• Nie Znaleziono Wyników

Kolega pracuje głową - Przemysław Liziniewicz - mobi, epub, pdf – Ibuk.pl

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kolega pracuje głową - Przemysław Liziniewicz - mobi, epub, pdf – Ibuk.pl"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

P RZEMYSŁAW L IZINIEWICZ

K OLEGA P RACUJE G ŁOWĄ

Wydawnictwo Psychoskok, 2013

(3)

Przemysław Liziniewicz

„Kolega Pracuje Głową”

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok, 2013 Copyright © by Przemysław Liziniewicz, 2013

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Wydawnictwo Psychoskok

Projekt okładki: Wydawnictwo Psychoskok Zdjęcie okładki © Olly - Fotolia.com

ISBN: 978-83-7900-018-0

Wydawnictwo Psychoskok

ul. Chopina 9, pok. 23, 62-507 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom.665-955-131

http://wydawnictwo.psychoskok.pl

e-mail:wydawnictwo@psychoskok.pl

(4)

Spis treści

CHULIGAŃSKA PIOSENKA ... 4

UŚMIERCIĆ NALEŻY ... Błąd! Nie zdefiniowano zakładki. NAKRYCIE GŁOWY ... 18

PO NICZYJEJ STRONIE ... 47

MĘŻCZYŹNI ... 56

KAPSLE ... 65

TRZYNAŚCIE ... 70

PO STOPNIACH ... 83

OBUWIE ... 92

MILICJANCI ... 116

MASOCHISTA ... 125

WYDARZENIE ... 139

NIŻEJ ... 147

TRUDNOŚĆ... 163

CUKIER ... 172

KUPKA PIACHU ... 189

PIECZĘCIE ... 199

MÓJ HEBRON ... 202

BIALI ... 207

KOLEGA PRACUJE GŁOWĄ... 210

(5)

Przemysław Liziniewicz - „Kolega Pracuje Głową”

4

CHULIGAŃSKA PIOSENKA

Ach żeby tak zbrukać, pokalać, potargać, całą tę świętą, ugrzecznioną rzeczywistość! To mycie rączek i księdza po kolędzie, i te obrazki. Tę całą zapyziałą atmosferę. Chociaż nie - to nie tak! To tkwi gdzieś głębiej. We wszystkim - w meblach, w powietrzu, w głowie, w sercu. Właśnie! Wyjąć to z serca!

Zohydzić, splugawić.

Siedziałem w pokoju, na podłodze, przed wysokimi drzwiami prowadzącymi na korytarz i stopniowo, z wolna narastała we mnie potrzeba wyrzucenia z siebie jakiegoś morza wezbranej w głębi jestestwa, długo tłumionej obrzydliwości, jakiejś nieprzyzwoitości najwstrętniejszej - niedozwolonej.

Czegoś, co aż dotychczas utajone we mnie, dawało o sobie znać. Pragnęło wydobyć się na wolność, wyskoczyć, wytrysnąć.

Zamierzając dać wyraz owemu nagłemu

pragnieniu, pochwyciłem ze stołu kopiowy ołówek

i ponownie usiadłem z nim na podłodze. Ołówkiem

(6)

Przemysław Liziniewicz - „Kolega Pracuje Głową”

5

zamierzałem posłużyć się w celu umownego urzeczywistnienia - wylania ze środka siebie - całego tego roztaplania, unurzania w ohydzie.

Czymś, co w moim ówczesnym pojęciu uosabiało najpodlejsze i bezwstydne zło, był diabeł.

Tak, więc, niewiele myśląc, postanowiłem na drzwiach prowadzących do korytarza wyrysować diabła. Wziąłem się do roboty i po niedługiej chwili dzieło było gotowe.

Miałem wówczas ok. 4 lat i poziom wykonania

rysunku odpowiadał moim ówczesnym możliwościom

- nie przedstawiał on niczego więcej, ponad plątaninę

poprowadzonych kolistymi ruchami kresek. Z owej

plątaniny, ku górze wystawały rogi i widły, ku dołowi

zaś, kopyta oraz ogon. Ale ja w ową plątaninę

włożyłem całą swoją pasję, całą posiadaną żarliwość

i zapał, a w moim dziecięcym umyśle zrodziło się

przekonanie, że to, co podczas rysowania myślałem

i czułem, zostało na rysunku uwidocznione. Że teraz,

jeśli tylko ktoś spojrzy na moje dzieło, to od razu

zakosztuje tej samej odrazy i ohydy, którą ja rysując

przelałem z serca na drzwi, czyli że - mówiąc

(7)

Przemysław Liziniewicz - „Kolega Pracuje Głową”

6

najoględniej - zdradziłem się z czymś, do czego nie miałem wcale ochoty się przyznawać (w każdym razie nie przed babcią).

