Tomasz K onina
Dyrektor naczelny i artystyczny
Katarzyna Branicka
Zastępca dyrektora
Katarzyna Dudek
Kierownik literacki
Jarosław
Piechowiak
Kierownik techniczny
Alina Wójcik
Kierownik Biura Obsługi Widzów
H alina Fleger
Redaktor graficzny
Maciej Chojnacki
Scenograf
Zespół:
Zofia Bielewicz, Aleksandra Cwen, Grażyna Kopeć, Arleta Los-Pławszewska. Grażyna
M1siorowska. Judyta Paradzińska, Grażyna Rogowska, Beata Wnęk-Malec, Ewa Wyszomirska, Mirosław Bednarek, Andrzej Czernik, Jacek Dzisiewicz, Andrz j Jakubczyk, Norbert Kaczorowski, Waldemar Kotas, Michal Majnicz, Leszek Malec, Grzegorz Minkiewicz, Maciej Namysło, Mirosław Połatyński, Michał Świtała. Krzysztof Wrona, Bogdan Zieliński, Przemysław Czernik (adept}
Honorowymi Patronami Teatru są:
Agnieszka Holland Barbara Skarga Olga Tokarczuk Wojciech Kilar
Stanisław
Radwan
Mariusz
Treliński2009: JA/ ON
Inny. Obcy. Każdy
Dla moich służebnic jam obcy Stałem się w ich oczach nieznany.
Na sługę wolałem bez skutku, Me usta musiały go prosić, Odrazę wzbudzam u bliskich
Nastają na mnie kochani („.) Czemu jak Bóg mnie dręczycie.
Księga Hioba
To ważny moment dla Hioba i ważny moment w literaturze, a w końcu ważny moment dla Mnie.
Chwila świadomego odczucia inności, osobności, obcości. Hiob staje się Inny dla ludzi i Boga, ale też ludzie i Bóg stają się Inni dla Hioba. Inność jest zawsze momentem separacji. Inność jest paradoksalna. Nieprzezwyciężalna. Przynależy do Każdego, a domaga się relacji. Inność
konstytuuje moje Ja, a jednocześnie stawia granicę.
Każda epoka poszukuje swojego "Everymana", swojego Każdego. To poszukiwanie to
jednocześnie porządkowanie własnej jaźni, rzeczywistości, relacji ze światem, Bogiem, z Innymi, z tym co otacza, co jest. Jak wygląda, jakie nosi cechy? O co i z jakimi Bogami się wadzi
współczesny „Everyman"?
Pytanie o inność, o osobność nie jest tylko pytaniem o tożsamość, jest pytaniem o ustanawianie bytu. Postawiony naprzeciw mnie On, jest Kosmosem. Jest zawsze tym, co mnie przerasta, uwiera, przeraża, i koi. Rozszarpuje moje rany i odpuszcza moje grzechy. Jeżeli oboje istniejemy naprawdę, w jednym i tym samym geście, pozdrawiamy się i wyklinamy. stwarzamy i unicestwiamy, walczymy i współistniejemy.
Konstruuję własne istnienie na przekór Innemu, jednocześnie o Niego prosząc.
Kim jest Hiob bez Innych? Kim jest Hiob bez Boga? Bez Innych cierpienie Hioba traci sens.
Bez Boga staje się tylko Obcym w świecie rozproszonych sensów i znaczeń.
Obcy to jeszcze więcej niż Inny. Obcy to druga ręka, zaczepiona o moją rękę, nie znam jej, ale
widzę, że jest cholernie zimna. Obcy to ten, którego oczy już oślepty od poszukiwania Boga w jednej z liter w jednej ze stronic czterystu tysięcy tomów. Obcy to ten. który woła: .zostaw mnie, ale daj mi przynajmniej być dla Ciebie tym jednym światem jaki znam [„.] skoro nic już nas nie
łączy nawet piesek"
Jest jeszcze coś istotnego dla poszukiwań „Everymana", to punkt odniesienia. coś co jeżeli podejrzewamy, że w ogóle istnieje, jest poza mną, poza Każdym, poza Innym, poza Obcym, a z drugiej strony jest we mnie, w Każdym, w Innym, Obcym.
Powoli odkrywam, że Obcy staje się mną, ja Innym, Inny Każdym. I jest to coś więcej niż tylko boska lub szatańska dialektyka.
