• Nie Znaleziono Wyników

Z okazyi "Szkiców" Tadeusza Wojciechowskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z okazyi "Szkiców" Tadeusza Wojciechowskiego"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Z okazyi „Szkiców

*1

T a d e u s z a W oj C i e c h o w s k i e g o .

б. Л1 otyw d ziałania biskupa Stanisława.

O ddaw szy hołd należny kochanemu Mistrzowi, niechaj mi je d n ak wolno będzie postaw ić pytanie, czy po zamknięciu dyskussyi nad kw estyą: zdrada, czy męczeństwo? pole badań około całej tej spraw y je st już zamknięte? Tego i W ojciechowski nie przypuszcza; owszem: w kilku miejscach sam wskazuje na potrzebę dalszych badań. S ą bowiem jeszcze niektóre podrzędne punkta,' których wy­ jaśnienie nie zmieni w prawdzie uzyskanego rezultatu w kw estyi głó­ wnej, ale które w ym agają jedn ak dalszego badania. W ynik albowiem tych badań mógłby na osiągnięty już rezultat w kwestyi głównej rzucić światło bądź łagodniejsze, bądź też ostrzejsze i w płynąć na mniej lub bardziej surow ą ocenę stw ierdzonego faktu ze stanow iska etycznego.

Mam tu przedew szystkiem na oku kw estyę m o t y w u popełnionej przez biskupa z d r a d y .

Bez znajomości m otyw ów działania, żadnego czynu należycie ani spraw iedliw ie ocenić niemożna. W ykazał W ojciechow ski całą akcyę polityczną, w której przebiegu popełniona została zdrada przy uczestnictwie biskupa Stanisław a. To praw da, ale to, czego nie w yjaśnił i o czem zupełnie milczy, to jest: jaki mógł być m otyw zdrady, przynajmniej po stronie biskupa?—należy dopiero rozważyć.

M otywy takiego czynu, jak zdrada, mogą być wogóle albo m ateryalne, albo moralne. M ateryalnym motywem je st zysk jakiś.

(3)

O taki m otyw niedorzecznem byłoby posądzać biskupa krakow ­

skiego. ■

W iem y w praw dzie, że i cesarze niemieccy rozstrzygali nieraz spraw y na korzyść tych stron, które im większe zwoziły „skarby", a zatem w poszczególnych w ypadkach pow odow ali się motjwvami m ateryalnym i, dawali się niejako przekupyw ać: ale biskupa k ra ­ kowskiego o taki m otyw posądzać byłoby niedorzecznością. I świetne stanow isko m ateryalne i w yborow e kwalifikacye osobiste, jakie musimy przypuścić u osoby, piastującej godność biskupią, nie p o ­ zwalają na podobne posądzenie dostojnika Kościoła.

Pozostają tylko m otyw y m oralne. T e mogą być osobiste (nienawiść, lub tym podobne), polityczne, albo wreszcie religijno- kościelne. Z możliwych m o tyw ó w m oralnych trzeba znowu w y­ kluczyć z góry osobiste. Z osobistych m otyw ów tak w ysoki d y ­ gnitarz kościelny nie podejmuje akcyj politycznych, a zwłaszcza „zdrady" kraju lub króla. I o tem przeto niema mowy. Na myśl m otyw u politycznego w padł Skorski; w intencyi przedstaw ienia czynu biskupa S tanisław a w łagodniejszem świetle, postaw ił on hipotezę, że chodziło mu o stw orzenie w ielkiego państw a zachodnio- słowiańskiego, czemu chciał poświęcić sam odzielną Polskę, upatrując we W ratysław ie odpow iedniejszego m onarchę dla takiego właśnie zachodnio-słowiańskiego państw a. H ipoteza ta jednak, aczkolwiek niemożna jej odmówić pew nej zasługi, nie mogła się utrzymać. Miała ona tę zasługę, że pierw sza w skazała na możliwość wj-ższego m otyw u w czynach biskupa S tanisław a.

O parła się ona jednak na przypuszczeniu, popartem później także przez A natola Lewickiego, że „od czasów Sam ona żyła w zachodniej Slow iańszczyznie myśl utw orzenia państw a słow iań­ skiego".’) Lewicki podsuw a tę myśl i W ratysław ow i „...zajmował się nią podobno (!) i nasz W ratyslaw ", ale „podjął ją na nowo przedsiębiorczy Bolesław Szczodry" (?). Zaznaczyłem już wyżej, że taka idea „zachodnio-słowiańska" je st w ytw orem bardzo now o­ żytnym.

W yro sła ona w najnowszym czasie, może na gruncie panslaw i- zmu, jako opozycya przeciw niemu. W wiekach średnich trudno się dopatrzeć jakichkolw iekbądź m otyw ów politycznych narodow ościo­ wych. Słusznie pow iada w spom niany W . Sobieski, że „odrębności narodow e wówczas nie były tak w yrobione." D ynastow ie-zdobyw cy w ieków średnich dążyli bezustannie do powiększania posiadłości

2 9 6 z O KA Z Y I SZKIC ÓW.

