• Nie Znaleziono Wyników

O kompozycji fragmentu I cz. "Dziadów"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O kompozycji fragmentu I cz. "Dziadów""

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Pigoń

O kompozycji fragmentu I cz.

"Dziadów"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 47/Zeszyt specjalny, 169-182

(2)

ST A N IS Ł A W PIG O Ń

O K O M PO ZY C JI FRAGM ENTU I CZ. „DZIAD ÓW “

1

W śród spuścizny M ickiewicza, k tó ra w yszła na jaw dopiero po jego śm ierci, nie m a chyba u tw oru , k tó ry by n astręczał ty le i tak znacznych trudności ja k cz. I Dziadów. T ru d n a jest dla in te rp re ta ­ tora, tru d n a dla filologa-w y dawcy. Nic też dziwnego, że k u rsu je o niej ty le i tak sprzecznych opinii.

Z ajm ie nas tu ta j tru d n o ść druga, a naw et, ściśle biorąc, jed n a jej część tylko. O dczytanie te k stu niew yraźnego nasuw a sporo kłopo­ tów (jednym z n ich za tru d n ia liśm y tu n iedaw no c z y te ln ik a 1), ale ostatecznie są one pom niejszej wagi. K łopot głów ny m ieści się w p y tan iu : co to jest, cośmy otrzym ali? Że nie całość,jak to zdaw ał się sugerow ać A lek sand er Chodźko w r. 1844, to pew na. A le co? L uźne rz u ty pierw szego planu, pierw szego pom ysłu, ja k chcą jedni? W ykończone, ale nie pow iązane m iędzy sobą „luźne sceny“ , a więc poszczególne „ fra g m e n ta “, „u łam k i“, ja k m n iem ają drudzy, czy też jed n o lita część całości, nie doprow adzonej w szelako do końca i u rw a ­ nej, a w ięc frag m ent, ja k chcą inni?

Odpowiedź n a to p y tan ie, jeśli nie m a być apriorycznym m nie­ m aniem , zależy od odpow iedzi na p y tan ie inne: czy ze scen docho­ w anych d a się złożyć jak a ś zw iązana i uzasadniona całość, czy też rzeczyw iście są to disiecta m em b ra do skojarzenia niem ożliwe? Inny m i słowy: rzecz cała sprow adza się do zagadnienia kom pozycji. Oto problem cen traln y . I on także b y ł w ielekroć trak to w an y , za­ równo zasadniczo, ja k i w p rak ty czn y m rozw iązaniu.

Luźność i niespoistość scen dochow anych w autografie je st ich cechą n ajb ard ziej u d erzającą. Toteż w ydaw cy dotychczasow i po­ czynali sobie najczęściej tak, że przychodzili autorow i z pomocą 1 Zob. S. P i g o ń, Z k ł o p o t ó w filologa. H istoria jed n ej koniek tu ry. P a- m i ę t n i k L i t e r a c k i , X L IV , 1953, z. 2.

(3)

170 S T A N I S Ł A W P I G O t f

i na swą ręk ę u k ład ali to, co on jako by zam ieszał, ściągali w jedno, co on jak o b y rozrzucił. T aka p ra k ty k a zaczyna się zaraz p rzy p ierw ­ szym w yd an iu u tw o ru w ro k u 1860. Janu szk iew icz i K laczko — po­ m ieszczając u tw ó r (z p o d ty tu łem : F rag m en ta) n a czele trzeciego tom u P ism — no tu ją, że ogłasza się go tu „po raz p ierw szy “ i „z pierw o tn eg o ręk o p isu “, w w yko nan iu w szelako (co później szczegółowo w skazał K allenbach) od tego rękopisu w y raźnie od­ biegli.

Nie będziem y tu opisyw ać sam ego au to g rafu ; czynił to na k a r­ tach P a m i ę t n i k a L i t e r a c k i e g o Ju liu sz K le in e r drobiaz­ gowo i ś c iś le 2. Dość n a m powiedzieć, że — idąc za porządkiem tek stu i biorąc z gru b sza — m ieści on sceny: D ziew ica w sam otnym pokoju (A), G uślarz z W ieśniakam i i C hórem M łodzieńców (B) (na scenę sk ład ają się trz y człony: dialog G uślarza z W ieśniakam i (a ), Chór M łodzieńców (b) i m onolog G uślarza (c)), S tarzec i Dziecię (C), Chór M łodzieży (D) i w reszcie scenę z G ustaw em (E). Otóż w y ­ daw cy z 1860 r. skom asow ali sceny В i D i w jed n ej całości um ieś­ cili je po C, u zyskując ta k i porządek: А С В D E. U kład przez nich p rzy ję ty przeszedł au tom atycznie do w y d ań następnych, w szcze­ gólności do paryskiego zbiorow ego z r. 1880, a tak że sta ł się pod­ staw ą tłum aczeń: francuskiego przez W ładysław a M ickiew icza (1879) i niem ieckiego przez Z y g fry d a L ip in era (1887).

U kład ten w szelako czytelników nie zadowolił. W szczególności pow stał przeciw ko niem u w r. 1889 w osobnej broszurze S tanisław P ta s z y ń s k i3. Nie m iał on do dyspozycji auto grafu , w uw agach sw ych kierow ał się tylko reflek sją k ry ty czną. Sprzeciw iał się on (najsłusz­ niej 4) um ieszczaniu części w ydobytej z au to g ra fu n a czele części w ydanych przez sam ego poetę i tw orzeniu w ten sposób złudy, że stanow i ona z nim i organiczną całość. O sam ym zaś utw o rze w y ra ­ ził sąd bardzo pow ściągliw y:

2 „ D z ia d ó w “ część p ie r w s z a . T ek st c a łk o w ity w n o w y m uk ład zie. Oprać. Ju liu sz К 1 e i n e r. P a m i ę t n i k L i t e г а с к i, X X X I, 1934, z. 1/2. O dbitka: L w ów 1939.

3 S. P t a s z y ń s k i , K i l k a u w a g n a d p i e r w s z ą częścią „ D z i a d ó w “ M i c k ie ­

w icza, tu d z i e ż n a d o b e c n y m r o z k ł a d e m „ D z i a d ó w “ w ogóle. P ozn ań 1889. O d­

bitka z W a r t y .

