe wydarzania ·—· n ie tylko obydw ie reform y włościańskie, ale n aw et podpisanie pokoju w San Sterano w 1878 r.
Autotr w skazuje jako najw ażniejszy m otyw w yroku śm ierci na p ięć osób prag
nienie w m ów ienia opinii publicznej, jakoby stracono w szystkich członków Rządu Narodowego (s. 736—737), A le zwróćm y uwagę .na to, że pięć szubienic towarzyszy chwilom przełom owym w dziejach caratu rosyjskiego w ciągu całego X IX w ieku — od rozprawy z dekabrystami, począwszy, poprzez Stracenie zabójców Aleksandra II aż po zgładzenie niedoszłych zam achow ców Aleksandra III. Jest w tej potworności jakaś prawidłowość, jakięś prawo serii.
Spis straconych opublikowany w w ydaw n ictw ie „Współpraca rew olucyjna” jest źródłem w ielce niedokładnym d pom ija w iele osób. Sześć nazw isk zaznaczonych przy
kładowo przez w ydawców (s. 737) n ie wyczerpuje w szystkich zauważonych przez nich opuszczeń, lecz dotyczy tylko tych powstańców , n a tem at których w tomie podano szczegółową dokumentację.
I na zakończenie tego 'przydługiego sp isu m ały przytyk pod adresem na ogół doskonałego indeksu. Sygnalizuję, że R udnicka xna na im ię n ie H elena, lecz Eugenia, Koprejewa n ie Tamara, lecz Tatiana, zaś 'aby nikt n ie pomyślał, że źle potraktowano tylko autorów obcych — Romaniukowa z F elicji .przemianowana została na Franciszkę.
Czemu ten afiront spotkał w yłącznie stosunkow o rzadko reprezentow aną w indeksie płeć piękną tego w yjaśnić n ie podobna.
16 Dokumenty Komitetu Centralnego Narodowego i Rządu Narodowego 1862—1864, s. 99.
416
I L J A .S. M IL L E RI tak oto od rzeczy w ażnych doszliśmy do zabawnych drobnostek. N ie w idzę w t y p n ic złego. Drobnostki m ają to do siebie, że dzięki nim w szytko nabiera w łaściw ego wym iaru, pomagają one zrozumieć, że m ówiąc o rzeczach w ażnych po
w ażnie unikam y przesady, zbędnych koturnów. W ięc na zakończenie jeszcze kilka słów poważnie.
W ielka synteza S tefan a K ieniew icza rozpoczyna sw ą długą w ędrów kę ku czy
telnikom , czytelnikom różnym — od k olegów po fachu, po tę szeroką rzeszę, o której m yśl przyśw iecała początkom tej pracy. W ędrówkę długą, bowiem dziełu tem u są
dzony jest długi żywot, bo będzie ono oddziaływało n a w ciąż n ow e kręgi czytelników.
W historiografii od razu zajęło poczesne m iejsce. Jak będzie na n ią oddziaływało?
Trudno orzec. Być m oże stanie się zasadniczym podsumowaniem w iedzy o powstaniu styczniow ym , wzorem opracowania syntetycznego. A m oże odegra rolę mocnego bodź
ca d la dalszych prac tego sam ego autora i w ychowanej przez niego szkoły historyków?
Każda z tych ew entualności w in na przynieść autorowi zasłużone poczucie dobrze spełnionego obowiązku w obec nauki i społeczeństwa.