(4)

Z O K A Z Y I SZK IC ÓW . 2 9 7

swoich, ale, żeby się przy tem mieli kierować względami narodo­ wościowymi, o tem w owych czasach nie słychać. Zdobywali i nabywali, co się dało, bez oglądania się na okoliczność, jakiej

to „nacyi“ była ludność podbita. •

Nie różnili się oni pod tym względem od następców swoich now ożytnych, kandydatów do tronów , choć żyjemy dzisiaj w epoce najwyższego rozkw itu „idei narodow ościow ej". W ziął w wieku ubiegłym W ittelsbach G recyę, Francuz Bernadotte Szw ecyę i N or­ wegię, za naszych czasów7 H ohenzollern Rumunię, K oburg Bułga- ryę — „byle interes szedł".

Idea narodow ościow a porusza i dzisiaj tylko „plebs“, to znaczy lud. D la wysokich sfer i szczytów społeczeństw a istnieje ona i dzisiaj, tylko jako środek wuodący do celu, jako narzędzie do poruszania i „nastrajania11 tłumów7. Ałe w wiekach średnich idei tej wcale nie znano. Zastępow ała ją idea w iary i rełigii. Robiono podboje pod pozorem naw racania pogan, a kiedy pogan w E u ro ­ pie nie stało, panowie i książęta w ypraw iali się do Azy i, aby od niew iernych w ywalczyć „G rób Swdęty" z dodatkiem całych krajów i królestw7.

Pod sztandarem Krzyżowców7 ciągnęły w7szelkie narodowości, jako „w ierni" przeciw „niew iernym ". Idei narodow ościow ej w owych

czasach jeszcze nie znano.

A le przypuściw szy naw7et, że była znaną, że jakaś idea, czy uczucie „słowiańskości zachodniej" liczyły w Polsce XI w7, zw olen­ ników, do których należał i biskup Stanisław: to przecież stron­ nictw o takie nie zm awiałoby się z W ratysław em , sojusznikiem i sługą H enryka IV, nie spiskow ałoby na jego korzyść, ale prze­ ciwnie, stałoby w iernie przy Bolesławie, konsekw entnym przeciw ­ niku H enryka IV.

H ipoteza w7ięc, jakoby biskup Stanisław działał z jakiegoś m o t y w u p o l i t y c z n e g o na rzecz Wratysławm czeskiego, w ża­ dnym razie utrzymać się nie może.

Jeżeli zaś odsuwamy, jako niemożliwa, m otyw y m ateryalne, osobiste i polityczne, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko przy­ puścić motyw7 religijno-kościelny. Jest też to najnaturalniejsze. Bo jakież mogą być przedew7 szystkiern motywy działania dygnitarza ko­

ścielnego, jeśli nie religijno-kościelne?

Każdy człowiek żyje, jak b y w zaczarowanem kole pewnych interesów, które stanow ią m otyw y jego działania i postępow ania. I jakież są to interesy? S ą to interesy jego grupy społecznej, klasy do- której należy, zawodu, którem u się poświęca, instytucyi, której je st członkiem i t. p. W ięc, dajmy na to: osoba duchowna, czy to

(5)

ksiądz, czy pop, czy rabin, czy pastor, czy indyjski bramin, — wszyscy oni żyją w kole interesów swojego zawodu i organizacją duchow njTch, a interesjr te stanow ią głów nie m otyw jr ich działania. Ale, poniewraż każda grupa społeczna, każdy z takich ustrojów spo­ łecznych, jakim je st np. Kościół, ulega pow szechnem u praw u roz­ woju, zatem zawsze i wszędzie w io n ie każdej grupj7 takiej, każdego ustroju społecznego, w ystępują to silniej, to słabiej, tendencye now atorskie, które natrafiają na opozjrcjTe zachowawcze. A ntago- niznty te pomiędzjr konserw atyzm em a postępem , są nieuniknionem i następstw am i pow szechnego praw a rozwoju. Skutkiem zaś konie- 'cznjm i tych antagonizmów są walki zachowawców, toczone przeciw now atorom , czy reform atorom w łonie każdego ustroju społecznego. W ciągu tych koniecznych, w iecznych rozwojów, byw ają chwile przełom ow e, w których antagonizm y zachowawców przeciw refo r­ m atorom w ystępują silniej, zaostrzają się, a przedstaw iciele kie­ runków przeciw nych jednej i tej samej grupjr społecznej, c z y ustroju społecznego, roznam iętniają się do najwyższego stopnia i prow adzą z sobą w alkę na zabój. T aka chwila przełom ow a w rozw oju Ko­ ścioła rzymskiego nastała w ósmem dziesięcioleciu Xf-go wieku. Reform atorem , który silną inicjratj7w ą pchnął rozwój ten naprzód, zwalczając wszelkimi środkami opór zachowawców, był G rzegorz VII (1073— 1085). W iadomo, że reform y jego miały na celu bardziej ścisłą zawisłość biskupów od kuryi papieskiej, zniesienie symonii, m ianow ania dygnitarzy kościelnych przez w ładzców świeckich, a wreszcie przeprow adzenie bezżeństw a księży.

Otóż, aby wiedzieć, jakie były m otyw jT działania biskupa Stanisław a, który objął biskupstw o na rok, lub dwa lata przed w stąpieniem na tron G rzegorza VII, a więc w roku 1071 czy 1072, trzeba przedewszystkiem wiedzieć, do którego obozu w ów czesnjrm Kościele należał? Do zachowawców, czj- ,do reform atorów grego- ryańskich?...

