I C Egaeemplarł ko«»tuj< we w szystkich kio skach i k się g a rn ia c h 4 0 0 mfc.
W a r u n k i p r z e d p ł a t y
„ P O K R A K A ” wydaw aną będzie co p iąte k k o sztuje kw artalnie w u rzę
dach pocztowych2500mk.
pad przepaską 2600 mk.
w Am eryce 1 dolar.
.Pojedyńczy egzem plarz
„ P O K R A K I” 400 morek.
Pokraka
• G Ł O S Z E N I A :C ena ogłoszeń: w iersz nonparetowy jednołam . 500 mk. R eklam y 1000 mk.
Przedpłatę przyjm . księ
garnie, kolporty i ajentury W łaścicie l i red aktor
Tom asz Dołęga- Lew andow ski Adm inistr. Chw aliszeW o
nr. 69 w Poznaniu.
Satyra prawdę mówi, Błędów się wyrzeka, Wielbi urząd, czci króla, Lecz sądzi człowieka.
Swój do Swego Nr. 23. Poznari, Lwów, Kraków. Katowice,W arszawa, Wilno, Chicago III
Rok
X X V II. Rok 1922 POLITYKA OJCÓW NASZYCH NA BEZDROŻACH.Wiara Ojców naszych a ósemka (Światowidz) Lewica błaga Polskę o postęp i oświatę.
DZIEWICA UBOCZNA: Słyszałyście o tem, że wybrano p. Gabryela Narutowicza na Naczelnika Państwa?
DRUGA: Grudzień będzie historyczny dla Polski. Szkoda tylko, że p. Narutowiczowi na imię Gabryel.
TRZECIA: Mówcie co chcecie, ale żal mi tego Józefa. Nasza Chjena krzyczała: dajcie ostatni piniążek a za niego będziecie wybawieni z czyszczą.
CZWARTA: A juści.
ELEGANCJA W STAROŻYTN OŚCI I CZASACH DZISIEJSZYCH Za dawnych czasów ludzie chodzili odziani w skóry zwierzęce; damy brały skórę żeńską a panowie męzką np. po niedifwe- dziach, i z lego właśnie powodu elegancja znajdowała się na niższym, niż obecnie, po
ziomie kultury.
W iem co mi powiedzą czytelnicy:
— Dzisiaj właśnie skóry zwierząt cieszą się rozległą modą. Damy w bieżącym sezonie zimowym występują prawie literalnie obszyte w kosztowne futra (niem am tu na myśli własnych futerek). Niejedna z pań w po
pielicach „wywróconych do góry nogami"
jest podobną do eskimoski. Te których nie stać na futra szlachetne, obnoszą po mieście żakiety ze skórek zajęczych, króliczych, lisich, psiech, kocich i szczurzych, na prędce po
malowanych na sobole, tego rodzaju stają się nawet podobnemi do skór wielorybich, wężowych i krokodylich
Futra używane przez naszych praojców, bardzo różniły się od dzisiejszych wytworów szyku i wykwintu. Bardzo stare, kosztowne ksiągi historyczne uczą nas, iżlow elas z epoki tworzenia się pierwsyych pokładów węgla kamiennego, nie robił sobie wielkich zawo
dów z przygotowaniem na sezon zimowy algierski.
U bijał poprostu tura, wydrążał zeń mięso i kości i nie trudząc kuśnierza, właził w skórę, w której w celu wywołania tem większego wrażenia na rautach ówczesnych, pozostawiał nawet rogi.
Tak przystrojony dum nie błądził po la
sach i nie wiedział, że wobec dzisiejszych pojęć byłby śmiesznym-
Śm iem przypuszczać, że podobnemu elegantowi zamkniętoby dzisiaj drzwi wszyst
kich salonów bez wyjątku.
Ktoś może zaoponować:
— Futro pozostawiamy w przedpokju.
Za pozwoleniem, po pierwsze, w czasach skrajnie ciemnych pojęć (jak jeszcze wierzono w piekło djabłów i czyściec) nie znano przed
pokojów. Powtóre, elegańci ówcześni, skóry nosili bezpośrednio na cieie 'i to właśnie uniem ożliw iało im pozostawianie futr w kon- tramarkarni..
Obecnie wymagania nasze zaszły znaczie dalej. Elegant z doby dzisiejszej, jest zm u szony przedewszystkiem używać odzieży p rzy krajanej podług ostatniej mody.
Lejbuś Rozenkrantz, mistrz krawiecki z osady Gałgowicze z powodu rozwiniętego przywiążania do miejsca rodzinnego, oraz przyciśnity brakiem czasu i obawą kosztów, raz na siedem lat odwiedza Warszawę (!!!) i wywozi z tąd egzemplarz żurnalu paryzkiego, m niej więcej z przed laty dwunastu. (!)
Po przyjeździe do miejsca stałego za
mieszkania, mistrz, o którym mowa, otrzyma, ny w podarunku żurnal wywiesza za oknem i dopisuje na marginesie:
„O statnich moda paryzkiemu".
W osadzie wszcyyna się gwałt.
— Lejbuś przywiózł ostatne mody (Rekord paryzkie! — obwołują wykwintni galgowicza- nie i — oczywiście popełniają barbarzyństwo.