I oto właśnie na korytarzu zabrzmiały jej kroki.

Poczułem nagły lęk, więcej - wpadłem w panikę.

Skruszony i szczerze pragnąc poprawy, pośliniłem dłoń i zamaszystymi ruchami zacząłem ścierać z drzwi to, co na nich narysowałem. Niestety, jedynym uzyskanym przeze mnie efektem była tylko większa płynność linii, obrazek stał się wyrazistszy. Ale już nie było na nic czasu - klamka w drzwiach poruszyła się, a ja odskoczyłem kawałek dalej, wciąż jednak pozostając na podłodze. Babcia wkroczyła do pokoju, a ujrzawszy mnie siedzącego tuz pod swoimi nogami, zapytała: A czemu ty tu siedzisz - bawisz się?

Następnie wędrując spojrzeniem za moim wzrokiem, zakrzyknęła:, O jaki ładny diabełek, jakiego to ładnego diabełka narysował!

Ja jednak, zamiast zaznać ulgi płynącej z faktu,

że intencja przyświecająca mi podczas nanoszenia na

drzwi wizerunku diabła, nie została ujawniona,

czułem się zdruzgotany i upokorzony. Pojąłem wszak,

(8)

Przemysław Liziniewicz - „Kolega Pracuje Głową”

7

iż zamiłowanie do zgnilizny, do ohydy, nieśmiało kołaczące się na dnie mojej duszy, pozostało niewyrażone...

Miałem już wówczas 6, a może nawet 7 lat, w każdym razie już nie byłem wożony wózkiem.

Powoli zaczynały kształtować się moje fobie i upodobania. Zaczynałem bać się piekła.

Dlaczego właśnie wtedy? Ano, dlatego, że trochę wcześniej babcia poinformowała mnie, że do 7 roku życia, grzechy się nie liczą. Lecz skoro tak, oznaczało to, że później już się liczą. Jakkolwiek, zatem początkowo, owe 7 lat zdawały się czymś dość odległym, niedosiężnym (do chwili ich ukończenia mogło się we mnie jeszcze wiele zmienić), to kiedy wyczekiwana „dorosłość” zjawiła się tuż, tuż na wyciągnięcie ręki - a ja pod względem wymaganej

„czystości” nie rokowałem poprawy (o ile wydawałem się zmieniać, to jedynie na gorsze...) zacząłem w coraz większym stopniu obawiać się piekielnych płomieni i mroku.

Nie wiedzieć, czemu, zawsze wyobrażałem sobie,

że w piekle - mimo ognia - musi panować ciemność.

(9)

Przemysław Liziniewicz - „Kolega Pracuje Głową”

8

Bo ja tym czasem nawet podczas modlitwy nie byłem zdolny osiągnąć właściwego poziomu skupienia. Pamiętam, jak pewnego dnia, po drodze na łąki zaszliśmy z babcią do kaplicy. Ot tak, pomodlić się. To nastąpiło z samego rana, w dzień powszedni;

w świątyni oprócz nas nie było prawie nikogo. Przez kolorowe szybki witraży, wpadały ukosem do środka, wielobarwne smugi światła, a w nich unosiły się tumany pyłu. Po kościele rozchodziło się echo czyichś kroków… Gdzieś z boku zaszurała (z donośnym pogłosem) drewniana ławka.

Klęczałem przed bocznym ołtarzem i czyniłem daremne wysiłki by uzyskać skupienie na automatycznie wyklepywanej modlitwie. Niestety, przez moją głowę nieomal bez przerwy przelatywały potoki myśli, które zupełnie nie były związane z treścią szeptem wypowiadanych słów. I to, jakich myśli! Za samo takie myślenie należało się piekło.

Nagle poczułem, że czyjaś dłoń gładzi mnie po

głowie. Uniosłem oczy, spojrzałem - nade mną stał

dobrotliwie uśmiechnięty ksiądz. Widocznie, kiedy

przechodził wzdłuż nawy, dostrzegł rozmodlone

(10)

Przemysław Liziniewicz - „Kolega Pracuje Głową”

9

dziecko, wzruszyło go to i się zatrzymał. Przecież nie mógł wiedzieć, jaki naprawdę jestem. Zrobiło mi się nieprzyjemnie. Gdyby wiedział - dopiero by mi dał.

Każdej nocy przed zaśnięciem, straszyły mnie języki ognia. Każdego dnia gubiłem resztkę nadziei na to, by ów trend, nieuchronnie wiodący mnie ku zgubie, mógł jeszcze gdzieś w niedalekiej przyszłości ulec odwróceniu.

A tego pamiętnego dnia znajdowałem się z babcią na spacerze. Szliśmy chodnikiem. Zbliżał się wieczór i w pewnej chwili babcia powiedziała:

Przejdźmy przez jezdnię, ponieważ tam, za nami z tyłu idą chuligani - a następnie mnie wzięła za rękę i pociągnęła na drugą stronę. Obejrzałem się - chodnikiem w odległości ok. 50 -70 m za nami, podążała grupka jakichś może 11-letnich chłopców.