W iadomo, że M. Gumplowicz postaw ił tu hipotezę, popartą następnie i pogłębioną przez W acław a Sobieskiego, że biskup Stanisław był przeciwnikiem reform G regorjTańskich i że z tego pow odu przjiszło do zatargu z Bolesławem, zwolennikiem papieża. Zdanie to spotkało się z głośnym oporem w obozie „zelantów Ś-go S tanisław a" i wywołało w ostatnich latach całą literaturę apologetyczną. Nie w ieleby to znaczyło, ale i W ojciechowski, który stw ierdza i udow adnia fakt zdrady, popełnionej przez biskupa Stanisław a, nie przjąm uje hipotezy, jakoby „zdrada" ta popełniona była z jakichkolw iekbądź m otywów religijno-kościelnych. Powiada^że jakkolw iek i dawniej pisano o zdradzie, której ofiarą padł Bolesław

(6)

„zaw sze bałamucił przytem epizod biskupa Stanisław a, jakby jakaś spraw a osobna kościelna, c z e m b 341 aj m n i e j n i e b y ł a (str. 257). W ojciechow ski zalicza do „fantazyj“ domysł, jakoby „odmienne zapatryw ania na spraw ę m ałżeństw a księży, gdzie Stanisław miał być przeciwnikiem celibatu a Bolesław gregotyaninem itp.“ (str. 25 5), grały jakąś rolę w tej sprawie. Na innem zaś miejscu (str. 298) pow iada, że „w całym tym fakcie S tanisław a nie było żadnego elem entu, ani m otyw u kościelnego41. Tym czasem książka W ojcie­ chowskiego zaw iera liczne fakty i argum enty, które mogą służyć na poparcie domysłu, że biskup Stanisław był przeciwnikiem reform gregoryańskich. W yliczę je tutaj po kolei.

1. Stw ierdza W ojciechowski, że Bolesław był z w o l e n n i k i e m G r z e g o r z a VII. Jeżeli więc popadł w zatarg z biskupem Stanisław em , jeżeli biskup ten spiskował przeciw Bolesła­ wowi, to chyba upraw niony je st domysł, że biskup Stanisław n i e był zwolennikiem G rzegorza VII.

2. Stw ierdza W ojciechowski, że biskup Stanisław łączył się z W ratysław em , sojusznikiem H enryka IV, w yklętego przez papieża G rzegorza VII. T o chyba je st także dowodem, że Stanisław nie był po stronie Grzegorza VII?

3. W końcu muszę przytoczyć fakt, przez W ojciechowskiego z a p r z e c z o n y bez dostatecznej racyi. Je st to okoliczność, że w XIII w. niszczono w spółczesne świadectwa o spraw ie biskupa S tan isław a,'co wskazuje na to, że zaw arte w nich były w ia­ domości, niezgodne z mającą się przeprowadzić kanonizacyą_ M. Gumplowicz wskazał na lukę w Kosmasie między r. 1074 a 1082, jakoby w celu zniszczenia takiego świadectwa usku­ tecznioną. W ojciechowski odrzuca ów domysł i powiada: „nie sądzę, iżby później usuw ano z kroniki historyę tych siedmiu lat..., przypuszczam poprostu, że zaszedł jakiś w y­ padek książkowy, biblioteczny, który okaleczył rękopism a wyrządził największą szkodę — historyi polskiej44 (str. 258). Pisząc te słowa, W ojciechowski zapom niał jednak, że, chcąc tę lukę przypisać „w ypadkowi bibliotecznem u44, trzebaby przypuścić conajmniej t r z y takie wypadki: w Rzymie, K ra­ kowie i Pradze, które wszystkie, jakby zmówiły się, na za­ gładę świadectwa dziejów z 1079 roku! O prócz bowiem luki powyższej w kronice Kosmasa, obejmującej lata 1074— 1082, znajduje się także luka, też same praw ie lata obejmująca, w słynnym „R egistrum 44, tj. w zbiorze listów i buli papieża Grzegorza VII. Bielowski W3^mienia „fakt niewątpliw y, że, wr Rz3rmie X-tą księgę listów G rzegorza VII (obejmowała

(7)

3 0 0 Z OK A Z Y ! SZ K I C Ó W .

ona powyższe lata) z kodeksów w atykańskich w ycięto" i że także „w Krakowie, w bibliotece kapitulnej, znajdowało się jedenaście ksiąg tego papieża", których dziś już śladu tam niema h.

T aka sama luka co do roku 1079 widnieje i w roczniku kapituły krakowskiej! T a bowiem zapiska, która obecnie znajduje się w tym roczniku pod r. 1079, jest, jak to pierw szy udow odnił Zeissberg, w trętem , pochodzącym najpraw dopo­ dobniej z XIII w . (w edług Zeissberga), sfabrykowanym przez K adłubka i umieszczonym na miejscu oryginalnej zapiski z r. 1079, k t ó r a z n i k ł a . A zatem i w roczniku kapituły krakow ­ skiej rok 1079 świeci l u k ą , zatuszow aną w XIII wieku przez fałszywą zapiskę. Czyż można p o p u ś c i ć , że jakiś „w ypadek biblioteczny" w trzech miejscach, gdzie się znajdow ały w spół­ czesne św iądectw a o zabójstw ie biskupa Stanisław a, „oka­ leczył" rękopisy w łaśnie w tych miejscach—że co n a j m n i e j 2) trzy „wypadki biblioteczne" godziły w ten nieszczęsny rok 1079: w Krakowie, w P radze i w Rzymie!? Czy zestaw iw szy te trzy „wypadki", nie trzeba raczej wnioskować, że to jed n a i ta sama polityka pokierow ała nimi. Przypomnijmy sobie skargę Bielowskiego, że „w P olsce jed n e kroniki w ytracano, drugie podrabiano, roczniki zaś skrobano i zapełniano w trętam i." Praw da, że to nietylko w Polsce się działo, ale i w innych państw ach europejskich w w iekach średnich.