4 T en słu szn y p o stu la t jakżeż d łu go p o zo sta w a ł bez u w zg lęd n ien ia . N ie za­ sto so w a ł się do n ieg o K a l l e n b a c h w p op u larn ym brodzkim w y d a n iu P is m (1911), a n ie m a co taić, że ró w n ież i p iszą cy te sło w a w sw y m w y d a n iu P o e z y j 1929).

(4)

K O M P O Z Y C J A I C Z . „ D Z I A D Ó W “ 171

Ta d zisiejsza rzek om a część p ierw sza [....] składa się z k ilk u m izern ych u ła m k ó w bez w szelk iej m ięd zy sobą w za jem n ej łączności, a po części n a ­ w e t z osobna bez zaok rąglon ej w yk oń czon ości w ew n ętrzn ej — ułam k ów , k tóre w rzeczy w isto ści n ie są czym innym , jak n i e z u ż y t y m i o k r u ­ c h a m i z p ierw o tn y ch zarysów , p ochodzącym i nadto z różnych zu p ełn ie i n ie d ających się z sobą p ogodzić p la n ó w zarysow ych 5.

Ale i w tę m izernej w artości kom pozycję rad by on w prow adzić pew ne p rzeg ru pow an ia i in terp olacje; m ianow icie logiczniejszy w y­ dał m u się układ: A C B a D B b c E . Monolog zaś C hóru В b ch ęt­ nie by rozbił n a dialog m iędzy M łodzieńcam i i Starcem , odpow ied­ nio więc w staw ia nadpisy i w skazuje ujaw n ione jakoby w ten sposób lu ki tek stu. A rg u m en tem dla k ry ty k a była jedynie logika toku m yślowego, ta k ja k on ją pojm ow ał.

S w oją drogą w ystąpienie P taszyńskiego było pew nego rodzaju anachronizm em ; atako w ał on pozycje, któ re w łaściw ie nie m iały już wówczas znaczenia, b y ły przestarzałe. D w a la ta w cześniej, w r. 1887, K allen bach w P a m i ę t n i k u W y d z i a ł u F i l o l o g i c z n e g o AU przep row ad ził R ew izją te k s tu p ierw szej części „D ziadów “

A dam a M ickiew icza w ed ług autografu 6. D ał tam , poza k ró tk im opi­

sem au tografu, k o re k tu ry te k stu dotąd drukow anego, tudzież w y­ d ru k ow ał litera ln ie p rz e ję ty te k st au tog rafu. Nie w szystko w nim odczytał, a co odczytał, to nie zawsze tra fn ie , ale nie o to tu ta j cho­ dzi. Jeżeli p y tam y o p rz y ję ty układ, to w idzim y, że i K allenbach nie odm ów ił poecie swej pomocy. I on niby to w iernie o dtw arzając a u to g raf skom asow ał przecież sceny В i D, tylk o że pom ieścił je r a ­ zem n ie po C, jak poprzednik, ale po A, i w ten sposób p rzy ­ ją ł szereg scen: А В D С E.

Pow aga w ydaw cy-filologa w sp a rta pow ołaniem się n a au to graf spraw iła, że zaproponow any tu ta j u k ład w e w n ętrzn y scen p rzy ją ł się i zapanow ał n a długo w w ydaniach. Sam K allenbach pow tórzył go w w ydan iu k ry ty czn y m T ow arzystw a L iterackiego im. A dam a M ickiewicza (1904) i w p o p u larn y m w yd aniu brodzkim (1911), p rze­ jęli go też i w ydaw cy następni. Czy słusznie?

2

By ta k postąpić jak w ydaw cy z r. 1860 i ostatecznie ja k (z drobną zm ianą) K allenbach, to znaczy: by w w ydan iu zdecydow ać się na

5 P t a s z y ń s k i , op. cit., s). 4; por. s. 18 i n. 6 O dbitka: K rak ów 1887.

(5)

172 S T A N I S Ł A W P I G O Ń

p rzerzucanie scen i w iązanie ze sobą tych, których po eta nie po­ w iązał, trz e b a było przyjąć pew ne założenie szersze, tyczące się obyczaju pisarskiego M ickiewicza, jego tech n ik i tw orzenia. T rzeba było m ianow icie przypuścić, że p oeta te n tw orzył, by ta k rzec, na w yryw ki, że obm yśliw szy zasadniczo u tw ó r pisał go nie ciągiem organicznym , ale bez ładu, to tę scenę, to tam tą, ja k p rzyszła ochota, ja k go uw odziła p o n ęta w yobraźni.

Założenia tego żaden z ow ych w ydaw ców nie postaw ił w yraźnie, ty m m niej k u sił się o jego uzasadnienie, przyjm ow ali je w szelako obaj m ilcząco i bez dyskusji. A tym czasem w łaśnie yyymaga ono dyskusji, a n a w e t k to wie, czy da się w ogóle obronić i utrzym ać. Rozstrzygać tu m usi wzgląd, czy je potw ierdza p ra k ty k a poety. M am y stosunkow o sporo brulionów M ickiew icza i m ożem y się odw a­ żyć na odczytanie z nich techniki jego tw orzenia.

Otóż wnosić z nich wolno, że w yobraźnia poddaw ała m u osnowę dzieła organicznie raczej niż dorywczo, że rozw ijał ją ciągiem po­ rządn y m raczej niż na w yryw ki. Poeta, byw ało, d o tw arzał pew ne ogniw a i w łączał je później w tok utw oru, ale raczej do u tw o ru już skonstruow anego i w kry tyczn y m oglądzie próbow anego w swoich spojeniach; chodziło tam raczej o w zm ocnienie zw artości, a nie 0 dotw arzan ie e x post now ych elem entów fab u larn y ch . D odajm y 1 to, że a u to r n a ogół zaznaczał w rękopisie, gdzie m iała p rzyjść w staw ka.