W końcu zupełnie po omacku wyciągam rękę i - czy chcę, czy nie chcę - napotykam na
drugą„.
C
óż można począć ze swym życiem? Jak zagospodarować dany nam - niewiadomej zresztą długości - czas? Mądrze zagospodarować, czyli tak, by wydzielone w nim części i okresy układały się w sensowną i satys-fakcjonującą calość? Jaki obrać sposób na przetrwanie, styl, który przetrwanie to uczyniłby gładkim, dobrze naoliwionym, przyjemnym lub w inny sposób cen- nym? Wydaje się, że dróg jest wiele. Tyle mianowicie, ilu ludzi, którzy podejmu-
jąc trud codziennego istnienia, kształtują swe ścieżki w seriach wyborów i dzia-
lań. Liczą oni na to, iż akty przez nich spełniane ulożą się w drogę lub choćby
trop, możliwy do spostrzeżenia zawsze wtedy, gdy refleksyjnie obejrzą się zasie- bie, wstecz. Mają nadzieję, że ujrzą wówczas szlak własnego życia, niezbyt mo-
że równy i prosty, ale jednak składający się w spójną i nieprzyprawiającą o po- czucie grozy historię, historię także moralnie akceptowalną, ergo przynajmniej
nieplugawą. Opowieść, w której nie braknie wprawdzie relacji o błędach, po-
tknięciach, błądzeniach, upadkach, czy w końcu wydarzeniach tragicznych, lecz jednak w egzystencjalnym rozrachunku wypadającą na „plus", tak iżby można było powiedzieć sobie: musiało być, jak się stało, i w sumie dobrze, że się życie
jednak wydarzyło tak właśnie, a nie inaczej. Niemało czasem trudu i myślowej
pracy włożyć trzeba w to, by móc samemu sobie taką konkluzję oznajmić, bo rozliczne doświadczone bóle, rozterki i dramaty nie pozwalają tym słowom prze-
ślizgnąć się przez krtań. A jednak tę pracę trzeba koniecznie wykonać, aby osła
bić choćby nieusuwalne napięcie pomiędzy możliwym a urzeczywistnionym, na-
pięcie, które -nierozprężane i chroniczne -przyprawić może o głęboką frustra-
cję, palące uczucie niespełnienia. („.) Słowa ulegają inflacji, nazbyt często bę
dąc używane. Rozdawane lekką ręką wytarły się i zblakły, spospoliciały okrutnie,
wyświechtały się tak, iż gdy trzeba powiedzieć coś naprawdę istotnego, w prze-
pełnionej przecież słowami głowie słów stosownych brakuje, a bezsłowne bycie, bycie z dala od słów, zdaje się trudne i niewystarczające, tak jakby nad milczą
cymi wspólnie wciąż groźnie wisiał znak zapytania, znak otwierający przestrzeń niepewności. Zatem dziecięca zdolność przebywania niemal ze wszystkimi top- nieje miarowo, zamieniając się w niezdolność do nieskrępowanego bycia z kim- kolwiek. Z tej zaś niemożności wysącza się samotność słodko-kwaśna, sprzecz- na w sobie, pusta i pełna zarazem, przywilej i wyrok. I jeszcze: kiedy pojmujemy
już życiowe konieczności, nieuchronne pęta i związania, coraz to mniej rzeczy wydaje się możliwymi. Drepcząc w koleinie sądziliśmy, że wystarczy mały krok - zawsze możliwy do wykonania - by się z niej wydostać i zmienić bycia swego kierunek. Oto jednak okazuje się, że nurt czasu niepostrzeżenie zamienił koleinę
w głęboki wąwóz o stromych ścianach, takich, iż sama myśl o ich zdobywaniu budzi lęk. Zresztą nie wiadomo, co by się zobaczyło opuściwszy wąwóz: może
tylko inne parowy, splątany ich labirynt, a wszystkie one równie głębokie i cieni- ste jak nasz własny? Może pustkowie bez życia i znaków orientacyjnych, równi-