Mistrz sporządza im „bonżurki", jakie używano w Paryżu na pięć lat przed końcem
istnienia drugiego cesarswa i m ają śmiałość utrzymywać, iż są przystrojeni według naj- ostatniejszej mody.
Warszawa, jako bezpośrednio połączona z Paryżem i Londynem, zna duje się w zna
cznie szczęśliwem położeniu. Mody za poś
rednictwem Berlina dochodzą do nas (mar- szantki) we dwa lata później.
W miastach naszych, obecnie w grudniu aż się roi od elegantów, którzy noszą cylindry, futra niedźw iedzie i róże wpięte w klapę i zdobią stopy obuwiem żółtem , cie- szącem się w tejrze chwili powodzeniem w Nizzyi Abazyi. Mufka Lisiogon.
CZARNY KRAWAT.
I wy mnie pytacie z pijanym hałasem, Co znaczy, żem czarnym obwiązał atlasem Swą szyję i trupią zatknąłem w nim główkę...
I wy mnie pytacie?... A macie — ż gotówkę!,.
Co macie?... Więc siedźcie tu wszyscy za [stołem, — Niech kielich swym brzękiem zadzwoni we- [sołym, Niech mokka nam dymi, niech koniak się [leje — A ja wam, o bracia, opowiem swe dzieje...
Tak... dobrze... Ju ż w głowie mam chaos [przedbytu...
J u ż serce nie m dleje w ekstazie zachwytu...
I gardło zwilżone... więc proszę o ciszę:
Słuchajcie, o gorzkich mych chwil towarzysze..
Kochałem ją... W iecież, jak ja ją kochałem...
Krwi wrzącej pragnieniem, rozkosznych męk [szałem, Mistycznej mej duszy obłędnej tęsknotą — Nad wszystko: nad mokkę, nad koniak,
[nad złoto!
A ona, jak straszny ów wąż Leokona, W m ą pierś się w żerała, m iłością szalona, W uściskach dusiła — i, ramion pierścieniem, Objąwszy - paliła swych pieszczot pło
mieniem...
1 dni nam tak biegły, jak słodkich snów [chwilę...
— Hej, prędzej, koniaku!.. Jej zdrowie [wychylę!..
Aż raz, gdym do dom u powrócił nad rankiem, Mej lubej nie było, uciekła z kochankiem...
Com cierpiał — wic tylko ta noc tajemnicza!..
Przed ludźm i ból nie zwykł odkrywać oblicza...
Trzy noce wciąż piftem — w tom, bracia [rodzeni, Chcę p łac ić— i czuję, że pustki w kieszeni...
Na ów czas mię rozpacz chwyciła w swe [kleszcze...
Poczułem wskroś piersi śmiertelnych męk [dreszcze...
I szarfę czarną chwyciwszy w boleści, Powiesić się chciałem — łup zdrady nie-
[wieściej...
W tem — w lustrze spostrzegam swej twa
rzy odbicie;
Ta szarfa... ta bladość... ta miłość nad życie...
To tem at — zaiste — porzucić go szkoda!...
Fe — Wieszać się... stara, trywialna to moda...
W ięc żyję — i cierpię!... Ostatnie pam iątki Po mojej miłości — to szarfy tej szczątki!
A główka ta trupia — to symbol znikomy Naszego żywota marności znikomej.
TRENY KARNAWAŁOWE (z dziennika pewnej piękności z roku 1922).
N iedziela I.
Ładna akcja rozpoczęta,
Już mam — już mam konkurenta, Oczekuję duszę drżącą,
Kując rzeczy na gorąco!...
Niedziela II.
Choć nieśmiały, lecz — szaleje!
To też pewną mam nadzieję, Że uczyni krok zaradczy I niedługo się oświadczy.
N iedziela III.
Ciągle dłoń mi czule ściska, Pyta, czy wzajemność zyska, Wzdycha zbliska, czy zdaleka, Ja zachęcam... Czemóż zwleka ?...
Niedziela IV.
Ciągle mówi o miłości...
Czemuż słusznych praw nie rości ?...
Wszak mnie widzi rozbrojoną...
Będę, będę jego żoną!
N iedziela V. (ostatnia).
A! niegodny! a! poczwara!
To to taka wasza wiara?
Takie względy uniżone?
Z oburzenia cała p ło n ę ! I
Wczaraj — wczoraj — dziewczę płoche Pragnąc go ośmielić trochę,
Widząc jego niby — mękę, Sama-m mu oddała rękę — A on — zgrozo! potwór smoczy!
Zrobił takie wielkie oczy I odrazu rzekł, jak z p ła tk a :
„To... to — pani — nie mężatka?!
Ja sądziłem... mnie mówiono...
Że mam szczęście z cudzą żoną...
I zbudzony, niby po śnie,
Zaraz czmychnął, gdzie pieprz rośnie.
Ha ! poczekaj! ty ! Herodzie ! Zemszczę się na całym rodzie !!
I... i w nadchodzącym karnawale Już nie wyjdę zamąż w cale!
Mecheche.
ZWEI JUDEN.
Izydor: Wiesz Icek, właściciele wód znowuż się biorą do hodowli ryb.
Icek: To ślicznie! będzie co jeść w szabes.
Izydor! Tak, jeżeli będzie za co kupić.