Za w y raźn y w ypadek tw orzenia nieorganicznego, a n ty c y p u ją ­ cego uw ażało się dotąd w ielką Im prow izacją, n apisaną ja k b y sam o­ rzutnie, niezależnie od form ow ania III cz. Dziadów, a m oże naw et p rzed powzięciem koncepcji dzieła. O kazało się jednakow oż, że to było m y ln e 7, że w ielka Im prow izacja pow stała od razu w łaśnie jako człon pisanej ju ż sceny w ięziennej, a więc w znacznym stop­ niu także organicznie. Zasadniczo ted y trzeb a się zgodzić, że Mic­ kiew icz pisał ta k w łaśnie organicznie, ciągiem porządnym , scena po scenie, pieśń po pieśni. Oczywiście, siła dowodowa arg u m en tu nie je st absolutna, w różnych okresach tw orzenia m ogło być róż­ nie, a z początkow ego okresu tw órczości brulionów m am y niew iele. 7 S. P i g o ń , P i e r w s z y z a w i ą z e k II I cz. „ D z i a d ó w “. N a u k a P o l s k a , IV, 1956, nr 1. P op rzed n io om ów ion o sp ra w ę krócej w w yd.: A. M i c k i e w i c z ,

W i e lk a I m p r o w i z a c j a z tr z e c ie j części „ D z i a d ó w “. P odobizna au tografu B ib lio ­

tek i K órnickiej oraz p ierw odruku z r. 1832 i w y d a n ia dru giego z r. 1833. W stęp oprać. S ta n isła w P i g o ń . W arszaw a 1955. T e k s t y d o Ć w i c z e ń E d y t o r , s к i с h. N r 2. R ed. serii S tefan Y r t e l - W i e r c z y ń s k i .

(6)

K O M P O Z Y C J A I C Z . „ D Z I A D Ó W “ 173 W k a ż d y m razie to, co m am y, odpis b ru lio n u i uzup ełn ien ia do

D ziadów cz. II, tw ierd zen iu pow yższem u nie zaprzecza, owszem,

może je poprzeć.

W szystko to razem w ystarcza, by jeżeli ju ż nie zaprzeczyć wręcz m n iem an iu o doryw czym jak o by try b ie tw orzenia M ickiewicza, to przy n a jm n ie j m niem anie tak ie podw ażyć tęg ą dźw ignią nieufności. Nie m a zatem dobrej racji, by przypuszczać, że tw orząc cz. I D zia­

dów M ickiew icz poczynał sobie inaczej, by sceny do siebie należące

rozrzucał k a p ry śn ie po różnych m iejscach a u to g rafu i w rezultacie dał ich splot ta k pow ikłany, że do tąd nie u d ało się z niego złożyć zadow alającej c a ło śc i8.

Je że li więc mozół jego pom ocników -scalaczy ta k był duży, a tak m ało owocny, m oże byłoby dopuszczalne skrom ne zapytanie: a czy był on w ogóle potrzebny? A może to, cośmy dostali w autografie, to w cale nie p o w ik łan y chaos, ale w łaśnie św iadom ą w olą poety n a ­ dany „n iep o rząd ek m iły “, m oże to nie bezkształtność, ty lk o w łaśnie k sz ta łt zam ierzony, choć odm iennego porządku, u strój dziw ny, ale taki, którego dziw ność należy p rzyjąć jak o cechę n a d a n ą przez tw órcę, należy ją zatem w yrozum ieć nic w niej nie gospodarując ani uładzając? J e s t do pom yślenia tak i sąd, że „D ziady — W idowisko cz. I “ to nie ,,disiecta m e m b ra 11, nie „ fra g m e n ta “, ale osobliwego k sz ta łtu frag m en t, u tw ó r ciągły, jakoś swoiście w sobie spojony, a ty lk o niedokończony.

Tę ew entualność, ta k p ro stą a długo nie dostrzeganą, w ziął pod uw agę Ju liu sz K leiner, kiedy się p odjął na now o przebadać i p rze­ m yśleć spraw ę u k ład u I cz. Dziadów. A oto w niosek, do którego doprow adziło go owo p rzeb ad an ie k ry ty czn e u tw o ru w autografie: „Całość ta nie je s t zbiorem fragm entów , lecz ty lk o u tw orem niedo­ kończonym “ 9.

K onkluzję tę, sądzę, należy p rzy ją ć jak o u stalen ie definityw ne i od niej w ychodzić w e w szelkim dalszym badaniu. W ^żmudnym p rzed zieran iu się p rzez zaw iłości tek stu w olno ją uznać za osiąg­ nięcie bezsporne.

3

Zdobyw ca tej ko n k lu zji biorąc się sam do w y d an ia w ziął roz­ b ra t ze sw ym i poprzednikam i; u gru nto w aw szy ją więc w e w niosko­ 8 S. W i n d a k i e w i c z , A d a m M i c k ie w ic z . Ż ycie i dzieła. K rak ów 1935, s. 68.

(7)

174 S T A N I S Ł A W P I G O Ń

w aniu, na jej podstaw ie u ją ł u tw ó r w odm ienną od daw niejszych całość i dał „tek st całkow ity w now ym układzie“ . B adając ten za­ proponow any przezeń „now y u k ła d “, czytając u tw ó r w jego rek o n ­ stru k c ji nie m ożem y w szelako pow ściągnąć odruchu zadziw ienia. M niej, niżbyśm y się spodziewali, odbiega on od u k ład u d aw n iej­ szego. Jeżeli chodzi o spraw ę zasadniczą, o kom asację scen В i D, to m am y ją przeprow adzoną i tu ta j. P raw d a, przeprow adzona zo­ stała z p ew n ą różnicą, niem niej jed nak. W ydaw ca układ a sceny te nie jak Klaczko i K allen bach — B a b c D , ale: B a D В b c, to znaczy tak, ja k to proponow ał był P taszyński. W scenie С zaś p rz e ­ prow adza on rów nież przegrupow anie, m ianow icie balladę o Mło­ dzieńcu Z aklętym w staw ia w środek sceny.

Te w łaśnie p rzestaw ien ia m uszą dziwić. Jakżeż to? U tw ór jedno­ lity, a przecież w ym ag ający przegrupow ań ? A u to r „nowego u k ła d u “ uzasadnia to pom ysłow o i bardzo szczegółowo. P u n k te m w yjścia jego dociekań je st fa k t jak o by stw ierdzony, że z trzech arkuszy składających się na a u to g raf (złam anych w ćw iartkę, a zatem każda składka czterokartkow a) arkusz środkow y p rzed staw ia szcze­ gólne zam ieszanie. Mieści on k o n ty n u ację sceny Starzec i Dziecię (s. 5a), ballad ę o M łodzieńcu Z ak lęty m (s. 5b, 6a, 6b), P ieśń Strzelca (7a), dalszy ciąg sceny ze S tarcem (s. 7b), jej dokończenie (na s. 8a) i C hór M łodzieży (na reszcie s. 8a i na całej 8b).