W reszcie jeszcze jeden f a k t wskazuje, że biskup Stanisław nie był G regoryaninem . G dyby bow iem nim był, nie byłby Gall o nim w yrażał się w sposób tak nieprzyjazny: Pow szechna na to panuje zgoda, że Gall był mnichem, oddanym szczerze Kościołowi

') M istrz W in c e n t y i j e g o k ro n ik a w c z a s o p iś m ie „ B ib h o tek a O s s o liń ­ sk ich " Т . II str. 3 8 1 !

2) P o w ia d a m „co n a jm n iej" , b o , b a d a ją c tę r z e c z b liż e j, z a d z iw ić n a s m u si, ż e r o k 1079 i w in n y c h ź r ó d ła c h ś w ie c i lu k ą, lub ż e n a n im n a g le k r o ­ n ik a rz w ą t e k o p o w ia d a n ia u r y w a . T a k n p . p ie r w s z o r z ę d n y k r o n ik a r z ó w c z e s n y , L a m b ert- (z H e r sfe ld u ) .d o c ią g n ą ł s w o ją k r o n ik ę w ła ś n ie ty lk o d o e le k c y i a n ty - k r ó la R u d o lfa (107 7) a d a l e j p i s a ć n i e с h с i a ł “ (W o je . str. 237) . r, N ie ch cia ł" ? K to w ie , c z y n ie p isa ł? Ż y ł b o w ie m j e s z c z e p o ro k u 1080 i w t e d y p isa ł. A u t o ­ g ra fu n ie m a m y , a j u lia n H a rtu n g (F o r s c h u n g e n zu r d e u t s c h e n G e s c h ic h te X I X , 4431 u d o w o d n ił, ż e w o r y g in a ln y m L a m b e r c ie w ię c e j b y ło , a n iż e li w z a c h o w a ­ n y c h o d p is a c h . Z n o w u ja k iś „ w y p a d e k b ib lio te c z n y " , g o d z ą c y n a r o k 1079! Z n a la z ło b y s ię j e s z c z e w ię c e j ta k ic h „ w y p a d k ó w " !

(8)

Z O K A Z Y I SZ KI C ÓW . 3 0 1

rzymskiemu. Jeżeli o biskupie w yraża się, że był to „traditor", można przypuścić, że nie miał pow odu oszczędzania go, a więc, że ów biskup był „schizmatykiem", t. j. przeciwnikiem reform G rzegorza VII. Co więcej! Lubi Gall używać w yrazów wielo­ znacznych, a W ojciechow ski naw et przypuszcza, że G all w yrazu „christianus“ użył nietylko w znaczeniu „chrześcianina", ale także w znaczeniu „pom azańca11; jeżeli więc użył o biskupie Stanisław ie w yrazu „traditor", to łatw o być może, że, jak to przypuszczają M. Gumplowicz i W acław Sobieski, miał przytem na ntyśli także zdradę Rzymu. Przypuszcza W ojciechow ski, że przez w yraz „chri- stianus“ Gall chciał oznaczyć „pomazańca" zarów no świeckiego jak i duchownego; czy nie je st daleko mniej ryzykow nem tłoma- czenie, że w ierny Rzymowi m nich-kronikarz przez w yraz „traditor" napiętnow ać chciał biskupa nie tyle jako zdrajcę świeckiego zwierzch­ nika, ale raczej—jako zdrajcę władzy duchownej, głowjr Kościoła?

Podniesione powyżej okoliczności popierają przypuszczenie, że biskup Stanisław był przeciwnikiem reform G regoryańskich, w czem przecież nic dziwnego, ani uw łaczającego w owych czasach charakterow i osoby duchow nej, nie było. W szak byli w tedy biskupi- schizmatycy nietylko w Niemczech, ale i w Polsce, a W ojcie­ chowski stw ierdza fakt, że, „ d o p i e r o t e ż . p o d K r z y w o u ­ s t y m w r ó c i ł a P o l s k a d o o b e d y e n c y i p r a w e g o p a ­ p i e ż a " (str. 334), a zatem przed Krzywoustym, t. j. za W ład y ­ sław a H erm ana i Bolesław a Śmiałego, było dużo „schizmatyków". H ipoteza więc, że i biskup Stanisław był nim, niema w sobie nic niepraw dopodobnego.