Icek: Czy pan Izydor myszli, że my nie potrafimy bracz procentów rybam i? To też ładna waluta jest.
C o m ó w i s ł r ó z B a r t ł o m i e j j
Tak mnie ci kielice boleli okrop- [ nie, żem bez kilka tygodni pary z gęby j niemógł puścić. O j kiepski jest fach J stróżowski, nie to co djabeł w piekle.
Mój Ksawery którem aż sztery oddziały I w śkole powszedni skończył, teraz jest we warśtacie siewieckiem, jak przyń- dzie wieczorem do domu zaraz mi gazetę czyta, do lokatora kawalera ranem ciągiem z restaurantów przy
chodzi. W tej gazecie niema dnia, aby nie stojało o jednym djable co u nasz na drugiem piętrze ma po
mieszkanie. Gazety — tak mi czyta Ksawer, a chłopak jako po tyfusie ciężkom wymowę ma i bez to nie może tak łatwo kłamać — owóż ga
zety niema dnia aby się do djabła onego nie modliły. Nie znajdziesz na niego jenszego wymyślania jeno cu
downy, doskonały, znakomity, nad
zwyczajny ! W głowę zachodzę bez co się to dzieje, bo jak mi skonanie nie miłe, nic ja w nim osobliwego nie widzę. Człowiek to po prawdzie mówiący całkiem nie osobliwy, ino sługi bije i dla dzieciaków rodzonych nie jest dobry, bo woli kupić krawat niż im trzewiki. Na mój głupi rozum świat się do góry nogoma przewraca, warjacja ludzi napadła czy co? A toć i kołodziej i tokarz porządne majstry, dobre robotniki, uczciwe ojce, wierne meże, ciężko dla dobra ludzkiego pracujom, a kto o nich dba? Bez cóż to nikt ich w gazecie znakomi- stościami nie nazwie jeżeli rzemiosło umieją i na wystawach dostają medale.
Niesprawiedliwość, kołowacizna, grzych śmiertelny i tyło w Polsce.
LIST OTWARTY
części ciała, zwanej „Prawą ręką“ . Bodaj nigdy w mem życiu, palce moje nie znały żadnych przyjemności, jeżeli rozumiem tych władców świata, którzy się zowią ludźmi.
Niech tylko ktoś intrygą, protekcją, albo też własną z a s ł u g ą zdobędzie jakąkolwiek władzę, w tej chwili u nóg jego ściele się tłum podłych pochleb
ców, z których każdy, ciągle marzy o tem, aby w jaknajprędszym czasie mógł zostać prawą ręką swego pana.
O h! oh! zmiłujcie się, dajcie mi powąchać jakiego orzeźwiającego elik- syru, bo doprawdy palce mi się po
kurczą od śmiechu.
Nie przeczę, że dumną jestem wtenczas, gdy ten co mnie posiada, nie czytając, podpisuje r ó ż n e doku
menty.
Przyznaje, że się mocno cięszę, jeżeli słuchając r o z k a z ó w płynących w p r o s t z serca, wydobywam cu
downe tony z martwego instrumentu.
O ta k ! bez kwestji, — w życiu mojem doznaję nieraz miłych wrażeń, lecz b a r d z o często, bo nieledwie codzień, znajduję się w położeniu nie wzbudzającem wcale, zazdrości.
Wy więc wszyscy, którzy pragnie
cie koniecznie być czyjąś prawą ręką, zastanówcię się na moją smutną dolą i zamiest gonić za chęcią zostania, często z uczerbkiem swojej własnej godności, bez wiednem narzędziem cudzej woli, bądźcie lepiej sami sobą,
czego wam życzy Prawa ręka.
NA ZACH O DZIE.
Żył przed ośiemnastu laty,
W Neunkirchen nad Saarą kawaler [nie bogaty, Aby się swej tęsknoty i smutku po- [zbawić, Szukałpanny aby mógł się znią zabawić, Lecz był to kawaler czysty polak z
[krwi i kości, Niechciał wziąść za żonę pannę, obcej
[narodowości I tak się namyślał i mówi tak uczynić, Postawię w gazecie wielkie ogłoszenie, Po jego ogłoszeniu wielkie dziwy się
[stały, Bo dziennie po tuzinie panny się [zgłaszały Wybrał sobie jedną pannę i to z gnia- [zda „Lecha", Która miała mieć pieniędzy więcej jak [półtora miecha, W idział on tę pannę tylko raz, a po [roku nadszedł ślubny czas Po ślubie nie dostał obiecanych pienię- [dzy pełen worek Tylko na podróż do Neunkirchen czte-
[rysta marek Ale był zadowolony i z tego, bo do
stał przez gazety żonę coś poczci- [wego.
Lecz niestety co się dzieje, żony serce [dla męża zimnieje Tak że po osiemnastu laty, zabiera [pościel bieliznę i szaty, Jedzie do gniazda Lecha, gdzie ojciec [od starości ledwie dycha, Ojciec córkę namawia do zgody, mówi [że nie masz tu żadnej wygody.
Córka się prędko namyśliła, i do brata [swego pospieszyła Brat godny pożałowania, że przyjął [siostrę do swego pomieszkania Lecz tam ją teraz nikt nie pilnuje, jak [z innemi panami szachruje Ale idzie to dalej swojem prądem, bę- [dzie się odpowiadała przed sądem.