Jakoś trzeb a tę g m atw an in ę w ytłum aczyć. A u to r w ytłum aczył ją tak, że M ickiewicz składkę d rug ą zaczął pisać nie n a arkuszu (czterokartkow ym ), ale n a p ółarkuszu (dw ukartkow ym ), że zatem k a rty 5 oraz 8 stanow ią całość zapisaną p ierw otnie jedny m tchem , w ypełnioną m ianow icie środkow ym tek stem sceny C. N atom iast k a rtk i 6 i 7 w edług tego nie n ależałyby p ierw o tn ie do składki, w łą ­ czył je tam p o eta później i w pisał na nich tek sty stanow iące d ru g ą odm ienną w arstw ę koncepcji. To, co się m ieści na tej w kładce, nie splatało się organicznie w p ierw o tn ą całość, je st w yrazem rozsze­ rzenia i w zbogacenia p lan u. Do tej drugiej w arstw y dolicza a u to r (już bez poparcia racją) także scenę D, zapisaną, ja k w iem y, na d ru ­ giej k a rtc e pierw iastkow ego (a nie później jak oby dodanego) p ó łar- kusza.

Pom ysł z dodaną w k ład k ą półarkuszow ą, zastosow any w naszej potrzebie przez K lein era po raz pierw szy, rozw iązał m u ręce; on to w łaśnie spow odow ał przesunięcie b allad y w środek sceny С, a co w ażniejsza: owo skom asow anie scen В i D. Skoro scena D jest dodatkiem późniejszym , w pisanym byle gdzie, na m iejscu w danej

(8)

K O M P O Z Y C J A I C Z . „ D Z I A D Ó W ' 175 chw ili najporęczniejszym , a p rzy n ależy do p lan u rozszerzonego, je s t zatem dobrym p raw e m w ydaw cy przenieść ją i um ieścić tam , gdzie ona, jego zdaniem , ze względów treściow ych najstosow niej p rzy n a ­ leży. W ydaw ca uznał, że tak ie m iejsce jej n ajstosow niejsze jest po Ba.

Pom ysł now y, bardzo fin ezy jny i u zasadniany z w ielką m ocą przek o nan ia i sugestyw nością. Czy się jed n a k ostoi, czy w ytrzym a podm uch kry ty czn eg o sceptycyzm u? Czy nic przeciw ko niem u nie mówi? Owszem, mówi, i to n a w e t n ie jeden, ale kilk a względów niebagatelnych.

Pierw szy ten, że — co łatw o stw ierdzić — om aw iany tu pół- arkusz p ierw iastk o w y i półark usz w kładki później jako by dodanej stanow iły poprzednio jed n o litą m a te ria ln ie całość. Piszący, złożyw­ szy cały arku sz w ćw iartk ę, przeciął go u góry tęp ym narzędziem (zapewne ty m sam ym piórem gęsim, k tó ry m pisał tekst); pow stały w skutek tego w p ap ierze zęby, k tó re dość złożyć, żeby widzieć, że całkow icie do siebie przy stają. N ie ulega w ątpliw ości: składka au tografu środkow a cztero k artk o w a (k. 5— 8) pow stała z jednego i tego sam ego arkusza. Dlaczego by po eta m iał go rozdzielać, część zapisywać, a część odkładać do jakiegoś późniejszego użytku, skoro w obu obocznych sk ład kach całoarkuszow ych tego nie robił? D la­ czego pisał n a półskładce tylko, chociaż treści do zapisania m iał tak wiele? B rak n a m n a to odpowiedzi. Jeżeli zaś część środkow a składki, pochodząca z tegoż arkusza, m iałaby być w kład ką później­ szą, to trz e b a by przy jąć, że na tę późniejszość b ardzo tam m ało zostało czasu. Przecież p o eta oddartego p ó łarku sza specjalnie na ową w kładkę nie przechow yw ał, zapisując pierw szy pó łark u sz jesz­ cze jej potrzeby nie przew idyw ał.

Trudność druga. Żeby uzasadnić fakt, że balladę, a więc u tw ór należący do d rugiej w arstw y , tzn. jak o by późniejszy, zaczął poeta pisać nie na później n iby to dodanym półark uszu w kładkow ym , zatem nie n a s. 6, ale ju ż n a 5b, m usiał w ydaw ca przyjąć, że zapi­ sując p ółarkusz p ierw iastk o w y M ickiewicz odw ro tną stro n ę jego pierw szej k a rtk i (w łaśnie k a rtk ę 5b) zostaw ił czystą. Dlaczego? Nie w iem y i nie w yd aje się to praw dopodobne, skoro drugiego takiego przy k ładu w ty m au to g ra fie nie ma.

Ani pierw szej, ani d ru giej z ty ch trud n ości badacz w toku arg u ­ m entacji swej nie dotyka. T rudności trzeciej dotknął, ale w sposób nie przekonyw ający. Z daniem jego te k st przem ow y Starca, koń­ czący się na s. 5a w ierszem :

(9)

176 S T A N I S Ł A W P I G O Ń

L ecz i ty m n ie porzucasz, jak in n i rzucili...

— łączy się organicznie z czterow ierszem końcowym , zapisanym jak ob y ty m sam ym rozm achem pióra na stro n ie 8a. N atom iast ustęp tej przem ow y od w iersza:

P ójd ę sam . K to w dzień b łąd zi i ż y w y c h n ie słyszy... aż do w iersza:

P o b ło g o sła w w n u k o w i, n iech aj u m rze m łod y

— m a stanow ić ustęp w arstw y drugiej, dopisany później na stro nie 7b. Ale cóż poczniem y z faktem , że koniec tej rzekom ej w staw ki w iąże się rów nie co n ajm n iej organicznie z początkiem p rzy le g ają ­ cego do niej m ate ria ln ie czterow iersza końcow ego ze stro n y 8a:

B ądź zdrów ; stój i raz jeszcze ściśn ij dziada rękę!

A jeszcze w ażniejsze, co poczniem y z faktem , że początek rzeko­ m ej w staw k i ze s. 7b nie w iąże się zu p ełnie z sy tu acją p oprzedza­ jącą, ja k a p o w staje po w yśpiew aniu ballady, tzn. z sy tu acją m ającą w tym układzie w yprzedzać zachow anie się i słow a Starca:

P ójd ę sam . K to w d zień b łąd zi i ż y w y c h n ie słyszy...

S tarzec pow inien by chyba jakim ś dobry m słow em podziękow ać dziecięciu za piosnkę...

