• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek. R. 1, nr 5 (1918)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szczutek. R. 1, nr 5 (1918)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

S i c z u t e k

Pismo satyryczno = polityczne

wychodzi I-go i 15-go każdego miesiąca

Wydawnictwo księgar­

ni p. f. H. Altenberg, G. Seyfarth, E. Wende

i Ska we Lwowie, Hotel George’a.

Rok I. — Nr. 5.

Prenumerata kwartal­

nie we Lwowie 3 K.

w Galicyi i okupacyi austryackiej z prze­

syłką K. 3-60 półro­

cznie K. 6, z przesyłką K. 7*20 rocznie K. 12.

z przesyłką K. 14’40.

Cena numerów oddzielnych 60 h.

Lwów, I. maja I918.

Pieśń dziadkowa o Burym Janie

Na Ballhausplacu-odmiana się stała, Z której ententa raduje się cała, NastaUci bowiem nowy zakrystyjan,

Ja k iś Bury-jan.

Przecież i dla nas los jakoś łaskawy, Bo nowy sukces stąd dla polskiej sprawy.

Czernin był czarny, patrzył na nas z góry, A ten choć bury.

B ury Jan, ledwie graty rozpakował, — W net do B erlina zatelegrafował,1

Że ma plan rządów nowy, w ielkoduszny:

Będzie posłuszny.

Niech hr. H ertling złym plotkom nie wierzy Bo on. Bury Jan, wie, co się należy.

Jem u złe m yśli po głowie nie łażą, Zrobi, co każą.

I Steczkowskiemu czyni obietnice, Konkretne rzeczy, nie żadne durnice.

Telegrafował

ju ż tego dnia rano:

„ Dzień dobry panu !“

A Koło polskie z racyi tej przyczyny, Kupić kazało dużo waseliny.

Bo m usi znaleźć z wysokim urzędem Modus vivendi.

Zanim się nowe szturchańce oberwie, Trzeba zachować się w ścisłej rezerwie*

Zawsze bywało dzielne i waleczne

Dla władzy grzeczne.

Przetrwałaś, Polsko, dużo rzeczy ślicznych Różnych m inistrów od spraw zagrani-

fcznych, Przetrzymasz jeszcze tego patafiana,

Burego Ja n a !

(2)

Str. 2. _ „S Z C Z U T E K “ Nr. 5.

Urywek z „Poradnika życiowego66

(wydawnictwo przygotowane do druku przezjredakcyę

„Szczutka")

Gdy piszesz do szwagra, to nie poruszaj poli­

tyki, tylko pisz, jak; się mają żona i dzieci, czy macie co jeść i czy żyjesz z teściową w zgodzie.

Albo pisz krótko węzłowato, jak z frontu: „jestem zdrów i dobrze mi się pow odzi11. Wtedy możesz być pewny, źe nikt nie zrobi z twego listu publi­

cznego użytku.

R eflex

--- Q---

Mój golibroda

— Wie pan redaktor, że w ół jest mądrzejszy od człow iek? W ó ł ma taki duży ozór, ali on nic nie gada, a ja z moim językiem nagadał cały torby na Hellera i ón za to zabronił w moim interes^

zawieszać teatralny afiszy. Widzi pan redaktor, jak Heller na śmierć podżyna wszelki krytyki o sobie.

Szkoda, że w pańskim organ niema dział teatrowy.

Jabym Hellerowi wypisał taki krytyki, że ón by mi dał ża darmo loży, albo zrobił teatralnym fryzyeretn.

Tylko, że ja niemarn ochoty zostać we Lwów:.

Ja będę przenieść mój interes do Krakowa, gdzia na chlebowe kartki sprzedają cybuli Szkoda, mace. Aii

lika wielkanocny baby. Widać z tego, że prezydent krakowski lubi żydki i chciałby im zrobić raj w Gali- cyi. Niechby jeszcze na kartki tłuszczowe dawali chałę i bajgete, a na kartki cykoryowe gęszi, to możnaby wojny wyczymać. Najgorzy jest w Lubli­

nie, gdzie katoliki na chlebowe kartki dostają dwa pudełki zapałek. Mogą sobie z tymi zapałki cha­

łupy podpalić, albo si otróć. Ciekawym, co oni dostają na kartki marmoladowy? A może to jest w Lublinie legitymacyi do budki na Hetmański ulicy? Bo jak oszczędzać, to we wszystkiem. Nie- tylko w tem, co si bierze, ale i w tem, co si daje.