Nie mam zamiaru w daw ać się tutaj w rozstrzygnięcie owej kwestyi: chciałem tylko wskazać, że prócz zagadki właściwego faktu „zdrady", rozstrzygniętej ostatecznie przez W ojciechowskiego, pozostaje jeszcze nierozstrzygnięta kw estya motywu, mniejszej niż poprzednia, ale jednak nie małej wagi. W ojciechowski kwestyi tej dotknął tylko negatyw nie, zwłaszcza, że odnośne hipotezy (Stefczyka, M. Gumplowicza i W . Sobieskiego) odparł stanowczo. Sam żadnego w kw estyi tej zdania nie wyjawił.' Łatwo to pojąć. W ojciechow skiem u chodziło o w yjaśnienie samego faktu; je st on przedew szystkiem historykiem i to w pojęciu Rankego, Który za­ danie historyka określił w t'fen sposób, żó pow inien on się starać wyjaśnić „wie es eigentlich zugieng" to znaczy: jak się w łaściwie

(9)

3 0 2 Z O KA Z Y I SZKICÓW.

działo. W ojciechowski również tej zasady się trzym a i w tem pojęciu z zadania historyka świetnie się wywiązał. W psychologię W o jciech ow sk i się nie wdaje, a w soeyologię ani trochę. Ale jasn a rzecz, żS każda Яксуа histttfyczna ma także swoją stronę psychologi­ c zn ą ! socyológiczną. W obecnym w ypadku psycholog pyta! z jakiego pow odu biskup zdradził króla? a socyolog idzie jeszcze dalej i pyta: jakie stosunki społeczne z m u s i ł y biskupa do takiego działania? jakich stosunkó\v społecznych w ytw orem był biskup Stanisław'? W idzimy, że pole badań w tej spraw ie jeszcze nie je st zamknięte; Ьзтс może, że zadanie historyków je st ju ż załatwione: teraz k o le jn a ps}rchologów' i socyologów.

*

7 . O sobistość k ron ik arza Galla.

W końcu w^skażę jednę jeszcze, na pozór podrzędną kwestyę, nierozstrzygniętą przez W ojciechowskiego, która jednak dla całej tej spraw y obojętną nie je st i rozstrzygnięcia wymaga; je st to к westya, znow u czysto historyczna: kim był Gall?

Nie potrzebuję się chyba nad tem rozw^odzić, jak w ażną rzeczą Ьз?1аЬу, w celu korzystania z treści kroniki, dokładna znajomość osoby autora.

Na każd3’m kroku, bodaj w7 najnowszej naw7et pracy W ojcie­ chowskiego, czujemy boleśnie brak tej znajomości. Nawet w tłum a­ czeniu jed n eg o tylko w yrazu ,.traditor“, daremnie myśl nasza się W3rtęża, chcąc odgadnąć, czy autor bardziej politycznego, czy du­ chow nego zdrajcę chciał napiętnow ać. Jakżeż w ięc’ prz3'dałaby nam się tutaj znajomość dokładna osoby kronikarza! Niestety! niema dotąd zgody na to — kim był Gall? '

Albo, weźmy ów ustęp pracy W ojciechowskiego, w któyrni tłómacz3T on nam, dlaczego Gall „z uczestników buntu (przeciw Bole­ sławcowi) wym ienił wyraźnie tylko Stanisław a". W ojciechowski prz\7puszcza, że Gall uczynił to dlatego, że biskup Stanisław „wido­ cznie nie miał tak potężnych krewnych, iżb3r się obawiać ich zemsty" (str. 255). Jest to hipoteza dość ryzykow na.

Dla jej uzasadnienia, jakżeby b37ło pożądanem wiedzieć, co zacz ten kronikarz, k tó y 7 świeckich możn37ch familiantów się obawiał, a biskupa Stanisław a śmiało potępił, nie obawiając się jego familii? Nie znając dokładnie оэоЬз7 kronikarza, stąpam y jak poomacku i żadnej z takich hipotez, ja k powyższa, nawret zgrubsza sprawdzić nie możenyc.

(10)

Powiedziałbym , że ze stanow iska historyi polskiej odkrycie osob y tego kronikarza i dokładne jej poznanie, je st poprostu nie­

odzow ną koniecznością. Zmierzały też ku temu, jak wiadomo, liczne badania i hipotezy naukow e. O statnią większą i gruntow ną pracą nad tą kw estyą je st rozpraw a Stanisław a K ętrzyńskiego x). Nawiązuje on rzecz bezpośrednio do hipotezy M. Gumplowicza, jakoby autorem kroniki był Francuz-Flandryjczyk, Balduin, opat lubiński, który w nagrodę za tę kronikę od Bolesław a Śm iałego otrzym ał infułę biskupią w Kruszwicy po śmierci tam tejszego biskupa, P aw ła (r. 1113). K ętrzyński nie godzi się na tę hipotezę i zbija ją; sam zaś, roztrząsając starannie treść kroniki, dochodzi do wniosku, że autor był Francuzem , „mnichem klasztoru Saint- Gilles w Prow aucyi", że był m łodym człowiekiem jeszcze, kiedy przybył do Polski i „w chwili pisania (kroniki) a zatem w latach 1112 i 1113 nie miał żadnego stanow iska w Polsce", oraz, że w tedy „baw ił od niedaw na w naszym kraju" i nie mógł jeszcze—z pow odu zbyt krótkiego c z a su ,— zająć pozycyi społecznej, jak a mu się ze względu na jego wielką naukę w Kościele, lub zakonie należała."

Tym czasem W ojciechow ski nie przyjmuje żadnej z obu tych hipotez uczniów swoich, choć, jak zobaczymy, więcej ma punktów stycznych z Gumplowiczem, niż z Kętrzyńskim. Podczas, kiedy K ętrzyński n i e w i e r z y t e m u ,,by Gall był kapelanem książęcym, jak tego wielu dowodzi", W ojciechow ski skłania się do zdania, że

Gall był „jednym z kapelanów książęcych" (str. 295).