H ipoteza k o n stru k c y jn a K leinera, o p eru jąca dom niem aniam i nie dość uzasadnionym i, budzi, ja k w idzim y, w ątpliw ości sporo, w ą tp li­ wości przecież nie błahych. M ając tedy w p o d ejrzeniu jej zasadność i trafność, d ajm y spokój pien iactw u o każde ogniwo arg u m e n ta c ji autora, a nie negując w sam ym tekście u tw o ru trudności, k tó re ową hipotezę w yw ołały i k tó re ona m iała rozw iązyw ać i uchylić, spró­ b u jm y z trudnościam i tam ty m i u porać się na w łasn ą rękę.

4

F a k t je s t faktem . Środkow a składk a au to g ra fu I cz D ziadów ob ejm u je część tek stu p odaną rzeczyw iście bez należytego ładu, nie w ciągłym toku, ale zaw ikłaną. W nętrze jej z a jm u ją dw a u tw o ry p oniekąd sam oistne, ostatecznie p rzy n ależn e do u tw o ru nadrzędnego, ale w auto g rafie nie w chodzące w swe n ależy te m iejsca tek stu . Są to: ballad a o M łodzieńcu Z ak lęty m i P ie śń Strzelca. R ek o n stru k to r, z którego w yw odam i tu szerm ujem y, tw ierdzi, że zostały one n a p i­ san e i włączone tam później na dodanej w kładce. Sądzę, że było

(10)

K O M P O Z Y C JA I CZ. „ D Z IA D Ó W “ 177 w ręcz przeciw nie: są to u tw o ry wcześniejsze, pom yślane i utw orzone daw niej, początkow o n ajpew niej n aw et bez organicznego jeszcze zw iązku z I cz. D ziadów 10.

O bydw a one są czystopisam i, zostały zatem w naszym autografie skopiow ane z w cześniejszych brulionów . Co do Pieśni S trzelca nie m a w ątpliw ości: sta ra n n y krój pism a, b rak kreśleń dowodzą n a j- oczywiściej, że to czystopis. Ale nie może co do tego być w ą tp li­ wości rów nież przy balladzie: i ją zapisał tam poeta we w cześniej­ szym, w całości sform ow anym tekście (naw et pod pierw otnym , od­ m iennym tytu łem ), a więc przepisał z brulionu. Ma ona kreślenia i przeróbki, ale te pochodzą z czasu późniejszego, poczynione zo­ stały m ianow icie wtenczas, kiedy u tw ó r cały w pierw o tn y m brzm ie­ niu b ył już w pisany n a arkusz, tudzież w tedy, kiedy — zaraz na n a ­ stępnej stro n icy — była tam w pisana rów nież Pieśń Strzelca.

P rz era b ia jąc ballad ę zm ienił poeta w szczególności jej zakoń­ czenie: p rzek reślił dw ie końcowe zw rotki, a na ich m iejsce napisał pięć now ych. Z ty ch now ych trzy zdołał pom ieścić jeszcze na tej samej stronicy (6b), u dołu w głów nej kolum nie, ale na dw ie pozo­ stałe brakło m u m iejsca. Nie przeniósł ich w szelako na s. 7a, tylko w pisał na w ąskim p raw y m m arginesie tejże s. 6b, przy czym roz­ łożywszy półarkusz, m usiał nim i zająć rów nież część lew ego m arg i­ nesu stronicy 7a. U czynił to w szelako w ten sposób, żeby nie w cho­ dzić na te k st P ieśn i Strzelca. N ajoczyw istszy dowód, że s. 7a była już zapełniona tekstem , że Pieśń S trzelca już tam była w pisana. W niosek stą d rów nież oczywisty, że popraw ki ballad y M łodzieniec Z aklęty są po p raw k am i poczynionym i na czystopisie, k tó re zostały tam w niesione w cześniej jeszcze (bo na stronicach poprzednich) niż Pieśń Strzelca. Oba u tw o ry są zatem w cześniejsze od reszty o ta ­ czającego je, n iew ątp liw ie brulionow ego tek stu dram atycznego, To nie może ulegać w ątpliw ości.

10 W olno tak m niem ać, n ie m ożna b o w iem zaprzeczyć, że n ie ca łk o w icie harm onizują one z tek stem głó w n y m . N ie zostało tam u zasadnione, d laczego ballada m ia ła b y być dla Starca utw orem tak sp ecja ln ie u lu b ion ym . R ów nież n ie tłu m aczy się jasno, d la czeg o to m a rzy ciel G ustaw , „lich y strzelec, uchodząc szyd erstw to w a rzy szy “, sk om p on ow ał n ie jedno z „dum ań“, ale tak m ocno en tu ­ zjastyczną apoteozę ju n a ctw a m y śliw sk ieg o , to znaczy tego, o czym w tek ście b ęd zie m ó w ił z przekąsem . N astrój p ieśn i harm on izu je z pierw ow zorem W e - b e r a, ale n ie h arm on izu je d o sta teczn ie z sy tu a cją i charak terem G ustaw a. Oba u tw ory zostały w sta w io n e w k o n tek st innorodny i n ie są ca łk o w icie z nim zgrane.

(11)

178 S T A N I S Ł A W P I G O Ń

W tak im razie jakże w ytłum aczyć ta k dziw ny porządek tekstów w składce środkow ej, jednorodnej, z tego samego, ja k już wiemy, pow stałej arkusza, a nie złożonej z dwóch półarkuszy różnorodnych? Sądzę, że zupełnie prosto. P oeta przepisał sobie balladę i Pieśń, żeby m ieć pod rę k ą teksty, k tó re postanow ił był w łączyć do tw o­ rzonego w łaśnie w iększego dziełka; w pisał zaś w osobnej składce arkuszow ej, zaczynając od odw rotnej stronicy pierw szej k a rtk i i w y ­ pełn iając n im i w ew n ętrzn y ch stronic cztery. K iedy tek stem głów ­ nym zapisał do końca składkę arkuszow ą pierw szą (tzn. s. 4b), sięg­ nął po składkę dalszą i dalszy ciąg tek stu pisał na niej (s. 5a). K iedy i tę zapisał, znalazł w ew n ątrz składki cztery dalsze stronice już za­ pisane, zostaw ił je więc, a bezpośredni ciąg dalszy te k stu z s. 5a k ontynuow ał zaczynając od najbliższej w olnej stronicy, w łaśnie od 7b. Resztę składki, tzn. s. 8a i 8b, w yp ełn ił za ty m sam ym im petem tw órczym dalszym ciągiem części d ram atycznej, w szczególności sceną D.