Pan wi, co w Krakowie pobito żydków, i ja si boje, aby we Lwowi nie przyszło do to samo.

Chociaż, co taki żyd winny, że w sklep rejonowy albo w magazynie aprowizacyjny jest bryndzy, On tam nie poszedł i nic nie ukradł. Niech Stesłowicz si tłómaczy, bo on na to jest komisarz.

Zresztą to się niedługo skończy. Skąd wiem ?

|a to mówię na taki chłopski rozum. Jak nie będzie piwa i fajkowy tytoń, to Niemcy zrobią szlus.

A z tytoniem co jest ? Bedzi, ale na kartki. A potem jak go nie bedzi, to na kartki tytoniowe dadzą panu sodowy wody albo hygieniczne papieru. Nu, w po­

dobny aprowizacyi ani pies nie wyczyma i my będziemy musieli zrobić pokój.

A na kongresie pokojowym^wybuduje si Pol­

ska, taka ze skórki na buty. Dlaczego? Bo ona tyż si ciągle kurczy. Na początku wojny to miała być Polska od morza do morza. A potym ciągle si skurczała, i nawet nie wiem, czy ona teraz bedzi od Pacanowa do Berdyczowa. Ale niech będzi jaka będzi, byle już raz była. My si potem rozrobimy w tym interesie, ino trza na główne miejsca posta­

wić same żydki. Ministrem od finansów można zro­

bić Chajes, ministrem handlowy niech będzi Schlei- cher, oświaty Lówenstein, a tylko marynarki i wojny oddałbym w katolickie ręce. Z taki Polski brałby sobi wzór cały Europy. Na banknotach napisy z jelnej strony byłyby po żydowsku, a z'drugi po polsku i po esperanto, aby je cały szwiat rozumiał i one na całym szwiecie miały kurs. Z królem pol­

skim niepoczeba si spieszyć. Póki tron jest próżny, to można si targować o różne koncesye, albo nawet dałoby si zrobić takie polityczne licytacye: kto da więcej? Pan myszli, co o króla będzie trudno ? Ni.

Po wojny tyle królów zostanie bez miejsca, że zrobi sie ino kłopot, którego wybrać.

---- 0 ---

W szystko, na co tak czekam y, W m aju się n a p e w n o ziści.

Dziew czę, co do k o ń ca kw ietnia O pierało-ci się zdradnie,

G d y je noc rozm arzy letnia, W m aju w twe objęcia padnie.

M alarz, który d łu g ó w spłaty N iem a wcale we zwyczaju, O d y zap ac h ną pierwsze kwiaty O d d a ci d łu g stary... w m aju.

M aj nam m n ó s tw o da delicyi P rócz szp in ak u z koniczyny.

W m aju zjaw i się w G alicy i S ław ne zboże z Ukrainy.

W m a ju , gdy zakw itną wiśnie, Pod pachnącej w iosny znakiem P olak U kraińca ściśnie,

N iem iec zbrata się z P olakiem .

S ą w języku każdym słow a N ie lu biane w danym kraju.

Z a m ia st n i g d y , p olska m o w a W y m y śliła wyraz w m a j u .

Ignis cyCuii je»t cia nas żydków jak dra kattF ZCW

W m a j u

M aj rozlew a swe balsam y,

S ło ń ce drga w śród m ło d y c h liści,

(3)

Nr. 5. „S 2 C Z U T E K “ Str. 3.

Panieneczka mknie po placu, Lecz do bramy się nie cofa,

Ma parasol papierowy Papier kurczy się i mięknie

I sukienkę też z „ersatzu" Będzie’ wkrótce katastrofa.

G w ałtu! Biuścik się wyłania Gdy już nakształt ciał as tralnych

Ale męka jej jest słodką, Była przeźroczysta wszystka,

Pójdzie chociaż bez ubrania Dał jej amor państw centralnych

Bo jest — dobrą patryotką! „Ersatz“ — figowego listka.

(4)

Trzeci maja w Warszawie.

(Od naszego korespondenta).

Przygotowania do uroczystego obchodu święta 3-go maja wrą w Warszawie w całej pełni. Jak słychać generał-gubernatorstwo opracowało już szczegółowy plan rozmieszczenia aresztować się mających manifestantów oraz zażądało od Rady regencyjnej regularnej dostawy kart żywnościowych dla wszystkich aresztowanych.