nę zagubienia i bez-miejsca? Toteż idziemy dalej wąwozem, na końcu którego
idzie czarny dól, a to co zwie się poczuciem wolności, spoczywa zaklęte w krysz- tale wspomnień. („ .) Zamieniamy jedne wspomnienia na inne, bo by zgroma-
dzić wszystkie i żadnego nie uronić, na to miejsca w umyśle nie staje. Odsyłając zaś w niemotę zapomniane pamięciowe obrazy, grzebiemy cząstki i aspekty sa- mych siebie, ongiś zaistniałe formy wlasnego życia, konieczne - skoro się zda-
rzyły ekspresje naszej istoty. Grzebiemy także cząstki innych, co w nas uwić so- bie miejsce do swego półistnienia zechcialy. Zapominanie jest bowiem umiera- niem. Porzucamy także wiodące nas przez życie idee przewodnie, wyobrażenia, podchwytując inne, rzekomo doskonalsze, dojrzalsze, pełniejsze, choć nie- uprzedzona refleksja wskazuje, że nie są takie, a jedynie służą może lepiej do-
rażnym celom lub po prostu życiu, które nas w danym momencie w takie a nie inne położenie wtrąciło. Stąd też ulegając wewnętrznym przemianom, których motywy i przyczyny pozostają na ogół nieznane (bowiem najważniejsze rzeczy w życiu człowieka - narodziny, miłość, nienawiść, śmierć, choroba, konwersja,
załamanie, odrodzenie - dzieją się nie wiadomo dlaczego), dopasowujemy do nowej swej postaci myśli adekwatne, nowe prawdy. („ .) Oto więc co trzeba:
dać. Wycisnąć coś z wewnętrznej pustki i ofiarować. Czy może podarować sa-
mą tę pustkę, a wówczas -jako dar właśnie - przemieni się ona w jakąś ducho-
wą substancję, w wartość pełną treści. Jeśli własne życie marne, na jałowym
brzegu puszczone, z natury swej wysączające z siebie poczucie braku, to może być to mądra droga i dobre wyjście -oddać je Innemu. Otworzyć ciężkie, stalo- we, tęgo zazębione bramy sobości, odryglować piwnice, kazamaty i katakumby zawartej w sobie jednostkowości i niechaj bierze je we władanie nowy właściciel
i czyni z nimi co zechce. Stary zaś rządca przytupnie w kącie kamiennego dzie-
dzińca i będzie czekał na wezwanie i karmił się widokiem i myślą, że oto Inny wzrasta, a on kurczy się tak mocno, by w końcu pokryć się z tą odrobiną, którą
zawsze był. A dlatego przecież cierpiał, że myślał, iż jest czymś więcej i więcej
mu się należy, a dostaje za mało. Gdy zaś będzie w zaniku, osiągnie spokój. Nie jest to jednak proste, może nawet nie jest to możliwe - choć piękne. Zbyt cenni sami sobie się wydajemy. Znacznie łatwiej przeto własnemu służyć istnieniu. Na- turalniejsze to i przyjemniejsze. Ponadto we wnętrzu skrywa się przecież żąda
nie, by pozwolić sobie samemu być, by zrealizować najbardziej własne możliwo
ści siebie. To właśnie jedyne zadanie, na które trzeba się zdecydować, dzieło, co
należy podjąć, nigdy niemilknące wezwanie do indywiduacji. Nadchodząca śmierć nas do niej wzywa: wyjdż z łupiny i wyrośnij, nim umrzesz. W rośnięciu
tym znajdż cel i przyjemność. Naucz się tego choćby od roślin. Zdecyduj się
na siebie, kimkolwiek jesteś. Wpadłeś w istnienie na chwilę, pozwól więc sobie na swobodny lot. Szukaj takich wiatrów i prądów, dzięki którym szybowanie bę
dzie lekkie i porzucić będzie można ducha ciężkości, oszukać grawitację. Inny czas nie będzie dany. Ten zaś, który jest - jest krótki. W przeciwnym razie do- padnie Cię w końcu poczucie winy, żeś zgrzeszył i wykroczył przeciw sobie, żeś