Nie m a więc b y n ajm n iej dw uw arstw ow ości w in teg raln ej części utw o ru dram atycznego. D w uw arstw ow ość, jeżeli o niej m ówić n a ­ leży, ogranicza się do tego, że p oeta przysposobił sobie osobno tek sty dw u daw niej utw orzonych w staw ek, k tó re postanow ił włączyć w utw ór, a przepisyw ać ich ponow nie w m iejscach n ależy ty ch nie chciał. W łączył je więc w środek brulionu, nie zatroskany o to, że one tam m ate ria ln ie nie całkow icie p rzystają. Nie było m u to po­ trzebne, skoro w zm ianki w tekście determ in o w ały sam e zupełnie w yraźnie m iejscow ą ich przynależność.

Tak po p ro stu zrozum iany i w yjaśniony przebieg procesu p isa r­ skiego pozw ala n a pew ne w nioski dotyczące k o n stru k cji utw oru. Nie m a m ow y o dw uw arstw ow ości pom ysłu w części dram atycznej dzieła, nie było na to ani m iejsca, ani czasu; w szystkie sceny dia­ logowe pow stały na podłożu jednego planu, są jednorodne. Nie m a danych, żeby jed n e zaliczyć do jednego porządku koncepcyjnego, a inne do drugiego. S to ją one obok siebie na rów ni i pow stały w przebiegu snucia tej sam ej, nie przery w an ej osnowy. U tw orzony fra g m en t I cz. Dziadów pow stał w kró tk im czasie i zasadniczo z jed ­ nego rz u tu n . Za owoc drugiej fazy tw orzenia m ożna by w ostatecz­ ności wziąć scenę E.

11 P rzy sposobności nasu n ąć się m oże za g a d n ien ie chronologii: z jakiego czasu pochodzi fragm en t I cz. D z i a d ó w ? S ąd y są tu rozbieżne, b ad acze w iążą go z la ta m i różnym i. Żeby n ied a lek o sięgać, K l e i n e r m a go za u tw ór co n a j­ m niej z r. 1821 (cytow an ej odbitki s. 4), U j e j s k i n atom iast stw ierd za, że

(12)

K O M P O Z Y C J A I C Z . „ D Z I A D Ó W “ 179

5

Żeby te ra z w rócić do zagadnienia k o n stru k cji, trzeb a pow ie­ dzieć, że an i w zględy chronologiczne, an i koncepcyjne nie u p ra w ­ n iają do tego, by scenę D w yłączać z zespołu, by ją trak to w ać jako nanośną, drug o w arstw ow ą, a co za ty m idzie, by sobie pozw alać n a sw obodne jej przem ieszczanie to tu, to tam . W każdym razie trzeb a pow iedzieć najw y raźn iej, że sta n rzeczy w au to g rafie niczym a niczym nas do tego nie upow ażnia. Nie m a zatem racji, dających się filologicznie uzasadnić, k tó re by skłaniały do tego, by p rze k a ­ zując d ru k ie m zespół scen utw o rzon y ch przez M ickiewicza pt.

,,D ziady — W idowisko cz. I.“ w zespole ty m bez dostatecznego

upo-praca nad n im „n ie zaczęła się w cześn iej n iż w ciągu r. 1822“ ( R u c h L i t e ­ r a c k i , III, 1928, s. 261), P rzyczyn ą tej rozb ieżności jest jed n o w y ra żen ie w liśc ie M i c k i e w i c z a (Dzieła. W yd an ie N arodow e. T. 14. W arszaw a 1953, s. 195, lis t z 4/16 X II 1822), g d zie p ow iad a do Jana C zeczota: „pierw szą część

D z ia d ó w troch ę pop raw iam w e d le u w a g B o ro w sk ieg o n ieg d y ś m n ie czy n io ­

n y ch “. J e ż e li „ n iegd yś“, to część ta m u sia ła p o w sta ć d u żo w cześn iej.

A le M ick iew icz w lista ch do C zeczota u ży w a o k reślen ia „część p ierw sza “ w d w o ja k im zn aczen iu : część c h ro n o lo g iczn ie p ierw sza , tzn. n a jw cześn iejsza , a w ięc d zisiejsza cz. II, oraz p ierw sza w zn aczen iu p orządkow ym , tzn. frag­ m en t części I. Otóż w za cy to w a n y m w y żej zdaniu listu o k reślen ie u ży te jest w p ierw szy m z ty c h znaczeń. B o r o w s k i p oczyn ił p o e c ie u w a g i nad cz. II, fragm en tu cz. I n ie znał. T ek st jego, jak słu szn ie za u w a ż y ł W i n d a k i e w i c z

(op. cit., s. 68), „znajduje się w ta k im stan ie, że n ik om u p rzed sta w io n y b yć n ie

m ó g ł“. C hcąc m n iem ać in aczej, trzeba b y p rzyjąć — jak zresztą przyjm u je K l e i n e r („ D zia d ó w “ część p i e r w s z a , s. 4), a co d op u szczał W i n d a k i e w i c z

(P ró b y i p o m y s ł y d r a m a t y c z n e M i c k ie w ic z a . P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , X X X ,

1933, s. 67) — że M ick iew icz p rzep isa ł so b ie tę część n a czysto, ale „czystopis w raz z pop raw k am i z a g in ą ł“. H ipoteza to ponętna, ty lk o że na to n ie m a ani cien ia dow odu.

S p raw a jest n ie w ą tp liw ie tru d n a i n ie m a co p rzeczyć, że b ez n o w y ch da­ n ych fa k ty czn y ch (a na te p rzecież się n ie zanosi) rozstrzygn ąć b ezsp orn ie się n ie da. G ło w iłem s ię ju ż b y ł nad n ią w rozp raw ie D o ź r ó d e ł „ D z i a d ó w “ k o w i e ń -

s k o - w i l e ń s k i c h (zob. teraz S tu d i a li ter ackie. K rak ów 1951, s. 108 i n.) i n ie są ­

d zę, żeb y p odaną tam k on k lu zję, że poeta p isa ł cz. I n a d w a zaw ody, n ależało zm ien iać. O w szem , dałab y się poprzeć d alszym i argu m en tam i (np. tym , że ro­ m an s V a lé r i e m ógł M ick iew icz poznać n ajw cześn iej w ła ś n ie u sch yłk u r. 1820 (zob. A r c h i w u m F ilo m a tó w . Cz. I. K o r e s p o n d e n c j a . 1815— 1823. W yd. Jan C z u ­ b e k . T. 2: 1820. K rak ów 1913, s. 315) i pod jeg o św ie ż y m w p ły w e m b y ł w ła śn ie n a początk u roku 1821). P róbę w y k o ń czen ia cz. I p o d ją ł M ick iew icz w ten czas, g d y a k tu a ln a się sta w a ła sp raw a w y d ru k o w a n ia obu c zęści g otow ych , które p oeta c h c ia ł w ja k iś sposób ściślej spoić, a w ię c n a sc h y łk u 1822 czy w p ie r w ­ szy ch ty g o d n ia ch 1823 roku. W k a żd y m ra zie przed 1/13 II, k ied y ju ż zd ecyd