--- 0 —----

Na s z a w o l n o ś ć

J a k w o ln y m jesteś P o lak u , N ad tern się nieco zastanów . W m ocarstw centralnych baraku U zna ny ś — ja k o pan z p a nó w .

S ło n e c z k o dla ciebie świeci, Pow ietrze też jest dla ciebie, M ożesz się kochać, m ieć dzieci, S m a k o w a ć w m ięsie i chlebie.

W dziew ać koszulę na c ia ło

! p antalony na n ó żk i

I, jak w o ln e m u przystało, U żyw ać łó ż k a , poduszki.

C h o ć obcy to b ą dziś w ładnie.

P o polsku m yśleć ci dane.

P o polsku m ó w ić nie ładnie, Lecz to jest także cierpiane.

W o ln o p o d ziw ia ć ci skarby N iem ieckiej, wielkiej kultury, W niem ieckie stroić się farby, S ztorcow ać wąsy do góry.

i g in ąć m o żesz też przecie,

K tó ż bardziej w o ln y m na świecie O d ciebie, m iły P olak u ?

O rzech otn ik

--- H---

Jak się masz bolszewiku! Gruss dich Oott!

____ < ~ *i

Co to u was także zniesiona własność prywatna ?

Str. 4.

(5)

Nr. 5.

•■■«= f j

„S Ź C Z U T E K*

M a r s z k o m p a n i a

C ó ż to za m u zy k a dzw oni P ośród cichej tak u licy ? G łó w ciekawych sto się k ło n i.

Prochu się p o d n o szą słupy, N ó g tup otem bruk rozdzw ania, Idzie w pole m a rszk o m p an ia, M aszerują

B łyszczą w sło ń c u instrum enty, Przed orkiestrą p o śró d krzyków Leci b anda u liczn ików ,

P o k azu jąc g o łe pięty.

L udzi się g ro m a d z ą kupy B rzm i k om en da ekscelencyi

W hucznej, gw arnej asystencyi M aszerują

Śpiew orkiestry zw o ln a k ona P rzygłu szony przez rozpacze Jakieś dziecko g ło ś n o płacze, L am entuje jakaś żo n a .

D o serc w dziera się s k o ru p y B ól o dja zdu i k on a n ia .

Idzie w pole m a rsz k o m p a n ia , M aszerują

Ignis

R ó ż n i c a

— Jaka jest różnica między żydem wiecznym- tułaczem a Prusakiem ?

— Żyd wieczny-tułacz wie, że nigdzie swego

zakątka ziemi nie znajdzie, — a Prusak naodwrót:

pewny jest, że każdy zakątek ziemi do niego należy.

--- 0 ----

W porządku alfabetycznym

^ l'a nominacya Buriana to jest prawdziwa niespodzianka!

Bynajmniej! To jest tylko odwrotny p o ­ rządek alfabetyczny.

— Jakto?

Ażeby odrazu z C-zernina nie przeskaki­

wać do A-ndrassy’ego zamianowano B-uriana.

---B---

N i e p o r o z u m i e n i a

G d y cię dziewczęcia p iękn ość wzrusza, To, patrząc w oczy jej nieśm iele, M ów isz, jak c u d n ą jest jej dusza, C h o ć m yślisz w łaśnie o jej ciele.

P o d o b n ie w każdej innej mierze Treść najw ażniejsza leży w c ieniu:

C złow iek nie nazwie nigdy szczerze Rzeczy, jak trzeba, po im ieniu.

O d p o k o jo w y c h ro zpraw zn o ju , D ziś, Czytelniku, chyba zg łu ch nij...

W szyscy krzyczym y o p o k o j u , Lecz każdy myśli w ciąż — o k u c h n i .

--- —Q

(6)

Sir. 6

Historya prawdziwa

Ż ył w Lodzi Niemiec pewien, nazwiskiem Piffke. Ż ył niebyłe jak, prawie aksamitnie, bo m iał fabrykę pluszu. Aż przyszła wojna, a potem Niemcy, a z nimi rekwizycye. Za­

brano Piffkemu pasy, śrubki, kotły, kociołki, tylko pluszu mu nie za­

brano, gdyż istotnie wojna z plu­

szem nie ma nic wspólnego. Poje­

chał tedy Piffke do Berlina i sprze­

dał plusz firmie Puffke po 11 ma­

rek łokieć. Sprzedać łatwo, dostawić trudno. Zw rócił się więc Piffke do KriegsraubstoffStelle o przepustkę dla swego pluszu. KriegsraubstofJ- Stelle uczuła się jednak dotknięta tą transakcyą zawartą bez jej wie­

dzy i oświadczyła Piffkemu, że, jako patryota niemiecki, jej powinien był sprzedać swój plusz i nie po 11, ale po 8 mk. łokieć.