siebie samego zapomniał: nie posłuchał i nie uszanował. W ten sposób zepsu- te zostało to, co najważniejsze: twój jednostkowy, niepowtarzalny kształt, w jaki
wcielić się zechciało życie. („.) Wędrówka po pustawym trakcie przynosi wpraw- dzie spokój, ten wszakże jest strawą, którą szybko się czlowiek nasyca. Ponad- to pojawia się czasem wrażenie, iż gościniec zatacza kolo, figurę obszerną, lecz mimo wszystko zamkniętą. Że zatem swoboda marszu kupowana jest za cenę niezmiennej, cyklicznej tożsamości traktu. Rozewrzeć figurę mógłby Inny, ten jednak zawsze przychodzi z oczekiwaniem, prośbą, z żądaniem, pragnieniem, które - nawet jeśli nieme - czają się w spojrzeniu i życiu ciała. Żądanie jest zaś takie: wesprzyj moje życie ... Może zatem - by się z sideł konfliktu wyrwać -mą
drym nastawieniem byłoby żadnego życia nie wspierać. Byłby to stary, grecki
ideał apatii, niewzruszoności. Niech się dzieje, co chce: życie nie jest więcej war- te niż jego brak. Ani go pożądać, ani porzucać, a jeśli już, to prędzej odrzucać,
bo konfuduje, męczy i wtrąca w niepokój. Znieczulić się zatem na nie. Uzmysło
wić wyrażnie pełną wobec niego bezradność i jego wobec nas obojętność. Po-
jąć, że cokolwiek się wydarza, w ostatecznym rozrachunku jest bez znaczenia, a to dlatego, że właśnie nie ma ostatecznego rozrachunku. Nie ma ani dobra, ani zla, nie ma sprawiedliwości i jej zaprzeczenia, nie istnieje ni piękno, ni brzydota.
Wszystko to tylko myśli i wrażenia drobnej istoty zaprószonej w mrożnych prze- strzeniach kosmosu. Wygasić w sobie zatem wolę życia i wtedy żyć. Zycie naj- lepsze jest wtedy, gdy się go nie pożąda. Ale wygasić tę wolę niełatwo - drze- mie w nas jak ukryta sprężyna nieczuła na jakiekolwiek perswazje, zawsze goto- wa wystrzelić łatwym pragnieniem. („ .) Można przecież czasem poczuć pulso- wanie krwi, dynamiczny rytm życia, tego niemoralnego, bezmyślnego życia, co chce po prostu być i samo siebie chcieć. W szaleństwie, upojeniu, zabawie na moment rozpuszczają się refleksje i oceny, zastrzeżenia i obiekcje. Muzyka gasi niepokoje, wir tańca rozprasza rozterki. Trunek rekonstruuje wolę życia, ty- toniowy dym zapełnia dookolną pustkę lepiej niż intelektualne konstrukcje. Do-
tknięcia ciał, mieszanina oddechów, błądzące ku kieliszkom, taliom i ramionom
dłonie, gęsty, gwarny tłum, chaos rozbieganych jak żrebięta rozmów, błądzące
promienie spojrzeń i poszczególne samotności splatają się ze sobą - choć bez
możliwego przecież połączenia. Oto bachiczne zapominanie siebie, tantra pija- ków i desperatów, gubienie siebie, ale jednak nadal bycie w owym falującym ży
wiole. ów stan, oglądany z jego wnętrza, bywa małą nirwaną psychologiczne- go dobrostanu, jednak z zewnątrz postrzegany bardziej przypomina maka- bryczne i rozpaczliwe pląsania upadłych duchów, podrygiwania oszalałych
z ukrytej boleści i zamkniętych w przyciasnych klatkach ciał iskierek, pragną
cych uciec od siebie najdalej, jak się da, tak by siebie już więcej nie zobaczyć.
W każdym razie nie widzieć siebie takim, jakim się było przed i jakim się bę
dzie po tym stanie. Krótko mówiąc, nie wracać nigdy do realności. Nazbyt jest ona bowiem realna.