(13)

180 S T A N I S Ł A W P I G O Ń

w ażnienia poety cokolw iek kom asować, rozryw ać czy przem iesz­ czać. J a k n a jw ie rn ie j uszan u jem y in ten cję tw órczą i w olę poety przek azując d ru k iem tek st u tw o ru w takim brzm ieniu, w takim układzie, ja k i zn ajd u jem y w autografie. On je st niew ątpliw ie n a j­ w łaściw szy, jak n ajb ard ziej autoryzow any.

No, dobrze — pow ie ktoś, ale co zrobić z trudnościam i im m a- n entnym i, k tó re w szystkich, dosłow nie w szystkich, a więc i n a jg łę ­ biej filologicznie w drożonych w ydaw ców sk łaniały do rozryw ań, sp ajań i p rze su w a ń w pozostaw ionym tekście?

T rudności są, nie m ożna ich negować. A le porając się z nim i nie m ożem y zapom inać o k ard y n a ln ej zasadzie postępow ania filolo- cznego. T ak ą zaś zasadą jest: n a jp ie rw m ożliw ie pew ne i n iew z ru ­ szone u stalen ie faktu, a in te rp re ta c ja potem ; z fak tu trzeb a w nio­ skować o egzegezie, a nie na odw rót. Jeżeli fa k t jest bezsporny, to od tego w łaśnie są in te rp re ta to rz y , by sobie nim głowę łam ali, by go w sposób uzasadniony w ytłum aczyli. N iedaleko zajdzie filolog, k tó ry zaczyna od in te rp re ta c ji i nią dopiero w zm acnia czy dopraw ia fakty.

W naszym w y p adk u trudn o ść polega na tym , że zarów no w sce­ nie В b, ja k i w scenie D w y stęp u je Chór Młodzieży, niechyb nie ten sam i w tej sam ej pom ocniczej funkcji: asy stuje on w stępnem u sta ­ wał, że „część p ierw sza do tego tom iku w y g o to w a n a być n ie m oże“. N a jej to m iejsce p rzy szed ł Upiór.

P iszą cy te słow a w y d a ją c I cz. D z ia d ó w (D z ie ł a . W yd an ie N arodow e. T. 4. W arszaw a 1949) p oszed ł jeszcze torem złej tradycji, trzym ał się zasadniczo uk ładu K a l l e n b a c h a . U m n iejszyć jego w in ę m ogłob y chyba to, że w o w o - czesnych w aru n k a ch n ie m ia ł m ożności p rzestu d iow an ia p on ow n ie autografu, badanego on giś zb yt pobieżnie. D la zrealizow an ego w szela k o później W yd a­ nia J u b ileu szo w eg o zan ied b an ie odrobił, p rzestu d iow ał m o żliw ie sk ru p u la tn ie autograf, co praw da n ie z au ten tyk u , ale z jego d oskonałej fotokopii, stan o­ w iącej w ła sn o ść M uzeum M ick iew iczo w sk ieg o w W arszaw ie. R ezu ltatem p rze­ stu d iow an ia jest n ow a k oncepcja przedruku, zrealizow an a w tym w y d a n iu po m y śli p ow yższych u w ag, k tóre są jakby m otyw acją ow ej d ecyzji, m otyw acją, na którą w sam ym w y d a n iu m iejsca n ie było.

U k ła d p rzy jęty w W yd an iu N arod ow ym został słu szn ie n agan ion y przez recen zen ta (K. G ó r s k i , Z agadn ien ie e m e n d a c ji t e k s t ó w M i c k ie w ic z a . P a- m i ę t n i k L i t e r a c k i , X L V , 1954, z. 3, s. 157 i n.) za sw ój ek lek tyzm . N a­ tom iast pom ieszczon a w recen zji propozycja p ozytyw n a b u dzić m u si n ieja k ie zastrzeżen ia. R ecen zen t jest za u m ieszczen iem scen y D przed E, co słuszne. A le zarazem a k cep tu je on u k ład scen y С w ed łu g propozycji K lein era oraz popiera jeg o k on stru k cję scen y D; u stęp y zaś D i E doradza p otrak tow ać jako takie, „których n ie u m iem y w sposób n ie budzący w ą tp liw o ści złączyć z resztą“ utw oru. N ie w y d a ło się dosyć u zasad n ion e p ójście za tym i su gestiam i.

(14)

K O M P O Z Y C J A I C Z . „ D Z I A D Ó W “ 181 dium obrzędu, pochodowi na Dziady, ale do obrzędu samego należeć nie będzie. Otóż w scenie В b tę fun k cję pom ocniczą on już w ypeł­ nia, a w scenie D zapow iada, że ją dopiero z woli G uślarza w y peł­ niać będzie. Logika akcji zatem , po p ro stu w zięta, dyktow ała za­ rów no P taszyńskiem u, jak i K leinerow i przeniesienie sceny D przed В b.

Otóż konieczne to nie jest. U przytom ni się nam to, skoro w eź­ m iem y pod uw agę dw a względy.