Piffke wobec tego nie m ógł wąt­

pić, że jest patryota niemieckim, tembardziej, że Kriegsraubstoff- stelle nie dopuściła tych wątpliwości i plusz po cenie przez siebie wy­

znaczonej, Piffkemu zabrała.

W jakiś czas Piffke znowu poje chał do Berlina, a chcąc usprawie­

dliwić się z powodu niedotrzymania

„S Z C /. U T E K"

zawartej umowy, zjawił się osobi­

ście w firmie Puffke. Tam zaraz na wstępie nazwano go „polską świnią", czem się jednak Piffke nie obraził, gdyż uważał się za Niemca.

Poprosił wszakże o wytłumaczenie i wówczas dowiedział się, że A .riegs- raubstoffStelle sprzedała jego plusz firmie Puffke p>< 17 mk. za łokieć.

Tem się uczuł z kolei dotkniętym Piffke i nie zważając na swój nie­

miecki patryotyzm, doniósł o całej sprawie łódzkiej sekcyi fabrykantów dla obrony przemysłu. Sekcya po­

starała się nadać wypadkowi tyle rozgłosu, że wreszcie Kriegsraub- stoffstelle zareagowała. Mianowi­

cie wydała urzędowy komunikat, iż kto będzie się o niej ujemnie wyrażał, zostanie pociągnięty do odpowiedzialności. Równocześnie zaś zwróciła się do sekcyi fabry­

kantów z zapytaniem, o jaką to właściwie sprawę idzie i zażądała aktów. Sekcya zdziwiona co prawda tą nieświadomością Kriegsraub­

s to ff Stelle o własnych uczynkach, żądaniu r-is -o*n-6n\ńk.T W miesiąc otrzymano od Kriegsraubstoff- stelle następującą odpow iedź:

„ W sprawie przedłożonej zba­

dano i stwierdzono, iż niejaki Gru-

Nr. 5.

ber, Niemiec z Kalisza, zrujnowany podczas bombardowania tego miasta zwrócił się do Kriegsraubstoffstel- le 7. prośbą, by wolno mu było nabyć dla celów handlowych plusz od nieja­

kiego Millera z Pabianic— po 4 mk.

łokieć. Kriegsraubstoffstelle przy­

zwolenie takie dała. Niniejszem sprawę uważa się za wyjaśnioną'1.

O d czasu tej „urzędowej1* odpo­

wiedzi, Piffke przestał się uważać

za Niemca. arf. z.

-ta—

B A J K I

Wilk, wychodząc na żer, rzekł do lis a :

— Trzymaj się mnie, a będę się troszczył o ciebie.

Jakoż zarżnęli na spółkę nie­

dźwiedzia, z którego wilk zjadł mięso, a lisowi zostawił bebechy i podogonie.

— Jakżeż to — żalił się lis — taką jest twoja troska o mnie?

— Właśnie troszczę się o to, abyś nie dostał niestrawności — rzekł w ilk, robiąc do lisa czułą minę.

*

— Stanówcie sami o sobie — rzekł wilk do baranów.

Usamowolniony Fonsio

Gdy opinia publiczna poczęła krzywo patrzeć na pana Mateusza, z racyi jego namiętności do majątku pupila sieroty, zacny opiekun posta­

now ił zadać jej kłam w żywe oczy.

Sprosił do siebie kilkunastu przy­

jaciół, o których wiedział, że mają uszy ku słuchaniu, a gębę do gada­

nia, zaw ołał pasierba, któremu nie­

boszczyk Hilary (pierwsza ofiara ś. p. Kunegundy) zostawił kamie­

nicę z regularnie podrastającym czynszem — i rzekf:

— Fonsiu, wiedz, że od dziś dnia jesteś usamowolniony. Możesz odtąd sam swym majątkiem roz­

porządzać, sam czynsz lokatorom

podwyższać i sam użerać się z ma­

gistratem o podatki.

Fonsio, który był z natury wol- nomyślny, bo gdy dowcip jakiś usłyszał, zaczynał pękać dopiero na drugi dzień — nie m ógł się na razie zoryentować: czy to dobrze, czy to źle?