Bartosz Jatrzębski, Próżniowy świat, Wrocław 2008, ss. 217-236
Repertuar
DUŻA SCENA
MATKA JOANNA OD ANIOŁÓW wg Jarosława Iwaszkiewicza William Shakespeare MAKBET Bertolt Brecht BAAL Tirso de Molina NIEŚMIAŁY NA DWORZE JACQUES BREL WIŚNIOWY SAD wg Antoniego Czechowa Roland Schimmelpfennig O LEPSZV ŚWIAT Ódon von Horvath
OPOWIEŚCI LASKU WIEDENSKIEGO Michael frayn
CZEGO NIE WIDAĆ
Agnieszka Holland, Witold Zatorski AKTORZV PROWINCJONALNI PANNY Z WILKA
wg Jarosława Iwaszkiewicza MAŁA SCENA
Paweł Demirski
OPERA GOSPODARCZA DLA ŁADNYCH PAN I ZAMOŻNYCH PANÓW
SCENA NA PARTERZE JAK W STARYM KINIE
-wieczów piosenek Mieczyslawa Fogga MAlARNIA
Elfnede Jelinek CHÓR SPORTOWY W PRZVGOTOWANIU KORDIAN - INSTALACJE wg Juliusza Słowackiego
prem. I 2002
prem. Xll 2004
prem. XI 2006
prem. IX 2007 prem. Ili 2008
prem. Ili 2008
prem. Ili 2008
prem. V 2008
prem. IX 2008
prem. Xll 2008
prem. Ili 2009
prem. X 2008 prem XI 2007
prem. I 2009
prem. Ili 2008
prem IV 2009
p. o. Głównej księgowej Aleksandra Demciu , Koordynator pracy artystyanej Renata Płużek,
Inspicjentki Justyna Ba man, Cecylia Jacewska-Caban, Teresa Zielińska, Specjalista
ds.
promocji i sponsoringu Łukasz Kustrzyński, Specjalista ds. projektów Ewa Plutecka, Spe<jałistads.
zamówień pubłianych i zaopatrzenia Olga Sima, Specjalista ds. kadr i zatrudnienia Barbara Kraska, Sekretariat Iwona Gołąbek, Główny mechanik Ireneusz Podhalański, Kierownik Działu
Administracyjno-Gospodarczego Jolanta Mazepka, Dział techniany Jaromin Capiga (zastępca kierownika), Brygadziści montażystów dekoracji Toma5Z Albekier; Stanislaw Kraska, Montażyści
dekoracji Aleksander Anczurowski, Krzysztof Bugajski, Bartłomiej Cybruch, Witold Janiszewski, Jerzy Kowalewski, Zbigniew Kuleako, Tomasz Maslomki, Pracownia
krawiecka
damska Irena Grund (kierownik), Monika Gogol, Ma · Szweda, Pracowniakrawiecka
męska Piotr Kasperski (kierownik), Ewa Chmurska Pracownia akustyana Ryszard Balcer (kierownik), Marian Weissenfeld, Pracowniaoświetleniowa Grzegorz Cwalina (kierownik), Wojciech Gieroń, Daniel Jaskuła, Janusz Każmierski, Michal Kastę.ski, Witold Prokopowicz, Pracownia stolarska Bernard Szolc (kiemwnik), Henryk Urbanek, Tapicer Joachim Bryla, Ślusarz Henryk Nicpon, Pracownia modelatorska Barbara Cegielska (kierownik), Agnieszka Szarejko, Pracownia malarska Małgooata Grubizna, Krzysztof Młyńczak, Pracownia fryzjersko-perukarska Paweł Stelmach (kierownik), Katarzyna Borkowska, Barbara Kowzan, Brygadzista garderobianych i rekwizytorek Magdalena Tomechna-Dzisiewicz, Garderobiane Halina Rimpler. Anna Watras, Rekwizytor Waldemar Watras.
\'IP"1"""'W)'OO)'ll.nJ,qęaaz~
al.' ~ww,
Org•niucorc:m 1 rru im. Jana l\0<h.1now,kic:go w Opolu jN Samortąd Wojc:wóduwa Opolskiego.
&ul10 08llOO wlJdJ.N. oo.. ~"..go ~ Jll1)1f'lli'!~na~ł*lól'l~I~ w~ od 8.00do 16.00. odWl<llw dopoąnu od 800 do 1800,
lei <0774>4>94t.07H5 :ł'l-081do8Sw I~
KASAllilflOWA l'i 07745-1~9<ll.077-41l'l-OllJ'*18'Jw.1!1J}
<l) ad\Wlttudopą11uod 1000001400 od 1500do 1800
Jub do OClljlOUęW Jlfl I, W soOOI) i ~ godrirę pn<d ~ ...
fl!doiqa ~raroo - ' TARllNA DUOU. HAIJN.A flfGER
~·kem~
Sl0010 -""'11xr, 1 on S-67 m
Dou< WJt·r11p1