Wyglądali imponująco, wzbudzali szacunek, szli z rękami w kieszeniach i wszyscy mieli nasunięte na oczy berety.

Zazdrościłem im: Gdybym to ja był już taki

duży, jak oni - żeby wszyscy się mnie bali. Uczułem

dreszcz emocji, a po ciele rozlała mi się fala łagodnego

(11)

Przemysław Liziniewicz - „Kolega Pracuje Głową”

10

ciepła. I oblała mnie jakaś taka nieznana dotąd słodycz, jak gdyby przyobiecanie czegoś nieznanego, co byłoby w stanie zrekompensować lęk przed piekielnym ogniem...

Następnie przez długi czas - nie przyznając się babci - oczekiwałem, że tych chuliganów gdzieś jeszcze spotkamy, że to nie koniec, coś zdarzy się takiego, że nawet nie będzie mi żal, że na razie nie mogę być jednym z nich. I później w trakcie wyczekiwania na owo coś, co miało nadejść, już w nieomalże każdym śnie stawałem się chuliganem.

Po niedługim czasie ukończyłem wreszcie owe wymarzone 11 lat. To się dokonało jak podczas jazdy pociągiem metra, kiedy za oknami panuje ciemność i brakuje punktów odniesienia dla wzroku. Być może właśnie to sprawia, że po przebyciu pewnej trasy, nie odczuwa się długości czasu, w jakim dokonał się przejazd, a więc tego, czy przejechało się pięć, czy dziesięć stacji. Posiadałem także beret.

Mieszkałem w Warszawie i każdego dnia

chodziłem z babcią do parku przy cmentarzu

żołnierzy radzieckich. Któregoś dnia, będąc na takim

(12)

Przemysław Liziniewicz - „Kolega Pracuje Głową”

11

spacerze i wyliczywszy, że właśnie nadszedł odpowiedni moment, zaciągnąłem na oczy wspomniane nakrycie głowy i wsunąłem ręce do kieszeni spodni, po czym wysforowałem się przed babcię kilka metrów do przodu. Kroczyłem pogwizdując. W pewnej chwili jakaś pani w sposób niezwykle życzliwy, zaczepiła mnie słowami:

Chłopczyku, popraw sobie... Podnieś trochę wyżej ten beret, bo nic nie widzisz i możesz wejść na jakiś wystający korzeń, i nawet przewrócić się. Oczywiście zabolało. Musiało zaboleć.

Czy oni nie widzą - rozważałem - otaczającej

mnie atmosfery grozy, eksplodującego zła? No, ale

przecież jedna jaskółka nie czyni wiosny, na pewno

inni się mnie boją. Więc dalej wędrowałem z rękami

w kieszeniach. A gdy dotarliśmy do miejsca, gdzie

rosło drzewo, na które lubiłem się wspinać,

spostrzegłem, że gałąź, na której zazwyczaj

siadywałem, zajmuje grupka chłopców, o co najmniej

rok starszych ode mnie. Otóż i - pomyślałem sobie -

chuligani. Byłem w tamtej chwili gotów na spełnienie

wszelkich oczekujących mnie wymogów inicjacji.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Podobnie zresztą, jak każdego innego dnia na jawie, kiedy przykładowo przechodzę przez jezdnię, to nie zastanawiam się (inni chyba także), dlaczego

Niewiasty uwydatniają swoje atrybuty, a przeciętny sa- miec uważa, że chcą się jemu podobać, jednak niestety prawda jest taka, że one konkurują między sobą, a my służymy

Opuściłem się w nauce, wagarowałem, nie mogłem już wytrzymać w szkole, ponieważ byłem nieustannie gnębiony przez rówieśników, a dodatkowym ciosem było dla mnie to,

Sekrety wiecznie młodych kobiet mówią o bezwiekowości, czy też bez- wiekowym życiu, którego doświadcza się, kiedy angażuje się w  życie bez lęku o to, że się upadnie

Na przecięciu tych trzech spraw znajdziesz odpowiedź na swoje pytania: twoje miejsce w życiu, czyli twój „sweet spot”2.

Jeśli więc rzeczywiście chcesz się dowiedzieć, czego mąż ci nie mówi, wybierz się ze mną do źródeł jego

(Artykuł niniejszy, pióra wielkiego pisarza rosyjskiego, został zawczasu zakazany przez rząd rosyjski. Już w tytule samym rząd upatrywał krytykę swej polityki sądów

Patrząc na ogrom możliwości, w których możemy się rozwijać i poprawiać swoją wydolność, większość osób decyduje się na najprostszą jej formę, a