Więc kawalerowie miejcie to za przy- [kład i za wzór Nie ślubujcie z panną, dopuki naprzód [nie otrzymacie obiecany pełen wór Jej serce i miłość dokładnie ocenić, [aby mógł się każdy szczęśliwie ożenić A nie tak jak ten który tu podaje, że po osiemnastu lety małżeństwo się Ja n Balon [rostaje.
NA GWIAZDKĘ.
Przed świętami w Polsce, Różne nasze kupczyki Rozkładają na pokaz Swoje barwne kramiki 1 do kupna zachętę
W czułem niosą nam słow em :
„Hej, kupujcie, paniusie!
„Handel, handel panowie"
Od zabawki dla d zie c i!
Może bacik dla synka ? Na rowerze cyklista — Rada będzie dziewczynka...
Gry w najnowszym układzie Graj-że dziatwo na zdrowie!
„Hej, kupujcie, paniusie,
„Handel, handel panowie"
A w teatrze, dla starszych, Sztuczki obcych muz w ieszcze:
Zwarjowany M...
Jakieś Wizje i dreszcze W strzępach blagi podane — Najzwyklejsze niezdrowe,
„Hej, kupujcie, paniusie,
„Handel, handel panowie"
W literackim kramiku Sto prospektów się czubi, Zapowiedzi, dodatki, Co kto pragnie i lubi...
„Obiecamy, co chcecie,
„W jakiej chcecie przemowie
„Przyjdzie głupi, co kupi
„Handel, handel, panowie" ! Handel, handel, panowie"!
Wszystko sprzeda straganek — Przekonania, uczciwość,
Nawet cnoty łachm anek!
„Zawiniemy misternie,
„Niechaj służy na zdrowie...
„Hej, kupujcie, paniusie,
„Handel, handel, panowie" !
*
•V *
„Handel, handel, panowie!
„Towar kupię ja wszelki —
„Może stare kamasze,
„Może próżne b u te lk i? " — Tak się nagle z podwórza Ozwał żydek z ziębnięty,
„Precz mi ruszaj za bramę
„Handelesie przeklęty" !
BAJKA
o spowiedzi lekarza w piekle.
D j a b e ł : Co pan robił, aby zastać tern, czem pan jesteś?
L e k a r z : Staram się dwa razy do roku w redakcji „Wichrzycy"
o reklamy, a gdym dostał, nie potrze
bowałem sobie niczem zawracać kon
trafałdy i obtańcowywałem młode djabliczki na wieczorkach na „Przed
pieklu".
D j a b e ł : Czy masz pan wiele zajęcia w swoim zawodzie?
L e k a r z : Niema prawie dnia, abym nie rżął w kopa, bo preferans, mój panie, dawno już wyszedł z użycia.
D j a b e ł : Co pan robisz, gdy pana wzywają do chorego wśród nocy?
L e k a r z : Każe służącej powie
dzieć, że mnie niema w domu albo, że leżę obłożnie chory.
D j a b e ł : A co pan robisz, gdy pana wzywają do chorego w biały dzień ?
L e k a r z : Jeżeli widzę, że chory jest kiepski, to każę sobie przyzwoite honoraryum wypłacić z góry, bo gdy chory klapnie, to potem szukaj wiatru w polu.
D j a b e ł : Czy pan z jednakowym pośpiechem dąży do udzielenia pomocy chorym wszelkich stanów?
L e k a r z : Jeżeli pacjent jest zamożny, to pędzę natychmiast a nawet biorę dryndę, gdy zaś jest gołym, mówię, że będę wolny dopiero za tydzień.
D j a b e ł : Co pan robisz w razie niemożności rozeznania choroby pacy- enta ?
L e k a r z : Szukam wtedy w palce na chybi-trafi i powiadam: tyfus albo rak.
D j a b e ł : Czy pan nie przewi
duje konsekwencji takich pomyłek?
L e k a r z : O w szem ; to wtedy powiadam rodzinie, że za życie cho
rego nie ręczę.
D j a b e ł : A jeżeli chory mimo to przyjdzie do zdrowia?
L e k a r z : To w takim razie zapewniam rodzinę, że wiedza moja chwyciła się wszelkich środków sztuki lekarskiej i dzięki temu uratowałem jej członka.
D j a b e ł : Czy zarobki pańskie są wystarczające ?
L e k a r z : To zależy, od sezonu.
Czasami zdarzy się, że w ciągu jednej zimy przewalę kilka tysięcy w kopa.
D j a b e ł : Czy pan uzupełnia stale swoją wiedzę lekarską?
L e k a r z : Owszem, prenumeruję kwartalnie „Medycynę".
AFORYZM.
... O jednym prawniku powiedział ktoś : „mało gada, ale głupio gada" — jest gdzieś jednak jeden adwokat — dziennikarz — filozof, o którym mo- żnaby śmiało pow iedzieć1
,,Głupio gada, ale dużo kradnie"!
W SĄDZIE.
Przewodniczący: Aha! więc oska
rżony znalazł tę portmonetkę. A dla
czegóż to oskarżony nie odniósł jej zaraz na policję?
A ndrus (dumny) s C o? jo miołem za pięć marek dymać na policję ? Pa
nie sędzio! jo z naszom policjom i za pięćset marek nie chce mieć nic do czynienia!