Więc gdy oczekiwano odeń pię­

knej, dziękczynnej przemowy, rzekł lakonicznie:

— Aha...

...i tyle.

Ale panu Mateuszowi nie zależało na czczych gadaniach, więc Fon- siowi bynajmniej za złe nie miał, że się ze swą m ówką tak prędko załatw ił. Pan Mateusz był polity­

kiem wysoce realnym. Chodziło mu tylko, by raz się odeń opinia

odczepiła. 1 rzeczywiście, celu swego dopiął.

Świadkowie aktu usamowolnienia młodego Fonsia poszli wprost z ga­

binetu p. Mateusza na miasto, roz- leźli się, jak te karaluchy, po ka­

wiarniach i w trzy godziny później zacny opiekun m iał już opinię tak wyczyszczoną, jak huzarskie cho­

lewy.

A tymczasem Fonsio, wróciwszy do swego pokoiku pod strychem, ją ł marzyć.

— Będę odtąd dum ał — sam od lokatorów pieniądze brał D o ­ skonale !... Zaraz fundzię Fipci kapelusz i zaproszę ją na kolacyę do Żorża. Pycha, jak Bozię ko­

cham.

Potem myśli jego — jako pra-

(7)

— A o czem wolno nam stano­

wić ? — zapytały ucieszone barany.

—• Czy mam was strzydz, lub golić.

Z tryumfów aktora

Pewnego razu — opow iadał przed laty nieodżałowany Gustaw F i s z e r — dawałem w Kołom yji jeden z moich wieczorów m onolo­

gowych. Chcąc zrobić przyjemność posługaczowi miejskiemu, który mi załatw iał rozmaite sprawunki, wrę­

czyłem mu wolny wstęp na parter i zaprosiłem na przedstawienie.

Nazajutrz, wychodząc z hotelu, spotkałem go przy bramie.

— N o ? jakżesz wypadła wczo­

rajsza zabaw a? — zapytałem.

*— Dobrze, proszę pana. Wysta­

łem się trzy godziny, od siódmej do dziesiątej wieczorem. Po dwie korony za godzinę — bo to pro­

szę Pana nocna taksa — należy mi się sz e ś ć k o r o n .

De profimdis

Dymisya hr. Czernina w yw ołała głębokie echo szczerego żalu wśród naszych czytelników. Widać . to w szeregu listów, jakie napływają do redakcyi. Ze szczególną niena-

Nr. 5.

wego potomka gospodarskiego ro­

du — przeniosły się w regiony spraw bardziej materyalnych. Mia­

nowicie, jęły mu po głowie chodzić zwykłe sposoby podniesienia do­

chodów kamienicy. Kiełkować więc zaczęły pod młodzieńczą czaszką rozmaite piękne projekty...

Pożyczkę wezmę. . Front pod­

wyższę... Sklepy od ulicy powybi­

jam... A przedewszystkiem...

Tu stanął mu przed oczyma obraz kochanego opiekuna...

— Tego starego drania w łeb wyrżnę. Co będzie mi darmo pięć pokojów zajm ow ał?...

Nazajutrz Fonsio już był całko­

wicie w swem nowem stanowisku zoryentowany. Przez noc nabrał takiej buty, że riie 'zawahał się zapu-

„S Z C Z U T E K “

■ą

>

wiścią odnoszą się one do owego Clemenceau, który stał się głów ną przyczyną upadku znakomitego męża stanu. Pełne bolu słowa kierują się tedy pod adresem winow ajcy:

O Klemensie! To niegodnie By przez twe koi*Espondencye, Miały dzisiaj robić w... smutku Nasze biedne ekscelencye.

Bolesna pieśń oddaje się w dal­

szym ciągu nieutulonemu żalowi : Smutek wielki, sitlutek czarny Słychać dźwięk żałobnych dzwo-

“■ [nów,

Ustawiono stos oferny

Z próżnych worków i wagonów.

Ale rozpaczać nie trzeba.

Bo choć wzięli bohatera Pamięć o nim nie zaginie, Wiedeń składki wnet pozbiera Na pomnik na Ukrainie.

—-— a

Trzy po trzy

U bram y niebieskiej

D o bramy niębiejjttej p u tó star^

panna. Obecny prJlrfurcie święty Piotr pyta:

— A ileż ty masz lat?

— 45.