P ierw szy ten, że — ja k to już w r. 1910 u stalił B ruch nalsk i 12 — M ickiewicz pisząc I cz. D ziadów chciał przeprow adzić osobliwą próbę: usiłow ał m ianow icie zastosować p rze jętą z m isteriów śred ­ niow iecznych zasadę sceny sy m u ltan n ej. W m yśl tego posłużył się pom ysłem sceny dw u- czy trójd zieln ej, na której przy odsłoniętej wciąż k u rty n ie różne ogniska akcji po kolei dochodzą do głosu. S tąd w e w skazów kach inscenizacyjnych w ystępuje tu raz „ p ra w a “, raz „lew a stro n a te a tr u “ . Z asada pozw oliła autorow i objąć w tej sa­ m ej odsłonie m iejscow ości ta k odległe, jak pokój Dziewicy i puszczę leśną, a zgodnie z zam ierzeniem zarów no drogę na cm entarz, jak niew ątpliw ie i sam ą kaplicę cm en tarn ą. Pozwoliła, rów nie ja k o jed ­ ność m iejsca, nie dbać także o jedność czasu i ścisnąć w jedno w i­ dowisko akcję dłuższą, zapew ne obejm u jącą dni kilka co najm niej. Rzecz jasna, stać się to m ogło jed y n ie przy znacznym zredukow aniu realistyczny ch postulatów upraw dopodobnienia toku w ydarzeń.

K o n stru k cji ta k pojętego „w idow iska“ nie m ożem y ted y m ierzyć logiką realistycznej k o n stru k cji szekspirow skiej. W szczególności nie je st nam tu potrzeb n a więź logiki czasowej. A uto r obchodzi się z nią n a d e r swobodnie. Z aczynając na czele sceny D pisać w ska­ zówkę: ,,G uśl[arz]“ — dopuszczał poeta przejściowo, że na cały czas długiej sceny S tarca z Dziecięciem Guślarz, spieszący z grom adą w ieśniaków na cm entarz, p rzy stanął, by owego przeciągłego dialogu w ysłuchać, co przecież realisty czn y m praw dopodobieństw em uza­ sadnić się nie da. W ty m stan ie rzeczy rów nież rozerw anie cza­ sowe scen В b i D nie może razić niepraw dopodobieństw em ; uzasadnia się ono doskonale n a tu rą koncepcji fu n d am entalnej, w znacznym stopniu arealisty czn ej, je st w jej stylu.

Jeżeli zaś chodzi o m yślow ą logikę akcji w iążącej obie te sceny, to i tu ta j rażących n iekonsekw encji w cale nie m usim y się d o p a try ­

12 W. B r u c h n a l s k i , P r z y c z y n k i do g e n e z y „ D z ia d ó w “ w il e ń sk ic h . P a - m i ę t n i k L i t e r a c k i , IX , 1910.

(15)

182 S T A N I S L A V / P I G O Ń

wać. Scena В b odtw arza pew ne epizody z pochodu ku cm en ta­ rzysku. Podczas pochodu tego Chór M łodzieży w daw ał się w roz- m ow y ju ż to z D ziew czyną (czy raczej wdową), już też ze Starcem . Ani ich w itał, ani błęd ny m w skazyw ał drogę, ani u sp o kajał lęk li­ wych, ani ty m m niej p y ta ł w racający ch. W pew nym m om encie za­ trzy m a ich G uślarz n a m iejscu i tam w łaśnie przyk aże im to w szystko jako powinność. Cóż w ty m może dziwić, cóż tu je s t sprzecznego z logiką rozw oju akcji? Sprzecznego do tyła, żeby aż kazało burzyć porządek n ad any scenom przez poetę. Przecież na obrzęd pójdzie nie tylko g ru p a w ieśniaków tow arzysząca Guślarzow i, pójdą jeszcze inni, pójdzie Dziewica, pójdzie n iew ątp liw ie i G ustaw . C hór Mło­ dzieży i wobec nich będzie m usiał w ypełnić sw oją powinność. Tam m iał parodos, tu m a swój stasim on.

J a k zatem w idzim y, an i w zględy filologiczne, w ynikające ze stan u rzeczy w autografie, ani in te rp re ta c y jn e , postulow ane logiką roz­ w oju akcji, nie sk łan iają do tego, by sceny fra g m en tu uw ażać za

m em b ra disiecta bez ładu i składu, za gąszcz nie sform ow anych n a ­

leżycie pom ysłów i pierw szych rzutów . W szystko n atom iast św iad­ czy, że w dochow anym fragm encie o trzym aliśm y u tw ó r rzeczyw iście nie ukończony i zaniechany, ale w tym , co zostało napisane, je d ­ nolity, zw arty, spojony sw oistą niew ątpliw ie, odm ienną od opatrzo­ nych i osłuchanych, niem niej św iadom ie p rz y ję tą i w y trzy m an ą konsekw entnie logiką ustrojow ą.

In ny m i słowy, trzeb a po p ro stu przyznać, że w gruncie rzeczy p roblem u kom pozycji p rzy ty m u tw orze w ogóle nie m a; problem ten rozw iązał za nas całkow icie sam poeta. Nie zachodzi b y n a j­ m niej potrzeba, by m u w ty m pom agać, by go uzupełniać czy zgoła zastępow ać. Z ostaw iony przezeń tek st m a swój uzasadniony porządek. Sit, u t est\

Cytaty

Powiązane dokumenty

blachodachówka na rąbek stojący firmy Ruukki płyta poszycia dachu- Steico Uniwersal 35mm kontrłaty 22x45, łaty 45x36. Rynny metalowe 125mm ,powlekane

nazwę przedmiotu, imię/imiona i nazwisko słuchacza studiów podyplomowych, oceny oraz datę i podpis osoby zaliczającej przedmiot oraz kartach osiągnięć słuchacza

ZASADA OGÓLNA załatwienie sprawy wymagającej przeprowadzenia postępowania dowodowego powinno nastąpić bez zbędnej zwłoki, jednak nie później niż w ciągu miesiąca, a

Tomasz Stępień, Teresa Wierzba-Bobrowicz, Eliza Lewandowska, Paulina Felczak, Sylwia Tarka, Dominik Chutorański. 13.50–14.10 PRZERWA OBIADOWA/ZEBRANIE

Jeśli jednak zablokowanie aplikacji ogranicza sprawdzanie poczty elektronicznej, korzystanie z kalendarza, kontaktów lub dostęp do WiFi oraz VPN, być może warto zastanowić się,

Modernizacja programu nauczania, w szczególności modułów na kierunku zgodnie z oczekiwaniami rynku (interesariuszy), ze szczególnym uwzględnieniem nauczania

„wnioskodawcą”, przekazują w formie dokumentu elektronicznego przez teletransmisję danych oraz pobierają drogą elektroniczną potwierdzenie wysłanej informacji

o pracowniczych planach kapitałowych (Dz.U. W przypadku odpowiedzi „NIE” proszę podać podstawę prawną uzasadniającą to stanowisko. 2) w kolumnie nr 4 tabeli nr