! ! ! Ulicą Prowincjonalka Uniosła sukni troszkę:
Dostrzegam zgrabny bucik I wyżej tam — podwiązkę . . .
1 wyżej jeszcze — zgrozo!
Jak dziwny, srogi h a rc : M anufak tur — Żyrardów - Garantirt und echtschwarz.
OW E DAMY.
P o k o j ó w k a : Pro
szę wielmożnej pani, wielmożny pan przy
szedł!..
P a n n a H e l a : A który?
P o k o j ó w k a : A ten, co to zawsze mówi wielmożnej pani:
„daj tysiączkę, albo ci zaraz gnaty połamie!!!
W HOTELU PANÓW.
— Kelner! Zupełnie nie mogę poznać czy ta porcja jest baraniną ś ta sarna lub sarną a la baranina?
— I jedno i drugie proszę pana, nasz ku
charz upił się i do rądla z pieczenią bara
nią upuścił róg sarni z kluczami gospodyni.
TRANSPOZYCJE
ZNANYCH MELODYJ.
(Temat: „Wlazł kotek na plotek") W lazł modry kot na tęczy płot
1 krwawem okiem mróga, Zielony ogon splontał w splot,
Bije zeń złota smuga.
I buja tak w błękitnej mgle Tęczowy kot w zodyaku, A symbolista patrzy się
1 czeka rychło znaku.
Kot, jak kometa, ogon swój Rozwinął — okiem mruga, I wdał miauczenia płynię zdrój:
Pieśń senna — słodka — długa.
OMYŁKI DRUKARSKIE.
Janina rzuciła się Adamowi na szyję, wołając w szale:
— O bło ta chwilo.
* *
*
„Z powodu śmierci właściciela, sklepu ten przechodzi na własność niepocieszony po nim bony".
* *
*
Losy Polski byłyby zapewne inne, gdyby nie bodły ludzi.
S tu d e n tk a : Proszą o historję Polski.
K się g arz: O statni egzemplarz sprzedałem Naczelni
kowi Państwa.
NA ULICY.
Pijany m ąż: Wikta, dai gęby!
Ż ona: Zwarjowałeś, na ulicy? Poczekaj, aż będziemy w domu.
M ąż: Ba, kiedy mi się wtedy odechce.
PODCZAS BITWY Z BOLSZEWIKAMI Pan kapitan Trębecki
Rzekł wśród strzałów i huku:
— Otóż co chcę powiedzieć, Terefere i kuku!
Lecz nie skończył, bo kula Taka duża, nie mała, Głowę razem z kaszkietem Trębeckiemu urwała!
On wziął głowę pod pachę, Do obozu ją dźwiga, A był taki ruchliwy, Jak posłaniec lub fryga.
I gdy idzie (tchu złapać Ze wzruszenia nie mogę)!
Inna kula mu zrywa Lewą rękę i nogę.
Rzekł kapitan do gwardji:
— Poczekajcie troszeczkę, Jeno rękę i nogę
Wezmę, zwiąże w chusteczkę.
Poszedł dalej z węzełkiem, Bój okropnie coś hula...!
Znów mu rękę i nogę Inna urywa kula!
Więc jest gniewny kapitan, Bo armatnia zła władza Do bochaterstw dziejowych Nietaktownie przeszkadza.
PAJACE.
Kiedy nagie ciało Zobaczę w marmurze, Dreszcze oburzenia Chodzą im po skórze!
Gdy kto błąd popełni, To choć wnet go zmaże, Każdy z nich bez zwłoki Powiesić go każe.
Ukradł biedak bułkę, Ci krzyczą, jak zw ału:
— Cofnąć go z obiegu!
Precz — do kryminału!
Co ktoś zrobi — marne, Co ktoś powie — głupie, I ze swej strażnicy Tępią wszystkich w kupie!
DO PANI Z (?).
Czas do ślubu czas, Bo już wstyd i nas!
Każdy zdała obserwuje, Jak B a n in k a się raduje,
Nie zważa na wstyd.
0 tak! wszakże miło tobie
Tak przeróżne funkcje sprawiasz, Kuchareczką się objawiasz,
Nie zważasz na nic.
Wśród radosnych chwil Kochankowi kwil,
Byś na zawsze go zyskała 1 o troskach nie wiedziała,
Jak rodzica twa.
Grudzień mamy już, A wiosna tuż, tuż — — I znią razem wszystkie ptaki Przyniosą ci darek — jaki?...
Nie wchodzimy w to.
Piszczygłowa.
W OBECNYCH CZASACH.
— „Moja Maniu !“ — rzekła matka — Zdajno z tego sprawę,
Czemu ty lokatorowi Sama nosisz kawę ?
I dlaczego to u niego Zostajesz tak długo?
Czyż wyręczyć się nie możesz Naszą starą sługą ?
— „Ależ m a m o ! przecież czasu Żąda każda praca
On gorącą tylko lubi, W ięc garnuszek m a c a !“
— „Wstrzymaj się !“ westchnęła [stara Póki jeszcze pora!
Moja matka także miała Niegdyś lokatora,,
I ja niegdyś zanosiłam Kawę mu do łóżka I on tylko z gorącego Lubiał pić garnuszka.