Przypuszcza bowiem, że Gall „był naprzód mnichem w klasz­ torze lubińskim, gdzie m ógł złożyć śluby zakonne po śmierci Mieszka (■)" 1089), a stąd dopiero w ziął go potem Michał do kancellaryi książęcej, gdzie z czasem aw ansow ał na pi.sarza-dyktatora, oczy­ wiście, nie przestając być professem lubińskim. Mogło to być jeszcze za życia H erm ana (f 1102)“. Nareszcie, w edług W ojciechowskiego, nie kto inny, jeno ów G all po śmierci kanclerza Michała objął kan- clerstwo.

Co do pochodzenia Galla, W ojciechowski dawniej (w rozpraw ie „O Piaście" 1895) przypuszczał, że był ou pochodzenia rom ańskiego, za czem przem awiałoby, iż był mnichem w klasztorze lubińskim, „gdzie był konw ent z Leodyum , a więc z r o m a ń s k i e j B e l g i i“.

W iadomo, że M. Gumplowicz, wpadłszy, na domysł, że autorem Kroniki był biskup Kruszwicki, Balduin, za w ątkiem i m i e n i a t e go zaszedł także do „romańskiej Belgii, do „Flandryi i stam tąd G alla

Z O K A Z Y I SZ KI CÓ W. 3 0 3

(11)

3 0 4 Z OK AZ VI SZKICÓW.

wywodzi. St. K ętrzyński, przeciwnie, widzi w Gallu Francuza z południow ej Francyi, gdzie „był mnicliem klasztoru Saint-Gilles w Prow ancyi."

Tym czasem W ojciechow ski w najnowszej pracj7 swej znowu inny staw ia domysł, a mianowicie, że G all był w prawdzie „plemienia i języka rom ańskiego" ale „najpewniej W łochem ", że „rodził się w pobliskiej z W ęgram i W e n e c y i " . Tem tłóm aczyłobysię, po­ w iada W ojciechowski, że dobrze je st inform owany o królu w ęgier­ skim Piotrze, który pochodził z weneckiego rodu Orseolich. „ P o ­ c h o d z i ł t e ż s a m (Gall) z e z n a c z n e g o r o d u , c z e g o d o ­ w o d e m , ż e n a p o c z ą t k u trzeciej księgi zastrzegł się: iż nie pisze kroniki dlatego, „abym w ynosił mój ród i moich rodziców, ja w ygnaniec i przybysz między wami."

„W ynosić swoich rodziców i przodków może tylko ten, kto ich ma z n a n y c h i h i s t o r y c z n y c h . N asuwa się z a te m — oczy­ wiście tylko f a n t a z y a — czy G allus nie był także z rodu O rse­ olich? T a rodzina dała W enecyi czterech duków (dożów), ale pod czwartym i to jeszcze w pierwszej połow ie XI w. była wygnana, a wiadomo, że już nigdy potem nie w róciła do ojczyzny. Zgadza­ łoby się to o tyle, że Gall mieni się być nietylko w ędrow nym przybyszem ( = peregrinus), ale i w ygnańcem ( = exsul), a nie w ygląda wcale, iżby dopiero on sam był skazany na w ygnanie" (str. 291).

D omysł ten W ojciechowski sam nazyw a „fantazya." Mamy więc co do pochodzenia G alla dwie fantazye: mistrza i ucznia: W ojciechow skiego i M. Gumplowicza, który, jak wiadomo, w y­ wodzi G alla z książąt Henegawskiclr J). T e dwie fantazye schodzą się w jednym punkcie: uw ażają one G alla za członka jakiejś zna­

komitej, książęcej rodziny. '

Ale jeszcze i w innym punkcie istnjeje zgoda między W o j­ ciechowskim a M. Gumplowiczem w przeciwieństwie do St. Kę­ trzyńskiego, a mianowicie—co do stanow iska, zajmowanego przez Galla w Polsce, albo raczej co do k a r y e r y , którą on tutaj zrobił.

Obaj bowiem, i mistrz iuczeń domyślają się, że kapelan kancelaryi książęcej aw ansow ał z czasem na b i s k u p a w W i e l k o p o l s c e . Lecz W ojciechowski staw ia pytanie: „czy to nie nasz G allus" ów nieznany i (problematyczny) biskup p o z n a ń s k i Benedykt, którego bardzo dowcipnie odszukał W ojciech K ętrzyński z czasów około r. 1120— 1130“ (str. 297),—podczas kiedy M. Gumplowicz domyśla

‘) P o r . Ż y w o t B a ld u in a G allusa, b isk u p a K r u s z w ic k ie g o . (A te n e u m 1901 i w o s o b n e j o d b itc e ).

(12)

Z OKAZ YI SZKICÓW. 3 0 5

się w Gallu owego biskupa K r u s z w i c k i e g o , Balduina Gallusa, o którym katalog biskupów W łodzisław skich wspomina, że w r, 1111 objął tamtejsze biskupstw o.

Co do dwóch więc m om entów „osobistości" Galla, co do po­ chodzenia jego i stanow iska w Polsce, mamy przed sobą dwie „fan- tazye". Jeżeli jed na z nich (M. Gumplowicza), jak nas zapewnia ks. Szczęśniak J), je st „praw dziw ie oryentalna", a druga (W ojcie­

chow skiego)— nie w ątpię — czysto „okcydentalna", to dla dalszych badań historycznych w tej spraw ie w każdym razie ważnemi w ska­ zówkami być mogą te punkta styczne, w których owe dwie „fantazye" się schodzą; punkta te m ogą naw et dziś już uchodzić za tymcza­ sowe zdobycze badań nad tą kw estyą. Są to zaś, jak już w spom ­ niałem: pochodzenie z w ysokiego (książęcego) rodu romańskiego,

charakter zakonny, urząd kapelana książęcego, a w końcu aw ans na biskupa w W ielkopolsce.