— 1 jesteś starą panną?

— Rozumie się.

kać do gabinetu opiekuna, który — jak — zwykle — konferował z rządcą w sprawach Fonsiowej kamienicy.

— Czego chcesz ? — zapytał pan Mateusz najzwyklejszym swym, onegdajszym tonem.

— - Jakto, czego chcę?... G ospo­

darować tu chcę - odpowiedział rezolutnie Fonsio.

— Co takiego?

— No, tak, gospodarować.

Ale pan Mateusz wcale się jakoś nie myślał wzruszać nagłą fonsiową metamorfozą.

— O sio ł jakiś — odpowiedział mu bardzo krótko.

— Przecież pan m ów ił wczoraj...

— Głupiś, nie zawracaj głowy.

— To dla ciebie nie ma tutaj miejsca. Idź precz!

Biedaczka odeszła, siadła na gościńcu prowadzącym do niebios i szlocha. Przechodził właśnie o d ­ dział żołnierzy poległych w osta­

tniej bitwie.

— Czegóż ty płaczesz? — pytają.

Św'. Piotr nie chce mnie puścić do nieba wskutek tego, że jestem starą panną.

— Nic sobie z tego nie rób powiadają — i chodź z nami.

— W y co za jedni? pyta święty staruszek.

— My z 'zachodniego frontu.

Bardzo proszę. Ale ta panna?

Nie, to sanitaryuszka.

— Czemużeś mi odrazu nie m ó ­ wiła. To całkiem co innego. Pro­

szę Cię, wejdź — przeprasza ją klucznik niebieski.

Nasze d o ro żk i

G o ś ć d o d o r o ż k a r z a : Po- jedziemy, przyjacielu.

D o r d ż k a r z : ł Ehe, właśnie, i może jeszcze na taryfę, co? Z a ­ czekaj Pan, aż się ociepli, w maju, jak konisko się naje owsa z Ukrainy..

--- E 1 - — —

Sir. 7.

Chcesz sam gospodarować, to naj­

pierw zapłać mi weksle.

— Jakie weksle? Ja żadnych przecież nie podpisyw ałem !

— Alem ja je podpisał w two- jem imieniu.

— Kiedy? Jakiem prawem?

— Prawem opiekuna. Rozumiesz, durniu ?

Fonsio w rócił do swej izdebki, pożegnał się marzeniem o Fipci, o samodzielnem pobieraniu lokato­

rów i długo myślał o wartości aktów' usamowalniaiących, a czy­

nionych — by się opinia odczepiła.

Tak niekiedy bywa w Europie.

fifi

B

(8)

. U N i a '• P h tSr ó

Korespondencya z Krakowa

Nie wygaduj, Geńka, nie wygaduj i bądź cierpliwa! Widzisz pan piekarz parkan rąb ie?

Będzie z tego chlebuś jutro... i szluss z rozruchami.

Red*ktor odpowiedzialny Alfred Altenbere Z drukarni W. A. Szyjkowskiego we Lwowie,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Daję panu słowo honoru że w ciągu ostatnich lat pięćdziesięciu urodziło się w Polsce tylko dwóch mądrych polityków: ja i Aleksander Świętochowski. Ale

Józefowi Poniatowskiemu, który brał zrazu udział w kampanii serbskiej i zdobył nawet Szabac, ale jego późniejsza działalność okazała się zbrodniczą.. Ponadto

legionistę (z Huszt) jenerałem i komendantem wojskowych magazynów liści figowych. Na pierwsze spojrzenie wyglądało na duży pytajnik i myślano też, że to

dawane tylko będą za zwrotem karty mlecznej Wobec tego, że Centrala dla zam iatania śniegu zajęła cały śnieg Galicyi wschodniej, śnieg bę­.. dzie wydawany od

Ju ż kwiatów wiosenny przepych Szumiącą ściele się ławą.. Nad brzegiem rowów

Był pewien Michałek, który nie bał się nikogo, prócz Boga i dlatego lubił bliźniemu przychodzić z pomocą.. Gdy widział

On tu granice koryguje, tam prostuje, gdzieindzi wyrównuje albo reguluje, ale nigdy na własny tylko zawsze na nieprzyjacielski żernie.. Jemu sze należy order od

Radzi, jakby Polską wskrzesić, Każdy przyzna, te jest racya, By się zacząć trochę biesić.. Niechaj wreszcie w nas przepadnie Świadek każdej krzyw dy niemy,