Lecz przystępu do pokoju Nie miała służąca,
Za to, gdym ja z kawą weszła, Macał czy gorąca!“
Córka na t o : „Zemną właśnie Dzieje się to samo,
No, — i czy się ten lokator Nie ożenił z m a m ą ? !“...
FRASZKI.
**' Gdy djabeł się starzeje, staje się mnichem.
*** Dwa razy mąż żonę kocha — przy ślubie i na pogrzebie.
*** Nie znajdziesz szlachetnych w wię
zieniu, ani dobrych w sutanach.
*** Jeżeli masz szczęście, to nawet i kogut będzie znosił jaja.
*** Nie kraj dachu sąsiada, gdy do twej chałupy deszcz prze
cieka.
*** Uczyć głupiego jest jak pie
lęgnować trupa.
*** Gdyby człowiek wiedział, na którem miejscu padnie, podścieliłby sobie dywan.
CIERPIENIE.
— Co ci to?
— Jestem trochę cierpiący.
— Na co?
— Na brak gotówki.
— Co to, jak słyszałem codzień bywasz w teatrze?
— Coż chcecie, węgiel drogi, jakość wadliwa, a waga oszukańcza, a w Teatrze przynajmniej ciepło.
Nie trza wam wykładać Tego, jak na tacę, Że to są — typowi Polscy pajace! Goniec.
Socjaldemokratyczny najazd na demonstrację uliczną w Warszawie.
Z PAMIĘTNIKÓW
M ŁODEGO MUZYKA.
... Co za wydarzenie! Spałem dolce.
Wstałem allegro ma non tropo, ubrałem się poco a poco i wszedłem allegretto do jadalnego pokoju, gdzie przybyłem właśnie a tem po, gdy moja zona andante grazioso nalewała kawę.
C on sentim ento zapytałem jej, jak spała: ona zaś podziękowała mi m olto vivo swym contabile głosem, patrząc przytem expressiro ślicznemi niebies- kiemi ślepkami. Nagle słyszę — z po
czątku pianissim o, potem piano, wre
szcie creseendo i forte dzwoni ktoś do drzwi. Służąca otwiera i maestoso wkracza do przedpokoju jakiś jego
mość. Słyszę, jak con tu tta forze domaga się widzenia ze mną. Podnoszę się ritard anto , otwieram drzwi adagio i Jargo wchodzę do przedpokoju. Tam
— cała symfonia! Icek Gałganfisz w swojej własnej osobie! Rozpoczyna się recitativo z początku rallentando — potem coraz bardziej stringendo — 0 zapłatę. Ja oświadczełem resoluto, źe nie mam ani grosza. On staje się furioso. Więc chwytam fortissim o za kark i zrzucam con stepido ze seala...
Całkiem nieprzyjemne intermezzo.
ŚWIETNY POMYSŁ.
Pewien pan w pewnem biurze, Wyższej posady się d ochrapał. . . Wnet po objęciu tej godności Dziwny go opanował z a p a ł. . .
*
Zawsze na swojem stanowisku . . . Zawsze pracuje najprzykładniej. . . Za wzór chwalebny biuralisty Biorą zwierzchnicy i podwładni.
*
Gdyż każda praca — tóż nie dziwy — Najlepiej w pierwszem idzie robrze . . . Bodaj wciąż taki był gorliwy!
Świeże nożyce krają dobrze!
*
1 wszystko szło jaknajlepiej,
Gdyby w rozmyślań nie wpadł prądy:
Czem przed zwierzchnością się od- [znaczyć, Czem upamiętnić swoje rządy?
*
Długi czas nad tem medytował. . . Chodził, jak struty . . . łam ał głowę — Wreszcie się palcem stuknął w czoło I rzekł: Mam pomysł — już gotowe!
•
Nazajutrz rano obwieszczono Dla uniknięcia czasu straty
Podwładnym moim raz na zawsze, Nie wolno w biurze. . . pić herbaty.
Kwestya, czy między podwładnymi Nie przyszła myśl do głowy komu, Że pomysłowy pan niedługo Z ab ro ni. . . pić herbatę w domu.
PALCEM W BUCIE.
Na tym świecie jest zabawne!
Kiwać byle ktoby c h c ia ł. . . Ten się puszy, tamten wzdyma, Istny to kiwania szał.
Lecz najczęściej takie chucie, Kończą się . . . kiwaniem w bucie ! Ktoś (nomina sunt odiosa),
Gwałtem być tenorem chce, Zrywa gardło i czas traci Biorąc wciąż fałszywe ce:
Wszak śpiewanie to kogucie, Jest kiwaniem palca w bucie?
Lucia ładna lecz prostaczka, Przy tem biedna, marzy wciąż O zdobyciu miljonera
Bo ubogi — to nie m ą ż ! Los . . . panieństwa darzy Lucie Za kiwanie palcem w bucie!
Pan reporter głos podnosi Dla wytartych kilku dych,
W sprawie wiedzy, sztuk, n a u k i. . . Raptem rzekł ktoś: — Bodajś ścichł.
Kto nie gości w instytucie, Po c o . . . kiwa palcem w bucie?
Wynalazca domorosły Zrobił zamek czy też coś . . . Praso, dalej moją sławę, Całej ziemskiej kuli g łos!
Robią *prubę . . . feler w drucie Czy to nie kiwanie w bucie?