O w a zgoda dwóch (tak różnorodnych!) fantazyj w tak w aż­ nych punktach zasadniczych jest, mimo wszelkich różnic w dalszych w5iwodach, bardzo znaczącą i pozw ala wróżyć, że dalsze badania, prow adzone w oznaczonym przez nie kierunku, nie pozostaną bez rezultatu.

Bo trzeba zważyć, źe jeżeli Gall pochodził ze znakomitej rodziny, bądź to z W łoch, bądź też z Flandryi, to przecież kraje te na przełomie XI wieku cieszyły się już w ysoką kulturą — co pociąga za sobą obfitość kronik, dokum entów , korespondencyj itp. T o też odszukanie w owych, w tak znacznej ilości do dziś dnia utrzym anych źródłach, każdej niemal znakomitszej osoby owych czasów, nie je st wcale rzeczą niemożliwą. Możemy się więc po dalszych badaniach we w skazanych przez powyższe dwie ,,fantazye“ kierunkach, spodziew ać ostatecznego kiedyś w yjaśnienia tej ciemnej kwestyi.

I na tem też polega w artość spry tr^clr „fantazyj" („oryentalnej" czyokcydentalnej), że stanow ią one silną podnietę do dalszych badań; podczas, gdy płytkie koncepta i jałow e pomysły naw et do dalszych, studyów nie pobudzają nikogo. Do takich zaliczam np. koncept, że Gall był „scholastykiem poznańskim ". Nazywam ten koncept płytkim dlatego, bo nie polega on na większej ilości poszlak, zebranych z całości dzieła, lecz tylko na w yrw anym z całości jednym jedynym w ierszu, który o s z k o l e wspomina. T o też nikt z badaczów nie wie, co z takim konceptem począć. Przeciwnie, takie choćby

(13)

3 0 6 Z O K A Z Y I SZKTCÓW.

tazye“ jak: Skorskiego, Stefczyka, W ojciechowskiego, St. K ętrzyń­ skiego, W . Sobieskiego — otw ierają szerokie, a przytem pow abne i wdzięczne pole dla badań, które doprowadzić mogą do wykryci .a prawdy.

Jeżeli w Niemczech zdołano odsłonić tyle tajemnic bezimien­ ności autorów średniowiecznych, jeżeli na W ęgrzech, posiadających tak szczupłe zasoby źródeł z owych wieków, zdołano odkryć osobę autora „anonym a notaryusźa króla Beli“, to w żaden sposób nie mogę podzielać pessymizmu St. K ętrzyńskiego, iżby kw estya oso­ bistości G alla była dla nas „obecnie nierozwiązalną."

Owszem, sądzę, że je st rozw iązalną i nie w ątpię, że rozw ią­ zaną zostanie. Ale trzeba w tym celu w szystkie u z a s a d n i o n e h i p o t e z y n a u k o w e ściśle rozważyć, wszystkie argum enty za i przeciw każdemu uzasadnionem u domysłowi bez uprzedzenia ocenić, a naw et żadnej pomysłowej „fantazyi“ nie lekceważyć.

Ze tak nie zawsze się dzieje, niechaj mi wolno będzie wykazać to na argum entach tak sumiennego i bystrego badacza, jakim je st St. Kętrzyński, użytych przez niego przeciw M. Gumplowiczowi.

Pow iada St. Kętrzyński: „że zapatryw ania Gumplowicza nie mają r e a l n e j podstawy, w ynika to ztąd, iż głów ną osią je st tu n a z w a Gallus. Znalazłszy ją przy biskupie (Kruszwickim) B alduinie? zidentyfikow ał z nią d o ś ć p ó ź n ą o naszym Gallu t r a d y c y ę i uznał go za autora naszej kroniki." Jakto?—że autorem kroniki był Gallus, t. j. Francuz, ma to być „późna tradycya“ ? W szak to je st f a k t wynikający z treści kroniki, fakt uznany przez samegoż K ę­ trzyńskiego i tylu przed nim historyków , a naw et przez W ojcie­ chowskiego (w rozprawie „O Piaście"). A by wziąć za punkt w yjścia francuską narodow ość Galla, nie potrzebow ał M. Gum- plowicz „późnej tradycyi“ , jak mu to im p u tu je'S t. Kętrzyński, bo na to—co do francuskiej narodow ości G alla—pow szechna praw ie istniała zgoda między historykam i, jako co do faktu, z osnow y kro- nikijasno wypływającego. Ów f akt , ogólnie przyznany, a nie „późna tradycya" stanow i punkt wyjścia Gumplowicza. Cóż więc p ro st­ szego, że, znalazłszy przydomek ów—G allusa przy imieniu biskupa Kruszwickiego, Baldwina, postaw ił hipotezę, że t e n t o F r a n c u z był autorem kroniki. Czy może jednak M. Gumplowicz w te m zbłądził, że b i s k u p a w i e l k o p o l s k i e g o czyni autorem kroniki? Czy może to jest niepraw dopodobne? Czy może taka kombinacya je st nie­ możliwą? Zdaje się, że n i e , skoro dzisiaj W ojciechowski staw ia pytanie, czy też b i s k u p p o z n a ń s k i Benedykt (1120— 1130) nie był autorem tej kroniki? Zdaje się więc, że niema żadnego po­

(14)

Z O K A Z Y I SZ KI CÓ W. 3 0 7

ważnego dowodu przeciw temu, i ż b y j e d e n z b i s k u p ó w w i e l k o p o l s k i c h n i e m ó g ł b y ć o w y m a u t o r e m ?

Rozchodzi się tylko o to, za którym z owych dwóch biskupów silniejsze przem aw iają argum enty: za Benedyktem, czy za Bal- dwinem ?

Nie rozstrzygam tutaj tej kw estyi, ale zauw ażę tylko, że B e ­ nedykt je st osobistością problem atyczną, która nie figuruje w żadnym katalogu i o której nic zgoła nie wiemy. N aw et W ojciech K ętrzyński, który tego biskupa poznańskiego (jako ew entualnie możliwego!) odkrył w zapisce z XII w. i dom ysł postaw ił czy to nie jakiś biskup poznański z czasów B olesław a K rzyw oustego, poprzednik znanego biskupa Boguchw ała ( | 1146),—naw et W . K ętrzyński nie je st pew ny, czy to nie jakiś daleko późniejszy Benedykt, „bo także około r. 1192 na stolicy poznańskiej siedział biskup B enedykt'4 Nie widzę pow odu dlaczegoby ów problem atyczny w pierwszej połow ie X II w. Benedykt, o którym nic nie wiem y i którego nie poświadczono nigdzie, że był Francuzem (Gallusem)—miał mieć pierw szeństw o co do au to rstw a kroniki przed Balduinem G allusem , postacią historyczną i dokładnie w katalogu oraz u D ługosza p o ­ świadczoną, o którym wiadom o, że w czasie po napisaniu kroniki, t. j. po r. 1113, otrzym ał biskupstw o Kruszwickie?

Z resztą za B enedyktem żadnych dotąd argum entów nikt nie przytoczył, a za Balduinem M. Gumplowicz przytacza cały ich szereg. W praw dzie S t. K ętrzyński podjął się zbicia tych arg u ­ mentów , ale cóż, kiedy świeżo znow u W ojciechowski zbija jed en po drugim wszystkie jego argum enty, przyw iedzone przeciw M. Gumplowiczowi, którego niektóre zapatryw ania zasadnicze n a osobę G alla (książęcy ród, kapelan książęcy, aw ans na stolicę biskupią) w zupełności podziela.

W szczególności za niezmiernie ważne uznać trzeba ośw iad­ czenie W ojciechowskiego, że autor kroniki pochodził z wysokiego, praw dopodobnie książęcego rodu; wiadom o, że i M. G umplowicz bronił tego zdania. Bo jeżeli za biskupem Balduinem więcej p rze­ mawia argum entów , niż za biskupem Benedyktem , to hipoteza W ojciechowskiego, że kronikarz pochodził z domu książąt O rseolich, upada; nigdy we W łoszech nie spotykam y im ienia Baldwina, a jed en fedyny kardynał Baldwin, który w pierwszej połowie XII w. w y ­ stępuje we W łoszech, nie je st W łochem , bo go historycy w łoscy do żadnej rodziny włoskiej przyczepić nie mogą. Je st to ów w ła­ śnie kardynał, co do którego M. Gumplowicz staw ia niezbitą do­ tąd hipotezę, że był to w łaśnie były biskup Kruszwicki Balduin G allus, autor kroniki.

(15)

3 0 8 Z O KA Z Y I SZ KI C ÓW .

Oczywiście, że cała ta hipoteza M. Gumplowicza, na pozór aż nazbyt fantastyczna, za lada faktem, w ydobytym z bogatych źródeł włoskich lub belgijskich runąć może, ale obalić ją można tylko f a k ­ t a m i a nie d o m y s ł a m i j e s z c z e m n i e j u z a s a d n i o n y m i .

T o też o takie źródłowo udow odnione fakta z niew yczerpanego jeszcze zasobu archiwów i dyplom ataryuszów włoskich, francuskich i belgijskich pow inni się pokusić młodzi badacze: Hic Rhodus, hic salta!

Cytaty

Powiązane dokumenty

Gdy on ju˝ si´ skoƒczy∏ lub jeszcze nie zaczà∏, to u˝ywam Êwiat∏a..

W  optyce  Marcina  Lubasia  strategiczne  dla  tożsamości  dyscypliny  intensywne 

[r]

Rami Darwisz z Aleksandrii Przemiany w świecie arabskim, które rozpoczęły się na przełomie 2010 i 2011 ro- ku, a którym świat zachodni nadał nazwę Arabskiej Wiosny, były

— Gorzej jak z edukacyą, ma się rzecz z administracyą kraju — tą organizacyą, która wie o tern z tradycyi domowej pojedynczych jej członków, że krajową

Al escuchar música relajante en la mañana y tarde, las personas con presión arterial alta pueden entrenarse para reducir su presión arterial y mantenerla baja.. Según una

W wypadku człowieka doświadczenie Objawienia jest afirmacją swego bytu jako ustanowionego (a więc negacją jego tragicznej „sobości”) przez boską samonegację własnego

Les résultats de la coopération des réfugiés pen- dant la Seconde Guerre mondiale (s. 22–43), Arkadiusza Indraszczyka L’«In- ternationale verte» et ses visionnaires polonais