Ten co bliźnich jak ja teraz, Chciałbym leczyć z brzydkich wad, Nie jest lepszym i nie mędrszym, Niech w kąt zatem idzie rad ; Humorysto, bałamucie,
Przestań kiwać palcem w bucie ! Kaśka.
Rozmowa dwóch mądrych.
P o k r a k a : Jak stoi obrachunek w budżecie?
F i r u ś ; Bardzo ślicznie stoi.
P o k r a k a : A mianowicie?
F i r u ś : Kredyt wyczerpany, a de- betu nie będzie z czego pokryć.
P o k r a k a : O co właśnie w Pol- j sce chodzi prawicy lub lewicy?
F i r u ś : Prawicy chodzi o fol
warki i probostwa i o utrzymanie ludku w ciemnocie. Lewicy zaś o kolonizację, postęp i oświatę.
P o k r a k a : Jaki więc jest spo
sób ażeby starszych braci z młodszemi pogodzić?
F i r u ś : Trzeba piekło i djabłów wypędzić gdzie pieprz rośnie.
P o k r a k a : Kto winien krwawym wypadką w Warszawie?
F i r u ś : Wszechstronna głupota.
MIĘDZY KUCHARKAMI.
— Słuchaj Maryś, co ty zarabiasz dziennie na koszykowem ? — pyta jedna drugiej.
— Rozmaicie — odpowiada za
pytana — czasem sto, czasem trzy
sta! a ty? —
— E ! ja tego nie potrzebuje, bo ja służę u kawalera, to mam inne dochody.
Pozn ań ska
Hurtow nia G ram ofon ó w
P o z n a ń , u lic a M a szta la rsk a nr. 1.
jest najkorzystniejszem źródłem za
kupu kompletnych gramofonów naj
nowszej konstrukcji, wszelkich przy- borów oraz płyt na c a ł ą P o l s k ę
zachodnią.
Z a m i a n a i z a k u p z g ra n y c h płyt na do g o d nych w a ru n k a c h . W szelkie nowro£ci n a ty c h m ia s t
d o n a b ycia .
St. Jarosz.
8
w www w
w w
w fw
w
“^ P O Z N A Ń
t ia r y R y n ek >6 * T e l
f S Ł / B T C W W I A
525 ~
g «► bfo&róto » &jK>ł£uePi « fiafb&ro ^ % H ♦ &oroaeJz'#s&aflpel* rąkanyleze^i « |§
* ^ramcdeh & ^ielizruj, * __i ■ p • ' / p '
ijecu&aJyt.
ooooooooooooooooooooooooo ooooooooooooooooooooooooooe
Zabawki
Poznań
Szczotki
Hurtownia A. K R E C Z M E R
Szpagat
Wielkie G arbary 29.
Tel. 4170.
Ozdobi ctiain»owe
OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOCOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO
NASZE.
Hula wiatr po lesie l owszem,
Cóż nad jego tchnienie Niezdrowszem ?...
Chyba złość czło- [wiecza Niedbałość 1 do zbrodni wszelkich
Wytrwałość!
Poznaj siebie! Poznaj innych!
P r z e z n a c z e n ie , za le ty , w ady, z d o ln o ś c i. P rz y ś lijc ie sw ój c h a ra k te r p is m a lu b zalnteresow a- n e j osob y, z a k o m u n ik u jc ie im ię , rok i m ie s ią c u r o d z e n ia , ile o s ó b n a jb liż s z e j r o d z i n y ; na ty c h d a n y c h o trz y m a c ie od u c z o n e g o psy c h o - grafologa S zy lle ra - S zk o ln ik a (a u to ra prac n a u k o w y c h ) lis te m p o le c o n y m n a u k o w y s z c z e g ó ło w ą a n a liz ę c h a r a k te r u , o k re ś le n ie w a ż n ie j
s z y c h z d a r z e ń ży c lo w > ch . O d p o w ie d z i n a szc z e rz e z a d a n e p y ta n ia .C e n n e w s k a z ó w k i i rady.
D o teg o je s z c z e n a jn o w s z y u tw ó r C h. S zy lle ra - S z k o ln lk a n ie w ie lk a le c z tre ś c ią b o gata k s ią że c z k a „ T a je m n ic a P o w o d z e n ia " . R ady, w s k a z ó w k i, u w a gi, jak ży ć , p o s tę p o w a ć , aby o s ią g n ą ć p o w o d z e n ie , d o b r o byt, n ie z a le ż n o ś ć , z a d o w o le n ie I z w y cię sk o p r z e c iw s ta w ić się lo so w i. P raca n a u k o w a p. S z y l
lera - S z k o ln ik a z a s z c zy c o n a m n ó s tw e m o d e z w i p o d z ię k o w a ń w p o c z y tn y c h p is m a c h k ra jo w y ch i z a g ra n ic z n y c h . A n a liz ę w ysyła się po o trz y m a n iu Mk. dw a ty siąc e w raz z k s ią żk ą . J e ż e li w z ią ć p o d u w a g ę , ż e w y k o n a n ie a n a liz y w ym aga k ilk u g o d z in p o w a żn e j u m y s ło w e j p ra c y , k o sz ty o g ło sz e ń i t. p., w y że j o z n a c z o n a s u m a n ie m o ż e w y d a w a ć się zb y t w y sok ą. D la b a d a ń o s o b isty ch p r z y jm u je od g o d z in y 12— 7 p p . N a d z w y c z aj c ie k aw e j tre ś c i k s ią ż k i. K atalog ilu s tr o w a ny d ł i m o . Na w ysyłkę d o łą c z y ć z n a c z e k p o c z to w y . Adr.: P sycho-grafolog Szyller- S z k o ln ik . W A RSZA W A , W y d a w n ic tw o ,,S w it" P ię k n a 25.
Hurtownia SItór w Poznaniu
---- T o w . -A.Xł o . -- — W o d n a 22, Nowy R ynek 5 (dom własny) Telef. 4059 P O Z N A Ń Telef. 4059 Poleca swoje zawsze dobrze zaopatrzone składnice skór w ierzchnichi podeszwowych, blanków ki, krupony pasowe i skóry galanteryjne.
T Y L K O HURTOWNIE. C EN Y UM IARKOW ANE.
ŻYWOT PRZEC IĘTEN J PANNY.
Gdy już przejdzie wszystko Co w panieństwie nęci.
Zostaje cyklistką 1 nogami kręci.
Tu już pragnień schedy Rozkwit — wszystkich [chęci — Biada, jeśli wtedy Męża nie wykręci.
>POOOOOOOQOOOOOOOOOOt i
Adam Mrozikiewicz, Poznań
O d d ział I. — ulica Nowa II a, Telefon 3945
Hurtownia galanterji, towary pończosznicze.
O ddział II. — S ta ry Rynek 80 82, Tel. 3599
Hurtownia bławatów i trykotaży.
O d d ział III. — ul. 27. G rudnia 10, Tel. 2193 WAWRZYNIAK i MROZIKIEWICZ
D e t a l i c z n y magazyn galanterji, pończoch, bielizny, wstążek, konfekcji damskiej i dziecięcej.
>oooooooooooo>ooooooooooooooooooooooooooooooooooooc
j Magazyn stroju
mu
■
POZNAN
Stary Rynek 70
F i 1 j a fabryki kapeluszy i czapek
„KAPELUSZ PO LSKI” .
T
i
B Ł A W A T P O L S K I TO W . A E C .
HURTOWNII DETALICZNY SKiAD TO WARÓW BŁ AW ATN IC H
| Stary Rynek 87|88 P O Z N A Ń m. Kramarska 1314
Z e g a r a m i
: biżuterja
orazobrączki ślubne ;
po cenach p rzy s tę p n y ch . ] Pierwszorzędna pracownia J
! zegarmistrzowska. Z akup jij
brylantów, złota i srebra.
Witold Stajewski
P O Z N A Ń , Stary Rynek 65
jc F ilja : u lic a P ó łw ie jsk a nr. 5. ]i|
« .< s £ - 2
* S SS . io
■ 03 r >c c
± | > & s
15 S U “
Ł - S -ś
CZESŁAW MIELCARZEWICZ C n pP!9innQń>
F A B R Y K A C Z E K O L A D Y I C U K I E R K Ó W w U G u j U l I l U O U I
Kawa likierow a Fasola likierow a
Poznań, ul. W ielka 18. - Telefon 5337. " IMięta likierow a
I W Y R O B Y S K Ó R Z A N E i
I STANISŁAW JESZKE, plac Wolności 10. Tel. 2217
i
( Liski
Wszelkie wyroby skórzane — arty
kuły do podróży — g a l a n t e r j a . Wyborowe i wytworne wykonanie.
M P * W y b ó r n a j w i ę k s z y .
Parasole
_________ ^
*. sM0M osrŃ axi
Ć- ^•H aM ufcsw akbftM P o S U R A Ą
P O L E C A :
W dziale pne um aty czny m : Pneum atyków sam ochodowych,
m otocyklow ych rowerowych, W ę ż y (kiszek) do powyższych, O p o n p e lny ch sam ochodowych, p o
wozowych, do w ózków spor
towych i innych.
W dziale
techn. wyrobów gum ow ych:
W ę ż y parowych, Wodnych, kole
jowych, kulomitowych, winnych itd.,klap uszczelniających, korków, klingerytu, pakunków, obcasów,
podeszw i innych.
Ponadto wykonyw a na żądan ie wszelkie zlecenia w dziedzinę w ytw ór
czości gumowej w chodzące, w każdej ilości, szybko, sumiennie i tanio z najlepszych surowców, im porto
wanych bezpośrednio z A fryki (guma surowa i specjalne płótna z egipskiej bawełny.)
K ierunek techniczny naszej fa bryki pow ierzony Wysoce w ykw alifi
kowanym na zachodzie w tej dziedzinie przem ysłu specjalistom rodakom . F abry ka ta jest pierw sza w swym rodzaju w P o lsce, oparta na kapitałach i w spółdziałaniu sił czysto polskich.
W m y ś l h a s e ł ..s a m i s o b te " i ..s w ó j do s w e g o " p o le c a sw e u s łu g i.
[ 9oznańska fabryka bielizny - !Kurłoronia błaruatóro
cJan Gberłoroski, 9oznań, lOroniecka 6/8, telefon 216.
C zcion k am i D ruk arn i R ynku Drzew nego S p. z o. p. Poznart, ulica W ie lk ie G arbary nr 20